Exclusive
20
min

Agnieszka Deja: - Nie oczekuję nagród, kwiatów czy specjalnych podziękowań. Muszę widzieć, że ta pomoc jest ważna

"Ta wojna bardzo zmieniła nasze życie. Dla mnie to jeden z najtrudniejszych okresów. Ale w tych okrutnych i przerażających czasach było dużo dobrego. Ludzie potrafili się zorganizować i pokazać swoją odwagę i troskę"

Oksana Szczyrba

Wolontariuszka Agnieszka Deja. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

W ośrodku pomocy Pod Parasolem, prowadzonym przez Agnieszkę Deję, co miesiąc ponad 800 osób z Ukrainy i innych krajów otrzymuje wsparcie żywnościowe, psychologiczne i informacyjne. Po wybuchu wielkiej wojny zmieniła pracę, by pomagać tym, którzy najbardziej tego potrzebowali. Za swój ogromny wkład w pomoc ukraińskim uchodźcom Agnieszka Deja została nominowana do pierwszej nagrody "Portrety Siostrzeństwa", ustanowionej przez redakcję międzynarodowego magazynu Sestry. W wywiadzie dla nas wolontariuszka opowiedziała o tym, jak zmieniło się jej życie od wybuchu wojny, o swojej miłości do Ukraińców i o tym, czy rządy robią dla nich wystarczająco dużo.

Do centrum pomocy "Pod Parasolem" docieram około 12 w południe. Wita mnie sympatyczna Ukrainka. Agnieszka Deja rozmawia przez telefon, załatwiając jakieś pilne sprawy. Kilka minut później, piękna i uśmiechnięta, podaje mi rękę. Poznajemy się, oprowadza mnie po centrum. Jest ciepło i domowo. Agnieszka parzy aromatyczną zieloną herbatę i częstuje mnie pysznymi ciasteczkami. Zaczyna opowiadać o tym, jak zamieniła spokój i stabilizację na nieprzespane noce.  

Oksana Szczyrba: Jak powstało centrum "Pod Parasolem"?

Agnieszka Deja: Bank Żywności prowadzony jest przez Fundację Kuroniówka we współpracy z Bankiem Żywności SOS w Warszawie. Działa w wyremontowanym lokalu na warszawskiej Woli; w tej dzielnicy mieszkało wielu Ukraińców. Ośrodek został pomyślany jako miejsce pomocy żywnościowej dla potrzebujących. Ukraińcy mogą przyjść raz w miesiącu i otrzymać średnio 5 kg żywności na rodzinę. W sumie 80% osób, które przyszły w zeszłym roku, skorzystało z naszej pomocy.

OSz: Jak udało się zorganizować pomoc dla Ukraińców?

AD: Mam dobre doświadczenie w działalności publicznej, poza tym jestem bardzo aktywną osobą. Mam też dużą sieć kontaktów. Od 20 lat działam w organizacjach pozarządowych i pomagam ludziom. Zaczynałam od wspierania rodzin z dziećmi ze spektrum autyzmu. Pracowałam w jednej z największych fundacji w Polsce działających na rzecz osób z autyzmem. Był to dla mnie chyba jeden z najważniejszych kroków zawodowych. W ostatnich latach pracowałam w dużym projekcie europejskim z urzędnikami - musiałam dyscyplinować swoje myślenie i uczyć ekonomii społecznej. Wszystkie te umiejętności przydały się przy organizacji pomocy dla Ukraińców.

OSz: Co było najtrudniejsze?

AD: Spędziłam dużo czasu na dworcu autobusowym - 10 godzin dziennie, wracałam dopiero o 3 nad ranem, strasznie zmęczona. Przyjaciele bardzo się o mnie martwili, a wspaniali sąsiedzi przynosili mi jedzenie pod drzwi. Nie mogłam już pracować w mojej starej pracy, bo ciągle ktoś do mnie dzwonił, pytał o coś, ktoś potrzebował wsparcia. Byłam tak pochłonięta tym wszystkim, że zaczęłam śledzić dane, statystyki i robić raporty z tego, co widziałam na dworcu autobusowym (Warszawa Zachodnia). Po jakimś czasie otrzymywaliśmy pomoc zewsząd: z Hong Kongu, USA, Holandii, Norwegii itd. Dołączyli do nas nauczyciele jogi, których uczę. Podczas zajęć angażowali swoich uczniów w zbiórki na rzecz pomocy Ukraińcom.

Uchodźcy z Ukrainy na dworcu Warszawa Zachodnia. Zdjęcie: archiwum prywatne

Nieustannie napływały do mnie różne informacje o tym, co dzieje się na Ukrainie. Trudno było myśleć o tym, jak cieszyć się życiem, gdy w sąsiednim kraju giną niewinni ludzie. W takich momentach uczucie wdzięczności za to, że ma się mieszkanie, łóżko i można spać spokojnie, jest szczególnie dojmujące. Kiedy słyszę o kolejnym ataku w Charkowie, od razu piszę do Eleny, której nigdy nie poznałam, ale spotkałam jej 17-letnią córkę w Warszawie: "Jak się masz? Co się z tobą dzieje? Schodzisz do piwnicy?". A ona odpowiada: "Nie, nie mogę, bo nie mam czasu". I wtedy myślę, co mogę zrobić. Mogę po prostu dać jej znać, że jestem z nią myślami, martwię się i mogę od czasu do czasu wysyłać jej paczki.

OSz: Twoja babcia zginęła podczas tragedii wołyńskiej, a dziadek został zmuszony do ucieczki z dzieckiem na ręku. Co wiesz o historii swojej rodziny?

AD: To był temat tabu w naszej rodzinie. Moja mama często płakała, gdy opowiadała mi o niektórych rzeczach. Nie wiem zbyt wiele o historii mojej rodziny. O niektórych faktach dowiedziałam się po śmierci mojej mamy. To było 18 lat temu, zaczęłam szukać informacji. Rodzina ze strony matki pochodziła z Wołynia. Moja babcia Maria zginęła 11 lipca 1943 roku; mama miała wtedy 3,5 roku. Starsza siostra mamy, Monika, wtedy 9-letnia, również została zabita. Nie wiem nawet, jak wyglądała moja babcia, nie zachowało się ani jedno zdjęcie. Nic, nawet akt urodzenia mojej mamy. Wiem, że dziadek uciekł z maleńką  mamą do Polski.

OSz: Mając taką historię, nie szukasz zemsty za to, co spotkało Twoją rodzinę. Wręcz przeciwnie, przyjaźnisz się z Ukraińcami i pomagasz im. Dlaczego?

AD: Bardzo chcę przełamać tę historię, ten polski styl, kiedy wspominamy Wołyń. To były straszne wydarzenia. Ale dziś to samo dzieje się z Ukraińcami - ze strony Rosjan. Nie możemy pozostać obojętni. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się w XXI wieku. Robię to, co muszę. Każdy musi pozostać człowiekiem w tym życiu. Wciąż pamiętam 24 lutego, kiedy zobaczyłam wiadomości. Od razu pomyślałam, że Ukraińcy wkrótce zaczną uciekać. Podobnie jak wielu innych zaniepokojonych Polaków, przyszłam na dworzec autobusowy Warszawa Zachodnia. Mieszkam w pobliżu i wiem, że przyjeżdża tu wiele autobusów z Ukrainy.

Agnieszka i jej przyjaciółka Julia od pierwszych dni włączyły się w pomoc Ukraińcom. Zdjęcie: archiwum prywatne

Z moją przyjaciółką stworzyłyśmy grupę na Facebooku, gdzie pisaliśmy o potrzebie pomagania Ukraińcom. Ludzie natychmiast zaczęli przynosić jedzenie, wodę i ubrania. Zespół młodych Ukraińców mieszkających w Warszawie również dołączył do akcji, sortowali i rozdawali żywność. Na początku uciekali głównie młodzi ludzie, czasem zagraniczni studenci. Poznałam kilku fajnych chłopaków z Algierii, studentów, którzy uciekali przed wojną. Pożyczyłam im kilka powerbanków, potem szukali mnie na dworcu, żeby je zwrócić. Później, gdy dotarli do Francji, napisali do mnie: "Dotarliśmy. Dziękujemy, siostro". To było niesamowite. Później zaczęli przyjeżdżać starsi ludzie, w tym osoby na wózkach inwalidzkich. Wszyscy byli zdezorientowani, przestraszeni i nie wiedzieli, co robić dalej.

Pamiętam Halinę z Mariupola, jej córkę Ksenię i psa. Stały przed rozkładem jazdy autobusów i nie wiedziały, co robić, dokąd jechać. Halina chorowała na stwardnienie rozsiane i planowała wyjechać do Czech lub Niemiec, ponieważ mogła tam uzyskać dobrą opiekę. Większość ludzi podróżowała na oślep i pierwszą rzeczą, jakiej potrzebowali, był sen i odpoczynek. Tak było w przypadku Aliny, która postanowiła zostać w Warszawie. Następnie udała się do Krakowa, gdzie przebywała tylko kilka tygodni, a potem pojechała do Holandii. Nie mogła się tam jednak zaaklimatyzować, więc wróciła do Krakowa. Dzięki Wojciechowi Czuchnowskiemu z "Gazety Wyborczej" pomogłam jej wynająć pokój. Dobrze pamiętam początek marca. Kobiety pokazywały zdjęcia swoich bliskich, których już nie ma, ich domów płonących pod ostrzałem.

Wszyscy ci ludzie szukali pomocy i wsparcia. I po raz kolejny pokazało mi to, że wszyscy w równym stopniu szukamy miłości, pokoju i ciepła

Ta wojna bardzo zmieniła nasze życie. Dla mnie to jeden z najtrudniejszych okresów. Nie przestanę powtarzać, że w tych okrutnych i naprawdę strasznych czasach było wiele dobrych rzeczy. Ludzie potrafili się zorganizować, pokazać swoją odwagę i troskę. A kiedy ktoś mnie pyta, w co wierzę, odpowiadam, że wierzę w ludzką solidarność.

Jedni przynosili żywność na dworzec Warszawa Zachodnia, inni ją sortowali i rozdawali potrzebującym. Zdjęcie: archiwum prywatne

OSz: Wiem, że Ukrainki gotowały dla Ciebie pierogi...

AD: To było niesamowite. W naszej polskiej tradycji pierogi są zazwyczaj nieco większe, bardziej słone i mają więcej pieprzu. Ukraińskie pierogi są o wiele delikatniejsze, ciasto jest trochę słodsze, bez tak dużej ilości soli i pieprzu. Bardzo je lubię. Wciąż mam je w zamrażarce.

Te pierogi, zrobione z duszą, są takie ciepłe i smaczne. Przypominają mi czasy, kiedy robiła je dla mnie moja mama

Często mówiła: "Kto ci je ugotuje, kiedy mnie nie będzie?" Czy mogłam kiedykolwiek pomyśleć, że Ukrainki będą robić dla mnie pierogi? Zadziwia mnie sposób, w jaki Ukraińcy dziękują, sposób, w jaki mówią, sposób, w jaki wyrażają swoje emocje. Nie oczekuję żadnych nagród, kwiatów czy specjalnych podziękowań. Wystarczy, że widzę i wiem, że ta pomoc jest dla nich ważna, potrzebna i przydatna. I to widać. To widać i słychać, bo nawet w punkcie dystrybucji "Pod Parasolem" ludzie bardzo często i głośno nam dziękują.

OSz: Kto i kiedy może uzyskać pomoc?

AD: Pomoc jest dostępna dla mieszkańców warszawskiej Woli w poniedziałki, środy i piątki od godziny 10. Czasami pomagamy osobom z innych dzielnic, jeśli są w bardzo pilnej potrzebie.

Kieruje ich do nas ośrodek pomocy społecznej, z którym współpracujemy. Rejestrują w nim rodziny będące w trudnej sytuacji, następnie przesyłają nam listy osób - i my na nie czekamy. Nie chodzi o to, że mamy długą kolejkę czy tłok, ale o to, że czasem nie dajemy rady. Poczułam to ostatnio, gdy w ciągu trzech godzin spakowałam jedzenie dla 74 osób - ponad 460 kilogramów jedzenia. To bardzo trudne.

Oprócz żywności można u nas otrzymać odzież. Na początku roku zapewniliśmy również pomoc psychologiczną. Początkowo myśleliśmy, że trudno będzie przekonać do niej ludzi, ale okazało się, że potrzebują takiego wsparcia. Ukraińskie kobiety były przygnębione, apatyczne i nie wiedziały, jak rozmawiać z dziećmi o tym, co się dzieje.

OSz: Jak sobie z tym wszystkim radzisz? Tęsknisz za poprzednią pracą?

AD:  Mam wrażenie, że jestem jak człowiek orkiestra. Z jednej strony jestem wiceprezeską fundacji, ale z drugiej kiedy trzeba, zakasuję rękawy i po prostu przygotowuję paczki. Z łatwością wykonuję każdą pracę. W razie potrzeby rozmawiam z wojewodą, ministrami, ambasadorem Ukrainy. Staram się uświadamiać wszystkim znaczenie tego, co robimy, i szukam sojuszników. Robię to wszystko, bo tak trzeba. Trzeba pomagać, trzeba być życzliwym i przyzwoitym. Musimy robić dla ludzi to, co chcemy, aby oni robili dla nas. Obecnie jest wiele potrzeb i nie jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkich. Często musimy dokonywać wyborów i podejmować decyzje. Jeszcze trudniej jest prosić darczyńców, sponsorów, a nawet producentów żywności o przekazanie określonej kwoty pomocy. Wielu przedstawicieli firm poklepuje nas po plecach i mówi: "Robicie dobrą robotę, tak trzymać". Ale byśmy mogli kontynuować naszą działalność, potrzebujemy pieniędzy. Bo zatrudniamy ludzi, którym trzeba płacić za ich pracę. Musimy mieć inspekcje sanitarne, specjalne pojazdy do transportu żywności, wynajmujemy magazyn na żywność. Stoimy dziś przed wieloma wyzwaniami. Wierzę, że sobie z nimi poradzimy.

Wierzę, że Ukraińcy będą mogli wrócić do domu i Ukraina będzie wspaniałym krajem. Prawdopodobnie zajmie to trochę czasu, ale ważne jest, że jesteśmy razem
Agnieszka Deja i jej koleżanki wolontariuszki. Zdjęcie: archiwum prywatne

OSz: Co pomaga Ci zachować równowagę między pracą a życiem prywatnym?

AD: Oddzielenie życia zawodowego od prywatnego jest bardzo ważne. Zaczęłam dużo biegać. Praca, która polega na pomaganiu, jest bardzo wymagająca, poświęcam jej dużo energii i czasu. W Polsce wciąż panuje przekonanie, że działacze obywatelscy czy ludzie pracujący w organizacjach pozarządowych powinni robić wszystko za darmo lub za minimalną pensję. Ale nie jest.

Od ponad 10 lat ćwiczę również jogę. To czas, kiedy mogę oczyścić swoją energię, głowę i pozbyć się złości. Joga daje mi świadomość własnego ciała i więcej spokoju. Teraz ćwiczę głównie w domu, przy komputerze, dwa razy w tygodniu. Podróże i mój pies (podróżuje ze mną) dają mi pozytywne emocje.

OSz: Czynominacja do nagrody Portrety Siostrzeństwa była dla Ciebie zaskoczeniem?

AD: Telefon z informacją o nominacji był dla mnie dużym zaskoczeniem. Od razu zapytałam: "Kto to zrobił? Kto mnie lubi? Kto o mnie pamiętał? Czy to, co robię, jest naprawdę takie ważne?". Bo cały czas myślę, że to, co robię, to za mało. Przyłapuję się na myśli: Czy zrobiłam więcej niż inne kobiety? Każda z nas wykonała i wykonuje wspaniałą pracę. Każda z nas jest zwyciężczynią.

Pomimo tej mojej samokrytyki, czuję się bardzo zaszczycona nominacją. Ona daje mi dużo energii, moje skrzydła po prostu rosną. Chociaż ciągle myślę, że to nie wystarczy

OSz: Co chciałbyś powiedzieć Ukrainkom, które opuściły swoją ojczyznę i szukają swojego miejsca za granicą?

AD: Każda z Was musi zbudować swój własny mały świat tutaj, w innym kraju, nawet jeśli jest on tymczasowy. Tworzyć własne małe społeczności i grupy wsparcia, by móc na siebie liczyć. Ale też być otwartą na Polaków. Musicie być silne. Ukraina na pewno wygra!

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, gospodyni programów telewizyjnych i radiowych. Dyrektorka organizacji pozarządowej „Zdrowie piersi kobiet”. Pracowała jako redaktor w wielu czasopismach, gazetach i wydawnictwach. Od 2020 roku zajmuje się profilaktyką raka piersi w Ukrainie. Pisze książki i promuje literaturę ukraińską. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy i Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy. Autorka książek „Ścieżka w dłoniach”, „Iluzje dużego miasta”, „Upadanie”, „Kijów-30”, trzytomowej „Ukraina 30”. Motto życia: Tylko naprzód, ale z przystankami na szczęście.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
abotak aborcja warszawa polska klinika

Lokalizacja kliniki AboTak nie jest przypadkowa. To właśnie przy ulicy Wiejskiej znajduje się nie tylko Sejm, ale także siedziba Platformy Obywatelskiej i Kancelaria Prezydenta RP, czyli te miejsca na politycznej mapie Polski, w których zapadają najważniejsze dla kraju decyzje. Dlatego bojowniczki o prawo kobiet do aborcji, jak oświadczyły na konferencji prasowej podczas otwarcia kliniki, postanowili „zagarnąć kawałek tej ulicy dla siebie”.

Od teraz każdy, kto potrzebuje aborcji, informacji lub po prostu wsparcia, może tu przyjść.

– To centrum siostrzeństwa – mówią aktywistki. – Siostrzeństwo jest potrzebne i cenne zawsze, ale szczególnie dziś, gdy politycy nadal blokują zmiany w prawie aborcyjnym

Odłożona została nie tylko ustawa liberalizująca aborcję, ale także zmiany, które podczas kampanii wyborczej nazywano „minimalnymi”. Mowa o dekryminalizacji aborcji, czyli zmianach w kodeksie karnym, zgodnie z którymi osobie pomagającej w aborcji nie groziłoby już więzienie. W Polsce kobiety nie są ścigane za nielegalną aborcję, ale już pomoc w aborcji jest przestępstwem. Za przeprowadzenie nielegalnej aborcji lekarzom grozi do 3 lat więzienia. To prawo ich paraliżuje.

W Polsce aborcja jest legalna w dwóch przypadkach: gdy jest wynikiem czynu zabronionego, jak gwałt czy kazirodztwo, oraz gdy stanowi zagrożenie dla zdrowia i/lub życia kobiety. W tym drugim przypadku aborcja jest trudna do przeprowadzenia właśnie dlatego, że pomocnictwo podlega karze. Lekarze często odmawiają przerwania ciąży, nawet jeśli jest konieczna ze względu na zagrożenie dla płodu czy matki, powołując się na tzw. klauzulę sumienia. W minionych latach kilka kobiet zmarło dlatego, że lekarze odmówili przerwania ciąży na późnym etapie, mimo że stanowiła ona bezpośrednie zagrożenie dla ich życia.

Do października 2020 r., w ramach tak zwanego kompromisu aborcyjnego z 1993 r., aborcje z powodu wad płodu, w tym zagrażających jego życiu (poronienie), były uznawane za legalne. Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny także je uznał za nielegalne.

Od tego czasu według Ministerstwa Zdrowia RP liczba legalnych aborcji w Polsce spadła dziesięciokrotnie. W 2021 roku odnotowano 107 aborcji, gdy w 2020 roku – 1076. Tyle że oficjalne statystyki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

ADT szacuje, że co roku Polki dokonują ponad 100 000 aborcji

W ubiegłym roku Aborcyjny Dream Team pomógł około 50 tysiącom kobiet uzyskać dostęp do aborcji farmakologicznej, która jest najczęstszą metodą przerywania niechcianej ciąży.

Działaczki ADT podkreślają, że klinika AboTak będzie miejscem, w którym nie tylko będą domagać się dostępu do aborcji, ale także przeprowadzać ten zabieg. Obecnie ośrodek oferuje aborcję medyczną (przy użyciu pigułek), a kobietom, które potrzebują aborcji chirurgicznej, pomaga znaleźć odpowiednią placówkę za granicą, zorganizować transport, a w szczególnych przypadkach także wsparcie finansowe. Ośrodek oferuje również bezpłatne testy ciążowe i porady medyczne.

Natalia Broniarczyk podkreśla, że ADT pomaga każdemu, kto potrzebuje pomocy w dostępie do aborcji.

– Codziennie zgłaszają się do nas nie tylko Polki, ale także kobiety z Ukrainy. Od początku wojny na pełną skalę ponad 3000 kobiet z Ukrainy dokonało aborcji z naszą pomocą – mówi. I dodaje, że ADT nie jest jedyną organizacją, w której ludzie mogą uzyskać pomoc. Wiele osób zwraca się też do Martynki, organizacji założonej przez ukraińskie kobiety.

Martynka została założona 19 dni po rozpoczęciu wielkiej wojny w Ukrainie. W ciągu trzech lat działalności otrzymała około 4000 próśb o pomoc, a liczba ta podwoiła się w ciągu ostatniego roku. To sprawy związane z przemocą i handlem ludźmi.

Jeśli potrzebujesz rozmowy lub porady, przyjdź na Wiejską 9. Jesteśmy tu dla każdej z was. Nie jesteś sama – zapewniają założycielki ośrodka.

20
хв

AboTak – w Warszawie otwarto pierwszą w Polsce klinikę aborcyjną

Anna J. Dudek
Wpływ Ukraińców na polską gospodarkę

Polska pomoc dla Ukrainy

Kancelaria Prezydenta RP podała, że Polska przeznaczyła na pomoc Ukrainie równowartość 4,91% PKB, z czego 0,71% PKB wydano na wsparcie Ukrainy, a 4,2% PKB na pomoc ukraińskim uchodźcom. Informacja ta została natychmiast podchwycona przez krytyków polskiej polityki wobec Ukrainy.

W komunikacie nie sprecyzowano, co składa się na te wskaźniki. Kwota pomocy wojskowej (15 mld zł) została szczegółowo opisana. Same koszty dotyczące ukraińskich uchodźców od 2022 r. szacowane są na 88,73 mld zł, ale liczba ta nie jest potwierdzona przez żadne inne źródło. Miarodajny niemiecki instytut IfW Kiel, który od początku wojny prowadzi szczegółowe wyliczenia międzynarodowej pomocy dla Ukrainy, oszacował całkowity koszt polskiej pomocy (zarówno zbrojnej, humanitarnej, jak finansowej) na 5 mld euro (nieco ponad 20 mld zł).

Polski Instytut Ekonomiczny wyliczył również osobno pomoc dla uchodźców z Ukrainy: w 2022 r. było to 15 mld zł, a w 2023 r. 5 mld zł. Nie ma jeszcze danych za 2024 r., ale już wiadomo, że kwoty będą niższe. Weźmy na przykład taką pozycję wydatków jak płatności na dzieci „800+”: w 2024 r. skorzystało z niej 209 tys. z 400 tys. ukraińskich dzieci. Wydatki na opiekę medyczną również spadają: w 2024 roku z opieki medycznej w Polsce skorzystało 525 000 Ukraińców, podczas gdy w 2023 roku – 802 000.

Liczby mówią same za siebie. Ukraińcy to nie tylko odbiorcy pomocy, ale także aktywni uczestnicy rynku pracy, konsumenci i podatnicy, którzy znacząco wzmacniają polską gospodarkę.

Handel: równowaga gospodarcza na korzyść Polski

Od 2021 roku, zgodnie z raportem Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), Polska zwiększa eksport towarów do Ukrainy. Już w 2023 r. wolumeny wzrosły o 80%, a nadwyżka handlowa wzrosła z 2,1 mld euro do 7,1 mld euro

Wojna była ważnym czynnikiem wzrostu polskiego eksportu. W 2024 r. Polska wyeksportowała do Ukrainy towary o wartości 56 mld zł (ok. 12,7 mld euro), czyli o 5 mld zł więcej niż w roku poprzednim. Kluczowymi sektorami napędzającymi ten wzrost są paliwa, sprzęt wojskowy, maszyny i produkty motoryzacyjne.

Jeśli chodzi o dobra konsumpcyjne i artykuły spożywcze, to również widać ożywienie. O ile wcześniej nie było wątpliwości, co Ukraińcy powinni przywieźć z Polski w prezencie: ubrania, buty, sery, alkohol, rękodzieło – teraz sytuacja się zmieniła. Bo większość znanych polskich produktów można już łatwo znaleźć w ukraińskich supermarketach.

Wojna uczyniła z Polski kluczowego partnera logistycznego Ukrainy. Przychody z samych tylko dostaw sprzętu wojskowego do Ukrainy osiągnęły w 2024 roku prawie 10 mld zł, czyli dwukrotnie więcej niż w 2023 roku.

Ten wzrost podkreśla znaczenie Ukrainy jako partnera handlowego, który jest siódmym co do wielkości rynkiem zbytu dla polskiego eksportu, wyprzedzając Stany Zjednoczone i Hiszpanię. Według analityków Banku Gospodarstwa Krajowego ukraińska migracja miała największy wpływ na wzmocnienie więzi handlowych między obu krajami.

Ukraina otworzyła swoje drzwi dla polskich producentów pomimo blokady granic, embarga na zboże i prób rozgrywania wątków pamięci historycznej przez niektórych polityków. Zarazem osłabiona wojną Ukraina otrzymuje znacznie mniej.

Blokada granicy polsko-ukraińskiej, 2022 r. Zdjęcie: Filip Naumienko/Reporter/East News

Według p.o. dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), Pawła Słowskiego, „integracja Ukrainy z Unią Europejską i rozwój infrastruktury pozwolą Polsce uzyskać większe korzyści ekonomiczne z handlu z Ukrainą”.

Wpływ uchodźców na polską gospodarkę

Tutaj liczby są jeszcze bardziej imponujące. 78% dorosłych Ukraińców w Polsce jest zatrudnionych. Stanowią oni 5% (zarówno migranci zarobkowi, jak osoby posiadające status ochrony czasowej) wszystkich osób pracujących w Polsce.

Według raportu Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) w 2024 r. ukraińscy migranci przymusowi zasilili Narodowy Fundusz Zdrowia i Fundusz Ubezpieczeń Społecznych kwotą 15,21 mld zł. Kwota ta znacznie przewyższa koszty ponoszone przez państwo polskie na wsparcie socjalne dla dzieci i opiekę medyczną dla Ukraińców posiadających status ochrony czasowej.

BGK podaje, że za każdą złotówkę otrzymaną na dziecko w ramach polskiego programu 800+ Ukraińcy wpłacili do polskiego budżetu 5,4 zł

Ukraińcy stali się częścią polskiego rynku pracy, zwłaszcza w branży budowlanej, transporcie, usługach, logistyce itp. Wypełniają krytyczne luki. Ukraińskie kobiety, które stanowią większość uchodźców, często podejmują prace, których sami Polacy nie chcą wykonywać, i pracują w sektorach, w których tradycyjnie pracowali mężczyźni, jak magazyny czy przetwórstwo mięsa.

Ukraińska migracja przyczynia się do wzrostu polskiego PKB. Według badań BGK mówimy o rocznym wzroście PKB Polski o 0,5-2,4 proc.

Leszek Balcerowicz, były wicepremier, minister finansów i wieloletni prezes Narodowego Banku Polskiego, jest przekonany, że „gdyby nie uchodźcy, produkt krajowy brutto Polski byłby o 7 proc. niższy”.

Jest też faktem, że w 2023 r., po serii ataków niektórych polskich polityków na ukraińskich uchodźców i zablokowaniu ukraińsko-polskiej granicy, nastąpił masowy exodus Ukraińców z Polski, głównie do sąsiednich Niemiec.

Polski Instytut Ekonomiczny przypisuje spadek wzrostu gospodarczego w drugim kwartale 2023 r. o 0,2-0,3 punktu procentowego właśnie wyjazdom Ukraińców

I nie chodzi tu już tylko o pracowników fizycznych. Od lat na polskim rynku brakuje nauczycieli, lekarzy, inżynierów, pielęgniarek i opiekunów osób starszych. Według tegorocznego Barometru Zawodów, który określa zapotrzebowanie na określone profesje, 29 ze 168 zawodów można uznać za deficytowe, z czego 13 to zawody wymagające wysokich kwalifikacji. Ukraińcy posiadają te kwalifikacje.

Przedsiębiorczość i inwestycje: Ukraińcy tworzą miejsca pracy

Według PIE w 2024 r. co ósmy nowy przedsiębiorca w Polsce był pochodzenia ukraińskiego. Od stycznia 2022 r. do czerwca 2024 r. w Polsce powstało około 59 800 firm założonych przez Ukraińców.

Ukraińcy transportują produkty, otwierają salony kosmetyczne, restauracje i firmy IT. Według PIE ukraińskie firmy działają głównie w następujących sektorach: budownictwo (23% ukraińskich firm), informacja i komunikacja (19%) oraz inne usługi (12%). Ukraińcy podejmują ryzyko, pracują w nowym środowisku, rozumieją polskie przepisy, systemy księgowe i podatkowe, by uniezależnić się od pomocy społecznej i móc utrzymać swoje rodziny.

Pomimo wojny polski biznes również inwestuje w Ukrainie. Od jej początku inwestorzy ze 100 krajów założyli w Ukrainie ponad 3 tys. firm. Według publicznego portalu Opendatabot Polacy zajmują wśród nich trzecie miejsce (7,3%), wyprzedzając Niemców, Amerykanów i Brytyjczyków. Ponad połowa polskich firm jest zarejestrowana we Lwowie.

Otwarcie sklepu „Ukrainoczka” z ukraińskimi towarami w Lublinie, 2025 r. Zdjęcie: Jan Rutkowski/Reporter

Konsumpcja i turystyka: Ukraińcy wydają pieniądze w Polsce

Podczas gdy przedwojenni migranci koncentrowali się na wysyłaniu swoich zarobków do domu, migranci wojenni wydają to, co zarobili, w Polsce. Badanie przeprowadzone przez Grupę Progress pokazuje, że realne zarobki ukraińskich uchodźców wahają się od 3 300 do 5 500 PLN netto, choć większość Ukraińców oczekuje wyższych stawek.

Głównym powodem jest to, że Ukraińcy wydają około 66% swoich zarobków na czynsz, media, internet, telefon i paliwo. Na czym oszczędzać.

Około 80% respondentów twierdzi, że na żywność wydają 1,5-2 tys. zł miesięcznie. Często ze względu na niskie zarobki Ukraińców w Polsce rodziny uchodźców są zmuszone wydawać pieniądze przysłane przez mężów i rodziców z domu

– Zdecydowałam się na powrót do Ukrainy, kiedy po raz kolejny podniesiono nam czynsz – mówi moja przyjaciółka Zoja. – Ciężko było znaleźć pracę z dwójką małych dzieci, moje wydatki na nie wynosiły 1600 złotych, a sprzątając zarabiałam 2300. Czynsz został podniesiony do 2850 zł, plus media. I co, głodować?

Kolejnym elementem wpływu Ukraińców na polską gospodarkę jest turystyka z Ukrainy i podróżowanie do różnych krajów UE przez Polskę. Ukraińcy podróżują do Unii głównie przez trzy punkty: Kiszyniów (Mołdawia), Budapeszt (Węgry), ale ponad połowa ruchu pasażerskiego przypada na granicę ukraińsko-polską. W Polsce ukraińscy turyści kupują żywność, nocują w hotelach i kupują bilety na lotniskach w Krakowie, Katowicach i Warszawie.

Tylko w trzecim kwartale 2024 r. przyniosło to Polsce 2,2 mld zł, stając się stabilnym bodźcem dla lokalnych gospodarek, zwłaszcza w regionach przygranicznych.

Wniosek: razem jesteśmy silniejsi

Polska udzieliła znaczącego wsparcia Ukrainie i jej uchodźcom, ale odnotowała zwrot z tej inwestycji we własną gospodarkę. Ukraińscy migranci nie tylko wypełnili luki na rynku pracy, ale także przyczynili się do wzrostu polskiego PKB, zapłacili więcej podatków, niż otrzymali w ramach świadczeń socjalnych i opieki zdrowotnej, rozwinęli przedsiębiorczość i wydali pieniądze w Polsce jako konsumenci i turyści, tym samym przynosząc korzyści polskim firmom i całej gospodarce.

Polska i Ukraina mogą stworzyć partnerstwo, które przyniesie korzyści nie tylko ich gospodarkom, ale także społeczeństwom. Dalsza integracja Ukrainy z UE może jeszcze bardziej wzmocnić tę więź, zapewniając zrównoważony wzrost obu krajom.

20
хв

Jak Ukraińcy wpływają na polską gospodarkę: fakty i liczby

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Bilet do pułapki. John Bolton o negocjacjach z Rosją i ich konsekwencjach dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Ексклюзив
20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress