Exclusive
20
min

Andrij Onistrat: – Przez rok wojny rozmawiałem z synem więcej niż przez 10 wcześniejszych lat

W czerwcu 2022 roku mój syn poszedł na wojnę. Dwa i pół miesiąca później poszedłem za nim. Bo jeśli poszedł Ostap, to ja nie mogłem nie iść – mówi znany ukraiński bankier, dziś oficer Sił Zbrojnych Ukrainy

Oksana Szczyrba

Andrij Onistrat. Zdjęcie: gordon.ua

No items found.

Przed wojną nazywano go „biegającym bankierem” – Andrij Onistrat nie tylko był właścicielem banku, którym zarządzał, ale też biegał w poważnych maratonach. Kiedy wybuchła wielka wojna, ten ojciec pięciorga dzieci zgłosił się na ochotnika do wojska i został „bankierem, który walczy”. Teraz nie jest już bankierem. Żyje z pensji oficera.

Gdy wojna zabrała mu syna, życie Andrija zmieniło się całkowicie. Opowiedział nam o tym w osobistej rozmowie.

Od bankiera do żołnierza – od radości po depresję

Oksana Szczyrba: Dlaczego zdecydował się Pan wstąpić do wojska? Jaką rolę w tej decyzji odegrała Pana rodzina i przyjaciele?

Andrij Onistrat: W czerwcu 2022 roku poszedł na wojnę mój syn. Dwa i pół miesiąca później poszedłem za nim. Bo jeśli poszedł Ostap, to ja nie mogłem nie iść. Moja żona [Walentyna Chamajko, znana prezenterka telewizyjna, współtwórczyni marki odzieżowej – red.] zareagowała na to bardzo źle. Nie powiedziałem jej o mojej decyzji do samego końca. Bałem się, że będzie przeciw. Kiedy się dowiedziała, bardzo płakała, nie chciała, bym odchodził, była bardzo zraniona. Ale decyzja zapadła.

Na froncie

Myślał Pan o wyjeździe z kraju?

Nie mieliśmy walizki ewakuacyjnej, jednak w pierwszych tygodniach wojny rozmawialiśmy o tym. Byłem gotowy wsadzić rodzinę do samochodu i zabrać ją w bezpieczne miejsce, a potem samemu wrócić. Lecz żona powiedziała, że nie chce wyjeżdżać, bo czuje, że jeśli to zrobi, nie będzie mogła już wrócić do swojego domu.

Trudna była przemiana bankiera w żołnierza?

W tym procesie jest wiele etapów, od radości po depresję. To okazja do zmiany siebie i otoczenia. Czytałem teorię, że każda osoba może przejść drogę od wykonawcy do lidera – w dowolnym kierunku. Odwiedził mnie znajomy przedsiębiorca. Zapytałem go: „Czy kiedykolwiek myślałeś o zostaniu pracownikiem?”. „Serio?” – odpowiedział ze zdziwieniem. Oznacza to, że on już nie może wrócić na poziom wykonawcy. A ja mogę to zrobić z łatwością.

Tęskni Pan za swoim przedwojennym życiem?

Trudno powiedzieć, za czym tęsknię. Kiedy wracam do domu i kładę się do łóżka, zdaję sobie sprawę, że bardzo brakowało mi zasypiania z dziećmi, przytulania żony.

Z rodziną
Każde życie ma swoje plusy i minusy – zarówno w czasie pokoju, jak na wojnie

Kiedy byłem w Torecku, czułem adrenalinę misji bojowych. Z jednej strony jest ciężko, ale z drugiej doświadczasz emocji, których nie masz w cywilu.

Ogólnie rzecz biorąc, moje życie zmieniło się całkowicie. Mam inny krąg społeczny, inne priorytety.

Przed inwazją nie miał Pan doświadczenia wojskowego. Został Pan ojcem w wieku 18 lat i dostał odroczenie od służby. Wcześniej uważał Pan, że wojsko to strata czasu. Ale kiedy zaczęła się wojna na pełną skalę, poszedł Pan na front. Co wojsko jest dla Pana dzisiaj?

Dziś to moje życie, ponad 90% mojego czasu.

Jestem zainteresowany karierą wojskową, w której mógłbym wykorzystać swoje wcześniejsze, pokojowe doświadczenie. Wojsko to rozwój, planowanie, przetrwanie, wykonywanie rozkazów, struktura. W wojsku wydarzenia biegną bardzo szybko. A w cywilu wojna wygląda jak news.

W czym wcześniejsze doświadczenia Panu pomagają, a w czym przeszkadzają?

Nie przeszkadzają mi. Może czasami musisz przekroczyć samego siebie, na przykład gdy dostajesz idiotyczne zadanie. W cywilu tego nie robiłem.

Pomaga mi umiejętność myślenia, bo niestety w wojsku nie ma zbyt wielu ludzi, którzy potrafią myśleć

Przytuliłem go i pomyślałem, że stał się już taki duży i dorosły

Pana syn Ostap zginął podczas misji bojowej w pobliżu Wuhłedarze w 2023 roku, miał 21 lat. Jakie były wasze relacje?

To ja zainspirowałem go do wstąpienia do armii. Stymulowałem go. Kiedy teraz zadaję sobie pytanie, czy gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to samo, nie mam odpowiedzi.

Z Ostapem w okopie

Dużo myślałem i nadal myślę o przyczynach tego, co się stało. Przed wojną rozmawialiśmy rzadko, a niektóre jego działania, jak decyzja o porzuceniu studiów, mogły mnie irytować, a nawet powodować odrzucenie. Potem Ostap poszedł na wojnę i wszystko się zmieniło.

Przez rok wojny rozmawialiśmy więcej niż przez wcześniejsze 10 lat. Mieliśmy jedną małą przerwę na półtora tygodnia, ale poza tym kontaktowaliśmy się codziennie. Pisaliśmy do siebie na Signalu, rozmawialiśmy o wojsku, broni, ubraniach, dziewczynach... Nie było tematów, których byśmy nie poruszyli. Nigdy wcześniej nie miałem takiego kontaktu z moim synem.

Pewnego razu, podczas wakacji, zaprosiłem go do Charkowa. Miałem tam tylko jedno łóżko, więc musieliśmy spać na nim razem. Pamiętam, jak go przytuliłem i pomyślałem, że stał się już taki duży i dorosły.

Wszyscy byli z niego dumni. Kiedy przyjeżdżał na urlop, nosili go na rękach. Nauczył się komunikować z ludźmi, choć w cywilu było to dla niego dość trudne. W czasie wojny otworzył się, zaczął inaczej komunikować się z braćmi i siostrami. Stał się bardziej otwarty.

Jaki był podczas wojny?

Został profesjonalnym operatorem dronów, chciał zostać pilotem szturmowym – chociaż mówiłem mu, że może być przydatny na wojnie, używając nowoczesnych technologii.

Jak przetrwać taką stratę i nie oszaleć?

Jeszcze nie wiem, jak to przetrwać. Często czytam sobie to, co do siebie pisaliśmy, i płaczę.

Czas nie leczy ran

Tuż po śmierci Ostapa rozpoczęła się ofensywa. Podczas walk poczułem się trochę lepiej, ale kiedy się skończyła, przyszły ciężkie myśli i zacząłem chodzić do miejsca, gdzie to się stało, gdzie zginął mój syn. Znalazłem tam jego rzeczy. Spakowałem je do pudełka i odesłałem do domu. Potem zacząłem chodzić tam częściej.

Na przepustce. 2022 rok

Powiedziała: „Jeśli coś się stanie, nie oddadzą mi nawet twojego ciała”

O co Pan walczy?

Chcę, by nasz kraj wyrwał się z rosyjskiego paradygmatu istnienia. Chcę, byśmy wyskoczyli z niego raz na zawsze i w taki sposób, żeby nie można już było do niego wrócić.

Bo jeśli spełni się straszny sen, w którym Rosja wygra, to ja i moje dzieci nie będziemy żyć w tym kraju. Dlatego walczę. By odwrócić tę kartę historii

Jak podczas wojny wyglądają Pana relacje z rodziną?

To już zupełnie inne życie niż wtedy, gdy wstępowałem do wojska. Dzieci dorosły, Walentyna założyła własną firmę i jest jeszcze bardziej zajęta niż kiedyś. Wielokrotnie mówiła mi, że jej ciężko. Pracuje 7 dni w tygodniu, to naprawdę ciężkie czasy. Ale na razie jestem w stanie myśleć głównie o tym, jak przybliżyć nasze zwycięstwo. O reszcie pomyślę później.

Podobno był Pan u psychologa rodzinnego...

Tak, bo w pewnym momencie zaczęliśmy mówić różnymi językami. Mówisz rzeczy, które wydają się być zrozumiałe, ale bliscy wydają się ciebie nie słyszeć. To było dla mnie bardzo irytujące. Walia zasugerowała, bym poszedł do psychologa, ona bardzo chce mi pomóc. Teraz zdaję sobie sprawę, jak trudno było jej zaakceptować te wszystkie zmiany, przeżyć śmierć mojego syna [Ostap był synem Andrija z pierwszego małżeństwa – red.]. I jak trudno było jej doświadczać zmian, które we mnie zaszły.

Pobraliście się po 18 latach małżeństwa, gdy już mieliście ze sobą czworo dzieci.

Walia powiedziała mi, że jeśli coś się stanie, nie oddadzą jej nawet mojego ciała. Biorąc pod uwagę to, gdzie jestem, ryzyko jest naprawdę wysokie. To była emocjonalna decyzja i bardzo emocjonalny moment.

Ślub po 18 latach

Czerwona linia i poczucie beznadziei

Co jest najtrudniejsze w wojsku, na linii frontu?

Nie lubię się nie wysypiać. Dla mnie to rodzaj czerwonej linii, której nie lubię przekraczać. A niewyspany byłem cały czas. Z emocjonalnego punktu widzenia to było dla mnie nękanie. Znęcanie się w wojsku polega na tym, że wciąż czujesz się do czegoś zmuszany, masz poczucie beznadziei.

I jeszcze mój wiek... Jestem starszy od innych, a to niezbyt przyjemna sytuacja.

Kiedy byłem dowódcą, miałem problematyczną relację z jedną osobą. W życiu staram się nie wchodzić w drogę idiotom, bo trudno znaleźć z nimi wspólny język. Przed wojskiem nie miałem do czynienia z nieodpowiednimi ludźmi.

Ale na wojnie musisz komunikować się ze wszystkimi, nawet z idiotami. Nie możesz udawać, że oni nie istnieją. A to jest trudne

Jak przetrwać na tej wojnie?

Na linii frontu nieustannie się „przegrzewasz” z powodu ciągłych wyzwań i obciążenia pracą. Aby temu zapobiec, wysyłałem moich podwładnych do domu na kilka tygodni. To przywracało ich trochę do życia.

Andrij od dawna biega w maratonach. Teraz pomaga mu to odzyskać energię życiową

Zainwestował Pan w wojsko dużo własnych pieniędzy. Dlaczego teraz brakuje funduszy? Jakie są główne problemy w armii?

Przedstawiłem badania na temat tego, które jednostki odnoszą sukcesy, a które nie. Okazało się, że sukces odnoszą te, które mają budżet na pokrycie swoich potrzeb.

Ja na przykład zainwestowałem w zakup wideorejestratorów. Kiedyś zamawialiśmy drony z Ministerstwa Obrony, ale ich rejestratory są tak kiepskie, że drony nie latają. Jedna kamera kosztuje 2600 hrywien [ok. 260 zł – red.], dziennie zużywa się około 20 dronów. Nie możesz zamówić odpowiednich rejestratorów w ministerstwie, bo ich nie mają. Musisz więc kupić je sam. Ogólnie potrzeby jednostki są bardzo duże. Teraz armia jest w takim stanie, że musimy kupować wszystko. UE rekompensuje tylko część potrzeb.

Każda jednostka wojskowa to mały start-up. A jeśli chcesz wygrać, to ta jednostka musi kupić odpowiednią technikę

Za co został Pan odznaczony?

Armia ma ciekawe podejście do nagród. Na przykład trwa ofensywa. Liczba osób, które się wyróżniły, jest określana subiektywnie. Powiedzmy, że wyróżniło się 20 osób, a oni mówią mi: „Musimy przyznać sześć Złotych Krzyży”. Pytam: „Dlaczego tylko sześć? Przecież z powodzeniem atakowaliśmy, mój oddział wykonał zadania”. W odpowiedzi słyszę: „Bo taki jest rozkaz. Musimy wybrać najlepszych z najlepszych”.

Potem nastąpiła druga ofensywa, wzięli w niej udział ci sami ludzie. Więc po niej przyznałem odznaczenie innym, żeby nikogo nie urazić, chociaż wszyscy się sprawdzili. Ja zostałem odznaczony Srebrnym Krzyżem. Chyba za to, że szybko i skutecznie sformowałem oddział. Zostałem też awansowany do stopnia oficerskiego. Od SBU [Służba Bezpieczeństwa Ukrainy – red.] otrzymałem odznaczenie za zatrzymanie rosyjskiego zwiadu w Bałakliji [miasto w obwodzie charkowskim – red.]. To była operacja grupowa, w której brałem udział. Wszyscy otrzymaliśmy takie same odznaczenia.

Co chce Pan robić po zwycięstwie?

Na pewno zajmę się dziećmi. Kiedy jestem na froncie, nie poświęcam im wystarczająco dużo czasu, uwagi i miłości. Chciałbym to im wynagrodzić.

Zdjęcia: FB Andrija Onistrata

No items found.

Ukraińska dziennikarka, gospodyni programów telewizyjnych i radiowych. Dyrektorka organizacji pozarządowej „Zdrowie piersi kobiet”. Pracowała jako redaktor w wielu czasopismach, gazetach i wydawnictwach. Od 2020 roku zajmuje się profilaktyką raka piersi w Ukrainie. Pisze książki i promuje literaturę ukraińską. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy i Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy. Autorka książek „Ścieżka w dłoniach”, „Iluzje dużego miasta”, „Upadanie”, „Kijów-30”, trzytomowej „Ukraina 30”. Motto życia: Tylko naprzód, ale z przystankami na szczęście.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Anastazja Saksman – „Ada” ma 32 lata i od ponad półtora roku jest operatorką dronów w 411. Samodzielnym Batalionie Bezzałogowych Systemów Powietrznych. We wrześniu wjechała na minę przeciwczołgową. Lekarze musieli amputować lewą nogę, walka o prawą wciąż trwa.

Na wojnę z zemsty

Przed inwazją pracowałam w sektorze IT, promowałam strony internetowe w Google – mówi „Ada”. – Decyzja o wstąpieniu do wojska nie była spontaniczna, zaczęłam o tym myśleć już w 2014 roku. Nie wyobrażałam sobie jednak wtedy, że może dojść do czegoś takiego, co mamy już od 3 lat. Pierwsza eksplozja uświadomiła mi, że to wojna na pełną skalę. Byłam wtedy w Wyszogrodzie niedaleko Kijowa. Do zachodniej Ukrainy pojechaliśmy dwa dni później, kiedy korki się zmniejszyły. Firma, w której pracowałam, zwolniła wszystkich pracowników, postanowiłam więc zostać wolontariuszką. Któregoś dnia natknęłam się na informację, że potrzebni są tłumacze w ośrodku dla uchodźców w Zamościu. Pomagałam tam przez prawie miesiąc, jednocześnie szukając pracy. Gdy dostałam ofertę, wróciłam z Polski do Lwowa. Myśl, by iść do wojska, zaczęła mnie nawiedzać coraz częściej – do dziś nie potrafię wyjaśnić, dlaczego. Po części chodzi chyba o zemstę. Za każdym razem gdy Rosjanie atakowali nasze spokojne miasta, gdy ginęli cywile, zwłaszcza dzieci, nienawiść i chęć zemsty gwałtownie we mnie rosły.

„Ada” na służbie. Zdjęcie: archiwum prywatne

Chcesz do wojska? Znajdź sobie jednostkę

Miałam listę jednostek, do których chciałam wstąpić. Bardzo długo szukałam możliwości mobilizacji przez Lobby X [platforma zatrudnienia i agencja rekrutacyjna – red.]. Wysyłałam CV, pisałam bezpośrednio do różnych oddziałów, ale nikt mi nie odpowiadał. Miałam wtedy znajomych w wojsku, lecz oni też nie chcieli mnie przyjąć. Mówili: „Umrzesz tam. Co robisz? Jesteś kobietą”.

Byłam zarejestrowana na Tinderze i od czasu do czasu nawiązywałam kontakty z wojskowymi. Głównie po to, by dowiedzieć się, jak funkcjonują niektóre jednostki

Szczególnie interesował mnie stosunek do kobiet w wojsku. Chciałam uzyskać informacje z różnych stron, by wiedzieć, na co się przygotować. Często wchodziłam na Tindera, bo po prostu lubiłam oglądać zdjęcia wojskowych. Z kilkoma żołnierzami poszłam nawet na kawę. Nie szukałam związku – szukałam sposobu, by się zaciągnąć. I pewnego dnia nawiązałam kontakt z żołnierzem, który jest dowódcą kompanii. Przywitaliśmy się, zamieniliśmy kilka słów. Zapytałam go, czy mógłby spojrzeć na moje CV, bo nikt nie odpowiada na moje listy. Może powinnam coś zmienić? „Zgłoś się do nas” – powiedział. Wysłał moje CV do swoich przełożonych, niedługo później odbyłam rozmowę z moim przyszłym dowódcą i osobą z centrali. W kwietniu 2023 roku wstąpiłam do jednostki rozpoznania powietrznego.

Moja historia nadałaby się na memy w rodzaju: „Dziewczyny, nie siedźcie na Tinderze, bo pójdziecie w kamasze”

Tylko jeden mój przyjaciel wiedział, że zdecydowałam się iść na wojnę. Mam tylko ojca. Powiedziałam mu w ostatniej chwili, gdy otrzymałam już legitymację wojskową i znałam datę wyjazdu do ośrodka szkoleniowego. Zadzwoniłam do niego: „Czy możesz zabrać mojego kota do siebie?”. Postawiłam go przed faktem dokonanym, ale i tak próbował mnie od tego odwieść: „Oj, nie rób tego, kobietom w wojsku jest ciężko”. Tyle że ja mam już 32 lata i nie muszę nikogo prosić o pozwolenie. To moje życie.

Wojny z książek się nie nauczysz

Zostałam przydzielona do jednostki bezzałogowych statków powietrznych (UAV). Rozpoznanie lotnicze to jedyna specjalizacja, której w ogóle nie brałam pod uwagę. Chciałam dołączyć do piechoty albo do samolotów szturmowych – by zdobyć doświadczenie potrzebne do tego, by pójść dalej. Wojny nie możesz nauczyć się z teorii, musisz wszystkiego sama doświadczyć. Tymczasem w armii wciąż jest kilku dowódców, którzy nie mają żadnego doświadczenia bojowego i nie rozumieją wielu procesów. To często bardzo utrudnia pracę wojska.

Podczas pracy z dronem. Zdjęcie: archiwum prywatne

Przeszłam ogólne szkolenie strzeleckie, taki pakiet startowy, potem były specjalistyczne ćwiczenia w jednostce. Wysyłano nas na różne kursy, potem wymienialiśmy się doświadczeniami, bo było dużo pracy, a mało ludzi.

Lubię latać wszystkim, ale najbardziej lubię uczestniczyć w uderzeniach. Trudno powiedzieć, dlaczego. W przypadku drona FPV [zapewniający widok z perspektywy pierwszej osoby – red.], większość czasu poświęcamy na znalezienie rozwiązania, które sprawi, że będzie latał. Najwięcej czasu zajmuje szkolenie techniczne. Miałam sytuację, w której latałam dronem cyfrowym zamiast analogowym. Analogowa transmisja wideo pokazuje przynajmniej niektóre punkty orientacyjne, podczas gdy cyfrowa albo to robi, albo nie. Cel był oddalony o jakieś 100-150 metrów, wrogowie ukrywali się w szopie. Lecz chociaż transmisja zniknęła, a ja nic nie widziałam, Rosjanie zostali trafieni. Ale to było czyste szczęście. Moment trafienia został zarejestrowany przez inny oddział walczący w tym rejonie.

Najtrudniej jest wtedy, gdy musisz trafić w cel, by pomóc naszej piechocie, ale z powodu problemów technicznych nie możesz tego zrobić

Wykrycie i trafienie działającego sprzętu wroga jest szczególnie problematyczne w przypadku dronów FPV. Wszystko działa, a za pięć minut jakieś złącze się zrywa. W teren zabieramy ze sobą nawet lutownice, by w razie potrzeby przełączać się na inne częstotliwości. Rosjanie często wymyślają coś nowego, co uniemożliwia nam latanie. Ale my również szukamy nowych rozwiązań.

„W teren zabieramy ze sobą nawet lutownice, by w razie potrzeby przełączać się na inne częstotliwości”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Feralna misja

To było 6 września 2024 roku, podczas mojego pierwszego wyjazdu na pozycję w pobliżu Wuhłedaru. Samochód, który prowadziłam, najechał na minę przeciwczołgową. Moje nogi utknęły w poszarpanej podłodze. Zdałam sobie sprawę, że muszę natychmiast założyć na nie opaskę uciskową. Ale drzwi po mojej stronie były pogniecione od eksplozji, byłam zablokowana. Powiedziałam mojemu towarzyszowi, żeby włączył Starlinka i wezwał pomoc. Wykrwawiałam się, jednak pomoc przybyła dość szybko. Mieliśmy szczęście, że auto nie eksplodowało, bo wiozło dużo amunicji. Poza tym byliśmy na otwartym terenie i mogliśmy zostać wykryci przez drony wroga.

Obudziłam się jeszcze tego samego dnia na oddziale intensywnej terapii w Zaporożu. Lewej nogi już nie było, prawa miała zmiażdżoną piętę. Przetransportowano mnie do Lwowa

Teraz lekarze z Superhumans próbują uratować moją prawą nogę. W ciągu półtora miesiąca od wypadku przeszłam 11 operacji.

Lekarze z Superhumans próbują uratować prawą nogę „Ady”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Proteza przyjdzie później. Wszystko zależy od tej mojej prawej nogi. W tej chwili nie mogę jej jeszcze opuścić pionowo, zawsze musi być w pozycji poziomej. Jest więc jeszcze za wcześnie, bym mogła uczyć się chodzenia na protezie.

Jestem Ada, nie Nastia

Kiedy dotarłam do szpitala, powiedziałam wszystkim, żeby nie mówili do mnie Nastia, jak w dokumentach, ale Ada. Przyzwyczaiłam się do tego imienia po prawie półtora roku spędzonym w wojsku. Wybrałam swój znak wywoławczy nie bez powodu. Ady to ptaki podobne do wróbli, jest też asteroida Ada, a większość moich tatuaży jest związanych z kosmosem. Od dzieciństwa marzę, by polecieć w kosmos. Istnieje również język programowania Ada – czyli mój pseudonim ma coś wspólnego z branżą IT, którą kiedyś się zajmowałam. Poza tym dobrze brzmi: „żołnierz Ada” albo: „pilot Ada”. Kiedy będę miała na to czas, być może nawet zmienię swoje imię w dokumentach.

Nie jest mi łatwo przyzwyczaić się do cywilnego życia. Brakuje mi zapału i atmosfery, jaką miałam na froncie, kiedy byłam z moimi towarzyszami broni
„Uważam, że dziś każdy powinien być w wojsku albo robić coś dla wojska”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Poświęcam dużo czasu na kontakty z cywilami i za każdym razem muszę zakładać pewną maskę społeczną. Nie mogę się przy nich całkowicie zrelaksować i być sobą. Czuję się znacznie bardziej komfortowo wśród moich towarzyszy. Bo są rzeczy, które oni rozumieją bez słów. Między wojskiem a cywilami są bariery. Nie musisz nam się tłumaczyć, dlaczego nie wstąpiłeś do wojska. To twoja sprawa. Poza tym ludzie często pytają: „Kiedy ta wojna się skończy?” To najbardziej niewłaściwe pytanie na świecie. W takich momentach chcę odpowiedzieć: „A co robisz, żeby się skończyła?”. Uważam, że dziś każdy powinien być w wojsku albo robić coś dla wojska. W przeciwnym razie nie pokonamy Rosji.

Życie w teraźniejszości

Wojna wiele mnie nauczyła, zaczęłam postrzegać świat i życie w zupełnie inny sposób. Żyję dniem dzisiejszym. To irytujące, gdy ludzie pytają mnie, jakie mam plany po zwycięstwie. Ja nie wiem nawet, jakie mam plany na jutro. Wojna zmieniła mój krąg społeczny, dziś to głównie wojskowi. Mam też kilku cywilnych przyjaciół, którzy również są zaangażowani w wojnę jako wolontariusze.

Nigdy nie żałowałam swojej decyzji o wstąpieniu do wojska. Patrząc na moją kontuzję ludzie są zaskoczeni, jak ja to znoszę. A ja byłam na coś takiego psychicznie przygotowana już w momencie podejmowania decyzji o mobilizacji

Już wtedy rozumiałam, że mogę zostać ranna, a nawet zginąć. Mogło być gorzej, mogłam na przykład zostać całkowicie sparaliżowana. A z takimi obrażeniami jak moje jestem tylko tymczasowo ograniczona ruchowo. Oczywiście, moje życie się zmieni, ale będzie pełne. Nadal mam bóle fantomowe, jednak już się do nich przyzwyczaiłam. W większości przypadków one pozostają z człowiekiem na całe życie. Kiedy się nasilają, przechodzę mózgiem przez każdą część brakującej kończyny i ból na chwilę odpuszcza. Pomagają też leki.

„Oczywiście, moje życie się zmieni, ale będzie pełne”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Chcę wrócić do wojska. Najprawdopodobniej nie będę już pracowała z dronami FPV, ale z innymi rodzajami dronów. W wojsku czekają na mnie, mają już dla mnie miejsce. Rozumiem jednak, że mój powrót nie jest pewny. W trakcie mojego leczenia sytuacja w kraju może się zmienić, podobnie jak moje plany. Na razie jestem w Superhumans.

Po zwycięstwie chciałbym zobaczyć Ukrainę niezależną, bez korupcji i bez Rosji. Wiem, że nawet jeśli przywrócimy granice z 1991 roku, wojna się na tym nie skończy. Nawet jeśli Rosja tymczasowo przestanie nas nękać, po jakimś czasie znów zacznie. Poczytajcie historię – Moskwa zawsze próbowała zagarnąć Ukrainę dla siebie. Dopóki więc nie zostanie całkowicie zniszczona, dopóki się nie rozpadnie, nic się nie zmieni. Mam wrażenie, że to po prostu nasz los – być z nimi cały czas w stanie wojny.

Chciałabym, żeby w końcu zostawili nas w spokoju. Na zawsze.

20
хв

Do armii przez Tindera. Historia zwiadowczyni „Ady”

Natalia Żukowska

Przed inwazją miała spokojną pracę, ale gdy przyszli Rosjanie, nie mogła już usiedzieć na miejscu. Najpierw wstąpiła do obrony terytorialnej, później do regularnego wojska – do 118 brygady. Została snajperką.

Niby dlaczego mam uciekać?

Przed inwazją pracowałam jako administratorka w serwisie samochodowym we Lwowie – mówi Anastazja. – Rodzice bardzo chcieli, bym z moim 5-letnim synkiem wyjechała za granicę. Byłam już rozwiedziona, cała odpowiedzialność za niego spadła na moje barki.

Siedzieliśmy w autobusie, czekając w kolejce na granicy. Płakał, nie chciał wyjeżdżać, zresztą ja też nie. Wtedy pomyślałam: „Niby dlaczego mamy uciekać z własnego domu?”. Wzięłam go na ręce i powiedziałam: „Wracamy”.

Wróciłam do mojej pracy, ale czułam, że nie jestem na swoim miejscu. Pracowałam w dzień, a w nocy pomagałam w punktach kontrolnych, prawie nie spałam. Razem z przyjaciółką zaczęłyśmy uczęszczać na kursy wojskowe; organizowali je oficerowie obrony terytorialnej. Nikomu nic nie mówiąc, zdecydowałyśmy się zaciągnąć. W sumie od dawna chciałam podpisać kontrakt z armią, ale czekałam, aż moje dziecko trochę urośnie. Jestem sprawna fizycznie i nie widzę siebie w biurze, w miniówce i na wysokich obcasach.

Nie chciałam iść zabijać. Chciałam bronić swojego domu, bo wiedziałam, że gdy Rosjanie do niego przyjdą, nie będzie ich obchodziło, czy jestem żołnierzem, czy cywilem. Najważniejsze będzie dla nich to, że jestem Ukrainką

Znalazłyśmy jednostkę, która zechciała nas przyjąć. To był nowo sformowany batalion.

Anastazja Sawka: „Nie chciałam iść zabijać. Chciałam bronić swojego domu ”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Na początku przydzielono nas do różnych kompanii jako snajperki piechoty. Po przeszkoleniu przenieśli nas do oddzielnej jednostki snajperskiej.

Snajper pracuje na okrągło

Tak naprawdę toczymy niestandardową wojnę. To nie tak jak podczas II wojny światowej, kiedy snajper leżał w jednym miejscu przez długi czas, obserwując i czekając. Kiedy atakujemy, to wszyscy, łącznie ze snajperem, biorą udział w ataku. Oznacza to, że nie siedzimy kilometr od pozycji wroga. Najbliższy wróg, z którym się mierzyłam, był w odległości 100 metrów. Snajper musi mieć bardzo dobre wyszkolenie fizyczne i orientację. Musisz pracować dzień i noc. Najtrudniej jest, gdy musisz patrzeć przez celownik przez długi czas. Bo kiedy odwracasz wzrok, masz mgłę przed oczami i nic nie widzisz.

Kiedyś zdarzyło się, że ja i mój towarzysz pracowaliśmy przez dwie doby bez przerwy. Po silnym ostrzale zapadła ciemność. Zrozumieliśmy, że musimy poszukać naszych. Od wybuchów w pobliżu on już nic nie słyszał, ja nic nie widziałam, przed oczami migotały mi tylko światełka. Cudem udało nam się dotrzeć do punktu dowodzenia.

„Kiedy snajper spudłuje, to nie jest koniec świata. Snajper to nie robot. Na strzelanie wpływa wiele czynników”. Zdjęcie: archiwum prywatne

Snajperzy pracują w parach. Numer jeden to strzelec, numer dwa obserwator, który zapewnia wsparcie. Jeśli zobaczy, że chybiłeś, poprawia. Ale od razu powiem, że chybienie snajpera to nie koniec świata. Snajper nie jest robotem. Jest wiele czynników, które wpływają na strzelanie, np. warunki pogodowe, wiatr. Poza tym z powodu kontuzji, których już doświadczyłam, czasami trudno się skoncentrować.

Ale dostosowywaliśmy się już do tej wojny. Kiedy idziemy na misję, nie zabieramy ze sobą dwóch karabinów snajperskich, bo odległości są czasami małe i łatwiej strzelać ze zwykłego karabinu szturmowego. Dlatego to ja mam karabin snajperski, a mój dowódca karabin automatyczny i pistolet maszynowy.

Łopata – główna broń

Strzał snajpera trwa trzy sekundy, podczas szturmu trochę dłużej. W idealnej sytuacji zaraz po nim znikasz. Na ucieczkę masz co najwyżej dziesięć minut, więc zanim wyruszysz na misję, musisz przestudiować obszar i drogi ucieczki – powinno być ich kilka. Jeśli nie masz czasu uciec, musisz zawczasu się okopać i siedzieć cicho. Musisz sobie przygotować okop i tak zwaną lisią norę. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, czasem główną bronią na froncie nie jest karabin, a łopata. Jeśli chcesz żyć, musisz kopać. Nad tobą latają drony, a ty musisz się zamaskować. Czasami zakrywaliśmy miejsce zasadzki siatką maskującą i kopaliśmy na zmianę. Praca na tej wojnie jest cholernie trudna.

Drony i zmasowany ostrzał to najtrudniejsze rzeczy dla snajpera. Nie możesz długo pozostać w jednym miejscu. Ostrzał jest ciągły. To jak gra w ruletkę

Siedzisz w okopie, a wokół ciebie panuje chaos. Nie raz zostaliśmy przysypani ziemią i musieliśmy się odkopywać. Niemal po każdej akcji wracaliśmy z szokiem od wybuchu pocisków.

Praca snajpera zależy od kilku czynników. Pierwszym jest teren. Ciężko pracować zwłaszcza w rejonie Zaporoża, bo trudno tam znaleźć miejsce, z którego dobrze widać. W obwodzie donieckim jest łatwiej. Oczywiście były momenty, kiedy nasze pozycje zostały zauważone przez wroga – wtedy natychmiast zaczynał się ostrzał. W takim momencie nie możesz nic zrobić. Po prostu siadasz w jamie i przez radio informujesz dowództwo, skąd strzelają, jaki kaliber, jak często walą. Potem liczysz sekundy. W tym czasie nasze drony szukają miejsca, z którego strzela wróg, i niszczą cel. Ale to nie zawsze się udaje. Wróg też jest bardzo dobrze ukryty. Więc po prostu siedzisz i czekasz.

Najgorzej, gdy strzela do ciebie czołg. Bo nie słyszysz, jak strzela. Słyszysz już tylko wybuchy

Raz czołg wroga próbował rozwalić ziemiankę, w której byliśmy. Ale tuż przed nim spadła bomba, powstał ogromny krater i ten czołg do tego krateru wpadł.

Największy strach: niewola

Oprócz broni snajper zabiera ze sobą stację pogodową, dalmierz, noktowizor, saperkę, kamuflaż, jedzenie, wodę i amunicję. Jedzenie to suche racje, gulasz i batony energetyczne. Ogólnie rzecz biorąc, musieliśmy nosić do 50 kilogramów różnych rzeczy, sama broń ważyła co najmniej 10 kilogramów. Ale się przyzwyczailiśmy. Zdarzało się, że po zdjęciu wszystkiego czułam się, jakbym była naga. A wracanie często było jeszcze trudniejsze, bo zwykle przynosiliśmy jakieś łupy z pola bitwy, np. broń albo płytki z kamizelki kuloodpornej, które można wykorzystać do oklejenia samochodu.

Warunki pracy zazwyczaj są takie same. Nie ma toalety. Oczywiście dziewczynom jest trudniej, bo nie możesz wstać i się po prostu wysikać. Ale się przystosowałam

Kolejnym problemem są myszy. Włażą na ciebie, gryzą ciebie i twoje jedzenie. Jeśli chcesz spać, musisz założyć kominiarkę i rękawiczki. W przeciwnym razie odgryzą ci koniuszek nosa.

Nie rodzisz się snajperem. Stajesz się nim. To nie tak, że strzelasz, trafiasz – i jesteś snajperem. Po powrocie z walki musisz iść na poligon i dalej trenować i się doskonalić. Nigdy nie liczyłam swoich trafień. Wykonałam swoją pracę – i to wszystko, ten dzień się skończył. Nie chcę pamiętać o wielu rzeczach ani o nich rozmawiać. Wykonując swoją pracę, nie widziałam we wrogach ludzi. Wiem, co robią i co mogą zrobić. To zło musi zostać zniszczone.

Każda para snajperów ma swoje własne zasady. Na przykład my nie dzielimy się szczegółami naszej pracy ani nie rozmawiamy o naszych sukcesach przy innych. Możemy o tym rozmawiać tylko ze sobą

Na froncie najbardziej bałam się trafić do niewoli. Snajper jest cenną zdobyczą dla wroga, bo strzela celnie na duże odległości i widzi to, czego piechota nie jest w stanie dostrzec. Zdarzało się nawet, że snajperzy wroga polowali na nas. Jednak snajper może zabić snajpera tylko w filmie. Owszem, podczas bitwy w mieście coś takiego może się zdarzyć, ale w lasach czy na polach już nie.

Z okopu do Superhumans

28 listopada 2023 r. pracowaliśmy przy wjeździe do wsi Nowoprokopiwka, na kierunku zaporoskim. Rosjanie byli jakieś sto metrów od nas. Poszliśmy z piechotą. To był duży błąd dowództwa i ryzyko dla personelu. Wróg zaczął nacierać, odparliśmy atak. Po wykonaniu zadania powinniśmy się wycofać, ale dowódca brygady zabronił nam tego. Zaczął nas ostrzeliwać rosyjski moździerz i drony. Miejsca do ukrycia było mało – okop i dwie dziury na trzech piechurów i nas dwoje. W każdej dziurze znajdowało się już kilku martwych wrogów. Musieliśmy na nich siedzieć, a czasem leżeć. Nie mogliśmy ich nawet stamtąd wyciągnąć, bo wróg mógł zauważyć ruch. Wszędzie unosił się nieznośny trupi odór. Wszyscy byli w szoku, do tego potężny ostrzał. Dopiero gdy zrobiło się ciemno, dowództwo nakazało mnie i mojemu partnerowi się wycofać. Piechota została. To była szara strefa, w której znajdowaliśmy się zarówno my, jak wróg. Po przejściu około 60 metrów nadepnęłam na minę. Jakby od stóp do głowy poraził mnie prąd.

Nadeszła ekipa ewakuacyjna. Mieli miękkie nosze, które ciągle się składały i moje nogi raz po raz opadały i ciągnęły się po ziemi. Chłopaki nieśli mnie do punktu ewakuacji kilka kilometrów. Cały czas byłam przytomna
Anastazja po ewakuacji. Zdjęcie: archiwum prywatne

Kiedy przywieźli mnie do punktu stabilizacji, usunęli opaskę uciskową, dali znieczulenie i odcięli resztę nogi. Nie było szans na jej uratowanie, chociaż od wypadku minęły zaledwie dwie godziny. Po pobycie w klinikach w Dnieprze i Kijowie zostałam przyjęta do 8 Szpitala Klinicznego we Lwowie. Tam przeszłam pierwszą operację i wypełniłam aplikację do Superhumans. 22 stycznia dostałam protezę. I to właśnie wtedy spotkałam miłość.

Zjeść coś normalnego

On też przyjechał do Superhumans na wstępne badania, nawet hospitalizowani byliśmy tego samego dnia. To było po badaniach, chciałam zjeść coś normalnego. Zapytałam dziewczyny w recepcji, gdzie dają dobre jedzenie. Usłyszał mnie i powiedział: „Mam samochód, chodźmy, niedaleko jest kawiarnia, gdzie możesz coś zjeść”. Tak się poznaliśmy. Zaczęliśmy spędzać razem coraz więcej czasu. Chodziliśmy na rehabilitację, jedliśmy razem śniadania, obiady, kolacje. Wszędzie byliśmy razem. Od razu zdałam sobie sprawę, że to on. Ołeksij był bardzo opiekuńczy.

Łatwo było nam być razem, bo dobrze się rozumieliśmy. Później mi się oświadczył, to było podczas nagrywania programu telewizyjnego „Nigdy nie zapomnę”. Ciągle dzwonili do mnie z prośbą o wywiad, a ja długo odmawiałam. Potem skontaktowali się z Ołeksijem i uzgodnili, że oświadczy mi się właśnie podczas tego programu. Oczywiście nic o tym nie wiedziałam. Zastanawiałam się tylko, dlaczego tak bardzo mnie namawia, bym wzięła w tym udział.

Po oświadczynach. Zdjęcie: archiwum prywatne

Wchodzę do studia z moim synem, a tam Ołeksij, moja mama i siostra Roksolana. Pomyślałam: co oni tu robią? I wtedy on ukląkł. Nie spodziewałam się, że tak się skończy wspólne śniadanie z tym mężczyzną. Daty ślubu jeszcze nie ustaliliśmy, bo Ołeksij wciąż przechodzi rehabilitację. Na pewno nie będzie wielkiej uroczystości na sto osób, to nie czas na takie rzeczy. Po rehabilitacji chcemy wrócić do służby.

Podczas rehabilitacji. Zdjęcie: archiwum prywatne

Nikt nie zamrozi tej wojny

Przed wojną nie wierzyłam w siebie. Dziś zdaję sobie sprawę, że nie jestem już dziewczyną, która będzie od kogoś zależna. Stałam się silniejsza. Poznałam też wiele godnych zaufania osób, którym mogę powierzyć swoje życie. By wygrać, musimy przestać myśleć o negocjacjach i zamrożeniu wojny. Nikt jej nie zamrozi, to będzie tylko pył w oczach każdego Ukraińca, a nie zwycięstwo. To da wrogowi czas na przygotowanie kolejnej ofensywy.

Co powinniśmy zrobić? Nie mówię, żeby atakować. Musimy budować okopy i obronę, a nie angażować się w bezsensowne kontrofensywy.

Anastazja i Ołeksij. Zdjęcie: archiwum prywatne

Musimy zmienić armię. Musimy wyrzucić z niej sowieckich generałów, którzy przez 20-30 lat tylko zbierali medale i pagony. Dziś mówią nam, co mamy robić, choć sami nawet nie powąchali prochu.

Dla mnie nie będzie zwycięstwa jako takiego, bo już za dużo z siebie daliśmy. Jednak musimy odzyskać nasze terytoria. Przede wszystkim dlatego, że zginęło zbyt nie wielu ludzi

I po to, aby pokazać wrogowi, że będziemy stać twardo, bo to jest nasza ziemia. Jeśli oddamy im terytoria teraz, zaatakują znowu – za 3, 5 lub 10 lat. A nasze dzieci będą musiały chwycić za broń. Nie możemy na to pozwolić. Nie chcę, aby moje dziecko musiało walczyć. Nie chcę być starą kobietą, która czeka na powrót syna z wojny.

20
хв

Anastazja Sawka: - Nie chcę być starą kobietą, która czeka na powrót syna z wojny

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Exen: Będę na froncie tak długo, aż znikną stamtąd wszyscy Rosjanie

Ексклюзив
20
хв

Tu nie wchodźcie, wszędzie są miny

Ексклюзив
20
хв

Do armii przez Tindera. Historia zwiadowczyni „Ady”

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress