Exclusive
20
min

Ksenia Kostenko, rolniczka: - Wierzę w przyszłość Ukrainy. A to oznacza, że muszę dla niej pracować

"Przed wojną na pełną skalę produkowaliśmy do 30 ton nawozu dziennie. Teraz wytwarzamy tyle przez cały sezon". Po wojnie Ksenia chce przywrócić swą firmę do dawnej świetności

Natalia Żukowska

Ksenia Kostenko, rolniczka z obwodu kijowskiego. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.

Wiosną 2022 roku jej gospodarstwo znalazło się pod rosyjską okupacją. W ciągu miesiąca wróg niemal całkowicie zniszczył cały majątek Ksenii Kostenko. Pocisk uderzył w jej dom, siedzibę firmy splądrowali ludzie Kadyrowa. Szkolenia, dotacje i wsparcie życzliwych ludzi pomogły jej przezwyciężyć rozpacz i odrodzić się z popiołów. Oto historia Ksenii Kostenko, rolniczki z okolic Kijowa.

Osoba "wręcz przeciwnie"

Tak się czasem przedstawiam. Po ukończeniu Wydziału Cybernetyki na Uniwersytecie Szewczenki przez osiem lat pracowałam w branży IT jako programistka. Miałam dobre zarobki, nigdy nie myślałam, że zajmę się agrobiznesem, chociaż mikrorolnictwo zawsze było częścią mojego życia. Moi rodzice mieszkali w obwodzie kijowskim i mieli 40-arową działkę. Co weekend w lecie spędzałam czas w ogrodzie mojej mamy, pomagałam uprawiać warzywa. Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że nie czuję się w Kijowie komfortowo. Znalazłam działkę w rejonie Buczy i zaczęłam budować dom. Później zrozumiałam, że tej ziemi mi nie wystarczy, więc kupiłam opuszczoną farmę w pobliżu. To był początek mojej podróży do agrobiznesu. Najpierw planowałam uprawiać warzywa dla siebie, z czasem jednak porzuciłam ten pomysł.

Ksenia Kostenko w swoim zakładzie produkcyjnym. Zdjęcie: archiwum prywatne

Postanowiłam uprawiać na większą skalę marchew i buraki, bo te warzywa nie wymagają drogiego sprzętu do przetwarzania. Małe gospodarstwa kupowały je hurtem. Już wtedy zrozumiałam, że do uzyskania dobrych zbiorów potrzebuję wiedzy z zakresu nauk rolniczych, zaczęłam więc zagłębiać się w tę dziedzinę. Dużo czytałam przed kupieniem czegokolwiek, konsultowałam się z ekspertami, trochę pomogła też poczta pantoflowa. Później wpadłam na pomysł rozpoczęcia produkcji nawozów. Chciałam wytwarzać produkt przyjazny dla środowiska, który nie szkodziłby ziemi. Opracowanie i opatentowanie go zajęło ponad dwa lata. Nawozy organiczne wykorzystujące zeolit z ukraińskich Karpat zostały przetestowane w Narodowym Uniwersytecie Gospodarki Wodnej i Środowiska w Równem. Ja i naukowcy byliśmy zadowoleni z wyników, mieliśmy w firmie wiele zamówień, myśleliśmy nawet o eksporcie. Podobnie jak większość Ukraińców, przed 24 lutego miałam szczęśliwe życie. Nie było łatwo, ale żyliśmy i mieliśmy życiodajne marzenia.

"Arabowie" w pracy

Jeśli chodzi o rosyjską ofensywę na pełną skalę, byłam zbyt pewna siebie. Rozumiałam, że wojna już trwa, tyle że nazywa się ATO [od kwietnia 2014 r. do kwietnia 2018 r. wojnę na wschodzie Ukrainy nazywano operacją antyterrorystyczną, w skrócie ATO - red.]. Wiosną 2017 r. byłam w Wołnowasze na forum "Rola kobiet w ATO". Uświadomiłam sobie, jak straszne to wszystko było. Dlatego nie mogłam uwierzyć, że możliwa jest jeszcze większa i straszniejsza wojn. Notabene Wołnowacha, piękne miasto, została przez wroga zniszczona.

Mam przyjaciół i kolegów z mojego cyberwydziału na całym świecie. Moja przyjaciółka z Brukseli kupiła mi bilet na 18 lutego; wtedy lotniska w Ukrainie jeszcze działały. Powiedziała mi: "Ksenia, będziesz miała wojnę!". A ja z uporem odpowiadałam: "Ira, nigdzie się nie wybieram. Jaka wojna? W XXI wieku? W Europie? To niemożliwe". Oczywiście bilet straciłam. Przed ofensywą na pełną skalę moja intuicja walczyła z logiką. Logika wygrała, bo mówiła mi, że to niemożliwe.

24 lutego byłam w Kijowie. Obudziła mnie siostra, która mieszka w miasteczku wojskowym w Wasylkowie. Krzyczała, że są bombardowani. Gdy z nią porozmawiałam, zadzwoniłam do ochroniarza w firmie - wszystkie moje gospodarstwa znajdowały się w pobliżu lotniska Hostomel. W linii prostej to pięć kilometrów, na wzgórzu za wsią. Ochroniaż zaczął krzyczeć, że jacyś "Arabowie" nas napadli. A to byli Czeczeni. Już pierwszego dnia okupanci odcięli prąd i łączność. Pan Bóg mnie kocha, bo tego dnia miałam być w firmie, ale zmieniłam plany w ostatniej chwili. Tego dnia w zakładzie odbywała się konserwacja, więc były tam tylko trzy osoby, a nie dwanaście, jak zazwyczaj. Dwóch uciekło, ale stary stróż nie zdążył. Rosyjskie wojsko zabrało wszystkie jego rzeczy, nawet stary telefon. Na szczęście zostawili go przy życiu.<br>

Zakład produkcyjny Ksenii Kostenko zniszczony przez Rosjan. Zdjęcie: archiwum prywatne

Przez ten miesiąc, który spędzili w mojej firmie, zniszczyli wszystko. Zniknęły okna i część dachu, ukradli baterie, akumulatory, a nawet części zamienne, których nie można nigdzie użyć. Pola i domy zostały zaminowane, surowce spalone. Zniszczyli prawie tysiąc ton obornika, szkody szły w miliony.  Przyjechałam do fabryki w kwietniu. Później zrozumiałam, że za wcześnie. Widziałam sprzęt wojskowy wyciągany z rzeki i ciała żołnierzy. Ludzie szukali bliskich po DNA.  Po tym, co zobaczyłam, nie spałam przez kilka nocy z rzędu. Nie chciało mi się nic robić, niczego odbudowywać, ręce mi opadły. Moim jedynym pragnieniem było odejść. Ale byli pracownicy, którzy mnie wspierali. Zainwestowałam więc wszystkie oszczędności w remont budynku. Wszystko robiliśmy sami, szukaliśmy części zamiennych, naprawialiśmy sprzęt - i wtedy znowu się zatrzymałam. Zadałam sobie pytanie: Gdzie iść dalej? Przecież nie było surowców. Ale szczęście mi dopisało. Zostałam zaproszona do programu szkoleniowego dla rolniczek "TalentA-2022. Antykruchość", prowadzonego przez międzynarodową firmę Corteva Agriscience.

Powrót do życia

To właśnie nauczyciele z tego programu edukacyjnych pomogli mi zmienić nastawienie i wrócić do pracy. Szkolenie trwało dwa miesiące. Wśród wykładowców byli agronomowie, prawnicy i ekonomiści. Uczyli mnie umiejętności antykryzysowych, zarządzania firmą i personelem. Podpowiadali, jakie rośliny wybrać, by nawet w trudnych warunkach uzyskać opłacalne zbiory. Mówili o nowych technologiach. W szkoleniu wzięły udział rolniczki z całej Ukrainy, np. z regionu Charkowa. Ich ziemia jest obecnie pod okupacją, jednak uczyły się na przyszłość. Po raz pierwszy od 4 lat istnienia do programu dodano psychologa. Ciągle wtedy czytałam wiadomości w telefonie. Psycholożka poradziła mi, bym to sobie dozowała: raz lub dwa razy dziennie i nie dłużej niż 5 minut. "Te wydarzenia nie zależą od ciebie, nie możesz ich zmienić" - powiedziała.

Ważne jest również, by wrócić na właściwe tory. Przed wojną na pełną skalę miałam wszystko jasno określone. Na przykład, że do jesieni zajmujemy się nawożeniem, a od wczesnej wiosny uprawą warzyw. Miałam nawet zaplanowane spektakle teatralne, które chciałam zobaczyć. Radziłabym ludziom, którzy mają takie problemy jak ja, aby natychmiast szukali pomocy u specjalistów. Ja wracałam do życia małymi krokami.  

Odbudowa i dotacje

Podczas tych studiów wygrałam grant w wysokości 340 000 hrywien. Pieniądze wykorzystałam na odbudowę fabryki. Naprawiliśmy i uruchomiliśmy jedną linię, tej wiosny wyprodukowaliśmy nawet niewielką partię nawozu. Zimą nasza firma nie pracuje, bo jest problem z dostawami surowców. Ucierpiało wiele gospodarstw, od których kupowaliśmy obornik. Kolejnym problemem są pracownicy. Do niedawna pracowały u mnie 3-4 osoby w wieku 60+, inni pracownicy służą w wojsku. Potrzebujemy co najmniej 8 osób, które mogłyby pracować na dwie zmiany, ponieważ jedna zmiana nie przynosi zysków. Jeśli chodzi o moce produkcyjne, wiosną wyprodukowaliśmy tylko 30 ton nawozu na cały sezon. Przed wojną to była dzienna norma. Mam nadzieję, że pod koniec lutego tego roku uruchomimy linię, która będzie w stanie produkować do 10 ton nawozu dziennie. Na pewno się nie poddam. Jest popyt na moje produkty. Trzech klientów - rolników zaoferowało mi nawet wsparcie. Według wstępnych szacunków potrzebujemy 2,5 miliona hrywien na odzyskanie dawnych możliwości produkcyjnych. Cała dokumentacja projektu będzie musiała zostać wykonana od podstaw, co jest droższe niż naprawa sprzętu.

Pamiątka po Rosjanach. Zdjęcie: archiwum prywatne

Jeśli chodzi o programy rządowe, to dla naszego regionu są one nieskuteczne, bo tereny mamy zaminowane. W zeszłym roku niczego nie zasadziłam. Mam jednak nadzieję, że w tym roku będzie już można uprawiać ziemię, choć na razie wciąż jest niebezpiecznie. Zdarzały się przypadki, że ludzie pracujący na polach wylatywali w powietrze. Jak państwo mogłoby nam pomóc? Mój tata był lekarzem, a pierwszą zasadą w medycynie jest nie szkodzić. Chcę więc, żeby biurokraci zeszli nam z drogi. Kiedy widzę, jak kładą nowe chodniki, mój układ nerwowy tego nie wytrzymuje. Państwo powinno pomagać wojsku w pokonaniu wroga. Ja, jeśli mam wybór: dać pieniądze na moją produkcję lub kupić drona dla wojska - wybiorę to drugie.

Jesteśmy już w Europie

Jesteśmy dość demokratycznym krajem, choć chciałabym zobaczyć nieskorumpowaną Ukrainę. Jesteśmy Europejczykami, zawsze żyliśmy w Europie. W niektórych dziedzinach przewyższamy inne kraje. Na przykład system bankowy: w Szwajcarii jest doskonały, ale nie można szybko otworzyć konta, a w Ukrainie można to zrobić w pół godziny. System medyczny? Spróbuj dostać się do okulisty w Czechach. Zostaniesz wpisany na listę oczekujących, a czekanie na wizytę u lekarza zajmie ci co najmniej dwa miesiące. Albo sektor IT - nasi specjaliści są najlepsi na świecie. Kto był dyrektorem technicznym u Steve'a Jobsa? Steve Wozniak z Czerniowiec. Podobnie jest w innych firmach. Wiem, gdzie pracują moi koledzy ze studiów i kim są, więc mogę śmiało powiedzieć, że świat składa się z ukraińskich specjalistów IT. Chciałabym również, aby młodzi, wykształceni i inteligentni ludzie weszli do polityki i rozwijali kraj, zostawali burmistrzami i prezydentami. Chciałabym, aby radziecki schemat "tylko łajdacy idą do władzy" zniknął na zawsze z naszego kraju. Moim największym marzeniem jest zwycięstwo. Na poziomie zawodowym marzę natomiast o tym, by wszyscy moi pracownicy, którzy bronią kraju, wrócili żywi i byśmy znów mogli razem pracować. Wierzę w przyszłość Ukrainy. A to oznacza, że muszę pracować dla jej rozwoju.

No items found.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
liderki w Ukrainie

Tetiana Wyhowska: Czym jest Women Leaders for Ukraine?

Olga Łuc: To międzynarodowa społeczność, stowarzyszenie kobiet z biznesu, polityki i tych, które pracują w sferze społecznej, tj. w organizacjach pozarządowych i fundacjach charytatywnych. Prezeską jest Iryna Papusza, a członkiniami kobiety z całego świata. Jesteśmy obecne w 32 miastach w 19 krajach, w szczególności w Japonii, USA, Hiszpanii, Austrii, Czechach, Polsce i oczywiście w Ukrainie. Jest to więc sieć kobiet. Opiera się ona nie tylko na wymianie informacji, kontaktów i mentoringu, ale także na rozwoju przywództwa z możliwością wpływania na sprawy społeczne i polityczne. Obejmuje również reprezentację kobiet na różnych forach i konferencjach, w tym np. na konferencji w Davos.

Organizujemy spotkania – formalne i nieformalne – w krajach, z których pochodzą nasze członkinie. Pracujemy nad rozwojem kobiet, dając im siłę i umiejętności, by wiedziały, jak i co robić, jeśli chcą osiągnąć swoje cele.

Na październikowym forum Women Leaders for U Ołeksandra Matwijczuk, szefowa Wolności Obywatelskich i laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, podkreśliła, że kobiety powinny się wzajemnie wspierać, by ich przyszłe pokolenia nie musiały udowadniać swojego prawa do równości

Oczywiście mężczyźni też są ważni. Są częścią tej społeczności, wsparciem lub, jak to się pięknie nazywa po angielsku, „allies”. Ale główny nacisk kładziemy na kobiety i umożliwianie im wyrażania siebie, rozwoju i nawiązywania ważnych kontaktów, by budować w ten sposób przyszłość swoją – i Ukrainy. Ich wkład jest ważny nie tylko teraz. Będzie też bardzo ważny dla odbudowy kraju, ponieważ sporo niosą na swoich barkach.

Dziś wiele kobiet żyje z dziećmi w innych krajach, gdzie opiekują się swoimi rodzinami, a także muszą zdecydować, gdzie pracować i co robić – być może założyć własną firmę albo poszukać nowej ścieżki rozwoju. Te umiejętności będą nieocenione w przyszłości.

Te kobiety, które chcą wrócić do Ukrainy i wziąć udział w jej odbudowie, muszą wiedzieć, jak to zrobić

Jakie ciekawe i ważne pomysły udało się już zrealizować Women Leaders for Ukraine?

Zacznę od dwóch projektów, które są mi szczególnie bliskie ze względu na ich ogromny wpływ. Pierwszy był realizowany wspólnie z The Kids of Ukraine Foundation. To organizacja z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, która wspiera inicjatywy pomagające dzieciom i ich rodzinom przezwyciężyć traumę wojny. Jesteśmy partnerem fundacji i wspieramy jej działania humanitarne oraz wyjazdy SviTY [program rehabilitacji psychologicznej i adaptacji dla wewnętrznie przesiedlonych nastolatków i rodzin wojskowych z dziećmi w wieku od 12 do 16 lat – red.].

Skupiamy się na wsparciu psychologicznym dzieci poprzez sport, zabawę i aktywność. Zorganizowaliśmy wiele letnich obozów w Karpatach i innych miejscach, gdzie dzieci mogą nie tylko spędzić czas na świeżym powietrzu i uciec od trudnej rzeczywistości, ale także otrzymać wsparcie psychologiczne.

Women Leaders for Ukraine m.in. wspiera dzieci w przezwyciężaniu traumy wojny

Drugi projekt realizowany jest cyklicznie wspólnie z International Coaching Federation. To znana organizacja zrzeszająca certyfikowanych trenerów samorozwoju z całego świata. Tworzy przestrzeń do głębokich i szczerych rozmów, możliwość spojrzenia na siebie i swoje umiejętności z innej perspektywy. To świetna okazja nie tylko do poznania kogoś z innego regionu lub kraju, ale także odkrycia nowych sposobów na osiągnięcie własnych celów. Pomagamy kobietom iść naprzód, głębiej zrozumieć swoje potrzeby i odkryć własny potencjał.

Nasze działania są zróżnicowane. Na przykład mamy nagrodę Ukrainian Award of Inclusivity, która honoruje liderki wprowadzające zmiany w Ukrainie. Wpływamy również na procesy legislacyjne. Ukraina jest na drodze do Unii Europejskiej i wszyscy wierzymy, że kiedyś do niej wejdzie – ale potrzeba presji z różnych stron. Z naszej perspektywy bardzo ważne jest, by kobiety były zaangażowane, żeby negocjacje akcesyjne nie były negocjacjami bez kobiet.

Nasza społeczność jest otwarta, więc jeśli któraś z czytelniczek ma jakiś ciekawy pomysł, chce coś zasugerować lub się zaangażować – zapraszamy w nasze szeregi

Udział w waszych projektach i wydarzeniach jest bezpłatny?

Tak, wszystkie koszty są pokrywane przez naszą organizację, sponsorów i partnerów. Do projektów Women Leaders for Ukraine można dołączyć po wypełnieniu formularza zgłoszeniowego i paru innych dokumentów.

Wzięła też Pani udział w projekcie coachingowym. Dlaczego coaching jest ważny dla liderki?

Coaching jest kluczem do rozwoju przywództwa. Pomaga nam dostrzec własny potencjał, otwierając dostęp do tych aspektów naszej osobowości, których zwykle nie zauważamy lub boimy się do nich przyznać. To okazja do zrozumienia własnych lęków, talentów, mocnych stron i przyznania się do ograniczeń. Ten proces jest ważny, ponieważ tylko wtedy, gdy akceptujemy siebie takimi, jakimi jesteśmy, możemy stać się prawdziwymi liderkami. Tymi, które inspirują innych, budują zaufanie i tworzą przestrzeń do rozwoju zespołu.

Sergiej Fursa, Ełena Borisowa, Jekateryna Rożkowa, Nadieżda Omełczenko i Oksana Wojciechowska na forum Women Leaders for U w Kijowie, październik 2024

Coaching daje nam również odwagę do bycia wrażliwymi, do nieukrywania naszych słabości pod maskami i rolami. To przestrzeń, w której możemy pozwolić sobie na bycie sobą, bo tylko tak możemy znaleźć siłę, której potrzebujemy, by przewodzić.

Prawdziwa liderka to nie ktoś, kto zna wszystkie odpowiedzi, ale ktoś, kto może być otwarty na naukę, rozwój, a co najważniejsze – przyznanie się do własnych słabości

Tylko wtedy liderka czy lider może stworzyć środowisko, w którym inni czują się wspierani i mogą być najlepszymi wersjami samych siebie.

Sesja z coachem pozwoliła mi uporządkować mocne strony, o których istnieniu wcześniej nie wiedziałem. Teraz patrzę na coaching w inny sposób. Nie chodzi tylko o odkrycie swoich kompetencji czy tego, co trzeba poprawić, ale też o znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego robię to, co robię, i jaka jest moja motywacja – bo to ona daje mi energię do realizacji planów.

Realizuje Pani fajne projekty, ale to wolontariat, prawda? Czym się Pani zajmuje poza Women Leaders for Ukraine? Jakiś własny biznes?

Pracuję w filii amerykańskiego banku Bank of New York Mellon we Wrocławiu jako dyrektorka ds. usług i zajmuję się relacjami z menedżerami inwestycyjnymi. Nie mam własnego biznesu, ale jestem otwarta na kwestię wzmocnienia pozycji kobiet i ich przywództwa. Byłoby wspaniale stworzyć coś własnego, a Women Leaders for Ukraine daje mi wiedzę, jak to zrobić.

Jeśli chodzi o bankowość, to jest to również interesująca przestrzeń dla kobiet. Obecnie to branża zdominowana przez mężczyzn: im wyższe stanowiska, tym więcej mężczyzn. Zadaję więc sobie pytanie: „Dlaczego tak jest? Co można zrobić, by to zmienić, by umożliwić kobietom osiągnięcie kolejnych szczytów kariery, jeśli tego chcą?”

Na waszej stronie internetowej znalazłam kwestionariusz, który należy wypełnić, aby zgłosić swój projekt do wsparcia. Jest przeznaczony tylko dla waszych członkiń czy dla wszystkich?

Dla wszystkich. Jeśli masz pomysł na własny projekt i jego realizację, chętnie cię wysłuchamy i rozważymy sprawę. Następnym krokiem będzie rozmowa, która pozwoli nam lepiej zrozumieć twoją koncepcję i jej potencjał.

To powinien być projekt społeczny czy biznesowy? Jakie ciekawe pomysły już wsparliście?

Jesteśmy gotowi rozważyć każdy pomysł. Oceniamy, jak taki pomysł wpłynie na Ukrainę i jak mógłby poprawić sytuację kobiet. Projekty nie muszą koncentrować się na Ukrainie – mogą dotyczyć kobiet na całym świecie. Zachęcamy do zgłaszania pomysłów związanych z rozwojem kobiet, równością itp. Mogą to być projekty społeczne lub biznesowe, inicjatywy mające na celu zmianę ustawodawstwa – wszystko, co będzie miało pozytywny wpływ i stanie się motorem zmian.

Członkowie społeczności Women Leaders for Ukraine

Wspieraliśmy np. projekt Kids of Ukraine Charity Found! – przeznaczony dla dzieci, które na wojnie są najbardziej bezbronne. Warto również wspomnieć o start-upach technologicznych i nowych produktach, a także o różnych konferencjach i inicjatywach lokalnych. Niedawno zorganizowaliśmy forum w Kijowie, by zgromadzić liderki na dyskusje o rozwoju kobiet i ich wpływie na politykę, społeczeństwo i biznes.

Jako kraj spoza UE Ukraina otrzymuje mniej środków z Europy. Dlatego ważne jest, by myśleć kreatywnie i wykorzystywać potencjał, szczególnie w Polsce i innych krajach z dużą ukraińską diasporą.

A co z projektami kulturalnymi? Na przykład ja stworzyłam ukraińską bibliotekę w Katowicach i zebrałam około 1000 książek. Mam też wydawnictwo w Ukrainie i wiele pomysłów na wydawanie dzieł ukraińskich pisarzy po polsku i promowanie ukraińskiej literatury...

To wspaniały projekt. Kultura jest naprawdę ważna w naszej walce. Wojna sprawiła, że ukraińska kultura stała się bardziej widoczna za granicą, a to jest okazja, by zapraszać innych np. do poznania naszych utalentowanych pisarzy, takich jak Lina Kostenko.

Spalone dzieła sztuki, splądrowane kościoły i zniszczone zabytki to konsekwencja barbarzyńskich aktów, których rosyjskie wojska wciąż dopuszczają się w Ukrainie.

Celowe niszczenie dóbr kultury jest uważane za zbrodnię wojenną i jest szkodą dla dziedzictwa nie tylko jednego narodu, ale całego świata

Co planujecie na przyszłość?

Głównym celem jest rozszerzenie naszej społeczności z naciskiem na głębszą współpracę. Następnie skupimy się na projektach politycznych i społecznych, wspieraniu prawodawstwa, równości płci i różnorodności oraz uczestniczeniu w dyskusjach politycznych i konferencjach, na których głos kobiet jest ważny.

Teraz podsumowujemy wyniki mijającego roku, by zrozumieć, które projekty spotkały się z największym odzewem, które przyniosły rzeczywistą różnicę, miały pozytywny wpływ i powinny być kontynuowane. Zdecydowanie będziemy nadal prowadzić fundację charytatywną Kids of Ukraine i projekt coachingowy, bo mają one dużą skalę i znaczenie. Tak jak projekt Resilience Ship, który ma na celu promowanie ukraińskiego zrównoważonego przywództwa na świecie.

Mamy nadzieję, że wiele osób ma ciekawe pomysły i chce działać. Ważne jest, aby utrzymać zainteresowanie Ukrainą, ponieważ ostatnio nieco osłabło. To będzie nasza misja.

Zdjęcia: FB Women Leaders for Ukraine

20
хв

To, czego Ukrainki uczą się za granicą, przyda się w odbudowie kraju

Tetiana Wygowska

Luty 2022 nigdy się nie kończy

Dla wielu Ukraińców 24 lutego 2022 r. to dzień, w którym wszystko zmieniło się nieodwołalnie. Dla Andżeliki ten moment nadszedł 8 lutego, gdy w wypadku samochodowym zginął jej mąż. W jednej chwili została wdową z dwiema córkami na utrzymaniu: starsza miała 14 lat, młodsza zaledwie 8 miesięcy.

– I tak ten luty 2022 wciąż we mnie trwa – mówi.

Na początku maja 2022 r. postanowiła wyjechać. Z małym bagażem na dwa tygodnie, „żeby to wszystko przeczekać”. Zostawiła swój dom i firmę, zabrała tylko dzieci.

Luty 2022 roku był najstraszniejszym miesiącem w życiu Andżeliki

– Najpierw pojechałam do Dniepru. Wynajęłam pokój w hotelu, ale nie miałam dużo pieniędzy, więc szybko musiałam poszukać innego miejsca na nocleg. Zobaczyłam ogłoszenie, że jedno z sanatoriów na Wołyniu przyjmuje uchodźców wewnętrznych, więc tam pojechałam.

Rodzice jej męża zostali w Bachmucie, by pilnować domu. W lipcu 2022 r. znaleźli się pod ostrzałem. Teść stracił nogi, teściowa też odniosła obrażenia kończyn.

– Poprosiłam o przewiezienie ich do Łucka, bym mogła się nimi zaopiekować. Bo i jak miałam do nich jechać? Moja młodsza córeczka była bardzo mała. Jedna z fundacji wynajęła mi dom w mieście na rok, więc przenieśliśmy się tam ze schroniska sanatoryjnego.

I tak się razem mozolimy

Starsza córka rozpoczęła naukę w szkole medycznej, młodsza skończyła roczek.

– Przy naszym domu w Bachmucie mąż miał małą wędzarnię. Często wędził ryby dla siebie, przyjaciół i krewnych, ja też mu pomagałam. Kiedy przyjechałam do Łucka, przypomniałam sobie o tym. Za zgodą właścicieli wynajmowanego domu postawiłam małą wędzarnię na podwórku, kupiłam trochę makreli, uwędziłam i zaproponowałam innym przesiedlonym dziewczynom, żeby spróbowały. Stworzyłam grupę w mediach społecznościowych. W tym samym czasie w Łucku odbywały się kursy na temat możliwości zarobkowania dla kobiet, których firmy ucierpiały w wyniku wojny. Uczyli, jak napisać biznesplan, by dostać dotację. Było kilka naborów.

Zapraszano mnie na nie, ale dwukrotnie odmawiałam. Nie mogłam pojechać – moi rodzice wymagali opieki, no i miałam małe dziecko. W końcu poszłam na trzeci nabór, lecz nawet wtedy zamierzałam tylko się uczyć, a nie tworzyć biznesplan

Na początku 2023 roku wzięła udział w kursie „Możliwości ekonomiczne dla kobiet dotkniętych wojną”, prowadzonym przez organizację pozarządową „Rozwój Wołynia”. Projekt był skierowany do osób, które chciały reaktywować swoje firmy lub rozpocząć nową działalność w nowym miejscu. Po studiach napisała biznesplan. Postanowiła przetestować pomysł z wędzeniem ryb.

Na tym kursie poznała Olgę Stonohę z Charkowa, która później została jej wspólniczką. Zrazu Olga chciała sprzedawać odzież damską, lecz wkrótce zdecydowała się wesprzeć Andżelikę – chociaż nie miała większego doświadczenia z wędzeniem ryb. Jej rodzice wędzili mięso, więc jakieś pojęcie miała tylko o tym.

– I tak Olga i ja mozolimy się już razem od dwóch lat – uśmiecha się Andżelika.

Angelica na lokalnym rynku ze swoimi produktami

W 2023 r. wygrały konkurs na projekt biznesowy dla kobiet, zorganizowany przez centrum kariery „WONA” w Łucku przy wsparciu Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych. Ten konkurs dawał kobietom w trudnej sytuacji szansę na realizację pomysłów na własną przedsiębiorczość. Dzięki dotacji mogły kupić sprzęt: zamrażarkę, wagę itp.

Biznes się rozkręcił. Zaczęły od kilku rodzajów ryb, teraz mają w asortymencie ponad 30 pozycji: ryby suszone, wędzone i solone, owoce morza. Dzięki kolejnej dotacji wynajęły warsztat.

Rybne przysmaki Andżeliki Syszczenko

Co do łaźni na przekąskę?

Dziś rybne przysmaki Andżeliki i Olgi można teraz kupić na targach rolniczych i w ich zakładzie.

– W każdą sobotę przyjeżdżamy na targ w Łucku, a w czwartki jeździmy do Kiwerc [miasteczko na Wołyniu – red.]. Kiedy docieramy na targ, zawsze jesteśmy w świetnym nastroju, wszyscy do nas podchodzą, bo już nas znają. Oferujemy degustację różnych rodzajów ryb. Dzwonią do nas i pytają: „Jesteśmy 10 dziewczynami, idziemy do łaźni. Co radzicie nam wziąć ze sobą na przekąskę?”. Regularnie informujemy w mediach społecznościowych, że właśnie przygotowaliśmy nową partię ryb – „więc odwiedźcie nas lub przyjdźcie na targ”. W naszym zakładzie zawsze mamy świeże produkty, jeśli ktoś chce je kupić z odbiorem.

Zrobienie gotowego produktu trwa kilka dni: ryba musi zostać rozmrożona, oczyszczona, posolona, przez chwilę fermentowana, a potem umyta, wysuszona i uwędzona. Wyprodukowanie partii wędzonych makreli zajmuje 3 dni.

– Teraz łatwo o tym mówić, ale nie było nam łatwo: znalezienie sprzętu, dobrych surowców, dostawców. Kiedy zaczynałam działalność, zadzwoniłam do przyjaciół w Awdijiwce, którzy dali mi numer do swoich konkurentów w Kijowie. Ci z kolei poradzili mi, bym skontaktowała się z dostawcami ze Lwowa. Słyszałam, że na Wołyniu, w Okońsku [wioska 80 kilometrów od Łucka – red.], hodują pstrągi. Pojechałam tam i kupiłam żywego pstrąga, żeby spróbować, czy da się go ugotować. Szukałam tu i tam, własnymi kanałami.

Stopniowo miejscowi uzależnili się od ryb Andżeliki.

– Tutaj, na Wołyniu, ludzie jedzą więcej ryb słodkowodnych – szczupaków, karasi, karasi srebrzystych. A my oferowaliśmy im tuńczyki, marliny czy ryby maślane.

Biznes Andżeliki i Olgi urósł już pięciokrotnie. Muszą jednak stale się uczyć, improwizować, testować nowe pomysły i przepisy. Oczywiście wytwarzane przez nie przysmaki są droższe niż te w sklepie. Głównie dlatego, że to produkty naturalne, bez konserwantów.

Nie zamierzam się poddawać

Andżelika i Olga marzą o własnym sklepie stacjonarnym. Napisały już nawet projekt.

– Tego lata wygrałyśmy kilka grantów i napisałyśmy biznesplany dla naszego markowego sklepu. Zalanowałyśmy tam trzy działy: ryby schłodzone i mrożone, produkty gotowe (tarty rybne, sałatki, szaszłyki, rybne fast foody) i trzeci dział: gotowe ryby wędzone, solone, suszone, pakowane próżniowo. W Łucku nie ma sklepów z tak dużym wyborem. Kiedy jednak policzyłyśmy koszty, zdałyśmy sobie sprawę, że jeszcze nas nie stać. Musimy urosnąć jeszcze co najmniej czterokrotnie, by utrzymać taki sklep. Musimy mieć dobry magazyn, dobrą reklamę, dobry szyld i przeszkolić sprzedawców.

Nie chcemy mieć małego sklepiku, jak na rynku. Marzymy o dużym, wysokiej jakości. Dlatego na razie za pieniądze z grantu kupiłyśmy tylko dodatkowy sprzęt

Największym problemem Andżeliki jest brak mieszkania. Jej dom w Bachmucie jest w ruinie. W Łucku wynajmuje mieszkanie, ale to kosztowna sprawa. Nie można zaoszczędzić pieniędzy.

– Ludzie często pytają mnie, dlaczego jestem w Łucku. Moi rodzice przeprowadzili się ostatnio do obwodu kijowskiego, gdzie zapewniono im mieszkanie, i do mnie dzwonią. Koledzy z innych miast opowiadają mi, jak są tam wspierani... Nie wiem, co mnie tu trzyma. Mam wiele pomysłów, jest miejsce na rozwój, ale brak własnego mieszkania bardzo mnie zniechęca. Wydałam wszystko, co zarobiłam. Do tego dochodzą dzieci: jeśli moja najmłodsza córka zachoruje i nie pójdzie do przedszkola, to ja nie pójdę do sklepu. Jeśli nie oszczędzam, nie sprzedaję – a jeśli nie sprzedaję, to nie zarabiam. To takie uwłaczające: miałam dom, ale zniknął w ciągu sekundy i teraz muszę wszystko robić sama. Pracowałam przez pół życia, a w wieku 40 lat znalazłam się na ulicy z dwiema torbami – i muszę zaczynać wszystko od nowa. Ile będę miała lat, gdy zarobię już wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić nowy dom? Straciłam świadczenia socjalne, ponieważ jestem indywidualną przedsiębiorczynią. Kiedy więc ludzie zapraszają mnie na różne wydarzenia i mówią mi, jak bardzo są dumni ze mnie i mojej historii, jest to trochę wyzwalające – wyznaje Andżelika. I zaraz dodaje, że nie zamierza się poddawać.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Andżeliki Syszczenko

20
хв

Rybny biznes daleko od domu. Historia Andżeliki z Bachmutu

Julia Malejewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Paweł Kowal: Żołnierze KRLD w wojnie z Ukrainą to dowód na plan większej wojny

Ексклюзив
20
хв

Co będzie jutro?

Ексклюзив
20
хв

Odliczanie dla Scholza

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress