Exclusive
20
min

Jak białoruski reżim pomaga Rosji wymazywać tożsamość ukraińskich dzieci

Od 2021 r. do czerwca 2024 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uprowadził z ziem okupowanych na terytorium Białorusi co najmniej 2219 ukraińskich dzieci. Dane te zostały opublikowane w raporcie ukraińskich i białoruskich obrońców praw człowieka

Natalia Żukowska

Dzieci z okupowanego Doniecka na wycieczce w jednostce wojskowej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

10 października obrońcy praw człowieka opublikowali raport na temat przestępstw wobec ukraińskich dzieci popełnionych przez białoruskich urzędników, w tym Alaksandra Łukaszenkę. 13 września dokument ten został przekazany do Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK). Obrońcy praw człowieka wezwali Trybunał do postawienia sprawców przed sądem. Materiał dowodowy został opracowany wspólnie przez Centrum Praw Człowieka ZMINA, Regionalne Centrum Praw Człowieka, organizacje praw człowieka „Wiasna” i BelPol, przy wsparciu Freedom House.

Po raz pierwszy raport zawiera dane dotyczące ukraińskich dzieci, które zostały wywiezione – ich nazwiska, dane paszportowe itp. Ponadto obrońcom praw człowieka udało się zidentyfikować 18 obozów na Białorusi, w których ukraińskie dzieci z ukraińskich terytoriów okupowanych są poddawane reedukacji pod pozorem „rehabilitacji”.

O pracy nad zbieraniem dowodów i o tym, jak białoruski reżim wymazuje tożsamość ukraińskich dzieci, rozmawiamy z Onysią Syniuk, analityczką prawną, i Inną Ilczenko, kierowniczką projektu Centrum Praw Człowieka ZMINA.

Nowe dowody zbrodni reżimu Łukaszenki

Natalia Żukowska: MTK otrzymał nowe dowody zbrodni popełnionych przez Rosję i Białoruś na ukraińskich dzieciach. Co konkretnie mówi wasz raport? Czego możemy się spodziewać?

Onysia Syniuk: Nasz publiczny raport, ogłoszony 10 października, znacznie różni się od tego, co przekazaliśmy MTK. Trybunałowi dostarczyliśmy bowiem wiele poufnych materiałów, które będą ważne dla przyszłego śledztwa. Nie możemy ich upublicznić.

Ogólnie rzecz biorąc, staraliśmy się przenieść punkt ciężkości z wysiedlania dzieci jako zjawiska na to, co dzieje się z nimi po przybyciu [do nowego kraju], w szczególności na Białoruś. Nasze badania obejmują okres od 2021 roku. Wtedy to Łukaszenka osobiście podpisał dekret o „rehabilitacji grupy dzieci z obwodu donieckiego” w dziecięcym ośrodku edukacyjno-rekreacyjnym „Zubrania”. Pracę zakończyliśmy w czerwcu 2024 roku.

Niestety, proces przesiedlania ukraińskich dzieci wciąż trwa.

Do czerwca 2024 r. udało nam się zidentyfikować 2219 takich dzieci, z których co najmniej 27 zostało wywiezionych nie tylko na Białoruś, ale także do Rosji

Informacje te pokazują, w jaki sposób systemy rosyjski i białoruski są ze sobą powiązane.

Na przykład we wrześniu 2022 r. 12-letnia Leda Majorowa z Makiejewki w obwodzie donieckim była przetrzymywana w obozie „Dubrawa” na Białorusi. W styczniu 2023 r. zawieziono ją na oglądanie kremlowskiej choinki, a w sierpniu była już w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym [zachodnia Syberia – red.], ponad 3000 kilometrów od domu, na „leczeniu”.

Takich przypadków jest wiele. Jednak większość wywożonych dzieci pochodzi z terytoriów okupowanych i trudno uzyskać do nich dostęp – więc trudno zweryfikować każdy przypadek.

Pomagali nam białoruscy partnerzy, w tym byli funkcjonariusze organów ścigania, którzy w 2020 r., po sfałszowanych wyborach na Białorusi, opuścili kraj i przeszli na naszą stronę. Oni byli w stanie uzyskać poufne informacje. Mieliśmy ogromną listę z imionami dzieci, danymi kontaktowymi, w tym z numerami telefonów. W niektórych przypadkach mieliśmy nawet dane paszportowe i bilety kolejowe. Trasa wywózki tych dzieci wiodła zazwyczaj z Doniecka przez Rostów – do Mińska. Posiadamy nawet informacje o osobach towarzyszących tym dzieciom na Białorusi. Wiemy też, co stało się z nimi na terytorium Białorusi, i znamy tożsamość osób zaangażowanych w ten proceder. Przede wszystkim mówimy o Alaksandrze Łukaszence, paraolimpijczyku Aleksieju Tałaju i jego fundacji, o sekretarzu stanu Państwa Związkowego Dmitriju Miezencewie i premierze Federacji Rosyjskiej Michaile Miszustinie. Mamy zalecenie i prośbę do MTK o wszczęcie dochodzenia w sprawie tych osób – i o wydanie nakazów ich aresztowania.

Wcześniej Yale School of Public Health i zespół lidera białoruskiej opozycji Pawła Łatuszki złożyli już wnioski do MTK w sprawie Białorusi. Dotyczyły nielegalnego wywożenia ukraińskich dzieci. Co jest w nowym zgłoszeniu?

Oprócz nas, wniosek do MTK w sprawie Białorusi złożyła w tym roku Republika Litewska. Te wnioski są nieco inaczej ukierunkowane. Istotą naszego jest przesunięcie punktu ciężkości z wysiedlania dzieci na ich indoktrynację, militaryzację – i współudział Białorusi w tym procederze.

Podkreślamy bowiem, że to jest jeden system, stworzony przez Rosję, a Białoruś jest jej wspólniczką

Mówimy o tym jako o odrębnym naruszeniu, a nie elemencie deportacji. Twierdzimy, że należy to zakwalifikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości, dyskryminujące prześladowanie. Dzieci są dyskryminowane przede wszystkim dlatego, że są narodowości ukraińskiej. Z miejsca są traktowane jak obywatele rosyjscy.

Ukraińskie dzieci, uczniowie korpusu kadetów, w towarzystwie żołnierzy z 345. Oddzielnego Pułku Piechoty Powietrznodesantowej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Zdjęcie: Konto Korpusu Kadetów na Telegramie

W swoim raporcie wzywacie MTK do wydania nakazów aresztowania Miezencewa, Miszustina i Tałaja. Jaka jest rola każdego z nich w uprowadzaniu ukraińskich dzieci?

Osobisty podpis Miszustina znajduje się na budżecie, tj. na przydziale pieniędzy na transfer i pobyt ukraińskich dzieci na Białorusi. Ostatnim razem było to prawie pół miliona dolarów. Najwięcej wiemy o udziale Aleksieja Tałaja. To on jest ideologiem tego procederu, który mocno wspiera Łukaszenkę i Putina. W maju tego roku Tałaj osobiście odebrał nagrodę od prezydenta Rosji za swą rolę w wysiedlaniu ukraińskich dzieci oraz ich indoktrynacji i militaryzacji na Białorusi. On konsekwentnie odnosi się do ukraińskich dzieci jako do Rosjan, ma też powiązania z szefami administracji okupacyjnych. Na przykład niedawno spotkał się z Denisem Puszylinem [tak zwanym szefem DRL – aut.]. Mają bezpośrednie umowy dotyczące tego, w jaki sposób będą sobie pomagać i wysyłać dzieci z Donbasu na „wakacje”. Tałaj ma też powiązania z tak zwanymi organizacjami pozarządowymi na terytoriach okupowanych, na przykład z organizacją „Delfiny” kierowaną przez Olgę Wołkową – osobą stale współpracują przy wywożeniu dzieci na Białoruś. Ponadto poprzez swoją fundację Tałaj finansuje wyjazdy dzieci i ideologicznie nadzoruje cały proces.

Władimir Putin nagradza Aleksieja Tałaja Orderem Przyjaźni na Kremlu. Zdjęcie: oficjalna strona Kremla

Jest doświadczonym mówcą motywacyjnym i kiedy rozmawia z dziećmi, stara się je przekonać, że są Rosjanami i że dobrze jest mieszkać na rosyjskich terytoriach.

Obozy dla dzieci: „zdrowie i wypoczynek”

W jaki sposób w miastach okupowanych przez Rosję organizowane są wyjazdy na białoruskie obozy dla dzieci?

Onysia Syniuk: Wszystko dzieje się przy wsparciu szefów administracji okupacyjnych. Puszylin i Wołodymyr Rogow [szef administracji okupacyjnej Melitopola – red.] sami o tym mówią. A Tałaj konsultuje decyzje tak zwanych ministerstw edukacji na terytoriach okupowanych. Prawdopodobnie to one wydają nakazy dla instytucji edukacyjnych, by tworzyły listy dzieci do „rehabilitacji”. Pomagają w tym również tzw. organizacje pozarządowe, które wykorzystują wrażliwe kategorie ludności, w tym dzieci niepełnosprawne. Co ciekawe, największe grupy dzieci są wywożone nie latem, ale jesienią i wiosną, w trakcie roku szkolnego. Podobnie jak w Rosji, są one zapisywane do lokalnych instytucji edukacyjnych.

Kadeci plutonu VI Korpusu Kadetów w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: Telegram Korpusu Kadetów

W jaki sposób uprowadzone dzieci są „kształtowane” na Rosjan? Jak wygląda rosyjski system edukacji i jakie narracje są im narzucane?

Dzieci wywożone na Białoruś mają bardzo jasno określony harmonogram pobytu. Edukacja w placówkach prowadzona jest w języku rosyjskim i obejmuje między innymi promocję narracji „rosyjskiego świata” na temat charakteru i przebiegu II wojny światowej. Uderzającym przykładem jest tu ustawa „O ludobójstwie narodu białoruskiego” i związany z nią kurs, który przypisuje Ukraińcom i innym narodom okrucieństwa, które w rzeczywistości popełnił nazistowski reżim niemiecki. Kurs ten jest częścią programu nauczania rozpoczynającego się w szkole podstawowej. Oto cytat z podręcznika do historii:

„Cały świat wie dziś o tragedii we wsi Chatyń, gdzie 22 maja 1943 roku spalono żywcem 149 osób, w tym 76 dzieci. W operacji karnej brał udział 118 batalion, który składał się głównie z Ukraińców i specjalnego batalionu SS”

Zebraliśmy sporo takich wycinków z nowych podręczników, na podstawie których uczono dzieci nasze i białoruskie. Według naszych partnerów z organizacji praw człowieka „Wiasna” przed 2022 rokiem takich narracji nie było.

Według waszego raportu białoruski reżim jest współwinny rosyjskiej militaryzacji ukraińskich dzieci. Świadczy o tym m.in. działalność tzw. Korpusu Kadetów Zacharczenki, pierwszego przywódcy tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL), który jest powiązany z Fundacją Aleksieja Tałaja. Jak to działa?

To powiązanie można prześledzić w kilku punktach. Tałaj jest w bardzo bliskich relacjach ze wszystkimi [uczestnikami procederu – red.]. Osobiście finansuje wyjazdy kadetów na Białoruś, żeby między innymi wpływali na swoich rówieśników i brali aktywny udział w propagandzie. Na ścianach w siedzibie Korpusu Kadetów widnieją symbole jego fundacji, a dyrektor Korpusu osobiście się z nim spotyka, by omawiać współpracę. Ponadto ludzie z Korpusu często promują pracę Tałaja w mediach społecznościowych, nazywając go swoim „współpracownikiem” i „bardzo bliskim przyjacielem”. On z kolei regularnie na swoich kontach pisze o tym, co robi Korpus Kadetów.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka podczas spotkania z żołnierzami białoruskich sił specjalnych. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

W 2024 r. Korpus liczył prawie 200 dzieci – chłopców i dziewcząt – z których niektóre były pierwszoklasistami. Podczas nauki i zajęć pozalekcyjnych kadetom mówi się, że są Rosjanami, a jednocześnie obywatelami tak zwanej DRL. Korpus świętuje „Dzień powrotu DRL do Rosji” i celebruje uroczyste wciągnięcia rosyjskiej flagi na maszt. Podczas inicjacji na kadetów dzieci proklamują: „Służę Federacji Rosyjskiej i Korpusowi Kadetów”. Innymi słowy, robi się wszystko, by te dzieci na koniec wstąpiły do rosyjskiej armii. Znamy już podobne przypadki.

Jeden z chłopców, którzy tam się uczyli, zginął na wojnie w Ukrainie. To dobitny przykład militaryzacji i prania dzieciom mózgów przez rosyjską propagandę

Co dzieje się z dziećmi po tych „obozach rehabilitacyjnych i reedukacyjnych”?

Celem nie jest pozostawienie ich na Białorusi. Celem jest przekształcenie ich w obywateli Rosji. Trudno sprawdzić, co dzieje się z nimi później, ponieważ do okupowanych terytoriów nie ma dostępu. Władze białoruskie co jakiś czas publikują informacje, że dzieci wróciły do domu, i pokazują ich zdjęcia na dworcu kolejowym w Mińsku. Sprawdzenie sytuacji ich wszystkich jest niemożliwe. 27 dzieci, o których mówiłam, udało  nam się zidentyfikować tylko dlatego, że pojawiły się w białoruskich i rosyjskich mediach.

Reżimy białoruski i rosyjski wykorzystują ukraińskie dzieci również do celów propagandowych. Do czego są zmuszane przed kamerami?

Ukraińskie dzieci są często wykorzystywane w propagandzie. Nie nazywa się ich inaczej, jak tylko „dziećmi z nowych terytoriów Rosji” lub po prostu „Rosjanami”. Są wykorzystywane w historiach pokazywanych na kanałach krajowych. Dziennikarze pytają je wprost: „Czy to straszne być pod ostrzałem na okupowanym terytorium?”, „Powiedz nam, co widziałeś?”, „Czy twoi krewni zostali ranni lub zabici?”.

Nikt nie myśli o powtórnej traumatyzacji tych dzieci. Pytania do nich są bezpośrednie, nie ma mowy o poufności. Dzieci są często nazywane po imieniu i nazwisku, podawany jest ich wiek, region czy miasto, z którego pochodzą – i tak dalej. Muszą powtarzać przed kamerą kłamstwa i frazesy rosyjskiej propagandy o „specjalnej operacji wojskowej”, o „Banderowcach”, o tym, jak „reżim w Kijowie” je ostrzeliwał i że Mariupol jest „odbudowywany”. Pytania, które są im zadawane, często prowadzą do łez, co oznacza, że Rosjanie grają na ich emocjach. W jednym z wywiadów ukraiński chłopiec został zapytany, czy jest gotowy walczyć za swoją „ojczyznę”, gdy dorośnie. Odpowiedział twierdząco. To są stałe narracje.

Dzieci są również zabierane na spotkania z białoruskimi wojskowymi i funkcjonariuszami organów ścigania. W szczególności z tymi, którzy zasłynęli z brutalności podczas tłumienia protestów w 2020 roku

Na tych spotkaniach mówi się im, jak dobrze służyć, pokazuje, jak obchodzić się z bronią i fotografuje je w mundurach z symbolem „Z”.

Ukraińskie dzieci z Korpusu Kadetów Zacharczenki na lekcji z okazji rocznicy utworzenia organów bezpieczeństwa tzw. Donieckiej Republice Ludowej w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Praca nad raportem

Jak długo zbierała Pani informacje do raportu? Co było najtrudniejsze?

Inna Ilczenko: Zaczęliśmy gromadzić dokumentację w styczniu tego roku, a skończyliśmy na początku sierpnia. Wcześniej mieliśmy trochę przygotowań. To było nasze pierwsze doświadczenie z białoruskimi kolegami z „Wiasny”. Najtrudniejsze było rozpoczęcie wspólnej pracy, bo musieliśmy osiągnąć pewien poziom zaufania. Później stworzyliśmy silny zespół dokumentalistów, którzy bardzo sobie pomagali. Nie było łatwo znaleźć informacje, których potrzebowaliśmy, bo one były czyszczone. Zauważyliśmy tendencję, że po wydaniu międzynarodowego nakazu aresztowania Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa, Pełnomocnik przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.] władze białoruskie zaczęły w sposób kontrolować informacje trafiające do publicznej wiadomości. Odtąd trudniej było je znaleźć.

Zwykle zaglądaliśmy bezpośrednio do kont oskarżonych w mediach społecznościowych, także kont ich dzieci czy krewnych. Po opublikowaniu naszego raportu informacje zaczęły jednak z nich znikać. Na przykład profile oskarżonych na stronie Korpusu Kadetów Zacharczenki zostały wyczyszczone. Zniknęły też wszystkie informacje na temat doradcy dyrektora Departamentu Edukacji na terytoriach okupowanych, który często komunikował się z Tałajem. Ale i tak udało nam się wszystko udokumentować.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka uroczystości noworocznych na Białorusi. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

Wszystkie listy dzieci, którymi dysponowaliśmy, przekazaliśmy do Biura Prokuratora Generalnego, do Komisarza Praw Człowieka Parlamentu Ukraińskiego i Służby Wywiadu Zagranicznego. Dzielimy się tymi informacjami z państwem ukraińskim.

Może Pani przywołać jakieś konkretne historie świadczące o niszczeniu ukraińskiej tożsamości?

Mieliśmy przypadek dziewczyny z Siewierodoniecka, która przed okupacją miasta była bardzo aktywna w swojej szkole i społeczności. Była nastawiona proukraińsko, brała m.in. udział w konkursie języka ukraińskiego im. Tarasa Szewczenki. Po okupacji dołączyła do „Junarmii”, jednego z rosyjskich paramilitarnych ruchów młodzieżowych. I zaczęła opowiadać, jak to wspaniale, że Siewierodonieck powrócił do swojego „macierzystego portu”, że to „rosyjskie miasto” i tak dalej. A minęło tylko trochę czasu.

Zauważyliśmy również na profilach dzieci w mediach społecznościowych zauważyliśmy też, że 5-6 lat temu zamieszczały różowe kucyki i pisały o tym, jak bardzo kochają króliczki. A teraz na zdjęciach noszą wojskowe mundurki z napisem „Kocham Rosję”, eksponują rosyjskie symbole

Wiemy, że program reedukacji, militaryzacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci jest finansowany głównie z rosyjskich pieniędzy. Jednak na Białorusi zaangażowane są w to również przedsiębiorstwa państwowe, takie jak Białoruś Potaż i Bielnieft. Wiemy, że dzieci przebywały na Białorusi w hotelu prowadzonym przez jedno z tych przedsiębiorstw. Przedsiębiorstwa te prowadzą też sanatoria i obozy. To system sowiecki.

Sprawiedliwość zawsze czeka

Pod koniec stycznia 2024 roku Aleksiej Tałaj ogłosił rozszerzenie zakresu działalności swojej fundacji: deklaruje przywożenie na Białoruś dzieci z nowo zajętych przez Rosję rejonów Chersońszczyzny. Jak możemy to powstrzymać? I czy w ogóle możliwe jest powstrzymanie wywózek ukraińskich dzieci?

Onysia Syniuk: Trudno mówić o zatrzymaniu wywózek ukraińskich dzieci bez wyzwolenia okupowanych terytoriów. Możemy jednak mówić o pewnych próbach ograniczenia tego procesu. Mówimy tu w szczególności o wydawaniu nakazów aresztowania. Widzimy, że strona białoruska, w szczególności Łukaszenka, bardzo się tego boi. On naprawdę miał nadzieję, że ujdzie mu to na sucho i weźmie udział w rozmowach pokojowych.

Ważne są również sankcje. I powinna powstać międzynarodowa koalicja na rzecz odzyskania tych dzieci.

Jeśli chodzi o powrót ukraińskich dzieci na terytoria kontrolowane przez Ukrainę, każdy przypadek jest indywidualny. Za każdym razem Rosja wymyśla nowe sposoby, aby temu zapobiec. Obecnie nie ma jednego mechanizmu odzyskiwania dzieci. Musimy pomyśleć o stworzeniu w pełni międzynarodowego mechanizmu z konkretnymi działaniami, na które zgodzi się Federacja Rosyjska. Musimy potwierdzić tożsamość dzieci, które chcemy odzyskać, to kwestia liczb i identyfikacji. Zdarzały się przypadki, że strona ukraińska podawała listę 500 dzieci, strona rosyjska potwierdzała 30, a uwalniała jedno. To kwestia pracy na poziomie międzynarodowym. Musimy wywrzeć na nich presję, zwiększyć sankcje, sprawić, by przetrzymywanie dzieci kosztowało więcej niż ich oddanie.

Ukraińskie dzieci, członkowie Korpusu Kadetów Zacharczenki. Zdjęcie:konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Dlaczego musimy czekać, aż tymi zbrodniarzami wojennymi zajmie się trybunał? Czy sprawiedliwość może czekać?

Sprawiedliwość, zwłaszcza międzynarodowa, zawsze czeka. To bardzo długi proces i lepiej się nie spieszyć.

Najgorsze jest to, że zbrodniarze są uniewinniani z powodu błędów formalnych lub niedociągnięć

Musisz mieć „żelazną” sprawę, by nikt z nich nie został uniewinniony. Ponadto ważne jest, by pozyskać wsparcie nie tylko naszych sojuszników, ale także tych krajów, które są neutralne lub skłaniają się ku Rosji. Musimy z nimi współpracować.

Wierzymy, że wszystko się ułoży i sprawiedliwości stanie się zadość. Pracujemy nad tym, by wszystkie dowody zostały zebrane, wszystkie przypadki udokumentowane i żeby nikt zamieszany w te zbrodnie nie uniknął kary. Dotyczy to zwłaszcza głównych sprawców tej krwawej wojny.

No items found.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress