Exclusive
20
min

Jedz, pracuj, ucz się: ukraińskie smaki w Polsce

Przegląd 4 ukraińskich firm gastronomicznych w Polsce

Śniżana Czerniuk

Ukraińskie restauracje znajdują swoją niszę w Polsce. Zdjęcie: Czornomorka

No items found.

Wojna znacznie zmniejszyła liczbę firm w Ukrainie, jednak po 24 lutego ukraiński biznes zaczął dynamicznie rozwijać się za granicą. Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego, w samej Polsce prawie co dziesiąta nowo założona firma należy do Ukraińców. Sestry odwiedziły przedstawicieli czterech znanych ukraińskich marek działających w Warszawie, by dowiedzieć się, jak udało im się założyć biznes w Polsce.

Rozwijamy się poprzez franczyzy, współpracujemy wyłącznie z Ukraińcami

Wołodymyr Matwijczuk, współzałożyciel sieci "Galia Bałuwana" i Multi Cook, opowiedział, jak firma tworzy miejsca pracy za granicą, w tym dla uchodźców wojennych.

- Po rozpoczęciu wielkiej wojny dzwonili do mnie znajomi, którzy pracowali w firmie i przenieśli się za granicę. Pytali, czy zamierzamy wejść na rynek europejski. Uznaliśmy, że teraz możemy być przydatni za granicą, tworzyć nowe miejsca pracy dla Ukraińców. To nasz mały wkład w pomoc potrzebującym. Sieć "Galia Bałuwana" jest obecnie reprezentowana w 27 krajach pod marką Multi Cook. System opiera się na franczyzie.

"Galia Bałuwana" w Polsce działa pod marką Multi Cook. fot: "Galia Bałuwana"

Franczyzę opieramy na zaufaniu do partnera. Miesięczna opłata w wysokości 100 euro jest dość przystępna. Obecnie instalujemy wysokiej jakości oprogramowanie, które pozwala partnerowi śledzić sprzedane produkty, zyski, wynagrodzenia i przeglądać analizy biznesowe na smartfonie. Program ten został opracowany na prośbę naszych polskich partnerów i zainwestowaliśmy w niego ponad 30 tysięcy euro. Stworzyliśmy uniwersalną stronę internetową i inwestujemy w platformę zamówień online, ponieważ nasi partnerzy w Polsce rozpoczynają współpracę z barami, kawiarniami i przedszkolami.

W Polsce stworzyliśmy wsparcie biznesowe "pod klucz": mamy prawników, którzy pomagają założyć firmę i wybrać optymalny system podatkowy; mamy wsparcie księgowe, które pomaga Ukraińcom szybko nawigować i spędzać na tym mniej czasu. W Polsce "uruchamiamy" partnerów w sześciu blokach. Pierwszy blok jest standardowy, zawiera 80-90 pozycji, a każdy kolejny zawiera kolejne 20-25 pozycji. Pierwszy blok jest uruchamiany przez zespół wizytujący z Ukrainy: jego członkowie pomagają przeszkolić Ukraińców, którzy przyjechali do pracy, oraz właściciela w poruszaniu się w kwestiach produkcyjnych. Następnie firma pracuje przez jakiś czas nad tym asortymentem startowym, który jest najłatwiejszy do opanowania, pracownicy uczą się rozumieć procesy produkcyjne, czym jest klient, rozwijają umiejętności. Dopiero po tym partner może wprowadzać nowe dania. W naszym asortymencie mamy 700 pozycji i jasne jest, że nowa firma nie opanuje ich wszystkich od razu.

Za granicą zajmujemy niszę mrożonek. Nie oferujemy opcji restauracji, jak ma to miejsce w niektórych ukraińskich miastach. Stworzyliśmy również nową stronę internetową dla naszych zagranicznych partnerów o nazwie Multi Cook. To oddzielna marka, z oddzielną etykietą w różnych kolorach.

Prowadzenie biznesu w Polsce nie jest trudne, a dla ukraińskiego biznesu - dla tych, którzy weszli po 24 lutego 2022 roku stworzono dobrą atmosferę. Jesteśmy bardzo podobni do Polaków pod względem konsumpcji i zachowań zakupowych.

Rozwijamy się za granicą, w tym w Polsce, poprzez franczyzę i współpracujemy wyłącznie z Ukraińcami, zachęcając ich do zatrudniania Ukraińców jako franczyzobiorców. To jest nasza misja w czasie wojny. Po wojnie otworzymy sprzedaż dla obcokrajowców. Część z nich otwiera biznesy za własne pieniądze, część zaciąga kredyty, a część dostaje dotacje od polskiego rządu.

Polscy klienci mają swoich faworytów wśród ukraińskich produktów mrożonych. Zdjęcie: "Galia Bałuwana"

Procedura jest następująca: tworzymy projekt lokalu, partner zamawia sprzęt i dokonuje napraw. Na 10 dni przed zakończeniem remontu partner rekrutuje pracowników. Nasz zespół start-upowy jedzie do Polski i przydziela przyszłych pracowników do procesów, uczy ich, jak gotować wszystkie potrawy, a nowi pracownicy wraz z zespołem przygotowują dania przed otwarciem sklepu. Daje to około tony produktów w ciągu 6 dni. Siódmego dnia partner otwiera sklep.

Rekrutując pracowników, nie trzeba wybierać kucharzy. Z uwago na to, że produkcja jest zaplanowana i podzielona na procesy, wystarczy znać swoje 3-4 procesy: ktoś smaży naleśniki, ktoś pracuje z klopsikami mielonymi, ktoś robi pierogi i knedle.

Każdy partner sam ustala ceny detaliczne i reklamuje się. Kontrolujemy czystość pomieszczeń, wszyscy pracownicy muszą być umundurowani, formowanie naszych produktów musi być jednolite, a ich jakość - na odpowiednim poziomie.

Jesteśmy już obecni w 20 miastach w Polsce, a liczba sklepów stale rośnie. Na przykład w Warszawie mamy obecnie około 20 sklepów.

W mniejszych miastach partnerzy mają łatwiejszy start ze względu na lepszą sprzedaż. Zakładam, że wynika to z tego, że duże miasta są nasycone supermarketami. Im mniejsze miasto, tym mniej supermarketów, a konsumenci koncentrują się bardziej na sklepach rzemieślniczych.

Do naszych najpopularniejszych produktów w Polsce należą pyzy z ziemniakami, knedle, pierogi z mięsem i wieprzowiną. Polacy uwielbiają kolorowe pierogi, które często kupują dzieciom. Bardzo dobrze sprzedają się nasze zupy i barszcz. Polacy bardzo lubią pierogi i uszka, opracowaliśmy więc ich specjalną recepturę z myślą o polskim konsumencie. Polacy lubią również zupy-krem, które są mniej popularne na Ukrainie, więc opracowaliśmy linię takich zup, linię mrożonych dań restauracyjnych. Teraz nasi partnerzy ten nowy produkt wprowadzą.

Polscy klienci w sklepie często pytają sprzedawcę, jak ugotować danie, które nie było wcześniej prezentowane na polskim rynku. Dlatego do etykiety każdego produktu dołączyliśmy kody kuponów z linkiem do kanałów YouTube z pokazami gotowania.

Nie przyszliśmy o nic prosić

Iwan Lifincew, menedżer ds. marketingu i projektów, opowiedział nam o sieci restauracji "Czornomorka" w Polsce:

- Przez 11 lat Nasza główna idea, która brzmi: "Po prostu smażymy ryby", nie zmieniła się od 11 lat. "Uczymy" nowe rynki, że restauracje serwujące ryby i owoce morza mogą być demokratyczne. Kiedy weszliśmy do Polski, zmieniliśmy do pewnego stopnia format: nie ma kelnerów, zamówienia są przyjmowane przy okienkach, a gotowe dania są przynoszone przez kuriera.

Dostosowaliśmy nazwę, zastępując Czornomorkę - Czarnomorką, by w języku polskim było jasne, skąd pochodzimy.

W Polsce działają już dwa projekty, a kilka kolejnych jest w trakcie otwierania. Dla Polaków pojawienie się dwóch placówek naraz, zamiast jednej, zwiększa ich pewność siebie: mówią, że skoro mają dwie placówki, a nie jedną, to dobrze sobie radzą. Oczywiście Ukraińcy mieszkający w Warszawie również się przyłączyli, ponieważ znają sieć.

Prowadzenie biznesu w Polsce jest droższe, co wymaga optymalizacji kosztów, personelu i formatu. Jeśli chodzi o zmiany w lokalizacjach, to oprócz nazwy, zmienił się również firmowy kolor naszych placówek z niebieskiego na bordowy.

W kuchni ukraińskiej jest dużo owoców morza. fot: Chornomorka

Oczywiście polityka cenowa również dostosowuje się do zasad panujących na lokalnym rynku. Mam wrażenie, że Europejczycy lubią więcej myśleć i wolniej reagują na różne promocje. Nawet teraz, w stanie wojny, Ukraińcom wystarczy powiedzieć, że jutro będzie jakaś szalona akcja - i pół Kijowa zbierze się w jeden dzień. Tymczasem Polacy planują weekendy z wtorku na środę, więc jak im się powie o promocjach w piątek, to w sobotę nikt nie przyjdzie.

Adaptacja menu jest minimalna: w Warszawie dodaliśmy polską zupę o nazwie żurek, ale to jest żurek rybny. Teraz skupiamy się na globalnym charakterze sieci, na przykład poprzez uruchomienie wydarzenia "Makrelowy listopad" w Ukrainie, Mołdawii i Polsce. Organizujemy dni tematyczne, kiedy mamy dostawy świeżych ryb i opracowujemy dla nich specjalne oferty. Na przykład w poniedziałek rozdajemy trzecią porcję małży w prezencie, a we wtorek oferujemy ostrygi po obniżonej cenie. Działania te sprawdzają się w całej sieci, niezależnie od kraju.

Mamy bardzo jasne stanowisko: nie jesteśmy uchodźcami w Warszawie, nie przyjechaliśmy prosić o cokolwiek od państwa. W Ukrainie sieć z powodzeniem działa i otwierane są nowe placówki. Ekspansja była planowana wcześniej, a wojna tylko przyspieszyła ten proces.

Praktykujemy zarówno franczyzę, w której pomagamy na etapie otwarcia, a następnie kontrolujemy, czy wszystko spełnia standardy - jak projekty inwestycyjne, w których inwestor inwestuje, a następnie osiąga zysk. Partner franczyzowy zajmuje się projektem samodzielnie, natomiast my w całości obsługujemy projekty inwestycyjne.

Pracowników liniowych rekrutujemy z kraju, w którym działamy, ale zespół z Ukrainy przyjeżdża do pomocy przy otwarciu. W każdej restauracjii jest kierownik, a każdy kraj ma własnych kierowników projektów, którzy raportują do biura w Kijowie.

Ważne jest, abyśmy się rozumieli. Personel liniowy składa się w 50 procentach z Polaków, a kierownikiem jest Ukrainiec, który od dawna mieszka w Polsce i biegle mówi po polsku. Rekrutujemy kucharzy poprzez rekomendacje i strony z ogłoszeniami o pracy.

Specyfika działalności polega na tym, że sprowadzamy wiele świeżych ryb i owoców morza z różnych krajów i gotujemy je na miejscu. Smażymy ryby w sosach, na patelni, na teppanie. Nie używamy półproduktów.

Na miejscu przygotowywane są świeże owoce morza i ryby. Zdjęcie: Czornomorka

Ryby i owoce morza transportowane są w specjalnych warunkach termicznych. Mamy taką opcję jak "ryba na zamówienie", co oznacza, że ryba jest jeszcze w drodze i została już zamówiona przez konkretnego gościa. Kiedy mieliśmy "Makrelowy listopad", przyjeżdżało do nas mnóstwo makreli. I chociaż były jeszcze w drodze, my już je sprzedaliśmy.

Przyciągamy ludzi różnymi działaniami związanymi z żywnością, na przykład oferujemy ostrygi. W Ukrainie ostrygi kosztowały kiedyś 17 czy 19 hrywien - i to po prostu zrujnowało rynek, bo sprzedawaliśmy ogromną ich ilość.

Mamy zajęcia, podczas których można samodzielnie otwierać ostrygi. To nowa atrakcja dla naszych gości: nasz pracownik uczy, jak włożyć nóż do ostrygi i prawidłowo ją otworzyć.

Wśród popularnych w Polsce dań są oczywiście spaghetti z owocami morza, risotto z owocami morza, małże w skorupkach, ostrygi i legendarna już zupa rybna, którą serwujemy codziennie w całej sieci od ponad 10 lat.

Najważniejsza jest dla nas jakość rogalików

Julia Kniażyk, dyrektorka marketingu Lviv Сroissants, podzieliła się swoimi doświadczeniami związanymi z wejściem na polski rynek po rozpoczęciu przez Rosję inwazji:

- Nasza sieć od kilku lat przygląda się różnym krajom, bo chce wejść na rynek międzynarodowy. Dla nas kwestia głównego produktu jest kluczowa: croissanty powinny być produkowane przez nas w kraju, w którym jesteśmy obecni, lub dostarczane z Ukrainy. Kiedy rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę, było mniej pracy, niektóre piekarnie zostały zamknięte, a my przyspieszyliśmy proces wejścia na najbliższy rynek - Polskę. Idea rogalików z różnymi nadzieniami jest wspólna dla różnych krajów.

Wcześniej mieliśmy już zakład w Polsce, w 2018 r., ale popełniliśmy błędy i zamknęliśmy go. W 2022 roku rozpoczęliśmy pracę na polskim rynku od samego początku. Oczywiście nasze doświadczenie związane z otwarciem około 145 piekarni w Ukrainie obejmowało wiele ważnych opcji również dla rynku polskiego: zrozumienie, jak przetrwać lockdown, umiejętność szybkiego dostosowania się do nowych warunków itp.

Круасан із начинкою з варених яєць є популярним у Польщі. Фото: приватний архів

Na przykład w Polsce obciążenia podatkowe są wyższe niż w Ukrainie zarówno dla przedsiębiorców, jak dla pracowników, co komplikuje księgowość i wpływa na ceny. Ponadto każdy przedsiębiorca jest płatnikiem podatku VAT, co ma wpływ na wyniki finansowe.

W pełni kontrolujemy działalność franczyzową na polskim rynku. Mamy centralne biuro w Ukrainie, które składa się z około stu osób, oraz biuro regionalne w Polsce z odpowiednimi działami. Wymagamy zgodności ze standardami zarówno w Ukrainie, jak w Polsce. W marketingu współpracujemy z polskimi specjalistami, ponieważ osoba, która jest na miejscu, lepiej wie, co się tam dzieje.

Lokalni pracownicy na polski rynek są wybierani przez naszych specjalistów z Ukrainy, mamy dział HR i pracownika, który mówi po polsku. Mamy dużo podań o pracę od Ukraińców, ponieważ wielu z tych, którzy wyjechali, pracowało dla nas lub wiedziało o naszej sieci. Rozumiemy, że kasjer musi być Polakiem, ponieważ musi biegle mówić po polsku. W Polsce staramy się zatrudniać taką samą liczbę Polaków, co Ukraińców - a czasem nawet więcej. Specjalne wykształcenie nie jest wymagane, możemy sami przeszkolić pracownika. Każdy punkt ma kasjera, kanapkarza, kucharza i kelnera.

Wśród naszych partnerów są polskie firmy. To dostawcy żywności, dystrybutorzy sprzętu, wykonawcy i agencja marketingowa. Polakiem jest też szef kuchni.

Jako sieć w Ukrainie mieliśmy wielu gości z innych krajów. Jeszcze przed epidemią koronawirusa zrozumieliśmy, że znaczna liczba naszych gości we Lwowie to Polacy, co oznacza, że polscy konsumenci znali już naszą markę. Oczywiście lokalni klienci są mniej zaznajomieni z naszym produktem, co wynika z różnic mentalności: Ukraińcy żyją teraźniejszością i potrafią wydać naraz więcej pieniędzy, podczas gdy Europejczycy są bardziej oszczędni i rzadziej wydają pieniądze pod wpływem impulsu.

Jest kilka nowości, które z powodzeniem wprowadziliśmy w Polsce, a które nie są jeszcze dostępne w Ukrainie. Na przykład w Polsce popularny jest rogal wypełniony gotowanymi jajkami. Na Ukrainie nie ma producenta, który dostarczałby do niego niezbędne składniki, podczas gdy w Polsce jest takich wielu, więc stworzyliśmy ten produkt.

Jesteśmy już reprezentowani w Warszawie, Wrocławiu, Zgorzelcu, Szczecinie, Rzeszowie i Gdańsku. Wśród tych miast wyróżnia się Zgorzelec, gdzie jest wielu Niemców - polskie ceny są dla Niemców niskie. Co do reszty, nasz biznes zależy od lokalizacji i ruchu. Możesz działać w stolicy, ale w złej lokalizacji, możesz też być w małym mieście w dobrej, centralnej lokalizacji - i wskaźniki będą takie same.

Nasza sieć istnieje od 9 lat i każdego miesiąca obsługujemy ponad milion gości.

To już jest krymskotatarskie centrum w Warszawie - a jednocześnie część ukraińskiej tożsamości

Spotkałyśmy się też z Ernestem Sulejmanowem, właścicielem restauracji "Krym" w Warszawie. Opowiedział nam o swoim pomyśle otwarcia restauracji krymskotatarskiej naprzeciwko Ambasady Rosji w Polsce. I o tym, co z tego wynikło.

- Przyjechaliśmy do Polski w 2019 roku. Mój syn właśnie skończył szkołę w Ukrainie i rozpoczął studia w Warszawie. Zdecydowaliśmy, że dla naszej małej rodziny lepiej będzie mieszkać razem tutaj.

Pomyślałem, że byłoby dobrze stworzyć biznes restauracyjny z komponentem narodowym. Poszedłem na studia, by zostać menedżerem gastronomii. Pracowałem jako szef kuchni we włoskiej restauracji. Kiedy już poczułem ten biznes, zacząłem szukać lokalu. W tym, który wybraliśmy, wcześniej znajdowała się indyjska restauracja, ale nie wypaliło. Kiedy zobaczyłem, że naprzeciwko stoi ambasada Rosji w Polsce, od razu pojawił mi się w głowie pewien obraz. Powiedziałem żonie, że to ciekawa lokalizacja, ale ludzie powinni tu przychodzić specjalnie - w pobliżu nie ma biur, mało ludzi. Moja żona zgodziła się spróbować. Powiedziała, że przynajmniej potrollujemy Rosjan przez kilka miesięcy.

Jamala z personelem restauracji. Fot: Krym Restauracja

Zainwestowaliśmy własne pieniądze, ale to nie wystarczyło. Powiedziałem mojemu przyjacielowi, że chcemy otworzyć restaurację naprzeciwko rosyjskiej ambasady. Zapalił się: "Restauracja 'Krym' naprzeciwko rosyjskiej ambasady? Ciekawe! Dam ci pieniądze!". I dzięki jego pieniądzom zrealizowałem ten projekt. Mój przyjaciel też jest Tatarem krymskim, opuścił Krym z powodu okupacji i od dawna mieszka w Niemczech. W ten sposób protestujemy przeciwko rosyjskiej okupacji i rosyjskiej agresji.

Spodziewaliśmy się, że prowadzenie firmy, zwłaszcza w obcym kraju, będzie trudniejsze. Nasi przyjaciele biznesowi w Ukrainie ostrzegali nas, że jest wiele wymagań, dużo raportowania. Ale zaangażowaliśmy się - być może dlatego, że nie mieliśmy innego doświadczenia.

Улітку обладнали літній майданчик: була кримськотатарська українська атрибутика. Це великий плюс, що ми не розчинилися серед інших, бо відмовилися від пропозицій рекламувати великі компанії, які могли надати парасольки, столи.

Gotujemy własne potrawy: mięso jest halal, zgodnie z krymskotatarską tradycją. Długo szukaliśmy palarni kawy i ciężko pracowaliśmy nad jej smakiem. Nasza kawa to specjalnie przygotowana mieszanka 85% arabiki z Ameryki Łacińskiej i 15% robusty z Indii. Kiedy znaleźliśmy tę proporcję, poprosiliśmy, aby palenie nie było tak ciemne jak w przypadku kawy tureckiej. Dlatego nasza kawa jest najsmaczniejsza w Warszawie.

Mamy 14 pracowników, kucharze to Tatarzy krymscy. Przyszli do nas po ogłoszeniu o naborze i szkoliliśmy ich przez 3-4 miesiące. Mamy przepisy na dania, które nasze matki i babki gotowały w domu. Zatrudniliśmy wszystkich Tatarów krymskich, którzy przyjechali. Wszystkie znaki i specjalne serwetki do restauracji zostały zamówione w Ukrainie. Chcieliśmy wesprzeć ukraińskie firmy, które są się w trudnej sytuacji z powodu wojny.

Polacy są zainteresowani nieznaną im kuchnią krymskotatarską. fot: Krym Restauracja

Kuchnia krymskotatarska jest popularna w Ukrainie, ale dla Polaków to nowość, chcą spróbować wszystkiego. Doradzamy im, a oni wracają potem po dania, które im zasmakowały. Polacy zazwyczaj przychodzą do nas całymi rodzinami z dziećmi. Ukraińcy wpadają przypomnieć sobie smaki, które pamiętają z Krymu.

Dzieci lubią krymskotatarską baklawę, którą porównują do tradycyjnych polskich faworków. Młodsi goście często zamawiają tatarasz, krymskotatarskie pierogi posypane orzechami, a także "makarony", czyli naszą salmę i macarne. Mamy też dania wegańskie i wegetariańskie.

Wśród naszych najpopularniejszych dań są czeburki, jantyki, a wśród dań mięsnych - keima kebab i zupa yufah-ash, które w domu nazywaliśmy kasz-kasz, oraz merdżmek. Polacy uwielbiali nasze zupy. Szczególnie kasz-kasz - małe pierożki gotowane w rosole.

Ponieważ kuchnia jest nietypowa, cały czas słyszymy pytania: "Czy naprawdę jesteście Tatarami krymskimi? Dlaczego Tatarzy krymscy nie jedzą wieprzowiny?". Pytają, jak jeść czebureki czy jantyki. Zazwyczaj biorą nóż i widelec, a my mówimy im, że to się je rękami.

Pomysł trollowania Rosjan był udany, wzbudził zainteresowanie mediów, pisano o nas obszernie w publikacjach niemieckich, polskich, ukraińskich, amerykańskich i angielskich. Ale musimy dołożyć starań, by nie stać się czymś zwyczajnym. Planujemy ekspansję i szukamy nowych pomysłów.

Dziś nasza misja jest znacznie szersza niż na początku. Teraz reprezentujemy krymskotatarskie życie, kulturę i zwyczaje w Polsce. To już jest centrum krymskotatarskie w Warszawie, a jednocześnie część ukraińskiej tożsamości.

No items found.

Doktor nauk filologicznych, magister dziennikarstwa, nauczycielka literatury ukraińskiej i dziennikarstwa, tłumaczka, prowadząca program w Polskim Radiu dla Ukrainy „Why/I Information”, członek Konfederacji Pisarzy Bułgarskich. Pracowała w Państwowym Uniwersytecie im. Iwana Franki w Żytomierzu, należała do Polskiego Towarzystwa Naukowego w Żytomierzu. W latach 2011-2018 była sekretarką Nagrody Literackiej Waleriego Szewczuka.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
kawiarnie Ukraińców w Polsce

Niedawno na jednej z grup „nasi w Polsce” natknęłam się na post o sprzedaży ledwo co przygotowanej do otwarcia kawiarni. Właścicielka zamieściła urocze zdjęcia stylowego wnętrza – aż chciało się w nim zanurzyć. W komentarzach było pełno pytań o to, dlaczego kawiarnia została sprzedana. Właścicielka przyznała, że nie obliczyła właściwie kosztów w biznesplanie i zabrakło jej pieniędzy na start.

Wcześniej słyszałam podobne historie od moich znajomych – artystów z Katowic i pisarza z Wrocławia. Ale wtedy był ku temu obiektywny powód: epidemia COVID. Postanowiłam bliżej zbadać ten temat i w ten sposób natrafiłam na dwa odnoszące sukcesy lokale prowadzone w Polsce przez Ukraińców. Ich właściciele zgodzili się opowiedzieć o swoich sukcesach i porażkach.

Więcej niż kawiarnia

Kawiarnia „Szczęście istnieje” pojawiła się na mapie Katowic jakoś rok temu. Dziś to jedno z ulubionych miejsc zarówno mieszkańców, jak turystów. Można tu usłyszeć nie tylko ukraiński i polski – wielokulturowa przestrzeń zgromadziła kreatywnych ludzi różnych narodowości o różnych zainteresowaniach.

Daria Rudyk, właścicielka lokalu, oprócz ukraińskiego zna jeszcze polski, angielski, turecki, hiszpański i chiński

Gdy postanowiła otworzyć kawiarnię, w Polsce mieszkała już od 10 lat. Ma też polskie obywatelstwo.

– Chcieliśmy stworzyć nie tylko kawiarnię, ale społeczność – wyjaśnia Daria. – Przestrzeń, w której będą różne kluby, wydarzenia i zajęcia, na przykład spotkania poliglotów, wieczory literackie, kluby kobiece i biznesowe itp. Oferujemy więc nie tylko kawę i jedzenie, ale przede wszystkim okazję do spotkań i nawiązywania interesujących znajomości.

Zacznij od podstaw

Daria pochodzi z wielodzietnej rodziny. Jej rodzice mają ośmioro dzieci, spośród których siedmioro ma własne firmy. Ducha przedsiębiorczości zaszczepiła w nich mama, która prowadziła dużą firmę odzieżową w obwodzie winnickim, eksportowała towary za granicę i była gwiazdą telewizyjną. Bez pomocy ojca prowadzenie rodzinnego biznesu byłoby jednak niezwykle trudne.

Daria Rudyk

Dla Darii mąż też jest wsparciem.

– On jest żeglarzem – mówi Daria. – Pomyśleliśmy, że skoro trudno nam pracować razem na odległość, powinniśmy stworzyć coś razem na lądzie. Nie mieliśmy w tym żadnego doświadczenia, a to duży problem, gdy otwierasz kawiarnię. Bo błędy kosztują cię dużo pieniędzy.

Na szczęście mieliśmy poduszkę finansową i kilka osób pożyczyło nam pieniądze. Gdyby nie to, musielibyśmy sprzedać nasz biznes.

Jeśli chcesz otworzyć kawiarnię, powinnaś wcześniej pracować jako menedżerka w innej kawiarni – choćby za darmo

Znam wiele osób, które pracują w tej branży od dłuższego czasu, ale nie chcą mieć własnej kawiarni. Bo to ciągłe zmartwienie – 24/7, życie w trybie wielozadaniowym. Musisz szybko przechodzić od jednego zadania do drugiego, znajdując przy tym czas na dokończenie poprzedniego.

Biznesplan, który napisaliśmy, nie mając żadnego doświadczenia, opiewał na 30 tysięcy dolarów. Ale projekt w rzeczywistości kosztował nas znacznie więcej. Musisz liczyć co najmniej 1000 dolarów za metr kwadratowy kawiarni – usłyszałam to od przedsiębiorcy, który jest właścicielem sieci kawiarni w Polsce. Będzie taniej tylko wtedy, gdy wszystko masz z drugiej ręki. My nie mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy na sprzęt, kupiliśmy więc tanie naczynia, a ekspres do kawy wypożyczyliśmy. Tylko dzięki temu, że mój mąż ma pracę, jakoś udało nam się pokonać trudności.

Na ratunek – menedżer kryzysowy

Musisz być przygotowana na to, że na początku nie będzie wysokich zysków. A jeśli nie będziesz odpowiednio planować, możesz nawet wyjść na minus.

– Mieliśmy okres, w którym miesięczna strata wynosiła 6 tysięcy złotych. W naszych obliczeniach szliśmy ukraińskim tropem myślenia w kwestii cen. Tyle że w Polsce zasady są inne, tu pracownicy otrzymują wysokie pensje. Na początku mieliśmy wielu pracowników na umowę o dzieło – zatrudniam zarówno Polaków, jak Ukraińców. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że kiedy pracownicy stanowią 50% kosztów, to jest to za dużo. Teraz mam 30% i jest łatwiej.

Drugim problemem były niskie ceny posiłków. Daria wspomina, że na początku sami klienci zdawali się jej mówić: „Wszystko mi się u was podoba, zwłaszcza ceny”.

– Kucharze też robili wszystko „na oko”, podczas gdy ważne jest precyzyjne ważenie produktów – wspomina Daria. – Jeśli kiedyś na jedzenie wydawałam co najmniej 30 tysięcy, teraz wydaję 17 tysięcy.

Tyle że wszystkie te mądre odkrycia nie spadły Darii z nieba. Musiała zwrócić się do specjalisty:

– Stworzyłam arkusze kalkulacyjne i statystyki, ale ponieważ nie miałam doświadczenia w analizie kryzysowej projektu, nie wiedziałam, od czego zacząć wprowadzanie zmian. Zatrudniłam więc menedżera kryzysowego, który pomógł mi stworzyć nowe menu. Wszystko zostało wyliczone co do grosza i już w grudniu 2023 roku byłam na plusie.

Zwalniać ludzi tak, by czuli się szczęśliwi

Trzeba też było zmniejszyć liczbę pracowników:

– Mieliśmy dwóch baristów i dwóch kucharzy – mówi Daria. – Teraz jest po jednym. Tak, jest więcej pracy, ale jak się okazało, pracownicy mogą ją wykonać bez szkody dla siebie i mojego biznesu. Barista parzy kawę i zmywa naczynia. Niestety to jedyny sposób na przetrwanie właściciela, który zainwestował w ten biznes dużo pieniędzy.

Natalia Ritewa

Daria uważa, że pracowników należy traktować z szacunkiem – nawet tych, których zamierzasz zwolnić.

– Kiedy ktoś się nie sprawdza, musisz się z nim pożegnać. Czasami nie od razu widać, że dana osoba nie nadaje się do tej pracy, że jest nieuporządkowana lub powolna. Na początku było mi bardzo trudno zwalniać ludzi, ale nauczyłam się już, jak to robić.

Nie możesz po prostu powiedzieć komuś: „Nie nadajesz się na baristę, bo masz brudne paznokcie”. Albo: „Nie poradzisz sobie jako kelnerka, bo jesteś zbyt powolna”. Trzeba tak pożegnać się z każdą osobą, by jej nie urazić. W końcu ta kawiarnia nazywa się „Szczęście istnieje” i chcesz, by wszyscy byli tu szczęśliwi. Poza tym negatywna opinia w Internecie może cię kosztować reputację.

Kiedyś zwolniłam osobę, z którą później się zaprzyjaźniłam. Przyszła do nas na kawę

Zwalniając ją, powiedziałem: „Ołena, jesteś zbyt inteligentna i utalentowana na tę pracę. Nie jesteś tu we właściwym miejscu, musisz znaleźć sobie inne zajęcie”.

Dziś Daria ma wiele planów. W jej kawiarni można teraz kupić specjalnie pakowaną kawę, będą też sprzedawane koszulki.

Od uchodźczyni do bizneswoman

– W Oleszkach żyliśmy pod okupacją przez sześć miesięcy – wspomina Natalia Ritewa. – Zdarzało się, że nie mieliśmy kontaktu ze światem przez 2-3 tygodnie, a telefonu mogliśmy używać tylko jako latarki lub kalkulatora. W sierpniu zdecydowaliśmy, że musimy wyjechać. Nie posłalibyśmy przecież dziecka do kacapskiej szkoły. Wyjechaliśmy przez Krym.

Na początku nie uczyłam się polskiego, bo czekałam na deokupację, by wrócić do domu. Ale Oleszki nie zostały wyzwolone. Stało się jasne, że muszę rozpocząć działalność w Polsce.

Jeśli nie wiesz, co robić, rób, co umiesz

W obwodzie chersońskim rodzina Natalii miała dwa sklepy: jeden w Oleszkach, a drugi, sezonowy – w nadmorskiej osadzie Lazurne. Uznali więc, że w Krakowie spróbują swoich sił w handlu:

– Początkowo chcieliśmy sprzedawać piwo z beczki, ale potrzebowaliśmy do tego małego pomieszczenia, o powierzchni 20-30 metrów kwadratowych. Zamiast niego znaleźliśmy inny lokal – w pobliżu dawnej fabryki Schindlera na Kazimierzu, gdzie jest wielu turystów. Uznaliśmy więc, że kawiarnia będzie lepszym rozwiązaniem.

Potem znaleźli Ukrainkę, która piecze pyszne napoleonki i ciasta miodowe. No i wyremontowali lokal, bo w tym budynku, choć był nowy, nie było nawet toalety.

– Nie wiedzieliśmy wtedy, że remont będzie konieczny. Teraz nie szukałabym lokalu w nowym budynku, bo wymogi sanitarne dla takich lokali są bardzo restrykcyjne. Mieliśmy otwierać latem, ale przyszła kontrola sanepidu – i się zaczęło: sufit był za nisko, potrzebowaliśmy 2 toalet, a nie jednej, umywalek też było za mało.

Mój mąż, który wszystko robił sam, musiał zburzyć to, co zbudował – i zbudować od nowa. Podjął pracę jako taksówkarz, bo nie mieliśmy z czego żyć

Otwarcie opóźniło się o 3 miesiące.

Kiedy kawiarnia ruszyła, zdali sobie sprawę, że popełnili błąd w obliczeniach. Nie piekli słodyczy, utrzymanie się tylko ze sprzedaży kawy było nierealne. Zaczęli zastanawiać się, co jeszcze mogą zaoferować klientom.

– W mediach społecznościowych często natykałam się na pytanie: „Gdzie można grillować mięso?”. Też tęskniłam za naszymi kebabami. W Ukrainie mieszkaliśmy w prywatnym domu, mój mąż robił je pyszne na grillu. Powiedziałam mu: „Spójrz, jak wielu Ukraińców tęskni za naszym kebabem. A przecież ty robisz go tak pysznie. Spróbujmy!”

Tak na mapie Krakowa pojawiła się kebabownia o nazwie Bacchus café.

Pomogła poczta pantoflowa

Natalia mówi, że w reklamę nie zainwestowała ani grosza. Bo jeśli oferujesz unikalny produkt, to on sam się zareklamuje.

– Na dodatek wrzucałam posty tylko w tych grupach, których moderatorzy nie prosili o pieniądze. Nie płaciłam też za ukierunkowaną reklamę w mediach społecznościowych, a mimo to nasze strony na Instagramie i Facebooku mają już ponad 1000 obserwujących.

Natalia uważa, że to zasługa przyjaznej atmosfery, która panuje w lokalu. Chętnie rozmawia z gośćmi, opowiada im swoją historię, interesuje się ich sprawami. Dlatego chcą tu wracać.

– Wiele osób bierze jedzenie na wynos. Niektórzy zabierają gotowe kebaby na wieś, nad jezioro, inni zamawiają je do domu. Jest też sprzedaż przez aplikacje mobilne. Zaczęliśmy współpracować z Pyszne. Nie ma opłaty wstępnej, tylko 30% od sprzedaży. Jako że mają tylko jeden grill i w weekendy są bardzo zajęci, z aplikacji korzystają tylko w dni powszednie.

Gotować, jak w domu

Większość klientów kebabowni to Ukraińcy. Dla wielu Polaków kebab to wciąż egzotyczne danie – choć tylko do momentu, gdy go spróbują.

– Zauważyłam, że Polacy bardzo lubią cebulę, dlatego do moich kebabów dodaję dużo marynowanej cebuli. Często ludzie podchodzili do mnie i pytali, według jakiego przepisu ją marynuję. W czym tkwi sekret? Śmieję się, że nie ma żadnego sekretu, tylko sól i ocet, ale w określonych proporcjach. A oni brali zeszyty i zapisywali dokładne proporcje. Nie żałuję, że dzielę się przepisami. Ale przepisu na mój popisowy sos nie zdradzę nikomu!

Staram się gotować w pracy tak, jak chciałabym gotować w domu. Żałuję, że w przeszłości byłam zbyt leniwa, no i nie miałam na to czasu. Tutaj pokazuję wszystkie moje wynalazki i chętnie dzielę się nimi z innymi. Mamy tu rejon turystyczny, więc zarówno Hiszpanie, jak Włosi próbowali naszych kebabów. Byli zaskoczeni i chwalili. Obcokrajowcy nie do końca rozumieją, jak to jeść, ponieważ podaję kebaby na chlebie pita, a oni myślą, że trzeba je zrolować i ugryźć... Kiedy jednak dostają sztućce, wszystko staje się jasne. Chcę, by nasze ukraińskie jedzenie było popularne na całym świecie.

Chcę, żeby Hiszpan czy Włoch, gdy wróci do domu, zobaczywszy coś ukraińskiego przypomniał sobie: o, znam tę kuchnię, jest świetna! Próbowałem już jedzenia od Ukraińców, jest pyszne!

Wnioski z doświadczeń naszych bohaterek

* Poznaj przepisy. Gdyby Natalia wiedziała, że Polska ma inne podejście do zakładania biznesu niż Ukraina, nie otwierałaby restauracji w nowym budynku. Poszukałaby już wyposażonego lokalu.

* Naucz się języka lub zatrudnij tłumacza. Podczas pierwszej konsultacji ze służbami sanitarno-epidemiologicznymi Natalia zorientowała się, że ich sufit jest za nisko, ale stwierdzenie inspektora „można to uzgodnić” potraktowała dosłownie. I kiedy przyszła kontrola i zabroniła im otwierania lokalu, okazało się, że „uzgadnia” to inny organ. Natalia straciła czas i wszystko trzeba było gruntownie przerobić.

* Niskie ceny nie są gwarancją sukcesu. Taniość potraw była jedną z przyczyn kryzysu w kawiarni Darii. Z kolei Natalia mówi, że po raz pierwszy podniosła ceny za radą swoich klientów. „Wasze jedzenie jest naprawdę smaczne, ale nieracjonalnie tanie – powiedział jeden z nich. – Kiedy patrzysz na te ceny, nie ufasz jakości. Jakim cudem świeża sałatka może kosztować 10 zł?”. Teraz sałatka Natalii kosztuje 20 zł, co nie budzi już żadnych wątpliwości.

* Przygotuj się na to, że otwarcie zajmie co najmniej 3 miesiące, i miej oszczędności. Niezależnie od tego, jak szczegółowy jest twój biznesplan, powinnaś odłożyć pewną kwotę na nieprzewidziane wydatki i zarządzanie kryzysowe.

* Skuteczny marketing to nie tylko płatna reklama. Buduj dobre relacje z klientami i szanuj ich opinie. Daria nazywa swoich klientów „gośćmi” i wierzy, że dobre traktowanie każdego może sprawić, że będzie szczęśliwy.

Zdjęcia z prywatnych archiwów bohaterek

20
хв

Od kawy do grilla: sukcesy i porażki ukraińskich restauratorów w Polsce

Tetiana Wygowska
Kateryna Głazkowa, dyrektorka wykonawcza SUP, podczas otwarcia biura w Warszawie 17 czerwca.

Związek Ukraińskich Przedsiębiorców (SUP), jedno z największych stowarzyszeń biznesowych w Ukrainie, otworzył 17 czerwca swoje pierwsze europejskie biuro – w Warszawie. To przełomowe wydarzenie zarówno dla Ukrainy, jak dla Europy: pokazuje nie tylko prężność i ambicję ukraińskiego biznesu w czasach głębokiego kryzysu, ale także jego gotowość do integracji ze społecznością europejską. Główne zadania przedstawicielstwa obejmują rzecznictwo i wsparcie ukraińskiego biznesu w Europie, nawiązywanie kontaktów z międzynarodowymi partnerami i przyciąganie inwestycji do ukraińskiej gospodarki.

Kateryna Głazkowa
Zdjęcie: Związek Ukraińskich Przedsiębiorców

Dyrektorka wykonawcza organizacji, Kateryna Głazkowa, często odwiedza Polskę nie tylko w sprawach zawodowych: jej dzieci, 16-letni Pawło i 5-letni Mark, mieszkają tu od ponad roku. Jak sama przyznaje, jest bardzo niespokojną matką i gdyby jej synowie byli w Ukrainie, narażeni na ciągłe niebezpieczeństwo, nie byłaby w stanie skoncentrować się na swoich celach zawodowych.

– Rozumiem, jak trudno jest tym, którzy zostali, i tym, którzy wyjechali, ponieważ co dwa tygodnie „zmieniam kapelusz” – jestem albo w Ukrainie, albo za granicą. Teraz, gdy mam pewność, że moje dzieci są bezpieczne, jestem znacznie bardziej efektywna w swojej pracy – mówi moja rozmówczyni.

Spotykamy się w jednej z ukraińskich restauracji w pobliżu ambasady Ukrainy, która kilka lat temu znalazła się w rankingu najlepszych restauracji w stolicy Polski.

Irena Tymotiewicz: To znamienne, że w tym czasie, podczas inwazji, reprezentuje Pani znaczną część ukraińskiego biznesu w Europie. Wydaje się, że rola ukraińskich kobiet, a zwłaszcza kobiet w biznesie, nabiera teraz nowego znaczenia.

Kateryna Głazkowa: Ma ogromne znaczenie. W czasach wojny kobiety biorą na siebie dodatkową odpowiedzialność. Uczą się męskich zawodów i są chętniej zatrudniane, ponieważ ryzyko ich mobilizacji jest mniejsze. Jako że dosłownie tracimy mężczyzn, coraz więcej kobiet będzie zajmować kluczowe stanowiska i odgrywać ważną rolę nie tylko w kraju, ale także w realiach międzynarodowych.

Z drugiej strony może to dać pewien impuls. Bardzo często my, kobiety, nie doceniamy siebie i nie wierzymy we własne siły. Na przykład kiedy nasza organizacja próbowała nakreślić „portret” ukraińskiego przedsiębiorcy w 2020 roku i przeprowadziła stosowne badanie, okazało się, że właścicielami dużych ukraińskich firm są głównie mężczyźni. Kobiety zwykle prowadzą małe firmy, które często mają „szklany sufit”, ograniczający ich rozwój. Teraz jest zarówno okazja, jak potrzeba, by rozwinąć skrzydła. Co więcej, istnieje wiele programów wsparcia, programów edukacyjnych i grantów dla kobiet – przedsiębiorców w Ukrainie i za granicą. Warto z tego skorzystać.

Kobiety mają skłonność do prowadzenia małych firm, których rozwój często ogranicza „szklany sufit”.
Zdjęcie: Shutterstock

Jest Pani zaangażowana w sektor biznesowy od wielu lat. Jak to jest być kobietą w ukraińskim biznesie?

Osobiście czuję się całkiem komfortowo, mimo że ukraiński biznes jest bardzo zdominowany przez mężczyzn. Może po prostu miałam szczęście, a może to kwestia charakteru. Jestem przepełniona energią przedsiębiorców. Mają inny sposób myślenia, nie popadają w rozpacz: nie ma problemów – są zadania. Dla mnie słowo „niemożliwe” nie istnieje – tego się od nich nauczyłam. Coś może być „bardzo trudne”, może to być tak, że „próbowaliśmy sto razy i nie udało się”, ale „niemożliwe” nie jest opcją ani dla mnie, ani dla mojego zespołu. Gdybyśmy my, Ukraińcy, żyli kategoriami, że coś jest niemożliwe, nie przetrwalibyśmy tak długo w tej walce.

Wojny nie da się wygrać bez gospodarki

Pytanie, które frapuje dziś całą społeczność międzynarodową, jeśli chodzi o ukraiński biznes, brzmi: jak to możliwe, że w trzecim roku inwazji na pełną skalę on nie tylko funkcjonuje, ale także wykazuje dobrą pozytywną dynamikę – wchodzi na nowe rynki, wdrażanie innowacyjne rozwiązania?

Po prostu nie mamy innego wyboru. Ukraiński biznes wykazuje bezprecedensową odporność. Bardzo trudno wyjaśnić, co to oznacza w praktyce ludziom, którzy nigdy nie przeżyli wojny.

W ciągu 10 lat wojny, a w tym ponad 2 lat inwazji, nasi przedsiębiorcy nauczyli się działać z powodzeniem nawet pomimo ciągłego ostrzału, przerw w dostawach prądu, blokad granic i mobilizacji pracowników do wojska. I jestem pewna, że przypadki ukraińskich firm będą wkrótce studiowane w międzynarodowych szkołach biznesu.

W ciągu dwóch lat wielkiej wojny sami członkowie Związku Przedsiębiorców Ukraińskich zainwestowali na Ukrainie 630 milionów euro w odbudowę zniszczonych zakładów produkcyjnych i magazynów, wprowadzenie nowych produktów, wejście na rynki międzynarodowe i wprowadzenie nowych technologii

To nasz kraj, wierzymy w niego.

Tak jak nasi obrońcy bronią granic kraju na linii frontu, tak każdy z nas musi zrobić wszystko, co w jego mocy, aby wygrać, a nawet więcej. Ukraiński biznes również robi swoje. Bo bez gospodarki nie można wygrać wojny.

Warto zauważyć, że na krótko przed inwazją, w 2021 r., think tank SUP przeprowadził szeroko zakrojone badanie postaw różnych segmentów społeczeństwa wobec interesariuszy: rządu, prezydenta, biznesu, organizacji biznesowych i oligarchów. Poziom zaufania do małych i średnich przedsiębiorstw w Ukrainie był najwyższy po siłach zbrojnych: sięgał ponad 80%. A jeśli uwzględnić jeszcze duży biznes i stowarzyszenia biznesowe, to mamy bezprecedensowy odsetek. Dla porównania, rząd zajął w tym rankingu dopiero 8. miejsce.

Jaki jest tego powód?

W najtrudniejszych dla kraju czasach przedsiębiorcy pierwsi przyszli na ratunek. Podczas Majdanu firmy formowały ochotnicze oddziały, pomagały w dostarczaniu żywności i pieniędzy. Podczas pandemii kupowały sprzęt do szpitali i dostarczały żywność osobom starszym, którym nie pozwolono opuścić domów.

A kiedy nastąpiła inwazja, biznes ewakuował ludzi, zapewnił im mieszkania, wywiózł ich z okupowanych terytoriów i nakarmił. Przedsiębiorcy przekazywali produkty ze swoich magazynów mężczyznom i kobietom w siłach zbrojnych, czasami nawet ryzykując życiem. Obecnie jedynym źródłem finansowania armii w Ukrainie są podatki, a każdy z nas, kto je płaci, pomaga wygrać tę wojnę.

Zaufanie społeczeństwa do przedsiębiorców jest uzasadnione.

Czy mówimy o małych i średnich przedsiębiorstwach?

Mówimy o każdym biznesie, także o dużych przedsiębiorstwach.

SUP jest również odzwierciedleniem kondycji biznesu. Nasza organizacja działa od 2016 roku. Wśród jej założycieli były zarówno małe, jak duże firmy, takie jak Nowa Poczta, Rozetka czy UBC Group. Dziś Związek zrzesza ponad 1200 firm ze wszystkich regionów Ukrainy. Funkcjonujemy dzięki składkom członkowskim, których wysokość zależy od wielkości danej firmy.

W lutym 2022 r., z oczywistych powodów, nastąpiła prawie dwumiesięczna przerwa, przy zerowych przychodach: składki za członkostwo w Związku w takich czasach zdecydowanie nie są priorytetem. Na początku inwazji członkowie naszego zespołu bardzo martwili się też o bezpieczeństwo swoich rodzin. A potem wezwali członków organizacji do wzajemnej pomocy. Sformułowaliśmy nowe priorytety i odpowiedzieliśmy na nowe prośby. Jestem dumna z mojego zespołu.

Kiedy w kwietniu 2022 r. otrzymaliśmy pierwszą roczną składkę członkowską od małej firmy, pomyśleliśmy: „Wreszcie są wśród nas nowi optymiści”. Te 5000 hrywien [około 500 zł – red.] stało się symbolem zaufania i nadziei, że wszystko będzie dobrze. W ciągu ostatnich 2,5 roku nie tylko odzyskaliśmy siły, ale także rozwinęliśmy się. Odnotowaliśmy 35-procentowy wzrost liczby nowych członków; co tydzień pojawiają się nowe aplikacje.

Ukraiński biznes to wysoki poziom kreatywności. Z jednej strony istnieje strategia, a z drugiej musisz być zawsze gotowy na zmiany, jeśli pojawi się kolejne wyzwanie

Nie ma problemów, są zadania

Przed jakimi wyzwaniami stoi teraz ukraiński biznes i jak sobie z nimi radzi?

Po pierwsze, oczywiście, są kwestie bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo pracowników, sprzętu i zakładów produkcyjnych. Duże firmy inwestują w to dużo pieniędzy. Na przykład gdy wróg zniszczył terminal Nowej Poczty w obwodzie charkowskim, firma całkowicie go odbudowała, uwzględniając już ulepszony system bezpieczeństwa. Kosztowało to ponad 34,5 mln hrywien.

Charków, 8 czerwca 2024 r
Zdjęcie: Wiaczesław Madiyevsky/Ukrinform/East News

Po drugie, spadek siły nabywczej w Ukrainie. Rynek ukraiński stał się zbyt mały. W rezultacie firmy są zmuszone do wejścia na rynki międzynarodowe, nawet jeśli tego nie planowały.

Jednocześnie niektóre branże rozwijają się. To przede wszystkim przemysł obronny, transport towarowy, opieka zdrowotna, dostawcy sprzętu elektrycznego/gazowego, który zapewnia autonomiczne korzystanie z energii, przemysł wydobywczy i dostawy energii, handel online oraz sprzedaż produktów rolnych. Jeśli spojrzymy na wzrost według rodzaju działalności, uwzględniając dochody do budżetu państwa w maju 2024 r., widzimy, że rośnie handel hurtowy i detaliczny, naprawa pojazdów, górnictwo i kopalnictwo, przetwórstwo, transport, magazynowanie, działalność pocztowa i kurierska.

Trzecim wyzwaniem jest brak ludzi. Ogromny problem z personelem istniał jeszcze przed inwazją, a w czasie wojny mamy głęboki kryzys, którego firmy nie są nawet w stanie rozwiązać samodzielnie. Mobilizacja, migracja, gwałtowny spadek liczby urodzeń i utrata osób w wieku produkcyjnym – potrzebna jest skuteczna strategia na szczeblu państwowym.

Pieniądze. Pieniądze są zawsze potrzebne do rozwoju. A teraz potrzebujemy ich tylko po to, by przetrwać. Ogólnie rzecz biorąc, istnieje wsparcie, jest wiele programów grantowych od naszych partnerów, za które jesteśmy wdzięczni. Ale kolejka do wszelkich możliwych funduszy jest znacznie dłuższa.

A co z kwestią inkluzywności? Według najnowszych danych w ciągu dwóch lat inwazji liczba osób z niepełnosprawnościami w Ukrainie wzrosła o 300 000. Jak firmy dostosowują się do tych realiów?

To nowe wyzwanie, które jeszcze nas nie wyprzedziło, ale już się pojawia. Wszyscy jesteśmy na początku tej drogi. Na przykład SUP poszukuje obecnie prawnika, który dołączy do zespołu, specjalisty, który będzie pracował głównie z wnioskami weteranów. By pracownicy mogli wrócić do pracy, muszą przejść przez wszystkie niezbędne procedury, uzyskać dokument kombatanta itp. Chcemy uprościć te procesy.

Tymczasem sieć laboratoriów CSD Lab, która jest naszym członkiem, pracuje nad tym, aby każda z jej usług była dostępna dla osób z niepełnosprawnością ruchową – zarówno dla pracowników, jak klientów. Planujemy ponowne wyposażenie niektórych miejsc, a nowe laboratoria są budowane zgodnie z nowymi standardami.

Takich przykładów jest wiele.

Przedsiębiorcy bardzo szybko reagują na wszelkie zmiany i wdrażają innowacyjne rozwiązania.

Ukraina już teraz staje się konkurentem i dostawcą innowacyjnych rozwiązań dla wielu bogatych krajów. Szczególnie mocno rozwinęła się branża rozwiązań wojskowych i technicznych, a Ministerstwo Transformacji Cyfrowej określiło ten obszar jako priorytet na najbliższe lata. Jak radzą sobie firmy w tym sektorze?

Na początku marca 2022 roku dwóch naszych członków, firmy IT STFalcon i Ajax, stworzyło i uruchomiło aplikację mobilną Air Alert. Ostrzega o zagrożeniach rakietowych w różnych regionach Ukrainy. Pobrało ją już 6 milionów osób w kraju, jestem jedną z nich. W tym roku Ajax rozpoczął również produkcję kamer do monitoringu wideo. To okazja do zajęcia niszy, która zawsze była zdominowana przez chińskich producentów. Tyle że teraz rynek zmienia się z powodu sankcji nałożonych na niektóre chińskie firmy.

Produkty innego naszego członka, firmy K.tex, producenta włóknin, są obecnie wykorzystywane do produkcji odzieży dla wojska, a nawet do wzmacniania linii obrony i infrastruktury krytycznej. Innym przykładem jest firma Milliform, która w 2022 r. przeniosła produkcję z Charkowa do obwodu lwowskiego, a w 2023 r. uruchomiła własną produkcję opakowań kosmetycznych, inwestując około 600 000 dolarów.

Jest to również odpowiedź na pytanie, które często zadaje mi się za granicą: Dlaczego mielibyśmy inwestować w Ukrainie teraz, pomimo wysokiego ryzyka? Dlatego, że ukraiński biznes nie czeka na zakończenie wojny. Naloty i ostrzały są już przezeń traktowane trochę jak pogoda, nad którą nie masz kontroli.

Zawsze mówię z zimną krwią: kto pierwszy, ten lepszy. Pomyśl teraz, szukaj partnerów wśród ukraińskich firm już teraz

Według prezydenta Zełenskiego Rosja zniszczyła 80% ukraińskiej energetyki cieplnej i jedną trzecią hydroelektrycznej. Jak planujecie rozwiązać problem z dostawami energii?

Problemy z dostawami energii nie są nowe, zaopatrzyliśmy się w sprzęt i wydawało się, że jesteśmy gotowi na kolejną zimę. Nie spodziewaliśmy się jednak, że szkody będą tak rozległe.

Aby utrzymać płynność produkcji, niektóre duże firmy zaczęły importować energię z Unii Europejskiej. Ta sama grupa Nova (w skład której wchodzi Nowa Poczta) utworzyła własną firmę produkującą energię elektryczną. SUP w Ukrainie lobbuje obecnie na rzecz zmian w ustawodawstwie, które zliberalizują rynek wytwarzania i dostaw energii elektrycznej, co ułatwi rozwój produkcji na małą skalę. Trudniej jest zniszczyć setki tysięcy małych elektrowni niż jedną dużą, od której zależy znaczna liczba konsumentów i infrastruktura krytyczna.

Widzimy strategiczną ścieżkę w rozwoju energetyki rozproszonej, opartej na gazie ziemnym i odnawialnych źródłach energii – z wykorzystaniem nowoczesnych mobilnych systemów magazynowania energii i inteligentnych sieci.

Energetyka rozproszona jest korzystna dla inwestycji, jej koszt – stosunkowo niski, a jej uruchomienie zajmuje mniej czasu

Gra według nowych zasad

Jednym z czynników powstrzymujących inwestorów przed przyjazdem do Ukrainy jest postrzeganie ukraińskiego biznesu jako oligarchicznego. Jak silny jest obecnie wpływ systemu oligarchicznego na gospodarkę i biznes w Ukrainie?

Ukraina zaczęła grać według nowych zasad. Zmieniają się również elity. Wpływ oligarchów na instytucje polityczne i samych polityków znacznie się zmniejszył. W rolnictwie oligarchowie są bardzo warunkowi. Są pytania o pochodzenie ich kapitału, ale teraz są to spółki rynkowe, notowane na giełdach międzynarodowych.

Jednocześnie znacznie rośnie wpływ prywatnego sektora nieoligarchicznego. SUP jest organizacją, która z zasady nie akceptuje firm powiązanych z kapitałem oligarchicznym. Po wybuchu wojny zaczęliśmy również sprawdzać powiązania z Federacją Rosyjską i Białorusią. Jeśli mamy pytania dotyczące poszczególnych firm, bierzemy pod uwagę decyzje sądów, które ich dotyczą. W Ukrainie niektóre dane są zamknięte z powodu wojny, ale ogólnie jeśli chodzi o ilość otwartych danych w naszym kraju, to jesteśmy w europejskiej czołówce.

"Koncentrujemy się na systemie podatkowym, regulacjach celnych, regulacjach handlu międzynarodowego, zamówieniach publicznych, prawie pracy i cyfryzacji usług publicznych".

Źródło zdjęcia: Facebook

Oczywiście nie mam złudzeń, że wszyscy oligarchowie zniknęli z radarów. Ale przedstawiciele naszego stowarzyszenia – założyciele, członkowie zarządu – są teraz częścią wielu instytucji w całym państwie i mają wpływ na podejmowanie decyzji. To ludzie, którzy zarobili pieniądze dzięki własnym wysiłkom, pracy i pomysłom

Na przykład przy prezydencie Ukrainy działa Rada Wspierania Biznesu w Czasie Wojny. Składa się z 7 osób, z których 6 to przedsiębiorcy z SUP.

Istnieją obawy, że w czasie wojny w Ukrainie może powstać nowa kasta oligarchów. Jest takie ryzyko?

Ryzyko zawsze istnieje. Żaden kraj nie jest doskonały, a już na pewno nie nasz. Media, społeczeństwo obywatelskie i sektor prywatny mają tu do odegrania ogromną rolę: zrobić wszystko, by temu zapobiec. W mediach jest wiele głośnych historii o skandalach korupcyjnych w Ukrainie, ale jest to zarazem pozytywny sygnał: to znak, że korupcja jest zwalczana. W ciszy korupcja była większa. A gdyby nie było postępów, nie rozpoczęlibyśmy negocjacji w sprawie przystąpienia do UE, ponieważ był to jeden z trzech głównych warunków rozpoczęcia negocjacji.

Kiedy 25 czerwca rozpoczęły się oficjalne negocjacje Ukrainy z UE, napisała Pani na Facebooku: „Mam nadzieję, że w trakcie tych negocjacji nie naruszymy naszych interesów, a opinia ukraińskiego biznesu będzie miała ogromne znaczenie”. Jakie to interesy i jaką rolę w tym procesie chce odegrać Pani stowarzyszenie?

Przystąpienie do UE to ogromny stres dla sektora biznesowego, zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw. Ale produkcja nie może zmienić się z dnia na dzień. Oprócz warunków handlowych, w negocjacjach na szczeblu rządowym należy uwzględnić okresy przejściowe. Aby uniknąć niefortunnej sytuacji, w której zgodziliśmy się na wszystko naraz, aby szybko przystąpić do UE, a potem nie wdrożyliśmy naszych zobowiązań na czas.

Nasz biznes jest konkurencyjny, ale jest wiele firm, które potrzebują pomocy, by takimi się stać. Na przykład farmaceuci muszą zostać na nowo wyposażeni. Duże firmy mogą wydać na to pieniądze, ale małe nie. To również kwestia wsparcia finansowego. Na jednolitym rynku europejskim francuska firma z ogromnym doświadczeniem i wsparciem, rozwijająca się przez lata bez wojny – bez tego wszystkiego, przez co przechodzi teraz ukraiński biznes – będzie zdecydowanie bardziej konkurencyjna niż firma ukraińska.

Te rzeczy należy wziąć pod uwagę, aby nie zabić ukraińskiego biznesu. I tu właśnie widzę naszą ważną rolę. Z drugiej strony, pomożemy przyciągnąć inwestycje międzynarodowych firm do Ukrainy. Bez inwestycji nie damy rady.

Jedną z najbardziej wrażliwych kwestii w dialogu gospodarczym między Polską a Ukrainą jest rolnictwo. Jak Pani zdaniem ukraiński biznes powinien budować dialog, by uniknąć sytuacji z protestami rolników, które widzieliśmy na granicy polsko-ukraińskiej?

W SUP nie mamy dużych firm rolniczych, ponieważ większość z nich nie spełnia naszych kryteriów. Ale dlaczego to pytanie do biznesu, a nie do polityków? Biznes po prostu wykonuje swoją pracę. Jeśli robi dobre, konkurencyjne produkty, to znajdzie się kupiec. I w Polsce też ktoś to kupuje, taki jest rynek. Jeśli przedsiębiorca wytwarza zły produkt lub importuje go nielegalnie, są organy ścigania i organy celne, jest decyzja sądu i przedsiębiorca zostaje ukarany.

Historie, które miały miejsce na granicy, wykraczają poza logikę biznesową, są bardziej sprawą polityczną.

W czasie gdy polscy rolnicy sprzeciwiają się importowi ukraińskich produktów, gdy wysypują zboże, które często zbierano z narażeniem życia, do Polski napływa zboże z Rosji i Białorusi. SUP i jego partnerzy z czołowych polskich stowarzyszeń Lewiatan i Ukraińsko-Polskiej Izby Gospodarczej podnieśli tę kwestię na szczeblu UE i zaapelowali do Brukseli. Rosja sprzedaje tutaj zboże, które ukradła Ukrainie

Bardzo chciałbym uświadomić to polskiemu społeczeństwu.

Jeśli chodzi o stosunki gospodarcze między Polską a Ukrainą, nie jest tajemnicą, że w ubiegłym roku eksport towarów z Polski do Ukrainy był rekordowy – o wartości 51,6 mld zł (12 mld euro). Nadwyżka handlowa Polski z Ukrainą osiągnęła 6,8 mld euro. To historyczny rekord. Jednocześnie import z Ukrainy do Polski dramatycznie spadł, zwłaszcza po wprowadzeniu embarga na produkty rolne.

Jeśli chodzi o pytania dla biznesu, spójrzmy na to, co zrobiły niektóre ukraińskie firmy, gdy doszło do załamania transportu. Przedsiębiorcy dokonali obliczeń i zdecydowali, że drożej jest stać na polskiej granicy niż przenieść logistykę do Rumunii. A tam port w Konstancy przyjął wszystko bez żadnych problemów.

Zdjęcie: Związek Ukraińskich Przedsiębiorców

Według najnowszych statystyk, co dziesiąty biznes w Polsce jest ukraiński. Z moich obserwacji wynika, że ukraińscy przedsiębiorcy często wchodzą nie tyle na polskie rynki, co na „ukraińskie rynki w Polsce”. Niektórzy z członków SUP mają już tutaj swoje firmy. Jak przebiega integracja?

Współpraca między Ukraińcami rzeczywiście układa się lepiej. Znalezienie polskiego klienta i zostanie dostawcą dla polskiej firmy jest bardzo trudne. Istnieje pewien sceptycyzm i narracje w mediach, że „to nie potrwa długo”, „wojna się skończy i Ukraińcy wrócą do domu”, że Ukraińcy są „nierzetelnymi partnerami”, którzy pracują według „niskich standardów”. Dzieje się tak mimo wielu przykładów, które dowodzą czegoś przeciwnego. Otworzyliśmy tutaj biuro, ponieważ zdaliśmy sobie sprawę, że musimy budować bliższe więzi. Prowadzimy działania edukacyjne po obu stronach, by rozwijać osobiste kontakty między przedsiębiorcami i budować zaufanie.

W tym kontekście warto również wspomnieć o niedawnych wynikach badania Deloitte, zgodnie z którymi Ukraińcy, którzy przybyli do Polski po 24 lutego 2022 r., dodali do polskiej gospodarki 0,7-1,1% PKB (w wartościach bezwzględnych jest to 6-9 mld USD). W dłuższej perspektywie efekt ten wzrośnie do 0,9-1,35%.

Jestem przekonana, że udział ukraińskiego biznesu będzie się zwiększał, a konkurencja z nim będzie rosła.

20
хв

Ukraiński biznes nie czeka na koniec wojny

Irena Tymotiewycz

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

25-letnia Ukrainka i jej nienarodzone dziecko zmarli w polskim szpitalu

Ексклюзив
20
хв

Pokusa Tuska

Ексклюзив
20
хв

Za naszą i waszą obronę powietrzną: jak znaleźć wspólny język z Polską

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress