Exclusive
20
min

USA bardziej martwią się ewentualną klęską Rosji niż przegraną Ukrainy

By skłonić Putina do negocjacji, musimy przekonać go, że nie może wygrać. I odsłonić jego atomowy blef - mówi Mick Ryan, emerytowany australijski generał

Maryna Stepanenko

Emerytowany generał dywizji australijskich sił zbrojnych Mick Ryan. Zdjęcie: prywatne archiwum

No items found.

Sytuacja na polu bitwy stwarza możliwość zakończenia wojny w 2025 roku, powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski 9 października, podczas szczytu Ukraina – Europa Południowo-Wschodnia w Chorwacji. Stwierdził również, że w listopadzie zakończą się prace nad ukraińskim planem pokojowym, który określi sprawiedliwe warunki zakończenia wojny.

Tymczasem Rosja wciąż nie wykazuje gotowości do negocjacji, choć, jak się zdaje, Ukraina może być gotowa do złagodzenia swojego dotychczasowego stanowiska. Pisze o tym Bloomberg, powołując się na własne źródła. W artykule tej agencji czytamy, że prezydent Wołodymyr Zełenski, choć publicznie mówi o niezmienność planu pokojowego [obejmuje on: 1. bezpieczeństwo radiacyjne i jądrowe, 2. bezpieczeństwo żywnościowe, 3. bezpieczeństwo energetyczne, 4. uwolnienie wszystkich więźniów i deportowanych, 5. realizację Karty Narodów Zjednoczonych i przywrócenie integralności terytorialnej Ukrainy oraz porządku światowego. 6. wycofanie wojsk rosyjskich i zaprzestanie działań wojennych, 7. przywrócenie sprawiedliwości, 8. przeciwdziałanie zagładzie ekologicznej, 9. zapobieganie eskalacji, 10. ustalenie terminu zakończenia wojny – red.], nieoficjalnie wydaje się gotowy przyznać, że wkrótce rozpocznie się wojenne „endgame” [nazwa ostatniego etapu gry w szachy lub warcaby – red.].

Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych kategorycznie stwierdziło, że Ukraina nie ugnie się przed agresorem kosztem swojej suwerenności i integralności terytorialnej.

Kiedy więc i na jakich warunkach możemy spodziewać się pokoju? Sestry zapytały o to Micka Ryana, emerytowanego generała Australijskich Sił Zbrojnych.

Maryna Stepanenko: Jakie warunki wstępne ma na myśli prezydent, mówiąc, że wojna mogłaby się zakończyć w 2025 roku? Jak ocenia Pan obecną sytuację na polu bitwy?

Gen. Mick Ryan: Wszyscy mamy nadzieję, że w 2025 roku uda nam się zakończyć wojnę, ale obecna sytuacja na polu bitwy zależy od tego, o której części świata mówimy. Na wschodzie Ukrainy sytuacja wygląda dość ponuro. Wydaje się, że Rosjanie nadal posuwają się naprzód, nawet jeśli odbywa się to dla nich dużym kosztem (zresztą podobnie jak dla Ukrainy).

Sytuacja na kierunku kurskim jest obecnie raczej statyczna. I chociaż operacja ukraińskich wojsk jest znaczącym osiągnięciem na polu bitwy, trudno dostrzec, jakie polityczne czy strategiczne rezultaty przyniesie ona Ukrainie – bo Putin nie zmienił strategii. Nadal realizuje swój maksymalistyczny cel podporządkowania sobie Ukrainy. Niestety Amerykanie również nie zmienili swojej strategii ani polityki dotyczącej użycia broni dalekiego zasięgu. A NATO wydaje się po prostu trzymać swojego hasła: „tak długo, jak trzeba”, co moim zdaniem niewiele Ukrainie pomaga.

Tak więc by wojna zakończyła się w 2025 r. na warunkach korzystnych dla Ukrainy, potrzebujemy teraz zmian w polityce USA, zmian w zasobach NATO i Waszyngtonu

Po to, byście otrzymali więcej sprzętu, więcej kursów szkoleniowych, więcej amunicji i zgodę na użycie zachodniej broni dalekiego zasięgu

Bloomberg cytuje źródła, które twierdzą, że ukraińscy przywódcy wydają się być gotowi wykazać pewną elastyczność, by zakończyć wojnę. Jednocześnie naszym głównym celem wojskowym pozostaje odzyskanie wszystkich okupowanych terytoriów, jak powiedział minister spraw zagranicznych. Jak Ukraina mogłaby zrównoważyć te dwa cele?

Negocjowanie zakończenia wojny zawsze będzie wymagało pewnego kompromisu po obu stronach. Nie oznacza to jednak, że Ukraina powinna zrezygnować ze zwrotu wszystkich terytoriów okupowanych obecnie przez Rosję na wschodzie i południu, w tym Krymu. Może to oznaczać, że zwrot tych ziem będzie odbywał się etapami, a nie od razu.

Myślę więc, że można połączyć oba cele. Jedyną niewiadomą byłby okres, w którym ten zwrót miałby się odbywać. Proszę też pamiętać, że mówimy także o części rosyjskiego obwodu kurskiego, którą Kijów będzie próbował wymienić na Donbas i Krym.

Jaką rolę w tym kontekście może odegrać pomoc Zachodu?

Aby skłonić Putina do negocjacji, musimy przekonać go, że nie może wygrać. Przywódca Kremla musi być przekonany, że dla Rosji, ale przede wszystkim dla niego samego kontynuacja wojny będzie stanowiła większe zagrożenie niż jej zakończenie.

Myślę, że najlepszym sposobem na to jest zadać Rosjanom więcej ciosów i zniszczyć więcej ich sił na polu bitwy

Będzie to jednak wymagało nie tylko ciężkiej pracy ukraińskich żołnierzy, ale także znacznie większej ilości amunicji i sprzętu z Zachodu.

Ale będzie to również wymagało ciągłej pomocy gospodarczej dla ukraińskiego rządu, ciągłych, a być może też zwiększonych sankcji gospodarczych przeciwko Rosji i tym, którzy jej pomagają – kimkolwiek by nie byli, z Chinami włącznie. I będzie potrzebna praca dyplomatyczna Stanów Zjednoczonych oraz krajów europejskich i azjatyckich, które słusznie wspierają wolność Ukrainy.

Niemcy nie chcą dać Ukrainie pocisków Taurus, które Kijów prosi już od dawna . Zdjęcie: OPU

W listopadzie Ukraina zakończy prace nad swym planem pokojowym, a następnie zorganizuje Drugi Szczyt Pokojowy. Nie jest jasne, czy Rosja będzie tam reprezentowana. Ale jeśli tak, to czy wydarzenie to przybliży nas do pokoju?

To dobre pytanie. Myślę, że udział Rosji będzie kluczowym czynnikiem decydującym o powodzeniu tego wydarzenia. Zobaczymy, czy Rosjanie są tym zainteresowani.

Wydaje mi się, że Putin czuje w tej chwili, że jest w najkorzystniejszej sytuacji od początku wojny. I nie chce z tego zrezygnować, narażając na szwank zdobycze ostatniego roku. Administracja Zełenskiego, jak sądzę, rozumie, że Ukraina nie ma obecnie wystarczającej siły nacisku, by zmusić Rosję do negocjacji.

Plan zwycięstwa, który Ukraina zamierzała przedstawić na spotkaniu [Grupy Kontaktowej do spraw Obrony Ukrainy – red.] w Ramstein, miał uświadomić jej partnerom, jakie wsparcie jest potrzebne, by zwiększyć presję na Putina.

Mimo przełożenia tego spotkania Zełenski przedstawił już swój plan zwycięstwa Stanom Zjednoczonym i ich najważniejszym europejskim partnerom. Pierwszym krokiem jest zaproszenie Ukrainy do NATO. Czy powinniśmy spodziewać się bardziej ożywionych dyskusji na temat akcesji i oficjalnego zaproszenia na przyszłorocznym szczycie w Hadze?

NATO dało jasno do zrozumienia, że Ukraina ostatecznie stanie się pełnoprawnym członkiem Sojuszu. Ramy czasowe i warunki, na jakich to nastąpi, pozostają jednak mgliste. Jak dotąd nie ma dowodów na to, że NATO podejmie szybkie działania, by do tego doprowadzić.

Jednak za kulisami mogą dziać się rzeczy, o których nie wiemy. Oczywiście mam nadzieję, że na następnym szczycie NATO nastąpi znacznie większy postęp w sprawie warunków przystąpienia Ukrainy do Sojuszu.

1 października były premier Holandii Mark Rutte został nowym sekretarzem generalnym NATO. Czy jego nominacja może przyspieszyć członkostwo Ukrainy?

Na dziś to nie wydaje się możliwe. Nowy sekretarz generalny będzie raczej kontynuatorem niż autorem zmian. Bardzo wyraźnie mówił nie tylko o swoim silnym poparciu dla Ukrainy, ale także o gotowości do dyskusji na temat strasznych rzeczy, które robi Rosja.

Sądzę, że pod rządami nowego sekretarza generalnego NATO zobaczymy więcej ciągłości niż zmian. I jest to pozytywny, a nie negatywny scenariusz
Mark Rutte z wizytą w Kijowie. Zdjęcie: OPU

Śledzi Pan sytuację w Ukrainie od początku inwazji, napisał Pan też książkę „Wojna o Ukrainę: Strategia i adaptacja pod ostrzałem”. Jakie są główne wnioski, które wyciągnął Pan z analizy przebiegu działań wojennych? Jakie pozytywne i negatywne trendy widać obecnie w ukraińskiej armii?

Na różnych poziomach zostały odebrane różne lekcje i możemy już wyciągnąć z nich wnioski. Na poziomie politycznym i strategicznym bardzo ważne jest, aby mieć dobrą, przemyślaną strategię wykorzystania sił wojskowych, środków ekonomicznych i dyplomatycznych do zwycięstwa. Rosja nie miała dobrej strategii, kiedy weszła w tę wojnę.

Oczywiste jest, że Ukraina próbuje opracować i wdrożyć własną strategię, ale jest ona uzależniona od wsparcia Zachodu. Problem polega na tym, że ani Stany Zjednoczone, ani NATO nie wydają się mieć własnej, przekonującej lub wykonalnej, strategii, która wykraczałaby poza zwykłe wspieranie Ukrainy. Nie widzieliśmy jeszcze strategii Stanów Zjednoczonych ani Sojuszu Północnoatlantyckiego, która sugerowałaby, że Rosja musi przegrać, i uznawała, że przegrana Rosji w tej wojnie musi być częścią sukcesu Ukrainy.

Myślę, że to jest prawdziwy problem, ponieważ szczególnie Stany Zjednoczone bardziej martwią się ewentualną przegraną Rosji niż przegraną Ukrainy. To prawdziwy strategiczny błąd.

Drugą ważną lekcją jest to, że zarówno Rosja, jak Ukraina wiele się nauczyły i zmieniły na wiele sposobów od początku wojny. Sposób, w jaki ukraińskie siły obronne działają teraz, bardzo różni się od sposobu, w jaki działały w lutym 2022 roku. Przyczyniły się do tego różne technologie, wykorzystanie dronów oraz fakt, że Ukraińcy są już zaprawieni w boju. Z powodu strat, które ponieśliście, zaangażowaliście w wojnę wielu nowych ludzi. To pokazuje, że nowoczesne siły zbrojne muszą mieć bardzo skuteczne procesy uczenia się i dzielenia się zdobytą wiedzą, by mogły stale się dostosowywać i generować nowe źródła przewagi nad wrogiem.

Chociaż z wojny płynie wiele różnych lekcji, ta, której znaczenie chciałbym podkreślić, dotyczy roli dobrego przywództwa.

Pokazał je prezydent Zełenski, zwłaszcza w pierwszych miesiącach wojny, kiedy zjednoczył Ukrainę i zapewnił jej wsparcie Zachodu

To także dobre przywództwo na polu bitwy, od dowódców plutonów i kompanii po dowódców batalionów i brygad w Siłach Zbrojnych Ukrainy. To wszystko nie podlega dyskusji. To jest klucz do sukcesu i będzie ważną częścią zwycięstwa Ukrainy.

A co z Rosjanami? Putin zaktualizował doktrynę nuklearną Rosji i postawił w stan gotowości system rakietowy Jars [wyrzutnie RS-24 Jars – red.], który może przenosić broń jądrową. Jak ocenia Pan te działania Federacji Rosyjskiej?

W rzeczywistości rosyjska doktryna nie zmieniła się aż tak bardzo. Putin po prostu wydał na ten temat wielkie oświadczenie. W ten sposób nadal manipuluje administracją USA, która jest przerażona oświadczeniami Rosji o jej potencjale nuklearnym.

Z drugiej strony Waszyngton demonstruje obecnie taki poziom eskalacji retoryki terroru, jakiego nie widzieliśmy od czasu zimnej wojny – a przecież zagrożenie wojną nuklearną było wtedy znacznie, znacznie wyższe. W historii jest wiele przykładów supermocarstw toczących wojny i przegrywających je bez użycia broni nuklearnej. Stany Zjednoczone doświadczyły tego w Korei, Wietnamie i Afganistanie. Rosja też przegrała w Afganistanie.

Zapędziliśmy się więc w kozi róg, a Putin zdał sobie z tego sprawę. Wygłasza te swoje oświadczenia, bo chce sterroryzować prezydenta Bidena i jego doradców, by nie udzielali Ukrainie wsparcia, jakiego mogliby udzielić.

Jak Zachód może wydostać się z tego narożnika strachu przed wojną nuklearną?

Myślę, że musimy po prostu odsłonić blef Putina i jasno powiedzieć, że to nie jest wojna mająca na celu podbicie Rosji czy odsunięcie go od władzy. To wojna o bezpieczeństwo Ukrainy i jej powrót do granic z 1991 roku.

Zachód powinien zadeklarować, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by przywrócić integralność terytorialną i suwerenność Ukrainy, umożliwiając jej pokonanie wszystkich rosyjskich sił na terytorium Ukrainy. Byłaby to znacząca zmiana polityczna i strategiczna tak niezbędna, by zapobiec zwycięstwu Rosji. To jest imperatyw strategiczny.

Istnieje jednak również imperatyw moralny: Ukraińcy cierpią i umierają każdego dnia tej wojny. Myślę, że mamy obowiązek zrobić wszystko, co w naszej mocy, by położyć kres ich cierpieniom

Wspomniał Pan już o braku zgody sojuszników na uderzanie na terytorium Rosji bronią dalekiego zasięgu wyprodukowaną na Zachodzie. Mamy niewielką liczbę pocisków zdolnych do uderzenia w rosyjskie cele wojskowe znajdujące się daleko od granicy ukraińsko-rosyjskiej. Możemy ich używać tylko do uderzania w cele na tymczasowo okupowanych terytoriach. Dlaczego nasi sojusznicy są w tej kwestii nieugięci?

Najpierw odpowiem na drugą część pytania, która dotyczy niewielkiej liczby dostarczonych przez Zachód pocisków dalekiego zasięgu. W rzeczywistości wynika to z ograniczonych zapasów w zachodnich arsenałach. To droga broń, a kraje zachodnie kupują ją zazwyczaj w setkach, a nie tysiącach sztuk.

Niektóre kraje zachodnie, takie jak USA, Japonia i Australia, muszą myśleć o własnych zapasach na wypadek gdyby Chiny coś wykombinowały – a w ciągu najbliższych kilku lat jest to całkiem prawdopodobne.

Tak więc jeśli chodzi o ilość tych pocisków – sprawa jest jasna. Kwestia zgody na atakowanie nimi w głębi Rosji wygląda inaczej.

Szkoda, że USA nie pozwoliły Ukrainie na atakowanie legalnych celów wojskowych w głębi Rosji, skąd startują bombowce i myśliwce wystrzeliwujące bomby i pociski w ukraińskich cywilów i żołnierzy. Dalekie uderzenia zachodnią bronią to nie byłaby eskalacja ze strony Ukrainy, ponieważ Rosja robi to samo od pierwszych dni wojny. Udzielenie takiego pozwolenia byłoby więc po prostu przyzwoleniem na nadrobienie zaległości wobec Rosji.

Europa oczekuje od Stanów Zjednoczonych wskazówek w tej kwestii. Czy możemy więc oczekiwać, że Ukraina otrzyma zgodę po wyborach w USA?

Trudno powiedzieć już teraz, że tak się stanie. Ale to nie znaczy, że tak się nie stanie.

Niestety ta debata trwa już tak długo, że Rosjanie mieli wystarczająco dużo czasu, by przenieść cenny sprzęt wojskowy, który mógłby stać się celem ataku.

To opóźnienie, które obserwujemy, dało Rosjanom miesiące na przygotowanie się do możliwych przyszłych ataków zachodniej broni dalekiego zasięgu. I to jest naprawdę przerażające

Jednocześnie niezależnie od tego, kto zostanie wybrany w Stanach Zjednoczonych na prezydenta, w styczniu, gdy nowa administracja obejmie władzę, prawdopodobnie będziemy świadkami przeglądu polityki USA wobec Ukrainy, Bliskiego Wschodu i Chin. Może to potrwać tygodnie albo miesiące. A dopóki proces ten nie zostanie zakończony, trudno oczekiwać znaczących zmian w polityce Stanów Zjednoczonych, a tym samym – w polityce wspierania przez NATO Ukrainy.

Jak Pana zdaniem wyniki wyborów w USA mogą wpłynąć na wojnę w Ukrainie? Który z kandydatów może przybliżyć nas do pokoju – i dlaczego?

Jeśli wygra Kamala Harris, wydaje się, że jej administracja będzie prowadzić politykę ciągłości. Otwarcie mówiła ona o swoim wsparciu dla Ukrainy i innych państw, które stawiają czoło rosyjskiej agresji i próbują ją odeprzeć. Nie wiemy jednak, czy jej administracja będzie w stanie zapewnić dodatkową pomoc lub zmienić politykę USA w celu pokonania Rosji w Ukrainie.

Podczas swojej wizyty w Stanach Zjednoczonych Wołodymyr Zełenski przedstawił Kamali Harris swój plan zwycięstwa. Zdjęcie: OPU

Wygrana Donalda Trumpa skomplikowałaby sprawę. On i J.D. Vance [republikański kandydat na wiceprezydenta – red.] bardzo otwarcie wyrażali swój sceptycyzm wobec wspierania Ukrainy.

Niestety widzieliśmy, jak Trump przy okazji spotkania z prezydentem Zełenskim mówił o szybkim zakończeniu wojny. Nie sądzę, by to było realistyczne, ponieważ trzeba byłoby przekonać Ukrainę i Rosję do spełnienia pewnych warunków – a nie jestem pewien, czy administracja Trumpa byłaby w stanie to zrobić.

Myślę więc, że pod rządami Harrisa byłoby więcej ciągłości, a więcej niepewności pod rządami Trumpa

Podczas naszej rozmowy wspomniał Pan kilka razy o ukraińskiej operacji w obwodzie kurskim. Od jej rozpoczęcia minęły już dwa miesiące. Czy Pana zdaniem była uzasadniona?

Po pierwsze, myślę, że ukraińskie wojsko wiele się nauczyło w zeszłym roku i zastosowało te lekcje podczas ofensywy kurskiej. Było to więc znaczące osiągnięcie taktyczne i bojowe. Ale osiągnięcia taktyczne są bezwartościowe, jeśli nie można ich przełożyć na sukcesy strategiczne i polityczne.

Na tym etapie kampanii nie widzimy żadnych znaczących strategicznych czy politycznych korzyści z operacji w obwodzie kurskim. Oczywiście, terytorium to może stać się kartą przetargową, która pozwoli Kijowowi odzyskać część swoich ziem. Ale ofensywa ta nie zmusiła Putina do wycofania znaczących sił z Ukrainy.

Oczywiste jest, że przeniósł on pewne oddziały do obwodu kurskiego – ale nie z miejsc, w których czyni największe postępy. Co więcej, operacja ukraińskiej armii nie skłoniła Stanów Zjednoczonych do ponownego rozważenia swojego wsparcia lub strategii wobec Ukrainy. Tak więc w najbliższej przyszłości nie zobaczymy żadnych znaczących politycznych ani strategicznych rezultatów ukraińskiej kampanii w rejonie Kurska.

Zdjęcie na okładce: Libkos/Associated Press/East News

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Koncentracja tych wiadomości była tym większa, im bliżej było do 12 października. W niemieckim Ramstein miało się wówczas odbyć spotkanie na szczycie z udziałem przywódców Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Francji i Niemiec. Jednak z powodu klęski żywiołowej w Ameryce prezydent Biden odwołał swoją podróż do Europy, a spotkanie zostało przełożone.

Ukraiński prezydent wyruszył więc w podróż po Europie, podczas której spotkał się z przywódcami Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Niemiec.

Na początku tej podróży przestrzeń medialna była tak nasycona doniesieniami o zakulisowych inicjatywach pokojowych, że sam ukraiński prezydent musiał sprawę skomentować:

– Widziałem, że dzisiaj w niektórych mediach pojawiło się wiele informacji o tym, że rzekomo przyjechałem do sojuszników, by rozmawiać o zawieszeniu broni. Ale nie. To nie tak.

Skąd wzięły się doniesienia o możliwym zawieszeniu działań wojennych? Czy formuła „terytorium za bezpieczeństwo” jest możliwa do realizacji w praktyce? I czy nadszedł już czas na rozmowy pokojowe?

Pokusa pokoju

Jedyną drogą do jakichkolwiek negocjacji jest ta wybrana przez Kijów, ocenia Mathieu Boul?gue, doradca ds. bezpieczeństwa w Chatham House [jeden z ważniejszych na świecie think tanków zajmujących się badaniem stosunków międzynarodowych – red.]. Wszystkie inne dyskusje bez zgody Ukrainy są po prostu bez znaczenia.

– Każdy scenariusz powinien opierać się na warunkach ukraińskich, a nie na warunkach omawianych przez zagraniczną prasę – mówi Boul?gue.

– Co więcej, niewłaściwe jest spekulowanie na tematy takie jak „zamrożenie terytorialne”. To nie są cukierki, którymi można się wymienić

Pierwszy o możliwym scenariuszu „terytorium za bezpieczeństwo” napisał Financial Times. W artykule tej gazety stwierdzono, że takie podejście zyskuje coraz więcej zwolenników wśród zachodnich i ukraińskich dyplomatów. Potencjalne porozumienie wiązałoby się z „cichą akceptacją” faktu, że okupowane terytoria mogłyby zostać w przyszłości zwrócone Ukrainie na drodze dyplomatycznej. Autor artykułu przyznaje jednak, że Ukraińcy takiego scenariusz raczej nie zaakceptują, dlatego cytuje anonimowego zachodniego dyplomatę – stwierdza on, że oddanie części terytorium w zamian za członkostwo w NATO może być jedyną możliwą opcją.

Na początku października ten sam  Financial Times, powołując się na własne źródła zaznajomione z przebiegiem ostatnich rozmów Wołodymyra Zełenskiego z Joe Bidenem, poinformował, że amerykański prezydent zamierzał poruszyć kwestię wniosku Ukrainy o członkostwo w NATO podczas spotkania na spotkaniu w Ramstein 12 października.

Według Wołodymyra Ohryzki, ministra spraw zagranicznych Ukrainy (2007-2009) i dyplomaty, Ukraina nie może wykluczyć, że rozmowy o podobnych scenariuszach zakończenia wojny mogą się odbyć. Kijów nie jest, jak zaznacza, w stanie dyktować nikomu, o czym rozmawiać, jak rozmawiać, z kim itd. Inną sprawą jest to, dlaczego rzecz jest przedstawiana w taki właśnie [niekorzystny dla Ukrainy] sposób.

– Dlaczego w ostatnich tygodniach nastąpił tak szaleńczy atak na Ukrainę? – zastanawia się Ohryzko.

– Myślę, że po to, by można było postawić tezę, że ktoś chce pokoju, a ktoś nie. A tym kimś, kto pokoju nie chce, musi być oczywiście Ukraina

Nie trzeba wiele, żeby dostrzec, kto na tym korzysta. Myślę, że za tymi wszystkimi publikacjami ciągnie się jakiś rosyjski ogon.

Ohryzko zauważa, że na Zachodzie ludzie, którzy z powodu wojny tracą pieniądze, są nią zmęczeni. Prawdopodobnie istnieje więc jakaś presja z dwóch stron:

– Z jednej strony są rosyjskie naciski, by Ukraina się poddała. Z drugiej istnieje presja Zachodu, by w końcu powrócić do business as usual z Rosją. Musimy spojrzeć na to bardzo spokojnie i pragmatycznie: wyjaśnić naszym zachodnim partnerom, że jeśli chcą rozwiązać swoje problemy naszym kosztem, to dziękujemy bardzo, ale nam to nie odpowiada. Mamy własne interesy narodowe, własne terytorium i własną suwerenność.

Gwarancje bezpieczeństwa

Tak intensywny przepływ wiadomości na temat potencjalnych gwarancji bezpieczeństwa w zamian za pewne ustępstwa ze strony Ukrainy wygląda jak sonda mająca sprawdzić, czy podobne kroki byłyby możliwe do zaakceptowania zarówno przez ukraiński rząd, jak przez ukraińskie społeczeństwo – a także przez zachodnich partnerów, ocenia dr Stanisław Żelichowski, ekspert ds. międzynarodowych i główny specjalista Akademii Dyplomatycznej MSZ Ukrainy im. Hennadija Udowenki:

– Widzimy jednak, że takie kombinacje nie są zbyt skuteczne – mówi. – Na przykład jeśli chodzi o perspektywy członkostwa Ukrainy w NATO w jakimkolwiek formacie, widzimy, że pomimo twierdzeń USA o pewnym postępie w tym zakresie wśród członków Sojuszu nie ma ani konsensusu, ani determinacji, by przyjąć nas do NATO.

Nie może być trwałego bezpieczeństwa w Europie bez silnej i niezależnej Ukrainy, a członkowie NATO muszą wypełnić swoją część zobowiązań podjętych wobec Ukrainy na szczycie w Waszyngtonie.

Stwierdził to Mark Rutte w swoim pierwszym przemówieniu w roli sekretarza generalnego NATO, a powtórzył podczas pobytu w Kijowie – swej pierwszej wizyty zagranicznej na nowym stanowisku.

Ukraina jest bliżej NATO niż kiedykolwiek wcześniej, droga do członkostwa jest nieodwracalna, a Rosja nie ma prawa głosu ani weta w tej sprawie
Mark Rutte: „Ukraina jest bliżej NATO niż kiedykolwiek wcześniej” Zdjęcie: NATO

Jeśli chodzi o gwarancje bezpieczeństwa, Ukraina wciąż jest daleko od osiągnięcia takiego ich poziomu, który dotyczy członków NATO. I być może pod tym względem jest nawet w gorszej sytuacji niż dwa lata temu. Tak sprawę widzi Davis Ellison, analityk strategiczny w Haskim Centrum Studiów Strategicznych (HCSS). Ukraina ma umowy z wieloma krajami NATO, ale żadna z tych umów nie zapewnia Ukraińcom jednoznacznej gwarancji bezpieczeństwa. Takie gwarancje mogą pochodzić od Stanów Zjednoczonych, Francji lub być może od kraju takiego jak Polska, ale z pewnością przetestowałoby to europejską wiarę w powstrzymanie kolejnego rosyjskiego ataku, co ostatnim razem nie zadziałało. Potencjalne zamrożenie linii frontu w ramach pewnego rodzaju negocjacji z Ukrainą byłoby realnym ryzykiem, mówi Ellison:

– Rosja, jak to było wcześniej, jest nadal zaangażowana uniemożliwienie przyjęcia Ukrainy do NATO, a taki „rozejm” zbudowałby jej trampolinę do kolejnej próby ataku. To tylko pogorszyłoby sytuację w porównaniu z lutym 2022 roku. Co więcej, taka sytuacja stworzyłaby silnie zmilitaryzowaną „żelazną kurtynę” w całej Ukrainie, jeszcze bardziej zaburzając równowagę krajowej gospodarki i polityki. Rosja mogłaby zaakceptować taki scenariusz, choć prawdopodobnie postrzegałaby go jako tymczasowy. Obecna linia demarkacyjna pozostawiłaby części obwodów donieckiego i ługańskiego poza rosyjską kontrolą.

Dla Putina mógłby to być jednak sposób na ograniczenie strat, ogłoszenie zwycięstwa i zakończenie walk – tyle że znowu dałoby to Moskwie stałą dźwignię do testowania nowej linii frontu

Błyskawiczna podróż

Europejska podróż Zełenskiego, która po odwołaniu spotkania w Ramstein była w rzeczywistości krokiem wymuszonym, rozpoczęła się od szczytu Europy Południowo-Wschodniej 9 października w Chorwacji, a zakończyła 11 października w Berlinie. W ciągu tych 36 godzin ukraiński prezydent odwiedził także Londyn, Paryż i Rzym. Wołodymyr Zełenski przedstawił swoim rozmówcom plan zwycięstwa i wezwał do podjęcia wspólnych wysiłków już teraz, w nadchodzących miesiącach.

Europejska trasa Wołodymyra Zełenskiego. Kolaż: Sestry

Podczas podróży prezydent Ukrainy skierował 5 próśb do europejskich przywódców, o czym napisali dziennikarze Politico.

Według amerykańskiego medium Ukraina ma niewielkie szanse na otrzymanie zaproszenia do NATO. Mizerne są też perspektywy wykorzystania systemów obrony powietrznej sąsiadów Ukrainy, przede wszystkim Polski i Rumunii, do ochrony ukraińskiego terytorium przed rosyjskimi atakami. Politico zwraca uwagę, że zachodni partnerzy obawiają się bezpośredniej konfrontacji z Rosją.

Ukraina prosi również o więcej systemów obrony powietrznej, bo mimo że latem różne stolice złożyły zachęcające obietnice w tej sprawie, dostawy idą powoli. Jest mało prawdopodobne, by partnerzy byli gotowi udzielić Ukrainie zgody na uderzanie w głąb Rosji. W rozmowie ze kanclerzem Olafem Scholzem Zełenski prawdopodobnie poruszył kwestię przekazania Ukrainie rakiet Taurus, lecz stanowisko kanclerza Niemiec pozostaje niezmienione.

Najbardziej obiecujące są według Politico widoki na przyciągnięcie europejskich inwestycji w ukraiński sektor obronny

Wiele krajów, w tym Niemcy, Norwegia, Dania, Szwecja, Litwa i Kanada, już współpracuje z Ukrainą w tej dziedzinie.

– Pakiety obronne zapewniające ochronę, [wsparcie] dla obrony powietrznej, inwestycje w produkcję dronów i innej broni w Ukrainie – takie są wyniki wizyty w Londynie, Paryżu, Rzymie i Berlinie – podsumował Zełenski.

Rozmowy ukraińskiego prezydenta z europejskimi przywódcami miały zmobilizować sojuszników. Najważniejszą rzeczą, której potrzebuje teraz Ukraina, jest pozbawienie rosyjskich terrorystów możliwości kontynuowania wojny, a następnie przejście do dyplomacji, podkreśla Stanisław Żelichowski.

– To były spotkania z przywódcami kluczowych krajów, które pomagają nam najbardziej – twierdzi ekspert. – Jestem pewien, że omawiano szeroki zakres kwestii, od gospodarczych i prawnych po wojskowe. Myślę, że w Niemczech chodziło o zielone światło dla Taurusów od kanclerza Scholza. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, porozumienia te zostaną przekształcone w konkretne decyzje podczas następnego szczytu w Ramstein.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Bezpieczeństwo w zamian za terytorium: plotki, rzeczywistość i ryzyka dla Ukrainy

Kateryna Tryfonenko

Komentując wydarzenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, politolog, który był gościem Warsaw Security Forum, wyraził opinię, że choć operację kurską ukraińskich sił zbrojnych można uznać za taktyczny sukces, to jednak przekonanie o utracie przez Władimira Putina autorytetu lub o jego słabości jest przedwczesne.

Rosja przekracza plan

Według Krastewa rosyjski dyktator, który być może nieco pospieszył się z podjęciem decyzji o wyparciu ukraińskiej armii z okupowanych przez nią rosyjskich terytoriów, obecnie wykazuje większe zainteresowanie wywieraniem militarnej i humanitarnej presji na Ukrainę niż faktem, że siły ukraińskie znajdują się na terytorium Rosji.

Jedną z przyczyn tej sytuacji jest udane przejście rosyjskiej gospodarki na tory wojenne, a także znaczący transfer zasobów i technologii do Rosji z sojuszniczych autokracji. 

Na przykład według Instytutu Nauki i Bezpieczeństwa Międzynarodowego, rosyjski zakład „Alabuga”, który na początku 2023 r. podpisał z Iranem umowę franczyzową o wartości 1,75 mld dolarów na dostawę dronów dla rosyjskiej armii, już znacznie przekroczył swój plan. Poziom 6 tysięcy dronów Shahed-136 został osiągnięty w sierpniu 2024 r. (zamiast we wrześniu 2025 r.).

Jednak zdaniem eksperta najbardziej znacząca i ważna dla rosyjskiej machiny wojskowej jest pomoc udzielana przez Chiny. 

Pomimo promowania powszechnie pokojowej retoryki, działania Chin pokazują wyraźne zainteresowanie tym, by Rosja nie przegrała tej wojny

Blef Zachodu i wojna o wartości

Z drugiej strony większość krajów NATO (z wyjątkiem Polski i krajów bałtyckich) nie jest w stanie albo nie chce odpowiedzieć na wyzwanie ze strony autokracji. Nie tylko nie wypełniają one swoich zobowiązań do dostarczenia Ukrainie amunicji, ale także nie dostrzegają skali zagrożenia.

– Europejczykom będzie niezwykle trudno wygrać wojnę o własne wartości, jeśli nie wierzą w sam fakt jej wypowiedzenia przeciw nim – mówi ekspert. – Podczas gdy Europejczycy nie akceptują faktu swojego zaangażowania w wojnę w Ukrainie, cały świat niezachodni jest całkowicie przeciwnego zdania.    

Według niego opinia publiczna na Zachodzie zależy od własnych cykli wyborczych i tego, co się dzieje na polu bitwy. Te dwa powiązane ze sobą czynniki determinują treść i retorykę publicznych dyskusji na temat wojny w Ukrainie w krajach europejskich i Ameryce Północnej.

Zdaniem Krastewa miejscowe elity czasami zapominają, że retoryka jest również ważna na wojnie, ponieważ przeciwnicy są przyzwyczajeni do reagowania nie tyle na symboliczne działania, ile na to, co po nich następuje

– Jeśli za głośnymi oświadczeniami nie idą żadne konkretne działania, to mamy blef. Lecz z drugiej strony, stałe uświadamianie społeczeństwom europejskim, że już są w konfrontacji z Chinami, nie pomoże zmobilizować ich do wysiłków na rzecz wsparcia Ukrainy, a raczej odwrotnie – zastrzega Krastew.

Rosjanie boją się, że wymrą

Jego zdaniem posiadanie wiedzy o tym, dlaczego wojna wybuchła jest przydatne, ale potencjał wyjaśniający tej wiedzy nie jest nieograniczony. Co więcej, część czynników bacznie rozpatrywanych w kontekście problemów innych krajów, w szczególności globalnego Zachodu, jest niwelowana lub spychana na margines, gdy chodzi o dramatyczne wydarzenia za wschodnią granicą Polski.

– Jest jeden szczegół związany z tą wojną, o którym mało się mówi. Monitorowałem przemówienia Putina przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę. Na sześć miesięcy przed inwazją powiedział dzieciom we Władywostoku, że gdyby nie globalne wstrząsy XX wieku, czyli I i II wojny światowe, rewolucje i wojna domowa, to dziś byłoby 500 milionów Rosjan. Obawy demograficzne dotyczące przyszłości, spowodowane słabą demografią we właściwie wszystkich rosyjskich regionach i wzrostem niesłowiańskiej populacji z powodu wyższego wskaźnika urodzeń nie-Rosjan i migracji, nadal popychają Rosjan do traktowania Ukraińców i Białorusinów jako Rosjan – powiedział Krastew na WSF.

Według eksperta porywanie ukraińskich dzieci przez Rosjan i ich adopcja w ramach uproszczonych procedur legislacyjnych może być wyjaśniona właśnie tą obawą o własne perspektywy demograficzne

Wykorzystanie potencjału tego niepokoju od dawna ma ogromny wpływ na rzeczywistość społeczno-polityczną w wielu krajach na całym świecie, w tym w środku Europy.

Europa Środkowa: demograficzne tąpnięcie

Krastew: – Otwarcie granic w minionych dziesięcioleciach było jednocześnie dobrą i złą rzeczą. Przyniosło ludziom fantastyczne indywidualne możliwości, ale przyczyniło się również do odpływu ludności z Europy Środkowej, gdzie wskaźnik urodzeń znacznie spadł.

Zmiany w strukturze ludności były dla Europy Środkowej kluczowe. W opinii politologa w okresie transformacji i tuż po niej doprowadziły one do nierównowagi elektoratów, w której o przyszłości decydowały osoby starsze, żyjące dłużej i głosujące aktywniej – zamiast osób młodych, które traciły zainteresowanie polityką. To z kolei zniekształcało perspektywę czasową planowania działań polityków i zmieniało logikę długofalowego podejmowania decyzji. Po transformacji i integracji z Unią Europejską spadek liczby ludności i starzenie się homogenicznych społeczeństw spowolniło, ale nie ustało całkowicie. 

Napływ siły roboczej spoza UE pomógł społeczeństwom Europy Środkowej w nadrabianiu dystansu dzielącego je od bardziej rozwiniętych krajów. Jednocześnie stał się powodem zaciekłej debaty politycznej, podobnej do tej, jaka toczy się na Zachodzie

Przeciwnicy polityki otwartych drzwi odwołują się do podświadomego i subiektywnego poczucia zagrożenia własnego narodu we własnym kraju. 

Wybrać inny naród

– Taką postawę można zilustrować słowami z wiersza Bertolta Brechta „Rozwiązanie”, który pytał „czy nie byłoby wszak prościej, gdyby rząd rozwiązał naród i wybrał drugi?” – konkluduje Krastew w komentarzu dla PAP.

Jednocześnie według eksperta przykład Stanów Zjednoczonych pokazuje, że nie ma stabilnej i jednoznacznej korelacji między preferencjami wyborczymi wczorajszych migrantów a poparciem dla siły politycznej, pod której rządami stali się obywatelami.

Iwan Krastew (ur. 1965) jest bułgarskim analitykiem politycznym, ekspertem w dziedzinie stosunków międzynarodowych oraz specjalistą w sprawach Rosji i Europy Wschodniej. Jest też szefem Centrum Strategii Liberalnych w Sofii i stałym pracownikiem naukowym IWM (Instytutu Nauk o Człowieku) w Wiedniu. Komentator w NYT. To jedyny przedstawiciel Bułgarii, który znalazł się na liście 100 najważniejszych intelektualistów publicznych na świecie według brytyjskiego Prospect i amerykańskiego Foreign Policy. (PAP)

Autor: Ihor Usatenko, PAP

Pełny tekst można przeczytać na tutaj

20
хв

Dlaczego Putin porywa ukraińskie dzieci

Polska Agencja Prasowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Czołg, który strzela do cywilów, chowając się za cerkwią, to Rosja

Ексклюзив
20
хв

Bezpieczeństwo w zamian za terytorium: plotki, rzeczywistość i ryzyka dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

Dlaczego Putin porywa ukraińskie dzieci

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress