Exclusive
20
min

Musisz pracować z dzieckiem, ale przede wszystkim ze sobą - mówi Sołomja Czubaj, matka dziecka z autyzmem, autorka książki "Kołysanki dla Ołeksy", piosenkarka.

"Rodzice w klasie zbierali podpisy, by wyrzucić mojego syna ze szkoły. Słyszeli, że ma autyzm i myśleli, że to zaraźliwe. Wtedy pomyślałam: jak mogę temu zaradzić?".

Lesia Wakuliuk

Sołomija z synem Ołeksą. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Pochodzi ze znanej lwowskiej rodziny. Jej ojciec, Hryćko Czubaj, był poetą-dysydentem. 23 stycznia skończyłby 75 lat - ale na zawsze pozostał 33-latkiem. Władze sowieckie prześladowały go od czasów szkolnych, aż w końcu go zniszczyły. Pozostawił po sobie wiersze, które są aktualne do dziś, oraz dwójkę dzieci: Sołomję i Tarasa. Taras Czubaj jest liderem zespołu "Płacz Jeremii". Jego piosenka "Ona" stała się hitem śpiewanym przez młodych ludzi zarówno z ukraińskojęzycznych, jak ze zrusyfikowanych ukraińskich miast.

Sołomja jest piosenkarką, menedżerką kultury, działaczką społeczną. I wychowuje syna z autyzmem. Podczas jednego z najtrudniejszych okresów, kiedy Ołeksa nie został przyjęty do szkoły, wymyśliła projekt "Kołysanki dla Ołeksy" - by za pomocą ukraińskich kołysanek wyjaśnić ludziom, czym jest ASD (zaburzenie ze spektrum autyzmu) i że nie jest zaraźliwe.

Z Sołomią spotykamy się w jej rodzinnym domu we Lwowie, który za życia Hryćki agenci KGB kilkakrotnie przeszukiwali. Rozmawiamy o jej ojcu, bracie, synu - i oczywiście o niej i jej projektach. A także o tym, jak wojna wpłynęła na całą jej rodzinę.

‍Czy powinnam powiedzieć, że byłam matką chłopca z autyzmem? ‍Nie, byłam raczej ciocią dzieci Tarasa...

Lesia Wakuliuk: Jesteś córką Hryćki, siostrą Tarasa, matką Ołeksy. A kim Ty jesteś?

Sołomja Czubaj: Prawdopodobnie to wszystko, kim jestem. Po prostu staram się nie zatracić w tym wszystkim (śmiech).

LW: Jakto jest być matką dziecka z autyzmem podczas wojny... Czy poprawnie mówię: z autyzmem?

SCz: Tak. Albo z ASD [zaburzenie ze spektrum autyzmu - przyp. aut.].

LW: Jak Ołeksa odebrał wybuch wojny? Jak mu wytłumaczyłaś, co się dzieje? Jak na to zareagował?

SCz: Z Ołeksą było łatwiej, bo uczy się w szkole sztuk walki "Budokan", gdzie mentalnie przygotowywano go na to, że będzie wielka wojna. W zasadzie mój syn stale śledził wiadomości. A kiedy rozpoczęła się inwazja - to było około 5 czy 6 rano - pobiegłam do jego pokoju, spojrzałam na niego i zdałem sobie sprawę, że muszę działać. Moja matka wpadła w histerię. Nie skupialiśmy się na Lwowie, ale na Hostomlu, bo tam mieszkał mój brat Taras z rodziną. Wszystkie wiadomości w telewizji były o Buczy i Hostomlu. W tym czasie dużo mówili o samolocie Mrija [An225 Mrija, największy transportowy samolot świata - red.], który został zniszczony na lotnisku. To było dwa kilometry od domu Tarasa, ostrzał rozpoczął się praktycznie na ich podwórku. Próbowałam dodzwonić się do brata, ale nie odbierał. Okazało się, że w tym momencie on i jego żona Olia byli w pociągu gdzieś w obwodzie frankiwskim. Ktoś ich uspokoił, że wojny nie będzie, więc wysłali dzieci na obóz plastyczny, a sami poszli w góry.

Jakoś nie miałam więc czasu myśleć o tym, jak Ołeksa przez to przechodzi. Powiedzieć, że byłam wtedy matką chłopca z autyzmem... Nie, byłam raczej ciocią dzieci Tarasa, które bardzo kocham, a także ciocią mojego brata. Z drugiej strony Ołeksa bardzo dobrze rozumiał, co się dzieje: zaczął szukać w Google, jak zrobić koktajle Mołotowa, jak wykopać bunkier i powiedział, że musi natychmiast kupić łopatę. Powiedziałem do niego: "Ołeksijku, jaką łopatę?!". Tak u nas wyglądał pierwszy dzień inwazji.

Pod koniec dnia Taras w końcu się odezwał i powiedział, że dotarli do Lwowa. Pamiętam, że na dworcu był ogromny tłum naszych młodych kadetów, którzy jechali bronić Kijowa, a także wiele kobiet z dziećmi, krzyczących i płaczących. Spotkałam Tarasa z Olią i zdałam sobie sprawę, że to może być ostatni raz, kiedy ich widzę, bo kiedy wszyscy z Hostomla uciekali, oni jechali tam ratować dzieci. Taras poprosił mnie o pieniądze, ale miałam mało. Zapytałam: "Po co ci drobne?". "Będę musiał opłacić kacapów na punktach kontrolnych. Ty ich nie znasz, ale ja tak" - odpowiedział. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że Taras pamiętał z dzieciństwa ciągłe przeszukania naszego domu przez KGB. Przekopali nasz ogród, przewrócili strych do góry nogami. To właśnie miał na myśli, mówiąc, że ja nie znam Rosjan, ale on tak.

Odpowiedziałem mu wtedy: "Taras, bardzo cię proszę: jak dojedziesz do Hostomla, to bądź cały czas w kontakcie". Dotarł tam i zadzwonił do mnie: "Wyobrażasz sobie, moja córka wybiegła w nocy z domu, chciała dać psu jeść, a oni zaczęli do niej strzelać...". Ledwo udało mu się zabrać dzieci i rodziców żony. Wychodzili z podwórka, gdy w ich kierunku jechały już rosyjskie czołgi. Uratował ich to, że mieszkali tam od 15 lat, często jeździli po okolicy na rowerach i znali wiele objazdów.

W końcu wszyscy dotarli do Lwowa. Zdecydowałam, że nasz dom powinien stać się takim centrum przyjęć, dlatego ludzie cały czas przychodzili i wychodzili, w każdym pokoju nocowało po kilka osób. Powiedziałam Ołeksie, że od tej pory będzie spał w moim pokoju. I spał tam prawie przez cały ten czas. Oczywiście było mu ciężko - zapachy innych ludzi, hałas... Ale kiedy wszyscy już wyszli, powiedział: "Mogli zostać, przyzwyczaiłem się do nich". To przyzwyczajenie się zajęło mu dwa i pół miesiąca. Kiedy jednak w końcu wszedł do swojego pokoju, powiedział: "Tu nie pachnie mną" - i przez bardzo długi czas go wietrzył. A potem po prostu przestał się myć: wyjaśnił, że jego zapach musi całkowicie "zamieszkać" w tym pokoju, aby i on mógł tu ponownie zamieszkać. Nasz autyzm znów dał o sobie znać.

Na autyzm nie ma lekarstwa. To choroba na całe życie

LW: Ludzie w Ukrainie tak naprawdę nie rozumieją jeszcze, czym jest autyzm. I prawdopodobnie jeśli powiesz, że ktoś nie lubi jakiegoś zapachu, odpowiedź będzie brzmiała: "Nieważne, ja też nie lubię pewnych zapachów". Jak wyjaśnić, czym jest autyzm?

SCz: Najlepiej wytłumaczyć to tak, jak opisał mi to kiedyś sam Ołeksa. Babcia coś dla niego ugotowała i powiedziała: "Jedz!". Odpowiedział: "Wyobraź sobie, że jesteś przesłuchiwana. Odcinają ci rękę, nogę, biją młotkiem. A ty to wszystko znosisz. Tak właśnie fizycznie znoszę zapachy, krzyki, hałas i ogólnie ten świat". Myślę, że to było idealne wyjaśnienie. A potem dodał, że świat w jego głowie brzmi jak kakofonia: rock, jazz, muzyka klasyczna - wszystko naraz.

My, osoby neurotypowe, również mamy chwile, kiedy wszystko nas irytuje. Wyobraź sobie, że osoby z autyzmem są w takim stanie prawie cały czas. W związku z tym u większości z nich występuje agresja i autoagresja. Mogą się bić, wykonywać powtarzalne ruchy. Ołeksa też to wszystko miał, tylko że teraz potrafi o tym mówić. To znaczy, nauczyliśmy go wyjaśniać, dlaczego coś robi. Nauczyliśmy go, że może reagować inaczej, przełączać się. Bo to jest cała nauka. Neurotypowe dziecko po prostu dorasta i uczy się samo - chodzi do przedszkola, obserwuje, coś tam podłapuje, chłonie w szkole jak gąbka. Z dziećmi z autyzmem jest inaczej: jeśli się nimi nie zajmujesz, to one po prostu się degradują. Chłopiec z autyzmem przychodził do mnie na konsultacje. Miał zielony nocnik, na którym siadał do 14. roku życia, bo go uwielbiał. Jego rodzice ignorowali to, chodzili z nim do psychologów, aż w końcu w końcu zdali sobie sprawę, że to duży problem.

Osoby z zaburzeniami ze spektrum autyzmu mają uzależnienia.

Kiedy Ołeksa był dzieckiem, czasami musiałam przekonywać go setki razy, że na przykład wyrósł z niektórych ubrań. I czasami wycinałam dziury w jego butach, by nadal mógł w nich chodzić

LW: Powiedziałaś: "miałam chłopca". Czy pracujesz teraz z dziećmi z autyzmem?

SCz: Współpracuję z nimi nieprzerwanie od 2016 roku, kiedy stworzyłam projekt "Kołysanki dla Ołeksy". Właściwie to zaczęłam go, ponieważ rodzice w klasie zbierali podpisy, by wyrzucić mojego syna ze szkoły. Słyszeli, że ma autyzm, i myśleli, że to zaraźliwe. Wtedy pomyślałam: jak mogę temu zapobiec? Postanowiłam opowiedzieć o problemach rodzin z dziećmi z ASD za pośrednictwem ukraińskiej kołysanki, poprzez korzenie mojej babci.

LW: Dlaczego kołysanki?

SCz: Bo kołysanka mi kiedyś pomogła. Kiedy Ołeksa miał trzy lata, którejś nocy bardzo krzyczał przez sen, 3 godziny bez przerwy. Nie dało się go uspokoić. W końcu zaczęłam śpiewać: "Ach, sen chodzi po oknach...". A on ucichł i powiedział: "Mama, pajce" (śpiewaj więcej). I tak zdałam sobie sprawę, że kiedy czuł się nieswojo i niekomfortowo, reagował na mój śpiew. Przeważnie były to kołysanki. Mówiłam mu, że to kołysanki jego prababci, mojej babci Stefy. Wtedy nie myślałam o żadnym projekcie, po prostu zrozumiałam, że to działa. To była taka intuicyjna, "mamowa" historia.

Sołomja Czubaj stworzyła projekt "Kołysanki dla Ołeksy", gdy jej syn miał zostać wyrzucony ze szkoły z powodu autyzmu. Zdjęcie: archiwum prywatne

A potem, w 2016 roku, zebrałam moich muzyków i powiedziałam, że chcę nagrać album i nazwać go "Kołysanki dla Ołeksy". Zebraliśmy fundusze na pierwszą kolekcję audio, dużo też pisałam o Ołeksie na mojej stronie na Facebooku. Zaczęły się ze mną kontaktować inne matki, mówiąc, że podejrzewają u swoich dzieci autyzm. Ta historia o chłopcu z nocnikiem pochodzi od jednej z nich. Ich opowieści jeszcze bardziej zachęciły mnie do pracy z Ołeksą. Widziałam starszych "aspergerów" - wysoce funkcjonalnych, inteligentnych, ale zdegradowanych, ponieważ ich rodzice z nimi nie pracowali.

Najważniejszą rzeczą, jakiej się wtedy nauczyłam, jest to, że trzeba pracować z dzieckiem, ale przede wszystkim z samym sobą

LW: Co to znaczy pracować z samym sobą?

SCz: Pracujesz ze wszystkimi swoimi traumami, wyzwalaczami.

LW: Ilu rodziców powiedziało Ci o podejrzeniach, że ich dzieci mogą mieć autyzm?

SCz: 600 rodzin.

LW: Skąd czerpiesz siły?

SCz: (śmiech) Maluję. Śpiewam. Chodzę do lasu, pływam. Czasami płaczę (śmiech), to też jest sposób. Nie wiem, ale nie potrafię im odmówić. 70 procent uważa, że posiadanie dziecka z autyzmem to przekleństwo. Mówię im: "Zmień nastawienie! Pomyśl o tym jak o cudzie, że tak trudne dla społeczeństwa dziecko trafiło do ciebie i to ty jesteś jego przewodnikiem. To ty musisz sprawić, żeby pokochało ten świat. By nauczył się go kochać, ty też musisz go pokochać". Kiedy Ołeksa chciał spalić ten świat i powiedział, że jest z innej planety, to ja tak naprawdę chciałam ten świat zniszczyć. Ludzie pytają mnie: Jak dokonałaś tego wszystkiego z Oleksą? Bo to było dziecko, które potrafiło siedzieć w kącie, nie przywitać się, ugryźć, krzyknąć, opluć.

LW: A teraz jest wspaniałym facetem, pełnym uroku i humoru!

SCz: Masz pojęcie, przez co trzeba nam było przejść? To nie był jeden specjalista. Ciągle szukałam, nawet jakichś ezoteryków... Pracowałam nad swoimi traumami: mój ojciec, KGB, Związek Radziecki, mój brat, moja matka, mój były mąż. Brałam moje traumy całymi warstwami i zastanawiałam się, gdzie mogę być toksyczna, gdzie czegoś nie akceptuję, gdzie nie pozwalam się dotykać - syn nie pozwalał mi się dotykać.

LW: A teraz?

SCz: Teraz jest nastolatkiem, więc znowu nie pozwala się przytulać, ale - jak to nastolatek. Miał też określony porządek: w co musi się ubrać, w jakiej kolejności. Nawet teraz bardzo dokładnie wylicza, kiedy musi iść do szkoły, jak długo świecą się światła na jednym skrzyżowaniu czy na drugim. Ma swoje rytuały. Na przykład wstaje punktualnie o siódmej trzynaście, myje zęby, bawi się ze swoim kotem i pilnuje czasu do momentu ugotowania kiełbasek. A potem idzie do szkoły. Ma też jasno określony czas na odpoczynek i odrabianie lekcji. Jeśli coś odbiega od harmonogramu, bardzo się denerwuje. Albo gdy gdzieś idziemy, a on jeszcze nie odrobił pracy domowej, musi odrobić ją do wieczora, by nazajutrz być przygotowanym do lekcji. Czułby się niekomfortowo, gdyby musiał powiedzieć nauczycielowi, że nie odrobił pracy domowej - nawet z ważnego powodu.

LW: Myślę, że słyszałaś od wielu ludzi, że może to kwestia wieku, może z tego wyrośnie. Czy autyzm jest uleczalny? A może jest na zawsze?

SCz: Bardzo dobrze to ujęłaś: "wyrosnąć". Tyle że to "wyrosnąć" nie działa w przypadku autyzmu. Nie da się go wyleczyć, pozostaje na całe życie. Dlatego zawsze powtarzam rodzicom, którzy do mnie przychodzą: "Wyobraźcie sobie, że was nie ma". Przekazuję to Ołeksie: "Mnie tu nie będzie, podstawowe rzeczy musisz umieć zrobić sam". Nauczyliśmy się więc chodzić do sklepu, by mógł podejść do nieznajomego i kupić coś dla siebie. Uczyliśmy się tego przez chyba 2 miesiące. Czasami chowałam się za rogiem domu albo w sklepie za półkami i po prostu obserwowałam. To było straszne! Ale potem było zwycięstwo, kiedy kupił sobie coś po raz pierwszy. Nie pamiętam, co to było, guma do żucia czy lody. Później poszedł do sklepu z kotem - ale wrócił. Zapytałam go: "Dlaczego wróciłeś?". A Ołeksa, który postępuje zgodnie z instrukcjami i wskazówkami (to też jeden z wyróżników osób z zespołem Aspergera), odpowiada: "Bo na drzwiach była tabliczka z napisem: 'Zakaz wprowadzania zwierząt'". A ja na to: "Ale twój kot był w specjalnym plecaku". Odpowiedział stanowczo: "Mamo, to było wyraźnie napisane czerwonymi literami!". Zostawił więc kota i ponownie poszedł do sklepu.

Rosyjskie kołysanki w obliczu ciągłego zagrożenia

LW: "Kołysanki dla Ołeksy": jak ich szukałaś? To dawne czy współczesne kołysanki?

SCz: Na początku przychodziłam do mojej 92-letniej babci Stefy i mówiłam: "Babciu, usiądźmy!". A potem włączałam magnetofon i nagrywałam jej śpiew. A ona śpiewała, na przykład, "Oj, sen spaceruje przy oknach" z wersem, którego nigdy wcześniej nie słyszałam:

"Żeby spało -

Nie płakało.

Żeby żyło -

Nie chorowało."

Zapytałam babcię, skąd wzięła ten werset. Odpowiedziała: "Moja prababcia mi to śpiewała". Co ciekawe, moja babcia śpiewała tę kołysankę na nieco inną melodię niż ta, którą znamy.

Kiedy już ciężko pracowałam nad albumem, Hordij Staruch (ukraiński muzyk - aut.) przyniósł mi 500 kołysanek na twardym dysku, które zebrał podczas wypraw etnograficznych do ukraińskich wiosek. To, co mnie wtedy uderzyło (pracowałem wtedy z psychoterapeutą), to fakt, że wiele kołysanek zawierało słowa: "Zostawię cię, zostawię cię", "Liść cię przykryje, deszczyk napoi". Wydaje się, że to wszystko jest czułe, ale to zawsze jest strach przed utratą matki, która gdzieś wyjeżdża: do pracy na roli albo jest zmuszona gdzieś indziej to dziecko zostawić. "Zostawię cię obcym, obcy mają więcej". Śpiewano, że ci obcy będą zbierać posag do skrzyń i kupować naszyjniki, a my, twój, dziecko, ojciec i ja, mówimy, nie możemy ci nic dać, może kiedyś nam wybaczysz. Te kołysanki śpiewały stare kobiety. Istniały nagrania z obwodów chersońskiego, donieckiego, połtawskiego i czernihowskiego. Było też wiele kołysanek z czasów Hołodomoru:

"Znajdę ci trzy ziarenka:

Jedno dla mnie, jedno dla ciebie,

Jedno damy ptaszkowi...".

Ta kołysanka była taka żałobna... I język tych kołysanek jest piękny, taki bogaty! "Mój łabędziu", "gołąbeczku", "loczki", "dam ci tyle czułości..."... Uderzyło mnie to, że ojcowie w kołysankach są pomijani. A najczulsze kołysanki zawarte na dwóch albumach "Kołysanki dla Oleksy" (20 piosenek) zostały napisane przez mężczyzn. Na przykład tekst Wingranowskiego: "Tata i mama kołysali mnie do snu..." czy Platona Woronko - "Śpij, moje serce, póki pracy mało...". Iwan Malkowycz napisał piosenkę o swoim synu "Dniepr jest dla rybek - ojczysty kraj, to ich Ukraina...". W moich albumach są kołysanki z XVIII, XIX, XX i XXI wieku.

LW: Badałaś różnice między ukraińskimi i rosyjskimi kołysankami?

SCz: Nie, nie specjalnie. Chociaż jestem osobą, która urodziła się za czasów Związku Radzieckiego. Ale może miałam więcej szczęścia, ponieważ w mojej rodzinie był całkowity szlaban na wszystko, co rosyjskie, ponieważ moi dziadkowie byli bardzo uparci. Ale to wciąż przenikało. Kołysankę "Przyjdzie szary wilczek i ugryzie boczek" zna chyba każde dziecko, którego dzieciństwo przypadło na czasy Związku Radzieckiego. A rosyjskie kołysanki są groźne. Nawet w naszych, w których śpiewają: "Zostawię cię, zostawię cię", można poczuć ból rozdzierający matkę lub ojca od środka, że są zmuszeni zostawić swoje dziecko, bo nie mogą go nakarmić. W tych smutnych kołysankach rodzice zwracają się do dziecka z wielką miłością: "jesteś moją niebieską gołębicą", "jesteś moją jaskółką", "jesteś moim słońcem".

A w rosyjskich kołysankach jest ciągła groźba. I tak właśnie działają Rosjanie - poprzez zastraszanie: jeśli nie będziesz grzeczny, wyślę na ciebie stado wilków albo cię zakopię

Od kołyski uczy się, że zastraszanie innych, strach, manipulacja to coś normalnego.  

Śpij, me dziecko miłe,

Jesienią będzie inaczej,

Na trzecie imieniny,

Sedin Waniuszka umrze,

Jutro jest pogrzeb,

Pochowamy Wanię,

Wielki dzwon dzwoni [przykład rosyjskiej kołysanki - aut.]

LW: Dlaczego twoja rodzina, jak mówisz, "dała szlaban na wszystko, co rosyjskie"?

SCz: Po pierwsze, moja babcia, która mieszkała we wsi Hłuszyn w powiecie brodzkim [wieś w obwodzie lwowskim - aut.], miała w domu Rosjan [w 1941 roku pod Brodami odbyła się jedna z największych bitew pancernych - przyp. aut.]. Moja babcia często mówiła: "Nie ma nic gorszego niż Moskal", bo widziała, jak Rosjanie gwałcili dziewczyny we wsi, opowiadała mi o tym. Więc kiedy odkryto Buczę i cały ten horror, nie byłam zaskoczona. Babcia opowiadała mi o rosyjskim żołnierzu, który był brudny, głodny, obdarty, zabierał jedzenie, wypędzał ludzi z domów i maltretował dziewczynki. W czasie II wojny światowej była już na tyle dorosła (urodziła się w 1923 roku), że rozumiała, co się dzieje, i pamiętała, czego doświadczyła.

Moja babcia nazywała "wyzwolicielami" tych członków partii i żołnierzy, którzy masowo osiedlali się we Lwowie podczas II wojny światowej po jego rzekomym "wyzwoleniu". Moja babcia widziała, jak żony żołnierzy radzieckich chodziły do opery w halkach, myśląc, że to suknie wieczorowe. Widziała też, jak w 1956 roku nasi sąsiedzi (dom znajduje się tuż obok) zostali wyprowadzeni na zewnątrz przez Sowietów i rozstrzelani.

LW: W 1956 roku? Dlaczego? Jaki był powód?

SCz: Chcieli wziąć ten dom dla siebie. Jego właścicielem był architekt, reprezentant inteligencji. Mojemu dziadkowi, który zbudował dom, w którym teraz siedzimy [Sołomja mieszka w rodzinnym domu, który znajduje się w malowniczym parku Pohulanka we Lwowie - aut.], zabrano go dwa razy. I dwa razy udało mu się go odzyskać. Jak do tego doszło? Sowieci czekali, aż człowiek wykończy dom, nawet go umebluje, a potem przychodzili około 4-5 rano i mówili: "Wysiedlamy was, tu będzie przedszkole". Wszystko to jest udokumentowane w aktach mojego dziadka. To było gdzieś w latach sześćdziesiątych. W 1969 roku przyjechał tu mój ojciec. A w latach 70. zaczęły się tu rewizje i aresztowania.

Miałam 2,5 roku , gdy zmarł mój ojciec. Dobrze pamiętam jego pogrzeb

LW: Tato i rewizje. Jak wyjaśnisz osobie, która nigdy nie słyszała o Hryćko Czubaju, dlaczego KGB przychodziło do jego domu z rewizjami? Co strasznego zrobił twój ojciec?

SCz:Był prześladowany od 15. roku życia. Wtedy po raz pierwszy był przesłuchiwany. W swojej wsi Berezyny (obwód rówieński) ojciec czytał utwory poetów zakazanych przez władze sowieckie, które widziały w ich wierszach niebezpieczeństwo mogące podnieść na duchu Ukraińców. Został wydany przez swoją dziewczynę... Potem był ponownie przesłuchiwany, ponieważ czytał poezję Szewczenki w pobliżu pomnika Szewczenki.

Mój ojciec był po prostu ukraińskim poetą, który chciał pisać po ukraińsku o tym, co go bolało. I czytać ukraińskich poetów, którzy zostali zakazani

Wydawało się, że w Związku Radzieckim panuje pokój, wszystko wydaje się być w porządku. Ale jednocześnie były przesłuchania, aresztowania i wszystko było zakazane - z wyjątkiem sowieckiej propagandy.

Mojemu ojcu nie pozwolono pójść na żaden uniwersytet. Intelektualista, który był bardzo dobry w szkole, nie otrzymał wyższego wykształcenia, nie został przyjęty do instytutów, by nie rozprzestrzeniał "nacjonalistycznej zarazy". Człowiek, który znał kilka języków obcych, który potrafił cytować na pamięć Rilkego, Szekspira, Hessego, który doskonale malował, nie mógł dostać pracy. Nigdzie go nie zatrudniano - po prostu zabijano go moralnie. W warzywniaku ojciec rozładowywał wagony ze zgniłymi jarzynami, ale i stamtąd został wyrzucony, bo kierownik warzywniaka dostał telefon z "góry" i zagrożono mu, że jeśli tata dalej będzie tam pracował, warzywniak zostanie zamknięty. Wtedy babcia z trudem załatwiła ojcu pracę w fabryce mebli, w której pracowała. Błagała go: Masz małego syna, więc zarób trochę grosza". I ojciec został zatrudniony, ale pod jednym warunkiem: w fabryce nikt nie miał do widzieć; w nocy rysował plakaty gdzieś na swoim podwórku. Babcia mi opowiadała, że ojciec rozklejał na naszym podwórku szablony z napisem: "Chwała KPZR" i portretami Lenina, które świetnie rysował (później się z tego śmiał, ale musiał jakoś wyżywić rodzinę). Dziadek specjalnie postawił mu latarnię. I choć to były spokojne lata 70., 80., ojciec nadal był zabierany na przesłuchania. Pobrali mu nerki, bo wiedzieli, że ma gruźlicę nerek. W końcu go to zabiło.

LW: Jaki był cel przesłuchań?

SCz: Chcieli, by wydał swoich towarzyszy, którzy również byli zaangażowani w działalność antyradziecką.

LW: Bili go podczas tych przesłuchań?

SCz: Bili i wstrzykiwali psychotropy.

LW: Byłaś bardzo młoda, kiedy zmarł. Tak naprawdę go nie znałaś...

SCz: Miałam 2,5 roku, ale dobrze pamiętam jego pogrzeb: jak byłam ubrana, zapachy, wieńce, niektóre rozmowy. Pamiętam, jak całowałam go ostatni raz, babcia podniosła mnie i powiedziała: "Pocałuj tatę po raz ostatni". Myślałam, że to sen. Jako dorosła zaczęłam analizować to z psychoterapeutą, a potem opowiedziałam babci moje wspomnienia. I wtedy zdałam sobie sprawę, że te wrażenia zostały po prostu odciśnięte w mojej dziecięcej głowie.

LW: Czy kiedykolwiek wyjaśniono Ci, dlaczego Twój ojciec odszedł?

SCz: Mama powiedziała tylko, że był bardzo chory. W rzeczywistości była to dla mnie wielka trauma, ponieważ nikt z dorosłych w tamtym czasie nie wyjaśnił mi, co się stało. A teraz, w czasach wojny, ta kwestia jest bardzo istotna: wyjaśnianie dzieciom śmierci ich rodziców na froncie.

LW: Jakiej rady udzieliłabyś kobietom, których mężowie zginęli na froncie. Jak powinny wyjaśniać tę stratę swoim dzieciom, by nie przeszły przez tę samą ścieżkę poszukiwania ojca, przez którą przeszłaś Ty?

‍SF: Być szczerym, przede wszystkim przed samym sobą. Jeśli ten człowiek był ideałem, to dziękuj Bogu, że mieliście te chwile razem. Spróbuj pokazać dziecku całe piękno jego ojca.

W żadnym wypadku nie powinnaś manipulować dzieckiem, mówiąc: "Przez to, co robisz, twój tata przewraca się w grobie", "O ty taki siaki, za co umarł twój tata?!". To tylko pogłębia traumę

Musisz też zrozumieć, że dziecko bardzo głęboko odczuwa tę stratę. Więc nie odwracaj się od niego. Ile razy będzie pytać: "Gdzie jest mój tata? Dlaczego nie żyje?" - tyle razy mu wyjaśniaj i mów do niego, tylko nieagresywnie! Powiedz: "Mnie też jest ciężko, bo ja też go straciłam", żeby dziecko też poczuło, że nie jesteś kamieniem, nie jesteś wszechmocna, że też się martwisz, że je rozumiesz. Ale bądź też ofiarą, choć to bardzo trudne.

Wydaje mi się, że potrzeba teraz wiele pracy, aby pomóc każdej rodzinie we właściwy sposób. Bo każda rodzina doświadcza straty w szczególny sposób.

LW: Kiedy już byłaś dorosła, zaczęłaś przywracać imię Hryća Czubaja ukraińskiej kulturze, publikując zbiory jego wierszy, oprawiając je muzyką i inicjując filmy dokumentalne o nim. To był Twój sposób na poznanie ojca. Czy powiedziano ci, jaki był jako dziecko?

SCz: Praktycznie nic mi nie powiedziano. Był wielkim poetą - i to wszystko. Jaki był? Co lubił jeść? Co lubił nosić? Jak się śmiał? Czy w ogóle mnie kochał? O tym, że ojciec mnie kochał, dowiedziałam się na początku tego roku, kiedy Taras i ja rozmawialiśmy o naszej stracie ojca po raz pierwszy od dziesięcioleci. Brat powiedział mi, że kiedy się urodziłam, ojciec się rtozpromienił - po raz pierwszy od więzienia, po przesłuchaniach w latach 1972-73. Taras przyznał, że te lata były czarne w naszej rodzinie: "Jak tylko się urodziłaś, ojciec się odrodził. To było tak, jakby się zapalił". Urodziłam się w 1979 roku.

Przez całe życie Sołomja Czubaj starała się dowiedzieć czegoś więcej o swoim ojcu, jego życiu i losie. Zdjęcie: archiwum prywatne

LW: Jak się czułaś, gdy usłyszałaś te wspomnienia brata?

SCz: Zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu... W końcu porozmawialiśmy z bratem o traumie związanej ze stratą. Zrozumiałam ojca lepiej: co, dlaczego i jak. A co najważniejsze, zrozumiałam, że ktoś mnie kochał tylko dlatego, że się urodziłam, że byłam chciana!

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka telewizyjna, dziennikarka, scenarzystka, felietonistka. Studiowała dziennikarstwo na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Była specjalną korespondentką krajowych kanałów telewizyjnych, w tym korespondentką kanału Inter TV w Warszawie. Pracowała jako prezenterka w kanałach informacyjnych TV Channel 24, Pryamyi i Ukraine 24. Podczas inwazji na pełną skalę dołączyła do zespołu kanału Espresso TV, gdzie prowadziła maraton informacyjny poświęcony wojnie Rosji z Ukrainą. Również w czasie pełnej inwazji zaczęła komentować wydarzenia w Ukrainie w polskich stacjach telewizyjnych i radiowych. Jest współpracowniczką Gazety Wyborczej i Wysokich Obcasów. Jest współautorką scenariusza filmu dokumentalnego "Kvitka Tsysyk Kvitka. Głos w jednym egzemplarzu" (2013), który zdobył kilka nagród, a także scenariusza do projektu dokumentalnego "10 dni niepodległości" (2021). Była głosem programu Ukraine Speaks (ukraiński kanał telewizyjny), a jako wolontariuszka projektu Talking Books czyta książki z programu szkolnego dla dzieci niedowidzących. W ramach projektu żony prezydenta Ukrainy Oleny Zelenskiej, mającego na celu wprowadzenie ukraińskojęzycznych audioprzewodników, jej głos można usłyszeć w audioprzewodniku po zamku w Edynburgu.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Dom Ukraiński Przemyśl Ihor Horków

Dom Ukraiński w Przemyślu to miejsce, o którym nie wspomina się podczas turystycznych wycieczek po mieście. W ciągu ostatnich kilku lat byłam na paru takich wycieczkach i za każdym razem zauważałam, że lokalni przewodnicy pomijają kwestię Ukraińców, choć są oni jedną z kluczowych społeczności w mieście. Społecznością, która pozostawiła po sobie dziesiątki architektonicznych i historycznych artefaktów.

Ponadto ukraińska społeczność Przemyśla jest często określana przez miejscowych jako „prawosławna”, choć nie jest to określenie precyzyjne. W latach 60. XIX wieku, kiedy Przemyśl zaczął się dynamicznie rozwijać dzięki budowie fortecy [Twierdza Przemyśl, podówczas trzecia największa twierdza w Europie – red.], mieszkało tu zaledwie 10 tysięcy osób. Do 1910 roku liczba mieszkańców wzrosła do 56 tysięcy. Wśród nich 12,3 tys. było Ukraińcami, w większości wyznania grekokatolickiego.

Dom Ukraiński stoi w centrum miasta, przy ulicy Kościuszki 5. Ten modernistyczny budynek wzniesiono w latach 1903-1904 z inicjatywy dr. Teofila Kormosza, prawnika i członka lokalnej społeczności ukraińskiej. Ihor Horkiw, obecny kierownik Domu Ukraińskiego, wyjaśnia, jak i dlaczego to miejsce stało się dla Ukraińców kluczowe.

Niebo nie tak niebieskie, trawa nie tak zielona

Halyna Halymonyk: Z tego, co wiem, historia Pańskiej rodziny jest bezpośrednio związana z historią Domu Ukraińskiego w Przemyślu. I w pewnym stopniu odzwierciedla historię wielu Ukraińców, którzy mają swoje korzenie na południowo-wschodnich ziemiach Polski.

Ihor Horków: Rodzina moich dziadków została deportowana podczas akcji „Wisła”, którą przeprowadzono pod hasłem „ostatecznego rozwiązania problemu ukraińskiego w Polsce” – w ramach porozumienia między komunistycznymi rządami ZSRR i Polski – wraz ze 150 tysiącami innych Ukraińców z Łemkowszczyzny, Chełmszczyzny, Nadsania i Podlasia. Wcześniej, bezpośrednio po II wojnie światowej, około pół miliona Ukraińców zostało deportowanych z terenów dzisiejszej południowo-wschodniej Polski do sowieckiej Ukrainy, z której w przeciwnym kierunku wywieziono większość ludności polskiej. W 1947 roku kolejnych 150 000 Ukraińców zostało deportowanych do zachodniej i północnej części Polski, na tak zwane „ziemie odzyskane”.

W ten sposób prokremlowski rząd komunistycznej Polski chciał wymazać ukraińską tożsamość i spolonizować Ukraińców. Surowo zabroniono im powrotu na ziemie, które były ich ojczyzną

Jednak na zachodnich ziemiach Polski nie widzieli dla siebie przyszłości, bo nie było tam „ukraińskiego życia”: żadnej grupy teatralnej, żadnego czasopisma, żadnej cerkwi, żadnej szkoły. Czasami dotarcie do najbliższej cerkwi zabierało cały dzień – a po dwugodzinnym nabożeństwie kolejny dzień upływał im na wędrówce powrotnej.

Ukraińcy to naród bardzo przywiązany do ziemi. W nowym miejscu wszystko było dla nich inne: niebo nie tak błękitne, trawa nie tak zielona, słońce nie grzało tak mocno.

Mimo zakazu, szukali sposobu, by wrócić do domu. Przemyśl, w którym były Dom Ukraiński i cerkiew, stał się dla nich mitycznym miastem, dającym nadzieję na odrodzenie ukraińskiego życia społecznego. Zaczęli więc tam napływać, ukradkiem albo podstępem, i meldować się w okolicznych wsiach. By poczuć ducha „ukraińskiego życia”.

Czy ta idea przyświecała budowie Domu Ukraińskiego w Przemyślu?

W czasie gdy on powstawał, w całej Galicji był boom na wznoszenie takich domów. Ukraińcy budowali domy ukraińskie, Polacy – polskie. Ludzie chcieli się jednoczyć, ale w odrębnych społecznościach. Ukraińcom zajęło to dużo czasu, dlatego ich dom w Przemyślu powstał znacznie później niż inne. Został zbudowany ze zbiórek lokalnej społeczności i okolicznych wsi, które były w większości ukraińskie, a także przy wsparciu ukraińskiej diaspory.

Ten dom miał stać się symbolem zmartwychwstania Ukrainy-Rusi, która powstanie jako niepodległe państwo na mapie Europy. Nawet kopułę zbudowano, jak dla cerkwi. Fasada została ozdobiona niebieskimi i żółtymi ornamentami, a w sali teatralnej są ornamenty odnoszące się do różnych regionów Ukrainy.

Dom Ukraiński w Przemyślu

Społeczność ukraińska w Przemyślu miała rozwiniętą świadomość obywatelską i ukraińskocentryczną mentalność. W odrodzeniu ukraińskości Przemyśl odegrał niezwykle ważną rolę. To właśnie to miasto ukraiński historyk Mychajło Hruszewski nazwał „głównym ośrodkiem ukraińskiego życia na zachodniej granicy”. To tu po raz pierwszy wykonano pieśń „Ukraina jeszcze nie umarła”, która później stała się hymnem państwowym, a we wsi pod Przemyślem urodził się i został pochowany kompozytor Mychajło Werbycki. Iwan Franko recytował tu zaś swój proroczy poemat „Mojżesz”.

8 i 9 marca, czyli w urodziny i imieniny Tarasa Szewczenki, ukraiński biznes w Przemyślu wprowadził dni wolne, które wypełniały wydarzenia kulturalne i edukacyjne

Nic dziwnego, że Ukraińcy w Polsce, których prokremlowscy komuniści chcieli pozbawić tożsamości, szukali miejsc, gdzie mogliby poczuć się Ukraińcami bez strachu, gdzie byłoby „ukraińskie życie”.

Co w tym czasie działo się z Domem Ukraińskim w Przemyślu?

W 1947 r. cały majątek społeczności ukraińskiej, podobnie jak majątki innych społeczności, został znacjonalizowany. Po śmierci Stalina zaczęła się w Polsce odwilż. W 1956 r. rząd komunistyczny przyznał mniejszościom narodowym prawo do tworzenia własnych stowarzyszeń. Białorusini, Ukraińcy i inne mniejszości miały po jednym takim stowarzyszeniu.

Tyle że Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne było w pełni nadzorowane przez polskie władze komunistyczne: donosy, kontrola wypowiedzi i poglądów. Jednak, nawet działając w tej formie, pomogło ono Ukraińcom ożywić swoją społeczność – głównie dzięki działalności kulturalnej. Była grupa teatralna, było pismo „Nasze Słowo” i centrum języka ukraińskiego.

Przez lata społeczność ukraińska w Przemyślu apelowała do lokalnych władz o zwrot budynku, lecz bezowocnie. Przez trzy pokolenia, by zachować budynek, wynajmowano część pomieszczeń. Na początku to był jeden pokój, potem dwa, trzy, sala teatralna, piętro nad nią… Ukraińcy dbali o ten dom, starali się ocalić go od zniszczenia i zapomnienia.

1 procent kosztów, 100 procent tożsamości

Pamięta Pan dzień, w którym po raz pierwszy przyszedł do Domu Ukraińskiego?

Urodziłem się w północnej Polsce, ale moja rodzina dużo słyszała o Domu Ukraińskim w Przemyślu. Rodzice dbali o to, bym miał świadomość, że jestem Ukraińcem, obywatelem polskim ukraińskiego pochodzenia. W domu mówiliśmy po ukraińsku, chodziłem do ukraińskiej szkoły. Dlatego zawsze czułem szczególny związek z tym miejscem, a przeprowadzka do Przemyśla była dla mnie świadomą decyzją.

Po raz pierwszy zobaczyłem Dom Ukraiński w 2007 roku. W tym czasie były w nim mieszkania komunalne, otwarto tu nawet publiczną toaletę. Stan obiektu był okropny.

Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne istniało do 1989 roku. Zostało zlikwidowane z powodu bliskich związków z reżimem komunistycznym i zastąpione przez Związek Ukraińców w Polsce. Zgodnie z polską ustawą mniejszościami narodowymi są te mniejszości, które mieszkają w Polsce co najmniej od 100 lat.

A Ukraińcy byli we wschodniej Polsce zawsze. Całkowita ich asymilacja była i jest niemożliwa, o czym świadczy m.in. to, że w spisie powszechnym z 2011 roku ukraińską tożsamość narodową zadeklarowało więcej osób niż w spisie z 2002 roku

Porozumienie w sprawie przekazania budynku udało się osiągnąć dopiero w 2011 roku: Związek Ukraińców w Polsce odkupił go od gminy za symboliczny 1 procent wartości. Decyzja ta wiązała się ze zwrotem Polakom Domu Polskiego we Lwowie.

Później społeczność ukraińska zebrała 6,5 mln zł z prywatnych darowizn i dotacji na remont budynku, którego całkowity koszt oszacowano na 12,5 mln zł. Prace zaczęliśmy od sali teatralnej, bo chcieliśmy, by jak najszybciej można było organizować w niej wydarzenia kulturalne i integracyjne.

Ale to miejsce służy nie tylko na rzecz społeczności ukraińskiej. Jest przestrzenią dialogu międzykulturowego i przełamywania stereotypów. Bo nikt nie powinien być zamknięty we własnej bańce kulturowej.

Czy to prawda, że lokalne władze często ignorują przyjazne gesty ze strony Domu Ukraińskiego?

Przemyśl to miasto o skomplikowanej historii.

Niemal wszyscy politycy wykorzystują wątek ukraiński podczas kampanii wyborczych, nie wyciągając wniosków z błędów popełnionych w przeszłości

A że wybory są zawsze, wydaje się, że to niekończący się proces. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by przezwyciężyć stereotypy i uprzedzenia wobec Ukraińców. Jednak wielu politykom łatwiej jest grać na emocjach wyborców, wskazując jakiegoś wroga. Często tematy historyczne są wykorzystywane jako grunt do manipulacji.

Jak z tym walczymy? Mówimy o faktach, na przykład o wkładzie Ukraińców w polski system emerytalny i podatkowy. Kiedy w Przemyślu wybuchły protesty rolników, skupiliśmy się na stratach poniesionych przez polskich przedsiębiorców z powodu blokowania granicy.

Zapraszamy polską społeczność do udziału we wszystkich naszych wydarzeniach, nasze drzwi są zawsze otwarte. To jedyny sposób na budowanie wspólnoty ukraińsko-polskiej.

Na ścianie Domu Ukraińskiego widnieje napis: „Nie ma wolnej Ukrainy bez wolnej Polski, nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”. Ukraińscy i polscy politycy oraz społeczności po obu stronach granicy muszą zdać sobie z tego sprawę

Inni odchodzą, my zostajemy

Zarazem Dom Ukraiński w Przemyślu zawsze był miejscem wsparcia dla Ukraińców, nie tylko tych w Polsce. Zwłaszcza po wybuchu wojny na pełną skalę.

Tak, zawsze byliśmy po stronie Ukrainy we wszystkich próbach, przez które przechodziła. Kiedy był Euromajdan, a później Rewolucja Godności, Ukraińcy w Polsce i Polacy zbierali pomoc humanitarną. Kiedy Ukraina, kierowana przez ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza, zakazała importu artykułów humanitarnych, dzieliliśmy je na małe partie, wwozililiśmy do Ukrainy pojedynczymi samochodami i rozwoziliśmy po kraju.

Przed wojną zebraliśmy się, by pomyśleć, w jaki sposób Dom Ukraiński w Przemyślu może pomóc Ukraińcom. Opracowaliśmy plan pomocy. Wolontariusze, którzy na dworcu kolejowym w Przemyślu pomagali ukraińskim uchodźcom dostać się do właściwego pociągu, autobusu czy udzielali informacji, byli ukraińskimi i polskimi wolontariuszami z naszego Domu.

Byliśmy dobrze przygotowani, mieliśmy opracowane precyzyjne protokoły udzielania pomocy.

Sala teatralna, w której występowali ukraińscy i polscy twórcy – Sołomija Kruszelnicka, Łesia Kurbas, Oksana Zabużko, Olga Tokarczuk, Andrzej Stasiuk – została przekształcona w tymczasowy hostel z 24 łóżkami

Potem dostawialiśmy kolejne łóżka: 50, 80... W sumie w ciągu sześciu miesięcy przyjęliśmy około 5000 osób, zapewniając im zakwaterowanie i wyżywienie.

Sala teatralna przekształcona w schronisko dla uchodźców, 2022 r. Zdjęcie: Adam Jaremko

Dom Ukraiński w Przemyślu zorganizował ponad 1000 dni dyżurów wolontariuszy na dworcu kolejowym. Nasi wolontariusze pomagali kobietom z dziećmi nosić walizki, zajmowali się logistyką. Przygotowywaliśmy pakiety niezbędnych informacji, które można było przekazywać uchodźcom w 100 sekund – także te, które pomagały unikać oszustów i złodziei. Pracowaliśmy również w pokoju dla matek z dziećmi.

Za tym wszystkim stał zespół Związku Ukraińców w Polsce – polscy i ukraińscy wolontariusze, którzy byli gotowi do pracy w dni powszednie i święta

Dzięki wsparciu sponsorów udało nam się wyremontować część budynku, w którym obecnie działa schronisko dla uchodźców. To dom dla osób, które potrzebują tymczasowego schronienia, by odetchnąć i zdecydować, dokąd dalej pójść. Otwarto również schronisko dla osób niepełnosprawnych, przewidziane do krótkoterminowego zakwaterowania – od dwóch do trzech miesięcy. Trafiający tu ludzie borykali się z trudnościami już przed wojną, a teraz potrzebują dodatkowego czasu na dostosowanie się i powrót do zdrowia.

Naszym celem było pomóc tym ludziom zaplanować przyszłość: znaleźć pracę, szkołę dla dzieci, kursy językowe. Fakt, że po dwóch lub trzech miesiącach mogą już sobie sami poradzić, że odzyskali kontrolę nad swoim życiem, jest dla nas największą nagrodą.

Dzięki różnym programom grantowym mogliśmy np. organizować wizyty lekarskie w schronisku i pomoc psychologiczną. Teraz ze względu na zawieszenie wsparcia z USAID [Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego, likwidowana obecnie przez administrację Donalda Trumpa – red.] niektóre programy, w tym pomoc psychologiczna, musiały zostać ograniczone. Szukamy sposobów, by czymś to zastąpić, ponieważ społeczność ukraińska w Polsce jest zajęta zbieraniem funduszy głównie dla frontu. Wiele organizacji wycofuje się z pomocy, choć zapotrzebowanie na nią nie zniknęło. Nasza organizacja nadal pomaga Ukraińcom w wielu sprawach: tłumaczeniach, organizacji pogrzebów, wsparciu kobiet, które mają urodzić dziecko.

Mamy więcej pracy, bo gdy inni odchodzą, my zostajemy – jako jedni z nielicznych
Przez ponad 1000 dni inwazji wolontariusze z Domu Ukraińskiego byli osobami pierwszego kontaktu dla Ukraińców przyjeżdżających na dworzec kolejowy w Przemyślu. Zdjęcie: Adam Jaremko

Coraz częściej pojawiają się opinie, że część uchodźców wojennych może pozostać w Polsce na zawsze. Jaka powinna być polityka Polski w zakresie integracji Ukraińców?

Państwo nie powinno wykluczać z tego procesu organizacji pozarządowych, które mają wieloletnie doświadczenie w pracy integracyjnej. Odkąd Dom Ukraiński w Przemyślu wznowił swoją działalność, zorganizowaliśmy dziesiątki polsko-ukraińskich wydarzeń. U nas jest miejsce dla wszystkich mieszkańców Przemyśla, nie tylko Ukraińców.

Nie budujemy muru wokół naszej społeczności, ale otwieramy drzwi. Tylko dzięki stałym kontaktom osobistym i otwartej przestrzeni kulturalnej możemy zbudować prawdziwy most porozumienia. To właśnie takie inicjatywy jak nasza udowadniają, że integracja nie jest asymilacją, ale współistnieniem, w którym każdy zachowuje swoją tożsamość, stając się częścią czegoś większego.

Zdjęcia: archiwum Domu Ukraińskiego w Przemyślu

20
хв

Ihor Horków: – Nie budujemy muru. Otwieramy drzwi

Halyna Halymonyk
prawa kobiet na świecie elżbieta korolczuk

Jak wskazuje najnowszy raport UN Women, w 2024 roku co czwarty kraj na świecie odnotował regres w obszarze praw kobiet, a w Unii Europejskiej około 50 milionów kobiet nadal doświadcza wysokiego poziomu przemocy seksualnej i fizycznej – zarówno w domu, w pracy, jak i w miejscach publicznych

Z dr hab., prof. UW Elżbietą Korolczuk, socjolożką, aktywistką, badaczką rozmawiamy o aktualnej sytuacji praw kobiet na świecie, w Polsce i Ukrainie, oraz o tym, co jeszcze możemy zrobić, aby chronić i wspierać prawa kobiet, które znowu są narażone na wykluczenie, czy przemoc.

Wpływ Kościoła

Olga Pakosz: – Pani Profesor, co oznacza regres praw kobiet? 

Elżbieta Korolczuk: – Oznacza to, że w wielu krajach zahamowany został proces wyrównywania szans, a w innych sytuacja kobiet uległa pogorszeniu. 

Oczywiście, nigdy nie było tak, że wszyscy uczestnicy życia publicznego, nawet w krajach liberalnych, akceptowali równość płci

Zawsze istniały grupy, które sprzeciwiały się prawom kobiet – reprodukcyjnym, prawu do aborcji, antykoncepcji czy równości płci w życiu politycznym. Jednak w krajach demokratycznych panowała zgoda, że powinniśmy dążyć do pełnoprawnego uczestnictwa kobiet w życiu społecznym i politycznym. Grupy, które się temu sprzeciwiały, pozostawały na marginesie życia publicznego. Dziś poglądy antyrównościowe przesuwają się do centrum debaty publicznej i – w zależności od kraju – przybierają różne formy.

Na przykład w Afganistanie, gdzie w różnych momentach XX wieku wprowadzano przepisy poprawiające sytuację kobiet, dziś nie mają one żadnych praw. Fundamentaliści doprowadzili do tego, że nie mogą pracować, nie mogą same wychodzić z domu, nie mogą się uczyć. Nie mogą uczestniczyć ani w życiu publicznym, ani w polityce, większość też doświadcza przemocy – są dane pokazujące, że może to dotyczyć nawet 85% Afganek

A w takich Stanach Zjednoczonych, w których przez wiele lat polityczny mainstream podzielał przekonanie, że prawa kobiet są oczywistą częścią demokracji, dokonuje się zamach zarówno na demokrację, jak na prawa kobiet.

Jedno i drugie ma związek z rosnącym znaczeniem ruchów antygenderowych i konserwatywnych, które często są powiązane z organizowaną religią – zarówno z chrześcijaństwem, jak i z islamem, a także z ortodoksyjnym judaizmem, który również nigdy nie był przyjacielem kobiet.

A jak to wygląda w Polsce? Mamy już prawie dwa lata od zmiany władzy. Dlaczego więc, mimo wcześniejszych obietnic, nie podjęto żadnych działań, by rozwiązać prawnie choćby kwestię aborcji? 

Po pierwsze dlatego, że obecna klasa polityczna – i to nie tylko w Polsce, ale też w wielu innych krajach – jest znacznie bardziej konserwatywna niż większość społeczeństwa. Po drugie, sprawy dotyczące praw kobiet czy praw mniejszości wciąż znajdują się pod silnym wpływem instytucji religijnych.

Akcja „Aborcja! Tak!” w Warszawie, 2024 r. Zdjęcie: Witold Jarosław Szulecki/East News

W Polsce obserwujemy wyraźny kulturowy konflikt: kraj bardzo szybko się laicyzuje – młodsze pokolenia odchodzą od religii instytucjonalnej i w ogóle od wiary – a mimo to spora część wyborców, głównie starszych, to nadal osoby głęboko religijne. Kościół jako instytucja polityczna wciąż odgrywa ogromną rolę – zarówno na poziomie krajowym, jak i lokalnym. Często biskupi są faktycznymi uczestnikami lokalnego życia politycznego. Duże znaczenie ma też ekonomiczna pozycja Kościoła – to wciąż jeden z największych właścicieli majątku w kraju.

Czy zmiana prezydenta może coś faktycznie zmienić?

Czy możemy zaufać politykom? To pytanie, które zadaje sobie wiele osób. Obietnice padały już dwa lata temu, przy okazji wyborów parlamentarnych, ale jak pokazują badania, duża grupa młodych kobiet, które w 2023 roku głosowały na obecną koalicję, dziś czuje się rozczarowana i sfrustrowana. W kampanii mobilizowano tę grupę wyborczyń m.in. obietnicami dotyczącymi praw reprodukcyjnych, wsparcia finansowego w kwestiach związanych z aborcją i równością osób LGBT. Jak na razie koalicja nie spełniła tych obietnic. Jak to będzie wyglądało w praktyce po wyborze prezydenta – zobaczymy.

Obawiam się, że mamy do czynienia z lekceważeniem wyborczyń: najpierw coś się obiecuje, żeby pozyskać poparcie, a potem się tego nie realizuje

Taka strategia nie tylko zniechęca konkretne grupy wyborców, ale wywołuje też szersze poczucie rozczarowania demokracją jako systemem. Pytanie, na ile politycy są tego świadomi i czy rozumieją długofalowe koszty takich działań.

Jako socjolożka nie mam wielkich oczekiwań. Ale jako obywatelka mam nadzieję, że partie rządzące w końcu się przebudzą – i że zmiana prezydenta zaowocuje przynajmniej rozwiązaniem tak podstawowych spraw, jak zakaz aborcji, czy równouprawnienie osób LGBT.

Czas, gdy znikają wolności

Jak obecnie wygląda sytuacja kobiet w Ukrainie, jeśli chodzi o ich prawa? 

Wojna – jak każdy kryzys – zawsze negatywnie odbija się na społeczeństwie. Oczywiście z jednej strony na mężczyznach, bo to oni głównie giną na froncie albo ponoszą różne koszty związane z byciem żołnierzem. Ale jednocześnie cały ciężar podtrzymania życia codziennego spada na kobiety. Chodzi nie tylko o pracę zawodową, ale też wszystkie działania związane z utrzymaniem życia rodzin, społeczności, z codziennym funkcjonowaniem ludzi. Do tego w ukraińskiej armii jest dużo kobiet, które niosą podwójny ciężar.

Ukrainka wśród ruin domu po rosyjskich ostrzałach w Mikołajowie, 2 sierpnia 2022 r. Zdjęcie: Kostiantyn Liberov/AP/Associated Press/Eastern News

Wojna oznacza też zawieszenie normalnej walki politycznej, a to z kolei sprawia, że trudno jest grupom mniejszościowym zawalczyć o swoje prawa. Bo jednostkowe prawa czy prawa konkretnych grup znikają w tym koszmarze obrony przed atakującą Rosją. 

Widać jednak, że politycznie Ukraina dąży do integracji z Europą a to otwiera możliwości wprowadzania rozwiązań równościowych. Warto porównać Ukrainę i Gruzję – dwa państwa postsowieckie, które miały podobne punkty wyjścia. O ile Ukraina bardzo mocno poszła w kierunku integracji europejskiej – co stało się jednym z elementów konfliktu – i w związku z tym podjęła wiele działań, jak choćby ratyfikacja konwencji stambulskiej czy ochrona praw kobiet i mniejszości, to Gruzja podążyła w przeciwnym kierunku. Zbliżyła się do Rosji, także poprzez kwestie religii, ograniczeń wobec organizacji pozarządowych, a także silnego wpływu Kościoła Prawosławnego.

Gruziński rząd zmierza do ograniczenia praw mniejszości, szczególnie osób LGBT, co jest też częścią szerszego procesu ograniczania praw społeczeństwa obywatelskiego i przestrzeni dla oddolnych ruchów. To pokazuje, że mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko kwestie światopoglądowe czy kulturowe – stosunek do równości to element pewnych geopolitycznych decyzji podejmowanych przez państwa. Tak jak w przypadku Polski czy innych krajów, które wchodziły do Unii Europejskiej – ten proces był powiązany z przyjęciem przynajmniej części zobowiązań dotyczących równości. I to oczywiście ma znaczenie dla konkretnych rozwiązań, które dane państwo wprowadza, choć różnie bywa z efektami.

Podczas akcji protestacyjnej w Tbilisi, 18 kwietnia 2024 r. Zdjęcie: VANO Shlamov/AFP/Eastern News

Czy brakuje w Ukrainie jakichś ustaw, rozwiązań prawnych, które wspierałyby prawa kobiet? Czy chodzi tu wyłącznie o kryzys związany z wojną?

Chcę wyraźnie powiedzieć, że nie jestem specjalistką od Ukrainy – trzeba o to zapytać same Ukrainki. Ale myślę, że to złożona kwestia. Z jednej strony pytanie brzmi: na ile instytucje są otwarte na głosy mniejszości, w tym oczywiście kobiet? Na ile rzeczywiście reprezentują grupy, które w społeczeństwie są w jakiś sposób słabsze? Z drugiej strony, problemem jest też sposób wdrażania tych przepisów, czyli np. kwestia ochrony przed przemocą – jedna z najbardziej podstawowych spraw.

Jeśli nie mamy tej ochrony, to wiadomo, że obywatelki nie mają równych praw

Jeżeli nie mają ich we własnym domu, ani na ulicy, to trudno mówić o równym dostępie do praw np. w polityce. No i teraz pytanie – czy państwo, które przechodzi przez tak głęboki kryzys: wojenny, ekonomiczny, infrastrukturalny, jest w stanie skutecznie zapewnić kobietom ochronę przed przemocą? Myślę, że musimy się tego domagać, ale jednocześnie to ogromnie trudne zadanie.

A jak to wygląda w Polsce? Czy u nas obowiązuje dobre prawo?

Tak, w wielu sferach obowiązują całkiem niezłe przepisy, ale często nie są właściwie implementowane. Przykładem mogą być zmiany wprowadzone w lutym tego roku – dotyczące definicji gwałtu.

Przepisy mówią teraz, że gwałtem jest każda sytuacja naruszenia granic w sferze seksualnej bez wyraźnej zgody. Czyli teoretycznie nie ofiara ma już udowadniać, że powiedziała „nie”, tylko sprawca powinien wykazać, że otrzymał zgodę

Ale nie mamy żadnej szerokiej kampanii informacyjnej w tej sprawie. Większość ludzi nawet nie wie, że coś się zmieniło. Nie mamy odpowiednich programów edukacyjnych. Brakuje szkoleń dla policji i prokuratury, które umożliwiłyby skuteczne wdrażanie nowych przepisów. 

Takie sprawy powinny znaleźć się na pierwszych stronach gazet.

Sufrażystka Suzanne Maureen Swing trzyma tabliczkę z napisem: „Demokracja musi zacząć się w domu”, 1917 r., USA. Zdjęcie: mediadrumworld.com/Media Drum/East News

Prawa kobiet nie są dane raz na zawsze

Kiedyś Stany Zjednoczone były wzorem, jeśli chodzi o walkę o prawa kobiet i realizację tych praw. A co teraz? Sufrażystki przewracają się w trumnach? 

Mam nadzieję, że Stany Zjednoczone staną się nie tylko przykładem na to, że można zniszczyć coś, co niby już zostało wywalczone, ale również nauczy, jak to naprawdę utrzymać. Warto podkreślić, że w porównaniu z Polską, Ukrainą i większością krajów wschodnioeuropejskich, prawa kobiet w USA zostały zagwarantowane dość późno, w momencie, kiedy większość kobiet w Europie Wschodniej już pracowała i miała pewną niezależność finansową.

W Polsce kobiety uzyskały prawo do aborcji w 1953 roku, a w Stanach federalne prawo do przerywania ciąży wprowadzono dopiero w połowie lat 70.

Choć jeszcze na początku lat 60. i 70. kobiety musiały walczyć o dostęp do legalnych aborcji w ciągu ostatnich pięciu dekad Stany wytworzyły wizerunek kraju, w którym prawa mniejszości i kobiet są bardzo zaawansowane

Jednak ta walka o równość zawsze była intensywna, a przeciwnicy równości nigdy nie pozostawali bierni. Dziś główną różnicą jest to, że elity polityczne – część z nich – stały się niezwykle konserwatywne, a system ochrony praw na poziomie federalnym zaczyna się rozpadać. W szczególności odnosi się to do decyzji Sądu Najwyższego, który podważył przepisy chroniące prawo do aborcji na poziomie federalnym, jak choćby decyzję dotyczącą Roev. Wade.

Te zmiany pokazują, jak ważne jest, by cały czas pilnować równości. Prawa kobiet nie są dane raz na zawsze. Pokazuje to również związek pomiędzy prawami kobiet i prawami mniejszości a demokracją. Z jednej strony, w krajach niedemokratycznych bardzo wyraźnie widać erozję praw kobiet, które najczęściej są grupą, której prawa są odbierane. Gdy tworzy się sztywną hierarchię władzy, kobiety zazwyczaj zajmują niższą pozycję. 

Z drugiej strony, krytyka praw kobiet często służy za pretekst do atakowania demokratycznych wartości i instytucji. Atakowanie równości płci jest dziś wykorzystywane przez ruchy antydemokratyczne, które mobilizują społeczeństwo, wzbudzając strach i przekonując ludzi, że zarówno równość płci, jak i demokracja poszły za daleko. Przykładem może być kampania Trumpa przeciwko Kamali Harris, która była przedstawiana jako rzeczniczka osób trans, a kwestie związane z finansowaniem operacji zmiany płci w więzieniach były wykorzystywane do mobilizacji wyborców a jednocześnie do ośmieszenia liberalnej demokracji.

Strategia populistów prawicowych polega na tym, żeby obśmiać kwestie równościowe, pokazać je jako coś absurdalnego i coś, co zagraża samym kobietom, a przy okazji mobilizować ludzi przeciwko demokracji jako takiej
Demonstracja wspierająca prawa kobiet w Afganistanie, Londyn, 8 marca 2024 r. Zdjęcie: HENRY NICHOLLS/AFP/Eastern News

Co my, zwykłe kobiety, możemy teraz zrobić w Polsce i Ukrainie, żeby bronić swoich praw?

Moim zdaniem wiemy to od sufrażystek – po pierwsze, praw nam nikt nie da, musimy je wywalczyć, a kiedy je wywalczymy, musimy ich bronić.

To jest trochę jak w małżeństwie. Zazwyczaj jest tak, że jeśli przyjmiemy na siebie wszystkie obowiązki, a nie będziemy się domagać swoich spraw, to ta druga strona nam nie pomoże i sama z siebie nie da nam praw, które nam się należą

Tak samo jest w życiu politycznym.

To kwestia głosowania, wspierania organizacji pomagających kobietom, ale także tych organizacji, które wychodzą na ulicę, osób które się mobilizują. To kwestia wspierania konkretnych kobiet, które działają na rzecz innych kobiet, jeśli my same czujemy, że to nie jest dla nas. To kwestia wspierania konkretnych polityczek, ale też pociągania ich do odpowiedzialności, sprawdzania, co robią, na jakiej zasadzie, wyrażania swojej opinii. To jest coś, czego nigdy nie powinnyśmy odpuścić. Czy to będzie na Facebooku, czy w debacie, czy w miejscu pracy.

Myślę, że wciąż żyjemy w bardzo dobrym miejscu, w którym możemy mieć swój głos

Nie jesteśmy w Afganistanie, tylko w miejscu, gdzie możemy ten głos mieć i możemy go używać.

Myślę, że musimy wykonać ten wysiłek, przyzwyczaić się do tego, żeby aktywność polityczna była po prostu częścią naszego życia, a nie jakimś marginesem, który pojawia się tylko na przykład przy głosowaniu, albo w ogóle nie, bo wtedy rezygnujemy z możliwości zmiany świata. 

Są kobiety, które są przeciwko migracji albo prawu do aborcji. Oczywiście mają do tego prawo, ale niestety nie działają ani na swoją rzecz, ani na rzecz swoich sióstr, koleżanek, córek itd. Nikt nie musi robić aborcji, ale w świecie, w którym kobietom się jej zabrania, to zwykłe kobiety zapłacą za ten zakaz swoim życiem, zdrowiem, komfortem psychicznym. I na taki świat po prostu nie powinniśmy się godzić.

20
хв

Elżbieta Korolczuk: – Nie możemy godzić się na świat, w którym kobiety tracą prawa

Olga Pakosz

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Umowa Trumpa o ukraińskich złożach: szansa czy pułapka

Ексклюзив
Dezinformacja
20
хв

Stalin miał „Prawdę”, Putin ma Pravdę

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress