Exclusive
20
min

Żołnierz Dmytro Pawłow: "Jeśli coś się stanie mojemu partnerowi na froncie, nikt mi o tym nie powie"

Dlaczego przyjęcie ustawy o legalizacji związków partnerskich jest dziś tak ważne dla ukraińskiego wojska?

Kateryna Kopanieva

Projekt ustawy o związkach partnerskich wsparło Ministerstwo Obrony i Ministerstwo Sprawiedliwości. Zdjęcie z Facebooka Inny Sovsun

No items found.

"W czerwcu zeszłego roku leżałem w szpitalu z poważnymi obrażeniami, których doznałem na pierwszej linii frontu. Jedyną rzeczą, której wtedy pragnąłem, było mieć ukochaną osobę u boku. Naturalne pragnienie, prawda? Ale dla mnie było to prawie niemożliwe, ponieważ mój partner jest facetem. A bez dokumentów potwierdzających legalność naszego związku jest on dla lekarzy nikim, co oznacza, że nie może nawet przebywać ze mną na oddziale" - mówi żołnierz Dmytro Pawlow.

Brak możliwości bycia razem w szpitalu to tylko jeden z powodów, dla których tysiące żołnierzy i kobiet LGBT opowiada się za przyjęciem projektu ustawy o związkach partnerskich. Projekt ustawy jest obecnie rozpatrywany przez Radę Najwyższą Ukrainy i został już wsparty przez Ministerstwo Obrony i Ministerstwo Sprawiedliwości. Zgodnie z nim, związek partnerski to zarejestrowany dobrowolny związek rodzinny dwóch osób tej samej lub różnej płci, w wyniku którego partnerzy uzyskują status bliskich krewnych (członków rodziny pierwszego stopnia). Podkreśla się, że związek partnerski nie jest tradycyjnym małżeństwem; partnerzy nie mogą adoptować dzieci, ani zmienić nazwiska. Prawa rodzicielskie pozostają przy biologicznym ojcu lub matce, podczas gdy drugi partner otrzymuje status opiekuna. Dlaczego przyjęcie tej ustawy ma kluczowe znaczenie w czasach wojny, wyjaśnia jej autorka posłanka Inna Sovsun, a także osoby, których bezpośrednio dotyczy.

"Aby mój partner mógł przebywać ze mną na oddziale, musiałem skłamać, że jest moim bratem".

- "Kiedy zaczęła się wojna, zostałem natychmiast zmobilizowany i wysłany do Bachmutu", mówi trzydziestoletni Dmytro Pawłow z Kramatorska. "Dwa dni przed moimi 30 urodzinami zostałem ranny. Kula trafiła mnie w nogę i przerwała nerw. Od tego czasu nie czuję stopy.

Leczenie było trudne, a wsparcie bliskiej osoby bardzo ważne. Niestety, kiedy moi rodzice dowiedzieli się o mojej orientacji, zmienili swoje podejście do mnie. I dziś jedyną bliską osobą, która jest gotowa być przy mnie w trudnych chwilach jest mój partner. Ale nie wystarczy chcieć, trzeba jeszcze móc. Mojemu partnerowi nie pozwolono mnie odwiedzać. I nie chodziło nawet o oddział intensywnej terapii. Personel nalegał, żeby opuścił szpital, ponieważ oficjalnie nie jest członkiem mojej rodziny.

Musieliśmy posunąć się do różnych sztuczek, aby choć trochę być razem. Na przykład mówiliśmy, że jest moim bratem. Albo dawaliśmy pielęgniarce tabliczkę czekolady, żeby przymknęła oko na obecność mojego partnera przy szpitalnym łóżku przez jeden wieczór. To było dla nas upokarzające. Czy to sprawiedliwe, że inni ranni żołnierze mogą być odwiedzani przez swoje żony, a mój partner nie może być przy mnie? Byłem na linii frontu, broniłem kraju, ryzykowałem życiem. A teraz muszę się ukrywać i kręcić jak drobny złodziejaszek?

Żołnierz Dmytro Pawłow wie, czym jest samotność w szpitalnej sali. Zdjęcie z archiwum bohatera

- "Kiedy poszłam na wojnę, moja dziewczyna odwiedzała mnie na froncie", opowiada Nastia Konfederat, zwiadowczyni lotnicza. - "Pod ostrzałem w Mykołajowie zachorowała na PTSD - zespół stresu pourazowego). Kilka pocisków S-300 spadło pięćset metrów od niej i potrzebowała pomocy psychologicznej. Członkowie rodzin żołnierzy są uprawnieni do otrzymania takiej pomocy bezpłatnie. To znaczy, partner prawny, a także ich dzieci i rodzice.  Kiedy Twoje ciało jest żywe, ale czujesz się martwy w środku, to nie jest życie. Ustawa o związkach partnerskich bezpośrednio pomoże tysiącom ludzi wrócić do żywych.

Zwiadowczyni lotnicza Nastia Konfederat: "Ustawa umożliwi krewnym żołnierzy otrzymanie bezpłatnej pomocy psychologicznej". Zdjęcie z archiwum bohaterki

Pawlo Lahojda, 22-letni żołnierz i jego 31-letni partner Wlad również służą w siłach zbrojnych, gdzie spotykają się z homofobią.

- "Podczas wojny na pełną skalę znalazłem się w strefie działań wojennych, a Wlad zdecydował się do mnie dołączyć i poszedł na front" - mówi Pawlo Lahojda. "Początkowo byliśmy w tej samej jednostce. Ale kiedy okazało się, że jesteśmy partnerami, Wlad został natychmiast wysłany do innego regionu. Abyśmy mogli znów razem służyć, staram się o przeniesienie, ale nie mogę tego zrobić. Lekarz, który mi to uniemożliwia, nie ukrywa, że jest homofobem. Mówi wprost: "Nie przejdziesz wojskowej komisji lekarskiej".

W jaki sposób ustawa o związkach partnerskich może mi pomóc? Kiedy przedstawiciele społeczności LGBT zostaną uznani za osoby, którym również przysługują prawa, z pewnością poprawi naszą sytuację. Teraz nie mamy żadnych praw. Za każdym razem, gdy mój partner wyjeżdża na misję, jest to jak tortura. Jeśli coś mu się stanie - zostanie ranny, zginie lub go wezmą do niewoli, nikt mi o tym nie powie. A jeśli coś mi się stanie, zadzwonią do mojej matki, ale nie do Wlada.

Pawlo Lahojda (z prawej) z Wladem (z lewej) walczą o prawa osób LGBT. Zdjęcie z Instagrama bohatera

O wiele łatwiej jest zarejestrować lub rozwiązać związek partnerski niż małżeństwo

- "Dla tysięcy osób LGBT, które obecnie bronią naszego kraju, ustawa o związkach partnerskich jest bardzo ważna", mówi jej autorka posłanka Inna Sovsun, "Teraz, jeśli coś stanie się tym żołnierzom, ich partnerzy mają bardzo ograniczone prawa. Nie mówię nawet o kwestiach takich jak pomoc finansowa, płatności, dziedziczenie. Mam na myśli to, że większość szpitali nie pozwala partnerom przebywać z nimi na oddziale.

Są też inne sytuacje. W przypadku osób w śpiączce lekarze są zobowiązani do konsultacji z najbliższymi członkami rodziny przy podejmowaniu ważnych decyzji medycznych. Mogą to być m.in. decyzje o amputacji kończyny czy wycofaniu aparatury podtrzymującej życie. Partner lub partnerka nie ma zaś możliwości wpływania na te działania. Zdarzają się też przypadki zniewolenia, śmierci... Znam sytuacje, gdy mężczyźnie nie pozwolono pójść do kostnicy, by zidentyfikować partnera, który zginął na froncie. Bo oficjalnie nie jest członkiem rodziny.

- Czy związki partnerskie są powszechną praktyką na świecie?

- Przepisy dotyczące zarejestrowanych związków partnerskich obowiązują w 22 krajach europejskich. W szczególności we Francji, Wielkiej Brytanii, Czechach, Grecji, Włoszech itp. W niektórych krajach (np. w Niemczech) małżeństwa osób tej samej płci były dozwolone po zawarciu związku partnerskiego.

Polska wciąż jest wyjątkiem. Ale teraz, gdy opozycja, która popiera równe prawa dla par tej samej płci, wygrała wybory parlamentarne, sytuacja może się zmienić. Nawiasem mówiąc, badania pokazują, że większość Polaków popiera legalizację związków osób tej samej płci w takiej, czy innej formie.

Większość krajów zezwala zarówno parom heteroseksualnym, jak i jednopłciowym na rejestrację związków partnerskich. Nasz projekt ustawy również to umożliwia.

- Dlaczego pary heteroseksualne tego potrzebują, skoro mogą zawrzeć konwencjonalne małżeństwo?

- Na przykład we Francji (wykorzystaliśmy model francuski jako podstawę naszego projektu ustawy) około 40% wszystkich związków zawieranych jest w formie związków partnerskich, a nie klasycznych małżeństw. Oznacza to, że są one również popularne wśród par różnopłciowych. Po pierwsze, historycznie małżeństwo w tym kraju było ściśle związane z kościołem z jego zasadami i rolami. Coraz więcej młodych ludzi stara się unikać nierównego formatu związku. Dla wielu "partnerstwo" brzmi lepiej. Po drugie, procedura rejestracji związku partnerskiego jest znacznie prostsza.

- Czy procedura rejestracji związku partnerskiego w Ukrainie będzie szybsza niż zawarcie związku małżeńskiego w urzędzie stanu cywilnego?

- Absolutnie. Dotyczy to nie tylko rejestracji (dziesięć dni w przypadku związku partnerskiego w porównaniu z miesiącem w przypadkwu małżeństwa), ale także rozwiązania. Procedura rozwodowa w Ukrainie jest dość skomplikowana: nawet jeśli mąż i żona nie mają wobec siebie żadnych roszczeń, ale mają na przykład małoletnie dziecko, mogą uzyskać rozwód tylko na drodze sądowej, co wymaga pieniędzy i czasu. W przypadku związków partnerskich procedura jest znacznie prostsza i wymaga jedynie zgody obu stron.  

- Czy reakcja Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego, który potępił projekt ustawy, była dla Ciebie zaskoczeniem?

- Absolutnie nie. Jako osoba, która lobbowała i ratyfikowała Konwencję Stambulską (o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej), nie miałam co do tego wątpliwości. Niestety, Kościół nie jest gotowy na dialog. Myślę, że w ten sposób wyrządzają sobie niedźwiedzią przysługę, ponieważ tracą potencjalnych parafian. Jeśli chodzi o oświadczenie Rady Kościołów (Wszechukraińska Rada Kościołów wezwała parlament do odrzucenia ustawy - red.), w skład tej rady nadal wchodzi Rosyjska Cerkiew Prawosławna. Dlatego byłoby bardziej właściwe, gdyby organizacja ta najpierw zajęła się tą kwestią.

Posłanka Inna Sovsun na Marszu Równości 2021 w Kijowie. Zdjęcie z jej archiwum

W ciągu ostatniej dekady poziom poparcia dla związków partnerskich osób tej samej płci na Ukrainie wzrósł niemal dwukrotnie

- Czy ustawa o zarejestrowanych związkach partnerskich może uprościć drogę Ukrainy do UE?

- 9 listopada Komisja Europejska opublikowała raport na temat kryteriów, które muszą zostać spełnione, aby Ukraina mogła zostać członkiem UE. Znalazły się w nim dwa odniesienia do praw osób LGBT.

Jeśli chodzi o związki partnerskie osób tej samej płci, w raporcie zauważono, że Komisja Europejska uważa fakt zarejestrowania takiego projektu ustawy za pozytywny krok, wskazujący, że zmierzamy we właściwym kierunku. Biorąc pod uwagę, że nie ma bezpośrednich dyrektyw UE w tej konkretnej kwestii, jest to maksymalna forma, jaką można wykorzystać, aby podkreślić znaczenie tej kwestii dla Ukrainy. Nawiasem mówiąc, w raporcie wspomniano również o decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zgodnie z którą brak prawnej możliwości rejestracji związków partnerskich osób tej samej płci w Ukrainie narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka (w czerwcu tego roku ETPC przyznał pięć tysięcy euro odszkodowania parze osób tej samej płci, która skarżyła się na niemożność zawarcia małżeństwa lub innego rodzaju związku cywilnego w Ukrainie).

- Osoby LGBT w Siłach Zbrojnych Ukrainy twierdzą, że regularnie spotykają się z homofobią i zastraszaniem, zarówno ze strony innych żołnierzy, jak i dowódców. Czy przyjęcie projektu ustawy o związkach partnerskich może pomóc w rozwiązaniu tego problemu?

- Obecnie osoby LGBT czują, że państwo traktuje je inaczej niż osoby heteroseksualne. To niesprawiedliwe. A przyjęcie ustawy to nie tylko rozwiązanie praktycznych problemów, ale także uznanie przez państwo praw tych, którzy pracują, płacą podatki i walczą u boku innych.

Tymczasem musimy zrozumieć, że samo to prawo nie jest w stanie przezwyciężyć homofobii, w szczególności w siłach zbrojnych. Konieczne jest przyjęcie dodatkowych regulacji. To tak jak z kobietami w wojsku: podjęto osobne decyzje z wytycznymi, do których kobiety mogą się odwoływać w przypadku dyskryminacji lub, powiedzmy, molestowania seksualnego.

- Czy ustawa o związkach partnerskich może zostać przyjęta w tym roku?

- Raport Komisji Europejskiej daje nadzieję, że projekt ustawy zostanie uwzględniony. Ważne są też ostatnie decyzje Ministerstwa Obrony Narodowej i Ministerstwa Sprawiedliwości. Ministerstwo Sprawiedliwości początkowo poparło pomysł, ale stwierdziło, że napisze własny projekt. Ostatecznie jednak zgodziło się poprzeć nasz. Ministerstwo Obrony Narodowej również napisało, że popiera projekt, choć początkowo jego decyzja była negatywna. Teraz przyszła kolej na Komitet Polityki Prawnej Rady Najwyższej. Jeśli się zgodzi, dokument zostanie ostatecznie poddany pod głosowanie w Radzie Najwyższej.

- Co sądzisz o reakcji opinii publicznej na pomysł związków partnerskich dla par tej samej płci? Liczba negatywnych komentarzy w mediach społecznościowych jest ogromna.

- Spodziewaliśmy się znacznie gorszej reakcji. Zawsze pojawiają się negatywne komentarze, ale jednocześnie otrzymuję też wiele pozytywnych opinii. Na Facebooku jest to około 50% do 50%. A na przykład na Instagramie i Tik Tok prawie wszystkie komentarze są pozytywne. Młodzi ludzie mają różne poglądy. Ogólnie rzecz biorąc, jest znacznie mniej nienawiści. Według zeszłorocznego badania przeprowadzonego przez Centrum Ekspertyz Społecznych Instytutu Socjologii, w ciągu ostatnich dziesięciu lat poziom poparcia dla związków partnerskich osób tej samej płci na Ukrainie prawie się podwoił (53% zgadza się w 2022 r. w porównaniu do 33% w 2013 r.). Wojna zmieniła nasze życie i nadal zmienia nasze priorytety.

Zdjęcie główne: Edgar Su / Reuters / Forum

No items found.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
ukraińskie dyplomatki

Na początku XX wieku nowo powstała Ukraińska Republika Ludowa potrzebowała odważnych i inteligentnych przedstawicieli na arenie międzynarodowej, by udowodnić swoją zdolność do funkcjonowania jako podmiot polityczny, osiągnąć uznanie jako niezależne państwo, opowiedzieć światu o ukraińskiej walce z bolszewikami i przeciwstawić się kłamstwom rosyjskiej propagandy.

– Nie tylko przedstawicieli, ale również przedstawicielki – mówi profesor Iryna Matiasz. – Badając historię ukraińskiej dyplomacji wielokrotnie przekonywałam się, że w męskim gronie MSZ czy w misjach zagranicznych można było zauważyć również kobiety. Owszem, nie było ich wiele, a stanowisk kierowniczych wówczas nie obejmowały.

Profesor Iryna Matiasz. Zdjęcie z FB

W latach 1917-1919 w ukraińskich miastach pracowały  przedstawicielstwa ponad 30 państw

Olga Pakosz: Prezentowała Pani w Krakowie dwie swoje publikacje naukowe: „Kobiece oblicze ukraińskiej dyplomacji. Szkice. Wspomnienia. Wywiady” oraz „Wspólne miejsca pamięci Ukrainy i Polski. Dyplomacja oficjalna i kulturalna”. Skąd wzięło się Pani zainteresowanie kobietami w dyplomacji?

Prof. Iryna Matiasz: Z faktu, że od dłuższego czasu badam historię ukraińskiej służby dyplomatycznej i konsularnej. Ponadto mam zaszczyt kierować Towarzystwem Naukowym Historii Dyplomacji i Stosunków Międzynarodowych. Od 2017 roku do 2021 roku zrealizowaliśmy pod patronatem MSZ Ukrainy projekt naukowo-edukacyjny „Stulecie ukraińskiej dyplomacji”, a tuż przed pełnoskalową inwazją Rosji rozpoczęliśmy projekt „Ukraina – Świat: 30 (104)”.

Jednak badania nad historią ukraińskiej dyplomacji rozpoczęły się dużo wcześniej, gdy kierowałam Ukraińskim Instytutem Badań Archiwalnych i Dokumentalnych.

W związku z przygotowaniami do obchodów 90-lecia ukraińskiej służby dyplomatycznej zorganizowaliśmy wystawę dokumentów archiwalnych i pokazaliśmy ambasadorom w Kijowie oryginały potwierdzające obecność ich krajów w Kijowie w latach 1918–1919. Od tego czasu ten temat mnie nie opuszczał.

Nie wszyscy wiedzą, że Ukraińska Republika Ludowa (URL) oraz Państwo Ukraińskie hetmana Pawło Skoropadskiego miały oficjalne kontakty z wieloma krajami. W latach 1917–1919 w ukraińskich miastach działały przedstawicielstwa ponad trzydziestu państw.

Dyplomatyczna walka o uznanie niepodległości Ukrainy przez europejskie państwa trwała aż do zakończenia działalności ostatniej nadzwyczajnej misji dyplomatycznej URL na Węgrzech w 1924 roku oraz formalnego zamknięcia Ambasady URL w Szwajcarii w 1926 roku. Jednak to już temat na osobną rozmowę.  

Rosjanie natomiast stale starali się udowodnić, że w Ukrainie wtedy nie istniała dyplomacja, że nie miała ona żadnych kontaktów międzynarodowych

W ten sposób rosyjscy naukowcy starali się zaprzeczyć istnieniu ukraińskiej państwowości, podobnie jak innych krajów, które miały nieszczęście należeć do ZSRR.  

Nasz projekt „Stulecie ukraińskiej dyplomacji” miał na celu uczczenie ukraińskich dyplomatów z okresu Ukraińskiej Rewolucji 1917–1921, organizowanie wydarzeń naukowych i edukacyjnych oraz obalenie rosyjskich tez o niezdolności ukraińskiej służby dyplomatycznej jako instytucji państwowej.

Pracownicy Nadzwyczajnej Misji Dyplomatycznej URL w Danii (przy stole — Maria Dontsowa)

W ramach drugiego projektu „Ukraina – Świat 30 (104): dyplomacja oficjalna i kulturalna” chcieliśmy pokazać, że ukraińska dyplomacja powstała nie po odzyskaniu niepodległości, ale już sto lat temu. Zależało nam na utrzymaniu tego historycznego związku, pielęgnowaniu pamięci instytucjonalnej. W ramach tego projektu nagraliśmy wywiady z pierwszymi ambasadorami niepodległej Ukrainy z początku lat 90., które zostały przekazane do Centralnego Państwowego Archiwum Dokumentów Audiowizualnych i Elektronicznych.

Badając tysiące stron dokumentów archiwalnych do wystaw dokumentalnych i monografii podświadomie szukałam imion kobiet. Starałam się znaleźć odpowiedź na pytanie, kto był pierwszą kobietą w ukraińskiej służbie dyplomatycznej. Czy kobiety dopuszczano do stanowisk kierowniczych? Jakie wyzwania stały przed żonami dyplomatów? Jakie były ich losy? Tak zrodził się pomysł, aby pokazać rolę kobiety w dyplomacji poprzez postacie dyplomatek i żon dyplomatów, ponieważ żony dyplomatów stanowią potężną siłę w dyplomacji. Tak powstał projekt Towarzystwa „Kobiece oblicze ukraińskiej dyplomacji”.

Represje wobec ukraińskich dyplomatek

To właśnie wtedy zaczęło się skupienie na postaciach kobiet w dyplomacji?

Raczej zainspirowały mnie badania archiwalne, ponieważ informacje o pracy kobiet na stanowiskach dyplomatycznych są dość rozproszone.  

Gdy mówimy o początkach ukraińskiej dyplomacji, mamy na myśli stworzenie 22 grudnia 1917 roku Generalnego Sekretariatu Spraw Międzynarodowych. W tym organie pracowali głównie młodzi mężczyźni, średni wiek wysokich urzędników wynosił około 30 lat. Pierwszy minister spraw zagranicznych Ołeksander Szulhyn miał 28 lat.

Pierwszą kobietą na stanowisku kierowniczym w Ministerstwie Spraw Zagranicznych była Nadia Surowcowa. Znalazła się w służbie dyplomatycznej przypadkowo. Jako pierwsza kobieta na czołowym stanowisku w ministerstwie, ale także jako pierwsza rzeczniczka MSZ, wprowadziła narzędzia, które dziś są powszechnie stosowane w dyplomacji publicznej: zorganizowała wystawę ukraińskich haftów i bibliotekę ukraińskich książek na konferencji pokojowej w Paryżu, a później wykorzystywała koncerty charytatywne i pokazy mody ukraińskiej, by zbierać fundusze na pomoc głodującym w Ukrainie.  

Notabene, bardzo podobne były życiowe ścieżki Nadii Surowcowej i pierwszej kobiety na odpowiedzialnym stanowisku w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych – Kazimiery Iłłakowiczówny, osobistej sekretarki Józefa Piłsudskiego

Trudno powiedzieć, czy się spotkały, ale miały wiele wspólnego: należały do tego samego pokolenia, były piękne i wyjątkowe, miały buntowniczą naturę, odważnie stawiały czoło wyzwaniom losu, służyły jako siostry medyczne w szpitalach podczas wojny, doskonale znały języki obce, pracowały jako tłumaczki, przeżyły długie życie i pozostawiły wspomnienia o znaczących ludziach w ich życiu.  

A jeśli chodzi o inspirację – to taką osobą była Kateryna Hruszewska. To córka wybitnego historyka i przewodniczącego Ukraińskiej Centralnej Rady – Mychajła Hruszewskiego, utalentowana badaczka ukraińskich pieśni ludowych i mitologii narodów świata, najmłodsza członkini Towarzystwa Naukowego im. Tarasa Szewczenki we Lwowie, etnolożka, osoba prześladowana przez totalitarny reżim sowiecki. Stała się jedną z moich głównych bohaterek, zachęciła mnie do zwrócenia szczególnej uwagi na postacie kobiet w dyplomacji.

Kateryna Hruszewska, ofiara sowieckich represji. Lata dwudzieste. Zdjęcie: nuinp.gov.ua

Przy okazji w działalności jej matki, Marii Hruszewskiej, jako żony pierwszej osoby w państwie (Mychajło Hruszewski był przewodniczącym parlamentu, stanowisko prezydenta wtedy nie istniało), można dostrzec początki elementów dyplomacji publicznej pierwszej damy. Według wspomnień współczesnych, Hruszewska starała się dostosować do swojego statusu także w stylu ubierania sią. Śledziła modę i miała odpowiednią garderobę, zawierającą ubrania „wieczorowe”, „wizytowe”, „spacerowe”, „ludowe”, które wykorzystywała do udziału w różnych akcjach kulturalno-społecznych, wieczornicach, spotkaniach biznesowych. Pokazywanie się przez nią w haftowanych ubraniach na wydarzeniach publicznych, by promować narodowy strój, można uznać za element modowej dyplomacji.

A co przykuło Panią uwagę w historii Nadii Surowcowej?

Jej historia jest pełna niespodziewanych zwrotów. W styczniu 1919 roku Nadija Surowcowa została wysłana do Paryża jako sekretarka Biura Informacyjnego Delegacji URL na konferencję pokojową. Przewidziano tam także zorganizowanie ukraińskiej biblioteki lub przynajmniej półki z ukraińskimi książkami. W skład delegacji wchodzili również Dmytro Doncow, szef Ukraińskiej Agencji Telegraficznej, i pierwszy minister spraw zagranicznych URL Ołeksander Szulhyn.  

Niestety, większej części członków delegacji nie udało się dotrzeć do Paryża. Powrót do Kijowa również nie był możliwy, ponieważ na początku lutego 1919 roku bolszewicy zajęli miasto. Wielu ukraińskich dyplomatów pozostało za granicą. Nadia przeniosła się do Wiednia. Doskonale znała francuski i niemiecki, studiowała na Uniwersytecie Wiedeńskim. Obroniła pracę doktorską na temat Bohdana Chmielnickiego i ukraińskiej idei państwowej.

Za odmowę pisania donosów na kolegów Nadia Surowcowa była trzykrotnie sądzona pod sfabrykowanymi zarzutami. 1930. Zdjęcie: Centralne Archiwum Państwowe

Wkrótce w Wiedniu powstała radziecka misja dyplomatyczna, którą kierował Jurij Kocybiński. Celem takich misji było przeciwdziałanie działaniom misji dyplomatycznych URL, które wciąż działały w niektórych krajach. Surowcowa, zaufawszy Kocybińskiemu, zaczęła współpracować z radzieckimi dyplomatami, uczestniczyć w różnych organizowanych przez nich wydarzeniach i zmieniać swoje przekonania – zainteresowała się ruchem komunistycznym. Wiosną 1925 roku wróciła do Charkowa. Początkowo była pełna nadziei, ale szybko została poddana represjom i wysłana do stalinowskich obozów. Tam zrozumiała, jak tragicznie się pomyliła i jak wielkim złem była radziecka propaganda.

W obozach spędziła niemal 30 lat i przeszła przez wszystkie kręgi piekła GUŁAG-u

Po zwolnieniu i rehabilitacji wróciła do Umania. Zajmowała się działalnością społeczną, pisała utwory literackie i wspomnienia. W swoich dziennikach, które zaczęła pisać w obozie, szczerze opisała swoje błędy, jednak służba dyplomatyczna pozostała najjaśniejszą częścią jej życia.  

Jak zbierała Pani materiały do tych badań?  

Zaczęłam właśnie od Nadii Surowcowej. Czytając jej wspomnienia zauważałam pewne szczegóły czy nieścisłości, które można było zweryfikować tylko za pomocą dokumentów archiwalnych. A te są rozproszone w różnych archiwach. Główną bazą dokumentów archiwalnych związanych z historią dyplomacji, w których można znaleźć informacje na przykład o Surowcowej, jest Archiwum Państwowe w Kijowie. Przechowywane są tam akta Ministerstwa Spraw Zagranicznych URL, misji dyplomatycznych, przedstawicielstw zagranicznych, dokumenty dyplomatów, paszporty dyplomatyczne. Bardzo ważne w takich badaniach są także dokumenty ukraińskich instytucji emigracyjnych oraz działaczy tzw. Archiwum Praskiego, którego część przechowywana jest także w Archiwum Państwowym Organizacji Społecznych i Ukraińskich. Ten unikalny zbiór dokumentów został odtajniony jeszcze w latach 90. XX wieku. Osobny zbiór dokumentów dotyczących Surowcowej przechowywany jest w Centralnym Archiwum Literatury i Sztuki w Ukrainie. Tak krok po kroku rekonstruowałam jej dyplomatyczną drogę.  

Jakie odkrycie najbardziej Panią zaskoczyło?  

Warto tu wspomnieć o dzienniku Katarzyny Hruszewskiej. Został on odnaleziony w Centralnym Archiwum Historycznym w Kijowie, w zbiorach rodziny Hruszewskich. Nie był wcześniej zidentyfikowany jako dziennik Katarzyny – został zszyty z dziennikiem Marii Hruszewskiej. Rękopis zawiera cenne opisy pobytu obu tych kobiet w Szwajcarii. Opublikowałam ten tekst w „Ukraińskim Czasopiśmie Historycznym”.  

Spośród odkryć w zagranicznych archiwach moim ulubionym jest „Historia dyplomacji Ukrainy” Eugeniusza Słabczenki (Eżena Deslawa). Dzięki wydawnictwu Clio i programowi „Ukraińska Książka” znaleziony w Winnipeg rękopis został opublikowany w Ukrainie.  

No i oczywiście odkrycie paszportów dyplomatycznych – kiedy już nie spodziewasz się znaleźć zdjęcia osoby, którą szukasz, i nagle natrafiasz na oficjalny dokument...  

Czyj?

Bardzo ważne dla mnie było znalezienie paszportu Marii Baczyńskiej. On też zachował się w Archiwum Państwowym w Kijowie. To była delikatna, elegancka kobieta o stalowym charakterze, przekonaniach i wartościach – lecz w paszporcie dyplomatycznym wygląda dość nieoficjalnie.

Paszport dyplomatyczny Marii Baczyńskiej (Dontsowej), 1919

Maria Baczyńska to żona Dmytra Doncowa, tak?  

Tak. Przy okazji: Maria Doncowa (Baczyńska) była kobietą na stanowisku dyplomatycznym i żoną dyplomaty. Dmytro Doncow przez jakiś czas był szefem Biura Informacyjnego Ambasady URL w Szwajcarii, a Maria była pracownicą misji dyplomatycznej URL w Danii. Doskonale władała kilkoma językami obcymi, co było wielką zaletą przy wyborze kandydatów do składów misji dyplomatycznych. Niestety nadal nie odnaleźliśmy jej grobu w New Jersey. Mam nadzieję, że uda się to zrobić.

Gwiazdy ukraińskiej dyplomacji

Dziś kobiety – dyplomatki w Ukrainie nie są już rzadkością. O których z nich warto wspomnieć?  

Na początku lat 90. Kobieta – dyplomatka wciąż była wciąż rzadkością. Jednak nie dotyczyło to tylko Ukrainy, podobna tendencja była na całym świecie. Na przykład Nina Kowalska, Tetiana Iżewska czy Natalia Zarudna wspominają, że na początku lat 90. na stanowisku dyplomatycznym było tylko trzy lub cztery kobiety, a staranie się przez nie o stanowisko ambasadora było wręcz niemożliwe.  

Kto był pierwszą ambasadorką niepodległej Ukrainy?  

Po odzyskaniu niepodległości jako pierwsza na stanowisko ambasadora została mianowana Nina Kowalska, a Natalia Zarudna została pierwszą kobietą na kierowniczym stanowisku w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Ukrainy – wicedyrektorką Sekretariatu Państwowego MSZ.  

W lutym 1998 roku Nina Kowalska została oddelegowana do Szwajcarii, a w lipcu – do Stolicy Apostolskiej. Początkowo łączyła te funkcje, natomiast w 2000 roku została mianowana ambasadorem – rezydentem. To był precedens nie tylko w historii stosunków Ukrainy z Stolicą Apostolską, ale też w historii ukraińskiej dyplomacji, ponieważ po raz pierwszy kobieta została mianowana na stanowisko ambasadora w tak specyficznym miejscu.  

To mianowanie nastąpiło w symbolicznym dla całego świata roku 2000-lecia chrześcijaństwa. Od ambasadora oczekiwano pełnej koncentracji wysiłków na integracji Ukrainy ze światową sferą intelektualną i kulturalną.

Co ciekawe, w pierwszych latach w składzie ambasady były tylko dwie osoby: ambasador i kierowca

Uważam, że nasze kobiety na stanowiskach dyplomatycznych to osoby o „trzydziestu rękach i trzydziestu głowach” w najlepszym tego słowa znaczeniu: potrafią wszystko i wiedzą wszystko. Nina Kowalska doskonale to pokazywała: udzielała wywiadów, spotykała się ze studentami, zorganizowała pierwszą konferencję ukraińsko-włoską, dołożyła wszelkich starań do przygotowania wizyty papieża Jana Pawła II w Ukrainie, mimo sprzeciwu Rosjan. Jej pracę doceniła i Ukraina, i Stolica Apostolska. Na zakończenie swojej kadencji otrzymała Wielki Krzyż Orderu Piusa IX. Po niej na stanowisko ambasadora przy Stolicy Apostolskiej i pierwszego ambasadora Ukrainy przy Zakonie Maltańskim powołano jeszcze jedną niezwykłą kobietę – Tetianę Iżewską, która pełniła tę funkcję przez prawie 13 lat. To właśnie Iżewska została przez swojego polskiego kolegę nazwana „gwiazdą dyplomacji”.

Monika Kapa-Cichocka — żona ambasadora RP w Ukrainie Bartosza Cichockiego; Tatiana Sybiha — żona ministra spraw zagranicznych Ukrainy Andrija Sibihy; prof. Irina Matiasz; Tetiana Iżewska — ambasador Ukrainy przy Stolicy Apostolskiej (2006-2019); Oristława Sydorczuk — przewodnicząca Związku Ukrainek. 2024. Archiwum Prywatne

Czy obecność kobiet na stanowiskach dyplomatycznych i w misjach dyplomatycznych wpłynęła na jakość służby dyplomatycznej i procesów negocjacyjnych?  

To wydaje się być tylko stereotypem. Długo dyskutowaliśmy na ten temat, dlatego świadomie wybraliśmy sformułowanie „kobiety w dyplomacji”, a nie „kobieca dyplomacja”. Pojęcie „kobieta w dyplomacji” w naszej koncepcji obejmuje dyplomatki zawodowe, żony dyplomatów, liderki w obszarze dyplomacji publicznej. Większość kobiet sukcesu na stanowiskach ambasadorów odpowiada na to pytanie w ten sam sposób: nie istnieje „kobieca” dyplomacja czy „męska” dyplomacja – istnieje tylko profesjonalizm i powołanie. Aby być skutecznym w dyplomacji, należy zawsze pamiętać o triadzie Hennadija Udowenki: profesjonalizmie, patriotyzmie i uczciwości.

Wszystko zależy nie od płci, lecz od poziomu wykształcenia, umiejętności zastosowania wiedzy w praktyce i zdolności do samokontroli. Ważną rolę odgrywają również odporność psychiczna i znajomość języków

Wszystkie te cechy razem decydują o sukcesie. Umiejętność prowadzenia negocjacji nie zależy od płci. Kobiety – dyplomaci podkreślają, że kobiecy uśmiech nie jest kluczowym argumentem w negocjacjach. W każdej sprawie decyduje profesjonalizm.

20
хв

Ukrainki w dyplomacji to osoby o „trzydziestu rękach i trzydziestu głowach”

Olga Pakosz
Miesiąc miodowy Żanna Ozirina

Gdy oglądam na ekranie parę kochanków – dwoje ludzi sukcesu, którym udało się przemyśleć swoje życie na wiele lat do przodu, a potem rzucających wszystkie swoje plany w kąt, tracących orientację i przyszłość, zmieniających poglądy – jako widza ogarnia mnie złość. Ale ten gniew ma działanie terapeutyczne, bo sprawia, że sama chcę działać.

Reprezentanci „Miesiąca miodowego” w Wenecji: aktorzy Roman Łucki i Iryna Nirsza, reżyserka Żanna Ozirna i producent Dmytro Suchanow

Dla mnie to nie było tak

Oksana Honczaruk: Na „Miesiąc miodowy” otrzymała Pani grant od organizatorów Festiwalu Filmowego w Wenecji i programu Biennale College Cinema, który finansuje produkcje niskobudżetowe. Miał powstać od zera w dokładnie rok – przy założeniu, że przyznana kwota będzie jedynym źródłem finansowania projektu. O jakiej kwocie mówimy? I jak trudno było zdobyć ten grant?

Żanna Ozirna: Mówimy o 200 tysiącach euro, rywalizowaliśmy o ten grant z filmowcami z całego świata. W 2023 roku wygrały cztery projekty: z Włoch, Węgier, Ghany i Ukrainy. To pierwszy ukraiński film, który wygrał i otrzymał dofinansowanie.

Jako reżyserka z radością przyjmuję zwycięstwa, które podsycają moje ambicje – ale do tych zwycięstw, które dają mi możliwość pójścia dalej, jestem nastawiona wręcz entuzjastycznie. Kiedy w Wenecji dostaliśmy pieniądze na realizację „Miesiąca miodowego”, było to dla mnie prawdziwe zwycięstwo, bo dało mi możliwość pracowania.

Ten film bardzo mi pomógł, ponieważ, pochłonięta pracą, nie miałam zbyt wiele czasu na myślenie o okropnych rzeczach wokół mnie. Po prostu wpadłam w wir pracy na rok.

Żanna Ozirna odbiera Grand Prix na festiwalu „Molodist”. Listopad 2024 r.

Kręciliście w Ukrainie?

Tak. Nakręcenie filmu w Ukrainie było dla nas ważne, postrzegaliśmy to jako wybór moralny i etyczny, bo wojna trwa, a wielu Ukraińców wciąż żyje pod okupacją. Ale był to także wybór praktyczny, ponieważ wielu ukraińskich filmowców straciło pracę z powodu wojny lub zostało zmobilizowanych do wojska. „Miesiąc miodowy” stał się więc naszym małym wkładem we wsparcie branży.

Jak europejska publiczność odebrała film?

Myślę, że on dobrze wypełnia swoją misję. Postrzegam ten projekt jako dyplomację kulturową, co dla mnie oznacza, że to film wyjaśniający obcokrajowcom rzeczywistość Ukrainy, którą nie do końca rozumieją.

Czy istnieje różnica w postrzeganiu filmów przez Ukraińców i obcokrajowców?

Ukraińcy patrzą na filmy o wojnie jak na świadectwa i oceniają je z punktu widzenia tego, czy przekazują te świadectwa, czy nie. Porównują je z własnymi doświadczeniami. Obcokrajowcy nie mają takich doświadczeń, więc patrzą na film jak na produkt artystyczny. Oceniają, jak dobrze poradziłam sobie ze scenariuszem, reżyserią, grą aktorów, dźwiękiem i kamerą. Moje rozmowy o „Miesiącu miodowym” z obcokrajowcami wyglądają jak rozmowy o sztuce. Natomiast dla Ukraińców wszystko zaczyna się od zdania: „Dla mnie to nie było tak...” Chociaż to nie jest film dokumentalny, a fabularny.

Kadr z filmu „Miesiąc miodowy”

Nikt nie tęsknił za dawnym życiem

Na początku filmu, po eksplozjach, kiedy bohaterowie zaczynają wszystko rozbierać na części pierwsze, Ola cytuje wiersz Oksany Zabużko: „A co tam się naprawdę stało, kogo to obchodzi, Panie? Liczy się to, jak będzie, a będzie tak, jak napiszę”. Wstawiłam ten fragment, by z góry odpowiedzieć wszystkim komentatorom, którzy powiedzą, że im się to nie przydarzyło.

Ponoć włoscy krytycy narzekali, że film nie zawierał wystarczającej ilości codziennych szczegółów. Jak odebrali go europejscy filmowcy?

Nie narzekali, odnotowali to jako świadomy ruch z mojej strony. Niedawno w Ukrainie ukazała się recenzja Igora Kromfa, w której on wyjaśnia, że nie zwracam uwagi na codzienne szczegóły, bo to nie jest robinsonada, opowieść o przetrwaniu, ale film o wewnętrznej przemianie. Celowo nie pokazuję, jak bohaterowie chodzą do toalety, jak jedzą i ile mają jedzenia. Nie interesuje mnie to.

Był taki moment, kiedy powiedziałam moim zagranicznym kolegom, że ten film jest o utknięciu w nieznanym – lecz oni nie do końca to zrozumieli. Natomiast podoba im się określenie: „film o ludziach, którzy stracili wszystko i tęsknią za dawnym życiem”. Tyle że w pierwszych dniach wojny nikt tutaj nie tęsknił za dawnym życiem. Próbowaliśmy przetrwać, zastanawialiśmy się, co się z nami stanie, byliśmy kompletnie zdezorientowani. Nie wszyscy to rozumieją.

Żanna Ozirna na planie

Zauważyłam też, że kiedy zaczynasz mówić o miłości, dzieciach, karierze, sztuce, ludzie w każdym kraju to rozumieją. Ale kiedy mówisz o tożsamości, niezależności, odpowiedzialności za kraj, nawet w trzecim roku wojny, wielu obcokrajowców nie rozumie, nie akceptuje tego, a nawet są zirytowani. Tymczasem Ukraińcy są teraz bardzo skupieni na udowadnianiu innym, że to nasza ziemia, że jesteśmy Ukraińcami i że nie należy nas mylić z nikim innym.

Mieszkanie: gniazdko, schron, pułapka

Ten film bardzo mnie poruszył, bo okazuje się, że zupełnie zapomniałam, jak to było 24 lutego 2022 roku i w kolejnych dniach. To tak jakby mój mózg ukrył te wspomnienia, a podczas filmu pozwolił im się wydobyć.

Na premierę zaprosiłam kilka osób z Buczy, które przeżyły okupację. To one były punktem odniesienia dla tego filmu – ich historie stały się podstawą scenariusza. Moja przyjaciółka, która też jest z Buczy i była pod okupacją z rodzicami, płakała przez połowę seansu. Niektórzy widzą w tym siebie, inni nie. Nie chciałam nikogo wzruszać, komukolwiek imponować, przemieniać czyjąś duszę za pomocą kina. Nie chciałam manipulować, ale porozmawiać o moich wewnętrznych wątpliwościach i lękach.

Chciałam opowiedzieć nie tylko o wojnie i okupacji, ale także o tym, że ludzie z pokolenia 30+, do którego należę, są teraz zmuszeni do radzenia sobie z globalnymi problemami: jak mamy rodzić dzieci, jak planujemy przyszłość i czy to, co robimy, ma sens
Kadr z filmu „Miesiąc miodowy”

Dla wielu ludzi pierwsze dni wojny w Ukrainie to panika i ucieczka. Pani przedstawiła inną wersję wydarzeń: bohaterowie pozostali w swoim mieszkaniu, jak w schronie, i dosłownie utknęli w nieznanym. Jak widzowie odebrali takie zachowanie ludzi żyjących pod okupacją?

Rzeczywiście, wiele osób uważa, że chaos był najtrafniejszym opisem sytuacji. Niedawno znajomy krytyk filmowy powiedział, że moi bohaterowie są zbyt, z grubsza mówiąc, emocjonalnie zamrożeni. Chociaż nie ma uniwersalnego doświadczenia, istnieje wiele zupełnie różnych doświadczeń.

Ludzie, którzy upierają się, by powiedzieć, co było z nimi nie tak, zapominają o trzech podstawowych psychologicznych reakcjach na stres: walka, ucieczka, zamrożenie. Niektórzy przestraszyli się i uciekli, podczas gdy inni, jak Pani bohaterowie, „zamarli”.

Rozmawiałam z wieloma osobami, które były w podobnej sytuacji, które ukrywały się w mieszkaniu. Wszyscy oni byli zdezorientowani i nie rozumieli, dokąd uciekać i jak się zachować. Na dodatek na początku ich mieszkania wyglądały jak kryjówki. Dopiero później zamieniało się w pułapkę, a ta transformacja nastąpiła bardzo szybko. To ciekawe, jak zmienia się ta sama przestrzeń: przytulne rodzinne gniazdko, potem kryjówka, potem pułapka, a wreszcie miejsce, z którego trzeba natychmiast uciekać.

Sama miałam podobny poranek: obudziłam się przed szóstą i zaczęłam... sprzątać. To nie wybuchy mnie obudziły

Z jakiegoś powodu ich nie słyszałam, mimo że mieszkam na małym osiedlu pod Kijowem, na Zazymie. Sprzątałam i obserwowałam przez okno sąsiadkę, której tego ranka dostarczono meble. Rozładowywano je przy wejściu, a sąsiad stał tam w szoku, palił i patrzył na te meble, nie wiedząc, co z nimi zrobić.

Rozegrać uczucia pod mikroskopem

Co było później?

Zadzwoniła moja przyjaciółka i poprosiła, żebym przyjechała do niej, do dzielnicy Obołoń. Nie miałam wtedy samochodu. Jakimś cudem udało mi się zadzwonić po taksówkę, a ta zawiozła mnie z jednej strony Dniepru na drugą. Potem ja, moja przyjaciółka i jej rodzice pojechaliśmy do Żytomierza, a stamtąd do zachodniej Ukrainy. Kiedy byliśmy już względnie bezpieczni, odebrałam telefon z Polskiej Akademii Filmowej, z którą współpracowaliśmy. Polacy zaproponowali mi pokój w pensjonacie dla weteranów sceny i filmu pod Warszawą. W tamtych czasach wszystkie pokoje w tym pensjonacie były zarezerwowane dla ukraińskich artystów. Zgodziłam się przyjechać, bo w zachodniej Ukrainie nie było już miejsc – przyjeżdżali ludzie z Irpienia i Charkowa. Ale gdy tylko Kijowszczyzna została wyzwolona, natychmiast wróciłam do domu. Kolumna najeźdźców zatrzymała się o jedną wieś od naszej gromady [odpowiednik polskiej gminy – red.]. Nie dotarli do nas, ale byli bardzo blisko.

Roman Łucki i Iryna Nirsza w „Miesiącu miodowym”

Jedną z mocnych stron filmu jest duet aktorski: Roman Łucki i Iryna Nirsza. Udało im się zbudować chemię między postaciami na ekranie, odczuwalną pomimo horroru okoliczności. Co było dla Pani ważne w pracy z tymi aktorami?

To, by nie przeszkadzali sobie nawzajem. Roma jest bardzo energiczną osobą, zna swoją wartość, ma już na koncie kilka dobrych ról filmowych. A dla Iry to pierwsza duża praca, na dodatek bardzo trudna psychologicznie, ciążyła więc na niej większa presja. Ich interakcję zbudowaliśmy częściowo na miłości, a częściowo na rywalizacji. Mieli normalną relację, ale czuło się, że nie zamierzają sobie nawzajem ustępować.

Dlaczego wybrała Pani akurat ich?

Wielu aktorów służy obecnie w wojsku. Ałła Samojlenko, dyrektorka castingu, kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o aktorach do filmu, powiedziała: „Wiesz, jest jeden facet, o którym po przeczytaniu scenariusza od razu pomyślałam, ale zginął kilka dni temu na froncie”. Potem rozpoczął się casting. Odpowiednich chłopaków bardzo trudno było znaleźć, ponieważ są tacy, którzy mają naturalną wewnętrzną pewność siebie, ale są i tacy, którzy jej nie mają. I w filmie możesz to poczuć – że dana osoba zbudowała tę pewność siebie. Ja potrzebowałam dwojga pewnych siebie ludzi. Może nawet trochę zbyt pewnych siebie.

Myślę, że zagranie roli Tarasa było dla Romy wyzwaniem, ale bogaty wachlarz jego doświadczeń dał mu możliwość uwolnienia się i pokazania – niektórzy powiedzieliby – słabości, choć ja bym powiedziała: ludzkiej wrażliwości i kruchości. Nie jest łatwo człowiekowi podjąć takie wyzwanie. Ira to ambitna osoba, która uwielbia wysokie stawki. Jestem pewna, że od początku była zainteresowana rozgrywaniem tych uczuć jakby pod mikroskopem.

Zdjęcia: FB „Miesiąc miodowy”

20
хв

„Miesiąc miodowy” - film, który wyjaśnia obcokrajowcom rzeczywistość Ukrainy

Oksana Gonczaruk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Do armii przez Tindera. Historia zwiadowczyni „Ady”

Ексклюзив
20
хв

Syn chce wrócić do Ukrainy i walczyć. To mnie przeraża

Ексклюзив
20
хв

Co będzie jutro?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress