Exclusive
20
min

Święta na froncie: w szpitalu postawiłem sobie małą choinkę

Kiedy wybuchła pełnoskalowa inwazja Żenia nie miał żadnych wątpliwości. Choć czuł strach wiedział, że musi chwycić za broń. Nie zdawał sobie wtedy sprawy, że przyjdzie mu spędzać trzecie Boże Narodzenie w okopach.

Aldona Hartwińska

Żenia Woropajew: Nie, absolutnie. Jak? Żeby nie było Gwiazdki? Zdjęcie z archiwum prywatnego

No items found.

Aldona Hartwińska: Pamiętasz swoje pierwsze Boże Narodzenie na froncie?

Żenia Woropajew: Pierwszą Gwiazdkę, w 2022 roku, świętowaliśmy jeszcze według starego kalendarza, więc u nas wypadała ona w styczniu. Dobrze pamiętam, że w Sylwestra, 31 grudnia, wyszliśmy na zadanie bojowe. To były okopy we wsi Czerwonopopiwka, w obwodzie ługańskim, więc - delikatnie mówiąc - nastrój nie był za bardzo świąteczny. Nie powiem ci, co dokładnie robiłem w Gwiazdkę, bo nie pamiętam. Ale pamiętam, że było tam brudno i mokro, a my tak długo trzymaliśmy obronę, że skończyła nam się woda do picia. Zaczęliśmy zbierać deszczówkę, która kapała nam z blindaża. Pamiętam też, że lał tak silny deszcz, że któregoś ranka obudziłem się w kałuży wody. To był trudny czas, wiele zadań, które też w pewnym sensie odciągały nasze myśli od świąt. Może dzięki temu nie było tak ciężko i smutno.

Ale za to doskonale pamiętam drugie Boże Narodzenie na froncie, bo byłem wtedy w szpitalu w Charkowie. Miesiąc wcześniej zostałem ranny w nogę, przechodziłem operację i rehabilitację. Podczas rehabilitacji znaleźli u mnie jeszcze jakieś guzki z płucach, więc byłem zmuszony siedzieć w tym szpitalu bardzo długo. Jakoś tak zachciało się stworzyć świąteczny nastrój, więc kupiłem sobie malutką choinkę, którą postawiłem na stoliku przy szpitalnym łóżku. Ktoś tam czasem mnie odwiedził, posiedział, pogadał. Rozmawiałem trochę z innymi żołnierzami, którzy też spędzali ten czas w szpitalu. Ale ogólnie pamiętam, że byłem tam zupełnie sam. Przez Boże Narodzenie i Nowy Rok. A Święta Bożego Narodzenia teraz zbiegają się z moimi urodzinami, które obchodzę kilkanaście dni wcześniej.

Czyli to są Twoje trzecie święta na froncie… W tym roku też kupiłeś choinkę? Czy raczej masz takie uczucie, że lepiej gdyby Gwiazdki wcale nie było?

Nie, absolutnie. Jak? Żeby nie było Gwiazdki? Poza nami, wojskowymi, są też przecież cywilni ludzie, są dzieci. Życie przecież trwa, jest życie poza wojną. Święta są potrzebne. A my powinniśmy chociaż postarać się przełączyć w inny tryb, żyć jakoś równolegle, nie zapominać, że ono tam trwa. A u nas? Wszystko raczej wychodzi spontanicznie. Jeśli jest możliwość świętowania - świętujemy. Jeśli będzie szansa poprawić sobie nastrój, zrobimy to. Choinkę ubraliśmy.

Takie małe rzeczy, święta czy rocznice, to zawsze nas motywuje. Dodaje chęci do życia, do dalszej walki

Taka prosta rzecz, jak choinka, to na pewno odciągnie chłopakom myśli od tego, co na froncie. To ważne, by się zrelaksować, jeśli jest taka możliwość.

U nas wszystkie święta, rocznice, urodziny - to wszystko jest ważne, staramy się o nich zawsze pamiętać. Dowódcy składają życzenia żołnierzom, my robimy komuś niespodzianki, kupujemy drobne prezenty. Po prostu wspieramy się. Wojna to jedno, ale my spędzamy ze sobą tyle czasu, jesteśmy jak rodzina. Czasem też tę rodzinę musimy zastąpić, na przykład podczas Gwiazdki czy urodzin. Trwa wojna, ale ona przecież nie anulowała dnia moich urodzin. Odwrotnie, trzeba je świętować jeszcze bardziej.

Ale, teraz sobie o tym pomyślałem, że są też inne fajne momenty, które wychodzą spontanicznie. Na przykład wtedy, kiedy przyjechaliście do nas wcześnie rano ze stacjami ładowania dla naszej jednostki. My wtedy byliśmy po jakimś nocnym szturmie. I kiedy czekaliście, aż się obudzimy, przygotowaliście nam śniadanie, które potem razem zjedliśmy w ogrodzie. Takie momenty też zapamiętuje się na długo i one też nas motywują do działania. 

Choinka 5 km od linii frontu, gdy trwają intensywne starcia między ukraińskimi siłami zbrojnymi a armią rosyjską w Bachmucie, Ukraina, 13 grudnia 2023 r. Zdjęcie: Marek M. Berezowski / Anadolu

Czyli mieliście jakiś konkretny plan na święta, co będziecie robić? 

W tym roku, wyjątkowo, miałem możliwość, żeby usiąść do stołu, zjeść coś smacznego. Ale oczywiście nie w domu, tylko tu, gdzie pracujemy. Ale czy świętowanie się uda to też wszystko zależy od tego, czy jest na to czas i jaka jest sytuacja na froncie. Na wojnie wszystko może zmienić się w ciągu pięciu minut. Wiem, że nie wszyscy mieli taką możliwość, ale my poszliśmy do sklepu, kupiliśmy sobie jakieś surówki, wędliny, coś dobrego do picia. Ubraliśmy choinkę. Mogliśmy usiąść i pogadać. Ale jedno było i jest zawsze pewne - że nie ma możliwości, by biesiadować długo. Rano zawsze trzeba działać i pracować. To akurat nigdy się nie zmienia, rzadko kiedy mamy odpoczynek. Nawet dziś, niby mam dzień wolny, ale muszę pojechać do mechanika odebrać samochód, który nam się zepsuł, pojechać na drugi koniec miasta po części do kolejnego, ogarnąć coś do jedzenia.

A kiedy poszedłeś jako ochotnik do wojska w ogóle ci przyszło do głowy, że to wszystko może trwać tak długo?

To był ten czas, kiedy do wojenkomatów stały jeszcze kolejki. Od razu przy rejestracji pojawiła się możliwość pojechania do centrum szkoleniowego wojsk desantowo-szturmowych. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, z czym to się wiąże i jak ciężko będzie. Przeszliśmy przez trudny szlak. Ale teraz, z perspektywy czasu, nie żałuję. Żyję, jestem mniej-więcej w jednym kawałku.

Kiedy wybuchła pełnoskalowa inwazja od razu poczułem, że muszę iść do wojska. Tak mi nakazywało sumienie

Nie miałem wątpliwości, czy to nie moje, czy nie dla mnie. I choć nigdy wcześniej nie miałem nic wspólnego z armią, wszystko było dla mnie nowe. Pamiętam, że wróciłem do domu i powiedziałem mamie, że za trzy godziny mam autobus i jedziemy do centrum szkoleniowego. Spakowałem wszystko w jeden plecak i pojechałem. Wszyscy byli w szoku - w domu, w pracy - że ja po prostu wziąłem plecak i wyjechałem. 

Ale nie miałem wątpliwości. Choć był strach, uczucie takiej niewiadomej, jak to będzie. Tę niepewność potęgowało też to, że z mojego otoczenia tak wielu chłopaków nie poszło do wojska. A w desantowo-szturmowe poszedłem wtedy tylko ja. Zupełnie sam. Ale na komisji wojskowej poznałem kilku kolegów, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt. 

Ale kontakt utrzymujesz też ze swoim “poprzednim” życiem. Na swoje urodziny niedawno dostałeś życzenia z firmy, w której pracowałeś. Nie zapomnieli o tobie. Co robiłeś do wybuchu wojny?

Do wybuchu wojny, przez dziesięć lat zajmowałem się produkcją obuwia. Robiłem buty. Dla kobiet, mężczyzn, różnie. Charków to miasto naprawdę bogate w produkcje tego typu, czy to odzieży czy obuwia. Ale buty, no, Charków jest chyba centrum Ukrainy pod tym względem. Mój tata wiele lat życia poświęcił butom, ja od razu po szkole też poszedłem w jego ślady.

Żenia Woropajew. Zdjęcie: Aldona Hartwińska

Wspomniałeś, że ludzie z twojego otoczenia byli zdziwieni, że tak szybko podjąłęś decyzję i od razu pojechałeś na wojnę. A jak twoi bliscy i rodzina zareagowali?

Moja mama była mocno zdenerwowana, pamiętam, że musiałem ją uspokoić. Ale to była moja decyzja, podjęta i świadoma. Ale też nie było zbyt dużo czasu na tłumaczenia, miałem tylko trzy godziny, by wsiąść w autobus.

Trochę ich wszystkich postawiłem przed faktem dokonanym. Ale teraz wszyscy już przywykli do tego, gdzie jestem. Wręcz są ze mnie dumni, chwalą się tym, co ja robię

A kiedy wracasz na przepustkę do domu - co myślisz? Spotykasz się ze swoimi dawnymi znajomymi? Co oni teraz robią?

Pamiętam, że kiedy przyjechałem pierwszy raz do Charkowa na przepustkę to niektórzy mnie nawet nie poznali. Zmieniłem się przez rok nawet z wyglądu. A ich reakcje są różne. Niektórzy chcą się spotkać, pogadać, inni nawet opuszczają oczy, nie chcą wymiany spojrzeń. To są, na przykład, ludzie z którymi się uczyłem w szkole. Czuję, że mają do mnie ogromny dystans. Nie wiem, może czują jakiś rodzaj wstydu, może czują jakąś winę, że oni nie poszli walczyć, wstydzą się swojego strachu. Nie wiem, ja nikogo nie zamierza oceniać. I nie chcę nawet się nad tym zastanawiać, bo dla zdrowia mojej głowy jest mi to zupełnie niepotrzebne. Ale mam kilku przyjaciół, którzy nie służą w wojsku, ale bardzo pomagają jako wolontariusze. Mnie też od samego początku wspierają. Jest więc w Charkowie kilka osób, z którymi mogę się spotkać i pogadać. Odpoczywam, załatwiam sprawy i wracam na front.

A ty czujesz się niezręcznie, przebywając wśród tych ludzi, którzy opuszczają wzrok i nie chcą ci patrzeć w oczy? Bardzo modne stało się słowo “uchylant”. Tak o nich myślisz?

Nie ciągnie mnie do nich, szczerze mówiąc, więc nieczęsto zdarzają się takie sytuacje, że jestem wśród nich. Zresztą, czemu miałoby mi być niezręcznie? Kto o mnie pamiętał, z kim utrzymywać kontakt - ja wiem, czemu nie poszli do armii. Tam było wiele różnych przyczyn, często strach. Ale im dłużej trwała wojna, tym bardziej ludzie rozumieją z czym ona się wiąże. Pojawiło się wielu rannych znajomych, również znajomych, którzy na froncie polegli. To raczej nie zachęca do wstąpienia do armii. Ale to też nie reguła, bo raptem pół roku temu dowiedziałem się, że kilku chłopaków z mojej okolicy poszło na służbę. Ale są też ludzie, którzy zajmują się tylko swoim życiem, ani nie idą walczyć, ani nie pomagają armii. Ale ja bardzo nie lubię tego tematu “uchylantów”, nie chcę się nad tym zastanawiać, ja mam swoją robotę i nią się zajmuję. I nie mógłbym pracować w TCK, sprawdzać ludzi, zabierać ich gdzieś siłą. 

Aldona Hartwińska i Żenia Woropajew. Zdjęcie z archiwum prywatnego

Ale czemu byś nie mógł pracować w TCK? Uważasz, że to nie jest potrzebne?

Nie, to jedno z narzędzi służących mobilizacji, żeby u nas była armia. To nie jest system doskonały, są jakieś niuanse, ale to nie zmienia faktu, że to jest potrzebne. Czasem pojawiają się jakieś przypadki, że strzelają, kogoś siłą wciągają do busa, kogoś biją… Ale ludzie są też różni, a takie filmiki rozpowszechniają się też dużo szybciej dzięki propagandzie wroga. Znacznie więcej jest sytuacji, kiedy pracownik TCK po prostu podchodzi, pyta, sprawdza dokumenty. Nikomu nie grozi, nikogo do niczego nie zmusza. Informuje. Normalnie pracuje. Nie powinno się osądzać wszystkich po kilku wideo w sieci.

Jedyne, co bym zmienił to usprawnił system pod tym kątem, żeby ci zmobilizowani mogli łatwiej wybrać miejsce, w którym chcą się znaleźć. Jeśli chcą zajmować posady na tyłach, powinno się im dać taką możliwość, bo armia to wielka machina i takie osoby też są potrzebne czy niezbędne, by ona pracowała. Jeśli ktoś chce być operatorem drona, czy iść do artylerii - dobrze, jeśli byłoby to brane pod uwagę. Ale też trzeba rozumieć, że drończyków czy artylerzystów nie może być więcej niż piechoty czy szturmowców, bo bez nich front nie będzie się przesuwał na naszą korzyść. Więc wszystkim nie da się dogodzić. Ale gdyby chociaż można było wybrać sobie brygadę, do której można się przyłączyć - to byłoby dobrze dla wszystkich.

Pojawiło się takie hasło, że pracownik TCK jest większym wrogiem dla społeczeństwa niż Rosja. A ja uważam, że największym wrogiem są te osoby, które to wszystko nakręcają, wypuszczają w sieć takie wideo, opowiadają, że u nas mobilizacja przebiega tragicznie i wszystko jest nie tak - to przecież jest pożywka dla wroga. To pożywka dla propagandy, dla napędzania strachu. Bo te wszystkie sytuacje - ich jest mniejszość i ja staram się to na każdym kroku podkreślać.

Czy wy rozmawiacie z kolegami o tym, kiedy to się skończy? Czy kolejne święta Bożego Narodzenia spędzicie już w domu?

My praktycznie w ogóle nie rozmawiamy o tym, nawet nie myślimy o tym, kiedy zakończy się wojna. Bo to takie abstrakcyjne pojęcie, dodatkowo zwykle wszystko idzie nie tak, jak sobie to zaplanujesz. Wojna może zakończyć się w jedną chwilę, a może się ciągnąć latami. A ja myślę, że służba będzie jeszcze trwać długo. Wszyscy czekają na to, że wojna już za chwilę się skończy, że minie jak jakaś grypa. Ale my nie jesteśmy bezczynni, my nie czekamy aż choroba minie. My pracujemy, wzmacniamy państwo. Bo to nam też da większy komfort bezpieczeństwa w przyszłości. 

No items found.

Dziennikarka i autorka książek (m.in. "Szwecja. Gdzie wiking pije owsiane latte"). Dostarcza pomoc wojskowym na linię frontu. Wojnę po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła w grudniu 2022 roku. Wtedy podjęła decyzję, że będzie wracać na front z pomocą jak najczęściej. Dziś mówią o niej чоткий тил, czyli solidne zaplecze. Żołnierze skutecznie walczą karabinami, a ona jest zapleczem z kamerą i aparatem, które czuje obowiązek mówienia głośno o tym, co się dzieje. Chce być dalej na miejscu - pomagać i pokazywać wojenną rzeczywistość - nie zawsze w czarnych i smutnych barwach.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Szwecja: skrzaty zamiast Mikołaja i światło św. Łucji

– Okres adwentu w Szwecji jest wyjątkowy – mówi Iryna Łytwyn-Komarowska z Kijowa, która obecnie mieszka w szwedzkim mieście Västeros. – W grudniu w Szwecji jest zimno i nie ma słońca: o 8 rano jeszcze jest ciemno, a o 15 – już jest ciemno. Aby to zrekompensować, Szwedzi dbają o przytulność w swoich domach. Każdy szwedzki dom musi mieć gwiazdy w oknach. Girlandy nie są tu zbyt popularne, ale elektryczne świeczniki adwentowe stoją na prawie każdym parapecie, co tworzy miłą atmosferę również na zewnątrz. Chodzisz i wszystko jest oświetlone, a z każdego okna bije ciepło.

W Szwecji bardzo popularne są również świeczniki adwentowe z czterema świecami, z których pierwsza zapalana jest w pierwszą niedzielę adwentu. W drugą niedzielę zapala się drugą świecę – i tak dalej. Ale w domach nie ma zbyt wielu świątecznych dekoracji, zgodnie z „lagom” – szwedzką filozofią umiaru. Choinki zwykle są naturalne i skromnie udekorowane: wystarczy dziesięć bombek na 180-centymetrowym drzewku.

W każdym domu są też krasnale. Zamiast Świętego Mikołaja Szwedzi mają Tomtena. To postać folklorystyczna, która nie ma nic wspólnego z religią. Ten skrzat mieszka na farmie i karmi się go owsianką, żeby był grzeczny i strzegł domu. W noc poprzedzającą Boże Narodzenie dzieci zostawiają mu owsiankę, a rano znajdują pusty talerz i prezenty.

Większość szwedzkich tradycji bożonarodzeniowych nie jest związana z chrześcijaństwem, ale ze dawnymi wierzeniami pogańskimi. Nawet nazwa Bożego Narodzenia, Jul, oznacza przesilenie zimowe. Dawni Szwedzi świętowali ten dzień, ponieważ po nim godzin dziennych zaczynało przybywać

Nawiasem mówiąc, jednym z ulubionych świąt Szwedów do dziś jest Midsummer, czyli przesilenie letnie. W tym dniu Szwedzi tańczą i śpiewają.

W Boże Narodzenie nie śpiewają zbyt wiele. Piosenki można raczej usłyszeć w Dzień Świętej Łucji, który obchodzony jest 13 grudnia. Zarówno kościoły, jak  szkoły poważnie się do niego przygotowują. Święta Łucja to chrześcijańska męczennica, która kojarzona jest ze światłem i miłosierdziem (imię Łucja pochodzi od łacińskiego słowa lux, które oznacza „światło”). Kobieta wcielająca się w św. Łucję ma na głowie wieniec lub koronę z zapalonymi świecami (niegdyś to były prawdziwe świece, obecnie zastąpiono je elektrycznymi). W tym dniu Szwedzi pieką szafranowe bułeczki w kształcie ósemek [dwie spirale w kształcie „8” symbolizują oczy Lucyfera, który został pokonany przez św. Łucję - red.].

Dzień Świętej Łucji

W czasie Adwentu Szwedzi piją glögg, napój podobny do grzanego wina. Kupują go w gotowej postaci i tylko podgrzewają, rozlewając do małych kubeczków. Glögg jest bardzo słodki, smak grzanego wina jest bardziej intensywny. Do glöggu Szwedzi jedzą imbirowe ciasteczka w kształcie serduszek, na które nakłada się ser brie w formie pasty.

Jeśli chodzi o świąteczny stół, głównym daniem jest śledź, który podawany jest w różnych solankach (byłam kiedyś w restauracji, która oferowała 32 rodzaje solanek). Na wigilijnym stole zawsze będzie też szynka i kiełbasy, najczęściej z łososia lub dziczyzny. W tym czasie w Szwecji trwa sezon polowań, a Szwedzi uwielbiają dziczyznę. Zwyczajowo polewa się mięso konfiturą, najczęściej z borówek. Na stole może być również 38-procentowy snaps (samogon) – ale tylko wtedy, gdy jest też śledź. Wino Szwedzi piją do mięsa.

Bułeczki szafranem w kształcie ósemek

Szkocja: szukanie elfów i list do króla

– Kiedy skockie dzieci budzą się w pierwszy dzień adwentu, biegną do kalendarza adwentowego, a potem zaczynają szukać niegrzecznych elfów – mówi Julia Pandyk, która mieszka z dwiema córkami niedaleko Edynburga. – Znajdują je w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Elf to taka lalka z długimi nogami.

Zadaniem dorosłych jest ukrycie elfa tak, by nie było go łatwo znaleźć: w pralce, lodówce, piekarniku... Istnieją nawet książki ze wskazówkami dla rodziców, gdzie elfa ukryć

Czas adwentu w Szkocji to czas kolęd. Śpiewa się je na ulicach, w szkołach i kościołach. Szkoci wokół mnie nie są zbyt religijni, dla nich Boże Narodzenie to bardziej okazja do spotkania się z całą rodziną. Ale moje dziewczynki chodzą do miejscowego kościoła i śpiewają tam kolędy, a w soboty śpiewają je w ukraińskiej szkole. Świątecznym zwyczajem jest też dekorowanie domów girlandami, gwiazdkami i świecami adwentowymi.

W każdym szkockim i brytyjskim domu są kartki świąteczne, kartki z życzeniami. Tutaj nawet po otrzymaniu prezentu urodzinowego wysyła się kartki z wyrazami wdzięczności. W święta wysyła się je do krewnych, sąsiadów i kolegów z pracy. W zeszłym roku moje córki i ja wysłaliśmy kartkę do króla Karola, do Pałacu Buckingham – i otrzymałyśmy odpowiedź!

Kartka od króla dla Julii Pandyk

Inną uroczą lokalną tradycją jest Christmas Jumper Day (dzień świątecznego swetra), obchodzony 12 grudnia. Tego dnia zarówno dorośli, jak dzieci noszą świąteczne swetry. Organizowane są imprezy charytatywne, a ludzie zbierają pieniądze na pomoc dzieciom na całym świecie. Kolejnym dniem poświęconym dobroczynności jest Boxing Day, obchodzony 26 grudnia. Przynosi się wtedy prezenty i jedzenie dla potrzebujących – na przykład do kościoła. To święto narodowe.

Jeśli chodzi o samo Boże Narodzenie, to nie ma Wigilii – 24 grudnia jest zwykłym dniem roboczym. Rankiem 25 grudnia dzieci znajdują prezenty, które przyniósł im Mikołaj (Santa), a po południu rodziny zbierają się na świąteczny obiad. Głównym daniem na stole jest pieczony indyk lub udziec jagnięcy. Popularne są również chipolatas – smażone kiełbaski zawinięte w boczek – i brukselka. Świąteczny pudding to król słodyczy. Mieszanka owoców jest moczona w rumie lub whisky, a następnie dodawana do ciasta i pieczona. Ostatnim krokiem jest wymieszanie rumu z cukrem pudrem, wylanie mieszanki na ciasto i podpalenie.

Brytyjski świąteczny pudding

Podczas nakrywania świątecznego stołu wiele osób kładzie na talerzach Christmas crackers – kartonowe rolki przypominające duże cukierki, zawierające różne niespodzianki – m.in. koronę, którą się nosi przez resztę dnia.

Sylwester (w Szkocji nazywany Hogmanay) nie jest świętowany. Za to 26 grudnia, w Boxing Day, idzie się do pubu na piwo.

Puby w Szkocji nie przypominają tych w Ukrainie. W 99% szkockich pubów nie ma jedzenia – tylko alkohol. W wielu lokalach nie ma nawet krzeseł, ludzie piją piwo na stojąco. Dla Szkotów pub nie jest miejscem do jedzenia, ale przestrzenią publiczną, do której przychodzi się w celach towarzyskich

W wioskach pub jest zazwyczaj miejscem, w którym toczy się całe lokalne życie kulturalne.

Portugalia: gotowany dorsz i pływanie w oceanie

– Portugalczycy są bardzo rodzinni, a Boże Narodzenie jest dla nich okazją do spotkania się jak wielka rodzina – mówi Anastazja Terech z Kijowa, która obecnie mieszka w portugalskim mieście Oeiras niedaleko Lizbony. – W portugalskiej rodzinie, którą dobrze znamy, babcia zaczyna przygotowywać prezenty świąteczne dla swoich dzieci i wnuków już w kwietniu. Są zawsze pięknie zapakowane, nawet jeśli to coś małego.

Wieczorem 24 grudnia rodzina zbiera się razem i wybiera kogoś, kto odegra rolę Pai Natal (portugalskiego Świętego Mikołaja, czyli „Ojca Bożego Narodzenia”). Zakłada on czapkę i rozdaje prezenty, które zostały wcześniej umieszczone pod choinką.

Rozpakowywanie prezentów jest główną atrakcją wieczoru. Rodziny są tu duże, więc prezentów jest zazwyczaj bardzo wiele, a ich rozpakowywanie trwa nawet do dwóch godzin

Jeśli chodzi o stół wigilijny, pierwszą rzeczą serwowaną na nim są przekąski: kulki i rurki z ryb, kurczaka lub warzyw – w cieście. Zawsze są też oliwki polane oliwą (nie smakują jak te z puszki), krakersy z różnymi smarowidłami, sery i szynka jamon. Zamiast zwykłych kiełbas jest tradycyjne portugalskie chouriço assado, smażona kiełbasa wieprzowa o specyficznym smaku i zapachu. Jedzeniu przekąsek towarzyszą żarty, śmiech, gry planszowe i oglądanie świątecznych filmów (Kevin jest bardzo popularny w Portugalii).

Portugalska choinka z dorsza

Następnie serwowane jest danie główne – bacalhau (dorsz). Kupuje się go solonego, moczy w wodzie przez kilka godzin, a następnie gotuje. Wraz z bacalhau na talerzu znajdą się gotowane ziemniaki i gotowane jajka. Wszystko to polewa się oliwą i dodaje czosnek. Zwyczajem jest również gotowanie ośmiornicy i pieczenie koziej nogi z ziemniakami. Jeśli chodzi o słodycze, jest ciasto bożonarodzeniowe Bolo Rei, z dużą ilością suszonych i kandyzowanych owoców, które nazywa się Ciastem Trzech Króli. Popularne są również pączki ze skórką cytryny.

Portugalczycy nie świętują Nowego Roku tak hucznie, jak my. Mają jednak ciekawą tradycję chodzenia 1 stycznia nad ocean, a nawet pływania w nim
Anastazja Terech po noworocznej kąpieli w oceanie

Holandia: elektroniczne kalendarze adwentowe i specjalne dekoracje

– Holandia nie jest krajem ludzi religijnych. Jeśli zapytasz Holendra o genezę Bożego Narodzenia, nie każdy będzie w stanie ci powiedzieć, skąd się wzięło – mówi Galina Palijczuk z Kijowa, obecnie mieszkająca w Hadze.

Według legendy Sinterklaas (jak nazywany jest Święty Mikołaj) przybywa do Holandii z Hiszpanii na początku listopada wraz ze swoimi „pitas” (elfami). W domach zawieszane są wtedy świąteczne buty, do których dzieci wieczorem wkładają marchewki, by rano zamiast nich znaleźć tam słodycze

Kalendarze adwentowe są bardzo popularne i istnieje wiele ich rodzajów: zarówno tradycyjne, jak elektroniczne (otwierając taki kalendarz kolejnego dnia, znajdziesz w nim kupony rabatowe, zniżki na przejazdy itp.) Dzieci otrzymują prezenty 5 grudnia (dzień przed mikołajkami), a w dzień Bożego Narodzenia rodziny zbierają się na świąteczny posiłek.

Jest grochówka z kiełbaskami (Snert) i tłuczone ziemniaki z warzywami, kiszoną kapustą lub ziołami (Stamppot). Holendrzy uwielbiają także frytki i różne lokalne przekąski, z których wiele wywodzi się z czasów kolonialnych. Na przykład frikandel speciaal to kiełbasa z sosem curry, majonezem i cebulą.

Dla Holendrów Boże Narodzenie to święto rodzinne, duchowe i estetyczne. Nawet podczas przygotowywania prezentów mój holenderski chłopak starannie wybiera papier do pakowania, własnoręcznie wiąże kokardy i przykleja świece do pudełek. Żadna ozdoba na choince nie jest przypadkowa – jest starannie dobrana i ma własną historię.

W Holandii św. Mikołajowi dziękuje się nie tylko ciasteczkami, ale także marchewkami

Nowa Zelandia: każdy ma swoje Boże Narodzenie

– Nowa Zelandia jest krajem wieloetnicznym, więc ludzie mają tu różne tradycje bożonarodzeniowe – mówi Iryna Chorużenko z Krzywego Rogu, która obecnie mieszka w Fangarei na Wyspie Północnej. – Dlatego ludzie, którzy mieszkają w tym samym mieście, mogą obchodzić Boże Narodzenie w odmienny sposób.

Tutaj nie ma Wigilii. Większość ludzi 25 grudnia obchodzi Boże Narodzenie: rano otwierają prezenty, a po południu zbierają się na świąteczny lunch. W Nowej Zelandii, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, 26 grudnia to Boxing Day, ale tutaj ten dzień kojarzy się przede wszystkim z wyprzedażami. Sklepy obniżają ceny, ponieważ wszystkie prezenty świąteczne zostały już kupione i wręczone (i nie kupuje się ich na Nowy Rok).

Jeśli chodzi o jedzenie, kuchnia nowozelandzka jest bardzo prosta. W Boże Narodzenie bardzo popularna jest szynka. Ludzie kupują ją gotową w supermarketach, a następnie glazurują i pieką w piekarniku. Podaje się również pieczone warzywa, najczęściej słodkie ziemniaki, i pieczonego indyka. Sałatki są bardzo proste. Na przykład popularna tu sałatka ziemniaczana to po prostu duże kawałki ziemniaków z majonezem. Przekąski na świątecznym stole to krakersy i pokrojony ser.

Świąteczne ciasto w stylu nowozelandzkim upieczone przez Irynę Chorużenko

Jeśli chodzi o słodycze, to podaje się świąteczne ciasto z suszonymi owocami, które jest wstępnie namaczane w wodzie lub alkoholu, a następnie pieczone. Innym przysmakiem jest tutaj ciasto „Pawłowa”, również bardzo łatwe do zrobienia: kupuje się gotowe ciasto bezowe, smaruje je kremem i dekoruje owocami. Ciasto można też upiec samemu, ale ludzie tutaj nie są przyzwyczajeni do spędzania godzin w kuchni, nawet przed świętami. Nie ma tu gotowania według rodzinnych przepisów, nikt nie stara się upichcić czegoś oryginalnego.

Wydaje mi się, że na przygotowanie zwykłego obiadu poświęcam tyle samo czasu, co Nowozelandczycy na przygotowanie całego świątecznego stołu. Są zaskoczeni tym, ile czasu my spędzamy w kuchni

Miejscowi wielokrotnie nazywali moje dania „kulinarnymi arcydziełami”.

W Nowej Zelandii grudzień jest miesiącem letnim, więc na przykład w sylwestra można iść na plażę. Inni Ukraińcy i ja ustanowiliśmy już tutaj swego rodzaju tradycję grillowania 1 stycznia. Nowozelandczykom, których zawsze zapraszamy, bardzo spodobała się ta tradycja.

Zdjęcia: archiwa prywatne i Shutterstock

20
хв

Boże Narodzenie bez kutii: świąteczne tradycje innych krajów oczami Ukrainek

Kateryna Kopanieva

Wybraliśmy zdjęcia, które pokazują wojnę z różnych perspektyw. 2024 był bardzo trudny dla każdego Ukraińca i każdej Ukrainki. Rosja przeprowadzała masowe ataki na ukraińskie miasta, niszczyła domy, szpitale i szkoły oraz zabijała ukraińskie dzieci i dorosłych. Jednak żaden pocisk nie pozbawi nas pragnienia życia i planowania przyszłości - dla Ukrainy i całego świata.

Zdjęcie: Radio Wolna Europa/Radio Wolności/Serhii Nuzhnenko/ Reuters/Forum

Ewakuacja bywa jedynym rozsądnym wyborem. Jak w Pokrowsku, mieście, które stało się linią frontu. Ewakuację ludzi z Pokrowska i pobliskich wiosek utrudniają rosyjskie drony. Mimo to wolontariusze pomagają tym, którzy chcą opuścić miasto. To zdjęcie pokazuje chwilę, w której pociąg odjeżdża z peronu 30 sierpnia 2024 r. Ludzie wysyłają sobie nawzajem serca. Kto wie, czy znów się zobaczą.

Zdjęcie: Danylo Antoniuk/Reuters/Forum

7 lutego 2024 r. Rosjanie zaatakowali budynek mieszkalny w dzielnicy Golosiewo w Kijowie. W wyniku ataku sześć osób zginęło, a kolejne 40 zostało ranne. Tego dnia siły obrony powietrznej zestrzeliły około 20 pocisków nad stolicą. Rosja jak zwykle zaprzecza, że ostrzelała cywilów.

Zdjęcie: Marian Kushnir/47Mech_brigade

Z powodu walk w Ukrainie około 20 proc. gruntów rolnych leży odłogiem. Wrogie pociski zmieniły ukraiński krajobraz. Pola, na których ostatnio rosła pszenica, są teraz pokryte lejami. To zdjęcie zrobione w pobliżu Awdijiwka w obwodzie donieckim, pokazuje, co pozostawiły rosyjskie pociski.

Zdjęcie: Yutiy Dyachyshyn/AFP/Eastern News

4 września 2024 roku dla mieszkańca Lwowa Jarosława Bazilewicza był najczarniejszym dniem w jego życiu. W jednej chwili stracił żonę i trzy córki. Tego dnia, 4 września, Federacja Rosyjska zaatakowała obwód lwowski.

Zdjęcie: Roman Pilipey/AFP/East News

W marcu 2024 roku Rosja zniszczyła około połowy mocy elektrycznej Ukrainy. Poinformowała o tym na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ 16 grudnia przedstawicielka USA przy ONZ Linda Thomas Greenfield. Sytuacja energetyczna Ukrainy tej zimy będzie bardzo trudna. Niedobory prądu i przerwy w dostawie prądu będą zależeć od skali dalszych rosyjskich ataków. Tymczasem Ukraińcy przyzwyczajają się do nowych realiów. Na tym zdjęciu kasjer używa latarki telefonicznej do obsługi klientów w restauracji podczas częściowej przerwy w dostawie prądu w Kijowie 28 listopada 2024 r.

Zdjęcie: Evgeniy Maloletka/AP/Eastern News

8 lipca 2024 roku Rosja wystrzeliła na Ukrainę 38 pocisków Dagger i X-101. Jeden z nich trafił do budynku specjalistycznego szpitala dziecięcego „Okhmatdyt”. W momencie ataku było tam ponad 600 dzieci. W wyniku rosyjskiego ataku na szpital zginęło dwóch dorosłych, a 32 zostało rannych.

Zdjęcie: Anton Shtuka/AP/Eastern News

Po rosyjskim ataku na szpital Okhmatdyt setki ludzi — pracowników miejskich, ratowników, wolontariuszy, zwykłych mieszkańców Kijowa i pracowników służby zdrowia — skrzyknęło się, żeby szukać pod gruzami rannych. Mężczyzna z plamą krwi na plecach to chirurg dziecięcy Oleg Golubchenko. Mimo odniesionych ran ratował ludzi i odgruzowywał budynek.

Zdjęcie: Andrii Marienko /AP/ East News

Charków jest ostrzeliwany codziennie. 30 sierpnia 2024 r. wróg przeprowadził pięć nalotów z terytorium regionu Biełgorod na miasto, używając amunicji UMPB D-30. W wyniku ataku zginęło pięć osób, a kolejne 47 zostało rannych. To zdjęcie przedstawia mężczyznę, który wyskoczył z okna płonącego mieszkania. Niestety nie przeżył.

Zdjęcie: Efrem Łukacki/AP/Eastern News

Alexandri Pascal ma 8 lat. Dziewczyna straciła nogę w wyniku rosyjskiego ostrzału w maju 2022 roku. Jednak mała gimnastyczka nie przestaje ćwiczyć. Dziewczynka nauczyła się chodzić z protezą i wróciła do gimnastyki artystycznej i tańca towarzyskiego.

Zdjęcie: Evgeniy Maloletka/AP/Eastern News

11 listopada w Kijowie odbyła się premiera sztuki „Szewczenko 2.0” Teatru Tarasa Szewczenki w Charkowie. Spektakl oparty na osobistych pamiętnikach Szewczenki, łączy historię i nowoczesność, wydarzenia życiowe i fikcję, teksty i czarny humor. Na zdjęciu — aktor Mykhailo Tershchenko dziękuje publiczności pod koniec spektaklu.

Zdjęcie: Roman Pilipey

Wojna radykalnie zmieniła życie Ukraińców. Tam, gdzie trzy lata temu było głośno i radośnie, teraz panuje tylko cisza, którą przerywają częste rosyjskie pociski. Te morele na spalonej ziemi w pobliżu Pokrowska — jako symbol, że życie tu powróci. Prędzej czy później. Wojna się skończy, a Ukraińcy odbudują swoje domy i wrócą na te opuszczone ziemie.

Zdjęcie: Florent Vergnes/AFP/Wiadomości wschodnie

Za kilka godzin ten żołnierz wyruszy na front w obwodzie donieckim. Na razie cieszy się ostatnimi chwilami w towarzystwie swojego rudego kota.

Zdjęcie: Andrei Isakoviv/AFP/Eastern News

Ukraińska lekkoatletka Jarosława Ołeksijiwna Mahuczich zdobyła złoto w skoku w wysokości na Igrzyskach Olimpijskich 2024 w Paryżu. „Śpiąca Królowa, która zdobyła złoto” - tak światowe media i użytkownicy sieci społecznościowych mówili o Jarosławie. Pomiędzy skokami Ukrainka odpoczywała w śpiworze. Te zdjęcia obiegły świat.

Zdjęcie: Roman Pilipey/AFP/East News

Pociągi codziennie transportują rannych obrońców Ukrainy z miast pierwszej linii do szpitali. Na zdjęciu jeden z ewakuowanych rannych.

Tekst: Nataliia Ryaba

20
хв

2024 w Ukrainie: rok na zdjęciach

Beata Łyżwa-Sokół

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Magia ukraińskiego Bożego Narodzenia

Ексклюзив
20
хв

Przestrzeń na wdech, wydech

Ексклюзив
20
хв

Latarka – najlepszy prezent dla dzieci wojny

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress