Świętując nadejście nowego roku w tych wojennych latach często wspominam ostatnią zimę w sowieckim Kijowie przed odzyskaniem niepodległości. Miałam wtedy siedem lat. Mama właśnie rozwiodła się z tatą, a on wyjechał na tournée z teatrem do Polski i już nigdy nie wrócił. My z mamą przeprowadziłyśmy się do małego mieszkania, które kupiła dla nas babcia.
Nie miałyśmy kołdry, więc na noc przykrywałyśmy się płaszczem i ciepłym szalem mamy. W tamtych czasach jej pensja była wypłacana w kuponach, które w każdej chwili mogły zostać zdewaluowane
Wieczorami, gdy mama była w pracy, odrabiałam w domu lekcje, grałam na skrzypcach, a potem czytałam książki z biblioteki. Z szóstego piętra naszego mieszkania patrzyłam na śnieg, który padał na drzewa i dachy, i wyczekiwałam, aż w którejś ze stacji telewizyjnych – rosyjskim Ostankino albo ukraińskich UT-1 czy UT-2 – między niekończącymi się przemówieniami deputowanych, radzieckimi filmami i oficjalnymi koncertami pojawi się coś dla dzieci.
Mama wróciła z teatru późnym wieczorem, pracowała tam jako oświetleniowiec. Na kupony kupiła tylko zapałki, bo wszystko inne zostało wcześniej sprzedane. Liczyła, że wymieni te zapałki na coś innego. Jeszcze długo potem mieliśmy w domu pełno zapałek, których nikt nie chciał.
Chcąc zapewnić mi jakąś rozrywkę w ten sylwestrowo-noworoczny czas, mama zabrała mnie na spacer. Poszłyśmy na Zejście Andrijiwskie [historyczne zejście łączące kijowską dzielnicę Górne Miasto z historyczną dzielnicą Padół – red.] i tam, w kawiarni, mama kupiła mi herbatę i ciastko. Próbowałyśmy o czymś rozmawiać, ale głównie milczałyśmy.
Każda z nas czuła się bardzo samotna z powodu rozpadu rodziny i niepewnej przyszłości
Często myślę, że gdyby Związek Radziecki nie istniał, moi rodzice nigdy by się nie rozwiedli. Dwoje marzycieli, którzy w czasie miodowego miesiąca zbudowali jacht, uszyli żagiel i wypłynęli nim na Morze Kijowskie [wielki zalew na północ od Kijowa – red.], nie mogło być szczęśliwych w kraju Orwella. Mój tata, aktor, aby wyżywić rodzinę, musiał pracować na nocne zmiany w fabryce Arsenał, a mama, piękna i inteligentna dziewczyna z dyplomem inżyniera, spędzała całe dnie na szyciu ubrań na zamówienie, niańcząc przy tym dziecko.
Gdyby nie rosyjska okupacja na początku XX wieku, potem przejęcie władzy w Ukrainie przez bolszewików i represje wobec mojej rodziny, tata byłby właścicielem kina na Padole, jak jego dziadek. A mama byłaby pewnie zamożną rolniczką z kijowszczyzny – też jak jej dziadkowie. W sylwestrową noc w naszym mieszkaniu przy ulicy Puszkińskiej, w centrum Kijowa, odbywałby się wystawny bal z najpiękniejszą choinką w mieście, gośćmi, muzyką i zabawami. Tata byłby we fraku i cylindrze, a mama i ja we wspaniałych sukniach i pantofelkach, jak księżniczki.
Zamiast tego rodzice rozwiedli się, tata wyjechał do pracy w Polsce, a my w sylwestra zostałyśmy same w zimnej, pustej kawalerce na kijowskim blokowisku
Choć z radia płynęły świąteczne melodie, a miasto zdobiły noworoczne iluminacje, nie miałyśmy ochoty na zabawę. Tuż przed Nowym Rokiem otrzymałyśmy od taty paczkę z Polski. Były w niej pachnące mandarynki, szynka i ser, czekolada Wedla, ozdoby choinkowe i książka dla mnie – „Zima Muminków” Tove Jansson. Po polsku.
Dom wypełnił się zapachami, udekorowałyśmy choinkę polskimi ozdobami. A mama, która nie mówiła po polsku, tylko trochę po niemiecku, dzielnie zaczęła tłumaczyć mi najciekawszą książkę mojego dzieciństwa.
Być może wtedy po raz pierwszy wspólnie rozgrzałyśmy nasze serca – czytając niesamowite opowieści o Dolinie Muminków, śmiejąc się, dziwiąc i radując. Od tamtej pory wszystkie nasze święta z mamą były radosne, pachnące i ciepłe.
Zaczęłam odwiedzać tatę w Polsce, gdzie świętowałam katolickie Boże Narodzenie i Nowy Rok. Uczyłam się języka i szybko zaczęłam czytać po polsku kolejne tomy o Muminkach i „Anię z Zielonego Wzgórza”. Poznałam też straszną historię okrutnego tyrana, króla Popiela, który za znęcanie się nad ludźmi został zjedzony w zamkowej wieży przez myszy.
Na prawosławne Boże Narodzenie, obchodzone w starym stylu, wracałam do mamy – z mandarynkami, szynką i czekoladą w plecaku. Po 10 latach do Ukrainy wrócił z Polski także mój tata. Odtąd już wszyscy razem, w kilka rodzin, świętowaliśmy Boże Narodzenie i Nowy Rok – z szopką, pysznym jedzeniem i kolędami do białego rana. I z każdym rokiem było nas więcej. Dołączali sąsiedzi i koledzy z pracy, potem mąż mojej siostry i mój mąż. A wreszcie – nasze dzieci.
Tak było aż do rosyjskiej napaści na Ukrainę, kiedy jako uchodźczyni wylądowałam w Polsce z moim nowo narodzonym dzieckiem, ratując je przed rosyjskimi bombami
Mój pierwszy sylwester w Warszawie był niezwykły. Przypominał mi trochę dziecięce wizyty u ojca. Był smutek, ale i nadzieja – „bo do wiosny na pewno wygramy!”
Drugiego sylwestra włączyłam w sobie tryb kulinarny, próbując ugotować wszystkie hity kuchni polskiej i ukraińskiej. Przyjechał do nas tata z żoną, siostra z mężem – i choć byliśmy w niepełnym składzie, jak zwykle zebraliśmy się przy stole w naszym wynajętym warszawskim mieszkaniu.
Trzeci sylwester był dla mnie zaskoczeniem. Było jak w „Dniu świstaka” albo jak wtedy, gdy masz sen, który śni ci się zbyt długo, a ty nie możesz się obudzić: przed tobą święta, radość, prezenty, składanie życzeń i wznoszenie toastów, a twój nastrój jest w okolicy zera.
Trump w Ameryce, Orban na Węgrzech, Putin na Kremlu, Kawelaszwili w Gruzji i zmasowane ataki rakietowe na Ukrainę
Przyłapuję się na myśli, że w końcu to tylko kolejny Nowy Rok. Można popracować jeszcze ciężej niż zwykle, zamówić pizzę, obejrzeć „Kevina” i pójść spać o 1 w nocy.
Pod koniec listopada mama przyjechała na kilka dni w odwiedziny. Nie mogła zostać do świąt, bo musiała pracować. Tata też nie przyjechał. Jest reżyserem teatralnym, a Boże Narodzenie i Nowy Rok to czas świątecznych przedstawień.
Razem z mamą wykonałyśmy tysiąc prac domowych w moim mieszkaniu i jakby na pamiątkę mroźnej zimy 1990 roku kupiłyśmy dzieciom dodatkowe zimowe ubrania i buty. Ugotowałyśmy też setki pierogów i gołąbków, zamówiłyśmy nowy ciepły koc i dywan na ścianę w pokoju dziecięcym. Gdy to wszystko robiłyśmy, zdałam sobie sprawę, że te święta i Nowy Rok znów miną mi bez rodziców.
Czy można zabrać ze sobą Nowy Rok i przenieść go, gdzie się chce? Mówię wam: tak!
Jest 1 grudnia, a my z mamą pijemy szampana z aperolem i przystrajamy choinkę. Tak jak wtedy, gdy byłam dzieckiem, śmiejemy się i rozwieszamy na niej włosy anielskie. Tak jak wtedy, nie robimy planów – bo jaki to miałoby sens, skoro nie wiesz, co wydarzy się jutro? Mama czyta mojej najstarszej córce „Anię z Zielonego Wzgórza” po ukraińsku, którą tata przysłał nam do Polski razem z czekoladkami i suszonymi owocami z targu niedaleko naszego domu. Kiedy szykowaliśmy się do pociągu, mama płakała, jak mała dziewczynka. Martwiła się, że w Polsce będziemy bez rodziców, sami.
Zbliża się Nowy Rok. Mam już choinkę i prezenty dla dzieci, szampana w szafce, ciepły koc od mamy i pieniądze zamiast kuponów
Zbiorę się w sobie i urządzę dzieciom święta. Będzie „Kevin”, kolędy, mandarynki, kolorowe paczuszki i pysznie zastawiony stół. A kiedy zegar wybije dwunastą, wypowiem jedno życzenie.
Życzę sobie i nam wszystkim – rodzicom i dzieciom, wolontariuszom, ratownikom i żołnierzom – abyśmy kolejne święta mogli już spędzać z naszymi rodzinami w naszym pięknym, niepodległym i wolnym kraju. I żeby Rosja już nigdy nie zniszczyła żadnej rodziny. Ani mojej, ani żadnej innej na świecie.
Wszystkie zdjęcia z prywatnego archiwum autorki
Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!