Przed inwazją Szura była jedną z pięciu najfajniejszych stylistek w Ukrainie. Współpracowała ze Studiem "Kwartał 95" [ukraińska grupa twórcza, kabaret i przedsiębiorstwo rozrywkowe - red.] i osobiście ubierała Wołodymyra Zełenskiego. 24 lutego jej życie zmieniło się na zawsze. Teraz służy w Siłach Zbrojnych Ukrainy, jest żołnierką o pseudonimie "Jałta".
Nie mogę stać z boku
Moje życie przed wojną na pełną skalę było bogate i interesujące - wyznaje Szura. - Przez ponad 15 lat pracowałam w kinie i show-biznesie, byłam kostiumografką, tworzyłam obrazy. Nim zaczęła się inwazja, mój harmonogram był zaplanowany na co najmniej cztery projekty, jeden z nich był przeznaczony na Festiwal Filmowy w Cannes. Nie pakowałam walizek na czarną godzinę. Jednak na tydzień przed wielką wojną szukałam już munduru i wygodnych butów, bo wiedziałam, że pójdę prosto do wojskowego biura rejestracji i się zaciągnę. Nie miałam specjalnego przeszkolenia, nie uprawiałam intensywnie sportu. Jednak w 2015 roku wzięłam udział w szkoleniu - dla siebie. Wtedy myślałam o pójściu na służbę, ale tak się złożyło, że zostałam wolontariuszką. Zawsze kierował mną zew serca i nienawiść do tych katów. Rozumiałam, że karzeł Putin będzie próbował zaatakować całą Ukrainę. Zawsze mówiłam, że oni nam zazdroszczą - i to jest moim zdaniem jeden z najgorszych grzechów. Ukraińcy to ludzie otwarci, czasami nawet za bardzo. Mamy wielkie serca. Rosjanie nigdy nie będą tacy jak my.
W przeddzień inwazji miałam dziwne przeczucia. W nocy 24 lutego w ogóle nie mogłam spać. Rano poczułam, że ziemia trzęsie mi się pod stopami, pociski już leciały. W tym czasie wynajmowałem mieszkanie w Szuliawce, niedaleko Studia Filmowego Dowżenki. Tam też była moja garderoba. Natychmiast zadzwoniłam do mojej asystentki Aliny i kazałam jej uszczelnić okna. Tego samego dnia poszłam do komendy wojskowej. Moja siostra bardzo mnie wspierała. Mój tata powiedział tylko, że wiedział, że tak się stanie. A mama powtarzała mi, jak bardzo jest ze mnie dumna. Zmarła w lipcu. Na pogrzebie miałam na sobie mundur, taka była jej ostatnia wola. W rzeczywistości nie mogłam trzymać się z daleka od wojny, bo urodziłam się w rodzinie wojskowej. Moi dziadkowie, na cześć których nazwano mnie Szuroczką, byli weteranami. Mój ojciec jest pilotem wojskowym, pułkownikiem, służył w Afganistanie i Górskim Karabachu. Jestem córką mojego taty. Nauczył mnie wszystkiego, potrafię nawet latać helikopterem. Choć miał już 68 lat, też chciał iść na wojnę. Powstrzymałam go. Pamiętam, jak powiedział, że nigdy nie myślał, że jego dzieci zobaczą wojnę.
Rosjanie się obnażali i masturbowali
W 2014 roku, podczas okupacji Krymu, trafiłam do niewoli. To był czas Rewolucji Godności, byłam wtedy aktywistką Automajdanu. Zostaliśmy wydani Rosjanom po spotkaniu z aktywistami Euromajdanu Chersońszczyzny. Jechaliśmy na Krym samochodem na lokalnych tablicach, ja miałam paszport z krymską rejestracją. Wzięli nas do niewoli tuż przy granicy. Udało mi się jeszcze zadzwonić do taty, potem dostałam w plecy kolbą karabinu, a telefon wpadł do samochodu. Tata słyszał wszystko, co się z nami działo, bo się nie rozłączyłam. W niewoli byliśmy torturowani. Rosjanie chcieli mnie puścić "w kółko". Rozerwali mi ubranie, potem się obnażali i masturbowali. Później okazało się, że jeden z tych tzw. zielonych ludzików służył z moim ojcem w Afganistanie. Kiedy się dowiedział, kim jestem, powiedział pozostałym, żeby mnie nie dotykali, bo jestem pod jego ochroną. Byłam w niewoli przez pięć dni.
W dniu wyzwolenia wyprowadzono nas z budynku na ulicę. Większość okupantów miała na sobie kominiarki, tylko dwaj oficerowie FSB i oficer piechoty morskiej nie zasłaniali twarzy. Powiedziano nam, że jest rozkaz zabrania nas do punktu kontrolnego "Armiańsk" - tam gdzie nas wzięli do niewoli. Jechaliśmy z Sewastopola, zatrzymywali i sprawdzali nas na każdym punkcie kontrolnym. To było przerażające. Kiedy dotarliśmy do celu, oficer piechoty morskiej poszedł negocjować w sprawie naszych samochodów. Doszło do jakiegoś starcia, usłyszałam strzelaninę. Potem kazał nam szybko odjechać - wsiadłam do samochodu i już mnie nie było. Miałam szczęście, że było w nim paliwo. Kiedy dotarłam do naszego punktu kontrolnego, pocałowałem asfalt i uściskałam naszych chłopaków. Potem przyjechali po nas z administracji Chersonia. Czym jest "rosyjski świat" - zrozumiałam już po pierwszych trzech godzinach niewoli. Nigdy im tego nie wybaczę.
Z glamour na front: byłam zwykłą żołnierką
Z posterunku wojskowego od razu wysłali mnie do Hostomla, ale jeszcze tego samego dnia wróciłam do Kijowa. Patrolowałam metro i pomagałam łapać tych, którzy naprowadzali rosyjskie rakiety. 9 marca zadzwonili - i trafiłam do Szewczenkowskiego TRO [obrona terytorialna - red.]. Pracowaliśmy w obwodzie kijowskim, potem na granicy z Białorusią. W lutym-marcu 2023 roku zostałam wysłana do Bachmutu. Przez ponad rok służyłam tam, gdzie toczyły się intensywne działania wojenne.
Byłam zwykłą żołnierką, jak wszyscy. Jakoś sobie poradziłam. Ludzie, którzy dołączyli do obrony terytorialnej, nie byli gotowi do wojny ani moralnie, ani fizycznie. Ale pragnęli bronić swojej ojczyzny, swoich dzieci, swoich rodzin.
Teraz nie jestem ani piechurem, ani szturmowcem. Kacapy w telegramach nazwali mnie snajperem. Powiedzieli, że wykastrowałam ludzi Kadyrowa - jak się okazało, byłam na ich listach. Kiedy więc wyruszaliśmy na dwa ostatnie marsze, poprosiłam dowódcę o granat samobójczy, bo nie chciałam znów zostać schwytana. Wiem, że tym razem byłoby inaczej, rozerwaliby mnie na strzępy.
Teraz służę w 78. pułku "Herc". Jestem operatorką drona i kierowcą.
Najgorszą rzeczą jest grzebanie swoich towarzyszy
Warunki na froncie są takie same dla mężczyzn i kobiet. Często śpimy na podłodze, w okopach lub ziemiankach. Prysznice i toalety - w polu. Nie ma żadnych różnic między płciami, ale mężczyźni bardzo chronią kobiety na froncie. Jesteśmy rodziną. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, zaprzysiężeni bracia i siostry stają się sobie bliżsi niż własna rodzina. Często jestem pytana, czy wojna jest straszna. Oczywiście, że jest straszna. Najgorsze jest grzebanie swoich towarzyszy. Przerażające jest również to, że nigdy nie masz wystarczająco dużo czasu, by się ubrać, wziąć karabin, załadować magazynek i podjąć walkę - albo zająć pozycję bojową.
Wojna bardzo zmieniła moje życie osobiste. Tutaj go nie mam, bo nie chcę brać za nikogo odpowiedzialności. Może się zdarzyć, że odejdziesz w jednej chwili. To bardzo trudne. Zerwałam z moim ukochanym jeszcze przed wojną. On też poszedł służyć. Teraz boję się zacząć nowy związek. Nie chcę umrzeć emocjonalnie, jeśli ten ktoś by odszedł.
Zasady i wartości zmieniły się o 100%. Zaczynasz bardziej doceniać chwile życia. Zaczęłam mniej jeść, bo zawsze dzielę się z moimi braćmi i siostrami. W moim życiu pojawił się bardzo wyraźny kontrast. Kiedyś miałam dobrą pracę i dobrze zarabiałam. Potem wszystko zmieniło się dramatycznie. Kiedy widzisz okropności wojny - spalone, zgwałcone ciała - zdajesz sobie sprawę, że to rzeczywistość. W jednej chwili rozmawiałaś z kolegą żołnierzem, pijąc kawę z mlekiem skondensowanym, a potem on został rozerwany na dwie części. I wciąż nie możesz go zabrać z pola bitwy. Tak było z moim dowódcą plutonu. Miał firmę, działał w branży medialnej, zajmował się nagłośnieniem festiwalu muzycznego "Atlas weekend". I takich ludzi jest wielu - świetni informatycy, bankowcy, lekarze. Poszli na wojnę nieprzygotowani. Poszli za głosem serca i dają z siebie wszystko.
Nie wrócę do pracy jako stylistka
Planuję podpisać kontrakt w wojsku. Chcę kontynuować karierę jako żołnierz. Nie wrócę do pracy jako stylista. Na razie chcę sprzedać swój biznes. Mam własny sklep z kostiumami, gdzie są rzeczy z całego świata. Życie już nigdy nie będzie takie samo.
Po zwycięstwie pierwszą rzeczą, jaką zrobię, będzie wyjazd na Krym. To moja rodzinna ziemia. Jestem jedyną osobą w mojej rodzinie, która nie zmieniła wpisu w paszporcie. Wiem, że tam wrócę i odbuduję mój Krym. Być może będę też kandydowała na burmistrza Jałty. Po naszym zwycięstwie widzę, jak Ukraina rozkwita. Powiewa flaga, kobiety i dzieci płaczą ze szczęścia, a na granicy rośnie płot przeciwko temu moskiewskiemu złu. Na ulicy Chreszczatyk odbywa się parada. Wszyscy więźniowie wrócili do domów. Tak widzę zwycięstwo naszego niezłomnego, wolnego i potężnego państwa, o którym dowiedział się cały świat.
Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!