Maryna Koszkina, aktorka teatralna i filmowa, urodziła się w Kreminnej w obwodzie ługańskim. Gra silne postaci i dokładnie taka sama jest w prawdziwym życiu. Dziś Maryna pracuje w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki i dwukrotnie zdobyła nagrodę Złotej Dzygi dla najlepszej aktorki. Po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę założyła fundację charytatywną Artystyczny Ruch Ukraiński, która pomaga zdolnym dzieciom.
Tatiana Litwinowa-Michalenok: We wrześniu po raz drugi zdobyłaś nagrodę filmową "Złota Dzyga" dla najlepszej aktorki. Tym razem za rolę w filmie Blindfold (ukraińska premiera filmu odbyła się w 2021 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Odessie, gdzie zdobył nagrodę FIPRESCI dla najlepszego filmu fabularnego - przyp. red.) Twoja bohaterka straciła narzeczonego podczas wojny. Jak przygotowywałaś się do tej roli?
Maryna Koszkina: Gram sportsmenkę. Ma na imię Julia. Jej chłopak Denis również był sportowcem, zdecydował się bronić kraju. Przez rok nie było o nim żadnych wiadomości. Julia zdaje sobie sprawę, że zginął. Moja bohaterka postanawia zacząć życie od początku. Zaczyna nowy związek. Ale ludzie wokół niej potępiają ją za to. Później dostaje wiadomość, że Denis rzekomo żyje i potrzebuje pieniędzy, ale okazuje się, że to oszustwo. Sama zetknęłam się z ludźmi, którzy chcieli tylko zarobić. Zostałam oszukany na początku wojny na pełną skalę, znalazłam hełmy dla chłopaków, mieliśmy się spotkać, dałam zaliczkę, a okazało się, że to oszuści. W tym filmie moja postać spotyka się z podobną sytuacją.
Denis nie wrócił, ale zostawił pamiętnik. Napisał w nim, że chce, abyśmy wszyscy byli szczęśliwi i radzili sobie w życiu. Fizycznie przygotowywałam się do tej roli przez sześć miesięcy, ćwicząc z trenerami na siłowni, wszystkie akrobacje wykonywałam sama.
TLM: Masz na swoim koncie wiele ról w filmach, które w jakiś sposób przeplatają się z wydarzeniami na Wschodzie. Należą do nich filmy "Blindfold", który został nakręcony przed inwazją na pełną skalę, "Snajper. Biały kruk" i "Zapomniani", którego akcja rozgrywa się w tymczasowo okupowanym Ługańsku. Jak to się stało, że dostajesz takie role?
MK: Idę pod prąd. Jestem za sprawiedliwością, za uczciwością. Mam intuicję, znam ludzi. Kiedy widzę, że chcą w jakiś sposób coś lub kogoś wykorzystać, wszystko we mnie wrze, chcę o tym krzyczeć. W życiu jest trudno, bo człowiek się starzeje i staje się bardziej tolerancyjny, myśli, że może lepiej milczeć. Ja mogę mówić dzięki moim rolom. Mogę powiedzieć, że ktoś jest nieuczciwy. Na przykład "The Forgotten" dotyka nie tylko polityki, ale też relacji rodzinnych. Mąż mojej bohaterki potrafił dostosować się do społeczeństwa, ale ona tego nie chciała. Była w konflikcie z otaczającymi ją ludźmi, mówiąc: teraz zaakceptowaliście ten reżim, a potem nadejdzie kolejny i znów go zaakceptujecie. Oznacza to, że są ludzie, którzy nie dbają o to, kto daje im pensję. Dla mnie jest to ważne. Są ludzie, którzy chcą siedzieć na dwóch krzesłach. Reżyserzy to pewnie czują i dają mi takie role.
Dostaję role, dzięki którym mogę mówić o swojej sytuacji, o Ukrainie, o mojej miłości do niej. Pochodzę z obwodu ługańskiego. Przed rozpoczęciem studiów mówiłam po rosyjsku. Ludzie wokół mnie też mówili po rosyjsku. Moja babcia i mama jeździły do pracy do Moskwy, bo była blisko. W tamtych czasach stolica Rosji była dla nas czymś niesamowitym. Kiedy pojechałam na wakacje do Moskwy, byłam dumna i chwaliłam się tym w szkole. Chociaż nawet wtedy czułam się urażona, gdy ludzie mówili: "Jesteś Chochłuszka", "Chachły przybyli". Teraz analizuję te sytuacje i wiem, że zawsze byliśmy dla nich Chachłami i niewolnikami.
Ogólnie rzecz biorąc, niewiele wiedziałam o swoim kraju - co oznaczają słowa "Ukraina" i "ukraiński". Co za różnica, czy oglądam ukraińską czy rosyjską telewizję? Byłam nieświadomą obywatelką mojego kraju, ponieważ niewiele o nim wiedziałam. To duży problem w Ukrainie.
TLM: Kiedy zdałaś sobie sprawę, że jesteś Ukrainką?
MK: Gdy dostałem się na warsztaty do Bohdana Beniuka. To on zaczął zaszczepiać we mnie miłość do języka i mojej kultury. Jako studenci jeździliśmy w Karpaty, słuchałam ukraińskich piosenek, zaczęłam czytać, interesować się naszą historią, naszymi ludźmi, którzy pracowali przede mną. I to dzięki nim istnieje ukraiński teatr, ukraińskie książki. Teraz uważa się to za coś oczywistego. Ludzie walczyli o to, byśmy mogli teraz czytać ukraińskie książki.
TLM: Byłaś studentką, gdy rozpoczął się Majdan. Jak przeżyłaś te wydarzenia?
MK:Dopiero co przyjechałam do Kijowa i zaczynałam rozumieć świat. Ciekawe jest to, że wszyscy byli przeciwko Janukowyczowi, przeciwko temu rządowi. Pomyślałam sobie: "A w Donbasie wszyscy głosowali na Janukowycza. Co jest z nim nie tak?". Majdan miał oczywiście bardzo silny wpływ na mnie. Z jednej strony był przerażający, z drugiej strony zobaczyłam, jak odważni są Ukraińcy. Są gotowi iść do końca, ponieważ nie chcą żyć w tym reżimie, nie chcą żyć w niewoli, nie chcą istnieć pod rządami Rosji. Przeszłam na język ukraiński. W tym czasie rozmawiałem ze znajomym z obwodu ługańskiego:
- Czy mówisz mówić po naszemu?
- Mówię po ukraińsku!
- Możesz?
- Nie, nie mogę.
TLM: Dlaczego chciałaś zostać aktorką? Czy Twoja rodzina wspierała Twój wybór?
MK: Kiedy byłam mała, dawałam koncerty na ulicy, na które zapraszałam sąsiadów, uczęszczałam też do domu kultury. Po dziewiątej klasie zaproponowano mi pójście do szkoły teatralnej w Ługańsku, ale ja chciałem studiować w Kijowie. W odpowiedzi usłyszałam, że nie dostanę się na państwowy uniwersytet w stolicy bez pieniędzy i kontaktów. Ale mój ojciec bardzo we mnie wierzył i wspierał. Zawsze byłam kreatywna, ale ponieważ żyliśmy w biedzie, nie mogłam studiować w szkole muzycznej, nie mogłam chodzić na tańce, bo nie mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy. To jest mój dramat z dzieciństwa.
Na uniwersytet się nie dostałam. Przez 3 lata pracowałam w różnych zawodach: byłam sprzątaczką, sprzedawczynią. W tym okresie zmarł mój ojciec. Byłam zestresowana, zapomniałam o moim pragnieniu bycia aktorką, po prostu pracowałam i jednocześnie studiowałam w Akademii Personalnej. I wtedy jeden z nauczycieli powiedział mi, że powinnam iść do szkoły teatralnej. Spróbowałam jeszcze raz i dostałam szansę.
TLM: Co dały ci lata, które spędziłaś po szkole, pracując jako sprzątaczka?
MK: W aktorstwie chodzi o duszę, o serce, o doświadczenie. Nie mówię, że trzeba być narkomanem, żeby zagrać narkomana. Ale trzeba być bardzo wrażliwym na życie, na ludzi, na siebie. Kiedy przechodzisz przez tak trudne etapy, łatwo będzie płakać na scenie, ponieważ mówisz o życiu - i jest w tym szczerość.
TLM: Kiedy po raz pierwszy zobaczyłaś wojnę?
MK: W 2015 roku zmarła moja babcia i pojechałam do mojej rodzinnej Kreminnej. Nasz autobus został zatrzymany i sprawdzony przez żołnierzy. To było moje pierwsze spotkanie z wojną. Widziałam ludzi, którzy bardzo się bali. Teraz nie wiem, kiedy znów tam pojadę. Druga moja babcia nie chciała wyjeżdżać. Rosjanie zatrzymali się w moim domu, gdzie mieszkała mama mojego taty. Zabrali stamtąd wiele rzeczy. A ja po prostu chcę tam pojechać, do tego domu, z którym mam wiele wspomnień.
TLM: Jak przeżyłaś inwazję na pełną skalę?
MK: Jechałam pociągiem z Zakarpacia do Kijowa. To było przerażające. Wpadłam w panikę. Nie było połączenia, do nikogo nie można było się dodzwonić. Moim najważniejszym zadaniem było zadzwonić do całej mojej rodziny i zebrać ich wszystkic, abyśmy mogli być razem.
Udało nam się odebrać rodzinę i zabrać ją na Zakarpacie. Ciągle czytaliśmy i oglądaliśmy wiadomości. Potem postanowiliśmy z mężem pojechać do Lwowa. Po prostu chodziłam po mieście, szukając siedziby organizacji humanitarnych, poszłam na dworzec kolejowy i pracowałam tam jako wolontariuszka. Ludzie przyjeżdżali z całego kraju. Niektórzy zostawali, inni jechali dalej. Ludzie czekali przez długi czas, siedząc na dworcu przez dzień lub dłużej, a my po prostu z nimi rozmawialiśmy.
Potem zaangażowałam się w pomoc humanitarną. Pewnego dnia wykorzystałam swoje znajomości. Zadzwoniłam do jednego z deputowanych i powiedziałam: "Jestem Honorowym Artystą Ukrainy, czy mógłbyś nas wesprzeć, mam ludzi z Zaporoża, którzy naprawdę potrzebują pomocy". Zadziałało dwa razy, ale za trzecim razem odmówił (śmiech).
TLM: Jak wpadłaś na pomysł założenia własnej fundacji, Ukraińskiego Ruchu Artystycznego?
MK: Marzyłam o tym jeszcze przed wielką wojną. Potem zaczęłam się zastanawiać, komu to teraz potrzebne? Był jednak bardzo ważny moment: w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę zadzwoniłem do moich kolegów artystów i zapytałem, czy nie potrzebują pomocy. Ponieważ nie ma pracy, nie ma filmowania - z czego żyć, co jeść? A twórczym ludziom bardzo trudno jest powiedzieć, że czegoś brakuje. Więc wysłaliśmy im paczki. Byli bardzo szczęśliwi. Kiedy troszczysz się o cały świat, to świetnie, ale najpierw pomóż temu, kto jest obok ciebie. Dzieci są takie same. Przed wojną miały marzenia, nadzieje, były kreatywne. I potrzebują teraz, by podać im rękę, zorganizować spotkania, warsztaty. Dać narzędzia realizacji. Chodzi o ich życie. Kiedy w przyszłości będą wspominać wojnę, zapamiętają te warsztaty, tę szansę, którą dostali. Dlatego musiałam to zrobić. Dziś trudno zebrać pieniądze dla wojska, a wyobraź sobie jak trudno zebrać pieniądze na instrumenty dla dzieci.Ale robimy to. Chociaż nie na taką skalę, na jaką byśmy chcieli.
TLM: Opowiedz o jakimś punkcie zwrotnym w czasie wojny? Kiedy na przykład zrozumiałaś, że wojna nie skończy się szybko i wszystko się zmieniło?
MK; Wiem, że wojna szybko się nie skończy. Z jednej strony mnie to przeraża, mam 30 lat. Mój mąż i ja chcemy mieć dzieci. Jeszcze przed wojną myślałam: wystawimy, a potem pójdę na urlop macierzyński. Zaczęła się wojna i przestraszyłam się: co jeśli coś się stanie? Nie chcę opuszczać Ukrainy. Strach przed nieznanym mnie przeraża. Chcieliśmy kupić dom, a potem pomyśleliśmy: a co jeśli jutro go stracimy? Teraz pracuję z psychologiem, rozmawiam o wszystkim i jest trochę łatwiej. Chcę być zdrowa psychicznie. Zmęczenie jest normalne.
TLM: A najstraszniejszy moment?
MK: Najgorsze jest, gdy coś dzieje się twojej rodzinie i nie możesz jej pomóc. To straszne, kiedy myślę o moim partnerze Zakharze (aktor Teatru im. Iwana Franki Zakhar Nechypor zaginął na froncie - red.), o którym nie mamy żadnych informacji od sześciu miesięcy. Strasznie jest myśleć o tych kobietach, które są w niewoli. Kiedy o tym myślę, jeszcze bardziej uświadamiam sobie, że najważniejsza jest wolność.
TLM: Jak widzisz przyszłość Ukrainy?
MC: Wolną. Nawet teraz Ukraina jest silna. Najważniejsza jest wolność.
Redaktorka i dziennikarka. Studiowała politologię na Narodowym Politechnice Tarasa Szewczenki, dziennikarstwo telewizyjne na Kijowskim Narodowym Uniwersytecie Kultury i Sztuki, a także reklamę i public relations w Kijowskim Instytucie Politechnicznym im. Igora Sikorskiego. Badała przywództwo polityczne kobiet w Ukrainie, a także aspekty przestrzegania standardów dziennikarstwa w warunkach wojny. Była zastępczynią redaktora naczelnego kanału telewizyjnego Espresso. Nagrodzona Orderem „Za Zasługi” III stopnia.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!