Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Czym różni się stres od sytuacji kryzysowej? Zdjęcie: pexels
No items found.
Psycholog dzieli się z naszymi czytelnikami swoją wiedzą na temat tego, jak przezwyciężyć kryzys. Czasami podstawowy zestaw uczuć może pomóc osobie przezwyciężyć trudną sytuację i dosłownie przywrócić ją do życia.
To bardzo ważny film o tym, czym różni się stres od sytuacji kryzysowej, jak właściwie sobie pomóc i jaką rolę odgrywa w tym społeczeństwo, własna wyobraźnia i wiara. Jest w tobie coś, co jest silniejsze niż jakakolwiek armia na świecie i każdy może nauczyć się korzystać z tego psychologicznego narzędzia, jeśli jest uważny na siebie.
Psycholożka, seksuolożka, członkini europejskich, ukraińskich i polskich stowarzyszeń analizy transakcyjnej, członkini Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Posiada ponad 5-letnią prywatną praktykę psychologiczną oraz 12 lat doświadczenia w wymiarze sprawiedliwości (pierwsza specjalizacja to prawo). Od marca 2022 roku mieszka w Warszawie, pracując i kontynuując swoją praktykę psychologiczną online i offline.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Nie na to się umawialiśmy
Jestem w Polsce od początku rosyjskiej inwazji. Po pierwszych kilku bardzo trudnych miesiącach musiałam zostawić rodzinę i przyjaciół. Nadszedł czas, aby ochłonąć i odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
W Polsce znalazłam pracę, z której jestem bardzo zadowolona. Teraz stać mnie na wynajęcie pokoju i odkładam pieniądze na nowe życie po powrocie do kraju. Jako singielka przed trzydziestką nie byłam zamknięta na związki. Rok temu poznałam w pracy miłego faceta.
Zapraszał mnie do kina i na spacery. Dobrze się dogadywaliśmy, ponieważ od kilku lat pomagał Ukraińcom znaleźć pracę w Polsce i trochę nauczył się naszego języka – a jednocześnie uczył mnie polskiego. Później przedstawił mnie swojej rodzinie, która mnie zaakceptowała i może nawet polubiła.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jego dziwne zachowanie w łóżku. Wstydzę się rozmawiać o tym ze znajomymi, bo niby dlaczego miałabym im opowiadać o swoich intymnych sprawach?
Dwukrotnie przyłapałam mojego chłopaka na potajemnym zdejmowaniu prezerwatywy przed końcem stosunku. Stosuję antykoncepcję, ale zgodziliśmy się również używać prezerwatyw, aby było bezpieczniej. Nie miał nic przeciwko temu.
Kiedy powiedziałam mu, że zdjął prezerwatywę, pokłócił się ze mną i zaczął udowadniać, że się zsunęła. Dwa razy? Nie chcę go do siebie zrazić ani zranić, ale czuję się nieswojo. To tak, jakby mnie oszukał, zdradził, zrobił coś wbrew mnie i temu, na co się umawialiśmy.
Nie chcę być teraz w ciąży. Wolę poczekać, aż wojna się skończy, kiedy zdecydujemy, gdzie będziemy mieszkać. Chcę mieć dziecko w spokojniejszym czasie.
Jak z nim rozmawiać o tym dziwnym zachowaniu, żeby się nie obraził, ale zrozumiał mój punkt widzenia? Będę wdzięczna za radę.
Justyna Majchrowska, psycholożka, Avigon.pl:
Szanowna Pani!
Rozumiem, że jest Pani w trudnej sytuacji, i doceniam Pani szczerość. To, co Pani opisała, jest poważnym problemem i dobrze, że się Pani nim podzieliła i chce go rozwiązać. Przede wszystkim chciałbym pogratulować Pani odnalezienia się w nowej rzeczywistości, w zupełnie nowym kraju. Wymagało to od Pani dużo odwagi i determinacji.
To, co Pani opisuje – czyli zdejmowanie prezerwatywy bez obopólnej zgody – nazywa się „stealthing” i jest uważane za formę przemocy wobec kobiet.
Ważne jest, aby Pani wiedziała, że Pani odczucia są całkowicie uzasadnione. W intymnej relacji zaufanie i wzajemny szacunek są kluczowe. Wszelkie działania, które naruszają ustalone przez Panią granice, stanowią problem. Pani obawy są zrozumiałe, ponieważ partner złamał umowę dotyczącą stosowania antykoncepcji.
Musi Pani z nim porozmawiać. Przed rozmową warto zastanowić się, czego Pani od partnera oczekuje. Proszę wyjaśnić mu, jakie są Pani granice w tym związku i jak Pani chce, by były przestrzegane. Może Pani uświadomić mu, że dla Pani to nie tylko kwestia komfortu, ale także zaufania i bezpieczeństwa.
Ważne jest również, aby być wytrwałą. Proszę pamiętać, że ma Pani pełne prawo do wyrażania swoich potrzeb i uczuć. W związku trzeba otwarcie mówić o tym, co niepokoi, bez obawy, że się zrani drugą osobę.
Jednocześnie powinna Pani rozważyć możliwe konsekwencje. Proszę się zastanowić, co Pani zrobi, jeśli sytuacja się powtórzy lub jeśli Pani partner nie zrozumie jej punktu widzenia. Może Pani na przykład uznać, że jeśli jego zachowanie się nie zmieni, będzie to silny sygnał do rozważenia przyszłości waszego związku.
Mówić otwarcie, ale z szacunkiem
Ma Pani prawo do pełnej kontroli nad swoim ciałem i życiem, a wszelkie próby manipulowania decyzjami w tej sprawie przez partnera są niedopuszczalne.
Nawet jeśli teraz czuje się Pani zbyt skrępowana, by porozmawiać o tym z przyjaciółmi, może Pani spróbować znaleźć kogoś zaufanego, z kim będzie mogła porozmawiać. Wsparcie emocjonalne innych osób może pomóc Pani spojrzeć na sytuację z innej perspektywy i dodać sił.
Po rozmowie z partnerem proszę zwrócić uwagę na jego reakcję – czy rozumie Pani obawy. Jego reakcja da Pani wiele informacji na temat tego, jak bardzo zależy mu na Pani i Waszym związku.
Ważne jest również, by wybrać odpowiedni moment na rozmowę. Proszę się upewnić, że oboje macie czas i jesteście w spokojnym miejscu. Proszę mówić otwarcie, ale z szacunkiem. Można zacząć od tego, że bardzo ceni Pani swój związek i chce budować go na wzajemnym zaufaniu. Proszę unikać oskarżeń i wyrażać raczej swoje uczucia i potrzeby.
Jeśli zachowanie partnera nie ulegnie zmianie, należy zastanowić się nad przyszłością związku
Proszę wyjaśnić partnerowi, że ochrona jest dla Pani ważna i że takie zachowanie się Pani nie podoba. Proszę podkreślić, że chce Pani, by jej decyzje były szanowane przez drugą stronę.
Proszę też zapytać o jego punkt widzenia. Niech mu Pani pozwoli wyrazić swoje myśli i uczucia. Można zasugerować, abyście wspólnie zdecydowali, jak chcecie postępować, byście oboje czuli się komfortowo.
W końcu Pani dobre samopoczucie i bezpieczeństwo są najważniejsze. Niezależnie od tego, jak bardzo zależy Pani na związku, jeśli partner nie jest w stanie zrozumieć i uszanować Pani granic, powinna się Pani zastanowić się, czy to jest związek, w którym chce pozostać.
Musi Pani szanować swoje granice, bo ich nieprzestrzeganie może prowadzić do poważniejszych problemów w przyszłości. Proszę pamiętać, że ma Pani prawo chronić swoje interesy i podejmować decyzje, które są zgodne z Pani wartościami.
Życzę Pani powodzenia i konstruktywnej rozmowy z partnerem.
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą.
Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Po co synowi polska szkoła?
Bardzo obawiam się początku roku szkolnego. Obowiązkową naukę naszych dzieci w polskich szkołach uważam za pomysł nieprzemyślany. Rozumiem, że ktoś chce zostać w Polsce na stałe i jego dzieci będą tu żyły, ale po co mojemu synowi polska szkoła, skoro planujemy wrócić do Ukrainy?
Odebranie 800 plus jest poniżające
Jestem bardzo wdzięczna Polakom za to, jak nas przyjęli po wybuchu wojny. I nigdy im tego nie zapomną. Jednak wydaje mi się, że jeśli chodzi o edukację naszych dzieci, powinni dać nam wybór. Czytałam te opowieści, że wiele dzieci z Ukrainy nie uczy się w ogóle, i jestem przekonana, że tak jest. Ale dlaczego karać wszystkich skoro to ledwie jakiś promil całej dziecięcej ukraińskiej społeczności w Polsce? Do tego jeszcze ta dodatkowa kara, że jeżeli dziecko nie będzie się uczyło w polskiej szkole, tracimy 800 plus. Uważam to za niesprawiedliwe i poniżające.
Będzie uczniem tylko na papierze
Mój syn do tej pory uczył się zdalnie w ukraińskiej szkole. Ma 16 lat, więc zapisałam go do polskiego liceum, bo wiem, że przepisy są przepisami. Ale nie mam pojęcia, czy będzie chodził do tej szkoły. W ogóle nie wiem, jak go przekonać. Nie mam argumentów. Nie zamierza rezygnować z ukraińskiej szkoły – czyli będzie uczniem zapisanym do polskiej szkoły, którego wyrzucą ze szkoły najpewniej po pierwszym semestrze. Potem odbiorą nam 800 plus.
Próbowałam podnosić ten finansowy wątek całej sprawy, że to dużo pieniędzy, że na pewno odczujemy ich brak – ale syn nie chce słyszeć o polskiej szkole. Powiedział, że po zajęciach w ukraińskiej szkole spróbuje znaleźć zajęcie i zarobić te pieniądze, ale mam go nie zmuszać do uczenia się w polskiej szkole.
Problem nie do rozwiązania
Wracamy do tego tematu praktycznie codziennie. Ostatnio powiedział, że jak go będą zmuszali albo będę miała z tego powodu kłopoty jako rodzic niepełnoletniego dziecka, które musi realizować polski obowiązek szkolny, to on ucieknie do Ukrainy i problem sam się rozwiąże.
Nie wiem, co robić. Zawsze miałam dobry kontakt z synem, dużo rozmawiamy, wspólnie rozwiązujemy problemy. Boję się jednak, że ten problem jest nie do rozwiązania.
Szanowna Pani, przyjęte w maju tego roku znowelizowane przepisy dotyczące osób przebywających w Polsce w związku z konfliktem zbrojnym w Ukrainie nie mają być dla nikogo karą. Wynikają jedynie z bieżących potrzeb i z konieczności ujednolicenia pewnych kwestii.
Muszą Państwo zaakceptować także rozwiązania dotyczące innych sfer życia
Każdy z nas życzyłby sobie, by konflikt szybko się zakończył, byście mieli możliwość powrotu do swoich domów i do wcześniejszego życia, ale niestety nie mamy na to wpływu. Rząd, przyjmując nowe rozwiązania, daje Państwa dzieciom szansę na naukę w normalnych warunkach, co wcale nie wyklucza przecież przyszłego powrotu do Ukrainy i kontynuowania tam nauki.
Natomiast jeśli chcą Państwo funkcjonować w polskim systemie prawnym i korzystać z różnych należnych benefitów (np. świadczeń socjalnych), muszą Państwo zaakceptować także rozwiązania dotyczące innych sfer życia – nawet jeśli wydają się one niesprawiedliwe.
Odpowiedzialność za siebie i innych polega na akceptacji pewnych rzeczy
Z Pani listu zrozumiałam, że syn w minionych latach nie chodził do polskiej szkoły (a szkoda, bo jako czynny pedagog wiem, że dzieci, które miały taką możliwość, dosyć szybko się aklimatyzowały), więc jego reakcja obronna wcale mnie nie dziwi. Nie dowiedziałam się jednak, jaki jest powód tej niechęci. A to dosyć istotna sprawa.
Nie kwestionuję faktu, że ma Pani dobry kontakt ze swoim synem. Jednak może warto byłoby skonsultować się ze specjalistą, by się dowiedzieć, dlaczego jego reakcja jest tak silna, skoro posuwa się nawet do szantażu emocjonalnego? Nie bez znaczenia mogłyby być tutaj więzi rówieśnicze – dzieci i młodzież często, chcąc być częścią społeczności, są w stanie powielać pewne zachowania i dopasować się do grupy.
Syn nie jest już małym chłopcem, ale być może nie jest jeszcze wystarczająco dojrzały, by to zrozumieć odpowiedzialność za siebie i innych polega na akceptacji pewnych rzeczy. Życzę Pani powodzenia, jestem pewna, że uda się Pani coś zaradzić w tej sprawie.
Link do strony ekspertki: https://avigon.pl/specjalista/tatiana-ryczko
Mój pierwszy strach po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę był dość banalny. Jak u wszystkich: że gdy nadleci rakieta, kiedy będę pod prysznicem. Widziałam to oczymi wyobraźni - usuwają gruz i wyciągają moje tłuściutkie, nagie i mokre ciało. Nauczyłam się więc brać prysznic w 3 minuty. Wyskakiwałam - i krzyczałam: "Huuuurra, poszło górą".
Mój drugi strach: rakieta i toaleta. Pojawił się wczesnym rankiem, po ataku rakietowym. Obudziło mnie głośne BAHHH, bo uroczyście przespałam alarm. Wybuch, otwieram oczy - i już stoję w korytarzu z dzieckiem na rękach. Potem była seria huków, wszystko się trzęsie. I nagle przerwa... A ja tak bardzo muszę iść do toalety, że aż płaczę. Myślę sobie: pójdę, a co mi tam. Wchodzę i siadam - i jak nie rąbnie. Podrzuciło mnie razem z toaletą. Piękni i silni strażacy sprzątają to wszystko i znajdują mnie na ... białym koniu. A dziennikarze napiszą: "W toalecie znaleźli kobietę bez majtek". Cały Kijów będzie powiększał zdjęcie, wpatrywał się w blizny i znamiona, żeby dowiedzieć się, kto te alarmy przesr..., przepraszam przespał.
A majtki... Wychowałyśmy się w czasach postsowieckich. Dzieci naszego pokolenia nie były zainteresowane zaglądaniem pod spódnice. Bo wszystkie miałyśmy takie same majtki: koszmarnie brzydkie. Takie same - czy to mama Serhija, czy Olija, koleżanka Serhija z klasy. Nowe, ładne majtki nasze matki trzymały na górnych półkach szaf: na wakacje i do lekarza. Bez względu na to, co się człowiekowi przytrafiło, najpierw musiał zadbać o swoje majtki. I wybuchła wojna... Jak tylko się trochę ogarnęłam, kupiłam parę ładnych nowych majtek. Bo spadnie rakieta, ruiny, strażacy, media... I może w końcu napiszą: "Pod gruzami znaleziono ciało kobiety w pięknych majtkach". Muszą to napisać, prawda? Jeśli nie, to znaczy, że są jakimiś agentami Kremla, a nie dziennikarzami. Jedna z moich koleżanek, Lena, kiedy wróciła do domu po wysiedleniu, była wściekła na Rosjan, bo nie dość, że zniszczyli sprzęt AGD, ale ukradli jej beżowe, bezszwowe, niezwykle komfortowe i przez to wysłużone majtki. Dranie.
Moja matka też się bała. Co by było, gdyby w dom uderzyła rakieta, wszystko się roztrzaskało, kury biegały dookoła, kaczki głodne, a ogród zarósł chwastami. Powtarzała: "Dbaj o ogród, córko. Co będzie jak spadnie rakieta, a ja będę miała stonkę na ziemniakach?"
Valya bała się o swoje, jak im tam... chuje. Miała ich w chuj, przepraszam za tautologię. Ludzie z podróży do innych krajów przywozili coś przydatnego, a Valya przywoziła chuje. Otaczała się tak pięknymi, że tak powiem. Gdy wybuchła wojna Valya przeniosła kutasy w pierwsze bezpieczne miejsce, a potem ukryła je w szafie. W jedną ze strasznych nocy ostrzału, kiedy dom dosłownie się przewracał, Valya miała sen - piękni i odważni ludzie, strażacy, odgarniali gruz, a potem jeden z najprzystojniejszych krzyknął: "Chłopaki, w gruzach jest uwięziona kobieta". Rano Valya spakowała swoje skarby do wielkiego pudła i wyniosła na śmietnik. A w miejsce najpiękniejszego kutasa włożyła portret Łesi Ukrainki. Wszystko z tych samych powodów, na wypadek, gdyby coś się stało... Wieczorem Valya wyjrzała przez okno do śmietnik i zobaczyła radosnych kloszardów z kijowskiej Rusanowki niosących jej pudełko, a droga była oświetlona jej najcenniejszym dobytkiem, Henrykiem Czwartym - podświetlanym dildo
31 grudnia Rosjanie spędzili cały dzień odpalając swoje rakiety z życzeniami dobrego Nowego Roku dla nas. Sąsiedzi z wyższych pięter zbierali się w korytarzu pod moimi drzwiami. Narzekali, że przeklęci Rosjanie nie pozwalają im dokończyć strojenia stołów. Ktoś przyniósł szampana, ja przyniosłam kieliszki: "No to za obronę przeciwlotniczą".
-Je śli teraz wejdą do naszego domu i spalę kaczkę, którą przygotowywałam przez trzy dni, nie odpowiadam za siebie - mówi sąsiadka z 9. piętra. I z jakiegoś powodu jej wierzę.
Rankiem 2 stycznia, kiedy Rosjanie rozpoczęli swój największy atak rakietowy na Ukrainę, posyłając na Kijów tony materiałów wybuchowych, moja przyjaciółka Katia grzecznie poszła do metra, gdzie chronimy się przed rakietami. A teraz ludzie trzęsą się od wybuchów w metrze, a Katia pisze do nas na wspólnym czacie:
- Prawie wypadł mi rogalik z ręki.
Jesteśmy oszołomieni pisząc:
- Katia, jaki rogalik? Gdzie jesteś?
A Katia odpowiada spokojnie:
- Wyszłam na kawę i co się stało? Jestem Ukrainką. Chcę kawy i rogalika, i żaden pieprzony rosyjski kalibr mnie nie powstrzyma.
Pomińmy fakt, że pomimo wybuchów w całym mieście, cukiernia z rogalikami działa, co jest tematem na osobną rozmowę. A Katia, jak się okazuje, boi się śmierci bez kawy i chrupiącego rogalika.
Boimy się. Och, jak bardzo się boimy. Podczas najgłośniejszych eksplozji kuliłam się na podłodze i myślałam: "Kurwa, umrę w moim starym szlafroku" i rzucałam pieniędzmi w drony. Boimy się, boimy się, gdy rakiety lecą na inne miasto, boimy się, gdy wiadomości donoszą o ataku powietrznym na linię obrony w pobliżu miasta M. Wydaje się, że boimy się w każdej sekundzie naszego życia. Ale nasze lęki stały się naszymi braćmi - i mówimy im: "to było kurewsko przerażające, a teraz chodźmy zebrać pieniądze na drony". Nasze lęki stały się naszymi mocnymi stronami, nasze lęki stały się naszą odwagą.
I wreszcie, jeśli kiedykolwiek znajdą moje ciało w starym szlafroku, w starych majtkach, w toalecie, jeśli eksplozja rozrzuci moje zabawki erotyczne po okolicy, ktoś i tak napisze "ta kobieta skończyła gotować barszcz, ta kobieta zbierała na drony, ta kobieta jest Ukrainką".
... Chociaż... przecież jesteśmy chronieni przez tytanów. Dlatego istnieje duża szansa, że dożyjemy dziewięćdziesiątki i umrzemy w całkowicie banalny sposób, bez informacji o tym w wiadomościach.
Widzę to u moich znajomych – związki zwieńczone małżeństwem na samym początku inwazji, kiedy zakochani zdali sobie sprawę z kruchości życia i spieszyli się pokazać, że mają poważne zamiary, po cichu się rozpadają. Nawet zahartowane w życiowych próbach małżeństwa powoli dobiegają końca, wpadając w strefę turbulencji na linii: wojna – ewakuacja – rodzina.
Kiedy mężczyzna jest w wojsku lub po prostu przebywa w Ukrainie, a kobieta – za granicą lub w jakimś mieście na tyłach, utrzymanie związku może być bardzo trudne. Jeszcze trudniej jest go rozwijać, pracować nad nimi na odległość.
– Czuję, że mam coraz mniej sił – mówi Iwanna. – 24/7 jestem zajęta pracą, wolontariatem. Oni walczą tam, a my musimy walczyć tutaj, bo wokół jest dużo „rosyjskiego świata”. Język rosyjski opanował miasta i wsie w jeszcze większym stopniu niż wcześniej. Teraz wszędzie go słyszę.
Iwanna mówi o ciągłym poczuciu winy. Wydaje się jej, że nie robi wystarczająco dużo. Skupiła się całkowicie na swoich dzieciach, które z powodu nieobecności ojca cierpią emocjonalnie:
– Nie mam ani ochoty, ani siły, by dołączyć do jakiejkolwiek grupy wsparcia, bo odnoszę wrażenie, że jeśli otworzę przed kimś tę swoją ślimaczą muszlę, to się załamię
Ołena Kuzniecowa, psycholożka z Centrum Edukacji i Rozwoju w Warszawie, pomaga Ukrainkom wyjść ze stanów depresyjnych spowodowanych rozstaniem. Swym podopiecznym radzi szukać wsparcia – choćby w kręgu podobnych do siebie Ukrainek. Teraz szczególnie ważne jest, by skupić się na własnych uczuciach, słuchać siebie i koncentrować się na tym, co najsilniej łączy pary.
Według Kuzniecowej kobiety świadomie lub intuicyjnie starają się znaleźć coś, co pomoże im poradzić sobie z separacją. Czasami nawet spacer albo trening na siłowni z przyjaciółmi ma wpływ na przezwyciężenie smutku.
– Przyjaciółka powiedziała mi, że gdy była rozdzielona z mężem, ćwiczyła jogę, by być spokojniejszą – potwierdza opinię psycholożki Natalia.
– Koncentruję się na tym, na co mam wpływ: sprawach domowych, zdrowiu, dzieciach, pracy. To daje mi możliwość zajęcia czymś umysłu. Kiedy tego nie robię, mój mózg zaczyna zadawać bolesne pytania, na które nie mam odpowiedzi – mówi Iryna.
– Nawet jeśli będę musiała przejechać 700 kilometrów w jedną stronę, by pobyć z mężem przez dwa dni, to pojadę – mówi Alina, której mąż walczy od pierwszego dnia inwazji. – Zarobię potrzebne do tego pieniądze, bo bycie razem jest bezcenne. Staramy się widywać tak często, jak to tylko możliwe.
To jest jej sposób na przetrwanie rozłąki bez utraty uczuć. Bardzo pomocna jest też komunikacja przez Internet – nawet jeśli wiadomości nie były przez niego czytane przez długi czas.
– On jest tam, ja jestem tutaj. Chłonę go wszystkimi zmysłami. Śpię w jego w koszuli, słucham jego głosu w wiadomościach audio, które dla mnie nagrywa – wyznaje Nadia
– Mój mąż opowiada przez telefon naszemu synkowi bajki na dobranoc. Nawet takie drobne rzeczy trochę pomagają – dodaje.
Giennadij Mustafajew, psycholog i terapeuta Gestalt, który zapewnia pomoc psychologiczną parom, uważa, że podczas separacji absolutne zaangażowanie w życie partnera jest jednym z najważniejszych sposobów na zachowanie uczuć. Rozmawiając z ukraińskimi kobietami, które znalazły się w Polsce z powodu wojny, podkreśla ważność wspólnego planowania i omawiania wszystkich aspektów życia w najdrobniejszych szczegółach.
– Kiedy wybieracie kubki, rozmawiajcie o kubkach. Nie ma znaczenia, że dzielą was setki kilometrów – radzi Mustafajew.
Pary, które doszły do tego intuicyjnie, mają wszelkie szanse na utrzymanie swojego związku.
ZDJĘCIE z kwiatem Zdjęcie: Vadim Ghirda/Associated Press/Eastern News
– Mój mąż jest na wojnie od pierwszych dni – mówi Ołeksandra. – Już dawno temu zdałam sobie sprawę, że ona potrwa długo, więc staram się inwestować w nasz związek tu i teraz. Co mi pomaga? Small talks o czymś radosnym. I sprośne rozmowy, seksting, nagie zdjęcia. Cokolwiek, by poczuć tę seksualną więź między nami.
Wysyłam mu też zdjęcia naszego syna ze szczegółami na temat tego, jak spędzamy czas. Słucham męża, kiedy pyta i kiedy opowiada. Nie naciskam, gdy milczy. Staramy się jak najczęściej się widywać – albo on bierze kilka dni wolnego i pędzi do nas, albo ja zabieram ze sobą pracę i jadę do niego „na wakacje”.
Harmonogram i planowanie to kolejny sposób ratowania związku.
– Mój mąż kiedyś z siebie wykrztusił, że gdy pewnego ranka znalazł się ze swoimi towarzyszami broni w środku wielkiej nawałnicy, myśl o tym, że następnego dnia o 10 rano mamy telefoniczne rodzinne „planowanie”, dała mu siłę przetrwać – mówi Nadia.
– A mój wielokrotnie powtarzał, że czuje się tak, jakby był blisko mnie, kiedy opowiadam mu wszystko ze szczegółami i wysyłam zdjęcia, kiedy doradzam mu w codziennych sprawach i dzielę się codziennymi radościami – dodaje Ołeksandra.
Pary, które zdecydowały się pozostać razem mimo problemów i ogólnego wyczerpania, przyznają, że musiały poprawić swoją komunikację
– Najważniejsze jest to, że staram się pomyśleć, zanim coś napiszę i wyślę, zwłaszcza jeśli chodzi o tematy wojskowe – mówi Ołeksandra. – Jeśli chodzi o moje marudzenie, to mąż chce wiedzieć, co mi nie wychodzi, bo wtedy może mnie wspierać. Więc dzielę się tym z nim, ale oczywiście w granicach rozsądku. Często daję też wyraz swojej bezsilności, mówiąc, że chcę być dla niego wsparciem, lecz nie mogę mu pomóc ani go pocieszyć. On też dzieli się ze mną swoją bezsilnością.
Tim Mak: Więc nazywasz to „Autocracy Inc.” czy „Autocracy Incorporated”?
Anne Applebaum: „ Autocracy Inc.” brzmi fajniej. Jedynym problemem jest to, że kiedy to słyszysz, brzmi to tak, jakby mogło to być I-N-K. Wiesz, Autocracy Ink!
Podoba mi się. Myślę, że podwójne znaczenie sprawia, że Twoja książka jest o trzy poziomy fajniejsza.
Powodem, dla którego książka ma taki tytuł, jest to, że spędziłam dużo czasu szukając metafory.
Relacje między współczesnymi autokracjami polegają na tym, że nie są one sojuszem, nie są blokiem. Nie sądzę nawet, że są osią, ponieważ oś implikuje pewien rodzaj skoordynowanej aktywności. Bardziej przypominają ogromny międzynarodowy konglomerat, w ramach którego istnieją oddzielne firmy, które współpracują, gdy im to odpowiada, ale poza tym robią swoje.
Myślę, że to najlepszy sposób na opisanie grupy krajów, które ideologicznie nie mają ze sobą nic wspólnego. Masz komunistyczne Chiny, nacjonalistyczną Rosję, teokratyczny Iran, boliwariańsko-socjalistyczną Wenezuelę... Masz te w rzeczywistości zupełnie różne style przywództwa i różne sposoby legitymizowania swojej władzy, ale mają one kilka cech wspólnych. Jedną z nich jest sposób, w jaki wykorzystują międzynarodowy system finansowy. W przeciwieństwie do najsłynniejszych dyktatorów XX wieku, większość przywódców tych krajów jest bardzo zainteresowana pieniędzmi, ich ukrywaniem i wzbogacaniem ludzi wokół siebie.
Nie lubią demokratycznego świata. Nie lubią języka, którego my używamy. Nie chcą więcej słyszeć o prawach człowieka lub prawach w ogóle
O prawie do wolności słowa czy prawie do wolnej prasy. Nie chcą też słyszeć o jawności. Wolą prowadzić swoje sprawy za zasłoną tajemnicy. Nie chcą instytucji, które ich demaskują, niezależnie od tego, czy są to instytucje krajowe, czy międzynarodowe.
I wszyscy postrzegają język jawności i praw jako swojego najważniejszego wroga, bo jest to język, którego używają ich krajowi przeciwnicy – czy to ruch Nawalnego w Rosji, czy to demokraci z Hongkongu, czy opozycja wenezuelska. Wszyscy używają tego rodzaju języka, ponieważ wszyscy rozumieją, że [jawność i prawo] to są rzeczy, których są pozbawieni.
Autocracy Inc. jest próbą opisania tej grupy krajów.
Dużo piszesz o tym, jak dyktatorzy stworzyli tę sieć, by kraść, prać fundusze, uciskać ludzi, inwigilować, szerzyć propagandę i dezinformację. Z wielkim zainteresowaniem zapoznałem się z twoją argumentację że to nie jest zimna wojna 2.0. Twierdzisz, że ideały są zbyt rozbieżne, nie mają jednolitej ideologii.
Ale czytając książkę wyczułem jednak rodzaj fundamentu, który łączy wszystkie te kraje: Chiny, Rosję, Iran, Koreę Północną. To bardziej światopogląd, w mniejszym stopniu ideologia nakazowa.
To światopogląd nihilizmu, cynizmu i beznadziei?
Myślę, że masz rację, że te uczucia są tym, co dyktatorzy chcą wywołać w swoich populacjach, a może także w naszych populacjach. Chcą, aby ludzie czuli, że polityka jest królestwem zamieszania i czymś, czego nie mogą zrozumieć.
Chcą, by ludzie byli cyniczni, apatyczni i by trzymali się z dala od polityki. Autorytarne narracje i autorytarna propaganda różnią się między sobą rodzajem poparcia dla rzekomej stabilności i bezpieczeństwa autokracji, w przeciwieństwie do chaosu i degeneracji demokracji. To wariacje między tym – a rosyjską wersją, która jest strumieniem kłamstw, wskutek czego ludzie czują się zdezorientowani i nie wiedzą już, co jest prawdą, a co nie.
Więc masz rację: to do siebie pasuje. Można również powiedzieć, że inną rzeczą, która ich łączy, jest rodzaj antyoświeceniowego poglądu na świat – oni nie chcą racjonalnego myślenia ani nauki. Chcą być wolni od wszelkich mechanizmów kontroli i równowagi.
Chcą być wolni od obowiązku reagowania na prawdę. Chcą kształtować świat zgodnie ze swoimi osobistymi wizjami.
W ten sposób podchodzą do świata. Są więc rzeczy, które ich jednoczą. I są rzeczy, które ich różnią.
Moim celem nie jest twierdzenie, że oni wszyscy są tacy sami. Nie są, ale mają podobne cele i dzielą pewne zainteresowania
Czy w związku z tym możemy uznać to, co dzieje się teraz na świecie, za początek nowej zimnej wojny – czy może nadal uważasz, że to niewłaściwy sposób patrzenia na problem?
Myślę, że to niewłaściwe. Jest prawdą, że to wojna idei. Ale mówienie o zimnej wojnie implikuje podział geograficzny, mur berliński, a także zakłada spójność po przeciwnych stronach – gdy w rzeczywistości nie mamy jej po żadnej ze stron.
Jest też wiele krajów na świecie, które tak naprawdę nie należą do żadnego z obozów lub przełączają się między nimi. Istnieje wiele skomplikowanych krajów, takich jak Indie, Turcja czy kraje Zatoki Perskiej, które odgrywają różne role. Czasem opowiadają się po jednej stronie, czasem po drugiej.
Chcę też zaakcentować to, że w demokracjach są ludzie, którzy zgadzają się z autokratycznym światopoglądem. I oni nie są marginesem.
W Stanach Zjednoczonych tacy ludzie dominują w Partii Republikańskiej, która jest jedną z naszych dwóch wielkich partii politycznych. W innych krajach odgrywają ważną rolę w koalicjach politycznych.
Do krajów, które wymieniłaś jako część Autocracy Inc: Chin, Rosji, Iranu, Korei Północnej – dodajesz kraje takie jak Mali, Zimbabwe inne, które w pełni mogłyby występować pod tym sztandarem. One nie powalają mnie jako innowacyjne, rozwijające się miejsca. Nie wydaje mi się, by to była przyszłość. Wcielmy się na chwilę w adwokata diabła: dlaczego powinniśmy się nimi martwić?
Po pierwsze, uważam, że Chiny to innowacyjne miejsce, które jest bardzo zainteresowane przyszłością sztucznej inteligencji i pakuje w nią dużo pieniędzy. Więc tu jest potrzebny duży nawias.
Z pewnością masz rację, że Mali nie jest dla nikogo wzorem.
Nie sądzę nawet, by Rosja była wzorem społeczeństwa, w którym ludzie chcieliby żyć lub które chcieliby podziwiać. Ale musimy się nimi zajmować, ponieważ oni zajmują się nami
Chociaż nie są tak atrakcyjni, są w stanie wyrządzić wiele szkód. Ich wizja jest więc negatywna. Są bardzo skoncentrowani na nas. Chcą nas osłabić.
Być może ludzie w Londynie, Paryżu czy Madrycie nie budzą się rano i nie czują się zagrożeni przez Rosję, Chiny czy Koreę Północną. Ale w Korei Północnej są ludzie, którzy budzą się każdego ranka i myślą o nas. Są zainteresowani wpływaniem na naszą politykę. Są zainteresowani rzucaniem wyzwań słabszym państwom demokratycznym.
Irańscy pełnomocnicy na Bliskim Wschodzie są zainteresowani kwestionowaniem i obalaniem tam porządku. Dysponują zarówno środkami militarnymi, jak propagandowymi oraz innymi środkami wywoływania zaburzeń, które są gotowi wykorzystać przeciw nam. Możemy nie chcieć się nimi przejmować lub o nich myśleć, ale nie sądzę, byśmy mieli już wybór – a dowody są wszędzie wokół nas.
Pozwól, że powiem słowo o Ukrainie. Dlaczego Rosja najechała Ukrainę? Po części dlatego, że Putin jest megalomanem, ma wyobrażenie o sobie jako przywódcy przywróconego imperium rosyjskiego i używał tego języka w przeszłości.
Ale zrobił to również dlatego, że Ukraina wydawała mu się wyzwaniem, wyzwaniem ideologicznym. Ukraina była kolejnym dużym słowiańskim krajem, który był bardzo skorumpowany. Zmierzała w kierunku, w którym podążała Rosja, stając się bardzo podobną do niej pod wieloma względami. W sferze biznesowej też była bardzo zdominowana przez Rosję.
A jednak Ukraińcy zorganizowali się i poprzez aktywizm obywatelski obalili ten reżim i stworzyli demokrację. Czasami wydaje się, że jest to dość chwiejna demokracja, ale mimo wszystko to demokracja.
I nawet podczas wojny w Ukrainie mają poczucie wolności słowa i swobody rozmowy, których w Rosji nie ma od wielu lat
Tak więc model, który prezentuje Ukraina, [model] kraju, który dąży do integracji z Europą, który chciałby być częścią demokratycznego świata, jest bardzo groźny dla Putina, ponieważ scenariusz, którego najbardziej się obawiał, choć może teraz wydaje się to mało prawdopodobne, to właśnie scenariusz Majdanu z 2014 roku. Boi się aktywizmu obywatelskiego organizującego się, by w jakiś sposób go obalić lub mu zagrozić.
Sceny ludzi oblegających złoty pałac Janukowycza pod koniec rewolucji na Majdanie musiały go przerazić, ponieważ tego właśnie się boi. Tak więc zmiażdżenie Ukrainy ma również na celu zmiażdżenie tej idei i pokazanie Rosjanom, że to nie zadziała i nie pozwolimy, aby tego rodzaju kraj przetrwał.
Innym celem tej wojny było powiedzenie Ameryce, Europie i reszcie demokratycznego świata: „Nie obchodzą nas wasze głupie zasady. I nie przeszkadza nam norma, o której mówicie, że istnieje od 1945 roku, że nie zmieniamy granic w Europie siłą. Nie interesuje nas to. Pokażemy wam, że to nie ma znaczenia. I pokażemy wam również, że cały wasz język o tym, że nigdy więcej, nigdy nie będzie obozów koncentracyjnych, nigdy nie będzie tortur i morderstw w Europie – pokażemy wam, że to też nas nie obchodzi.
Założymy obozy koncentracyjne w okupowanej Ukrainie. Będziemy porywać dzieci, odbierać je rodzicom lub instytucjom, w których mieszkają. Zamierzamy zrobić z nich Rosjan. I będziemy kontynuować projekt niszczenia Ukrainy jako narodu i państwa”.
To jest celowe wyzwanie dla sposobu myślenia zachodniego świata
Ciągle używam słowa „Zachód”. To stary nawyk, ale „Zachód” to złe słowo – [powinnam powiedzieć]: „demokratyczny świat”.
Ukraina jest oczywiście obiektem przemocy fizycznej, którą opisałaś. Jest również nieustannie poddawana propagandowym atakom Rosji za pośrednictwem farm trolli, próbujących rozpowszechniać narracje [mające wywołać] sprzeciw w społeczeństwie. Ujęła mnie jedna anegdota, którą umieściłaś w książce: w 2000 roku Bill Clinton wygłasza przemówienie i żartuje, że Chiny próbują rozprawić się z Internetem – a wszyscy w pokoju się śmieją.
To było na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa. Sala była pełna ludzi, którzy zajmowali się naukami politycznymi i polityką zagraniczną...
…mądrych, inteligentnych ludzi, którzy dużo myślą o przyszłości. A Bill Clinton powiedział, że próba rozprawienia się z Internetem jest jak próba przybicia galaretki do ściany.
Jeśli się myśli o rozwoju polityki na świecie w ciągu ostatniej dekady, wydaje się, że sednem tej książki jest idea, że ta pierwotna obietnica Internetu, zglobalizowanego świata, który byłby połączony i uwolniony od rządowego nadzoru i kontroli, ta pierwotna obietnica jest w pewnym sensie martwa.
Wiem, że jury jeszcze nie rozstrzygnęło tej kwestii, ale chciałbym uzyskać od ciebie odpowiedź na pytanie: Czy rozwój Internetu w ciągu ostatniej dekady był korzystny dla ludzkiej wolności?
Internet w pewien sposób odzwierciedla ludzką naturę. Był rozwinięciem już istniejących trendów. Trudno mi więc powiedzieć, czy jako całość jest dobry, czy zły.
To tylko odzwierciedlenie tego, jacy jesteśmy. Myślę, że możemy teraz dość wyraźnie powiedzieć, że media społecznościowe, które są szczególną częścią Internetu, stworzyły pewien rodzaj chaosu.
Zasadniczo zmieniły sposób, w jaki ludzie rozumieją świat, zwłaszcza świat polityki i informacje polityczne.
Sposób, w jaki ludzie otrzymują teraz informacje, polega na krótkich seriach wiadomości w telefonie. Nastąpiło pewnego rodzaju ogłupienie wszystkich. Widzę to i słyszę
Tworzenie błyskawicznych kampanii propagandowych stało się o wiele, wiele łatwiejsze. Związek Radziecki prowadził coś, co teraz nazwalibyśmy aktywnymi działaniami lub kampaniami fake newsów. Znana jest jedna z nich, która wyrosła wokół wirusa AIDS. Sowieci zaczęli snuć teorię spiskową, że wirus AIDS był wynalazkiem CIA i że to oni go podłożyli.
Pomysł polegał na stworzeniu komory echa, w której ludzie słyszeliby to z różnych miejsc i wierzyliby w to. Myślę, że niektórzy ludzie na całym świecie w to uwierzyli.
Teraz możesz przeprowadzić taką kampanię w godzinę.
Wspomniałaś, że Internet jest odzwierciedleniem ludzkiej natury. Istnieje założenie, że demokracja i wolność są naturalnym powołaniem człowieka i że jesteśmy do nich przyciągani przez naturę tego, czym jest ludzkość.
Ale jeśli rozejrzeć się po świecie, można również dostrzec, że wielu ludzi jest gotowych zrezygnować z własnej wolności dla poczucia bezpieczeństwa lub zrezygnować z wolności, dopóki rząd narzuca swój światopogląd innym ludziom, których oni nie lubią.
Zastanawiam się, czy w ciągu ostatniej dekady zmieniłaś swój pogląd na naturę istot ludzkich.
W poprzedniej książce, zatytułowanej, „Zmierzch demokracji”, było znacznie więcej na ten temat. Dotyczyła atrakcyjności idei autorytarnych, a konkretnie tego, dlaczego są one atrakcyjne dla ludzi żyjących w krajach demokratycznych.
Im więcej wpatrujesz się w książki historyczne i im głębiej przyglądasz się początkom współczesnych demokracji, tym łatwiej dostrzec, że większość ludzkości przez większość historii żyła w czymś, co obecnie określilibyśmy jako autokrację, monarchie, dyktatury.
Demokracje są wyjątkiem. Jest ich bardzo niewiele. Większość z nich zawodzi. Myślę, że prawie wszystkie zawiodły w takim czy innym momencie. Ich utrzymanie wymaga ogromnego wysiłku. Nawet starożytni uczeni, nawet Platon i Arystoteles, pisali o tym, jak demokracje mogą upaść. Nie jest więc tak, że jest to zjawisko współczesne.
Formy demokracji znane w starożytnym świecie były również uważane za zagrożone zniszczeniem przez atrakcyjność jakiegoś silnego człowieka lub dezintegrację.
Nie sądzę więc, by demokracja była czymś normalnym. Myślę, że prawdopodobnie jest nienormalna. A pociąg, jaki ludzie czują do dyktatorów, wcale mnie nie dziwi.
Umieśćmy „Autocracy Inc.” w kontekście obecnej sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Rozmawiamy tuż po tym jak Donald Trump przeżył próbę zamachu i konwencję, na której wydaje się, że zjednoczył Partię Republikańską.
Pod koniec książki piszesz o Trumpie, że „jeśli kiedykolwiek uda mu się skierować sądy federalne i organy ścigania na swoich wrogów... to połączenie autokratycznego i demokratycznego świata będzie kompletne”.
Wygląda na to, że nie jesteś zbyt optymistycznie nastawiona do tego, co może się wydarzyć w przyszłości.
To, co szczerze martwi mnie w Donaldzie Trumpie, to jego sympatia do dyktatorów, o których piszę. To nie tak, że to jest tajemnica albo że musisz zaglądać do tajnych dokumentów.
Mówi o tym otwarcie, o swoim podziwie dla Xi Jinpinga, podziwie dla Putina, podziwie nawet dla północnokoreańskiego dyktatora, który zniszczył swój kraj
Korea Północna to biedny, smutny, represjonowany kraj w przeciwieństwie do tętniącej życiem, odnoszącej sukcesy Korei Południowej. A jednak Trump podziwia go Kim Dzong Una, dyktatora Korei Północnej, ponieważ jest brutalny i, jak sądzę, dlatego, że pozostaje u władzy przez długi czas.
Drugim aspektem jest to, że martwię się o instynkty transakcyjne Trumpa, zwłaszcza w drugiej kadencji, gdyby wygrał. Trump nie jest zainteresowany sojuszem demokracji, wspólnotą wartości czy odgrywaniem przez Amerykę roli we wspieraniu stabilności i żywotności demokracji na całym świecie.
Interesuje go głównie on sam. Interesują go jego własne pieniądze. Interesuje go to, jak go postrzegają. Interesuje go własna stabilność polityczna – a teraz jest zainteresowany tym, by nie trafić do więzienia.
Obawiałabym się, że w drugiej kadencji, kiedy poczuje się znacznie mniej ograniczony, interesy związane z jego własnymi finansami i finansami jego dzieci będą jednym z głównych czynników napędzających jego politykę zagraniczną. W tym sensie byłby już jak jeden z dyktatorów, o których pisałam.
Mógłby również chcieć zawierać umowy, które przyniosą korzyści ludziom biznesu wokół niego.
Nie chodzi o to, że istniałby jakiś pakt między Ameryką a Rosją lub Ameryką a Chinami. Może by istniał, ale to wcale nie byłoby konieczne. Po prostu zaczęlibyśmy zachowywać się jak te dyktatury
A nasi przywódcy zaczęliby zachowywać się jak przywódcy tych dyktatur – i nie jesteśmy od tego tak daleko. Więc nie jest to wcale trudne do wyobrażenia.
Podsumowując tę rozmowę: zadedykowałaś tę książkę „optymistom” i muszę przyznać, że mam teraz trudności z identyfikowaniem się z tym obozem. Próbuję więc zrozumieć, jak naprawić trajektorię świata, którą tu zidentyfikowałaś. Czy da się to naprawić? Jak możemy odwrócić się od światopoglądu, w którym nic nie ma znaczenia, w kierunku czegoś bardziej pełnego nadziei i bardziej demokratycznego?
Myślę, że jest krótka odpowiedź, która dotyczy wielu ludzi. Wszystkich. Ciebie, mnie, wszystkich czytających: zastanówmy się, jak możemy się zaangażować – w którymkolwiek kraju żyjemy.
Jak angażujesz się w swoją demokrację? Odgrywasz w niej jakąś rolę? Jak wspierasz i nalegasz na wspieranie praw, które wszyscy mamy zagwarantowane w naszych konstytucjach? Jak przekonujesz innych, że to ważne?
Bardzo ważne jest, by głosować. Bardzo ważne jest, by uczestniczyć w procesie wyborczym na inne sposoby. To najlepsza rada, jaką mogę dać zwykłym ludziom.
Mam całą listę rzeczy, które rządy mogłyby zrobić, a zaczynają się one od wyeliminowania instytucji, które umożliwiają kleptokrację w naszych społeczeństwach. To wydaje się być najłatwiejszą i pierwszą rzeczą, jaką możemy zrobić.
Ale myślę, że zwykli ludzie mogą również coś zmienić. Poprzez swój udział.
Pierwotnie wywiad, pod tytułem „Are we in Cold War?”, ukazał się na stronie internetowej Counteroffensive.news
Książka wyjdzie po polsku 12 września nakładem Wydawnictwa Agora