Ambasadorka Ukrainy na szczycie świata
Oksana Honczaruk: Już po raz trzeci wspina się Pani na Everest. Prześladuje Panią ten szczyt? Czym tegoroczna wspinaczka będzie się różnić od poprzedniej?
Antonina Samojłowa: W 2022 roku wspinałam się z ukraińską flagą z napisem „Stand with Ukraine”. Przyciągnęło to znacznie więcej uwagi mediów międzynarodowych niż naszych. Podczas mojego drugiego wejścia, w 2023 r., nakręciliśmy dronem wideo z Everestu – ponownie z ukraińską flagą. Teraz chodzę z transparentem z napisem „We are still fighting for our freedom”. Robię to, ponieważ nawet ludzie ze społeczności alpejskiej pytają: „Co tam, u was wciąż wojna?”. To dla mnie dziwne. Ukraina zniknęła z czołówek światowych mediów i niektórzy uznali, że wszystko się skończyło. Dlstego w trzecim roku wojny zdobywam swój trzeci Everest. To symboliczne.
Pani misja to mówienie światu o tej wojnie. Jak Pani sądzi, ile jeszcze trzeba będzie wspiąć się na Everest, nim wojna się skończy?
Wiele osób mówiło mi, że jestem „ambasadorką Ukrainy na szczycie świata”. I mówią, że muszę przynosić naszą flagę co roku tyle razy, ile lat będzie trwać wojna. Może i tak będzie. Wszystko zależy od tego, czy będę miała siły i zdrowie. Chociaż znam swój upór, to będę jeździła w Himalaje tyle razy, ile będzie trzeba.
Naprawdę chciałabym, żeby to był ostatni raz, lecz moim marzeniem jest wniesienie flagi naszego zwycięstwa na Everest.
Co mówią Pani krewni, ojciec i brat, którzy są teraz na froncie?
Mój tata nie jest już na froncie, został przeniesiony do kwatery głównej. Wspiera mnie we wszystkim, martwi się tylko o moje zdrowie. To tata podsunął mi pomysł, który teraz realizuję. Na Everest niosę nie tylko flagę Ukrainy, ale także flagę z linii frontu, pociętą odłamkami. Podarowała mi ją brygada szturmowa „Edelweiss”.
Tata powiedział: „Idź, córeczko, i powiedz światu najgłośniej, jak potrafisz, że jesteśmy tu w błocie, toniemy we krwi i potrzebujemy pomocy”
Przed rozpoczęciem wyprawy ogłosiła Pani konkurs na Instagramie: „’Wniosę’ na Everest darczyńcę Sił Zbrojnych na Everest”, obiecując, że pierwsze zdjęcie na „dachu Ziemi” będzie ze zdjęciem osoby, która przekazała darowiznę...
Szczerze mówiąc, kiedy wpadłam na ten pomysł, myślałam, że będzie więcej chętnych do „odwiedzenia” Everestu w ten sposób. Pomysł powstał po tym jak pewien bogaty bloger ogłosił, że da milion dolarów osobie, która zaniesie jego portret na najwyższy szczyt świata. Wtedy wpadłam na pomysł, by zebrać pieniądze na koncentratory tlenu dla wojska.
Jeśli chodzi o tego blogera, dziś kilkunastu wspinaczy niesie jego zdjęcie na Everest, choć wszyscy rozumieją, że zapłaci tylko pierwszemu, który tam dotrze. To nie w porządku, bo Everest to nie żarty, a każda rywalizacja tam może kosztować życie.
Dlaczego zbiera Pani pieniądze na koncentratory tlenu?
Bo są potrzebne rannym żołnierzom. Razem ze „Szpitalnikami” [ochotniczy batalion medyczny – red.] chcę zebrać pieniądze na dwa. Z własnego doświadczenia wiem, jak to jest być bez tlenu. Jeśli ktoś jest ranny i wyczerpany, koncentratory tlenu mogą uratować mu życie.
Ile butli z tlenem zabierasz ze sobą na Everest?
Na Evereście istnieje skomplikowany system dostarczania sprzętu. Szerpowie przynoszą wszystko z wyprzedzeniem, w tym butle z tlenem, i robią zapasy w górnych obozach. Wspinacz niesie tylko własną butlę oraz plecak z niezbędnymi rzeczami. Standardem dla wspinacza są cztery butle. Zdarzają się jednak tak zwane luksusowe warunki, w których można liczyć nawet na 8 butli.
Tlen na Evereście to życie. Butla waży pięć kilogramów, ale na tej wysokości powietrze jest tak rozrzedzone, że 5 kilogramów czuje się na plecach jak betonową płytę.
Mówią, że wysokość w górach zjada ciało. Jak niebezpieczne jest to dla organizmu i jak się Pani regeneruje po wspinaczce?
Mięśnie są „zjadane”, ponieważ znajdujesz się na takiej wysokości, na której prawie nie ma tlenu. Mięśnie wydają się topić. Trzeba zrozumieć, jak ogromną pracę fizyczną wykonuje ciało podczas wspinaczki. Wydaje się, że powinniśmy wracać z wypraw zahartowani, z mięśniami ze stali. Ale wracamy, czując się tak, jakbyśmy nie byli na siłowni od roku. Nasze ciała są całkowicie bez formy.
Aby się zregenerować, ludzie intensywnie ćwiczą na siłowni. Ale nie powinnaś pompować i budować mięśni przed wspinaczką. Trzeba rozwijać wytrzymałość. Musisz być jak biegacz: sucha, ale silna. Musisz być w stanie biegać przez długi czas i nie mieć za dużych mięśni, które będą przeszkadzać. Napompowani kulturyści są pierwszymi, z których w górach uchodzi powietrze. A mali, szczupli, wysuszeni idą i zdobywają szczyty.
Życie kocham bardziej niż rekordy
O Toni Samoilovej zawsze mówimy tylko w kontekście gór. Co Pani robi, gdy nie jest w Nepalu?
W ostatnich miesiącach byłam w Kijowie, w związku z moimi nowymi projektami, w tym – projektem telewizyjnym. Zostałam zaproszona do udziału w programie na kanale telewizyjnym, który wkrótce zostanie uruchomiony. Często jeżdżę do Chorwacji, gdzie moja siostra i jej mały siostrzeniec ewakuowali się na początku wojny. Podróż między Ukrainą a Chorwacją zajmuje mi prawie dzień w każdą stronę. A ponieważ jeżdżę sama i nigdy nie zatrzymuję się po drodze, tę podróż również nazywam „moją wspinaczką”. Jazda przez 22 godziny bez zatrzymywania się nie jest łatwa. Wiem, że muszę się zatrzymać i spędzić gdzieś noc, ale wciąż wciskam gaz do dechy. Taką mam upartą naturę. To przez nią wspinam się po górach, a jeśli już jadę, to jadę i nic mnie nie powstrzyma.
Proszę nam opowiedzieć o spotkaniu z Walerijem Załużnym. Dała mu Pani zdjęcie Mount Everestu z drona, z ukraińską flagą na szczycie, a on je podpisał.
To spotkanie było spełnieniem mojego życzenia, ponieważ ten człowiek jest wzorem do naśladowania nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla mojego ojca i brata, którzy są w wojsku. Mój ojciec był szczęśliwy, gdy otrzymał od Walerija Fiodorowicza ukraińską flagę z podpisem „Dla Wołodymyra”. On nie ma żadnych idoli, ale Załużny jest osobą, którą podziwia.
Długo siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Przekonałam się, że to głęboki człowiek. Cieszę się, że życie pozwoliło nam się spotkać.
Czy to prawda, że zamierza Pani zdobyć „Koronę Himalajów”, czyli wszystkie 14 ośmiotysięczniki?
Jeśli uda mi się to zrobić w ciągu od pięciu do dziesięciu lat, będę szczęśliwa. Taki plan wymaga dużych nakładów finansowych i jest bardzo trudny. Są góry, na które tak naprawdę nie chcę wchodzić. Na przykład Annapurna jest bardzo niebezpieczna, że można tam zginąć z powodu lawin – a jest na liście ośmiotysięczników. Krótko mówiąc, życie kocham bardziej niż bicie rekordów..
Trzeba zbudować strategię, aby góry cię nie pokonały.
Właśnie. W końcu góry stały i będą stać, nigdy nie jest za późno, by się na nie wspiąć. Moją filozofią jest chodzenie w góry dla przyjemności. Uświadomiłem to sobie zeszłej jesieni na Manaslu [ósma najwyższa góra świata, 8163 m n.p.m. – aut.]. Zamierzałam wspinać się bez tlenu, ale zachorowałam i musiałam założyć maskę. Wspinałam się z tlenem, a bez tlenu wspinała się ze mną moja przyjaciółka. Spojrzałam na nią – wyglądała jak żywy trup, było mi jej bardzo żal. Bo kiedy nosisz maskę, widzisz wschodzące słońce, nieopisane piękno wokół ciebie, podziwiasz szczyt i zdajesz sobie sprawę ze wszystkiego. Ale kiedy wspinasz się bez tlenu, nie cieszysz się tym.
Czy Pani przyjaciółce udało się wspiąć na Manaslu?
Tak. To jedna z moich najbliższych górskich przyjaciółek, nazywa się Ellie Pepper, jest Australijką, ma 50 lat i chce zdobyć wszystkie 14 szczytów bez tlenu. To po prostu szalone. Oczywiście niewiele osób wierzy, że jej się to uda, te wspinaczki będą bardzo szkodliwe dla jej zdrowia. Ale szczerze życzę jej powodzenia. Teraz bez tlenu wspięła się na Annapurnę.
Istnieje konkurencja wśród wspinaczy?
Istnieje i nie podoba mi się to zbytnio. Zdrowa rywalizacja zawsze jest świetna, sprawia, że ludzie idą naprzód. Ale często jest niezdrowa: bez względu na wszystko, ktoś idzie naprzód tylko po to, by być pierwszym. I właśnie dlatego zdarzają się tragedie.
Moja przyjaciółka Ania Gutu zginęła niedawno w górach z powodu takiej niezdrowej rywalizacj
Ania była Amerykanką ukraińskiego pochodzenia, urodzoną w regionie Odessy, ale większość życia mieszkała za granicą. Zamierzała zdobyć wszystkie 14 ośmiotysięczników z amerykańskim paszportem i zostać pierwszą Amerykanką, która tego dokonała. Stawka była wysoka, a rywalizowała z inną dziewczyną [Giną Marie Rzucidlo – aut.]. Obie były jesienią na Shishapangmie w Chinach, obie rywalizowały o tytuł „pierwszej Amerykanki” i dla obu była to ostatnia góra w programie Korony Himalajów. I tam obie zginęły w lawinach na ostatnim etapie rywalizacji. Wspinały się w niesprzyjających warunkach naturalnych, każda bardzo chciała wygrać.
Bardzo tęsknię za Anią, bo była jak światło.
Sama Pani jest jak światło. Jak obcokrajowcy reagują na Ukrainkę w górach?
Niedawno poprowadziłam pierwszą ukraińską grupę kobiet w Himalaje – dziewczyny wspięły się do bazy na wysokości 5364 metrów. W Nepalu ukraińskie kobiety czuły szczególną przychylność. Wszyscy tutaj mnie kochają i ta miłość jest odwzajemniona. Nepalczycy są moją drugą rodziną.
Jako osoba, która wie, jak iść naprzód, bez względu na wszystko, niech nam Pani nam kilka rad, jak przetrwać w dzisiejszych warunkach.
Często jestem pytana: „Jak ty, Toniu, radzisz sobie z wchodzeniem i schodzeniem po schodach, jak wytrzymujesz tak straszny ciężar? Jeśli zdasz sobie sprawę ze skali góry i wspinaczki, to naprawdę wydaje się to niemożliwe. Każdy dzień na Evereście jest bardzo ciężki. Ale każdego dnia, bez względu na to, jak jest ciężko, wierzę, że ten dzień się skończy i nadejdzie nowy. Odpocznę w nocy, a jeśli nie będę mogła, odpocznę następnej nocy. I ta wiara, że trudny dzień się skończy i nadejdzie nowy, zawsze daje mi siłę. Wszystkim w Ukrainie jest teraz ciężko. Ale nie może wiecznie być źle. I nawet w najtrudniejszych dniach można znaleźć radość.
Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki
Ukraińska dziennikarka, piosenkarka i kompozytorka (pierwotnie była muzyka, która do tej pory nigdzie nie zniknęła). Swoją pracę w dziennikarstwie rozpoczęła od artykułów w magazynie muzycznym „Galas”. Przez wiele lat pracowała jako felietonistka kulturalna gazety „KP w Ukrainie”, była również redaktorką naczelną magazynu „Atelier”. Przez ostatnie kilka lat była krytykiem muzycznym w Vesti.ua, a wraz z wybuchem wielkiej wojny odnalazła się jako dziennikarka w reportażu społecznym.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!