Exclusive
Szkoła bez domu
20
min

Polscy nauczyciele są pod wrażeniem mądrości ukraińskich dzieci – mówi Lilia Andrejewa, psycholożka

Od początku rosyjskiej inwazji minęły już ponad dwa lata. Jak w tym czasie ukraińskie dzieci zaadaptowały się w polskich szkołach? Z jakimi problemami psychologicznymi się zmagają? Co rodzice i inni dorośli powinni zrozumieć, by im pomóc? Sestry zapytały o to Lilię Andrejewą psycholożkę, psychoterapeutkę, superwizorkę fundacji „Zustricz”, trenerkę i współzałożycielkę Centrum Pomocy Psychologicznej PTSD w Krakowie

Olga Pakosz

Lilia Andrejewa. Zdjęcie z prywatnego archiwum

No items found.

Olga Pakosz: Dwa lata wojny to dwa lata adaptacji ukraińskich dzieci w polskim środowisku edukacyjnym. Jak sobie radzą?

Lilia Andrejewa: W fundacji „Zustricz” nie pracuję z dziećmi jako klientami. Pracuję tam jako superwizorka psychologów pracujących z dziećmi. Miałam tu do czynienia z różnymi potrzebami ukraińskich dzieci i ich rodziców dotyczącymi polskich szkół. Ogólnie nasze dzieci całkiem nieźle się adaptują, ale wciąż jest wiele problematycznych kwestii, które potrzebują rozwiązania.

Łatwiej adaptują się młodsze dzieci, trudniej nastolatki – dzieci ze starszych klas, licealiści i studenci

Dlaczego tak jest?

Główny problem to język. Znajomość i poziom opanowania języka najbardziej wpływa na komunikację, a co za tym idzie – na adaptację. Młodsze dzieci są elastyczne i szybko uczą się nowych języków. Moja córka poszła do pierwszej klasy w Polsce i mówi bez akcentu, a nauka nie sprawia jej trudności. Starsze dzieci mają problemy nawet z terminologią: fizyka, matematyka, chemia, historia, geografia – tego wszystkiego w zasadzie trzeba uczyć się od nowa. A jeśli są egzaminy – 8 klasa lub liceum – to już jest duży problem.

Nastolatki trudniej się adaptują także dlatego, że w większości przypadków wyjechali nie z własnej woli. Jeżeli dorośli świadomie wybrali bycie uchodźcami lub migrację (bądźmy szczerzy: nie wszyscy uciekli przed wojną), to dzieci nikt o to nie pytał. Dzieciom się mówi: „Wyjeżdżamy”. Dlatego często bunt nastolatków wynika z tego, że opuszczają nie tylko swoją szkołę, swój kraj, ale także swoich przyjaciół.

Zdjęcie: Jakub Orzechowski/Agencja Wyborcza.pl

A w okresie dojrzewania trudno znaleźć przyjaciół...

Niektórym łatwiej, niektórym trudniej, ale tych drugich jest więcej. Duży wpływ ma na to światopogląd rodziców. Jeśli rodzice łatwo się adaptują, jeśli udaje im się tutaj zorganizować swoje życie, nawiązać nowe znajomości, znaleźć pracę, to dzieciom też jest łatwiej.

Jeżeli rodzice lub opiekunowie tęsknią za domem, chcą wrócić, często mówią o nienawiści, a nawet złości, to oczywiście przenosi się to na dzieci. Ale i dzieci również mogą mieć wpływ na dorosłych.

Zdarza się, że tak łatwo adaptują się w polskich szkołach, że rodzice zaczynają adaptować się do nowego środowiska w ślad za nimi

Wszyscy boją się buntu nastolatków. Jakie są jego objawy?

Kiedyś w internatach Krakowa prowadziliśmy treningi dla nastolatków i dawaliśmy im zadanie, aby przedstawili siebie w społeczeństwie w technice kolażu lub rysunku. Jedna grupa namalowała kaktusy, które kwitną. Zapytałam, co to oznacza. Dzieci odpowiedziały: „Jesteśmy kwiatami, ale jesteśmy kolczaste”.

Objawy buntu nastolatków to stały rollercoaster: szybkie zmiany nastroju nawet sto razy dziennie. „Teraz czuję się dobrze, za sekundę mogę być zły”. „Uczucie, że nie jestem wolna i jednocześnie nie mogę się oddzielić”. Podczas buntu wielu nastolatków (lub ich rodziców) zwraca się do nas z problemem samookaleczania. Chłopcy i dziewczęta celowo uszkadzają swoje ciała, tną skórę, ponieważ czują się bardzo źle psychicznie.

Podobną naturę ma adaptacja: „Nie chcę być tutaj, chcę wrócić”.

Jeśli chodzi o powrót do Ukrainy, to czy dzieci zdają sobie sprawę z niebezpieczeństw, które tam panują?

Nie zawsze. Często czują niebezpieczeństwo tutaj, w Polsce. Jest im tu tak trudno, że chcą wrócić tam, gdzie było im dobrze. Na początku wojny, kiedy rodzice je zabrali, wszystko działo się tak szybko, że nie każde z nich zrozumiało, dlaczego zostało wywiezione. Dlatego pojawia się pragnienie, aby trzymać się czegoś znajomego – przyjaciół czy krewnych, którzy zostali w Ukrainie.

Bunt nastolatków to chęć zrobienia czegoś bez świadomości, że to może być niebezpieczne

Innym objawem jest totalne nieakceptowanie swojego  wyglądu. To, jak również problemy z wagą, częściej zdarzają się u dziewczyn. Chodzi o bulimię lub anoreksję, które są odzwierciedleniem braku akceptacji otoczenia i siebie w tym otoczeniu.

Czy wiele ukraińskich dzieci szuka pomocy?

Bardzo wiele. Zazwyczaj młodsze dzieci są przyprowadzane przez rodziców, natomiast nastolatki – i to mnie zaskakuje – przychodzą same. Mieszkam w Krakowie od 8 lat i przed wojną nastolatków trzeba było wyciągać na takie konsultacje. Teraz sami proszą rodziców, by zapisali ich na terapię. Albo przychodzą sami, a potem przyprowadzają jeszcze rodziców...

Ostatnio mieliśmy sytuację, kiedy 10-letni chłopiec przyprowadził sąsiadkę, 14-letnią dziewczynkę, do psychologa w fundacji, ponieważ tę dziewczynkę bił ojciec. Przyprowadził ją za rękę i powiedział: „pomóżcie”.

Świadomość nastolatków jest na wysokim poziomie. To pozytywny sygnał, że rozumieją, że coś jest nie tak. Są bardziej świadomi niż my byliśmy. I kiedy coś im nie odpowiada, chcą to naprawić. Mają wiele pytań do siebie, do swojego wieku, do teraźniejszości, do przyszłości.

Jest kategoria nastolatków, którzy przyjechali do Polski i mieszkają tu sami, podczas gdy ich rodzice zostali w Ukrainie. Często można usłyszeć od ich krewnych, że te dzieci cierpią z powodu niechęci do dorastania: „Dlaczego to mi się przytrafiło? Nie chcę być dorosłym i wszystko załatwiać”.

Tak, to bolesny temat. Ci nastolatkowie nie przeszli przez wszystkie etapy dojrzewania i separacji. Na szczęście przez te dwa lata nie spotkałam się z przypadkami samobójstw wśród nastolatków ani o takich przypadkach nie słyszałam. Ale przed wojną takie się zdarzały.

Jeśli udało się zainterweniować, kończyło się tym, że dziecko zaczynało normalnie się uczyć, chodzić na różne zajęcia i odnajdywać swoje miejsce. Czasem rodzice przyjeżdżali do takich dzieci, mieszkali z nimi, ponieważ separacja okazała się nie do zniesienia lub niemożliwa.

Innym bolesnym tematem wśród nastolatków jest wybór: „kim się widzę”. Czy podobają mi się dziewczyny, czy chłopcy. Dziś to modny trend – określanie swojej seksualności.

Zdjęcie: Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl

Jak pomóc dzieciom?

Dzieci trzeba słuchać. I słyszeć je. Trzeba mieć dla nich zasoby. Nie można ich wysyłać do terapeuty ze słowami: „Zróbcie coś z moim dzieckiem” – a takie przypadki niestety stanowią 80 na 100. Chociaż znacznie skuteczniejsze jest, gdy rodzice przychodzą z dziećmi i najpierw zajmują się sobą – tym co się dzieje w rodzinie, jak sami się komunikują i jak odnoszą się do swoich dzieci.

Zdjęcia: Shutterstock. Zdjęcie w zajawce: Tomasz Pietrzyk/Agencja Wyborcza.pl

No items found.

Dziennikarka, redaktor. Od 2015 roku mieszka w Polske. Pracowała w wielu ukraińskich mediach „Postupt”, „Left Bank”, „Profile”, „Realist.online”. Autor publikacji na tematy ukraińskie i polskie: aspekty gospodarcze, graniczne, dziedzictwo kulturwe i upamiętnienie. Współorganizatorka inicjatyw dziennikarskich przyjaźni ukraińsko-polskiej. Pracowała jako trenka w ramach unijnego programu „Prawa kobiet i dzieci na Ukrainie: Komponent Komunikacyjny”.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Jaryna Matwijew: Czym zajmuje się Brave1?

Natalia Kusznierska: Jedną z naszych misji w tej wojnie jest zminimalizowanie zaangażowania ludzi na polu bitwy poprzez wykorzystanie nowoczesnych technologii. Zaletą robotów naziemnych jest to, że mogą przejąć wiele zadań, które obecnie są wykonywane wyłącznie przez ludzi – jak misje bojowe, zwiad, ewakuacja rannych czy transport prowiantu i amunicji. Przykładowo, w ciągu tygodnia walk jeden z ukraińskich robotów ewakuacji medycznej zdołał ewakuować 20 rannych żołnierzy. Wymagałoby to zaangażowania zespołu ewakuacyjnego składającego się z kilku żołnierzy.

Całkowite zastąpienie ludzi robotami jest niemożliwe, ale dokładamy wszelkich starań, by technologia chroniła wojsko w jak największym stopniu

A tam, gdzie to możliwe, zastępowała ich.

Co dokładnie teraz robicie?

Brave1 zapewnia wsparcie organizacyjne, informacyjne i finansowe programistom, którzy zostali zweryfikowani przez służby, by mogli otrzymać kod NATO i zawrzeć kontrakty z państwem tak szybko, jak to możliwe.

Każdy ukraiński deweloper, który chce, by państwo kupiło jego rozwiązania na potrzeby Sił Bezpieczeństwa i Obrony, musi przejść kodyfikację zgodnie ze standardami NATO. W ramach tego procesu deweloperzy muszą przygotować niezbędne dokumenty, przetestować swoje rozwiązania i przejść przegląd obronny prowadzony przez specjalistów ze Sztabu Generalnego, którzy określą, czy wojsko potrzebuje tego, co oferują. Misją Brave1 jest pomóc deweloperom przejść przez ten proces możliwie szybko i przy minimalnych trudnościach.

„W naszej mocy jest zminimalizowanie strat ludzkich na froncie” - mówi Natalia Kusznierska. Zdjęcie: Archiwum prywatne

Firmy uczestniczące w Brave1 działają w 12 pionach technologicznych zdefiniowanych przez Sztab Generalny. Są to: środki zniszczenia, rozpoznanie, nawigacja, roboty, wojna elektroniczna i komunikacja itp. Wszystko to, czego nasze wojsko potrzebuje tu i teraz.

W jaki sposób określacie, które rozwiązania i technologie są potrzebne na linii frontu?

Podstawowe zapotrzebowanie na rozwiązania technologiczne pochodzi od wojska. To jest to, czym ukraińscy deweloperzy i my, w Brave1, kierujemy się w naszej pracy. Ponadto specjaliści ze Sztabu Generalnego przeprowadzają ekspertyzę obronną wszystkich rozwiązań zarejestrowanych na platformie Brave1. To właśnie ta ekspertyza określa, czy dane rozwiązanie jest niezbędne dla wojska.

W tym roku Brave1 ma cztery priorytetowe obszary prac: UAV [bezzałogowe statki powietrzne, czyli drony – red.], wojna elektroniczna (EW), roboty i sztuczna inteligencja.

Współczesna wojna to wojna dronów

Pełnią one funkcje uderzeniowe, prowadzą rozpoznanie i służą do komunikacji. Dlatego nie ma alternatywy dla rozwoju bezzałogowych statków powietrznych. Wróg również rozumie znaczenie dronów, więc naszym kolejnym priorytetem jest opracowanie sprzętu do walki elektronicznej, który może pozbawić drony wroga łączności z operatorem. Szczególnie ważne jest opracowanie tak zwanej „okopowej” walki elektronicznej, która chroni wojsko na jego pozycjach. Równie ważne są naziemne systemy robotyczne. Ich główną wartością jest możliwość zastąpienia ludzi w wielu zadaniach, takich jak szturm, obrona pozycji, rozpoznanie i ewakuacja rannych. Im więcej robotów na linii frontu, tym więcej uratowanych istnień ludzkich.

Dzięki sztucznej inteligencji możemy zwiększyć skuteczność ataków dronów i znacznie lepiej pracować z dużymi ilościami informacji, które gromadzi nasz wywiad

Jakie najnowocześniejsze roboty stworzone podczas inwazji działają dziś na polu bitwy?

To bardzo szeroka gama robotów, a ich liczba stale rośnie. W szczególności są to platformy logistyczne, które mogą być wykorzystywane do dostarczania amunicji i prowiantu na linię frontu. Aktywne są również roboty do ewakuacji medycznej. Na przykład robot Volya-E ukraińskiego producenta ewakuował z pola bitwy ponad 100 rannych i poległych żołnierzy.

Ukraiński robo-log „Volya-E”. - Zdjęcie: serwis prasowy Brave1.

Mamy również zdalne moduły uderzeniowe, takie jak wieżyczka SzaBla [zautomatyzowany system karabinów maszynowych – red.], która odpierała rosyjskie ataki w sektorze Awdijiwki.

Ukraina jest najbardziej zaminowanym krajem na świecie. Jak można oczyścić tak rozległe terytorium z min bez strat w ludziach?

Naszą odpowiedzią jest technologia. Na naszej platformie mamy już rozwiązania, które pokazują, że to całkiem realne. Na przykład mamy drona do wykrywania min i innych ładunków wybuchowych, który pomaga przyspieszyć proces skanowania dużych obszarów. I tak obszar, do którego sprawdzenia potrzebowalibyśmy czterech saperów, teraz w tym samym czasie może być zeskanowany przez jednego drona. Takich rozwiązań jest wiele.

Dzięki Brave1 ukraińscy deweloperzy dostają dotacje na projekty, a firmy i partnerzy zagraniczni mogą inwestować w zaawansowane ukraińskie technologie obronne. Na jaką skalę działacie?

Na naszej platformie zarejestrowanych jest ponad 2400 unikalnych rozwiązań technologicznych pochodzących od z górą 1100 ukraińskich deweloperów różnego szczebla. W ubiegłym roku co miesiąc rejestrowano około 100 rozwiązań, a w tym regularnie mamy już ponad 200 rozwiązań miesięcznie. To pokazuje, jak bardzo ukraiński sektor prywatny – inżynierowie, innowatorzy i przedsiębiorstwa – zaangażował się w tworzenie rozwiązań technologicznych dla wojska. W rezultacie mamy już ponad 30 skodyfikowanych produktów, tj. systemów, które zostały lub mogą zostać zakontraktowane przez państwo.

Saperzy Fundacji Charytatywnej „Drenaż Ukrainy” za pomocą wykrywaczy metali i drona do rozminowywania szukają min w obwodzie charkowskim. 19 marca 2024 r. Zdjęcie: Sergey Bobok/AFP/Eastern News

Według wielu ekspertów w czasie wojny Ukraina stała się jednym z czołowych producentów broni na świecie. To prawda?

Podczas wojny na pełną skalę Ukraina zdecydowanie stała się jednym z głównych centrów technologii obronnych na świecie. Ukraińscy deweloperzy tworzą rozwiązania w niemal wszystkich niszach technologicznych: UAV, systemach robotyki naziemnej, wojnie elektronicznej, sztucznej inteligencji, medycynie wojskowej, nawigacji itp. Niektóre rozwiązania są unikalne nie tylko dla Ukrainy, ale także dla całego świata. Wielu naszych zagranicznych partnerów jest pod wrażeniem tego, jak duży postęp poczynił ukraiński przemysł obronny w tak krótkim czasie. A my nabieramy coraz większego rozpędu. Każdego miesiąca odnotowujemy wzrost liczby producentów, a poszczególne rozwiązania są stale ulepszane. Dlatego perspektywy są ogromne.

Czy dzięki waszym rozwiązaniom możliwe jest prowadzenie wojny technologicznej bez strat w ludziach?

Nie powinniśmy oczekiwać, że powstanie jakaś Wunderwaffe. Broń przyszłości to nie jest jakaś jedna rzecz. To zestaw rozwiązań technologicznych, które współpracują ze sobą, by stworzyć przewagę na polu bitwy. Dlatego nie koncentrujemy się na jednym lub dwóch obszarach, ale staramy się objąć wszystkie dziedziny technologii obronnej w jak największym stopniu. Jedynymi wymaganiami, które stawiamy przed wszystkimi rozwiązaniami i które naszym zdaniem definiują kluczowe cechy przyszłej broni, są wydajność i ukierunkowanie na człowieka.

Wszystkie rozwiązania muszą nie tylko zadawać straty wrogowi, ale także chronić życie i zdrowie naszych żołnierzy

Niestety, nie da się prowadzić wojny bez strat. Możemy jednak zminimalizować je tak bardzo, jak to możliwe, by ta wojna była wojną technologii, a Ukraińcy mogli żyć i budować bezpieczne państwo.

20
хв

Natalia Kusznierska: Im więcej robotów na linii frontu, tym więcej uratowanych istnień

Jaryna Matwijiw

Historia pierwsza: mama Maryna

Maryna Iwanienko, lekarka

Jak mogłabym go gdzieś zabrać? On jest dorosły!

Serhij, syn Maryny Iwanienko [imiona zmienione na prośbę rozmówczyni – red.], poszedł do wojska na ochotnika, chociaż do wieku poborowego brakowały mu jeszcze cztery lata.

– Skłoniła go do tego śmierć przyjaciela z dzieciństwa, 19-letniego chłopca, który był ochotnikiem – mówi Maryna. – Nie byłam szczęśliwa, na dodatek wiele osób mnie nie rozumiało. Mówiły, że muszę go stąd „zabrać”. Ale jak mogłabym go gdzieś zabrać? Przecież jest dorosły!

Zdziwione spojrzenia i pytania niektórych znajomych wywołują u Maryny sprzeczne myśli:

– Ileż ja się nasłuchałam o byciu „matką-kukułką” – że jak mogłam pozwolić mu odejść? Pozwoliłam, bo czy było inne wyjście?

Z jednej strony miała możliwości, by zapobiec wyjazdowi syna na wojnę. Mogła np. sprawić, żeby nie przeszedłby przez wojskową komisję lekarską. Ale ile wtedy byłyby warte te wszystkie wartości, które mu wpajała?

Rekruci III Oddzielnej Brygady Szturmowej biorą udział w ćwiczeniach w jednej z baz szkoleniowych w Kijowie, 18 czerwca 2024 r. Zdjęcie: Anatolii STEPANOV/AFP/East News

– Mamy bardzo bliskie relacje. Zabierałam go w góry, odkąd skończył 6 lat. Zabrałam go też ze sobą na Majdan. Oczywiście nie chciałam, żeby walczył. Ale po co zabrałam go na barykady Rewolucji Godności? Żeby go ukryć? – pyta retorycznie kobieta. – Niektórzy krewni nadal nie wiedzą, że Serhij jest w wojsku.

Ukrywają to np. przed dziadkiem, który nie może się martwić z powodu zaawansowanego wieku – i który ma inne poglądy na wojnę niż Maryna i Serhij. Starają się z nim nie kłócić:

– Nasz dziadek mawia: „Mam nadzieję, że Zełenski nie zabije Serhija!”. Uspokajam go, mówiąc, że mój syn nie jest jeszcze w tym wieku. Bardzo się też martwił, że Serhij nie ma odpowiedniej pracy, więc któregoś dnia jego syn zadzwonił do niego i powiedział, że teraz już ma! „Chodzi do niej codziennie i jest karmiony trzy razy dziennie”. Dziadek był przeszczęśliwy! Powiedział: „Mam nadzieję, że go nie zgarną”. „Nie martw się, nie zrobią tego” – uspokoiłam go.

Mimo krytyki innych to, że jej syn walczy, napawa Marynę dumą. – Albo wychowujemy ich na dorosłych ludzi, albo… po co to wszystko?

Historia druga: mama Natalia

Natalia Murawiowa, rzemieślniczka, hafciarka

Mamo, nie martw się, jesteśmy w komisariacie wojskowym

Wszyscy chłopcy z rodziny Natalii, dwóch synów i siostrzeniec, walczą  na froncie od początku 2022 roku:

– „Mamo, nie martw się, jesteśmy z tatą w komisariacie wojskowym” – Natalia wspomina, co tamtego dnia usłyszała od syna. – O najstarszego się nie martwiłam. Jest w służbie i zawsze kochał broń, był gotowy. Ale młodszy... Poszedł do komisariatu wojskowego zaraz na początku – i ten „wielki mężczyzna”, 165 centymetrów wzrostu, został od razu odesłany do domu. Poza tym ma problemy zdrowotne. Jednak w grudniu 2022 roku otrzymał wezwanie do wojska.

Młodszy syn Natalii został oficerem łącznikowym w 65. samodzielnej brygadzie zmechanizowanej. Regularnie wysyła matce wiadomości z frontu. Natalia jest dumna z syna, ale nie dzieli się jego wiadomościami ze starymi znajomymi:

– Mam sąsiadkę, która przyznała, że poradziła synowi, by brał pieniądze i uciekał za granicę. Odpowiedziałam: „Ira, to u mnie nie przejdzie. Moje dzieci są na wojnę? A na co są twoje?”. Coś takiego mnie nawet nie obraża. To mnie rozwściecza!

Nowymi przyjaciółkami Natalii są matki innych żołnierzy:

– Moja koleżanka ma syna marynarza, który teraz jest artylerzystą. Matki, których synowie długo byli na wojnie, często są spokojniejsze, dużo już rozumieją. Trzymajmy się razem!

Mama Natalia. Zdjęcie: Archiwum osobiste.

Swoje pierwsze komputery synowie Natalii poskładali samodzielnie przed 12. rokiem życia. Młodszy mówi o starszym: „Wilk, cholerny geniusz”. Bo wystarczy, że spojrzy na problem - i już ma rozwiązanie.

— Starszy marzy o domu, basenie i małym domku dla 36 kotów. Na razie ma dwa.

Najmłodszy syn Natalii Jurij, bojownika Sił Zbrojnych Ukrainy. Zdjęcie: archiwum osobiste.

Historia trzecia: mama Olga

Olga Borowiec, dziennikarka, redaktorka

Nie musisz mi dziękować za mojego syna. Nigdy nikomu go nie oddałam

Wkrótce miną trzy lata, odkąd Maksym, jedyny syn Olgi Borowiec, poszedł na wojnę. To było na samym początku rosyjskiej inwazji, miał wtedy 22 lata. Był trzykrotnie ranny, lecz za każdym razem wracał do walki. Mąż Olgi również jest w wojsku. Kobieta mówi, że to, co najbardziej zaskakuje ją w reakcjach innych, to wdzięczność za jej syna:

– On nie jest jakimś przedmiotem, który komuś dałam. Nie ma potrzeby mi dziękować. Ale na pytanie: „Jak to się stało, że pozwoliłaś mu odejść?”, od razu odpowiadam jasno i zwięźle: „Wychowałam dorosłego mężczyznę”. Jeśli chcesz mi podziękować, podziękuj za wychowanie syna.

Olga wspomina, że 6-7 lat temu ona i Maksym przeszli przez bardzo trudny okres. Jej nastoletni syn był jak wyrzucona na brzeg egzotyczna ryba z kolcami, którą ona musiała uratować:

– W takiej sytuacji twoim zadaniem jest doprowadzenie tej pięknej, wyjątkowej ryby do wody. Masz dwie możliwości: albo oderwać jej kolce, wziąć w dłonie i wrzucić ją do morza, gdzie nie przeżyje – albo możesz podrapać sobie ręce, zranić się, lecz przenieść ją do wody w jednym kawałku, z tymi kolcami. Widzisz, dla mnie to, że go puściłam, oznacza, że pozwoliłam mu oddychać.

Podobnie jak w przypadku wielu innych osób, których krewni poszli na front, krąg społeczny Olgi jest teraz inny niż przed wojną. Przede wszystkim dlatego, że rodziny, z których nikt do walki nie poszedł, nie mają zrozumienia dla takich jak Olga:

– Ludzie wracają do swojego życia. Nie, nie są obojętni, ale też nie żyją wojną. Kiedyś powiedziano mi: „Cóż, nie denerwuj się tak, on nie odzywał się tylko przez dwa dni. A mój, gdy był w Karpatach, nie dzwonił przez cztery dni”. I jak tu wytłumaczyć, że brak kontaktu z bliskim w Karpatach i brak kontaktu z bliskim na froncie to zupełnie różne rzeczy?

Przyjaciele często radzą Oldze, by poszła do psychologa. Kobieta przyznaje, że pomoc psychologiczna jest ważna i potrzebna – ale nie wystarczy:

– Wiesz, ludzie zdają się wymagać od rodzin wojskowych, by „coś przeżyły”. A to jest niemożliwe do przeżycia.

Nawet dziewięciu psychologów nie zmieni mojego głównego problemu: moje dziecko jest w niebezpieczeństwie. Moja rodzina jest w niebezpieczeństwie

Psycholog może mi tylko pomóc z tym żyć. Ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.

Marynie Iwanienko wizyty we lwowskim kościele garnizonowym pomagają odzyskać siły. Tam czuje się wśród swoich. Przychodzi nie tylko się pomodlić, ale też posiedzieć i pomyśleć. W kościele jest wiele zdjęć poległych żołnierzy. Wielu to znajomi Olgi.

Maryna mówi, że jej „własna bańka”, bliskie relacje ze społecznością wolontariuszy i weteranów, pomaga jej pozostać silną:

– Zbliżyłam się do ludzi, do których prawdopodobnie nigdy bym się nie zbliżyła z powodu różnych zainteresowań i stylów życia.

Natalia Murawiowa znajduje pocieszenie w pracy:

– Nie ma nic gorszego niż czekanie na wiadomość w czterech ścianach domu. Radzę wszystkim matkom, które czekają na swoich synów, by robiły cokolwiek – byle poza domem: wyplatały siatki, uprawiały sport... Cokolwiek poza zwykłymi obowiązkami domowymi.

Według Maryny, Natalii i Olgi ważne jest, by wspierać matki żołnierzy – kobiety w wieku 40-50 lat, które dla reszty społeczeństwa pozostają „niewidzialne”. Bo one często potrzebują nie tylko psychologicznego, lecz także fizycznego wsparcia.

– Jestem zdrową osobą, więc mogę na przykład przynieść sobie duże wiadro wody – mówi Olga. – Ale mam 70-letnią przyjaciółkę, której syn jest na wojnie. Krewni nie zawsze mogą przyjechać na pierwsze wezwanie. Ktoś np. ma synową, lecz ona wychowuje dzieci i nie może opiekować się teściową. Marzę o aplikacji na telefon, dzięki której wojskowe rodziny mogłyby znaleźć wsparcie. Zarówno fizyczne, jak psychiczne. Bo czasem trzeba po prostu z kimś porozmawiać.

20
хв

"Chcesz mi podziękować? Podziękuj za wychowanie syna"

Natalia Buszkowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
Szkoła bez domu
20
хв

Wystarczy być blisko dziecka

Ексклюзив
Szkoła bez domu
20
хв

Szkoła bez opresji: jak ukraińskie dzieci w Polsce zmieniają się z zastraszonych sierotek w pewnych siebie zdolniachów

Ексклюзив
Szkoła bez domu
20
хв

Zastępca Rzecznika Praw Dziecka: Odbieramy w Polsce lekcję z bycia społecznością wielokulturową

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress