Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Odrzucenie to skutek niewiedzy i niezrozumienia. Zdjęcie autorki
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Ostatnio na placu zabaw mój Mark przypadkowo popchnął roczne dziecko. Ma 5 lat, ale jest bardzo niezdarny, a dziewczynka dopiero zaczęła chodzić. Zwykle trzymam syna z dala od innych dzieci, bo i jego zachowanie, i zachowanie innych maluchów może być nieprzewidywalne. Ale tego nie przewidziałam. Tata dziewczynki wpatrywał się w swój telefon, a gdy usiadła na pupie w pieluszce i ze strachu głośno zapłakała, podniósł wzrok znad ekranu, podszedł do mojego syna i złapawszy go za skórę, zapytał po ukraińsku: „Dlaczego jej dotykasz? Jesteś już dorosły”. A potem rzucił w moją stronę: „Wyjaśnij mu, żeby nie czepiał się małych dzieci. Trzeba lepiej pilnować, mamo!".
Byłam przerażona, bo nikt wcześniej tak mojego syna nie złapał. Ale wzięłam się w garść i odpowiedziałam: „Przepraszam, nie zwróciłam uwagi. Dziecko ma autyzm i pana nie zrozumie”.
To dlaczego chodzi na plac zabaw dla normalnych dzieci? Mamy być zagrożeni z powodu ludzi takich jak wy?
Wszystko we mnie zaczęło dygotać, ale złapałam oddech i spokojnie zapytałam: „Dlaczego nie jest pan w Bachmucie? Dlaczego pan nas nie chroni, tylko kłóci się ze mną tutaj i mówi mi, gdzie mam chodzić z dzieckiem?”.
Miałam wrażenie, że eksploduje z wściekłości. Ale inni zwrócili już uwagę na naszą kłótnię, więc zabrał córkę i sobie poszedł, życząc mi na odchodnym, bym „sama poszła na front, zamiast rodzić niepełnosprawne dzieci”.
Najbardziej zasmuca mnie to, że takie rzeczy mówią Ukraińcy. Nawet niektórzy moi znajomi potrafią gadać za moimi plecami: „Najstarszy syn jest taki mądry, ale potem urodziła takie dziecko, że teraz będzie ciężarem na całe życie”. Nawiasem mówiąc, nigdy nie słyszałam takich słów od Polaków czy ogólnie – od Europejczyków.
Wręcz przeciwnie, zwracają uwagę na mocne strony Marka i zawsze znajdą coś, za co mogą go pochwalić. Starają się przystosować dzieci ze specjalnymi potrzebami do życia w społeczeństwie. Na przykład w przedszkolu terapeutycznym, do którego uczęszcza mój syn, dzieci są okresowo zabierane do fryzjera, sklepu, na wycieczki i pokazywane światu – żeby nasze szczególne dzieci się go nie bały.
Sprzedawca na warszawskim targu, gdzie kupujemy owoce, za każdym razem częstuje Marka, próbując spojrzeć mu w oczy i nawiązać kontakt (osoby z autyzmem mają z tym trudności), a konsjerż przy wejściu zawsze znajdzie powód, by choć przez chwilę z nim porozmawiać.
Na początku mojego życia w Polsce było to dla mnie niezwykłe, bo w domu w najlepszym wypadku ludzie po prostu nas ignorowali, a w najgorszym nazywali dziecko „kłębkiem problemów” i pytali, czy są szkoły z internatem, gdzie można by zostawić syna i zabrać go na weekend. Bo tak niewygodnie się z nim żyje.
Kiedy jesteś matką wyjątkowego dziecka, wydaje się, że powinnaś być wdzięczna za to, że ono może chodzić do szkoły lub że ktoś bawi się z nim jak ze zwykłym dzieckiem, ignorując jego odmienność. Każdy spacer na plac zabaw jest stresujący i stanowi wymówkę dla czegoś, co nie jest niczyją winą.
Moja historia nie jest wyjątkowa. Każda matka wyjątkowego dziecka może napisać książkę o podobnych sytuacjach. Ta przepaść między normatywnym a zróżnicowanym światem jest czasami przerażająca – aż do poziomu paniki. Ale to odrzucenie wynika z braku wiedzy i niezrozumieniu sytuacji.
Dlatego chcę dać Ci kilka wskazówek, jak radzić sobie z cudzymi dziećmi z autyzmem. Nie uniwersalnych, bo każde z nich jest inne, ale tak skutecznych, jak to tylko możliwe.
Jak radzić sobie z cudzym dzieckiem z autyzmem?
1. Jeśli jesteś w pobliżu osoby z autyzmem, po prostu bądź przyjazny. Staraj się nawiązać kontakt wzrokowy i dopiero go nawiązawszy porozmawiaj z nią lub wytłumacz jej coś. Kiedy dziecko z autyzmem nie patrzy Ci w oczy, to po prostu Cię nie słyszy.
2. Staraj się chwalić swoje dziecko bez skupiania się na jego diagnozie. Jako matka chłopca z autyzmem, naprawdę chciałabym żyć w sposób, w którym nie będziemy obiektem politowania i nie będziemy uważani za chorych. Autyzm nie jest chorobą, ale stanem psychicznym. Dzieci z autyzmem nie są agresywne. Mogą być niezdarne, z nietypowymi reakcjami wobec innych – ale są bardzo szczęśliwe, gdy są chwalone.
Co takiego jest w zachowaniu osób z autyzmem, że szokuje zwykłych ludzi i jest uważane za niebezpieczne?
1. Z powodu nerwowego zmęczenia, nadpobudliwości lub stresu dziecko z autyzmem może mieć załamanie nerwowe. Dla innych wygląda to jak dzika histeria i całkowita utrata samokontroli. W autystycznym mózgu to jak eksplozja nuklearna. Wydaje się, że cały układ nerwowy przegrzał się i reaguje na ten stan wybuchem energii. To tąpnięcie trwa kilka minut, po czym dziecko dochodzi do siebie, nie pamiętając, co się stało. Przypomina to napad padaczkowy. Nie da się przewidzieć załamania nerwowego. Jednak inni powinni wiedzieć, że nie są w niebezpieczeństwie. Dziecko może zrobić krzywdę tylko sobie.
2. Osoby autystyczne lubią powtarzać swoje działania. Nazywa się to stimmingiem. Pomaga to dziecku radzić sobie ze stresem. Skakanie bez przerwy, chodzenie w kółko, kręcenie się, dotykanie przedmiotów, klaskanie w dłonie, machanie rękami. To działa w podobny sposób, jak zgniatanie bąbelków w folii przekładanie w palcach paciorków różańca – uspokaja. Nie trzeba bać się bodźców. Nie mogą wyrządzić żadnej szkody.
3. Wokalizacje i echolalia. Oczywiście osoby „niebędące w temacie” są zaskoczone, przestraszone, a nawet zirytowane zestawem dźwięków o zróżnicowanej intonacji lub niekończącym się powtarzaniem fraz z ulubionych kreskówek. Nawet matki nie zawsze mogą sprawić, by ich dzieci przestały piszczeć lub nucić różne dźwięki. Często powoduje to wyśmiewanie ze strony innych dzieci. Ważne jest, aby wyjaśnić dzieciom, że ludzie bywają inni.
4. Pragnienie wrażeń dotykowych. Nie wszystkie dzieci z autyzmem nie lubią dotykania. Niektóre wymagają przytulania, poklepywania po plecach lub głaskania po głowie. Mogą o to prosić zupełnie obce osoby. Oczywiście możesz się nie zgodzić, ale nie powinieneś niegrzecznie odpychać dziecka. Aby w takim momencie odwrócić uwagę osoby autystycznej, możesz wziąć jej kciuk lub poklepać ją po ramieniu, a potem odejść.
5. Osoby z autyzmem mogą powtarzać słowa rozmówcy dziesiątki razy lub wyrażać emocje w nieoczekiwany sposób. Na przykład płacząc, gdy są chwalone lub otrzymują prezent.
Dziennikarka, specjalistka ds. PR. Jest mamą małego geniusza z autyzmem i założycielką klubu dla mam PAC-Piękne Spotkania w Warszawie. Prowadzi bloga i grupę TG, gdzie wspólnie ze specjalistami pomaga mamom dzieci specjalnych. Pochodzi z Białorusi. Jako studentka przyjechała na staż do Kijowa i została na Ukrainie. Pracowała dla dzienników Gazeta po-kievske, Vechirni Visti i Segodnya. Uwielbia reportaż i komunikację na żywo.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Ale podobieństwa między tamtym momentem a obecnym są głębsze i warto się nad nimi zastanowić. Symetria między Niemcami a Czechosłowacją w 1938 r. i Rosją a Ukrainą w 2022 r. jest niesamowita, a zatrzymanie się na chwilę nad podobieństwami może pomóc nam spojrzeć na dzisiejsze czasy z szerszej perspektywy. Jesteśmy więźniami, teraz bardziej niż kiedykolwiek, plotek, dezinformacji i emocji chwili. Historia może dać nam przynajmniej spokojniejszą perspektywę. I tak zastanówmy się:
Hitler negował legalność państwa czechosłowackiego. Jako kanclerz Niemiec systematycznie zaprzeczał, że państwo to ma prawo istnieć. Chociaż jej przywódcy zostali wybrani w demokratycznych wyborach, twierdził, że nie mają prawa rządzić. Ponieważ jej mieszkańcy mówili różnymi językami, twierdził, że nie ma czegoś takiego jak obywatele Czechosłowacji. Hitler argumentował, że sama Czechosłowacja była sztuczna, była wynikiem historycznego punktu zwrotnego, który nigdy nie powinien mieć miejsca, czyli ugody po I wojnie światowej. Twierdził, że istnienie mniejszości narodowej daje mu prawo do interwencji w czechosłowacką politykę. W maju 1938 r. nakazał swojej armii przygotowania do szybkiego uderzenia na Czechosłowację. Aktywował również swoich agentów wewnątrz kraju. 12 września Hitler wygłosił porywające przemówienie do Niemców na temat całkowicie fikcyjnej eksterminacji mniejszości niemieckiej w Czechosłowacji. Wiemy, co było dalej: Wielka Brytania i Francja, wraz z Niemcami i Włochami, zdecydowały w Monachium 30 września, że Czechosłowacja powinna oddać Niemcom kluczowe terytoria przygraniczne. Były to najbardziej obronne części kraju. Przywódcy Czechosłowacji, choć nie konsultowano się z nimi, zdecydowali się zaakceptować podział swojego kraju.
Premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain z niemieckim ministrem spraw zagranicznych Joachimem von Ribbentropem w Monachium, 15 września 1938 r. Zdjęcie: ASSOCIATED PRESS/Eastern News
Aby zobaczyć, gdzie jesteśmy teraz, pomocne może być jednak wyobrażenie sobie, jak sprawy mogły potoczyć się inaczej. A zatem, paragraf kontrfaktyczny, kursywą:
Przywódcy Czechosłowacji zdecydowali się stawić opór. Chociaż powszechnie oczekiwano, że prezydent Benesz ucieknie do zagranicznej stolicy i utworzy rząd na uchodźstwie, pozostał on w Pradze. Jego pozycja była silniejsza niż mogłoby się wydawać. Czechosłowacja, choć była nowym państwem i mało znanym europejskim potęgom, była dobrze prosperującą demokracją i potęgą przemysłową. Miała najlepszy przemysł zbrojeniowy w Europie, a seria fortyfikacji poprawiła naturalną obronę zapewnianą przez pasmo górskie na granicy z Niemcami. Chociaż w stolicach Europy mądre głowy spodziewały się, że Niemcy dotrą do Pragi w trzy dni, w rzeczywistości Wehrmacht zaciął się w górach. Wojna sudecka była w toku.
Europejska opinia publiczna zwróciła się przeciwko agresorom. Niemcy zostały zmuszone do sprowadzenia wojsk z innych sektorów, a następnie do mobilizacji większej liczby żołnierzy. W środku wojny o niepewnym wyniku było to niepopularne. Widząc sukces czechosłowackiego ruchu oporu, Brytyjczycy i Francuzi zaczęli udzielać pomocy, finansowej, a następnie wojskowej. Amerykanie pomogli Brytyjczykom pomóc Czechosłowakom. Francja ponownie zajęła terytoria, które kilka lat wcześniej pozwoliła zająć Niemcom. Rok po rozpoczęciu tzw. wojny sudeckiej Hitler zdecydował, że potrzebuje szybkiego zwycięstwa, aby zabezpieczyć swoją pozycję wewnętrzną i zastraszyć europejskie mocarstwa. Pod przykrywką kolejnej mobilizacji zarządził inwazję na polskie terytoria bałtyckie. Nie był jednak w stanie utrzymać operacji w tajemnicy. Niemcy zaczęli protestować. Polacy mieli czas na przerzucenie wojsk ze swojej wschodniej granicy. Hitler musiał odwołać operację. W międzyczasie Czechosłowacy wykorzystali chaos do przeprowadzenia serii zrzutów spadochronowych za linie niemieckie. Niemcy wyszli na ulice domagając się pokoju. Wojna sudecka dobiegła końca.
Z pewnością nie możemy powiedzieć szczegółowo, co mogło się wydarzyć. Gdyby jednak Czechosłowacja stawiła opór, możemy być całkiem pewni, że nie doszłoby do II wojny światowej, a przynajmniej nie takiej, jakiej Europa doświadczyła we wrześniu 1939 roku.
Wojna z Czechosłowacją w 1938 roku byłaby naprawdę trudna dla Niemców. Hitler nie blefował, ale jego armia nie była gotowa. Podział Czechosłowacji bez walki znacznie ułatwił mu sprawę. Kiedy Niemcy zaatakowały Polskę we wrześniu 1939 r., wykorzystały nienaruszone czechosłowackie czołgi i inną czechosłowacką broń. Kontrolował również czechosłowackie zasoby gospodarcze i ludzkie. Gdyby Czechosłowacja stawiła opór, tak by się nie stało. Nawet zakładając, że Czechosłowacja zostałaby ostatecznie pokonana przez Niemcy, nie ma możliwości, aby Niemcy były w stanie tak szybko ruszyć przeciwko Polsce. Ponadto: kiedy Niemcy napadły na Polskę we wrześniu 1939 r., były zależne od sojuszu ze Związkiem Radzieckim, przypieczętowanego w sierpniu tego roku umowami zapamiętanymi jako pakt Ribbentrop-Mołotow. Gdyby Czechosłowacja stawiała opór, tym trudniej byłoby Sowietom wybrać tę najbardziej aktywną formę łagodzenia nazistów. Nie jest jasne, czy Niemcy odważyłyby się w ogóle zaatakować Polskę bez sowieckiego wsparcia.
Rozsądne wydaje się więc założenie, że Niemcy zostałyby co najmniej spowolnione i pozbawione prestiżu i pewności siebie, które wynikały z kolejnych piorunujących zwycięstw nad Polską w 1939 roku, a następnie nad Francją w 1940 roku. Czechosłowacki opór sprawiłby, że uspokojenie Hitlera, do tego czasu główny nurt polityki europejskiej, stałoby się prawie niemożliwe.
Rozważmy teraz niektóre z głębszych podobieństw między rokiem 1938 a 2022. Zbieżność dwóch spotkań w Monachium jest częścią dwóch dłuższych historii, niesamowicie podobnych.
Putin zaprzeczył legalności państwa ukraińskiego. Chociaż jego przywódcy zostali wybrani w demokratycznych wyborach, twierdził, że nie mają prawa rządzić. Ponieważ jej mieszkańcy mówili różnymi językami, twierdził, że nie ma czegoś takiego jak ukraińscy obywatele. Hitler argumentował, że sama Ukraina jest sztuczna, jest wynikiem historycznego punktu zwrotnego, który nigdy nie powinien się wydarzyć, upadku Związku Radzieckiego. Twierdził, że istnienie mniejszości narodowej daje mu prawo do interwencji w politykę Ukrainy. W pewnym momencie w 2021 r. nakazał swojej armii przygotowanie się do szybkiego uderzenia na Ukrainę. Aktywował również swoich agentów wewnątrz kraju. W serii grudniowych przemówień Putin przedstawił preteksty do nadchodzącej inwazji na Ukrainę.
Tutaj oś czasu zmienia się w inny sposób. Na początku 2022 r. wydarzyło się coś, czego niewiele osób poza Ukrainą się spodziewało.
Przywódcy Ukrainy postanowili stawić opór. Choć powszechnie oczekiwano, że prezydent Zełenski ucieknie do zagranicznej stolicy i utworzy rząd na uchodźstwie, on pozostał w Kijowie. Jego pozycja była silniejsza niż mogłoby się wydawać. Chociaż Ukraina była nowym państwem i mało znanym europejskim mocarstwom, była demokracją i potęgą przemysłową. Miała jeden z najlepszych przemysłów zbrojeniowych w Europie, a jej dowódcy mieli plan, aby pozwolić siłom rosyjskim na penetrację, a następnie otoczyć je i zniszczyć. Chociaż mądre głowy w Moskwie i Waszyngtonie spodziewały się, że Rosjanie dotrą do Kijowa w ciągu trzech dni, w rzeczywistości Rosjanie zostali pokonani pod Charkowem i Kijowem, chociaż osiągnęli znaczące zyski na południowym wschodzie. Do końca 2022 roku Ukraina odzyskała około połowy terytoriów zajętych przez Rosję w pierwszych tygodniach wojny. Europejska opinia publiczna zwróciła się przeciwko agresorom. Ułaskawienie Rosji stało się trudne. Rosja została zmuszona do sprowadzenia wojsk z innych sektorów, a następnie do zwrócenia się o pomoc do Chin, Iranu i Korei Północnej.
Tym razem bez kursywy: tak właśnie się stało.I te wydarzenia dają nam poczucie tego, co mamy do stracenia.
Trzy lata później wynik wojny pozostaje niepewny. Pewne jest to, że nie rozpoczęła się żadna szersza wojna.
Ukraina zniszczyła znaczną część rosyjskich sił zbrojnych i odciągnęła rosyjskie wojska od granic NATO. Z pewną pomocą sojuszników, w efekcie wypełnia całą misję NATO własnymi siłami zbrojnymi i bez członkostwa w NATO. Pośrednio, ale znacząco, Ukraina przyczyniła się do upadku Assada w Syrii, odciągając rosyjskie lotnictwo i inne siły.
Stawiając opór, Ukraina zmniejszyła również prawdopodobieństwo innych wojen agresywnych. Chociaż pozostało to w dużej mierze niezauważone, Ukraińcy powstrzymali również rozprzestrzenianie się broni jądrowej. Rosja stosowała blefy nuklearne przez całą wojnę. Ignorując je i opierając się konwencjonalnej inwazji przy użyciu konwencjonalnej siły, Ukraina zakomunikowała światu, że broń nuklearna nie jest konieczna, aby oprzeć się potędze nuklearnej. To, podobnie jak wiele innych rzeczy, zależało od ciągłej zdolności Ukrainy do walki.
Chociaż nigdy nie można być pewnym, dokąd dokładnie prowadzi kontrfaktyczny przykład, wydarzenia w Czechosłowacji w 1938 roku pomagają wyjaśnić stawkę wojny w Ukrainie. W pierwszym przypadku oś czasu doprowadziła do wojny światowej, ponieważ niepotrzebne ustępstwa na rzecz Hitlera stworzyły możliwości, których inaczej by nie miał. Czechosłowacy, rzecz jasna, nie ponosili za to głównej winy. Gdyby Wielka Brytania i Francja nie dołączyły do Włoch i Niemiec w porozumieniu monachijskim, Czechosłowacji byłoby znacznie łatwiej stawić opór. Moim zdaniem Czechosłowacja nadal mogłaby to zrobić, a tym samym zapobiegłaby wojnie światowej. Należy jednak pamiętać, że wielkie mocarstwa również ponoszą odpowiedzialność.
Gdyby Czechosłowacja podjęła działania w celu zapobieżenia wojnie światowej, jest bardzo mało prawdopodobne, by czyjakolwiek wyobraźnia sięgnęła tak daleko. Jest bardzo mało prawdopodobne, że ktokolwiek podziękowałby Czechosłowakom za zapobieżenie temu, co się nie wydarzyło. Zamiast tego historia odnotowałaby wojnę sudecką, wojnę środkowoeuropejską lub coś podobnego. Warto o tym pamiętać.
Nie doceniamy tego, czemu zapobiegli Ukraińcy. Brakuje nam wyobraźni, a może hojności, która jest potrzebna, aby dostrzec nasze własne interesy.
Nikt na szczytach Musk-Trump, jak przypuszczam, nie zastanawia się nad tym, co by się stało, gdyby Ukraina nie stawiała oporu, ani co się stanie, jeśli amerykańska polityka uniemożliwi ten opór. Z jakiegoś powodu większość wysokich urzędników w administracji Trumpa przyjęła coś, co przypomina rosyjski pogląd na wojnę. Ale Rosja może wygrać tylko wtedy, gdy zostanie uspokojona, co oznacza pomoc. Po trzech latach Amerykanie wydają się spieszyć do Monachium, by uspokoić agresora. (Z wyjątkiem sekretarza stanu Marco Rubio, którego samolot, jak donoszą doniesienia, miał problem mechaniczny).
Jeden ze sposobów, w jaki można spojrzeć na obecny stan rzeczy, jest następujący: Ukraińcy utrzymują nas w swego rodzaju zawieszeniu w roku 1938, który trwa już trzy lata. Rok 1938 był daleki od ideału, ale był znacznie lepszy niż rok 1939 i wojna światowa. Stawiając opór, zasadniczo na własną rękę, Ukraińcy stworzyli oś czasu, która w przeciwnym razie by nie istniała. Reszta z nas, choć żyje w tej linii czasu, niewiele zrobiła, by na nią zasłużyć.
Jeden ze sposobów, w jaki można spojrzeć na obecny stan rzeczy, jest następujący: Ukraińcy utrzymują nas w swego rodzaju zawieszeniu w roku 1938, który trwa już trzy lata. Rok 1938 był daleki od ideału, ale był znacznie lepszy niż rok 1939 i wojna światowa. Stawiając opór, zasadniczo na własną rękę, Ukraińcy stworzyli oś czasu, która w przeciwnym razie by nie istniała. Reszta z nas, choć żyje w tej linii czasu, niewiele zrobiła, by na nią zasłużyć.
Niezależnie od innych motywów administracji Trumpa w uspokajaniu Rosji, ten brak uznania jest jednym z nich.
Trump, jego wiceprezydent, człowiek, który sprawuje władzę (Musk) i ogólnie ich środowiska mają tendencję do traktowania Ukrainy jako pewnego rodzaju irytacji, jako problemu, a nie jako rozwiązania. Są bardzo daleko od zrozumienia, że Ukraina powstrzymała chaos i wojnę daleko poza swoimi granicami. A może, w niektórych przypadkach, obwiniają Ukrainę za to osiągnięcie, ponieważ chcą wojny i chaosu.
Jakkolwiek by nie było, polityka Trumpa, przynajmniej w ciągu ostatnich kilku dni, była wyścigiem ustępstw. Próbował uczynić normalną rozmowę z Putinem. Jego administracja publicznie powiedziała, co Ukraina musi zrobić. I znowu, niezależnie od motywów, logika operacyjna jest taka: przyznanie ziemi agresorowi, ograniczenie suwerenności zaatakowanego kraju.
Historia może pomóc nam zapamiętać pewne wzorce przyczynowości. Może również, co być może ważniejsze, przypomnieć nam, że wiele rzeczy jest możliwych, w tym rzeczy, które, na dobre lub na złe, w rzeczywistości się nie wydarzyły. Od decyzji kilku osób w krytycznym momencie może zależeć przejście od jednego łańcucha wydarzeń do drugiego.
Amerykańscy i rosyjscy negocjatorzy w Monachium nie dostrzegą żadnej ironii. Rosyjscy dyplomaci zostali przeszkoleni, aby wierzyć, że rok 1938 był skierowany przeciwko Związkowi Radzieckiemu, a zatem, że to oni byli prawdziwymi ofiarami - co jest w zasadzie putinowską interpretacją historii. Ludzie, którzy instruowali amerykański zespół, raczej nie wiedzieli, co wydarzyło się w Monachium we wrześniu 1938 roku.
Nie trzeba jednak ironii, ani nawet historii, aby dostrzec zasadniczo logiczny problem z uspokojeniem Putina teraz.
Rosja jest agresorem. Rosja otwarcie mówi, że jej cele wojenne wykraczają daleko poza to, co osiągnęła obecnie. Rosja jest zainteresowana przerwą w wojnie, ponieważ radzi sobie słabo i ponieważ jej przywódcy uważają, racjonalnie, że zawieszenie broni zakończy wsparcie USA dla Ukrainy, odwróci uwagę Europejczyków i utrudni Ukrainie mobilizację ludności i zasobów po raz drugi do późniejszego rosyjskiego uderzenia. Rosja ma również naturalny interes w tym, by amerykańscy przywódcy rzekomo przyznali jej ukraińskie terytorium, w tym terytorium, którego nawet nie okupuje. Stanowi to precedens, że prawo międzynarodowe nie ma znaczenia i/lub że Ukraina nie jest prawowitym państwem chronionym przez takie prawo.
Uspokojenie Rosji, jeśli doprowadzi do rosyjskiego zwycięstwa teraz lub później, może bardzo dobrze stworzyć warunki do wojny światowej. Rosja, która zniszczy Ukrainę, w efekcie z amerykańską pomocą, będzie zupełnie innym krajem. Ukraińskie zasoby, podobnie jak zasoby Czechosłowacji w 1938 roku, uczyniłyby z agresora znacznie silniejszą potęgę.
Jest to niewygodny punkt, ale należy go wziąć pod uwagę. Ukraina ma najlepszą armię w Europie i najbardziej zaprawioną w bojach. Jest to jedyny kraj na Zachodzie, który stoczył poważną wojnę w tej dekadzie. Wprowadza innowacje szybciej, niż inni mogą je skopiować. Wszystko to, rolnictwo, minerały i porty mogą zostać utracone na rzecz Rosji. A potem, po pewnym czasie, Europa stanie w obliczu znacznie potężniejszego kraju, stworzonego do wojny, którego przywódcy wierzą, że wojna działa.
Rosyjskie zwycięstwo, zwłaszcza takie, które jest możliwe dzięki amerykańskiej dyplomacji, otwiera świat nie tylko na dalszą rosyjską agresję w Europie, ale na wojny agresji wszędzie. Prawie na pewno oznacza to również rozprzestrzenianie broni jądrowej, ponieważ zarówno przyszli agresorzy, jak i ci, którzy się ich obawiają, nauczą się, że broń jądrowa jest niezbędna.
Wojna rosyjsko-ukraińska jest straszna i powinna zostać zakończona. Ale ustępstwa to oczywista droga na skróty, która prowadzi do dłuższego i bardziej krwawego konfliktu. Nie byłoby tak trudno, przynajmniej w normalnych warunkach, zastosować amerykańską siłę, aby zakończyć wojnę Rosji w Ukrainie. Logika jest prosta: utrudnić działania Rosji i ułatwić je Ukrainie.
W tej chwili amerykańska polityka jest odwrotna.
Musk-Trump utrudnia Ukraińcom utrzymanie nas w naszym rozszerzonym 1938 roku. Oczywiście nie oznacza to, że amerykańska polityka będzie spójna, nie mówiąc już o sukcesie. Wojny nie da się powstrzymać bez udziału Ukrainy i Europy. Chęć szybkiego rozwiązania konfliktu najprawdopodobniej doprowadzi do nieoczekiwanych konsekwencji, do których Amerykanom najprawdopodobniej zabraknie cierpliwości. Chęć szybkiego porozumienia prowadzi do pośpiechu, który pomija ważne aspekty problemu.
Biorąc pod uwagę ogólny poziom niepokoju w całym rządzie federalnym, trudno sobie wyobrazić, że Amerykanie są bardzo dobrze przygotowani na te spotkania - chociaż Rosjanie będą. Amerykanie nie mogą oderwać oficjalnych samolotów od ziemi. Niżsi rangą urzędnicy próbują teraz zakwalifikować bardziej radykalne ustępstwa, które Trump i jego sekretarze obrony i stanu poczynili publicznie. Amerykański wiceprezydent miał spotkać się z ukraińskim prezydentem w Monachium. Ale teraz być może nie ma takiego zamiaru. Jest w tym wszystkim niepokojąca cecha "kto wie".
Niezależnie jednak od tego, jak potoczą się sprawy, pierwszym amerykańskim posunięciem pod rządami Muska-Trumpa była polityka ustępstw. Świadomie lub nie, i nie ośmielę się powiedzieć, który z nich, wybór ten popycha nas o krok w kierunku 1939 roku.
Byłą modelkę można nazwać najlepszym przykładem żony wpływowego i zamożnego mężczyzny. Perfekcyjna stylizacja, wysokie obcasy i kolekcja torebek Jane Birkin. Nic dziwnego, że gdy tylko stało się jasne, że Donald Trump po raz drugi wraca do Waszyngtonu, komentatorzy jednogłośnie uznali, że teraz to Amerykanka będzie kształtowała styl bycia wielu kobiet na świecie.
Mimo przeszłości modelki, również pozującej do rozbieranych zdjęć, Melanię trudno nazwać tylko ładną lalką
Dwukrotnie pierwsza dama. foto: AP/EAST NEWS
Gdy podczas kampanii prezydenckiej jeden z brytyjskich tabloidów wypomniał jej rzekomą przeszłość "panienki do towarzystwa" oburzona Melania złożyła pozew, wywalczyła oficjalne przeprosiny i odszkodowanie w wysokości około trzech milionów dolarów.
Takie kłamstwa można zwalić tylko na ludzką zawiść. Bo, jak się okazało, pani Trump wcale nie jest towarzyska. Nie miała nawet tradycyjnych druhen na swoim ślubie. Naprawdę blisko jest tylko z rodzicami i siostrą.
- Melania była jedną z najbardziej utytułowanych modelek i ma na koncie wiele sesji zdjęciowych, w tym okładki do najważniejszych magazynów. Działo się to, nim ją poznałam. W Europie takie zdjęcia są bardzo modne i powszechne - bronił swojej żony Trump.
Rzeczywiście, purytańscy amerykańscy dziennikarze najwyraźniej nie znali reality show z udziałem szwedzkiej księżniczki Sofii. Była modelka magazynów dla panów, której plakaty znajdowały się w kabinie każdego kierowcy ciężarówki, została wspaniałą żoną księcia Karola Filipa i matką czterech aniołków.
Melania i Donald po raz pierwszy spotkali się w 1998 roku w Nowym Jorku na imprezie towarzyszącej Tygodniowi Mody. Ówczesny przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych nie przyszedł na imprezę sam, ale z 25-letnią milionerką, spadkobierczynią marki kosmetycznej Celine Midelfart.
Gdy tylko blondynka poszła przypudrować nos, Trump wpadł przy barze na ciemnowłosą piękność. Zaiskrzyło między nimi na tyle mocno, że Trump poprosił o numer telefonu dziewczyny. Gdy modelka powiedziała, że sama do niego zadzwoni, a Donald dał jej swoją wizytówkę.
Melania Trump na okładce Vogue'a w 2005 roku
Kilka lat później Melania pozowała na okładce Vogue'a w sukni ślubnej autorstwa Johna Galliano i było to jedno z najbardziej udanych edycji magazynu.
Wiele osób chciałoby ponownie zobaczyć elegancką i silną żonę Trumpa na okładce. Na przeszkodzie stanęły jednak poglądy polityczne okropnej redaktorki Anny Wintour, która stanowczo odmówiła zrobienia okładki z żoną Trumpa podczas pierwszej kadencji i później. Michelle Obama miała trzy okładki, Jill Biden dwie. A Kamala Harris była częstym gościem w artykułach o silnych kobietach. W ciągu ostatnich ośmiu lat Melanii zaoferowano jedynie całostronicową rozkładówkę. Krnąbrna pierwsza dama grzecznie odmówiła i powiedziała, że ma mnóstwo czasu, może poczekać.
Mówi się jednak, że kierownictwo Conde Nast, które jest właścicielem Vogue'a, zamierza „zaprzyjaźnić się” z Donaldem Trumpem, więc możliwe, że Anna Wintour będzie musiała pójść na kompromis ze swoimi zasadami dotyczącymi Melanii. Jednak pierwsza dama może powiedzieć zimno: „nie”.
W wywiadzie udzielonym w 2020 roku Pete'owi Hegsethowi (obecnemu sekretarzowi obrony USA - red.) w Fox News, pani Trump powiedziała, że Vogue był wobec niej bardzo stronniczy. Hegseth zauważył nawet, że Wintour nienawidzi Republikanów, dlatego też Laura i Barbara, żony dwóch Bushów, nie miały takich okładek.
Anna Wintour musi więc teraz wybrać, co jest dla niej cenniejsze - jej lewicowe poglądy, czy wraz z pojawieniem się Melanii ma zamiar ogłosić oficjalny koniec programu „różnorodności i tolerancji”
Gdy fotografka pierwszej damy, Regine Mahaux, opublikowała oficjalny wizerunek pierwszej damy skomentowała: - Zawsze jest we właściwym miejscu. Zawsze stoi za swoim mężem. On jest w świetle, a ona nie potrzebuje światła. Jest bardzo dobrym numerem dwa. Jej mąż zawsze jest na pierwszym miejscu i to mi się podoba, ma silne wartości rodzinne, jest dobrą żoną i upewnia się, że wszyscy są szczęśliwi.
Melania Trump zawsze za mężem. Fото: BRENDAN SMIALOWSKI/AFP/East News
Podczas pierwszej kadencji jej syn Barron stał się celem ataków hejterów. Dziesięcioletni chłopiec nudził się na imprezach państwowych i szukał rozrywki, a te obrazy były powielane przez niektórych zwolenników Demokratów w mediach społecznościowych. Z podpisem: „Proszę, najmłodszy syn Trumpa jest autystyczny!”. To właśnie wtedy Melania rozpoczęła kampanię Be Best, mającą na celu pomoc dzieciom i walkę z cyberprzemocą. Odmówiła również przeprowadzki do Białego Domu, aby dziecko mogło spokojnie uczęszczać do prywatnej szkoły w Nowym Jorku.
Barron wyrósł na dwumetrowego przystojnego sportowca. A byli hejterzy podejrzewają, że pewnego dnia będzie kandydował na prezydenta.
Trumpowie i ich syn Barron. Fото: JIM WATSON/AFP/East News
Melania jest trzecią żoną Trumpa. Nic dziwnego, że w przededniu kampanii 2024 roku pierwsza dama postanowiła zmienić warunki intercyzy. Zaktualizowane warunki dotyczą finansów i majątku: mają na celu zwiększenie funduszu powierniczego utworzonego dla jedynego syna pary, 17-letniego Barrona. Wobec ogromnej liczby pozwów sądowych przeciwko Trumpowi i dochodzeń w sprawie jego działalności, Melania zdecydowała się zagrać tak, by zapewnić dziecku bezpieczną przyszłość.
Czy jest to cyniczne i materialistyczne? Absolutnie nie, biorąc pod uwagę, że Melania ma najdłuższy małżeński staż z Trumpem, jest arbitrem między jego licznymi dziećmi i wnukami oraz pełni funkcje Pierwszej Damy. Jest to taki poziom odpowiedzialności i ryzyka, że każda kobieta zrobiłaby to samo na jej miejscu.
Trump wielokrotnie podkreślał, że Melanie jest jego ulubioną spośród jego trzech żon
Osoby z otoczenia pary prezydenckiej twierdzą, że kiedy Melania jest obok, Donald się uspokaja i mniej publikuje w mediach społecznościowych. W 2018 roku Melania Trump stwierdziła, że nie zawsze zgadza się z tym, co jej mąż pisze na Twitterze. Poradziła mu nawet, aby schował przed sobą samym swój telefon. - Nie zawsze zgadzam się z tym, co pisze na Twitterze i mówię mu to otwarcie - powiedziała Trump podczas podróży po Afryce, jej pierwszej samodzielnej podróży jako pierwszej damy.- Mam własny głos i własne poglądy, a wyrażanie tego, co czuję, jest dla mnie bardzo ważne - dodała w rozmowie z The Hill
Melania wybiła się na niezależność - jej wywiady są bardziej przemyślane, przesłania - jasne, a mocny charakter coraz bardziej widoczny. Dlatego głosy, że „jest zdecydowanie najbardziej klasyczną pierwszą damą, jaką widzieliśmy od dziesięcioleci” są coraz głośniejsze i uważają tak również ci, którzy głosowali na Obamę i Bidena.
Pierwsza dama Melania Trump podczas inauguracji. Waszyngton, 20 stycznia 2025 r. Fото: DOUG MILLS/The New York Times Agency/East News
Krótko mówiąc, Trump dobrze zrobił, dając swoją wizytówkę Melanii na przyjęciu w 1998 roku. Nigdy nie było takiej pierwszej damy w Białym Domu.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu Wsparcie Ukrainy realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.
Dr Rafał Szmajda - lekarz, psychiatra dzieci i młodzieży. Specjalizuje się w leczeniu i terapii ADHD, zaburzeń zachowania, spektrum autyzmu. Na co dzień pracuje w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym w Łodzi.
Dr Rafał Szmajda. Zdjęcie z archiwum prywatnego
Anna J. Dudek: Do Rzecznika Praw Obywatelskich trafiła petycja rodziców dzieci z ADHD. Pismo dotyczy możliwości ubiegania się o orzeczenie kształcenia specjalnego dla tych dzieci, które mają zdiagnozowany zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Obecnie o takie orzeczenia mogą ubiegać się rodzice dzieci ze spektrum autyzmu i niepełnosprawnościami różnego typu. Jak Pan ocenia tę petycję?
Dr Rafał Szmajda: Myślę, że takie działanie ma głęboki sens. Dzieci z ADHD to dzieci ze szczególnymi potrzebami, więc możliwość kształcenia specjalnego umożliwi im naukę według potrzeb, na przykład w mniejszych grupach, częściowo w zindywidualizowanej ścieżce, w innym tempie pracy.
Dzieci z ADHD myślą bardzo szybko i działają impulsywnie, ale tempo pracy szkolnej mają wolniejsze, mogą uczyć się wolniej
To dlatego, że o wiele bardziej niż dzieciom neurotypowym przeszkadzają im bodźce zewnętrzne. Grupa dzieci jest zawsze głośna, więc podczas pracy w 30-osobowej klasie dziecko z ADHD będzie korzystało mniej niż rówieśnik, który nie ma takich "rozpraszaczy". Jeśli będzie możliwość utworzenia mniejszych grup, takim dzieciom będzie łatwiej. Dostosowanie klas, szkół, systemu nauczania do potrzeb wszystkich dzieci ma głęboki sens. Nie oznacza to, że każde dziecko powinno być nauczane indywidualnie, bo to niekorzystne dla samego pacjenta i obciążające dla systemu. Jednak praca w mniejszych grupach i dostosowanie się do potrzeb dzieci ma głęboki sens.
Pokutuje pogląd, że dzieci z ADHD "przeszkadzają", są niegrzeczne, a na dodatek zaniżają poziom. Jak to jest?
Ludzie są różni. Dzieci to też ludzie i też są różnie. W całej grupie pacjentów z ADHD mamy dzieci funkcjonujące intelektualnie na bardzo wysokim poziomie, które dobrze radzą sobie w szkole i później, zapamiętują, dużo wynoszą z lekcji. Mamy też takie, które, choćby emocjonalnie, są trochę za swoją grupą rówieśniczą, a w kontakcie mogą sprawiać wrażenie młodszych o rok czy dwa w stosunku do swojego wieku - tym bardziej że ADHD często współistnieje z innymi zaburzeniami rozwojowymi. Jeśli chodzi o tę "niegrzeczność", to tak: dzieci z ADHD są głośne, impulsywne, wiercą się, słowem: nie są "idealnymi" dziećmi do polskiej szkoły, w której głównie się siedzi i przepisuje coś z tablicy.
Zdjęcie: Shutterstock
Takie dziecko jest "wyłuskiwane" przez nauczyciela, bo przecież odstaje od grupy - neurotypowych dzieci, które siedzą w tych ławkach i przepisują. Tymczasem dziecko z ADHD wierci się, maże w zeszycie, odpowiada nie pytane, nie przestrzega zasad, mówi dużo głośniej i zdarza się, że rzuci coś wulgarnego.
I uwaga w dzienniczku gotowa. Ja zresztą tak anegdotycznie czasami proszę rodziców o taki dzienniczek uwag, który pokazuję potem studentom, żeby zrozumieli, o co chodzi. Tych uwag rzeczywiście jest bardzo wiele w przypadku nadruchliwego dziecka.
A czy nie byłoby fajnie, gdyby na przykład zamiast zapisywania negatywnych uwag nauczyciele wpisywali pozytywne?
To jest szczególnie polecane do pracy właśnie z dzieciakami z ADHD, bo one cały czas, na każdym etapie swojej edukacji, a w ogóle może i życia, doświadczają ciągłego strofowania, ciągłych takich porażek.
Jak już się zepnie w sobie i odrobi tę pracę domową, to okazuje się, że to była praca domowa sprzed tygodnia. I znowu porażka, i znowu lipa, i jeszcze wszyscy się śmieją, że generalnie to dziecko jest gapa i odrobiło nie tę pracę domową, co trzeba. Dlatego pozytywne wzmocnienia, supermoce to bardzo ważna kwestia, bo takie dziecko ze szkoły po iluś tam uwagach przychodzi i słyszy - tym razem od rodziców: znowu masz bałagan w pokoju, nie posprzątałeś, znowu nie wziąłeś worka na kapcie, dlaczego nie umyłeś jeszcze zębów - i tak dalej. Ciągle ktoś o coś się czepia, więc te dzieciaki poczucie własnej wartości mają zazwyczaj zaniżone absolutnie. Trzeba im więc pokazywać te ich supermoce, żeby miały szansę na prawidłowy rozwój i zdrową samoocenę.
Z obserwacji terapeutów, ale też ze statystyk wynika, że kiedy ADHD jest niezdiagnozowane lub niezaadresowane, często koreluje w późniejszym życiu z depresją czy zaburzeniami lękowymi.
Rzeczywiście, w około 30 proc. taka sytuacja może się wiązać właśnie z zaburzeniami z tej sfery depresyjno-lękowej. Kolejne 30 proc. to ryzyko uzależnienia, następne - ryzyko wystąpienia kwestii związanych z zachowaniami antyspołecznymi czy przestępczością. Przy niewłaściwie zaopiekowanym ADHD istnieje wysokie ryzyko, że pacjent pójdzie w jedno z tych zaburzeń lub w kilka naraz, bo one się wzajemnie nie wykluczają. Co trzeci będzie miał problemy depresyjno-lękowe, co trzeci z kolei będzie miał problemy z jakimś uzależnieniem, a następny co trzeci - na przykład kłopoty z różnymi antyspołecznymi zachowaniami. Nie oznacza to oczywiście, że już na pewno zostanie kryminalistą, tylko że na przykład wda się w jakąś bójkę i z tego powodu będzie miał problemy prawne. Bo jeżeli ktoś ma tak wysoki poziom impulsywności, to wdać się w bójkę to jest naprawdę chwila. Widzimy to też wśród naszych pacjentów na oddziałach.
Zdjęcie: Shutterstock
A propos impulsywności: natknęłam się taki adekwatny, wydaje mi się, cytat na temat funkcjonowania dzieci z ADHD: "Mają mózg, jak rakieta, a hamulce od roweru".
Absolutnie się z tym zgadzam.
Mózg jak rakieta mają, jak każdy z nas, ale rzeczywiście większość z nas ma lepsze hamowanie
A jeżeli myślimy o takich neurobiologicznych podstawach, to faktycznie ADHD to przede wszystkim deficyt hamowania, bo u tych osób pobudliwość jest na odpowiednim poziomie, właściwie w normie. Natomiast to hamowanie jest na kiepskim poziomie i dlatego tak szybko przerzucają uwagę z miejsca na miejsce. To zależy od pobudzenia.
Nie potrafią utrzymać uwagi na jednym temacie, ponieważ to zależy od hamowania. Dlatego często wtrącają się do czyjejś wypowiedzi, nie mogą ustać w kolejce, nie są w stanie wytrzymać i mówią, zanim ktoś dokończy pytanie. Generalnie są niecierpliwe i się wiercą.
Ale to nie jest tak, że ich mózgi są szybsze od mózgów tych dzieciaków, które nie mają problemu z ADHD.
Czy dzieci obierają sobie jakieś strategie przetrwania? Bo wydaje się, że każde sobie jakieś obiera - żeby nie odstawać od grupy, jakoś sobie poradzić, na przykład w szkole czy w grupie rówieśniczej? Dlatego niektóre kogoś udają kogoś, podlizują się, imitują...
Te dzieci ciągle mają poczucie, że doświadczają jakichś porażek. Na przykład koledzy wyśmiewają się z chłopca, że jest gapowaty, więc on idzie w agresję. Bo przecież nikt mu nie powie, że jest gapą, jeśli wszyscy będą się go bali. To jest jedna z opcji.
Druga jest taka, że dzieciak będzie naśladował wszystkie zachowania grupy. Więc lgnie do tej grupy, nawet jeśli ona zachowuje się niewłaściwie.
Czasami u dziecka pojawia się też taka motywacja, że "skoro wszyscy mi mówią, że ja jestem taki niegrzeczny, to ja wam dopiero pokażę, co to znaczy być niegrzecznym".
I rzeczywiście wtedy mamy problemami z zachowaniem - widzimy, jak te dzieci potrafią być "niegrzeczne".
Mówiliśmy o supermocach. Czy z ADHD wiążą się jakieś wyjątkowe cechy lub predyspozycje?
Generalnie tak, bo to zazwyczaj są ludzie, którzy mają mnóstwo energii. Ona, owszem, może być ukierunkowana na "przeszkadzanie" na lekcji - ale też na sport czy muzykę. To są dzieci, które nigdy się nie męczą, więc może być tak, że dopiero po treningu piłki nożnej, tenisa czy judo wraca do domu o 20 i się wycisza. Ci ludzie mają "gadane", potrafią zjednywać sobie innych, mają fajną energię w kontaktach.
Śmieję, że pacjent z ADHD może i nie będzie urodzonym księgowym, ale urodzonym handlowcem, zagadującym i reklamującym różne rzeczy - jak najbardziej
A artystą? Czy ADHD wiąże się z kreatywnością?
Tak. To ludzie, którzy zwykle mają wiele zainteresowań i zajęć, co może być zarówno pozytywne, jak negatywne. Z jednej strony to dzieciaki o szerokich horyzontach, które interesuje wiele spraw. Z drugiej - mogą być postrzegane jako takie, które mają słomiany zapał, bo dopiero co grały w piłkę, teraz grają szachy, a później jest tenis, pływanie czy puzzle. Z ADHD wiąże się także zjawisko nazywane w literaturze "hiperfocusem". To zdolność maksymalnego i długiego skupienia uwagi na czymś, co w danym czasie czy w danej chwili budzi zainteresowanie.
Czyli: jeżeli coś mnie "jara", coś ma dla mnie duży ładunek emocjonalny i sprawia mi radość, to mogę to robić godzinami - i wtedy nie widać zaburzeń uwagi. Ktoś kiedyś powiedział, że ADHD jest głównie zaburzeniem czynności nudnych. Trudno, żeby wszystkie lekcje w szkole były ciekawe. Ale jeżeli moim konikiem będzie język angielski, to choćby nie wiem co, będę z tego angielskiego dobry. Miałem pacjentów, dla których takim konikiem była matma - zawsze piątki, poziom niemal na olimpiadę. Miałem też zapalonego historyka, który w czwartej klasie podstawówki znał i rozumiał historię na poziomie liceum. To może być zarówno historia, jak piłka nożna.
Warto znaleźć coś, na co dziecko ma ten "hyperfocus" - i to rozwijać. Mówimy o takich wyspach kompetencji: może z matmy czy z polskiego nie jest najlepsze, ale za to najlepiej pływa, najlepiej biega albo gra w piłkę.
Zdjęcie: Shutterstock
To nie są "łatwe" dzieci. Czy ich wychowywanie i wspieranie wymaga od rodziców szczególnych kompetencji? Bo można prosić takie dziecko o umycie zębów czy założenie butów piętnaście razy, a ono nie zareaguje. Albo nie słyszy, albo jest pochłonięte w tym czasie czymś innym.
Ono realnie może nie słyszeć, ale nie dlatego, że ma jakkolwiek jest problem ze słuchem. Problem w tym, żeby ta informacja przebiła się przez ten cały szum informacyjny.
O ADHD mówimy także jako o zaburzeniu selektywności bodźców, które polega na tym, że z całego tego szumu informacyjnego ciężko jest dziecku wyłowić konkretną informację - że np. mama do niego mówi. Po drugie, nawet jeśli dziecko zacznie już robić to, o co je prosiliśmy, to w dowolnym momencie może się rozproszyć i zająć się czymś innym. A w nas rośnie frustracja, bo znowu coś, o co prosiliśmy, jest niezrobione. Natomiast u dziecka, któremu znów ktoś przeszkadza, przerywa jakąś jego aktywność, może dojść do wybuchu negatywnych emocji. I znowu mamy deficyt hamowania, rakietę z hamulcami od roweru. Wtedy meble potrafią latać po domu, bo niby jak dziecko ma sobie z tym poradzić?
Istnieją specjalne grupy wsparcia dla rodziców dzieci w spektrum autyzmu i z ADHD, bo zachowanie cierpliwości i okazywanie zrozumienia przy jednoczesnym stawianiu granic i konkretnych wymagań może być wyczerpujące. Jak ci rodzice mogą być ze swoim dzieckiem, wspierać się, wzmacnia, po prostu sobie radzić?
To, co zawsze działa, to stały plan dnia. To podstawowa kwestia, przy czym taka rutyna działa lepiej w przypadku młodszych dzieci. Trudniej będzie z nastolatkiem, który przeżywa kryzys adolescencji - a zawsze tłumaczę rodzicom, że dzieciaki z ADHD przeżywają go do sześcianu.
Wstajemy o 8., myjemy zęby, jemy śniadanie, ubieramy się, wychodzimy do przedszkola czy szkoły - i tak dalej.
Potem o 18 odrabiamy lekcje, o 19 czytamy czy oglądamy bajkę albo robimy cokolwiek innego.
Dzieci z ADHD o wiele lepiej funkcjonują w sztywnej strukturze dnia
Dajemy im też tylko jedno zadanie naraz. Bo jeśli poprosimy, żeby najpierw się ubrało, potem umyło zęby, a potem posprzątało zabawki, to zęby może umyje, ubierze się może do połowy, ale już na wykonanie trzeciego zadania nie ma szans.
Poza tym jego uwagę trzeba przywołać. Gdy w danej chwili wydajemy jedno polecenie: "chodź tu do mnie, popatrz na mnie, teraz idziesz wyrzucić śmieci", a dodatkowo prosimy, by powtórzyło, co ma zrobić, to pójdzie i te śmieci wyrzuci.
Chwilą wytchnienia dla rodziców czy opiekunów bywa tablet bądź telefon. Włączamy bajkę czy grę - i już, spokój. Jak to działa na dzieci z ADHD?
ADHD wiąże się z wyższym niż w populacji ogólnej ryzykiem uzależnienia, które nie dotyczy, jak zwykliśmy to sobie wyobrażać, tylko alkoholu czy narkotyków, ale też internetu, korzystania ze smartfona, gier komputerowych czy mediów społecznościowych.
Dzieci z ADHD bardzo to chłoną, dostają też szybkie poczucie gratyfikacji, bo to jest to jedna z niewielu rzeczy, na których one mogą się absolutnie skupić. Tam ta uwaga jest bowiem stale bombardowana i stymulowana.
Do tego dochodzi adrenalina związana z tym, jak się gra i rywalizuje z innymi. I jest to niebezpieczeństwo, że taki człowiek, doznający frustracji w życiu realnym, przeniesie się do świata online, bo tam ma szybszą, łatwiejszą gratyfikację. I tam nikt go w kółko nie strofuje.
Zdjęcie: Shutterstock
Kiedy należy włączyć leczenie farmakologiczne?
Ani diagnozy, ani leków nie należy się bać. Generalnie zasada jest taka, że nawet jeżeli jest diagnoza, to najpierw wprowadzamy szereg oddziaływań pozafarmakologicznych. Chodzi tu chociażby o kwestie związane z tym ustalonym planem dnia, o których była mowa wcześniej. To jedna z najprostszych interwencji, która poprawia funkcjonowanie takiego młodego człowieka. Jeżeli ta bateria interwencji psychospołecznych okazuje się nieskuteczna, powinny wkroczyć leki.
Leki powinny też wkroczyć wtedy, gdy pacjent zaczyna rozwijać powikłania ADHD, czyli na przykład zaburzenia opozycyjno-buntownicze. Mamy z nimi do czynienia wówczas, gdy przez co najmniej sześć miesięcy występuje utrwalony wzorzec buntowania się, sprzeciwiania normom społecznym dorosłych, wybuchy złości, złośliwość, mściwość.
W przypadku rozwijania się tego typu powikłań albo powikłań typu: "poszedł do pierwszej klasy podstawówki i po trzech tygodniach już go chcą wyrzucić" włączenie leków jest jak najbardziej wskazane.
Ale rodzice leków się boją.
Myślę, że wynika to z braku rzetelnej informacji i nieporozumienia związanego z tym, że najpopularniejszy i najskuteczniejszy lek w Polsce, metylofenidat, jest uważany za lek narkotyczny. Owszem, mechanizm jego działania jest podobny, natomiast podstawowa różnica jest taka, że on nie powoduje euforii, a wzmaga koncentrację, skupienie się. Dzięki temu w 90% jest skuteczny. Leków nie trzeba się bać, bo one bardzo znacząco mogą poprawić funkcjonowanie dzieci i młodzieży.
Kiedy moja redaktorka poprosiła mnie o obejrzenie „Matek pingwinów”, potraktowałam to jak zadanie służbowe. Byłam przyzwyczajona, że filmy o osobach z niepełnosprawnościami są dalekie od prawdziwego życia. Kino to zwykle dwie skrajności: albo serial o jakimś autystycznym superlekarzu („Doktor cudotwórca”), czyli czysta fantastyka, albo coś, co sprawia, że chcesz się powiesić i nigdy więcej nie urodzić („Musimy porozmawiać o Kevinie”).
Dlatego serial Netflixa włączyłam bez wielkich oczekiwań. I już od pierwszego odcinka zobaczyłam, że w kinie jak w moim życiu.
Odrzucenie diagnozy, obwinianie wychowawców i rodziców normatywnych dzieci, ciągły stres, poczucie winy i bezsilności pomieszane z poczuciem wstydu i dumy z własnego dziecka
I świadomość, że nawet najcięższa walka na ringu nigdy nie dorówna wyjątkowemu macierzyństwu.
Podobnie jak główna bohaterka, Kamila, zawodniczka MMA, ja też kiedyś nie mogłam uwierzyć i zaakceptować tego, że mój syn ma autyzm. Tyle że zmienialiśmy nie szkoły, a przedszkola i specjalistów, zawsze mając nadzieję, że trafimy nie na tych, którzy pomogą, a na tych, którzy powiedzą: „Twoje dziecko nie ma autyzmu, to tylko jego osobowość, wyrośnie z tego”.
Podobnie jak Tatiana, mama Michała, chłopca z dystrofią mięśniową, w ogóle nie dbałam o swoje zdrowie i opamiętałam się dopiero wtedy, gdy pewnego ranka przyjechała po mnie karetka.
Podobnie jak Jerzy, ojciec Heli, dziewczynki z ciężkim autyzmem, wiem, jak to jest zgubić dziecko i szukać je z walącym sercem. Wiem, jak to jest kochać „wadliwe”, „wybrakowane” dziecko, które zostało porzucone przez innych krewnych. I wiem, jak to jest, gdy „najbardziej niewychowany i najgorszy chłopiec na świecie” jest dla ciebie całym wszechświatem.
Jako mama Toli, dziewczynki z zespołem Downa, wiem, jak to jest chcieć zanurzyć się w Instagramie, by wspierać innych przykładem, pokazując, że życie z dzieckiem specjalnej troski może być piękne i satysfakcjonujące.
I sama w to uwierzyć.
Autorka Julia Ładnowa z synem Markiem
Pewnego ranka obudziłam się z ostrym bólem w boku. Bolało tak bardzo, że dwie godziny później zaczęłam tracić przytomność. Byłam sama z dziećmi, a mój autystyczny synek akurat chory, miał 38 stopni gorączki.
Zadzwoniłam do przyjaciół, wezwałam karetkę i z bólu padłam na podłogę w salonie. W mojej głowie była tylko jedna myśl: „Żeby tylko temperatura Marka nie wzrosła jeszcze bardziej. Żeby ktoś przyszedł i mu pomógł”.
Motto większości „pingwinich mam” brzmi: „Boli – to przeboli”. Same rzadko chodzimy do lekarza, bo przy ciągłej rehabilitacji, zajęciach i innych aktywnościach dzieci po prostu nie mamy czasu o tym myśleć.
Za to wiemy, że nie możemy umrzeć.
Tyle czasu na rzeczy, których potrzebowałam ja, ale ona nie
Moja przyjaciółka Julia, matka Mai, pięknej pięcioletniej dziewczynki, przez kilka lat próbowała udowodnić sobie i innym, że jej córka może chodzić do zwykłego przedszkola. Nerwy, łzy, nieprzespane noce w samotności i masa pieniędzy na opłacenie tych, którzy mieli przywrócić Maję do normy.
– Strawiłam tyle czasu na rzeczy, których potrzebowałam ja, ale ona nie. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy kolejne przedszkole poprosiło, bym zabrała stamtąd moje dziecko – powiedziała mi Julia.
Dziś Maja chodzi do przedszkola terapeutycznego dla dzieci z autyzmem – razem z moim synem. I nawet próbują się zaprzyjaźnić.
Wiecie, jak wygląda przyjaźń między dwójką autystycznych dzieci? Nie gryzą się, razem karmią psa ciastkami, dekorują choinkę, zdmuchują świeczki, jeżdżą na huśtawkach – i to wszystko bez słów
Czasami, obserwując tę ich cichą idyllę, żartem mówię do Julii: „Jak dorosną, niech się pobiorą”. A moja przyjaciółka uśmiecha się smutno: niezły pomysł, ale na upragnione wnuki lepiej nie czekać.
Bo ryzyko, że autyzm i niektóre inne choroby genetyczne zostaną odziedziczone przez dzieci chorych dzieci, jest znaczne.
– Co zrobisz, jeśli będziesz miał dziecko takie jak nasz Marko? – pytam mojego najstarszego syna Romana.
– Będę go po prostu będę go kochał – odpowiada mój 13-latek, bohatersko znoszący wszystkie autystyczne ataki i napady złości swojego brata.
A ja bardzo się martwię, że być może to z mojego powodu mój najstarszy syn też może zostać ojcem dziecka specjalnej troski. Bywa, że to uczucie mnie dręczy. Ale zaraz… przecież tu nie ma winnych, prawda?
W poszukiwaniu „cudownej przystani”
Kiedy powiedziałam mojej przyjaciółce Janie, matce trudnego nastolatka ze spektrum autyzmu, o „Matkach pingwinów”, stwierdziła:
– Już to widziałam. Gdybyś tylko wiedziała, ile razy chciałam rozwalić tę cholerną piniatę, tak jak zrobiła Kamila na swoim przyjęciu urodzinowym, nad głowami tych, którzy wyśmiewali się z mojego Miszy i nazywali go głupim!
Pamiętam ten odcinek. Opowiada o tym, jak ludzie starają się być tolerancyjni wobec dzieci ze specjalnymi potrzebami, ale czasami w towarzystwie takiego dziecka nie potrafią wytrzymać choćby pół godziny.
Syn Jany, Mychajło, został wyrzucony z piątej klasy, bo:
- rzuca się na podłogę i krzyczy, gdy słyszy nieoczekiwane dźwięki;
- obejmuje inne dzieci, by się uspokoić;
- ucieka z lekcji, krzycząc: „kurwa!”, jeśli któryś z kolegów śmieje się, że źle mówi albo powtarza jedno i to samo (jak serialowy Jaś i ta jego „tępa owca”);
- głośno płacze, gdy doświadczy niesprawiedliwości, co przeraża inne dzieci.
Przy tym wszystkim Mychajło nie jest agresywny i nigdy nikogo nie uderzył. Mimo to prawdopodobnie będzie musiał długo szukać swojej „cudownej przystani” [w omawianym serialu „Cudowna przystań” to placówka opiekuńcza dla dzieci ze specjalnymi potrzebami – red.].
Na ringu możesz się poddać. Tutaj nie
Gdybyście wiedzieli, ile razy proponowano mi leczenie autyzmu komórkami macierzystymi, programowaniem neuronów, leczniczą marihuaną, ziołami czy suplementami. Przy czym żadna z tych wątpliwych metod nie jest tania, delikatnie mówiąc.
Tak, nasze wyjątkowe dzieci to świetny biznes dla tych, którzy marzą o niekończącym się źródle dochodu, niczego w zamian nie gwarantując. Musisz nauczyć się odsiewać ziarno od plew już na samym początku, byś nie musiała sprzedawać swoich organów i miała wystarczająco dużo pieniędzy na niezbędne leczenie i rehabilitację, na niekończące się zajęcia i aktywności, na witaminy, jedzenie i psychologa.
W ostatnim odcinku serialu główna bohaterka walczy na ringu z bardzo silną przeciwniczką. Każda „matka pingwina” rozumie tę metaforę. Na ringu możesz uderzyć przeciwnika, możesz się przygotować i zrozumieć logikę jego działań, a jeśli idzie źle, po prostu się poddać. W przypadku „pingwiniego” macierzyństwa to nie działa. To walka bez zasad. Bycie „mamą pingwina” to walka z całym światem i z samą sobą, to okresy totalnego rozczarowania, depresji, a w końcu –światełko w tunelu, moment, w którym uczysz się patrzeć sercem.
To światło jest tak jasne i ciepłe, że może ogrzać nawet tych, którzy są na samym dnie.
Quadrobersi to nowa subkultura nastolatków, która zyskuje popularność na całym świecie, w tym w Ukrainie. Młodzi ludzie zakładają maski zwierząt, doczepiają sobie sztuczne ogony i naśladują zachowania zwierząt, czasami poruszając się na czworakach i wydając typowe dla zwierząt odgłosy. Dla niektórych to świetna zabawa, lecz dla innych ucieczka od rzeczywistości, za którą kryją się poważne problemy psychologiczne – ostrzegają eksperci. Czy quadrobing jest zagrożeniem dla psychiki dziecka? Jak rodzice powinni reagować na nowe hobby swoich dzieci – i kiedy powinni włączyć alarm?
Czym jest quadrobing
Po raz pierwszy świat usłyszał o quadrobingu w 2015 roku za sprawą 42-letniego japońskiemu sportowca Kenichi Ito. Ustanowił on rekord Guinnessa w biegu na 100 metrów na czworaka, pokonując ten dystans w 15,71 sekundy. Wyczyn Japończyka poprzedziła ciężka praca. Przez dziewięć lat badał osobliwości układu mięśniowo-szkieletowego małpy i próbował dostosować swoje ciało do ruchów tego zwierzęcia. Pracował jako dozorca i wykonywał swoją codzienną pracę wykonywał na czworaka. Wtedy japoński sportowiec nie podejrzewał, że jego hobby przerodzi się w nowy subkulturowy trend: quadrobing. Jego głównymi elementami jest poruszanie się na czterech kończynach i wykonywanie różnych sztuczek – od przeskakiwania przeszkód po szybkie bieganie, naśladowanie ruchów czy odgłosów różnych zwierząt.
Nowy trend pojawił się już na TikTok-u.
Tego lata na platformie zaczęły mnożyć się krótkie filmy pokazujące nastolatków przebranych za zwierzęta i biegających na czworaka po ulicach
Kenichi Ito z Tokio - pierwszym quadrobers. Zdjęcie: Shutterstock
Jak reagują „dwunożni”
W mediach społecznościowych reakcje na nietypowe hobby nastolatków są różne. Niektórzy nie zwracają uwagi, inni potępiają.
„Moja córka zainteresowała się tym – pisze Ołena Hałuszko na Facebooku. – Plusem jest, że skacze, biega, jest jedną z najsprawniejszych w klasie, ma świetne oceny z wychowania fizycznego, nauczyła się stać na rękach, robiła maski na zamówienie dla quadroberów i zarabiała nawet na tym pieniądze, bo cena maski to średnio 800-1000 hrywien [ok. 80-100 złotych – red.]. Poprawiła też swoje umiejętności rysowania i szycia, ponieważ zrobienie takiej maski to nie lada wyzwanie. Ale teraz nie jest już zainteresowana quadrobingiem. To mija, jak wszystkie dziecięce zabawy”.
W komentarzach pod dyskusją o nowej subkulturze Lilia Mozgowa podkreśla, że „to taka sama subkultura jak inne. Jeśli nie utrzymasz tematu przy życiu, za kilka lat wymyślą inny. Mam kilku przyjaciół, których dzieci były gotami [chodzi o członków subkultury gotyckiej, charakteryzującej się wpływami rocka gotyckiego i horrorów – red.] i nic się nie stało. Teraz jest pokolenie asertywnych dzieci – i bardzo fajnie. To sprawia, że bardzo różnią się od nas w ich wieku.
Nie powinieneś niczego zabraniać – powinieneś słuchać i prowadzić dialog z dziećmi dialog
Quadrobersi naśladują zachowania zwierząt . Zdjęcie: Shutterstock
Jednak hejterów jest więcej:
„Biedni ludzie, żadnej inteligencji”.
„Nie mają nic innego do roboty, więc mają czas na bzdury. I co, teraz będą kopulować jak zwierzęta na ulicach?”
Bloger broni quadrobersów
23-letni Iwan Wergun jest początkującym blogerem. O quadrobersach słyszał już dość dawno temu, ale dopiero latem natknął się na ich film w mediach społecznościowych: dziecko biegło po ulicy w masce, nie zachowując się jednak agresywnie; nikogo nawet nie dotknęło.
Komentarze pod postem były dla Iwana szokujące:
– Dorosła kobieta napisała do tego dziecka: „Zdychaj”
Było wiele podobnych komentarzy, życzących śmierci zwolennikom tej subkultury. Bardzo mnie to oburzyło. Przypomniałem sobie swoje lata szkolne, kiedy byłem prześladowany za absolutnie wszystko, za cały mój wygląd, ponieważ miałem problemy z zębami, włosami, ubraniami. Postanowiłem więc stanąć w obronie quadrobersów i wziąć na siebie część nienawiści, która na nich spada.
Iwan Wergun podczas nagrywania filmu. Zdjęcie: prywatne archiwum
By chronić zwolenników nowej subkultury, Iwan zaczął udawać quadrobersa na TikToku – chociaż, jak podkreśla, nie jest nim. Nie nosi żadnych masek ani sztucznych ogonów. W filmach robi bardziej absurdalne rzeczy: wydaje odgłosy zwierząt albo je kocią karmę przed kamerą. Jedna z tych historii miała ponad 5,5 miliona wyświetleń i zebrała 17 tysięcy komentarzy. Plan Iwana zadziałał.
– Postanowiłem tworzyć treści, które nie są odpowiednie dla dzieci, i ostrzegam o tym – mówi. – Filmy, które nagrywam, są tworzone, by pokazać innym, czego nie robić, ponieważ są rzeczy niebezpieczne dla ich zdrowia. Przed kamerą tylko udaję, że jem karmę dla kotów, choć tak naprawdę tego nie robię. Po prostu wywołuję zamieszanie i zwracam na siebie uwagę dorosłych. Zwracam im również uwagę, aby byli bardziej czujni wobec swoich dzieci.
Każdego dnia nagrywa 5-7 krótkich filmów. Nakręcenie jednego zajmuje mu nawet godzinę. Jest przekonany, że zainteresowanie quadrobbingiem z czasem zmaleje, ale negatywne komentarze mogą pozostać w głowie dziecka na zawsze.
Ivan przed kamerą udaje, że je karmę dla kotów. Zrzut ekranu z TikTok
Quadrobing nie jest chorobą psychiczną
Każda nowa subkultura jest postrzegana przez starsze pokolenie jako wroga i zagrażająca – mówi psycholog Ołena Szersznewa. W rzeczywistości jednak quadrobing nie stanowi żadnego oczywistego zagrożenia dla dzieci. Ten rodzaj zabawy może poprawiać ich rozwój fizyczny. Pozwala im również wyrazić siebie, znaleźć społeczność, w której są akceptowane, co jest niezwykle ważne dla nastolatków.
– Nie widzę tu głębokiego problemu – w zaznacza Szersznewa. – Widzę za to głęboką potrzebę akceptacji przez rówieśników, potrzebę przynależenia do pewnej społeczności, wyrażania siebie, samorealizacji, autoprezentacji
Dzieci wybierają różne kostiumy zwierząt i używają ich do zaakcentowania swojej indywidualności. Dostrzegam w quadrobingu podobieństwa do innych subkultur, które już widzieliśmy, jak emo, rockersi, raperzy – którejkolwiek. Niektórzy ludzie lubią rapować i recytować, a inni, bawiąc się w naśladowanie zwierząt, pokazują, że mogą biegać na czterech nogach. To jest wyrażanie siebie.
Psycholog Ołena Szersznewa jest pewna, że quadrobing nie niesie ze sobą oczywistych zagrożeń. Zdjęcie: prywatne archiwum
Psycholożka ostrzega jednak, że tak jak w przypadku każdej subkultury, i tu istnieje ryzyko. Kiedy dziecko przekracza granicę zdrowego rozsądku, rodziców powinno to zaalarmować:
– Gdzie ta granica? Jeśli dziecko jest całkowicie zanurzone w subkulturze, traci zainteresowanie nauką, niektórymi ze swoich poprzednich hobby, przyjaciółmi, rodziną – to znaczy, że staje się zbyt skoncentrowane na nowym hobby.
Jeśli traci swoją tożsamość i identyfikuje się ze zwierzęciem naprawdę, a nie dla zabawy, rodzice powinni uznać, że coś jest nie tak
W takich okolicznościach ważne jest, by szczerze o tym porozmawiać, a nawet zabrać dziecko do specjalisty, ponieważ w ten sposób może ono przejawiać problemy psychologiczne, a nawet zaburzenia psychiczne.
W tej sytuacji powodem szczególnego zachowania, jak twierdzi psycholożka, nie jest fascynacja nową subkulturą. Quadrobing to tylko pretekst do zamanifestowania głębszych problemów:
– Jeśli dziecko ma problemy psychiczne, to na pewno były one poprzedzone jakimś dyskomfortem lub traumą – na przykład awanturami w domu albo obrażaniem czy wyśmiewaniem dziecka przez rówieśników w szkole. Takie sytuacje, jeśli powtarzają się codziennie, mogą doprowadzić do agresji. Wtedy dziecko może nałożyć sobie na głowę uszy jakiegoś zwierzaka i na przykład kogoś ugryźć.
Dlaczego to robi? Bo ma możliwość wyrażenia nagromadzonej w sobie agresji nie jako ono samo, bezpośrednio, ale jako kot czy pies, którego udaje
I wówczas pojawiają się pytania: dlaczego ma w sobie tę agresję?; skąd się wzięła?; co ją spowodowało? Te pytania powinni sobie zadać rodzice.
Rodzice powinni obserwować dziecko, aby zrozumieć przyczynę jego zachowania. Zdjęcie: Shutterstock
Co powinni zrobić rodzice
1. Obserwuj dziecko
Zgodnie z radą psychologa, dorośli powinni obserwować dziecko, aby gra pozostała grą, a subkultura – subkulturą. Najważniejsze jest to, że kiedy dziecko zakłada uszy, maskę czy ogon, nie uznaje, że jest jakimś zwierzęciem:
– Dla dziecka stabilnego psychicznie, szczęśliwego, zadowolonego z życia, akceptowanego w zespole, w swojej rodzinie, quadrobing nie stanowi żadnego zagrożenia. Ale kiedy ktoś kogoś ugryzie, to mamy już zagrożenie i niebezpieczeństwo. W jednej z audycji telewizyjnych na ten temat dziennikarz podał przykład dziewczynki prowadzonej przez chłopca na smyczy w ramach rzekomej zabawy. Jako psycholożka powiedziałabym, że to już jest zagrożenie psychologiczne. Zawiera bowiem elementy upokorzenia i nierówności płci – mówi Ołena Szersznewa.
1. Wspieraj dziecko
Wsparcie rodziców jest najważniejszą rzeczą dla dzieci w każdym przedsięwzięciu, podkreśla psycholożka. Jest przekonana, że udzielając go, dorośli „pieką dwie pieczenie na jednym ogniu”. Z jednej strony pomaga to zwiększyć poczucie własnej wartości dziecka i jego dobrostan psychiczny. Z drugiej buduje zaufanie, dzięki któremu dorośli będą mogli wpływać na sytuację i prowadzić dziecko w zdrowym kierunku.
Szersznewa: – Rodzice muszą uczyć swoje dzieci równowagi od dzieciństwa.
W rzeczywistości quadrobing może mieć efekt terapeutyczny, gdy dziecko otwiera się poprzez swoje alter ego
Czasami dzieciom łatwiej wyrazić siebie nie we własnym imieniu, ale na przykład w imieniu zwierzęcia. A jeśli dzięki temu ujawnią się miłość, światło i radość, to jaka krzywda może wynikać z subkultury? Natomiast jeśli w życiu dziecka są urazy, ból, agresja, to przecież nie wynikają z tego, że ono udaje jakieś zwierzę.
Rodzice nie są zobowiązani do dzielenia hobby swoicho dzieci. Jednak jak radzi psycholożka, najważniejsze jest, by nie oceniać. Bo jeśli hobby nie jest szkodliwe, nie ma potrzeby go zakazywać.