Exclusive
20
min

"Na pożegnanie przytuliłam się do drzewa. Obiecałam, że wrócę"

Kiedy mój mąż Rusłan zginął, nasz syn obiecał trenerowi teakwondo, że kiedy wrócimy do Mikołajowa, przejmie po ojcu treningi dla dzieci. Trener zaczął płakać - pisze dziennikarka "Sestr" z Olsztyna

Tetiana Bakocka

Mikołajów, listopad 2022.
Foto: Nina Liashonok/Ukrinform/East News

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Od ośmiu lat nagrywam historie ludzi, których życie zostało zniszczone przez wojnę rosyjsko-ukraińską jako dziennikarka National Public Broadcasting Company w Mikołajowie. Od 2014 roku, kiedy to miała miejsce okupacja Krymu i rozpoczęły się walki na wschodzie Ukrainy, bohaterami i bohaterkami moich programów telewizyjnych, i radiowych, opowiadań, reportaży, artykułów i esejów byli ukraińscy żołnierze, wolontariusze, osoby wewnętrznie przesiedlone i uchodźcy.

Nowy etap wielkiej wojny przyniósł jeszcze więcej śmierci i całkowitego zniszczenia w moim życiu. W wieku 39 lat zostałam wdową po poległym żołnierzu i uchodźczynią. Wraz z dwójką dzieci - sześciomiesięczną córką i jedenastoletnim synem - znalazłam się sama w obcym kraju, bez krewnych, przyjaciół i znajomych. Teraz jestem zmuszona do napisania własnej historii uchodźczyni, aby opowiedzieć o rosyjskich zbrodniach wojennych.

Bitwy o Południe

24 lutego 2022 roku pierwsze rosyjskie rakiety spadły półtora kilometra od mojego domu - na duże lotnisko wojskowe. 299 Brygada zdołała wzbić w powietrze wszystkie swoje samoloty przed rozpoczęciem ataku powietrznego i uratować je. Po atakach rakietowych i bombowych lotnisko było kilkakrotnie szturmowane przez kolumny wojsk okupacyjnych. Wieczorem 25 lutego Rosjanie przybyli z Chersonia do naszej wioski, która znajduje się 4 kilometry od Mikołajowa. Nie mogliśmy uwierzyć, że to nasza nowa rzeczywistość. Ale po deszczu czołgi wroga ugrzęzły na polu między moim domem a lotniskiem. Sześciu pojazdom udało się przedrzeć w stronę jednostki wojskowej. Zostały ostrzelane przez żołnierzy Brygady Lotnictwa Taktycznego generała porucznika Wasyla Nikiforowa pod dowództwem pułkownika Serhija Samojłowa. Pomagali im żołnierze Gwardii Narodowej. Po napotkaniu oporu Rosjanie uciekli. Część z nich nie znała drogi powrotnej i ukryła się w lesie, gdzie zbieraliśmy grzyby.

4 marca wrócili. Około południa nad lotniskiem zaczął latać wrogi dron, a rosyjskie transportery opancerzone ponownie przejechały ulicami naszej wioski. Około 400 Rosjan weszło na lotnisko. Rozpoczęły się walki. Nasi żołnierze pozwolili im podejść bliżej, ponieważ mieli tylko broń krótką. Rosjanie byli 200 metrów od kwatery głównej. Wtedy obrońcy lotniska zaczęli ich ostrzeliwać z artylerii. Rosjanie wycofali się.

Rok po bitwie dowódca Brygady Lotnictwa Taktycznego generała lejtnanta Wasyla Nikiforowa, Serhij Samojłow, powiedział w wywiadzie, że było to fatalne zwycięstwo. Broniąc lotniska, nasi żołnierze otwarli dla Rosjan Mikołajów.

Ewakuacja. Przytuliłam drzewa na pożegnanie

Wszystkim mieszkańcom Szewczenkowa, naszej wioski, zalecono ewakuację, ponieważ obszar ten stał się jednym z epicentrów walk o Mikołajów. Ludzie, którzy z różnych powodów musieli tu pozostać, żyli w ogniu krzyżowym. Nie mieli wody, elektryczności, gazu ani lekarstw. Sami gasili pożary po ostrzałach, karmili i leczyli koty, i psy sąsiadów.

Jakże nie do zniesienia było dla mnie pożegnanie ze wszystkim, co kocham... Ale nie miałam wyboru.


Przytuliłam nasze drzewa: wiśnie i czereśnie, jabłonie i grusze, śliwy i morele, które zasadziliśmy z mężem wiosną 2014 roku, kiedy zaczęła się wojna, a on został po raz pierwszy zmobilizowany. Powiedziałam do naszego domu, który sami zbudowaliśmy w 2013 roku: "Bardzo Cię kochamy, ale musimy wyjechać. Przykro nam. Trzymaj się i do zobaczenia wkrótce!". Pojechałam z dziećmi do wioski położonej 100 kilometrów na północ od Mikołajowa, niedaleko miasta Wozniesieńsk. Podróż zajęła nam dziewięć godzin. Na drodze panował duży ruch. Ludzie uciekali z obwodu chersońskiego.

Tatiana z dziećmi podczas ewakuacji

Mieliśmy nadzieję, że będzie tu bezpieczniej. Ale kilka dni później kolumny wojsk rosyjskich przybyły do Wozniesieńska. Zaczęli ostrzeliwać miasto z ciężkiej artylerii. Doszło do krwawych bitew. Rakiety leciały na jednostkę wojskową, która znajdowała się kilka kilometrów od domu, w którym wtedy byliśmy. Przeczytałam wiadomość: celem wrogich wojsk było zdobycie Południowoukraińskiej Elektrowni Jądrowej, 30 kilometrów od Wozniesieńska. Kiedy na początku marca okupanci zajęli największą elektrownię jądrową w Europie, Zaporoską Elektrownię Jądrową, bardzo się bałam, że takie same walki rozpoczną się o naszą Elektrownię. Zaczęłam więc szukać możliwości przeniesienia się z dziećmi bliżej zachodniej granicy. Ale most w kierunku Mikołajowa został już wysadzony. Niemożliwe było również dotarcie pociągiem do Odessy, ponieważ most kolejowy również został zniszczony. Przypadkowo znalazłam ludzi w grupie na Facebooku, którzy zgodzili się zabrać nas pociągiem ewakuacyjnym do Odessy. Podróż samochodem była niebezpieczna: drogi były ostrzeliwane, a niektóre odcinki zaminowane. Mimo to wyruszyliśmy o świcie. Pojechaliśmy w nieznane.

Pociąg Odessa - Lwów

Odessa przywitała nas zimnym morskim wiatrem i deszczem. Przez 17 godzin staliśmy w kolejce do pociągu ewakuacyjnego do Lwowa. Dworzec był przepełniony. Znalazłam kawałek wolnego miejsca pod ścianą i w końcu mogliśmy usiąść na podłodze. Obok nas siedzieli mężczyźni odprowadzający swoje żony i dzieci. Od czasu do czasu spoglądali w naszą stronę i nerwowo pytali: "Jak możesz jechać gdziekolwiek z tak małym dzieckiem?".

Zdałam sobie sprawę, że jest mało prawdopodobne, aby wszyscy zmieścili się w pociągu. Nie wiedzieliśmy, czy przyjedzie jutro, a nie mieliśmy gdzie spędzić nocy. Nie było też możliwości powrotu. Zadzwoniłam na policję i opowiedziałam o naszej sytuacji. Oddzwonił przedstawiciel służby ochrony dworca kolejowego i powiedział, że może pomóc, ponieważ mój mąż, ojciec dzieci, bronił południowego kierunku jako żołnierz Ukraińskich Sił Zbrojnych. Zaprowadził nas do grupy ludzi, którzy czekali na pociąg nie na zewnątrz, jak my, ale w oddzielnym pomieszczeniu na stacji. Kiedy pociąg przyjechał, powiedziano nam, że nasza grupa może wejść do jednego z czterech pierwszych wagonów. Ale zdenerwowani i zmęczeni ludzie na peronie nie chcieli nas wpuścić. Po raz kolejny ochroniarz pomógł nam, eskortując.

Weszliśmy do wagonu jako ostatni. Konduktor powiedział, że możemy wejść do każdego przedziału, w którym jest mniej niż sześć osób. Ale nie chciano nas wpuścić: nikt nie chciał podróżować z małym dzieckiem.

Musieliśmy zostawić nasze rzeczy na stacji. Zabraliśmy tylko plecak z jedzeniem i lekarstwami. Przede wszystkim było mi przykro zostawić strój do taekwondo mojego syna. Ale on mnie pocieszał: "Nie martw się. Straciliśmy tak wiele, ten dobok to drobiazg". Potem konduktor powiedział, że pociąg nie odjedzie, dopóki nie znajdzie się dla nas miejsce. Około 2 nad ranem w końcu wyruszyliśmy do Lwowa. Mówiąca po rosyjsku kobieta z Mikołajowa z trójką prawie dorosłych dzieci podróżowała z nami w przedziale w ramach programu Czerwonego Krzyża do Niemiec. Jej mąż tam pracuje i mają już darmowe mieszkanie. Wyjaśniła, dlaczego początkowo nie chciała nas wpuścić do przedziału: "Bo Czerwony Krzyż obiecywał komfortową podróż. I zasłużyliśmy na to, jesteśmy z Mikołajowa. Przeżyliśmy tak wiele stresów"

Rusłan Choda. Bronił Ukrainy na kierunku południowym. Zginął w akcji w obwodzie chersońskim 4 sierpnia 2022 roku o godzinie 14:00. To jest ostatnie zdjęcie bohatera.

Lwowscy ochotnicy: wszystko dla zwycięstwa

Do Lwowa dotarliśmy w 12 godzin. Dworzec był tak samo zatłoczony jak w Odessie. Nie wiedziałam, co robić dalej. Chciałam kupić bilety autobusowe do polskiej granicy. Ale nie było. Musiałam napisać do Ksenii Klym, dziennikarki, wolontariuszki i matki Marko Klyma, żołnierza. Na początku marca Marko bronił obwodu mikołajowskiego przed rosyjskimi najeźdźcami, w tym miasta Wozniesieńks, z którego wyruszyliśmy do Lwowa. Ksenia natychmiast przyjechała na dworzec kolejowy i zaprosiła nas na noc do siebie, żeby zmęczone długą podróżą dzieci mogły wypocząć.

Następnego dnia wolontariuszka ze Lwowa, Krystyna Brukal, pomogła nam wsiąść do autobusu ewakuacyjnego do Warszawy. Najpierw dotarliśmy do miejsca, w którym Krystyna i jej koledzy zorganizowali schronienie dla osób, które chciały wyjechać do Polski. Christina dała nam ciepłe ubrania, abyśmy nie zamarzli w nocy w kolejce na granicy. Dała nam też pieluchy, jedzenie dla dzieci i nowy plecak. Kiedy autobus przyjechał wieczorem, prawie wszyscy wolontariusze przyszli zobaczyć mnie i dzieci.

To było bardzo wzruszające: w tym krótkim czasie obcy ludzie we Lwowie dali nam tyle miłości, że wydawało się, jakbyśmy mieszkali razem przez całe życie. Byli z nami do ostatniej chwili naszego pobytu na ojczystej ziemi. Wszyscy płakali.

Tego samego wieczoru Ksenia, wraz z innymi mieszkańcami Lwowa, zawiozła pomoc humanitarną żołnierzom w obwodzie mikołajowskim, gdzie toczyły się piekielne walki.

Strata

Mój mąż Rusłan Khoda, poszedł pierwszego dnia do biura rekrutacji wojskowej. Pięć miesięcy później, 4 sierpnia 2022 r., zginął w akcji podczas rosyjskiego ostrzału artyleryjskiego w pobliżu wsi Łozowo w obwodzie chersońskim.

Руслан був командиром відділення розвідувального взводу 36 окремої бригади морської піхоти імені контрадмірала Михайла Білинського (військова частина А2802, місто Миколаїв).

Zwiadowcy zawsze odchodzą pierwsi. 25 lipca Rusłan skończył 37 lat. A 10 dni później dwójka jego dzieci: Mychajło (11 lat) i Myrosława (11 miesięcy) zostali półsierotami.

Ciało Rusłana, podobnie jak wielu jego towarzyszy, którzy również tam zginęli, nie zostało jeszcze zwrócone krewnym. Rosyjskie wojsko nieustannie ostrzeliwało obszar znany obecnie jako Łozowa Mohyła. Dlatego nie było pogrzebu. Jeśli nie ma ciała, rodzina poległego żołnierza nie może otrzymać pomocy finansowej od państwa. Dopiero na Boże Narodzenie 2023 r. nasze dzieci otrzymały prezenty od Czerwonego Krzyża: Myroslava otrzymała lalkę Frozen, a Mychajło - tabliczkę czekolady i butelkę wody.

Marcin Chożelewski trener klubu „Taekwondo Olsztyn” i syn Tetiany i Rusłana, Michał.

Jesienią 2022 roku nieznana kobieta zadzwoniła do mnie na Viber i powiedziała: "Mój wnuk też był tam, gdzie teraz jest Łozowa Mohyla. Codziennie oglądał ciało Rusłana przez lornetkę. Przy pierwszej okazji zabrał je i pochował. Poprosił mnie, abym powiedziała, że ciało Rusłana jest w ziemi. Nie gryzą go psy, ani nie rozdziobują ptaki. Ciała wszystkich żołnierzy, którzy tam pozostali, spoczywają w ukraińskiej ziemi, a ich dusze nadal bronią Południa".

W 2014 roku, kiedy rozpoczęła się wojna rosyjsko-ukraińska, Rusłan został zmobilizowany po raz pierwszy. Nasz syn miał trzy lata. Mieszkaliśmy w naszym domu od sześciu miesięcy. W tym czasie Rusłan mógł uciec do Polski, tak jak zrobiło wielu jego przyjaciół.

Jego matka, dwie siostry i siostrzeńcy nadal mieszkają na przedmieściach Moskwy. On jednak poszedł na front, ponieważ dla niego była to walka o możliwość wyboru swojej przyszłości, o szansę na życie w sprawiedliwym świecie. Dla niego wojna nie skończyła się w 2015 roku. Kiedy wrócił do domu: był gotów zapłacić najwyższą cenę za zwycięstwo Ukrainy.

Mikołajów: miasto na wybuchowej fali

Tak nazywa się Mikołajów od początku inwazji na pełną skalę. Rosyjskie wojska wielokrotnie szturmowały miasto, regularnie wystrzeliwując pociski manewrujące, pociski kasetowe, artylerię rakietową i pociski przeciwlotnicze S-300. Okupanci zadali najbardziej zmasowany atak na Mikołajów w nocy 31 lipca 2022 roku. Nadleciało wtedy prawie 40 pocisków. Był to najcięższy ostrzał podczas całej wojny.

Następnego dnia Rusłan zadzwonił do mnie po raz ostatni. Chciał się pożegnać, bo wiedział, że nie wróci żywy z tej bitwy: "Dasz radę. Twoim zadaniem jest wychować dzieci na patriotów i porządnych ludzi. Wszystko będzie Ukrainą!"

Ciągle myślałam o tym, co ukradła nam wojna: rosyjskie rakiety zniszczyły akademik, w którym poznaliśmy się 18 lat temu (na początku pomarańczowej rewolucji w 2004 roku); Uniwersytet Pedagogiczny, na którym studiowaliśmy przez 5 lat; jedno z przedsiębiorstw, w którym pracował Rusłan; szkoły i szpitale, kościół, w którym chrzczono dzieci; teatr, do którego chodziliśmy na wakacje... Obwód mikołajowski zajmuje trzecie miejsce po obwodach donieckim i ługańskim pod względem skali zniszczeń i liczby ostrzałów

Szkoła we wsi Błagodatne w obwodzie mikołajowskim, zniszczona przez wojska rosyjskie, 19 lipca 2023 r. Zdjęcie: Nina Liashonok/Ukrinform/ABACAPRESS.COM

Od kwietnia 2022 r. miasto jest pozbawione wodociągu. Rosjanie zniszczyli rurociąg, z którego Mikołąjów otrzymywał wodę. Według stanu na lipiec 2023 r. łączna kwota szkód w infrastrukturze miasta spowodowanych inwazją Rosji na Ukrainę na pełną skalę wyniosła ponad 860 mln euro. Podczas wojny na pełną skalę w wyniku ostrzału rosyjskiej armii w Mikołajowie zginęło 159 cywilów, w tym dwoje dzieci w mieście i 16 dzieci w regionie.

Życie w Polsce

W kwietniu 2022 roku przyjechałam z dziećmi do Olsztyna, stolicy województwa warmińsko-mazurskiego. Tutaj mój syn Michał mógł kontynuować treningi taekwondo. Dla naszej rodziny to coś więcej niż sport. Hryhorii Khozyainov, trener syna i męża, szef Mikołajewskiej Regionalnej Federacji Taekwondo, starszy trener ukraińskiej kadry narodowej kadetów, brał udział w walkach o Mariupol, w regionach Mikołajów i Chersoń w ramach 36 Oddzielnej Brygady Morskiej imienia kontradmirała Mychajło Bilińskiego. W dniu 7 listopada 2022 r. zaginął podczas walk w pobliżu miasta Bachmut. Miał 50 lat.

Naszemu trenerowi udało się wyszkolić mistrza świata wśród kadetów, mistrzów Europy i wielu międzynarodowych i krajowych zawodów. Mój mąż był jednym z pierwszych uczniów Grigorija Kozjainowa. Rusłan dorastał w wielodzietnej rodzinie. Jego rodzice często nie byli w stanie zapłacić za treningi. Kiedy trener dowiedział się o tym, powiedział, że utalentowane dzieci trenują z nim za darmo. Później Rusłan zaczął trenować dzieci jako wolontariusz w wioskach na przedmieściach Mikołajowa. Być może rozpoznał w nich siebie, ponieważ dla większości wiejskich dzieci wyjazd do miasta jest kosztowny i trudny. Ostatni trening taekwondo, który prowadził mój mąż, zakończył się o 18:00 w środę, 23 lutego 2022 r., we wsi Szewczenkowo w obwodzie mikołajowskim, która najbardziej ucierpiała w wyniku ostrzału wroga w regionie. Prawdopodobnie budynek, w którym Rusłan odbywał szkolenie, już nie istnieje.

Mój mąż chciał być w 36 Brygadzie, ponieważ jego trener służył tam od jesieni 2022 roku. Hryhorij Borysowycz czuł, że wojna jest nieunikniona. Kilka razy proponowano mu pracę trenera w krajach Unii Europejskiej, ale wybrał inną drogę: poszedł bronić kierunku donieckiego. Kiedy Ruslan zgnął, trener bardzo ciężko to przeżył. Rusłan był dla niego jak syn.

Aby pocieszyć Hryhorija Borysowycza, Mychajło, mój syn, obiecał mu, że kiedy wrócimy do Mikołajowa, przejmie po ojcu treningi taekwondo dla wiejskich dzieci. Trener zaczął płakać.

W Olsztynie mój syn znów trenuje taekwondo. Od ponad roku, za darmo. Trener Marcin Chorzelewski udostępnił mu nowy dobok. 20 maja 2023 roku w Bydgoszczy odbyła się Kujawsko-Pomorska Liga Taekwondo. Mychajło zdobył złoty medal.

No items found.

Dziennikarka, redaktor Mikołajowskiego Oddziału Narodowej Publicznej Nadawczej Ukrainy. Autor programów telewizyjnych i radiowych, opowiadań, artikułów na tematy wojskowe, ekologiczne, kulturalne, społeczne i europejskie. Opublikowano w gazecie ukraińskiej diaspory w Polsce „Nasze Słowo”, na ogólnoukraińskich stronach dotyczących „Portal Integracji Europejskiej” Biura Wicepremiera ds. Integracji Europejskiej i Euroatlantyckiej oraz Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych. Międzynarodowe programy szkoleniowe dla dziennikarzy: Deutsche Welle Akademie, Media Neighbourhood (BBC Media Action), Thomson Foundation i inni. Współorganizatorka wielu dziedzin i szkoleń: projekty edukacyjno-kulturalnych dla uchodźców w Polsce, realizowane przez Caritas, Federację Organizacji Pozarządowych FoSA; „Kultura Pomaga”, realizowanych przez Osvitę (UA) i Zusę (DE). Jest współautorką książki „Serce oddane ludziom” o historii południowej Ukrainy. Opublikowano artykuł na temat wojskowe w książkach „Wojna na Ukrainie. Kijów - Warszawa: Razem do zwycięstwa” (Polska, 2022), „Lektury iczne: Zachowajmy dla otomności” (Ukraina, 2022)

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukraina powinna stać się Izraelem Europy

Ексклюзив
20
хв

Julia Pawliuk: – Każda wymiana jeńców i każde negocjacje to operacja specjalna

Ексклюзив
20
хв

Andre Tan: „Już dwa razy byłem bankrutem. Trzeciego nie przeżyję”

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress