Exclusive
20
min

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

– Czas, gdy Stany Zjednoczone były jedynym gwarantem bezpieczeństwa Europy, dobiegł końca – oświadczył szef Pentagonu Pete Hegseth poczas wystąpienia na uczelni wojskowej w Pensylwanii 23 kwietnia

Kateryna Tryfonenko

Jaki będzie nowy system bezpieczeństwa, jeśli Stany Zjednoczone wycofają się z NATO? Zdjęcie: BRENDAN ŚMIALOWSKI/AFP/Eastern News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

– Stany Zjednoczone nie chcą rozwiązania NATO, ale wychodzą z założenia, że musi to być sojusz, w którym każdy z partnerów ponosi swoją część odpowiedzialności – stwierdził sekretarz stanu USA Marco Rubio.

Od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu różnice między partnerami po obu stronach Atlantyku tylko się pogłębiają. Kolejny klin w transatlantycką jedność, co może skutkować nawet odwołaniem czerwcowego szczytu NATO, może wbić „pokojowa” umowa Trumpa. W tym dokumencie, z którym zapoznali się dziennikarze Reutersa, jest m.in. mowa, że USA de iure uznają Krym za część Rosji, a de facto – kontrolę Federacji Rosyjskiej nad okupowanymi częściami obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego. W innym punkcie proponuje się Ukrainie rezygnację z dążeń do przystąpienia do NATO.

Dla Europejczyków uznanie aneksji ukraińskiego półwyspu jest nie do przyjęcia. „Krym i dążenia Ukrainy do członkostwa w NATO to czerwone linie. Nie możemy z nich zrezygnować” – cytuje „Financial Times” wysokiego rangą europejskiego urzędnika. Ukraina i UE przekazały Amerykanom swoją wizję pokojowego rozwiązania, która według Reutersa zasadniczo różni się od propozycji amerykańskich. Według europejskich polityków i ekspertów przed UE stoi trudne zadanie: ponowne zjednoczenie Europy dla jej bezpieczeństwa i uruchomienie własnej produkcji wojskowej na dużą skalę.

Czy wszystkie kraje europejskie są na to gotowe i czy istnieje alternatywa dla NATO? Kto może stać się sojusznikiem Europy w nowej architekturze bezpieczeństwa i jaką rolę odegra w niej Ukraina? Czy Trump jest zdolny porzucić europejskich sojuszników? I czy groźby Moskwy zmierzające ku podważeniu trwałości Sojuszu są realne?

NATO i priorytety Trumpa

Jak ocenia Giuseppe Spatafora, analityk Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, polityka USA wobec Europy w kwestiach bezpieczeństwa może oscylować między dwoma scenariuszami. Pierwszy można warunkowo określić jako „oko za oko”. Jego istota polega na tym, że USA nie planują ostatecznego wycofania się z Europy, ale wykorzystują tę sprawę jako narzędzie nacisku, zmuszając sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę – z jednoczesnym naciskiem na zakup amerykańskiej broni. Posłusznych sojuszników USA wesprą, pozostałych ukarzą. Według Spatafory doprowadzi to ostatecznie do powstania dwustronnej struktury stosunków obronnych.

Drugi scenariusz analityk nazywa „Żegnaj, Europo”:

— W tym wariancie Stany Zjednoczone strategicznie odchodzą od Europy, koncentrując się na innych regionach. Siły zbrojne i infrastruktura są przenoszone w celu ochrony terytorium amerykańskiego lub w rejon Indo-Pacyfiku. Stany Zjednoczone starają się jak najszybciej wycofać się z regionalnych konfliktów, w szczególności z wojny w Ukrainie, pozostawiając tę wojnę Europie. Pentagon dokonuje przeglądu zakupów, koncentrując się na wojnie morskiej na Pacyfiku. Sprzedaż broni zostaje przekierowana do sojuszników azjatyckich.

Realizacja tego wariantu może trwać latami, choć może ją przyspieszyć kryzys zewnętrzny lub chęć Trumpa, by szybko zdobyć punkty polityczne

Stany Zjednoczone już przenoszą akcenty na Daleki Wschód, o czym Trump mówi zupełnie otwarcie, zauważa Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007 – 2009. Kierunek azjatycki jest dla niego zasadniczo ważniejszy niż europejski, więc działa adekwatnie:

— Skoro Europa mnie nie interesuje, to po co mam w niej utrzymywać: a) wojska i wydawać na to kolosalne środki; b) chronić Europę, jeśli nie płaci za swoje bezpieczeństwo; c) poza tym uważam, że Europejczycy już od dawna wykorzystują Amerykę.

Z tego punktu widzenia zwrot na wschód jest całkowicie logiczny.

Jednak według Ohryzki największe zagrożenie zarówno dla Ukrainy, jak dla całej Europy, jest związane są z tym, że Trump nie widzi w Rosji zagrożenia:

— Rosja jest dla niego teoretycznie możliwym sojusznikiem w walce z Chinami. To głupota najwyższej próby, ale nie możemy wejść do jego głowy i powiedzieć mu, że jest inaczej. Dlatego oczywiste jest, że w jakiejś perspektywie należy spodziewać się odejścia USA od Europy.

Czy oznacza to, że Trump wyjdzie z NATO? Myślę, że nie, bo NATO to bardzo ważny instrument, by co najmniej koordynować jakieś działania i nie zepsuć stosunków ostatecznie
Francuskie siły powietrzne i kosmiczne podnoszą swą gotowość w bazie lotniczej BA116 w regionie Grand Est. Zdjęcie: Christine Biau/Sipa/Sipa/East News

Nie należy jednak mylić tego, co mówi administracja Trumpa, z tym, co administracja Trumpa faktycznie robi. Albowiem często pojawiają się oświadczenia, pretensje, ultimata, które nie przekładają się na rzeczywistość. Częściowo wynika to z niestabilności charakterystycznej dla wysoce spersonalizowanego reżimu, który w niektórych przypadkach składa się z dość niekompetentnych ludzi. Tak widzi sprawę Keir Giles, starszy konsultant brytyjskiego centrum analitycznego Chatham House.

Giles podaje przykład Kanady. Trump na kilka tygodni o niej zapomniał, ale ostatnio powrócił do swoich roszczeń wobec niej z nową energią. W związku z tym na razie wszyscy amerykańscy urzędnicy w strukturach NATO pozostają na swoich stanowiskach, a amerykańskie wojsko nadal stacjonuje w Europie. Nie sposób jednak przewidzieć, co się stanie, gdy administracja Trumpa o obu tych sprawach sobie przypomni. Podobnie jak kolejnych działań Trumpa.

– Kluczowe pytanie: „Czy Stany Zjednoczone wyjdą z NATO?” – nie ma w rzeczywistości znaczenia, ponieważ żadne państwo nie musi wychodzić z Sojuszu, by ta organizacja przestała istnieć. Jeśli na przykład USA zablokują współpracę na podstawie artykułu 5, mogą wyrządzić znacznie większą szkodę niż poprzez bezpośrednie ich wyjście z Sojuszu.

Zagrożenie bezpieczeństwa czy gra pod publiczkę?

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Siergiej Szojgu 24 kwietnia w wywiadzie dla rosyjskich mediów zadeklarował gotowość Rosji do użycia broni jądrowej. Swierdził, że Rosja uważnie obserwuje przygotowania wojskowe krajów europejskich. Przypomniał również o zmianach wprowadzonych w zeszłym roku do rosyjskiej doktryny jądrowej, które pozwalają na użycie broni jądrowej w przypadku jakiejkolwiek agresji wobec Rosji lub Białorusi.

Wcześniej, 15 kwietnia, dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin oskarżył NATO o nasilenie aktywności wojskowej w pobliżu granic Rosji.

Jednocześnie oskarżył Polskę i kraje bałtyckie o szczególną agresywność i powiedział, że to one pierwsze ucierpią w przypadku konfliktu Rosji z NATO

Prezydent Polski Andrzej Duda nazwał groźby Naryszkina klasyczną dezinformacją, twierdząc, że wszystko, co robi NATO, jest jedynie odpowiedzią na rosyjską agresję.

Natomiast Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych Polski, podczas wystąpienia w Sejmie 23 kwietnia stwierdził, że Rosja rozumie tylko pokój przez siłę, i poradził Moskwie, aby lepiej zarządzała własnym terytorium: „Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj” [Władywostok - red.].

Radosław Sikorski podczas przemówienia w Sejmie. Warszawa, 23 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Oświadczenia rosyjskich urzędników to typowa rosyjska polityka szantażu, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Niestety – ona działa:

– Bo na Zachodzie jak diabły kadzidła boją się samego już tylko określenia „broń jądrowa”. A Rosja wymachuje nim na prawo i lewo, oficjalnie i nieoficjalnie. I właśnie na tym się opiera – nawiasem mówiąc, od wieków – rosyjska polityka wobec Zachodu: na zastraszaniu, kłamstwach i itp. Na razie to działa. Nasz ukraiński cel powinien polegać na wyjaśnieniu europejskim przyjaciołom, że Putin tak bardzo chce żyć, że tematu wojny z NATO w ogóle nie ma na agendzie.

Jeśli nie był w stanie przez trzy lata całkowicie zająć dwóch ukraińskich obwodów, to co tu mówić o zaatakowaniu NATO, jego połączonych sił, niezależnie od tego, jak bardzo by nie były teraz zdezorganizowane

Siedem krajów europejskich wezwało Trumpa i amerykański Kongres do nieulegania szantażowi i oszustwom Rosji. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych parlamentów krajów bałtyckich, Francji, Czech, Wielkiej Brytanii i Ukrainy 25 kwietnia opublikowali wspólne oświadczenie, w którym podkreślili konieczność bezkompromisowej ochrony suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Wezwali również do przyspieszenia procesu przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO oraz konfiskaty na rzecz Kijowa zamrożonych rosyjskich aktywów.

„Nie możemy powtórzyć błędów Monachium z 1938 roku. Negocjacje ze zbrodniarzem wojennym Putinem są bezsensowne: jego głównym celem jest osłabienie i upokorzenie naszego sojusznika, Stanów Zjednoczonych” – czytamy w ich oświadczeniu.

Ukraina oczekuje, że gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych będą tak silne, jak dla Izraela. Zdjęcie: OPU

Istnieje wiele spekulacji na temat tego, gdzie Rosja może zadać następny cios – czy to w celu przetestowania NATO, czy próby zniszczenia Sojuszu, czy też w celu bezpośredniej ekspansji terytorialnej. Wiele uwagi poświęca się oczywiście krajom bezpośrednio graniczącym z Rosją. Tyle że dla Rosji niekoniecznie muszą to być cele najbardziej atrakcyjne, uważa Keir Giles:

– Dla Rosji sensowne jest zaatakowanie tego systemu tam, gdzie są jego najsłabsze punkty. Jeśli więc macie kraj, który określił się jako współlider tak zwanej koalicji chętnych, jak Wielka Brytania, i jeśli wygląda na to, że może on wprowadzić wojska do Ukrainy, by spróbować wesprzeć ukraińską suwerenność, to kraj ten staje się celem dla Rosji.

Alternatywne sojusze i sojusznicy

W końcu Amerykanie wycofają się z Europy. Pytanie tylko o czas i algorytm działań – tzn. jak to zrobią, uważa dyrektor Centrum Strategii Obronnych Ołeksandr Chara. Na przykład nadal otwarta pozostaje kwestia strategiczna, czy Amerykanie zwiną swój parasol nuklearny nad Europą:

– Druga kwestia jest oczywista: NATO jest fundamentem obecnego systemu bezpieczeństwa. Jeśli Stany Zjednoczone ograniczą swoje zobowiązania, będzie to oznaczało, że trzeba przekształcić tę organizację, dostosowując ją do obecnych wyzwań – ale z zasobami znacznie bardziej ograniczonymi pod względem wojskowym i technologicznym.

Stany Zjednoczone są arsenałem demokracji, produkują duże ilości zaawansowanej broni, a poza tym częściowo zapewniają infrastrukturę, dowodzenie, wywiad i wsparcie technologiczne dla NATO. Zastąpienie tego wymaga czasu i inwestycji

Tak czy inaczej, Chara jest przekonany, Ukraina musi zintegrować swoje standardy ze standardami NATO, nie rezygnować z perspektywy członkostwa w Sojuszu, a w przypadku pojawienia się alternatywnych sojuszy bezpieczeństwa – zająć w nich miejsce.

Jednak obecnie Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. W swoich „pokojowych” propozycjach Stany Zjednoczone przerzucają własne zobowiązania wobec niej na kraje europejskie. Mimo to Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Ukraina oczekuje od USA silnych gwarancji bezpieczeństwa – takich jak w przypadku Izraela. Według prezydenta Ukrainy obecność kontyngentu amerykańskiego w Ukrainie nie jest warunkiem koniecznym, lecz niezbędne są dane wywiadowcze i systemy obrony przeciwlotniczej, w szczególności Patriot.

Keir Giles zauważa, że mimo głosów o malejącej roli NATO, nie było dotychczas mowy (przynajmniej publicznie) o pilnej potrzebie poszukiwania bardziej stabilnej i niezawodnej alternatywy dla Sojuszu:

– W rzeczywistości niektóre organizacje, które mogłyby służyć jako rdzeń lub prototyp takiej organizacji, zostały w znacznym stopniu odrzucone. Słyszymy wiele rozmów o tak zwanej koalicji chętnych, ale istnieją przecież Wielonarodowe Połączone Siły – kierowana przez Wielką Brytanię grupa krajów północnoeuropejskich, które miały takie samo podejście do bezpieczeństwa i chciały być gotowe do działania w czasach, w których NATO nie byłoby w stanie tego bezpieczeństwa zapewnić. Teraz właśnie nadszedł na to czas, tyle że o tej organizacji całkowicie zapomniano.

Największe coroczne manewry NATO - Dynamic Mariner/Flotex25. Zatoka Kadyksu, 28 marca 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Wśród Europejczyków dominuje jedna koncepcyjna luka, która według Gilesa bardzo hamuje europejskie myślenie o nowym środowisku bezpieczeństwa:

– Chodzi o to, w jaki sposób w tych okolicznościach Ukraina będzie dostawcą bezpieczeństwa, a nie jego konsumentem. Przecież Ukraina jest jednym z najważniejszych, najsilniejszych krajów i armii, jeśli chodzi o utrzymanie linii frontu przeciwko Rosji.

Dlatego alternatywy dla NATO w zakresie bezpieczeństwa są możliwe, lecz wymagają silniejszego wykazania się przywództwem ze strony krajów, które rozumieją, jak poważne i pilne jest to wyzwanie. Giles zauważa jednak, że europejscy przywódcy wciąż szukają rozwiązań, które nie dostrzegają tej rzeczywistości:

– Jak szybko Europa może być gotowa? Potrzeba dużo czasu, by zniwelować 30 lat niszczenia własnego potencjału militarnego. Widzimy znaczne inwestycje w obronność, na przykład w takich krajach jak Polska. Ale na zachód od Warszawy, w Europie Zachodniej, nadal jest sprzeciw, co oznacza, że te ważne inwestycje nie są nawet publicznie omawiane.

Tymczasem zwiększenie wydatków na obronność powinno być obecnie jednym z priorytetów Europy, uważa Giuseppe Spatafora. Bruksela powinna pomóc państwom członkowskim, na przykład poprzez specjalne instrumenty finansowe lub wspólne pożyczki

Pokazałoby to Stanom Zjednoczonym determinację Europy, a także pozwoliło jej samodzielnie wspierać Ukrainę:

– Po drugie, UE musi inwestować w strategiczne możliwości, kluczowe dla autonomicznego potencjału wojskowego: transport lotniczy, wywiad, obronę przeciwlotniczą i tak dalej. Muszą też być zasoby do prowadzenia wojny – od artylerii po duże armie. Bez tego powstrzymanie Rosji bez USA będzie niemożliwe.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
екран, мобільний телефон, гучномовець

<frame>Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.<frame>

Świadomość tego, czym jest bezpieczeństwo narodowe i z czego się składa, nie jest dziś przywilejem, ale koniecznością. Jeszcze ważniejsze jest jednak zrozumienie, że na wiele kluczowych obszarów bezpieczeństwa możemy wpływać sami – jako obywatele, mieszkańcy, a także migranci przebywający w Polsce. Bezpieczeństwo to nie tylko domena państwa, polityków i strategów. To nasza wspólna sprawa – codzienna praktyka oparta na wiedzy, współpracy i odpowiedzialności.

Główne obszary bezpieczeństwa narodowego to: bezpieczeństwo wojskowe, bezpieczeństwo sojusznicze, bezpieczeństwo energetyczne, bezpieczeństwo informacyjne, bezpieczeństwo gospodarcze, bezpieczeństwo społeczne, bezpieczeństwo ekologiczne.

Na niektóre z tych obszarów wpływają decyzje podejmowane na szczeblu państwowym lub międzynarodowym. Ale są też takie, na które możemy wpływać my – tu i teraz. I musimy to robić razem niezależnie od pochodzenia, języka czy historii. Bo tylko wtedy zbudujemy społeczeństwo naprawdę odporne na kryzysy. Jedną z takich kluczowych dziedzin jest dziś bezpieczeństwo informacyjne, które staje się pierwszą linią obrony we współczesnym świecie.

W XXI wieku wojna nie zawsze zaczyna się od wybuchów bomb. Czasami zaczyna się od posta na Facebooku, zmanipulowanego filmu na TikToku lub wyrwanej z kontekstu wypowiedzi, którą ktoś wrzuca do informacyjnego młyna

Zanim spadnie pierwsza rakieta, pojawiają się fake newsy, plotki i rosnące poczucie, że „coś jest nie tak”. W erze cyfrowej wiedza staje się naszym pierwszym schronieniem, a odporność informacyjna – nową formą obrony cywilnej.

Dezinformacja nie zna granic, a jej cel jest jeden: podzielić społeczeństwo, zasiać nieufność i podważyć zaufanie do państwa. Ukraina zbyt dobrze zna ten scenariusz. Rosyjską agresję poprzedziła zakrojona na szeroką skalę kampania dezinformacyjna, w której krok po kroku podważano podstawy jedności społecznej. Niestety te same metody próbuje się dziś stosować w Polsce.

Zdjęcie: Shutterstock

Czy Ukraińcy zamieniają się z bohaterów w kozły ofiarne? Fałszywe narracje uderzają w najsłabszych, a czasem w tych, którzy są po prostu „nowi” i bardziej widoczni. Od miesięcy słyszymy, że Ukraińcy „nie pracują”, „żyją za 800+”, „jeżdżą lepszymi samochodami niż Polacy” i „psują rynek pracy”.

Brzmi znajomo? Tak działa dezinformacja – prosto, emocjonalnie, bez faktów. A prawda? Prawda jest zupełnie inna.

78% Ukraińców w Polsce albo pracuje, albo aktywnie szuka pracy. To wyższy wskaźnik udziału w sile roboczej niż wśród wielu grup obywateli polskich. Pracują dużo – w logistyce, budownictwie, gastronomii, opiece. Wszędzie tam, gdzie Polacy często nie chcą już pracować. Co więcej, ich obecność pomaga utrzymać tempo wzrostu gospodarczego, które, gdyby ich nie było, uległoby spowolnieniu. Mówiąc wprost, Polska potrzebuje Ukraińców tak samo, jak Ukraińcy potrzebują bezpiecznego miejsca do życia.

Pieniądze? Tak, płyną, ale w jedną stronę – do budżetu. Według raportu BGK „Wpływ migrantów z Ukrainy na polską gospodarkę”, opublikowanego w marcu 2025 r., na każdą złotówkę wypłaconą Ukraińcom w ramach zasiłku 800+ do budżetu w postaci podatków i składek wraca 5,4 złotego. Nie, to nie oznacza, że Ukraińcy „oddają pięć razy więcej”. To oznacza, że oni oddają więcej, niż dostają. I to są twarde liczby, a nie opinie z Internetu.

A te luksusowe samochody? Tak, niektórzy Ukraińcy przyjeżdżali do Polski drogimi samochodami. Bo w Ukrainie, tak jak w Polsce, są ludzie, którzy takie samochody mają.

Warto zadać sobie pytanie: „Gdybyś miał 15 minut na to, by uciec z Kijowa lub Charkowa pod ostrzałem, to co byś wybrał: autobus czy własny samochód?” To nie jest luksus. To ratunek. Samochód to często jedyna rzecz, którą możesz zabrać ze swojego zbombardowanego domu

800+ dla Ukraińców? Polityczna straszak. W kampanii wyborczej ten temat powrócił jak bumerang – wraz z twierdzeniem, że „jeśli zabierzemy Ukraińcom przywileje, to Polakom zostanie więcej”. Problem polega na tym, że to nie tylko populizm, ale także mydlenie oczu. Po pierwsze, nie jest jasne, czy wtedy cokolwiek się zmieni. Po drugie, nawet jeśli się zmieni, to ta zmiana dotknie niewielkiej części społeczeństwa. Bo przeważająca większość ukraińskich rodzin radzi sobie samodzielnie i nie potrzebuje 800+.

A co z relacjami społecznymi? Obserwujemy ochłodzenie nastrojów. Według badania przeprowadzonego w listopadzie 2024 roku przez firmę Info Saliens oraz raportu opublikowanego przez Centrum Mieroszewskiego jednym z najbardziej zauważalnych zjawisk jest „znaczny spadek pozytywnych opinii o Polsce i Polakach. W 2022 roku 83% Ukraińców miało dobre zdanie o Polakach, podczas gdy w listopadzie 2024 roku odsetek ten spadł do 41%. Jednocześnie wzrosła liczba osób, które odnoszą się do nich neutralnie, co świadczy o coraz bardziej pragmatycznym charakterze tych stosunków”.

Są ku temu powody. To dezinformacja, wyczerpanie i brak jasnych narracji rządu. Tyle że nie mówimy o konflikcie – mówimy o nieporozumieniu, które można naprawić. Ale tylko poprzez dialog i fakty.

W przestrzeni publicznej nie można również pominąć tematu Wołynia – tragicznego i bolesnego rozdziału wspólnej historii, który do dziś budzi silne emocje. To właśnie ta rana jest najczęściej wykorzystywana jako narzędzie podziału. Pojawiają się głosy, że Ukraińcy „nie chcą oddać ciał”, że nie ma woli współpracy, że pamięć o zbrodni jest świadomie tłumiona.

Ale trzeba jasno powiedzieć: Wołyń to tragedia dla obu narodów. To dramatyczna karta historii, która zasługuje na prawdę, pamięć i godność, a nie na instrumentalizację i wykorzystywanie jej do podsycania wrogości

Upamiętnienie ofiar i szacunek dla historycznej prawdy są ważne. Jednak równie ważne jest to, by historia nie stała się bronią w rękach politycznych narratorów. Bo nie możemy cofnąć czasu. Możemy jedynie zdecydować, co zrobimy z tą pamięcią – i czy pozwolimy jej dzielić nas w czasie, w którym najbardziej potrzebujemy jedności.

Dzisiaj stoimy przed nowymi wyzwaniami: wojną, kryzysami, dezinformacją, podważaniem podstaw bezpieczeństwa. W takich czasach historia powinna być drogowskazem, a nie przeszkodą. Musimy patrzeć w przyszłość razem. Polacy i Ukraińcy.

Dezinformacja jest bronią masowego rażenia. Trzeba powiedzieć wprost: Polska nie będzie bezpieczna, jeśli nie zbuduje systemu oporu wobec manipulacji informacyjnych. Edukacja medialna, umiejętność krytycznego myślenia, rozpoznawania fałszywych źródeł i świadomego korzystania z mediów – wszystko to powinno być tak samo ważne jak wiedza o lokalizacji najbliższego schronu przeciwbombowego. Wystarczy jedna umiejętnie podana fałszywa wiadomość, by wywołać panikę, wzbudzić oburzenie lub zablokować system.

Poznań, 24.08.2024. Marsz z okazji Dnia Niepodleglosci Ukrainy. Zdjęcie: Fot. Lukasz Gdak/East News

I tu Ukraińcy mogą odegrać ogromną rolę. Bo mają doświadczenie w walce z dezinformacją, znają narzędzia, wiedzą, jak reagować. W Ukrainie lokalni liderzy – nauczyciele, bibliotekarze, obrona terytorialna, organizacje społeczne – stali się informacyjnymi „latarnikami”, budując sieci zaufania. W Polsce również możemy tworzyć takich liderów i ich wspierać. A to bardzo pilna sprawa.

Dzisiejsze bezpieczeństwo narodowe to coś więcej niż tylko schrony i przepisy. To relacje międzyludzkie, zaufanie społeczne i higiena informacyjna. Wszystko zaczyna się od świadomości.

Jeśli chcemy być gotowi na kryzysy, musimy mówić o faktach, a nie o mitach. O ludziach, a nie o stereotypach. O współpracy, a nie o podziałach

Jedyny front to bezpieczne społeczeństwo. Ukraińcy nie są „gośćmi” – są częścią naszego społeczeństwa. Jeśli razem z nimi zbudujemy system obrony cywilnej, razem będziemy w stanie chronić się przed atakami nie z nieba, lecz z internetu.

Kto sieje strach, ten zbiera kliki. Kto krzewi wiedzę, buduje schronienie. Wojna informacyjna trwa. Albo nauczymy się ją prowadzić, albo przegramy jeszcze zanim padnie pierwszy strzał.

20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Julia Boguslavska

Wybory prezydenckie w Rumunii, które odbędą się 4 maja, mogą zmienić nie tylko kierunek polityki wewnętrznej tego kraju, lecz także jego politykę zagraniczną. Na tle unieważnienia w grudniu 2024 r. przez rumuński Sąd Konstytucyjny poprzednich wyborów prezydenckich i ogólnego rozczarowania tradycyjnymi partiami głos prawicowego radykalnego polityka George Simiona staje się coraz głośniejszy.

Simion balansuje między patriotyczną retoryką, krytyką elit i otwarcie wrogimi oświadczeniami wobec Ukrainy. Tymczasem niezależne badania i think tanki wskazują na możliwe powiązania Simiona z rosyjskimi służbami specjalnymi i koordynację kampanii informacyjnych mających zdestabilizować region.

Kto tak naprawdę wspiera Simiona? Jaką rolę w jego popularności odgrywają kampanie wpływu? I co jego ewentualne zwycięstwo oznaczałoby dla Ukrainy i Europy?

Na te i inne pytania odpowiada Iulian Chifu, doradca byłego prezydenta Rumunii Traiana Băsescu do spraw strategicznych i bezpieczeństwa międzynarodowego.

Jak skrajnie prawicowi kandydaci kształtują program wyborczy w Rumunii

Maryna Stepanenko: Jakie są szanse George Simiona na wygraną?

Julian Chifu: W rzeczywistości on jest jedynym kandydatem ze skrajnej prawicy. Musiał się nawet przesunąć ku centrum, by móc odwoływać się do szerszej bazy wyborców. Oficjalnie zajął stanowisko proeuropejskie i pronatowskie, ale nikt mu nie wierzy. Obecnie jest faworytem drugiej tury, prawdopodobnie ze względu na poparcie, które wcześniej miał Kelin Georgescu [skrajnie prawicowy prorosyjskiemu polityk, który został ogłoszony zwycięzcą I tury wyborów prezydenckich 24 listopada 2024 r., ale którego wyniki zostały unieważnione przez Sąd Konstytucyjny z powodu licznych nieprawidłowości w głosowaniu i podejrzeń o rosyjską ingerencję – red.]. Realne szanse Simiona na zwycięstwo w wyścigu prezydenckim są jednak dość niskie. W zależności od tego, kto będzie jego przeciwnikiem w II turze, prawdopodobne jest, że wygra inny kandydat.

Billboard kampanii wyborczej George Simiona. Zdjęcie: DANIEL MIHAILESCU/AFP/East News

W jaki sposób czynniki zewnętrzne, takie jak rosyjska dezinformacja, wpływają na radykalizację rumuńskiego dyskursu politycznego i popularność skrajnie prawicowych kandydatów?

One nie mają już żadnego wpływu. Rosyjska dezinformacja odegrała kluczową rolę w promowaniu Gorgescu, którego notowania wzrosły z 1% do 23% w ciągu zaledwie 10 dni. To rezultat skoordynowanej operacji, zaplanowanej kampanii dezinformacyjnej.

To była swego rodzaju próba generalna, by sprawdzić, jak tego rodzaju taktyka może zostać wykorzystana w przyszłych wyborach w Ukrainie

W ten sposób Rumunia zapłaciła cenę za wspieranie proeuropejskiego stanowiska Mołdawii. Fakt, że w Rumunii mieszka wielu obywateli Mołdawii, a także współpraca między liberalnymi partiami obu krajów w przeszłości pomogły Mai Sandu zdobyć drugi mandat i przeprowadzić proeuropejskie referendum. Rosji nie pomogło nawet to, że sporo zainwestowała w kupowanie głosów mołdawskich wyborców, co zresztą jest obecnie badane przez Kiszyniów.

Atak na wybory w Rumunii był rodzajem odwetu. Narzędzia do wywierania takiego wpływu istnieją wszędzie i nie promują jawnie prorosyjskich przekazów. Kamuflują te przekazy jako retorykę „pro-Trumpowską” lub „proamerykańską”, która jest bardziej akceptowalna w krajach silnie proamerykańskich, takich jak Rumunia.

W naszym przypadku antyrosyjskie nastroje mają głębokie korzenie historyczne. Skrajna prawica to tylko przykrywka. Po przystąpieniu do UE i NATO w Rumunii nie było partii skrajnie prawicowych – to niedawny konstrukt. Nie mogąc promować prorosyjskiej ideologii, prorosyjscy aktorzy przejęli skrajnie prawicowe idee, jak to miało miejsce w całej Europie. Bo większość społeczeństw ich nie popiera, a to oznacza, że można te idee zniekształcić i dostosować do własnych celów.

Tysiące Rumunów na proeuropejskim wiecu 15 marca 2025 r. Fot: DANIEL MIHAILESCU/AFP/East News

Co stoi za obecnym politycznym triumfem skrajnej prawicy w Europie? To moda, populizm, czy też symptom głębszego kryzysu politycznego na kontynencie?

To połączenie kilku czynników. Po pierwsze, niektóre inicjatywy podejmowane przez europejskich polityków – takie jak kosztowne projekty rozwijania czystej energii czy regulacje środowiskowe, które zniechęcają do inwestycji – przyniosły odwrotny skutek. Niektórzy poczuli, że pewne sprawy zostały doprowadzone do skrajności.

Po drugie, istnieją problemy wewnętrzne: w wielu krajach, w tym w moim, tradycyjne partie nie nadążają za rosnącymi oczekiwaniami społeczeństwa. Rozczarowani tym, co postrzegają jako słabe rządy, wyborcy coraz częściej zwracają się ku siłom populistycznym lub skrajnie prawicowym.

Po trzecie, czynnikiem zewnętrznym jest Rosja. Nie dysponując atrakcyjną ideologią, którą mogłaby otwarcie promować, wspiera ruchy skrajnie prawicowe, politycznie „wolną niszę”.

Można to łatwo wzmocnić za pośrednictwem mediów społecznościowych, które preferują sensacyjne i uproszczone komunikaty zamiast zrównoważonego, długoterminowego myślenia

Mamy więc trzy warstwy wpływów: naznaczoną sprzecznościami politykę UE, niezadowolenie wewnętrzne i ingerencję zagraniczną.

Wracając do Rumunii: jaką rolę w krajobrazie politycznym Pana kraju odgrywają radykalne postacie, takie jak Diana Șoșoacă? I na ile poważne jest zagrożenie z ich strony dla proeuropejskiego kursu Rumunii?

Șoșoacă wykroiła sobie miejsce w polityce i podejrzewam, że to było strategicznie zaplanowane. Jej poparcie wynosi około 5%, a duża część tych głosów to głosy protestu. Jeśli Șoșoacă reprezentuje prorosyjskie nastroje, to dwie rzeczy są jasne. Po pierwsze, nikt nie poprze jej w pełni, ponieważ ona odpycha wszystkich. Po drugie, niemal niemożliwe jest stworzenie poważnej umiarkowanej partii prorosyjskiej z jej udziałem, ponieważ nie zaakceptuje ona żadnego potencjalnego alternatywnego lidera. W tym sensie Șoșoacă zajmuje niszę, która, choć kontrowersyjna, odgrywa jakąś rolę w demokratycznym krajobrazie.

W zdrowej demokracji ważne jest to, by reprezentowane były różne głosy – nawet te, z którymi możesz się nie zgadzać. Șoșoacă wypełnia tę przestrzeń, chociaż nie nazwałbym jej nieszkodliwą.

Jej wpływ jest realny, ona robi dużo hałasu. Ale przekaz Șoșoacă jest skierowany głównie do mniej wykształconego, zmarginalizowanego segmentu społeczeństwa

Jeśli rzeczywiście to ona jest twarzą prorosyjskiego poparcia w Rumunii, to nawet bym jej przyklasnął, bo reprezentuje Rosję w sposób, który moim zdaniem nie jest nazbyt szkodliwy dla rumuńskiego społeczeństwa.

Diana Șoșoacă, liderka prorosyjskiej rumuńskiej partii SOS Rumunia, ma 3-letni zakaz wjazdu do Ukrainy. Zdjęcie: Vadim Ghirda/Associated Press/East News

Rumunia jako bastion bezpieczeństwa

Jak zmieniła się rola Rumunii w regionalnej architekturze bezpieczeństwa od czasu wybuchu wojny na pełną skalę w Ukrainie?

Nie sądzę, by sytuacja zmieniła się znacząco, ponieważ te kwestie rozwijają się już od dłuższego czasu. Stanowiska Rumunii i Polski kształtowały się stopniowo. Rumunia jest częścią amerykańskiej tarczy antyrakietowej od 20 lat i posiada kluczowe obiekty wojskowe we współpracy z USA, takie jak 57. baza lotnicza Mihail Kogalniceanu. Nasze zaangażowanie w Afganistanie i Iraku, a także bazy w Câmpia Turzii i Fetesti, odzwierciedlają strategiczną orientację Rumunii.

Strategiczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi zostało zbudowane w ciągu ostatnich 25 lat i jest podstawą naszej strategii obronnej. Wciąż jednak mamy przestrzeń do rozwoju. Podczas gdy Polska zamierza wydać w tym roku na obronność 4,7% PKB, Rumunia wydaje tylko 2,5%. Czekamy na dodatkowe możliwości ze strony USA, musimy też zwiększyć atrakcyjność kariery wojskowej. To trudne, gdy toczy się wojna i istnieje zagrożenie, że Rosja zaatakuje kraje NATO.

Ponadto musimy dostosować nasze doktryny wojskowe, uwzględniając wnioski z trwającej wojny w Ukrainie, która jest pierwszym konfliktem o wysokiej intensywności i na pełną skalę w XXI wieku.

Na ile realistyczne są scenariusze częściowego lub całkowitego przeniesienia amerykańskiej bazy wojskowej z Polski do Rumunii?

To mało prawdopodobne. Mówi się o częściowym wycofaniu wojsk amerykańskich, w szczególności z Niemiec i z Aviano we Włoszech, ale bazy na wschodniej flance NATO, takie jak te w Rumunii, pozostaną. Wcześniejsze dyskusje obejmowały przeniesienie baz z Niemiec do Polski, Czech lub Rumunii, ale obecnie mówi się jedynie o ograniczonej redukcji sił amerykańskich w Europie.

Kluczowe obiekty strategiczne, takie jak baza obrony przeciwrakietowej Deveselu i baza Mihail Kogalniceanu, pozostaną obsadzone przez wojska amerykańskie. Na niektórych pozycjach NATO może dojść do rotacji wojsk. Amerykańscy żołnierze mogą zostać zastąpieni przez sojuszników, którzy będą uczestniczyć we wspólnych operacjach, ćwiczeniach i regionalnych centrach dowodzenia w Rumunii i Polsce.

Transfer wojsk między Polską a Rumunią nie jest jednak możliwy, ponieważ oba kraje mają takie samo znaczenie strategiczne dla Stanów Zjednoczonych i wymagają zrównoważonego wzmocnienia

Rumunia wspiera wysiłki Polski w zakresie odstraszania, a polskie wojska są obecne w Rumunii, co odzwierciedla nasze strategiczne partnerstwo, w tym nasze trójstronne stosunki z Turcją, które z czasem uległy wzmocnieniu.

Brytyjscy żołnierze na ćwiczeniach w Rumunii. Zdjęcie: Rex Features/East News

W jakim stopniu Morze Czarne staje się areną nie tylko militarnej, ale i geopolitycznej konfrontacji? Jak Rumunia może wpłynąć na równowagę sił w regionie?

Morze Czarne zawsze było częścią geopolitycznego krajobrazu i od dawna opowiadamy się za uznaniem jego strategicznej roli. Zajęło to trochę czasu, ale udało nam się ukształtować amerykańską strategię dla tego regionu. Niemcy i Francja również opracowują własne strategie dotyczące Morza Czarnego, a teraz Komisja Europejska wydaje się już być gotowa do wspierania jednolitego podejścia europejskiego.

Ten region ma kluczowe znaczenie – znajduje się tuż za naszymi drzwiami. Kluczowe wydarzenia, takie jak aneksja Krymu i obecna wojna, miały miejsce na południu, a nie w krajach bałtyckich czy w Kaliningradzie.

Dlatego właśnie Morze Czarne powinno być centralnym punktem każdej strategii bezpieczeństwa

Od lat pracujemy nad pozycjonowaniem południowej części Morza Czarnego jako morza NATO, z sojusznikami i aspirującymi do roli sojuszników krajami w regionie. Wzywamy także NATO do przywrócenia przez nie swojej misji bezpieczeństwa w rejonie tego morza. W obecnych okolicznościach to niełatwe, ale w każdej formie zawieszenia broni Sojusz będzie potrzebny do ochrony kluczowej infrastruktury morskiej, od Odessy po Stambuł i od Konstancy po Batumi.

To długoterminowy wysiłek, który rozpoczął się dwie dekady temu i nadal ewoluuje. Idealnie byłoby, gdyby Ukraina i Gruzja wzięły w nim udział, oczywiście w zależności od ich chęci i możliwości. Swoboda żeglugi powinna być chroniona i wspierana przez siły NATO. Na przykład nasz trójstronny, wraz z Bułgarią i Turcją, zespół ds. rozminowywania wnosi bezpośredni wkład w te wysiłki.

Wreszcie – podnosimy świadomość i szukamy szerszego wsparcia ze strony UE i NATO dla długoterminowego zaangażowania regionalnego.

Pomoc dla Ukrainy: realia i przyszłość

Na czym polega strategia Bukaresztu – na pomaganiu Ukrainie, ale nie publicznie? Czy wynika to z ostrożności, czy z wewnętrznego kompromisu politycznego? A może to jakiś sygnał dla sojuszników?

Nie sądzę, by to było coś, o czym warto teraz dyskutować. Wojna w Ukrainie wciąż trwa, a ukraińscy urzędnicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, dlaczego zachowaliśmy się tak, a nie inaczej. Rumunia i Polska odegrały uzupełniające się role: Polska była głośna i widoczna, zwracając na siebie uwagę, podczas gdy Rumunia pracowała ciszej, za kulisami.

W czasie wojny przejrzystość nie zawsze jest zaletą

Rumunia spotkała się z krytyką części mediów, a nawet dyplomatów, którzy kwestionowali nasz wkład tylko dlatego, że nie ogłosiliśmy go publicznie. Ale ważne jest to, że ci, którzy musieli wiedzieć, wiedzieli.

Sytuacja wciąż się zmienia, więc strategie muszą pozostać elastyczne. Siła Rumunii leży w jej zdolności do zapewnienia pomocy humanitarnej, korytarzy transportowych, swobody przemieszczania się i wsparcia wojskowego, nawet jeśli nie ujawnialiśmy jego szczegółów. Naszym wyborem była cicha skuteczność.

W przeszłości stosunki między Ukrainą a Rumunią były trudne, w szczególności z powodu kwestii mniejszościowych i terytorialnych. Ale wraz z wybuchem wojny na pełną skalę ton w rumuńskich mediach i dyskursie politycznym znacznie się zmienił. Czy możemy mówić o trwałej poprawie nastawienia do Ukrainy na poziomie społecznym?

Myślę, że musimy spojrzeć na to inaczej. Niegdyś ukraińscy przywódcy, premier i minister obrony, postrzegali Rumunię jako główne zagrożenie. Jednak od czasu aneksji Krymu w 2014 r. Rumunia, a stopniowo także Ukraina, są całkowicie wobec siebie otwarte.

Jako sąsiedzi mieliśmy swoje problemy, co jest normalne, lecz krok po kroku sytuacja się poprawiała. Wielu Ukraińców odkryło Rumunię dopiero po 2022 roku, kiedy setki tysięcy ludzi szukało tu schronienia i poczuło nasze wsparcie.

Chodzi o percepcję i wojnę informacyjną. Rosja intensywnie pracuje nad poróżnieniem nas, wykorzystując naturalne tarcia między sąsiadującymi krajami

Oczywiście każde państwo broni swoich interesów, ale jesteśmy tutaj, aby pozostać obok siebie, i musimy znaleźć sposoby na współistnienie. I tak właśnie się dzieje. Mogę się tylko cieszyć z obecnej sytuacji. Wizerunek Rumunii w Ukrainie znacznie się poprawił, a nastroje wobec Ukrainy są w Rumunii w przeważającej mierze pozytywne. Owszem, pojawiają się głosy skrajnie antyukraińskie, często prorosyjskie lub skrajnie prawicowe, ale nie mają one większego znaczenia. Szerokie poparcie dla Ukrainy w Rumunii pozostaje silne i bardzo ważne jest, by tak pozostało.

Czy istnieje ryzyko, że po wyborach nowa elita polityczna zmieni podejście Rumunii do wojny w Ukrainie, na przykład ograniczając pomoc wojskową lub współpracę z sojusznikami w regionie?

To mało prawdopodobne, ponieważ jeśli Ukraina upadnie, następna będzie Rumunia. Wszyscy to rozumieją. Bardzo ważne jest wspieranie Ukrainy, aby udało się jej utrzymać linię frontu daleko na wschodzie, zapobiec przesunięciu się frontu w kierunku Chersonia, Mikołajowa czy Odessy.

Nie przewiduję więc żadnych dramatycznych zmian we wsparciu Rumunii dla Ukrainy. Ani teraz, ani w przyszłości

Ta perspektywa jest dobrze rozumiana i podzielana przez naszych przywódców. I powinna nadal kierować naszymi działaniami. Mamy wspólne interesy i znaczne możliwości współpracy, która już trwa. Handel, w tym eksport zboża, przepływa przez Konstancę, nasze drogi, nowe przejścia graniczne i rozbudowaną infrastrukturę. Od lutego 2022 r. zapotrzebowanie na transport wzrosło siedmiokrotnie. Szybko się do tego dostosowaliśmy, a ta współpraca tworzy podstawy dla długoterminowego partnerstwa, zwłaszcza w obszarach takich jak bezpieczeństwo i obrona.

Zdjęcie główne: Andreea Alexandru/Associated Press/East News

Projekt współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu Wsparcie Ukrainy, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.

20
хв

Skrajna prawica to tylko przykrywka. Jak Kreml tworzy nowe narzędzia wpływu na wybory w Europie

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Upadek Ameryki, jaką znamy

Ексклюзив
20
хв

Walkirie Trumpa

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress