Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Straciłaś najbliższe osoby? Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko? Zacząć żyć w obcym kraju? Nie masz przy sobie bliskich, którym mogłabyś się zwierzyć, prosić o wsparcie? Twoja mama, siostry, przyjaciółki odeszły - może na zawsze? Potrzebujesz rady, wsparcia?
Daj sobie pomóc. Napisz do nas(redakcja@sestry.eu), a my zadbamy, aby psycholożka lub terapeutka służyły Ci dobrą radą.
Może to być pierwszy krok, który ułatwi ci życie za granicą i pomoże zacząć rozwiązywać problemy.
Ми публікуємо перший лист, який отримали від української переселенки. Вона побажала не називати її ім'я. Редакція Sestry поважає право кожного на анонімність. Ми публікуємо лист повністю, а також відповідь психолога.
"Boję się, że oszaleję z tęsknoty za mężem".
"Jestem w Polsce od końca lutego 2022 roku. Przyjechałam z matką. Mój mąż od razu poszedł na front, a nam kazał uciekać. Zostaliśmy dobrze przyjęci, zaopiekowano się nami. Mogliśmy czuć się bezpiecznie. Na początku myśleliśmy, że wrócimy do domu za miesiąc lub dwa. Niestety, wszyscy wiemy, jak to wygląda. Nadal jesteśmy w Polsce, ja pracuję, mama też znalazła pracę. Nie ma co narzekać.
Dosłownie więdnę z tęsknoty za moim mężem. Schudłam już 15 kilogramów. Czuję się jak robot. Praca, dom, praca, dom. I cały czas w mojej głowie pojawia się myśl: co z moim mężem? Czy wróci z kolejnej misji? Czy coś zjadł? Gdzie on śpi? Odkąd przyjechaliśmy, śpię w koszulce męża. Jej zapach jest jedyną rzeczą, która mnie uspokaja. Boję się, że oszaleję z tęsknoty.
Niedawno wracałam tramwajem z pracy i przede mną wsiadł mężczyzna. Używał tych samych perfum, co mój mąż. Wszędzie rozpoznaję ten zapach. Podeszłam do niego i powąchałam. Jechałam dopóki nie wysiadł, czyli pięć przystanków dalej niż powinnam. Ale to był chyba najlepszy dzień z całego naszego pobytu w Polsce: poczuć zapach mojego męża. Płakałam przez całą drogę do domu. Smutek mieszał się z radością i nie wiem, czego było więcej. Tak bardzo za nim tęsknię.
Czasami robię sobie wyrzuty: czy w ogóle wypada mi myśleć o seksie w takiej sytuacji?
Myślałam nawet o wyjeździe na Ukrainę na wakacje, ale mój mąż odradza. Nie ma nawet gwarancji, że się spotkamy. Boi się o mnie, tam są ciągłe ostrzały i bombardowania, nie chce nas narażać. A ja tak bardzo chciałabym go przytulić, kochać się z nim. Czasami robię sobie wyrzuty: czy w ogóle wypada mi myśleć o seksie w takiej sytuacji? Ale w końcu przypominam sobie, jak dobrze nam było i tęsknię za nim. Tęsknię za jego dotykiem, za jego smakiem. Nikogo nie kocham tak bardzo jak jego.
Coraz trudniej jest czerpać siłę z czegokolwiek
Jesteśmy razem od siedmiu lat. Jest najlepszym człowiekiem, jakiego znam. Boję się też, że wojna go nie zmieni. To nie jest normalne, kiedy nagle zostajesz wyrwany z codziennego życia i idziesz na wojnę. Jest we mnie tyle skomplikowanych myśli i boję się, że pewnego dnia nie będę miała siły, by sobie z nimi poradzić. Coraz trudniej jest mi czerpać siłę z czegokolwiek. Wiem, że mam mamę, ale mam wrażenie, że jest jej lepiej niż mnie. Mój tata zostawił nas, gdy byłam mała, a ona zawsze radziła sobie bez mężczyzny. Ja tak nie potrafię. Mama mówi, że to tylko tydzień, miesiąc. Poradzimy sobie, musimy poczekać. Ale ja mam coraz mniej siły".
Лукаш Воланін, психолог, фахівець з кризового втручання Avigon.pl
Szanowna Pani, Bardzo dziękuję za list do redakcji. Trudno mi sobie wyobrazić, jak wielki strach musi Pani odczuwać, myśląc o mężu walczącym o ocalenie ojczyzny dla siebie i dla Pani. Bardzo mi przykro, że musi Pani przez to przechodzić, ale podziwiam również Pani odporność, ponieważ wbrew wszelkim przeciwnościom losu walczy Pani o siebie i swojego ukochanego.
Pani mąż na pewno chce, abyś żyła Pani jak najlepiej
Rozumiem, że tęsknota za mężem, za ciepłem intymności i bezpieczeństwem jest naturalną i normalną potrzebą. Niestety, te trudne warunki i niepewność, kiedy i czy mąż wróci, są z pewnością bardzo trudne do zniesienia. Proszę, proszę pomyśleć, że Pani ukochany przechodzi przez to samo, tylko prawdopodobnie nie może spać w Pani koszuli, że tęskni za Panią i liczy dni do powrotu, ale jednocześnie nie chce Pani narażać. Proszę pomyśleć o chwili, gdy wróci, jak chciałby Panią znaleźć, jak na pewno chciałby, żebyś się Pani nie martwiła i starała się żyć jak najlepiej dla siebie i dla niego.
To będzie dla niego wielka nagroda wiedzieć, że walczył, ale Pani również walczyła, aby żyć uśmiechnięta i szczęśliwa. Proszę postarać się o nim myśleć i chociaż nie wie Pani, kiedy wróci, powinna być Pani na to gotowa. Proszę nie usychać z tęsknoty, ale znaleźć siłę do walki. Tak jak Pani mąż walczy i znajduje siłę, Pani również nie powinna się poddawać się w codziennym życiu.
Stres, przez który przechodzi Pani mąż, może być dla niego trudnym doświadczeniem, więc będzie potrzebował Pani siły.
Będzie to dla niego wielka nagroda, gdy zobaczy, że jego ukochana uśmiecha się i czeka, nie jest przygnębiona, ale stara się żyć. Obawiasz się Pani, że mąż się zmieni. Stres, przez który przechodzi, może być dla niego trudnym doświadczeniem, dlatego będzie potrzebował Pani siły. Życzliwość, troska, cierpliwość to także kolejne argumenty, by zebrać siły i mieć je, gdy ukochany wróci. Będziecie ich bardzo potrzebować.
Opierając się o jego koszulę każdej nocy, czując i pamiętając jego zapach, wspominając piękne i cudowne chwile, proszę tworzyć w głowie scenariusze tego, co Pani zrobi, gdy wróci.
Proszę nie bać się prosić o wsparcie osób z Twojego otoczenia. Może Pani także znaleźć coś innego do zrobienia, aby zabić czas. Warto porozmawiać z bliską osobą, bo trudne emocje są mniej męczące, gdy ma się z kim o nich porozmawiać. Życzę siły i wszystkiego najlepszego.
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Jak nauczyć się rozmawiać z partnerem o pieniądzach
„Przeprowadziliśmy się do Polski dwa miesiące przed wybuchem wojny. Mąż słyszał od znajomych, którzy znaleźli tu pracę, że w Polsce są lepsze zarobki i spokojniejsze życie.
Nie jechaliśmy w ciemno. Kuzyn męża znalazł mu pracę i mieszkanie dla nas. Mieliśmy też trochę oszczędności na wypadek, gdyby coś nie wyszło. Jednak wszystko się udało. Opiekowałam się trójką dzieci, a mąż zaczął pracować. Byliśmy zadowoleni z naszego nowego życia, dopóki nie przerwał go atak Rosji na Ukrainę.
Wiadomo, ile kosztuje wynajęcie mieszkania i utrzymanie dzieci
Matka i siostra mojego męża zostały w Ukrainie. Ja nie mam rodziny, wychowałam się w sierocińcu. Po wybuchu wojny zaczęliśmy im pomagać, wysyłaliśmy pieniądze i paczki. Proponowaliśmy, że przywieziemy je do Polski, ale nie chciały opuścić swojego domu.
Fabryka, w której pracowała siostra mojego męża, została zniszczona, więc straciła źródło dochodu. Teściowa ma skromną emeryturę. Wiem, że bez naszego wsparcia sobie nie poradzą, ale mąż za bardzo im pomaga. Wysyła im więcej, niż zostawia nam na życie. Wiadomo, ile kosztuje wynajęcie mieszkania i utrzymanie dzieci. Ja przynajmniej mam 800+ zasiłku, który wpływa na moje konto. On nie rusza tych pieniędzy.
Marzę o wycieczce z dziećmi choćby na dzień lub dwa
Kiedy zwracam mu uwagę, że te proporcje są dla nas niesprawiedliwe, słyszę, że jego rodzina jest w strasznej sytuacji i należy się jej rekompensata. Zgadzam się, że wojna, poza utratą zdrowia, to najgorsze, co może spotkać człowieka. Ale mój mąż musi też pamiętać, że ma dzieci, które dorastają, potrzebują nowych butów, kurtek, a czasem nawet zabawki.
Zamiast żyć spokojnie, ciągle kłócimy się o pieniądze. On dobrze zarabia, lecz prawie nic z tego nie mamy. Nie jestem rozrzutna, robię zakupy w tanich sklepach, umiem gotować pyszne dania z niedrogich produktów. Uważam się za dobrą gospodynię i chcę, by mąż to docenił. Potrzebuję też kosmetyków i wizyty u fryzjera, przynajmniej raz na jakiś czas. Marzę o wycieczce z dziećmi choćby na dzień lub dwa, ale nie mam na to pieniędzy.
Jestem zmęczona tą sytuacją, lecz nie wiem, jak sprowadzić męża na ziemię. Czuje się winny, że zostawił matkę samą sobie, a teraz próbuje zrekompensować jej to pieniędzmi. Tyle że te pieniądze są też pieniędzmi jego dzieci”.
Justina Ryczko, psycholożka z Avigon.pl:
Dziękujemy, że podzieliła się Pani z nami swoim problemem. To wspaniale, że znaleźliście z mężem dom i pracę w Polsce i możecie tu spokojnie żyć. Zdecydowaliście się na przeprowadzkę do Polski jeszcze przed wojną, ale jej wybuch musiał mieć duży wpływ na Wasze poczucie bezpieczeństwa.
W partnerstwie musicie nauczyć się rozmawiać o finansach. To ważna część życia
Rozumiem, że bardzo martwicie się o swoich bliskich i przyjaciół, którzy pozostali w Ukrainie mimo grożącego im niebezpieczeństwa i niepewności. Piszę to nie bez powodu. Uważam bowiem, że musi się Pani wczuć w emocje męża, by mieć argumenty, które przekonają go do Pani racji.
Pisze Pani, że mąż wysyła znaczną część dochodów Waszej rodziny do matki i siostry w Ukrainie. To jest źródło Waszych kłótni i problemów. Mówi się, że kłótnie o pieniądze to najszybszy sposób na zabicie miłości. Warto o tym pamiętać, choć nie oznacza to, że nie powinniście o tym rozmawiać.
Wręcz przeciwnie: w partnerstwie trzeba nauczyć się rozmawiać o finansach, bo to bardzo ważna część życia. A w trudnych sytuacjach kompromis w tym względzie jest niezbędny do utrzymania dobrego związku.
Mężczyźni to realiści, więc działają na ich racjonalne argumenty
Zgadzam się z Panią, że mąż może czuć się winny wobec swojej matki i siostry, a wysyłanie im znacznych kwot pieniędzy może być sposobem na zrekompensowanie tej sytuacji. Jeśli tak jest, to mąż działa na poziomie emocjonalnym i trudno będzie go przekonać bez dobrze przygotowanych argumentów. Rozumiem też, dlaczego czuje Pani, że znaczna część zarobionych przez niego pieniędzy należy do Pani i dzieci. Pani też poświęciła wiele, by zbudować swoje życie w innym kraju, więc oddanie większości swoich dochodów komuś innemu wydaje się Pani niesprawiedliwe. Jak więc osiągnąć kompromis?
Mężczyźni mają tendencję do bycia realistami, koncentrują się na szukaniu rozwiązań, więc działają na ich racjonalne argumenty. Na Pani miejscu zastanowiłabym się, jak w konstruktywny sposób przekazać mężowi swoje argumenty.
Zanim jednak zacznie pani to robić, proszę się zastanowić, ile kosztuje Panią życie w Polsce, a ile ono teraz kosztuje w Ukrainie. Czy biorąc pod uwagę obecne dochody siostry i matki Pani męża pieniądze, które im wysyłacie, wystarczają na zaspokojenie ich podstawowych potrzeb? Czyje potrzeby są większe? Czy gdyby teraz mieszkała Pani w Ukrainie, byłaby w stanie utrzymać się za kwoty wysyłane teściowej i szwagierce?
Proszę wykonać te obliczenia, sprawdzając, ile obecnie kosztuje żywność i produkty higieniczne w obu krajach. I proszę wczuć się również w sytuację teściowej i szwagierki – a także w emocje Pani męża, który zostawił te dwie bliskie osoby w kraju zniszczonym przez wojnę.
To nie może trwać wiecznie
Jeśli Pani wyliczenia pokażą, że pieniądze przekazane rodzinie męża w Ukrainie zaspokajają więcej potrzeb niż te pozostawione Waszej rodzinie w Polsce, będzie Pani miała racjonalne argumenty, które pomogą przekonać męża.
Proszę pamiętać, że ludzie zazwyczaj mają bardzo głęboko zakorzenione poczucie sprawiedliwości, więc odwołanie się do niego z pewnością może pomóc. Może też Pani wykazać się dobrą wolą i uzgodnić z mężem, że będziecie stopniowo zmniejszać ilość pieniędzy przesyłanych jego rodzinie. Pozwoli mu to przyzwyczaić się do sytuacji i szybciej zaakceptować zmianę. Uświadomi mu również, że obecny stan rzeczy powinien być tymczasowy i nie może trwać wiecznie.
Wierzę, że racjonalne argumenty pomogą uświadomić mężowi, że choć stara się zrekompensować matce i siostrze trudy wojenne, to w obecnej sytuacji krzywdzi własną rodzinę, czyli Panią i Wasze dzieci.
<ftame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Od początku wojny mój mąż, dzieci i ja mieszkamy w Polsce. W Ukrainie zostawiliśmy nasze mieszkanie i całe dotychczasowe życie. Mam taki charakter, że nie waham się, tylko działam. To jest dla mnie recepta na stres. Bo twój umysł jest czymś zajęty, to mniej myślisz o problemach.
Zaraz po przyjeździe, kiedy załatwiliśmy formalności, powiedziałam mężowi, że będę pracować i podzielimy się równo opieką nad dziećmi. W Ukrainie to ja się nimi zajmowałam, gotowałam, prałam, sprzątałam – byłam kurą domową. W Polsce postanowiłam to zmienić.
Znalazłam pracę w prywatnej firmie. Mimo że nie miałam doświadczenia, właściciele byli bardzo mili i uwierzyli we mnie. Nauczyłam się wszystkiego od podstaw i naprawdę lubię swoją pracę.
Menedżerowie skrupulatnie kontrolują jakość produktów, a ja jestem zadowolona. Po roku pracy zostałam doceniona i awansowałam – przeszłam z produkcji do kontroli. Wreszcie mogę się rozwijać i jestem doceniana nie tylko w domu.
Niestety mój mąż nie ma tyle szczęścia. Już kilka razy zmieniał pracę. W Ukrainie był odpowiedzialny za ludzi, a teraz musi być podwładnym. I to mu się nie podoba.
Obecnie jest bez pracy. Staram się go przekonać, by poszukał nowej, dostosował się do warunków, pokazać mu na własnym przykładzie, że można się rozwijać – ale on nie zwraca na to uwagi. Nie wiem, jak go zachęcić do działania.
Powiedział, że kiedy wojna się skończy, wrócimy do kraju, ale jam mam co do tego coraz więcej wątpliwości. W końcu uwierzyłam w siebie i swoje możliwości. Nauczyłam się nowego języka, otworzyłam się na ludzi. I w końcu czuję, że żyję, więc nie chcę niczego zmieniać.
Boję się, że kiedy przyjdzie czas na podjęcie ostatecznej decyzji, wybiorę życie w Polsce. Z dziećmi, lecz bez męża. Nie chcę wracać do garów. Mogę łączyć pracę z prowadzeniem domu. Nawet bycie rozdartą między pracą a obowiązkami domowymi jest lepsze niż siedzenie w domu.
Kiedy podczas jednej z rozmów o powrocie do Ukrainy powiedziałam mężowi, że nie jestem tym zainteresowana, zrobił straszną awanturę. Zarzucił mi, że chcę rozbić rodzinę i myślę tylko o sobie. Zapowiedział, że dzieci wrócą z nim – czy tego chcę, czy nie.
Tyle że ja myślę inaczej.
Dzieci wkrótce się usamodzielnią, a ja w Ukrainie znów będę kucharką i sprzątaczką. Nie chcę wracać do takiego życia. Czy mamy szansę dojść do porozumienia? Czy jest jakieś zdrowe wyjście z tej sytuacji?
Aleksandra Antońska, psycholożka w Avigon.pl:
Dziękuję, że opowiedziała Pani o swojej sytuacji. Ma Pani dylemat, z którym trudno sobie poradzić. Z tego co Pani napisała w liście wynika, że rozpoczęła Pani nowe życie w Polsce, poradziła sobie z przeprowadzką i znalazła sposób na rozwój i spełnienie zawodowe. Pani umiejętności zostały zauważone i docenione. I jest to dla Pani bardzo ważne.
Z drugiej strony Pani mąż, który jest rozczarowany swoją obecną sytuacją zawodową, ma zupełnie inne odczucia – w Polsce ma poczucie regresu. Silne emocje czasami uniemożliwiają nam podejmowanie racjonalnych decyzji, mówimy coś impulsywnie. Nie zawsze to, co mamy na myśli.
Powrót do Ukrainy czy pozostanie w Polsce – to bardzo ważna decyzja. Dlatego powinniście porozmawiać o tym spokojnie. Może podczas wspólnej kolacji? Powinna Pani opowiedzieć o swoich uczuciach i o tym, że nie chce wracać do roli, jaką pełniła w Ukrainie.
Wierzę, że można znaleźć wspólne rozwiązanie
Warto otwarcie porozmawiać o swoich potrzebach i oczekiwaniach. Mimo tego, że Pani i mąż różnie widzicie swoją sytuację, warto pamiętać, że ten problem nie powinien Was dzielić i stawiać po przeciwnych stronach. Powinniście wspólnie stawić czoło sytuacji i wzajemnie się wspierać.
Powinna też Pani zrozumieć motywację męża do powrotu. W Polsce czuje się niedoceniany, uważa, że nie może się tu rozwijać. Z kolei powinien zrozumieć, że Pani tak samo czuła się w Ukrainie.
Nie da się uciec od problemu ani o nim zapomnieć
Proszę na chwilę się zatrzymać i pomyśleć o możliwych konsekwencjach swoich decyzji. Proszę dać sobie czas na przepracowanie emocji, które w Pani są.
Wzmocnienie relacji z mężem też powinno pomóc. Być może nie odkrył jeszcze dobrych stron kraju, w którym się znaleźliście. I może powinna Pani odwiedzić miejsca, które Panią interesują – by dojść do wniosku, że nasze życie składa się z czegoś więcej niż tylko z pracy?
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa. Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie. Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się przez nie historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Kolejnym naszym przystankiem są Stany Zjednoczone. <frame>
Uwaga: w tym cyklu przedstawiamy historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. Ich doświadczenia mają charakter osobisty i nie mogą być traktowane jako badanie socjologiczne.
Ostatni grosz na ukraińską żonę
Kilka lat temu, jeszcze przed pandemią i rosyjską inwazją, musiałam zaopiekować się starszym Amerykaninem na wózku inwalidzkim, który przyleciał do Ukrainy w ramach misji humanitarnej. Pomogłam mu zameldować się w małym hotelu na prowincji, a potem tłumaczyłam wszystkie jego prośby personelowi, który nie mówił po angielsku.
Z czasem się zaprzyjaźniliśmy, dzięki czemu mogłam poznać historię jego życia. Pokonał ocean nie tylko po to, by wesprzeć Ukrainę, ale także z desperacji: od dawna marzył o znalezieniu tutaj żony.
To była jego ostatnia nadzieja, bo na płatne portale randkowe wydał już wszystkie swoje oszczędności emerytalne
Okazało się, że w USA istniał cały przemysł swatający ukraińskie i rosyjskie kobiety z samotnymi Amerykanami, którzy tęsknili za tradycyjnymi wartościami rodzinnymi. Powstał rozbudowany system wyłudzania pieniędzy od samotnych Amerykanów: sprzedawano im książki, udział w szkoleniach i organizowano „randki na próbę”, by mogli poćwiczyć przed prawdziwymi spotkaniami. Przestrzegano ich też przed ryzykiem – na przykład podpowiadano, jak sprawdzić, czy kobieta nie przywiozła ze sobą męża z Rosji lub z Ukrainy. Oba te kraje były zresztą przedstawiane jako jeden, o podobnym kodzie kulturowym.
– Płaciłem za wszystko: za wykłady i szkolenia, za możliwość korespondowania na stronie internetowej, za tłumaczenie wiadomości – wyznał mi amerykański przyjaciel. – Potem zapłacił za lekcje angielskiego dla kobiety o imieniu Switłana, którą polubił na portalu. Kupował jej prezenty, zapłacił za leczenie jej matki i edukację córki. Powiedział mi, że czuł się jak rycerz, który ratuje tę kobietę przed wszystkimi życiowymi problemami życia. To trwało ponad cztery lata. Podobno Switłana była z nim w kontakcie zawsze, w dzień i w nocy.
Miał już wtedy ponad 70 lat. Przeżył wypadek samochodowy, po którym nie mógł już chodzić. W młodości był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, muzykiem klasycznym i wykładowcą uniwersyteckim. Zapytałam go, dlaczego dopiero teraz zdecydował się ożenić, skoro nigdy wcześniej nie był żonaty.
Wyjaśnił, że najpierw mieszkał z matką, która opisywała mu amerykańskie kobiety jako zbyt wyemancypowane i wymagające. A on marzył o bardziej tradycyjnej żonie
Kiedy matka zmarła, zaczął podejmować próby ułożenia sobie życia. Pewnego dnia, szukając towarzystwa, natknął się na płatny serwis reklamujący ukraińskie i rosyjskie kobiety. To był prawdziwy zawrót głowy: obiecano mu znalezienie „idealnej, tradycyjnej żony o wyglądzie modelki”. Na dodatek opis tej wymarzonej kobiety przypominał raczej obraz idealnej opiekunki: z wykształceniem medycznym, wyśmienicie gotującej gotowania, potrafiącej prowadzić dom, zdrowej, zawsze zadbanej, eleganckiej i mającej minimalne wymaganiami dotyczące jej wydatków.
Ukraińcy nie są konkurencją dla Amerykanów
Co ciekawe, w płatnych kursach budowania relacji osobny blok poświęcony był ukraińskim mężczyznom. Trenerzy przekonywali Amerykanów, że mężczyźni z krajów postsowieckich nie są dla nich rywalami, ponieważ nie cenią i nie szanują swoich kobiet, często nadużywają alkoholu i już po 35. roku życia wyglądają na zaniedbanych.
Przekonywali, że jedynym marzeniem kobiet – niezależnie od tego, czy są Ukrainkami czy Rosjankami – jest uzyskanie amerykańskich dokumentów. W tym celu są gotowe zrobić wszystko: być z dużo starszym mężczyzną lub kimś, kto nie jest szczególnie atrakcyjny ani zamożny – byle tylko uciec z postsowieckiej rzeczywistości do „cywilizacji”. Slogan serwisu brzmiał atrakcyjnie: „Możesz zdobyć żonę o hollywoodzkim wyglądzie, nie będąc milionerem – wystarczy, że jesteś Amerykaninem”.
Ta bajka nie była tania, więc konto emeryta szybko się opróżniało. Mój rozmówca postanowił więc przyjechać do Ukrainy, a konkretnie do Odessy, by w końcu osobiście poznać Switłanę i oświadczyć się jej. W torbie miał obrączkę i opakowanie viagry.
Łatwo sobie wyobtazić jego rozczarowanie, gdy się okazało, że żadnej Switłany tam nie było. To był tylko wymyślony marketingowy obraz, nad którym pracowało wiele osób. I nie wiadomo, czyje zdjęcia znalazły się w profilu „Switłany”
Na ulicach Odessy Amerykanin widział wiele pięknych kobiet, lecz nie spieszyły się z odpowiedzią na zaloty obcego starszego mężczyzny. Wrócił do domu bardzo zdenerwowany. Chcąc ostrzec swoich przyjaciół, że zostali oszukani, napisał „przewodnik” po rosyjskich i ukraińskich narzeczonych, którym już nie ufał.
Jesteś ze mną tylko dla zielonej karty?
To pytanie często słyszą ukraińskie kobiety, które znalazły się w Stanach Zjednoczonych po inwazji. Zauważają, że zainteresowanie Ukrainkami w USA wzrosło. Jednak stereotypy na ich temat, które kształtowały się tam przez lata, sprawiają, że Amerykanie wątpią w szczerość ukraińskich kobiet. Na drugiej lub trzeciej randce, nawet jeśli kobieta naprawdę mu się spodobała, taki facet może zapytać: „Jesteś ze mną, bo mnie lubisz – czy dlatego, że chcesz za mnie wyjść, by zostać w USA?”.
Temat ewentualnego amerykańskiego obywatelstwa jest triggerem nie tylko dla amerykańskiego, ale także dla ukraińskiego mężczyzny, jeśli utrzymujesz z nim związek na odległość – twierdzą ukraińskie kobiety
– Poznawałam Amerykanów na Bumble i na Pure [popularne aplikacje randkowe – red.]. Każdy ma swoje dziwactwa. Nawet w postępowym i kosmopolitycznym Nowym Jorku mężczyźni nadal są mężczyznami – mówi Anhelina. – Stwierdzenia typu: „kobiety wyjechały za granicę, żeby wyjść za mąż” to tylko jeden z fundamentów współczesnej mizoginii. Nadal rozmawiam z mężczyznami z Ukrainy, ale oni postrzegają ukraińskie kobiety tylko jako zasób, który utracili i który teraz „służy” obcokrajowcom, a nie im. Ich żal i ból są zrozumiałe, lecz to, czego kobieta chce dla siebie, żadnego z nich nie interesuje.
Nina, Ukrainka [imię zmienione na prośbę bohaterki – red.], mówi, że ma doświadczenie randkowania w trzech krajach: Ukrainie, Izraelu i Stanach Zjednoczonych.
– Mam 39 lat, po długotrwałym związku próbowałam zbudować nowy poprzez serwisy randkowe w Ukrainie. Ale na próżno. Na początku mieszkałam na głuchej prowincji. Mężczyźni mnie lubili, lecz nie dochodziło nawet do randek. Kijów i Lwów były pod tym względem lepsze, ale chodziło tylko o spotkania na seks bez zobowiązań. Po wybuchu wojny na pełną skalę wylądowałam na miesiąc w Izraelu. Miałam sześć randek w ciągu trzech tygodni. Jedna z tych znajomości, choć nie przerodziła się w związek, zaowocowała prawdziwą przyjaźnią. Tam wszystko było bardziej intensywne. Mężczyźni w Izraelu naprawdę szukają okazji do randek.
W Stanach sytuacja jest inna, jest więcej otwartości i szczerości. Istnieje wiele stron internetowych, gdzie możesz znaleźć mężczyznę, który będzie tak bliski twoim oczekiwaniom, jak to tylko możliwe. Na etapie selekcji trzeba tylko wypełnić kwestionariusz składający się ze 100 pytań.
Wypełnienie tego kwestionariusza nie pomogło jednak Ninie znaleźć tam partnera. Za to kontakt nawiązany na Tinderze zaowocował związkiem, który trwa już 9 miesięcy..
– Jestem feministką, więc patrzę na związki przez „feministyczny obiektyw” – mówi Nina. – Nawet w Stanach Zjednoczonych, pomimo całej tej gadaniny o równości, mężczyźni szukają partnerki, która pasuje do ogólnie utrwalonego wizerunku pięknej kobiety. Nie powiedzą ci w twarz, że nie jesteś tak piękna czy szczupła, jak by chcieli, ale możesz to poczuć. Tu nie ma zwyczaju pisania niegrzecznych rzeczy, otwartego sugerowania seksu – bo bardzo boją się kary. Groźba, że zgłosisz sprawę policji, natychmiast zmienia ton rozmowy. Tak było, kiedy pewien mężczyzna wysłał mi bez mojej zgody dickpic [zdjęcie penisa – red.]. Duża różnica między Ukrainą a USA czy Izraelem polega na tym, że kobieta nie zostanie zapytana o to, jaki robi barszcz czy jest dobrą gospodynią domową. Tutaj kobieta jest przede wszystkim człowiekiem, a nie kucharką czy sprzątaczką.
Pomimo krążących wszędzie historii o płaceniu „50 na 50”, Nina nigdy nie została poproszona o zapłacenie połowy rachunku.
Nie ma też jednak zwyczaju dawania kobietom ogromnych bukietów czy iPhone'ów 8 marca lub w Walentynki. Co najwyżej słodycze czy miłe okolicznościowe karteczki
– Zdecydowanym plusem w USA jest to, że nie ma presji na wiek. Chociaż mam 39 lat, nikt mnie nie pyta, dlaczego nigdy nie wyszłam za mąż. I nie jestem z tego powodu piętnowana – mówi Nina.
Nieszablonowi randkowicze
Inna Ukrainka, Nastia, doświadczona w kontaktach na portalach randkowych w Ukrainie i Stanach Zjednoczonych, potwierdza: wielu Amerykanów postrzega swoje obywatelstwo jako główny atut na rynku matrymonialnym.
– Amerykanie są przekonani, że jesteśmy gotowe zrobić wszystko dla zielonej karty – mówi. – Nie wahają się tym przechwalać, oferując nawet małżeństwo jako przysługę lub przyjacielskie wsparcie. Wykorzystują to jako sposób na szybkie zaciągnięcie kobiety do łóżka. Dla mnie to była czerwona flaga, gdy mężczyzna oferował coś takiego, choć nie wiedział nic o mnie, moich intencjach i pragnieniach. Nie chciałam zostać w USA, pracowałam tam na uniwersytecie.
Zarazem Nastia zauważa, że najważniejszą różnicą między Ukraińcami a Amerykanami na portalach randkowych jest sposób, w jaki się prezentują. Ukraińscy mężczyźni wysuwają wiele roszczeń wobec kobiet już od pierwszej wiadomości. – Jeszcze go nie znasz, a on już pisze: „Jeśli masz przyczepę [dziecko – red.] – przesuń palcem w lewo”. Albo: „jeżeli interesujesz się ezoteryką, nie jesteśmy z tej samej gliny”. I tym podobne.
Amerykanie na Tinderze opowiadają o sobie: jak wyglądają, czym się interesują, jakie mają hobby, gdzie pracują.
– Tylko raz natknęłam się na zastrzeżenie: kiedy facet napisał, że nie chce relacji z antyszczepionkowcem – wspomina Nastia
– Ale to było w czasie pandemii, kiedy nawet Tinder wprowadził znak „zostałem zaszczepiony”. Amerykanie mogą również z marszu określić rodzaj związku, którego szukają: monogamiczny, poligamiczny, otwarty itp.
Nastia mówi, że w USA zapomniała, czym jest migrena, co na ukraińskich portalach randkowych było dla niej doświadczeniem powszechnym. Mężczyźni potrafią prowadzić rozmowy na różne tematy, nie przekraczają granicy wulgarności i nie deprecjonują cię tylko na podstawie cech zewnętrznych.
– Proaktywność kobiety jest wysoko ceniona i nie ma czegoś takiego jak mężczyzna piszący pierwszy lub mężczyzna jako jedyny inicjujący komunikację. Jednocześnie mężczyźni bardzo powoli się do mnie zbliżają – zaznacza Nastia. – Miałam cztery prawdziwe randki, ale żadna nie przerodziła się w coś więcej niż przyjazną komunikację. Jest inaczej, gdy dochodzi do próby dobicia targu: „daję ci dostęp do obywatelstwa, a ty dajesz mi szybki dostęp do swojego ciała”. Zwykle Amerykanie są bardzo delikatni, powiedziałabym, że nawet cnotliwi.
Na randkach starają się być nieszablonowi: zapraszają na tańce, karaoke, a jeden z mężczyzn zaprosił Nastię na konkurs... rzucania siekierami. Płacą za randki, lecz chętnie akceptują inicjatywę kobiet.
– Kiedy płaci on, dbam o jego portfel i wybieram najtańsze dania. Nie są jednak skrępowani, więc lepiej zachować ostrożność z propozycjami w rodzaju: „pozwól, że tym razem to ja zapłacę”. Miałam taką sytuację, gdy żyłam ze stypendium i po opłaceniu czynszu zostawało mi 1200 dolarów (ci, którzy byli w USA, wiedzą, że to z ledwością wystarcza, by związać koniec z końcem). Pewnego razu facet zaprosił mnie na tańce, postawił mi drinka, a kiedy następnym razem ja zaproponowałam, że postawię mu drinka, zgodził się. Zjadł wtedy posiłek za 50 dolców, a ja piłam wodę, żeby móc zapłacić rachunek.
Inną amerykańską osobliwością jest to, że mężczyźni często przyjaźnią się ze swoimi byłymi, a nawet korzystają z ich rad przy nawiązywaniu nowych relacji
– Najdłuższy związek miałam z facetem o imieniu Jeremiah – wspomina Nastia. – To prosty robotnik, ale bardzo kreatywny i pomysłowy. Nic z tego nie wyszło, bo kiedy zaczęła się inwazja, spanikowałam – moje dzieci były wtedy w Kijowie. Zapytał, jak może mnie wesprzeć. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, wisiałam tylko cały czas na telefonie. Wtedy skontaktował się ze swoją byłą żoną i zaczął przynosić mi od niej ciepłe posiłki. Potem, kiedy udało mi się dotrzeć do Kijowa, on i ta była żona pomogli mi wrócić do USA z dziećmi. Był mi w zasadzie obcy, nawet się nie całowaliśmy, ale bardzo mnie wtedy wspierał.
* Bonus — już niedługo, w ostatnim artykule cyklu (Polska), znajdą się wskazówki, które na pewno pomogą Ci znaleźć partnera - na Ukrainie lub za granicą, dzięki serwisom randkowym online.
<frame>Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami po prostu potrzebujesz towarzystwa. Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie. Sestry poprosiły Ukrainki o podzielenie się przez nie historiami dotyczącymi budowania relacji z obcokrajowcami. Piszemy o tym w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Kolejnymi naszymi przystankami są Czechy i Bułgaria. <frame>
Uwaga: w tym cyklu przedstawiamy historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. Ich doświadczenia mają charakter osobisty i nie mogą być traktowane jako badanie socjologiczne.
Nieufny i nieśmiały jak Czech
Czesi, chociaż ich kraj jest geograficznie blisko Ukrainy, nie są zbyt otwarci na randki i wiązanie się z Ukrainkami. Większość mieszanych małżeństw zawierają z obywatelkami tych krajów Unii Europejskiej, które mają kulturowe i historyczne powiązania z Republiką Czeską – głównie Słowacji, Polski i Niemiec.
– Powiedziałabym nawet, że Czesi stronią od Ukrainek i trochę się ich boją – mówi 38-letnia Iryna, która mieszka w Czechach od kilku lat. – To raczej zamknięta społeczność, która ma wiele uprzedzeń wobec obcokrajowców. Na przykład rodzina mojego czeskiego chłopaka nie postrzega mnie pozytywnie, mimo że nie zrobiłam im nic złego, mam wyższe wykształcenie i pracuję w swoim zawodzie. Ojciec Tomasza [imiona obojga bohaterów zostały zmienione – red.] nieustannie mówi mu, że chcę go oszukać, zagarnąć jego majątek, że wszystkie Ukrainki to oszustki. Mówi nawet, że w rzeczywistości nie jestem rozwódką i tylko czekam, by sprowadzić tu mojego ukraińskiego męża.
Iryna wybrała Czechy jako kraj tymczasowego pobytu, bo przed wojną poznała tu swojego męża. Uczyła się dla niego czeskiego, ale kiedy przyjechała, okazało się, że nie był gotowy na związek z Ukrainką. Pomógł jej jednak stanąć na nogi.
– Mojego obecnego chłopaka poznałam w realu – mówi. – Kilka razy się spotkaliśmy, ale był zbyt nieśmiały, by się do mnie zbliżyć. Czesi przeważnie są nieśmiali i niezdecydowani. Niedawno pewien bardzo miły facet napisał post na jednej z lokalnych grup, że z dziesięć razy chciał podejść do dziewczyny pracującej przy kasie, ale się nie odważył. Teraz ona już tam nie pracuje, a on chce się dowiedzieć, czy ktoś wie, dokąd poszła.
Irinę i Czecha, którym się zainteresowała, zbliżyła gra w rzutki – to właśnie podczas niej otworzył się przed nią i zaprosił ją na randkę. Są razem od dwóch lat.
Iryna ostrzega, że spotykając się z Czechem, musisz być przygotowana na różne dziwactwa. To przez tę ich nieśmiałość
– Przyjaciel mojego chłopaka poprosił mnie, żebym przedstawiła go Ukraince, ale potem przez miesiąc bał się do niej podejść. Kiedy umówili się na randkę, upił się i... ugryzł ją w szyję.
Jak wiele stolic, Praga jest wielokulturowa. Jednak prowincja jest raczej nietolerancyjna wobec osób odmiennych kulturowo.
Krytyczne opinie wobec obcych, jak zaznacza Iryna, nie są wyrażane publicznie, ale w kręgu rodzinnym możesz się nasłuchać. Czesi nie będą okazywać emocji, okażą ci demonstracyjną uprzejmość, ale nie będą zadowoleni, że mają synową z tak zwanego kraju „trzeciego świata”.
– Niestety dotyczy to także ukraińskich kobiet, ponieważ przed inwazją były kojarzone głównie z imigracją zarobkową – mówi Iryna. – Ukraińcy często mieszkali w zatłoczonych akademikach, wdawali się w kłótnie i bójki, czasem łamali tutejsze zasady i prawo. Oczywiście nie wszyscy, ale takie sytuacje rzucały się w oczy i tworzyły ogólne wyobrażenie o naszym narodzie. Nikt nie zwraca uwagi na przyzwoitą Ukrainkę, która pracuje w fabryce od rana do nocy, by zarobić na życie. Ale wszyscy widzą Ukraińców, którzy upijają się w parku i wszczynają bójki. Często małe konflikty są podsycane przez siły polityczne, które czerpią z tego własne korzyści.
Stereotypowe postawy często przejawiają się w nieoczekiwanych sytuacjach. Na przykład na portalu randkowym możesz otrzymać wiadomość, że Czesi nie chcą mieć nic wspólnego z Ukrainkami
Urządźmy pokój dla dziecka
Pomimo nieufności wobec Ukrainek, Czesi nie zauważają między naszymi narodami szczególnych różnic kulturowych. Nie lubią się spieszyć i zanim zaczną działać, zawsze sprawę rozważą.
Iryna zauważyła, że związki Czechów trwają bardzo długo, czasem nawet 10 lat, zanim zdecydują się na ślub. Żony – Czeszki lubią mieć wszystko pod kontrolą, co nie wszystkim Czechom się podoba. W wielu rodzinach obowiązki domowe i wychowanie dzieci są dzielone równo.
– Jednak pod pewnymi względami Czesi przypominają ukraińskich mężczyzn: są zaradni i bardzo gospodarni – mówi Iryna. – Wielu z nich potrafi naprawić w domu wszystko. W odróżnieniu jednak od naszych mężczyzn, są bardzo zaangażowani w wychowywanie dzieci. Czesi sami przyznają, że Ukraińcy są bohaterami. Wielu otwarcie mówi, że w razie wojny nie poszliby walczyć z Rosją, bo by się bali, woleli wyjechać lub gdzieś się ukryć.
Mój czeski mąż z rozbrajającą szczerością przyznaje: „Kochanie, ja bym się zesrał w gacie. To wy, Ukraińcy, jesteście silni i odważni”
Wojująca abstynentka może mieć trudności ze znalezieniem odpowiedniego dla siebie Czecha, bo ludzie tutaj uwielbiają pić piwo. To część ich stylu życia.
– Jednak kiedy piją, nie są agresywni – mówi Iryna. – Kolejną wspaniałą cechą jest to, że kiedy coś mówią, możesz im wierzyć. Nie obiecują czegoś, czego nie zamierzają zrobić. Mogą być wyjątki, ale mój Tomasz jest typowym Czechem i to samo widzę w związkach innych Ukrainek z Czechami. Jeśli Czech nie planuje ślubu, powie ci o tym szczerze, zamiast zwodzić cię przez lata. Ale będzie hojny i skłonny do prawienia ci komplementów.
Tomasz zaakceptował moją córkę. Gdy powiedział: „Urządźmy pokój dla dziecka i zamieszkajmy razem”, moje serce się roztopiło. W Ukrainie wielu mężczyzn chciało chciało się ze mną związać, ale żaden nie chciał mojej córki.
Z romansami i namiętnym seksem jest już gorzej. Według statystyk Czesi uprawiają seks średnio dwa razy w miesiącu.
Kiedy Iryna sugeruje, że powinni kochać się częściej, jej facet wykręca się żartem: „Kochanie, nie psujmy statystyk”
Bułgarski pszczelarz, czyli jak w kinie
Inna, 44-letnia Ukrainka, wyszła za mąż po raz trzeci. Tym razem za Bułgara o imieniu Todor, którego poznała na portalu randkowym. Swojego drugiego męża, Ukraińca, też tak poznała. Rozstali się, bo jak mówi, spotkały się dwie zupełnie różne osoby.
– Na obronę tej metody zapoznawania się powiem, że moja matka również znalazła męża na portalu randkowym, mając 52 lata i będąc po rozwodzie. Od 13 lat jest szczęśliwą mężatką – mówi Inna.
Po drugim rozwodzie przyjaciółka namówiła ją do powrotu na Tindera. Zrobiła to bez entuzjazmu, bo jej ostatni potencjalny partner szukał „wolnego związku”. Powiedział jej o tym dopiero podczas spotkania w cztery oczy.
– Minęło trochę czasu. Przeglądałam portal po ciężkim covidzie i moją uwagę przykuło zdjęcie mężczyzny w stroju pszczelarza. Był starszy ode mnie, ale odniosłam wrażenie, że to ktoś inteligentny. Dałam mu lajka – i o nim zapomniałam. Później okazało się, że on tego lajka nie widział, bo za tę funkcjonalność trzeba było dodatkowo zapłacić. Tak czy inaczej, dostał moje zdjęcie w rekomendacjach.
Na półtora miesiąca Inna przestała korzystać ze strony. Kiedy na nią wróciła, zobaczyła wiele wiadomości, w tym jedną od pszczelarza. Był nauczycielem z trzema dyplomami i profesjonalnym muzykiem. W łamanym rosyjskim z marszu zakomunikował, że szuka tylko poważnego związku.
– Nie przypuszczałam, że to rozwinie się tak szybko – mówi kobieta. – Już astępnego dnia rozmawialiśmy na wideo, a dwa tygodnie później przyjechał do mojego rodzinnego miasta, niedaleko Odessy. Przestraszyłam się. „Tak szybko?”
Odpowiedział ironicznie: „OK, to piszmy do siebie przez kolejny rok, potem umawiajmy się na randki przez dwa, aż w końcu pobierzmy się jako starzy ludzie”. Zaryzykowałam
W Odessie spędzili razem dwa tygodnie. Na koniec poszli do jubilera – poprosił, by wybrała sobie pierścionek i została jego żoną.
– Sprzedawcy bili nam brawo, bo coś takiego widzieli tylko w kinie – uśmiecha się Inna. – Dwa tygodnie później wyjechał, oczekując, że przyjadę za nim do Sofii. Przyjechałam i zostałam. Cztery miesiące później Todor przywiózł z Ukrainy do Bułgarii mojego syna, który mieszkał wtedy z ojcem. Miesiąc później się pobraliśmy. Nasze małżeństwo trwa już cztery lata.
Tu nie ma cudzych dzieci
W regionie Odessy, skąd pochodzi Inna, wizerunek Bułgarów został ukształtowany przez mieszkańców Besarabii, gdzie mieszka duża bułgarska diaspora. Mają raczej patriarchalny styl życia, z pewnymi niezachwianymi zasadami, które przetrwały wieki. Współcześni Bułgarzy z Bułgarii są zupełnie inni.
– Z niczym się nie spieszą, są bardzo hałaśliwi, do nieznajomych czy starszych ludzi zwracają się po imieniu, nie dbają o porządek i często nie dotrzymują słowa. To wady, ale niektóre z nich mają też swoje dobre strony. To, że się nie spieszą, oznacza, że nie są zestresowani, nie przejmują się drobiazgami i wiodą życie „light”. Sjesta jest dla nich święta. Niegrzecznie jest nawet dzwonić w ciągu dnia, ponieważ Bułgar może wtedy spać.
Do zawierania małżeństw Bułgarzy podchodzą ostrożnie, wielu z nich żyje „bez pieczątki”. Po części pewnie dlatego, że rozwód oznacza sąd i duże koszty dla mężczyzny. Po rozwodzie niejeden zostaje bez niczego, „goły i bosy”. Ale najgorsza dla Bułgara jest utrata dzieci.
Bo Bułgarzy dzieci uwielbiają. Własne i cudze. W ich kraju panuje prawdziwy kult dzieci.
W transporcie publicznym nie ma zwyczaju ustępowania miejsca starszym. Za to kiedy do autobusu wsiądzie dziecko, nawet dziesięcioletnie, to dorosły może je posadzić na swoim miejscu, a na dodatek obdarować je komplementami
– Zraniona Bułgarka to potężny żywioł – mówi Inna. – Potrafi pozbawić mężczyznę wszystkiego, nawet kontaktu z dzieckiem. Todor i ja pobraliśmy się między innymi dlatego, że bez ślubu nie mogłabym osiąść w Bułgarii.
Inna zaznacza, że starsze pokolenie Bułgarów nadal nie postrzega Ukraińców jako narodu odrębnego od Rosjan. Jej zdaniem wiele osób w Bułgarii „nie zagłębia się w historię i nie ma szerokiego spojrzenia, więc ukraińskim kobietom nie jest tu łatwo”. Z drugiej strony – żyje się tu całkiem wygodnie i nikogo nie obchodzi, jak się ubierasz i jak wyglądasz. Przeszłość czasami daje o sobie znać w potępiających słowach starszego pokolenia czy w napisach na murach, domagających się ochrony „tradycyjnych wartości”.
Pomidory zamiast kwiatów
W mentalności tutejszych ludzi jest coś orientalnego. I nic w tym dziwnego, bo Bułgaria przez długi czas znajdowała się pod panowaniem Imperium Osmańskiego. Nawet zwyczaj kiwania głową przez Bułgarów w górę i w dół, gdy mówią: „nie”, a nie na boki, jak to jest w zwyczaju większości innych narodów, ma swoje korzenie w tamtym okresie.
Bałkański duch przejawia się we wszystkim: Bułgarzy szanują swoje tradycje, a więzi rodzinne są dla nich święte. Inna wyjaśnia, że w języku bułgarskim jest wiele słów na ich określenie.
Ci, którzy planują zawrzeć związek małżeński w Bułgarii, powinni być przygotowani na to, że ukraiński jest bardziej podobny do bułgarskiego niż do rosyjskiego. Tyle że wiele słów ma przeciwne lub odmienne znaczenia.
W związkach Bułgarzy są nieco skąpi, prości, niecierpliwi i impulsywni. Nic dziwnego, że mówi się o nich, że to tacy „słowiańscy Włosi”: potrafią ci przerwać, nie wysłuchując do końca, co chcesz powiedzieć. Ale to nie jest celowa nieuprzejmość, to cecha kulturowa.
– Niemożliwe jest utrzymywanie platonicznego związku z Bułgarem przez długi czas, trzymanie go na dystans – mówi Inna. – Oni tego nie zrozumieją. Są bardzo namiętni. Piękną dziewczynę po prostu trzeba zdobyć. Większość bułgarskich mężczyzn potrzebuje dużo seksu.
Wszyscy niezamężni przyjaciele męża Inny proszą go, by zapoznał ich z jakąś Ukrainką. Co ich przyciąga? Uroda, uprzejmość, gospodarność, lojalność i nieunikanie ciężkiej pracy. Wiedzą, że Ukrainka i domem się zajmie, i do pracy pójdzie
– Miejscowe kobiety zazwyczaj wybierają albo dom, albo pracę – mówi Inna. – Myślę, że wydałabym tu za mąż każdą z moich przyjaciółek, ponieważ Bułgarzy są przekonani, że ukraińskie kobiety marzą o poślubieniu ich. Tyle że przeciętny Bułgar nie ma pojęcia, jak wiele wymagań mają ukraińskie kobiety, jeśli chodzi o komfort i traktowanie. Tutaj w wielu dziedzinach, w tym w zalotach i związkach, obowiązuje zasada „jakoś to będzie”. Romantyczna randka z kwiatami? Strata pieniędzy. On woli ci przynieść pomidory!
Ukrainka może się grubo pomylić, myśląc, że przekona Bułgara do swojej narodowej kuchni. Bułgar jest bardzo konserwatywny, jeśli chodzi o jedzenie. Nie zachwycisz takiego barszczem (choć może spróbować) ani pierogami. Bułgarzy są oddani swojej kuchni, która, zaznaczmy, nie jest dobra dla osób o słabym żołądku. Jedna z tradycyjnych bułgarskich potraw, szkembe czorba (krowie flaki gotowane w mleku), zajęła piąte miejsce w rankingu najbardziej obrzydliwych potraw na świecie.
Bałkański Otello kocha swój kraj
Po pierwsze, nie wzbudzaj w Bułgarze zazdrości. Nie powinnaś też oczekiwać od niego, że będzie cię utrzymywał, i nie przesadzaj z kłótniami – Bułgar potrafi nagle wybuchnąć i często jest gotowy na konflikt. A co najważniejsze – nigdy nie mów źle o Bułgarii.
Chociaż Bułgarzy często narzekają na niedostatek, dla każdego z nich, od dziecka po starca, ojczyzna to świętość
Bułgarzy są bardzo dumni ze swojej historii i bohaterów, ich imiona nadają szkołom i instytucjom. Większość Bułgarów, zwłaszcza młodych, dobrze mówi po angielsku. Starsze pokolenie mówi głównie po rosyjsku.
– Mój mąż uczy angielskiego i mieszkał przez kilka lat w Stanach Zjednoczonych, Korei Południowej i Niemczech, gdzie mówił tylko po angielsku – mówi Inna. – Chociaż zna rosyjski, od pierwszych dni mojego pobytu w Bułgarii odmówił używania go, bym mogła szybciej nauczyć się bułgarskiego. I miał rację: rok później płynnie mówiłam po bułgarsku, a po trzech latach zaczęłam uczyć bułgarskiego obcokrajowców. Teraz, jako prawdziwy ukrainofil, mój mąż prosi mnie i mojego syna, byśmy uczyli go ukraińskiego. Robi postępy.
Jeśli chodzi o budowanie długotrwałej relacji z Bułgarem, wszystko jest indywidualne.
– W ustach osoby dwukrotnie rozwiedzionej może to zabrzmieć dziwnie, ale dla mnie najważniejsze są wspólne wartości i pomysły na przyszłość. Pomimo różnic kulturowych, odnaleźliśmy harmonię jako rodzina. Kochamy się i szanujemy, a co najważniejsze, pielęgnujemy nasz związek, w którym nigdy nie ma nudy. Każde z nas znalazło to, czego szukało.
* Bonus: ostatni artykuł z serii (Polska) będzie zawierał wskazówki, które z pewnością pomogą Ci znaleźć partnera – w Ukrainie lub za granicą, dzięki internetowym serwisom randkowym. Subskrybuj nasze kanały w mediach społecznościowych (Facebook,Instagram,Telegram), by nie przegapić kolejnych tekstów z tej serii. W poprzednich opowiedzieliśmy o Niemczech, Francji, Szwecji i Finlandii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Irlandii, Hiszpanii i Turcji. Wkrótce odwiedzimy Stany Zjednoczone i Kanadę.
Chorowała od ponad 10 lat. Na początku leczenie działało, była w remisji. Ale potem nastąpił nawrót. W Ukrainie nie dawano jej już żadnych szans, postanowiła więc wziąć udział w eksperymentalnym badaniu klinicznym nowego leku w Hiszpanii. Informację o tym znalazła na Facebooku. Dzięki temu wygrała dodatkowe ponad trzy lata życia.
– Nie chciałam sprzedawać swojego mieszkania, zaciągać pożyczek, zostawiać dzieci, męża i teściowej bez dachu nad głową (mieszkaliśmy razem). Zdecydowałam więc, że jeśli zostanę zakwalifikowana do badań nad tym lekiem, jeśli tylko będę się nadawać, pójdę na leczenie – mówi Switłana. – A jeśli nie, to po prostu umrę w domu – chociaż naprawdę nie chciałam, żeby moja rodzina widziała mnie słabą.
Poza tym wydaliśmy już mnóstwo pieniędzy na leczenie i wszyscy byliśmy wyczerpani. Nie chciałam też uruchamiać jakiejś zbiórki. Ale przyjaciele i nieznani mi życzliwi ludzie zebrali kilka tysięcy euro na bilet do Hiszpanii i życie tam przez pierwszych kilka miesięcy. Dopóki nie znajdę sobie miejsca i trochę się nie przystosuję.
Osoby biorące udział w badaniach klinicznych nie płacą za leczenie, badania i testy. Nawet taksówka, jeśli pacjent poczuje się źle po chemioterapii, jest opłacana przez firmę farmaceutyczną. Ale już za posiłki poza szpitalem i zakwaterowanie płaci pacjent. Lek, który był testowany na Switłanie, nie ma jeszcze nazwy, tylko specjalny numer. Jej wyniki nie były złe. Z przerzutami, które się u niej pojawiły, diagnoza dawała jej maksymalnie sześć miesięcy życia. A ona żyje już ponad trzy lata.
– Bez względu na to, ile czasu zyskasz, to wciąż za mało – wyznaje Swieta. – Denerwują mnie hashtagi #cancer, nigdy nie słucham rad w stylu: „bądź pozytywna i walcz”. Zaakceptowałam swoją sytuację, śmierć jest częścią życia. Chcę, żeby stypa po mnie była wesoła, żeby wszyscy pamiętali, jaka byłam pogodna. I by głośno śpiewali wesołe piosenki. „Kalinę” też.
Szczera rozmowa, która przeraża
Ale krewni Swietłany nie są aż tak dzielni. W ich oczach jest za dużo bólu, a w słowach pobrzmiewa nadzieja na cud. Cud, który się nie wydarzy.
Switłana: – Wiem, że moja córka bardzo się boi zobaczyć mnie martwą. Więc mnie nie odwiedza, chociaż każda wiadomość, którą do mnie wysyła, mówi mi: „Mamo, kocham cię”. Boi się wejść na komunikator i nie otrzymać odpowiedzi. Postanowiłam, że zniosę to wszystko sama. Jestem silna, dam radę.
Chciałabym porozmawiać o mojej śmierci z przyjaciółmi, ale oni kładą ręce na moich uszach i mówią: „Ale przecież obiecano ci 20 lat…” Próbuję im powiedzieć, co jest teraz dla mnie ważne, ale prawie mi nie wolno: nie ma u nas zwyczaju rozmawiania o własnej śmierci z innymi ludźmi. Taka szczera rozmowa ludzi przeraża ludzi.
Jak to jest być noszoną na rękach
Switłana lubi rozmawiać o mężczyznach. Mówi, że dopiero w Hiszpanii po raz pierwszy poczuła się kobietą – pożądaną bez względu na wszystko. Przez 23 lata małżeństwa była przyjaciółką, matką, niezawodną partnerką. Nie, nie narzeka na swoje małżeństwo i jest wdzięczna mężowi. Ale gdyby nie choroba i przeprowadzka do Hiszpanii, nigdy nie doświadczyłaby, jak to jest być kobietą podziwianą i noszoną na rękach.
– Nawet taksówkarze mnie komplementowali, choć byłam wyczerpana w drodze na chemioterapię. Mężczyźni chcieli się mną spotykać mimo mojej nieuleczalnej choroby. W Hiszpanii to nigdy nie był problem, nawet gdy mówiłam, że umieram. „Cóż, ale przecież nie jutro” – odpowiadali i zapraszali mnie na randkę.
Kilka lat temu Swieta poznała przystojnego Hiszpana o imieniu Jose. Był od niej starszy, ale wciąż w dobrej formie i bardzo romantyczny. Nie bał się ani śmiertelnej choroby, ani tego, że jej piersi były okaleczone.
– Szczerze mówiąc, to był najlepszy seks w moim życiu. Kochał każdy centymetr mojego niedoskonałego ciała. Czułam, że jest mną zachwycony.
Nigdy nie jest za późno
Przed przeprowadzką Switłany do Hiszpanii mąż był jej pierwszym i jedynym partnerem. Byli razem od liceum. Dlatego wraz ze szczęściem, które poczuła, gdy poznała Jose, pojawiło się poczucie winy. Opowiedziała mężowi o wszystkim – i zgodzili się pozostać przyjaciółmi. Więcej: zasugerowała mu, by założył konto na Tinderze i znalazł sobie nową kobietę. Kiedy to zrobił i przedstawił swoją byłą swojej obecnej, Switłana do niej napisała. Opowiedziała swoją historię.
– Nie chciałam, żeby pomyślała, że odbiera mężczyznę umierającej kobiecie – wyjaśnia.
Opowiedziała jej, ile mogła, o zwyczajach i cechach swojego męża, o ważnych rzeczach dotyczących jej dzieci, a nawet teściowej. I tamta kobieta okazała się wspaniałą osobą. Zaakceptowała i pokochała nie tylko męża, ale także ich dzieci. Swieta jest jej bardzo wdzięczna. Czuje się spokojniejsza.
– Wygląda na to, że nigdy nie jest za późno, by się zakochać – mówi. – Chcę, aby każda kobieta o tym pamiętała i nie karała siebie nieszczęśliwymi związkami. Oczy kobiety powinny płonąć, nawet jeśli jest śmiertelnie chora. Niestety teraz nadszedł czas mojej śmierci i muszę porzucić te wspaniałe uczucia dla szpitalnego łóżka. Ale kiedy o nich myślę, czuję się szczęśliwa.
Nie odstraszyć cudu
O hospicjum, w którym obecnie przebywa, Switłana opowiada chętnie. Mówi, że Hiszpanie są bardzo przyjaźni i wykonują swoją pracę z zaangażowaniem. Mycie, zabieranie chorego do toalety, karmienie go jest dla nich ważną misją. Koleżanka z oddziału przynosi jej nawet kawę z kawiarni i opowiada o przystojnych mężczyznach, których widziała po drodze.
– Hiszpańscy przyjaciele odwiedzają mnie i przynoszą mi czekoladę – mówi Swita. – Mam dobre środki przeciwbólowe. Nie mogę narzekać na życie i jestem bardzo wdzięczna ludziom, którzy są ze mną. Być może dlatego, że kocham ludzi, oni zawsze mi pomagają. To moi przyjaciele z Facebooka zebrali ostatnio pieniądze na bilety dla moich dzieci, kiedy lekarze powiedzieli mi, że czas się pożegnać.
Dziś każdy dzień ze Swietą jest cudem, który boję się odstraszyć. Boję się otworzyć komunikator i nie zobaczyć wiadomości od niej. Otrzymuję je coraz rzadziej. Switłana nie ma już siły na pisanie.
P.S. Swita niedawno zmarła. Jej ostatnie słowa brzmiały: „Czekam na śmierć, siedzę prosto na tyłku”. Córka wyśle jej prochy do Kijowa. Jej matka tak bardzo kochała to miasto.