Przyjaciele nazywają ją Emily w Paryżu, a ona sama twierdzi, że prawdziwe życie w stolicy Francji bardzo różni się od tego pokazanego w popularnym serialu Netfliksa. W momencie wybuchu Wielkiej Wojny Ukrainka Lera Ledenko, która pracowała jako specjalista ds. PR dla kanału telewizyjnego 1+1 na Ukrainie, zabrała swojego psa i przeniosła się do Francji, gdzie udało jej się otworzyć własną agencję reklamową. Lera jest zakochana w Paryżu i prowadzi blog o tym mieście na Instagramie - strona ma prawie dziesięć tysięcy obserwujących. Lera opowiedziała Sestry.eu jak adoptowała się w stolicy Francji, poszukiwaniu pracy i mieszkania oraz różnicy między prawdziwym a filmowym Paryżem.
Przyjaciele poradzili mi, bym wybrała kraj nie rozumem, ale sercem. I zostałam we Francji
- Kiedy zaczęło się bombardowanie Kijowa, szybko zabrałam dokumenty, psa Betty, kilka rzeczy i wyjechałam - wspomina Lera początek swojej podróży. - Na granicy z Polską zgubiłam rzeczy, które pakowałam w pośpiechu przed wyjazdem. Kiedy ktoś odpalił bomby dymne w tłumie już przestraszonych ludzi wybuchła panika, a mój pies został prawie zmiażdżony. Ratując Betty, puściłam torbę. Nigdy więcej jej nie zobaczyłam.
Najpierw pojechałam do moich przyjaciół w Niemczech. Jak wszyscy, byłam zdezorientowana i nie wiedziałam, co robić. Wtedy napisała do mnie przyjaciółka z Francji: wiedziała, że bardzo kocham Paryż i zaproponowała, żebym ją odwiedziła. Paryż rzeczywiście był dla mnie wyjątkowym miejscem. Kiedy po raz pierwszy przyjechałam tu jako turystka sześć czy siedem lat temu, pamiętam jak wysiadłam z autobusu i powiedziałam do mojej mamy: - To jest mój dom.
Miałam dziwne uczucie, że kiedyś tu mieszkałam i nie rozumiałam, dlaczego musiałam wyjechać. Od tamtej pory przyjeżdżam do Paryża na urodziny, a w Kijowie otaczam się atmosferą Paryża. Wynajęłam nawet mieszkanie w kompleksie mieszkaniowym French Quarter w Kijowie.
Przyjaciele w Paryżu, znając moją miłość do tego miasta, od razu zapytali mnie, dlaczego wracam do Niemiec zamiast tu zostać. Wierzyłam, że w Niemczech jest więcej międzynarodowych firm, co oznaczało, że mogłabym szybciej znaleźć pracę w mojej dziedzinie z moją znajomością angielskiego. Przyjaciele poradzili mi jednak, żebym wybrała sercem, a nie rozumem. Więc zostałam...
Wiosną ubiegłego roku uchodźcy z Ukrainy mogli otrzymać mieszkania socjalne, więc nie planowałam mieszkać z przyjaciółmi przez długi czas. Ale człowiek planuje, a Bóg kontroluje! Kiedy zarejestrowałam swój status tymczasowego pobytu, nie było już możliwości osiedlenia się w stolicy - ludzie wywożono 500 kilometrów od Paryża i umieszczano w rodzinach, szkołach i internatach. Jestem bardzo wdzięczna moim przyjaciołom, którzy mnie przyjęli i pomogli dosłownie we wszystkim.
Francuski... Kiedyś uczyłam się go przez cztery miesiące na kursie w Kijowie. Ale kiedy znalazłam się w Paryżu, pamiętałam tylko "Je m'appelle Léra" (Nazywam się Léra), "Je suis perdu" (Zgubiłem się) i "Je veux un croissant" (Chcę croissanta). Standard dla turysty w czerwonym berecie, ale zdecydowanie nie dla osoby, która chce mieszkać i pracować w Paryżu. Na początku mówiłam tylko po angielsku. Istnieje opinia, że Francuzi z zasady nie mówią po angielsku, ale nigdy się z tym nie spotkałem - wszyscy byli gotowi spotkać się ze mną w połowie drogi i byli gotowi dogadać się nawet w języku migowym.
Ukraińcy z tymczasową ochroną we Francji mogli liczyć na pomoc finansową: ci, którzy wynajmowali własne mieszkanie, otrzymywali 400 euro miesięcznie, a ci, którzy mieli gdzie mieszkać -200 euro miesięcznie. Pomimo, że w tamtym czasie nadal pracowałam zdalnie w Ukrainie, a zatem miałam dochód, od razu pomyślałem o tym, jak i gdzie znaleźć pracę na miejscu. W dniu, w którym wypełniłam dokumenty, przydarzyła mi się ciekawa sytuacja. Po wizycie w OFII (Francuski Urząd ds. Imigracji i Integracji) poszłam do mojej ulubionej kawiarni na Montmartre, którą odwiedzałam jako turysta. Kelnerka, która również była Ukrainką, usłyszała, jak mówię po ukraińsku do psa i zaczepiła mnie: "O, jesteś z Ukrainy! Czy przypadkiem nie potrzebujesz pracy?". Potwierdziłam. Zapytała mnie o angielski, porozmawiała z kimś z kierownictwa i powiedziała mi, że lokal jest gotowy zatrudnić mnie jako kelnerkę.
Wieczorem z radością pochwaliłam się znajomym, że mam pracę. Nie spodziewałam się, że mnie zniechęcą. Przekonywali, że z moim dziewięcioletnim doświadczeniem w marketingu i PR, będę w stanie znaleźć pracę w moim zawodzie i że wszystko, muszę tylko nauczyć się francuskiego. - Jeśli pójdziesz teraz do pracy w restauracji, będziesz tak zmęczona, że nigdy nie nauczysz się języka na poziomie, którego potrzebujesz. Masz czas - zamieszkaj z nami i ucz się francuskiego - twierdzili.
Ta rozmowa jest kolejnym powodem, dla którego jestem im tak wdzięczna. Chociaż w tamtym czasie byłam pełna wątpliwości, czy dobrze robię, rezygnując z pracy w kawiarni. W końcu pozwoliłoby mi to wynająć własne mieszkanie.
Szukałam pracy trwały sześć miesięcy. Nigdy nie dostałam odpowiedzi na moje CV
Już następnego dnia znalazłam korepetytora francuskiego, z którym nadal mam lekcje trzy razy w tygodniu. Aby szybciej nauczyć się języka, otoczyłam się nim. Książki, filmy, programy telewizyjne - od tamtej pory prawie wszystko jest po francusku. W domu, moi przyjaciele i ja wkrótce również przestawiliśmy się na francuski. Moi pierwsi klienci, którzy byli Francuzami, zaproponowali, że będą rozmawiać ze mną po angielsku, aby było mi łatwiej, ale odmówiłam.
Okazało się, że agencję reklamową w Paryżu można założyć bez kapitału początkowego. Założenie własnej firmy poprzedziło długie i nieudane poszukiwanie pracy.
- Moje poszukiwania pracy trwały około sześciu miesięcy - wspomina Lera. - Wysłałam swoje CV do kilkudziesięciu firm na stanowiska specjalisty ds. PR, twórcy treści, specjalisty ds. SMS-ów i asystentki kierownika biura. Francuzi pomogli mi stworzyć portfolio, kilkakrotnie przepisywali moje CV, dostosowując je do potrzeb francuskiego rynku pracy. Ale to nie zadziałało - nie dostałam żadnej odpowiedzi. Mógłabym zrozumieć, gdybym została odrzucona po rozmowie z rekruterem, ponieważ mój francuski nie był wystarczająco dobry. Ale tutaj nie doszło nawet do rozmów - nikt mi nie odpowiedział!
Sześć miesięcy później moja cierpliwość się wyczerpała, zdałam sobie sprawę, że to nie jest moja ścieżka i zaczęłam szukać innych opcji. Kiedy dowiedziałam się, że status tymczasowego prawa pobytu pozwala mi zarejestrować własną firmę, zdecydowałam się na to. Ta opcja miała kilka zalet: możliwość pozostania we Francji w przypadku zakończenia mojej tymczasowej ochrony oraz fakt, że potencjalni klienci nie musieli płacić podatku za mnie jako pracownika, ponieważ byłam samozatrudniona.
Rejestracja agencji medialnej nie kosztowała mnie ani grosza. Jesteś zarejestrowany na specjalnej platformie w urzędzie skarbowym, po czym sporządzane są niezbędne dokumenty i voila - możesz zacząć pracować. Mam możliwość zatrudnienia dwóch pracowników, z której jeszcze nie skorzystałam. Pomimo tego, że klientów jest coraz więcej, nadal radzę sobie sama.
Najtrudniej było uwierzyć w to, że mi się uda. Na początku wierzyli w to moi przyjaciele, ale nie ja
Pierwszym klientem Lery była francuska firma konsultingowa, w której pracuje jej przyjaciółka.
- Na początku przyjaciel zasugerował, żebym po prostu poszła do ich biura i zobaczyła, jak prowadzą komunikację - wyjaśnia Lera. - Przez następne dwa miesiące chodziłam do jego firmy, rozmawiałam z kolegami, badałam francuski rynek i odbiorców. Następnie zaproponowałam właścicielom moją strategię komunikacji. Wyjaśniłam, w jaki sposób mogłabym usprawnić pracę firmy i jak wpłynęłoby to na zyski, dzięki czemu otrzymałam swój pierwszy kontrakt. Zrealizowałam to, co zaplanowałam. Klienci byli zadowoleni z efektu. Potem wszystko potoczyło się zgodnie z prawami networkingu: partnerzy firmy zauważyli, że firma zaczęła się lepiej komunikować i chcieli również zostać moimi klientami. Później przyszli do mnie ich konkurenci. Stopniowo otrzymywałam tak wiele zleceń, że poczułam się pewnie.
Obecnie klientami Lery są francuskie firmy informatyczne i konsultingowe. Mówiąc o tym, co było najtrudniejsze w ciągu ostatniego półtora roku, Lera mówi:
- Oprócz biurokracji związanej z otwarciem i prowadzeniem agencji, najtrudniejsza była wiara w to, że mi się uda. Na początku wierzyli w to moi przyjaciele, ale nie ja. Nie miałam pojęcia, jak będę w stanie pracować z moim francuskim w komunikacji, gdzie język jest zasadniczo głównym narzędziem. Kiedy zaczęłam pracować z moim pierwszym klientem, mój nauczyciel francuskiego i ja starannie pracowaliśmy nad słownictwem, którego potrzebowałam. Dziś nie odczuwam żadnej bariery językowej. Jednak na wszelki wypadek po każdym spotkaniu zapisuję wszystko, co uzgodniliśmy z klientem, sprawdzając, czy dobrze zrozumiałem szczegóły.
Za pierwsze zarobione pieniądze poszłam na studia
Aby nadrobić mój niedoskonały francuski, wzięłam udział w kursie filmowania i montażu, studiowałam targetowanie i zagłębiłam się w treści wizualne - teraz mogę samodzielnie tworzyć układy do publikacji, plakatów i prezentacji na wysokim poziomie. Kilka pierwszych pensji wydałam niemal w całości na naukę. Ale opłaciło się. Teraz mam o wiele więcej umiejętności, co daje mi przewagę nad konkurencją. Relatywnie rzecz biorąc, zamiast zatrudniać czterech specjalistów jednocześnie (jednego do zdjęć, jednego do edycji, jednego do tekstów i jednego do projektowania), firma zawiera umowy tylko z agencją.
Kiedy liczba klientów wzrosła, a sytuacja finansowa poprawiła się, Lera wynajęła własne mieszkanie.
- W Paryżu długoterminowy wynajem mieszkań jest bardzo trudny - mówi Lera. - Aby zostać uznanym za najemcę, czynsz nie powinien przekraczać 30% pensji. Średni koszt mieszkania o powierzchni 29-35 metrów kwadratowych w bezpiecznej dzielnicy Paryża wynosi około 1100 euro. Jeśli mieszkanie jest umeblowane, jest to 1500-2000 euro. Wynajmującego nie interesuje, ile pieniędzy masz na koncie bankowym - potrzebuje dowodu, że masz stabilny dochód. I chociaż już go miałam, kiedy szukałam mieszkania, nadal potrzebowałam poręczyciela. W końcu francuscy wynajmujący nie przepadają za prywatnymi przedsiębiorcami. Nawet jeśli zarabiam dużo, w oczach właściciela nieruchomości pracownik wygląda bardziej wiarygodnie - nawet jeśli ma niższy, ale stabilny i pewny dochód.
Szukałam mieszkania tak długo jak szukałam pracy: przez około sześć miesięcy. Kiedy w końcu udało mi się je znaleźć, sama zrobiłam remont - przemalowałam ściany i kupiłam meble. Jako pierwsza zainstalowałam w budynku szybkie Wi-Fi - co dziwne, nikt przede mną go nie potrzebował. Moi sąsiedzi byli całkiem zadowoleni. Nawiasem mówiąc, zauważyłam, że większość Francuzów jest absolutnie niewymagająca, jeśli chodzi o usługi - czy to szybkość Internetu, czy obsługę w restauracji. Na przykład ostatnio widziałam mysz w bardzo drogiej restauracji w centrum miasta. Zszokowało mnie to, ale ani administracja, ani inni goście nie widzieli w tym nic złego. Oczywiście Francja ma również luksusowe usługi i jestem pewna, że myszy nie biegają po restauracji Michelin. Ale w średnim segmencie nie jest to coś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Kijowie.
Francuzi byli zszokowani, że mój lunch trwał dziesięć minut. W końcu oni jedzą bite półtorej godziny
Francuzi lekko traktują życie i być może w tym tkwi ich urok. Podoba mi się ich umiejętność zatrzymania się i cieszenia się chwilą. To jest coś, czego nigdy nie byłam w stanie zrobić. Kiedy przyszłam do biura moich pierwszych klientów, byli zszokowani, że mój lunch trwał dziesięć minut podczas gdy ich - półtorej godziny. Z przyzwyczajenia jadłam szybko i biegłam do pracy. Pewnego razu, gdy francuska koleżanka zobaczyła mnie siedzącą w pracy o ósmej wieczorem, podeszła do mnie (została w biurze, ponieważ ona i jej koledzy grali w tenisa stołowego) i zapytała mnie, czy jestem wykorzystywany. Kiedy powiedziałam jej, że pracuję do późna z własnej woli, była zszokowana: - Ale nie jesteś zmęczona? Nie powinnaś być zmęczona w pracy!
Już tego nie robię. Francja i Francuzi nauczyli mnie cenić swój czas i zasoby. Teraz mój lunch również trwa półtorej godziny. Zrozumiałam, że to nie zabiera czasu, a wręcz przeciwnie - po dobrym odpoczynku moja produktywność wzrasta, pracuję szybciej i wydajniej. Teraz mogę nawet wziąć dzień wolnego w środku tygodnia, aby odpocząć, a następnie dać z siebie wszystko. Zdolność do zatrzymania się chroni przed wypaleniem.
To jedno z niewielu podobieństw między prawdziwym Paryżem a miastem z serialu "Emily w Paryżu - mówi Lera.
- Przyjaciele i koledzy często żartują, że mają teraz własną Emily w Paryżu. Przypuszczam, że są pewne podobieństwa, takie jak mój zawód. Ale w serialu nie zobaczysz 90 procent prawdziwego życia. Paryż jest zupełnie inny - są też niebezpieczne obszary, do których lepiej się nie zapuszczać. Na przykład strajki pozostają poza ekranem, a to one często powodują, że transport przestaje działać, a na ulicach rosną góry śmieci.
Jeśli chodzi o moich współpracowników, myślę, że miałam do nich więcej szczęścia niż Emily. Moimi klientami są pracownicy firm informatycznych i cyfrowych, z których wielu to obcokrajowcy. Mam kolegów z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Kolumbii, Wietnamu i wielu innych krajów. Dlatego zespół jest otwarty na obcokrajowców: wszyscy starają się znaleźć to, co nas łączy, a nie to, co nas różni. Podczas mojego pobytu tutaj nigdy nie czułam się obca. Francuzi nie rozumieją imigrantów, którzy nie chcą uczyć się języka i nie integrują się. Ale jeśli widzą, że studiujesz, pracujesz, starasz się, doceniają cię i pomagają ci.
Pomimo tego, że podobnie jak Emily pracuję w marketingu, w moim życiu nie ma przepychu. W serialu nie ma imprez, na które idzie się w designerskiej sukience i czerwonej szmince.
Tutaj, nawet jeśli jest to impreza firmowa w chateau (zamku), wszyscy są ubrani bardzo prosto: dżinsy, T-shirty i klapki. Latem dziewczyny mogą przyjść z mokrymi włosami. Nikt nie stara się zaimponować innym swoim wyglądem.
Pewnego razu podczas spotkania koledzy z firm, które były moimi klientami, zostali poproszeni o opowiedzenie mi, jak widzą rozwój swojej firmy w przyszłym roku. Wszyscy pracownicy zauważyli, jak ważne jest prawidłowe budowanie komunikacji, reprezentowanie firmy w sieciach społecznościowych i mediach oraz jak pozytywnie wpływa to na zyski, i ogólny rozwój biznesu. I to była najlepsza rzecz, jaką mogłam usłyszeć. W tym momencie wreszcie poczułam, że moja praca ma sens.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!