Exclusive
20
min

Dan Hampton: F-16 dotarły do Ukrainy w samą porę

Nie obchodzi mnie, co Władimir Putin i Kreml myślą o zachodniej broni trafiającej do Ukrainy. Atakują Ukrainę bronią własną i tą, którą otrzymują od innych krajów, prawda? Więc co za różnica, jeśli miałoby też być na odwrót? – pyta as amerykańskiego lotnictwa

Maryna Stepanenko

Podpułkownik Dan Hampton. Zdjęcie: prywatne archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

<add-big-frame>Po wielu miesiącach przygotowań i szkolenia pilotów nad Ukrainą można wreszcie usłyszeć potężny ryk silników F-16. Dziesięć pierwszych amerykańskich myśliwców już wykonuje misje bojowe. Oczekuje się, że do końca roku do ukraińskiej floty powietrznej dołączy kolejnych dwadzieścia F-16. Podczas gdy ukraińscy piloci są szkoleni, Kijów może poprosić państwa członkowskie NATO o zezwolenie na rekrutację emerytowanych pilotów, będących ich obywatelami.

Dan „Two Dogs” Hampton, jeden z najlepszych amerykańskich pilotów wojskowych, emerytowany podpułkownik Sił Powietrznych USA, należy do tych, którzy chcą pomóc Ukrainie odeprzeć rosyjską agresję. W ekskluzywnym wywiadzie dla Sestr mówi o tym, jak F-16 zmienią zasady gry na polu bitwy. <add-big-frame>

Maryna Stepanenko: Pierwsze F-16 są wreszcie w Ukrainie. Jak Pan ocenia ewolucję nastawienia sojuszników w kwestii dostarczenia ich Ukrainie – od kategorycznego „nie” do zdecydowanego „tak”?

Dan Hampton: Myślę, że ślimaki poruszają się szybciej, ale to nie ma już teraz znaczenia. Chciałbym, aby stało się to półtora roku lub dwa lata temu, lecz teraz liczy się tylko kwestia wykorzystania tego sprzętu najlepiej, jak się da. I wygrania wojny.

W Dniu Sił Powietrznych Sił Zbrojnych Wołodymyr Zełenski oświadczył, że F-16 walczą już na ukraińskim niebie. Kijów, 4 sierpnia. Zdjęcie: OPU

Podczas obu wojen w Zatoce Perskiej wykonał Pan 151 misji bojowych. Jakie są Pana zdaniem główne priorytety dla tych 10 samolotów, które obecnie posiada Ukraina? Jak powinniśmy ich używać?

Oczywiście, wszystko zależy od waszych sił powietrznych i rządu. Jestem jednak pewien, że jedni i drudzy zgodziliby się ze mną co do tego, że najpierw trzeba oczyścić niebo nad Ukrainą z rosyjskich samolotów. Gdy uzyskasz przewagę powietrzną i będziesz kontrolować swoje niebo, możesz poruszać się w dowolnym miejscu na ziemi i robić wszystko, co trzeba.

Ukraińskie siły powietrzne wykonały świetną robotę i były bardzo odważne przez ostatnie lata. Myślę, że F-16 pojawiły się we właściwym czasie.

Jeśli Ukraina będzie w stanie obronić swoją przestrzeń powietrzną, będziecie mieli wiele okazji do zrobienia innych rzeczy, które są niezbędne do wyparcia Rosjan

Do końca roku liczba F-16 w naszym arsenale wzrośnie do 30 samolotów. Jakie możliwości otworzy to przed Ukrainą?

Prawdziwą zaletą F-16 i tym, co naprawdę przeraża Rosjan, jest to, że ten samolot może robić wiele różnych rzeczy, a piloci są szkoleni do wykonywania różnych rodzajów misji, takich jak bliskie wsparcie powietrzne, walka powietrzna czy niszczenie pocisków ziemia-powietrze. Tak więc im więcej masz samolotów, tym większą masz elastyczność, by wykonywać więcej misji w tym samym czasie, w zależności od potrzeb.

F-16 na ukraińskim niebie Zdjęcie: OPU

Docelowo Ukraina ma otrzymać 79 myśliwców F-16. Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że potrzebujemy co najmniej 128, by skutecznie przeciwstawić się Rosji na niebie. Czy więc tych 79 obiecanych F-16 może poważnie wpłynąć na dynamikę działań bojowych i wzmocnić Siły Zbrojne Ukrainy?

Jak najbardziej. 30 samolotów to mniej więcej jedna eskadra myśliwców Sił Powietrznych USA. Jeśli więc masz 79 lub 80 samolotów, to masz prawie trzy eskadry. Możesz rozmieścić je w różnych częściach kraju, mogą wykonywać różne rodzaje misji. To dałoby dużą elastyczność we wspomaganiu ukraińskich wojsk lądowych wypierających Rosjan.

Rosja stara się bagatelizować możliwości i potencjalny wpływ F-16 na sytuację na polu bitwy. Jednocześnie ostatnie ataki pokazują, że Rosjanie starają się dopaść te myśliwce, uderzając w lotniska. O czym to świadczy?

O desperacji. Rosjanie próbują bagatelizować rolę F-16, bo od ponad dwóch lat nie są w stanie kontrolować nieba nad Ukrainą. Oni wiedzą, że nie mogą posuwać się naprzód na ziemi bez kontrolowania nieba. Próbowali to osiągnąć w ciągu pierwszych 10 dni wojny, ale Ukraińcy rozbili ich na kawałki. Więc, oczywiście, będą mówić takie rzeczy.

Ale kto wierzy w to, co mówią Rosjanie? Oni zmyślają, oni kłamią, to propaganda. Gdybym był w Ukrainie z moimi kolegami, latał i walczył u boku Ukraińców, nie musieliby mnie szukać. Sam bym ich znalazł

I jestem pewien, że wasi piloci czują to samo. Nie ma więc znaczenia, co mówią Rosjanie.

Amerykański republikański senator Lindsey Graham powiedział, że zamierza poprosić prezydenta USA Joe Bidena, by pozwolił emerytowanym amerykańskim pilotom latać dla Ukrainy. Wielokrotnie mówił Pan, że gdyby mógł, przyjechałby do Ukrainy i walczył po naszej stronie. Nadal ma Pan takie pragnienie?

Oczywiście. Pracujemy nad tym. Jest jednak duża różnica między ochotnikiem z karabinem, który wstępuje do obcej armii, a byłym wojskowym, który leci walczyć za Ukrainę. To są kwestie polityczne, które, mam nadzieję, zostaną rozwiązane bardzo, bardzo szybko.

Co Pan sądzi o pomyśle bazowania ukraińskich F-16 za granicą, na przykład w Polsce, ze względów bezpieczeństwa? Są tam dobre pasy startowe i zaplecze serwisowe. W końcu Rosja przechowywała swoje samoloty na Białorusi i stamtąd nas atakowała.

Nie inaczej jest w tym przypadku. Wszyscy robią wielką sprawę z tego, by Ukraińcy nie używali zachodniej broni do ostrzału terytorium Rosji. Tymczasem Rosjanie robią coś takiego cały czas, używając przeciw Ukrainie gównianej amunicji z Korei Północnej, głupich dronów z Iranu i innej broni.

Jeśli chodzi o korzystanie ze wsparcia Polski, to jest to kwestia polityczna. A ponieważ Polska jest częścią NATO, to trochę komplikuje sprawę. Nie mam w tej sprawie dla pani prostej odpowiedzi. Myślę, że Ukraina chce mieć dobrze chronione bazy lotnicze w swoich granicach, gdzie te samoloty mogłyby być konserwowane i w razie potrzeby naprawiane.

Nie sądzę, by Ukraina chciała polegać na kimkolwiek innym – i nie powinna.

A jeśli wszystko pójdzie tak, jak trzeba, nie będziecie już musieli na nikim polegać. Otrzymacie wszelką potrzebną pomoc i sprzęt, problemy polityczne zostaną rozwiązane i wygracie tę wojnę

Przewiduje Pan jakieś wyzwania logistyczne związane z rozmieszczeniem i utrzymaniem F-16 w Ukrainie?

Nie mogę odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie, ponieważ nie wiem, gdzie znajdują się te samoloty i jakie porozumienia zostały zawarte. Wiem, że wasz rząd i wasze wojsko są na tyle mądrzy, że pomyśleli o wszystkim – mieli zresztą wystarczająco dużo czasu, by przygotować się na przybycie F-16. Muszę więc wierzyć, że wszystko, co jest niezbędne, by te samoloty mogły latać i walczyć, już jest.

Do końca roku na Ukrainie powinno być 30 samolotów F-16. Zdjęcie: OPU

Stany Zjednoczone dostarczą myśliwcom pociski własnej produkcji i inne nowoczesne uzbrojenie. W szczególności najnowszą wersję pocisku powietrze – powietrze AMRAAM AIM-120 i pocisk powietrze – powietrze krótkiego zasięgu AIM-9X. Do czego zdolna jest ta broń?

To bardzo dobra decyzja, ponieważ zdecydowanie potrzebujecie tej broni. Poza tym ona sprawia, że F-16 są dla Rosjan o jeszcze bardziej onieśmielające. AMRAAM AIM-120 jest aktywnym pociskiem radarowym, co oznacza, że samolot wystrzeliwujący go nie musi utrzymywać wroga na swoim radarze. Może wystrzelić pocisk, który posiada własny radar, a ten skieruje się w stronę celu i zniszczy go. Oznacza to, że samolot, który wystrzeliwuje pocisk, może celować w wiele samolotów wroga w tym samym czasie, a pociski same wykonają całą robotę.

AIM-9X to pocisk dalekiego zasięgu na podczerwień. Nie musisz celować, by go wystrzelić. Możesz ustawić się bokiem do celu, a AIM-9 znajdzie źródło ciepła i zniszczy je.

To broń najwyższej klasy. Używają jej nasze siły powietrzne i cieszę się, że dostarczamy ją ukraińskim siłom powietrznym.

Mimo tej zakrojonej na szeroką skalę pomocy Stany Zjednoczone nadal zabraniają ukraińskim myśliwcom strzelania amerykańskimi pociskami w głąb Rosji. Co mogłoby zmienić nastawienie Waszyngtonu w tej kwestii?

To bardzo dobre pytanie. Nie rozumiem polityków, więc nie mogę powiedzieć, co myślą. Myślę, że to głupie dawać komuś broń i mówić, że może jej użyć tylko w taki, a nie inny sposób.

A jeśli z jakiegoś powodu Waszyngton próbuje utrzymać przyjaźń z Moskwą, to nie widzę w tym sensu. Nie obchodzi mnie, co Władimir Putin i Kreml myślą o zachodniej broni trafiającej do Ukrainy. Atakują Ukrainę bronią własną i tą, którą otrzymują od innych krajów, prawda?

Więc co za różnica, jeśli miałoby też być na odwrót? Rosja nie zrobi niczego głupiego, nie zaatakuje NATO czy USA. Nawet Putin by tego nie zrobił.

Chciałbym więc, aby nasz rząd nie był tak nieśmiały i powiedział Ukraińcom: „Hej, to wasza broń, używajcie jej, jak chcecie”. Co zrobimy, odbierzemy im ją? Nie sądzę

Myślę więc, że gdy masz już broń, której potrzebujesz, możesz jej użyć tak, jak uważasz za stosowne – o ile sytuacja na to pozwala.

Co powinno być naszym pierwszym celem, jeśli dostaniemy zielone światło z Waszyngtonu?

Lotniska, z których Rosjanie wystrzeliwują drony na wasze miasta i gdzie bazują ich myśliwce oraz samoloty zwiadowcze. Zniszczyłbym lotniska i tyle ich samolotów na ziemi, ile tylko bym mógł. Choć zastrzegam: nie mam takich informacji, jakie mają wasze siły powietrzne i rząd.

Jestem jednak pewien, że one robią teraz to, co najlepsze dla Ukrainy. A w przyszłości będzie tylko lepiej.

Jak skuteczne jest szkolenie ukraińskich pilotów, biorąc pod uwagę to, że jego czas musiał zostać rekordowo skrócony?

Tak, to prawda, szkolenie zostało skrócone, ale przecież wasi piloci nie byli nowicjuszami. Wszyscy latali na MiG-ach lub Suchojach, byli pilotami myśliwców. Więc to była tylko kwestia nauczenia ich latania nowym samolotem, nowej taktyki, nowego sprzętu. Owszem, F-16 bardzo różni się od samolotów, którymi latali wcześniej, ale byli w stanie się go nauczyć.

Myślę, że naprawdę spodobały im się możliwości tego samolotu i byli entuzjastycznie nastawieni do niego. Z tego, co słyszałem od moich kolegów, którzy szkolili waszych pilotów, wynika, że radzili sobie bardzo dobrze.

Czy wcześniejsze doświadczenie w lataniu MiG-ami czy Suchojami było problemem dla naszych pilotów? A może się przydały podczas nauki latania F-16?

Po trosze jedno i drugie. Ja również przesiadałem się z jednego samolotu na drugi i jestem pewien, że oni mieli podobne doświadczenia. To nie jest jak wypożyczenie samochodu, nie możesz po prostu wsiąść i odjechać. Każdy myśliwiec jest inny i każdego musisz się nauczyć.

Czasami, zwłaszcza jeśli w poprzednim samolocie spędziłeś dużo czasu, musisz pozbyć się starych nawyków i wyrobić sobie nowe. Myślę więc, że w tym sensie było to dla ukraińskich pilotów wyzwanie – ale nie większe niż dla którychkolwiek innych pilotów. To, co naprawdę im pomogło, to fakt, że byli przyzwyczajeni do latania z prędkością 400 lub 500 mil na godzinę [650 – 800 kilometrów na godzinę – red].

Są też przyzwyczajeni do bardzo szybkiego myślenia i do latania odrzutowcem. To pożądane cechy, które przenoszą się z jednego samolotu do drugiego.

Jak F-16 spisywały się w innych wojnach?

Brałem udział w obu wojnach w Zatoce Perskiej. Chociaż nasi przeciwnicy nie byli Rosjanami, używali rosyjskiego sprzętu i byli szkoleni przez Rosjan. W obu wojnach po pierwszych 24 – 36 godzinach walki samoloty wroga już nie wzbijały się w powietrze i nie atakowały nas. Bo wszyscy, którzy wzbili się w powietrze, do domu już nie wrócili.

Nie lekceważę Rosjan, ale też ich nie przeceniam. Mają bardzo poważne słabości, a my o nich wiemy. Mamy też taktykę i broń, które przekazaliśmy waszym pilotom, by mogli sobie z nimi skutecznie radzić

Jeśli porównamy uzbrojenie dla F-16, które otrzymaliśmy lub obiecano nam, z najlepszym uzbrojeniem Rosjan – to kto ma przewagę?

F-16 jest lepszy. Ma znacznie lepszy radar. Może też używać różnych rodzajów broni, które mamy, znacznie skuteczniej niż Rosjanie.

Jestem pewien, że wasi piloci zostali przeszkoleni w tym zakresie. Znają systemy, znają broń i nie mam wątpliwości, że użyją jej właściwie, a Ukraina będzie z nich dumna.

Dan Hampton: F-16 są lepsze od najlepszych rosyjskich samolotów. Zdjęcie: OPU

Ukraińcy prawdopodobnie będą również musieli polować z nieba na rosyjskie systemy obrony powietrznej, jak S-300. Jakie wyzwania wiążą się z takimi operacjami?

To bardzo trudne pytanie. Ta konkretna misja, czyli polowanie i niszczenie pocisków ziemia – powietrze, jest najbardziej niebezpieczna w każdych siłach powietrznych, na każdym teatrze wojny. Znacznie bardziej niebezpieczna niż zestrzeliwanie myśliwców w powietrzu.

A Rosjanie, trzeba im to przyznać, zawsze mieli dobre systemy – i mieli ich wiele. Dlatego jednym z wyzwań jest w tym przypadku dokładne określenie, gdzie te systemy się znajdują.

Mamy zasoby w kosmosie i gdzie indziej, które mogą je znaleźć. Mam nadzieję, że wszystkie potrzebne informacje zostaną przekazane ukraińskim siłom powietrznym, by mogły wykorzystać je do zniszczenia rosyjskich systemów obrony powietrznej.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz

Wybory prezydenckie w Rumunii, które odbędą się 4 maja, mogą zmienić nie tylko kierunek polityki wewnętrznej tego kraju, lecz także jego politykę zagraniczną. Na tle unieważnienia w grudniu 2024 r. przez rumuński Sąd Konstytucyjny poprzednich wyborów prezydenckich i ogólnego rozczarowania tradycyjnymi partiami głos prawicowego radykalnego polityka George Simiona staje się coraz głośniejszy.

Simion balansuje między patriotyczną retoryką, krytyką elit i otwarcie wrogimi oświadczeniami wobec Ukrainy. Tymczasem niezależne badania i think tanki wskazują na możliwe powiązania Simiona z rosyjskimi służbami specjalnymi i koordynację kampanii informacyjnych mających zdestabilizować region.

Kto tak naprawdę wspiera Simiona? Jaką rolę w jego popularności odgrywają kampanie wpływu? I co jego ewentualne zwycięstwo oznaczałoby dla Ukrainy i Europy?

Na te i inne pytania odpowiada Iulian Chifu, doradca byłego prezydenta Rumunii Traiana Băsescu do spraw strategicznych i bezpieczeństwa międzynarodowego.

Jak skrajnie prawicowi kandydaci kształtują program wyborczy w Rumunii

Maryna Stepanenko: Jakie są szanse George Simiona na wygraną?

Julian Chifu: W rzeczywistości on jest jedynym kandydatem ze skrajnej prawicy. Musiał się nawet przesunąć ku centrum, by móc odwoływać się do szerszej bazy wyborców. Oficjalnie zajął stanowisko proeuropejskie i pronatowskie, ale nikt mu nie wierzy. Obecnie jest faworytem drugiej tury, prawdopodobnie ze względu na poparcie, które wcześniej miał Kelin Georgescu [skrajnie prawicowy prorosyjskiemu polityk, który został ogłoszony zwycięzcą I tury wyborów prezydenckich 24 listopada 2024 r., ale którego wyniki zostały unieważnione przez Sąd Konstytucyjny z powodu licznych nieprawidłowości w głosowaniu i podejrzeń o rosyjską ingerencję – red.]. Realne szanse Simiona na zwycięstwo w wyścigu prezydenckim są jednak dość niskie. W zależności od tego, kto będzie jego przeciwnikiem w II turze, prawdopodobne jest, że wygra inny kandydat.

Billboard kampanii wyborczej George Simiona. Zdjęcie: DANIEL MIHAILESCU/AFP/East News

W jaki sposób czynniki zewnętrzne, takie jak rosyjska dezinformacja, wpływają na radykalizację rumuńskiego dyskursu politycznego i popularność skrajnie prawicowych kandydatów?

One nie mają już żadnego wpływu. Rosyjska dezinformacja odegrała kluczową rolę w promowaniu Gorgescu, którego notowania wzrosły z 1% do 23% w ciągu zaledwie 10 dni. To rezultat skoordynowanej operacji, zaplanowanej kampanii dezinformacyjnej.

To była swego rodzaju próba generalna, by sprawdzić, jak tego rodzaju taktyka może zostać wykorzystana w przyszłych wyborach w Ukrainie

W ten sposób Rumunia zapłaciła cenę za wspieranie proeuropejskiego stanowiska Mołdawii. Fakt, że w Rumunii mieszka wielu obywateli Mołdawii, a także współpraca między liberalnymi partiami obu krajów w przeszłości pomogły Mai Sandu zdobyć drugi mandat i przeprowadzić proeuropejskie referendum. Rosji nie pomogło nawet to, że sporo zainwestowała w kupowanie głosów mołdawskich wyborców, co zresztą jest obecnie badane przez Kiszyniów.

Atak na wybory w Rumunii był rodzajem odwetu. Narzędzia do wywierania takiego wpływu istnieją wszędzie i nie promują jawnie prorosyjskich przekazów. Kamuflują te przekazy jako retorykę „pro-Trumpowską” lub „proamerykańską”, która jest bardziej akceptowalna w krajach silnie proamerykańskich, takich jak Rumunia.

W naszym przypadku antyrosyjskie nastroje mają głębokie korzenie historyczne. Skrajna prawica to tylko przykrywka. Po przystąpieniu do UE i NATO w Rumunii nie było partii skrajnie prawicowych – to niedawny konstrukt. Nie mogąc promować prorosyjskiej ideologii, prorosyjscy aktorzy przejęli skrajnie prawicowe idee, jak to miało miejsce w całej Europie. Bo większość społeczeństw ich nie popiera, a to oznacza, że można te idee zniekształcić i dostosować do własnych celów.

Tysiące Rumunów na proeuropejskim wiecu 15 marca 2025 r. Fot: DANIEL MIHAILESCU/AFP/East News

Co stoi za obecnym politycznym triumfem skrajnej prawicy w Europie? To moda, populizm, czy też symptom głębszego kryzysu politycznego na kontynencie?

To połączenie kilku czynników. Po pierwsze, niektóre inicjatywy podejmowane przez europejskich polityków – takie jak kosztowne projekty rozwijania czystej energii czy regulacje środowiskowe, które zniechęcają do inwestycji – przyniosły odwrotny skutek. Niektórzy poczuli, że pewne sprawy zostały doprowadzone do skrajności.

Po drugie, istnieją problemy wewnętrzne: w wielu krajach, w tym w moim, tradycyjne partie nie nadążają za rosnącymi oczekiwaniami społeczeństwa. Rozczarowani tym, co postrzegają jako słabe rządy, wyborcy coraz częściej zwracają się ku siłom populistycznym lub skrajnie prawicowym.

Po trzecie, czynnikiem zewnętrznym jest Rosja. Nie dysponując atrakcyjną ideologią, którą mogłaby otwarcie promować, wspiera ruchy skrajnie prawicowe, politycznie „wolną niszę”.

Można to łatwo wzmocnić za pośrednictwem mediów społecznościowych, które preferują sensacyjne i uproszczone komunikaty zamiast zrównoważonego, długoterminowego myślenia

Mamy więc trzy warstwy wpływów: naznaczoną sprzecznościami politykę UE, niezadowolenie wewnętrzne i ingerencję zagraniczną.

Wracając do Rumunii: jaką rolę w krajobrazie politycznym Pana kraju odgrywają radykalne postacie, takie jak Diana Șoșoacă? I na ile poważne jest zagrożenie z ich strony dla proeuropejskiego kursu Rumunii?

Șoșoacă wykroiła sobie miejsce w polityce i podejrzewam, że to było strategicznie zaplanowane. Jej poparcie wynosi około 5%, a duża część tych głosów to głosy protestu. Jeśli Șoșoacă reprezentuje prorosyjskie nastroje, to dwie rzeczy są jasne. Po pierwsze, nikt nie poprze jej w pełni, ponieważ ona odpycha wszystkich. Po drugie, niemal niemożliwe jest stworzenie poważnej umiarkowanej partii prorosyjskiej z jej udziałem, ponieważ nie zaakceptuje ona żadnego potencjalnego alternatywnego lidera. W tym sensie Șoșoacă zajmuje niszę, która, choć kontrowersyjna, odgrywa jakąś rolę w demokratycznym krajobrazie.

W zdrowej demokracji ważne jest to, by reprezentowane były różne głosy – nawet te, z którymi możesz się nie zgadzać. Șoșoacă wypełnia tę przestrzeń, chociaż nie nazwałbym jej nieszkodliwą.

Jej wpływ jest realny, ona robi dużo hałasu. Ale przekaz Șoșoacă jest skierowany głównie do mniej wykształconego, zmarginalizowanego segmentu społeczeństwa

Jeśli rzeczywiście to ona jest twarzą prorosyjskiego poparcia w Rumunii, to nawet bym jej przyklasnął, bo reprezentuje Rosję w sposób, który moim zdaniem nie jest nazbyt szkodliwy dla rumuńskiego społeczeństwa.

Diana Șoșoacă, liderka prorosyjskiej rumuńskiej partii SOS Rumunia, ma 3-letni zakaz wjazdu do Ukrainy. Zdjęcie: Vadim Ghirda/Associated Press/East News

Rumunia jako bastion bezpieczeństwa

Jak zmieniła się rola Rumunii w regionalnej architekturze bezpieczeństwa od czasu wybuchu wojny na pełną skalę w Ukrainie?

Nie sądzę, by sytuacja zmieniła się znacząco, ponieważ te kwestie rozwijają się już od dłuższego czasu. Stanowiska Rumunii i Polski kształtowały się stopniowo. Rumunia jest częścią amerykańskiej tarczy antyrakietowej od 20 lat i posiada kluczowe obiekty wojskowe we współpracy z USA, takie jak 57. baza lotnicza Mihail Kogalniceanu. Nasze zaangażowanie w Afganistanie i Iraku, a także bazy w Câmpia Turzii i Fetesti, odzwierciedlają strategiczną orientację Rumunii.

Strategiczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi zostało zbudowane w ciągu ostatnich 25 lat i jest podstawą naszej strategii obronnej. Wciąż jednak mamy przestrzeń do rozwoju. Podczas gdy Polska zamierza wydać w tym roku na obronność 4,7% PKB, Rumunia wydaje tylko 2,5%. Czekamy na dodatkowe możliwości ze strony USA, musimy też zwiększyć atrakcyjność kariery wojskowej. To trudne, gdy toczy się wojna i istnieje zagrożenie, że Rosja zaatakuje kraje NATO.

Ponadto musimy dostosować nasze doktryny wojskowe, uwzględniając wnioski z trwającej wojny w Ukrainie, która jest pierwszym konfliktem o wysokiej intensywności i na pełną skalę w XXI wieku.

Na ile realistyczne są scenariusze częściowego lub całkowitego przeniesienia amerykańskiej bazy wojskowej z Polski do Rumunii?

To mało prawdopodobne. Mówi się o częściowym wycofaniu wojsk amerykańskich, w szczególności z Niemiec i z Aviano we Włoszech, ale bazy na wschodniej flance NATO, takie jak te w Rumunii, pozostaną. Wcześniejsze dyskusje obejmowały przeniesienie baz z Niemiec do Polski, Czech lub Rumunii, ale obecnie mówi się jedynie o ograniczonej redukcji sił amerykańskich w Europie.

Kluczowe obiekty strategiczne, takie jak baza obrony przeciwrakietowej Deveselu i baza Mihail Kogalniceanu, pozostaną obsadzone przez wojska amerykańskie. Na niektórych pozycjach NATO może dojść do rotacji wojsk. Amerykańscy żołnierze mogą zostać zastąpieni przez sojuszników, którzy będą uczestniczyć we wspólnych operacjach, ćwiczeniach i regionalnych centrach dowodzenia w Rumunii i Polsce.

Transfer wojsk między Polską a Rumunią nie jest jednak możliwy, ponieważ oba kraje mają takie samo znaczenie strategiczne dla Stanów Zjednoczonych i wymagają zrównoważonego wzmocnienia

Rumunia wspiera wysiłki Polski w zakresie odstraszania, a polskie wojska są obecne w Rumunii, co odzwierciedla nasze strategiczne partnerstwo, w tym nasze trójstronne stosunki z Turcją, które z czasem uległy wzmocnieniu.

Brytyjscy żołnierze na ćwiczeniach w Rumunii. Zdjęcie: Rex Features/East News

W jakim stopniu Morze Czarne staje się areną nie tylko militarnej, ale i geopolitycznej konfrontacji? Jak Rumunia może wpłynąć na równowagę sił w regionie?

Morze Czarne zawsze było częścią geopolitycznego krajobrazu i od dawna opowiadamy się za uznaniem jego strategicznej roli. Zajęło to trochę czasu, ale udało nam się ukształtować amerykańską strategię dla tego regionu. Niemcy i Francja również opracowują własne strategie dotyczące Morza Czarnego, a teraz Komisja Europejska wydaje się już być gotowa do wspierania jednolitego podejścia europejskiego.

Ten region ma kluczowe znaczenie – znajduje się tuż za naszymi drzwiami. Kluczowe wydarzenia, takie jak aneksja Krymu i obecna wojna, miały miejsce na południu, a nie w krajach bałtyckich czy w Kaliningradzie.

Dlatego właśnie Morze Czarne powinno być centralnym punktem każdej strategii bezpieczeństwa

Od lat pracujemy nad pozycjonowaniem południowej części Morza Czarnego jako morza NATO, z sojusznikami i aspirującymi do roli sojuszników krajami w regionie. Wzywamy także NATO do przywrócenia przez nie swojej misji bezpieczeństwa w rejonie tego morza. W obecnych okolicznościach to niełatwe, ale w każdej formie zawieszenia broni Sojusz będzie potrzebny do ochrony kluczowej infrastruktury morskiej, od Odessy po Stambuł i od Konstancy po Batumi.

To długoterminowy wysiłek, który rozpoczął się dwie dekady temu i nadal ewoluuje. Idealnie byłoby, gdyby Ukraina i Gruzja wzięły w nim udział, oczywiście w zależności od ich chęci i możliwości. Swoboda żeglugi powinna być chroniona i wspierana przez siły NATO. Na przykład nasz trójstronny, wraz z Bułgarią i Turcją, zespół ds. rozminowywania wnosi bezpośredni wkład w te wysiłki.

Wreszcie – podnosimy świadomość i szukamy szerszego wsparcia ze strony UE i NATO dla długoterminowego zaangażowania regionalnego.

Pomoc dla Ukrainy: realia i przyszłość

Na czym polega strategia Bukaresztu – na pomaganiu Ukrainie, ale nie publicznie? Czy wynika to z ostrożności, czy z wewnętrznego kompromisu politycznego? A może to jakiś sygnał dla sojuszników?

Nie sądzę, by to było coś, o czym warto teraz dyskutować. Wojna w Ukrainie wciąż trwa, a ukraińscy urzędnicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, dlaczego zachowaliśmy się tak, a nie inaczej. Rumunia i Polska odegrały uzupełniające się role: Polska była głośna i widoczna, zwracając na siebie uwagę, podczas gdy Rumunia pracowała ciszej, za kulisami.

W czasie wojny przejrzystość nie zawsze jest zaletą

Rumunia spotkała się z krytyką części mediów, a nawet dyplomatów, którzy kwestionowali nasz wkład tylko dlatego, że nie ogłosiliśmy go publicznie. Ale ważne jest to, że ci, którzy musieli wiedzieć, wiedzieli.

Sytuacja wciąż się zmienia, więc strategie muszą pozostać elastyczne. Siła Rumunii leży w jej zdolności do zapewnienia pomocy humanitarnej, korytarzy transportowych, swobody przemieszczania się i wsparcia wojskowego, nawet jeśli nie ujawnialiśmy jego szczegółów. Naszym wyborem była cicha skuteczność.

W przeszłości stosunki między Ukrainą a Rumunią były trudne, w szczególności z powodu kwestii mniejszościowych i terytorialnych. Ale wraz z wybuchem wojny na pełną skalę ton w rumuńskich mediach i dyskursie politycznym znacznie się zmienił. Czy możemy mówić o trwałej poprawie nastawienia do Ukrainy na poziomie społecznym?

Myślę, że musimy spojrzeć na to inaczej. Niegdyś ukraińscy przywódcy, premier i minister obrony, postrzegali Rumunię jako główne zagrożenie. Jednak od czasu aneksji Krymu w 2014 r. Rumunia, a stopniowo także Ukraina, są całkowicie wobec siebie otwarte.

Jako sąsiedzi mieliśmy swoje problemy, co jest normalne, lecz krok po kroku sytuacja się poprawiała. Wielu Ukraińców odkryło Rumunię dopiero po 2022 roku, kiedy setki tysięcy ludzi szukało tu schronienia i poczuło nasze wsparcie.

Chodzi o percepcję i wojnę informacyjną. Rosja intensywnie pracuje nad poróżnieniem nas, wykorzystując naturalne tarcia między sąsiadującymi krajami

Oczywiście każde państwo broni swoich interesów, ale jesteśmy tutaj, aby pozostać obok siebie, i musimy znaleźć sposoby na współistnienie. I tak właśnie się dzieje. Mogę się tylko cieszyć z obecnej sytuacji. Wizerunek Rumunii w Ukrainie znacznie się poprawił, a nastroje wobec Ukrainy są w Rumunii w przeważającej mierze pozytywne. Owszem, pojawiają się głosy skrajnie antyukraińskie, często prorosyjskie lub skrajnie prawicowe, ale nie mają one większego znaczenia. Szerokie poparcie dla Ukrainy w Rumunii pozostaje silne i bardzo ważne jest, by tak pozostało.

Czy istnieje ryzyko, że po wyborach nowa elita polityczna zmieni podejście Rumunii do wojny w Ukrainie, na przykład ograniczając pomoc wojskową lub współpracę z sojusznikami w regionie?

To mało prawdopodobne, ponieważ jeśli Ukraina upadnie, następna będzie Rumunia. Wszyscy to rozumieją. Bardzo ważne jest wspieranie Ukrainy, aby udało się jej utrzymać linię frontu daleko na wschodzie, zapobiec przesunięciu się frontu w kierunku Chersonia, Mikołajowa czy Odessy.

Nie przewiduję więc żadnych dramatycznych zmian we wsparciu Rumunii dla Ukrainy. Ani teraz, ani w przyszłości

Ta perspektywa jest dobrze rozumiana i podzielana przez naszych przywódców. I powinna nadal kierować naszymi działaniami. Mamy wspólne interesy i znaczne możliwości współpracy, która już trwa. Handel, w tym eksport zboża, przepływa przez Konstancę, nasze drogi, nowe przejścia graniczne i rozbudowaną infrastrukturę. Od lutego 2022 r. zapotrzebowanie na transport wzrosło siedmiokrotnie. Szybko się do tego dostosowaliśmy, a ta współpraca tworzy podstawy dla długoterminowego partnerstwa, zwłaszcza w obszarach takich jak bezpieczeństwo i obrona.

Zdjęcie główne: Andreea Alexandru/Associated Press/East News

Projekt współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu Wsparcie Ukrainy, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.

20
хв

Skrajna prawica to tylko przykrywka. Jak Kreml tworzy nowe narzędzia wpływu na wybory w Europie

Maryna Stepanenko

Zachód miał wszystkie narzędzia, by przewidzieć wojnę Rosji z Ukrainą – i zignorował je. Jeszcze przed 2014 rokiem analizy docierały do najwyższych szczebli NATO. Przewidywały aneksję Krymu, zagrożenie dla Mariupola i rosyjską dominację na Morzu Czarnym. Prognozy były trafne, lecz większość państw członkowskich wybrała iluzję partnerstwa z Kremlem.

Czy zmiana jest jeszcze możliwa? Co jest do tego potrzebne? I czy NATO może pozostać skutecznym sojuszem bezpieczeństwa w nowej erze zagrożeń? Rozmawiamy z dr. Stefanie Babst, jedną z najbardziej wpływowych strategów bezpieczeństwa w Europie, która przez ponad 20 lat pracowała w sztabie NATO. Dziś jest niezależną analityczką, autorką książki o martwych punktach w zachodniej polityce wobec Rosji i aktywną uczestniczką międzynarodowych dyskusji na temat wojny, pokoju i bezpieczeństwa.

Ukraina, Rosja i błędy Zachodu

Maryna Stepanenko: Jak ocenia Pani dziś zdolność Zachodu do przewidzenia pełnej inwazji Rosji na Ukrainę? Czy były jakieś sygnały, których nie usłyszano? A może nie chciano ich usłyszeć?

Stefanie Babst: Było wiele ostrzeżeń, które nie zostały wysłuchane. Wyjaśnię to. W stosunkach międzynarodowych bardzo ważna jest precyzyjna ocena sposobu myślenia, możliwości i intencji innego aktora. W przypadku Rosji NATO nie zdołało tego zrobić. Jako szefowa szefowa sztabu planowania strategicznego wystosowałam pierwsze poważne ostrzeżenie w 2013 roku, kilka miesięcy przed aneksją Krymu. Sporządziłam analizę przedstawiającą złowrogie zamiary Rosji i przygotowania wojskowe przeciwko Ukrainie. Została ona przeanalizowana przez sekretarza generalnego i omówiona z państwami członkowskimi, lecz nie podjęto żadnych działań.

Państwa bałtyckie i Polska potraktowały analizę poważnie. Niemcy, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania wolały utrzymać partnerstwo NATO – Rosja. Począwszy od 2014 roku intensyfikowaliśmy nasze analizy, przewidując zajęcie Mariupola, dominację Rosji na Morzu Czarnym i wykorzystanie Donbasu jako przyczółku. Prognozy te były udostępniane na najwyższych szczeblach, w tym w Radzie NATO, ale ostatecznie zostały odrzucone.

W 2015 i 2016 roku rozszerzyliśmy naszą uwagę na Chiny i ich powiązania z Rosją, oferując przyszłe scenariusze i prognozy oraz tak zwane „czarne łabędzie” – wydarzenia o dużym wpływie, które są trudne do przewidzenia, wydają się mało prawdopodobne, lecz mogłyby mieć poważne konsekwencje, gdyby do nich doszło. I znowu: wielu postrzegało to jedynie jako „ćwiczenie intelektualne”. Tak, NATO dysponowało narzędziami prognozowania i zignorowało je. A to ma bardzo wysoką cenę.

Wzywa Pani do rewizji zachodniej strategii wobec Rosji. Z jakimi martwymi punktami mamy wciąż do czynienia w polityce Zachodu, zwłaszcza w kontekście wspierania Ukrainy?

Trzy lata temu wezwałam do wypracowania silnej, wielopłaszczyznowej strategii odstraszania, aby pomóc Ukrainie nie tylko zamrozić wojnę, ale ją wygrać. Powoływałam się na zimnowojenne podejście George’a Kennana, wzywając do wykorzystania wszystkich narzędzi – ekonomicznych, dyplomatycznych i wojskowych – w celu wypchnięcia Rosji z Ukrainy. Ale nikt nie potraktował tego poważnie – z wyjątkiem niektórych krajów bałtyckich i skandynawskich.

NATO i UE wciąż nie mają zdefiniowanego celu końcowego. Gdyby celem było zwycięstwo Ukrainy, strategia zostałaby opracowana odpowiednio

Zachodni przywódcy nie docenili odporności Ukrainy i nie podjęli zdecydowanych działań nawet po przekroczeniu przez Rosję niezliczonych czerwonych linii. Prezydent Biden, choć zaangażowany w sprawy Ukrainy, formułował swoje podejście wokół tego, czego USA nie zrobią: nie sprowokujemy Rosji, nie damy Ukraińcom broni dalekiego zasięgu, nie zrobimy tego i tamtego. To nie jest strategia. A teraz, wraz z powrotem Trumpa, wiele europejskich rządów biernie liczy na amerykańsko-rosyjskie porozumienie, które po prostu zamrozi wojnę. To coś, co moim zdaniem jest niebezpieczne zarówno dla Ukrainy, jak Europy.

Moim głównym zarzutem jest brak woli politycznej na Zachodzie. Zbyt wielu ludzi wciąż wierzy, że to wojna Rosji przeciwko Ukraińcom. A to także nasza wojna

Dlaczego uważa Pani, że Europa nie przygotowała się na prezydenturę Trumpa?

Planowanie w ramach NATO i rządów europejskich jest często trudne, ponieważ politycy mają skłonność do skupiania się na celach krótkoterminowych, zwykle tylko na miesiąc do przodu. W sytuacji kryzysowej, zwłaszcza ze względu na nieprzewidywalność Waszyngtonu, Europa musi odejść od zarządzania kryzysowego i przestać reagować na każde wydarzenie, jak np. czyjś nowy tweet…

Europa powinna być twarda wobec Stanów Zjednoczonych, wysyłając jasny sygnał, że ich działania, w tym grożenie krajom takim jak Kanada i Dania, wstrzymywanie przekazywania informacji wywiadowczych Ukrainie i operacji cybernetycznych przeciwko Rosji są nie do przyjęcia. Decyzje te miały śmiertelne konsekwencje. Państwa członkowskie nie powinny obawiać się pociągania Stanów Zjednoczonych do odpowiedzialności za naruszanie podstawowych zasad Traktatu Waszyngtońskiego.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, niedawno udał się na Florydę, by spotkać się z prezydentem Trumpem w nadziei, że zaimponuje mu danymi dotyczącymi wydatków na obronność. Chwalił przywództwo Trumpa, a nawet twierdził, że „przełamał impas” w kwestii rosyjskiej. Tyle że to jest oderwane od rzeczywistości ciągłych rosyjskich ataków.

Jeśli sekretarz generalny NATO nie ma jasnego przesłania, najlepszym podejściem jest milczenie, skupienie się na wspieraniu państw członkowskich i ochronie ich przed wszelkimi zagrożeniami. Nie mamy czasu na puste słowa i polityczne gierki

Europejczycy powinni trzymać się z dala od amerykańskiego teatru politycznego i skupić się na wzmacnianiu zdolności obronnych i wspieraniu ukraińskiego przemysłu obronnego, by mógł oprzeć się rosyjskiej agresji.

Mark Rutte: – NATO chce uczynić Ukrainę silnym państwem. Zdjęcie: ADMINISTRACJA PREZYDENCKA UKRAINY

Migracja i wojna

Niemcy nie są już liderem UE pod względem liczby wniosków o azyl, jeśli chodzi o uchodźców z Ameryki Południowej i Bliskiego Wschodu. Jednocześnie w pierwszym kwartale 2025 r. liczba wniosków od Ukraińców wzrosła o 84%. Co to oznacza?

Jest całkiem jasne, że wielu Ukraińców zdecydowało się opuścić swój kraj z powodów osobistych i zawodowych. To naturalne i nikogo nie można za to winić. Ale ta migracja ma w Niemczech implikacje polityczne, zwłaszcza że skrajnie prawicowe partie wykorzystują ją, przedstawiając ukraińskich uchodźców jako obciążenie dla systemu społecznego, niezależnie od ich umiejętności czy motywacji. Tego typu nastroje są szczególnie silne we wschodnich landach, gdzie zyskały poparcie partie takie jak AfD i niektóre lewicowe ruchy populistyczne.

Martwi mnie brak silnego sprzeciwu ze strony rządu federalnego w Berlinie: powinny być wyraźniejsze komunikaty i silniejsze przywództwo polityczne

Jeśli do Niemiec przyjedzie więcej Ukraińców, to mam nadzieję, że następny rząd będzie miał do nich pozytywne nastawienie, uznając, że wielu może wnieść znaczący wkład w niemiecką gospodarkę. Oznaczałoby to ograniczenie biurokracji, przyspieszenie integracji i ułatwienia w zdobywaniu pracy. Czy tak się stanie – to się dopiero okaże.

W ostatnich tygodniach niektóre regiony w Niemczech zakomunikowały, że nie mogą już przyjmować ukraińskich uchodźców z powodu przeciążenia systemów socjalnych. Jak Pani to ocenia?

Prawdą jest, że lokalne społeczności w całych Niemczech borykają się z trudnościami w przyjmowaniu uchodźców. Problem pojawił się po decyzji kanclerz Angeli Merkel o otwarciu granic, co doprowadziło do napływu dużej liczby uchodźców z Syrii, Afganistanu i innych krajów. Wiele gmin jest przytłoczonych problemami mieszkaniowymi, językowymi i wsparciem integracyjnym.

Ukraińscy uchodźcy nie stanowią jednak takiego problemu.

Ukraińcy mają tendencję do dobrego integrowania się, przynoszą ze sobą solidne umiejętności i wykształcenie. Nie przyczyniają się też do napięć społecznych

Z kolei niektórzy uchodźcy z Bliskiego Wschodu mieli trudności z przystosowaniem się do liberalnych norm demokratycznych, co podsyciło skrajnie prawicowe narracje, zwłaszcza we wschodnich Niemczech. Partie takie jak AfD i postacie takie jak Sarah Wagenknecht wykorzystują to, promując antyukraińską retorykę, która ignoruje rzeczywistość rosyjskiej okupacji.

Niestety partie demokratyczne głównego nurtu nie robią wystarczająco dużo, by się temu przeciwstawić. Wraz z rosnącym poparciem amerykańskich prawicowych populistów, takich jak ci związani z Trumpem czy Muskiem, polaryzacja może się pogłębiać, stanowiąc poważne zagrożenie dla demokratycznej spójności Europy.

Europa na krawędzi

W obliczu wojny na pełną skalę w Ukrainie, w Polsce i Niemczech podejmowane są inicjatywy mające na celu przygotowanie dzieci w wieku szkolnym do sytuacji kryzysowych. Czy wskazuje to na głębszą zmianę w europejskiej kulturze bezpieczeństwa, w której obrona nie jest już tylko sprawą armii, ale całego społeczeństwa?

Chociaż w Niemczech uruchomiono pewne kursy związane z obronnością, nadal jest ich za mało. A społeczeństwo pozostaje w dużej mierze nieprzygotowane – zarówno psychicznie, jak fizycznie – do funkcjonowania w sytuacji kryzysowej.

Toczy się poważna debata na temat przywrócenia poboru do wojska, ale sondaże pokazują, że dwie trzecie osób w wieku od 20 do 30 lat odmawia służby. A wiele z nich twierdzi, że wolałyby wyemigrować, niż bronić kraju.

Odzwierciedla to głębszy problem: dziesięciolecia propagandy politycznej nauczyły Niemców, że żyją w pokoju, otoczeni przez sojuszników, i nie muszą przygotowywać się do konfliktu

W rezultacie w Niemczech brakuje również schronów, szkoleń z zakresu obrony cywilnej i podstawowych środków zwiększających odporność ludności. Zmiana sposobu myślenia będzie wymagała silnego przywództwa politycznego. Bez tego Bundeswehra pozostanie słabo obsadzona i niezdolna do wniesienia znaczącego wkładu w działania takie jak stworzenie potencjalnej koalicji rozjemczej w Ukrainie.

Czy nie za późno Europa zaczęła poważnie myśleć o własnej odporności na wypadek eskalacji konfliktu poza Ukrainą?

Niektóre kraje, takie jak Finlandia, Szwecja, Polska i kraje bałtyckie, nadały w ostatnich latach priorytet zarówno swym zdolnościom wojskowym, jak odporności społecznej. W miastach takich jak Ryga i Warszawa zagrożenie ze strony Rosji jest dobrze rozumiane. Jednak Niemcy, Belgia, Portugalia, Francja i inne kraje postrzegają wojnę Rosji z Ukrainą jako kwestię regionalną.

Na szczęście przywódcy tacy jak Kaja Kalas nalegają na stworzenie długoterminowej strategii przeciwko Rosji. Od samego początku rosyjskiej inwazji twierdziłam, że musimy przygotować się na długotrwały konflikt. Bo dopóki reżim Putina pozostanie u władzy, Rosja będzie nadal stanowić zagrożenie dla Ukrainy i całej Europy.

Strategiczna wizja

Jak wyobraża sobie Pani strukturę „koalicji chętnych”? Jakie ramy strategiczne lub instytucjonalne będą ważne dla skutecznego przeciwdziałania rosyjskiej agresji, biorąc pod uwagę wyzwania w NATO, w tym wpływy populistycznych przywódców w rodzaju Trumpa?

Podczas mojej pracy w NATO byłam dumna ze zdolności mojego zespołu do przewidywania wyzwań, zanim się one pojawiły, zwłaszcza jeśli chodzi o rozszerzenie NATO. Byłam mocno zaangażowana w przyjmowanie nowych członków, w tym państw bałtyckich, Słowenii i Słowacji.

Jedną z rzeczy, na które miałam nadzieję, było zobaczenie flagi Ukrainy w kwaterze głównej NATO. Jednak już nie wierzę, że to realistyczny cel

Uważam, że Ukraina powinna skupić się na budowaniu nowej koalicji z podobnie myślącymi krajami, a nie na dążeniu do członkostwa w NATO. Sojusz, zwłaszcza wskutek destrukcyjnej polityki niektórych, jest coraz bardziej podzielony.

Gdybym doradzała prezydentowi Zełenskiemu, zaleciłbym mu, by nie marnował energii na starania o członkostwo w NATO, a zamiast tego skupił się na wzmacnianiu szerszego, bardziej elastycznego sojuszu mającego przeciwdziałać rosyjskiej agresji. To pozwoliłoby nam wyjść poza status quo i przygotować się na przyszłość.

Jak długo Pani zdaniem Sojusz może utrzymać swoją obecną strukturę, zanim poważne zmiany staną się nieuniknione?

Kiedy prezydent Trump został ponownie wybrany, przewidywałam, że podważy porządek oparty na zasadach. Już teraz widzimy znaczne szkody wyrządzone NATO, zwłaszcza w zakresie zobowiązań USA. Kraje europejskie rozpoczęły dyskusję na temat silniejszego europejskiego komponentu NATO, z planami przygotowania się na ewentualne wyjście USA w ciągu od 5 do 10 lat. Uważam jednak, że te ramy czasowe są zbyt optymistyczne: możemy mieć tylko 5 do 10 miesięcy do chwili, gdy zobaczymy nowe zakłócenia.

Jaka przyszłość czeka NATO? Zdjęcie: BRENDAN SMIALOWSKI

NATO przegapiło okazję do przygotowania się na te wyzwania. W 2016 roku przygotowałam dla Sekretarza Generalnego Sojuszu Północnoatlantyckiego dokument przedstawiający potencjalne szkody, które mógłby wyrządzić Trump – ale został on wówczas odrzucony. Poruszone wtedy przeze mnie kwestie są nadal aktualne, lecz biurokracja NATO jest wciąż niechętna planowaniu scenariuszy awaryjnych.

Jeżeli Sojusz nie zacznie działać, ryzykuje, że pozostanie organizacją reaktywną, nieustannie reagującą na tweety Trumpa, zamiast tworzyć proaktywne perspektywy

Mam nadzieję, że kraje takie jak Francja, Wielka Brytania i kraje nordyckie będą współpracować z Ukrainą, by stworzyć nowy sojusz, który będzie w stanie stawić czoło przyszłym wyzwaniom.

Zdjęcie główne: MANDEL NGAN/AFP/East News

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukraińsko-polski legion na MiGach-29: śmiały pomysł, który warto rozważyć

Ексклюзив
20
хв

Strach przed eskalacją: czy Ukraina będzie mogła uderzać w głębi Rosji

Ексклюзив
20
хв

„Dżus” – bohaterski pilot, który sprowadził do Ukrainy F-16

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress