Exclusive
20
min

Dlaczego Polska nie waha się wydawać miliardów na broń i kupowała czołgi setkami jeszcze przed lutym 2022 roku?

Polski model budowy obronności można określić jako hybrydę modelu zachodnio- i warunkowo wschodnioeuropejskiego, łączącą potężny arsenał dalekiego zasięgu z jednoczesną rozbudową komponentu lądowego

Iwan Kyryczewski

Ćwiczenia DEFENDER-Europe 2022 w Polsce. Fot: Marek Maliszewski/REPORTER

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Po inwazji Rosji na Ukrainę Polska udzieliła schronienia milionom naszych rodaków i zajęła nie tylko konsekwentne, ale i żarliwe stanowisko w sprawie pomocy wojskowej dla naszego kraju, która powinna być udzielona wspólnym wysiłkiem Zachodu. Wszystko to jest wynikiem konsekwentnej polityki wzmacniania własnego sektora obronnego, którą Polska prowadziła na długo przed lutym 2022 roku.

Można zacząć od licznych „punktowych” przykładów: jeszcze w latach 90. polski przemysł obronny uruchomił własną produkcję czołgów PT-91 Twardy, z których kilkadziesiąt trafiło do naszego kraju w ramach pomocy wojskowej. Innym przykładem jest to, że na początku XXI wieku i w 2015 roku Polska, patrząc dość dalekowzrocznie, kupiła od Niemiec ponad 200 Leopardów 2.

Berlin uważał, że czołgi to pozostałość minionej epoki, której należy się pozbyć, jak średniowiecznych zamków

W czerwcu 2021 roku Wojsko Polskie przeprowadziło zakrojone na szeroką skalę manewry Dragon-21, mające na celu odparcie ewentualnej rosyjskiej agresji. Wnioski z tych ćwiczeń zostały podane do publicznej wiadomości: w przypadku rosyjskiego ataku polska armia byłaby w stanie rozmieścić się zgodnie z planami operacyjnymi, ale w rzeczywistości istniały bardzo duże problemy z poziomem uzbrojenia.

Ta historia wydaje się być powodem, dla którego Polska tak wytrwale dąży do realizacji zakrojonych na szeroką skalę programów zbrojeniowych wartych miliardy dolarów, a niektóre krajowe dyskusje polityczne na temat kwestii obronnych mogą być iskrzące, lecz z korzyścią dla wspólnej sprawy.

Polski sprzęt na ćwiczeniach DRAGON24. Fot: JAKUB STEINBORN/Polska Press/East News

„Długa ręka” sięga do Moskwy i pięść z 1000 czołgów

Polski model budowy obronności można określić jako hybrydę modelu zachodniego i konwencjonalnie wschodnioeuropejskiego, łączącą potężny arsenał dalekiego zasięgu z jednoczesną rozbudową komponentu lądowego.

Zacznijmy od następującego faktu: Poza samolotami F-16 Polska ma Storm Shadow, taktyczne pociski manewrujące AGM-158 JASSM o zasięgu 300 km. Polska posiada obecnie 70 takich pocisków na 48 samolotów F-16 – a chce mieć ich ponad 10 razy więcej. Z kolei w marcu 2024 r. Departament Stanu USA zezwolił na sprzedaż Polsce aż 821 pocisków manewrujących JASSM-ER o zasięgu 900 km, co teoretycznie pozwala im dotrzeć aż do Moskwy. Łączny ich koszt to 1,77 miliarda dolarów, tj. 2,15 miliona dolarów za sztukę.

W 2019 r. Polska zakupiła 20 wyrzutni M142 HIMARS, a obecnie ma zamówienia na 486 kolejnych HIMARS-ów i 218 ich południowokoreańskich odpowiedników K239 Chunmoo (polskie oznaczenie Homar-K). Warto zauważyć, że oprócz Homar-K, polskie wojsko otrzyma również taktyczne pociski balistyczne KTSSM-II, odpowiedniki amerykańskich ATACMS o zasięgu 300 km. Ta „rakietowa pięść” będzie kosztować ponad 10 miliardów dolarów, chociaż produkcja obu systemów rakietowych będzie częściowo zlokalizowana w polskich zakładach.

Programy czołgowe to kolejny przykład skali polskich wysiłków obronnych. Według otwartych źródeł, na początku 2023 r. polska armia posiadała około 620 czołgów wszystkich typów, a wszystkie obecne zamówienia przewidują dostawę prawie 1200 nowych czołgów

Obejmują one 366 M1 Abrams z różnymi modyfikacjami w ramach dwóch kontraktów o łącznej wartości do 8 miliardów dolarów. Ponadto program obejmuje 820 południowokoreańskich czołgów K2, z których 500 zostanie wyprodukowanych w polskich zakładach, ale po 2027 roku, ponieważ zwiększenie produkcji wymaga czasu. Tylko pierwszych 180 tych czołgów będzie kosztować 3,37 miliarda dolarów.

Prawdopodobnie lepiej w ogóle nie patrzeć na ceny dotyczące kosztów obrony powietrznej, a także czasu trwania dostaw wyrzutni przeciwrakietowych. Zgodnie z obecnymi planami, Polska chce wejść w posiadanie 12 baterii Patriot oprócz 4 już zamówionych w ramach programu Wisła i 46 systemów CAMM-ER w ramach programu Narew – a wszystko to będzie kosztować aż 30 miliardów dolarów do 2035 roku.

Początkowe plany obrony powietrznej w Polsce były wielokrotnie skromniejsze. Jednak doświadczenie rosyjskiej wojny z Ukrainą pokazało, że oszczędzanie na obronie nieba jest jak oszczędzanie na śmierci

Na początku 2022 roku Polska miała tylko trzy baterie S-200 i 17 wyrzutni S-125, co ledwo wystarczało na pokrycie Warszawy i Krakowa. Pierwsze trzy baterie Patriot przybyły do Polski na początku 2023 roku, aby zastąpić S-200. Półżartem nadmienię, że nigdy nie powinniśmy pytać ukraińskich strzelców przeciwlotniczych, skąd wzięli środki do zestrzelenia rosyjskich A-50 i Tu-22M3.

Personel na wagę złota

Na początku 2023 roku Polska miała armię liczącą 114 000 żołnierzy. Logiczne jest, że przy tak dużych zakupach uzbrojenia liczba żołnierzy również powinna wzrosnąć. Ale w tej kwestii polskie przywództwo wojskowe i polityczne obecnie:

1) stara się znaleźć „złoty środek”;

2) wciąż go szuka, więc można dyskutować o różnych opcjach.

Ćwiczenia wojskowe w Drawsku Pomorskim w Polsce. Fot: GERARD/REPORTER

Można dostrzec dwa punkty odniesienia. Pierwszym z nich jest to, że polskie dowództwo wojskowe chce stworzyć silny i liczny trzon kadrowy w czasie pokoju, aby można go było wykorzystać do budowy armii w obliczu mobilizacji w czasie wojny. Drugim jest chęć uczynienia ze służby wojskowej największego przywileju politycznego dostępnego polskim obywatelom.

Należy się spodziewać, że podstawowe decyzje o zwiększeniu liczebności polskiej armii są tak naprawdę jeszcze przed nami

Przy czym polskie wojsko kieruje się dość interesującą logiką, według której najlepszymi żołnierzami są mężczyźni w wieku 30+, ponieważ są już stabilni psychicznie, a nadal zdrowi fizycznie.

Szansa na obronne siostrzeństwo

Po tym wszystkim możlogiczne pytanie: Jak Ukraina i Polska mogą teraz współpracować w kwestiach obronnych? Wciąż pamiętamy realia 2021 roku, kiedy wierzono, że nasz kraj może być dawcą ważnych technologii dla polskiego przemysłu obronnego, takich jak pociski przeciwpancerne czy amunicja kierowana.

Ostatnie ponad 2 lata wojny na pełną skalę wywróciły ten paradygmat do góry nogami i teraz należy zadać pytanie: Co możemy pożyczyć od Polski w zakresie technologii obronnych?

Polski przemysł obronny naprawia dla nas czołgi Leopard 2A4 i wydaje się, że będzie również serwisował nasze przyszłe F-16. Jednocześnie Polska chce zlokalizować u siebie produkcję przynajmniej niektórych elementów systemów rakietowych i systemów obrony powietrznej.

Ukraina będzie potrzebować całego doświadczenia zdobytego przez polski przemysł obronny – zarówno w rutynowej konserwacji zachodnich czołgów i samolotów, jak w lokalizowaniu technologii rakietowej

To znacznie zmniejszyłoby nasze wysiłki i skróciło czas. Na przykład zbudowanie własnego systemu obrony przeciwrakietowej od podstaw przy użyciu własnych projektów zajmuje około 20 lat – a my nie mamy tyle czasu. Dla lepszej ilustracji zagadnienia możemy przytoczyć następujący przykład: na początku 2023 roku publicznie ogłoszono umowę na naprawę czołgów T-64 dla Sił Zbrojnych Ukrainy w polskich zakładach. Obserwatorzy polskiego przemysłu podkreślali wtedy, że stwarza to nowe możliwości rozwoju ich przemysłu obronnego.

Inaczej mówiąc, istnieje wiele kwestii we współpracy obronnej, w których Ukraina i Polska, jako dwa sąsiadujące ze sobą kraje, mogłyby nawiązać „siostrzaną” współpracę.

No items found.

Ekspert w agencji informacyjno-konsultingowej Defense Express, dołączył do zespołu w listopadzie 2020 roku. Obecnie koncentruje się na zagadnieniach technologicznych, wojskowych i wojskowo-przemysłowych związanych z inwazją Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Wcześniej, jako autor specjalistycznych publikacji, zajmował się specyfiką sektora energetycznego, transportowego i rolnego Ukrainy w kontekście zagrożenia militarnego ze strony Rosji.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Rzecz w tym, że ostatnie kontrowersyjne wypowiedzi Donalda Trumpa czy Elona Muska mogą mieć uzasadnienie. Może w nich bowiem chodzić o podniesienie stawki i wysłanie przez USA sygnału – w świat, ale przede wszystkim do Chin. Tych Chin, które przez ostatnie pół wieku tuczyły się na amerykańskiej gospodarce, a teraz uważają, że USA powinny utracić pozycję hegemona na ich rzecz.

Takie zachowanie Chin i ich sojuszników z osi zła – Rosji, Iranu i KRLD – opiera się na idei, że wielkie mocarstwa powinny dzielić świat na strefy wpływów, narzucając swoją wolę mniejszym sąsiadom.

Jednak ten taniec można odtańczyć tylko we dwoje. A Ameryka jasno dała do zrozumienia, że na swoim podwórku, czyli na półkuli zachodniej, Pekinu nie chce

„The Wall Street Journal” (WSJ) twierdzi, że po zdecydowanym zwycięstwie Trumpa w wyborach Chiny coraz bardziej prężą muskuły. Przeprowadziły największe ćwiczenia morskie od dziesięcioleci, zwodowały największy na świecie amfibijny okręt wojenny, prawdopodobnie niszczyły podmorskie kable w Azji i Europie i zhakowały system amerykańskiego Departamentu Skarbu, wprowadziły cztery nowe modele samolotów wojskowych, po raz pierwszy przećwiczyły blokadę morską Wysp Japońskich i zintensyfikowały działania szpiegowskie na Zachodzie.

Xi Jinping i Donald Trump podczas spotkania w 2017 roku. Zdjęcie: AFP/EAST NEWS
Kiedy mieszkasz w Europie Wschodniej, wydaje ci się, że Amerykanie, domagając się kontroli nad Kanałem Panamskim, oszaleli

Nie należy jednak zapominać, że to Stany Zjednoczone zbudowały ten strategicznie ważny obiekt, by ułatwić szybszy i łatwiejszy handel z Azją i między swoimi wybrzeżami. Z istnienia kanału wynika również dla nich korzyść militarna: to najszybsza i najłatwiejsza trasa przemieszczania się okrętów wojennych z Atlantyku na Pacyfik – i na odwrót. W 1999 r. kanał został przekazany pod jurysdykcję Panamy i wszystko zostałoby po staremu, gdyby w 2014 r. Chińczycy nie zaczęli się nim niezdrowo interesować.

Najpierw zaczęli wdrażać inicjatywę „Pasa i Szlaku” Xi Jinpinga, a następnie zerwali stosunki z Tajwanem. Natomiast wobec Panamy zastosowali swoją klasyczną łapówkę: inwestycje w infrastrukturę w zamian za wpływy.

Obecnie dwa z pięciu kluczowych portów w strefie Kanału Panamskiego są własnością firm z Hongkongu. To oznacza, że Chińczycy mogą monitorować przepływ amerykańskich ładunków cywilnych i wojskowych

Podczas pierwszej kadencji Trumpa i czteroletniej kadencji Bidena Amerykanie zmusili władze Panamy do porzucenia niektórych chińskich projektów, ale i tak wpływy Chin w tym rejonie znacznie wzrosły. Pekin planował nawet budowę dużej ambasady nad brzegiem Kanału Panamskiego, tyle że pod naciskiem Waszyngtonu władze Panamy zablokowały tę inicjatywę.

Chiny wyraziły poparcie dla Panamy w kwestii kontroli nad Kanałem Panamskim. Zdjęcie: Shutterstock

Jeśli chodzi o Grenlandię, Stany Zjednoczone mają tam ten sam interes: zabezpieczenie swojego wschodniego wybrzeża przed Chinami. Chociaż kwestia „sprzedaży wyspy” tu i ówdzie wywołała konsternację czy wręcz oburzenie – ruch Trumpa miał pewien sens.

Amerykański serwis informacyjny Axios, powołując się na własne źródła, donosi, że „duński rząd chce uniknąć publicznego starcia z nową administracją USA” i w tej sprawie „wysłał kilka wiadomości”. W ten sposób duńskie władze dały jasno do zrozumienia, że wyspa nie jest na sprzedaż, lecz są gotowe przedyskutować każdą inną prośbę USA. Ameryka ma już bazę wojskową na Grenlandii i umowę z 1951 r. z Danią w sprawie ochrony wyspy, co ułatwia dyskusję na temat zwiększenia tam sił amerykańskich.

Według mediów duńscy urzędnicy oświadczyli już, że rozważają umożliwienie zwiększenia inwestycji w infrastrukturę wojskową na Grenlandii – oczywiście w porozumieniu z grenlandzkim rządem.

Dlaczego Waszyngton tak bardzo interesuje się Grenlandią? Otóż podczas zimnej wojny odgrywała ona strategiczną rolę w systemie obronnym NATO i USA, jako część systemu wczesnego wykrywania radzieckich okrętów podwodnych i rakiet balistycznych.

Chiny, których okręty podwodne są coraz częściej widziane są w pobliżu wyspy – kluczowej dla potencjalnego szlaku handlowego przez Arktykę – doskonale tę rolę rozumieją

WSJ pisze, że w ostatnich latach Pekin zwiększył swoją obecność gospodarczą w regionie, w szczególności poprzez inwestycje w górnictwo na Grenlandii. W 2018 r. Pentagon doprowadził do zablokowania sfinansowania przez Chiny trzech lotnisk na wyspie.

Kontrolowanie Grenlandii, kluczowej dla wszystkich arktycznych szlaków żeglugowych, w tym Polarnego Jedwabnego Szlaku Pekinu, pozwoliłoby Chinom transportować swoje towary przez Arktykę, z ominięciem wąskiego gardła morskiego w Kanale Sueskim i Cieśninie Malakka. Nie zapominajmy też, że Grenlandia posiada ogromne rezerwy metali ziem rzadkich, które Chiny chciałyby przejąć, by zyskać przewagę w wojnie handlowej i gospodarczej – a tym samym wygrać wyścig o zaawansowane technologie ze Stanami Zjednoczonymi.

W walce o nadzór nad dostępem do Arktyki rola Kanady jest bardzo ważna, bo mając szeroką strefę dostępu do Bieguna Północnego, mogłaby stać się strategicznym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w rywalizacji z Chinami oraz Rosją o kontrolę nad północnymi szlakami i zasobami

Kanada jest drugim co do wielkości partnerem handlowym Stanów Zjednoczonych, lecz pozostaje daleko w tyle pod względem wydatków na obronność – nie wydaje na nią nawet 2% swojego PKB. Dlatego by zmusić swojego sąsiada do działania, Trump uciekł się do agresywnej retoryki.

Amerykańscy analitycy z obu głównych partii uważają, że takie podejście może ożywić mało popularny w Kanadzie temat obronności przed październikowymi wyborami parlamentarnymi. Partia Justina Trudeau, która w ostatnich latach bardziej skupiała się choćby na kwestiach równości płci, może przegrać.

Czy jednak nieszablonowe podejście Trumpa do ważnych kwestii należy przyjąć z zadowoleniem? Zdecydowanie nie, choć, z drugiej strony, świat zachodni musi przeżyć jakiś rodzaj szoku, by wyleczyć się z populizmu. I musi wreszcie zająć się najpoważniejszymi kwestiami, jak ocena zagrożeń i przygotowanie swych armii do wojny.

Tak aby w ostatecznym rozrachunku Ukraina, a potem Polska i kraje bałtyckie – jedyne, które na co dzień zwalczają kłamstwo o „niezgłębionej rosyjskiej duszy” – nie były tymi, którzy za to wszystko zapłacą.

Świat stoi przed realnym wyborem: żyć w demokracji albo stać się pożywieniem dla Chin

Kiedy sekretarz generalny NATO Mark Rutte, bądź co bądź powściągliwy biurokrata, ostrzega Europejczyków, że albo przeznaczymy pieniądze na obronę, albo „będziemy musieli wziąć nasze podręczniki do języka rosyjskiego i udać się do Nowej Zelandii” – to jest to wymowne przypomnienie, że zło nie śpi. I na pewno nie ograniczy się do zniszczenia wiosek w ukraińskim Donbasie.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Chiński syndrom, czyli po co Trumpowi Kanada, Grenlandia i Kanał Panamski

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Czy naprawdę można to nazwać próbą generalną przed wyborami? Oczywiście dziwne jest myślenie w kategoriach pokoju teraz, gdy wciąż nie ma widoków na zawieszenie broni, a nowy rok rozpoczął się od zniszczenia przez szahidy cywilnych budynków zaledwie 300 metrów od siedziby prezydenta.

Co więcej, Putin nie ma zamiaru przestać – bez względu na to, kto go o to poprosi, bo wojna jest nieodłączną częścią jego reżimu. Jest również gwarancją jego fizycznego istnienia, ponieważ jeśli nie będzie wojny, Rosja będzie musiała zmierzyć się z własnymi demonami

Obecne czasy są jednak dobrym momentem, by Ukraińcy spojrzeli na siebie krytycznie. I odpowiedzieli na pytania: „Czy to naprawdę dobrze, gdy masa krytyczna ludzi bez doświadczenia wchodzi do polityki?”. „Czy nowe twarze z branży rozrywkowej mogą stać się naprawdę dobrymi menedżerami w czasach gorącej wojny?”. I wreszcie: „Jakiej przyszłości chcemy i jakich zasobów potrzebujemy, by ją osiągnąć?”.

Międzynarodowy Instytut Socjologii w Kijowie podsumował rok 2024, przeprowadzając szeroko zakrojone badanie postaw Ukraińców wobec przyszłości.

Badacze zaczynają od złej wiadomości: „Po pierwsze, obserwuje się stałą tendencję spadkową odsetka osób optymistycznie nastawionych do przyszłości Ukrainy. Podczas gdy pod koniec 2022 r. 88% respondentów uważało, że Ukraina będzie zamożnym krajem w UE w ciągu 10 lat, do grudnia 2023 r. ich odsetek spadł do 73%, a do grudnia 2024 r. – do 57%. W tym samym czasie udział tych, którzy uważają, że Ukraina będzie miała zrujnowaną gospodarkę, wzrósł z 5% do 28%”.

„Po drugie, analizując wyniki, oprócz dynamiki musimy również skupić się na aktualnych wskaźnikach. Widzimy, że pomimo trudnego roku i jego trudnej końcówki, większość Ukraińców (57%) jest ogólnie optymistycznie nastawiona do przyszłości kraju” – piszą autorzy badań. To już słodka pigułka na otarcie łez.

A to natychmiast rodzi pytanie: „Kogo Ukraińcy widzą jako nowych liderów? Kto poprowadzi nas w tę optymistyczną przyszłość po wojnie?”.

Pod koniec listopada ubiegłego roku centrum „Monitoring Społeczny” opublikowało wyniki badań trendów w opinii publicznej. Pikantnym szczegółem jest, że są one dość zbliżone do innych, niepublicznych badań socjologicznych zleconych przez Bankową [w Kijowie na ul. Bankowej mieści się siedziba administracji prezydenta Ukrainy – red.]. Co więcej, trwają one około roku.

Ostatnie badanie pokazuje, że Ukraińcy bardziej ufają byłemu głównodowodzącemu Sił Zbrojnych Ukrainy, a obecnie ambasadorowi Ukrainy w Wielkiej Brytanii, Walerijowi Załużnemu, oraz szefowi wywiadu obronnego Ukrainy, Kyryło Budanowowi, niż prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu

Tym samym Załużny i Budanow są jedynymi osobami publicznymi, w przypadku których zaufanie przewyższa nieufność. Zainteresowanie opinii publicznej tymi nazwiskami jest zrozumiałe: obaj są oficerami wojska z bezpośrednim doświadczeniem bojowym.

Zełenski jest trzeci w tym rankingu, ciesząc się 44-procentowym zaufaniem (nie ufa mu 52% Ukraińców). W tym przypadku widoczne jest pewne zmęczenie urzędującym prezydentem oraz fakt, że globalny trend przezwyciężania populizmu i powrotu do klasycznej polityki z poważnymi liderami dociera także do naszego zakątka Europy.

W Załużny i Budanowie - dwaj główni rywale? Zdjęcie: OPU

Wybory 2019 roku w Ukrainie były triumfem poprzedniego trendu, kiedy ludzie szukali przyjemnych, charyzmatycznych twarzy i szczerze wierzyli w proste rozwiązania.

Wyzwań w nowej ukraińskiej rzeczywistości jest coraz więcej. W rzeczywistości typowy ukraiński wyborca będzie patrzył na każdą nową postać, która pojawi się na polu politycznym, przez mgłę rozczarowania.

Pomimo stresu i wyczerpania, badanie „Monitoringu Społecznego” pokazuje wysokie (32%) zapotrzebowanie na budowę armii wysokiej jakości i niepokój, że obecny rząd nie wykonuje dobrej pracy. Co więcej, wielu Ukraińców negatywnie zareagowało na smutną wiadomość przed Bożym Narodzeniem o tysiącach min niskiej jakości, które żołnierze rzekomo „niewłaściwie przechowywali” na froncie. Zostało to odebrane jako splunięcie w twarz tym, którzy walczą o utrzymanie linii frontu w Donbasie.

Istnieje też jednak pewien oczywisty trend: w 33. roku niepodległości przeciętny Ukrainiec zdał sobie sprawę, że trzeba rozbudować armię – o ile nie chce być zabity lub zgwałcony przez obcą
Sławiańsk po rosyjskim ataku 3 stycznia 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Ta postawa jest stabilna, pomimo demonizowania TCK [Terytorialne Centrum Poboru i Pomocy społecznej – organ administracji wojskowej Ukrainy, prowadzący ewidencję wojskową i mobilizujący ludność – red.] i wielu problemów, które politycy zrzucają na głowę Sił Zbrojnych Ukrainy.

Dlatego gdy tylko pełnoprawne życie polityczne stanie się możliwe, te siły i jednostki, które mogą zaspokoić główne zapotrzebowanie na bezpieczeństwo, zyskają perspektywy polityczne.

Warto zauważyć, że w wielu badaniach od razu zidentyfikowano poważnye postaci: ochotników, weteranów i zawodowych polityków, takich jak Serhij Sternenko, Andrij Bilecki, Taras Chmut, Ołena Zerkal, Bohdan Krotewycz i Dmytro Kułeba.

Te nazwiska są warte uwagi. Prawdopodobnie zobaczymy je na listach partyjnych i wśród kandydatów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Jakich polityków i zmian chcą Ukraińcy po wojnie? Przegląd głównych trendów

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Rok 2024. Paradoks ukraińskiej odporności

Ексклюзив
20
хв

Zełenski w USA: jesteśmy bliżej końca wojny, niż nam się wydaje

Ексклюзив
20
хв

Fantomowe perspektywy członkostwa i większe wsparcie wojskowe – czego Ukraina powinna oczekiwać po rocznicowym szczycie NATO?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress