Exclusive
20
min

Żołnierz Dmytro Pawłow: "Jeśli coś się stanie mojemu partnerowi na froncie, nikt mi o tym nie powie"

Dlaczego przyjęcie ustawy o legalizacji związków partnerskich jest dziś tak ważne dla ukraińskiego wojska?

Kateryna Kopanieva

Projekt ustawy o związkach partnerskich wsparło Ministerstwo Obrony i Ministerstwo Sprawiedliwości. Zdjęcie z Facebooka Inny Sovsun

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

"W czerwcu zeszłego roku leżałem w szpitalu z poważnymi obrażeniami, których doznałem na pierwszej linii frontu. Jedyną rzeczą, której wtedy pragnąłem, było mieć ukochaną osobę u boku. Naturalne pragnienie, prawda? Ale dla mnie było to prawie niemożliwe, ponieważ mój partner jest facetem. A bez dokumentów potwierdzających legalność naszego związku jest on dla lekarzy nikim, co oznacza, że nie może nawet przebywać ze mną na oddziale" - mówi żołnierz Dmytro Pawlow.

Brak możliwości bycia razem w szpitalu to tylko jeden z powodów, dla których tysiące żołnierzy i kobiet LGBT opowiada się za przyjęciem projektu ustawy o związkach partnerskich. Projekt ustawy jest obecnie rozpatrywany przez Radę Najwyższą Ukrainy i został już wsparty przez Ministerstwo Obrony i Ministerstwo Sprawiedliwości. Zgodnie z nim, związek partnerski to zarejestrowany dobrowolny związek rodzinny dwóch osób tej samej lub różnej płci, w wyniku którego partnerzy uzyskują status bliskich krewnych (członków rodziny pierwszego stopnia). Podkreśla się, że związek partnerski nie jest tradycyjnym małżeństwem; partnerzy nie mogą adoptować dzieci, ani zmienić nazwiska. Prawa rodzicielskie pozostają przy biologicznym ojcu lub matce, podczas gdy drugi partner otrzymuje status opiekuna. Dlaczego przyjęcie tej ustawy ma kluczowe znaczenie w czasach wojny, wyjaśnia jej autorka posłanka Inna Sovsun, a także osoby, których bezpośrednio dotyczy.

"Aby mój partner mógł przebywać ze mną na oddziale, musiałem skłamać, że jest moim bratem".

- "Kiedy zaczęła się wojna, zostałem natychmiast zmobilizowany i wysłany do Bachmutu", mówi trzydziestoletni Dmytro Pawłow z Kramatorska. "Dwa dni przed moimi 30 urodzinami zostałem ranny. Kula trafiła mnie w nogę i przerwała nerw. Od tego czasu nie czuję stopy.

Leczenie było trudne, a wsparcie bliskiej osoby bardzo ważne. Niestety, kiedy moi rodzice dowiedzieli się o mojej orientacji, zmienili swoje podejście do mnie. I dziś jedyną bliską osobą, która jest gotowa być przy mnie w trudnych chwilach jest mój partner. Ale nie wystarczy chcieć, trzeba jeszcze móc. Mojemu partnerowi nie pozwolono mnie odwiedzać. I nie chodziło nawet o oddział intensywnej terapii. Personel nalegał, żeby opuścił szpital, ponieważ oficjalnie nie jest członkiem mojej rodziny.

Musieliśmy posunąć się do różnych sztuczek, aby choć trochę być razem. Na przykład mówiliśmy, że jest moim bratem. Albo dawaliśmy pielęgniarce tabliczkę czekolady, żeby przymknęła oko na obecność mojego partnera przy szpitalnym łóżku przez jeden wieczór. To było dla nas upokarzające. Czy to sprawiedliwe, że inni ranni żołnierze mogą być odwiedzani przez swoje żony, a mój partner nie może być przy mnie? Byłem na linii frontu, broniłem kraju, ryzykowałem życiem. A teraz muszę się ukrywać i kręcić jak drobny złodziejaszek?

Żołnierz Dmytro Pawłow wie, czym jest samotność w szpitalnej sali. Zdjęcie z archiwum bohatera

- "Kiedy poszłam na wojnę, moja dziewczyna odwiedzała mnie na froncie", opowiada Nastia Konfederat, zwiadowczyni lotnicza. - "Pod ostrzałem w Mykołajowie zachorowała na PTSD - zespół stresu pourazowego). Kilka pocisków S-300 spadło pięćset metrów od niej i potrzebowała pomocy psychologicznej. Członkowie rodzin żołnierzy są uprawnieni do otrzymania takiej pomocy bezpłatnie. To znaczy, partner prawny, a także ich dzieci i rodzice.  Kiedy Twoje ciało jest żywe, ale czujesz się martwy w środku, to nie jest życie. Ustawa o związkach partnerskich bezpośrednio pomoże tysiącom ludzi wrócić do żywych.

Zwiadowczyni lotnicza Nastia Konfederat: "Ustawa umożliwi krewnym żołnierzy otrzymanie bezpłatnej pomocy psychologicznej". Zdjęcie z archiwum bohaterki

Pawlo Lahojda, 22-letni żołnierz i jego 31-letni partner Wlad również służą w siłach zbrojnych, gdzie spotykają się z homofobią.

- "Podczas wojny na pełną skalę znalazłem się w strefie działań wojennych, a Wlad zdecydował się do mnie dołączyć i poszedł na front" - mówi Pawlo Lahojda. "Początkowo byliśmy w tej samej jednostce. Ale kiedy okazało się, że jesteśmy partnerami, Wlad został natychmiast wysłany do innego regionu. Abyśmy mogli znów razem służyć, staram się o przeniesienie, ale nie mogę tego zrobić. Lekarz, który mi to uniemożliwia, nie ukrywa, że jest homofobem. Mówi wprost: "Nie przejdziesz wojskowej komisji lekarskiej".

W jaki sposób ustawa o związkach partnerskich może mi pomóc? Kiedy przedstawiciele społeczności LGBT zostaną uznani za osoby, którym również przysługują prawa, z pewnością poprawi naszą sytuację. Teraz nie mamy żadnych praw. Za każdym razem, gdy mój partner wyjeżdża na misję, jest to jak tortura. Jeśli coś mu się stanie - zostanie ranny, zginie lub go wezmą do niewoli, nikt mi o tym nie powie. A jeśli coś mi się stanie, zadzwonią do mojej matki, ale nie do Wlada.

Pawlo Lahojda (z prawej) z Wladem (z lewej) walczą o prawa osób LGBT. Zdjęcie z Instagrama bohatera

O wiele łatwiej jest zarejestrować lub rozwiązać związek partnerski niż małżeństwo

- "Dla tysięcy osób LGBT, które obecnie bronią naszego kraju, ustawa o związkach partnerskich jest bardzo ważna", mówi jej autorka posłanka Inna Sovsun, "Teraz, jeśli coś stanie się tym żołnierzom, ich partnerzy mają bardzo ograniczone prawa. Nie mówię nawet o kwestiach takich jak pomoc finansowa, płatności, dziedziczenie. Mam na myśli to, że większość szpitali nie pozwala partnerom przebywać z nimi na oddziale.

Są też inne sytuacje. W przypadku osób w śpiączce lekarze są zobowiązani do konsultacji z najbliższymi członkami rodziny przy podejmowaniu ważnych decyzji medycznych. Mogą to być m.in. decyzje o amputacji kończyny czy wycofaniu aparatury podtrzymującej życie. Partner lub partnerka nie ma zaś możliwości wpływania na te działania. Zdarzają się też przypadki zniewolenia, śmierci... Znam sytuacje, gdy mężczyźnie nie pozwolono pójść do kostnicy, by zidentyfikować partnera, który zginął na froncie. Bo oficjalnie nie jest członkiem rodziny.

- Czy związki partnerskie są powszechną praktyką na świecie?

- Przepisy dotyczące zarejestrowanych związków partnerskich obowiązują w 22 krajach europejskich. W szczególności we Francji, Wielkiej Brytanii, Czechach, Grecji, Włoszech itp. W niektórych krajach (np. w Niemczech) małżeństwa osób tej samej płci były dozwolone po zawarciu związku partnerskiego.

Polska wciąż jest wyjątkiem. Ale teraz, gdy opozycja, która popiera równe prawa dla par tej samej płci, wygrała wybory parlamentarne, sytuacja może się zmienić. Nawiasem mówiąc, badania pokazują, że większość Polaków popiera legalizację związków osób tej samej płci w takiej, czy innej formie.

Większość krajów zezwala zarówno parom heteroseksualnym, jak i jednopłciowym na rejestrację związków partnerskich. Nasz projekt ustawy również to umożliwia.

- Dlaczego pary heteroseksualne tego potrzebują, skoro mogą zawrzeć konwencjonalne małżeństwo?

- Na przykład we Francji (wykorzystaliśmy model francuski jako podstawę naszego projektu ustawy) około 40% wszystkich związków zawieranych jest w formie związków partnerskich, a nie klasycznych małżeństw. Oznacza to, że są one również popularne wśród par różnopłciowych. Po pierwsze, historycznie małżeństwo w tym kraju było ściśle związane z kościołem z jego zasadami i rolami. Coraz więcej młodych ludzi stara się unikać nierównego formatu związku. Dla wielu "partnerstwo" brzmi lepiej. Po drugie, procedura rejestracji związku partnerskiego jest znacznie prostsza.

- Czy procedura rejestracji związku partnerskiego w Ukrainie będzie szybsza niż zawarcie związku małżeńskiego w urzędzie stanu cywilnego?

- Absolutnie. Dotyczy to nie tylko rejestracji (dziesięć dni w przypadku związku partnerskiego w porównaniu z miesiącem w przypadkwu małżeństwa), ale także rozwiązania. Procedura rozwodowa w Ukrainie jest dość skomplikowana: nawet jeśli mąż i żona nie mają wobec siebie żadnych roszczeń, ale mają na przykład małoletnie dziecko, mogą uzyskać rozwód tylko na drodze sądowej, co wymaga pieniędzy i czasu. W przypadku związków partnerskich procedura jest znacznie prostsza i wymaga jedynie zgody obu stron.  

- Czy reakcja Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego, który potępił projekt ustawy, była dla Ciebie zaskoczeniem?

- Absolutnie nie. Jako osoba, która lobbowała i ratyfikowała Konwencję Stambulską (o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej), nie miałam co do tego wątpliwości. Niestety, Kościół nie jest gotowy na dialog. Myślę, że w ten sposób wyrządzają sobie niedźwiedzią przysługę, ponieważ tracą potencjalnych parafian. Jeśli chodzi o oświadczenie Rady Kościołów (Wszechukraińska Rada Kościołów wezwała parlament do odrzucenia ustawy - red.), w skład tej rady nadal wchodzi Rosyjska Cerkiew Prawosławna. Dlatego byłoby bardziej właściwe, gdyby organizacja ta najpierw zajęła się tą kwestią.

Posłanka Inna Sovsun na Marszu Równości 2021 w Kijowie. Zdjęcie z jej archiwum

W ciągu ostatniej dekady poziom poparcia dla związków partnerskich osób tej samej płci na Ukrainie wzrósł niemal dwukrotnie

- Czy ustawa o zarejestrowanych związkach partnerskich może uprościć drogę Ukrainy do UE?

- 9 listopada Komisja Europejska opublikowała raport na temat kryteriów, które muszą zostać spełnione, aby Ukraina mogła zostać członkiem UE. Znalazły się w nim dwa odniesienia do praw osób LGBT.

Jeśli chodzi o związki partnerskie osób tej samej płci, w raporcie zauważono, że Komisja Europejska uważa fakt zarejestrowania takiego projektu ustawy za pozytywny krok, wskazujący, że zmierzamy we właściwym kierunku. Biorąc pod uwagę, że nie ma bezpośrednich dyrektyw UE w tej konkretnej kwestii, jest to maksymalna forma, jaką można wykorzystać, aby podkreślić znaczenie tej kwestii dla Ukrainy. Nawiasem mówiąc, w raporcie wspomniano również o decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zgodnie z którą brak prawnej możliwości rejestracji związków partnerskich osób tej samej płci w Ukrainie narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka (w czerwcu tego roku ETPC przyznał pięć tysięcy euro odszkodowania parze osób tej samej płci, która skarżyła się na niemożność zawarcia małżeństwa lub innego rodzaju związku cywilnego w Ukrainie).

- Osoby LGBT w Siłach Zbrojnych Ukrainy twierdzą, że regularnie spotykają się z homofobią i zastraszaniem, zarówno ze strony innych żołnierzy, jak i dowódców. Czy przyjęcie projektu ustawy o związkach partnerskich może pomóc w rozwiązaniu tego problemu?

- Obecnie osoby LGBT czują, że państwo traktuje je inaczej niż osoby heteroseksualne. To niesprawiedliwe. A przyjęcie ustawy to nie tylko rozwiązanie praktycznych problemów, ale także uznanie przez państwo praw tych, którzy pracują, płacą podatki i walczą u boku innych.

Tymczasem musimy zrozumieć, że samo to prawo nie jest w stanie przezwyciężyć homofobii, w szczególności w siłach zbrojnych. Konieczne jest przyjęcie dodatkowych regulacji. To tak jak z kobietami w wojsku: podjęto osobne decyzje z wytycznymi, do których kobiety mogą się odwoływać w przypadku dyskryminacji lub, powiedzmy, molestowania seksualnego.

- Czy ustawa o związkach partnerskich może zostać przyjęta w tym roku?

- Raport Komisji Europejskiej daje nadzieję, że projekt ustawy zostanie uwzględniony. Ważne są też ostatnie decyzje Ministerstwa Obrony Narodowej i Ministerstwa Sprawiedliwości. Ministerstwo Sprawiedliwości początkowo poparło pomysł, ale stwierdziło, że napisze własny projekt. Ostatecznie jednak zgodziło się poprzeć nasz. Ministerstwo Obrony Narodowej również napisało, że popiera projekt, choć początkowo jego decyzja była negatywna. Teraz przyszła kolej na Komitet Polityki Prawnej Rady Najwyższej. Jeśli się zgodzi, dokument zostanie ostatecznie poddany pod głosowanie w Radzie Najwyższej.

- Co sądzisz o reakcji opinii publicznej na pomysł związków partnerskich dla par tej samej płci? Liczba negatywnych komentarzy w mediach społecznościowych jest ogromna.

- Spodziewaliśmy się znacznie gorszej reakcji. Zawsze pojawiają się negatywne komentarze, ale jednocześnie otrzymuję też wiele pozytywnych opinii. Na Facebooku jest to około 50% do 50%. A na przykład na Instagramie i Tik Tok prawie wszystkie komentarze są pozytywne. Młodzi ludzie mają różne poglądy. Ogólnie rzecz biorąc, jest znacznie mniej nienawiści. Według zeszłorocznego badania przeprowadzonego przez Centrum Ekspertyz Społecznych Instytutu Socjologii, w ciągu ostatnich dziesięciu lat poziom poparcia dla związków partnerskich osób tej samej płci na Ukrainie prawie się podwoił (53% zgadza się w 2022 r. w porównaniu do 33% w 2013 r.). Wojna zmieniła nasze życie i nadal zmienia nasze priorytety.

Zdjęcie główne: Edgar Su / Reuters / Forum

No items found.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukraina powinna stać się Izraelem Europy

Ексклюзив
20
хв

Julia Pawliuk: – Każda wymiana jeńców i każde negocjacje to operacja specjalna

Ексклюзив
20
хв

Nie uspokajajcie zła

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress