Społeczeństwo
Репортажі з акцій протестів та мітингів, найважливіші події у фокусі уваги наших журналістів, явища та феномени, які не повинні залишитись непоміченими
Przygody Ukrainek na Tinderze: Szwecja i Finlandia
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa.Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie.Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Pierwszym przystankiem były Niemcy, gdzie przebywa większość ukraińskich uchodźców. Teraz pora na Szwecję i Finlandię. <frame>
Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiały Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.
Szwecja i Finlandia są nie tylko sąsiadkami, ale od wielu lat znajdują się w czołówce rankingów ONZ najszczęśliwszych krajów świata. Oczywiście, jak wszędzie, istnieją tam osobliwości kulturowe, które wpływają na randki i związki. Według rozmówców Sestry.eu, najtrudniejszą rzeczą dla ukraińskich kobiet jest przyzwyczajenie się do lokalnej otwartości i porzucenie gierek, które miałyby prowadzić do małżeństwa.
Szwecja: wszystko jest dobre, byle z umiarem
Do Szwecji Julia przeprowadziła się jeszcze przed inwazję. Męża poznała na aplikacji randkowej i od 2020 roku buduje tu swoją „małą szwedzką rodzinę”. Twierdzi, że szwedzki świat randek online jest „najbardziej uczciwy na świecie”.
– Mężczyźni szczerze mówią o tym, czego oczekują: poważnego związku czy przygody na jedną noc, wspólnego życia czy po prostu widywania się od czasu do czasu bez seksu – mówi Julia. – Pod swoimi zdjęciami piszą, ile mają dzieci i ile czasu z nimi spędzają, bo np. mają opiekę 50/50. Oznacza to, że nowa partnerka powinna być przygotowana na to, że dziecko (dzieci) z poprzedniego małżeństwa (poprzednich małżeństw) będzie (będą) często obecne w jej życiu. Chętnie rozmawiają też o zwierzętach domowych. Bardzo łatwo znalazłam swojego męża i podzielę się pewnym life hackiem. Zakrywałam zdjęcia ręką i czytałam tylko opisy pod nimi. Potem odsłaniałam te, których opisy najbardziej mi się podobały. Teraz jestem bardzo szczęśliwa w moim związku.
Dzieci z poprzednich małżeństw na pewno nie będą tutaj przeszkodą. Bonusdotter i bonusson – „bonusowa córka” i „bonusowy syn” – to szwedzkie określenia dzieci partnera z poprzednich związków
Dzieci nazywają nowych partnerów swoich rodziców bonusmamma i bonuspappa. Po rozwodzie rodziców dzieci często mieszkają z nimi na zmianę, a nowi członkowie rodziny starają się utrzymać relacje i być dla siebie miłymi „bonusami”.
Kobiety z dziećmi na pewno nie będą obrażane, poniżane czy „spisywane na straty” na rynku matrymonialnym. Szwedzi będą jednak oczekiwać, że biologiczny ojciec dziecka weźmie równy udział w jego utrzymaniu i wychowaniu. Trudno będzie im wytłumaczyć ukraińską rzeczywistość, w której rozwiedzeni ojcowie tak często unikają swoich rodzicielskich obowiązków.
Co powinny wiedzieć kobiety, które szukają szczęścia wśród Szwedów? To jeden z najbardziej sfeminizowanych krajów na świecie, a równość płci jest ważną częścią kodu kulturowego. Partnerzy są tu rzeczywiście tak równi, jak to tylko możliwe w różnych sferach życia.
Ludzie mówią, że Szwedzi są zamknięci i introwertyczni. Łatwo to wyjaśnić, jeśli zrozumiesz specyfikę tego kraju. W Szwecji istnieje coś takiego jak „lagom” („ani za dużo, ani za mało – z umiarem”) – pojęcie obecne w powiedzeniu: „Z umiarem jest najlepiej” („Lagom är bäst”). To styl życia i życiowa filozofia.
W Szwecji nakręcono nawet film o lagom: „Jak kochać życie w złym klimacie”. Mówi się, że termin ten wywodzi się jeszcze z czasów wikingów, którzy pili miód pitny, piwo i grog z jednego rogu, podając je sobie nawzajem. Każdy brał tyle łyków, by wystarczyło dla wszystkich.
Zachowanie równowagi dotyczy wszystkiego, w tym związków. Nie powinnaś być nachalna, ale nie bądź też obojętna.
Szwedzi zwykle kochają swoją pracę, cenią też jednak czas spędzany z rodziną i przyjaciółmi. Kochają skromność i naturalność
W tym profeministycznym społeczeństwie istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że zostaniesz obrażona, upokorzona czy pozbawiona poczucia własnej wartości przez jakąś osobę, nawet jeśli nie uda Ci się zbudować z nią relacji.
Innym popularnym szwedzkim słowem jest „sambo”. To skrót od „SAMmanBOende”, co oznacza partnera życiowego. Małżeństwa cywilne i związki partnerskie są bardzo popularne w Szwecji. Określenie „szwedzka rodzina” odnosi się głównie do różnych form budowania relacji między partnerami. Wszystkie one są akceptowane przez lokalną społeczność. Niektórzy ludzie są w związku, ale mieszkają osobno (särbo), inni przenoszą się między mieszkaniami (iblandbo), a jeszcze inni mieszkają z rodzicami (mambo).
Wiele szwedzkich par preferuje podzielony budżet rodzinny. 36% par dzieli wspólne wydatki i niektóre oszczędności na pół, a resztę każdy z partnerów wydaje lub oszczędza według własnego uznania.
Dla bardziej konserwatywnych ukraińskich kobiet to może być nie do przyjęcia. Ale kto wie, może to właśnie ta wolność od stereotypów jest sekretem tego jednego z najszczęśliwszych narodów na świecie?
Finlandia: takiej postawy życzyłbym sobie dla moich córek
Większość kobiet, które się z nami skontaktowały, bardzo pozytywnie wypowiadało się o randkach online z Finami. Są przyjaźni, otwarci, pomocni i godni zaufania. Próbowałyśmy jednak ustalić, czy według nich jest to cecha powszechna.
– Myślę, że tak 50 na 50 – mówi, nomen omen, 50-letnia Julia, która od dłuższego czasu spotyka się z 58-letnim Finem. – Rodzina mojego partnera była taka sama. Kiedy jego 85-letnia matka, dziś już nieżyjąca, dowiedziała się, że czasami chodzę do niego do pracy, zbeształa go, że się mną nie opiekuje. No bo jak mógł pozwolić swojej kobiecie na długie wędrówki, skoro nie miała samochodu?
Julia poznała swojego partnera przez Internet, ale w dość nietypowy sposób. Mieszkają na wyspie położonej między Finlandią a Szwecją. Żyje tam tylko 30 000 osób i wszyscy się znają. Kiedy przybyły ukraińskie rodziny, w lokalnej społeczności internetowej pojawiła się seria postów na ich temat. Przyszły partner zobaczył post o Julii i napisał do niej, oferując wsparcie i pomoc.
– Mieszkaliśmy u rodziny, którą dobrze znał. Do pewnego stopnia taka mała społeczność jest szczepionką przeciwko wszelkiego rodzaju głupotom, takim jak nieprzyzwoite wiadomości czy zdjęcia. Tutaj nawet potajemne cudzołóstwo jest niemożliwe, bo wszystko dzieje się na widoku. Gdy zaczęliśmy się spotykać, nie pozwalał sobie na nic niewłaściwego. Spotykaliśmy się, żeby obejrzeć film, zjeść razem posiłek, a potem się rozstawaliśmy. Tu kobieta musi dać znać, że nie ma nic przeciwko czemuś więcej.
W Ukrainie Julia była rozwiedziona od 14 lat i samotnie wychowywała dzieci. W tym czasie nie nawiązała żadnych relacji. Nie sądziła, że kiedykolwiek wejdzie w jakiś związek.
Fin przynosił jej kwiaty i pytał, co by ją uszczęśliwiło. Julia mówi, że życzyłaby każdej kobiecie, a nawet swoim córkom, takiego związku jak ten, w który jest teraz
– Nasze uczucia rozwijały się bardzo powoli, mieliśmy czas, by się do siebie przyzwyczaić – wyznaje. – Można było usiąść obok siebie na kanapie i nic by się nie stało. Jego ręka dotknęłaby cię delikatnie, tobie by to już nie przeszkadzało, lecz nic więcej by się nie stało. Trwało to dość długo, z pytaniami typu: „Czy czułabyś się dobrze, gdybym położył tutaj rękę, pocałował cię albo przytulił?” Oczywiście, jesteśmy dorośli, ale nawet po pierwszej intymności od czasu do czasu wracaliśmy do pytania, czy czułabym się dobrze, gdyby to on przejął inicjatywę.
Kobieta może powiedzieć: „nie” w każdej chwili i zostanie to potraktowane poważnie – mówi Julia. – Fin buduje relacje w taki sposób, aby jego kobieta była szczęśliwa.
Inną wartością jest to, że w Finlandii praktycznie nie ma przemocy domowej. Trudno wyobrazić sobie Fina, który będzie krzyczał, jeśli w połowie pracy przypomnisz sobie, że „nie wyłączyłaś żelazka”, i każe ci wrócić, by to sprawdzić.
– Masz prawo do wszystkiego: swojego czasu, swojej przestrzeni osobistej, swoich pragnień, swoich przyzwyczajeń – podkreśla Julia. – Nie ma tu motywu przewodniego: „głupia, sama jesteś sobie winna ”. Nawet jeśli to moja wpadka, zawsze powie coś, co zrównoważy moje poczucie winy.
Julia mówi, że jej przyjaciółki opowiadają o podobnych doświadczeniach. Tu jest spokój, nie ma histerii. Finowie są spokojniejsi, mniej emocjonalni niż Ukraińcy. I nie tak pochopni.
Nie powinnaś jednak grać z nimi w grę: „zgadnij, czego chcę”. Musisz mówić wprost o swoich życzeniach i potrzebach. Oni dobrze to przyjmują
Według Julii budujące w Finlandii jest to, że wiele osób było zaangażowanych we wspieranie ukraińskich uchodźców. Nikomu nie trzeba tu uświadamiać, przez co przeszli Ukraińcy. Ogólnie rzecz biorąc, Ukrainki są w Finlandii traktowane całkiem dobrze, bez żadnych znaczących uprzedzeń.
Co jest ważne na randkach z Finami? Julia wymienia poszanowanie przestrzeni osobistej, niebycie natrętną, posiadanie jakiegoś hobby i zainteresowań oraz nieczynienie z mężczyzny „jedynego sensu swojego życia”.
Tyle że, przyznacie, ta rada jest cenna dla każdej z nas – niezależnie od kraju, w którym akurat mieszka.
* Ostatni artykuł z serii (Polska) będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram. W poprzednich artykułach mówiliśmy o Niemczech i Francji, a kolejnym krajem będzie Szwajcaria.
Bestialsko pobity Artem uczy nas empatii. Posłuchajmy go
Artem na 17 lat. Spędzał czas ze znajomymi na zalewie w Zakrzówku, kiedy napadła go grupa Polaków. Zażądali papierosów, a kiedy ich nie dostali, skatowali Artema. Obcięli mu palec, a głowę stłukli tak, że lekarze musieli usunąć części mózgu i czaszki. Kiedy jednak usłyszał o zbiórce na powrót do zdrowia, powiedział, że lepiej byłoby, gdyby pieniądze trafiły do zbombardowanego szpitala w Kijowie.
Niech to będzie dla nas inspiracja.
Do napaści na nastolatka z Ukrainy doszło 10 lipca wieczorem. Kiedy napastnicy - czterech młodych Polaków - nie dostali papierosów, których zażądali, wyciągnęli maczetę i gaz. Napadli na chłopaka, brutalnie go pobili. Obcięli palec, w trakcie Artem doznał bardzo poważnych obrażeń głowy. Napastnicy uciekli, ale policja już ich ujęła. Jak się okazało, najmłodszy podejrzany miał 15 lat i był akurat na przepustce z ośrodka wychowawczego i w przeszłośći dopuszczał się już czynów karalnych.
Artema czeka długa rehabilitacja. A nas to wydarzenie powinno otrzeźwić. Otworzyć oczy. To nie jedyny przypadek agresji i przemocy wobec obywateli Ukrainy.
W styczniu 2023 roku dwaj mężczyźni pobili w Wyszkowie Ukraińca.
Najpierw zapytali, skąd pochodzi, a kiedy usłyszeli odpowiedź, zarzucili mu, że Ukraina "wyłudza pieniądze od Polski"
W marcu tego roku napastnicy zostali skazani. Z danych policji wynika, że w okresie od stycznia do sierpnia 2023 roku w Polsce stwierdzono 59 przypadków przemocy wobec obywateli Ukrainy na tle narodowościowym. Widać, że skala agresji i przemocy rośnie, jak pisał jednak Dziennik Gazeta Prawna w październiku 2023 roku, nie można jeszcze mówić o eksplozji.
Zbiórkę zorganizował Łukasz Wantuch, który napisał: Zaproponowałem Artemowi i jego mamę, że zorganizuję zrzutkę na jego leczenie i rehabilitację.
Artem powiedział mi, że się zgadza, ale wolałby, aby zebrane w ten sposób pieniądze był przeznaczone na szpital dziecięcy Ohmatdyt w Kijowie. Patrzyłem na niego długo i milczałem. Po prostu brakowało mi słów
Niech to będzie dla nas inspiracja. Lekcja empatii i uwagi na człowieka obok – Polaka, Ukraińca, Niemca czy Czecha. To nie ma znaczenia, choć przez lata próbowano nam wpoić przekonanie, że imigracja oznacza zagrożenie. W 2015 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił o zagrożeniu epidemiologicznym i medycznym, które sprowadzają migranci. "Łapy precz od polskich kobiet! Bo polskie kobiety są bezpieczne w Polsce, bo nie ma nielegalnych imigrantów" – mówił z kolei w ubiegłym roku były minister edukacji Przemysław Czarnek, wypowiadając się w sprawie referendum. Przykłady można mnożyć.
Retoryka jest jednostajna, mająca na celu zasianie wątpliwości, strachu, poczucia zagrożenia. I to działa. Przekłada się na nastroje, a te na konkretne działania konkretnych ludzi.
Jak w przypadku Artema.
- Dyskurs publiczny ma wpływ na opinię społeczeństwa. Instrumentalizacja tematu migracji w celach politycznych, która towarzyszyła kampanii wyborczej, przekłada się na negatywne postawy wobec uchodźców wojennych. W debacie publicznej dominuje negatywna narracja dotycząca uchodźców, skupiająca się głównie na negatywnych skutkach przyjmowania osób z Ukrainy. Powszechne jest przekonanie, że osoby uciekające przed wojną w Ukrainie utrzymują się ze świadczeń socjalnych. Ostatnie badania Polskiego Instytutu Ekonomicznego potwierdzają tę tendencję.
Polacy zaniżają odsetek uchodźców z Ukrainy pracujących w Polsce. Tymczasem 62% z nich pracuje, płacąc składki i podatki, co przyczynia się do rozwoju polskiej gospodarki - mówiła w rozmowie z Sestrami Natalia Kurtieva, analityczka z Lewiatana
Nie dajmy się nabrać na opowieści o złych migrantach, którzy żyją z socjalu, zabierają miejsca pracy i są roszczeniowi. Są fałszywe - pokazują to badania. Te opowieści są też śmiertelnie niebezpiecznie. Nie dajmy się nabrać. Postawmy na uwagę, otwartość i empatię. Tego uczmy nasze dzieci.
I pomóżmy Artemowi.
https://zrzutka.pl/jacff8
Ukraińscy uchodźcy w Europie: przyjechali, by brać? Przełamywanie szkodliwych stereotypów
Inwazja na Ukrainę spowodowała odpływ Ukraińców za granicę, głównie na Zachód. Według Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR), w połowie czerwca 2024 r. w Europie mieszkało prawie 6 milionów Ukraińców.
Najwięcej obywateli Ukrainy otrzymało tymczasową ochronę w Niemczech – 1,1 mln, w Polsce – 957 000 i w Czechach – 346 000. Niemcy wyprzedziły pod tym względem Polskę, która dzieli granicę z Ukrainą i w której ludzie posługują się do pewnego stopnia podobnym językiem, dopiero w 2023 roku. Migracja wewnątrzeuropejska [z Polski do Niemiec – red.] była napędzana wyższymi świadczeniami socjalnymi, wyższymi płacami i inicjatywami integracyjnymi niemieckiego rządu.
Wśród innych powodów przeprowadzek jest m.in. chęć zapewnienia swoim dzieciom europejskiej edukacji.
Ukraińcy za granicą i Ukraińcy w Ukrainie
Obecnie ponad 280 milionów ludzi – 3,6% światowej populacji – mieszka w krajach innych niż ich miejsce urodzenia, lecz nie wszyscy z nich są uchodźcami. Łącznie z migrantów rozsianych po całym świecie można by stworzyć czwarty najbardziej zaludniony kraj. Co więcej, coraz więcej osób jest gotowych do migracji, jeśli pojawiłaby się przed nimi taka możliwość. Głównymi względami są tu czynniki społeczno-ekonomiczne (w przypadku celowej migracji) i bezpieczeństwo (jak w przypadku wymuszonej migracji większości Ukraińców).
Serwis Zaborona przeprowadził ankietę wśród swoich czytelników, oferując im możność anonimowego podzielenia się swoimi przemyśleniami na temat decyzji o pozostaniu w Ukrainie lub jej opuszczeniu oraz stereotypów na temat migracji.
Według naszych badań, główne powody wyjazdu Ukraińców za granicę to:
* wojna;
* bezpieczeństwo osobiste i rodzinne;
* okupacja lub groźba okupacji miejsca zamieszkania, obawa przed ponowną okupacją (w przypadku mieszkańców terytoriów zajętych przez Rosję w 2014 r.);
* dostępność pracy za granicą;
* troska o przyszłość dzieci;
* utrata domu i rodziny;
* brak możliwości realizowania się w Ukrainie;
* niepewność co do prawidłowości działań ukraińskich instytucji państwowych.
Ukraińcy, którzy pozostali w kraju, tłumaczyli swój wybór następująco:
* brak możliwości wyjazdu;
* rodzina;
* wspieranie w taki sposób swojego państwa;
* pobyt w stosunkowo bezpiecznym miejscu;
* względy moralne.
Informacje z ankiety Zaborony pokrywają się z danymi Rating Lab. Porównując możliwości, Ukraińcy podsumowują, że Europa oferuje pracę, ochronę, dochody, komfort, infrastrukturę, podczas gdy Ukraina – usługi, w tym medyczne i częściowo edukacyjne, możliwości biznesowe i niedrogie mieszkania. Sukces jest więc w równym stopniu możliwy do osiągnięcia zarówno w Ukrainie, jak w Europie.
Mit 1: Migranci zabierają pracę miejscowym
Od czasu do czasu w mediach społecznościowych pojawiają się rozmowy o ukraińskich uchodźcach próbujących zająć miejsca pracy mieszkańców kraju, w którym znaleźli schronienie. Zjawisko to zostało zbadane szczególnie wnikliwie przez Adę Tymińską, działaczkę Helsińskiego Fundacji Praw Człowieka w Polsce, w raporcie „Przyjdą i zabiorą: antyukraińska mowa nienawiści na polskim Twitterze”. Chociaż w momencie publikacji raportu w kwietniu 2023 r. sympatia do Ukraińców nie była kwestionowana, badaczka przewidziała, że antyukraińskie obelgi i oskarżenia zdecydowanie nasilą się w bardziej sprzyjającej sytuacji, kiedy wsparcie dla uchodźców w naturalny sposób spadnie z powodu ogólnego społecznego zmęczenia.
– Zmiany postaw wynikają tylko z obawy o własne samopoczucie – mówi Ada Tymińska. – Jeśli jakiś niezbyt rozsądny polityk nagle oświadczy, że przyjadą Ukraińcy i zabiorą pracę czy socjal, to ktoś się z nim zgodzi.
Nawiasem mówiąc, w Polsce nastroje antyukraińskie są podsycane przez prorosyjską, skrajnie prawicową partię Konfederacja, która aktywnie sprzeciwia się „ukrainizacji Polski”, blokuje przejścia graniczne na granicy polsko-ukraińskiej i wzywa do zmniejszenia płatności na rzecz uchodźców. Tymczasem rolnicy, których interesów Konfederacja rzekomo broni, już narzekają na brak pracowników sezonowych.
– Radzę przypomnieć sobie wypowiedzi polskich rolników z wiosny, że nie będzie miał kto zbierać truskawek czy wykonywać prac niewymagających wysokich kwalifikacji – mówi Wasyl Woskobojnyk, prezes Ogólnoukraińskiego Stowarzyszenia Międzynarodowych Firm Zatrudnienia. – Zazwyczaj ludzie, którzy przyjeżdżają, nie mogą konkurować o wysoko płatne prace. Oni trafiają do tych nisz na rynku, na które jest mniejsze parcie wśród miejscowej ludności.
Podobnie Polacy woleli wyjeżdżać do Niemiec, by zbierać szparagi – bo taka praca jest lepiej opłacana w krajach sąsiednich
Polski Instytut Ekonomiczny twierdzi, że stopa zatrudnienia Ukraińców w Polsce jest obecnie najwyższa wśród krajów OECD. Jednak ukraińscy uchodźcy napotykają różne wyzwania na polskim rynku pracy i czasami doświadczają nierównego traktowania.
Marcin Kołodziejczyk, dyrektor ds. rekrutacji międzynarodowej w Platformie Migracyjnej EWL, podkreśla, że Polska od dłuższego czasu doświadcza niedoboru pracowników. A zapotrzebowanie na nich jest tak duże, że do pracy w kraju przyjeżdżają ludzie z całego świata, w tym z Ameryki Łacińskiej i Azji:
– Polski rynek pracy potrzebuje około pół miliona pracowników w ciągu najbliższych pięciu lat. Dziś, gdy stopa bezrobocia w Polsce jest drugą najniższą w Europie (3%), braki kadrowe odczuwalne są w niemal każdej branży, a gospodarka rośnie (+2% w pierwszym kwartale 2024 r.).
Nie chodzi tu o konkurencję, ale o zapotrzebowanie na dużą liczbę pracowników. Pracy wystarczy dla wszystkich
Fundacja „Ukraiński Dom” w Warszawie również notowała niską stopę bezrobocia w Polsce w ostatnich latach. Według informacji Urzędu Statystycznego, napływ uchodźców do Polski nie miał znaczącego wpływu na jej poziom:
– Inną rzeczą jest to, że ostatnie badania opinii publicznej pokazują, iż ten stereotyp nie jest tak powszechny wśród Polaków, jak się wydaje – mówi Ołeksandr Pestrykow, ekspert Ukraińskiego Domu. – Odnosi się on do innego badania, przeprowadzonego przez Polski Instytut Ekonomiczny.
Według tego badania tylko 30% respondentów uważa, że obcokrajowcy stanowią zagrożenie dla polskich pracowników. 23% twierdzi, że obcokrajowcy mogą konkurować z wykwalifikowanymi pracownikami, natomiast zdaniem 56% zagrożeni są tylko nisko wykwalifikowani polscy pracownicy.
– Miejscowi bardziej obawiają się dumpingu płacowego. Tam, gdzie Polak żąda wyższej płacy, Ukrainiec wykona pracę za mniejsze pieniądze – mówi Pestrykow. – Polska gospodarka zależy od taniej siły roboczej. To przewaga konkurencyjna, ale także problem.
Bo to utrudnia robotyzację i automatyzację przemysłu, a pracownicy nie chcą wiecznie być tanią siłą roboczą
Nawiasem mówiąc, czeskie Ministerstwo Pracy i Spraw Socjalnych również twierdzi, że Ukraińcy nie zabierają miejsc pracy. Według jego danych, czterech na pięciu Ukraińców znalazło pracę na niewymagających wysokich kwalifikacji i niestabilnych stanowiskach.
– Proces starzenia się społeczeństwa w Europie przyspiesza. Wszędzie brakuje siły roboczej – komentuje Ella Libanowa, członkini Narodowej Akademii Nauk Ukrainy, dyrektorka Instytutu Demografii i Studiów Społecznych im. Mychajły Ptucha. – Dlatego biznes jest naprawdę zainteresowany posiadaniem większej liczby pracowników. A Ukraińcy nie są konkurentami Europejczyków pod względem zatrudnienia – mają do dyspozycji różne nisze. I tak dzieje się zawsze: migranci, zwłaszcza pierwszego pokolenia, którzy dopiero co przybyli do obcego kraju, podejmują pracę, którą im w nim dano.
Nie wypierają miejscowych. Owszem, istnieje pewna konkurencja, ale nie jest ona tak duża, jak niektórzy chcieliby powiedzieć. To tylko przeciąganie liny
Mit 2: Migranci kosztują dużo pieniędzy z budżetu, które można by wydać na rozwój społeczności i inne lokalne cele
Stereotyp, że Ukraińcy przenoszą się do Europy w celu uzyskania pomocy finansowej i pozostają w niej dla świadczeń socjalnych, jest dość rozpowszechniony zarówno wśród obywateli państw przyjmujących, jak tych Ukraińców, którzy pozostali w domu (o czym świadczą odpowiedzi w ankiecie Zaborony).
– W Niemczech wiele osób uważa, że Ukraińcy przyjeżdżają tu tylko po to, by otrzymywać świadczenia socjalne, i nie chcą pracować. Pracuję jako tłumaczka dla Ukraińców podczas rozmów na żywo w różnych instytucjach. Bardzo mi przykro, ale ten stereotyp jest często uzasadniony – dzieli się swoim doświadczeniem prosząca o anonimowość Ukrainka.
Jednak prawie wszystkie osoby z Ukrainy, które wzięły udział w badaniu i mieszkają poza krajem, twierdzą, że pracują. Kobiety mające dzieci podkreślają, że zasiłki są bardzo niskie: „Wystarczy tylko na pieluchy i mleko modyfikowane”.
W Polsce i Czechach już oszacowano, że ukraińscy uchodźcy, którzy znaleźli się w tych krajach po wybuchu wojny na pełną skalę, z nawiązką zrekompensowali wydane na nich pieniądze.
Polski rząd wydał 15 miliardów złotych (około 3 miliardów euro) w 2022 roku i około 5 miliardów zł w 2023 roku na wsparcie państwa dla uchodźców z Ukrainy. Pomoc ta obejmuje również jednorazową wypłatę w wysokości 300 złotych (70 euro) oraz miesięczne świadczenie na dziecko w wysokości 500 zł, które od stycznia 2024 r. wzrosło do 800 zł (187 euro). Jednak tylko 7% ukraińskich uchodźców żyje z polskiej pomocy społecznej, która zresztą jest jedną z najmniejszych w UE.
Prawie 80% obywateli Ukrainy, którzy przybyli do Polski w wyniku inwazji, jest zatrudnionych i utrzymuje się samodzielnie
Badania przeprowadzone przez Platformę Migracyjną EWL potwierdzają, że ukraińscy uchodźcy zaczęli poszukiwać pracy od pierwszych tygodni pobytu w Polsce i zmieniali ją, szukając możliwości rozwoju zawodowego.
W Czechach bilans dochodów i wydatków na wsparcie ukraińskich uchodźców wyglądał następująco: w 2023 r. wydatki w wysokości 21,6 mld koron (858 mln euro) nadal przewyższały dochody w wysokości 21 mld koron. Jednak w pierwszym kwartale 2024 r. przychody przewyższyły wydatki – 6,4 mld koron (około 254 mln euro) podatków i opłat wobec 3,5 mld koron pomocy. Nawiasem mówiąc, 88% ukraińskich uchodźców w Czechach pracuje.
Około 80% ukraińskich uchodźców w Niemczech mieszka w mieszkaniach częściowo opłacanych przez państwo. Czynsz i koszty mieszkaniowe wynoszą 750-850 euro na osobę miesięcznie. Ponadto zapewniane jest ubezpieczenie zdrowotne, kursy integracyjne oraz wsparcie dla dzieci i emerytów. Około 700 000 uchodźców z ukraińskimi paszportami jest zarejestrowanych w centrach zatrudnienia w Niemczech. Każdy z nich może otrzymać 563 euro miesięcznie. Istnieje również zasiłek rodzinny.
– Niemiecki rząd twierdzi, że jeśli obecnie zatrudnionych jest 20% Ukraińców, to będzie zadowolony ze wzrostu do 40% – mówi Wasyl Woskobojnyk. – Niski odsetek osób zatrudnionych w Niemczech wynika z faktu, że istnieją określone wymagania językowe, a także z nacisku na wykonywanie wysoko wykwalifikowanej pracy, co daje Ukraińcom możliwość poprawy swoich umiejętności lub przekwalifikowania się, aby móc pracować nie tylko rękoma.
Obecnie rząd upraszcza warunki zatrudnienia i obniża wymagania dotyczące znajomości języka niemieckiego
Według badania przeprowadzonego przez Centrum Strategii Gospodarczej, w listopadzie 2022 r. 73% ukraińskich uchodźców w Europie otrzymywało płatności, podczas gdy w styczniu 2024 r. już tylko około 40%.
Prawie połowa ankietowanych w Niemczech (44%) i Holandii (40%), gdzie świadczenia socjalne należą do najwyższych w Europie, twierdzi, że chociaż pomoc finansowa pozwalałaby im utrzymać się w kraju ich goszczącym, decydują się na znalezienie pracy. To kluczowy wniosek z badania „Uwalnianie potencjału: obywatele Ukrainy w Niemczech i Holandii”, przeprowadzonego przez Platformę Migracyjną EWL i Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich Uniwersytetu Warszawskiego.
– Wiele krajów w Europie i na świecie zapewnia pomoc Ukraińcom, którzy wyjechali z powodu wojny – mówi Daria Mychajlyszyna, ekonomistka z Centrum Strategii Gospodarczej. – Jednak z biegiem czasu liczba Ukraińców otrzymujących pomoc znacznie spadła, ze względu na zmiany w polityce krajów przyjmujących oraz fakt, że wielu Ukraińców znalazło już pracę i nie potrzebuje pomocy.
Ponadto gospodarki krajów przyjmujących Ukraińców odnoszą większe korzyści niż wydają na pomoc
Tymczasem CES zauważa, że ukraiński rynek pracy doświadcza wszystkich wyzwań związanych z pełnoskalową wojną. Szok gospodarczy na początku rosyjskiej inwazji doprowadził do spadku zarówno popytu, jak podaży pracy – firmy nie zatrudniały, a ludzie nie ubiegali się o pracę. Z czasem popyt na pracę zaczął się odbudowywać, ale powoli. Latem 2022 r. liczba osób poszukujących nowej pracy wzrosła i przekroczyła średnią z 2021 roku. Jednak od tego momentu trendy się rozeszły: wraz z ożywieniem gospodarczym zapotrzebowanie na siłę roboczą systematycznie rosło, podczas gdy aktywność osób poszukujących pracy stale spadała – między innymi z powodu migracji Ukraińców za granicę i mobilizacji ich do wojska.
Mit 3: Migranci nie płacą podatków i nie pomagają w rozwoju gospodarki
Już w maju 2022 r. Oxford Economics przewidywał, że jeśli w Polsce pozostanie 650 000 Ukraińców, PKB może wzrosnąć o 1,2% do 2030 r., a jeśli pozostanie milion, to o 2% w porównaniu ze scenariuszem, w którym tych migrantów by nad Wisłą nie było. Podobne prognozy przedstawił Narodowy Bank Ukrainy, który w 2022 r. oszacował, że dzięki uchodźcom z tego kraju do 2026 r. PKB Polski i Czech wzrośnie o 2,2-2,3% w porównaniu ze scenariuszem bazowym – a PKB Niemiec o 0,6%-0,65%.
Podczas gdy w 2022 r. wpływy budżetu państwa pochodzące od Ukraińców w Polsce wynosiły 0,8-1,0%, w ubiegłym roku było to już 1,3-1,6%. W walucie oznacza to 10,1-13,7 mld zł (ok. 2,34-3,18 mld euro) w 2022 r. i 14,7-19,9 mld zł w 2023 r. Badanie „Analiza wpływu uchodźców z Ukrainy na polską gospodarkę” zostało przeprowadzone na zlecenie ONZ przez międzynarodową firmę doradczą Deloitte we współpracy z Platformą Migracyjną EWL.
W raporcie Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) czytamy, że w dłuższej perspektywie, gdy gospodarka w pełni się dostosuje, wskaźnik ten wzrośnie do 0,9-1,35%.
– To znaczący wpływ na polską gospodarkę, biorąc pod uwagę wyzwania związane z rosyjską agresją, ogólną sytuację i znaczny niedobór kadr w Polsce – mówi Marcin Kołodziejczyk z EWL. – Ukraińcy ratują polski rynek pracy: zarówno ci, którzy przybyli do Polski przed inwazją na pełną skalę, jak uchodźcy wojenni.
W rezultacie od 2022 r. Ukraińcy w Polsce pomagają rozwijać gospodarkę, płacąc 10-14 mld zł podatków, a w 2023 r. 15-20 mld zł podatków. Większość ukraińskich uchodźców pomaga również swoim rodzinom w Ukrainie, przekazuje darowizny na rzecz sił zbrojnych lub jest wolontariuszami – wynika z raportów EWL w Polsce i Niemczech.
– Badanie przeprowadzone niedawno przez ekspertów z Wielkiej Brytanii, gdzie jest znacznie mniej ukraińskich migrantów, dowodzi, że dodatkowe 0,2% PKB to właśnie wkład ukraińskich migrantów. To poważna sprawa dla Wielkiej Brytanii – mówi Ella Libanowa.
Ukraińcy w Europie mieszkają, pracują, płacą podatki i wydają pieniądze. Każda złotówka wydana w Polsce pracuje dla polskiej gospodarki
Według badania przeprowadzonego przez Centrum Strategii Gospodarczej, od stycznia 2024 r. 45% Ukraińców, którzy wyjechali za granicę, było zatrudnionych lub zostało przedsiębiorcami. A zatem płacą oni podatki od dochodów z pracy lub zysków biznesowych. Wszyscy migranci płacą co najmniej podatki konsumpcyjne i podatek od wartości dodanej przy zakupie jakichkolwiek towarów i usług.
Mit 4: Migranci pogarszają sytuację w zakresie przestępczości
Chociaż ten stereotyp jest bardziej prawdopodobny w odniesieniu do osób pochodzących z kultur pozaeuropejskich, niektórzy mogą uogólniać pojęcie „uchodźców” i odnosić to myślenie do wszystkich.
Na początku 2024 r. Fundacja „Ukraiński Dom” w Warszawie została zmuszona do publicznego zareagowania na artykuł Rzeczpospolitej pt. „Ciemna strona migracji. Cudzoziemcy w Polsce jeżdżą po pijanemu i łamią zakazy”. W tekście stwierdzono m.in., że „napływ tysięcy cudzoziemców, który nasilił się po wybuchu wojny na Ukrainie, znalazł odzwierciedlenie w statystykach przestępczości”. W liście otwartym do redakcji fundacja uprzejmie zasugerowała, że zapewne istniały jakieś powody i przesłanki (wydarzenia, alarmujące wyniki sondaży, ksenofobiczne wypowiedzi polityków), które skłoniły „Rzeczpospolitą” do opublikowania statystyk przestępstw popełnionych w Polsce przez osoby niebędące jej obywatelami.
„Uczciwie byłoby podać te powody i wyjaśnić czytelnikowi Wasze intencje przy pisaniu artykułu – czytamy w liście. – Niepokojące jest, że poważna gazeta kształtująca opinię publiczną, ucieka się do profilowania etnicznego i manipulowania różnicami kulturowymi”.
Eksperci fundacji pracowali z danymi opublikowanymi w artykule i doszli do wniosku, że 17 278 cudzoziemców, którzy popełnili przestępstwa w 2023 r., było odpowiedzialnych tylko za około 2% wszystkich przestępstw. Ponadto 3 240 kradzieży popełnionych przez cudzoziemców stanowiło około 3% wszystkich kradzieży w Polsce, a 2 451 zarzutów posiadania narkotyków stanowiło 4% wszystkich takich zarzutów. Co więcej, dynamika wzrostu przestępczości wśród migrantów jest 7,7 razy niższa niż dynamika wzrostu samej grupy cudzoziemców.
– Stereotyp o pogorszeniu się sytuacji przestępczej z powodu napływu uchodźców jest widoczny tylko wśród polskich dziennikarzy – komentuje Ołeksandr Pestrykow. – Często lubią podkreślać narodowość podejrzanych i skazanych.
Nawiasem mówiąc, w ankiecie przeprowadzonej wśród polskich obywateli na potrzeby raportu Roberta Mirona Staniszewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego na temat społecznego postrzegania uchodźców z Ukrainy, obawa przed pogorszeniem sytuacji przestępczej nie znajduje się na pierwszym miejscu wśród zagrożeń upatrywanych ze strony Ukraińców. Wśród obecnych obaw jest negatywny wpływ na rynek pracy.
– Ukraińcy w większości pracują – przekonuje Ella Libanova. – Wśród ukraińskich migrantów jest bardzo niewielu mężczyzn, to głównie kobiety i dzieci.
Dlatego jest mało prawdopodobne, aby tak bardzo pogorszyli sytuację w zakresie przestępczości
Mit 5: Uchodźcy zwiększają obciążenie systemu opieki medycznej, systemu edukacji i rynku mieszkaniowego
Eksperci przewidują, że bolesny problem list oczekujących do lekarzy, które obecnie obejmują wielu Ukraińców, obciążenie systemu edukacji i rosnące ceny mieszkań mogą stać się największym problemem i spowodować pogorszenie nastawienia Europejczyków do Ukraińców.
– Polacy mają niski poziom zaufania do własnego państwa i są świadomi nieefektywności rządu, jeśli chodzi o usługi socjalne – mówi Ada Tymińska. – W Polsce trzeba czekać w długich kolejkach do lekarza, trudno jest zapisać dziecko do przedszkola – to prawda. Dlatego nagłe pojawienie się nowych osób powoduje poczucie rosnącego zagrożenia.
Jednak problemy z dostępem do specjalistycznej opieki medycznej istniały jeszcze przed przyjazdem Ukraińców. To tylko pokazuje, że państwo w niektórych aspektach jest nieskuteczne
Uczestnicy badania Zaborony mówią także o problemach w systemach medycznych i edukacyjnych w krajach, w których mieszka większość ukraińskich uchodźców. Pewna dziewczyna powiedziała, że w Niemczech zaproponowano jej wizytę u mammologa za siedem miesięcy, podczas gdy inna nie mogła znaleźć miejsca w przedszkolu w czeskim mieście.
– Ludzi przybywa, obciążenie [systemu opieki zdrowotnej i edukacji – red.] rośnie. Ale jest też więcej miejsc pracy – zauważa Ella Libanowa. – Wśród ukraińskich migrantów jest wielu pracowników medycznych i pedagogicznych. Kto powstrzymuje szkoły z ukraińskimi uczniami przed zatrudnianiem ukraińskich nauczycieli? Z jednej strony to zatrudnienie dla ukraińskich kobiet, a z drugiej ułatwiona edukacja dzieci.
Aleksander Pestrykow przewiduje, że problemy w sektorze edukacji pogorszą się jesienią 2024 roku, kiedy wszystkie ukraińskie dzieci będą miały obowiązek uczęszczania do polskich szkół. Do tej pory rodzice mogli sami decydować, czy pozostawić dziecko w ukraińskiej szkole online. Zmiana będzie oznaczać więcej dzieci w klasach, więcej konfliktów, sporów rodzicielskich i zastraszania.
Status tymczasowy daje prawo do opieki zdrowotnej w Polsce. – Rzecz w tym, że jeśli musisz płacić za mieszkanie i z czegoś żyć, musisz pracować – mówi Ołena. – A kiedy pracujesz, masz opiekę zdrowotną nawet bez statusu, potrącają ci z pensji, a twoja kolejka do lekarza jest legalnie opłacana.
Ukraiński Dom przeanalizował dane z systemu medycznego w 2022 roku. W pierwszym roku wojny na Ukraińców wydano 0,5 miliarda złotych, choć planowano 2 miliardy. Okazało się, że ukraińscy uchodźcy nie wykorzystali nawet połowy kwoty, którą planowano zapłacić za nich za pośrednictwem Narodowego Funduszu Zdrowia.
– Do 2022 r. większość naszych obywateli w Polsce będą stanowić młodzi bezdzietni ludzie, którzy po prostu nie trafiali do szpitali – wyjaśnia Ołeksandr Pestrykow. – Tymczasem wśród uchodźców jest wiele matek, dzieci, osób starszych i bardzo dbających o zdrowie. Po prostu zaczynają być widziani w szpitalach i trudno przekonać zwykłego Polaka, że Ukraińcy nie stanowią zagrożenia.
Nieporozumienia między Ukraińcami
Z drugiej strony Ukraińcy, którzy zdecydowali się pozostać poza granicami Ukrainy, dzielą się gorzkimi odczuciami: w swojej ojczyźnie są uważani za tchórzy i zdrajców, których nie obchodzi los państwa. Jak gdyby żyli sobie wygodnie za granicą, zapomnieli o Ukrainie i nie przejmowali się wojną. I że tak naprawdę nie wyjechali ze względów bezpieczeństwa, ale dla większych pieniędzy. I że nie przekazują datków i nie pomagają…
Centrum Strategii Gospodarczej szacuje, że po wojnie za granicą może pozostać od 860 tys. do 2,7 mln Ukraińców. To głównie obiecujące, wykształcone Ukrainki, studentki, matki z dziećmi, do których później dołączą mężowie. Natomiast do Ukrainy wróci większy odsetek osób starszych i o niższym poziomie wykształcenia.
CES twierdzi, że decyzje Ukraińców o niewracaniu będą miały znaczący wpływ na ukraińską gospodarkę, która może stracić od 2,55 do 7,71% PKB.
Jeśli połowa z tych, którzy wyjechali, pozostanie za granicą, będzie to dla nas bardzo poważny cios – ocenia Ella Libanowa
– Kwestia powrotu Ukraińców, którzy wyjechali z powodu wojny, będzie jednym z najważniejszych wyzwań w najbliższej przyszłości.
Tę obawę potwierdzają dane międzynarodowego badania OneUA, które objęło ponad 18 tysięcy respondentów w ośmiu krajach europejskich. Ukraińscy uchodźcy mieszkający w Polsce, na Węgrzech, w Czechach, Mołdawii i Rumunii częściej wskazywali, że zamierzają wrócić do Ukrainy niż uchodźcy w Holandii i Niemczech. Głównymi czynnikami, które mają wpływ na decyzję w tej sprawie, są kwestia przywiązania społecznego i aspekt ekonomiczny (badanie „Return intentions among Ukrainian refugees in Europe: A Cross-National Study”, opublikowane 22 lipca 2024 r.).
Tylko 11 procent respondentów w badaniu serwisu Zaborona twierdzi, że zmieniło zdanie (zostać czy wrócić). Wśród przeszkód w powrocie są trwająca wojna i nieprzewidywalność przyszłości. Respondenci, którzy pozostaną w Ukrainie, tłumaczą swój wybór brakiem możliwości wyjazdu i miłością do kraju.
Ci, którzy zdecydowali się mieszkać za granicą, oprócz poczucia bezpieczeństwa, jako argument również podają miłość do Ukrainy – bo będąc bezpiecznymi, mają możliwość przekazywania darowizn i promowania ukraińskich interesów w innych krajach.
Cały artykuł możesz też przeczytać na stronie Zaborony
Główne zdjęcie: Uchodźcy z Ukrainy czekają na przejściu granicznym w Medyce, 5 kwietnia 2022 r., Fot.: Wojtek Radwański/AFP/East News
Wiceprezydentka Warszawy: Przybysze z Ukrainy nie powinni pracować poniżej swoich kompetencji
Jędrzej Dudkiewicz: Jak Warszawa radzi sobie z pomaganiem osobom, które przyjeżdżają do nas od początku inwazji Rosji na Ukrainę?
Adriana Porowska: Biorąc pod uwagę skalę wyzwania, dzięki wsparciu obywatelskiemu na różnych poziomach – zarówno finansowemu, jak organizacyjnemu – bardzo dobrze. Nie było przecież żadnego planu, strategii, panował ogromny chaos. W zasadzie można powiedzieć, że poradziła sobie genialnie, bo tylko geniusz jest w stanie działać w chaosie. Jednocześnie nie chciałabym, by coś takiego kiedykolwiek się powtórzyło. To lekcja nie tylko dla Warszawy, ale dla całego kraju. Musimy tego typu sytuacje przewidywać i mieć przygotowane różne rzeczy, w tym wytyczne dla wolontariuszek i wolontariuszy.
Mam wśród znajomych wiele aktywistek i aktywistów, którzy łączyli się w większe grupy, tworzyli sieci, dzięki czemu pomoc była sprawniejsza. Organizacje pozarządowe, inicjatywy nieformalne i samorząd zdają sobie sprawę, że jeżeli przyjedzie do nas więcej kobiet z dziećmi, konieczne będą mieszkania, szkoły, wsparcie finansowe, językowe oraz pomoc w znalezieniu pracy.
Co się Twoim zdaniem udało, a co wciąż wymaga poprawy?
Odpowiem jako obywatelka. Na początku było bardzo dużo hurraoptymizmu, wszyscy cieszyli się, że mogą coś zrobić i jakoś pomóc. W tej chwili mierzymy się z coraz bardziej otwartą falą niechęci wobec osób z Ukrainy, na przykład w szkołach. To ogromne wyzwanie, tym bardziej że duża część dzieci uczyła się zdalnie, a wkrótce to się zmieni. Będziemy sprawdzać, ile dzieci dołączy do polskiego systemu edukacji, bo takie działanie wymusza znowelizowana ustawa o pomocy osobom z Ukrainy.
Mamy też wciąż nie do końca załatwioną kwestię nauki języka polskiego, zwłaszcza wśród dorosłych. Badania pokazują, że duża część tych ludzi nie wróci już do Ukrainy – zostaną w Polsce, a po zakończeniu wojny do kobiet dołączą ich mężowie. Jest też inny problem: z jednej strony będziemy mieli do czynienia z podwyższaniem kwalifikacji niektórych osób, z drugiej – z koniecznością certyfikowania kwalifikacji innych.
Bardzo ważne jest, by nikt nie pracował poniżej swoich kompetencji, by nauczycielka była nauczycielką, a pielęgniarka pielęgniarką
To spore wyzwanie, któremu sprostanie nie jest wyłącznie sprawą samorządu.
W związku z wejściem w życie nowelizacji ustawy o pomocy osobom z Ukrainy jeszcze więcej ludzi będzie szukać mieszkania, wielu będzie szukało dla siebie miejsca w punktach zbiorowego zakwaterowania. Czy dla Warszawy to będzie problem?
Raporty o tym, co dzieje się w miejscach zbiorowego zakwaterowania, dostaję kilka razy w tygodniu. Pracownicy Biura Pomocy i Projektów Społecznych m.st. Warszawy są w stałym kontakcie z ludźmi wojewody i chociaż czasami trudno szybko dowiedzieć się, czy ktoś nie zmienił miejsca pobytu, to sytuacja jest pod kontrolą. Wiemy, kto w tych miejscach przebywa, czy dzieci są już w polskiej szkole, czy uczą się zdalnie i będą potrzebowały dodatkowej pomocy, by dostać się do państwowej placówki.
W dużo trudniejszej sytuacji są osoby, które znajdują się poza miejscami zbiorowego zakwaterowania – bo często nie wiedzą, do kogo się zgłosić po informacje i pomoc. Nie mają szybkiego dostępu do wyspecjalizowanej kadry, która po tych dwóch latach rozumie już, jak działa system i co ma do zaoferowania, a do tego potrafi porozumiewać się w obu językach. Ludzie, którzy są poza systemem, mają kłopot z aklimatyzacją. Bardzo często są to nastolatki.
Czy największym wyzwaniem nie będzie właśnie to, że w nowelizacji ustawy wypłatę świadczeń 800+ oraz „Dobry start” powiązano z obowiązkiem szkolnym? Poza system edukacji jest wiele dzieci z Ukrainy, które w najbliższym czasie mogą chcieć do niego wejść, a to wywoła sporą presję na szkoły. Co chcecie z tym zrobić?
Nikt nie wie, ile dokładnie ukraińskich dzieci uczy się zdalnie i jak wiele z nich będzie chciało uczyć się w warszawskich szkołach.
Na pewno chcemy im stworzyć taką możliwość – by mówiły po polsku, miały polskie koleżanki i kolegów, a za kilka lat mogły iść na polskie uczelnie, potem pracować i czuć się w naszym kraju dobrze
Zamykanie dzieci w domach nie jest dobre dla ich rozwoju i psychiki.
Moim zdaniem te zmiany były konieczne. Sama znam kilkoro dzieci, których umiejętności społeczne wyraźnie się obniżyły w rezultacie nauki zdalnej. To jest straszne. Mówimy o tym, co wydarzyło się z polskimi dziećmi w czasie pandemii, ale spójrzmy na dzieci z Ukrainy: najpierw doświadczyły pandemii, a teraz przechodzą przez wojnę i totalny kryzys. One bardzo potrzebują naszej pomocy, więc zrobimy wszystko, by w Warszawie miały szansę na normalny rozwój.
Będzie więcej pieniędzy na zatrudnienie np. nauczycielek i nauczycieli języka polskiego jako obcego? A może więcej osób, które mogą zapewnić wsparcie psychologiczne?
To bardziej pytania do pani wiceprezydent Renaty Kaznowskiej, która nadzoruje Biuro Edukacji, ale nowelizacja ustawy wręcz narzuca konieczność zatrudniania asystenta kulturowego, kontaktującego się z dziećmi, które wejdą do systemu edukacji. Bardzo liczymy tu na ekspercką pomoc organizacji pozarządowych.
O konkretnych liczbach będzie można mówić dopiero wtedy, gdy dowiemy się, ile dzieci trafi do polskich szkół. To samo dotyczy zajęć dodatkowych, rozszerzania istniejących już programów wsparcia w integracji itp., prowadzonych też przez NGO-sy. Jestem z nimi w kontakcie, wiem, że są gotowe, więc myślę, że wspólnie sobie poradzimy.
Macie pomysł, jak radzić sobie z lękami społecznymi związanymi np. z tym, że klasy w polskich szkołach mogą być jeszcze bardziej przepełnione? Albo z głosami w rodzaju: „Ukraińcy zabierają nam pracę”?
Mamy bardzo dużo obaw związanych ze stygmatyzacją nie tylko osób pochodzących z Ukrainy, ale też przyjeżdżających do nas z innych miejsc. Nie ma co ukrywać: Europa brunatnieje, a Europejczycy coraz bardziej obawiają się imigrantów. Musimy więc podjąć wiele działań, które pokażą, że nie ma czego się bać, że to tacy sami ludzie jak my. Projektów integrujących środowiska polskie i ukraińskie w Warszawie jest bardzo dużo. Warto je rozwijać i tworzyć nowe.
Trzeba też tak projektować polityki publiczne, by nie wyróżniały, jakiej grupie pomagamy. Teraz mamy do czynienia z ustawą dotyczącą szczególnej grupy ludzi w szczególnej sytuacji, więc budżet na działania na ich rzecz jest wydzielony. W przyszłości byłoby idealnie, gdyby mama borykająca się z np. problemami wychowawczymi mogła otrzymywać taką samą pomoc niezależnie od tego, czy urodziła się w Polsce, w Ukrainie, czy w Gruzji. Oczywiście konieczna jest jakaś znajomość języka, ale z tym można sobie poradzić dzięki osobie pomagającej z tłumaczeniem.
Gdy wszyscy są traktowani tak samo, znika narracja o jakichś „specjalnych przywilejach”, a to przekłada się na integrację społeczną
Czy Warszawa jest gotowa na przyjazd kolejnej dużej liczby ludzi z Ukrainy, gdyby sytuacja na froncie się pogorszyła?
Tak i nie. Tak, bo bardzo wielu rzeczy się przez ostatnie dwa lata nauczyliśmy, zobaczyliśmy, że możliwe jest zbudowanie dużego centrum wsparcia w ciągu kilku dni. Różne rzeczy mamy przećwiczone, jeśli chodzi o zarządzanie kryzysowe, wiemy, co gdzie jest potrzebne, żeby prawidłowo działało. Mamy też o wiele większe doświadczenie w tworzeniu interdyscyplinarnych zespołów.
Nie, ponieważ pieniędzy samorządu może nie wystarczyć, by ze wszystkim sobie poradzić. Jeśliby wydarzyło się to, o czym mówisz, potrzebowalibyśmy mocnego wsparcia nie tylko ze strony rządu, ale całej Europy. Jako Polska jesteśmy najbliżej Ukrainy, czyli kraju, który tak naprawdę broni naszych granic. Ukraina potrzebuje wsparcia militarnego, a Polska potrzebuje pomocy w zaspokojeniu potrzeb tych, którzy uciekli do niej z terenów objętych wojną.
Adriana Porowska – wieloletnia prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, członkini zarządu Strategii 2050. Jako zastępczyni prezydenta Warszawy odpowiada za sprawy społeczne, komunikację społeczną oraz współpracę z organizacjami pozarządowymi. Nominowana do nagrody "Portrety siostrzeństwa" Sestry.eu
Ukraińcy świętują rocznicę chrztu Rusi-Ukrainy
Zgodnie z kalendarzem gregoriańskim, który ukraińskie kościoły przyjęły w ubiegłym roku, Dzień Chrztu Rusi-Ukrainy obchodzony jest 15 lipca. Święto zostało wprowadzone w 2008 roku dekretem prezydenta Wiktora Juszczenki.
Historia ważnego wyboru
Do 30. roku życia książę Wołodymyr był poganinem, miał trzy haremy z 800 konkubinami i wielokrotnie się żenił. W końcu jednak zdał sobie sprawę, że religia monoteistyczna może bardziej sprzyjać rozwojowi państwowości niż politeizm. W szczególności wspierałaby ideologicznie rządy księcia, jednocząc różne pogańskie plemiona.
W „Powieści minionych lat” [staroruskim latopisie, czyli odpowiedniku średniowiecznych zachodnioeuropejski kronik i roczników – red.] czytamy, że Wołodymyr nie od razu wybrał chrześcijaństwo. Najpierw miał przeprowadzić „próbę wiary”, czyli rozmowy z przedstawicielami islamu, judaizmu i chrześcijaństwa, i na ich podstawie ocenić, która z religii najbardziej odpowiada jego zamierzeniom. Część historyków twierdzi jednak, że książę był od początku skłonny wybrać chrześcijaństwo z powodu chrztu swojej babki, księżnej Olgi. Olga, niekwestionowany autorytet dla Wołodymyra, była pierwszą władczynią Rusi, która przeszła na chrześcijaństwo.
W tym czasie chrześcijaństwo zostało przyjęte przez wiele sąsiednich krajów. Bizancjum, najbardziej rozwinięte i potężne państwo na kontynencie, było chrześcijańskie już od IV wieku. Przyjęcie chrześcijaństwa na Rusi miało pomóc wzmocnić więzi z krajami europejskimi. Islam i judaizm mogły oznaczać dla Rusi Kijowskiej uzależnienie od innych krajów, podczas gdy Bizancjum władzy nad Rusią Kijowską nie miało.
Ważnym powodem chrztu była również prośba cesarza bizantyjskiego Bazylego II o pomoc wojskową w stłumieniu buntu, na którą Wołodymyr zgodził się w zamian za obietnicę oddania mu siostry cesarza, Anny, za żonę. Bazyli II zgodził się, ale tylko pod warunkiem, że Wołodymyr sam przyjmie chrzest i ochrzci całą Ruś.
Włodzimierz nie był pierwszym, który zdał sobie sprawę z korzyści płynących z chrztu. Niektórzy historycy uważają, że w 860 r. Askold, legendarny ruski wódz, próbował ochrzcić Ruś i zbudował nawet pierwsze kościoły. Po ochrzczeniu Rusi Kijowskiej przez Wołodymyra informacje o Askoldzie zostały jednak usunięte z latopisów.
Jak odbył się chrzest
Przechodzenie Rusi Kijowskiej na chrześcijaństwo rozpoczęło się w Kijowie. Wołodymyr nakazał obalić figury słowiańskich bożków, a posąg Peruna, jednego z czołowych bóstw, z jego rozkazu obito kijami i wrzucono do rzeki.
Strwożeni Rusini, którzy byli tego świadkami, stali wzdłuż brzegów i wyciągając ręce błagali bożka, by wypłynął
Następnego dnia mieszkańcy stolicy zostali masowo ochrzczeni u zbiegu rzek Pochajna i Dniepr. Po Kijowie chrześcijaństwo zaczęło rozprzestrzeniać się w innych miastach Rusi. Chrzty były w większości przypadków przymusowe, więc często wybuchały zamieszki, które jednak skutecznie tłumiono. Wielu badaczy uważa, że chrzest mas poprzedziła szeroko zakrojona chrześcijańska akcja propagandowa oraz ochrzczenie szlachty i znanych osobistości, które cieszyły się powszechnym szacunkiem.
Proces szerzenia chrześcijaństwa na Rusi trwał kilka stuleci. Według historyków do XII wieku prawie wszystkie ziemie słowiańskie przyjęły religię Chrystusa.
W miarę upowszechniania się na Rusi chrześcijaństwo stopniowo traciło swoją pierwotną bizantyjską formę, wchłaniając elementy lokalnych słowiańskich zwyczajów, rytuałów i estetycznych norm panujących w sztuce Słowian Wschodnich. Bizantyjskie kanony kościelne stopniowo dostosowywały się do specyfiki staroruskiego etnosu. Jednocześnie jednak, walcząc z „pogaństwem”, chrześcijanie zniszczyli bezcenne zabytki starożytnego słowiańskiego świata, w tym arcydzieła drewnianej rzeźby. Zakazali też starożytnych tańców, „błazeńskich” przedstawień itp.
Z drugiej strony chrzest zwiększył rolę Rusi Kijowskiej na arenie międzynarodowej, spowodował rozwój piśmiennictwa, sztuki, architektury i muzyki oraz wzmocnił władzę książęcą. Język cerkiewnosłowiański stał się na Rusi językiem literackim. Ukraiński historyk Mykoła Czubaty napisał, że Ruś Kijowska zyskała status centrum wschodniego chrześcijaństwa, niezależnego zarówno od Bizancjum, jak od Rzymu.
Podczas swojego pontyfikatu papież Jan Paweł II odniósł się do chrztu Rusi Kijowskiej jako do wydarzenia, które miało miejsce przed rozłamem między katolicyzmem a prawosławiem i świadczy o „niesamowitym bogactwie Kościoła powszechnego.
Po chrzcie Rusi w Kijowie zaczęto budować chrześcijańskie kościoły, sam zaś Wołodymyr zmienił się z władcy okrutnego i niemoralnego w monarchę hojnego i tolerancyjnego
Organizował kolacje charytatywne dla biednych i święta dla zwykłych ludzi psługujących na dworze.
Chrześcijaństwo zmieniło również światopogląd Rusinów. Politeistyczne wierzenia starożytnych Słowian opierały się na strachu przed naturalnymi siłami przyrody, natomiast chrześcijaństwo, dając nadzieję na zbawienie, budowało w ludziach poczucie podziwu dla świata, który traktowano jako dzieło Boga.
W Dniu Chrztu Rusi-Ukrainy w cerkwiach Kościoła Prawosławnego Ukrainy odbywają się nabożeństwa ku czci Wołodymyra Wielkiego. Oficjalnie święto to nazywane jest Dniem Chrztu Rusi-Ukrainy Kijowskiej.
Przygody ukraińskich kobiet na Tinderze. Przystanek Francja
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę. Ale czasami potrzebujesz towarzystwa.
Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciała jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. To jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantek, które znalazły się w zupełnie nowym świecie.
Sestry poprosiły kilka Ukrainek o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi randek online i budowania relacji z obcokrajowcami. Będziemy o tym pisać w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Naszym drugim przystankiem w tej podróży jest Francja. <frame>
Zastrzeżenie: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiał serwis Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie należy ich traktować jako socjologicznego studium wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w artykułach z tej serii.
Od Francuza stereotypowo oczekuje się, że zaimponuje kobiecie wyszukanymi zalotami. Francja, Paryż, romantyzm! Rzeczywistość okazała się nieco inna – mówią rozmówczynie Sestry.eu. Niektórzy Francuzi postrzegają Ukrainki jako potencjalne łowczynie obywatelstwa, bogactwa i wolności. Bariera językowa też ma duży wpływ na budowanie relacji. Bo nawet jeśli francuski mężczyzna mówi po angielsku, najprawdopodobniej będzie chciał mówić w swoim ojczystym języku.
Ukrainki to wciąż „egzotyka”
We Francji nikt nie będzie zaskoczony obecnością Słowianki, ale trzeba wyjaśniać różnice między Ukrainkami, Rosjankami i Białorusinkami – podkreślają kobiety, z którymi rozmawiał portal Sestry.eu.
Jedna z nich, Ołeksandra [imię zmienione na prośbę rozmówczyni – red.], od ponad 15 lat pracuje jako tłumaczka w lokalnej agencji matrymonialnej. Twierdzi, że we Francji istnieje pewne uprzedzenie wobec słowiańskich kobiet. Miejscowi obawiają się ich ze względu na historie o nieuczciwym zachowaniu i byciu zbyt wymagającymi, jeśli chodzi o zaloty i prezenty. – Jednak to nie Ukrainki zyskały sobie taką reputację – mówi Ołeksandra. – Musiałyśmy więc regularnie edukować Francuzów na temat różnic kulturowych między narodami słowiańskimi.
Ukraińskie kobiety kojarzą się Francuzkom z jaskrawymi ubraniami i mocnym makijażem, podczas gdy lokalna kultura charakteryzuje się bardziej powściągliwymi obrazami
– Czym jest francuski urok? To kobieta, która zakłada na głowę chustę, bierze torebkę z poprzedniego roku, ma minimum makijażu – i już jest królową, bo „nosi siebie” – mówi 47-letnia Natalia. – Nasze kobiety, z uwagi na inną prezencję, w większości polegają na lokalnych migrantach, którzy w swoim ubiorze również stosują bardziej kolorowy kod kulturowy albo postrzegają taki kod jako zaproszenie do „lekkiej rozrywki”.
W Ukrainie Natalia była zamężna przez 7 lat, następnie rozwiodła się i szukała mężczyzn na portalach randkowych. To były krótkotrwałe związki – niektóre szczęśliwe, inne nie. Teraz jest singielką.
– Nie szukam szybkiego związku, uczę się języka i poznaję kulturę. Niektórzy Francuzi uważają, że jesteśmy dla nich „łatwą zdobyczą” albo „egzotyką”. Nie jesteśmy postrzegane jako im równe. Istnieje wiele uprzedzeń – że oczekujemy od nich pieniędzy, prezentów, małżeństwa. Większość z nich, zrozumiawszy, że nie będzie łatwej, szybkiej i taniej zgody, znika.
Ci, którzy zostają na dłużej, zdaniem Natalii znacznie ustępują ukraińskim mężczyznom pod względem urody i męskości. Jej zdaniem Francuzi są też bardzo skąpi.
– Moi dwaj francuscy chłopcy nie kupili mi nawet kawy, chociaż obaj zdecydowali się na „wielki gest”: kiedy usłyszeli, że uwielbiam kaktusy, każdy przyniósł mi w prezencie kaktusa. Mam kolekcję kaktusów w domu, w mieście, którego nie mogę odwiedzić; były dla mnie jak dzieci. Dlatego te prezenty nie sprawiły mi radości. Spowodowały, że płakałam nad moim utraconym życiem, bo mieszkam tutaj w hostelu, w małym pokoju, który dzielę ze współlokatorką. Nie miałam więc gdzie postawić tych kaktusów, tym bardziej że jeden z nich był gigantyczny.
Z drugiej strony, jak mówi Natalia, Francuzi wiedzą, co oznacza „nie”. Zawsze pytają, czy mogą się przytulić albo pocałować
Inną cechą francuskich randek jest to, że chodzą na nie zarówno mężczyźni 25-, jak 65-letni. Wszyscy chcą seksu, nawet jeśli nie są już do niego fizycznie zdolni – nigdy nie tracą w siebie wiary. Ukraińscy mężczyźni są mniej pewni siebie i, targani wątpliwościami, mogą odmówić pójścia na prawdziwą randkę.
– We Francji mężczyźni mają mniej wymagań wobec kobiet niż kobiety wobec siebie – mówi Natalia. – Nikt nie oczekuje, że przyjdziesz na randkę w szpilkach, pięknej sukience i z makijażem. Ukrainki często zdradza niepokój, podczas gdy tutaj ludzie cenią sobie lekkość, umiejętność czerpania radości z towarzystwa i pewność siebie.
Francuska szarmanckość? I tak, i nie
Alisa, lat 38, nie zgadza się z niektórymi tezami poprzedniej rozmówczyni. W ciągu czterech lat była w trzech związkach z Francuzami.
– Lubię Francuzów tak samo jak Ukraińców. Jedynym problemem jest to, że Francuzi lubią mnie, a Ukraińcy nie – żartuje Alisa. – Tak się złożyło, że mam duże doświadczenie w budowaniu relacji z Francuzami. Mam kilka przyjaciółek z Ukrainy, które również są szczęśliwymi żonami miejscowych mężczyzn.
Według Alisy to nie do końca prawda, że Francuzi unikają Ukrainek. Pracuje w ośrodku dla uchodźców od początku wojny i widzi tam wielu francuskich wolontariuszy. Przyjeżdżają, by pomagać, a ich celem jest często poznanie Ukrainki odpowiedniej do związku. W ten sposób powstało już wiele par.
Podoba im się ukraińska gościnność, pasja, wytrwałość i nastawienie na stabilne związki. Znajomość francuskiego jest dużą zaletą
– Żadna z moich znajomych nie narzeka na narodowe cechy francuskich mężczyzn – mówi Alisa – tylko na indywidualne cechy, które można znaleźć każdej osoby. O moich związkach mogę powiedzieć tyle, że moi trzej mężowie mieli różne dochody, ale zawsze inwestowaliśmy w siebie nawzajem. Tutaj to normalne. On kupił mi telefon, ja jemu na urodziny – również. Kiedy planujemy podróż, omawiamy, kto za co zapłaci. Moi mężowie rozumieli, że zarabiam mniej, więc starali się dokładać więcej, ale zawsze walczyłam o prawo do uczestniczenia w rozwiązywaniu różnych kwestii finansowych i domowych. Nikt jednak nie wykonywał wielkich gestów, takich jak kupno samochodu czy mieszkania.
Francuzom nie brakuje szarmanckości, co często może dawać kobietom nieuzasadnioną nadzieję na uczucie – mówi Alisa.
– Tutaj każda z osób w parze ma własne własne życie towarzyskie: mój chłopak może spędzać czas gdzieś w barze, ja mogę wychodzić sama – ale zawsze wracamy do siebie wieczorem. Mężczyzna może miło rozmawiać z dziewczyną w barze, ponieważ lubi ją jako osobę, ale to nic więcej niż uprzejmość i ogólne zainteresowanie tematem rozmowy. A potem wychodzi, nie pytając o jej numer telefonu ani nie umawiając się na kolejne spotkanie – ponieważ ma już randkę. Dla ukraińskich dziewcząt to bywa rozczarowujące. Mamy inną kulturę: jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że życzliwość, sympatia i uprzejmość wobec płci przeciwnej oznacza potencjalne zaproszenie na kawę, kolację, wstęp do związku itp. Tutaj wszystko jest inne.
Dlaczego faceci znikają po randkach
Ogólnie rzecz biorąc, temat mężczyzn znikających po dość przyjemnej rozmowie dezorientuje Ukrainki w wielu krajach tymczasowego pobytu.
„Może mnie nie polubił?” „Czy zrobiłam coś złego?” To traumatyzujące. A jeśli kobieta ma już negatywne doświadczenia związane z takimi sytuacjami, pojawia się „syndrom odrzucenia” – obniżona samoocena, uczucie smutku, rozczarowania i niepokoju.
Psycholożka Iryna Owczar, która specjalizuje się w kwestiach związanych z rodziną i związkami, twierdzi, że w większości przypadków „zniknięcie mężczyzny” nie ma nic wspólnego z osobowością kobiety
– Wiele kobiet szuka mężczyzny z „uczuciem głodu” – głodnych intymności, ciepła, relacji, seksu – mówi Owczar. – Kiedy mężczyzna daje choć trochę nadziei, kobieta bardzo szybko zaczyna wypełniać pustkę w sobie tymi okruchami uwagi, a także fantazjami o przyszłym związku. Mężczyzna może mieć dziesiątki powodów, by być miłym, uprzejmym, przyjacielskim, ale równocześnie mieć w głowie własny obraz tej, której potrzebuje. A kobieta, w której towarzystwie akurat jest, choć piękna, dobra, miła, po prostu nie pasuje do tego obrazu. Powiedzmy, że szuka rudowłosej, a ty jesteś brunetką. Kobieta może być „słodka”, ale ten mężczyzna potrzebuje akurat „słonego ogórka”. To metafora, ale myślę, że sens jest jasny.
On może mieć tuzin takich kobiet do niezobowiązującego towarzystwa – i to jest jego sposób na spędzanie wolnego czasu. Może chcieć związku, ale nie być na niego gotowym. Istnieje również typ manipulatora, który lubi pozostawiać sytuacje w zawieszeniu, bez powiedzenia ostatecznego „nie”. Daje mu to potencjalną możliwość ponownego pojawienia się pewnego dnia, tak jakby nie było zerwania. Ogólnie rzecz biorąc, mogą istnieć setki męskich typów, ale nie ma to nic wspólnego z osobowością konkretnej kobiety.
– Trudno udzielić rady, jak nie cierpieć z powodu odrzucenia, z powodu zniknięcia bez uprzedzenia – mówi psycholożka. – Można tylko zasugerować pracę ze swoimi traumami w drodze psychoterapii, zamknięcie głodu intymności, maksymalną samoakceptację i miłość do siebie. Przypomina mi się idea z psychologii społecznej, że miłość w parze jest odzwierciedleniem naszej miłości do nas samych.
Najłatwiej jest zbudować związek dla dwojga stabilnych psychicznie i zdrowych ludzi, którzy kochają siebie tak bardzo, jak to możliwe, czują się dobrze z samymi sobą, ale wiedzą, że z partnerem będzie przyjemniej i ciekawiej
W takim przypadku odrzucenie nie będzie postrzegane jako osobista tragedia i nie obniży twojej samooceny. Spokojnie pójdziesz dalej, szukając osoby, która cię potrzebuje. Nieważne, czy będzie to Francuz, Ukrainiec czy ktoś inny.
* Bonus - ostatni artykuł z serii (Polska) będzie zawierał wskazówki, które z pewnością pomogą Ci znaleźć partnera – w Ukrainie lub za granicą, dzięki internetowym serwisom randkowym. Subskrybuj nasze kanały w mediach społecznościowych, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram. W poprzedniej części rozmawialiśmy o Niemczech, a następny przystanek to Szwecja i Finlandia.
Przygody ukraińskich kobiet na Tinderze. Przystanek Niemcy
Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami potrzebujesz towarzystwa.
Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie.
Sestry.eu poprosiło kilka Ukrainek o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi randek online i budowania relacji z obcokrajowcami. Będziemy o tym pisać w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Pierwszym przystankiem będą Niemcy, gdzie przebywa większość ukraińskich uchodźców.
Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiały Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.
Samotność jak wypalenie 15 papierosów dziennie
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała samotność za globalne zagrożenie dla zdrowia. Jej wpływ jest równoważny wypaleniu 15 papierosów dziennie. Nie chodzi o samotność z wyboru, ale o taką, na którą skazują nas okoliczności i z którą nie możemy się pogodzić.
„Wiśnie mamy” i pyszny barszcz
Niektóre kobiety w Ukrainie mają trudności ze znalezieniem partnera nie tylko w prawdziwym życiu, ale także na różnych portalach randkowych. Jedne szybko uciekają stamtąd ze strachu, że spotkają tam znajomych. Inne boją się skonfrontowania z wymaganiami mężczyzn wobec kobiet, jeszcze inne czują się wypalone i zrezygnowane po nieudanych związkach.
Do tego dochodzi banalna sprawa: kryzys demograficzny. Statystyki pokazują, że w 2021 roku na 1000 ukraińskich kobiet przypadało 900 mężczyzn, z których część to tak zwane "wisienki na torcie", czyli rozpuszczeni synowie mamusi, szukający podobnej do niej partnerki.
Svitlana Maksymets, 48-letnia kijowianka, która na swoim blogu na Facebooku opowiada o swoich doświadczeniach na ukraińskim Tinderze, "wisienkami na torcie" nazywa dorosłych, bezradnych mężczyzn, którzy chcą od kobiet tylko barszczu i seksu.
- Wojna wprowadziła zmiany, teraz jest wielu wojskowych, którzy chcą albo miłości na całe życie, albo przygód na jedną noc. Są "seksualni giganci", którzy obiecują gorący seks na pierwszej randce. Jednak ich obietnice opierają się na tym, co widzieli na stronach pornograficznych, a w rzeczywistości ich praktyczne doświadczenie seksualne jest bardzo niewielkie. Są też przystojni faceci z wyrzeźbionymi bicepsami i mięśniami brzucha, którzy nigdy nie opuszczają siłowni, ale boją się rozmawiać z rówieśnikami. Dlatego szukają dojrzałej kobiety, która nauczy ich, jak się kochać i komunikować. Ja nie spotkałam jeszcze swojego mężczyzny, ale znam piękne przypadki. Na każde dziewięć rozczarowań związanych z randkami online na Ukrainie, przypada jedna wzruszająca historia miłosna - przyznaje Svitlana.
Czym różni się tinder europejski od ukraińskiego
Większość kobiet, które znalazły swojego mężczyznę za granicą, była singielkami przez długi czas i nie sądziły, że kogoś jeszcze spotkają, z kim chciałyby spędzić życie. Nie planowały też przeprowadzki za granicę. Zmusiła je do tego wojna.
Kobiety, z którymi rozmawiałyśmy podkreślały, że w Europie odkryły jak ważna jest wolność i prawo do bycia sobą. Ludzie są różni, wiadomo, ale starają się szanować osobiste granice innych ludzi.
W Europie popularne są międzynarodowe aplikacje i serwisy randkowe, takie jak Tinder, Bumble, OkCupid, a także lokalne platformy, media społecznościowe i czaty wideo.
Ludzie tutaj odczuwają mniejszą presję społeczną związaną ze stanem cywilnym i czują się znacznie bardziej komfortowo w różnych formach bycia w relacjach: bycia w parze, bycia singlem i bezdzietnym
To właśnie skłoniło ukraińskie kobiety do rozpoczęcia poszukiwań partnera w kraju tymczasowego pobytu.
Na obronę ukraińskich mężczyzn należy dodać, że oni również cierpią z powodu narzuconych tradycyjnych stereotypów dotyczących par i ogólnie przyjętych standardów piękna.
Chociaż statystycznie w Ukrainie jest mniej mężczyzn niż kobiet, dane Census Bureau za 2016 rok (niestety nie znaleźliśmy bardziej aktualnych statystyk) pokazują, że we wszystkich grupach wiekowych od 18 do 64 lat na Ukrainie jest średnio o 5,9% więcej samotnych mężczyzn niż kobiet. Ponad 637 000 ukraińskich mężczyzn nigdy nie zawarło oficjalnego związku małżeńskiego. Liczba samotnych kobiet jest wyższa tylko w grupie wiekowej 75+.
Niemcy: bez stereotypów i z szacunkiem
Nie licz na randki w pracy. Niemcy w pracy koncentrują się na niej, a do swojego kręgu towarzyskiego dopuszczają osoby sprawdzone przez lata, często znajomych z lat szkolnych lub studenckich. Ukraińskie kobiety mówią, że często widzą przystojnych mężczyzn na ulicach, ale nie spotykają ich w aplikacjach randkowych. Bywają tam za to imigranci. Mogą tam znaleźć znajomych na randki, kochanków na jedną noc, ale też partnera lub partnerkę na dłużej.
- Mam doświadczenie w poznawaniu trzech kategorii mężczyzn: Ukraińców, Afrykanów, a teraz Niemców - mówi 42-letnia Svitlana (imię zmienione na prośbę bohaterki- red.) - Jestem kobietą plus-size, a ukraińscy mężczyźni często mi mówili, że wolą kobiety o standardowych rozmiarach. Nawet jeśli podejmowałam inicjatywę, rzadko byłam akceptowana. W Ukrainie spotykałam się z Afrykanami. Nie mieli żadnych stereotypowych wyobrażeń na temat wyglądu, również swojego. Każdy z nich mógł pochwalić się czymś innym niż "noszenie spodni": jeden był bardzo dobrym kucharzem, drugi znanym DJ-em.
Niemcy, mówi Svitlana, są również mniej skupieni na wyglądzie partnera. Niemcy są dość wysocy, mają silną budowę ciała, a wiele kobiet nosi europejski rozmiar 48-50.
Svitlana uważa, że Niemcy są przyzwyczajeni do tego typu urody. Zachęca się tu do różnorodności: na wybiegu, na plakatach, wśród manekinów w centrach handlowych są modelki o różnych rozmiarach i kolorach skóry. To normalizuje fakt, że ludzie mogą być różni i wszyscy są normalni. Nikt nie oczekuje, że kobieta po czterdziestce będzie wyglądać jak nastolatka.
- Przez dziesięciolecia Niemcy wychowywali się w społeczeństwie, które koncentrowało się na kampaniach antyprzemocowych i antydyskryminacyjnych – mówi Svitlana. - Oczywiście każdy ma swoje preferencje i gusta, ale kiedy społeczeństwo nie naciska ze wszystkich stron "standardami piękna i życia", okazuje się, że twoje osobiste upodobania mogą różnić się od konwencjonalnie akceptowanych.
Bardzo ważna w niemieckim społeczeństwie jest równość, co bywa trudne do zaakceptowania dla ukraińskich kobiet. Nie chodzi tylko o podzielenie się rachunkiem w kawiarni, ale także o podjęcie inicjatywy, aby się spotkać, rozmawiać, a nawet dotknąć się po raz pierwszy i zgodzić się na intymny związek.
Kobiety twierdzą, że możesz prowadzić uprzejmą rozmowę z Niemcami przez wiele godzin, nigdy nie spotykając ich w prawdziwym życiu.
- Pierwszy krok nadal należy głównie do mężczyzn, ale potem związek staje się grą w ping-ponga – mówi Svitłana. - On zaprasza cię na kawę, a ty zapraszasz go następnym razem. Znam historie mężczyzn pytających, czy mogą przytulić kobietę, wziąć ją za rękę, objąć w pasie i pocałować. Niemcy nie są ludźmi, którzy mają niepohamowany "gorący temperament". Wiedzą, jak szanować granice, są wystarczająco uprzejmi i interesują się osobowością, a nie tylko ciałem. To jest imponujące.
Jeśli mężczyzna pisze, że szuka kobiety do wspólnego spędzania nocy, wspólnego podróżowania, to dokładnie to ma na myśli. Nie myśl, że jutro podaruje Ci pierścionek. W większości przypadków tak się nie stanie. Nasza bohaterka Svitlana wciąż szuka stałego partnera, ale generalnie nie brakuje jej randek.
Za benzynę płacimy po połowie, ale jeździmy wygodnie i ostrożnie
Wiele kobiet, które komunikują się z Niemcami na portalach randkowych twierdzi, że bardzo brakuje im tutaj inicjatywy ze strony mężczyzn. Zostały one wychowane w innym paradygmacie kulturowym. To często sprawia, że wątpią we własną atrakcyjność.
39-letnia Ukrainka Veronika (imię zmienione na prośbę rozmówczyni - red.) wyjaśnia tę różnicę kulturową.
- Kilka dekad temu niemieckie kobiety żyły w bardzo patriarchalnym społeczeństwie. Od woli mężczyzny zależało, czy kobieta może opuścić dom, otrzymywać pensję, podróżować, mieć dom itp. Kobiety bardzo ciężko walczyły o swoje prawa, więc nie pozwalają na ich ograniczanie. Przeciwnie, chcą więcej praw
Veronika przed inwazją na pełną skalę była rozwiedziona od czterech lat i samotnie wychowywała dwójkę dzieci. Przez długi czas próbowała odbudować swój związek z miłością z młodości. Jednak mężczyzna pojawiał się i znikał bez wyjaśnienia oraz ostrzeżenia. Po jednym z takich ucieczek postanowiła zarejestrować się w aplikacji randkowej na Facebooku.
- Nie myślałam o długim życiu w Niemczech, więc szukałam kogoś, kto mówi po ukraińsku lub rosyjsku. Miałam jedną randkę z naszym chłopakiem, ale nie wyszło. Potem poczułam wzajemną sympatię do Niemca, wymieniliśmy się kontaktami na Facebooku, weszłam na jego stronę i zobaczyłam, że publikuje nienawistne teksty o migrantach. Natychmiast go zbanowałam. Ogólnie jestem przeciwna długim rozmowom w aplikacji. Proszę o wymianę stron profilowych w mediach społecznościowych. Potem po raz trzeci spotkałam mężczyznę z sąsiedniej wioski. Teraz jesteśmy razem.
Pierwszy raz para spotkała się w kawiarni. Mężczyzna spóźnił się, zobaczył ją za szybą i chciał wyjść. Później powiedział mi, że uważa ją za zbyt piękną i że nie jest jej wart. Jest również rozwiedziony i przez rok nie mógł zbudować związku z nikim, ponieważ nie odniósł sukcesu ani nie jest wystarczająco zamożny jak na niemieckie standardy. Wszystkie jego związki z Niemkami kończyły się na relacjach przyjacielskich.
Mężczyzna nie zaprosił Margarity na drugą randkę. Ona to zrobiła. Był bardzo szczęśliwy, przyniósł termos kawy i poszli na spacer do parku. I zapytał, czy może wziąć ją za rękę i przytulić.
Dziś są w związku partnerskim. Jej partner płaci za jedną randkę, ona za drugą, a niektórymi wydatkami dzielą się po równo.
- Dla mnie to normalne, bo nie szukałam kogoś, kto będzie mnie utrzymywał, tylko osoby, z którą będę czuła się komfortowo. Podoba mi się, że wszyscy w jego rodzinie mają bardzo ciepłe relacje. Nawet rozwiedzeni rodzice i ich partnerzy są przyjaciółmi, bo mają razem dzieci i wnuki. Mój chłopak zajmuje się gotowaniem obiadów, ponieważ ja nie lubię gotować. Sprawia, że czuję się ważna. Na przykład przed naszą randką wygooglował, jakie są Ukrainki. Bał się, żeby nie było międzykulturowego zażenowania.
Ukrainka mówi, że jej partner jest zwykłym człowiekiem, bez dużych pieniędzy. Kiedy zaczęła się wojna rosyjsko-ukraińska, dużo pracował jako wolontariusz, jeździł na granicę, zabierał ukraińskie rodziny do Niemiec. Mają wspólne zainteresowania i hobby. Dobrze traktuje swoje dzieci z pierwszego małżeństwa, wykonuje obowiązki rodzicielskie na równi z byłą żoną i zaprzyjaźnił się z dziećmi Margarity.
W Niemczech istnieje zupełnie inne podejście do dzieci. Nikt nie odrzuci kobiety tylko dlatego, że samotnie wychowuje dzieci. W Ukrainie mówi się na samotne matki, że są „z przyczepą”
Jeśli mężczyzna jest rozwiedziony, ale ma dzieci, jest to pierwsza rzecz, o której Ci powie. Wielu nawet umieszcza zdjęcie z dziećmi w swoim profilu na portalu randkowym.
Na początku bariera językowa uniemożliwiała im komunikację, ale teraz kobieta jest zmotywowana do nauki niemieckiego. Swoją przyszłość widzi w dwóch krajach: w Ukrainie i Niemczech. Jest bardzo zadowolona ze swojego związku.
Jednak często musi tłumaczyć swoim ukraińskim przyjaciołom, dlaczego ona i jej chłopak podzielili się pieniędzmi na benzynę na wspólny wyjazd.
* Ostatni artykuł z serii będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram.
Następny przystanek: Francja.
Opowiadam córce o mojej pracy, pokazuję zdjęcia. Świat jest różny. Zależy mi, aby umiała to przyjąć
Większość ukraińskich fotoreporterów i fotoreporterek, których obserwuję w mediach społecznościowych dokumentuje wydarzenia na froncie. Ty zdecydowałaś się zrealizować kameralny projekt w domach kobiet, które na wojnie straciły bliskich. Jak dotarłaś do bohaterek „Alone”?
Każdy artysta szuka swojego sposobu na opowiedzenie o tym, co dzieje się w Ukrainie. Temat samotnych kobiet interesował mnie niemalże od początku wojny, ale wiedziałam, że ze względu na to, że wychowuję córkę, nie pojadę na front. Długo zastanawiałam się, jak pokazać samotność i tęsknotę. Z jednej strony zależało mi na tym, żeby zdjęcia były prawdziwe, naturalne, z drugiej żeby nie były to typowe, pozowane portrety, trochę jak z kolorowych magazynów. Sposobem na to stały się spotkania w domu. Podczas zdjęć kobiety same, spontanicznie pokazywały mi przedmioty, pozostałe im po utraconych bliskich. Zazwyczaj były to fotografie mężów bądź partnerów, braci, przyjaciół, ale też ubrania i rzeczy osobiste, które uruchamiały wspomnienia, czasem nieoczekiwane gesty. Nie zapomnę, gdy Ivanna wtuliła się w mundur. Poczułam, że to jest ten trop, na którym zbuduję mój cykl.
Coraz mniej jest osób, które nie straciły nikogo na froncie. W magazynie Sestry.eu publikowałyśmy już wiele tekstów o tym, jak trudno jest rozmawiać o wojnie z bliskimi. Aparat jest pretekstem, żeby fotografować na ulicy, ale żeby wejść do czyjegoś domu, trzeba go przekonać. Tobie to się udało i powstały niezwykle osobiste zdjęcia.
Zaskoczyło mnie, że wszystkie te kobiety były mi bardzo wdzięczne, za możliwość podzielenia się ze mną swoją historią. Wiele z nich odzywało się do mnie po publikacji zdjęć mówiąc, jak bardzo było to dla nich ważne. Wzruszyłam się, gdy jedna z nich powiedziała, że do tej pory czuła się bardzo samotna, a po zdjęciach, gdy śledziła jak rozwinął się projekt „Alone”, samotność stała się nieco bardziej do zniesienia.
Które spotkanie było dla Ciebie szczególnie ważne?
Każde życie jest ważne. Wysłuchałam wielu historii i wszystkie są dla mnie wyjątkowe. Oczywiście powtarzają się pewne motywy i gesty jak choćby oglądanie zdjęć, wiele kobiet robi sobie tatuaże związane z bliskimi, których straciły. Jednak historie, które za tym stoją są różne. Ciekawe było dla mnie, że większość kobiet nigdy wcześniej nie myślała o tatuażu. Angelina z Dnipro wytatuowała sobie na palcu znak obrączki, mający jej przypominać, że mąż jest zawsze przy niej.
Eva ma na ręce datę urodzenia i śmierci męża. To mi pomaga żyć z bólem po jego stracie” – powiedziała mi. Lyudmyla ma tatuaż z napisem „Zawsze obok Ciebie”, to słowa które mąż napisał jej na kartce papieru w notesie wyjeżdżając na wojnę.
Wszystkie tłumaczyły mi, że tatuaże sprawiają, że fizycznie czują obecność ukochanych osób na swojej skórze. Z tego samego powodu zachowują ich rzeczy, uniformy, T-shirty, żeby zapamiętać zapach.
Jak wygląda sytuacja kobiet, które z powodu wojny nagle zostały same, na jaką pomoc mogą liczyć, jak próbują sobie pomóc?
W trudnej sytuacji są kobiety z małych miejscowości. One nie mają dostępu do profesjonalnej pomocy ponieważ w ich wioskach nie ma psychologa. Ale nie to mnie zaskoczyło. Część bohaterek zdjęć mówiła mi o poczuciu niezrozumienia i strachu przed rozmową z nimi. Bliscy i przyjaciele nie wiedzą, jak z nimi rozmawiać. Nie odnajdują się w tych sytuacjach, nie do końca wiedzą jak pomóc, o co zapytać. Jest też niedowierzanie, że tak bardzo można za kimś tęsknić i tak długo przeżywać stratę.
Zaskakujące jest to, że niektórym trzeba się tłumaczyć ze swoich głębokich relacji z ukochanym, że było się z kimś szczęśliwym i że rady typu „jesteś młoda, na pewno jeszcze sobie kogoś znajdziesz” wywołują złość
Moje bohaterki wspominały o wsparciu od rodzin kolegów ich mężów, którzy nadal są na froncie, ale też o oparciu w dzieciach. Wiele kobiet powtarza jak bardzo pomaga im w tym czasie to, że mają dzieci. Patrzenie na nie, bycie z nimi, zachowuje wspomnienie o utraconych partnerach. „Coś mi po nim zostało”-mówią. Więc dzieci nie tylko są sensem ich życia, ale też ogromnym wsparciem.
Co mówią swoim dzieciom o wojnie, o tacie, który nie wróci?
Są różne sytuacje. Małym dzieciom trzeba wytłumaczyć, czym w ogóle jest wojna, starszym co wojna oznacza. Jedna z moich bohaterek ma trzy córki, w tym dwie z poprzedniego związku. Najmłodsza ma dwa latka i myśli, że nie ma taty, bo jest wojna, więc czeka aż wojna się skończy. Ale jej tata nie wróci i w którymś momencie matka będzie musiała jej to powiedzieć. Nie wie kiedy to zrobić. Jej siostry mają tatę.
Nie można nic nie mówić, odkładać rozmów, bo dzieci chodzą do szkoły i tam ze sobą rozmawiają, wprost zadają sobie pytania: dlaczego ty masz mamę i tatę, a ja nie. Teraz we Lwowie mamy mnóstwo osieroconych dzieci w szkołach, pracujemy nad tym, żeby uczniowie się integrowali. Mamy różne programy dla dzieci ze wschodniej i zachodniej Ukrainy. To jest trudne, aby znaleźć dla nich wspólną platformę komunikowania się i dzielenia problemami, skoro mają tak różne doświadczenia. Sama nie wiem jak to wyjaśnić córce, która ma rodziców. Ona też musi rozmawiać z dziećmi, które przeżywają stratę najbliższych.
Więc jak rozmawiasz z córką?
Katia ma 12 lat, nie jest już dzieckiem, ale nie jest jeszcze dorosła. To typowa nastolatka, czasem trudno do niej dotrzeć. Kiedy są alarmy staram się jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. „Nie bój się, to jest tam daleko. Przeżyjemy to wszystko.” - mówię. Teraz nie ma w sobie wielkiego strachu, ale nie wiem, co będzie później, za kilka lat, jak to się w niej odłoży. Nie wiemy, jak jej generacja będzie się tym problemem zajmowała w przyszłości, jak będzie przepracowywała temat wojny.
Historia pokazuje, że przekazujemy sobie takie traumy z pokolenia na pokolenie.
Przez ostatnich 100 lat każdy z mojej rodziny żył podczas wojny. Moi pradziadkowie to pokolenie I wojny światowej, dziadkowie II, a teraz moi rodzice, ja i córka, jesteśmy świadkami wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Życie w ciągłym stanie wojny to wielka tragedia naszego kraju
Urodziłam się w 1982 roku w ZSRR, kraju, który dziś nie istnieje. Moja młodość przypadła na czas walki o niezależność Ukrainy. I właściwie tylko przez chwilę czułam, że żyję w nowym, wolnym kraju. Ledwo zaczęliśmy się oswajać z tą sytuacją, gdy zaczęły się rewolucje, najpierw pomarańczowa w 2005 roku, potem rewolucja godności w 2014, a teraz pełnoskalowa wojna. Żyję w permanentnym poczuciu braku bezpieczeństwa.
Rozważałaś wyjazd z kraju?
Rozumiem rodziny, które opuszczają Ukrainę, bo straciły wszystko, mają małe dzieci albo mieszkają bardzo blisko frontu. Dzwonią do mnie znajomi z zagranicy i pytają, czy myślę o przyszłości swojego dziecka. Co zamierzam zrobić, gdy wojna nie skończy się jeszcze przez kilka lat? Oczywiście mieszkając we Lwowie, mieście o wiele bezpieczniejszym od wschodniej Ukrainy, trochę inaczej na to wszystko patrzę. Choć tu też były ataki rakietowe, w których zginęli ludzie, są alarmy i bywa niebezpiecznie. Jednak nie jestem pewna, czy dla mojej córki byłoby lepiej, gdyby mieszkała zagranicą. Tutaj chodzi do szkoły, tutaj ma przyjaciół, jesteśmy razem w naszym domu, który zna od urodzenia.
Wolę być tutaj z naszymi ludźmi i wspólnie przeżywać, to co się dzieje w kraju. Trudno mi sobie wyobrazić pracę poza Ukrainą.
Jesteś bardzo związana ze Lwowem?
Lwów stał się naszym rodzinnym miastem, choć historia moich przodków jest złożona. Mój pradziadek, który też był fotografem, pochodził z Rosji. Uciekł z niej po rewolucji w 1917 roku na Ukrainę. Swoją żonę, Polkę z Białegostoku poznał w pociągu. Zakochali się w sobie i pobrali, mój tata urodził się we Lwowie. Rodzina mojej mamy pochodzi z zachodniej Ukrainy. Moja babcia znała co najmniej siedem pokoleń przodków, którzy mieszkali w pobliżu miasta Olesko. Jednak moja mama też urodziła się we Lwowie. Prababcia miała na imię Kateryna, były prawdziwymi przyjaciółkami z moją matką. W związku z tym, kiedy się urodziłаm, moja mama od razu wiedziała, jak mnie nazwać. Moja córka też ma na imię Katіa.
Jaką jesteś dziś mamą?
Pozwalam Kati na prawie wszystko. Być może jestem nadopiekuńcza, ale z powodu wojny staram się być blisko córki, nawet w nocy. Zależy mi, żeby się rozwijała, żeby wiedziała, czego chce od życia i zawsze mogła powiedzieć, to co myśli. Gdy coś ją zainteresuje, gdy coś lubi robić, staram się to rozwijać. Teraz interesuje się sztuką, tworzy komiksy, więc uczestniczy w zajęciach indywidualnych.
Przed wojną dużo podróżowaliśmy. Uważam że, to najlepszy rodzaj edukacji
Masz wtedy szansę podejrzeć jak żyją inni i przekonać się, że ludzie są bardzo różni. Opowiadam córce o mojej pracy, często fotografuję ludzi starszych czy rodziny wychowujące niepełnosprawne dzieci. Pokazuję jej te fotografie i teksty, dzielę się swoim doświadczeniem, żeby była tolerancyjna wobec innych ludzi. Katia chodzi do szkoły integracyjnej, tam słyszy to co my również chcemy jej przekazać: Nie jesteśmy tacy sami, świat jest różny. Zależy mi, aby umiała to przyjąć.
Kateryna Moskaliuk jest dziennikarką i fotografką dokumentalną. Mieszka we Lwowie. Dokumentuje życie wewnętrznych przesiedleńców, wolontariuszy i świadków zbrodni rosyjskich okupantów. Jej prace były publikowane w Bloomberg Businessweek, The Ukrainians, Forbes Ukraine i innych. Jeśli chodzi o fotografię, Katia dorastała z nią: jej pradziadek był fotografem i artystą, który miał drewniany aparat na szklane płyty, jej babcia była architektem, a jej ojciec zawsze interesował się fotografią, mimo że pracował jako inżynier.
Ukraina: życie bez prądu
Maria Burmaka, piosenkarka, producentka, Kijów - Lwów:
Kiedy nie ma prądu, znika też woda. Dlatego – ha-ha-ha – kupiłam karnet na siłownię w pobliżu mojego domu (a ceny rocznych karnetów są teraz fantastyczne). Siłownia, podobnie jak reszta centrum handlowego, działa na generatorach, a dla mnie liczy się nie tyle sport, co fakt, że mogę tam wziąć prysznic, umyć się i wysuszyć włosy każdego dnia o każdej porze. Mam dość wstawania o 5 rano, by umyć i ułożyć włosy!
Kupiłam też niezbyt mocną suszarkę i niezbyt mocną prostownicę do włosów na baterie. Najważniejsze, że jestem czysta, podobnie jak moje ubrania.
W domu ładuję pralkę do pełna i czekam na dogodny moment, aby włączyć ją na pełny cykl. Co do pogniecionych ubrań, to dziś już nikogo nimi nie zadziwisz; to wręcz trend.
Anastazja Nowycka, ekonomistka, Kijów:
By się dowiedzieć, kiedy wyłączą prąd, korzystam z aplikacji „Cyfrowy Kijów”. Bardzo ważne jest, by naładować niezbędne urządzenia elektroniczne zawczasu. Moja lista obejmuje dwa laptopy, power banki, stację ładującą, lampę wielokrotnego ładowania, latarkę, e-booka i smartfon. Gdy te urządzenia są naładowane, można pracować do 8 godzin. A jeśli przerwy w dostawie prądu trwają dłużej, mogę iść do biura, przestrzeni coworkingowej albo do znajomych, którzy akurat mają zasilanie.
Przerwy w dostawie prądu nauczyły mnie kilku trików:
- raz dziennie nalewam gorącą wodę do termosu, dzięki czemu nie muszę szukać miejsca do podgrzania wody, by zaparzyć sobie kawę z mlekiem czy chińską herbaty;
- w zamrażarce trzymam pojemniki z lodem. Utrzymują niską temperaturę w lodówce, gdy nie ma prądu. Butelki z lodem stawiam na półkach z gotową do spożycia i łatwo psującą się żywnością;
- jeśli wiesz, kiedy wyłączą prąd, możesz zawczasu wykonać wiele prac domowych, jak gotowanie czy pranie. Albo – jeśli mieszkasz na wysokim piętrze – zrobić zakupy, kiedy dopóki jeszcze działa winda.
Regina Gusejnowa-Czekurda, prawniczka:
Mam szczęście: nie mam biura na 25. piętrze, ale na drugim. Utknięcie w windzie to mój największy strach, więc przestałam odwiedzać znajomych i chodzić do klientów, którzy mieszkają powyżej 5. piętra. Mam nadzieję, że się nie obrażą.
W mieście Browary, gdzie mieszkam, prąd jest odcinany na długie godziny, a co szczególnie nieprzyjemne – w nieokreślonych porach. Najdłuższa przerwa trwała ponad 8 godzin. Dobrze, że jest lato. W moim domu na prąd działa kocioł grzewczy i pompa wodna, więc kiedy nie ma prądu, nie ma też ogrzewania ani wody.
Podczas poprzednich przerw w dostawach prądu musiałam kupić piec opalany drewnem, tak zwaną burżujkę, oraz zasilacz bezprzewodowy z akumulatorem. Na szczęście w ciepłej porze roku nie ma problemu ogrzewania, a kwestię nieczynnej pompy rozwiązuję, robiąc zapasy wody. Trzymam ją wszędzie: w łazience do mycia i spłukiwania, na umywalce do mycia zębów i rąk, w kuchni do mycia naczyń. Aby przetrwać zimę, kupiłam już wózek na drewno opałowe i planuję zakup kolejnego akumulatora.
Waleria N., specjalistka od poligrafii, Kijów:
Ten ciągły niepokój, który wywołuje we mnie wojna, potrafię rozładować tylko w jeden sposób: poprzez seks. Obecnie nie mam stałego partnera, więc pomagają mi gadżety. Niedawno zamówiłam w Internecie błyszczące, kosmiczne urządzenie do samodzielnej przyjemności! Jedyną jego wadą jest to, że nie pomyślałam o zasilaniu na baterie i kupiłam takie, które jest ładowane z gniazdka przez kabel. Kto wiedział, że przerwy w dostawie prądu mogą trwać dłużej niż 10 godzin dziennie?
Pech ciał, że któregoś szczególnie dla mnie trudnego dnia, gdy byłam zdenerwowana i zła, mój najbardziej niezawodny przyjaciel i partner w terapii antystresowej był rozładowany. Nie wytrzymałam. Pobiegłam do najbliższego oddziału Nova Post [największa ukraińska firma kurierska – red.], gdzie jest generator. „Czy mogę się tu naładować?” – zapytałam. „W zasadzie tak, ale tylko jeśli masz coś pilnego” – odpowiedzieli. Rozważyłam za i przeciw, po czym pokazałam pracownikowi poczty to, co miałam w torebce. Okazał się bardzo taktownym człowiekiem i nie zadał mi już kolejnego pytania. Ładowałam ten wibrator, stojąc tuż za starszą panią ze starą Nokią. Sterczałam tam z nim w ręku przez 45 minut. I cóż mogę powiedzieć? Po tej przygodzie staliśmy się sobie jeszcze bliżsi.
Anna Rodionowa, producentka, Warszawa - Kijów:
Przyjaciółka w Kijowie ma 6-miesięczne dziecko. Nie karmi go już piersią, więc konieczne jest regularne podgrzewanie pokarmu dla niemowląt. Kiedy pojawia się taka potrzeba, a nie ma prądu, przyjaciółka zabiera dziecko, torbę i idzie do Nova Post. Kiedy przyszła tam po raz pierwszy, personel pozwolili jej skorzystać z kuchenki mikrofalowej na zapleczu – by mogła od razu nakarmić córkę, zamiast zabierać podgrzane jedzenie do domu. A po wszystkim powiedzieli, że może wrócić w każdej chwili. Wyznała mi, że zalała się wtedy łzami.
Bez względu na to, kto akurat pracuje w oddziale Nova Post, odpowiedź zawsze brzmi mniej więcej tak: „Oczywiście, możesz skorzystać z naszej kuchni i nakarmić swoje dziecko. Wszystko ci pokażemy, pomożemy”. Ukraińcy są niesamowici, z takimi ludźmi człowiek nie boi się wojny.
Igor Minczuk, Krzemieńczuk:
W Krzemieńczuku są harmonogramy wyłączeń, każde trwa zwykle 2-3 godziny. Mieszkamy na 9. piętrze, do pracy chodzimy pieszo. Moja córka wcześniej bała się wind, a teraz boi się jeszcze bardziej. Uprawiamy fitness: na zakupy chodzimy z plecakami, bo z nimi wygodniej jest na schodach. W domu mamy kuchenkę gazową, więc nie ma problemów z gotowaniem. Ale czasem jemy kolację przy latarkach – mamy zapas baterii.
Zauważyłem, że odkąd są przerwy w dostawach prądu, ludzie częściej wychodzą z domów, by się spotykać. Wiele osób spaceruje teraz po parkach, siedzi na ławkach, spędza razem czas. My robimy to samo. Kiedy nie ma prądu, staramy się gdzieś wyjść. Często jeździmy na daczę i gotujemy nad ogniskiem. To romantyczne.
Natalia Ryaba, dziennikarka serwisu Sestry.eu, Warszawa - Kijów:
Brak prądu przez wiele godzin to nowa rzeczywistość dla Ukraińców. Tydzień temu wróciłam z Warszawy do domu w Kijowie. Pociąg przyjechał około 23:00. Z dworca odebrał mnie mąż, jechaliśmy do domu pustymi, ciemnymi ulicami Kijowa.
Przed wejściem do bloku włączył latarkę w telefonie komórkowym i ostrzegł mnie: „Żadnych wind, nawet gdy jest prąd. Bo utkniesz!” Ciemny korytarz i w końcu – nasze drzwi. Otwieramy je, a mieszkanie wygląda jak świąteczny film Disneya. Ściany pokryte świątecznymi girlandami, pokoje oświetlone świecami zapachowymi. Zanurzyłam się w tej atmosferze, a moja dusza poczuła się radośnie i ciepło. Mąż i syn zaaranżowali to niesamowite piękno na mój przyjazd!
Następnego dnia spotkałam się z moją przyjaciółką w centrum Kijowa. Złota Brama, aleja Pejzażowa, Zejście Andrzeja, Padół. Oglądamy piękny zachód słońca, a na ulicach zapalają się wieczorne światła. Mój ulubiony bar na Padole nie jest w stanie pomieścić wszystkich młodych ludzi – część z nich siedzi na schodach, żywo rozmawiając i popijając zimne prosecco. Przez chwilę wydaje mi się, że nie ma wojny. Ale dochodzę do mojej dzielnicy i wracam do rzeczywistości: wszystkie domy są pogrążone w ciemności. Przez chwilę jest niesamowicie, potem księżyc wychodzi zza chmury.
Robię kilkanaście zdjęć i w pobliżu mojego domu orientuję się, że mimo braku oświetlenia plac zabaw jest pełen dzieci. Dziewczynki na huśtawkach, chłopcy na rowerach, wszędzie słychać dziecięcy śmiech. Jasny księżyc oświetla plac zabaw i dzieci, które nie chcą iść do domu, bo jest dopiero dziesiąta wieczorem, a to przecież wakacje. Nieważne, że nie ma prądu. Lato jest dla zabawy.
Maryna Romanenko, aktywistka ekologiczna, Mikołajów:
Przez cały czas słuchasz rytmu: nalot/odwołanie nalotu. W Mikołajowie ten rytm jest szalony ze względu na bliskość frontu. Teraz mamy przerwy w dostawach prądu. Na szczęście jest lato, więc łatwiej to znosić, bo wiesz, że dzieci nie będą głodne i nie zamarzną. „Mikołajówoblenergo” SA [jedna z głównych firm energetycznych na południu Ukrainy – red.] niezwłocznie informuje nas o godzinach przerw. Gdy prądu nie ma wieczorem, jest okazja, by porozmawiać z dziećmi, zwłaszcza gdy nie zdążyły naładować swoich telefonów. Często też wykorzystujemy ten czas na spacer. Może być ciemno, ale jesteśmy razem.
Nataliia Żukowska, dziennikarka Sestry.eu, Rzeszów – Kijów:
Moi rodzice mieszkają w małej wiosce Drabiw w obwodzie czerkaskim, 170 km od Kijowa i 400 km od linii frontu w Charkowie. Ludzie tam zazwyczaj budzą się o świcie. Wstają wraz ze słońcem, by rano nakarmić bydło i popracować w ogrodach, zanim zrobi się zbyt gorąco. Elektryczność w wiosce jest wyłączana tak jak w reszcie regionu. Moja matka mówi, że na początku mieli z tym problem, ale teraz już się przyzwyczaili i wszystko planują.
Brak prądu jest najbardziej odczuwalny wieczorem. Zamiast oglądania telewizji, mamy komunikację na żywo. Zamiast śledzić wiadomości, urządzamy w kuchni herbatkę przy świecach. I tak codziennie od godziny 20.00. Brak światła dał moim rodzicom możliwość spędzania ze sobą więcej czasu.
Wysłałam obojgu porządne power banki z Polski. Po jakimś czasie zadzwoniłam do mamy rano, a wieczorem do taty – ale ich telefony były wyłączone. Następnego dnia dodzwoniłam się – powiedzieli, że zapomnieli naładować. Wyznali, że mają wrażenie, jakby wrócili do czasu swoich pierwszych randek, kiedy byli tylko we dwoje. Mama mówi: „Znowu zaczęłam słyszeć tatę”. A tata przypomniał sobie, jak świetnie mu się z mamą rozmawia. Po co telefon, gdy najbliższa osoba jest tuż obok?
Czerwiec 2024 w Ukrainie na zdjęciach
Czerwiec obfitował w niezwykle ważne wydarzenia dla Ukrainy. Szczyt Pokojowy w szwajcarskim Burgenstock, szczyt G7, wybory do Parlamentu Europejskiego, wybór nowego szefa NATO, zachowanie stanowiska przewodniczącej Komisji Europejskiej przez Ursulę von der Leyen, podpisanie 10-letniej umowy z USA o bezpieczeństwie, która zapowiada przyjęcie Ukrainy do NATO.…i to najważniejsze: rozpoczęcie przez EU negocjacji akcesyjnych z Ukrainą! W tle dużej polityki toczy się życie codzienne Ukrainek i Ukraińców, w czerwcu skupione wokół emocji sportowych na Euro 2024, śmierci Iry i przerwach w dostawie prądu spowodowanych uszkodzeniem przez Rosjan ukraińskiej infrastruktury energetycznej.
Dzieci bawią się w zniszczonymi przez ostrzał budynkami mieszkalnymi w Kostyantynówce we wschodnim obwodzie donieckim, 22 czerwca 2024 r.
Prezydentka Szwajcarii Viola Amherd patrzy na prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego podczas sesji fotograficznej uczestników szczytu pokojowego w luksusowym kurorcie Burgenstock niedaleko Lucerny, 15 czerwca, 2024. Światowi przywódcy spotkali się w Szwajcarii, aby wypracować proces pokojowy dla Ukrainy, po rosyjskiej inwazji na ten kraj w 2022 roku.
17 czerwca fotografowie Kostiantyn i Vlada Liberov opublikowali na swoim Instagramie zdjęcia ukraińskich jeńców wypuszczonych z rosyjskiej niewoli. “To były nasze najtrudniejsze zdjęcia w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Wysłaliśmy je na Szczyt Pokojowy w Szwajcarii, aby posłużyły podczas negocjacji odnośnie uwolnienia pozostałych jeńców.“ - przekazali mediom fotografowie. Część jeńców schudła w niewoli nawet 40-50 kg, teraz dochodzą do zdrowia w obozach rehabilitacyjnych, gdzie pracują z nimi również profesjonalni psychologowie.
“Mówiono już o tym wiele razy, ale powtarzamy to jeszcze raz. XXI wiek, centrum Europy, era najnowocześniejszych technologii i sztucznej inteligencji. I właśnie tu i teraz ma miejsce największe ludobójstwo od czasów drugiej wojny domowej. Te zdjęcia są tego dowodem.” -mówią Kostiantyn i Vlada Liberov.
Pracownicy Oceanarium w Walencji karmią jedną z dwóch bieług, Plombira i Mirandę, z delfinarium NEMO w Charkowie na Ukrainie, 19 czerwca 2024 r. Dwa wieloryby bieługi zostały ewakuowane z akwarium w Charkowie do Hiszpanii w ramach operacji „wysokiego ryzyka” sił lądowych i powietrznych.
Uczestnicy ceremonii pogrzebowej Iryny „Czeki” Cybucha w Monastyrze Michajłowskim o Złotych Kopułach w Kijowie, 2 czerwca 2024 r. Iryna „Czeka” Cybuch, 25-letnia sanitariuszka bojowa batalionu medycznego „Szpitalnicy”, ukraińska aktywistka, dziennikarka Telewizji Publicznej „Suspilne Ukraina” zginęła 29 maja podczas ewakuacji rannych na północ od obwodu charkowskiego. W listopadzie 2023 r. Prezydent Ukrainy odznaczył ją Orderem Zasługi III stopnia; w marcu 2024 r. została laureatką nagrody „Ukraińska Prawda-100. Siła kobiet”. Po złożeniu ostatniego hołdu w Kijowie, Iryna Tsybukh zostanie pochowana we Lwowie, skąd pochodziła.
Prezes Ukraińskiego Związku Piłki Nożnej Andrij Szewczenko pozuje do fotografii przed instalacją uszkodzonych foteli w barwach Ukrainy sprowadzonych z Charkowa do Monachium, 17 czerwca 2024 r. W Niemczech trwają Mistrzostw Europy UEFA Euro 2024, instalacja poświęcona jest obiektom sportowym, które zostały zbombardowane podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej. Charków był jednym z miast gospodarzy Mistrzostw Europy w piłce nożnej UEFA Euro 2012. Na potrzeby tych zawodów wybudowano stadion Со́нячний, który później służył jako baza treningowa ukraińskiej drużyny narodowej w piłce nożnej. Został on zniszczony przez rosyjski ostrzał w maju 2022 roku.
Muzyk uliczny gra na pianinie podczas częściowej przerwy w dostawie prądu w Kijowie, 6 czerwca 2024 r. Z powodu rosyjskich ataków na infrastrukturę energetyczną Ukraina stanęła w obliczu poważnych niedoborów energii, podczas których część stolicy i kilka regionów pogrążyły się w ciemnościach.
Ukrainki przeskakują ogień podczas tradycyjnych obchodów Nocy Świętojańskiej w pobliżu stolicy Kijowa, 23 czerwca 2024 r. Święto jest nadal obchodzone w Ukrainie, wiele osób wierzy, że skok przez ogień oczyści ich ze złych duchów.
Ukraińscy żołnierze i działacze społeczności LGBTQ podczas „Kyiv Pride 2024” w Kijowie, 16 czerwca 2024 r.
Ania, 5-letnia córka i Katia, żona Władysława Korniychuka, ukraińskiego żołnierza, który zginął w akcji, opłakują jego grób na cmentarzu Łyczakowskim w Dniu Żałoby i Pamięci Ofiar Wojny we Lwowie, 22 czerwca 2024 r.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel podczas ceremonii podpisania porozumienia o bezpieczeństwie między Ukrainą a Unią Europejską w trakcie szczytu Rady Europejskiej w siedzibie UE w Brukseli, 27 czerwca 2024 r.
Bohaterki Aleksandry Hirszfeld budują nowy ład społeczny
<frame>Aleksandra Hirszfeld jest filozofką i artystką, której projekty koncentrują się na analizie i kształtowaniu świadomości społecznej. Jest autorką i reżyserką 100-odcinkowego cyklu dokumentalnych wywiadów z liderkami społecznymi „Entuzjastki”, stworzonego z okazji 100. rocznicy uzyskania przez Polki praw wyborczych i emitowanego na antenie CANAL+. Jako inicjatorka, producentka kreatywna i reżyserka, współzorganizowała pierwszy World Women Summit we współpracy z producentem tego wydarzenia - Pocket Project Foundation. Jest także pomysłodawczynią jednej z pierwszych w Polsce platform informacyjnych realizujących „dziennikarstwo rozwiązań”, które analizowało problemy współczesnego świata z perspektywy ich rozwiązywania. <frame>
Kim jesteś?
Entuzjazm to piękne słowo, mówiące o energii, która motywuje. Kim są „Entuzjastki”? Co zmotywowało Cię do stworzenia tego projektu?
Od zawsze działałam na przecięciu teorii i praktyki. Interesuje mnie badanie zjawisk społecznych, zwłaszcza świadomości społecznej, a jednocześnie wywodzę się z działań artystycznych. Sztuka, zwłaszcza współczesna, daje możliwość przekazania pewnych treści w bardziej przekonujący sposób dla odbiorcy.
Kiedy w 2015 roku do władzy w Polsce doszła prawica, sytuacja w kraju stała się nieprzyjemna: pojawiły się kwestie natury politycznej, dotyczące sądownictwa i praw kobiet.
Wydawało się, że ktoś kradnie naszą demokrację. Że to, co z takim wysiłkiem udało nam się zdobyć, wyrzuca się do kosza
Dlatego też idea „Entuzjastek” zrodziła się z potrzeby serca. Miałam poczucie, że jeśli nie zapalę sobie światła, to popadnę w marazm. Mimo braku funduszy na starcie projektu, zdecydowałam się podjąć ryzyko i zaraz po otrzymałam grant od ambasady Stanów Zjednoczonych. Było to też zasługą wspaniałych osób, które spotkałam po drodze i które wsparły mnie w realizacji inicjatywy – mam na myśli m.in. Magdę Sobolewską, producentkę czy Joannę Piotrowską z Fundacji Feminoteka. Bez nich ten projekt by się nie udał. Oraz sztab innych cudownych postaci. Ten projekt to wysiłek udanej pracy zespołowej. Pomyślałam wtedy: skoro świat otwiera przede mną drzwi i wszystko się układa, to jestem na dobrej drodze.
Tak powstało sto wywiadów z kobietami z całej Polski, które swoją działalnością przywracają znaczenie działaniom prospołecznym w naszym kraju. Wśród nich znajdują się zarówno postacie z pierwszych stron gazet, jak i mniej znane szerokiej publiczności. To aktywistki działające w różnych dziedzinach: praw człowieka, praw kobiet, ochrony zwierząt, ochrony środowiska, zdrowia, edukacji, kultury czy technologii. Są również bizneswomen, nauczycielki i lekarki, co potwierdza, że aktywistką można być niezależnie od wykonywanego zawodu. Aby uniknąć subiektywnego wyboru, powołaliśmy kapitułę ekspercką w skład której wchodzili m.in przedstawiciele uczelni czy wiodących gazet. To oni wyłonili sto kandydatur według określonych kryteriów.
Kiedy przeglądałam rozmowy z tymi kobietami, zauważyłam, że każdej z nich zadano powtarzającą się serię pytań, która zaczynała się od kluczowego: „Kim jesteś?”.
To jedno z fundamentalnych pytań, na które każdy człowiek musi odpowiedzieć sobie sam. Ważne jest, aby spojrzeć na siebie z perspektywy filozoficznej i uświadomić sobie własną esencję jako człowieka oraz swoją rolę na świecie.
Seria zaś wynikała z tego, że zależało nam na wydobyciu jakiegoś wspólnego mianownika dla tych 100 kobiet. Okazało się, że każda z nich, w pewnym momencie życia, musiała zmagać się z problemami – walczyć o swoje czy innych prawa lub przetrwanie. Poszukiwanie wyjścia z trudnych sytuacji trwało często wiele lat, lecz dzięki temu mogły teraz dzielić się bogatym doświadczeniem, aby inne osoby mogły uniknąć podobnych trudności i osiągnąć cele znacznie szybciej.
To ich wspólna cecha jest bardzo wzruszająca.
Jesteś entuzjastką?
Myślę, że tak. Ten projekt stał się dla mnie bardzo osobisty. W tych kobietach szukałam odpowiedzi zarówno dla siebie, jak i dla świata, a rozmowy z nimi miały również dodatkowy wymiar terapeutyczny. Już podczas realizacji tego projektu zapragnęłam, aby kiedyś rozszerzyć go na skalę światową i dowiedzieć się, jak buduje się świadomość kobiet działających prospołecznie na poziomie globalnym.
World Women Summit również narodził się w czasie kryzysu?
Tak. Pandemia, wojna, kryzys ekonomiczny, napięcia geopolityczne i dodatkowo kryzys osobisty... Pod koniec pracy nad Entuzjastkami byłam wypalona i nie byłam w stanie niczego stworzyć. Wtedy postanowiłam przerwać pracę w świecie zewnętrznym i skupiłam się na pracy wewnętrznej. Trafiłam na książkę „Collective Trauma Healing” Thomasa Hübla [Thomas Hübl jest austriackim pedagogiem i pisarzem, który zajmuje się badaniem i terapią traumy kolektywnej – red]. Szukałam informacji o autorze w Internecie i dowiedziałam się, że wkrótce ma się odbyć prowadzony przez niego kurs w Niemczech.
Pojechałam – i poznałam Thomasa osobiście. Opowiedziałam mu o „Entuzjastkach”, a on opowiedział mi o założonej przez siebie fundacji Pocket Project. Wtedy fundacja ta zajmowała się m.in. problematyką przywództwa kobiet w kontekście terapii kolektywnej traumy (collective trauma healing). Chciałam, by zostali partnerem „Entuzjastek”, ale dostałam propozycję od CEO Fundacji, Koshy Joubert, nie do odrzucenia: stworzyć dla nich osobny projekt.
W Świat pojedynczy kobiet (WWS) Skoncentrowaliśmy się na trzech obszarach tematycznych: budowaniu pokoju, przeciwdziałaniu polaryzacji świata (w szczególności budowaniu dialogu) oraz leczeniu zbiorowej traumy. W tych obszarach szukaliśmy osób, które mają praktyczne doświadczenie i mogą się nim dzielić. Między innymi mamy specjalistów z regionów, w których trwają konflikty zbrojne. W sumie udało nam się przyciągnąć 28 mówców i mówców.
— Czyli mężczyźni są nadal obecni na szczycie kobiet?
Energia kobiet jest silna, ale mężczyźni też. Wśród naszych prelegentów — Tomasz Hübl, a także Sami Awad— Palestyński aktywista, bojownik pokojowy, założyciel Holy Land Trust. Podkreśla, że pokój na świecie osiąga się poprzez duchową pracę każdego człowieka. Jeśli w nas toczy się wojna, to wokół będzie wojna. Efekt lustra. Z jednej strony nie ma nic nowego w jego pomyśle, ale mimo to światu brakuje dobrych liderów.
Moim zdaniem obecnym przywódcom brakuje energii tradycyjnie kojarzonej z kobiecą.
---- Kiedy mówisz o kobiecej energii, co dokładnie masz na myśli?
Każdy z nas — niezależnie od płci — ma w sobie zarówno męską, jak i żeńską energię. Zarówno pozytywne, jak i negatywne. Współczesny świat jest zbudowany w taki sposób, że przebywanie w agresywnych mężczyznach czyni nas... bezpieczniejszymi. Aby przetrwać, nawet kobiety często przyjmują męski wzorzec zachowania. To, czego światu brakuje obecnie dla równowagi, to energia związana z miłością, empatią, troską, intuicją. Chodzi również o to, jak myśleć w sposób holistyczny, a nie w oddzielnych elementach. O przejrzystości, współpracy, komunikacji, umiejętności słuchania.
Kobiety są w stanie rozwiązywać problemy w niestandardowy sposób. W przypadku kryzysu w systemie - w rządzie lub firmie - kobieta zostaje powołana na stanowiska kierownicze, aby uratować sytuację
Dobrym przykładem takiej decyzji jest na przykład Nowa Zelandia i przywództwo Jacindy Ardern.
Przyszłość (nie) należy do matriarchatu
Wybraliście format online dla pierwszego WWS. Jak poszło? Kim są kobiety, które potrafią zmienić świat i które zrobiły największe wrażenie?
Szczyt trwał 5 dni na platformie Pocket Project, która specjalizuje się w wydarzeniach online. W konferencji wzięło udział około 3000 osób. Wtedy dostęp do sesji był darmowy, teraz cały pakiet wystąpień można wykupić na stronie internetowej.
Wśród naszych mówczyń jest na przykład Pat McCabe, kobieta, która mnie oczarowała swoim uziemieniem i haryzmą. Jest rdzenną Amerykanką z plemienia Navajo, aktywistką, artystką i pisarką. W swoich praktykach opiera się na tradycyjnych naukach Indian. Uważa, że pierwszą i fundamentalną zasadą, którą musimy szanować, jest prawo Matki Ziemi, które powinno być uwzględnione w każdej konstytucji.
Niezwykła Feride Rushiti z Kosowa, której wywiad szczególnie polecam. W 1999 roku, po wojnie domowej, jako młoda lekarka założyła Kosowskie Centrum Rehabilitacji dla Ofiar Tortur. Działała intuicyjnie, pomagając ofiarom, mimo że w tamtych czasach przyznanie się do np. gwałtu było wstydem dla całej rodziny. Feride stworzyła kompleksowe programy rehabilitacyjne, obejmujące leczenie, wsparcie psychologiczne i pomoc prawną, co miało istotny wpływ na reintegrację społeczną ofiar wojny.
Nie można oczywiście pominąć wywiadu z Ołeksandrą Matwijczuk, ukraińską prawniczką i działaczką na rzecz praw człowieka. Centrum Wolności Obywatelskich, którym kieruje, otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla w 2022 roku za zbieranie świadectw ofiar rosyjskich zbrodni wojennych. Ich praca koncentruje się na wykorzystaniu nowoczesnych technologii do śledzenia i dokumentowania przypadków łamania praw człowieka. Zadziwiające jest, jak Ołeksandra zachowuje wewnętrzną miękkość i subtelność, nawet w obliczu najstraszniejszych ludzkich tragedii.
Poruszyła mnie też rozmowa z Kelsey Blackwell, ekspertką od pracy z ciałem, której podejście koncentruje się na wykorzystaniu praktyk cielesnych do leczenia i dekolonizacji, szczególnie w przypadku kobiet kolorowych. Zachęcam do przeczytania jej książki na ten temat.
Przyszłe matki mogą się zainspirować wywiadem z Ibu Robin Lim, cenioną położną, znaną ze swego holistycznego podejścia do zdrowia matki i dziecka. Robin pracuje na Bali, gdzie założyła klinikę Bumi Sehat, promując naturalne porody oraz praktyki wspierające zdrowie fizyczne i emocjonalne kobiet.
Spośród Polek w szczycie wzięła udział Paulina Bownik. Jest lekarką, która pracowała na granicy polsko-białoruskiej, pomagając tym, którzy wycieńczeni z zimna i głodu próbowali przetrwać nieludzkie pushbacki. To doświadczenie miało ogromny wpływ na nią i jej stan emocjonalny. Jej przykład pokazuje też, że nie można zrzucać ważnych spraw na barki jednostek. Problem na naszej granicy z Białorusią wciąż pozostaje nierozwiązany i wymaga działań systemowych.
Osobny blok szczytu poświęcono medytacji. Był też i polski w nim akcent, z czego się ogromnie cieszę. Nitya Patrycja Pruchnik reprezentuje ruch niedualności. Jest jedną z liderek zajmujących się transformacjami duchowymi.
Jednak najbardziej utkwił mi w pamięci wieczór, kiedy połączyliśmy się z przedstawicielami Parents Circle – Families Forum (PCFF). Organizacja ta zrzesza palestyńskie i izraelskie rodziny pogrążone w żałobie po stracie najbliższych, przekształcając ich wspólny ból w potężną siłę na rzecz pokoju. Słuchając historii Robi Damelin i Laily AlSheikh, miałam ciarki na plecach. Te kobiety, które straciły swoje dzieci podczas konfliktów zbrojnych, apelują o pokój.
Wierzę, że gdyby takie osoby zarządzały światem, wojny by nie istniały
Musimy dążyć do stworzenia sieci liderek i liderów, którzy pragną dobra społeczeństwa i mówią prawdę z poziomu serca, zamiast recytować polityczne programy.
Potrzebujemy siebie nawzajem
Sądzisz, że przyszłość należy do matriarchatu? Na czym polega problem z „męskim” światem i patriarchalnym społeczeństwem?
Nie zapominajmy, że klasycznie pojmowana męska energia ma również pozytywne aspekty: odwagę, determinację, zdolność do ochrony i podejmowania ryzyka. Jednak patriarchalne społeczeństwo często przejawia się w agresji, rywalizacji, kontroli i hierarchiczności, co wpływa na każdy aspekt życia społecznego, politycznego i gospodarczego.
Rozwiązaniem dla przyszłości nie jest matriarchat, lecz zrównoważone społeczeństwo, w którym pierwiastki kobiece i męskie harmonijnie się uzupełniają
Odwaga i determinacja mogą doskonale współistnieć z intuicją i troską. Potrzebujemy siebie nawzajem.
W chwili obecnej jednak często my kobiety musimy dokonywać przebiegłych sztuczek, aby przeciwdziałać sile patriarchatu i wprowadzać jakości związane z pokojem i harmonią. Kiedyś zajmowałam się badaniem seksualności. Znalazłam ciekawy moment w historii świata: w Liberii, w okresie długotrwałej wojny domowej, Leymah Gbowee zjednoczyła chrześcijańskie i muzułmańskie kobiety w międzywyznaniowym ruchu, Women of Liberia Mass Action for Peace. Udało im się zatrzymać krwawy konflikt, ciągnący się od 14 lat, m.in. bardzo nietypowym sposobem: zorganizowały strajki seksualne. Czyli odmówiły uprawiania seksu ze swoimi mężami, dopóki ci nie dojdą do porozumienia.
Jak widać, kobiecy spryt w walce o pokój nie zna granic. Gbowee wraz z prezydentką Ellen Johnson Sirleaf, która objęła po tym okresie rządy, otrzymały wspomnianą pokojową Nagrodę Nobla. Ta historia nie powinna mieć jednak miejsca.
Czy wydarzenia w Ukrainie wpłynęły na Twoją twórczość? Jak postrzegasz rolę Ukrainy i Polski w procesie budowania nowoczesnego systemu pokojowego?
W obliczu coraz bardziej wymagających wydarzeń geopolitycznych, trudno skupić się na twórczości. Nie wiemy, kiedy zakończy się wojna w Ukrainie – z tego, co słyszę, nie nastąpi to szybko. Nieznany jest również wpływ tej wojny na geopolitykę innych krajów.
Poza tym, wojna ta, podobnie jak inne wspomniane w tym wywiadzie kryzysy, będzie miała głęboki wpływ na naszą psychikę. Już teraz nasze społeczeństwa doświadczają traumy na wielu poziomach – osobistym, kulturowym, narodowym i informacyjnym. I tym powinniśmy się zająć. Dodatkowo stykamy się na codzien z traumą międzypokoleniową. Na przykład, jeśli twoja prababka przeżyła gwałt, to doświadczenie może wpłynąć na ciebie. Związek ten potwierdzają badania naukowe, pokazujące, jak traumy mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Polska i Ukraina znajdują się na pograniczu świata zachodniego i wschodniego.
Jednocześnie niezwykle ważne jest, abyśmy zmienili wektor przekazywania wiedzy. Wojna w Ukrainie wynika również z bagatelizowania informacji i wiedzy płynących ze Wschodu na Zachód.
Obserwujemy znaczącą tendencję, gdzie to Zachód przekazuje wiedzę “jak żyć”. Musimy zmienić zasady gry
Nie można patrzeć na świat przez jedną soczewkę – konieczna jest wzajemna wymiana perspektyw. Rolą obu naszych krajów w tym procesie jest dzielenie się wiedzą i doświadczeniem, aby zyskać pełniejszy obraz rzeczywistości.
To także misja innych regionów odległych od Europy – Ameryki Południowej, Indii, Chin i krajów afrykańskich. Społeczności na całym świecie potrzebują rozwiązań, które sprawdziły się niezależnie od kraju, polityki czy wyznania. Aby budować lepszą wizję przyszłości, potrzebujemy szerszej perspektywy, która zainspiruje nas do wspólnego działania. Trudno jednak budzić nadzieję na lepsze urządzenie świata, jeśli brakuje w przestrzeni publicznej pozytywnych wzorców. Moją misją jest dzielenie się przykładami liderów, którzy mimo kryzysów osiągnęli znakomite rezultaty – zjednoczli w pokoju swoje społeczeństwo.
Głęboko wierzę, że narracja kształtuje rzeczywistość – jaką narrację szerzymy, taką rzeczywistość stworzymy
Dużo teraz mówi się o tzw. nowej erze. Na czym ona polega?
Nadchodzi czas kolektywu, w którym zaczynamy rozumieć, że prawdziwa moc tkwi nie w jednostkowych osiągnięciach, ale w zdolności do łączenia sił i wspólnego dążenia do jednego celu. Jednak ta nowa era powiedzie się tylko wtedy, gdy każdy z nas wykona niezbędną pracę na poziomie wewnętrznym. Prawdziwe przywództwo zaczyna się od zbudowania pokoju wewnątrz siebie. W ciszy własnego serca, w przestrzeni medytacji i refleksji, odnajdujemy siłę i klarowność potrzebne do działania na rzecz innych. To połączenie wewnętrznej harmonii i zewnętrznej współpracy jest kluczem do sukcesu. Wierzę, że to właśnie w tej kolektywnej mocy tkwi nadzieja na lepsze jutro.
Zdjęcia z prywatnego archiwum
Kiedy niebo spadło na ziemię
<frame>Oto kolejny artykuł z cyklu „Portrety Siostrzeństwa”. Opowiadamy w nim o przyjaźni między Ukrainkami i Polkami, wsparciu zwykłych ludzi – lecz także o nieporozumieniach i problemach. Opowiedzcie nam swoje historie – historie spotkań z polskimi czy ukraińskimi kobietami, które zmieniły Wasze życie, zaimponowały Wam, nauczyły Was czegoś, zaskoczyły lub skłoniły do myślenia. Piszcie do nas pod adresem: redakcja@sestry.eu<frame>
Kilka lat temu kobieta z mojego małego miasteczka Bielajewka w obwodzie odeskim zapytała mnie, dlaczego przyjaźnię się z ludźmi spoza Ukrainy. „Czy naprawdę myślisz, że kiedykolwiek będą dla ciebie dobrzy? Przyjaźnij się tylko ze swoimi, tymi, którzy dzielą z tobą krew”.
Był rok 2016 i po raz pierwszy w życiu zaryzykowałam zgłoszenie się do programu szkoleniowego dla dziennikarzy, prowadzonego przez polską Fundację „Edukacja dla Demokracji”. Zostałam wybrana i zaproszona do Czerkas. Koledzy dziennikarze z „Gazety Wyborczej” opowiadali ukraińskim dziennikarzom o kampaniach w mediach społecznościowych: jak zmieniali warunki polskich kobiet w szpitalach położniczych, jak bronili prawa do wysokiej jakości opieki paliatywnej dla ciężko chorych osób. Mówili też o lokalnej inicjatywie, w której Katowice ubiegały się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.
***
W ciągu minionych ośmiu lat przeprowadziłam dziesiątki akcji społecznych w moim rodzinnym mieście. Dwa lata po rozpoczęciu inwazji pracowałam w katowickiej redakcji „Gazety Wyborczej”, jestem też członkinią Rady Konsultacyjnej Metropolii Śląskiej, która ekspercko pomaga Katowicom w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Magia, nieprawdaż?
A wszystko zaczęło się od Natalki Kertyczak, kierowniczki projektu, obecnie członkini zarządu i koordynatorki Fundacji „Edukacja dla Demokracji”. Dzięki niej poznałam Polskę, to ona zorganizowała moją pierwszą wizytę w województwie śląskim, za sprawą dziesiątek spotkań z polskimi aktywistami nauczyła mnie, jak w kreatywny i pomysłowy sposób zmieniać moje miasteczko. A potem do niego przyjechała, by wesprzeć pomysł przekształcenia oddziału położniczego.
Natalka obudziła we mnie wiarę w to, że duże, systemowe zmiany są możliwe nawet tam, gdzie wydaje się, że nic nigdy się nie zmieni
Wyobraźcie sobie, że w tamtych czasach nasz miejski oddział położniczy nie miał ani jednej kabiny prysznicowej, w której kobiety mogłyby wziąć kąpiel. Szerzyła się przemoc położnicza, a oddział mógł zostać zamknięty w ramach reformy medycznej, ponieważ większość kobiet zdecydowała się rodzić w Odessie. To się nie zmieniało od lat. Urodziłam się w takich warunkach i 27 lat później w takich samych warunkach rodziłam moją córkę. Natalka organizowała spotkania z polskimi osobami publicznymi, a pomysły wyrastały na nich jak grzyby po deszczu.
Mój zespół w Ukrainie napisał listy do lokalnych urzędników, domagając się w nich modernizacji oddziału położniczego i załączając zdjęcia kobiet w ciąży z ostrzeżeniem: „Jeśli odmówicie tym kobietom, wasze pieniądze zjedzą myszy” (jak mówi stare ukraińskie porzekadło). Drukowaliśmy ulotki dla młodych ojców z prośbą o wsparcie kobiet w połogu, zorganizowaliśmy wyjazd studyjny dla ordynatora oddziału położniczego do jednego z najlepszych szpitali położniczych w Ukrainie.
Wszystkie te pomysły, które czasami wydawały się szalone, były wspierane przez Natalkę jako kuratorkę projektu. Punktem kulminacyjnym było spotkanie, na którym aktywistki z miasta wraz z przedstawicielami władz rejonowych i szpitala ulepiły z plasteliny idealny oddział położniczy. Pomysł ten został zainspirowany przez inną aktywną Polkę, którą Natalka nam przedstawiła – Agatę Urbanik z Warszawy.
Natalka miała przyjechać z Polski na te kreatywne warsztaty.
Spodziewaliśmy się surowego inspektora, który oceni, czy spełniliśmy założenia projektu. A tu przyjechała do nas łagodna, skromna, ciepła i serdeczna osoba z workiem słodyczy dla moich dzieci
Razem z nami z entuzjazmem ulepiła z plasteliny przyjaznego lekarza, który chętnie pomaga swoim pacjentom i z uśmiechem wita małych mieszkańców miasteczka w nowym świecie.
Osiem lat później wszystko, co stworzyliśmy podczas tego twórczego spotkania, stało się rzeczywistością. Szpital położniczy w Bielajewce przeszedł transformację. Podczas inwazji urodziło się w nim 680 dzieci. Warunki dla kobiet i dzieci znacznie się poprawiły. Są nawet podgrzewane łóżka dla niemowląt.
Kiedy Rosjanie rozpoczęli inwazję, Natalka była jedną z pierwszych osób, które zapytały mnie, czy potrzebuję pomocy. Później, kiedy doszłam do siebie, zaprosiła mnie na spotkanie ukraińskich działaczy na rzecz społeczeństwa obywatelskiego w Warszawie, aby „trochę mi ulżyć”, bym pobyła wśród swoich i poczuła przyjazne wsparcie.
Wydaje mi się, że dzięki Natalce i jej współpracownikom z fundacji w dziesiątkach ukraińskich miast zaszły ważne zmiany systemowe. Byli jednymi z tych, którzy wykonali tytaniczny wysiłek, by stosunki między naszymi krajami stały się cieplejsze, a ludzie budowali między sobą mosty, a nie mury. Natalii zawdzięczam też wiele moich ważnych znajomości.
Te kontakty, niczym nitki, splotły się w silną i solidną linę ratunkową, która utrzymała mnie na nogach w nowym miejscu
Jedną z takich z takich cennych znajomości jest znajomość z Małgorzatą Tkacz-Janik, działaczką społeczną z Gliwic, wykładowczynią na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Odbyłam z nią moją pierwszą „dorosłą” rozmowę o feminizmie, o siostrzeństwie, przezwyciężaniu uprzedzeń i rywalizacji między kobietami.
Byłam w znacznie lepszej sytuacji niż wiele innych uchodźczyń, więc odmówiłam przyjęcia pomocy. Wszystko, czego potrzebowałam, to komunikacja i swego rodzaju uziemienie.
Małgorzata zaczęła zapraszać mnie na spotkania lokalnego klubu dla kobiet. Okazało się, że w Gliwicach mieszkają setki rodzin, które po II wojnie światowej doświadczyły statusu uchodźcy. To ludzie, którzy przyjechali tu z ukraińskich miast: Lwowa, Smiły, Stryja itd.
W formacie „żywej biblioteki” opowiadali historie swoich rodzin, które zaczynały życie od zera, wysiadając na miejscowej stacji kolejowej z jedną lub dwiema walizkami. Te spotkania były dla mnie terapeutyczne. Opowiadali historie swoich rodzin, kiedy Polacy i Ukraińcy żyli razem przez długi czas, pokojowo współistnieli, stworzyli wiele pięknych rzeczy, dzielili się tradycjami i kulturą.
Dzięki tym spotkaniom poznałam kolejną wspaniałą Polkę, Magdalenę Goik, nauczycielkę języka polskiego. Nie tylko uczyła mnie polskiej gramatyki, ale także zabierała na różne spacery po mieście i okolicy. Opowiadała mi o wkładzie kobiet w rozwój Śląska, zaprowadziła na szlak pielgrzymkowy św. Jakuba i delikatnie zbeształa za to, że jestem zbyt wymagająca wobec mojej córki, która, jak mi się wydawało, nigdy nie będzie mówić po polsku. „Was trzeba by rozdzielić do różnych grup, bo jesteś dla niej niesprawiedliwa” – powiedziała. I miała rację: moja córka od dawna mówi po polsku lepiej ode mnie.
Magdalena często mówiła, że kiedy była dzieckiem, chciała być Ukrainką, szukała nawet ukraińskich korzeni w swoim drzewie genealogicznym. Tak bardzo lubiła nasz naród
A ja chciałam być taka jak ona: spakować się i pojechać do ukochanej Portugalii z jednym plecakiem. Móc zaufać światu i uwierzyć w dobroć ludzi.
Ta pierwsza podróż do Polski pozwoliła mi poznać pracowników katowickiego oddziału „Gazety Wyborczej”, a także nawiązać współpracę z dziennikarką Michaliną Bednarek. Razem napisałyśmy serię artykułów o ukraińskich uchodźcach w Polsce, później Michalina zarekomendowała mnie do Rady Konsultacyjnej, która pracuje na rzecz tego, by Katowice stały się Europejską Stolicą Kultury w 2029 roku.
To jest kolejne doświadczenie, które chciałbym przywieźć do Ukrainy: jak głęboko ludzie znają swoją kulturę, jak zachowują i chronią wyjątkowość i tożsamość swojego regionu, jak szukają europejskiego wymiaru. Mówią, że potrzebują maksymalnego krytycyzmu wobec wszystkich swoich projektów, bo bez niej nie będzie zmian i rozwoju.
***
Gdybym miała opisać siebie jednym słowem, powiedziałbym, że jestem socjofobką. Trudno mi budować kontakty społeczne, ale te Polki w jakiś cudowny sposób dały poczucie siostrzeństwa i wiary nawet tak zakompleksionej osobie, jak ja. Przez wojnę, poczucie straty, mam mało siły psychicznej. Zastanawiam się, czy podziękowałam tym i wielu innym Polkom za ich dyskretne wsparcie. Myślę, że nie.
Kiedy niebo spadało na ziemię, pomagały mi przetrwać najtrudniejsze chwile. Teraz, kiedy w mojej duszy pojawiło się trochę światła, chciałabym im wszystkim serdecznie podziękować za prawdziwie siostrzane wsparcie i empatię.