Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Po podpisaniu umów pierwsza grupa ochotników udała się na poligon Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, by przejść podstawowe szkolenie wojskowe, które potrwa 35 dni.
Następnie, jak stwierdził podpułkownik Petro Gorkusza, przedstawiciel dowództwa Legionu Ukraińskiego, żołnierze będą mogli kontynuować szkolenie w wybranych przez siebie specjalnościach wojskowych w bazach NATO w Europie.
– Do tej pory centrum rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego zarejestrowało prawie 700 wniosków od obywateli Ukrainy mieszkających w Polsce, Czechach, Niemczech, Irlandii i innych krajach – powiedział Petro Goruszka. – Po przejściu badań w wojskowej komisji lekarskiej i podpisaniu umów oni również wstąpią w szeregi Legionu.
– To ważny krok, który pokazuje determinację Ukraińców mieszkających za granicą, gotowych bronić swojej ojczyzny. Nasz konsulat wraz z ambasadą i wszystkimi ukraińskimi placówkami dyplomatycznymi na świecie wspiera Legion Ukraiński i zapewnia kompleksowe wsparcie wszystkim, którzy chcą wstąpić w jego szeregi – stwierdził z kolei Konsul Generalny Ukrainy w Lublinie Ołeh Kuts.
Centrum Rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego w Lublinie nadal przyjmuje zgłoszenia od obywateli Ukrainy. Wnioski można składać za pośrednictwem oficjalnej strony internetowej Legionu Ukraińskiego lub w ukraińskich konsulatach i ambasadach w Europie.
W małej sali w podziemiach charkowskiego centrum teatralno-koncertowego gromadzi się kolejka widzów. Wszystkie bilety na występ Serhija Żadana zostały wyprzedane. Mimo wojny ludzie chcą obcować z kulturą i sztuką – a Żadan znalazł sposób, by pogodzić wojenną rzeczywistość z życiem cywilnym.
Aldona Hartwińska: – Wkrótce minie rok, odkąd dołączył Pan do Gwardii Narodowej Ukrainy. W tym czasie zorganizował Pan wiele różnych wydarzeń, by pomóc swojej 13 brygadzie. Jednym z nich było spotkanie poświęcone Pana książce „Arabeski”. Proszę nam o tym opowiedzieć.
Serhij Żadan: – Choć „Arabeski” zostały opublikowane w zeszłym roku, zdecydowaliśmy się zaprezentować je ponownie. Ta książka składa się z dwunastu opowiadań, które powstały po 2022 roku. Dotyczą Charkowa i wschodniej Ukrainy w czasie inwazji, obecnie są tłumaczone na inne języki. Jestem ciekaw, jak zareagują na nie czytelnicy za granicą.
Obecnie odbywamy „Chartia Tour” [od „Chartii”, nazwy brygady, w której służy Żadan – red.]. To edukacyjna i informacyjna inicjatywa naszej brygady. Podróżujemy od miasta do miasta, spotykamy się z ich społecznościami, liderami, władzami lokalnymi, studentami i młodzieżą. Zbieramy datki. Opowiadamy o brygadzie, o jej historii, wartościach i filozofii. Wcześniej mieliśmy kilka spotkań muzycznych, a teraz postanowiliśmy zorganizować kilka czysto literackich.
Bardzo ważne jest dla nas utrzymywanie kontaktu ze wszystkimi, którzy wspierają siły zbrojne, ze wszystkimi, którzy przekazują darowizny na rzecz ukraińskiej armii, którzy wierzą w naszą „Chartię”
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, gdy widzimy pełną salę. Wszystko, co zbieramy, przekazujemy na potrzeby naszej brygady. To małe, ale znaczące wsparcie – ważne jest, by poczuć je też emocjonalnie. To wsparcie ludzi, których bronią nasi żołnierze.
Spotkanie z Żadanem, Charków 10.03.2025. Zdjęcie: Maciek Zygmunt
„Arabeski” to książka o ludziach, którzy z czasem się zmieniają. Jak Pan się zmienił jako artysta przez te trzy lata?
Od początku inwazji opublikowałem dwie książki, wcześniej wydałem zbiór wierszy „Skrypnykiwka”. Oczywiście stałem się mniej produktywny, bo jestem teraz w służbie, zmobilizowany. I chociaż nie jestem na pozycji bojowej, pracy jest dużo. Ale to jest służba, która przynosi korzyści naszej brygadzie, a dla mnie to jest teraz najważniejsze.
100 procent dochodu ze wszystkich wydarzeń, które Pan organizuje, idzie na potrzeby brygady. Na co konkretnie?
Zawsze przychodzi wielu ludzi, policzymy ich kiedyś... Myślę, że podczas tej trasy zebraliśmy już około dwóch milionów hrywien. Te pieniądze przekazujemy głównie do służby patronackiej brygady, która wspiera naszych rannych żołnierzy i ich rodziny. Pomagamy też jednak batalionowi wsparcia. Myślę, że „Chartia” jest jedną z najlepiej zaopatrzonych i zorganizowanych brygad, chociaż są pewne rzeczy, które trzeba jeszcze domknąć – coś trzeba kupić, coś przywieźć, coś naprawić. Dobrze jest więc mieć tę poduszkę finansową, na którą zbieramy.
Każdy robi jakąś zbiórkę pieniędzy, każdy zbiera datki. Bo ta wojna dotyczy teraz wszystkich. To jasne, że wszyscy jesteśmy teraz po tej samej stronie
Jak to wyglądało trzy lata temu? Jak zmienił się Pana oddział?
„Chartija” powstała jako jednostka ochotnicza, DFTG [ochotnicza formacja wspólnoty terytorialnej – red.]. Kilkudziesięciu ochotników, zarówno zawodowych wojskowych, jak cywilów, którzy wstąpili do armii, chwyciło za broń. Oczywiście ta nowo utworzona jednostka nie miała na początku nic. Zapewniliśmy jej więc wszystko: kupiliśmy buty, sprzęt, kamizelki kuloodporne, hełmy, pierwsze samochody, pierwszego drona... Od tego czasu minęły trzy lata, oddział rozrósł się do rozmiarów batalionu, a potem przekształcił się w pełnoprawną brygadę. I choć sama nazwa [„Chartia”] została wymyślona tak, by kojarzyła się z Charkowem jako miastem, w którym powstała ta jednostka, to teraz jest to już kilka tysięcy bojowników, chłopców i dziewcząt, z różnych miast. Nie tylko z Charkowa, ale także z Dniepru, Krzywego Rogu, Zaporoża, Połtawy, Sum, miast zachodniej Ukrainy, obwodów ługańskiego i donieckiego. Ale te charkowskie korzenie są dla nas bardzo ważne, a fakt, że dziś „Chartija” jest w okopach pod Charkowem i broni miasta, jest wielką motywacją do jeszcze większego jej wspierania.
Oczywiste jest, że to już zupełnie inna skala, zupełnie inne zadania, inny poziom komunikacji wewnątrz brygady – i z brygadą z zewnątrz.
Dlatego ciekawe jest to, że dowództwo, założyciele oddziału, którzy stworzyli „Chartię” jako nowy rodzaj jednostki, model nowej armii ukraińskiej, nie odchodzą od tej idei. Nadal opieramy się na standardach NATO, które polegają na ochronie żołnierza
Profesjonalnie i precyzyjnie planujemy każdą operację, dbamy o żołnierza, jego szkolenie i motywację.
Jednak czasami stajemy w obliczu wyczerpania psychicznego. Żołnierze często mówią o istnieniu dwóch równoległych rzeczywistości: tej cywilnej i tej w okopach. Często przyznają, że czują się bardziej komfortowo w okopach niż w hałaśliwych miastach Ukrainy. Czy da się to pogodzić? Czy możemy jakoś sprawić, by żołnierze poczuli się u nas komfortowo?
Rzeczywistość okopów i rzeczywistość hali targowej to naprawdę różne rzeczywistości. Nie zamierzam potępiać cywilnych kobiet, dzieci i osób starszych, które pozostają za liniami frontu, nie dołączają do sił obronnych i żyją w spokojnych miastach. Wręcz przeciwnie: uważam za bardzo ważne, by nie popadli w strach, rozpacz i niepokój, ale żyli normalnie – pamiętając, że trwa wojna, a ich krewni i przyjaciele są teraz w siłach obronnych, pamiętając o nich i ich wspierając. To zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia, że żołnierze, którzy opuszczają swoje pozycje, na tyłach czują się dość nieswojo.
Sierhij Żadan i dziennikarka serwisu Sestry Aldona Hartwińska. Archiwum prywatne
Ale kraj musi żyć, żyć uczciwie, zgodnie ze swym sumieniem. Sklepy, biura i usługi muszą działać, by było z czego płacić podatki i utrzymywać gospodarkę. Wojsko organizuje obozy szkoleniowe i myślę, że większość Ukraińców wie, jak mu pomóc.
Jasne jest też jednak, że to trudny moment dla żołnierzy powracających z frontu. To również trudne dla tych, którzy są na tyłach i nigdy nie byli w polu. To jest wojna – przerażająca, dramatyczna, krwawa, bardzo zła, nie ma w niej nic dobrego. I jasne jest, że już zmierzyliśmy się z tym problemem, że on będzie przed nami i będziemy musieli go rozwiązać.
Bardzo ważne jest, by nie dzielić naszego świata na świat wojny i świat na tyłach, ale zrozumieć, że kluczem do naszego możliwego zwycięstwa, możliwego sukcesu, jest tylko połączenie tych dwóch rzeczywistości – krwawej rzeczywistości wojny i rzeczywistości tyłów, gdzie ludzie są zmotywowani, świadomi, gotowi do dalszej pracy i pomagania naszej armii
Mam przyjaciela, który w cywilu pracował jako reżyser filmowy. Powiedział mi, że gdyby nie wstąpił do sił zbrojnych, straciłby głos jako artysta. Zgadza się Pan z nim?
Być może. Ja i moi przyjaciele, którzy są artystami ze świata muzyki, kiedy dowiedzieliśmy się, że ma zostać przyjęta ustawa o mobilizacji, od razu zaczęliśmy myśleć o tym, co możemy zrobić, by być jak najbardziej skuteczni i przydatni dla naszego kraju. Jesteśmy w „Chartii” od prawie roku i nigdy nie żałowałem, że do niej dołączyłem. Z drugiej strony – jak można było nie dołączyć? Jeśli jesteś mężczyzną w wieku poborowym, musisz się zmobilizować. Jeśli jesteś świadomym, uczciwym obywatelem, to jedyna słuszna droga.
Około 50 cywilów, w tym dziewięcioro dzieci, znajdowało się w samochodach podczas ostrzału. Razem z nimi były ich zwierzęta. Centrum Dokumentacji Zbrodni Rosyjskich na Ukrainie im. Rafała Lemkina przy Instytucie Pileckiego zebrało świadectwa tych, którzy byli świadkami tego horroru i przeżyli. I dziś możemy śmiało powiedzieć, że niszczenie ludności cywilnej było okrutnym czynem okupantów, a ich hasło "Nie tykamy ludności cywilnej" i zapewniony "zielony korytarz" okazały się pułapką dla cywilów.
Sestry rozmawiały z ocalałymi z Łypiwki i tymi, którzy zbierali dowody do raportu o zbrodni Rosjan. Mamy nadzieję, że pewnego dnia informacje te pomogą postawić sprawców przed wymiarem sprawiedliwości.
Iryna Dovhan, Natalia Gulak, Monika Andruszewska i Tetiana Sychevska prezentują wyniki raportu na temat rosyjskich zbrodni przeciwko ludności cywilnej Ukrainy. Zdjęcie: Instytut Pileckiego
Odprawa przed egzekucją
Iryna Dovhan, szefowa organizacji pozarządowej SEMA Ukraine, do której należą kobiety przetrzymywane w niewoli przez Rosjan, przyjechała do obwodu kijowskiego, aby zebrać zeznania kobiet, które doświadczyły przemocy.
- Pojechałam do wiosek w pobliżu Kijowa, wiedząc, że były tam kobiety zgwałcone przez okupantów - mówi Iryna Dovhan - A potem pojawiły się informacje o ostrzale podczas ewakuacji i zaczęłam zbierać zeznania od cywilów. Konwój był koszmarem: spalone samochody, wszędzie martwe ciała. I nie jest jasne, jak mogło się to przydarzyć cywilom, którym okupanci obiecali bezpieczną ewakuację i dla których ludzie byli wcześniej przygotowani. Już w trakcie zbierania informacji zdałam sobie sprawę, że była to zaplanowana akcja.
Ludzi, w tym dzieci, zaprowadzono na śmierć
Rosjanie przez 3-4 dni zbierali samochody z ukraińskimi cywilami do ewakuacji. Ludzie w samochodach - z dziećmi i zwierzętami - byli zmuszeni czekać, aż Rosjanie pozwolą im odjechać. W końcu rosyjski oficer powiedział, że ich wypuszcza. Przy wyjeździe z wioski oficer zajrzał do każdego samochodu w konwoju i powiedział: "Jedźcie nie więcej niż 20 km na godzinę, jeśli usłyszycie strzały, natychmiast się zatrzymajcie, pobocze i nadjeżdżający pas są zaminowane, możecie jechać tylko jeden za drugim". Konwój ruszył dalej i około kilkaset metrów przed ukraińskim punktem kontrolnym dotarł do obszaru, gdzie na poboczu nie było drzew. Wtedy ludzie zobaczyli kilka ukrywających się APC, które otworzyło w ich stronę ogień.
Pierwsze pojazdy w konwoju przyspieszyły i w ten sposób uciekły. Piąty samochód zapalił się i zablokował drogę tym, którzy jechali za nim. Rosjanie po kolei ostrzelali wszystkie 9 samochodów. Snajper strzelał do tych, którzy wysiadali z płonących samochodów. Kilkoro dzieci spłonęło żywcem. Niektórym udało się wyskoczyć z samochodu i uciec.
Zbieranie informacji trwało około roku, bo część świadków wyjechała za granicę, potem zaczęliśmy pracować nad raportem. A teraz mamy dość grubą książkę z zeznaniami tych, którzy byli świadkami rosyjskiej zbrodni przeciwko ludności cywilnej.
Iryna Dovhan wspomina inny przypadek, o którym dowiedziała się podczas zbierania informacji na terytoriach nieokupowanych. Rosyjski oficer przyszedł ostrzec rodzinę w okupowanej wiosce, aby ukryła swoją piękną dorosłą córkę, ponieważ planują ją zgwałcić. Nie powiedział im jednak, gdzie mogliby ukryć dziewczynę, skoro ludzie mieli zakaz opuszczania domu. Dziewczyna została zgwałcona.
Jeden z pojazdów konwoju, który został ostrzelany, ale nie spłonął. 2022. Zdjęcie: Monika Andruszewska
Jasna kobieca kurtka leżąca na poboczu drogi wśród spalonych samochodów...
- Jednym z najbardziej przerażających szczegółów tej historii była dla mnie jasna kobieca kurtka, którą zobaczyłam na poboczu drogi w pobliżu spalonych samochodów. Pomyślałam: "Gdzie jest kobieta w tej kurtce? Kupiła tę niesamowicie jasną rzecz dla radości i życia, ale teraz kurtka leży tutaj, w błocie - Iryna wspomina proces zbierania zeznań i przedstawia Tetianę Sychevską, która straciła męża i synową podczas ewakuacji i nadal nie może otrząsnąć się z szoku po tym, co wydarzyło się na jej oczach.
- Okupanci grozili, że oczyszczą terytorium, przyjdą i wszystkich rozstrzelają. Poprosiliśmy o uwolnienie. Przez kilka dni wożono nas po wsi, obiecywano "zielony korytarz" i mówiono o zasadach zachowania. Razem z sąsiadami szykowaliśmy się do wyjazdu. I tam, gdzie droga była pusta, między dwoma gołymi polami, na otwartej przestrzeni, zobaczyłam żołnierza, który wydał rozkaz strzelania... To był najgorszy dzień w moim życiu - mówi Tetiana Sychevska ze łzami w oczach.
Na jej oczach zginął jej mąż, a synowa zasłoniła swoim ciałem 7-letniego wnuka, co uratowało chłopcu życie.
- Nie wiem, jak długo trwało to piekło, ale tak długie, że wszyscy żegnaliśmy się z życiem - mówi Tetiana Sychevska. Jej wnuk przeszedł operację usunięcia odłamków. Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo za tęskni za swoją mamą, jaki ból i smutek pozostaną z nami na zawsze.
- Pomyślmy, że mama wyjechała za granicę i już nie wróci - powiedział mi kiedyś wnuk. Ale widzę, że on wszystko rozumie. Przez jakiś czas mieszkaliśmy za granicą, potem wróciliśmy do Ukrainy. I być może ta chwilowa nieobecność w domu pozwoliła nam nie zwariować. Chcę, aby przestępcy i ich rodziny poczuli to, przez co my przeszliśmy i zostali ukarani.
Odłamek wydobyty z rany świadka strzelaniny, wieś Łypiwka, 2022 r. Prywatne archiwum świadka
Nie chcieli wypuścić nas żywych
Natalia Gulak, mieszkanka wsi Makariv, i jej rodzina również byli w tym konwoju i przeżyli. Kobieta wspomina, jak Rosjanie zachowywali się w okupowanej wiosce:
- Przed wojną mieliśmy własne gospodarstwo, duże gospodarstwo domowe, a Rosjanie byli bardzo zdziwieni, kto dał nam prawo tak dobrze żyć
Kiedy mieszkaliśmy pod okupacją, mogliśmy wychodzić z domu tylko z podniesionymi rękami, ponieważ snajper stale nas obserwował. Ale musieliśmy wychodzić karmić zwierzęta, ciężarne maciory, które miały rodzić. Kiedy byli w wiosce, Rosjanie zabierali nam jajka i inną żywność, a potem zabronili mojemu mężowi wychodzić do zwierząt i sami zabili ciężarne świnie. Nie mogliśmy zostać w tym piekle, naprawdę chcieliśmy wyjechać. Ale Rosjanie nie mieli zamiaru wypuścić nas żywych.
Mąż Natalii prowadził konwój, gdy ten znalazł się pod ostrzałem. Chociaż na odprawie przed wyjazdem Rosjanie kazali mu się zatrzymać, jeśli rozpocznie się ostrzał, przyspieszył i kontynuował jazdę, co uratowało życie jemu i wielu innym osobom w konwoju. Ponieważ samochody, które się zatrzymały, zostały całkowicie zniszczone. Ludzie nie mieli gdzie uciekać - pole wokół nich było zaminowane. Synowa i syn Natalii zostali poważnie ranni, jej synowi urwało kawałek ramienia, ale przeżyli.
- Jeszcze pod okupacją mój mąż zaczął kaszleć. Kiedy wyszliśmy, zdiagnozowano u niego raka. Po kilku miesiącach zmarł - wspomina kobieta.
Sześć miesięcy po zakończeniu dokumentacji u Iryny Dovhan również zdiagnozowano raka. Przeszła leczenie i wróciła do pracy, choć podczas chemioterapii brała udział w konferencjach prasowych Instytutu. Mówi, że robi to, aby walczyć o normalną przyszłość dla swoich potomków i ukarać zbrodniarzy wojennych:
- Mam dzieci i wnuki. Mam nadzieję, że moja 25-letnia córka da mi więcej wnuków i nie chcę, żeby widziały to, co ja widziałam. Chcę, by żyły w innym świecie. Nie mam broni w rękach i nie umiem strzelać, ale po 2014 roku, kiedy zostałam zgwałcona w piwnicy przez Rosjan, mam poczucie, że mogę przekształcić swoją traumę i traumę innych ludzi w rozwój. Musimy zbierać zeznania, musimy dokumentować wszystko, aby pomóc ukarać przestępców. Więc nawet jeśli nie będziemy obecni na procesie, będziemy mieli te dowody.
Firmy rekrutacyjne współpracują bezpośrednio z jednostkami wojskowymi, więc teoretycznie kandydaci mogą wybrać zarówno stanowisko, jak miejsce służby. W praktyce jednak, jak twierdzą nasi rozmówcy, nie wszystko idzie gładko.
System rekrutacji jest stosowany w armiach na całym świecie, jednak w ukraińskich realiach – w kontekście wojny na pełną skalę z Rosją – oczywiste jest, że rekrutacja nie może być alternatywą dla mobilizacji, a jedynie jednym ze sposobów uzupełnienia szeregów armii.
140 wakatów miesięcznie
Główną różnicą między rekrutacją a powszechną mobilizacją jest możliwość wyboru, ocenia Olha Bandriwska, szefowa rekrutacji wojskowej w Lobby X:
– To nie tylko zaszczytna i bardzo szanowana służba, jeśli chodzi o obronę kraju, ale także praca, która wiąże się ze znajdywaniem kandydatów spełniających określone kryteria dotyczące wakatu: wymaganym poziomem wiedzy, doświadczenia, wykształcenia, sprawności fizycznej. Rekrutacja pokazuje, że służbę wojskową można ucywilizować, można ją wybrać samodzielnie, jak pracę w cywilu.
Można wybrać zespół, z którym chce się pracować, dowódcę, któremu można zaufać, i stanowisko, które odpowiada naszym preferencjom i umiejętnościom
Rekruterzy powinni wspierać cały proces: od aplikacji do powołania na odpowiednie stanowisko w armii. Centra rekrutacyjne nie są powiązane z wojskową komisją rekrutacyjną i selekcyjną. Są obsługiwane przez osoby cywilne i nie wysyłają wezwań.
Bandriwska podkreśla, że obecnie największą popularnością cieszą się wakaty na stanowiskach bojowych. Według niej brakuje operatorów dronów, mechaników, inżynierów, kierowców i strzelców:
– Średnio zapełniamy 120-140 wakatów miesięcznie.
Aby zmobilizować się online, należy wysłać swoje CV na wybrany wakat. Jeśli rekrut jest zainteresowany, przechodzi rozmowę kwalifikacyjną i inne procedury, w zależności od specyfiki jednostki. Następnie może dołączyć lub odmówić dołączenia do wojska. Aby rozpocząć służbę, dowódca jednostki musi wydać oświadczenie, z którym należy zgłosić się do TCK [Terytorialnego Centrum Rekrutacji – red.]. Następnie, jak wszyscy inni, trzeba przejść wojskowe badania lekarskie i szkolenie w centrum szkoleniowym.
Inną opcją jest zgłoszenie się do centrum rekrutacyjnego, których jest ponad 20 w różnych miastach Ukrainy.
Pułapki
– Od samego początku chciałem mieć możliwość wyboru, gdzie się udać i co robić – mówi Ołeksandr, który wstąpił do armii za pośrednictwem platformy internetowej. – Zrozumiałem, że muszę na chwilę odłożyć wszystkie swoje plany i rozwiązać jeden globalny problem, a dopiero potem wrócić do życia. Jeśli nie zrobisz tego teraz, są dwa scenariusze: albo TCK zrobi wszystko za ciebie, albo, co gorsza, zrobią to nasi sąsiedzi. Znalazłem interesujące stanowisko w jednej z brygad i skontaktowałem się z nią. Dość szybko otrzymałem informację zwrotną. Swoją drogą byli to kompetentni ludzie, bo zagłębili się w temat i faktycznie przeczytali to, co napisałem w CV.
Na początku im nie spasowałem. Jednak tydzień lub dwa później zadzwonili do mnie i powiedzieli, że zapoznali się z moim przypadkiem bardziej szczegółowo i chcą zaoferować mi inne stanowisko
Ołeksandr przeszedł wszystkie procedury i już spodziewał się rozpocząć służbę w wybranej jednostce, lecz… nie trafił tam do dziś:
– Nie mogę powiedzieć, że ten system działa do końca prawidłowo, bo od prawie czterech miesięcy nie jestem w brygadzie, w której miałem być. Została przeniesiona do innej części sił zbrojnych i dlatego są duże problemy z przeniesieniem mnie. Wciąż czekam na rozkaz.
Inny nasz rozmówca, Serhij, mówi, że odpowiadający mu wakat znalazł dość szybko, sprawnie przeszedł też wszystkie rozmowy kwalifikacyjne. Problemy pojawiły się na etapie TCK:
– Powiedziano mi, że nie dostanę stanowiska, na które już się zgodziłem, i zaproponowano zupełnie inne. Ponownie zwróciłem się do mojego zespołu [rekrutacyjnego – red.], a oni powiedzieli, że sami się tym zajmą. Na razie więc nie jestem ani tu, ani tam. Czekam.
Prezydent Zełenski podczas wizytacji jednostki walczącej w obwodzie donieckim. Zdjęcie: Administracja Prezydenta Ukrainy
Faktem jest, że dobrowolna rekrutacja praktycznie nie jest regulowana na poziomie legislacyjnym, zaznacza Dmitry Efremenko, prawnik w międzynarodowej firmie Quantum Attorneys:
– Szczerze mówiąc, jestem zdezorientowany co do tego, jak te kwestie są regulowane w Ukrainie. Wojskowi menedżerowie HR kierują się prawem pracy i wewnętrznym zakresem obowiązków. Ale jeśli chodzi o rekrutację wojskową, nieuchronnie dochodzimy do ustawy o mobilizacji i uchwał Rady Ministrów nr 487 i 506. Jeśli mówimy o szkoleniu mobilizacyjnym w specjalnym okresie, rekrutacja jest regulowana przez te same uchwały. A jeśli mówimy o tym, co ogólnie dzieje się w tym obszarze mobilizacji, to jest tu wiele rzeczy jawnie nielegalnych i niekonstytucyjnych.
Olha Bandriwska uważa, że główny problem z ośrodkami rekrutacji polega na tym, iż TCK mogły ignorować ich relacje z jednostkami wojskowymi. I nie było żadnych dźwigni wpływu na TCK – ani prawnych, ani legislacyjnych:
– Pod koniec lutego Sztab Generalny wydał nową dyrektywę, która zobowiązuje TCK do przestrzegania obowiązkowych wymogów jednostek wojskowych dotyczących listów polecających. Oznacza to, że jeśli kandydat przeszedł procedurę rekrutacyjną, otrzymał list polecający od jednostki wojskowej i przychodzi do TCK z tym listem, TCK ma obowiązek wysłać go do tej jednostki. Dzięki Bogu, zmierzamy ku cywilizacji.
Teraz, jeśli są problemy, kandydaci zwracają się do nas, a my je rozwiązujemy bezpośrednio przez Sztab Generalny
Jak to robią Amerykanie...
Amerykański system rekrutacji wojskowej działa od ponad pół wieku. Po zakończeniu wojny w Wietnamie Stany Zjednoczone przeszły na armię zawodową i zlikwidowały pobór, choć teoretycznie można go przywrócić w wyjątkowych okolicznościach. Proces selekcji odbywa się w kilku etapach, mówi wojskowy rekruter David Eustice:
– Każda gałąź sił zbrojnych ma inne wymagania dotyczące sprawności fizycznej i pozostałych umiejętności. W przypadku marynarki wojennej, sił powietrznych i piechoty morskiej wymagania te są nieco zróżnicowane. Ogólnie wiek rekrutów wynosi od 17 do 25 lat, chociaż teoretycznie do wojska można wstąpić nawet w wieku 40 lat. Istnieją wyraźne wymagania fizyczne i medyczne. Jeśli kandydat nie ma poważnych chorób przewlekłych, może przejść tę selekcję. Aby ocenić umiejętności danej osoby, przeprowadzany jest specjalny test o nazwie ASVAB (Armed Services Vocational Aptitude Battery). Zwykle minimalny wynik w ASVAB wynosi 31 punktów, ale w przypadku sił powietrznych trzeba uzyskać wynik dwukrotnie wyższy.
Obywatele, którzy służyli w wojsku, mają pewne bonusy w przyszłości, np. świadczenia na edukację po ukończeniu służby. Doświadczenie wojskowe jest często postrzegane jako zaleta przy ubieganiu się o pracę
Mieszkania i opieka zdrowotna są częścią pakietu socjalnego. Według Eustice'a w ostatnich latach armia amerykańska otworzyła znacznie więcej możliwości służby na różnych stanowiskach we wszystkich typach wojsk – dla kobiet. Obecnie stanowią one około 20 procent armii.
US Marines w górach podczas operacji wojskowej. Zdjęcie: Shutterstock
... a jak Europejczycy
Siły zbrojne większości krajów europejskich, w tym Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Polski, rekrutują za pośrednictwem platform internetowych lub specjalnych ośrodków. Mechanizm jest generalnie podobny: widełki wieku to średnio 17-40 lat, wykształcenie średnie i odpowiednia sprawność fizyczna.
Wiosną Niemcy zaczęły mówić o możliwym powrocie do obowiązkowego poboru. Benjamin Bardos, ekspert wojskowy w Warsaw Institute, zauważa, że w kontekście inwazji Rosji na Ukrainę Europejczycy zrewidowali swoje podejście do bezpieczeństwa i obrony oraz zwiększyli wydatki wojskowe. Według niego w Europie Zachodniej dzieje się to wolniej, ale armie dużych państw Europy Wschodniej, takich jak Polska, podejmują znaczące wysiłki na rzecz uzbrojenia i modernizacji.
W 2022 roku do polskiej armii wstąpiło prawie 14 000 żołnierzy, najwięcej od czasu zniesienia obowiązkowego poboru w 2008 roku
– Popularność służby wojskowej jest zróżnicowana w Europie – mówi Bardos. – Podczas gdy kraje takie jak Polska zamierzają znacznie zwiększyć liczbę żołnierzy, kraje Europy Zachodniej, jak Niemcy i Wielka Brytania, doświadczają niedoborów kadrowych na dużą skalę, dotykających prawie wszystkich gałęzi wojska. Ogólnie rzecz biorąc, większość Europejczyków nie postrzega służby wojskowej jako atrakcyjnego zobowiązania.
Brytyjscy żołnierze podczas ćwiczeń Steadfast Defender-24. Zdjęcie: Royal Anglian Regiment
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu Wsparcie Ukrainy realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.