Exclusive
Szkoła bez domu
20
min

Dlaczego ukraińskie dzieci nie idą do liceum

Jeżeli nie będziemy uczyć języka, będziemy przygotowywać społeczeństwo o dwóch prędkościach – mówi prof. Małgorzata Pamuła-Behrens, badaczka z Centrum Badań nad Edukacją i Integracją Migrantów Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.

Anna J. Dudek

Gdańsk, 04.05.2023. Egzamin maturalny w II LO im. Władysława Pniewskiego. Zdjęcie: Piotr Hukało/East News 

No items found.

<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: redakcja@sestry.eu Jesteśmy dla Was. <frame>

Anna J. Dudek: Integracja czy asymilacja?

Małgorzata Pamuła-Behrens: Są różne drogi i procesy akulturacyjne, czyli te, które prowadzą do adaptacji w nowym środowisku w momencie migracji.  Jedną drogą może być asymilacja, a drugą - integracja.

Ja mam przekonanie, że najlepszą drogą jest integracja, ponieważ pozwala na poszanowanie korzeni nowo przybyłych osób. Korzeni, które są niezwykle ważne. Badania pokazują, że jeżeli osoba, która jest migrantem czy migrantką, dobrze zna język pochodzenia, to lepiej będzie uczyła się języka osiedlenia, ale również będzie bardziej stabilna, jeśli chodzi o poczucie własnej wartości, będzie miała większe poczucie sprawczości. 

Prof. Małgorzata Pamuła-Behrens, badaczka z Centrum Badań nad Edukacją i Integracją Migrantów Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Zdjęcie: materiały prasowe

A asymilacja? 

To jest pojęcie, które bardzo często jest wykorzystywane w polityce. Ona się wydarzy w kolejnych pokoleniach, to widać na przykładzie amerykańskiej Polonii, która w pierwszym pokoleniu ma silne związki z Polską, w drugim pokoleniu one są słabsze nieco słabsze a trzecie pokolenie to już zupełnie inna historia. 

Więc to się wydarza, to naturalny proces. Parcie do tego, żeby Ukraińcy stali się Polakami, wydaje mi się drogą donikąd, ponieważ teraz bardzo ważne dla nich jest, żeby nie utracić ukraińskiej tożsamości.

Ale to nie wyklucza ich z polskiego społeczeństwa, jeśli chcą u nas mieszkać i chcą u nas żyć. Konieczna jest integracja z poszanowaniem tożsamości. 

Jestem zwolenniczką takiego właśnie rozwiazania, patrzenia na przykład na edukację, poprzez, jak to nazywam, okulary wrażliwe kulturowo 

Z perspektywy dwóch lat, od wybuchu wojny w Ukrainie i momentu, kiedy do Polski przyjechały setki tysięcy dzieci, które trafiły do tutejszych szkół, które rozwiązania zadziałały, które się nie sprawdziły, a jakich zabrakło?

Wojna w Ukrainie wszystkich zaskoczyła. Bardzo trudno W tej sytuacji, w której bardzo duża liczba dzieci dołączyła do polskiej szkoły, należało zastosować jakieś wyjątkowe rozwiązania, które do tej pory nie były przewidywane przez system. Chociaz w polskim systemie mieliśmy już rozwiązania, które dotyczyły edukacji dzieci z doświadczeniem migracji. Była ustawa, która  miała swoje słabości, ale niektóre wynikały z interpretacji, a nie z zapisu.

Może pani podać przykład?

Już przed wojną w Ukrainie w wielu miejscach w Polsce powstały oddziały przygotowawcze, czyli klasy dla dzieci, które nie znają języka polskiego. Odwiedziłam dziesięć takich szkół; te klasy były prowadzone znakomicie, z bardzo świadomymi dyrektorami, dyrektorkami. Te osoby rzeczywiście potrafiły odnaleźć się w tej koncepcji oddziału przygotowawczego, którą z jednej strony można postrzegać jako rozwiązanie trochę marginalizujące, ale w rzeczywistości ono takie nie jest. To jest miejsce, do której dziecko przychodzi z innego systemu edukacji, z innego społeczeństwa i ma czas na zaadaptowanie się do nowych okoliczności. 

Jeżeli taki oddział prowadzony jest dobrze, z dużą wrażliwością kulturową, to integracja również tam się odbywa. I tak było w tych szkołach, które ja oglądałam. Ale.

Ale?

Były również szkoły, które tworzyły z takiego oddziału getto, w którym żadnej integracji nie było. Są więc rozwiązania, ale nie zawsze są odpowiednio wdrażane, bo po prostu nie wszyscy wiedzą, jak to robić.

Warszawa, 21.03.2022. Konferencja prasowa prezydenta m.st. Warszawy Rafała Trzaskowskiego na temat edukacji dla ukraińskich dzieci oraz aktualnej sytuacji związanej z pomocą uchodźcom, w I Liceum Ogólnokształcącym im. B. Limanowskiego przy ul. A. Felińskiego. Zdjęcie: Paweł Wodzyński/East News

To dotyczy wyłącznie dzieci z doświadczeniem migracyjnym?

Oczywiście nie. Bywa, że problem jest systemowy, bo to system jest niewydolny. Polska szkoła nie tylko słabo uczy i słabo opiekuje się dziećmi z doświadczeniem migracji. Na przykład zabrakło rozwiązań i uwagi, by wesprzeć dzieci po pandemii koronawirusa, które ciągle mają problemy, również edukacyjne. Widać to choćby w badaniach PISA; wyniki polskich uczniów i uczennic w wielu zakresach są niższe niż przed pandemią.

Z głosów nauczycieli i nauczycielek wynika, że mają oni poczucie, iż zostali zostawieni sami sobie. Musieli sobie poradzić somodzielnie w trudnej sytuacji, podczas gdy większość z nich nigdy nie pracowała z dziećmi z doświadczeniem migracji, nie ma też przygotowania psychologicznego, a przecież bardzo wiele z tych dzieci takiego właśnie wsparcia potrzebowało i potrzebuje. Czują się osamotnieni.

Bardzo wielu nauczycieli czuje wypalenie zawodowe, zmęczenie, które nie trwa od czasu, kiedy przyjechały do nas dzieci z Ukrainy, ale o wiele dłużej.

Przecież nie było tak, że mieliśmy świetnie wyposażoną szkołę, w której pracowali dobrze zarabiający nauczyciele wyłącznie z powołaniem do zawodu, i do takiej polskiej edukacji przyjechało 150 tys. dzieci.

Nie. System nie był wydolny, nauczyciele byli i są przeciążeni, za mało zarabiali i zarabiają, co zresztą od lat jest przedmiotem protestów. Do tego systemu w pewnym momencie dołączyło 150 tys. dzieci, postanowiono więc zwiększyć liczbę osób zarówno w oddziałach przygotowawczych, jak i w klasach ogólnych. Zwiększyła się też liczba oddziałów przygotowawczych,.

To chyba dobre rozwiązanie?

Z jednej strony tak, bo gdzieś dzieci trzeba było pomieścić, ale z drugiej to oznaczało przerzucenie całego ciężaru tej sytuacji na nauczycieli, którzy nie potrafili w nich pracować.

Dodatkowo w pierwszym rozporzadzeniu regulujacym pracę w oddziałach przygotowawczych mogło być maksymalnie 15 dzieci.

W takich warunkach  można dobrze i wydajnie pracować, poświęcając dzieciom uwagę. Ale z przyjętej po wybuchu wojny specustawy wynika, żę liczbę dzieci w tych oddziałach można zwiększyć do grupy 25-osobowej. Warunki do pracy dydaktycznej  były więc gorsze, przy czym pamiętajmy, że większość nauczycieli nie miała doświadczenia w pracy z dziećmi słabo lub nieznającymi języka polskiego. Dodatkowo, to przecież były i są dzieci z doświadczeniem wojny.

Właśnie. To ogromne wyzwanie, żeby nie tylko je uczyć, ale też zapewnić poczucie bezpieczeństwa.

Te grupy dzieci były bardzo zróżnicowane. W zależności od tego, skąd i kiedy przyjechały, miały różne doświadczenia. Były dzieci, które miały traumę związaną z ucieczką, ale nie doświadczyły działań wojennych. Były i takie, które przyjechały z obszarów, na których toczyły się walki. A były i takie, których rodzice postanowili wyjechać ze Lwowa, obawiając się eskalacji działań wojennych.

Doświadczenia były i sa bardzo różne, ale wszystkie przekładają się na to, jak dzieci się czują i jak się uczą. Szkoła jest po to, żeby uczyć i wychowywać. A jeśli mamy dziecko z doświadczeniem wojennym, z doświadczeniem traumatycznym, trzeba się tym dzieckiem po prostu inaczej zająć.

Uczeń przechodzi obok tablicy z gramatyką w języku ukraińskim i polskim na korytarzu Liceum Limanowskiego w Warszawie 15 marca 2022 r., gdzie uczniowie z ogarniętej wojną Ukrainy mogą uczęszczać do nowo utworzonych klas. Zdjęcie: Wojtek Radwański /AFP/ East News

Szczególnie ważny wydaje się w tym kontekście ojczysty język. Z jednej strony trzeba dać dzieciom możliwość swobodnej komunikacji, z drugiej - opanowanie polskiego daje im zupełnie inne możliwości. Pedagożka i streetworkerka prof. Małgorzata Michel z UJ powiedziała mi, że język nie jest aż tak istotny, nie jest barierą w komunikacji. Że pracować z dziećmi można bez języka.

Rzeczywiście, poza systemem szkolnym, w komunikacji codziennej udaje się nam, mimo braku znajomości języka, porozumieć. Ale w szkole wygląda to nieco inaczej.

Wrócę tutaj do tego, co mówiłam o oddziałach przygotowawczych, które miały zadanie z jednej strony właśnie przygotować dziecko do uczenia się w języku polskim, ale z drugiej strony koncepcja była taka, że te klasy miały być bezpiecznym miejscem, które da dziecku czas także na to, by pomilczeć. 

Takie było założenie. Jednocześnie nie zapominajmy o tym, że przyszłość dziecka jest związana ze szkołą. To zarówno miejsce edukacji, ale też miejsce socjalizacji.  Przed przybyciem do nas dzieci z Ukrainy pokazała nam to pandemia i związana z nią izolacja dzieci, dla których było to bardzo trudne doświadczenie.

Jeżeli chcemy, żeby osoby z doświadczeniem migracji czuły się akceptowane i czuły, że mają takie same szanse, jak inni członkowie czy członkinie społeczeństwa, to jednym z narzędzi do osiągnięcia tego celu jest poznanie języka, który oczywiście jest połączony z kulturą

Jeżeli Ukrainiec czy Ukrainka jest świetnym dentystą albo świetnym lekarzem, ale słabo zna język polski, to nie może tutaj praktykować, ponieważ jakoś się musi porozumieć ze swoimi pacjentami, czy innymi profesjonalistami. Do tego jest mu potrzebny język.

Wróćmy do dzieci.

Do tego, żeby dzieci funkcjonowały w szkole, również potrzebny im jest język. I to nie jest język tylko i wyłącznie do komunikacji, ale także do poznawania, nabywania wiedzy, nowych umiejętności.

Jeżeli nie będziemy uczyć języka,  to będziemy przygotowywać społeczeństwo o dwóch prędkościach. To, które będzie znało język i to bez tego zasobu.

To już widać na przykładzie liceów, techników i szkół zawodowych.

Wiele dzieci z Ukrainy zdecydowało się na naukę w technikum czy szkole zawodowej, bo to łatwiejsza ścieżka. To się nie wydarzyło dlatego, że są mniej sprawne intelektualnie czy marzyły o takiej drodze, ale dlatego, że to było dla nich osiągalne.  One to wybrały na zasadzie konieczności, bo nie mogły pójść do liceum.  To, na czym nam zależy - integracja, nie wydarzy się bez znajomosci  języka.

No items found.

Dziennikarka, redaktorka, pisarka. Publikuje w „Wysokich Obcasach”, „Przeglądzie”, OKO.press. W pracy reporterskiej zajmuje się prawami kobiet w kontekście politycznym i społecznym, pisze o systemowym wypychaniu kobiet poza margines. Zrobiła to m.in. w książce „Poddaję się. Reportaże o polskich muzułmankach” oraz ostatnio w „Znikając. Reportaże o polskich matkach”

zdjęcie: Bartek Syta

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
dzieci, mapa, akcja

Anna Olkhova -  prawniczka, współzałożycielka i prezeska Fundacji “Efekt Dziecka”, lektorka autorskiego kursu o historii ukraińskiej przedsiębiorczości oraz inicjatorka urbanistycznych klubów Urban Club od “Efekt Dziecka” dla dzieci i młodzieży w Ukrainie, Polsce i na Słowacji.

Czym zajmuje się fundacja "Efekt Dziecka"?

Nasza fundacja powstała w 2021 roku w Kijowie. Jej celem od początku było wspieranie rozwoju dzieci i młodzieży poprzez budowanie cennych, choć nieoczywistych kompetencji. Obecnie działamy w zakresie wyposażania naszych podopiecznych w wiedzę z zakresu urbanistyki, przedsiębiorczości oraz dyplomacji kulturowej. Początkowo sądziliśmy, że projekty i zajęcia odbywające się w ramach programu kulturalno-dyplomatycznego będą dotyczyły historii, szeroko pojętej sztuki, wypraw do muzeów, filharmonii czy opery, ale nasza optyka zmieniła się po wybuchu wojny. Teraz priorytetem jest dla nas, by dzieci i młodzież, które przyjechały z Ukrainy do Polski, były ambasadorami i ambasadorkami swojego kraju. Ze względu na sytuację każde dziecko jest małym ambasadorem Ukrainy, a my pragniemy im pomóc w wykonywaniu tej roli.

Pani jest prawniczką, nie pedagożką czy psycholożką. Skąd potrzeba stworzenia fundacji?

Moja praca doktorska poświęcona była prawom dziecka w perspektywie konfliktów wojskowych, przez wiele lat zajmowałam się tą tematyką. Jeszcze przed wojną pracowałam z uchodźcami, bliska jest mi idea współpracy międzynarodowej, wiem, z jakich narzędzi w tym zakresie mogę korzystać. Jako fundacja możemy używać innych instrumentów, można je określić jako "miękkie". Dlatego poszłam w tym kierunku, a wybuch wojny tylko umocnił mnie w moich planach co do fundacji.

Anna Olkhova. Zdjęcie: materiały prasowe

Do Polski przyjechały setki tysięcy dzieci, które trafiły tu wraz z mamami. Jak je wspieracie?

Przede wszystkim musimy sobie zdać sprawę, o czym większość osób prawdopodobnie wie, że to nie jest wycieczka rekreacyjna. Dzieci i młodzież, które trafiły do Polski - ale także do innych krajów - zmagały się z wieloma wyzwaniami, przede wszystkim z barierą językową, ale też trudnościami natury psychologicznej. Z dnia na dzień musiały opuścić swoje domy, szkoły, kolegów, przyjaciół, rodziny. Trafiły w nowe, obce miejsce. To powoduje traumę, a przecież dzieci nie umieją sobie z nią radzić, jak dorośli, którym również jest bardzo trudno. Są zamknięte w sobie, często mają trudności w nawiązywaniu kontaktów. Wspaniale jest patrzeć, jak dzięki udziałowi w różnych inicjatywach organizowanych przez naszą fundację otwierają się, stają się aktywne, jak się zaprzyjaźniają między sobą i z kolegami i koleżankami z Polski.

Jakie to projekty?

Ściśle współpracujemy z urzędem miasta w Lublinie i to właśnie tutaj zorganizowaliśmy pięć wydarzeń. Jednym z nich była "Akcja InteGRAcja", czyli weekend ukraińskiej kultury. Podczas dwóch dni wypełnionych warsztatami, tworzyliśmy dekoracje, wycinanki, dzieci brały udział w grze miejskiej z miastami partnerskimi, oglądaliśmy i tworzyliśmy makiety ukraińskich zamków z kartoników, była też wystawa plakatowa o tych zamkach. Studenci przeprowadzili interaktywną lekcję, podczas której opowiadali różne ciekawostki o Ukrainie, dzięki czemu ukraińskie dzieci czuły się pewniej, komfortowo, a polskie - które często nie były w Ukrainie - dowiedziały się czegoś nowego na temat naszego kraju. Dzieciaki podłapywały ciekawe słówka, porównywały, które są podobne, a które brzmią inaczej. To było bardzo konstruktywne doświadczenie.

Zdjęcie: materiały prasowe

A ta druga akcja?

To była "Randka z kulturą", zorganizowana z okazji Walentynek. Taka ukraińsko-polska randka, można powiedzieć, podczas której były warsztaty tworzenia ilustracji książkowych, mówiliśmy o kinie, literaturze i wątkach miłości, które niewątpliwie są obecne po obu stronach. Nasze wydarzenia cieszą się dużym zainteresowaniem, ostatnio dzwoniła jedna pani, która usłyszała o tym wydarzeniu w radiu i pytała, czy są jeszcze miejsca, bo chciała zapisać wnuka na warsztaty kulinarne, podczas których gotowaliśmy barszcz. Ludzie zostawiają nam kontakty do siebie prosząc, by informować ich o kolejnych akcjach. Nie mogę pominąć wspaniałych wydarzeń, które organizowaliśmy w ramach XVI edycji Festiwalu Ukraina w Centrum Lublina. Łącząc poniekąd dyplomację kulturowa z urbanistyką, która jest równie ważnym kierunkiem naszej działalności, zainicjowałyśmy stworzenie wystawy zdjęciowej pt. “Miasto-Dom”. Na zasadzie konkursu, zostały wybrane najlepsze prace fotograficzne dzieci i młodzieży, które podświetlały nam podobieństwa pomiędzy Lublinem a innymi miastami w Ukrainie. W ten sposób chcieliśmy podkreślić, że warto szukać wspólne cechy między Ukrainą i Polską, budując w ten sposób tzw. mosty międzykulturowe. Obecnie jesteśmy współorganizatorami kolejnej, XVII edycji wspomnianego Festiwalu, i z ogromnym zaangażowaniem tworzymy nowe, ciekawe wydarzenia dla Lublinian.

Dużo się dzieje. W Lublinie przyjemnie jest coś organizować, panuje przyjazna, pełna otwartości atmosfera

A pozostałe kierunki? Urbanistyka i przedsiębiorczość?

W Ukrainie przez ostatnią dekadę rozpoczęły się procesy, dzięki którym  miasta stały się bardziej otwarte na dzieci i młodzież, na ich potrzeby, które przecież są inne od potrzeb dorosłych mieszkańców. Ta duża grupa społeczna, którą są dzieci, została włączona w rozmaite projekty i akcje partycypacyjne. My, jako fundacja, również pragniemy pokazać jak dziecko może korzystać z tego, co oferuje miasto, jak miejska przestrzeń może się rozwijać, jak funkcjonuje. Ale też jakie są władze, jak miasto jest zarządzane, czym są budżety obywatelskie, i jak każda młoda osoba może mieć faktyczny wpływ na funkcjonowanie swojego miasta. Wiedza na ten temat wciąż jest niewielka, dlatego chcemy edukować w tym zakresie.

Chodzi o to, by budować kapitał społeczny?

Oczywiście, ale także o pokazywanie dzieciom architektury, uwrażliwianie na przestrzeń, piękno. W ramach tego kierunku naszych działań robimy programy edukacyjne dla dzieci, ale też szkolenia dla nauczycieli. Poprzez nasze działania w Polsce chcemy też stworzyć warunki ku temu, by miasta mogły korzystać z doświadczeń dzieci i młodzieży, które posiadają wiedzę o funkcjonowaniu ich rodzinnych miast w Ukrainie. Ich głos jest ważny, ponieważ mogą one dołączyć do istniejących inicjatyw w Lublinie czy innym mieście, w ten sposób nadając im nowych znaczeń. My szukałyśmy taki format pracy, który pozwoli nam stworzyć warunki do integracji młodzieży z Ukrainy i Polski, jednocześnie poszerzając ich wiedzę i umiejętności. W takiej formule powstał Urban Club, czyli miejski klub dla dzieci z Polski i Ukrainy, który łączy ich na nieco ponad miesiąc. Raz w tygodniu odbywają się spotkania klubowe ze studentami architektury i urbanistyki oraz ekspertami branży. Bazując na naszej autorskiej metodologii, uczestnicy pogłębiają swoją wiedzę w zakresie procesów miejskich, architektury czy ekologii. Dzięki temu stają się aktywnymi interesariuszami miasta, biorą czynny udział w jego życiu. Co więcej, pracując w zespołach, nastolatkowie z obu Państw w sposób naturalny łamią kulturowe stereotypy poprzez  współdziałanie.

W taki sposób nowe pokolenie będzie już inaczej myślało o mieście jako o wspólnej, przyjaznej dla wszystkich przestrzeni
Zdjęcie: materiały prasowe

W kierunku przedsiębiorczości dla dzieci, byliśmy inicjatorami realizacji lubelskiego projektu "Przedsiębiorcze Dzieciaki” w Łucku, od trzech lat fundacja Efekt Dziecka pełniła rolę organizatora ww. projektu w Ukrainie. “Przedsiębiorcze Dzieciaki” połączyły współpracą na rzecz dzieci urzędy dwóch miast partnerskich, Lublina i Łucka, oraz dwóch ośrodków akademickich: Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i Wołyńskiego Narodowego Uniwersytetu im. Łesi Ukrainki w Ukrainie. Projekt w Ukrainie został wyróżniony w 2023 roku jako przykład dobrej praktyki współpracy NGO, biznesu i samorządów.

W naszej fundacji podkreślamy wartość przedsiębiorczości jako podstawowej kompetencji rozwoju każdego europejskiego państwa 

W czerwcu 2024 roku rozpoczęła się realizacja projektu fundacji Efekt Dziecka “PRO CraftED”, który ma na celu rozwój przedsiębiorczych kompetencji u dzieci i młodzieży na obszarach wiejskich. Edycja pilotażowa odbywała się w miejscowości Nowoworoncowka w obwodzie chersońskim Ukrainy, 17 kilometrów od linii frontu. Projekt pomaga w kształtowaniu nowego pokolenia, które może stanowić bazę tzw. średniej klasy gospodarczej, czyli podstawę demokratycznego i rozwiniętego gospodarczo kraju. Myślę, że w czasach pełnoskalowej wojny dla Ukrainy jest to niesamowicie ważne.

Większość fundacji ukraińskich, które działają w Polsce, zarejestrowana jest w Polsce. Sposób, w jaki działacie, jest dość oryginalny.

Rzeczywiście mamy ciekawą formułę: fundacja zarejestrowana w Ukrainie, która współpracuje z urzędami polskich miast, polskimi NGO oraz instytucjami kulturalnymi. To nam daje inną przestrzeń do działania i inną perspektywę. My skutecznie się uzupełniamy. Tradycyjne fundacje robią zwykle dość standardowe projekty na dużą skalę. Efekt Dziecka działa inaczej: robimy małe projekty, które są dostosowane do potrzeb konkretnej gminy. Staramy się nie wchodzić w sztampowe działania, dlatego inny program ma Urban Club w Bratysławie, a inny w Lublinie. Bierzemy pod uwagę lokalne potrzeby, możliwości, klimat. Stawiamy na indywidualizm i wzajemny szacunek, a naszym celem jest po prostu tworzenie tzw. mostów porozumienia.

20
хв

Prezeska Fundacji "Efekt Dziecka": Wychodzimy poza sztampę

Anna J. Dudek
Joanna Mucha, wiceministra edukacji narodowej, portret

Szacowano, że we wrześniu w szkołach pojawi się około 80 tysięcy dzieci z Ukrainy. Tymczasem jest ich około 40 tysięcy, czyli o połowę mniej. Gdzie jest reszta? Co się z nimi dzieje?

Sprawdzamy to. Spodziewaliśmy się od 60 do 80 tysięcy uczniów i uczennic z Ukrainy, w szkołach mamy ich w tej chwili około 40 tysięcy. Wszystkie dane, które mamy, musimy analizować razem, bo tylko taka analiza da nam pełny obraz.

 Jakie to dane?

 Od początku roku ubyło 36 tysięcy ukraińskich dzieci, na które rodzice/opiekunowie pobierali świadczenie 800 plus. Jednocześnie pojawiło się ponad 10 tysięcy nowych peseli dzieci z Ukrainy. W dużej mierze to 16-17-letni chłopcy, którzy prawdopodobnie chcą uniknąć poboru do wojska. 

 Co oznaczają te dane? Co się dzieje?

 Analizujemy to z ministerstwem spraw wewnętrznych, weryfikujemy. To są świeże dane, dlatego musimy sprawdzić, o które roczniki chodzi. Chcemy między innymi sprawdzić, w jakim wieku były te dzieci, które Polskę opuściły. 

Jaka jest ścieżka weryfikacji? Jeśli jest dziecko, którego rodzice pobierają świadczenie, ale nie pojawia się w szkole mimo że jest objęte obowiązkiem szkolnym?

Ścieżka jest dokładnie taka sama, jak w przypadku polskiego dziecka. Jeśli dziecko nie uczęszcza do szkoły, albo ma tak wiele nieobecności, że nie będzie klasyfikowane, to takie dane będą w naszym systemie informacji oświatowej. W tej chwili łączymy dwa systemy, czyli ten dotyczący 800 plus i system naszej informacji oświatowej. Jeśli dziecko nie będzie realizowało obowiązku szkolnego, będziemy o tym wiedzieć. Wówczas rodzice/opiekunowie nie otrzymają 800 plus. 

No dobrze, ale czy to jest działanie na już? Przyczyny nieposyłania dziecka do szkoły mogą być różne. 

Jeśli polskie dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego, uruchamiamy służby i szukamy tego dziecka. To samo dotyczy dzieci z Ukrainy. Każde dziecko ma prawo do edukacji i realizowania swoich potrzeb i aspiracji. Naszym obowiązkiem jest stworzenie każdemu dziecku warunków realizowania tego prawa. Jeśli dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego, są kary administracyjne dla rodziców/opiekunów. Musimy wiedzieć, co się dzieje z dziećmi. 

Niedawno weszły w życie standardy ochrony małoletnich. Jaki mają wpływ na sytuację dzieci z Ukrainy?

Standardy obowiązują wszystkich, dotyczą konieczności chronienia wszystkich dzieci: z Polski i Ukrainy. Nie ma żadnych różnic

Mówimy o teraz. Jakie są plany na przyszłość? Nauczyciele mówią, że podobnie jak dwa lata temu, zostali zostawieni sami sobie.

Wątpliwości nauczycieli i rodziców mogę zaadresować mówiąc, że w naprawdę szybkim tempie staram się nadrobić to, czego moi poprzedni nie zrobili przez dwa lata, a co jest związane ze skutecznym włączeniem dzieci z Ukrainy do polskiego systemu edukacji. To są działania, które muszą mieć charakter systemowy.

Warszawa, 02.09.2024, Ukraińska Szkoła Materynka ul. Postępu, 18. Zdjęcie: Aliaksandr Valodzin/East News

Proszę o konkret.

Udało nam się uzyskać ogromny grant unijny - 500 mln złotych - i w zaledwie kilka miesięcy napisaliśmy program rządowy, który będzie obowiązywał od stycznia. Wiem, że późno - ale to jest chyba najszybciej napisany program rządowy w polskiej administracji.

Na co zostaną przeznaczone te pieniądze?

Trwają ostatnie negocjacje z Komisją Europejską, ale pewnym jest, że będziemy finansować zatrudnienie asystentów międzykulturowych. Uważam, że to jedna z najważniejszych kwestii, dlatego zaproponowaliśmy bardzo korzystne warunki i mamy nadzieję, że samorządy będą z tej możliwości korzystać. 

Ale są inne kwestie: za mała liczba nauczycieli języka polskiego jako drugiego i brak wsparcia psychologicznego. 

Dlatego będą szkolenia dla nauczycieli z zakresu nauczania języka polskiego jako drugiego oraz dotyczące pracy z dziećmi z doświadczeniem migracji i uchodźctwa. Będziemy też finansować wsparcie psychologiczne, ale tu mamy oczywiste ograniczenie - liczbę psychologów posługujących się językiem ukraińskim. To jest wyzwanie, ale będziemy działać, przekonywać do nowatorskich form terapii, w tym także grupowych. No i zbadamy, na jakim poziomie dzieci znają język polski.

Jak to będzie sprawdzane? 

Będziemy robić testy, żeby zobaczyć, jaka liczba dzieci potrzebuje wsparcia w nauce polskiego, dodatkowych lekcji, bo dobre opanowanie języka to warunek tego, by dzieci mogły dobrze funkcjonować w naszym systemie edukacyjnym. Chcemy też aby polska szkoła dała tym dzieciom szansę powrotu do Ukrainy, dlatego chcemy, by bardziej dostępna była nauka języka ukraińskiego. Z Ministerstwem Nauki pracujemy nad przyspieszeniem procesu nostryfikacji dyplomów nauczycieli i psychologów. Ale przede wszystkim zależy nam na tym, żeby dzieci nie czuły się ograbione ze swojej tożsamości kulturowej.

Musimy dbać zarówno o te dzieci, które tu zostaną, jak i o te, które będą chciały wrócić

Co z dziećmi, które mają zaburzenia w rodzaju spektrum autyzmu i ADHD? Jakie wsparcie im oferujecie?

Podobne jak to wsparcie, które otrzymują polskie dzieci - wciąż pamiętając o ograniczeniu, jakim jest liczba psychologów i psychoterapeutów posługujących się językiem ukraińskim. Problem polega na tym, że niejednokrotnie ukraińscy rodzice traktują oferowane przez nas formy wsparcia jako nadużycie. Uważają, że wmawiamy im zaburzenie. Musimy pracować z rodzicami.

Jak?

Przekonywać, wskazywać na przykłady polskich dzieci i sukcesów jakie osiągają, uzyskując profesjonalne wsparcie.

20
хв

Zależy nam, żeby dzieci nie czuły sie ograbione ze swojej tożsamości kulturowej

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Zależy nam, żeby dzieci nie czuły sie ograbione ze swojej tożsamości kulturowej

Ексклюзив
20
хв

Co czeka ukraińskich uczniów w nowym roku szkolnym?

Ексклюзив
20
хв

Obowiązkową naukę naszych dzieci w polskich szkołach uważam za pomysł nieprzemyślany

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress