Exclusive
20
min

Jazda ciężarówką po mieście była przerażająca. Ale zapanowałam nad strachem

Na ukraińskim rynku pracy jest dziś więcej ofert niż podań. Brakuje rąk do pracy – alarmują eksperci. Jak możemy rozwiązać problem niedoboru specjalistów? Czy pomoże przekwalifikowanie kobiet do tradycyjnie „męskich” zawodów?

Julia Malejewa

Kobiety obejmują stanowiska w pracach uznawanych do tej pory za męskie. Zdjęcie: Beredskapslyfte

No items found.

Więcej wakatów niż chętnych do pracy

Od września 2024 r. kluczowym problemem na ukraińskim rynku pracy jest niedobór pracowników. Przyczyny? Mobilizacja, przymusowa migracja za granicę, okupacja terytoriów i niszczenie przez Rosjan ukraińskich przedsiębiorstw. Według raportu Centrum Strategii Gospodarczej „Tracker gospodarki Ukrainy podczas wojny”, na stronach z ofertami pracy podań jest o 26% więcej niż wolnych miejsc.

– Dzisiejszy rynek pracy jest w zasadzie rynkiem poszukujących pracy

– mówi Hlib Wyszlinski, dyrektor wykonawczy Centrum. – Inna rzecz, że znalezienie zatrudnienia bardzo często wymaga przekwalifikowania lub pracy poniżej kwalifikacji, zwłaszcza gdy mówimy o ludziach, którzy opuścili terytoria okupowane, strefę wojny, zniszczone osiedla.

W każdym przypadku sytuacja jest więc inna i musimy przyglądać się konkretnym specjalizacjom. Wyszlinski dodaje, że trendy, które istniały jeszcze przed inwazją, utrzymują się: przede wszystkim brakuje specjalistów w zawodach fizycznych i „niepopularnych”, z niską płacą, gdzie występuje duża rotacja personelu: sprzedawców, ładowaczy, kelnerów, baristów, pracowników pomocniczych i portierów.

Kobiety na męskie stanowiska

W Ukrainie kobiety zarabiają średnio ponad 18% mniej niż mężczyźni.

W ubiegłym roku ukraiński rząd opracował strategię mającą to zmienić. Plan zakłada zmniejszenie różnicy w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn z 18,6% do 13,6% do 2030 roku.Jednak w czasie wojny wyobrażenie dotyczące płci na rynku pracy znacznie się zmieniły, zaznacza Wiktoria Biliakowa, PR menedżerka w Work.ua:

– Coraz więcej pracodawców w Ukrainie jest gotowych zatrudniać kobiety na stanowiskach, które wcześniej były uważane za tradycyjnie męskie. Na przykład zawody: kierowca ciężarówki, operator maszyn i technik produkcji – stają się dla kobiet coraz bardziej dostępne.

Wojna w pewnym stopniu pobudziła proces ich otwierania, ponieważ bariery związane z płcią, które istniały na rynku pracy, zaczęły pękać ze względu na pilne zapotrzebowanie na pracowników. Pracodawcy inwestują również w automatyzację procesów i poprawianie warunków pracy, dzięki czemu wytrzymałość fizyczna nie jest już kluczowym czynnikiem w procesie selekcji. Ten sam trend dotyczy zatrudniania starszych pracowników.

Zapotrzebowanie na doświadczonych pracowników rośnie, a ograniczenia wiekowe stają się coraz mniej istotne.

Przed wojną kobiety stanowiły 55% zarejestrowanych bezrobotnych.

Obecnie według Państwowej Służby Zatrudnienia ten wskaźnik wzrósł do 77%, a w niektórych regionach – nawet do 80%. W związku z tym istnieją pewne trudności z obsadzeniem wakatów w zawodach tradycyjnie uprawianych przez mężczyzn (budowlańcy, spawacze, mechanicy, elektrycy, kierowcy itp.)

Teraz jednak okazuje się, że podział na zawody „męskie” i „kobiece” jest w znacznej mierze stereotypowy. A pracodawcy mają asumpt do tego, by zmieniać swoje podejście.

– Nie jest tak, że rynek pracy stracił wielu mężczyzn, a nie stracił kobiet. Bo stracił i jednych, i drugich. To nie jest taka sama sytuacja, jak w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Związku Radzieckim w latach czterdziestych, kiedy ludzie nie mieli dokąd pójść [podczas II wojny światowej Związek Radziecki masowo zatrudniał kobiety w fabrykach broni, co było równoznaczne ze służbą wojskową – red.].

Ale obecny czas jest dobrym impulsem dla pracodawców do ponownego przemyślenia stereotypów, które pokutowały u nas od czasów sowieckich.

Dlaczego maszynistami w kolejkach metra i pociągach są wyłącznie mężczyźni?

To tajemnica, dlaczego kobiety zawsze prowadziły tramwaje i trolejbusy, ale już nie autobusy – dodaje Hlib Wyszlinski.

Państwowe Centrum Zatrudnienia potwierdziło nam, że największe braki kadrowe występują wśród pracowników wykwalifikowanych. W szczególności brakuje pracowników w zawodach: szwaczka, elektryk (naprawa sprzętu elektrycznego), hydraulik, monter torów, monter awaryjny, spawacz, kierowca wózka widłowego, operator koparki, tokarz, stolarz, operator maszyn sterowanych komputerowo. Jak dotąd nie zaobserwowano masowego zatrudniania kobiet na stanowiskach typowo „męskich”.

W ciągu ostatnich 9 miesięcy tylko 162 Ukrainki zostały zatrudnione jako operatorki maszyn do obróbki drewna, 109 zostało operatorkami pomp, 59 mechanikami montażu mechanicznego, a 47 operatorkami dźwigów. Kilkadziesiąt kobiet w Ukrainie zostało elektrykami i ładowaczami.

Anastasiia Mazurkova jest pierwszą kobietą maszynistą w charkowskim metrze. Suspilne Charków / Jewhen Gertner

Państwo daje nowe możliwości

Przekwalifikowanie pracowników może pomóc w przywracaniu równowagi na rynku pracy. Jak latem ogłosiło Ministerstwo Gospodarki, 30 tysięcy Ukraińców będzie mogło przejść szkolenie i nauczyć się nowych zawodów w ramach projektu edukacyjnego ReSkill UA [projekt jest realizowany przez Happy Monday wraz z międzynarodową platformą Coursera, przy wsparciu programu USAID „Konkurencyjna Gospodarka Ukrainy” i pomocy Ministerstwa Gospodarki – red.].

– Zadaniem rządu jest poprawa sytuacji na rynku pracy poprzez wspieranie programów szkoleniowych i przekwalifikowujących dla Ukraińców w bardziej popularnych zawodach i specjalnościach. A także tworzenie warunków do powrotu tych, którzy opuścili kraj z powodu wojny

– wyjaśniła wiceminister gospodarki Tetiana Bereżna.

Urzędy pracy organizują szkolenia dla zarejestrowanych bezrobotnych na wniosek pracodawcy. Szkolą również tych, którzy chcą założyć własną firmę. Od początku 2024 r. takie szkolenia przeszło 33 tysiące bezrobotnych Ukraińców. Niektórzy, w tym osoby wewnętrznie przesiedlone, mogą otrzymać bon szkoleniowy – dokument, który umożliwia bezpłatne podniesienie kwalifikacji lub zdobycie nowego zawodu, zgodnie z listą zatwierdzoną przez Ministerstwo Gospodarki (155 zawodów i specjalności). Bony takie zostały wydane 19 tysiącom Ukraińców.

Absolwentki kursów przeszkalających Zdjęcie: Reskilling Ukraine Beredskapslyftet

Instalatorki fotowoltaiki

Galina Czerkaszyna jest z wykształcenia inżynierem elektrykiem. W tym roku uczestniczyła w kursie dla instalatorów paneli słonecznych, organizowanym przez Atmosfera Academy, platformę szkolącą specjalistów w dziedzinie energii słonecznej. To był kurs dla kobiet. Głównym warunkiem udziału w nim było posiadanie wykształcenia technicznego, ponieważ uczestnicy musieli mieć podstawową wiedzę na temat elektryczności.

– Część kursu odbywała się online, a część w realu – mówi Czerkaszyna. – Uczyliśmy się, jak instalować i demontować moduły słoneczne na wysokości. W tym celu odbyliśmy praktyczne szkolenie z alpinizmu przemysłowego. Używając prawdziwego sprzętu alpinistów przemysłowych wspięliśmy się na dach; to była świetna zabawa. A potem musieliśmy wciągnąć tam panel i zainstalować go. To było już nieco trudniejsze, ale nadal bardzo interesujące.

W rezultacie Galina dołączyła do Atmosfera Academy jako wykładowczyni.– Na kurs instalatora paneli słonecznych nadeszło 150 zgłoszeń – mówi Ołeksij Weretelnyk, kierownik programu edukacyjnego. – Ostatecznie wybrano dziesięć uczestniczek, które w sierpniu 2024 r. ukończyły szkolenie teoretyczne online i praktykę techniczną w Kijowie. Już wcześniej szkoliliśmy kobiety na tym kursie, ale nie było ich zbyt wiele. Aż któregoś dnia zwróciła się do nas firma, która ma własne elektrownie słoneczne, i poprosiła o przeszkolenie specjalistów. Zdaliśmy sobie sprawę, że na rynku są problemy z męskimi zespołami, więc pomyśleliśmy, że kobiety również mogą nauczyć się tego zawodu.

Kobieta zakłada fotowoltaikę. Zdjęcie: Shutterstock

Ukraińskie biuro Greenpeace, które zostało partnerem w programie, mniej więcej w tym samym czasie złożyło Akademii podobną propozycję. Po kursie pojawiły się inne organizacje pozarządowe gotowe do współpracy z platformą. W tym roku Akademia Atmosfera planuje stworzyć kolejną taką grupę.

– Zamierzamy uruchamiać kursy, w których kwestia płci będzie jeszcze mniej istotna – takie jak kurs na kierownika projektu w zakresie energii słonecznej. Bo jeśli mówimy o instalatorze, to nadal czasami trzeba użyć wysiłku fizycznego, gdy w rachubę wchodzi przeniesienie dość ciężkich paneli (choć dzieje się to przy użyciu narzędzi). Ogólnie rzecz biorąc, firmy często wysyłają do nas swoich pracowników na szkolenia, niezależnie od tego, czy są to mężczyźni, czy kobiety – dodaje Ołeksij Weretelnyk.

Inny program szkoleniowy dla kobiet oferowany jest w ramach projektu Reskilling Ukraine.

Kierowczynie autobusów. Zdjęcie: Reskilling Ukraine Beredskapslyftet

Sestry pisały już o tym, jak kobiety uczą się prowadzić ciężarówki. Jak mówi koordynatorka programu Ołeksandra Panasiuk, programy Reskilling Ukraine ukończyło już 228 kobiet . Zostały przekwalifikowane na kierowców ciężarówek (program OnTrack we współpracy ze Scania Ukraine) i kierowców autobusów (program BusDrive).Pod koniec roku zostaną uruchomione dwie kolejne grupy pilotażowe: kierowców ciężarówek OnTrack CE (kategoria CE, ciężarówka z przyczepą) oraz Iron Women – program szkolenia operatorów koparek i ładowarek czołowych. Ten drugi jest uruchamiany wspólnie z Volvo CE.

– To unikatowy program, który Volvo Construction Equipment wdraża po raz pierwszy. I robimy to razem w Ukrainie. Negocjacje w sprawie jego uruchomienia trwały prawie rok i jesteśmy bardzo zadowoleni, że kobietom, które widzą siebie jako profesjonalistki w obsłudze koparek i ładowarek, możemy dać szansę na zdobycie nowego zawodu całkowicie bezpłatnie – mówi Ołeksandra Panasiuk.

Kobiety mogą wykorzystać zdobytą wiedzę na różne sposoby. Niektóre zatrudnią się w nowej pracy, inne rozpoczną własną działalność gospodarczą, a jeszcze inne usprawnią procesy w swoich firmach.

Hanna Hastynszczykowa jest właścicielką rodzinnego rancza „Idylla” w obwodzie kijowskim. W lutym 2022 r. wieś Lisowicze, w której znajduje się ranczo, znalazła się pod okupacją. Zwierzętom brakowało jedzenia i wody. Nie było możliwości ewakuacji – wszystkie mosty zostały wysadzone w powietrze i brakowało transportu, którym można by wywieźć 13 koni.

– Siano i inne pasze miały zostać dostarczone 23 lutego, ale nie było jak tym do nas dotrzeć. Zostaliśmy prawie bez niczego – wspomina Hanna.

Potem pojawił się pomysł kupienia własnego transportera do przewozu koni:– Zdaliśmy sobie sprawę, że różnie może być i że to jedyny sposób na uratowanie koni.

Hanna postanowiła zrobić prawo jazdy kategorii C i zapisała się do projektu Reskilling Ukraine:

– Na początku online uczyliśmy się teorii, potem mieliśmy dwa tygodnie praktycznych lekcji jazdy. To było dla mnie trudne, bo choć miałam prawo jazdy, nie prowadziłam samochodu aż do 2022 roku, kiedy mój mąż wstąpił do sił zbrojnych.

Jazda po mieście była przerażająca, lecz pokonałam strach. Teraz zdaję sobie sprawę, że kiedy prowadzisz ciężarówkę, musisz wziąć pod uwagę jej wymiary. Wciąż zdajemy egzaminy, ale niektórzy z wcześniejszej grupy już znaleźli pracę.

Obecnie Reskilling Ukraine zbiera dane na temat tego, którzy absolwenci programu znaleźli pracę. Jeśli projekt otrzyma dofinansowanie, w przyszłym roku zostanie przekwalifikowanych kolejny tysiąc kobiet.

Zdobyły prawo jazdy w specjalnej kategorii i mogą teraz prowadzić ciężarówki. Zdjęcie: Reskilling Ukraine Beredskapslyftet
No items found.

Dziennikarka, dyrektorka i redaktorka naczelny IA „VSN”, wcześniej korespondentka IA „Volyn News”. Absolwentka kursu „Ekonomia, rynki i analiza danych” Centrum Dziennikarstwa Kijowskiej Szkoły Ekonomicznej. Magister filologii ukraińskiej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

10 października obrońcy praw człowieka opublikowali raport na temat przestępstw wobec ukraińskich dzieci popełnionych przez białoruskich urzędników, w tym Alaksandra Łukaszenkę. 13 września dokument ten został przekazany do Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK). Obrońcy praw człowieka wezwali Trybunał do postawienia sprawców przed sądem. Materiał dowodowy został opracowany wspólnie przez Centrum Praw Człowieka ZMINA, Regionalne Centrum Praw Człowieka, organizacje praw człowieka „Wiasna” i BelPol, przy wsparciu Freedom House.

Po raz pierwszy raport zawiera dane dotyczące ukraińskich dzieci, które zostały wywiezione – ich nazwiska, dane paszportowe itp. Ponadto obrońcom praw człowieka udało się zidentyfikować 18 obozów na Białorusi, w których ukraińskie dzieci z ukraińskich terytoriów okupowanych są poddawane reedukacji pod pozorem „rehabilitacji”.

O pracy nad zbieraniem dowodów i o tym, jak białoruski reżim wymazuje tożsamość ukraińskich dzieci, rozmawiamy z Onysią Syniuk, analityczką prawną, i Inną Ilczenko, kierowniczką projektu Centrum Praw Człowieka ZMINA.

Nowe dowody zbrodni reżimu Łukaszenki

Natalia Żukowska: MTK otrzymał nowe dowody zbrodni popełnionych przez Rosję i Białoruś na ukraińskich dzieciach. Co konkretnie mówi wasz raport? Czego możemy się spodziewać?

Onysia Syniuk: Nasz publiczny raport, ogłoszony 10 października, znacznie różni się od tego, co przekazaliśmy MTK. Trybunałowi dostarczyliśmy bowiem wiele poufnych materiałów, które będą ważne dla przyszłego śledztwa. Nie możemy ich upublicznić.

Ogólnie rzecz biorąc, staraliśmy się przenieść punkt ciężkości z wysiedlania dzieci jako zjawiska na to, co dzieje się z nimi po przybyciu [do nowego kraju], w szczególności na Białoruś. Nasze badania obejmują okres od 2021 roku. Wtedy to Łukaszenka osobiście podpisał dekret o „rehabilitacji grupy dzieci z obwodu donieckiego” w dziecięcym ośrodku edukacyjno-rekreacyjnym „Zubrania”. Pracę zakończyliśmy w czerwcu 2024 roku.

Niestety, proces przesiedlania ukraińskich dzieci wciąż trwa.

Do czerwca 2024 r. udało nam się zidentyfikować 2219 takich dzieci, z których co najmniej 27 zostało wywiezionych nie tylko na Białoruś, ale także do Rosji

Informacje te pokazują, w jaki sposób systemy rosyjski i białoruski są ze sobą powiązane.

Na przykład we wrześniu 2022 r. 12-letnia Leda Majorowa z Makiejewki w obwodzie donieckim była przetrzymywana w obozie „Dubrawa” na Białorusi. W styczniu 2023 r. zawieziono ją na oglądanie kremlowskiej choinki, a w sierpniu była już w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym [zachodnia Syberia – red.], ponad 3000 kilometrów od domu, na „leczeniu”.

Takich przypadków jest wiele. Jednak większość wywożonych dzieci pochodzi z terytoriów okupowanych i trudno uzyskać do nich dostęp – więc trudno zweryfikować każdy przypadek.

Pomagali nam białoruscy partnerzy, w tym byli funkcjonariusze organów ścigania, którzy w 2020 r., po sfałszowanych wyborach na Białorusi, opuścili kraj i przeszli na naszą stronę. Oni byli w stanie uzyskać poufne informacje. Mieliśmy ogromną listę z imionami dzieci, danymi kontaktowymi, w tym z numerami telefonów. W niektórych przypadkach mieliśmy nawet dane paszportowe i bilety kolejowe. Trasa wywózki tych dzieci wiodła zazwyczaj z Doniecka przez Rostów – do Mińska. Posiadamy nawet informacje o osobach towarzyszących tym dzieciom na Białorusi. Wiemy też, co stało się z nimi na terytorium Białorusi, i znamy tożsamość osób zaangażowanych w ten proceder. Przede wszystkim mówimy o Alaksandrze Łukaszence, paraolimpijczyku Aleksieju Tałaju i jego fundacji, o sekretarzu stanu Państwa Związkowego Dmitriju Miezencewie i premierze Federacji Rosyjskiej Michaile Miszustinie. Mamy zalecenie i prośbę do MTK o wszczęcie dochodzenia w sprawie tych osób – i o wydanie nakazów ich aresztowania.

Wcześniej Yale School of Public Health i zespół lidera białoruskiej opozycji Pawła Łatuszki złożyli już wnioski do MTK w sprawie Białorusi. Dotyczyły nielegalnego wywożenia ukraińskich dzieci. Co jest w nowym zgłoszeniu?

Oprócz nas, wniosek do MTK w sprawie Białorusi złożyła w tym roku Republika Litewska. Te wnioski są nieco inaczej ukierunkowane. Istotą naszego jest przesunięcie punktu ciężkości z wysiedlania dzieci na ich indoktrynację, militaryzację – i współudział Białorusi w tym procederze.

Podkreślamy bowiem, że to jest jeden system, stworzony przez Rosję, a Białoruś jest jej wspólniczką

Mówimy o tym jako o odrębnym naruszeniu, a nie elemencie deportacji. Twierdzimy, że należy to zakwalifikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości, dyskryminujące prześladowanie. Dzieci są dyskryminowane przede wszystkim dlatego, że są narodowości ukraińskiej. Z miejsca są traktowane jak obywatele rosyjscy.

Ukraińskie dzieci, uczniowie korpusu kadetów, w towarzystwie żołnierzy z 345. Oddzielnego Pułku Piechoty Powietrznodesantowej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Zdjęcie: Konto Korpusu Kadetów na Telegramie

W swoim raporcie wzywacie MTK do wydania nakazów aresztowania Miezencewa, Miszustina i Tałaja. Jaka jest rola każdego z nich w uprowadzaniu ukraińskich dzieci?

Osobisty podpis Miszustina znajduje się na budżecie, tj. na przydziale pieniędzy na transfer i pobyt ukraińskich dzieci na Białorusi. Ostatnim razem było to prawie pół miliona dolarów. Najwięcej wiemy o udziale Aleksieja Tałaja. To on jest ideologiem tego procederu, który mocno wspiera Łukaszenkę i Putina. W maju tego roku Tałaj osobiście odebrał nagrodę od prezydenta Rosji za swą rolę w wysiedlaniu ukraińskich dzieci oraz ich indoktrynacji i militaryzacji na Białorusi. On konsekwentnie odnosi się do ukraińskich dzieci jako do Rosjan, ma też powiązania z szefami administracji okupacyjnych. Na przykład niedawno spotkał się z Denisem Puszylinem [tak zwanym szefem DRL – aut.]. Mają bezpośrednie umowy dotyczące tego, w jaki sposób będą sobie pomagać i wysyłać dzieci z Donbasu na „wakacje”. Tałaj ma też powiązania z tak zwanymi organizacjami pozarządowymi na terytoriach okupowanych, na przykład z organizacją „Delfiny” kierowaną przez Olgę Wołkową – osobą stale współpracują przy wywożeniu dzieci na Białoruś. Ponadto poprzez swoją fundację Tałaj finansuje wyjazdy dzieci i ideologicznie nadzoruje cały proces.

Władimir Putin nagradza Aleksieja Tałaja Orderem Przyjaźni na Kremlu. Zdjęcie: oficjalna strona Kremla

Jest doświadczonym mówcą motywacyjnym i kiedy rozmawia z dziećmi, stara się je przekonać, że są Rosjanami i że dobrze jest mieszkać na rosyjskich terytoriach.

Obozy dla dzieci: „zdrowie i wypoczynek”

W jaki sposób w miastach okupowanych przez Rosję organizowane są wyjazdy na białoruskie obozy dla dzieci?

Onysia Syniuk: Wszystko dzieje się przy wsparciu szefów administracji okupacyjnych. Puszylin i Wołodymyr Rogow [szef administracji okupacyjnej Melitopola – red.] sami o tym mówią. A Tałaj konsultuje decyzje tak zwanych ministerstw edukacji na terytoriach okupowanych. Prawdopodobnie to one wydają nakazy dla instytucji edukacyjnych, by tworzyły listy dzieci do „rehabilitacji”. Pomagają w tym również tzw. organizacje pozarządowe, które wykorzystują wrażliwe kategorie ludności, w tym dzieci niepełnosprawne. Co ciekawe, największe grupy dzieci są wywożone nie latem, ale jesienią i wiosną, w trakcie roku szkolnego. Podobnie jak w Rosji, są one zapisywane do lokalnych instytucji edukacyjnych.

Kadeci plutonu VI Korpusu Kadetów w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: Telegram Korpusu Kadetów

W jaki sposób uprowadzone dzieci są „kształtowane” na Rosjan? Jak wygląda rosyjski system edukacji i jakie narracje są im narzucane?

Dzieci wywożone na Białoruś mają bardzo jasno określony harmonogram pobytu. Edukacja w placówkach prowadzona jest w języku rosyjskim i obejmuje między innymi promocję narracji „rosyjskiego świata” na temat charakteru i przebiegu II wojny światowej. Uderzającym przykładem jest tu ustawa „O ludobójstwie narodu białoruskiego” i związany z nią kurs, który przypisuje Ukraińcom i innym narodom okrucieństwa, które w rzeczywistości popełnił nazistowski reżim niemiecki. Kurs ten jest częścią programu nauczania rozpoczynającego się w szkole podstawowej. Oto cytat z podręcznika do historii:

„Cały świat wie dziś o tragedii we wsi Chatyń, gdzie 22 maja 1943 roku spalono żywcem 149 osób, w tym 76 dzieci. W operacji karnej brał udział 118 batalion, który składał się głównie z Ukraińców i specjalnego batalionu SS”

Zebraliśmy sporo takich wycinków z nowych podręczników, na podstawie których uczono dzieci nasze i białoruskie. Według naszych partnerów z organizacji praw człowieka „Wiasna” przed 2022 rokiem takich narracji nie było.

Według waszego raportu białoruski reżim jest współwinny rosyjskiej militaryzacji ukraińskich dzieci. Świadczy o tym m.in. działalność tzw. Korpusu Kadetów Zacharczenki, pierwszego przywódcy tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL), który jest powiązany z Fundacją Aleksieja Tałaja. Jak to działa?

To powiązanie można prześledzić w kilku punktach. Tałaj jest w bardzo bliskich relacjach ze wszystkimi [uczestnikami procederu – red.]. Osobiście finansuje wyjazdy kadetów na Białoruś, żeby między innymi wpływali na swoich rówieśników i brali aktywny udział w propagandzie. Na ścianach w siedzibie Korpusu Kadetów widnieją symbole jego fundacji, a dyrektor Korpusu osobiście się z nim spotyka, by omawiać współpracę. Ponadto ludzie z Korpusu często promują pracę Tałaja w mediach społecznościowych, nazywając go swoim „współpracownikiem” i „bardzo bliskim przyjacielem”. On z kolei regularnie na swoich kontach pisze o tym, co robi Korpus Kadetów.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka podczas spotkania z żołnierzami białoruskich sił specjalnych. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

W 2024 r. Korpus liczył prawie 200 dzieci – chłopców i dziewcząt – z których niektóre były pierwszoklasistami. Podczas nauki i zajęć pozalekcyjnych kadetom mówi się, że są Rosjanami, a jednocześnie obywatelami tak zwanej DRL. Korpus świętuje „Dzień powrotu DRL do Rosji” i celebruje uroczyste wciągnięcia rosyjskiej flagi na maszt. Podczas inicjacji na kadetów dzieci proklamują: „Służę Federacji Rosyjskiej i Korpusowi Kadetów”. Innymi słowy, robi się wszystko, by te dzieci na koniec wstąpiły do rosyjskiej armii. Znamy już podobne przypadki.

Jeden z chłopców, którzy tam się uczyli, zginął na wojnie w Ukrainie. To dobitny przykład militaryzacji i prania dzieciom mózgów przez rosyjską propagandę

Co dzieje się z dziećmi po tych „obozach rehabilitacyjnych i reedukacyjnych”?

Celem nie jest pozostawienie ich na Białorusi. Celem jest przekształcenie ich w obywateli Rosji. Trudno sprawdzić, co dzieje się z nimi później, ponieważ do okupowanych terytoriów nie ma dostępu. Władze białoruskie co jakiś czas publikują informacje, że dzieci wróciły do domu, i pokazują ich zdjęcia na dworcu kolejowym w Mińsku. Sprawdzenie sytuacji ich wszystkich jest niemożliwe. 27 dzieci, o których mówiłam, udało  nam się zidentyfikować tylko dlatego, że pojawiły się w białoruskich i rosyjskich mediach.

Reżimy białoruski i rosyjski wykorzystują ukraińskie dzieci również do celów propagandowych. Do czego są zmuszane przed kamerami?

Ukraińskie dzieci są często wykorzystywane w propagandzie. Nie nazywa się ich inaczej, jak tylko „dziećmi z nowych terytoriów Rosji” lub po prostu „Rosjanami”. Są wykorzystywane w historiach pokazywanych na kanałach krajowych. Dziennikarze pytają je wprost: „Czy to straszne być pod ostrzałem na okupowanym terytorium?”, „Powiedz nam, co widziałeś?”, „Czy twoi krewni zostali ranni lub zabici?”.

Nikt nie myśli o powtórnej traumatyzacji tych dzieci. Pytania do nich są bezpośrednie, nie ma mowy o poufności. Dzieci są często nazywane po imieniu i nazwisku, podawany jest ich wiek, region czy miasto, z którego pochodzą – i tak dalej. Muszą powtarzać przed kamerą kłamstwa i frazesy rosyjskiej propagandy o „specjalnej operacji wojskowej”, o „Banderowcach”, o tym, jak „reżim w Kijowie” je ostrzeliwał i że Mariupol jest „odbudowywany”. Pytania, które są im zadawane, często prowadzą do łez, co oznacza, że Rosjanie grają na ich emocjach. W jednym z wywiadów ukraiński chłopiec został zapytany, czy jest gotowy walczyć za swoją „ojczyznę”, gdy dorośnie. Odpowiedział twierdząco. To są stałe narracje.

Dzieci są również zabierane na spotkania z białoruskimi wojskowymi i funkcjonariuszami organów ścigania. W szczególności z tymi, którzy zasłynęli z brutalności podczas tłumienia protestów w 2020 roku

Na tych spotkaniach mówi się im, jak dobrze służyć, pokazuje, jak obchodzić się z bronią i fotografuje je w mundurach z symbolem „Z”.

Ukraińskie dzieci z Korpusu Kadetów Zacharczenki na lekcji z okazji rocznicy utworzenia organów bezpieczeństwa tzw. Donieckiej Republice Ludowej w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Praca nad raportem

Jak długo zbierała Pani informacje do raportu? Co było najtrudniejsze?

Inna Ilczenko: Zaczęliśmy gromadzić dokumentację w styczniu tego roku, a skończyliśmy na początku sierpnia. Wcześniej mieliśmy trochę przygotowań. To było nasze pierwsze doświadczenie z białoruskimi kolegami z „Wiasny”. Najtrudniejsze było rozpoczęcie wspólnej pracy, bo musieliśmy osiągnąć pewien poziom zaufania. Później stworzyliśmy silny zespół dokumentalistów, którzy bardzo sobie pomagali. Nie było łatwo znaleźć informacje, których potrzebowaliśmy, bo one były czyszczone. Zauważyliśmy tendencję, że po wydaniu międzynarodowego nakazu aresztowania Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa, Pełnomocnik przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.] władze białoruskie zaczęły w sposób kontrolować informacje trafiające do publicznej wiadomości. Odtąd trudniej było je znaleźć.

Zwykle zaglądaliśmy bezpośrednio do kont oskarżonych w mediach społecznościowych, także kont ich dzieci czy krewnych. Po opublikowaniu naszego raportu informacje zaczęły jednak z nich znikać. Na przykład profile oskarżonych na stronie Korpusu Kadetów Zacharczenki zostały wyczyszczone. Zniknęły też wszystkie informacje na temat doradcy dyrektora Departamentu Edukacji na terytoriach okupowanych, który często komunikował się z Tałajem. Ale i tak udało nam się wszystko udokumentować.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka uroczystości noworocznych na Białorusi. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

Wszystkie listy dzieci, którymi dysponowaliśmy, przekazaliśmy do Biura Prokuratora Generalnego, do Komisarza Praw Człowieka Parlamentu Ukraińskiego i Służby Wywiadu Zagranicznego. Dzielimy się tymi informacjami z państwem ukraińskim.

Może Pani przywołać jakieś konkretne historie świadczące o niszczeniu ukraińskiej tożsamości?

Mieliśmy przypadek dziewczyny z Siewierodoniecka, która przed okupacją miasta była bardzo aktywna w swojej szkole i społeczności. Była nastawiona proukraińsko, brała m.in. udział w konkursie języka ukraińskiego im. Tarasa Szewczenki. Po okupacji dołączyła do „Junarmii”, jednego z rosyjskich paramilitarnych ruchów młodzieżowych. I zaczęła opowiadać, jak to wspaniale, że Siewierodonieck powrócił do swojego „macierzystego portu”, że to „rosyjskie miasto” i tak dalej. A minęło tylko trochę czasu.

Zauważyliśmy również na profilach dzieci w mediach społecznościowych zauważyliśmy też, że 5-6 lat temu zamieszczały różowe kucyki i pisały o tym, jak bardzo kochają króliczki. A teraz na zdjęciach noszą wojskowe mundurki z napisem „Kocham Rosję”, eksponują rosyjskie symbole

Wiemy, że program reedukacji, militaryzacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci jest finansowany głównie z rosyjskich pieniędzy. Jednak na Białorusi zaangażowane są w to również przedsiębiorstwa państwowe, takie jak Białoruś Potaż i Bielnieft. Wiemy, że dzieci przebywały na Białorusi w hotelu prowadzonym przez jedno z tych przedsiębiorstw. Przedsiębiorstwa te prowadzą też sanatoria i obozy. To system sowiecki.

Sprawiedliwość zawsze czeka

Pod koniec stycznia 2024 roku Aleksiej Tałaj ogłosił rozszerzenie zakresu działalności swojej fundacji: deklaruje przywożenie na Białoruś dzieci z nowo zajętych przez Rosję rejonów Chersońszczyzny. Jak możemy to powstrzymać? I czy w ogóle możliwe jest powstrzymanie wywózek ukraińskich dzieci?

Onysia Syniuk: Trudno mówić o zatrzymaniu wywózek ukraińskich dzieci bez wyzwolenia okupowanych terytoriów. Możemy jednak mówić o pewnych próbach ograniczenia tego procesu. Mówimy tu w szczególności o wydawaniu nakazów aresztowania. Widzimy, że strona białoruska, w szczególności Łukaszenka, bardzo się tego boi. On naprawdę miał nadzieję, że ujdzie mu to na sucho i weźmie udział w rozmowach pokojowych.

Ważne są również sankcje. I powinna powstać międzynarodowa koalicja na rzecz odzyskania tych dzieci.

Jeśli chodzi o powrót ukraińskich dzieci na terytoria kontrolowane przez Ukrainę, każdy przypadek jest indywidualny. Za każdym razem Rosja wymyśla nowe sposoby, aby temu zapobiec. Obecnie nie ma jednego mechanizmu odzyskiwania dzieci. Musimy pomyśleć o stworzeniu w pełni międzynarodowego mechanizmu z konkretnymi działaniami, na które zgodzi się Federacja Rosyjska. Musimy potwierdzić tożsamość dzieci, które chcemy odzyskać, to kwestia liczb i identyfikacji. Zdarzały się przypadki, że strona ukraińska podawała listę 500 dzieci, strona rosyjska potwierdzała 30, a uwalniała jedno. To kwestia pracy na poziomie międzynarodowym. Musimy wywrzeć na nich presję, zwiększyć sankcje, sprawić, by przetrzymywanie dzieci kosztowało więcej niż ich oddanie.

Ukraińskie dzieci, członkowie Korpusu Kadetów Zacharczenki. Zdjęcie:konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Dlaczego musimy czekać, aż tymi zbrodniarzami wojennymi zajmie się trybunał? Czy sprawiedliwość może czekać?

Sprawiedliwość, zwłaszcza międzynarodowa, zawsze czeka. To bardzo długi proces i lepiej się nie spieszyć.

Najgorsze jest to, że zbrodniarze są uniewinniani z powodu błędów formalnych lub niedociągnięć

Musisz mieć „żelazną” sprawę, by nikt z nich nie został uniewinniony. Ponadto ważne jest, by pozyskać wsparcie nie tylko naszych sojuszników, ale także tych krajów, które są neutralne lub skłaniają się ku Rosji. Musimy z nimi współpracować.

Wierzymy, że wszystko się ułoży i sprawiedliwości stanie się zadość. Pracujemy nad tym, by wszystkie dowody zostały zebrane, wszystkie przypadki udokumentowane i żeby nikt zamieszany w te zbrodnie nie uniknął kary. Dotyczy to zwłaszcza głównych sprawców tej krwawej wojny.

20
хв

Jak białoruski reżim pomaga Rosji wymazywać tożsamość ukraińskich dzieci

Natalia Żukowska
Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci

Mamo, co się ze mną stanie?

Nina, Ukrainka mieszkająca obecnie w Wielkiej Brytanii, opowiada, jak kilka wydarzeń w jej życiu skłoniło ją do pomyślenia o testamencie. Zaczęło się od znajomej, samotnej kobiety, która przeprowadziła się do Warszawy po wybuchu wojny. Ciężko pracowała, by utrzymać siebie i syna, a po godzinach udzielała się jako wolontariuszka. Po jakimś czasie w poszukiwaniu lepszych warunków do życia zdecydowała się przenieść do Francji.

– I właśnie wtedy, gdy jej życie zaczęło się poprawiać, stres, którego doświadczyła, zebrał swoje żniwo. Choć była młodą kobietą, doznała udaru mózgu – mówi Nina.

Kobieta przeleżała trzy miesiące w śpiączce, lecz lekarze nie zdołali jej uratować. Jej syn został sam w obcym kraju. To był cud, że udało się odnaleźć jego ciotkę, a ta zgodziła się przyjechać po chłopca i zająć się nim.

– Wtedy wpadłam w depresję, trudno mi było nawet wstać z łóżka – wspomina Nina. – Któregoś dnia moja córka, która miała wtedy 13 lat, zapytała mnie: „Mamo, a jeśli stanie ci się coś poważnego, to co powinnam zrobić? Co ze mną będzie?”.

W Wielkiej Brytanii Nina często słyszała pytania o to, czy spisała testament. Tam uważa się to za coś normalnego, przejaw odpowiedzialności. Brytyjskie księgarnie i Amazon sprzedają nawet planery na wypadek śmierci: „Umarłem – i co teraz? Dziennik planowania reszty życia”. Jest w takim planerze miejsce na dokumenty, adresy i hasła do kont internetowych, informacje medyczne, listy do rodziny i przyjaciół, przeprosiny i zalecenia dotyczące twojego pogrzebu.

Brytyjski planner na koniec życia. Zdjęcie: amazon.com

– Para, którą znam, wybrała opiekunów dla swojego trzeciego dziecka. Uważali się za wiekowych rodziców i chcieli mieć pewność, że dziecko pozostanie ze znajomymi, zaufanymi ludźmi, dopóki nie osiągnie pełnoletności, a ich majątek będzie bezpieczny – kontynuuje Nina. I zauważa, że Wielka Brytania jest jednym z dwudziestu krajów, w których średnia długość życia wynosi 81 lat. W tym kraju nie ma wojny, nie ma bomb spadających na głowy, a mimo to ludzie myślą o życiu na wiele lat naprzód.

Tych dwoje ludzi zapytało Ninę, czy też zadbała o przyszłość swojego dziecka. Nina żartowała, że nie miała czego odziedziczyć, że wojna „wyzerowała jej status majątkowy”, nie miała nieruchomości, pieniędzy na kontach, więc po co testament. Ale pytanie córki ją zaskoczyło. Pozostali ich krewni, rodzice Niny, zostali na terytorium okupowanym przez Rosję.

– Nagle zrozumiałam, że jestem jedyną dorosłą osobą odpowiedzialną za moje dziecko

I że jeśli mnie zabraknie, córka może zostać oddana moim rodzicom, wysłana na okupowane terytorium. Mogą posłać ją do szkoły z rosyjskim programem nauczania. Inną opcją jest to, że służby socjalne umieszczą ją w rodzinie zastępczej w Wielkiej Brytanii, a ta zabierze córkę z jej ulubionej szkoły. Mogłaby też zostać przekazana do ukraińskiego konsulatu i trafić do sierocińca w Ukrainie, bo kwestia powrotu ukraińskich dzieci do kraju jest podnoszona od dawna.

Początkowo Nina miała nadzieję, że jej córką zaopiekowałaby się brytyjska rodzina, która udzieliła im schronienia w 2022 roku. Jednak z czasem ta przyjaźń ostygła.

– Zdałam sobie sprawę, że muszę sama o wszystko zadbać na wypadek najgorszego scenariusza. Moje dziecko powinno być z kimś, kogo zna, kto podziela nasze wartości, kto nie złamie jego osobowości i zapewni mu bezpieczne miejsce na czas wojny. Po długich namysłach wybrałam na taką osobę przyjaciółkę, która zna moją córkę od urodzenia.

Najpierw Nina przedyskutowała ten wybór z córką – dziewczynka ma 14 lat i prawo do wyrażenia swojej opinii. Potem zapytała przyjaciółkę, czy w razie czego byłaby gotowa zostać opiekunką jej dziecka do czasu osiągnięcia przez nie pełnoletności. Zgodziła się. Teraz Nina przygotowuje dokumenty. Zasięgnęła porady prawnej w jednym z ośrodków pomagających uchodźcom. Ma nadzieję, że testament nie będzie potrzebny, ale jest dumna, że się tym wszystkim zajęła.

Nie każdy krewny może być opiekunem

Nie wszyscy krewni mogą być opiekunami

Według Oksany Żołnowycz, ministry polityki społecznej Ukrainy, w Ukrainie jest ponad 13 000 dzieci osieroconych lub pozbawionych opieki rodzicielskiej z powodu wojny. Każdego roku opiekę rodzicielską traci co najmniej 4 tysiące dzieci. Niektóre z nich są przygarniane przez bliższych lub dalszych krewnych. Około 6 tysięcy dzieci przebywa w placówkach opiekuńczych.

– Ilekroć jestem zapewniana, że służby socjalne w razie czego zajmą się moim dzieckiem, zachowuję rezerwę, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci niepełnosprawne. Bo w naszym przypadku tak właśnie jest – mówi Oksana Homeniuk, matka 10-letniego Marka, z którym wyjechała do Hiszpanii. – W kraju naszego tymczasowego pobytu nawet nie każda babcia może zostać prawną opiekunką dziecka, jeśli coś stanie się jego matce. Moja 65-letnia matka jest tutaj ze mną, ale jeśli coś mi się stanie, sąd nie przyzna jej prawa nawet do tymczasowej opieki.

Biuro ukraińskiego parlamentarnego komisarza ds. praw człowieka wyjaśnia:

We Włoszech, Francji i wielu innych krajach opiekunem nie może być osoba, która ukończyła 65 lat

W Niemczech zdarzały się przypadki odbierania dzieci starszym babciom, które dysponowały jedynie pełnomocnictwem od rodziców do wyjazdu z babcią za granicę. W tym kraju uważa się bowiem, że osoba starsza też wymaga opieki.

Tak więc przed ostatnią podróżą do Ukrainy, gdzie musiała przejść operację, Oksana zorganizowała dla swojej matki tymczasową opiekę, sporządzając stosowny dokument u notariusza. Gdyby coś jej się stało, prawo do opieki nad najmłodszym wnukiem do czasu przybycia jednego ze starszych braci miałaby babcia.

Marek jest obywatelem Ukrainy, a jego tymczasowa ochrona może wygasnąć w każdej chwili. Dlatego Oksana wielokrotnie rozmawiała ze starszymi synami, by w przypadku jej niezdolności do pracy lub śmierci przejęli opiekę nad bratem.

– Obiecali mi, że nie zostawią Marka samego i nie wyślą go do ukraińskiego domu opieki dla niepełnosprawnych. Bo tam warunki są znacznie gorsze niż w Hiszpanii – mówi z ulgą Oksana.

Otworzyć kopertę na wypadek mojej śmierci

Jednak przypadki Niny i Oksany są raczej wyjątkami niż regułą. Przyznaje to większość kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. „Boję się, że ściągnę na siebie pecha, rozmawiając lub myśląc na ten temat”; „Boję się zranić moje dziecko” – słyszałyśmy często.

Łatwiej jest tym, które mają w Ukrainie mężów lub partnerów zdolnych w razie czego zająć się synem czy córką. Samotnym matkom jest trudniej.

– Zaczęłam myśleć o znalezieniu potencjalnego opiekuna dla moich dzieci w Niemczech, kiedy para, którą znałam, zmarła w Ukrainie – mówi 46-letnia Wiktoria, wdowa i matka 8-letnich bliźniaków. – Oboje pochodzili z obwodu donieckiego. Wyjechali za granicę na początku wojny, potem wrócili i osiedlili się w Odessie. Po ich śmierci przygotowałam kopertę z dokumentami, hasłami do kont, testamentem i listem do lokalnych przyjaciół, prosząc ich, by nie zostawili moich dzieci samych. Napisałam też listy pożegnalne do moich dzieci z instrukcjami na dalsze życie. Porozmawiałam o tym z przyjaciółmi i ciotką, a potem się uspokoiłam. Teraz żyję spokojnie, wiedząc, że zrobiłam wszystko, co mogłam. I staram się dbać o swoje zdrowie, by nie trzeba było otwierać tej koperty.

Proste instrukcje zmniejszą niepokój dziecka

– Jeśli dorośli nie rozmawiają z dziećmi o przyszłości, może to u nich prowadzić do jeszcze większego niepokoju – mówi Kateryna Nieszczetna, doradczyni rodzinna, która pracuje z dziećmi i rodzinami od 14 lat. – W takich przypadkach dzieci mogą wymyślać własne wersje wydarzeń, często bardziej przerażające niż rzeczywistość.

Każdy kraj ma własne zasady dotyczące tego, co dzieje się z dzieckiem w przypadku tragicznej śmierci lub ubezwłasnowolnienia opiekuna prawnego. Ale wszędzie małoletnie dziecko zostaje objęte opieką służb socjalnych, które zadecydują o jego przyszłości. Opiekuna takiego dziecka wyznacza sąd – i nie zawsze jest to osoba spokrewniona.

Aby oszczędzić dziecku podwójnego stresu – wynikającego z utraty bliskiej osoby i znalezienia się w nowej, obcej rodzinie – dorośli powinni zawczasu zadbać o jego przyszłość

Najlepiej, jeśli rodzice sporządzą u prawnika testament. Ośrodki wsparcia prawnego i lokalne fundacje pracujące z uchodźcami mogą pomóc w przygotowaniu takiego dokumentu.

Ważne jest, by w testamencie wyznaczyć opiekuna prawnego dla swoich dzieci. Decyzja ta pozwoli również uniknąć ewentualnych sporów, jeśli kilku dorosłych będzie sobie rościć prawa do wychowywania sieroty.

Zanim wyznaczysz opiekuna, porozmawiaj z nim i dowiedz się, czy jest skłonny wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Omów z nim przyszłość dziecka: gdzie będzie przebywać do zakończenia wojny, jakiej edukacji chciałabyś dla niego.

W zależności od wieku dziecka, możesz opracować dla niego proste instrukcje. One nie zwiększą jego niepokoju – raczej go zmniejszą. Ale zrób to z wyczuciem. Zamiast powiedzieć: „jeśli mama umrze”, powiedz: „jeśli nie będziesz się mogła dodzwonić do mamy” albo: „jeśli mamy nie będzie w pobliżu”. A potem powiedz mu, do kogo będzie mogło zwrócić się o pomoc.

W wielu krajach polisy ubezpieczeniowe przewidują tak zwany „kontakt awaryjny”. To osoba, do której można się zwrócić w razie wypadku. Dziecko powinno wiedzieć o takich kontaktach i rozumieć, że w razie potrzeby może z nich skorzystać. Kontaktami mogą być krewni, nauczyciele, sąsiedzi lub inne bliskie osoby.

– Dziecko potrzebuje co najmniej 5 dorosłych, którym może zaufać, aby czuć się bezpiecznie – mówi Kateryna Nieszczetna

Uchodźczyniom zazwyczaj trudno zadbać o finansowe zabezpieczenie swoich dzieci, ponieważ większość zarobionych przez nie pieniędzy idzie na czynsz i codzienne potrzeby. Jeśli jednak jest to możliwe, warto rozważyć ubezpieczenie na wypadek tragicznych, nieprzewidzianych sytuacji.

Jeśli rodzina uchodźców nadal posiada dom w Ukrainie, ważne jest, by wszystkie dokumenty potwierdzające prawo własności były uporządkowane, prawidłowo sporządzone i dostępne w jednym miejscu. Ułatwi to dziecku uzyskanie spadku.

Ważne jest, by zadbać o stan emocjonalny dziecka i jego postrzeganie śmierci. Strach przed śmiercią jest naturalny i już w wieku 5-6 lat, zwłaszcza w czasach wojny, dzieci mogą zadawać pytania na ten temat: „czy my nie zginiemy?”; „czy nie zostaniesz zabita?”.

Wyjaśniając małym dzieciom, czym jest śmierć, lepiej używać metafor zaczerpniętych z natury. Na przykład: „roślina wyrasta z nasionka, wydaje owoce, a następnie usycha i wraca do ziemi, by pewnego dnia narodzić się znowu”. Dzieci nie zdają sobie sprawy, że życie ma swój koniec, więc proste porównania mogą pomóc zmniejszyć ich niepokój.

Rozmawiając z dzieckiem w wieku szkolnym nie używaj metafor i nie wdawaj się w szczegóły. Porozmawiaj z nim o ciele i duszy, o naturalnym cyklu ludzkiego życia. W tym wieku dziecko może już zdawać sobie sprawę, że życie może zostać skrócone przez chorobę, wypadek lub wojnę. Podkreśl jednak, że takie przypadki są wyjątkami i robisz wszystko, by chronić was oboje. I że jest wiele osób, które je kochają i będą się nim opiekować. Powiedz mu, jak może się z nimi skontaktować.

Nastolatki i młodzi dorośli rozumieją już nieodwracalność śmierci, więc rozmawiaj z nimi jak z dorosłymi: uznaj ich emocje i obawy, daj im szansę na wyrażenie uczuć. Rozważcie konkretne kroki, które należy podjąć, gdyby stało się coś złego.

Zdjęcia: Shutterstock

20
хв

Co będzie z moimi dziećmi, jeśli coś mi się stanie?

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Rewolucja technologiczna: jak ukraińskie drony wpływają na przebieg wojny

Ексклюзив
20
хв

Bezpieczeństwo w zamian za terytorium: plotki, rzeczywistość i ryzyka dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

USA bardziej martwią się ewentualną klęską Rosji niż przegraną Ukrainy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress