Exclusive
20
min

Waleria Burłakowa: Nie wiem, co musiałoby się stać, by to się skończyło raz na zawsze

Waleria Burłakowa, weteranka wojny na wschodzie, napisała kiedyś, że nauczyła się akceptować śmierć tych, którzy łatwo poszli śmierć. Ale naszym zadaniem jako państwa i narodu jest należyte uczczenie pamięci tych pierwszych żołnierzy wojny rosyjsko-ukraińskiej, którzy bez wahania stanęli w naszej obronie, podnosząc broń przeciwko wrogowi

Olga Gembik

Waleria Burłakowa, pseudonim „Lera”. Zdjęcie: Facebook / Lera Burlakova

No items found.

Nie chcę patrzeć na listy poległych. Tam będą znajome nazwiska

Waleria Burłakowa, pseudonim „Lera”, była jedną z pierwszych ochotniczek wojny rosyjsko-ukraińskiej. Aktywna uczestniczka wydarzeń na Majdanie, walczyła na froncie przez trzy lata od grudnia 2014 roku. Najpierw była w Piskach, potem w kopalni „Butiwka”, następnie w Swotłodarśku, a następnie „w pobliżu Marika” [tak na Mariupol mówią jego mieszkańcy – red]. Lera mówi, że wówczas Mariupol był najspokojniejszym miejscem, więc jej bracia musieli coś zrobić.  

„Jak głupcy, gdy tylko znaleźliśmy się na poligonie, zaczęliśmy stawać na uszach, by przenieść się do innej brygady, z powrotem na linię frontu – wspomina Waleria. – Na przykład w 54. brygadzie musieliśmy rozpocząć strajk głodowy, aby zachować integralność naszej kompanii i przywrócić ją na front. W końcu przyjechał ówczesny dowódca batalionu Donbas – Ukraina o pseudonimie ‘Filin’ i zabrał nas do siebie”.

Waleria – obsługująca granatnik weteranka, dziennikarka, pisarka i matka – dziesięć lat temu nie miała nic wspólnego z wojskiem. Nieco wcześniej pojechała na Majdan, na zlecenie redakcji „Tygodnika Ukraińskiego”, by relacjonować protesty. I Majdan już nigdy jej nie wypuścił.

„Zostałam ranna. Nie, nie poważnie, ale nie będę w stanie dostarczyć dziś raportu” – redaktor naczelny jej gazety wspominał później, co powiedziała przez telefon. Zdjęcie jej zakrwawionej nogi owiniętej bandażami na stronie Walerii w mediach społecznościowych przypomina o tym, jak Berkut obchodził się wtedy z demonstrantami.

„22 godziny z rzędu na ulicach stolicy. [...] Zamierzam wypić kawę, napisać raport, przespać się trzy lub cztery godziny i wrócić. Do diabła, szczerze mówiąc. Rozpłakałam się, gdy po raz dziesiąty usłyszałam: ‘Drogie kobiety i dzieci, proszę opuścić Majdan Niepodległości, gdzie będzie prowadzona operacja antyterrorystyczna’” – napisała Lera na Facebooku 19 lutego 2014 roku. Tej nocy Majdan był szturmowany, płonął gmach Związków Zawodowych – schronienie protestujących, a do Niebiańskiej Setki dołączali wciąż nowi bohaterowie.

Nie chcę patrzeć na listy zabitych, o ile w ogóle są jakieś listy. Wiem, że będą tam znajome nazwiska
Waleria na Majdanie. Zdjęcie: Facebook / Lera Burlakova

Zdjęcie z Majdanu pokazuje Walerię w hełmie z namalowanym trójzębem w pobliżu kordonu policji. Jeden z jej kolegów dziennikarzy zauważył wówczas, że godło państwowe na jej kasku to samobójstwo. „Samobójstwo to wasz strach, panowie” – odpowiedziała Lera. Zdjęcie zostało zrobione przez Irynę Cwilę, przyszłą towarzyszkę broni. Ta nauczycielka i fotografka o pseudonimie „Obiektyw” zginęła drugiego dnia inwazji na pełną skalę, podczas obrony Kijowa.

„...Pięści zaciśnięte do bólu. Nadchodzi ciemność. Stawimy jej czoło razem. Ramię w ramię” – czytamy na hełmie dziewczyny z Majdanu, uwiecznionej na zdjęciu.

A ciemność wciąż nadchodziła.

Jakie to byłoby szczęście, gdybyś został bez nóg, ale żywy...

„Wstydziłam się mówić o podstawowych rzeczach, takich jak to, że nigdy nie strzelałam z kałacha, więc po cichu sama się tego nauczyłam” – Waleria wspomina swoje pierwsze obowiązki w jednostce ochotniczej „Karpacka Sicz”.

W grudniu 2014 roku wraz z przyjaciółmi z Majdanu pojechała po raz kolejny na linię frontu. Podstaw wojskowego rzemiosła – jak prawidłowo się poruszać, jak rozkładać i czyścić broń – nauczyła się wcześniej, na tygodniowym obozie szkoleniowym batalionu „Ajdar” w Czerkasach. Ale przyznaje, że wtedy nawet nie strzelali.

Waleria na pozycji w Piskach. Zdjęcie: Facebook / Lera Burlakova

W Piskach brakowało ludzi, więc nowi zaczęli pełnić służbę razem ze starymi. Na miejscu uczyli się wojskowych sztuczek.

Tam nie było żadnego Rambo. W sylwestra razem rozgryźliśmy, jak działa granatnik automatyczny. Nie było nikogo, kto by nas uczył – wspomina Lera

Oficjalnie dołączyła do 93. Oddzielnej Brygady Zmechanizowanej Sił Zbrojnych Ukrainy jesienią 2015 roku jako „strzelec – sanitariuszka”. Rok później awansowała na swoje obecne stanowisko, gdy kobiety walczące na wojnie otrzymały oficjalne dokumenty dotyczące ich rzeczywistych stanowisk. I tak Waleria Burłakowa została dowódcą moździerza 120 mm w 54. brygadzie.

„W rzeczywistości wojna jest najgorszym miejscem do rozpoczęcia romantycznego związku” –  napisała kiedyś Lera na Facebooku

Wkrótce potem poznała swojego narzeczonego Anatolija Harkawenkę, pseudonim „Żeglarz”, sapera. Byli razem krótko – zginął 30 stycznia 2015 r. od wybuchu miny tripwire w kopalni „Butiwka”. Lera zaczęła pisać do niego listy, aby nie zwariować z bólu. I tak przez czterdzieści dni z rzędu.

„Lera” i „Żeglarz”. Zdjęcie: Facebook / Lera Burlakova

Jesteśmy razem od pięciu miesięcy. Kocham go tak, jak nigdy wcześniej nikogo nie kochałam. A on mówi, że bez względu na to, jaka jest ta wojna, dobrze, że się zaczęła. Inaczej byśmy się nie spotkali. „Gdzie byłaś wcześniej?”

Chcieliśmy pojechać na wakacje i wziąć ślub. Po raz pierwszy, naprawdę, a nie głupio, jak on i ja ostatnim razem. Na dobre. Wcześniej ustaliliśmy, że wyjedziemy po 20 stycznia. Ale został przełożony. Trochę.

...Klęczysz obok niego. 200. Jego nogi są oderwane. Całujesz jego ramię. Ogrzewasz zakrwawione palce swoim oddechem. Całujesz te palce. Tylko nie puszczaj. Dyktujesz coś medykom. Tak, pseudonim „Żeglarz”. Tak. Tak. Anatolij Harkawenko. Bez łez.

...Kocham cię, mój mały króliczku. I nie wiem, co dalej. Siedzę tu i palę. W twojej kurtce. Jest pokryta krwią. Ale pachnie tobą...

Listy zawarte w książce „Życie P.S.” trafiają prosto w serce. Wielu czytelników – zarówno tych, którzy byli „w punkcie zero”, jak tych, którzy tam nie byli – powie, że nikt nigdy nie napisze mocniej i szczerzej o tej wojnie.

„Wtedy wydawało mi się, że to coś bardzo osobistego – przyznaje Waleria. – Teraz wiem, że to nieprawda. Bo nie chodzi tylko o mnie i nie tylko o niego. Z jakiegoś powodu chodzi o wszystkich, którzy stracili bliskich na wojnie – na różne sposoby i w ten sam sposób. Wiem to, ponieważ od tego czasu napisały do mnie dziesiątki osób”.

Z jakiegoś powodu bardzo ważne było dla nich zrozumienie, że ktoś czuje to samo co oni

Na podstawie pamiętnika Lery w Narodowym Teatrze Dramatycznym im. Marii Zańkowieckiej we Lwowie wystawiono dramat dokumentalny „Życie P.S.”. W rolach głównych występują aktorzy Mariana Kuczma i Ołeś Fedorczenko.

„W końcu zobaczyłam ten plakat i pomyślałam: 'Nie wyobrażam sobie, jak szczęśliwy byłby Żeglarz'. Gdyby, oczywiście, książka i sztuka były o czymś innym. Jest też o nas. Ale nie o jego śmierci” - mówi Lera.

Plakat spektaklu opartego na książce Lery. Zdjęcie: Facebook / Lera Burlakova

– Jakie to byłoby szczęście, gdybyś został bez nóg, ale żywy... – mówi aktorka ze sceny słowami Walerii. Publiczność na sali nie może powstrzymać łez.

Dobrze, że miał te dziewięć lat: zdążył powalczyć, urodził mu się syn

W 2020 roku, dwa lata przed inwazją na pełną skalę, Lera po raz drugi odwiedziła Ścianę Pamięci w Kijowie. Na ścianie Monastyru Michajłowskiego o Złotych Kopułach znajdują się zdjęcia tysięcy ukraińskich ochotników, żołnierzy i funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, którzy zginęli w obronie Ukrainy. Napisała wtedy na Facebooku:

„Bez względu na to, ilu moich towarzyszy poległo, w drodze tam z jakiegoś powodu przypomniałam sobie szczególnie czterech – tych, którzy na zawsze pozostaną w moich myślach. [...] Tak samo jest z każdym – ktoś jest ci bliższy, a czyjaś śmierć dotyka cię bardziej. [...] Dlatego pomyślałem, że jest ich czterech. ‘Żeglarz’. ‘Mit’. ‘Malowany’. ‘Wiedźma’. I tak było, dopóki nie przeszłam wzdłuż ściany, żeby ich poszukać, czterech, którzy zginęli w różnych latach, w różnych miejscach. [...] Twoje oczy nagle wyłapują z setek oczu na ścianie znajome oczy, których nie szukałaś. I po prostu zastygasz: ‘Telefon’. ‘Pionier’. ‘Hajdamaka’. ‘Mehan’. „Ronin’. ‘Łotysz’... Cztery – myślisz sobie – tylko cztery. Dopóki nie podejdziesz do ściany i nie spotkasz oczu wszystkich pozostałych”.

Waleria z synem pod Ścianą Pamięci w Kijowie: Facebook / Lera Burlakova

„Jak wielu ludzi, mam dziką liczbę zmarłych bliskich” – mówi dziś Waleria. – ‘Myrnyi’ był żołnierzem z Prawego Sektora, z którym zaciągnęliśmy się do 93. pułku, a następnie przenieśliśmy do 54. pułku na przyczółku w Switłodarśku. A potem został oficerem. Kiedy byliśmy na froncie, jedząc zupkę chińską na sucho lub kładąc się spać w błotnistej kałuży, nie umyci od tygodni, żartował, że to nasz „bezdomny duch” trzyma nas w siłach zbrojnych. ‘Dzik’, który kiedyś cudem przeżył, gdy w 2014 r. poszedł na akcję z ‘Pionierem’ pierwszym zabitym w naszej jednostce, potem szlochał na cmentarzu, obracając w dłoniach swój rozdarty przez odłamki magazynek…

Kiedy dowiedziałam się, że zginął w 2023 roku, pomyślałam – jak to dobrze, że miał jeszcze te dziewięć lat, że zdążył tyle powalczyć, ożenić się, mieć syna... Wielu chłopakom to się nie udało

Wspomnienia poległych towarzyszy stara się zachować w licznych tekstach, które prawdopodobnie trafią do kolejnej książki. Szczególne miejsce zajmie w niej Wasyl Slipak, pseudonim „Mit”, bohater Ukrainy, śpiewak operowy, solista Opery Paryskiej, ochotnik z Prawego Sektora. Zginął 29 czerwca 2016 r. od kuli wrogiego snajpera w pobliżu wsi Łuhanśke w obwodzie donieckim.

Wasyl Slipak, pseudonim „Mit”, zginął 29 czerwca 2016 r. na przyczółku w Switłodarśku. Mychajło Łupiejko, „Anioł”, stracił obie nogi. Zdjęcie: Facebook / Lera Burlakova

„To bardzo interesująca kategoria wspomnień – o czasie spędzonym z ludźmi, których już nie ma, w miejscach i miastach, których już nie ma – mówi Waleria. – Jak wtedy, gdy spacerowaliśmy z ‘Bizonem’, ‘Sępem’ i ‘Mitem’ w Mariupolu. Słońce zachodziło, w pobliżu było morze. ‘Mit’ spróbował wtedy okropnego alkoholowego napoju energetycznego o nazwie ‘Revo’, tak innego od wyśmienitych francuskich win. Dziwnie jest zdać sobie sprawę, że wiele szczęśliwych chwil istnieje tylko w pamięci. ‘Bizon’ walczył w 2014 roku i zginął w obwodzie charkowskim. ‘Sęp’ zaginął, ale znając go, myślę, że nie przeżyłby nawet dnia w niewoli".

Nie można już wpaść na żadnego z bohaterów i powiedzieć: „A pamiętasz, jak...”. I nigdy nie będziesz mogła usiąść na tej samej ławce, na której wtedy siedziałaś. Nawet po wyzwoleniu Mariupola

Dla Lery ‘Mit’ był ucieleśnieniem niezawodności. Wspomina, że kiedy śpiewał w Paryżu, mogła do niego zadzwonić i powiedzieć: „Bracie, jesteśmy tutaj, w punkcie kontrolnym w środku nocy, nie mamy jak wrócić na nasze pozycje”. I w ciągu 15 minut, „używając jakiejś ochotniczo-wojskowej supermocy” i swoich umiejętności komunikacyjnych, mógł zorganizować pomoc. Tej nocy, dzięki telefonom i pomocy z Francji, Dmytro Kociubaiło, ze pseudonim „Da Vinci”, doprowadził ich na swoje pozycje. Był pierwszym ochotnikiem, który za życia otrzymał tytuł Bohatera Ukrainy. Zmarł 7 marca 2023 roku.

„Czasami wydaje się, że nie ma już nikogo. A potem umiera ktoś inny i zdajesz sobie sprawę, że było ich więcej” – mówi Lera

Nie będzie Buczy na pół kraju. Do czasu

Niepokój, pesymizm i zdolność do rysowania najbardziej ponurych scenariuszy to doświadczenia, które weteranka Waleria Burłakowa zdobyła podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej: „Przede wszystkim zmieniła się moja ocena każdej sytuacji. Zaczęłam bardzo dobrze rozumieć, czym jest śmierć”.

Oczywiście ani przez chwilę nie wątpiła, że inwazja Rosji na Ukrainę na pełną skalę w końcu nastąpi. Jedyne pytanie brzmiało: kiedy? Pobudka przyszła, gdy odwołano wieczorne loty do Ukrainy, na przykład z Frankfurtu, gdzie Lera była w weekend. Lufthansa nagle zdecydowała, że załogi nie powinny już nocować w ukraińskich miastach.

„Zastanawiałam się, czy w ogóle będzie jakiś lot rano. Czy naprawdę będzie więcej lotów do Ukrainy?” – wspomina. Zdała sobie sprawę, że nie może czekać do ostatniej chwili, bo jest już matką. Jej 3-letni syn Timur, pozostawiony z babcią, czekał na nią w Kijowie.

Ewakuacja z Kijowa. Zdjęcie: Facebook / Lera Burlakova

„Wywiozłam dziecko przed inwazją. Z jednej strony wszystko było oczywiste. Z drugiej moja wyobraźnia malowała mi znacznie gorsze obrazy: myślałam, że nie będzie połączenia, nie będzie niczego.

Myślałam, że będzie Bucza, tyle że wielkości połowy kraju. Oczywiście w ciągu kilku miesięcy okazało się, że jednak nie. Do czasu

Przyleciała do Kijowa porannym lotem, spakowała kilka rzeczy, a następnego ranka wraz z synem wyruszyła w kierunku zachodniej granicy. „Bardzo się cieszę, że później mogliśmy wrócić. Nie spodziewałam się, że będę miała dokąd pójść, bo wiele osób nie ma dokąd pójść”.

Waleria wychowuje swojego syna na patriotę. Pięcioletni Timur wie o poległych bohaterach – choć do niedawna był przekonany, że zabił ich straszny smok. Od trzeciego roku życia odróżnia letni granatnik od ciężkiego, buduje działa samobieżne z Lego Duplo, karci babcię za rusycyzmy i zadaje szczere, dziecięce pytania: „Dlaczego naszych wrogów – sąsiadów można zabijać, a tych na ulicach w Waszyngtonnie – nie?

„Zwykle matkom radzi się samorealizację, nieskupianie się na dzieciach, robienie tego, co chcą – uśmiecha się Lera. – Oczywiście ograniczam się na wiele sposobów”.

Bo ja naprawdę chciałabym być w jedynym miejscu, w którym nie wstydziłabym się być: na froncie. Ale nie widzę sposobu, by połączyć to z samotnym wychowywaniem syna

Z Wielkiej Brytanii, gdzie Lera i jej dziecko znaleźli tymczasowe schronienie, wrócili dość szybko:

„Jakoś w końcu dotarło do mnie, że nie ma żadnego: 'zostaniemy tu do końca wojny, a potem wrócimy'. Bo ta wojna nie jest na rok, nie na dwa, nie na trzy. I albo zaakceptuję, że moje dziecko pójdzie do szkoły w Wielkiej Brytanii i się zasymiluje, albo zaakceptuję życie w Ukrainie takie, jakim jest teraz”.

Podczas rosyjskiej inwazji Waleria złożyła podanie o pracę w Centrum Analiz Polityki Europejskiej w Waszyngtonie – i spędziła rok, wzmacniając ukraiński głos w międzynarodowych dyskusjach za oceanem. Czas spędzony z dala od Ukrainy był łatwiejszy do zaakceptowania, bo pracowała dla swojego ojczystego kraju. Teraz przebywa w Kijowie ze swoim synem.

„Nie wiem, jaki będzie i jaki powinien być kraj, za który poświęcono tak wiele istnień ludzkich w całej jego historii – mówi. – Mogę myśleć tylko o jego granicach geograficznych, których będę w stanie bronić. Ale z pewnością będą to granice innego etapu. Ponieważ, jeśli się nad tym zastanowić, ta chujnia nigdy się nie skończy. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, by to się skończyło na zawsze, byśmy mogli skupić się na czymś innym niż przetrwanie narodu – bez okupacji lub częściowej okupacji, bez oczywistych i nie tak oczywistych Janukowyczów, bez zamrożonych lub aktywnych działań wojennych – bez całkowitego skupienia się na czymś innym niż przetrwanie narodu”.

No items found.

Redaktorka i dziennikarka. Ukończyła polonistykę na Wołyńskim Uniwersytecie Narodowym Lesia Ukrainka oraz Turkologię w Instytucie Yunusa Emre (Turcja). Była redaktorką i felietonistką „Gazety po ukraińsku” i magazynu „Kraina”, pracowała dla diaspory ukraińskiej w Radiu Olsztyn, publikowała w Forbes, Leadership Journey, Huxley, Landlord i innych. Absolwent Thomas PPA International Certified Course (Wielka Brytania) z doświadczeniem w zakresie zasobów ludzkich. Pierwsza książka „Kobiety niskiego” ukazała się w wydawnictwie „Nora-druk” w 2016 roku, druga została opracowana przy pomocy Instytutu Literatury w Krakowie już podczas inwazji na pełną skalę.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Анастасія Савка до повномасштабного вторгнення працювала адміністратором у салоні автосервісу. Та всидіти на місці, поки у країні йде кровопролитна війна, не змогла і доєдналася спочатку до ТРО, а згодом до 118-ї бригади. На фронті була снайперкою. Під час одного із завдань втратила ногу, підірвавшись на ворожій міні. Нині відновлюється після поранення і будує плани на сімейне життя

Служити хотіла давно

На момент повномасштабного вторгнення я працювала адміністраторкою в одному з автосервісів Львова. Мої батьки дуже хотіли, аби ми з 5-річним сином виїхали за кордон. На той момент я була розлучена і вся відповідальність за дитину впала на мої плечі. Одного дня ми вже сиділи в автобусі, у черзі на кордоні. Малий плакав, не хотів їхати. Я теж була проти. І раптом мені приходять думки: «А чого це ми маємо втікати із власного дому?». Я беру сина на руки і кажу: «Ми повертаємось». І так я знову пішла на роботу. Однак відчувала, що перебуваю не на своєму місці. Вдень працювала, а вночі допомагала на блокпостах. Майже не спала. До того ж разом з подругою ми почали ходити на курси з військової справи. Їх проводили тероборонівці. Ми ухвалили рішення мобілізуватися, але нікому його не озвучували. Насправді я вже давно хотіла йти служити за контрактом. Чекала, поки дитина підросте. Я фізично витривала і не бачу себе на подіумі чи в офісі у короткій сукні з надувними губами.

Я не хотіла йти вбивати. Я хотіла насамперед захищати свій дім, на який напав ворог. Розуміла, що він може прийти до мого будинку і не дивитиметься, військова я чи цивільна. Для нього буде головне, що я — українка 

Ми самостійно знайшли частину, яка зголосилася нас прийняти. Це був новостворений батальйон. Нам надіслали відношення (рекомендаційний лист, який надається військовослужбовцю, який за власним бажанням хоче служити в тій чи інші частині. — Авт.) і з ним ми пішли до військкомату.

Анастасія Савка: «Я не хотіла йти вбивати. Я хотіла насамперед захищати свій дім, на який напав ворог». Фото: приватний архів

Пройшли ВЛК, отримали військові квитки. Спочатку нас поставили у різні роти марксменами — піхотними снайперками. А після проходження навчань нас перевели в окремий підрозділ снайперів.  

Робота снайпера цілодобова

Насправді у нас йде нестандартна війна. Немає такого, як було під час Другої світової, коли снайпер лежав на одній точці тривалий час, спостерігав і вичікував. Коли ми наступаємо, то  всі, включаючи снайпера, беруть участь у штурмі. Тобто ми не сидимо за кілометр від позицій ворога. Найближче ворог був за 100 метрів. Снайпер має мати дуже добру фізичну підготовку та орієнтування. Ти маєш працювати і вдень, і вночі. Найскладніше, коли довго доводиться дивитися у нічний приціл. Бо коли повертаєшся назад у темряву, у тебе стоїть туман перед очима. Ти нічого не бачиш.

У нас із побратимом була ситуація, коли після 2-ї доби роботи нас мали замінити. Був сильний обстріл, темрява. Ми розуміли, що нам треба виходити і шукати наших. Від «прильотів» у мене і командира були контузії. Мій напарник взагалі нічого не чув, а я нічого не бачила, бо перед цим довго дивилася у приціл. Перед очима було лише миготіння. Нам дивом вдалося дійти до командно-спостережного пункту. 

Анастасія Савка: «Промах снайпера — це не кінець світу. Це не робот. Є багато факторів, які впливають на стрільбу». Фото: приватний архів

Снайпери працюють у парі. По-перше, це — прикриття, а по-друге — підстраховка. Є перший і другий номер. Перший — стрілок. Другий — корегувальник, який завжди підстрахує. Побачивши промах — влучить куди треба. Але скажу одразу, що промах снайпера — це не кінець світу. Це не робот. Є багато факторів, які впливають на стрільбу, у тому числі погодні умови, зокрема, й вітер. А ще через вже пережиті контузії часом важко зосередитись. Насправді ми підлаштовувалися вже під той тип війни, яка у нас триває. Так, йдучи на завдання, ми не брали з собою дві гвинтівки. Бо дистанції були часом короткі і відстрілюватися легше звичайним автоматом. Тому з гвинтівкою була я, а мій командир — з автоматом і підствольником. 

Основна зброя — лопата

Постріл снайпера займає три секунди, однак якщо ти у штурмі  — дещо довше. Але треба розуміти, шо ти робитимеш після того, як відпрацюєш. В ідеалі —  маєш одразу зникнути. Аби втекти, у тебе є небагато часу, максимум хвилин десять. Тому перш, ніж йти на завдання, треба добре вивчити місцевість та шляхи відступу. Їх має бути декілька. Якщо не встиг — заритись і тихо сидіти. А для цього має бути підготовлений окоп і так звана лисяча нора в ньому. Він сам себе не викопає. Знаєте, як би дивно не звучало, але часом головна зброя на фронті — не гвинтівка, а лопата. Якщо ти хочеш жити — копатимеш. При цьому над нами майже весь час висіли дрони, і нашим завданням було встигнути замаскуватися. Іноді ми накривали місце нашої засідки маскувальною сіткою і копали. Удвох робити це нереально, бо місця мало та й руху буде забагато. Тож робили це по черзі. На цій війні надзвичайно тяжко працювати.

Дрони та масивні обстріли — найскладніше для снайпера. Ти не можеш довго перебувати на одній точці. Обстріли постійні. Це гра в рулетку

Тобто ти в окопі, а прильоти хаотично навколо. Нас не раз присипало землею, і ми відкопувалися. Майже щоразу виходили контужені. 

Бути снайпером не просто

Робота снайпера залежить від кількох факторів. Перше — місцевість. Снайперу важко працювати у лісі, особливо якщо взяти Запорізький напрямок. Я там була, тому можу говорити про нього. Там одні рельєфи. Це надзвичайно складно і  незручно. Важко знайти позицію, з якої би тобі було добре видно. На Донеччині легше. Звісно, що були моменти, коли наші позиції помічали. Одразу починався обстріл. У той момент нічого не зробиш. Ти просто сидиш в ямі і по рації передаєш командуванню, звідки йдуть прильоти, який калібр по тобі працює, з якою періодичністю йде обстріл. Рахуєш секунди. Паралельно на основі отриманої інформації наші дрони шукають місце, де це може бути, і знищують ціль. Не завжди це може бути вдало. Ворог теж замаскований і дуже добре закопаний. Тож ти просто сидиш і чекаєш.

Найгірше, коли по тобі працює танк. Тому що якщо вихід міни ти чуєш, то з танка чути тільки прихід

Одного разу ворожий танк намагався попасти у бліндаж, де ми перебували. То були старі ворожі позиції. Перед ними було попадання КАБа. На місці утворилася величезна вирва. Виходило так, що снаряд з танка або не долітав, падаючи у вирву, або перелітав. Тобто це знову ж така рулетка — попаде чи не попаде.    

Доводилося носити до пів сотні кілограмів

Снайпер, окрім зброї, бере на завдання метеостанцію, дальномір, нічний прилад бачення, лопату, маскування. А ще — їжу, воду і боєрипаси. Їз їжі зазвичай брали сухпаї, тушонку, енергетичні батончики. Та й логістика працювала. Тому часом провізію підвозили. Загалом доводилося нести на собі до 50 кілограм ваги. Лише зброя важила щонайменше 10 кілограмів. Та ми звикли до навантаження. Було таке, що коли я все це знімала з себе, то голою почувалася. Та й часто назад було йти важче, бо зазвичай ми несли якісь трофеї з поля бою. То могла бути зброя або плити з бронежилету, якими можна обшити машину.  

Щодо умов нашої праці, то вони зазвичай однакові. Туалету немає. Щоразу, за потреби, береш з собою лопатку. Зараз памперси ніхто не використовує. Звісно, що дівчатам важче сходити у туалет. Ти не можеш встати і подзюрити. І у пляшку не зробиш цього. Однак я підлаштовувалася під різні умови

Ще одна проблема — миші. Вони просто загризають. Лазять по тобі, гризуть тебе і твою їжу. Якщо хочеш поспати — треба одягнути балаклаву й рукавиці. Інакше — вони згризуть мочку носа.  

Найбільший страх — полон

Снайпером не народжуються — ним стають. Немає такого, що ти стрельнув раз, влучив і ти — снайпер. Повертаючись з бойових, тобі однаково треба їздити на полігон і постійно тренуватися і удосконалюватися. Свої влучання я ніколи не рахувала.  Я не Чикатило (радянський серійний вбивця. — Авт). Я це сприймаю так:  відпрацювала і все — цей день пройшов. Я не хочу багато про що згадувати і розповідати. Виконуючи свою роботу, я не бачила в обличчі ворога людей. Я знаю, що вони роблять і що вони можуть зробити. Ту нечисть треба знищити.

У кожної пари снайперів є свої правила. Ми, наприклад не розповідаємо подробиці нашої роботи, не говоримо про успіхи. Можемо обговорити це лише між собою

Найбільше на фронті боялася потрапити у полон. Снайпер — цінна фігура для ворога. Бо він стріляє влучно на дальні дистанції, бачить те, що не бачить піхота. Були навіть випадки, що за нами полювали ворожі снайпери. Однак снайпер снайпера може знищити тільки у фільмі. Принаймні, на тому напрямку, де ми були. Це якщо брати міські бої, де ви обоє працюєте з будівлі, то таке може статися. Але у лісах, в посадках це максимально незручно.

Ми вижили дивом

Того дня, 28 листопада 23-го року, ми працювали на вході до села Новопрокопівка на Запорізькому напрямку. Росіяни були орієнтовно за сто метрів. Ми пішли з піхотою. Це була велика помилка командування і ризик особовим складом. Ворог почав наступати. Ми просто відбивали штурм. Зробивши свою роботу мали відійти. Однак командир бригади заборонив нам це робити. По нас почав працювати міномет та FPV-дрони. Місця, де сховатися, було небагато — окоп і дві нори, на трьох піхотинців  і нас двох. У кожній норі лежало по пару ворожих трупів. Нам доводилося на них сидіти і часом лежати. Ми навіть не могли їх витягнути звідти. Ворог міг помітити рух, та й вони вже розкладалися. Навколо стояв нестерпний запах. Ми дивом вижили. У всіх була контузія. Тільки я могла доповідати по рації. Обстріл був потужний. Від виходу до приходу було 2-3 секунди. Лише коли стемніло, командування наказало мені з напарником відійти. Піхотинці лишилися.

То була сіра зона, де були і ми, і ворог. Пройшовши метрів 60, я наступила на міну. У той момент відчула прилив току від ніг до голови. Побратим наклав мені турнікети на обидві ноги

Пробував нести мене на собі, поки йшла група евакуації. У них були м’які ноші, які постійно складались. Тож під час руху мої ноги постійно спадали і волочилися по землі. Хлопці несли мене до пункту евакуації декілька кілометрів. Я весь час була у свідомості.

Анастасія Савка після поранення. Фото: приватний архів

Доставивши мене на стабілізаційний пункт, зняли турнікет, зробили анестезію і відрізали залишки ноги. Шансів її зберегти не було. Хоча від поранення до евакуації пройшло всього дві години. Після клініки у Дніпрі і в Києві я потрапила до 8-ї клінічної лікарні Львова. Там мені зробили першу операцію і я заповнила заявку до Superhumans. Туди я прибула 22 січня цього року, де мене поставили на протез. І саме там я знайшла своє кохання.

Чекала саме на нього

Із Олексієм ми вже одне одного бачили. Він теж приїздив на первинний огляд до Superhumans. Нас навіть госпіталізували в один день. Якось, після здачі аналізів, мені захотілося десь нормально поїсти. Я запитала у дівчат  на рецепції, де смачно готують? Він це почув і каже: «Я на машині, поїхали, тут неподалік є кафе, де можна поїсти». І так ми познайомились, почали більше часу проводити разом. Їздили на реабілітацію, поснідати, пообідати, повечеряти. Всюди були разом. Те, що це той самий чоловік я зрозуміла одразу. Олексій був дуже турботливим.

Нам було легко разом, бо ми одне одного добре розуміли. Війна нас об'єднала. Згодом він зробив мені пропозицію руки та серця. Це було під час запису телепередачі «Ніколи не забуду». Вони мене дуже кликали на інтерв'ю, я довго відмовлялась. А потім вони зв’язалися з Олексієм і домовилися про те, що саме там він зробить мені пропозицію. Звісно, що я нічого по це не знала. Лише дивувалася, чому Олексій підштовхував мене до участі у передачі. І ми таки поїхали.

Анастасія Савка разом з коханим Олексієм після пропозиції вийти заміж. Фото: приватний архів

Були я, Ярема — мій син та Олексій. Першим зайшов він, за годину покликали мене. Прихожу, а там ще й моя мама і посестра Роксолана. Думаю, що вони тут роблять? І тут Олексій робить пропозицію, ставши на коліно. Я не очікувала, що так все станеться, що отак я з'їжджу з людиною поснідати. З датою весілля поки що не визначилися. Олексій ще на реабілітації. Великих гулянь — на сто людей — точно не буде. Це зараз не на часі. Після реабілітації плануємо повертатися на службу. Це не означає, що ми повертаємось на передову. Робитимемо те, що буде під силу. А що саме — час покаже.

Анастасія Савка під час реабілітації. Фото: приватний архів

Без надійного тилу фронт не вистоїть

До війни я дуже не вірила у себе та свої можливості. Сьогодні розумію, що це вже не та дівчинка, яка буде від когось залежати. Я точно стала сильнішою. А ще — зустріла багато надійних людей, яким сміливо можу довірити навіть своє життя. Щоб перемогти, ми маємо перестати думати про переговори і заморозку війни. Це неможливо. Ніхто її не заморозить. Це просто буде пил в очі кожному українцю. Не перемога. Це дасть ворогу час підготуватися до наступних наступальних дій. І це ніколи не закінчиться. Що нам робити? Я не кажу наступати. Нам треба будувати окопи, оборонні споруди і не лізти у безглузді контрнаступи.

Анастасія Савка з коханим Олексієм. Фото: приватний архів

Нам потрібно міняти армію. Виганяти з кабінетів ту совдепію, генералів, які сиділи собі спокійно по 20-30 років та збирали медальки й погони. Сьогодні вони ж, не нюхаючи навіть пороху, розказують нам, що робити. А ще — без надійного тилу фронт не вистоїть.

Знаєте, для мене перемоги як такої не буде, тому що занадто багато ми вже віддали. Але в будь-якому випадку ми маємо повернути свої території. Насамперед тому, що багато людей за них полягло

Та і просто показати ворогу, шо ми однаково стоятимемо, бо це наша земля. Якщо зараз їм віддати території, то вони наступатимуть знову, але через 3-5-10 років. І наші діти триматимуть зброю. Цього не можна допустити. Я не хочу, щоб у майбутньому моя дитина брала зброю до рук аби воювати. Не хочу, будучи старенькою, чекати з війни на свого сина. 

20
хв

Снайперка Анастасія Савка: «Я ховалась у норі, де розкладались трупи росіян»

Natalia Żukowska
Saperka Nina Czyhrina

Możesz umrzeć w każdym kraju

Ksenia Mińczuk: Na początku inwazji wyjechałaś do Włoch. Dlaczego wróciłaś?

Nina Chyhrina: Pochodzę ze Lwowa, ale dwa miesiące przed rozpoczęciam wielkiej wojny przeprowadziłam się do Browarów i tam zastała mnie inwazja. Ale było bardzo niebezpiecznie, więc wyjechałam – najpierw do obwodu dniepropietrowskiego, potem do Zaporoża, by pomóc mojej rodzinie opuścić Mariupol. Przez długi czas moi bliscy byli pod ostrzałem. Wiosną udało nam się ich wydostać i wtedy pojechałam do swojej matki we Włoszech. Mieszkała tam od dawna.

We Włoszech pracowałam zdalnie dla ukraińskiej firmy, ale z czasem pracy było coraz mniej. W końcu pojawiło się pytanie: Potwierdzić dyplom, szukać pracy we Włoszech i zostać tam na zawsze – czy wrócić do Ukrainy i zrobić coś ważnego?

Zostać w innym kraju i zawsze być tam obcą, czy wrócić do ojczyzny i tam żyć, niezależnie od sytuacji? Wybrałam to drugie

Niemal natychmiast po moim powrocie Rosja zaczęła atakować ukraiński sektor energetyczny. Browary były jednym z pierwszych miast, które odczuły to w pełni. Czy to było przerażające? Oczywiście, ale możesz umrzeć w każdym kraju. A jeśli jesteś w domu, to przynajmniej umrzesz na swojej ziemi.

Po powrocie do Ukrainy zajmowałaś się wolontariatam. Jak to się zaczęło?

Kiedy wróciłam, na początku 2023 roku, natrafiłam na czaty dla wolontariuszy, na których różne organizacje pisały o swoich potrzebach, a ludzie odpowiadali. Pracowałam jako członkini zespołów budowlanych. Odbudowywaliśmy szkoły, szpitale itp. Piłowaliśmy, sprzątaliśmy, nosiliśmy, kopaliśmy. Zazwyczaj w jednym miejscu pracowaliśmy jeden dzień, czasem dwa. Jeśli lokalna społeczność zapewniła nam nocleg, a pracy było dużo, zostawaliśmy na dłużej. Jednak gdy zaczęły się przerwy w dostawach prądu, wszystko stało się znacznie trudniejsze.

Saper pracuje na kolanach

Według Ukraińskiego Stowarzyszenia Saperów 39 z 99 saperów humanitarnych w Ukrainie to kobiety. Kto zainspirował Cię do zostania saperką?

Pewnego dnia przypadkowo spotkałam kilku saperów. Byli w drodze do pracy, a my jako wolontariusze jechaliśmy do wsi Jahidne w obwodzie czernihowskim. Zaczęliśmy rozmawiać, zainteresowało mnie to co robią. Pomyślałam, żeby zostać saperką.

Na rozmowie kwalifikacyjnej powiedzieli mi: „To ciężka praca, w polu, na kolanach. Czy śnieg, czy deszczu – będziesz na zewnątrz. Czy to dla ciebie OK?” Odpowiedziałam, że OK, bo i tak ciągle jestem w ruchu, biegam albo wędruję. A kiedy zaczęłam pracować jako saperka, wszyscy wokół byli bardzo zdziwieni, że po 8-godzinnym dniu pracy mam jeszcze siłę na bieganie. „Pewnie leniuchujesz w terenie” – żartowali koledzy.

Jak rodzina zareagowała na Twoją decyzję?

Mama wciąż się martwi. Latem pojechałam do pracy w okolicach Mikołajowa i wtedy martwiła się jeszcze bardziej. W Słowiańsku, gdzie teraz jestam, też jest dość niebezpiecznie, bo zawsze coś może spaść na głowę. Więc każdego dnia, kiedy wracam z pola, piszę do niej, że nic mi nie jest. Zresztą, kiedy idę na pole, to też piszę. Taka nasza tradycja.

Trudno nauczyć się tego fachu?

Najpierw uczyłam się na sapera, potem na ratownika medycznego, a następnie na dowódcę grupy saperów – wszystko w ciągu roku i kilku miesięcy. Już podczas pierwszych praktyk w lutym zdałam sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Rzeczywiście – saper większość swojej pracy spędza na kolanach. Zimą ziemia jest zamarznięta, więc nie mogłam się doczekać lata. Ale lato nie było lepsze. Jest bardzo gorąco, a ty w kamizelce ochronnej, spodniach, butach...

Przyszły saper musi przejść rozmowę kwalifikacyjną. Musisz też spotkać się z psychologiem i narkologiem, niektórzy przechodzą nawet badanie wariografem. To wszystko dzieje się jeszcze przed szkoleniem, później każdy zdaje egzamin. Uwielbiam się uczyć, paramedycyna to moja ulubiona dziedzina. Jednak najtrudniej jest zostać liderem zespołu, bo trzeba mieć dużę wiedzę i sporo umiejętności: jak narysować mapę, jak prowadzić raporty, jak prowadzić grupę, trzeba też umieć rozpoznawać ładunki wybuchowe. Szkolenie na lidera trwa 10 dni, a na sapera 30 dni.

Jak wygląda dzień sapera?

Zazwyczaj wstajemy dość wcześnie, bo trzeba być w terenie o 8 rano. Teraz, w Słowiańsku, wstajemy o 5:30, żeby zdążyć na 8. Obiad jemy o 12.00, po nim przez godzinę odpoczywamy. Około 16.00 opuszczamy pole, następnie jemy kolację. Potem robimy, co chcemy – ja idę biegać. Każdy dzień jest taki sam. W niedzielę mamy wolne i mogę więcej biegać.

Co jest najważniejsze w tym zawodzie?

Uważność. Przed rozpoczęciam ręcznego rozminowywania trzeba zbadać teren. Dostajesz działkę i musisz ją zbadać za pomocą drona lub ostrożnie się po niej przejść. Musisz sprawdzić, czy są jakieś widoczne ślady zaminowania (skrzynie, pokrywy, elementy, które mogą eksplodować itp.). Po tym badaniu można mieć nadzieję, że obszar niebezpieczny jest mniejszy. Lider zespołu określa wtedy obszar do oczyszczenia, rysuje jego mapę, identyfikuje potencjalne zagrożenia i składa raport. Następnie obszar jest przygotowywany do ręcznego rozminowania.

Zajmuję się rozminowywaniem humanitarnym, którego zasady są takie same jak w przypadku rozminowania wojskowego – tyle że nasza firma nie ma pozwolenia na niszczenie znalezionych materiałów wybuchowych. To obowiązek Państwowej Służby Ratowniczej. Ale to, co robimy, jest równie niebezpieczne. Dlatego w naszym zawodzie najważniejsza jest uważność.

<add-big-frame>Według Ukraińskiego Stowarzyszenia Rozminowywania Humanitarnego istnieją trzy rodzaje rozminowywania: operacyjne, wojskowe i humanitarne. Pierwsze jest przeprowadzane przez Państwową Służbę ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, saperów policyjnych i specjalistów z Państwowej Służby Transportu Specjalnego. Rozminowywanie wojskowe robią żołnierze, by oczyścić drogi dla operacji wojskowych. W tym przypadku miny są usuwane tylko wtedy, gdy blokują szlaki niezbędne do przejścia lub wycofania się żołnierzy. Rozminowywanie humanitarne obejmuje badanie, mapowanie i oznaczanie pól minowych, a także oczyszczanie terenu – żeby cywile mogli wrócić do swoich domów i żyć bezpiecznie. <add-big-frame>

Na polu minowym nie ma płci

Spotkałaś się w pracy z dyskryminacją ze względu na płeć?

Nie, ale czasami faceci mi dokuczają: „To nie jest praca dla kobiet”. Albo: „Pozwól, że ci pomogę, jesteś kobietą”. W 2022 roku jeszcze tak bywało, ale teraz w cywilu jest coraz mniej mężczyzn, a zapotrzebowanie na rozminowywanie rosło. W terenie jestem saperem, na polu nie ma płci.

W niektórych firmach twierdzą, że kobiety są lepszymi saperami niż mężczyźni, bo są bardziej uważne. Kobiety są też lepszymi liderami. Lider musi przewodzić grupie i mówi się, że kobiety są w tym lepsze. Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy saperzy wykonują tę samą pracę, jednak lider ma dodatkowe funkcje. Może nie pracować w terenie, lecz musi kontrolować cały zespół i pokazywać mu, jak pracować. Liderzy często współpracują ze wszystkimi. Kiedy pracowałam jako liderka w Chersoniu, kończyliśmy pracę na polu około 16, ale mój dzień pracy trwał do 22.

Gdzie w Ukrainie ziemia jest najbardziej zaminowana?

Dużo min znaleźliśmy w Słowiańsku, Mikołajowie i Chersoniu.

Obwody kijowski, czernihowski i sumski nie są tak zanieczyszczone jak terytoria, które były okupowane przez długi czas. Rosjanie nie zdążyli zaminować ich w takim stopniu. Ale rejon Chersonia to koszmar

Natrafialiśmy tam na wszystko, co można sobie wyobrazić, i to w bardzo dużych ilościach.

Strefy wojenne są zaśmiecone pozostałościami po walkach. Nie znajdziesz tam min przeciwpiechotnych czy potykaczy –  tylko niewybuchy. Są też pola minowe na obszarach przed pozycjami. Rosjanie zaminowali je celowo, by nie można było się do nich zbliżyć. To najbardziej niebezpieczne miejsca. Teraz okupanci tworzą kombinowane pola minowe. Są tam zarówno miny przeciwpiechotne, jak przeciwpancerne. Takie rozminowywanie zajmuje najwięcej czasu. To musi być bardzo ostrożna praca, metr po metrze.

Co czujesz, gdy przechodzisz przez zaminowany teren?

Teraz nic, wcześniej strach. Zwłaszcza w tak niebezpiecznych rejonach jak obwód mikołajowski. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Gdy masz większe doświadczenie, nie jest to już takie straszne. Najbardziej przeraża mnie, gdy nie wiem, z czym mamy do czynienia – bo nie wiadomo, jak się zachować w takiej sytuacji. Kiedy masz wystarczającą wiedzę, jest o wiele łatwiej, jak w każdym zawodzie. Oczywiście nie każdy zawód wiąże się z bezpośrednim zagrożeniem życia, ale w naszym kraju jest teraz wiele niebezpiecznych rzeczy.

Nie da się oczyścić całej Ukrainy

Ile czasu zajmie oczyszczenie Ukrainy z min?

Skoro nadal znajdujemy amunicję z II wojny światowej, to po tej wojnie będziemy oczyszczać terytorium przez bardzo długi czas. Usunięcie wszystkiego jest prawie niemożliwe, nierealne jest oczyszczenie wszystkich terytoriów Ukrainy do zera. Ale nadzieja w technologii. Wiem, że wiele osób zajmuje się teraz produkcją dronów, które działają jak wykrywacze min. Wiem o maszynach specjalnie wyposażonych do tego celu. Za pomocą technologii możliwe jest szybsze rozminowywanie, ale to bardzo kosztowne.

Ręcznie saper oczyszcza 12 metrów kwadratowych w ciągu dnia. Grupa – jakieś 100 metrów kwadratowych dziennie. Ile osób jest skłonnych to robić? No i jest jeszcze kwestia finansowania. Nie wszystkie społeczności mogą sobie na to pozwolić.

Jakie pułapki zastawiają Rosjanie na Ukraińców?

Zostawiają wszystko, co tylko im przyjdzie do głowy: miny, improwizowane ładunki wybuchowe itp.

Pamiętam taką pułapkę: w ziemi był granat, na nim mina przeciwpancerna, a w środku jeszcze jeden granat

Niełatwo oczyścić takie konstrukcje. Z moich obserwacji wynika, że okupanci najczęściej zostawiają miny przeciwpancerne.

Powiedziałaś, że motywacją do zostania saperką była dla Ciebie chęć oczyszczenia okolic Mariupola dla Twojej rodziny. Co jeszcze cię motywuje?

Po tym jak pracowałam w obwodach mikołajowskim i chersońskim, motywują mnie ludzie, którzy przeżyli i nadal tam mieszkają. Opowiadają mi straszne historie: gdzieś wyleciał w powietrze rolnik wraz z traktorem, gdzieś indziej mężczyzna, który spacerował po ogrodzie. W Irpieniu odwiedziłam schronisko, w którym jest wiele zwierząt, które weszły na miny i przeżyły. A ile dzikich zwierząt ucierpiało... Na przykład w rezerwacie Zalissja zginęło wiele dzików. Chciałbym zapobiec temu, co dzieje się z ludźmi i zwierzętami. Dlatego pracuję. Moja praca jest potrzebna i to mnie motywuje.

Nie zasadzę nawet kaktusa, bo by usechł

Jakie historie opowiadali Ci ludzie z terenów deokupowanych?

Straszne. Kiedy pracowałam w obwodzie kijowskim, poznałam 80-letnią kobietę. Powiedziała mi, że okupanci wyrzucili ją z domu i sami się w nim rozpanoszyli. Musiała mieszkać w stodole. Kiedy ukraińskie wojsko zaczęło ich stamtąd wypierać, na odchodnym próbowali spalić ją i dom.

Większość tych historii jest przerażająca. Wszyscy byli maltretowani, szczególnie dzieci.

Bieganie pomaga mi radzić sobie ze wszystkimi okropnościami, o których słyszę. Kiedyś dużo biegałam z tego powodu, teraz biegam mniej, bo rzadziej spotykam się z ludźmi. Ale kiedy się z nimi spotykałam, zawsze słuchałam. Ludzi trzeba słuchać bez względu na to, jak to jest trudne. Przez jakiś czas spotykałam się z psychologiam, bo też potrzebowałam się wygadać. Ale z czasem zrozumiałam, że muszę zaakceptować fakt, że taka jest moja praca – i już zawsze tak będzie.

Co jest najtrudniejsze w byciu saperem?

Życie z dala od domu. Pracujemy w systemie zmianowym, więc prawie nigdy nie ma mnie w domu. Kiedy moi przyjaciele mówią: „Może powinnaś wynająć większe mieszkanie?”, odpowiadam: „Po co? Jestem w domu siedem dni w miesiącu”. Nie mogę nawet posadzić kaktusa, bo uschnie. Ale wiem, że ludzie, którzy pracują strefie zero, są w trudniejszej sytuacji, nie ma ich w domu przez wiele miesięcy. Dlatego nie narzekam i nigdy nie żałowałam swojego wyboru. Nawet przez sekundę.

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki

20
хв

Nina Czyhrina – saperka, która biega

Ksenia Minczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Снайперка Анастасія Савка: «Я ховалась у норі, де розкладались трупи росіян»

Ексклюзив
20
хв

Paweł Kowal: Żołnierze KRLD w wojnie z Ukrainą to dowód na plan większej wojny

Ексклюзив
20
хв

Co będzie jutro?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress