Exclusive
20
min

Wydaje mi się, że jesteśmy w 1938 roku, ale katastrofa to nie jedyne rozwiązanie

Ukraiński historyk Jarosław Hrytsak powiedział PAP, że pod koniec lat 80. losy Europy i świata zależały w dużej mierze od wydarzeń w Polsce. Według niego wydarzenia na Ukrainie są dziś ważne. Jego zdaniem Ukraina ma podobne znaczenie do roli w historii Ziemi Świętej, gdzie pozornie regionalne konflikty mają globalne konsekwencje.

Polska Agencja Prasowa

Ярослав Грицак. Фото: ІЕС УКУ

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ukraina ma podobne znaczenie do roli w historii Ziemi Świętej, gdzie pozornie regionalne konflikty mają globalne konsekwencje

PAP: Panie Jarosławie, dzięki staraniom Krakowskiego MCK nie tak dawno temu z Panią książką „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” Poznali się polscy czytelnicy. Jego oryginalna nazwa brzmi nieco inaczej — „Pokonywanie przeszłości”. Po raz pierwszy o „przezwyciężeniu przeszłości” pełnym głosem zaczęto mówić w niemieckim dyskursie publicznym wojny, gdzie ta niedawna przeszłość była bardzo trudna. W każdym razie oba warianty nazwy oznaczają trudny proces tranzytu dla Ukraińców do czegoś lepszego. Pomimo tego, że napisałeś tę książkę przed inwazją na pełną skalę, a Ukraina zmaga się teraz z przerażającą teraźniejszością, z której przeszłości powinna uciec, a którą przeszłość pokonać?

Jarosław Hrytsak: Tak więc termin przezwyciężenie przeszłości powstał w kontekście dyskusji wokół najbardziej haniebnych stron niemieckiej historii, w szczególności Holokaustu i innych zbrodni narodowego socjalizmu. Celem takiej polityki, realizowanej przez demokrację, jest pomoc społeczeństwu w końcu skonsultować się z dziedzictwem naznaczonym dyktaturą i okrucieństwami, aby móc iść naprzód. Nadałem temu terminowi nieco inne znaczenie, ponieważ mało interesuję się badaniem pamięci historycznej. Wolę studiować „twardą” historię, historię faktów, procesów, trendów.

Jeśli mówię o przezwyciężeniu przeszłości, myślę, że w przeszłości Ukrainy jest kilka tematów, które dotyczą jej przede wszystkim. Te tematy to dla mnie ubóstwo i przemoc, które zwykle są ze sobą powiązane. W ciągu ostatnich dwustu lat pojawiły się kraje, które postawiły sobie długoterminowy cel przezwyciężenia konsekwencji jednego i drugiego. Starali się ograniczyć przemoc do znośnego stopnia. W ten sposób większość krajów odniosła sukces gospodarczy. Byłem więc zainteresowany tym, jak kraje zachodnie i inne zdołały wyrwać się z tego grzesznego kręgu i jaką rolę odegrała w tym przeszłość. Oznacza to, że konieczne jest ustalenie, co wydarzyło się w naszej historii, co wciąż nas ciągnie w dół. To właśnie stało się intencją podczas pisania książki.

Przykład Ukrainy jest również paradoksalny, ponieważ będąc wyjątkowo bogatym w zasoby, pozostaje krajem biednych ludzi.

PAP: Czy doświadczenie modernizacji Polski, które Ukraińcy dali za przykład, jest nadal aktualne? Czy to możliwe, że zmiana globalnych warunków geopolitycznych i gospodarczych sprawia, że jest to nieistotne?

YAG: Jestem zwolennikiem tezy, że żaden naród nie jest skazany na ubóstwo i przemoc. Jednocześnie jestem przekonany, że historia i kultura to siła grawitacyjna, która nie pozwala społeczeństwu wystartować, czyli szybko się modernizować. Ważnymi tekstami dla zrozumienia tego są dla mnie artykuły amerykańskiego historyka ekonomii Alexandra Gershencrona, który urodził się na początku XX wieku w Odessie. Studiował historyczne poprzedniki zacofania i kłócił się z zwolennikami teorii etapów rozwoju gospodarczego, ponieważ uważał, że kraje słabo rozwinięte powinny opracować własną strategię przezwyciężenia luki zacofania.

Uważam, że w 1991 r. Ukraina nie mogła powtórzyć doświadczeń Polski ze względu na to, że miała gorszą pozycję wyjściową, której nie mierzą tylko wskaźniki ekonomiczne.

Jednocześnie uważam, że doświadczenie Polski pozostanie aktualne w przyszłości. Gdyby Ukrainie udało się dokonać takiej transformacji, to problemy, które mielibyśmy, byłyby bardziej podobne do polskich, a nie ukraińskich przed inwazją na pełną skalę.

Teraz mamy problemy o innym charakterze. Nie wszystkie kraje są gotowe na ten szybki restart. Aby tak się stało, musi się zbiegać kilka czynników: obecność aktywnego społeczeństwa obywatelskiego, tradycje stosunków politycznych między władzami a elitami, demografia, warunki polityki gospodarczej i zagranicznej. Przed Wielką Wojną Ukraina przestała być izolowanym terytorium prowincji, ale nie przeprowadziła szeregu reform, przede wszystkim reformy sądownictwa, która pozwoliła jej tylko zbliżyć się do ponownego uruchomienia, ale nie rozpocząć go.

PAP: Twoja książka, podobnie jak wiele innych publicznych wystąpień i dyskusji panelowych ukraińskich intelektualistów w ostatnich latach, poświęcona jest włączeniu historii Ukrainy w kontekst globalny, a raczej konteksty. Timothy Snyder, z którym współpracujesz w ramach projektu „Historia Ukrainy: globalna inicjatywa”, mówi, że obecna dramatyczna sytuacja wokół Ukrainy jest wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy świat zobaczył, że kraj ten może być lakmusem i epicentrum zmian na świecie. Czy zgadzasz się z tą tezą swojego kolegi?

YAG: Wolałbym unikać słowa „wyjątkowy”. Uważam, że w historii różnych krajów i narodów istnieją podobieństwa, ale są też różnice. Jednak tak, moim zdaniem Ukraina jest teraz dokładnie takim terytorium, na którym wydarzenia, które się tam rozegną, będą miały ogromne znaczenie zarówno dla Europy, jak i dla losu świata. Pod koniec lat 80. XX wieku losy świata zależały od wydarzeń w Polsce. Różnica polega jednak na tym, że Polska była w stanie dokonać swojego cywilizacyjnego skoku w czasie pokoju, łapiąc mijające wiatry demokracji, kiedy Ukraina musiała dokonać transformacji w znacznie trudniejszych warunkach.

To nie pierwszy raz, kiedy Ukraina znalazła się w epicentrum wydarzeń. Po prostu wcześniejsze rozmowy na ten temat przypominały megalomańskie fikcje historyków nacjonalistycznych. Kwestia ukraińska powstała podczas I wojny światowej. Podobnie jak kwestia polska w XIX wieku, miała ona kluczowe znaczenie dla równowagi sił na Starym Kontynencie i struktury samych supermocarstw i odegrała ważną rolę podczas obu wojen światowych. Nikt wtedy nie zwracał na to należytej uwagi ze względu na brak subiektywności Ukrainy. Tym razem Ukraina ma tę subiektywność, a jej mieszkańcy nie są w międzynarodowej izolacji ani po stronie sił, które są o krok od przegranej wojny. Jeśli chodzi o widoczność Ukrainy, przypomina mi dziecięcą grę w chowanego. Można to zobaczyć w czasach kryzysu, kiedy na świecie występują przesunięcia tektoniczne. Zamiast tego jest niewidoczny w przerwie między nimi.

Przypomnę, że 40 lat temu ukazał się artykuł Milana Kundery o porwanym Zachodzie, w którym autor podkreślił, że wielomilionowy naród ukraiński wreszcie znika na naszych oczach. Napisał to nie z gniewu, ale prawdopodobnie ze smutkiem, aby podkreślić, że podobny los może spotkać Czechów i Polaków. Po niespełna ośmiu latach ZSRR rozpadł się, a Ukraińcy odegrali dużą rolę w jego upadku.

PAP: Czy nie sądzisz, że wojna na Ukrainie skłoniła nas do myślenia o postheroicznym i postnarodowym światopoglądzie, w którym przeważała maksyma Brechta „nieszczęśliwy i kraj potrzebujący bohaterów”, ponieważ, jak widać, nacjonalizm obywatelski i etniczny mobilizuje nie tylko do podboju, ale także do oporu?

Y.G.: Druga wojna światowa dała wielu wcześniej ważnym ludziom pojęcie negatywnej konotacji. Jednym z tych pojęć jest „Ojczyzna” — „Vaterland”. Ta koncepcja została nadużywana na różne sposoby przez Hitlera i innych dyktatorów, więc zaczęto ją uważać za toksyczną i głupio odrzuconą. W świecie zachodnim słowo to jest nadal często używane z negatywną konotacją. Z drugiej strony w Europie Wschodniej stosunek do tej koncepcji jest lepszy, biorąc pod uwagę, że narody Europy Środkowej i Wschodniej nadal żyją z ideą zagrożenia. Podobnie jest z zagrożoną Ukrainą, gdzie wybór heroicznej historii z tego powodu jest nieunikniony.

Lubię zilustrować tę różnicę między Wschodem a Zachodem poprzez dialog ze szwedzkim politologiem. Kiedy zapytałem go, kim jest bohater narodowy jego kraju, po krótkiej przerwie odpowiedział: „Może ABBA”. Żadna wspólnota historyczna nie może istnieć bez mitów, które stały się powszechną ideą wspólnej przeszłości. Są klejem społeczeństwa, czymś podobnym do wierzeń religijnych w przeszłości. Z drugiej strony, dopóki Ukraina jest tylko na drodze do sukcesu, podczas gdy jest w niebezpieczeństwie, sytuacja nie zmieni się radykalnie. Z drugiej strony taka jest rola Ukrainy. Swoim obywatelskim nacjonalizmem Ukraińcy przywracają światu zrozumienie wartości, o które należy walczyć, nie tylko po to, aby życie miało sens.

PAP: Jednak w języku niemieckim oprócz Vaterland istnieje również pojęcie Heimat, co oznacza bardziej emocjonalne połączenie z rodzimymi miejscami. Jest to coś w rodzaju odróżnienia w języku ukraińskim ojczyzny od wielkich i małych liter.

YAG: Tak, to prawda. Sam lubię ten piękny liberalny zwrot akcji, ale problem polega na tym, że małych ojczyzn nie można bronić. Społeczności te są bezsilne w obliczu globalnych wyzwań, takich jak globalne ocieplenie, kryzys finansowy czy wojna.

PAP: Myślę, że zgodzisz się, że proszenie historyka o przewidywanie przyszłości jest rzeczą niewdzięczną. Niemniej jednak sformułuję pytanie w bardziej przyzwoity sposób. Jak myślisz, jak wydarzenia na Ukrainie będą pisane w podręcznikach historii? Ale czy znajdujesz analogie między wydarzeniami długiego XX wieku a możliwym rozwidleniem przed światem i państwem ukraińskim?

YAG: Historycy unikają opisywania procesów, które nie zostały jeszcze zakończone. Decydujące będzie dokładnie to, gdzie ta wojna się skończy i jaki będzie jej wynik. Niemniej jednak jestem pewien, że o Ukrainie będzie koniecznie pisane jako o jednym z kluczowych terytoriów, na których plan rozwoju świata został określony na następne pokolenie. Przychodzą mi na myśl dwie ryzykowne podobieństwa. Ukraina jest teraz jak Ziemia Święta, rodzaj Palestyny Europy, gdzie na ograniczonym geograficznie terytorium szaleją zacięte konflikty. Pomimo ich pozornego znaczenia regionalnego, często są one istotne dla całego świata.

Podobnie jak w przypadku bezprecedensowego eksperymentu historycznego z utworzeniem państwa Izrael, los kolejnego eksperymentu historycznego będzie zależał od pomyślnego odparcia Ukrainy. Mówimy o największej na świecie przestrzeni bez wojen — Unii Europejskiej. Od wieków Europa jest jednym z najbardziej konfliktowych kontynentów.

Pomimo wszystkich wad i sceptycyzmu wobec Brukseli, to dzięki UE powstała tak duża przestrzeń do interakcji, wspólnego wzrostu standardów, udanych reform, solidarności i wzajemnej pomocy.

Ukraina musi opuścić strefę zagrożenia, którą Rosja tworzy od wieków. Ale Europejczycy też nie powinni być bierni. To, czy będą w stanie stanąć w obronie własnych cywilizowanych wyborów, będzie zależeć od tego, czy nadal będą wzorem dla świata, czy też zniszczą sposób wolnego od konfliktów współistnienia.

Druga paralela opiera się na moim odczuciu, że jesteśmy tak, jakbyśmy byli w 1938 roku. Jedyna różnica polega na tym, że możemy zarówno podejść do katastrofy (wtedy o wojnie na Ukrainie będzie pisane jako preludium do III wojny światowej), jak i odejść od niej.

Jarosław Hrytsak (ur. 1960) jest historykiem, doktorem nauk historycznych, profesorem Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, dyrektorem Instytutu Studiów Historycznych Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego im. I. Franka we Lwowie. Wykładał na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (1996-2009), Uniwersytecie Harvarda (2000, 2001) i Uniwersytecie Columbia (1994, 2004). Autor licznych publikacji poświęconych historii i współczesnej tożsamości Europy Środkowo-Wschodniej.

Książka Jarosława Hrytsaka „Pokonywanie przeszłości” (pol. „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości”) w tłumaczeniu Katariny Kotinskiej i Joanny Majevskiej-Grabowskiej ukazało się krakowskie wydawnictwo MCK.

Przemawiał Ihor Usatenko (PAP)

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Polska Agencja Prasowa jest jedyną państwową agencją informacyjną w Polsce. Istnieje od 1918 r.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Pomoc lwowska dla bezdomnych Wspólnoty Sant’Egidio

„Pomagając innym, ratujemy siebie”: jak Lwów stał się schronieniem dla tysięcy uchodźców

Od pierwszych dni inwazji na pełną skalę ulica Kopernika, jedna z najpiękniejszych ulic we Lwowie, stała się adresem, pod którym tysiące ludzi szukało ratunku. Właśnie tutaj mieści się centrum humanitarne międzynarodowej organizacji Wspólnoty Sant’Egidio. Przyjeżdżali tu starsi, chorzy, ranni i ci, którzy stracili bliskich. Nie wszystkim udawało się dotrzeć – niektórzy ginęli trafieni rosyjskimi pociskami podczas ewakuacji.

Osoby wewnętrznie przesiedlone, które przybywają do Lwowa, to nie to samo, co uchodźcy udający się do Europy. Lwów przyjmuje najciężej doświadczonych, straumatyzowanych, ciężko rannych oraz osoby starsze i niezdolne do podróżowania. W sumie ponad 220 000 Ukraińców z miast na linii frontu przybyło do Lwowa w poszukiwaniu ratunku.

Iwanna Synytska, koordynatorka międzynarodowej organizacji Wspólnoty Sant’Egidio we Lwowie, przyjęła setki rozdartych wojną Ukraińców od początku inwazji na pełną skalę. Przed wojną organizacja pomagała biednym i bezdomnym we Lwowie. W czasie wojny nie zaprzestała tej działalności, ale wiele osób, które przybyły do Lwowa jako uchodźcy, zostało wolontariuszami i teraz pomaga osobom żyjącym na ulicach. Osoby wewnętrznie przesiedlone mówią:

"Pomagając innym, ratujemy siebie".
Migrantki-wolontariuszki rozdają ludziom kwiaty

"Na początku wojny na pełną skalę do Lwowa przyjechało wiele osób ze wschodnich, południowych i centralnych regionów Ukrainy" - mówi Iwanna Synycka - "i po raz pierwszy spotkaliśmy tych ludzi w szkole w dzielnicy Sykhów, gdzie działało pierwsze schronisko dla uchodźców. Przychodziliśmy do nich codziennie i gotowaliśmy dla nich. Ponieważ jesteśmy społecznością, która od wielu lat karmi ubogich we Lwowie, postanowiliśmy przygotować jedzenie również dla naszych przesiedleńców.

Ludzie spali na podłodze w salach gimnastycznych i klasach szkolnych. Od lutego do lipca codziennie odwiedzaliśmy przesiedleńców, przynosząc ubrania i środki higieniczne, i poznawaliśmy ich.

Kiedy w mieście przebywało już ponad 200 000 uchodźców, postanowiliśmy zrobić dla nich coś więcej. Wprowadziliśmy proces rejestracji i rozpoczęliśmy dystrybucję pomocy humanitarnej w naszym centrum przy ulicy Kopernika. Ludzie przychodzili, rozmawialiśmy, a nasze rozmowy przeradzały się w bliskie relacje.

Byliśmy pierwszymi, którzy wysłuchali strasznych historii o tym, czego doświadczyli podczas wojny. Płakaliśmy razem i przytulaliśmy się. Żaden z naszych wolontariuszy nie był psychologiem: nie byliśmy gotowi na słuchanie tak strasznych ludzkich dramatów, każdy z nas przepuszczał te historie przez swoje serce.

Które historie zrobiły na tobie największe wrażenie?

Nie mogę zapomnieć starszej kobiety z Kramatorska, cały czas płakała, opowiedziała nam, że jej wnuk został zabity przez rakietę na stacji kolejowej w Kramatorsku, kiedy wsiadali do samolotu ewakuacyjnego do Lwowa. Rosja wystrzeliła rakiety balistyczne w ludzi, którzy znajdowali się na peronie. Wnuk tej kobiety został zabity, jej syn - ojciec dziecka - oszalał, ponieważ stało się to na jego oczach.

Albo rodzina z Doniecka, którym rakieta zabiła córkę: rodzice z dwójką małych dzieci ewakuowali się własnym samochodem. Ich samochód został trafiony atakiem rakietowym: ich najstarsza córka zgineła, syn Mychajło przeżył ale przeszedł wiele operacji i nadal trzeba go wozić na rehabilitację.

Przesiedleni w modułowym obozie dla uchodźców we Lwowie

Od ofiar do ratowników: jak przeżywany smutek zamienia się w siłę

Jest wiele historii o naszych przyjaciołach. Nazywam ich przyjaciółmi, ponieważ są uchodźcami, którzy przybyli do nas po pomoc humanitarną, a następnie chcieli nam pomóc i sami zaczęli pracować jako wolontariusze" - kontynuuje Iwanna - dzięki temu odnajdują sens i wracają do świata. „Chcemy czuć się potrzebni” – tę frazę słyszę najczęściej.

Natalia z Orichowa w obwodzie zaporoskim, która przyszła do nas i powiedziała nam ze łzami w oczach, że widziała na lokalnym czacie publicznym, że jej dom został zbombardowany. Teraz jako wolontariuszka pomaga bezdomnym. Ona dobrze rozumie, jak to jest stracić dom

Wielu mężczyzn również przybyło do naszego ośrodka. Pan Wołodymyr i jego syn ewakuowali się z Mariupola. Volodymyr przeżył tortury w rosyjskiej niewoli: wybito mu wszystkie zęby. Jego matka zmarła w Mariupolu, na podwórku jego domu i nie udało się jej pochować. Przed wojną miał dobrze prosperujący biznes w Mariupolu, a we Lwowie stał się bezdomny. Mimo to przyszedł do nas i pomagał rozdawać żywność innym potrzebującym

Podczas wojny wolontariat we Lwowie pomaga uchodźcom wewnętrznym żyć i iść naprzód. Rozumieją, że robią coś pożytecznego. Nie siedzą i nie pogrążają się w smutku, ponieważ są potrzebni. I cały czas nam o tym mówią, że to ważne, by czuli się potrzebni, że to pomaga im dojść do siebie.

Uchodźcy rozdają żywność bezdomnym

Na przykład pani Natalia, która przyjechała do nas z Siewierodoniecka, miasta okupowanego przez Rosjan, opowiedziała nam o swoim synu. Właśnie wrócił z frontu i co noc "prowadzi z nią wojnę".  Nie śpi, cierpi na bezsenność i jest niespokojny.  Zaprosiłam ich do nas. Po chwili przyznała, że dzięki pomocy innych zaczęła się uśmiechać.

"Przyjechaliśmy do Lwowa, bo nie mieliśmy już nic, a tutaj znaleźliśmy nowy sens życia"

Niestety, nie wszystkie historie mają szczęśliwe zakończenie. Śledzimy losy naszych uchodźców. Wiele osób, które zostały ewakuowane do Lwowa w pierwszych dniach wojny, wróciło później do swoich miast i zostało zabitych przez rosyjskie pociski.

Odwiedził nas mężczyzna o imieniu Vlad. Ewakuował się do Lwowa ze swoją babcią z Charkowa. Później babcia wyjechała do córki do Niemiec, ale Vlad został we Lwowie i znalazł tu pracę. Pewnego dnia Vlad pojechał do Charkowa na trzy dni - wielu mieszkańców Charkowa, którzy ewakuowali się do Lwowa, od czasu do czasu wraca do swojego rodzinnego miasta, aby zobaczyć, jak wyglądają ich domy lub mieszkania. I w momencie, gdy Vlad był w Charkowie w swoim mieszkaniu, nastąpił ostrzał rakietowy.

To znaczy, że dramat przesiedlonych polega również na tym, że starają się wrócić do swoich domów w miastach pierwszej linii... i tam umrzeć.

Wszyscy chcą wrócić do domu, bardzo cierpią. Chcą, nawet jeśli ich miasta są zajęte, ale ich domy wciąż stoją. Mówią: "Nie masz pojęcia, jak bardzo chcemy wrócić".

Mykola z Berdiańska przyznaje:

Dziś mijają dokładnie trzy lata odkąd zamknąłem drzwi wejściowe do mojego domu. Nie rezygnuję z myśli, że wrócę, otworzę drzwi i w końcu wejdę do mojego domu

Słuchało tego 20 osób i wszyscy płakali, ponieważ czuli jego słowa jak własne.

Ludzie chcą wrócić, choćby dlatego, że tam mieli wszystko, a teraz nic nie mają. Mówią: "Jesteśmy bezdomni".
Dvi Ivanka: koordynatorka pomocy i bezdomna

Krąg dobroci

Gdzie obecnie mieszkają osoby wewnętrznie przesiedlone we Lwowie?

Prawie każdy wynajmuje mieszkanie. W tych mieszkaniach mieszka kilka rodzin lub kilka pokoleń tej samej rodziny, ponieważ brakuje im pieniędzy na opłacenie czynszu i mediów. I często słyszę, że śpią w tych mieszkaniach na podłodze, bo nie mają pieniędzy na wynajęcie większego lokum.

W większości pracują, zarabiają pieniądze, a emeryci mają emerytury. Wielu młodym ludziom udaje się znaleźć pracę. Oczywiście często nie jest to ta sama praca, którą wykonywali w swoich rodzinnych miastach. Na przykład inżynier lub nauczyciel może pracować jako sprzątacz, ochroniarz lub sprzedawca w supermarkecie.

Co dokładnie robią  w Twoim ośrodku? Otrzymują pomoc czy pracują jako wolontariusze?

Ludzie przychodzili do nas po pomoc humanitarną, rejestrowali się, zostawali na herbatę i szczere rozmowy. Z tych spotkań narodziła się wspólnota. Teraz zapraszamy ich do pomocy w pracy z nowymi uchodźcami wewnętrznymi i do dystrybucji żywności dla biednych i bezdomnych we Lwowie. Raz w tygodniu przygotowujemy gorące posiłki, pakujemy je i idziemy do parku, aby rozdać je bezdomnym.

Przyjaźnimy się z tymi ludźmi od dziesięcioleci, przyjeżdża ich kilkuset, a teraz jest też wielu przesiedleńców wewnętrznych, którzy ustawiają się w kolejce do bezdomnych we Lwowie, aby coś zjeść.

Ludzie bez własnych domów pomagają bezdomnym. A ci uchodźcy wewnętrzni, którzy mają pracę i jakoś ułożyli sobie życie, pomagają tym, którzy mają mniej szczęścia

Osoby w wieku emerytalnym, które mają problemy zdrowotne i nie mogą znaleźć pracy, szczególnie potrzebują pomocy.

Jak bezdomni przeżywają wojnę w Ukrainie?

To bardzo przejmujące. Dwóch naszych wolontariuszy, którzy pracowali z bezdomnymi, zginęło na froncie. Jurij i Wołodymyr pojechali bronić Ukrainy od pierwszych dni wojny na pełną skalę. Kiedy zginął Jurij, który miał zaledwie 25 lat, jeden z bezdomnych podszedł do mnie i powiedział: "Jestem w butach, które dał mi Jurij".
A kiedy nasz wolontariusz Wołodia zginął na froncie, starsi ludzie z domu opieki płakali. Był dla nich jak wnuk, odwiedzał tych samotnych ludzi i pomagał im. "Był naszym słońcem" - mówili.

Vladimir i wolontariusze Domu Pomocy Społecznej nad osobami starszymi

Jak bezdomni reagują na pomoc ludzi, którzy stracili swoje domy i uciekli przed bombardowaniem?

Czekają na spotkanie z uchodźcami wewnętrznymi, aby zapytać ich o ich doświadczenia. Lwowscy bezdomni zaprzyjaźnili się z naszą wolontariuszką, uchodźczynią wewnętrzną Ludmiłą z Popasnej. Ludmiła jest kardiologiem i pomaga im udzielając profesjonalnych porad, a także gotuje dla nich. W szczególności piecze pyszne ciasta.
Nasi wewnętrzni przesiedleńcy nie tylko przychodzą do ośrodka, ale także angażują się w wolontariat na linii frontu. Co tydzień wyplatają siatki maskujące dla naszej armii.

To jest krąg pomocy.

<frame>Wspólnota św. Egidiusza, świecka międzynarodowa organizacja chrześcijan i katolików działająca w ponad 80 krajach na całym świecie. Stworzony we Włoszech w 1968 roku przez grupę rzymskich studentów. Założycielem jest profesor Andrea Riccardi. Społeczność znana jest z misji pokojowych i humanitarnych w Afryce, na Bałkanach, na Ukrainie. Główny kierunek wolontariatu: pomoc bezdomnym, uchodźcom, osobom starszym i niepełnosprawnym. <frame>

Zdjęcia: Gmina św. Egidiusza we Lwowie

20
хв

„Jesteśmy bezdomni, ale nie sami”: jak migranci, bezdomni i wolontariusze ratują się nawzajem

Jaryna Matwijiw
Pochód opiekunek, Warszawa, pracownice i pracownicy domowe

Ulicami Warszawy, współorganizowane wspólnie przez Stowarzyszenie Pedagogów Teatru oraz Komisję Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej, przeszły – 13 i 14 kwietnia – dwa Pochody Opiekunek z Ukrainy.

– Chcemy lepszych warunków – od umów o pracę, po czas wolny od obowiązków. Kiedy czytałam postulaty, założonego 200 lat temu, pierwszego związku zawodowego pomocy domowej w Polsce, to w zasadzie są one takie same, jak nasze. To pokazuje, jak niewiele się zmieniło. Obecnie pracujemy albo na umowach śmieciowych, albo w ogóle bez nich. Nie zawsze jest to wina tego, że ktoś nie chce dać nam umowy o pracę – osoby starsze często nie mają rodziny i przez niską emeryturę nie są w stanie tego zrobić. Chciałybyśmy, żeby powstał program socjalny, który wspomoże biedniejsze osoby poprzez np. odprowadzanie przynajmniej części składek. Ulży im to finansowo i da możliwość zatrudnienia opiekunki, a nam da ubezpieczenie i pozwoli na skorzystanie z ochrony zdrowia na NFZ. Są też oczywiście nieuczciwi pracodawcy i z nimi też walczymy. Mamy sukcesy, bo gdy nasz związek zawodowy interweniuje, zwykle robią oni krok w tył i wypłacają wynagrodzenie. To jeden z wielu powodów, dla których warto do nas dołączyć – mówiła Rusłana Pobereżnyk, przewodnicząca Komisji Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej.

„Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia,ubezpieczeń, prawa do odpoczynku”

W trakcie przemarszu z głośników było słychać nie tylko utwory skomponowane przez opiekunki we współpracy z artystką Magdaleną Sowul, ale też uczestniczki niosły megafony – stworzone przez Martę Romankiw – dzięki którym zgromadzeni mogli usłyszeć wypowiedzi także tych opiekunek, które nie mogły dotrzeć na pochód.

– Jesteśmy opiekunkami i troszczymy się o dzieci, osoby starsze, chore, zależne. Nasza praca jest niezbędna, ale wciąż niewidoczna i nieuregulowana. Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia, ubezpieczeń, prawa do odpoczynku. Chcemy też szacunku do siebie i tego, co robimy. Pomagamy waszym bliskim, a wy nas niekiedy traktujecie, jak niewolnice. Żądamy godnego traktowania i odpowiednich wynagrodzeń, bo obecnie nie wystarczają one często nawet na miesiąc – mówiła jedna z nich.

– Osoba starsza, która mieszka sama, bez nas nie byłaby w stanie funkcjonować. Często potrzebuje pomocy przy wstaniu z łóżka, z jedzeniem, ubraniem się, nie mówiąc już o sprzątaniu, zrobieniu zakupów czy innych obowiązkach. Dzięki nam nie tylko może zostać w swoim domu, ale też dostaje od nas dużo ciepła, wsparcia, podniesienia na duchu. Za to jej dzieci mogą normalnie pracować. To odpowiedzialna i momentami stresująca praca, a bywa, że trudna psychicznie, gdy osoba, którą się opiekujemy umiera. Tym bardziej powinno się nas docenić – podkreślała uczestniczka pochodu. – Gdybyśmy nie przyszły do pracy nawet przez kilka dni z rzędu, to może nie byłby to koniec świata, ale stworzyłoby to ogromne problemy dla rodziny, która sama musiałaby się zająć bliską osobą – dodała inna.

– Bardzo denerwuje mnie, że są tak duże różnice w pensjach opiekunek polskich i ukraińskich. Pracodawcy bardzo chętnie szukają tych drugich, bo płacą im o wiele mniej

Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy. To niesprawiedliwe. Chcemy mieć zapewnione podstawowe prawa, naprawdę nie domagamy się nie wiadomo czego…  – słychać było z głośników.

– Nasza praca naprawdę jest ciężka, często wymaga wstawania w nocy, bycia czujnym niemal 24 godziny na dobę. Oddajemy swój czas innym ludziom i brakuje nam wolnego. A musimy odpoczywać, bo nie jesteśmy maszynami. Tymczasem wiele opiekunek z Ukrainy pracuje bez dnia wolnego. Nawet na spotkania naszej komisji związkowej przychodzą na dwie godziny, a potem muszą od razu wracać do pracy. Tak dłużej być nie może – tłumaczyła uczestniczka pochodu.

„Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy”

Na zakończenie drugiego Pochodu Opiekunek z Ukrainy, członkinie związku zawodowego wręczyły petycję przedstawicielkom Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej:

„Szanowna Pani Ministro,

zwracamy się do Pani jako Komisja Pracownic i Pracowników Domowych, działająca w ramach Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Od kilku lat zrzeszamy osoby pracujące w sektorze opieki domowej. Nasza praca jest niepewna, a mimo to często niewidzialna, bardzo ciężka i nieuregulowana. Dlatego założyliśmy związek i dlatego upominamy się o działania rządu na rzecz poprawy naszej sytuacji.

Wnosimy o podjęcie prac nad systemowymi zmianami w obszarze zatrudnienia opiekunek. Obecnie większość z nas pracuje bez umów, poza systemem prawnym i zabezpieczeń socjalnych. W sektorze opieki nad dziećmi państwo już wdrożyło rozwiązania umożliwiające formalizację zatrudnienia, z dopłatami do składek i ułatwieniami w legalnym zawieraniu kontraktów. Dzieci postrzegane są jako nadzieja społeczeństwa, jego przyszłość, dlatego państwo chce im zapewnić to, co najlepsze. Ale starość to również przyszłość, nasza wspólna przyszłość. Apelujemy o

- stworzenie jasnych ram prawnych dla zatrudnienia opiekunek w prywatnych gospodarstwach domowych;

- wprowadzenie zachęt i ułatwień dla pracodawców zawierających legalne umowy;

- umożliwienie osobom wykonującym prace opiekuńcze dostępu do systemu ubezpieczeń, świadczeń i ochrony prawnej;

- instytucjonalne wsparcie w zakresie kontroli warunków pracy oraz przeciwdziałanie przemocy i wyzyskowi.

Nie chcemy już funkcjonować w szarej strefie, niewidoczne, pozbawione ochrony, zmuszone do pracy w warunkach niepewności i przemocy, przemęczenia i strachu, bez możliwości zabezpieczenia podstawowych potrzeb.

Z poważaniem,

Komisja Pracownic i Pracowników Domowych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza”.

Zdjęcia: Jędrzej Dudkiewicz

20
хв

„Bez nas wasze domy nie funkcjonują”: pochód ukraińskich opiekunek w Warszawie

Jędrzej Dudkiewicz

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Andrzej Stasiuk: Ukraińcy wnoszą do Polski oddech

Ексклюзив
20
хв

Nie potrafię powiedzieć, gdzie kończy się Ukraina, a gdzie zaczyna Polska

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress