Exclusive
20
min

Nie potrafię powiedzieć, gdzie kończy się Ukraina, a gdzie zaczyna Polska

Z Łukaszem Galuskiem, dyrektorem programowym Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie, architektem i historykiem, rozmawiamy o wystawie „Socmodernizm. Architektura w Europie Środkowej czasu zimnej wojny". A także o polityce, filozofii i historii

Olga Pakosz

Wizjoner, który wskazuje nieoczekiwane perspektywy współczesności i przeszłości, swobodnie mówi o zmianach – bo się ich nie boi. Całym sercem wspiera wszystko, co ukraińskie, kochając wszystko, co polskie – Łukasz Galusek

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Nauczyliśmy się budować unikalne budynki - ale nie projektować miasta

Olga Pakosz: Jest Pan zadowolony z wystawy?

Łukasz Galusek: Tak, jestem zadowolony. Przychodzą do nas ludzie, którzy wcześniej w ogóle nas nie odwiedzali, oraz młode pokolenie. Bałem się, że nie mamy kontaktu z młodszą publicznością, ale dzięki tej tematyce młodzież do nas przychodzi.

Dlaczego młodzież interesuje się teraz socmodernizmem?

To leży w ludzkiej naturze – interesować się światem, który skończył się tuż przed naszymi narodzinami. To naturalna kolej rzeczy, że obecnie fascynuje nas okres powojenny, bo okres międzywojenny już został na nowo zinterpretowany. Socjalizm był odpowiedzią na problemy, których kapitalizm w okresie międzywojennym nie rozwiązał. Mówię tu o sytuacji Polski, bo Ukraina niestety trafiła w ręce Sowietów wcześniej, choć również miała swoje bardzo twórcze międzywojnie. Tamten czas już sobie opowiedzieliśmy, a teraz pokolenie urodzone pod koniec lat 80. i w latach 90. zastanawia się, jak wyglądał świat młodości ich rodziców – świat kosmiczny, pełen kontrastów.

Kuratorzy wystawy „Modernizm społeczny. Architektura w Europie Środkowej w okresie zimnej wojny” Łukasz Galusek, Natalia Jacques i Michał Wiszniewski. Zdjęcie: Paweł Mazur/MCK Kraków

Jak odbiorcy oceniają wystawę? Co mówią?

Podoba im się. Chcieliśmy, żeby wystawa nie była tylko o blokach czy mieszkaniach, ale jednocześnie wszyscy odwołują się do swoich doświadczeń – że urodzili się na osiedlu, wychowali w tych budynkach. To nie jest tak, że tylko w krajach socjalistycznych powstawały bloki. Kryzys mieszkaniowy był powszechny. Po kapitalistycznej stornie żelaznej kurtyny stwierdzono: „Zrobimy, co w naszej mocy, ale świata nie zbawimy”. Natomiast socjalizm obiecał, że ten problem rozwiąże i zapewni ludziom mieszkania.

Dlatego często myślimy, że socmodernizm to tylko bloki, bo faktycznie władzom zależało na tym, by ludzie mieszkali w godziwych warunkach. Chciano uniknąć sytuacji, w której w XIX-wiecznych kamienicach w jednym mieszkaniu żyło pięć rodzin, a na każdą z nich przypadało zaledwie półtora pokoju.

Za każdym razem gdy słyszę o „okresie powojennym”, myślę: „Kiedy ten okres powojenny nadejdzie na Ukrainie? Jak będzie wyglądała odbudowa? Co to będzie – komfort czy piękno? Jak zostaną odbudowane Charków i Chersoń?”.

Powstrzymuję się od odpowiedzi na to pytanie, bo nie wypada mi jej udzielać. Denerwują mnie mądre głowy spoza Ukrainy, które już wiedzą, jak to ma wyglądać. Oczywiście trzeba planować i wyobrażać sobie przyszłość, by później nie zostać zaskoczonym. Jednak uważałbym, żeby nie narzucać swojego zdania.

Odbudowa Ukrainy powinna wyglądać przede wszystkim tak, jak Wy, Ukraińcy, sobie tego życzycie. Nie tak, że ktoś z zewnątrz ma gotowe pomysły i chce je wdrożyć, bo akurat nadarzyła się okazja.

Chodziło mi nie o pomysły, a raczej o tendencje, o to, co we współczesnym świecie może być teraz przydatne do wykorzystania w Ukrainie? Nawet na podstawie doświadczenia Syrii – Aleppo zostało odbudowane dość szybko.

Mam wrażenie, że obecnie nie budujemy zbyt pięknych miast, przynajmniej w Polsce.

Kiedy porównuję miasta projektowane w poprzednim okresie, kiedy istniały zawody urbanisty, planisty i architekta, widzę dużą różnicę. Dzisiaj te profesje niemal zniknęły, bo nikt już nie daje projektantom całych obszarów miejskich do zaplanowania

Są jedynie poszczególne działki, na których architekt może coś zaprojektować, ale nie ma nikogo, kto myślałby całościowo. Brakuje również kogoś, kto powiedziałby: „Dość! Więcej nie”.

W dzisiejszych czasach potrafimy tworzyć efektowną architekturę, niekiedy ikoniczne budynki, takie jak muzea czy inne specjalne obiekty, ale nie potrafimy budować dobrych miast jako całości. Nie umiemy też tworzyć dobrej architektury mieszkaniowej. Obecnie mamy do czynienia z ciasną, stłoczoną zabudową, przypominającą XIX-wieczne kwartały – chodzi głównie o to, by zmieścić jak najwięcej mieszkań. Co z tego, że okna są tak blisko siebie, iż mieszkańcy niemal zaglądają sobie w oczy? W socjalizmie obowiązywały z jednej strony drakońskie normatywy, z drugiej – humanistyczne, higieniczne i dobre pod względem przestrzennym zasady projektowania.

Zespół architektoniczny Chreszczatyk, Kijów. Zdjęcie: Shutterstock

I tutaj rodzą się moje pytania do Was, Ukraińców. Jak będziecie w stanie myśleć o epoce sowieckiej w Ukrainie? Czy uda się oddzielić neutralne aspekty, jak projektowanie architektoniczne, od wspomnień związanych z niechcianą przeszłością?

Architektura ma to do siebie, że często przylegają do niej różne uprzedzenia. W przypadku socmodernizmu często mówiono nie tyle o architekturze, ile o epoce, która była niechciana. Tymczasem ta architektura nie opowiada wyłącznie o totalitaryzmie. Podkreślałem to podczas naszej wystawy – modernizm miał wizję totalną: projektowania wszystkiego w sposób kompletny, od wygodnego mieszkania dla rodziny, przez osiedle, aż po całe miasto. Ale z totalitaryzmem nie był tożsamy.

Dzisiaj architekci, a właściwie deweloperzy, nie przejmują się tym, czy jest w pobliżu szkoła, przedszkole albo ośrodek zdrowia. Dlatego zamiast reliktów niesłusznego systemu, dostrzeżmy raczej społeczne walory ówczesnego projektowania.

W ten sam sposób, w jaki idąc Chreszczatykiem, doświadczamy metropolitalności Kijowa, a nie obcujemy jedynie z socrealizmem

Uważam, że przed powojenną Ukrainą stoi ważna i wielowątkowa dyskusja o dziedzictwie sowieckim.

Czy architektura Ukrainy jest obecna na tej wystawie?

Z wielkim żalem muszę powiedzieć, że nie ma jej tyle, ile byśmy chcieli. Jeździliśmy fotografować do Czech, Słowacji i na Węgry, ale w czasie przygotowań, w ciągu ostatnich dwóch lat, nie mogliśmy pojechać do Ukrainy. Nie chcieliśmy też zbytnio zawracać głowy naszym ukraińskim przyjaciołom.

Ukraina jest jedynie zasugerowana na początku wystawy, poprzez ówczesny hotel „Moskwa”, zaprojektowany na wzór jednej z moskiewskich tak zwanych siedmiu sióstr. Gdy jednak przyszedł Nikita Chruszczow, budynek dokończono właśnie w prostszej, socmodernistycznej formie. Dziś nazywa się hotelem „Ukraina”. Ten budynek pokazuje, że rozstanie ze stalinizmem było widoczne nawet w architekturze – projekt przypomina Uniwersytet Łomonosowa, ale rezultat jest zupełnie inny.

Projekty hotelu „Ukraina” (dawniej „Moskwa”) na Majdanie Niepodległości w Kijowie

Mamy również na wystawie krematorium na cmentarzu Bajkowym w Kijowie – wybitne dzieło architektoniczne – albo projekt upamiętnienia Babiego Jaru, umieszczony w sekcji poświęconej bolesnej przeszłości wojennej. W książce, która towarzyszy wystawie, znajdują się też kwartały Rosenberga na Padole w Kijowie.

Dzięki Ukrainie Unia Europejska stała się wspólnotą losu

W kontekście całej wystawy – czy Ukraina też jest częścią Europy Środkowej? Specjalnie dziś sprawdziłam, że Komisja Europejska przypisuje Ukrainę do Europy Wschodniej, a nie do Środkowej…

Ja nie pytam innych, kim jestem. Ja to wiem. A Wy zgadzacie się, żeby jakaś Komisja Europejska decydowała o tym za Was?

Uważam, że sami określamy, kim chcemy być i gdzie się lokujemy

Jeśli będziemy tego pewni, to inni przepiszą atlasy i przerysują mapy. Przecież jeszcze 200 lat temu naszych krajów na nich nie było. Jeśli w tamtym czasie szukałaby pani Polski albo Słowacji, toby ich pani nie znalazła.

Dam przykład. Kiedy rodził się słoweński ruch narodowy, na tamtych terenach panowała Austria. Podczas Wiosny Ludów w 1848 roku Słoweńcy nie walczyli, jak Węgrzy, co najwyżej słoweńscy studenci protestowali na uniwersytetach. Jednak w tym samym roku kartograf Peter Kozler stworzył pierwszą w historii mapę Słowenii. Wcześniej taka nie istniała. Owszem, na mapach widniały księstwa podległe Habsburgom, ale nigdy nic takiego, co byłoby „Słowenią”. Dopiero Kozler ją wyrysował i wszystkie miejscowości, rzeki, góry oraz sąsiadów opisał na niej w języku słoweńskim.

Mapa Kozlera. Zdjęcie: Etsy

Ta mapa okazała się drukiem wywrotowym, skuteczniejszym niż rewolucja. Bo jak to możliwe, że ktoś nagle rysuje kawałek ziemi, nazywa go Słowenią i podpisuje wszystko w języku słoweńskim? Dla Austriaków to było niedopuszczalne. Miejscowi mogli co najwyżej nazywać po swojemu góry – ale i to po cichu. Na oficjalnych mapach nie było żadnej Lublany, był za to Laibach, główne miasto habsburskiej Krainy. Dziś nikt nie powie, że Słoweńcy to Austriacy, tylko mówiący językiem słowiańskim. Lublana jest stolicą Słowenii, kraju, który dwieście lat temu wydawał się niebezpieczną fantazją!

Wydaje mi się, że nawet teraz, po wybuchu wojny, mimo pewnych zmian, świadomość Ukraińców jako narodu europejskiego nadal pozostaje słaba. Choć coraz częściej Ukraińcy mówią: „Bronimy Europy, jesteśmy jej częścią, jesteśmy Europejczykami”, różnice w postrzeganiu tego pojęcia wciąż są widoczne. Dotyczy to szczególnie wschodniej Ukrainy, która, choć oczywiście jest ukraińska, mentalnie i kulturowo wciąż znajduje się daleko od Europy. Obecna sytuacja pozwoliła Ukraińcom głębiej zrozumieć, czym jest ich kraj i jaka jest jego tożsamość. Droga do pełnego zjednoczenia z Europą jest jednak nadal długa.

Po roku 1989, przez całe lata dziewięćdziesiąte i początek lat dwutysięcznych, mówiliśmy: „idziemy do Europy”, „chcemy być Europejczykami”. A co wtedy oznaczało bycie Europejczykiem? Chodziło o brak konfliktów, brak wojen, pokój, dobrobyt i demokrację

Dziś wszystko wygląda inaczej. To już nie jest czas, gdy zjednoczona Europa administruje zbiorowym szczęściem, a jej instytucje są fabrykami reguł służących jego dystrybucji. Dzięki Waszemu oporowi i bohaterstwu Unia Europejska stała się wspólnotą losów. Zrozumiała, że skończył się urlop od geopolityki, że demokracje muszą umieć wygrywać wojny. W tym sensie jesteście częścią tego losu. Być może jesteście nawet bardziej europejscy niż inni.

Wystawa „Modernizm społeczny. Architektura w Europie Środkowej w okresie zimnej wojny”. Zdjęcie: Paweł Mazur

Można powiedzieć, że dzieje Zjednoczonej Europy rozpoczęły się na zachodzie od procesu pojednania między Francją a Niemcami. Ale sukces bądź fiasko całego projektu rozstrzyga się tu i teraz, w naszej części kontynentu.

Europejscy politycy coraz częściej podkreślają, że Unia została, ja to mówią, „uwschodniona”. Tu przesunął się jej środek ciężkości czy nawet, by tak rzec, punkt krytyczny naszego europejskiego albo – albo

Dla mnie najważniejsze jest, że znów pojawił się jakiś rodzaj środkowoeuropejskiego „my”. Czegoś między Ukraińcami, Polakami, Litwinami, Estończykami, Czechami, Gruzinami i wielu innymi, co nazwałbym niemal intuicyjnym porozumieniem co do wartości, co do rozpoznania między dobrem a złem, i wynikającej stąd konieczności współdziałania. Proszę zauważyć, że Zachód stracił monopol na nieomylność. A jednocześnie pojawiło się coś, co mieliśmy wspólnego u schyłku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku – mianowicie poczucie sprawczości. Poczucie, że ludzie mogą tworzyć historię. Słowem – Europa to jesteśmy my. Teraz, tutaj i razem.

Dopóki sami nie napiszemy książek o nas, nic się nie zmieni

Jest Pan takim optymistą! Szczerze przyznam, że kiedy mówią o tej współpracy, o tym, że można rozmawiać, to nagle przypomina się temat grobów, Wołynia, ekshumacji i po prostu opadają ręce.

Ja również głęboko ubolewam, kiedy polscy politycy podejmują ten temat na potrzeby krajowych rozgrywek. A już warunkowanie starań Ukrainy o członkostwo w Unii Europejskiej przeprosinami za Wołyń jest dla mnie nie do zaakceptowania. To jest fatalne także w szerszym, międzynarodowym kontekście, ponieważ sytuuje Polskę w roli hamulcowego Waszych europejskich aspiracji. To szkodliwe, godzące w interesy obu naszych krajów, a przede idące wszystkim wbrew mojej woli i wielu Polaków takich jak ja.

Dodatkowo trzeba pamiętać, że między polskimi a ukraińskimi historykami panuje zgoda co do tego, czym były wydarzenia wołyńskie. Że były zbrodnią i innej prawdy historycznej nie ma. Natomiast w sferze pamięci społecznej taki konsensus nie istnieje. Ściera się ze sobą kilka poglądów, także w ukraińskim społeczeństwie. Przyznam, że wiele sobie obiecywałem po Kongresie Polsko-Ukraińskim, który został zaplanowany na koniec listopada, ale niestety nie doszedł do skutku. Przygotowywał go przez ostatnie trzy lata warszawski Ośrodek Karta jako wspólny głos nie tylko historyków, ale szerokich środowisk w obu krajach, zajmujących się stanem naszych sąsiedzkich relacji. Wydawało się, że teraz jest dobry czas, aby zamknąć nasze wzajemne rachunki historyczne. Niestety! Wywołana przez polityków „kwestia wołyńska” udaremniła to spotkanie, a przede wszystkim szczerą debatę, która wreszcie mogła doprowadzić do porozumienia.

Co więcej, moim zdaniem poparcie europejskich aspiracji Ukrainy bez dodatkowych „ale” dałoby społeczeństwu ukraińskiemu poczucie zaufania do Polaków i wola przeproszenia za Wołyń pojawiłaby się jako coś naturalnego. Ale nie na odwrót!

Można to zmienić? Przecież w naszej historii mamy nie tylko konflikty. Możemy znaleźć coś, co nas łączy.

Może pani pomyśleć, że jestem idealistą, ale jeśli nasz pułap marzeń ustawimy na niskim poziomie, a potem jeszcze życie nam go zweryfikuje, to dostaniemy dużo mniej. A jak ustawimy na wyższym poziomie, to mimo że życie go zweryfikuje, dostaniemy więcej. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że jeśli wychodzi niewiele, to nie było warto się starać. Dam przykład. Gdy spacerowałem bulwarem nadrzecznym w Użhorodzie, zauważyłem pomnik Augustyna Wołoszyna, prezydenta Ukrainy, która w 1939 roku zaistniała jako niepodległa tylko na jeden dzień.

Karpacka Ukraina.

Właśnie. I ktoś by powiedział: „Cóż to jest – jeden dzień?!”. Otóż to jest bardzo dużo. Bo jeśli możliwe było zaistnienie czegoś przez jeden dzień, to znaczy, że wolna i niepodległa Ukraina jest możliwa. Nawet jeśli jednodniowa, to przecież realna. A jeżeli coś nie miało szansy zaistnieć choćby przez jeden dzień, to urzeczywistnienie czegoś takiego jest trudniejsze. Ale nie niemożliwe.

Most NSP w Bratysławie, Słowacja. Zdjęcie: Paweł Mazur/MCK Kraków

Wracając do mojego pytania: jak Polska może wspierać Ukrainę na drodze do Unii?

W drodze do Unii na pewno będzie wspierać, a pod względem kultury, sztuki, tożsamości Ukraina po prostu jest krajem europejskim. A jednocześnie marzę o czymś więcej – żebyśmy nie uczestniczyli w przestrzeni europejskiej jako poszczególne kraje, tylko abyśmy stanowili wspólną przestrzeń kulturową. Granice państwowe są odrębną kwestia, ale przestrzeń jako taka ma swoją ciągłość. I kultura także. W tych kategoriach nie da się jasno powiedzieć: „Tu kończy się Polska a tam zaczyna Ukraina”. Pomiędzy nimi są bogate, żywotne pogranicza, gdzie wszystko się ze sobą przenika, współistnieje, wspaniale owocuje. Dlatego lubię patrzeć na mapy bez granic, na mapy fizyczne, bo wtedy widzę przestrzeń ciągłości, w której ludzie żyją i tworzą. A granice się tylko na to nakładają: teraz takie, wcześniej jakieś inne.

Jakich kroków możemy dokonać w tej przestrzeni kultury, sztuki, historii, żeby wzmocnić naszą europejskość?

Powinniśmy na przykład tworzyć wspólne książki, które by o tym opowiadały. Gdy poznawałem sztukę, korzystałem z książek o historii sztuki europejskiej, na których kartach były: Portugalia, Niemcy, Wielka Brytania… ale nie było Czech, Ukrainy, Litwy. Skutkiem tego podano nam do wierzenia, że istnieje sztuka powstająca w Lizbonie, Madrycie, Edynburgu jest europejska bez cienia wątpliwości, natomiast europejskość tego, co zrodziło się w Warszawie, Kijowie, Wilnie, Bukareszcie już nie jest tak oczywista. Wymaga być może uzasadnienia, dodatkowej aprobaty… Ja się nie zgadzam na takie reguły a jednocześnie wiem, że póki sami nie napiszemy książek o nas, stan rzeczy nie ulegnie zmianie.

I przyznam od razu, że wielką inspiracją jest dla mnie działalność Natalii Starczenko. Podziwiam sposób, w jaki zmieniła Waszą historyczną optykę. W książce „Ukraińskie światy Rzeczypospolitej” upomniała się o szlachtę.

Zapytała: „Dlaczego szlachta ma być polska, skoro my też mieliśmy swoją szlachtę, a nie tylko Kozaków i chłopów?”

Co oprócz tej szlachty ukraińskiej jeszcze by Pan chciał wpisać do takiej książki?

Chciałbym „porwać” Ruś ze Wschodu. Gdybyśmy „wykradli” Rosji Ruś i razem z jej dziedziczką – Ukrainą – przyjęli do Środka, uznali za część tradycji środkowoeuropejskiej…

… to Rosji nic by nie zostało!

Dlaczego się Pani martwi o Rosję? Przecież ona nie pozwala Wam być tym, kim jesteście. Ta wojna nie toczy się o kawałek ziemi na wschodzie Ukrainy. Jej stawką jest Wasze istnienie, suwerenność jako skutek Waszej odrębności, tożsamości i podmiotowości.

A wracając do Rusi. Gdybyśmy my, historycy, ludzie kultury, twórcy zaczęli opowiadać Ruś jako naszą, emanującą szeroko z Kijowa, mającą kontakty z Bałkanami, z Grecją i będącą naszym środkowoeuropejskim dziedzictwem wieków dawnych, a nie żadnym początkiem Moskwy, i powiedzieli: „Moskwa ją sobie przywłaszczyła, ale ona jest nasza” – to byłaby to zupełnie inna opowieść.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktorka. Od 2015 roku mieszka w Polsce. Pracowała w różnych ukraińskich mediach: „Postęp”, „Lewy Brzeg”, „Profil”, „Realist.online”. Autorka publikacji na temat współpracy ukraińsko-polskiej: aspekty gospodarcze, graniczne, dziedzictwo kulturowe i upamiętnienie. Współorganizatorka dziennikarskich inicjatyw na rzecz przyjaźni ukraińsko-polskiej. Pracowała jako trenerka w programie UE „Prawa kobiet i dzieci na Ukrainie: komponent komunikacyjny”.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
abotak aborcja warszawa polska klinika

Lokalizacja kliniki AboTak nie jest przypadkowa. To właśnie przy ulicy Wiejskiej znajduje się nie tylko Sejm, ale także siedziba Platformy Obywatelskiej i Kancelaria Prezydenta RP, czyli te miejsca na politycznej mapie Polski, w których zapadają najważniejsze dla kraju decyzje. Dlatego bojowniczki o prawo kobiet do aborcji, jak oświadczyły na konferencji prasowej podczas otwarcia kliniki, postanowili „zagarnąć kawałek tej ulicy dla siebie”.

Od teraz każdy, kto potrzebuje aborcji, informacji lub po prostu wsparcia, może tu przyjść.

– To centrum siostrzeństwa – mówią aktywistki. – Siostrzeństwo jest potrzebne i cenne zawsze, ale szczególnie dziś, gdy politycy nadal blokują zmiany w prawie aborcyjnym

Odłożona została nie tylko ustawa liberalizująca aborcję, ale także zmiany, które podczas kampanii wyborczej nazywano „minimalnymi”. Mowa o dekryminalizacji aborcji, czyli zmianach w kodeksie karnym, zgodnie z którymi osobie pomagającej w aborcji nie groziłoby już więzienie. W Polsce kobiety nie są ścigane za nielegalną aborcję, ale już pomoc w aborcji jest przestępstwem. Za przeprowadzenie nielegalnej aborcji lekarzom grozi do 3 lat więzienia. To prawo ich paraliżuje.

W Polsce aborcja jest legalna w dwóch przypadkach: gdy jest wynikiem czynu zabronionego, jak gwałt czy kazirodztwo, oraz gdy stanowi zagrożenie dla zdrowia i/lub życia kobiety. W tym drugim przypadku aborcja jest trudna do przeprowadzenia właśnie dlatego, że pomocnictwo podlega karze. Lekarze często odmawiają przerwania ciąży, nawet jeśli jest konieczna ze względu na zagrożenie dla płodu czy matki, powołując się na tzw. klauzulę sumienia. W minionych latach kilka kobiet zmarło dlatego, że lekarze odmówili przerwania ciąży na późnym etapie, mimo że stanowiła ona bezpośrednie zagrożenie dla ich życia.

Do października 2020 r., w ramach tak zwanego kompromisu aborcyjnego z 1993 r., aborcje z powodu wad płodu, w tym zagrażających jego życiu (poronienie), były uznawane za legalne. Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny także je uznał za nielegalne.

Od tego czasu według Ministerstwa Zdrowia RP liczba legalnych aborcji w Polsce spadła dziesięciokrotnie. W 2021 roku odnotowano 107 aborcji, gdy w 2020 roku – 1076. Tyle że oficjalne statystyki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

ADT szacuje, że co roku Polki dokonują ponad 100 000 aborcji

W ubiegłym roku Aborcyjny Dream Team pomógł około 50 tysiącom kobiet uzyskać dostęp do aborcji farmakologicznej, która jest najczęstszą metodą przerywania niechcianej ciąży.

Działaczki ADT podkreślają, że klinika AboTak będzie miejscem, w którym nie tylko będą domagać się dostępu do aborcji, ale także przeprowadzać ten zabieg. Obecnie ośrodek oferuje aborcję medyczną (przy użyciu pigułek), a kobietom, które potrzebują aborcji chirurgicznej, pomaga znaleźć odpowiednią placówkę za granicą, zorganizować transport, a w szczególnych przypadkach także wsparcie finansowe. Ośrodek oferuje również bezpłatne testy ciążowe i porady medyczne.

Natalia Broniarczyk podkreśla, że ADT pomaga każdemu, kto potrzebuje pomocy w dostępie do aborcji.

– Codziennie zgłaszają się do nas nie tylko Polki, ale także kobiety z Ukrainy. Od początku wojny na pełną skalę ponad 3000 kobiet z Ukrainy dokonało aborcji z naszą pomocą – mówi. I dodaje, że ADT nie jest jedyną organizacją, w której ludzie mogą uzyskać pomoc. Wiele osób zwraca się też do Martynki, organizacji założonej przez ukraińskie kobiety.

Martynka została założona 19 dni po rozpoczęciu wielkiej wojny w Ukrainie. W ciągu trzech lat działalności otrzymała około 4000 próśb o pomoc, a liczba ta podwoiła się w ciągu ostatniego roku. To sprawy związane z przemocą i handlem ludźmi.

Jeśli potrzebujesz rozmowy lub porady, przyjdź na Wiejską 9. Jesteśmy tu dla każdej z was. Nie jesteś sama – zapewniają założycielki ośrodka.

20
хв

AboTak – w Warszawie otwarto pierwszą w Polsce klinikę aborcyjną

Anna J. Dudek
Wpływ Ukraińców na polską gospodarkę

Polska pomoc dla Ukrainy

Kancelaria Prezydenta RP podała, że Polska przeznaczyła na pomoc Ukrainie równowartość 4,91% PKB, z czego 0,71% PKB wydano na wsparcie Ukrainy, a 4,2% PKB na pomoc ukraińskim uchodźcom. Informacja ta została natychmiast podchwycona przez krytyków polskiej polityki wobec Ukrainy.

W komunikacie nie sprecyzowano, co składa się na te wskaźniki. Kwota pomocy wojskowej (15 mld zł) została szczegółowo opisana. Same koszty dotyczące ukraińskich uchodźców od 2022 r. szacowane są na 88,73 mld zł, ale liczba ta nie jest potwierdzona przez żadne inne źródło. Miarodajny niemiecki instytut IfW Kiel, który od początku wojny prowadzi szczegółowe wyliczenia międzynarodowej pomocy dla Ukrainy, oszacował całkowity koszt polskiej pomocy (zarówno zbrojnej, humanitarnej, jak finansowej) na 5 mld euro (nieco ponad 20 mld zł).

Polski Instytut Ekonomiczny wyliczył również osobno pomoc dla uchodźców z Ukrainy: w 2022 r. było to 15 mld zł, a w 2023 r. 5 mld zł. Nie ma jeszcze danych za 2024 r., ale już wiadomo, że kwoty będą niższe. Weźmy na przykład taką pozycję wydatków jak płatności na dzieci „800+”: w 2024 r. skorzystało z niej 209 tys. z 400 tys. ukraińskich dzieci. Wydatki na opiekę medyczną również spadają: w 2024 roku z opieki medycznej w Polsce skorzystało 525 000 Ukraińców, podczas gdy w 2023 roku – 802 000.

Liczby mówią same za siebie. Ukraińcy to nie tylko odbiorcy pomocy, ale także aktywni uczestnicy rynku pracy, konsumenci i podatnicy, którzy znacząco wzmacniają polską gospodarkę.

Handel: równowaga gospodarcza na korzyść Polski

Od 2021 roku, zgodnie z raportem Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), Polska zwiększa eksport towarów do Ukrainy. Już w 2023 r. wolumeny wzrosły o 80%, a nadwyżka handlowa wzrosła z 2,1 mld euro do 7,1 mld euro

Wojna była ważnym czynnikiem wzrostu polskiego eksportu. W 2024 r. Polska wyeksportowała do Ukrainy towary o wartości 56 mld zł (ok. 12,7 mld euro), czyli o 5 mld zł więcej niż w roku poprzednim. Kluczowymi sektorami napędzającymi ten wzrost są paliwa, sprzęt wojskowy, maszyny i produkty motoryzacyjne.

Jeśli chodzi o dobra konsumpcyjne i artykuły spożywcze, to również widać ożywienie. O ile wcześniej nie było wątpliwości, co Ukraińcy powinni przywieźć z Polski w prezencie: ubrania, buty, sery, alkohol, rękodzieło – teraz sytuacja się zmieniła. Bo większość znanych polskich produktów można już łatwo znaleźć w ukraińskich supermarketach.

Wojna uczyniła z Polski kluczowego partnera logistycznego Ukrainy. Przychody z samych tylko dostaw sprzętu wojskowego do Ukrainy osiągnęły w 2024 roku prawie 10 mld zł, czyli dwukrotnie więcej niż w 2023 roku.

Ten wzrost podkreśla znaczenie Ukrainy jako partnera handlowego, który jest siódmym co do wielkości rynkiem zbytu dla polskiego eksportu, wyprzedzając Stany Zjednoczone i Hiszpanię. Według analityków Banku Gospodarstwa Krajowego ukraińska migracja miała największy wpływ na wzmocnienie więzi handlowych między obu krajami.

Ukraina otworzyła swoje drzwi dla polskich producentów pomimo blokady granic, embarga na zboże i prób rozgrywania wątków pamięci historycznej przez niektórych polityków. Zarazem osłabiona wojną Ukraina otrzymuje znacznie mniej.

Blokada granicy polsko-ukraińskiej, 2022 r. Zdjęcie: Filip Naumienko/Reporter/East News

Według p.o. dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), Pawła Słowskiego, „integracja Ukrainy z Unią Europejską i rozwój infrastruktury pozwolą Polsce uzyskać większe korzyści ekonomiczne z handlu z Ukrainą”.

Wpływ uchodźców na polską gospodarkę

Tutaj liczby są jeszcze bardziej imponujące. 78% dorosłych Ukraińców w Polsce jest zatrudnionych. Stanowią oni 5% (zarówno migranci zarobkowi, jak osoby posiadające status ochrony czasowej) wszystkich osób pracujących w Polsce.

Według raportu Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) w 2024 r. ukraińscy migranci przymusowi zasilili Narodowy Fundusz Zdrowia i Fundusz Ubezpieczeń Społecznych kwotą 15,21 mld zł. Kwota ta znacznie przewyższa koszty ponoszone przez państwo polskie na wsparcie socjalne dla dzieci i opiekę medyczną dla Ukraińców posiadających status ochrony czasowej.

BGK podaje, że za każdą złotówkę otrzymaną na dziecko w ramach polskiego programu 800+ Ukraińcy wpłacili do polskiego budżetu 5,4 zł

Ukraińcy stali się częścią polskiego rynku pracy, zwłaszcza w branży budowlanej, transporcie, usługach, logistyce itp. Wypełniają krytyczne luki. Ukraińskie kobiety, które stanowią większość uchodźców, często podejmują prace, których sami Polacy nie chcą wykonywać, i pracują w sektorach, w których tradycyjnie pracowali mężczyźni, jak magazyny czy przetwórstwo mięsa.

Ukraińska migracja przyczynia się do wzrostu polskiego PKB. Według badań BGK mówimy o rocznym wzroście PKB Polski o 0,5-2,4 proc.

Leszek Balcerowicz, były wicepremier, minister finansów i wieloletni prezes Narodowego Banku Polskiego, jest przekonany, że „gdyby nie uchodźcy, produkt krajowy brutto Polski byłby o 7 proc. niższy”.

Jest też faktem, że w 2023 r., po serii ataków niektórych polskich polityków na ukraińskich uchodźców i zablokowaniu ukraińsko-polskiej granicy, nastąpił masowy exodus Ukraińców z Polski, głównie do sąsiednich Niemiec.

Polski Instytut Ekonomiczny przypisuje spadek wzrostu gospodarczego w drugim kwartale 2023 r. o 0,2-0,3 punktu procentowego właśnie wyjazdom Ukraińców

I nie chodzi tu już tylko o pracowników fizycznych. Od lat na polskim rynku brakuje nauczycieli, lekarzy, inżynierów, pielęgniarek i opiekunów osób starszych. Według tegorocznego Barometru Zawodów, który określa zapotrzebowanie na określone profesje, 29 ze 168 zawodów można uznać za deficytowe, z czego 13 to zawody wymagające wysokich kwalifikacji. Ukraińcy posiadają te kwalifikacje.

Przedsiębiorczość i inwestycje: Ukraińcy tworzą miejsca pracy

Według PIE w 2024 r. co ósmy nowy przedsiębiorca w Polsce był pochodzenia ukraińskiego. Od stycznia 2022 r. do czerwca 2024 r. w Polsce powstało około 59 800 firm założonych przez Ukraińców.

Ukraińcy transportują produkty, otwierają salony kosmetyczne, restauracje i firmy IT. Według PIE ukraińskie firmy działają głównie w następujących sektorach: budownictwo (23% ukraińskich firm), informacja i komunikacja (19%) oraz inne usługi (12%). Ukraińcy podejmują ryzyko, pracują w nowym środowisku, rozumieją polskie przepisy, systemy księgowe i podatkowe, by uniezależnić się od pomocy społecznej i móc utrzymać swoje rodziny.

Pomimo wojny polski biznes również inwestuje w Ukrainie. Od jej początku inwestorzy ze 100 krajów założyli w Ukrainie ponad 3 tys. firm. Według publicznego portalu Opendatabot Polacy zajmują wśród nich trzecie miejsce (7,3%), wyprzedzając Niemców, Amerykanów i Brytyjczyków. Ponad połowa polskich firm jest zarejestrowana we Lwowie.

Otwarcie sklepu „Ukrainoczka” z ukraińskimi towarami w Lublinie, 2025 r. Zdjęcie: Jan Rutkowski/Reporter

Konsumpcja i turystyka: Ukraińcy wydają pieniądze w Polsce

Podczas gdy przedwojenni migranci koncentrowali się na wysyłaniu swoich zarobków do domu, migranci wojenni wydają to, co zarobili, w Polsce. Badanie przeprowadzone przez Grupę Progress pokazuje, że realne zarobki ukraińskich uchodźców wahają się od 3 300 do 5 500 PLN netto, choć większość Ukraińców oczekuje wyższych stawek.

Głównym powodem jest to, że Ukraińcy wydają około 66% swoich zarobków na czynsz, media, internet, telefon i paliwo. Na czym oszczędzać.

Około 80% respondentów twierdzi, że na żywność wydają 1,5-2 tys. zł miesięcznie. Często ze względu na niskie zarobki Ukraińców w Polsce rodziny uchodźców są zmuszone wydawać pieniądze przysłane przez mężów i rodziców z domu

– Zdecydowałam się na powrót do Ukrainy, kiedy po raz kolejny podniesiono nam czynsz – mówi moja przyjaciółka Zoja. – Ciężko było znaleźć pracę z dwójką małych dzieci, moje wydatki na nie wynosiły 1600 złotych, a sprzątając zarabiałam 2300. Czynsz został podniesiony do 2850 zł, plus media. I co, głodować?

Kolejnym elementem wpływu Ukraińców na polską gospodarkę jest turystyka z Ukrainy i podróżowanie do różnych krajów UE przez Polskę. Ukraińcy podróżują do Unii głównie przez trzy punkty: Kiszyniów (Mołdawia), Budapeszt (Węgry), ale ponad połowa ruchu pasażerskiego przypada na granicę ukraińsko-polską. W Polsce ukraińscy turyści kupują żywność, nocują w hotelach i kupują bilety na lotniskach w Krakowie, Katowicach i Warszawie.

Tylko w trzecim kwartale 2024 r. przyniosło to Polsce 2,2 mld zł, stając się stabilnym bodźcem dla lokalnych gospodarek, zwłaszcza w regionach przygranicznych.

Wniosek: razem jesteśmy silniejsi

Polska udzieliła znaczącego wsparcia Ukrainie i jej uchodźcom, ale odnotowała zwrot z tej inwestycji we własną gospodarkę. Ukraińscy migranci nie tylko wypełnili luki na rynku pracy, ale także przyczynili się do wzrostu polskiego PKB, zapłacili więcej podatków, niż otrzymali w ramach świadczeń socjalnych i opieki zdrowotnej, rozwinęli przedsiębiorczość i wydali pieniądze w Polsce jako konsumenci i turyści, tym samym przynosząc korzyści polskim firmom i całej gospodarce.

Polska i Ukraina mogą stworzyć partnerstwo, które przyniesie korzyści nie tylko ich gospodarkom, ale także społeczeństwom. Dalsza integracja Ukrainy z UE może jeszcze bardziej wzmocnić tę więź, zapewniając zrównoważony wzrost obu krajom.

20
хв

Jak Ukraińcy wpływają na polską gospodarkę: fakty i liczby

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Andrzej Stasiuk: Ukraińcy wnoszą do Polski oddech

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress