Exclusive
20
min

"Na pożegnanie przytuliłam się do drzewa. Obiecałam, że wrócę"

Kiedy mój mąż Rusłan zginął, nasz syn obiecał trenerowi teakwondo, że kiedy wrócimy do Mikołajowa, przejmie po ojcu treningi dla dzieci. Trener zaczął płakać - pisze dziennikarka "Sestr" z Olsztyna

Tetiana Bakocka

Mikołajów, listopad 2022.
Foto: Nina Liashonok/Ukrinform/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Od ośmiu lat nagrywam historie ludzi, których życie zostało zniszczone przez wojnę rosyjsko-ukraińską jako dziennikarka National Public Broadcasting Company w Mikołajowie. Od 2014 roku, kiedy to miała miejsce okupacja Krymu i rozpoczęły się walki na wschodzie Ukrainy, bohaterami i bohaterkami moich programów telewizyjnych, i radiowych, opowiadań, reportaży, artykułów i esejów byli ukraińscy żołnierze, wolontariusze, osoby wewnętrznie przesiedlone i uchodźcy.

Nowy etap wielkiej wojny przyniósł jeszcze więcej śmierci i całkowitego zniszczenia w moim życiu. W wieku 39 lat zostałam wdową po poległym żołnierzu i uchodźczynią. Wraz z dwójką dzieci - sześciomiesięczną córką i jedenastoletnim synem - znalazłam się sama w obcym kraju, bez krewnych, przyjaciół i znajomych. Teraz jestem zmuszona do napisania własnej historii uchodźczyni, aby opowiedzieć o rosyjskich zbrodniach wojennych.

Bitwy o Południe

24 lutego 2022 roku pierwsze rosyjskie rakiety spadły półtora kilometra od mojego domu - na duże lotnisko wojskowe. 299 Brygada zdołała wzbić w powietrze wszystkie swoje samoloty przed rozpoczęciem ataku powietrznego i uratować je. Po atakach rakietowych i bombowych lotnisko było kilkakrotnie szturmowane przez kolumny wojsk okupacyjnych. Wieczorem 25 lutego Rosjanie przybyli z Chersonia do naszej wioski, która znajduje się 4 kilometry od Mikołajowa. Nie mogliśmy uwierzyć, że to nasza nowa rzeczywistość. Ale po deszczu czołgi wroga ugrzęzły na polu między moim domem a lotniskiem. Sześciu pojazdom udało się przedrzeć w stronę jednostki wojskowej. Zostały ostrzelane przez żołnierzy Brygady Lotnictwa Taktycznego generała porucznika Wasyla Nikiforowa pod dowództwem pułkownika Serhija Samojłowa. Pomagali im żołnierze Gwardii Narodowej. Po napotkaniu oporu Rosjanie uciekli. Część z nich nie znała drogi powrotnej i ukryła się w lesie, gdzie zbieraliśmy grzyby.

4 marca wrócili. Około południa nad lotniskiem zaczął latać wrogi dron, a rosyjskie transportery opancerzone ponownie przejechały ulicami naszej wioski. Około 400 Rosjan weszło na lotnisko. Rozpoczęły się walki. Nasi żołnierze pozwolili im podejść bliżej, ponieważ mieli tylko broń krótką. Rosjanie byli 200 metrów od kwatery głównej. Wtedy obrońcy lotniska zaczęli ich ostrzeliwać z artylerii. Rosjanie wycofali się.

Rok po bitwie dowódca Brygady Lotnictwa Taktycznego generała lejtnanta Wasyla Nikiforowa, Serhij Samojłow, powiedział w wywiadzie, że było to fatalne zwycięstwo. Broniąc lotniska, nasi żołnierze otwarli dla Rosjan Mikołajów.

Ewakuacja. Przytuliłam drzewa na pożegnanie

Wszystkim mieszkańcom Szewczenkowa, naszej wioski, zalecono ewakuację, ponieważ obszar ten stał się jednym z epicentrów walk o Mikołajów. Ludzie, którzy z różnych powodów musieli tu pozostać, żyli w ogniu krzyżowym. Nie mieli wody, elektryczności, gazu ani lekarstw. Sami gasili pożary po ostrzałach, karmili i leczyli koty, i psy sąsiadów.

Jakże nie do zniesienia było dla mnie pożegnanie ze wszystkim, co kocham... Ale nie miałam wyboru.


Przytuliłam nasze drzewa: wiśnie i czereśnie, jabłonie i grusze, śliwy i morele, które zasadziliśmy z mężem wiosną 2014 roku, kiedy zaczęła się wojna, a on został po raz pierwszy zmobilizowany. Powiedziałam do naszego domu, który sami zbudowaliśmy w 2013 roku: "Bardzo Cię kochamy, ale musimy wyjechać. Przykro nam. Trzymaj się i do zobaczenia wkrótce!". Pojechałam z dziećmi do wioski położonej 100 kilometrów na północ od Mikołajowa, niedaleko miasta Wozniesieńsk. Podróż zajęła nam dziewięć godzin. Na drodze panował duży ruch. Ludzie uciekali z obwodu chersońskiego.

Tatiana z dziećmi podczas ewakuacji

Mieliśmy nadzieję, że będzie tu bezpieczniej. Ale kilka dni później kolumny wojsk rosyjskich przybyły do Wozniesieńska. Zaczęli ostrzeliwać miasto z ciężkiej artylerii. Doszło do krwawych bitew. Rakiety leciały na jednostkę wojskową, która znajdowała się kilka kilometrów od domu, w którym wtedy byliśmy. Przeczytałam wiadomość: celem wrogich wojsk było zdobycie Południowoukraińskiej Elektrowni Jądrowej, 30 kilometrów od Wozniesieńska. Kiedy na początku marca okupanci zajęli największą elektrownię jądrową w Europie, Zaporoską Elektrownię Jądrową, bardzo się bałam, że takie same walki rozpoczną się o naszą Elektrownię. Zaczęłam więc szukać możliwości przeniesienia się z dziećmi bliżej zachodniej granicy. Ale most w kierunku Mikołajowa został już wysadzony. Niemożliwe było również dotarcie pociągiem do Odessy, ponieważ most kolejowy również został zniszczony. Przypadkowo znalazłam ludzi w grupie na Facebooku, którzy zgodzili się zabrać nas pociągiem ewakuacyjnym do Odessy. Podróż samochodem była niebezpieczna: drogi były ostrzeliwane, a niektóre odcinki zaminowane. Mimo to wyruszyliśmy o świcie. Pojechaliśmy w nieznane.

Pociąg Odessa - Lwów

Odessa przywitała nas zimnym morskim wiatrem i deszczem. Przez 17 godzin staliśmy w kolejce do pociągu ewakuacyjnego do Lwowa. Dworzec był przepełniony. Znalazłam kawałek wolnego miejsca pod ścianą i w końcu mogliśmy usiąść na podłodze. Obok nas siedzieli mężczyźni odprowadzający swoje żony i dzieci. Od czasu do czasu spoglądali w naszą stronę i nerwowo pytali: "Jak możesz jechać gdziekolwiek z tak małym dzieckiem?".

Zdałam sobie sprawę, że jest mało prawdopodobne, aby wszyscy zmieścili się w pociągu. Nie wiedzieliśmy, czy przyjedzie jutro, a nie mieliśmy gdzie spędzić nocy. Nie było też możliwości powrotu. Zadzwoniłam na policję i opowiedziałam o naszej sytuacji. Oddzwonił przedstawiciel służby ochrony dworca kolejowego i powiedział, że może pomóc, ponieważ mój mąż, ojciec dzieci, bronił południowego kierunku jako żołnierz Ukraińskich Sił Zbrojnych. Zaprowadził nas do grupy ludzi, którzy czekali na pociąg nie na zewnątrz, jak my, ale w oddzielnym pomieszczeniu na stacji. Kiedy pociąg przyjechał, powiedziano nam, że nasza grupa może wejść do jednego z czterech pierwszych wagonów. Ale zdenerwowani i zmęczeni ludzie na peronie nie chcieli nas wpuścić. Po raz kolejny ochroniarz pomógł nam, eskortując.

Weszliśmy do wagonu jako ostatni. Konduktor powiedział, że możemy wejść do każdego przedziału, w którym jest mniej niż sześć osób. Ale nie chciano nas wpuścić: nikt nie chciał podróżować z małym dzieckiem.

Musieliśmy zostawić nasze rzeczy na stacji. Zabraliśmy tylko plecak z jedzeniem i lekarstwami. Przede wszystkim było mi przykro zostawić strój do taekwondo mojego syna. Ale on mnie pocieszał: "Nie martw się. Straciliśmy tak wiele, ten dobok to drobiazg". Potem konduktor powiedział, że pociąg nie odjedzie, dopóki nie znajdzie się dla nas miejsce. Około 2 nad ranem w końcu wyruszyliśmy do Lwowa. Mówiąca po rosyjsku kobieta z Mikołajowa z trójką prawie dorosłych dzieci podróżowała z nami w przedziale w ramach programu Czerwonego Krzyża do Niemiec. Jej mąż tam pracuje i mają już darmowe mieszkanie. Wyjaśniła, dlaczego początkowo nie chciała nas wpuścić do przedziału: "Bo Czerwony Krzyż obiecywał komfortową podróż. I zasłużyliśmy na to, jesteśmy z Mikołajowa. Przeżyliśmy tak wiele stresów"

Rusłan Choda. Bronił Ukrainy na kierunku południowym. Zginął w akcji w obwodzie chersońskim 4 sierpnia 2022 roku o godzinie 14:00. To jest ostatnie zdjęcie bohatera.

Lwowscy ochotnicy: wszystko dla zwycięstwa

Do Lwowa dotarliśmy w 12 godzin. Dworzec był tak samo zatłoczony jak w Odessie. Nie wiedziałam, co robić dalej. Chciałam kupić bilety autobusowe do polskiej granicy. Ale nie było. Musiałam napisać do Ksenii Klym, dziennikarki, wolontariuszki i matki Marko Klyma, żołnierza. Na początku marca Marko bronił obwodu mikołajowskiego przed rosyjskimi najeźdźcami, w tym miasta Wozniesieńks, z którego wyruszyliśmy do Lwowa. Ksenia natychmiast przyjechała na dworzec kolejowy i zaprosiła nas na noc do siebie, żeby zmęczone długą podróżą dzieci mogły wypocząć.

Następnego dnia wolontariuszka ze Lwowa, Krystyna Brukal, pomogła nam wsiąść do autobusu ewakuacyjnego do Warszawy. Najpierw dotarliśmy do miejsca, w którym Krystyna i jej koledzy zorganizowali schronienie dla osób, które chciały wyjechać do Polski. Christina dała nam ciepłe ubrania, abyśmy nie zamarzli w nocy w kolejce na granicy. Dała nam też pieluchy, jedzenie dla dzieci i nowy plecak. Kiedy autobus przyjechał wieczorem, prawie wszyscy wolontariusze przyszli zobaczyć mnie i dzieci.

To było bardzo wzruszające: w tym krótkim czasie obcy ludzie we Lwowie dali nam tyle miłości, że wydawało się, jakbyśmy mieszkali razem przez całe życie. Byli z nami do ostatniej chwili naszego pobytu na ojczystej ziemi. Wszyscy płakali.

Tego samego wieczoru Ksenia, wraz z innymi mieszkańcami Lwowa, zawiozła pomoc humanitarną żołnierzom w obwodzie mikołajowskim, gdzie toczyły się piekielne walki.

Strata

Mój mąż Rusłan Khoda, poszedł pierwszego dnia do biura rekrutacji wojskowej. Pięć miesięcy później, 4 sierpnia 2022 r., zginął w akcji podczas rosyjskiego ostrzału artyleryjskiego w pobliżu wsi Łozowo w obwodzie chersońskim.

Руслан був командиром відділення розвідувального взводу 36 окремої бригади морської піхоти імені контрадмірала Михайла Білинського (військова частина А2802, місто Миколаїв).

Zwiadowcy zawsze odchodzą pierwsi. 25 lipca Rusłan skończył 37 lat. A 10 dni później dwójka jego dzieci: Mychajło (11 lat) i Myrosława (11 miesięcy) zostali półsierotami.

Ciało Rusłana, podobnie jak wielu jego towarzyszy, którzy również tam zginęli, nie zostało jeszcze zwrócone krewnym. Rosyjskie wojsko nieustannie ostrzeliwało obszar znany obecnie jako Łozowa Mohyła. Dlatego nie było pogrzebu. Jeśli nie ma ciała, rodzina poległego żołnierza nie może otrzymać pomocy finansowej od państwa. Dopiero na Boże Narodzenie 2023 r. nasze dzieci otrzymały prezenty od Czerwonego Krzyża: Myroslava otrzymała lalkę Frozen, a Mychajło - tabliczkę czekolady i butelkę wody.

Marcin Chożelewski trener klubu „Taekwondo Olsztyn” i syn Tetiany i Rusłana, Michał.

Jesienią 2022 roku nieznana kobieta zadzwoniła do mnie na Viber i powiedziała: "Mój wnuk też był tam, gdzie teraz jest Łozowa Mohyla. Codziennie oglądał ciało Rusłana przez lornetkę. Przy pierwszej okazji zabrał je i pochował. Poprosił mnie, abym powiedziała, że ciało Rusłana jest w ziemi. Nie gryzą go psy, ani nie rozdziobują ptaki. Ciała wszystkich żołnierzy, którzy tam pozostali, spoczywają w ukraińskiej ziemi, a ich dusze nadal bronią Południa".

W 2014 roku, kiedy rozpoczęła się wojna rosyjsko-ukraińska, Rusłan został zmobilizowany po raz pierwszy. Nasz syn miał trzy lata. Mieszkaliśmy w naszym domu od sześciu miesięcy. W tym czasie Rusłan mógł uciec do Polski, tak jak zrobiło wielu jego przyjaciół.

Jego matka, dwie siostry i siostrzeńcy nadal mieszkają na przedmieściach Moskwy. On jednak poszedł na front, ponieważ dla niego była to walka o możliwość wyboru swojej przyszłości, o szansę na życie w sprawiedliwym świecie. Dla niego wojna nie skończyła się w 2015 roku. Kiedy wrócił do domu: był gotów zapłacić najwyższą cenę za zwycięstwo Ukrainy.

Mikołajów: miasto na wybuchowej fali

Tak nazywa się Mikołajów od początku inwazji na pełną skalę. Rosyjskie wojska wielokrotnie szturmowały miasto, regularnie wystrzeliwując pociski manewrujące, pociski kasetowe, artylerię rakietową i pociski przeciwlotnicze S-300. Okupanci zadali najbardziej zmasowany atak na Mikołajów w nocy 31 lipca 2022 roku. Nadleciało wtedy prawie 40 pocisków. Był to najcięższy ostrzał podczas całej wojny.

Następnego dnia Rusłan zadzwonił do mnie po raz ostatni. Chciał się pożegnać, bo wiedział, że nie wróci żywy z tej bitwy: "Dasz radę. Twoim zadaniem jest wychować dzieci na patriotów i porządnych ludzi. Wszystko będzie Ukrainą!"

Ciągle myślałam o tym, co ukradła nam wojna: rosyjskie rakiety zniszczyły akademik, w którym poznaliśmy się 18 lat temu (na początku pomarańczowej rewolucji w 2004 roku); Uniwersytet Pedagogiczny, na którym studiowaliśmy przez 5 lat; jedno z przedsiębiorstw, w którym pracował Rusłan; szkoły i szpitale, kościół, w którym chrzczono dzieci; teatr, do którego chodziliśmy na wakacje... Obwód mikołajowski zajmuje trzecie miejsce po obwodach donieckim i ługańskim pod względem skali zniszczeń i liczby ostrzałów

Szkoła we wsi Błagodatne w obwodzie mikołajowskim, zniszczona przez wojska rosyjskie, 19 lipca 2023 r. Zdjęcie: Nina Liashonok/Ukrinform/ABACAPRESS.COM

Od kwietnia 2022 r. miasto jest pozbawione wodociągu. Rosjanie zniszczyli rurociąg, z którego Mikołąjów otrzymywał wodę. Według stanu na lipiec 2023 r. łączna kwota szkód w infrastrukturze miasta spowodowanych inwazją Rosji na Ukrainę na pełną skalę wyniosła ponad 860 mln euro. Podczas wojny na pełną skalę w wyniku ostrzału rosyjskiej armii w Mikołajowie zginęło 159 cywilów, w tym dwoje dzieci w mieście i 16 dzieci w regionie.

Życie w Polsce

W kwietniu 2022 roku przyjechałam z dziećmi do Olsztyna, stolicy województwa warmińsko-mazurskiego. Tutaj mój syn Michał mógł kontynuować treningi taekwondo. Dla naszej rodziny to coś więcej niż sport. Hryhorii Khozyainov, trener syna i męża, szef Mikołajewskiej Regionalnej Federacji Taekwondo, starszy trener ukraińskiej kadry narodowej kadetów, brał udział w walkach o Mariupol, w regionach Mikołajów i Chersoń w ramach 36 Oddzielnej Brygady Morskiej imienia kontradmirała Mychajło Bilińskiego. W dniu 7 listopada 2022 r. zaginął podczas walk w pobliżu miasta Bachmut. Miał 50 lat.

Naszemu trenerowi udało się wyszkolić mistrza świata wśród kadetów, mistrzów Europy i wielu międzynarodowych i krajowych zawodów. Mój mąż był jednym z pierwszych uczniów Grigorija Kozjainowa. Rusłan dorastał w wielodzietnej rodzinie. Jego rodzice często nie byli w stanie zapłacić za treningi. Kiedy trener dowiedział się o tym, powiedział, że utalentowane dzieci trenują z nim za darmo. Później Rusłan zaczął trenować dzieci jako wolontariusz w wioskach na przedmieściach Mikołajowa. Być może rozpoznał w nich siebie, ponieważ dla większości wiejskich dzieci wyjazd do miasta jest kosztowny i trudny. Ostatni trening taekwondo, który prowadził mój mąż, zakończył się o 18:00 w środę, 23 lutego 2022 r., we wsi Szewczenkowo w obwodzie mikołajowskim, która najbardziej ucierpiała w wyniku ostrzału wroga w regionie. Prawdopodobnie budynek, w którym Rusłan odbywał szkolenie, już nie istnieje.

Mój mąż chciał być w 36 Brygadzie, ponieważ jego trener służył tam od jesieni 2022 roku. Hryhorij Borysowycz czuł, że wojna jest nieunikniona. Kilka razy proponowano mu pracę trenera w krajach Unii Europejskiej, ale wybrał inną drogę: poszedł bronić kierunku donieckiego. Kiedy Ruslan zgnął, trener bardzo ciężko to przeżył. Rusłan był dla niego jak syn.

Aby pocieszyć Hryhorija Borysowycza, Mychajło, mój syn, obiecał mu, że kiedy wrócimy do Mikołajowa, przejmie po ojcu treningi taekwondo dla wiejskich dzieci. Trener zaczął płakać.

W Olsztynie mój syn znów trenuje taekwondo. Od ponad roku, za darmo. Trener Marcin Chorzelewski udostępnił mu nowy dobok. 20 maja 2023 roku w Bydgoszczy odbyła się Kujawsko-Pomorska Liga Taekwondo. Mychajło zdobył złoty medal.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktor Mikołajowskiego Oddziału Narodowej Publicznej Nadawczej Ukrainy. Autor programów telewizyjnych i radiowych, opowiadań, artikułów na tematy wojskowe, ekologiczne, kulturalne, społeczne i europejskie. Opublikowano w gazecie ukraińskiej diaspory w Polsce „Nasze Słowo”, na ogólnoukraińskich stronach dotyczących „Portal Integracji Europejskiej” Biura Wicepremiera ds. Integracji Europejskiej i Euroatlantyckiej oraz Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych. Międzynarodowe programy szkoleniowe dla dziennikarzy: Deutsche Welle Akademie, Media Neighbourhood (BBC Media Action), Thomson Foundation i inni. Współorganizatorka wielu dziedzin i szkoleń: projekty edukacyjno-kulturalnych dla uchodźców w Polsce, realizowane przez Caritas, Federację Organizacji Pozarządowych FoSA; „Kultura Pomaga”, realizowanych przez Osvitę (UA) i Zusę (DE). Jest współautorką książki „Serce oddane ludziom” o historii południowej Ukrainy. Opublikowano artykuł na temat wojskowe w książkach „Wojna na Ukrainie. Kijów - Warszawa: Razem do zwycięstwa” (Polska, 2022), „Lektury iczne: Zachowajmy dla otomności” (Ukraina, 2022)

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Pochód opiekunek, Warszawa, pracownice i pracownicy domowe

Ulicami Warszawy, współorganizowane wspólnie przez Stowarzyszenie Pedagogów Teatru oraz Komisję Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej, przeszły – 13 i 14 kwietnia – dwa Pochody Opiekunek z Ukrainy.

– Chcemy lepszych warunków – od umów o pracę, po czas wolny od obowiązków. Kiedy czytałam postulaty, założonego 200 lat temu, pierwszego związku zawodowego pomocy domowej w Polsce, to w zasadzie są one takie same, jak nasze. To pokazuje, jak niewiele się zmieniło. Obecnie pracujemy albo na umowach śmieciowych, albo w ogóle bez nich. Nie zawsze jest to wina tego, że ktoś nie chce dać nam umowy o pracę – osoby starsze często nie mają rodziny i przez niską emeryturę nie są w stanie tego zrobić. Chciałybyśmy, żeby powstał program socjalny, który wspomoże biedniejsze osoby poprzez np. odprowadzanie przynajmniej części składek. Ulży im to finansowo i da możliwość zatrudnienia opiekunki, a nam da ubezpieczenie i pozwoli na skorzystanie z ochrony zdrowia na NFZ. Są też oczywiście nieuczciwi pracodawcy i z nimi też walczymy. Mamy sukcesy, bo gdy nasz związek zawodowy interweniuje, zwykle robią oni krok w tył i wypłacają wynagrodzenie. To jeden z wielu powodów, dla których warto do nas dołączyć – mówiła Rusłana Pobereżnyk, przewodnicząca Komisji Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej.

„Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia,ubezpieczeń, prawa do odpoczynku”

W trakcie przemarszu z głośników było słychać nie tylko utwory skomponowane przez opiekunki we współpracy z artystką Magdaleną Sowul, ale też uczestniczki niosły megafony – stworzone przez Martę Romankiw – dzięki którym zgromadzeni mogli usłyszeć wypowiedzi także tych opiekunek, które nie mogły dotrzeć na pochód.

– Jesteśmy opiekunkami i troszczymy się o dzieci, osoby starsze, chore, zależne. Nasza praca jest niezbędna, ale wciąż niewidoczna i nieuregulowana. Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia, ubezpieczeń, prawa do odpoczynku. Chcemy też szacunku do siebie i tego, co robimy. Pomagamy waszym bliskim, a wy nas niekiedy traktujecie, jak niewolnice. Żądamy godnego traktowania i odpowiednich wynagrodzeń, bo obecnie nie wystarczają one często nawet na miesiąc – mówiła jedna z nich.

– Osoba starsza, która mieszka sama, bez nas nie byłaby w stanie funkcjonować. Często potrzebuje pomocy przy wstaniu z łóżka, z jedzeniem, ubraniem się, nie mówiąc już o sprzątaniu, zrobieniu zakupów czy innych obowiązkach. Dzięki nam nie tylko może zostać w swoim domu, ale też dostaje od nas dużo ciepła, wsparcia, podniesienia na duchu. Za to jej dzieci mogą normalnie pracować. To odpowiedzialna i momentami stresująca praca, a bywa, że trudna psychicznie, gdy osoba, którą się opiekujemy umiera. Tym bardziej powinno się nas docenić – podkreślała uczestniczka pochodu. – Gdybyśmy nie przyszły do pracy nawet przez kilka dni z rzędu, to może nie byłby to koniec świata, ale stworzyłoby to ogromne problemy dla rodziny, która sama musiałaby się zająć bliską osobą – dodała inna.

– Bardzo denerwuje mnie, że są tak duże różnice w pensjach opiekunek polskich i ukraińskich. Pracodawcy bardzo chętnie szukają tych drugich, bo płacą im o wiele mniej

Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy. To niesprawiedliwe. Chcemy mieć zapewnione podstawowe prawa, naprawdę nie domagamy się nie wiadomo czego…  – słychać było z głośników.

– Nasza praca naprawdę jest ciężka, często wymaga wstawania w nocy, bycia czujnym niemal 24 godziny na dobę. Oddajemy swój czas innym ludziom i brakuje nam wolnego. A musimy odpoczywać, bo nie jesteśmy maszynami. Tymczasem wiele opiekunek z Ukrainy pracuje bez dnia wolnego. Nawet na spotkania naszej komisji związkowej przychodzą na dwie godziny, a potem muszą od razu wracać do pracy. Tak dłużej być nie może – tłumaczyła uczestniczka pochodu.

„Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy”

Na zakończenie drugiego Pochodu Opiekunek z Ukrainy, członkinie związku zawodowego wręczyły petycję przedstawicielkom Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej:

„Szanowna Pani Ministro,

zwracamy się do Pani jako Komisja Pracownic i Pracowników Domowych, działająca w ramach Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Od kilku lat zrzeszamy osoby pracujące w sektorze opieki domowej. Nasza praca jest niepewna, a mimo to często niewidzialna, bardzo ciężka i nieuregulowana. Dlatego założyliśmy związek i dlatego upominamy się o działania rządu na rzecz poprawy naszej sytuacji.

Wnosimy o podjęcie prac nad systemowymi zmianami w obszarze zatrudnienia opiekunek. Obecnie większość z nas pracuje bez umów, poza systemem prawnym i zabezpieczeń socjalnych. W sektorze opieki nad dziećmi państwo już wdrożyło rozwiązania umożliwiające formalizację zatrudnienia, z dopłatami do składek i ułatwieniami w legalnym zawieraniu kontraktów. Dzieci postrzegane są jako nadzieja społeczeństwa, jego przyszłość, dlatego państwo chce im zapewnić to, co najlepsze. Ale starość to również przyszłość, nasza wspólna przyszłość. Apelujemy o

- stworzenie jasnych ram prawnych dla zatrudnienia opiekunek w prywatnych gospodarstwach domowych;

- wprowadzenie zachęt i ułatwień dla pracodawców zawierających legalne umowy;

- umożliwienie osobom wykonującym prace opiekuńcze dostępu do systemu ubezpieczeń, świadczeń i ochrony prawnej;

- instytucjonalne wsparcie w zakresie kontroli warunków pracy oraz przeciwdziałanie przemocy i wyzyskowi.

Nie chcemy już funkcjonować w szarej strefie, niewidoczne, pozbawione ochrony, zmuszone do pracy w warunkach niepewności i przemocy, przemęczenia i strachu, bez możliwości zabezpieczenia podstawowych potrzeb.

Z poważaniem,

Komisja Pracownic i Pracowników Domowych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza”.

Zdjęcia: Jędrzej Dudkiewicz

20
хв

„Bez nas wasze domy nie funkcjonują”: pochód ukraińskich opiekunek w Warszawie

Jędrzej Dudkiewicz
Olena Vaidalovych Romowie

Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę społeczność romska w Polsce powiększyła się z 20 000 do 80 000 osób. Zarówno w Ukrainie, jak w Europie Romowie wciąż spotykają się z dyskryminacją i uprzedzeniami.Olena Vaidalovych, Ukrainka romskiego pochodzenia, jest jedną z działaczek na rzecz praw człowieka, które od lat bronią praw Romów.

Stereotypy na temat Romów dotykały Ołenę już od dzieciństwa. To zmotywowało ją do walki o prawa mniejszości i pracy nad zmianą nastawienia społeczeństwa do Romów. Po wybuchu wojny na pełną skalę przeniosła się do Warszawy, gdzie kontynuowała swoją działalność. Dziś wraz z polską fundacją W Stronę Dialogu pomaga Romom z Polski i Ukrainy.

Ołena wśród ludzi, o któych prawa walczy

Kiedy coś ginęło, patrzyli na mnie

– Rodzice są Romami – mówi Ołena. – Moje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza w czasach szkolnych. Poza domem często spotykałam się z dyskryminacją i zastraszaniem. Do dziś pamiętam żarty, które mnie nie śmieszyły. ?

Często mówili do mnie: „Przepowiedz nam przyszłość”, „Powróż z ręki”. Kiedy coś gdzieś zniknęło, zawsze obwiniali mnie. Bo jestem Romką. To wszystko było bardzo przykre. Próbowali też wykluczać mnie z zajęć szkolnych. Byłam zdana na siebie. Mimo tego wszystkiego uczyłam się bardzo dobrze, chciałam być prymuską. Myślę, że niektórzy nawet mi tego zazdrościli.

Mówił taki na przykład: „Jak Romka może mieć lepsze stopnie ode mnie? Przecież Romowie nie potrafią czytać ani pisać”

Każde dziecko mniej zdeterminowane niż ja poddałoby się. Jestem dumna, że się nie poddałam. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że mnie wspierała i zawsze powtarzała: „Jesteś mądra, nie jesteś gorsza od innych. Możesz robić wszystko, co chcesz”. To dawało mi siłę i motywowało do działania.

Natalia Żukowska: Co dla Ciebie oznacza bycie Romką?

Ołena Wajdałowycz: To moja rodzina, język, kultura i tradycje, które mamy.

W kulturze romskiej najważniejszą rzeczą jest szacunek dla starszych. Nie ma czegoś takiego jak niesłuchanie ich. Oni zawsze mają ostatnie słowo

Na przykładzie mojej rodziny mogę powiedzieć, że nasze dziewczyny bardzo poważnie podchodzą do małżeństwa i zakładania rodziny. Wychowano mnie w przekonaniu, że musisz świadomie wybierać partnera. I budować związek tylko po upewnieniu się, że to jest osoba, z którą chcesz spędzić życie.

Jakie stereotypy na temat Romów pokutują w Ukrainie i w Polsce?

Inni ludzie są wobec Romów stronniczy. Istnieją różne stereotypy: pozytywne, negatywne i neutralne. Na przykład wiele osób uważa, że Romowie nie chcą pracować i kradną. To negatywne stereotypy. Do pozytywnych zaliczyłabym pogląd, że wszyscy Romowie tańczą i śpiewają, chociaż to nieprawda. Innym jest to, że wszyscy Romowie mają dar przewidywania przyszłości, co też nie jest prawdą. Nie można uogólniać i wyciągać wniosków na podstawie tych kilku osób, które znasz. W rzeczywistości inni wiedzą bardzo mało o Romach.

Przed wybuchem wojny na pełną skalę w Ukrainie istniało 16 romskich grup dialektalnych. Różnią się tradycjami i poziomem integracji ze społeczeństwem. Romowie różnią się także wyglądem. Czasami mówią mi, że nie wyglądam jak Romka. Niektórzy uważają, że Romowie muszą mieć ciemniejszą skórę, oczy i włosy. Ale to też nie jest prawdą.

Nie tylko Ukraińcy, ale także Polacy niewiele wiedzą o społeczności romskiej. Niedawne badania przeprowadzone w Polsce wykazały, że 72% Polek i Polaków nie zna ani jednej osoby ze społeczności romskiej

Niewiedza rodzi szkodliwe stereotypy. Znalazło to odzwierciedlenie w kampanii społecznej „Poznajmy się”, zainicjowanej przez fundację W Stronę Dialogu. Staramy się obalać stereotypy, bo mają one negatywny wpływ na naszą liczną społeczność. Rada Europy podaje, że w Europie żyje od 10 do 12 milionów Romów – a może nawet więcej. Nie można mierzyć tych wszystkich ludzi tą samą miarą.

Kampania społeczna zainicjowana przez fundację W Stronę Dialogu

Skąd wzięły się stereotypy na temat Romów? Dlaczego inni ludzie w nie wierzą?

Te stereotypy mają głębokie podłoże historyczne. Romowie pojawili się w Europie w XI-XII wieku i niemal natychmiast stali się obiektem podejrzeń, ponieważ mówili nieznanym językiem (romani), mieli własne tradycje, muzykę, wyróżniali się wyglądem, często podróżowali. A to budziło strach. Już w średniowiecznej Europie byli prześladowani i mieli zakaz osiedlania się w miastach.

W niektórych krajach Romowie byli nawet fizycznie piętnowani – naznaczano ich ciała. Na terytorium współczesnej Rumunii byli zniewoleni przez 500 lat, aż do XIX wieku

Podczas II wojny światowej nazistowski reżim zamordował ponad pół miliona Romów. Ten akt ludobójstwa nie został jeszcze odpowiednio uznany w przestrzeni publicznej.

Historyczne traumy odcisnęły głębokie piętno na pamięci społeczności romskiej i publicznym postrzeganiu Romów. Należy jednak pamiętać, że stereotyp to uproszczenie, mechanizm samoobrony przed skomplikowaną rzeczywistością. Spójrzmy głębiej i zapytajmy siebie: „Co tak naprawdę wiem o tej osobie? Czego konkretnie się boję?”. Nie idealizuję społeczności romskiej. Wszyscy jesteśmy różni i nikt nie może mówić za wszystkich. Tak, są sytuacje, gdy ktoś robi coś złego. Ale ważne jest, aby nie zastępować indywidualnej odpowiedzialności odpowiedzialnością zbiorową.

Dla większości ludzi Romowie są jak kosmici

Kiedy wpadłaś na pomysł, by zająć się przełamaniem stereotypów otaczających społeczność romską?

Jeszcze w szkole. Widziałam, że moi romscy rówieśnicy przechodzą przez to samo co ja. Pamiętam, jak pewna dziewczynka bawiła się z nami na placu zabaw, a jej matka podeszła do niej, zabrała ją od nas i zabroniła jej się z nami bawić. Zapamiętam ten bolesny moment do końca życia. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę, by romskie dzieci przechodziły przez coś takiego. Z jakiegoś powodu dla większości ludzi Romowie są jak kosmici. A my jesteśmy Ukraińcami romskiego pochodzenia, naszą ojczyzną jest Ukraina. Tysiące Romów na ochotnika broni Ukrainy na froncie. To, że mamy ciemniejsze włosy i inne zwyczaje, nie czyni nas gorszymi.

Z koleżanką Noemi Łakatosz

Jesteś najmłodszą Romką, która (w wieku 20 lat) przemawiała na Forum ONZ ds. Mniejszości. Co chciałaś powiedzieć światu?

Nie chciałam przemawiać jak działaczka na rzecz praw człowieka, która wydaje jakieś zalecenia. Chciałam, by moje przesłanie dotknęło ludzkich serc. Był rok 2018, a właśnie wtedy 24-letni Rom zginął z rąk prawicowych radykałów w Ukrainie. Powiedziałam, że świat powinien na to zareagować, a osoby zaangażowane w zbrodnię powinny zostać ukarane zgodnie z prawem Ukrainy.

Jak się postrzega społeczności romskie w Europie?

Dziś możemy mówić o ewolucji i zmianie opinii w społeczeństwie. I to jest dokładnie to, o co nam chodzi w fundacji W Stronę Dialogu. Staramy się zmieniać negatywne opinie o społeczności romskiej w Polsce. A to, co robimy tutaj, rozszerzamy na inne kraje.

Prowadzimy kampanie informacyjne, współpracujemy ze znanymi czasopismami. To, że jestem pierwszą Romką, która pojawiła się na okładce znanego polskiego magazynu „Wysokie Obcasy”, jest krokiem naprzód. Inne media również opowiedziały historie romskich kobiet, które odniosły sukces. W ten sposób stopniowo zmieniamy niesprawiedliwe opinie na temat Romów.

Działamy też na polu edukacji, dając romskim dzieciom możliwość uczenia się bez barier. Pomagamy w znalezieniu zatrudnienia, współpracujemy z przedsiębiorstwami. Staramy się, aby Romowie w Polsce byli niezależni ekonomicznie, potrafili się integrować i osiągnąć stabilizację. Bardzo ważne jest dla nas, by czuli się tu bezpiecznie.

Kim są członkowie waszego zespołu?

Jedną ze współzałożycielek naszej fundacji jest dr Joanna Talewicz, Polka romskiego pochodzenia. Drugą jest dr Małgorzata Kołaczek, która ma duże doświadczenie w pracy ze społecznością romską. Od 2012 roku Joanna i Małgorzata prowadzą szkolenia edukacyjne dla policji, dziennikarzy i nauczycieli.

Po wybuchu wojny na pełną skalę w Ukrainie wielu Romów przyjechało do Polski. W 2022 roku Komisja Europejska podała, że około 100 000 Romów opuściło Ukrainę i wyjechało do innych krajów. Spotkaliśmy się z dyskryminacją uchodźców pochodzenia romskiego. Na przykład kiedy udaliśmy się do schronisk, do których trafiali uchodźcy, zobaczyliśmy, że Ukraińcy pochodzenia romskiego zostali oddzieleni od innych. Koordynatorzy w tych schroniskach powiedzieli, że w ten sposób starają się uniknąć napięć. Ponadto zauważyliśmy, że ci „lepsi” Ukraińcy mieli bardziej komfortowe warunki – łóżka, fotele. Natomiast tam, gdzie byli Ukraińcy pochodzenia romskiego, mogło nie być nic. Widziałam dzieci śpiące na kartonach, choć była zima. Z tym właśnie walczymy.

Ołena podczas wystąpienia na warszawskiej konferencji zorganizowanej przez OBWE

Kto pomaga finansowo Twojej fundacji?

Duża część naszych projektów została sfinansowana przez rząd USA. W związku z decyzją administracji Trumpa o zamrożeniu funduszy na programy pomocowe przechodzimy teraz przez bardzo trudny okres. Bo co się stanie, jeśli nas zabraknie? Dzieci, które wspieramy, zostaną bez dodatkowej pomocy. Młodzi ludzie, którymi się opiekujemy, nie będą mieli możliwości rozwijania swoich zainteresowań. Kobiety, które inspirujemy, stracą szansę na lepszą przyszłość. Nie będzie kolejnych kampanii na temat społeczności romskiej, nasze postulaty nie dotrą do ministerstw i polityków. Mamy jednak nadzieję, że dzięki dobrym ludziom i sponsorom będziemy kontynuować nasze działania na rzecz praw człowieka, które prowadzimy od 13 lat.

Wierzę w dobrą przyszłości Romów

Jakiej pomocy potrzebują teraz romscy uchodźcy w Polsce? Z jakimi problemami się do was zgłaszają?

Teraz koncentrujemy się na integracji społecznej romskich uchodźców z Ukrainy, którzy pozostali w Polsce. Skupiamy się także na pomocy polskim i rumuńskim społecznościom romskim w Polsce przede wszystkim w zakresie edukacji, zatrudnienia, kwestii prawnych, pomocy psychologicznej itp. Współpracujemy również z władzami lokalnymi i rządem oraz lobbujemy na poziomie międzynarodowym. Chcemy, aby politycy i dyplomaci brali pod uwagę potrzeby społeczności romskiej.

Romowie z Ukrainy są takimi samymi ludźmi, jak inni Ukraińcy. Chcą dla siebie jak najlepiej

Rozumieją, że aby odnieść sukces w życiu, potrzebują edukacji i pracy. Jedynym problemem jest, że nie zawsze to wykształcenie mogą zdobyć. Na przykład zdarzało się, że odmawiano nam zapisania romskich dzieci do szkoły. Słyszeliśmy, że nie ma miejsc. Oczywiście nie możemy stwierdzić, czy to prawda, czy nie. Ale jeśli romskie dziecko nie zostanie przyjęte do szkoły, nie pozostawiamy tego jako prywatnego problemu rodziny.

Kontaktujemy się z administracją szkoły, wyjaśniamy normy prawne, szukamy zrozumienia, a w razie potrzeby angażujemy prawników i władze oświatowe.

Jeśli chodzi o zatrudnienie, to i tu pojawiają się problemy. Romowie są zatrudniani, lecz z przeszkodami. Bardzo trudno im też wynająć mieszkanie. Raz pomogliśmy pewnej rodzinie, w której Romka pracowała dla międzynarodowej organizacji.

Kiedy negocjowaliśmy czynsz przez telefon, wszystko było w porządku. Gdy przyszliśmy na spotkanie, odmówiono nam. I tak przez cztery miesiące. Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są, ponieważ boją się dyskryminacji

Jeśli jakiejś rodzinie nie wynajęto domu tylko ze względu na jej pochodzenie etniczne, pomagamy jej prawnie, rozmawiamy z właścicielem domu, czasami zwracamy uwagę opinii publicznej za pośrednictwem mediów. Ale zawsze staramy się to robić poprzez dialog, a nie konfrontację. To jedyny sposób, by zmienić coś na głębokim poziomie i na długi czas.

Romowie, którzy znaleźli w Polsce schronienie przed Rosjanami

Kim są ludzie, którym pomagacie?

Na początku rosyjskiej inwazji nastąpił bardzo duży napływ uchodźców. Opowiem pewną historię. Była kobieta, której córka zmarła w Ukrainie. Ta kobieta została z ośmiorgiem wnucząt, z których jedno było niepełnosprawne. Widzieliśmy, że bardzo dobrze dogadywała się z innymi Romami, którym pomagaliśmy w schronisku, więc zaproponowaliśmy jej pracę. Pracuje z nami już prawie trzy lata. Takie przypadki, gdy nasi podopieczni stają się naszymi współpracownikami, nie są odosobnione.

Często ludzie trafiali do nas bez dokumentów. Tracili je podczas ucieczki przed bombardowaniem albo gubili gdzieś w pośpiechu. Nie było łatwo zalegalizować ich statusu. Bali się, nie wiedzieli, czy jutro będą mieli co jeść i gdzie spędzić noc. Pomagaliśmy im.

Patrząc tych ludzi trzy lata temu i teraz, widzę ogromną różnicę. Dziś są zintegrowani ze społeczeństwem, mówią po polsku, większość jest zatrudniona. Bardzo się z tego cieszę.

Wiem, że otrzymujesz wiele wiadomości od romskich dziewczyn. O czym piszą?

O swoich pragnieniach i marzeniach. Chcą budować karierę, dostać się na uniwersytety, próbują się odnaleźć. Ale piszą do mnie także młodzi chłopcy. Mój siostrzeniec powiedział kiedyś, że bardzo ważne jest dla niego, by mieć jakiegoś mentora.

Przez wieki społeczność romska była odizolowana, bała się dyskryminacji i prześladowań – ale to nas nie złamało. Młodzi ludzie są teraz bardziej otwarci. Wielu Romów odnosi sukcesy zawodowe. Pracują w Komisji Europejskiej, Radzie Europy, OBWE, ONZ, współpracują z rządem, są doskonałymi specjalistami, naukowcami, nauczycielami i lekarzami. Są wykształceni, znają języki obce. Patrząc na nich, wierzę w dobrą przyszłość Romów.

Zdjęcia: archiwum prywatne Oleny Vaidalovych

20
хв

Olena Vaidalovych: – Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są. Boją się dyskryminacji

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Agnieszka Holland: Światło jest w nas

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Umowa Trumpa o ukraińskich złożach: szansa czy pułapka

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress