Exclusive
20
min

Sprawa 800 plus dla Ukraińców, czyli o europejskich wartościach

W styczniu oficjalnie rozpoczęła się w Polsce prezydencka kampania wyborcza. Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej, oświadczył, że chciałby ograniczenia 800+ dla Ukraińców. Świadczenia na dzieci mieliby otrzymywać tylko ci, którzy mieszkają, pracują i płacą podatki w Polsce. Brzmi logicznie, ale najważniejsze, jak zawsze, są szczegóły. Bo w tej sytuacji ucierpią ukraińskie matki

Tetiana Bakocka

Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Zakładnicy kampanii wyborczej

23 stycznia opozycyjna Konfederacja złożyła w Sejmie projekt ustawy o zmianie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy.

– A potem wydarzenia potoczyły się z prędkością światła – mówi ukraiński prawnik Wasyl Ilnycki. – Pomysł ograniczenia dostępu do 800+ spodobał się siłom politycznym, które łącznie mają 80% miejsc w Sejmie. To rzadka sytuacja, gdy „wszystkie gwiazdy ustawiły się w jednej linii”, niezależnie od poglądów politycznych, a wszystkie kluczowe postacie w polskiej polityce poparły pomysł, by cudzoziemcy ze statusem „UKR” otrzymywali świadczenia socjalne tylko wtedy, gdy mieszkają, pracują i płacą podatki w Polsce.

– Wyborca nie będzie zagłębiał się w szczegóły, że Ukraińcowi ze statusem „UKR” zostanie ograniczony dostęp do zabezpieczenia społecznego – ale jeśli otrzyma kartę pobytu, to nie. Najważniejsze jest to, że w wiadomościach pojawiło się słowo „Ukrainiec”. W ten sposób każda partia stara się zadowolić swoich wyborców – dodaje Ilnycki.

Prawo do otrzymywania 800+ ma być zarezerwowane tylko dla tych Ukraińców, którzy mieszkają na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z dzieckiem, oficjalnie pracują lub prowadzą działalność gospodarczą w Polsce, płacą podatki i inne składki do polskiego budżetu.

Jeśli Ukrainiec otrzymuje 800+, ale nie spełnia choćby jednego z tych warunków, po wejściu w życie ustawy wypłaty zostaną mu wstrzymane. Dotyczy to wniosków złożonych od 01 lutego 2025. Jeśli jednak wnioskodawca będzie w stanie ponownie spełnić wszystkie wymagania w późniejszym terminie, świadczenia zostaną wznowione.

Rafał Trzaskowski. 2022. Fot: Wojciech Olkuśnik/East News

Mowa liczb

Według stanu na 14 stycznia 2025 r. w Polsce przebywało prawie 400 tys. ukraińskich dzieci poniżej 18. roku życia z PESEL-em oznaczonym „UKR”. Jednak według Aleksandry Gajewskiej, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w 2024 r. świadczenie 800+ było wypłacane tylko na 209 000 (według ZUS na 292 000). Oznacza to, że nie wszystkie dzieci, które uciekły przed wojną, otrzymały w Polsce pomoc.

Według danych opublikowanych przez polski rząd 23 stycznia 2025 r. 78% ukraińskich uchodźców jest oficjalnie zatrudnionych w Polsce. Według ZUS w 2024 r. na wypłaty dla ukraińskich dzieci wydano 2,8 mld zł, a w samym 2023 r. (dane za 2024 r. nie są jeszcze dostępne, ale liczba ta będzie wyższa) Ukraińcy wpłacili do budżetu państwa polskiego 15 mld zł w podatkach i składkach na NFZ i ZUS

Czy z tej różnicy nie da się zapewnić ukraińskim matkom, które nie mogą pracować, wspomnianych 800 złotych dopłaty?

Według ZUS Ukraińcy są największą grupą cudzoziemców płacących składki ubezpieczeniowe w Polsce. Na koniec listopada 2024 r. płaciło je około 800 tys. Ukraińców.

Ale to nie wszystko. Dane ZUS nie uwzględniają przecież tych Ukraińców, którzy pracują na podstawie umowy o dzieło. A od tego typu umów cywilnoprawnych nie odprowadza się składek na ubezpieczenie społeczne.

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w reakcji na projekt ustawy oświadczył, że z nieszczęśliwych ukraińskich matek, których dzieci chodzą do szkoły, a które nie mogą pracować, nie będzie robił zakładników kampanii wyborczej.

Dlaczego w Polsce są ukraińskie uchodźczynie, które nie pracują?

Odpowiedź jest prosta: bo większość z nich to samotne matki wychowujące niepełnosprawne dzieci lub dzieci w wieku przedszkolnym. One nie mogą pracować, jeśli harmonogram pracy nie jest elastyczny, zaś w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby bezpłatnie zaopiekować się dziećmi, jeśli np. zachorują. A pensja takich kobiet zwykle ledwo wystarcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb.

Pod koniec 2024 r. napisałam artykuł badawczy pt. „Uchodźcy wojenni w Polsce: między domem a bezdomnością” do trzeciego tomu książki „Wojna w Ukrainie” pod redakcją prof. Stanisława Stępnia. Analizuje ona problemy adaptacji, integracji i wyzwań, przed którymi stanęli uchodźcy wojenni z Ukrainy w Polsce. W tym celu nagrałam ponad sto wywiadów z Ukrainkami w wieku od 25 do 75 lat, które przyjechały do Polski z powodu wojny. Były to wyznania uchodźczyń, w których podkreślały, że zgodziły się opowiedzieć o swoim życiu w Polsce tylko dlatego, że mnie znały. Wiedziały, że też jestem uchodźczynią, a więc uznały, będę w stanie je zrozumieć i nie skrzywdzić.

W trakcie naszych rozmów zobaczyłam, jak przejawia się tak zwany „czynnik milczenia” uchodźców. Oznacza on, że aby przetrwać w nowym środowisku, uchodźcy wojenni są gotowi milczeć w odpowiedzi na obelgi i nie wyrażać swojego stanowiska. Mówiły: „W domu w takiej sytuacji walczyłybyśmy, ale tutaj milczymy”

Przejawy „czynnika milczenia” uchodźczyń można wyraźnie dostrzec w ich opowieściach o pracy. Zwłaszcza jeśli są to kobiety z grup szczególnie wrażliwych – samotne matki wychowujące dzieci niepełnosprawne, dzieci w wieku przedszkolnym i szkoły podstawowej. To kobiety, które boją się utraty pracy, ponieważ potrzebują jej, by przetrwać. Na przykład jeśli dzieci uchodźczyń często chorowały, kobiety te zgadzały się pracować dłużej za niższe wynagrodzenie – albo były gotowe wziąć winę na siebie, jeśli w pracy pojawiały się problemy lub konflikty nie z ich winy.

Kraków 2022. Zdjęcie: Beata Zawrzel/Reporter

„Przez ostatnie półtora roku pracowałam w niepełnym wymiarze godzin – powiedziała 33-letnia Maria z obwodu sumskiego. – Pozwolono mi pracować 7 godzin zamiast 8, ale musiałam sprzątać kilka pomieszczeń o powierzchni 2500 mkw. Tymczasem osoby, które pracowały tam w pełnym wymiarze godzin przez 8 godzin, sprzątały nie więcej niż 1300 mkw. Oznacza to, że pracowałam za dwie osoby, a płacono mi o połowę mniej. Ale nie narzekałam, bo taki grafik był dla mnie ważny. We wrześniu moja siedmioletnia córka zaczęła ciągle chorować: ból gardła, zapalenie płuc, grypa, COVID. W końcu musiałam zrezygnować z pracy, żeby zająć się dzieckiem. Teraz znów szukam pracy”.

40-letnia Ołena Jacenko z obwodu charkowskiego: „Z zawodu jestem księgową. W Polsce najpierw pracowałam na kasie w sklepie. Czasami klient podchodził i głośno mówił coś obraźliwego, gdy słyszał mój ukraiński akcent. W takich przypadkach zawsze milczałam. Potem pracowałam jako pomoc kucharza w przedszkolu. Myślałam, że jeśli będę miała mniej kontaktu z ludźmi, będzie mi łatwiej. Ale miałam pecha, bo zespół był uprzedzony do Ukraińców. Często płakałam, ale i tam milczałam. W końcu nie wytrzymałam i odeszłam. Jeśli do wiosny nie znajdę pracy, przeprowadzę się do Ukrainy, z sześcioletnią córką i ośmioletnim synem. Nasza wioska leży w obwodzie charkowskim”.

„Przez ponad dwa lata pracowałam w niepełnym wymiarze godzin w firmie świadczącej usługi w zakresie kształtowania krajobrazu i sprzątania – wspominała z kolei Natalia z obwodu chersońskiego. – Na zimę ludzie są tam zwalniani. Zwykle pracowaliśmy na ulicy, a nasi koledzy rozmawiali ze sobą po rosyjsku, bo w zespole byli Białorusini i Gruzini. I często zdarzało się, że przechodnie krzyczeli na nas: ‘Jedźcie na swoją Ukrainę, nie bierzcie naszych 800+!’.

Poza 800+ nigdy nie otrzymałam żadnej innej pomocy socjalnej. To zasiłek na dzieci, które uratowałam od śmierci

Właścicielka mieszkania powiedziała mi, że mogę napisać podanie do MOPS-u, bo mam niskie dochody i w związku z tym mogę dostać dopłatę do obiadów w przedszkolu.

A tam, ni stąd, ni zowąd, jak gdybym złamała prawo, pracowniczka socjalna zapytała: ‘Dlaczego pani nie pracuje? Gdzie jest pani mąż? Dlaczego nie wraca pani do domu?’.

Odpowiedziałam: ‘Pracuję, ale zarabiam za mało, nie mogę pracować na pełen etat, bo jestem tu sama z dwójką dzieci w wieku przedszkolnym. Mój mąż zaginął ponad dwa lata temu, kiedy Rosjanie zajęli nasze miasto Oleszki, w lewobrzeżnej części obwodu chersońskiego. Później miasto zostało zalane w wyniku wysadzenia przez Rosjan elektrowni wodnej w Kachowce. Więc teraz nie mam dokąd wracać’.

Pracowniczka powiedziała, że powinnam wrócić w przyszłym tygodniu, ponieważ osoba, która zajmuje się tymi sprawami, jest na wakacjach. Ale nigdy więcej tam nie poszłam. Znów szukam pracy”.

Wsparcie nie może się skończyć, dopóki trwa wojna

W Polsce od 2022 roku realizowanych jest wiele projektów mających na celu integrację uchodźców z polskim społeczeństwem. Na przykład w Olsztynie na programy wsparcia i integracji przeznaczono setki tysięcy złotych z funduszy unijnych, budżetu państwa i budżetów regionalnych. Przez prawie trzy lata pieniądze te były wydawane na kursy języka polskiego, wykłady na temat polskiej kultury, literatury, historii, edukacji i medycyny itp. Organizowano także wydarzenia rozrywkowe w języku polskim, kupowano dla Ukraińców bilety do kina, teatrów i muzeów. Jednak pracujące Ukrainki zwykle w tych spotkaniach nie uczestniczyły, bo odbywały się one w godzinach pracy. Z tej pomocy korzystały głównie osoby z grup wrażliwych. Czyli te, które prawdopodobnie zostaną zmuszone do opuszczenia Polski, jeśli stracą jedyną pomoc socjalną na wychowanie dzieci, czyli 800+.

A ja mam pytanie: Po co przez prawie trzy lata wydawano pieniądze na integrację uchodźców z polskim społeczeństwem, skoro teraz tych ludzi wrzucono do kategorii „wyłudzacze zasiłków”?
Zajęcia dla ukraińskich uchodźczyń i dzieci w Olsztynie. Zdjęcie: Tetiana Bakocka

Uproszczenia i stereotypy są niebezpieczne, ponieważ nie uwzględniają ważnych wyjątków. Uchodźcy to osoby poszukujące pracy, uczące się, zdobywające nowe kwalifikacje, a także ludzie należący do grup szczególnie wrażliwych. Projekt ustawy o zmianie warunków wypłacania 800+ dla ukraińskich uchodźców nie mówi nic o takich osobach jak:

  • dzieci pod opieką emerytów;
  • dzieci rodziców niepełnosprawnych;
  • przewlekle chore dzieci wymagające stałej opieki;
  • dzieci niepełnosprawne;
  • dzieci wychowywane przez samotnych rodziców (w szczególności po śmierci polskiego małżonka, który od dłuższego czasu legalnie pracował w Polsce).

Zamiast epilogu

Ja również należę do wrażliwej grupy uchodźców – „wyłudzaczy zasiłków”. Jestem wdową po poległym żołnierzu samotnie wychowującą dwójkę dzieci. 4 sierpnia 2022 r. mój mąż, Rusłan Choda, dowódca plutonu zwiadowczego, zginął w akcji podczas ostrzału rosyjskiej artylerii w obwodzie chersońskim. Jego ciało pozostało na okupowanym terytorium. Wtedy nasze dzieci, 11-miesięczna Myrosława i 11-letni Mychajło, uchodźcy wojenni w Polsce, stały się także półsierotami.

Wyjechałam z Ukrainy, bo rosyjskie czołgi stały u bram mojego domu w obwodzie mikołajowskim. Zaczęłam legalnie pracować we wrześniu 2022 roku, gdy tylko moje najmłodsze dziecko skończyło roczek. W ciągu ostatniego roku miałam pięć umów o pracę. Teraz pracuję na podstawie umowy o dzieło. I pracuję nie dlatego, że chcę otrzymywać 800+, chociaż bez tych pieniędzy byłoby mnie i moim dzieciom znacznie trudniej przeżyć.

Opowieść o ojcu, który zginął na wojnie, Olsztyn, 2025. Zdjęcie: Tetiana Bakocka

Wyczerpujące procedury biurokratyczne mające przyspieszyć proces odzyskania ciała mojego męża trwały półtora roku. Dopiero w lutym 2024 roku otrzymałam fragmenty jego ciała i akt zgonu. Nadal nie otrzymałam nie tylko pomocy państwa w związku ze śmiercią mojego męża, ale nawet decyzji o jej przyznaniu. Jak więc z takim doświadczeniem mogę liczyć na pomoc społeczną w innym kraju?

Każdy kraj dba przede wszystkim o własne interesy (choć ukraińscy uchodźcy dbają również o polską gospodarkę). Ale nie wiem, co powiedzieć synowi żołnierza poległego na wojnie, gdy pyta: „Mamo, zawsze mówiłaś, że ta wojna nie toczy się tylko o terytorium. Że Ukraińcy oddają życie, by żyć w normalnym kraju, w demokratycznym społeczeństwie. Za europejskie wartości, które przecież są uniwersalne. Ale czym te wartości są, skoro tak łatwo przymknąć na nie oko, gdy chodzi o wybory?”.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktor Mikołajowskiego Oddziału Narodowej Publicznej Nadawczej Ukrainy. Autor programów telewizyjnych i radiowych, opowiadań, artikułów na tematy wojskowe, ekologiczne, kulturalne, społeczne i europejskie. Opublikowano w gazecie ukraińskiej diaspory w Polsce „Nasze Słowo”, na ogólnoukraińskich stronach dotyczących „Portal Integracji Europejskiej” Biura Wicepremiera ds. Integracji Europejskiej i Euroatlantyckiej oraz Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych. Międzynarodowe programy szkoleniowe dla dziennikarzy: Deutsche Welle Akademie, Media Neighbourhood (BBC Media Action), Thomson Foundation i inni. Współorganizatorka wielu dziedzin i szkoleń: projekty edukacyjno-kulturalnych dla uchodźców w Polsce, realizowane przez Caritas, Federację Organizacji Pozarządowych FoSA; „Kultura Pomaga”, realizowanych przez Osvitę (UA) i Zusę (DE). Jest współautorką książki „Serce oddane ludziom” o historii południowej Ukrainy. Opublikowano artykuł na temat wojskowe w książkach „Wojna na Ukrainie. Kijów - Warszawa: Razem do zwycięstwa” (Polska, 2022), „Lektury iczne: Zachowajmy dla otomności” (Ukraina, 2022)

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Każda wojna, zwłaszcza tak krwawa i długotrwała, jak ta w Ukrainie, pogarsza sytuację demograficzną. Zmniejsza się liczba ludności, spada wskaźnik urodzeń, wzrasta śmiertelność, ludzie emigrują. Według Eurostatu ponad 4 miliony Ukraińców korzysta obecnie z tymczasowej ochrony w krajach europejskich. Instytut Demografii i Studiów Społecznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy ocenia, że ich powrót należy rozważać już dziś.

Sestry rozmawiają z demografką Ellą Libanową, demografką i szefową Instytutu, o tym, co należy zrobić, by pomóc Ukraińcom w powrocie do domu, jaka jest korzyść z powstania nowego resortu – Ministerstwa Jedności Narodowej, czy sytuacja demograficzna w Ukrainie jest zagrożona i czy po zniesieniu stanu wojennego należy spodziewać się nowej fali migracji.

Ella Libanowa, dyrektorka Instytutu Demografii i Studiów Społecznych. Fot: Ukrinform/East News

Natalia Żukowska: Niemiecki „Der Spiegel” nazwał niedawno sytuację demograficzną w Ukrainie „katastrofalną”. Zauważono, że kryzys, który rozpoczął się w latach 90., osiągnął groźne rozmiary z powodu masowej emigracji, liczby ofiar wśród żołnierzy i cywilów oraz okupacji niektórych terytoriów. Jaka jest rzeczywista sytuacja?

Ella Libanowa: Chciałabym wiedzieć, czy „Der Spiegel” może wymienić choćby jeden kraj, który był w stanie wojny przez dziesięć lat i nie miał katastrofalnej sytuacji demograficznej. Przeprowadzając te badania, oni przyglądają się skali migracji, wskaźnikowi wyludnienia, wskaźnikom urodzeń i zgonów. Oczywiście to głęboki kryzys demograficzny, nie nazwałabym go jednak katastrofą. Po 2022 r. sytuacja jest mniej więcej stabilna.

No i czy to dobrze, czy źle, że ludzie opuścili Ukrainę? To dobrze, bo pozostali przy życiu

Dla mnie największą wartością jest ludzkie życie. Nie chodzi o młodych mężczyzn, którzy uciekli przed wojną, ale o kobiety i dzieci. Dwoje moich wnuków jest w Ukrainie. Mieszkamy w wiosce, w której często są ostrzeżenia o nalotach. Nawet jeśli możesz wyłączyć telefon, to jadąc samochodem nie możesz wyłączyć głośników na ulicy. A te biedne dzieci słyszą alarmy pięć razy w ciągu jednej nocy. Nie wiem, co dzieje się w ich głowach. Jestem przerażona, gdy o tym myślę. Tak więc, dzięki Bogu, ludzie wyjechali. Mogę powiedzieć jedno: sytuacja z demografią w Ukrainie jest naturalna.

Jak wyjdziemy z tego kryzysu?

Kiedy wojna się skończy, wszystko stopniowo się odrodzi. Jest mało prawdopodobne, że będziemy w stanie przywrócić przedwojenną populację, ale nadwyżka w stosunku do przedwojennych wskaźników urodzeń i zgonów jest całkiem realna. Jestem daleka od oczekiwania wyżu demograficznego, jednak wskaźnik urodzeń z pewnością wzrośnie do 1,5 dziecka na kobietę (w 2021 r. wskaźnik ten wynosił 1,2, a w latach 2023-2024 – mniej niż 1).

Co państwo powinno zrobić w tym kierunku? Mam poważne wątpliwości co do długoterminowego wzrostu wskaźnika urodzeń poprzez zwiększenie dotacji w związku z urodzeniem dziecka. Oczywiście trzeba dawać pieniądze na zabezpieczenie rodzin przed ubóstwem, jednak wydaje mi się, że większy dostęp do placówek przedszkolnych i pozaszkolnych mógłby przynieść lepsze rezultaty.

Musimy przywrócić i rozwinąć ten system. Pozwoli to kobietom nie przerywać życia zawodowego na trzy lata lub dłużej bez utraty kwalifikacji i zubożenia rodziny
Lwów, marzec 2022 r. Akcja mająca zwrócić uwagę na dzieci, które zginęły podczas inwazji. Zdjęcie: YURIY DYACHYSHYN/AFP/East News

Według Eurostatu na dzień 31 października 2024 r. prawie 4,2 mln Ukraińców, którzy uciekli z Ukrainy z powodu rosyjskiej inwazji, otrzymało status tymczasowej ochrony w krajach UE. Jak wygrać walkę o nich? Co powinniśmy zrobić, by wrócili do domu?

Ważne jest to, kiedy wojna się skończy. Bo każdy jej kolejny miesiąc oznacza, że ludzie, którzy wyjechali za granicę, coraz bardziej przystosowują się tam do życia. Znajdują mieszkanie, pracę, dzieci przyzwyczajają się do szkoły, uczą się języka. Nawiasem mówiąc, Polacy szacują, a Eurostat to potwierdza, że ponad 80% naszych „migrantek wojennych” jest zdolnych do pracy i ją znalazło.

Z drugiej strony infrastruktura cywilna jest z miesiąca na miesiąc coraz bardziej niszczona, firmy są zamykane, ludzie tracą domy i pracę. Odsetek migrantów chętnych do powrotu jest odwrotnie proporcjonalny do czasu trwania wojny. Nie powinniśmy jednak przeceniać znaczenia odpowiedzi zawartych w ankietach.

Po pierwsze, dzisiejsze oceny i zamiary niekoniecznie będą pokrywać się z przyszłymi decyzjami, bo te najprawdopodobniej zostaną podjęte w innych warunkach.

Po drugie, osoby będące w centrum wydarzeń inaczej postrzegają sytuację niż osoby znajdujące się od niego w znacznej odległości i żyjące w innych okolicznościach. Dotyczy to zarówno tych za granicą, jak tych w Ukrainie.

Co powstrzymuje ludzi przed powrotem? Przede wszystkim niebezpieczeństwo

Ludzie boją się nie tylko obecnych bombardowań, ale także tego, że porozumienie pokojowe podpisane z Rosją nie będzie gwarancją długoterminowego bezpieczeństwa, że dojdzie do kolejnego ataku. Ponadto ludzie przebywający za granicą martwią się, że już teraz są negatywnie postrzegani w Ukrainie, więc po powrocie mogą spotkać się nie tylko z napiętnowaniem, ale nawet z marginalizacją. Myślą, że nie będą w stanie znaleźć mieszkania, że nie zostaną zatrudnieni. Jeśli nie mają w Ukrainie nikogo, jeśli cała ich rodzina wyjechała, to też nie pomaga w podjęciu decyzji o powrocie. Spójrzmy na to trzeźwo. Mam sytuację, w której pracownicy wyjechali z całymi rodzinami. Nie wierzę, że wrócą, bez względu na to, jak bardzo będą temu zaprzeczać.

Jeśli ktoś w Ukrainie nie ma już żadnego majątku, to też nie zechce wrócić

Rozumiem, że majątek nie jest najważniejszy, można go sprzedać, ale jednak jeśli go masz, jest to przynajmniej jakaś kotwica, która cię trzyma. Różnica w zarobkach też nie działa na naszą korzyść. Ponadto wielu rodziców myśli o przyszłości swoich dzieci: ich edukacji, perspektywach zatrudnienia, obywatelstwie itp.

Teraz o motywach powrotu. Według tych samych, polskich i niemieckich, ekspertów 70% naszych kobiet, które wyjechały, ma wyższe wykształcenie. Jak łatwo sobie wyobrazić, zdecydowana większość z nich pracuje za granicą w zawodach, które nie są związane z kierunkiem ich studiów i kwalifikacjami. Oznacza to utratę statusu społecznego, naturalnego kręgu towarzyskiego itp. Wiele z nich nie jest z tego zadowolonych. Co więcej, kiedy patrzą na migrantów, którzy wyjechali na długo przed wojną, zdają sobie sprawę, że tej sytuacji nie da się szybko zmienić, przynajmniej nie w ciągu jednego pokolenia. Oznacza to, że wszyscy ci, którzy wyjechali, są praktycznie skazani na kontakty w swoim wąskim kręgu. Nie wszystkim to odpowiada.

Po drugie, nie wszystkie ukraińskie dzieci, zwłaszcza te w wieku gimnazjalnym, przystosowują się do nauki w szkołach na Zachodzie.

A po trzecie, co dziwne, wiele osób nie jest zbyt zadowolonych z systemu opieki medycznej. Jak się okazuje, nie wszystko w Ukrainie jest takie złe.

Jeśli Ukraina po wojnie przeżyje boom gospodarczy – a wierzę, że tak będzie – to nie tylko Ukraińcy tu wrócą, ale i Europejczycy. Bo możliwości samorealizacji będą tu lepsze niż w większości krajów europejskich

W ubiegłym roku Ukraina utworzyła Ministerstwo Jedności Narodowej, które m.in. będzie współpracować z Ukraińcami za granicą. Czy Pani zdaniem jego utworzenie było słuszne?

Łatwiej byłoby powierzyć te zadania Ministerstwu Spraw Zagranicznych, dać mu uprawnienia, personel i wszystko inne. To by wystarczyło. Ale nie jestem urzędniczką państwową, więc nie znam wszystkich motywów tej decyzji. Spotkaliśmy się z ministrem Ołeksijem Czernyszowem. Podczas długiej rozmowy odniosłam wrażenie, że rozumie sytuację. Dzisiaj musimy nawiązać więzi ze wszystkimi Ukraińcami, którzy opuścili ojczyznę. Nie porzucałabym naszego poczucia ukraińskości, jeszcze go nie straciliśmy.

Ale nawet jeśli nie wrócą, mogą być „agentami wpływu” i pomóc poprawić wizerunek Ukrainy na świecie. A to jest bardzo ważne dla nich i dla nas. Jeśli ktoś mieszka za granicą i czuje więź z Ukrainą, nie wszystko stracone.

Ministerstwo zorganizuje Narodową Agencję Jedności, a ta otworzy oddziały w kluczowych krajach, w których mieszkają Ukraińcy – przede wszystkim w Niemczech, Polsce i Czechach. W stolicach tych krajów powstaną centra jedności. Co to da?

Przede wszystkim pomoże utrzymać więzi z Ukrainą; nie ma dziś nic ważniejszego. Nie możemy pozwolić ludziom zapomnieć o ich ukraińskości. Wszystkie kraje europejskie są zainteresowane wykształconymi, pracowitymi i stroniącymi od konfliktów ukraińskimi pracownikami.

Co więcej, zatrzymanie znacznej liczby ukraińskich kobiet oznacza po zniesieniu stanu wojennego drugą falę migracji – tym razem mężczyzn

O jej konsekwencjach dla Ukrainy nie trzeba nawet mówić. Takie ośrodki powinny więc powstawać nie tylko w Niemczech, Polsce i Czechach, ale także np. w Wielkiej Brytanii. By ludzie mieli gdzie się spotykać, otrzymywać różne usługi, w tym informacyjne, uczyć się języka i poznawać kulturę – a w efekcie brać udział w ukraińskich wydarzeniach i np. w wyborach.

Czernyszow obiecuje mężczyznom, którzy powrócą z zagranicy, zarezerwowanie miejsc pracy.

Obawiam się, że oni w to nie uwierzą, ale trzeba było to obiecać. Można dążyć do tego, by do Ukrainy wróciły te 4 miliony zarejestrowanych migrantów, w pełni zdając sobie jednak sprawę ze skuteczności takiego kroku. Bardziej realistyczne jest dążenie do powrotu, powiedzmy, 400 tysięcy. Takie podejście byłoby przejawem swoistego cynicznego optymizmu, bardzo dziś potrzebnego.

Jaki odsetek Ukraińców pozostanie Pani zdaniem za granicą na zawsze?

Skupiam się na powojennej sytuacji na Bałkanach. To kraje najbliższe nam zarówno geograficznie, jak pod względem stylu życia. Wróciła jedna trzecia tamtejszych emigrantów. Ja marzę o połowie, kiedyś marzyłam o 60 procentach. Powtarzam raz jeszcze: wszystko zależy od tego, kiedy skończy się wojna i jak poważne będą gwarancje bezpieczeństwa. Musimy sprawić, by ludzie uwierzyli, że pokój będzie trwał. Bo jeśli uznają, że cały ten pokój to tylko sześciomiesięczny rozejm, a potem wszystko zacznie się od nowa, to nie wrócą.

Do 2041 r. populacja Ukrainy może spaść do 28,9 mln, a do 2051 r. – do 25,2 mln osób. Fot: AP/Associated Press/East News

Niektórzy badacze przewidują, że do 2051 roku w Ukrainie będzie 25 milionów Ukraińców. Według ONZ takiej liczby należy spodziewać się w 2069 roku. Na ile realistyczne są te prognozy?

Tutaj musimy zrozumieć, w jakich granicach się poruszamy. W naszym instytucie szacujemy liczbę ludności na terytorium kontrolowanym przez legalne władze ukraińskie i w granicach z 1991 roku. Robimy prognozy dla wojska, Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Pracy i Funduszu Emerytalnego – ale w kilku wersjach, z których każda opiera się na dużej liczbie założeń dotyczących rozwoju wydarzeń (wojskowych, gospodarczych, politycznych) w Ukrainie. Szacunki ONZ opierają się na pewnych uogólnionych modelach zachowań demograficznych. To zupełnie różne podejścia i nie wiadomo, które okaże się lepsze.

Wielokrotnie podkreślała Pani, że po wojnie Ukraina doświadczy wzrostu gospodarczego. Czy to oznacza, że powinniśmy spodziewać się napływu migrantów? Z jakich krajów mogliby pochodzić?

Wszystko zależy od skali boomu, skali i struktury popytu na pracę, warunków pracy i płac. Nasze ubóstwo w rzeczywistości ochroni Ukrainę przed napływem migrantów, którzy liczyliby na wsparcie socjalne. Bardziej prawdopodobne jest, że przyciągniemy tych migrantów, którzy chcą pracować.

Jest taka książka Johna F. Kennedy’ego, zatytułowana „Naród imigrantów”, swego czasu obroniłam na jej podstawie doktorat. Kennedy argumentował, że Ameryka stała się wielkim krajem z potężną gospodarką właśnie dzięki imigrantom. Ludzie przyjeżdżali z dwiema walizkami i zaczynali od zera, ciężko pracując.

Trudno powiedzieć, z jakich krajów będą pochodzić nasi imigranci. Z reguły ludzie przenoszą się z biedniejszych krajów do bardziej rozwiniętych. Ale kto w pierwszej kolejności uprzemysłowił Związek Radziecki? Okazuje się, że to byli Amerykanie. To oni sprowadzili tu fabryki. A kto zbudował elektrownię wodną Dniepr?

Dlatego właśnie Europejczycy z bardzo rozwiniętych krajów mogą tu przyjechać – bo będą tu lepsze możliwości samorealizacji, spełnienia swoich planów twórczych, zawodowych i innych

Dlaczego spodziewam się boomu? Kiedyś marzyliśmy o byciu pomostem między Rosją a Europą. Teraz oczywiście nie widzę powodu do takich marzeń, jesteśmy raczej skazani na bycie barierą. Ale żeby być wiarygodną barierą, musimy być bogatym krajem z potężną armią. Inaczej nie wyrwiemy się z kajdan rosyjskiej propagandy.

Teraz świat pomaga nam nie tylko z empatii i poczucia sprawiedliwości, ale także ze względu na własne bezpieczeństwo. Tak samo będzie po wojnie. Niedawno uczestniczyłam w konferencji w Czerkasach. Był tam człowiek, który mieszka w Polsce i jest swego rodzaju pomostem między polskim biznesem a Ukrainą. Powiedział, że tysiące polskich firm jest gotowych inwestować w Ukrainie już dziś. Austriacy też są gotowi to zrobić. Dlatego po wojnie pojawią się pieniądze, choć na dobrą sprawę pieniądze są już teraz. Po prostu inwestycje są teraz realizowane w innych obszarach.

Zachodni partnerzy dużo dziś mówią o potrzebie mobilizacji 18-letnich mężczyzn. Matki próbują więc wywozić z kraju swoje dzieci już w wieku 17 lat. Czy Ukrainie grozi utrata całego pokolenia młodych ludzi?

Kiedy zaczęły się rozmowy o możliwości poboru 18-latków, zaczęłam czytać, co na ten temat mają do powiedzenia naukowcy. Brytyjska szkoła psychologów społecznych twierdzi, że człowiek jest ukształtowany psychicznie w wieku 25 lat. Zwróćmy uwagę: od kiedy ludzie w Wielkiej Brytanii mogą głosować, od kiedy mogą kupować alkohol w barze? Od 21. roku życia. Obaj moi dziadkowie i ojciec walczyli na wojnie. Mimo że byłam wtedy jeszcze mała, coś pamiętam. Mówili mi, że ci, którzy szli na front w wieku 18 lat, ginęli najszybciej, bo nie mieli pojęcia, jak się zachować. Dlatego jestem przeciwna mobilizacji w tym wieku.

W wieku 25 lat masz już coś w głowie. A 18-letni człowiek to wciąż dziecko

Uważam, że jesteśmy w stanie kształtować potencjał mobilizacyjny kosztem pokoleń starszych. Poza tym prezydent powiedział, że tego nie zrobi. Co do utraty pokoleń, to nie lubię takiego gadania. Pokolenie jest stracone, gdy zostanie zabite. Skoro ludzie wyjechali, to zróbmy wszystko, by wrócili. Powtarzam raz jeszcze: nie cieszę się z 4-milionowej migracji. Rozumiem jednak, że to lepsze niż gdyby ci ludzie pozostali w Chersoniu, Charkowie czy na terytoriach okupowanych.

Czy powinniśmy spodziewać się nowej fali migracji po zniesieniu stanu wojennego?

Zdecydowanie istnieje takie ryzyko. Jest ono związane z kilkoma czynnikami. Po pierwsze, z tym, czy mężczyźni będą w stanie znaleźć pracę z przyzwoitym wynagrodzeniem w Ukrainie. Czy będą mieli mieszkanie lub możliwość jego wynajęcia? Jakie będą warunki dla kobiet za granicą? I czy ludzie uwierzą, że pokój będzie trwał?

Myślę, że te czynniki odegrają decydującą rolę w podejmowaniu decyzji.

20
хв

Po wojnie Ukrainę czeka boom gospodarczy

Natalia Żukowska

Poranek. W zimowej Warszawie jest minus 5, ale masz wrażenie, jakby było minus 10. W pobliżu ambasady Ukrainy, przy ulicy Malczewskiego, kilka rodzin z małymi dziećmi. Dorośli szukają czegoś w telefonach, trzymając dzieci za kołnierze na oblodzonym chodniku. Ich dezorientacja znika, gdy tylko zauważają Namiot Wsparcia, z napisami w ojczystym języku. Tutaj na pewno znajdą pomoc.

Teren przed Konsulatem Ukrainy w Warszawie, 10 marca 2022 roku. Zdjęcie: Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl

To miejsce przed konsulatem sporo pamięta. Gdy wybuchła wielka wojna, ulicę zalała fala zdezorientowanych Ukraińców. Polacy zdali wtedy swój najważniejszy egzamin, z człowieczeństwa i empatii, zmieniając się w wielką ekipę ratunkową. Zjednoczył się Mokotów, na ratunek przyszła Warszawa, skrzyknął się cały kraj.

Dzięki pomocy Andrija Deszczycy, ówczesnego ambasadora Ukrainy w Polsce, przed ukraińskim konsulatem na Malczewskiego stanął Namiot Wsparcia. Początkowo to był namiot wojskowy, w którym ludzie mogli schronić się przed deszczem albo upałem, zjeść zupę czy kanapkę, wypić herbatę, otrzymać produkty higieniczne, a w razie potrzeby także odzież i inną pomoc. Był nawet kącik dla dzieci, z książkami i zabawkami.

Punkt pomocy w pobliżu konsulatu. Zdjęcie: „Humanitarni”

Później, gdy długa lista ośrodków pomocy dla Ukraińców zmniejszyła się do zaledwie kilku, Namiot Wsparcia pozostał jednym z ostatnich punktów pomocy.

Od tego czasu wsparcie znalazło w nim 100 000 ukraińskich uchodźców. I kolejni wciąż ją tu znajdują.

Cezary i Jowita

– Przede wszystkim przychodzą do nas ludzie w potrzebie, niepełnosprawni, starsze kobiety i mężczyźni. Nie tylko Ukraińcy. To miejsce, w którym mogą porozmawiać, wypłakać się, wiedząc, że zostaną wysłuchani – mówi Cezary Czarnecki. Dwa lata temu trzon Namiotu Wsparcia zorganizował się w fundację „Humanitarni”, a on został jej szefem.

Pan Cezary jest nauczycielem i działaczem ekologicznym, zaangażowanym w ochronę dzikiej przyrody, rzek i lasów. Kiedy zaczęła się inwazja, odłożył swoje sprawy na dalszy plan i włączył się w pomoc Ukraińcom.

– Będę to robił przynajmniej do końca wojny – mówi z przekonaniem.

Cezary Czarniecki i Jowita Malczewska. Zdjęcie autorki

Obok niego stoi Jowita Malczewska, druga osoba w fundacji. Jest aktywistką food-sharingu, członkinią społeczności, która ratuje jedzenie nieoddane przez sklepy do banków żywności. Była też wolontariuszką w domach dziecka, pomagała zwierzętom.

– Luty 2022 roku był dla mnie takim szokiem, że wszystko, czym żyłam wcześniej, stało się nieważne – wspomina. – Przez pierwszy tydzień słuchałam wiadomości i płakałam. A potem powiedziałam sobie: „Przestań, weź i zrób coś”. Tak zostałam wolontariuszką

„Humanitarni” nie otrzymują wsparcia finansowego od lokalnych władz. Działają dzięki darowiznom od osób prywatnych, kilku zaprzyjaźnionych firm i małych kawiarni, które dzielą się chlebem i ciastkami. Transport i gotowanie zapewniają na własny koszt. Prąd i wodę mają z ambasady – bezpłatnie. Ale za kawałek ziemi, na którym stoi teraz nowy, bardziej niezawodny, plastikowy namiot, płacą 800-1100 złotych miesięcznie do kasy samorządu dzielnicy Mokotów.

Chciałbyś tak żyć?

Rozmawiamy przy stoliku w namiocie. Kawa w papierowym kubku szybko stygnie.

Drzwi nie pozostają długo zamknięte: starsze kobiety wchodzą i biorą ciastka – niektóre jedzą je na miejscu, popijając herbatą, inne zabierają ze sobą. Wygląda na to, że są tu stałymi gośćmi.

Codziennie namiot odwiedza średnio czterdzieści osób w potrzebie – także ci, którzy przyjeżdżają do ambasady załatwić jakieś sprawy.

Cezary Czarnecki pamięta, że trzy lub cztery miesiące po wybuchu wielkiej wojny prywatna pomoc dla ukraińskich uchodźców zaczęła maleć, a trzon grupy wolontariuszy się rozpadł. A potem można było tu i ówdzie usłyszeć groźby, że namiot trzeba zlikwidować. Bo przecież Ukraińcy „już nieźle sobie radzą”:

– Jest taka narracja w polskim społeczeństwie. Ale proszę spojrzeć na tę panią, która właśnie przyszła. Jest mało prawdopodobne, żeby była samodzielna – ze względu na wiek, chorobę. Wielu takich ludzi żyje tylko dzięki pomocy, którą otrzymują w różnych ośrodkach.

– Ciekawe, czy ci, którzy mówią, że tacy ludzie mogą sami sobie poradzić, chcieliby tak żyć: stać w kolejkach po paczkę ryżu czy zupę? – pyta retorycznie pani Jowita
Dla wielu osób nawet rogaliki są cennym wsparciem. Zdjęcie autorki

Gdy tak rozmawiamy, ktoś znów wchodzi do namiotu, bierze ciastko, dziękuje nam i wychodzi. Zupełnie jak Nadia z Zaporoża, która nazywa namiot „domem słodyczy”. Teściowa i kilku innych starszych krewnych mieszkają z nią w miejscu tymczasowego zakwaterowania. Rogaliki, które stąd zabiera, są dla nich.

– W domu robimy kanapki, a wieczorami idziemy kupować chleb; od noszenia go bolą plecy – mówi pan Cezary. – Namiot jest otwarty od wtorku do piątku. W poniedziałki nie, bo musimy się wyspać i ogarnąć swoje sprawy. Nie mieliśmy ani jednego dnia urlopu.

Choć w namiocie są grzejniki, moje stopy marzną w zimowych butach.

Miło tu przyjść na kubek ciepłej zupy, zamienić kilka słów, lecz trudno wyobrazić sobie poświęcenie ludzi, którzy pracują tu przez cały rok, w każdej pogodzie

Ktoś to musi robić

Wśród organizacji, które wspomogły działalność Namiotu Wsparcia, są Fundacja LION, World Central Kitchen czy Polskie Stowarzyszenie Osób z Niepełnosprawnościami Intelektualnymi.

W czerwcu 2023 r. „Humanitarni” wysłali pomoc poszkodowanym w wyniku powodzi – po zniszczeniu przez Rosjan zapory w Nowej Kachowce. Teraz zamierzają wysłać 300 kg karmy do prywatnego schroniska w obwodzie kijowskim, w którym przebywa 150 psów. Ale trudno znaleźć przewoźnika.

Przez długi czas 30 świeżych domowych zup dla Namiotu Wsparcia sponsorował codziennie Bar Jedzonko. Teraz znów jest duże zapotrzebowanie na ciepłe jedzenie, bo pora roku zimna. Na zaspokojenie go wystarczyłoby 2500-3000 zł miesięcznie.

Chociaż „Humanitarni” proszą o pomoc organizacje charytatywne i zaprzyjaźnione firmy, środki na swoją działalność pozyskują głównie z wpłat na zrzutka.pl. Jedyną pomocą materialną, jaką otrzymali w tym roku, były prezenty przygotowane przez dzieci ze szkoły w Piasecznie.

Zaapelowali też do władz Warszawy, przesyłając im prezentację, w której szczegółowo opisali, jak i dla kogo pracują.

Mieli nadzieję, że zostaną włączeni do jednego z miejskich programów. W odpowiedzi dostali uprzejmy list: wasza praca jest ważna. I tyle

– A niechby tak urzędnicy zamienili się z nami miejscami na miesiąc, postali sobie w tym zimnie, zobaczyli, jak woda zamarza w naczyniach. Niechby popatrzyli na te kobiety, które nie mają już domu i nie mają do czego wracać – mówi z goryczą Cezary Charniecki. – My dajemy tym ludziom trochę więcej niż herbatę. Dajemy im nadzieję.

Gorąca herbata i słodki poczęstunek czekają na każdego, kto przyjdzie do namiotu. Zdjęcie: „Humanitarni”

Mimo to „Humanitarni” zachowują optymizm i planują dalsze działania. Tyle że w Namiocie Wsparcia brakuje fachowych rąk do pracy.

– Moglibyśmy tu organizować polsko-ukraińskie spotkania integracyjne, ale brakuje nam młodych, aktywnych ludzi – mówi Czarniecki. – Takich jak ci, którzy czasem protestują pod ambasadą Rosji. Chciałbym, żeby byli tu młodzi ludzie, żeby ktoś nas zastąpił choćby przez dwie godziny w tygodniu.

Chciałbym tu kogoś, kto by podał herbatę starszej pani i zapytał, jak się czuje, bo podawanie herbaty to też zajęcie

Wiele osób mówi mi: „Co robisz? Nie masz z tego nic, tylko długi. Komu pomagasz?”. Tyle że każda kolejna osoba, która tak mówi, przekonuje mnie, że robię dobrze, bo ktoś musi to robić. Wszyscy ci ludzie mają czyste niebo nad głowami. Nie wiedzą, że za kilka lat możemy być w takiej samej sytuacji. I wtedy to my będziemy szukać pomocy, ale możemy jej nie otrzymać.

20
хв

Dajemy ludziom więcej niż herbatę. Dajemy im nadzieję

Olga Gembik

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Jeśli zmienimy świat jednej osoby, zmienimy cały świat

Ексклюзив
20
хв

Rybny biznes daleko od domu. Historia Andżeliki z Bachmutu

Ексклюзив
20
хв

Przekazać Francuzom prawdę o wojnie

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress