Nie mogę nawet sobie wyobrazić, co myśli moja córka na temat tego, czym jest wojna. Na wojnie jest jej tato, dali mu tam czapkę, cały czas jeździ gdzieś samochodem i karmi duże bezpańskie psy. Na wojnę stale trzeba coś kupować. Wojna jest w Ukrainie, Rosjanie spalili samolot „Mrija”. On był bardzo duży, ale po wojnie wszyscy Ukraińcy na pewno go wspólnie odbudują. Na wojnie zginęła ciocia – znajoma mamy, która pisała książki i fotografowała się z białym psem.
Nie mogę nawet sobie wyobrazić, mówiąc szczerze, co ona myśli na temat tego, co to jest Ukraina. Ukraina to jej ojczyzna, ale co to znaczy? Moja córeczka nie urodziła się tam i bardzo krótko tam mieszkała. W Ukrainie jest nasza Tania Kłubniczka (to długa historia), Wika i pierwsza koleżanka Miszy – Mariwi. W Ukrainie mieszka pies, który kradł skarpetki Miszy, kiedy ona była maleńka (tak to wszystkim opowiada, jakby pamiętała!). W Ukrainie pochyliła się czerwona kalina, bo napadli Rosjanie. W Ukrainie sprzedają książeczki wydawnictwa „A-ba-ba-ha-la-ma-ha” (to jest po prostu nasz bolesny punkt, dziecko cały czas prosi o książeczki wydawnictwa „A-ba-ba-ha-la-ma-ha” i nie to, że mamy ich mało, ale ona jakoś tak to wymyśliła, że jest ich więcej niż my mamy i co jakiś czas prosi o nową – mówi właśnie tak, kup już teraz, bo z Ukrainy ona jeszcze długo będzie jechała).
Wszystko są to prawdziwe cytaty z rozmów z moją córką. Kiedy ten felieton się ukaże, Misza skończy już trzy lata. Niedawno szłyśmy ulicą i nagle bez żadnej sugestii ona z zachwytem mówi do mnie: „Mamo. Jestem Ukrainką”.
– Oczywiście – mówię. – Jesteś Ukrainką.
Jasne - odpowiadam. - Jesteś Ukrainką!
– Mamo, a ty jesteś Ukrainką? - dopytuje.
– Absolutnie Ukrainką – mówię.
Wtedy moje dziecko pokazuje na babkę, która idzie z naprzeciwka. Babka ma czarną skórę i jest w hidżabie.
– Mamo, a ta ciocia to Ukrainka?
– No nie – mówię.
A ona zadaje zasadniczo bardzo słuszne pytanie:
„A skąd ty to wiesz?”
Muszę się przyznać, że zaskoczona przedstawiłam jakiś trochę szalony zestaw cech, które z większym prawdopodobieństwem pozwolą zidentyfikować ciotkę jako Ukrainkę, ale kończę stwierdzeniem, że nie mam pewności, czy ta ciocia jest Ukrainką, i oczywiście lepiej najpierw się upewnić, a dopiero potem stwierdzić, czy ta ciocia jest Ukrainką czy nie.
Moja córka zapomina o tej sytuacji po dziesięciu sekundach, a mnie wciąż jeszcze tygodniami chodzi po głowie, czy czarna kobieta, muzułmanka, z jakiegoś powodu może być Ukrainką lub uważać się za Ukrainkę? Hipotetycznie oczywiście tak, ale czy w praktyce istnieją takie Ukrainki? A tak w ogóle, w dzisiejszych czasach, to kto jest Ukrainką? Znam Ukrainki, które są Żydówkami, Koreankami, Białorusinkami, Tatarkami Krymskimi, urodziły się z obojga litewskich rodziców, którzy od dawna mieszkają w Ukrainie... I kilka innych ciekawych kombinacji. Co je łączy, te, które uważają się za Ukrainki i stoją teraz po stronie Ukrainy, jej niepodległości i wartości (niektóre z nich stoją fizycznie bezpośrednio na linii frontu)? Kiedy nie mieszkamy wszyscy razem w naszej Ukrainie, bo potwory zrzucają na nią bomby, bo jej część znajduje się pod przestępczą okupacją – co nas łączy, tak różnych, z wyjątkiem tej świadomości, że jesteśmy Ukraińcami i Ukraińcami?
Myślę o swojej córce i o tym, jak kształtuje się jej narodowa tożsamość, i to jest coś, czego po prostu nie da się zrozumieć. Czasami rozmawiam o tym z mamami innych takich samych małych Ukraińców i Ukrainek, którzy tak naprawdę nie mieli czasu być Ukraińcami i Ukrainkami, i dla innych matek to taki sam miszmasz jak dla mnie. Wiadomo tyle, że nic nie wiadomo.
Po pierwsze, jak rozmawiać z dziećmi o Rosjanach, żeby nie powodować u nich traum (u dzieci, bo Rosjan nie szkoda)? Jak izolować się od dobrych Rosjan na placach zabaw dla dzieci, nie stwarzając przy tym nerwowych sytuacji, które stresują małe dzieci? Jak nie prowokować konfliktów wokół swojego dziecka, zrobić tak, żeby w przedszkolu czy w szkole jakaś tam Ksenia czy jakiś tam Nikita nie pchali się ze swoim podobnym językiem i w ogóle to nawet nie pochodzili blisko? Nie wiem. Mało kto zna odpowiedzi.
Nienawiść, ból i trauma niektórych rodziców są tak wielkie, że stają się ważniejsze od troski o ocalenie psychiki dziecka i zapewnienie mu stabilnego bezpiecznego środowiska. Ze względu na to, co się dzieje, naturalne jest, że rodzice otwarcie okazują wrogość i deklarują nienawiść. Tylko co z tego może zrozumieć trzylatka, dla której śmierć, zniszczenie i straty to po prostu przeważnie coś abstrakcyjnego, nie do końca zrozumiałego i dlatego w ogóle niestrasznego (po zranieniu i śmierci Wiktorii Ameliny mówiąc o tym z córką płakałam, ona pytała, ja odpowiadałam; potem Miszka przez kilka miesięcy wypytywała o różnych naszych znajomych: „A on/ona już umarł/a czy jeszcze nie?” Pytała z ciekawością i bez dramatyzowania)? Dziecko rozumie, że jest agresja i wrogość do pewnych ludzi, ale nie wie dlaczego tak jest. I jeśli przyjmujemy za normalną agresję do Rosjan na umownym placu zabaw dla dzieci, to czemu nie można zaakceptować agresji do wszystkich innych dzieci, kiedy przychodzi kolej na huśtawkę?
Po drugie, jak rozmawiać z dziećmi o tym, co odróżnia Ukrainki i Ukraińców od wszystkich innych ludzi? Wyszywanka, miłość do pieśni, płomienne serce, sen koło okna, a drzemka przy płocie, pierogi, Taras Szewczenko? Moja córka pierogi jadła tylko w Wielkiej Brytanii i we Francji, a Taras Szewczenko wisi u nas w Londynie w pokoju, Misza zna jego wiersze na pamięć i rozpoznaje go na nadrukach oraz w książkach i właśnie kiedyś spytała mnie, czy jej przyjaciółka Renn też czyta wiersze Tarasa Szewczenki o kaczuszkach?
Nie – mówię – nie czyta.
I znowu słyszę rezolutne pytanie:
– A dlaczego?
I po prostu nie mam jakiejś normalnej odpowiedzi na to pytanie, bo prawdę mówiąc sama nie wiem, dlaczego Renn miałaby nie czytać Tarasa Szewczenki.
Skoro już wyjechałyśmy z Ukrainy, to przede wszystkim staram się zadbać o psychikę i normalny rozwój mojej córki, jakoś umiejętnie dozować jej informacje o strasznych rzeczach, a mówić przede wszystkim o miłości. Do ziemi – ale potem dziecko prosi mnie, by zamówić jej ziemię z Ukrainy wraz z dostawą. Do miejsc i miast – ale dziecko nie pamięta ukraińskich miast i miejsc, a kocha wiele miejsc i miast nieukraińskich. Do bliskich nam ludzi, ale muszę się przyznać, że nie wszyscy bliscy nam ludzie to Ukraińcy. Puszczam stare ukraińskie pieśni, pokazuję obrazy Marii Pryjmaczenko, maluję z córką pisanki i kraszanki, nawet pewnego razu zrobiłam lalkę-motankę, ale także słuchamy piosenek cioci Saszy Kolcowej, którą Misza widziała, kiedy była całkiem maleńka, i uczymy się wierszy naszych znajomych cioć i wujków (nawiasem mówiąc, w odróżnieniu ode mnie, urodzonej jeszcze w czasach sowieckich, moje dziecko, kiedy chce z szacunkiem zwrócić się do żaby, nie mówi ciociu żabo, a mówi panie żabo, przez sekundę myślę więc może to jest właśnie to? Ale nie, te wszystkie panie, pani to polskie zwroty). Myślę, jak sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika lwa Pryjmaczenko, samolot „Mriję”, farbowane jajko, moje umiejętności splatania wianka z kwiatów i to, przez co jej tato jest na wojnie – ale tak, żeby to było po prostu zrozumiałe dla trzylatki. Ale im dłużej myślę, tym bardziej wydaje mi się, że zamówienie kilograma ziemi to nie jest taki całkiem głupi pomysł. Żeby cała ta miłość w tej sytuacji, w której się znaleźliśmy, stała się po prostu trochę mniej niezrozumiała.
Zdjęcie tytułowe: Sergey Bobok/AFP
Ukraiński dziennikarka, poetka i pisarka. Laureat Środkowoeuropejskiej Nagrody Literackiej „Angelus” za rozdział „Mój dziadek tańczył najlepiej ze wszystkich”. Współpracowała z Esquire, Le Monde, Harpers Bazaar, Ukraińska Prawda, Biznes, Bird in Flight itp. Teksty literackie publikowane w almanachach i antologiach na temat Ukrainy, Europy i USA.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!