Exclusive
20
min

Krokodyl, co chciał zjeść słońce

Nie chodzi tylko o ukraińskie kobiety i dzieci na wakacjach czy o ukraińskich weteranów przechodzących rehabilitację. Sami Europejczycy nie mogą czuć się bezpiecznie. w swych domach, dopóki Rosjanie swobodnie wędrują po Europie

Maria Górska

Po inwazji na pełną skalę nie wszystkie kraje europejskie ograniczyły wjazd rosyjskim turystom. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Tego lata od portugalskiej części naszej ukraińskiej rodziny otrzymaliśmy zaproszenie na Maderę. Kiedy kupiłam bilety i powiedziałam w redakcji o podróży, Jerzy, mój Polski wydawca, spojrzał na mnie uważnie i rzekł:

– Uważaj. Wojna z Rosją toczy się nie tylko na terytorium Ukrainy.

Natychmiast przypomniałam sobie historię zamordowania przez rosyjskiego Z-patriotę dwóch ukraińskich żołnierzy przechodzących rehabilitację w Niemczech.

Szczerze mówiąc, podróżując za granicę, nie czuję się bezpiecznie już od 2014 roku. 

Na przykład w Turcji trzy lata temu:

Rosjanie bezceremonialni, niegrzeczni, wszędzie wpychają się pierwsi, naruszają twoją przestrzeń osobistą

Covidowa zasada zachowania półtora metra dystansu ich nie dotyczy. Czują, że wszędzie rządzą, irytuje ich jak cholera demonstracyjna niechęć do odpowiadania im po rosyjsku. Blondynka po trzydziestce długo i ze złością pytała mnie, dlaczego nie mówię do niej po rosyjsku:

– Rozumiesz rosyjski!

– Tak, oczywiście.

– To dlaczego mówisz do mnie po angielsku?

– Możemy mówić po ukraińsku.

– Nie rozumiem twojego języka!

– Dlatego mówimy po angielsku!

„Plaże bez Rosjan” to najpopularniejsze zapytanie w ukraińskim Internecie latem. Zdjęcie autorki.

Dziś Ukraińcy wolą kurorty bez Rosjan. To inwazja spowodowała kolosalną ewolucję w naszym światopoglądzie.

Zarówno w kraju, jak za granicą rzadko spotkasz Ukraińców mówiących po rosyjsku. Być może w domu, między sobą, nadal przechodzą na rosyjski.

W przestrzeni publicznej coraz częściej identyfikują się ze swoim językiem ojczystym. To bardzo ważne nie tylko dlatego, że można rozpoznać swoich, ale także po to, by w porę usłyszeć wroga

Lato 2024 roku, jesteśmy na Maderze. Przypomina mi się mój ulubiony esej Iryny Cilyk, filmowczyni, o mapie barszczu. To mapa, która powstaje, gdy spotykasz się z rodziną w dowolnym miejscu na świecie i idziesz tam na barszcz. Naszym punktem na mapie jest miasto Funchal, a barszcz ugotowała żona mojego brata, która jest tu ze swoimi dziećmi. Siedzimy na balkonie na 7 piętrze, patrzymy na miasto z góry, omawiamy wieści z domu i jemy.

Spędzamy tu 2 tygodnie, podczas których zwiedzamy miasto, chodzimy w góry i oczywiście odpoczywamy na plażach.

Dzieci Marii Górskiej na plaży w Portugalii. Foto: Archiwum osobiste.

Czasami słyszę mój ojczysty język – to rozgrzewa moje serce.

Częściej jednak słyszę rosyjski:

– Lena, pospieszmy się, po drodze musimy zatrzymać się w supermarkecie.

– Lesz, poczekaj, jeszcze nie skończyłam wina.

W takich przypadkach mój mózg włącza tryb awaryjny – mówię głośno po ukraińsku, demonstrując:

Jestem Ukrainką i jestem z tego dumna, żyję pomimo waszych rakiet i armii morderców, gardzę wszystkim, co rosyjskie, wierzę w Siły Zbrojne Ukrainy i w Zwycięstwo! Bójcie się nas, bo my jesteśmy wolni, a wy jesteście niewolnikami!

Dzieje się tak za każdym razem, ilekroć się na nich natknę. I nie mam nad tym żadnej kontroli: zwracam się do dzieci po ukraińsku lub po prostu śpiewam „Czerwoną kalinę”. Rosjanie rozmywają się i znikają za horyzontem albo patrzą na mnie jak na duch ojca Hamleta.

Tylko raz dzieje się inaczej.

Moja najstarsza córka i ja opalamy się na pływającym pomoście. Kątem ucha słyszę rosyjski. Siadam, rozglądam się i widzę niskiego, krzepkiego mężczyznę w średnim wieku, który z małym chłopcem włazi na pomost, trzymając pod pachą ogromnego dmuchanego krokodyla. Blizna przecina gniewną twarz mężczyzny, na jego nagim, nieopalonym torsie widać ślady starych ran. Niskim głosem wydaje swojemu dziecku krótkie rozkazy. Porusza się gwałtownie, agresywnie (myślę: „jak krokodyl”). W mojej głowie zapala się czerwone światło. W myślach szacuję odległość dzielącą nas od brzegu. Kalkuluję możliwe scenariusze. Rozumiem nierówność sił.

Jestem z córką, jestem matką, muszę chronić moje dziecko!

Krokodyl jest niebezpiecznie blisko. Nasze spojrzenia się spotykają. Jego oczy są zimne i ostre jak noże. W moich oczach wszystko jest jasne bez słów. Jego cienkie wargi drżą. Zaraz wydarzy się coś strasznego. Mija ułamek sekundy. On odwraca się do syna, wydaje kolejny rozkaz ostrym, automatycznym głosem. Chłopiec wskakuje do wody, krokodyl podąża za nim. Odwracam się. A potem, kiedy odwracam się ponownie w ich stronę, już ich nie ma – wtopili się w tłum wczasowiczów na plaży. Zniknęli.

Po inwazji nie wszystkie kraje europejskie ograniczyły wjazd rosyjskim turystom. Oprócz Polski odważyły się na to Łotwa, Litwa, Estonia i Finlandia. Kraje, z którymi Ukraina jest w tym samym „klubie”, które dobrze pamiętają lekcje historii i do dziś odczuwają skutki rosyjskiej agresji w XX wieku.

Państwa Europy Zachodniej nadal przyjmują Rosjan, choć tylko na krótkoterminowych wizach turystycznych, po 2022 roku trzykrotnie droższych. Te dodatkowe 50 euro nie uniemożliwia jednak obywatelom kraju – agresora wygrzewania się na plażach Hiszpanii, Portugalii czy Riwiery Francuskiej.

Jedna z plaż francuskiego wybrzeża. Rosjanie nadal mogą otrzymać wizę turystyczną w krajach UE. Zdjęcie:Shutterstock

Jakież to dziwne: przez cały rok rosyjscy obywatele popierają Putina i jego mordy w Ukrainie, besztają „zgniły Zachód”, słuchają Sołowjowa i Skabejewej, oklaskują Zacharową, Ławrowa i Nebenzię – a potem jadą bawić się do Paryża, Barcelony i Lizbony.

Gdzie wydają swoje pieniądze Rosjanie, którzy wrócili z wojny, obmywając się we krwi Ukraińców? Ci, którzy gwałcili, mordowali, palili i torturowali?

Czy ktoś da gwarancję, że w ramach premii za swoje potworne zbrodnie nie dostają biletów do kurortów w Unii Europejskiej?

Wyobraź sobie, że jesteś ukraińskojęzyczną kobietą z obwodu kijowskiego, która przywiozła swoje dziecko na rehabilitację do jednego z unijnych krajów – a metr od ciebie spędza urlop wagnerowiec albo żołnierz pskowskiego 234 Pułku Lotnictwa Szturmowego, który w Buczy albo Moszczunie pozostawił po sobie doły ze zwłokami.

Nie chodzi tylko o ukraińskie kobiety i dzieci na wakacjach czy o ukraińskich weteranów przechodzących rehabilitację. Sami Europejczycy nie mogą czuć się bezpiecznie w swych domach, dopóki Rosjanie swobodnie wędrują po Europie. Zwłaszcza że ostatnio dzięki Viktorowi Orbanowi otrzymali prawo do pracy i sprowadzania swoich rodzin do Unii.

Węgry muszą zaprzestać swoich prowokacji, które podważają bezpieczeństwo UE i umożliwiają rosyjskim agentom infiltrowanie Europy. Zachodnia Europa musi się obudzić i zdać sobie sprawę, że dla dzikusów nie ma miejsca w kurortach cywilizowanego świata. Europejczycy nie powinni spotykać się na wakacjach z gwałcicielami i mordercami.

Nie oczekuj, że na czas urlopu krokodyl przejdzie na wegetarianizm. W każdej chwili może i Tobie rzucić się do gardła.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Czego musi zabraknąć Rosjanom, by wyszli na ulice

Ексклюзив
20
хв

Rok 2024. Paradoks ukraińskiej odporności

Ексклюзив
20
хв

Paweł Kowal: Problem korupcji w Ukrainie zostanie rozwiązany po jej przystąpieniu do UE

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress