Exclusive
20
min

Historia Julii Pawluk, dziewczyny z okładki Time

"Agonia Ukrainy" — czytamy na okładce amerykańskiego magazynu „Time” z 4 kwietnia 2022 r. Na zdjęciu młoda matka i żołnierz niosący jej córkę. Co stało się z tą matką i jej dzieckiem? Jaki był los żołnierza, który jej pomógł?

Kateryna Kopanieva

Ani wojskowy, ani dziewczyna nie wiedzieli, że zostali sfotografowani na okładkę. Kolaż Sestry

No items found.

Ewakuacja z Irpienia była jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń pierwszych miesięcy wojny na pełną skalę. Sąsiednia Bucza była już okupowana przez Rosjan. Z Irpienia uciekał, kto mógł — rodziny z dziećmi, starsi ludzie.  

Zdjęcie zrobił ukraiński fotograf Maksym Dondiuk w Irpieniu, w obwodzie kijowskim, 5 marca 2022 roku.

Nie wierzyłam w wielką wojnę

Wśród nich była Julia Pawluk, jej mąż i sześciomiesięczna córka Emma.

— To był najbardziej przerażający moment w moim życiu. Byłam zrozpaczona, niemal w histerii — wyznaje w rozmowie z Sestry.eu  

To zdjęcie zrobił ukraiński fotograf Maksym Dondiuk w Irpieniu, w obwodzie kijowskim, 5 marca 2022 r.

Julia przyznaje, że nie wierzyła w ostrzeżenia tych, którzy spodziewali się wielkiej wojny.

— Wszyscy mamy wspomnienia z ostatnich dni przed wojną. Pamiętam, jak wieczorem 23 lutego spacerowałam z Ołehem, moim mężem, i dzieckiem po jednym z parków Irpienia. Rozmawialiśmy o wiadomościach — wspomina Julia.

— Informacje o zbliżającej się wojnie wydawały nam się kolejną mistyfikacją, próbą przestraszenia ludzi. Jak mogło dojść do wojny w XXI wieku, i to w Kijowie? Nie wierzyliśmy w to i nawet nie myśleliśmy o pakowaniu walizek.

Eksplozje usłyszałam o 4 nad ranem. Obudziłam męża. Wszedł na sociale, ale nie znalazł żadnych informacji. Postanowiliśmy wrócić do spania i wtedy usłyszeliśmy kolejną eksplozję — prawdopodobnie w Hostomlu. Potem zobaczyliśmy wiadomość, że Putin ogłosił operację specjalną.

Dziury po kulach w szybie drzwi sklepu w Irpieniu. 2022 r. Fot: UP

Mój teść, w przeciwieństwie do nas, przygotowywał się do wojny: robił zapasy żywności i w weekendy jeździł na poligon. Ale kiedy zadzwoniliśmy do niego – teściowie mieszkają w centrum Irpienia w swoim domu, a w tym czasie nie było tam słychać żadnych eksplozji — i powiedzieliśmy mu, że wybuchła wojna, to nawet on nie uwierzył... Od razu wyruszył na front, nawet nie czekając na nas. Mój mąż, Emma i ja przenieśliśmy się do teściów jeszcze tego samego dnia. W domu było bezpieczniej niż w bloku na 10. piętrze.

Nie myśleliśmy wtedy o wyjeździe. Mieliśmy nadzieję, że walki nie potrwają długo, że ktoś przerwie ten horror. Zresztą nie mieliśmy do kogo pojechać: wszyscy nasi krewni i przyjaciele mieszkali w obwodzie kijowskim.

Strach przed nocą

W domu rodziców Ołeha nie było schronu, tylko mała piwnica. Wydawała się jeszcze mniej bezpieczna niż dom, bo pełno w niej było konserw, słoików, szkła... Byliśmy w jednym z pomieszczeń. Mój mąż mówi, że do dziś pamięta każdy dźwięk „gradu” [samobieżna wyrzutnia rakietowa „Grad” — red.], każdą przelatującą rakietę. W mojej pamięci obrazy się zamazały. Starałam się skupić na Emmie, w ten sposób chroniłam się przed strasznymi myślami. Bardzo bałam się nocy. W tamtych czasach wszyscy szczelnie zamykali okna i gasili światła. Na lokalnych czatach pojawiały się informacje o grupach dywersyjnych. Ktoś napisał, że w Irpieniu zauważono czołgi wroga ze specjalnymi oznaczeniami. To byli Czeczeni.

W Irpieniu wiele domów straciło prąd i wodę już w pierwszych dniach wojny. My wciąż mieliśmy to wszystko, ale niekończące się odgłosy eksplozji doprowadzały nas do szału. Na ewakuację zdecydowaliśmy się 4 marca, gdy nad naszym domem przeleciał helikopter i zrzucił bomby.

Upadłam na podłogę z Emmą w ramionach i myślałam, że to koniec

Stało się dla nas jasne, że będzie tylko gorzej. Następnego dnia wsadziliśmy Emmę do wózka i poszliśmy do cerkwii, gdzie zbierali ludzi do ewakuacji.

W tej cerkwi w Irpieniu ludzie zbierali się do ewakuacji. Później Rosjanie zastrzelili tu matkę z dwójką dzieci. Zdjęcie: UP

5 marca był pierwszym dniem od dawna, kiedy wyszłam na zewnątrz. Byłam zszokowana tym, co zobaczyłam. Eksplozje były jeszcze głośniejsze, jeszcze bliższe. Ulicami jeździły pojazdy wojskowe, miasto było spowite czarnym dymem. Czarny dym był wszędzie. To było jak otrzeźwienie. Dlaczego tak długo nie wyjeżdżaliśmy? Na co liczyliśmy?

Przystanek w Romaniwce

Lokalni mieszkańcy i wolontariusze zabierali ludzi z cerkwi samochodami i zawozili ich do zniszczonego mostu w Romaniwce. Przechodzili przez rzekę prowizorycznym pomostem z desek i palet, potem autobus zawoził ich do Kijowa. Długo staliśmy w tej cerkwii, bo nie chciałam wsiadać do samochodu bez męża. Ale nie chcieli go zabrać: były tylko miejsca dla kobiet i dzieci. Miałam nadzieję, że w końcu zabiorą nas wszystkich, ale nie ustąpili. Ołeh wsadził nas więc do samochodu, a sam wyruszył w drogę pieszo — ulicami, na których już toczyły się walki, a potem przez las. Straciłam z nim kontakt. Płakałam, moja wyobraźnia rysowała straszne obrazy. Tuliłam Emmę do piersi, modląc się, żeby dał jakiś znak życia.

W Romaniwce chciałam na niego poczekać, ale żołnierze przenieśli nas na drugą stronę rzeki. Pamiętam, że obok kładki w wodzie był samochód, przewrócony kołami do góry. Najpewniej spadł z mostu. Musieli w nim zginąć ludzie.

Marzec 2022 r. Ludzie przekraczają rzekę w Romaniwce koło Irpienia. Fot: Efrem Lukatsky/AP/East News

Emma chciała spać, lecz z powodu wybuchów i tego wszystkiego, co się działo, wciąż się budziła i płakała. By ją uspokoić, karmiłam ją piersią na przystanku autobusowym w pobliżu zniszczonego mostu. Następnego dnia Rosjanie zastrzelili ludzi, którzy stali na tym przystanku.

Żołnierze i przechodzący cywile namawiali mnie, bym wsiadła do jednego z autobusów wożących ludzi do Kijowa.

Ale ja nie chciałam się oddalać od Ołeha. Po raz kolejny wybierałam jego numer, szlochając, i wtedy podszedł do mnie żołnierz. — Pozwól mi potrzymać dziecko — powiedział

W jego ramionach Emma zaczęła się uspokajać. To właśnie wtedy zrobiono to zdjęcie, choć ja nie zauważyłam żadnych fotoreporterów. Byłam bardzo wdzięczna temu żołnierzowi. Pojawił się najgorszym dla mnie momencie.

Ołeh w końcu odebrał. Okazało się, że trafił pod ostrzał. Kilka pocisków przeleciało tuż nad jego głową, cudem wyszedł z tego bez szwanku. Gdy rozmawiali, był już w pobliżu zniszczonego mostu.

Karmienie piersią uratowało nas obie

W całym tym zamieszaniu nawet nie zapytałam tego żołnierza, jak ma na imię. Zdążyłam mu tylko podziękować — i wsiedliśmy z Emmą i Ołehem do autobusu ewakuacyjnego do Kijowa, a tam — do pociągu do Równego. Pociąg był przeładowany do granic, myślę, że w naszym wagonie było kilkaset osób. Bałam się, że będę musiała stać, ale ktoś się posunął i zrobił mi miejsce. Przez osiem godzin podróży nie mogłam się nawet obrócić, a co dopiero wstać. Zmiana pieluch nie wchodziła w grę, ale najważniejsze było to, że Emma nie była głodna — karmienie piersią znów nas uratowało. Gdy tylko Emma się budziła, natychmiast zaczynałam ją karmić, a ona zasypiała. To pomogło nam przetrwać podróż.

Podczas ewakuacji. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Ale to była też terapia dla mnie. Czułam jej ciepło, patrzyłam na nią i uspokajałam się. Karmię ją nadal, choć ma już dwa i pół roku. To ważne dla nas obu.

Później w ramach specjalnego projektu UNICEF Julia publicznie mówiła o znaczeniu karmienia piersią podczas wojny.

— To było w Równem, dokąd ewakuowano nas na trzy miesiące — wyjaśnia Julia.

— Wiadomości na czatach od matek, które nie mogły znaleźć w pustych sklepach odpowiedniego mleka dla swoich dzieci, rozdzierały serce.

Julia nadal karmi córkę piersią. To najlepszy sposób na złagodzenie niepokoju. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Cześć, tu Wład

— Dzięki przyjacielowi udało nam się w Równem znaleźć mieszkanie — mówi Julia.

— Kiedy tam byliśmy, przyjaciele wysłali mi zdjęcie okładki magazynu „Time”. Byłam w szoku. Ludzie szybko znaleźli mnie w mediach społecznościowych, zaczęły do mnie pisać kobiety z całego świata. Setki wiadomości, słowa wsparcia. Wśród nich była wiadomość od mężczyzny o imieniu Wład: „Cześć. Cieszę się, że nic Ci nie jest. Co u Emmy?”

To był ten żołnierz, który pomógł nam podczas ewakuacji. On również był w szoku, gdy zobaczył siebie na okładce „Time’a”. Miał wtedy zaledwie 19 lat. Jego matka i dwie młodsze siostry mieszkają w obwodzie rówieńskim. Odwiedziliśmy je. Wład ma wspaniałą rodzinę. To było bardzo wzruszające, gdy jego mama trzymała Emmę w ramionach — tak jak Wład na tym zdjęciu. Później spotkaliśmy się także z Władem, ale było to bardzo krótkie spotkanie. Obiecaliśmy sobie, że nagadamy się po zwycięstwie. Teraz ciągle do siebie piszemy. Często pyta o Emmę. Cały czas jest na froncie.

Julia, Ołeh i Emma wrócili do Irpienia w czerwcu 2022 roku.

— Chociaż wojna wciąż trwa, bardzo chciałam wrócić. To mój dom, moje rodzinne miasto, gdzie każda ulica jest mi bliska — mówi Julia.

— To bardzo bolesne widzieć straszne konsekwencje wojny. Irpień jest szybko odbudowywany, ale z naszego okna wciąż widać spalone domy i zniszczenia. Nasze mieszkanie przetrwało, choć dach bloku po ostrzale się zapadł. W parku, gdzie spacerujemy z córką, widać ślady po pociskach.

Ślady po pociskach w Irpieniu. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Nie ugrzęznąć w złych myślach

Dobrze, że kiedy zaczęła się wojna, Emma jeszcze nic nie rozumiała. Choć oczywiście konsekwencje są: córka boi się głośnych dźwięków — czy to wiertarki sąsiada, czy choćby miksera. Na alarmy przeciwlotnicze spokojnie staramy się reagować ze spokojem, by się nie bała. Kiedy słyszy dźwięk syren, wskazuje na okno i mówi: – Alarm. Ale nie kojarzy tego jeszcze z niczym strasznym.

Rzadko schodzimy do schronu. Najbliższy, jaki mamy, to piwnica, a przebywanie w niej z dzieckiem jest bardzo trudne. Regularnie słyszymy obronę przeciwlotniczą... Najnowsze wiadomości nie napawają optymizmem, ale staram się nie grzęznąć w złych myślach, bo mogłabym zwariować. Przyzwyczaiłam się powtarzać sobie, że jeśli nie mogę zmienić okoliczności, to muszę się do nich dostosować.

To właśnie staram się robić. Tęsknię za Julią sprzed 24 lutego 2022. Spokojną, beztroską dziewczyną, która cieszyła się życiem. Obawiam się, że nawet gdy wojna się skończy, ten beztroski duch nie powróci. Bo już nigdy nie będzie tak samo.

Julia z mężem i córką. Zdjęcie z prywatnego archiwum
No items found.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Анастасія Савка до повномасштабного вторгнення працювала адміністратором у салоні автосервісу. Та всидіти на місці, поки у країні йде кровопролитна війна, не змогла і доєдналася спочатку до ТРО, а згодом до 118-ї бригади. На фронті була снайперкою. Під час одного із завдань втратила ногу, підірвавшись на ворожій міні. Нині відновлюється після поранення і будує плани на сімейне життя

Служити хотіла давно

На момент повномасштабного вторгнення я працювала адміністраторкою в одному з автосервісів Львова. Мої батьки дуже хотіли, аби ми з 5-річним сином виїхали за кордон. На той момент я була розлучена і вся відповідальність за дитину впала на мої плечі. Одного дня ми вже сиділи в автобусі, у черзі на кордоні. Малий плакав, не хотів їхати. Я теж була проти. І раптом мені приходять думки: «А чого це ми маємо втікати із власного дому?». Я беру сина на руки і кажу: «Ми повертаємось». І так я знову пішла на роботу. Однак відчувала, що перебуваю не на своєму місці. Вдень працювала, а вночі допомагала на блокпостах. Майже не спала. До того ж разом з подругою ми почали ходити на курси з військової справи. Їх проводили тероборонівці. Ми ухвалили рішення мобілізуватися, але нікому його не озвучували. Насправді я вже давно хотіла йти служити за контрактом. Чекала, поки дитина підросте. Я фізично витривала і не бачу себе на подіумі чи в офісі у короткій сукні з надувними губами.

Я не хотіла йти вбивати. Я хотіла насамперед захищати свій дім, на який напав ворог. Розуміла, що він може прийти до мого будинку і не дивитиметься, військова я чи цивільна. Для нього буде головне, що я — українка 

Ми самостійно знайшли частину, яка зголосилася нас прийняти. Це був новостворений батальйон. Нам надіслали відношення (рекомендаційний лист, який надається військовослужбовцю, який за власним бажанням хоче служити в тій чи інші частині. — Авт.) і з ним ми пішли до військкомату.

Анастасія Савка: «Я не хотіла йти вбивати. Я хотіла насамперед захищати свій дім, на який напав ворог». Фото: приватний архів

Пройшли ВЛК, отримали військові квитки. Спочатку нас поставили у різні роти марксменами — піхотними снайперками. А після проходження навчань нас перевели в окремий підрозділ снайперів.  

Робота снайпера цілодобова

Насправді у нас йде нестандартна війна. Немає такого, як було під час Другої світової, коли снайпер лежав на одній точці тривалий час, спостерігав і вичікував. Коли ми наступаємо, то  всі, включаючи снайпера, беруть участь у штурмі. Тобто ми не сидимо за кілометр від позицій ворога. Найближче ворог був за 100 метрів. Снайпер має мати дуже добру фізичну підготовку та орієнтування. Ти маєш працювати і вдень, і вночі. Найскладніше, коли довго доводиться дивитися у нічний приціл. Бо коли повертаєшся назад у темряву, у тебе стоїть туман перед очима. Ти нічого не бачиш.

У нас із побратимом була ситуація, коли після 2-ї доби роботи нас мали замінити. Був сильний обстріл, темрява. Ми розуміли, що нам треба виходити і шукати наших. Від «прильотів» у мене і командира були контузії. Мій напарник взагалі нічого не чув, а я нічого не бачила, бо перед цим довго дивилася у приціл. Перед очима було лише миготіння. Нам дивом вдалося дійти до командно-спостережного пункту. 

Анастасія Савка: «Промах снайпера — це не кінець світу. Це не робот. Є багато факторів, які впливають на стрільбу». Фото: приватний архів

Снайпери працюють у парі. По-перше, це — прикриття, а по-друге — підстраховка. Є перший і другий номер. Перший — стрілок. Другий — корегувальник, який завжди підстрахує. Побачивши промах — влучить куди треба. Але скажу одразу, що промах снайпера — це не кінець світу. Це не робот. Є багато факторів, які впливають на стрільбу, у тому числі погодні умови, зокрема, й вітер. А ще через вже пережиті контузії часом важко зосередитись. Насправді ми підлаштовувалися вже під той тип війни, яка у нас триває. Так, йдучи на завдання, ми не брали з собою дві гвинтівки. Бо дистанції були часом короткі і відстрілюватися легше звичайним автоматом. Тому з гвинтівкою була я, а мій командир — з автоматом і підствольником. 

Основна зброя — лопата

Постріл снайпера займає три секунди, однак якщо ти у штурмі  — дещо довше. Але треба розуміти, шо ти робитимеш після того, як відпрацюєш. В ідеалі —  маєш одразу зникнути. Аби втекти, у тебе є небагато часу, максимум хвилин десять. Тому перш, ніж йти на завдання, треба добре вивчити місцевість та шляхи відступу. Їх має бути декілька. Якщо не встиг — заритись і тихо сидіти. А для цього має бути підготовлений окоп і так звана лисяча нора в ньому. Він сам себе не викопає. Знаєте, як би дивно не звучало, але часом головна зброя на фронті — не гвинтівка, а лопата. Якщо ти хочеш жити — копатимеш. При цьому над нами майже весь час висіли дрони, і нашим завданням було встигнути замаскуватися. Іноді ми накривали місце нашої засідки маскувальною сіткою і копали. Удвох робити це нереально, бо місця мало та й руху буде забагато. Тож робили це по черзі. На цій війні надзвичайно тяжко працювати.

Дрони та масивні обстріли — найскладніше для снайпера. Ти не можеш довго перебувати на одній точці. Обстріли постійні. Це гра в рулетку

Тобто ти в окопі, а прильоти хаотично навколо. Нас не раз присипало землею, і ми відкопувалися. Майже щоразу виходили контужені. 

Бути снайпером не просто

Робота снайпера залежить від кількох факторів. Перше — місцевість. Снайперу важко працювати у лісі, особливо якщо взяти Запорізький напрямок. Я там була, тому можу говорити про нього. Там одні рельєфи. Це надзвичайно складно і  незручно. Важко знайти позицію, з якої би тобі було добре видно. На Донеччині легше. Звісно, що були моменти, коли наші позиції помічали. Одразу починався обстріл. У той момент нічого не зробиш. Ти просто сидиш в ямі і по рації передаєш командуванню, звідки йдуть прильоти, який калібр по тобі працює, з якою періодичністю йде обстріл. Рахуєш секунди. Паралельно на основі отриманої інформації наші дрони шукають місце, де це може бути, і знищують ціль. Не завжди це може бути вдало. Ворог теж замаскований і дуже добре закопаний. Тож ти просто сидиш і чекаєш.

Найгірше, коли по тобі працює танк. Тому що якщо вихід міни ти чуєш, то з танка чути тільки прихід

Одного разу ворожий танк намагався попасти у бліндаж, де ми перебували. То були старі ворожі позиції. Перед ними було попадання КАБа. На місці утворилася величезна вирва. Виходило так, що снаряд з танка або не долітав, падаючи у вирву, або перелітав. Тобто це знову ж така рулетка — попаде чи не попаде.    

Доводилося носити до пів сотні кілограмів

Снайпер, окрім зброї, бере на завдання метеостанцію, дальномір, нічний прилад бачення, лопату, маскування. А ще — їжу, воду і боєрипаси. Їз їжі зазвичай брали сухпаї, тушонку, енергетичні батончики. Та й логістика працювала. Тому часом провізію підвозили. Загалом доводилося нести на собі до 50 кілограм ваги. Лише зброя важила щонайменше 10 кілограмів. Та ми звикли до навантаження. Було таке, що коли я все це знімала з себе, то голою почувалася. Та й часто назад було йти важче, бо зазвичай ми несли якісь трофеї з поля бою. То могла бути зброя або плити з бронежилету, якими можна обшити машину.  

Щодо умов нашої праці, то вони зазвичай однакові. Туалету немає. Щоразу, за потреби, береш з собою лопатку. Зараз памперси ніхто не використовує. Звісно, що дівчатам важче сходити у туалет. Ти не можеш встати і подзюрити. І у пляшку не зробиш цього. Однак я підлаштовувалася під різні умови

Ще одна проблема — миші. Вони просто загризають. Лазять по тобі, гризуть тебе і твою їжу. Якщо хочеш поспати — треба одягнути балаклаву й рукавиці. Інакше — вони згризуть мочку носа.  

Найбільший страх — полон

Снайпером не народжуються — ним стають. Немає такого, що ти стрельнув раз, влучив і ти — снайпер. Повертаючись з бойових, тобі однаково треба їздити на полігон і постійно тренуватися і удосконалюватися. Свої влучання я ніколи не рахувала.  Я не Чикатило (радянський серійний вбивця. — Авт). Я це сприймаю так:  відпрацювала і все — цей день пройшов. Я не хочу багато про що згадувати і розповідати. Виконуючи свою роботу, я не бачила в обличчі ворога людей. Я знаю, що вони роблять і що вони можуть зробити. Ту нечисть треба знищити.

У кожної пари снайперів є свої правила. Ми, наприклад не розповідаємо подробиці нашої роботи, не говоримо про успіхи. Можемо обговорити це лише між собою

Найбільше на фронті боялася потрапити у полон. Снайпер — цінна фігура для ворога. Бо він стріляє влучно на дальні дистанції, бачить те, що не бачить піхота. Були навіть випадки, що за нами полювали ворожі снайпери. Однак снайпер снайпера може знищити тільки у фільмі. Принаймні, на тому напрямку, де ми були. Це якщо брати міські бої, де ви обоє працюєте з будівлі, то таке може статися. Але у лісах, в посадках це максимально незручно.

Ми вижили дивом

Того дня, 28 листопада 23-го року, ми працювали на вході до села Новопрокопівка на Запорізькому напрямку. Росіяни були орієнтовно за сто метрів. Ми пішли з піхотою. Це була велика помилка командування і ризик особовим складом. Ворог почав наступати. Ми просто відбивали штурм. Зробивши свою роботу мали відійти. Однак командир бригади заборонив нам це робити. По нас почав працювати міномет та FPV-дрони. Місця, де сховатися, було небагато — окоп і дві нори, на трьох піхотинців  і нас двох. У кожній норі лежало по пару ворожих трупів. Нам доводилося на них сидіти і часом лежати. Ми навіть не могли їх витягнути звідти. Ворог міг помітити рух, та й вони вже розкладалися. Навколо стояв нестерпний запах. Ми дивом вижили. У всіх була контузія. Тільки я могла доповідати по рації. Обстріл був потужний. Від виходу до приходу було 2-3 секунди. Лише коли стемніло, командування наказало мені з напарником відійти. Піхотинці лишилися.

То була сіра зона, де були і ми, і ворог. Пройшовши метрів 60, я наступила на міну. У той момент відчула прилив току від ніг до голови. Побратим наклав мені турнікети на обидві ноги

Пробував нести мене на собі, поки йшла група евакуації. У них були м’які ноші, які постійно складались. Тож під час руху мої ноги постійно спадали і волочилися по землі. Хлопці несли мене до пункту евакуації декілька кілометрів. Я весь час була у свідомості.

Анастасія Савка після поранення. Фото: приватний архів

Доставивши мене на стабілізаційний пункт, зняли турнікет, зробили анестезію і відрізали залишки ноги. Шансів її зберегти не було. Хоча від поранення до евакуації пройшло всього дві години. Після клініки у Дніпрі і в Києві я потрапила до 8-ї клінічної лікарні Львова. Там мені зробили першу операцію і я заповнила заявку до Superhumans. Туди я прибула 22 січня цього року, де мене поставили на протез. І саме там я знайшла своє кохання.

Чекала саме на нього

Із Олексієм ми вже одне одного бачили. Він теж приїздив на первинний огляд до Superhumans. Нас навіть госпіталізували в один день. Якось, після здачі аналізів, мені захотілося десь нормально поїсти. Я запитала у дівчат  на рецепції, де смачно готують? Він це почув і каже: «Я на машині, поїхали, тут неподалік є кафе, де можна поїсти». І так ми познайомились, почали більше часу проводити разом. Їздили на реабілітацію, поснідати, пообідати, повечеряти. Всюди були разом. Те, що це той самий чоловік я зрозуміла одразу. Олексій був дуже турботливим.

Нам було легко разом, бо ми одне одного добре розуміли. Війна нас об'єднала. Згодом він зробив мені пропозицію руки та серця. Це було під час запису телепередачі «Ніколи не забуду». Вони мене дуже кликали на інтерв'ю, я довго відмовлялась. А потім вони зв’язалися з Олексієм і домовилися про те, що саме там він зробить мені пропозицію. Звісно, що я нічого по це не знала. Лише дивувалася, чому Олексій підштовхував мене до участі у передачі. І ми таки поїхали.

Анастасія Савка разом з коханим Олексієм після пропозиції вийти заміж. Фото: приватний архів

Були я, Ярема — мій син та Олексій. Першим зайшов він, за годину покликали мене. Прихожу, а там ще й моя мама і посестра Роксолана. Думаю, що вони тут роблять? І тут Олексій робить пропозицію, ставши на коліно. Я не очікувала, що так все станеться, що отак я з'їжджу з людиною поснідати. З датою весілля поки що не визначилися. Олексій ще на реабілітації. Великих гулянь — на сто людей — точно не буде. Це зараз не на часі. Після реабілітації плануємо повертатися на службу. Це не означає, що ми повертаємось на передову. Робитимемо те, що буде під силу. А що саме — час покаже.

Анастасія Савка під час реабілітації. Фото: приватний архів

Без надійного тилу фронт не вистоїть

До війни я дуже не вірила у себе та свої можливості. Сьогодні розумію, що це вже не та дівчинка, яка буде від когось залежати. Я точно стала сильнішою. А ще — зустріла багато надійних людей, яким сміливо можу довірити навіть своє життя. Щоб перемогти, ми маємо перестати думати про переговори і заморозку війни. Це неможливо. Ніхто її не заморозить. Це просто буде пил в очі кожному українцю. Не перемога. Це дасть ворогу час підготуватися до наступних наступальних дій. І це ніколи не закінчиться. Що нам робити? Я не кажу наступати. Нам треба будувати окопи, оборонні споруди і не лізти у безглузді контрнаступи.

Анастасія Савка з коханим Олексієм. Фото: приватний архів

Нам потрібно міняти армію. Виганяти з кабінетів ту совдепію, генералів, які сиділи собі спокійно по 20-30 років та збирали медальки й погони. Сьогодні вони ж, не нюхаючи навіть пороху, розказують нам, що робити. А ще — без надійного тилу фронт не вистоїть.

Знаєте, для мене перемоги як такої не буде, тому що занадто багато ми вже віддали. Але в будь-якому випадку ми маємо повернути свої території. Насамперед тому, що багато людей за них полягло

Та і просто показати ворогу, шо ми однаково стоятимемо, бо це наша земля. Якщо зараз їм віддати території, то вони наступатимуть знову, але через 3-5-10 років. І наші діти триматимуть зброю. Цього не можна допустити. Я не хочу, щоб у майбутньому моя дитина брала зброю до рук аби воювати. Не хочу, будучи старенькою, чекати з війни на свого сина. 

20
хв

Снайперка Анастасія Савка: «Я ховалась у норі, де розкладались трупи росіян»

Natalia Żukowska
Saperka Nina Czyhrina

Możesz umrzeć w każdym kraju

Ksenia Mińczuk: Na początku inwazji wyjechałaś do Włoch. Dlaczego wróciłaś?

Nina Chyhrina: Pochodzę ze Lwowa, ale dwa miesiące przed rozpoczęciam wielkiej wojny przeprowadziłam się do Browarów i tam zastała mnie inwazja. Ale było bardzo niebezpiecznie, więc wyjechałam – najpierw do obwodu dniepropietrowskiego, potem do Zaporoża, by pomóc mojej rodzinie opuścić Mariupol. Przez długi czas moi bliscy byli pod ostrzałem. Wiosną udało nam się ich wydostać i wtedy pojechałam do swojej matki we Włoszech. Mieszkała tam od dawna.

We Włoszech pracowałam zdalnie dla ukraińskiej firmy, ale z czasem pracy było coraz mniej. W końcu pojawiło się pytanie: Potwierdzić dyplom, szukać pracy we Włoszech i zostać tam na zawsze – czy wrócić do Ukrainy i zrobić coś ważnego?

Zostać w innym kraju i zawsze być tam obcą, czy wrócić do ojczyzny i tam żyć, niezależnie od sytuacji? Wybrałam to drugie

Niemal natychmiast po moim powrocie Rosja zaczęła atakować ukraiński sektor energetyczny. Browary były jednym z pierwszych miast, które odczuły to w pełni. Czy to było przerażające? Oczywiście, ale możesz umrzeć w każdym kraju. A jeśli jesteś w domu, to przynajmniej umrzesz na swojej ziemi.

Po powrocie do Ukrainy zajmowałaś się wolontariatam. Jak to się zaczęło?

Kiedy wróciłam, na początku 2023 roku, natrafiłam na czaty dla wolontariuszy, na których różne organizacje pisały o swoich potrzebach, a ludzie odpowiadali. Pracowałam jako członkini zespołów budowlanych. Odbudowywaliśmy szkoły, szpitale itp. Piłowaliśmy, sprzątaliśmy, nosiliśmy, kopaliśmy. Zazwyczaj w jednym miejscu pracowaliśmy jeden dzień, czasem dwa. Jeśli lokalna społeczność zapewniła nam nocleg, a pracy było dużo, zostawaliśmy na dłużej. Jednak gdy zaczęły się przerwy w dostawach prądu, wszystko stało się znacznie trudniejsze.

Saper pracuje na kolanach

Według Ukraińskiego Stowarzyszenia Saperów 39 z 99 saperów humanitarnych w Ukrainie to kobiety. Kto zainspirował Cię do zostania saperką?

Pewnego dnia przypadkowo spotkałam kilku saperów. Byli w drodze do pracy, a my jako wolontariusze jechaliśmy do wsi Jahidne w obwodzie czernihowskim. Zaczęliśmy rozmawiać, zainteresowało mnie to co robią. Pomyślałam, żeby zostać saperką.

Na rozmowie kwalifikacyjnej powiedzieli mi: „To ciężka praca, w polu, na kolanach. Czy śnieg, czy deszczu – będziesz na zewnątrz. Czy to dla ciebie OK?” Odpowiedziałam, że OK, bo i tak ciągle jestem w ruchu, biegam albo wędruję. A kiedy zaczęłam pracować jako saperka, wszyscy wokół byli bardzo zdziwieni, że po 8-godzinnym dniu pracy mam jeszcze siłę na bieganie. „Pewnie leniuchujesz w terenie” – żartowali koledzy.

Jak rodzina zareagowała na Twoją decyzję?

Mama wciąż się martwi. Latem pojechałam do pracy w okolicach Mikołajowa i wtedy martwiła się jeszcze bardziej. W Słowiańsku, gdzie teraz jestam, też jest dość niebezpiecznie, bo zawsze coś może spaść na głowę. Więc każdego dnia, kiedy wracam z pola, piszę do niej, że nic mi nie jest. Zresztą, kiedy idę na pole, to też piszę. Taka nasza tradycja.

Trudno nauczyć się tego fachu?

Najpierw uczyłam się na sapera, potem na ratownika medycznego, a następnie na dowódcę grupy saperów – wszystko w ciągu roku i kilku miesięcy. Już podczas pierwszych praktyk w lutym zdałam sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Rzeczywiście – saper większość swojej pracy spędza na kolanach. Zimą ziemia jest zamarznięta, więc nie mogłam się doczekać lata. Ale lato nie było lepsze. Jest bardzo gorąco, a ty w kamizelce ochronnej, spodniach, butach...

Przyszły saper musi przejść rozmowę kwalifikacyjną. Musisz też spotkać się z psychologiem i narkologiem, niektórzy przechodzą nawet badanie wariografem. To wszystko dzieje się jeszcze przed szkoleniem, później każdy zdaje egzamin. Uwielbiam się uczyć, paramedycyna to moja ulubiona dziedzina. Jednak najtrudniej jest zostać liderem zespołu, bo trzeba mieć dużę wiedzę i sporo umiejętności: jak narysować mapę, jak prowadzić raporty, jak prowadzić grupę, trzeba też umieć rozpoznawać ładunki wybuchowe. Szkolenie na lidera trwa 10 dni, a na sapera 30 dni.

Jak wygląda dzień sapera?

Zazwyczaj wstajemy dość wcześnie, bo trzeba być w terenie o 8 rano. Teraz, w Słowiańsku, wstajemy o 5:30, żeby zdążyć na 8. Obiad jemy o 12.00, po nim przez godzinę odpoczywamy. Około 16.00 opuszczamy pole, następnie jemy kolację. Potem robimy, co chcemy – ja idę biegać. Każdy dzień jest taki sam. W niedzielę mamy wolne i mogę więcej biegać.

Co jest najważniejsze w tym zawodzie?

Uważność. Przed rozpoczęciam ręcznego rozminowywania trzeba zbadać teren. Dostajesz działkę i musisz ją zbadać za pomocą drona lub ostrożnie się po niej przejść. Musisz sprawdzić, czy są jakieś widoczne ślady zaminowania (skrzynie, pokrywy, elementy, które mogą eksplodować itp.). Po tym badaniu można mieć nadzieję, że obszar niebezpieczny jest mniejszy. Lider zespołu określa wtedy obszar do oczyszczenia, rysuje jego mapę, identyfikuje potencjalne zagrożenia i składa raport. Następnie obszar jest przygotowywany do ręcznego rozminowania.

Zajmuję się rozminowywaniem humanitarnym, którego zasady są takie same jak w przypadku rozminowania wojskowego – tyle że nasza firma nie ma pozwolenia na niszczenie znalezionych materiałów wybuchowych. To obowiązek Państwowej Służby Ratowniczej. Ale to, co robimy, jest równie niebezpieczne. Dlatego w naszym zawodzie najważniejsza jest uważność.

<add-big-frame>Według Ukraińskiego Stowarzyszenia Rozminowywania Humanitarnego istnieją trzy rodzaje rozminowywania: operacyjne, wojskowe i humanitarne. Pierwsze jest przeprowadzane przez Państwową Służbę ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, saperów policyjnych i specjalistów z Państwowej Służby Transportu Specjalnego. Rozminowywanie wojskowe robią żołnierze, by oczyścić drogi dla operacji wojskowych. W tym przypadku miny są usuwane tylko wtedy, gdy blokują szlaki niezbędne do przejścia lub wycofania się żołnierzy. Rozminowywanie humanitarne obejmuje badanie, mapowanie i oznaczanie pól minowych, a także oczyszczanie terenu – żeby cywile mogli wrócić do swoich domów i żyć bezpiecznie. <add-big-frame>

Na polu minowym nie ma płci

Spotkałaś się w pracy z dyskryminacją ze względu na płeć?

Nie, ale czasami faceci mi dokuczają: „To nie jest praca dla kobiet”. Albo: „Pozwól, że ci pomogę, jesteś kobietą”. W 2022 roku jeszcze tak bywało, ale teraz w cywilu jest coraz mniej mężczyzn, a zapotrzebowanie na rozminowywanie rosło. W terenie jestem saperem, na polu nie ma płci.

W niektórych firmach twierdzą, że kobiety są lepszymi saperami niż mężczyźni, bo są bardziej uważne. Kobiety są też lepszymi liderami. Lider musi przewodzić grupie i mówi się, że kobiety są w tym lepsze. Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy saperzy wykonują tę samą pracę, jednak lider ma dodatkowe funkcje. Może nie pracować w terenie, lecz musi kontrolować cały zespół i pokazywać mu, jak pracować. Liderzy często współpracują ze wszystkimi. Kiedy pracowałam jako liderka w Chersoniu, kończyliśmy pracę na polu około 16, ale mój dzień pracy trwał do 22.

Gdzie w Ukrainie ziemia jest najbardziej zaminowana?

Dużo min znaleźliśmy w Słowiańsku, Mikołajowie i Chersoniu.

Obwody kijowski, czernihowski i sumski nie są tak zanieczyszczone jak terytoria, które były okupowane przez długi czas. Rosjanie nie zdążyli zaminować ich w takim stopniu. Ale rejon Chersonia to koszmar

Natrafialiśmy tam na wszystko, co można sobie wyobrazić, i to w bardzo dużych ilościach.

Strefy wojenne są zaśmiecone pozostałościami po walkach. Nie znajdziesz tam min przeciwpiechotnych czy potykaczy –  tylko niewybuchy. Są też pola minowe na obszarach przed pozycjami. Rosjanie zaminowali je celowo, by nie można było się do nich zbliżyć. To najbardziej niebezpieczne miejsca. Teraz okupanci tworzą kombinowane pola minowe. Są tam zarówno miny przeciwpiechotne, jak przeciwpancerne. Takie rozminowywanie zajmuje najwięcej czasu. To musi być bardzo ostrożna praca, metr po metrze.

Co czujesz, gdy przechodzisz przez zaminowany teren?

Teraz nic, wcześniej strach. Zwłaszcza w tak niebezpiecznych rejonach jak obwód mikołajowski. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Gdy masz większe doświadczenie, nie jest to już takie straszne. Najbardziej przeraża mnie, gdy nie wiem, z czym mamy do czynienia – bo nie wiadomo, jak się zachować w takiej sytuacji. Kiedy masz wystarczającą wiedzę, jest o wiele łatwiej, jak w każdym zawodzie. Oczywiście nie każdy zawód wiąże się z bezpośrednim zagrożeniem życia, ale w naszym kraju jest teraz wiele niebezpiecznych rzeczy.

Nie da się oczyścić całej Ukrainy

Ile czasu zajmie oczyszczenie Ukrainy z min?

Skoro nadal znajdujemy amunicję z II wojny światowej, to po tej wojnie będziemy oczyszczać terytorium przez bardzo długi czas. Usunięcie wszystkiego jest prawie niemożliwe, nierealne jest oczyszczenie wszystkich terytoriów Ukrainy do zera. Ale nadzieja w technologii. Wiem, że wiele osób zajmuje się teraz produkcją dronów, które działają jak wykrywacze min. Wiem o maszynach specjalnie wyposażonych do tego celu. Za pomocą technologii możliwe jest szybsze rozminowywanie, ale to bardzo kosztowne.

Ręcznie saper oczyszcza 12 metrów kwadratowych w ciągu dnia. Grupa – jakieś 100 metrów kwadratowych dziennie. Ile osób jest skłonnych to robić? No i jest jeszcze kwestia finansowania. Nie wszystkie społeczności mogą sobie na to pozwolić.

Jakie pułapki zastawiają Rosjanie na Ukraińców?

Zostawiają wszystko, co tylko im przyjdzie do głowy: miny, improwizowane ładunki wybuchowe itp.

Pamiętam taką pułapkę: w ziemi był granat, na nim mina przeciwpancerna, a w środku jeszcze jeden granat

Niełatwo oczyścić takie konstrukcje. Z moich obserwacji wynika, że okupanci najczęściej zostawiają miny przeciwpancerne.

Powiedziałaś, że motywacją do zostania saperką była dla Ciebie chęć oczyszczenia okolic Mariupola dla Twojej rodziny. Co jeszcze cię motywuje?

Po tym jak pracowałam w obwodach mikołajowskim i chersońskim, motywują mnie ludzie, którzy przeżyli i nadal tam mieszkają. Opowiadają mi straszne historie: gdzieś wyleciał w powietrze rolnik wraz z traktorem, gdzieś indziej mężczyzna, który spacerował po ogrodzie. W Irpieniu odwiedziłam schronisko, w którym jest wiele zwierząt, które weszły na miny i przeżyły. A ile dzikich zwierząt ucierpiało... Na przykład w rezerwacie Zalissja zginęło wiele dzików. Chciałbym zapobiec temu, co dzieje się z ludźmi i zwierzętami. Dlatego pracuję. Moja praca jest potrzebna i to mnie motywuje.

Nie zasadzę nawet kaktusa, bo by usechł

Jakie historie opowiadali Ci ludzie z terenów deokupowanych?

Straszne. Kiedy pracowałam w obwodzie kijowskim, poznałam 80-letnią kobietę. Powiedziała mi, że okupanci wyrzucili ją z domu i sami się w nim rozpanoszyli. Musiała mieszkać w stodole. Kiedy ukraińskie wojsko zaczęło ich stamtąd wypierać, na odchodnym próbowali spalić ją i dom.

Większość tych historii jest przerażająca. Wszyscy byli maltretowani, szczególnie dzieci.

Bieganie pomaga mi radzić sobie ze wszystkimi okropnościami, o których słyszę. Kiedyś dużo biegałam z tego powodu, teraz biegam mniej, bo rzadziej spotykam się z ludźmi. Ale kiedy się z nimi spotykałam, zawsze słuchałam. Ludzi trzeba słuchać bez względu na to, jak to jest trudne. Przez jakiś czas spotykałam się z psychologiam, bo też potrzebowałam się wygadać. Ale z czasem zrozumiałam, że muszę zaakceptować fakt, że taka jest moja praca – i już zawsze tak będzie.

Co jest najtrudniejsze w byciu saperem?

Życie z dala od domu. Pracujemy w systemie zmianowym, więc prawie nigdy nie ma mnie w domu. Kiedy moi przyjaciele mówią: „Może powinnaś wynająć większe mieszkanie?”, odpowiadam: „Po co? Jestem w domu siedem dni w miesiącu”. Nie mogę nawet posadzić kaktusa, bo uschnie. Ale wiem, że ludzie, którzy pracują strefie zero, są w trudniejszej sytuacji, nie ma ich w domu przez wiele miesięcy. Dlatego nie narzekam i nigdy nie żałowałam swojego wyboru. Nawet przez sekundę.

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki

20
хв

Nina Czyhrina – saperka, która biega

Ksenia Minczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

„Zdjęcia, które krzyczą": jak Liberowie dokumentują wojnę

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress