Olga Pakosz: Dwa lata wojny to dwa lata adaptacji ukraińskich dzieci w polskim środowisku edukacyjnym. Jak sobie radzą?
Lilia Andrejewa: W fundacji „Zustricz” nie pracuję z dziećmi jako klientami. Pracuję tam jako superwizorka psychologów pracujących z dziećmi. Miałam tu do czynienia z różnymi potrzebami ukraińskich dzieci i ich rodziców dotyczącymi polskich szkół. Ogólnie nasze dzieci całkiem nieźle się adaptują, ale wciąż jest wiele problematycznych kwestii, które potrzebują rozwiązania.
Łatwiej adaptują się młodsze dzieci, trudniej nastolatki – dzieci ze starszych klas, licealiści i studenci
Dlaczego tak jest?
Główny problem to język. Znajomość i poziom opanowania języka najbardziej wpływa na komunikację, a co za tym idzie – na adaptację. Młodsze dzieci są elastyczne i szybko uczą się nowych języków. Moja córka poszła do pierwszej klasy w Polsce i mówi bez akcentu, a nauka nie sprawia jej trudności. Starsze dzieci mają problemy nawet z terminologią: fizyka, matematyka, chemia, historia, geografia – tego wszystkiego w zasadzie trzeba uczyć się od nowa. A jeśli są egzaminy – 8 klasa lub liceum – to już jest duży problem.
Nastolatki trudniej się adaptują także dlatego, że w większości przypadków wyjechali nie z własnej woli. Jeżeli dorośli świadomie wybrali bycie uchodźcami lub migrację (bądźmy szczerzy: nie wszyscy uciekli przed wojną), to dzieci nikt o to nie pytał. Dzieciom się mówi: „Wyjeżdżamy”. Dlatego często bunt nastolatków wynika z tego, że opuszczają nie tylko swoją szkołę, swój kraj, ale także swoich przyjaciół.
A w okresie dojrzewania trudno znaleźć przyjaciół...
Niektórym łatwiej, niektórym trudniej, ale tych drugich jest więcej. Duży wpływ ma na to światopogląd rodziców. Jeśli rodzice łatwo się adaptują, jeśli udaje im się tutaj zorganizować swoje życie, nawiązać nowe znajomości, znaleźć pracę, to dzieciom też jest łatwiej.
Jeżeli rodzice lub opiekunowie tęsknią za domem, chcą wrócić, często mówią o nienawiści, a nawet złości, to oczywiście przenosi się to na dzieci. Ale i dzieci również mogą mieć wpływ na dorosłych.
Zdarza się, że tak łatwo adaptują się w polskich szkołach, że rodzice zaczynają adaptować się do nowego środowiska w ślad za nimi
Wszyscy boją się buntu nastolatków. Jakie są jego objawy?
Kiedyś w internatach Krakowa prowadziliśmy treningi dla nastolatków i dawaliśmy im zadanie, aby przedstawili siebie w społeczeństwie w technice kolażu lub rysunku. Jedna grupa namalowała kaktusy, które kwitną. Zapytałam, co to oznacza. Dzieci odpowiedziały: „Jesteśmy kwiatami, ale jesteśmy kolczaste”.
Objawy buntu nastolatków to stały rollercoaster: szybkie zmiany nastroju nawet sto razy dziennie. „Teraz czuję się dobrze, za sekundę mogę być zły”. „Uczucie, że nie jestem wolna i jednocześnie nie mogę się oddzielić”. Podczas buntu wielu nastolatków (lub ich rodziców) zwraca się do nas z problemem samookaleczania. Chłopcy i dziewczęta celowo uszkadzają swoje ciała, tną skórę, ponieważ czują się bardzo źle psychicznie.
Podobną naturę ma adaptacja: „Nie chcę być tutaj, chcę wrócić”.
Jeśli chodzi o powrót do Ukrainy, to czy dzieci zdają sobie sprawę z niebezpieczeństw, które tam panują?
Nie zawsze. Często czują niebezpieczeństwo tutaj, w Polsce. Jest im tu tak trudno, że chcą wrócić tam, gdzie było im dobrze. Na początku wojny, kiedy rodzice je zabrali, wszystko działo się tak szybko, że nie każde z nich zrozumiało, dlaczego zostało wywiezione. Dlatego pojawia się pragnienie, aby trzymać się czegoś znajomego – przyjaciół czy krewnych, którzy zostali w Ukrainie.
Bunt nastolatków to chęć zrobienia czegoś bez świadomości, że to może być niebezpieczne
Innym objawem jest totalne nieakceptowanie swojego wyglądu. To, jak również problemy z wagą, częściej zdarzają się u dziewczyn. Chodzi o bulimię lub anoreksję, które są odzwierciedleniem braku akceptacji otoczenia i siebie w tym otoczeniu.
Czy wiele ukraińskich dzieci szuka pomocy?
Bardzo wiele. Zazwyczaj młodsze dzieci są przyprowadzane przez rodziców, natomiast nastolatki – i to mnie zaskakuje – przychodzą same. Mieszkam w Krakowie od 8 lat i przed wojną nastolatków trzeba było wyciągać na takie konsultacje. Teraz sami proszą rodziców, by zapisali ich na terapię. Albo przychodzą sami, a potem przyprowadzają jeszcze rodziców...
Ostatnio mieliśmy sytuację, kiedy 10-letni chłopiec przyprowadził sąsiadkę, 14-letnią dziewczynkę, do psychologa w fundacji, ponieważ tę dziewczynkę bił ojciec. Przyprowadził ją za rękę i powiedział: „pomóżcie”.
Świadomość nastolatków jest na wysokim poziomie. To pozytywny sygnał, że rozumieją, że coś jest nie tak. Są bardziej świadomi niż my byliśmy. I kiedy coś im nie odpowiada, chcą to naprawić. Mają wiele pytań do siebie, do swojego wieku, do teraźniejszości, do przyszłości.
Jest kategoria nastolatków, którzy przyjechali do Polski i mieszkają tu sami, podczas gdy ich rodzice zostali w Ukrainie. Często można usłyszeć od ich krewnych, że te dzieci cierpią z powodu niechęci do dorastania: „Dlaczego to mi się przytrafiło? Nie chcę być dorosłym i wszystko załatwiać”.
Tak, to bolesny temat. Ci nastolatkowie nie przeszli przez wszystkie etapy dojrzewania i separacji. Na szczęście przez te dwa lata nie spotkałam się z przypadkami samobójstw wśród nastolatków ani o takich przypadkach nie słyszałam. Ale przed wojną takie się zdarzały.
Jeśli udało się zainterweniować, kończyło się tym, że dziecko zaczynało normalnie się uczyć, chodzić na różne zajęcia i odnajdywać swoje miejsce. Czasem rodzice przyjeżdżali do takich dzieci, mieszkali z nimi, ponieważ separacja okazała się nie do zniesienia lub niemożliwa.
Innym bolesnym tematem wśród nastolatków jest wybór: „kim się widzę”. Czy podobają mi się dziewczyny, czy chłopcy. Dziś to modny trend – określanie swojej seksualności.
Jak pomóc dzieciom?
Dzieci trzeba słuchać. I słyszeć je. Trzeba mieć dla nich zasoby. Nie można ich wysyłać do terapeuty ze słowami: „Zróbcie coś z moim dzieckiem” – a takie przypadki niestety stanowią 80 na 100. Chociaż znacznie skuteczniejsze jest, gdy rodzice przychodzą z dziećmi i najpierw zajmują się sobą – tym co się dzieje w rodzinie, jak sami się komunikują i jak odnoszą się do swoich dzieci.
Zdjęcia: Shutterstock. Zdjęcie w zajawce: Tomasz Pietrzyk/Agencja Wyborcza.pl
Dziennikarka, redaktor. Od 2015 roku mieszka w Polske. Pracowała w wielu ukraińskich mediach „Postupt”, „Left Bank”, „Profile”, „Realist.online”. Autor publikacji na tematy ukraińskie i polskie: aspekty gospodarcze, graniczne, dziedzictwo kulturwe i upamiętnienie. Współorganizatorka inicjatyw dziennikarskich przyjaźni ukraińsko-polskiej. Pracowała jako trenka w ramach unijnego programu „Prawa kobiet i dzieci na Ukrainie: Komponent Komunikacyjny”.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!