Exclusive
20
min

Nie całkiem mnie…

Co zaplanowałam na następny rok? Jak zawsze... PRZETRWAĆ i pomóc tylu ludziom, ilu zdołam dosięgnąć rękami, umysłem lub sercem. Ten plan czasami wydaje się nierealny, ale od tego są święta: od składania fantastycznych życzeń. Czasami one nawet się spełniają

Tatusia Bo

Rysunek: Magda Danaj / Porysunki

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Zadałam sobie pytanie, jakie są moje osiągnięcia w tym cholernym roku 2024.

– Nie całkiem mnie rozjebało. To dobrze!

Na przykład w 2022 roku stwierdziłam w myślach, że nie rozjebię się nigdy, jestem silną i potężną kobietą. W 2023 roku nie dałam się rozjebać. W 2024 roku rozjebałam się, ale nie do końca. To wszystko. To ogromne osobiste zwycięstwo, biorąc pod uwagę warunki życia w Ukrainie. Moje „nie do końca rozjebanie” oznacza, że nadal wychodzę z domu, potrafię spokojnie i rozsądnie argumentować swoje racje (dzięki psychoterapeucie i antydepresantom), nie zabiłam nikogo w odpowiedzi na agresję.

I wreszcie, piszę to nie z łóżka na oddziale psychiatrycznym, kapiąc śliną na klawiaturę, ale z wygodnej kanapy za dwiema ścianami, bo alarm znów ostrzega przed bombardowaniem

W 2024 roku wyjechałam za granicę i miałam okazję kontaktować się z Ukraińcami, którzy mieszkają w krajach europejskich od dekad. Rozmawiałam też z obcokrajowcami – na ile pozwoliła mi bardzo emocjonalna mieszanka angielskiego i niemieckiego. To był pierwszy raz, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie powinnam z taką pewnością mówić o sobie: „nie jestem pojebana”. Bo jestem... OK, na razie nie do końca.

Opowiadała pewnemu Niemcowi, jak żyję w Kijowie, przywołując osobistą ŚMIESZNĄ historię, jak to latem szłam ulicą z kawą na ważne spotkanie. Alarm wył już wcześniej, ale kogo obchodzą alarmy, nikt nie odwołuje spotkań, trzeba pracować, bo jak inaczej nakarmić dzieci, pomóc krajowi i zapewnić utrzymanie armii? Jeśli będziesz stosować się do wszystkich zaleceń i alarmów, to wszystko stanie w miejscu i nic nie zarobisz.

No i ten alarm... Idę sobie, trzymam w ręku ulubioną kawę z sokiem pomarańczowym (Niemiec nerwowo drgnął), a tu jak nie rypnie nad moją głową, papierowy kubek wypada mi z rąk, kawa się rozlewa, a ja wrzeszczę: „Fakin Raszja. Fakin szit. Moja kawa!!!”. Jestem w połowie drogi z biura do miejsca spotkania. Decyduję się iść po kolejną kawę. Moją ulubioną, gorzką, z sokiem pomarańczowym.

Dochodzę do kawiarni, a tam kolejka i wszyscy mówią to samo: „Fakin Raszja, rozlałem sobie kawę, proszę, zrób mi jeszcze jedną”. Gdzieś dalej, na niebie, nasi zestrzeliwują rakiety albo szahidy

I wtedy zauważam, że pan Niemiec stoi w pozycji „a może udałoby mi się od niej zwiać”, kiwając protekcjonalnie głową.... Sama tak robiłam, gdy rozmawiałam z osobą chorą na schizofrenię, a ona opowiadała mi, że w piwnicy przedszkola hodują gady i karmią je kaszą manną z krupami.

Ciekawe doświadczenie. Bardziej o mnie niż o tym biednym Niemcu, który teraz na pewno myśli, że wszyscy Ukraińcy są jebnięci.

Niegdyś moi przyjaciele i ja dla żartu zarezerwowaliśmy salkę w klinice psychiatrycznej i wygodnie ją urządzaliśmy, żeby w razie czego móc pojechać tam razem i się leczyć. Teraz to już nie żart, to całkiem konkretny plan. Wszyscy już rozumieją, że każdy będzie musiał naprawić dach, kukułcze gniazdo czy cokolwiek innego, co ludzie nazywają zdrowiem psychicznym. Przynajmniej ci, którzy jeszcze nie są za mocno pojebani.

Jeśli oderwać się od naszych doświadczeń i zwykłych codziennych wiadomości, naprawdę zaczyna się rozumieć, że nasza norma, to, co określamy stwierdzeniem: „wszystko normalnie”, 10 lat temu byłoby oznaką kompletnego szaleństwa. Ale my teraz nie tylko żyjemy, my przetrwaliśmy. To właśnie ta szalona plastyczność psychiki pozwala nam przetrwać. Nasza zdolność do kłótni, dreszczu emocji, przeklinania i kupowania ulubionej kawy.

Nasza zdolność do pracy i budowania własnych wysp nowej normalności pośród tego wszystkiego – i do dupy z tym, że w pozostałej części świata nasze wyspy normalności byłyby uważane za centra szaleństwa. Chcemy po prostu przetrwać

Co planuję na następny rok?

Jak zawsze... PRZETRWAĆ i pomóc tylu ludziom, ilu zdołam dosięgnąć rękami, umysłem lub sercem. Ten plan czasem wydaje się nierealny, ale od tego są święta: od składania fantastycznych życzeń. Czasem one nawet się spełniają.

Nie rozjebać się całkowicie. Jeśli już, to co najwyżej do takiego stopnia, żeby specjaliści mogli jeszcze wszystko naprawić i wyleczyć. Przynajmniej tak, żebyśmy ja i moi bliscy mogli dostrzec moment, w którym wszystko się kończy i czas się poddać.

Ciekawie byłoby w przyszłym roku znów wyjechać za granicę i opowiadać obcokrajowcom zabawne, ironiczne historie o swoim codziennym życiu. Zastanawiam się tylko, w którym momencie zaczną dzwonić po karetkę albo uciekać

I najważniejsze: chciałbym, żeby Rosjanie w końcu się od nas odjebali, żeby poszli na swoje bagna rozwiązać własne problemy, zbudowali toalety w pobliżu swoich wieżowców, w końcu doprowadzili gaz i elektryczność do swoich wiosek, a nie zabijali ludzi, palili miasta na popiół, straszyli cały świat rakietami i grzechotali swoją bronią we wszystkich kierunkach. Jeszcze lepiej: niech podzielą się na różne kraje, które w końcu zadbają o swoich obywateli, może nawet zbudują dla nich kanalizację. Chodzi o to, że... gówno mnie obchodzi, co oni tam mają, niech bawią się z bobrami na swoich bagnach, byle spierdalali z naszej ziemi i zapłacili sprawiedliwie za każdą zbrodnię przeciwko naszym ludziom.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Tatusya Bo (Tetiana Komlyk) jest blogerką, autorką książek dla dzieci, wolontariuszką, dyrektorką wykonawczą Fundacji Charytatywnej „Ukraińska Fundacja „Mriya". Z wykształcenia jest reżyserką wydarzeń teatralnych oraz nauczycielką języka i literatury ukraińskiej. Pracowała jako korespondentka, redaktorka, scenarzystka. Mama dwójki zabawnych dzieci.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

„Libido zniknęło po Buczy”: jak wojna i status uchodźcy wpływają na życie intymne ukraińskich kobiet

Ексклюзив
20
хв

Bo każdy przeszczep to cud

Ексклюзив
20
хв

Ostatni samotny Nowy Rok

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress