Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Wszystko o podróżowaniu kamperem po Polsce: wynajem, zakup, popularne modele i trasy
Wiosna to czas, kiedy wraz z naturą budzi się chęć przygody. Wyjazd kamperem to swoboda w wyborze miejsca noclegu i możliwość nie płacenia za noclegi w hotelach. Wynajem kampera w Polsce kosztuje od 400 zł za dobę. Co warto wiedzieć, aby podróżowanie kamperem było komfortowe
Podróżowanie kamperem jest w Polsce popularne. Kampera można nie tylko kupić, ale również wynająć. Cena wynajmu kampera zależy od sezonu: najdroższy okres - od czerwca do września - to koszt 600-800 zł za dobę, w zależności od modelu. W kwietniu, maju, wrześniu i październiku jest taniej: 450-650 zł za dzień. Najkorzystniej zaś jest w marcu i listopadzie - 400-500 zł za dobę.
Jak wybrać model przyczepy kempingowej
Najpopularniejszym modelem campervana w Polsce jest MERCEDES Balcamp SP720. Ten kamper będzie wygodny dla maksymalnie czterech dorosłych osób: można w nim gotować, wziąć prysznic, jest lodówka i miejsca do spania. Modele Kronos 284M i Kronos 265TL są bardziej komfortowe i większe (z 5 miejscami do spania).
Co jest potrzebne do podróży kamperem
Zwykłe prawo jazdy kategorii B jest odpowiednie do podróżowania. Możliwe jest wynajęcie kampera z kierowcą, który zna już wszystkie popularne trasy w kraju.
Za wynajęcie kampera trzeba zostawić kaucję: od 3 do 6 tysięcy złotych. Pieniądze te zostaną zwrócone po podróży, jeśli samochód będzie nieuszkodzony i czysty. Zazwyczaj pieniądze są zwracane bez żadnych problemów, ponieważ samochód jest ubezpieczony, ale mogą potrącić część pieniędzy za brudne wnętrze, śmieci i mniej paliwa w baku.
Hotel na kółkach
W Polsce istnieje również osobna kategoria kamperów premium, których wynajem będzie kosztował znacznie więcej - od 2000 do 2900 zł za dobę w szczycie sezonu. Od zwykłej przyczepy kempingowej odróżnia go nowoczesny wystrój wnętrza, maksymalne wyposażenie i większa liczba łóżek. To jak hotel na kółkach: pościel, ręczniki, wszystkie naczynia, podstawowe jedzenie, przekąski i woda, telewizor itp. Można również rozłożyć baldachim i stół, aby zrelaksować się na świeżym powietrzu. Zazwyczaj takie samochody kempingowe mają składane stoły i krzesła, gry na świeżym powietrzu, kremy na komary, apteczkę pierwszej pomocy, produkty higieniczne, stojaki na rowery i przestronne schowki na rzeczy. Czasami jest nawet sauna! Każda nowa opcja oznacza jednak dodatkowe koszty.
Jak kupić kampera w Polsce
Kampera w Polsce można kupić już za 40 tysięcy 250 złotych. Zazwyczaj dobry samochód w podstawowym lub ponadprzeciętnym wyposażeniu kosztuje 100-130 tysięcy złotych. Ludzie kupują też używane przyczepy i sami je modyfikują. Popularną opcją jest kupowanie na amerykańskich aukcjach, gdzie ceny są znacznie niższe. Przykładowo dobrego campervana można kupić już za 60 000 zł.
Najlepsze trasy do podróżowania campervanem po Polsce
Przede wszystkim jest to droga na wybrzeże Bałtyku. Jest niezwykle piękna, a miejsc do zatrzymania się (kempingów) nie brakuje.
Równie piękna będzie wycieczka na Pomorze Zachodnie, na przykład w okolice Świnoujścia, Mędzydrojów czy Rewala. W tym regionie znajduje się również wiele kempingów na europejskim poziomie.
Jezioro Solińskie to również jedno z ulubionych miejsc biwakowiczów w Polsce. Jezioro i Bieszczady gwarantują widoki jak z folderów reklamowych. Zatrzymać się można na przykład w Solinie lub Polańczyku, gdzie do wyboru jest wiele pól namiotowych.
Duży wybór kempingów jest również na Mazurach. Wybór miejsc jest tutaj tak duży, że naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Osoby lubiące ciszę i spokój mogą pomyśleć o udaniu się nieco dalej, do Bebrzańskiego Parku Narodowego.
Jezioro Międzybrodzkie to mało znane, magiczne miejsce położone niedaleko Żywca. Beskid Żywiecki to jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce, gdzie zawsze jest cicho i nie ma tłumów. Ponadto znajdują się tutaj ciekawe atrakcje turystyczne. Na przykład Muzeum Browaru Żywieckiego czy popularne wśród dzieci mini-zoo.
Wyżyna Krakowsko-Częstochowska (Jura Krakowsko-Częstochowska) również może pochwalić się dużą liczbą pól namiotowych i leśnych kempingów. Natomiast w Szczawnicy, gdzie również można znaleźć to wszystko, można również spróbować spływu Dunajcem.
Koszt noclegu na kempingach w Polsce z własnym samochodem to 80-150 zł.
Mapa kempingów w Polsce dostępna jest tutaj. Największą bazę kempingów w Europie można znaleźć tutaj.
Dziennikarka, specjalistka ds. PR. Jest mamą małego geniusza z autyzmem i założycielką klubu dla mam PAC-Piękne Spotkania w Warszawie. Prowadzi bloga i grupę TG, gdzie wspólnie ze specjalistami pomaga mamom dzieci specjalnych. Pochodzi z Białorusi. Jako studentka przyjechała na staż do Kijowa i została na Ukrainie. Pracowała dla dzienników Gazeta po-kievske, Vechirni Visti i Segodnya. Uwielbia reportaż i komunikację na żywo.
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
Jeśli szukasz filmu, który łączy w sobie głębokie znaczenie, japońską estetykę i nieopisany ból serca, Lalki Takeshiego Kitano to prawdziwa poezja na ekranie. Film splata ze sobą trzy odrębne, ale nierozerwalnie połączone historie o uczuciach, które nie gasną nawet w obliczu bólu, rozłąki i poświęcenia. To medytacja nad losem, przesycona jednocześnie głęboką melancholią i cichą nadzieją. Szczególne miejsce w obrazie zajmuje natura: kwitnące ogrody, delikatny różowy śnieg sakury, jaskrawe kolory japońskich krajobrazów. Wiosna jest tu nie tylko tłem, ale symbolem kruchości ludzkiego szczęścia, jego ulotności i niepowtarzalności każdej chwili życia.
Ramka z filmu „Lalki”, 2002
2.” Wiosna, lato, jesień, zima... I znowu wiosna”, 2003
Film koreańskiego reżysera Kim Ki-duka to filmowa przypowieść o ludzkim życiu, które, podobnie jak natura, przechodzi cykle zmian. „Wiosna, lato, jesień, zima... i znów wiosna „ to refleksja nad dorastaniem, grzechem, odkupieniem i spokojem, który przychodzi wraz ze świadomością cyklicznej natury życia i akceptacją tego niezmiennego cyklu własnym jestestwem. Ten film to nie tylko opowieść o wiośnie, to filmowa medytacja.
Kadr z filmu „Wiosna, lato, jesień, zima... I znowu wiosna”, 2003
3. „Ann” (ang. Anne with an E), 2017-2019
Kanadyjski serial oparty na klasycznej powieści „Ania z Zielonego Wzgórza” autorstwa Lucy Maud Montgomery. Akcja rozgrywa się pod koniec XIX wieku na Wyspie Księcia Edwarda. Główna bohaterka, 13-letnia sierota Ania Shirley, przypadkowo trafia do rodziny Casbertów - starszego rodzeństwa, które chce wziąć chłopca do pomocy w pracach domowych, ale zamiast tego dostaje rudowłosą dziewczynkę z nieokiełznaną wyobraźnią. Ten film to prawdziwa oda do natury, jej piękna i harmonii.
Ramka z filmu „Ann” (ang. Anne z literą E), 2017—2019
4. „Jaśniejsza od gwiazd” (ang. Bright Star), 2009
Film z wiosennym klimatem, który tworzy romantyczny nastrój i pokazuje piękno natury. „Jaśniejsza od gwiazd” to prawdziwy filmowy poemat. Ten biograficzny dramat Jane Campion przenosi widza w świat młodzieńczej miłości, inspiracji i tragedii, opowiadając historię poety Johna Keatsa i jego muzy Fanny Bron.
Ramka z filmu „Jasna gwiazda” (ang. Jasna Gwiazda), 2009
5. „Dwoje do poprawki” (ang. Hope Springs), 2012
Jeśli szukasz filmu o wiośnie, który opowiada nie tylko o przyrodzie, ale także o budzących się uczuciach, obejrzyj „Hope Springs”, wzruszającą i ciepłą historię. Para, która jest ze sobą od ponad 30 lat, próbuje odzyskać utraconą czułość i intymność. Tak jak przyroda budzi się po zimie, tak ich uczucia szukają nowego oddechu. Film subtelnie przypomina nam, że nawet w długim związku jest miejsce na odkrycia i pierwsze wyznania. „Spring Hopes” to opowieść o tym, że miłość nie ma wieku, a wiosna w sercu może rozpocząć się w każdej chwili.
Kadr z filmu „Wiosenne nadzieje” (ang. Nadzieja Springs), 2012
6.” Paryż może poczekac”, 2016
Komedia romantyczna, w której główna bohaterka Anna wyrusza w nieoczekiwaną podróż z uroczym Francuzem. Film wypełniają malownicze krajobrazy Francji: słoneczne winnice, kwitnące pola i romantyczne uliczki. Wszystko to tworzy prawdziwie wiosenną atmosferę. Wykwintne posiłki, degustacje win, niespieszne rozmowy o życiu - wszystko to sprawia, że film jest prawdziwym filmowym świętem. To opowieść o tym, że szczęście tkwi w szczegółach.
7. „Tajemniczy ogród” (ang. Secret garden), 2020
Dziesięcioletnia Mary trafia do ponurego dworku wuja, gdzie odkrywa zaniedbany, ale magiczny ogród, który budzi jej ciekawość, przyjaźń i nadzieję. Wraz ze swoimi nowymi przyjaciółmi ożywia to magiczne miejsce, a wraz z nim serca otaczających ją osób, niczym wiosna ożywiająca po długiej zimie. „Tajemniczy ogród” to opowieść o sile natury, przyjaźni i wewnętrznej przemianie.
Kadr z filmu „Tajemniczy ogród” (ang. Sekretny ogród), 2020
8. Gemma Bovary (fr. Gemma Bovery), 2014
Po przeprowadzce do cichej francuskiej wioski pisarz Martin Joubert znajduje inspirację w tajemniczej Gemmie, która przypomina mu Madame Bovary Flauberta - kobietę, która fascynuje, oczarowuje i być może zmierza ku fatalnemu końcowi. Pośród wiosennych krajobrazów, romansu i literackich aluzji rozwija się opowieść o namiętności, ironii i nieuchronności losu. Ten film to wiosenny koktajl piękna, miłości i literackich aluzji, który urzeka od pierwszego kadru.
Ujęcie z filmu Inaksha Bovery (ks. Gemma Bovery), 2014
Jeśli oglądanie filmów zainspirowało Cię tak bardzo, że chcesz wyjść na zewnątrz do pięknych kwitnących ogrodów, mamy dla Ciebie wybór 10 najlepszych ogrodów w Polsce.
Płaca minimalna jest ustalana w 22 z 27 krajów Unii Europejskiej (z wyjątkiem Austrii, Danii, Finlandii, Szwecji i Włoch). Decyzję o jej ustaleniu podejmują władze krajowe.
Płaca minimalna w Polsce wynosi 4666 PLN brutto (3510,92 PLN netto po odliczeniu podatków i składek). Lub 30,5 zł brutto (22 zł netto) za godzinę. Pracodawcy nie mogą płacić mniej niż ta kwota, co może skutkować grzywną w wysokości do 45 000 PLN.
W Polsce płaca minimalna ustalana jest raz w roku od 1 stycznia. Jeśli jednak stopa inflacji w poprzednim roku wyniosła 10% lub więcej, płaca minimalna musi być podwyższana dwa razy w roku - w styczniu i lipcu. Z tego powodu płaca minimalna została podniesiona dwukrotnie w 2023 i 2024 roku.
Płaca minimalna w Niemczech w 2025 r. wynosi 12,82 euro brutto za godzinę dla pracowników zatrudnionych w pełnym wymiarze czasu pracy, tj. przybliżone miesięczne minimum za 40-godzinny tydzień pracy- 2051-2410 euro). Oznacza to, że osoba otrzymuje co najmniej 1400-1500 euro w gotówce.
Płaca minimalna w Czechach w 2025 r. wynosi 20 800 CZK, a minimalna stawka godzinowa za pracę w pełnym wymiarze godzin wynosi 124,40 CZK za godzinę. Pracownik otrzymuje od 700 euro miesięcznie.
Płaca minimalna na Słowacji w 2025 r. wynosi 816 euro brutto miesięcznie i 4,69 euro brutto za godzinę. Po odliczeniu podatków jest to około 600-650 euro.
Płaca minimalnaw Rumunii w 2025 r. wynosi 4050 lei brutto miesięcznie. Oznacza to, że jest to około 500-550 euro netto.
Płaca minimalna w Hiszpanii w 2025 r. wynosi 1184 euro brutto (wypłacane 14 razy) i 39,47 euro brutto dziennie. Osoba otrzymuje około tysiąca euro w gotówce.
Płaca minimalna w Portugalii w 2025 r. wynosi 870 euro brutto. Wynagrodzenie netto wynosi około 700-750 euro.
Kraje UE z najniższą płacą minimalną - do 1000 euro
Grupa ta obejmuje dziesięć państw członkowskich UE i krajów kandydujących. I tak w Chorwacji płaca minimalna wynosi 970 euro, w Grecji - 968 euro, na Malcie - 961 euro, w Estonii - 886 euro, w Czechach - 826 euro, na Słowacji minimalny dochód wynosi 816 euro, a w Rumunii - 814 euro. Na Węgrzech minimalny dochód wynosi 707 euro, a w Bułgarii - 551 euro. Wśród krajów kandydujących do UE sytuacja jest nieco inna: Turcja ma najwyższą płacę minimalną, wynoszącą 708 euro. Wszystkie dane są przed opodatkowaniem.
Kraje UE ze średnią płacą minimalną na poziomie 1000-1500 euro
Są to Polska (1 091 euro), Litwa (1 038 euro), Hiszpania (1 323 euro), Słowenia (1 254 euro), Portugalia (1 015 euro) i Cypr (1 000 euro).
Kraje UE z najwyższą płacą minimalną powyżej 1500 euro
Grupa ta obejmuje Luksemburg (2638 euro), Niemcy (2161 euro), Belgię (2070 euro), Irlandię (2282 euro), Holandię (2193 euro) i Francję (1802 euro).
Płaca minimalna w Ukrainie
Od 1 stycznia 2025 r. minimalne miesięczne wynagrodzenie w Ukrainie wynosi 8000 UAH, a stawka godzinowa 48 UAH.
Płaca minimalna jest zazwyczaj wypłacana pracownikom, którzy wykonują pracę niewymagającą specjalnej wiedzy lub kwalifikacji. Mogą to być takie zawody jak sprzątaczki, dozorcy, listonosze, pracownicy magazynów i fabryk itp.
Lokalizacja kliniki AboTak nie jest przypadkowa. To właśnie przy ulicy Wiejskiej znajduje się nie tylko Sejm, ale także siedziba Platformy Obywatelskiej i Kancelaria Prezydenta RP, czyli te miejsca na politycznej mapie Polski, w których zapadają najważniejsze dla kraju decyzje. Dlatego bojowniczki o prawo kobiet do aborcji, jak oświadczyły na konferencji prasowej podczas otwarcia kliniki, postanowili „zagarnąć kawałek tej ulicy dla siebie”.
Od teraz każdy, kto potrzebuje aborcji, informacji lub po prostu wsparcia, może tu przyjść.
– To centrum siostrzeństwa – mówią aktywistki. – Siostrzeństwo jest potrzebne i cenne zawsze, ale szczególnie dziś, gdy politycy nadal blokują zmiany w prawie aborcyjnym
Odłożona została nie tylko ustawa liberalizująca aborcję, ale także zmiany, które podczas kampanii wyborczej nazywano „minimalnymi”. Mowa o dekryminalizacji aborcji, czyli zmianach w kodeksie karnym, zgodnie z którymi osobie pomagającej w aborcji nie groziłoby już więzienie. W Polsce kobiety nie są ścigane za nielegalną aborcję, ale już pomoc w aborcji jest przestępstwem. Za przeprowadzenie nielegalnej aborcji lekarzom grozi do 3 lat więzienia. To prawo ich paraliżuje.
W Polsce aborcja jest legalna w dwóch przypadkach: gdy jest wynikiem czynu zabronionego, jak gwałt czy kazirodztwo, oraz gdy stanowi zagrożenie dla zdrowia i/lub życia kobiety. W tym drugim przypadku aborcja jest trudna do przeprowadzenia właśnie dlatego, że pomocnictwo podlega karze. Lekarze często odmawiają przerwania ciąży, nawet jeśli jest konieczna ze względu na zagrożenie dla płodu czy matki, powołując się na tzw. klauzulę sumienia. W minionych latach kilka kobiet zmarło dlatego, że lekarze odmówili przerwania ciąży na późnym etapie, mimo że stanowiła ona bezpośrednie zagrożenie dla ich życia.
Do października 2020 r., w ramach tak zwanego kompromisu aborcyjnego z 1993 r., aborcje z powodu wad płodu, w tym zagrażających jego życiu (poronienie), były uznawane za legalne. Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny także je uznał za nielegalne.
Od tego czasu według Ministerstwa Zdrowia RP liczba legalnych aborcji w Polsce spadła dziesięciokrotnie. W 2021 roku odnotowano 107 aborcji, gdy w 2020 roku – 1076. Tyle że oficjalne statystyki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
ADT szacuje, że co roku Polki dokonują ponad 100 000 aborcji
W ubiegłym roku Aborcyjny Dream Team pomógł około 50 tysiącom kobiet uzyskać dostęp do aborcji farmakologicznej, która jest najczęstszą metodą przerywania niechcianej ciąży.
Działaczki ADT podkreślają, że klinika AboTak będzie miejscem, w którym nie tylko będą domagać się dostępu do aborcji, ale także przeprowadzać ten zabieg. Obecnie ośrodek oferuje aborcję medyczną (przy użyciu pigułek), a kobietom, które potrzebują aborcji chirurgicznej, pomaga znaleźć odpowiednią placówkę za granicą, zorganizować transport, a w szczególnych przypadkach także wsparcie finansowe. Ośrodek oferuje również bezpłatne testy ciążowe i porady medyczne.
Natalia Broniarczyk podkreśla, że ADT pomaga każdemu, kto potrzebuje pomocy w dostępie do aborcji.
– Codziennie zgłaszają się do nas nie tylko Polki, ale także kobiety z Ukrainy. Od początku wojny na pełną skalę ponad 3000 kobiet z Ukrainy dokonało aborcji z naszą pomocą – mówi. I dodaje, że ADT nie jest jedyną organizacją, w której ludzie mogą uzyskać pomoc. Wiele osób zwraca się też do Martynki, organizacji założonej przez ukraińskie kobiety.
Martynka została założona 19 dni po rozpoczęciu wielkiej wojny w Ukrainie. W ciągu trzech lat działalności otrzymała około 4000 próśb o pomoc, a liczba ta podwoiła się w ciągu ostatniego roku. To sprawy związane z przemocą i handlem ludźmi.
–
Jeśli potrzebujesz rozmowy lub porady, przyjdź na Wiejską 9. Jesteśmy tu dla każdej z was. Nie jesteś sama – zapewniają założycielki ośrodka.
Trzecia rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę minęła pod znakiem napiętej sytuacji politycznej na świecie. Publiczny konflikt między obecnym prezydentem USA a ukraińskim przywódcą pogłębia się, podczas gdy Europa pozostaje na uboczu negocjacji w sprawie pokojowego rozwiązania.
Jak Ukraina może przetrwać czwarty rok wojny? Czy to będzie ostatni rok konfliktu? Kto będzie stał po stronie Kijowa bez względu na wszystko? Na te i inne pytania odpowiada Petras Auštrevičius, litewski eurodeputowany i jeden z głównych lobbystów Ukrainy w Parlamencie Europejskim.
Trzy lata zamiast trzech dni
Maryna Stepanenko: Jakie są kluczowe lekcje, które Ukraina i jej sojusznicy wyciągnęli z trzech lat wojny?
Petras Auštrevičius: Pierwszą lekcją jest to, że Rosja nie zmieniła się w porównaniu do imperialistycznego, agresywnego i antyzachodniego Związku Sowieckiego. Stała się od niego nawet gorsza, ponieważ rozwinęła bardziej agresywną i brutalną postawę wobec każdego, kto chce podążać zachodnią ścieżką polityczną.
Oczywiście nie wszystko zostało zrobione, aby przewidzieć rosyjską agresję. Muszę przyznać, że nie pomogliśmy Ukrainie pójść naprzód, ponieważ porozumienia mińskie nie zadziałały. Były one tylko rodzajem przerwy dla Rosji na przegrupowanie, reorganizację i wzmocnienie.
Zachód udawał, że wierzy w te fałszywe porozumienia, by uniknąć robienia tego, co powinien. Dlatego przygotowania ze strony Ukrainy i Zachodu były niewystarczające i nie sprostały zagrożeniom ze strony Rosji.
Jak zmieniła się rola Ukrainy w globalnym systemie bezpieczeństwa w ciągu ostatnich trzech lat? I jakie wnioski mogą wyciągnąć inne kraje, które mogłyby stanąć w obliczu agresji?
Ukraina stała się polem bitwy w konfrontacji między Rosją a Zachodem, ponieważ coraz bardziej orientuje się na zachodnie wartości. Z geopolitycznego i geostrategicznego punktu widzenia Ukraina znajduje się w centrum uwagi – w ostatnim czasie niewielu krajom poświęcono aż tyle analiz i dyskusji.
Ta wojna to jaskrawy przykład współczesnej agresji – brutalnej i nieuzasadnionej – przeciwko suwerennemu narodowi, który starał się przekształcić, przyjąć europejskie wartości i żyć zgodnie z rządami prawa, a nie autorytarnymi, agresywnymi strategiami, które widzimy w Rosji. Pełne zrozumienie tego konfliktu zajmie dużo czasu.
Rozmowy w Paryżu ujawniły podziały wśród europejskich przywódców w kwestii przyszłej strategii wobec Ukrainy. Czy istnieje ryzyko, że Europa utraci jedność w podejściu do wojny i poparciu dla Kijowa?
Istnieje znaczne ryzyko utraty jedności. Co najmniej dwa państwa członkowskie UE, Węgry i Słowacja, już dystansują się poprzez swoje rządy i przywództwo. Jednak wśród pozostałych 25 państw jedność może zostać utrzymana. Ale, szczerze mówiąc, nie chodzi tylko o jedność. Chodzi o nasz kurs polityczny.
Musimy działać szybko. Już jesteśmy spóźnieni i płacimy za to cenę, Ukraina płaci cenę
Nie było żadnych zmian w polityce, ale nastąpiło niebezpieczne opóźnienie w jej realizacji. A opóźnienie niesie ze sobą takie samo ryzyko jak brak jakiejkolwiek polityki. Składamy publiczne oświadczenia, potwierdzamy nasze przekonania, ale potem się wahamy. Zachód nie może sobie pozwolić na iluzję, że z Rosją można walczyć tylko słowami.
Przywódcy zachodni przybyli do Ukrainy w trzecią rocznicę wojny. Zdjęcie: OPU
Jeśli nie zaczniemy działać, to nie tylko stracimy jedność – upadniemy jeden po drugim. Rosja się nie zatrzyma. Ona się nie zmieniła i nie zmieni. Żadne tak zwane porozumienie pokojowe nie zmieni kursu Rosji. Potrzebujemy zasadniczo innego systemu bezpieczeństwa: takiego, który naprawdę ograniczy i odstraszy Rosję. Tylko wtedy zmiana będzie możliwa. W przeciwnym razie porozumienia pokojowe będą służyły jedynie jako przerwy, które pozwolą Rosji przegrupować się do przyszłej agresji.
W ostatnich tygodniach nasiliła się dyskusja na temat ewentualnego zaangażowania zachodnich sił pokojowych w Ukrainie. Czy uważa Pan, że taki scenariusz jest realistyczny?
Widzę wiele wyzwań związanych z rozmieszczeniem sił pokojowych. W rzeczywistości powinniśmy omawiać tę kwestię w kontekście twórców pokoju, a nie sił pokojowych. Każde siły lądowe stoją w obliczu znacznego ryzyka ataku, a ofiary mogą szybko osłabić wolę polityczną i zaangażowanie w utrzymanie misji.
Przed rozważeniem wprowadzenia sił lądowych należy rozważyć ustanowienie strefy zakazu lotów nad Ukrainą. Zapewniłoby to Zachodowi namacalną i skuteczną ochronę przy minimalnej obecności wojsk lądowych. Można by rozmieścić kilku instruktorów lub wyspecjalizowane jednostki, ale priorytetem powinna być przewaga powietrzna.
Siły lądowe mogłyby pojawić się później, w zależności od jasno określonej strategii. Nie powinniśmy jednak być naiwni, uznając, że samo ogłoszenie zachodniej misji pokojowej powstrzyma rosyjską agresję. Tak się nie stanie.
Pierwszy miesiąc rządów Trumpa
Jak powinniśmy interpretować ostatnie ostre wypowiedzi Trumpa na temat Zełenskiego, w szczególności jego tezę, że ukraiński prezydent jest „dyktatorem bez wyborów”? Czy to element presji mającej zmusić Ukrainę do ustępstw, wewnętrzna gra polityczna dla amerykańskich wyborców, czy też część szerszego układu z Kremlem?
Myślę, że Trump ma strategię. Już powiedział, że może „naprawić” sytuację w jeden dzień. Chce szybkiego rozwiązania, tyle że nie nie poprzez prawdziwe negocjacje. Może i ma czas, ale brakuje mu chęci do zaangażowania się w poważne wysiłki dyplomatyczne. Jego podejście ma na celu rozwiązanie problemu kosztem zarówno Ukrainy, jak Zachodu. I świadomie realizuje tę strategię.
Jego retoryka, a zwłaszcza ataki na Zełenskiego, jest głęboko niepokojąca. Zełenski wykazał się przywództwem, które powinno służyć za przykład dla wielu zachodnich polityków, pokazując, co naprawdę oznacza prowadzenie narodu w czasie brutalnej agresji. Takie przykłady są rzadkie. Widzieliśmy kilka podczas II wojny światowej, ale od tego czasu zachodnie przywództwo podupadło. Zamiast stać twardo na zasadach demokracji, praw człowieka i suwerenności, wielu przywódców przyjęło sowiecko-rosyjski styl politycznej akomodacji.
Ten akomodacjonizm stał się chorobą, która osłabiła Zachód. Dlatego Trump ucieka się do ideologicznych i werbalnych ataków zarówno na Zełenskiego, jak na Ukrainę, doskonale zdając sobie sprawę ze szkód, jakie może wyrządzić
Ale Zachód – ta jego część, która wciąż stoi na straży swoich wartości – musi zdecydowanie stanąć po stronie Ukrainy i Zełenskiego. Wsparcie powinno przybierać wszelkie formy: moralną, polityczną, technologiczną, militarną i finansową. Zachód nie może pozwolić, by polityczne zastraszanie stosowane przez Trumpa pozostało bezkarne. To nie tylko niedopuszczalne – to zdrada demokratycznych wartości i niebezpieczne zbliżenie z rosyjskimi interesami i autorytarnymi reżimami.
Wiec poparcia dla Ukrainy w Stanach Zjednoczonych. Zdjęcie: JOSEPH PREZIOSO/AFP/East News
Rosja od dawna promuje narrację o Zełenskim jako „nielegalnym” prezydencie. Teraz Stany Zjednoczone podchwyciły tę tezę. Jak ocenia Pan wezwania Trumpa i jego otoczenia do przeprowadzenia wyborów w Ukrainie?
Wzywanie do wyborów podczas wojny jest nieprofesjonalne i nierealistyczne, zwłaszcza gdy nie ma jasnych terminów przejścia od zawieszenia broni do stabilizacji i normalizacji sytuacji. Stany Zjednoczone dyskutują o ustępstwach terytorialnych, ale jak można zorganizować wybory na okupowanych terytoriach?
Przypominam sobie wcześniejsze próby popchnięcia Ukrainy w kierunku takiego scenariusza, tak zwaną „formułę Steinmeiera” [zaproponowaną przez ministra spraw zagranicznych Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera w październiku 2015 r. na szczycie Czwórki Normandzkiej, czyli Ukrainy, Niemiec, Francji i Rosji, w Paryżu – red.]. Pojawił się wtedy pomysł przeprowadzenia wyborów, a nawet referendum, na terytoriach okupowanych. To była pułapka, której moim zdaniem poważni politycy nie mogli nawet rozważać.
A teraz widzimy, że ta sama pułapka, stworzona przez Rosję, jest wykorzystywana ponownie
Dlatego nie wierzę, że w tym momencie takie wybory są możliwe czy konieczne. Ukraiński rząd ma wystarczające wsparcie, a współpraca pozostaje silna. Stabilność jest znacznie ważniejsza niż prowokowanie wewnętrznych zawirowań politycznych. Wybory nieuchronnie przyniosą bitwy wyborcze, debaty i spory – a te mogą stworzyć przestrzeń dla „piątej kolumny” w Ukrainie.
Nie zapominajmy, że Ukraina nie oczyściła jeszcze całkowicie swojej elity politycznej. Wciąż jest tam wielu tak zwanych uśpionych agentów. Wydaje się, że Trump chce ich „obudzić” i aktywować, wykorzystując ich jako narzędzie do destabilizacji sytuacji w kraju.
Szczerze mówiąc ostatnia retoryka dotycząca Ukrainy jest znacznie poniżej wszelkich akceptowalnych standardów. Wybory w takich warunkach nie wzmocnią Ukrainy, ale ją osłabią. I być może właśnie o to chodzi.
Prezydent Polski Andrzej Duda spotkał się już z Donaldem Trumpem w związku z jego wypowiedziami na temat Ukrainy. Polski przywódca podkreślił, że Ukraina nie przetrwa wojny bez wsparcia USA. Prezydent Francji Emmanuel Macron również spotkał się z Trumpem. Kolejnym krokiem będzie rozmowa premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera z amerykańskim przywódcą, a także spotkanie szefowej unijnej dyplomacji Kai Kallas z sekretarzem stanu Marco Rubio. Europejscy politycy wzywają USA do porzucenia dwustronnych rozmów pokojowych z Moskwą. Czy uda im się wpłynąć na stanowisko Ameryki?
Nie jestem pewien, ale jedno jest pewne: Waszyngton musi usłyszeć wspólne europejskie stanowisko. I mamy nadzieję, że naprawdę reprezentuje ono Europę jako całość, a nie tylko stanowiska kilku państw członkowskich. Powinien to być sygnał jedności, siły, gotowości i partnerstwa.
Nie możemy porzucić zobowiązań w zakresie bezpieczeństwa, gospodarki i polityki, które podjęliśmy po obu stronach Atlantyku. Dlatego to zaangażowanie jest niezbędne
Idealnie byłoby, gdyby stało się to znacznie wcześniej. Mam jednak nadzieję, że kiedy europejscy przedstawiciele przybędą do Waszyngtonu, przywiozą tam przywództwo UE. W przeciwnym razie przesłanie, które wyślemy, będzie znacznie słabsze, niż mogłoby i powinno być.
Wszyscy czekamy na wyniki drugiej rundy rozmów w Arabii Saudyjskiej. Jaka była Pana pierwsza reakcja na wieść o pierwszym spotkaniu delegacji amerykańskiej i rosyjskiej bez udziału przedstawicieli Ukrainy i Europy?
To poważny, rażący błąd. Ukraina nie powinna być jedyną zaangażowaną stroną. Europa również powinna być częścią tego procesu. Nie tylko dlatego, że Europa zapewniła Ukrainie większe [niż USA – red.] wsparcie finansowe, ale także dlatego, że wojna dzieje się na kontynencie europejskim. Rozumiemy to, czujemy to. Byliśmy w Ukrainie wiele razy. Znamy sytuację na miejscu, wiemy, co ludzie myślą i mówią. Dlatego uważam, że ta decyzja dotyczy nie tyle prawdziwej strategii, nie działania w interesie wspólnego Zachodu, co uspokojenia Rosji.
Zełenski: – Ukraina nie uzna wyników rozmów w Arabii Saudyjskiej. Zdj. Administracja Prezydencka
Jakie są długoterminowe konsekwencje dla globalnego bezpieczeństwa i przyszłości Ukrainy rozmów USA – Rosja w Arabii Saudyjskiej bez udziału Europy?
To niebezpieczny precedens. Rosja boi się kolektywnego Zachodu, zwłaszcza gdy mówi on jednym głosem. Jedność jest potężną bronią, która może powstrzymać jeszcze większą agresję.
Dlatego strategia Rosji zawsze polegała na dzieleniu i podbijaniu, narzucaniu swojej woli i manipulowaniu porozumieniami na swoją korzyść
Negocjacje w Arabii Saudyjskiej nazwałbym jednym z największych błędów XXI wieku. Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego wnioski. Być może nie będziemy w stanie zmienić tego, co się stało, ale wciąż możemy złagodzić tego wpływ i poradzić sobie z konsekwencjami.
Czy można sądzić, że wykluczenie Europy z procesu negocjacji i potencjalnych porozumień między USA, Rosją i Arabią Saudyjską to sygnał kształtowania się nowego porządku światowego, w którym Waszyngton bardziej koncentruje się na umowach z autorytarnymi reżimami niż na tradycyjnych demokratycznych sojuszach?
Nie sądzę. Rosja jest autorytarną dyktaturą, reżimem, który lekceważy prawa człowieka, zabija więźniów politycznych i prześladuje opozycję. To jeden z najbardziej agresywnych reżimów na świecie. Tymczasem zamiast skupić się na tym, Trump kieruje swoją krytykę na europejski system demokratyczny. To kompletne pomylenie priorytetów.
Mogę tylko mieć nadzieję, że nie odzwierciedla to oficjalnego stanowiska Stanów Zjednoczonych. Pozostaję ostrożnym optymistą. Wiem, że jest wielu amerykańskich ekspertów i polityków, którzy myślą inaczej, i czekam na ich głosy. Potrzebujemy tych głosów pilnie. Im szybciej, tym lepiej.
Wyzwania dla dalszego wsparcia dla Ukrainy
Biorąc pod uwagę oświadczenia Trumpa, że USA mogą skorzystać na pomocy Ukrainie, zwłaszcza poprzez dostęp do minerałów ziem rzadkich, czy możemy oczekiwać, że Kijów otrzyma choćby niewielkie wsparcie ze strony USA w ciągu najbliższych czterech lat jego kadencji?
Próba skomercjalizowania tej sytuacji, tj. przedstawienia aspektu komercyjnego jako potencjalnego rozwiązania, wydaje mi się niepoważna. Nasz priorytet powinien być inny. Zamiast tworzyć warunki, potencjalnie niekorzystne, dla wydobycia czy przerobu ukraińskich kopalin, powinniśmy skupić się na znacznie silniejszym wsparciu Ukrainy.
Nadejdzie czas – jestem tego pewien – kiedy zachodni kapitał, inwestycje i rozwiązania gospodarcze napłyną do Ukrainy. Jednak stawianie tego jako warunku wstępnego teraz jest nie tylko niewłaściwe, ale sprawia wrażenie, że skupiamy się wyłącznie na biznesie, a nie na osiągnięciu prawdziwej stabilności.
Najpierw potrzebujemy bezpieczeństwa, porozumienia politycznego i stabilności. Dopiero wtedy powinny być zawierane umowy, ale na konkurencyjnych zasadach, zapewniając Ukrainie korzyści. Ukraina nie ma obowiązku oddawania swoich zasobów państwom trzecim.
Ci, którzy promują takie podejście, powinni poważnie zastanowić się nad jego konsekwencjami
Powiedział Pan, że Europa powinna zwiększyć swoje wsparcie dla Ukrainy. Czy ma niezbędne zasoby?
Mam nadzieję, że Europa stanie się bardziej aktywna. Przecież ma wiele możliwości! To kwestia mobilizacji, usprawnienia wsparcia i zapewnienia go w odpowiednim czasie. Nie mamy dużo czasu, bo Ukraina jest w strasznej sytuacji.
Jest to również wielka szansa dla Europy, aby zreformować, wzmocnić swoją politykę obronną i w pełni ustanowić Europejską Unię Obronną. Mam nadzieję, że wszystkie negocjacje wkrótce doprowadzą do konkretnych decyzji
W marcu spodziewamy się tak zwanej białej księgi, ale nie mamy czasu na niekończące się dyskusje – na kolejną „białą księgę”, „zieloną księgę”, „czerwoną księgę”. Potrzebujemy prawdziwych rozwiązań już teraz.
Zasoby istnieją, mamy technologię i możliwości finansowe. Musimy połączyć te wysiłki w ramach jednej struktury: Unii Obronnej UE, która, mam nadzieję, wesprze również Ukrainę.
Zdjęcie główne: MICHAL CIZEK/AFP/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Anna J. Dudek: Dziś jest 1063 dzień wojny w Ukrainie. Co przyniosła światu?
Magdalena M. Baran: Obudziła nas z przekonania, że wojny wydarzają się gdzieś daleko, że nie dotyczą nas bezpośrednio, że dla nas – tu i teraz – nie przynoszą strachu czy lęku. Agresja, jakiej dopuścił się Putin, pokazuje nam również, że przekonanie o „nowoczesności” wojny można włożyć między bajki. Niektórym wydawało się, iż dziś wojnę można prowadzić na odległość, precyzyjnie namierzać cele, przy jednoczesnym „dołożeniu” elementów wojny hybrydowej, czyli dezinformacji, cyberataków, różnego rodzaju dywersji, sianie niepewności czy destabilizacji sytuacji wewnętrznej innego państwa.
Tymczasem, jakkolwiek strasznie to zabrzmi, wojna w Ukrainie przypomina każdą wcześniejszą wojnę, przesyconą przemocą wobec ludności cywilnej. Wojnę, podczas której Rosja wykorzystuje broń zakazaną międzynarodowymi konwencjami, na każdym niemal kroku łamie prawo wojny, a celując w absolutne wyniszczenie Ukrainy, dopuszcza się nie tylko zbrodni agresji, ale także zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości.
Samej Ukrainie wojna przyniosła ogrom zła, strachu i niepokoju, przemianę miejsc bezpiecznych w przesycone trwogą, śmierć lub konieczność ucieczki. Paradoksalnie – jak to wojna – w ten straszny sposób przyniosła jej również nowe szanse. Ale tak już działa wojna. A co do świata: na pewno zburzyła nasze poczucie bezpieczeństwa, pozwoliła postawić na rozszerzenie NATO, zmusiła nas do przemyślenia strategii postępowania w dziedzinach bezpieczeństwa i obronności. Wojna przypomniała nam także o podstawowych wartościach, które stoją u początków Unii Europejskiej, o solidarności, suwerenności, pomocniczości czy wreszcie o podstawach demokracji.
Dr Magdaleną M. Baran. Zdjęcie z archiwum prywatnego
Czy w wojnie można dopatrzeć się czegokolwiek, co jest pozytywne?
Na pewno przebudzenie do wartości i do wzmacniania, czy odnawiania sojuszy. Dalej konieczność przemyślenia scenariuszy globalizacyjnych, czy przeorientowanie naszych polityk. Pozytywnym jest na pewno przypomnienie, jak istotne jest zbudowanie odporności społecznej, czyli z jednej strony zdolności do przeciwstawienia się wyzwaniom bezpieczeństwa, społecznym, gospodarczym, środowiskowym oraz reakcji na nie, z drugiej „wymuszenie” na państwie jeszcze wyraźniejszej odpowiedzialności za nie.
Temu służy choćby ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej z 5 grudnia 2024. Ale to nie tylko akty prawne, to całość działań. Również i tych, które w szerszym zakresie przyjęła za swoje priorytety Polska prezydencji w Radzie UE, czy polityka samej UE, wyraźnie ogniskująca się na szeroko rozumianym bezpieczeństwie i obronności. Nawet jeśli w domyśle możemy usłyszeć: Chcesz pokoju, gotuj się do wojny, to nie idzie tu wyłącznie o gotowość militarną, której nam brakuje.
Na zupełnie innym poziomie warto pamiętać, że wojny zawsze były impulsem do rozwoju, do przemian, w wielu przypadkach również do demokratyzacji czy przebudzenia społeczeństw; po zakończeniu (choć z wyjątkami), przy dobrze prowadzonym „sprawiedliwym pokoju”, mogą przynieść efekt feniksa powstającego z popiołów. Warto przy tym mieć na uwadze, że nawet ów mityczny feniks nie odradza się w pełni swojej dorosłości, że powstające na nowo państwo będzie potrzebowało pomocy. Ta z kolei zdeterminuje kierunek jego przyszłego rozwoju.
Czego dowiedzieli się o sobie Ukraińcy?
Warto by ich zapytać. Moi ukraińscy studenci mówią, że przekonali się, iż są silniejsi niż im się wydawało; że mocno wierzą w swoje państwo, w te wartości, które wydawały się niezagrożone, ale też nauczyli się żyć w niepewności.
Bo kto w XXI wieku, w środku Europy spodziewa się pełnoskalowej wojny w starym stylu? Dowiedzieli się też wielu przerażających rzeczy…
Wracam często do „Słownika wojny”, spisanego przez Ostapa Sływynskiego. Pokazuje jak ludzie patrzą na wojnę, jak podczas wojny patrzą na siebie, swoje wartości i potrzeby, czy wreszcie jak zmienia się im percepcja. To miniopowieści różnych ludzi, połączonych przez los. To od nich dowiadujemy się, jak pachnie ból, czytamy o babciach pochowanych na podwórku, gdzie kiedyś zwykły siadywać, o łazience służącej za schron, o słowach zmieniających znaczenie, bo nagle „daleko” oznacza „odległość między miejscem, gdzie przebywasz, a miejscem, gdzie nie ma strachu”, o kalendarzu liczącym czas dniami wojny, godzinami policyjnymi i alarmami przeciwlotniczymi, czy wreszcie o wolności, która nie jest „produktem seryjnym”.
Ukraińcy nauczyli się zmiany, jaką niesie ze sobą wojna, adaptacji do nich obu. Wielu zapewne przeszło lekcje strachu i nadziei.
Dziecko bawi się, a kobiety odpoczywają na ławce przed budynkami mieszkalnymi zniszczonymi w wyniku ostrzału w Kostyantyniwce, we wschodnim obwodzie donieckim, 22 czerwca 2024 r., podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zdjęcie: Roman PILIPEY/AFP
A Polacy?
To raczej powtórzona lekcja solidarności – wiedza o tym, do czego jesteśmy zdolni w sytuacji zagrożenia, jak potrafimy nieść pomoc, jak oddolnie umiemy się zorganizować, zmobilizować, a wielu przypadkach odłożyć na bok uprzedzenia czy spory, bo drugi człowiek, który cierpi, którego życie jest w niebezpieczeństwie, okazuje się ważniejszy. To te momenty, gdy potrafimy odwieszać na kołek przedzałożenia czy niechęć i dostrzegać człowieczeństwo drugiego człowieka. Może to i dobra lekcja, że wciąż mamy te odruchy serca, a nasz zmysł etyczny działa. Nawet jeśli – co tak bardzo polskie – funkcjonuje to jak wielki zryw, to w tej sytuacji był konieczny. Szkoda, że tak trudno jest nam budować podobne mosty między nami, we własnym społeczeństwie wciąż tkwiącym w konflikcie. Wewnętrzne wojenki służą wyłącznie tym, którzy pragną destabilizacji naszej demokracji, ale na pewno nie służą nam.
W Polsce przebywają setki tysięcy obywateli Ukrainy. Są wśród nich także mężczyźni. Jak ocenia pani zarówno obowiązkowy pobór wojskowy, jak i tych mężczyzn – i ich rodziny – którzy robią wszystko, by go uniknąć?
Nie ma tu łatwych odpowiedzi. Kilka dni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę ukraińska matka pracująca w Polsce od lat opowiadała historię swojego młodszego syna, który właśnie zaczynał studia z inżynierii lądowej na jednym z ukraińskich uniwersytetów. Jego brat, wojskowy, wręcz nakazał mu wyjazd z kraju, mówiąc, że wojna potrwa, a kraj będzie potrzebował wykształconych ludzi zdolnych go odbudować.
Takich przypadków jest wiele, ale tych młodych chłopaków – póki co – pobór do wojska nie obejmuje nawet po obniżeniu wieku poborowych wiosną zeszłego roku. Ale to tylko jedna strona „problemu”. W Polsce spotykamy przecież również zdziwienie, przechodzące w niepokój czy nawet złość, wyrażane wobec mężczyzn w sile wieku, często w drogich samochodach, markowych ubraniach, nieposiadających dużych rodzin, spokojnie żyjących sobie w świecie „bez wojny”. To rodzi konflikt, ale też niepewność, szczególnie w chwili, gdy pojawiają się głosy o ewentualnym zaangażowaniu militarnym krajów trzecich, gdy mowa o gwarantowaniu/strzeżeniu zawieszenia broni, zamrożenia konfliktu czy wreszcie końca wojny w Ukrainie.
Jednocześnie do udziału w wojnie, podobnie jak do miłości, nikogo nie można zmusić. Dramatyczne są zatem sceny wyciągania mężczyzn z mieszkań, restauracji, kawiarni czy klubów i wcielanie ich do armii
Z jednej strony obrona ojczyzny jest obowiązkiem moralnym, zaś – jeśli wierzyć filozofom – wojskowość to „poboczny zawód” obywateli (niegdyś tylko mężczyzn). Tyle że obrona może dokonywać się na wiele sposobów. I nie mówię o ucieczce od obowiązku, ale o opcjach służby zastępczej, gdy kwestie wyznania lub przekonań nie pozwalają na udział w walce. Przez wieki pokolenia słyszały, że „słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę” (Dulce et decorum est pro patria mori). Uważam, że to najbardziej szkodliwy mit w historii ludzkości, bo w śmierci takiej – co dobitnie pokazały już fronty Wielkiej Wojny – nie ma nic słodkiego. Wojna zawsze jest złem, a jej etyczne wywyższanie nie może się skończyć dobrze.
Dla kobiet, które wraz z dziećmi wyjechały z kraju, wojna to rozłąka, samotność, utrata i tęsknota. Spotkałam jednak takie, dla których – jakkolwiek to brzmi – stała się furtką, która pozwoliła im odejść od przemocowych mężów/partnerów.
Wojna weryfikuje więzi – albo są, albo ich nie ma. Spotkałam wielu ludzi rozdartych pomiędzy miejscami bezpiecznymi, a centrum wojennej zawieruchy, ale też ludzi, którzy na zawsze stracili swoich bliskich. Dla nich wojna zawsze będzie końcem. Oczywiście są i sytuacji, w których wojenny „pretekst” stał się wyzwoleniem od domowej przemocy, odejściem do innego życia, z założeniem, że co by się nie działo, tamto „sprzed wojny” już nie wróci. Pytanie jaki wybór przyniesie powojnie, jakie da szanse układania sobie życia na nowo.
Widok z lotu ptaka na Bachmut, miejsce najzacieklejszych walk z wojskami rosyjskimi w obwodzie donieckim w Ukrainie, czwartek, 22 czerwca 2023 r. Zdjęcie: AP Photo/Libkos
Ale przemoc wobec tych, które zostały, jest okrutna. Mówię o gwałtach wojennych.
Zabrzmi to strasznie, ale gwałty zawsze były jednym z najokrutniejszych „narzędzi wojny”, wykorzystywanym wręcz jako element wojennej strategii. Dlaczego? Bo gwałt niszczy przeciwnika – kobiety, mężczyzn, dzieci – na wszystkich poziomach. Mechanizm nie zmienił się od wieków, a gwałt był również postrzegany w kategoriach dozwolonego łupu wojennego. Jeszcze po II wojnie światowej trybunały powołane do osądzenia zbrodniarzy wojennych – w Tokio i Norymberdze – nie uznały przestępczego charakteru przemocy seksualnej. Zmiana przyszła znacznie później, bo dopiero statut Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii uznał gwałt za zbrodnię przeciwko ludzkości, czyniąc zastrzeżenie, iż musi on być popełniony podczas trwającego konfliktu zbrojnego i skierowany przeciwko ludności cywilnej.
Dopiero od 1 lipca 2002 roku Międzynarodowy Trybunał Karny jest uprawniony do ścigania przemocy seksualnej związanej z konfliktami, na mocy statutu określającego gwałt jako zbrodnię wojenną oraz zbrodnię przeciwko ludzkości. Osądzenie zbrodniarzy wojennych jest elementem „sprawiedliwego pokoju”, ale to tylko jedna strona. Pozostaje konieczność praktycznej – medycznej, psychologicznej, a czasem i rzeczowej pomocy dla ofiar tego rodzaju przemocy.
Minęły prawie trzy lata, coraz więcej Ukraińców i Ukrainek jest skłonna iść na ustępstwa, żeby zakończyć działania zbrojne. To dobry kierunek?
Wśród zasad wojny sprawiedliwej – a możemy powiedzieć, że taką właśnie wojnę prowadzi Ukraina – znajdujemy regułę dotyczącą realnych możliwości osiągnięcia sukcesu, czyli momentu zastanowienia czy wojna jest możliwa do wygrania, czy też skazuje dany kraj na ruinę. Gdy patrzymy na Ukrainę, dostrzegamy dzielność jej żołnierzy i determinację w obronie ojczyzny, ale trudno przymknąć oczy na wyczerpanie wojenne, topnienie zasobów sprzętowych, bojowych czy wreszcie ludzkich. Ustępstwa zawsze są bolesne, ale bywają koniecznie dla przetrwania. Nie oznaczają przy tym przegranej. A wygranej Rosji nie wolno nam brać pod uwagę.
„The Wall Street Journal” już latem zeszłego roku publikował wyniki badań prowadzonych wśród ukraińskich cywili i wojskowych, dotyczących możliwych negocjacji, końca wojny czy nawet utraty przez Ukrainę części terytorium. Po stronie ludności cywilnej wskazywały na zmęczenie, na oczekiwanie końca wojny nawet za cenę utraty części terytorium, jednak część walczących wskazywała, że w razie niesatysfakcjonującego kompromisu byłaby zdolna zbrojnie mu się przeciwstawiać.
Jednak wojna musi jakoś się skończyć, a chyba w demokratycznym obozie nikt nie bierze pod uwagę, by mogła skończyć się wygraną Rosji. Ta stanowiłaby tylko krok w kolejne zagrożenia, kolejne wojny
Negocjacje?
Negocjacje to dobry kierunek. Jeszcze przed zaprzysiężeniem Donalda Trumpa nominanci do jego administracji wskazywali potrzebę skłonienia stron do rozmów. Michael Waltz, doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa, mówił wprost o wykorzystaniu cen ropy i gazu, jako potencjalnej presji ekonomicznej na Rosję, gdyby ta nie chciała podjąć negocjacji. Można było również usłyszeć głosy o „dostarczeniu Ukrainie większej ilości broni, niż otrzymała za czasów administracji Joe Bidena”, gdyby Rosja wzbraniała się przed rozmowami.
Warto jednak mieć na uwadze, że obserwujemy rosyjska ofensywę, a rację ma Marco Rubio, nowy sekretarz stanu USA, który podczas przesłuchania przed senacką komisją spraw zagranicznych wskazywał, że celem Putina będzie uzyskanie maksymalnej przewagi negocjacyjnej, wymuszenie neutralności Ukrainy i atak za 4-5 lat.
W podobnym tonie wypowiadał się nowy sekretarz obrony, Pete Hegseth, od którego senatorowie usłyszeli: „Wiemy kto jest agresorem. Wiemy, kto jest dobrym gościem. Chcielibyśmy, żeby było to jak najbardziej korzystne dla Ukraińców, ale ta wojna musi się zakończyć”. To „ale” usłyszymy zapewne wiele razy, powtarzane w imię realizmu politycznego i „odważnej dyplomacji”. Tej nie zabrakło połączonym siłom administracji obu prezydentów USA – ustępującego i obejmującego tę funkcję – gdy szło o zawieszenie broni w Strefie Gazy.
Pozostaje mieć nadzieję, że nie zabraknie jej i w przypadku Ukrainy. Inna rzecz, że Stanom Zjednoczonym, Trumpowi opierającemu swoją doktrynę na sile i zwycięstwie, porażka Ukrainy po prostu się nie opłaca. Negocjacje to zatem dobry kierunek, ale Ukraina potrzebuje w nich szansy, równości i wsparcia.
Volodymyr Zelenskyy i Ursula von der Leyen. Zdjęcie: materiały prasowe
Wyobraźmy sobie, że wojna się kończy. Co dalej, zwłaszcza we właśnie rozpoczętej erze Trumpa?
Póki co wojna trwa, a świat kreśli scenariusze. Oczywiście najpiękniej byłoby uzyskać trwały, sprawiedliwy pokój. Taki, w którym agresor zostaje pokonany, zwaśnione strony podpisują układ pokojowy, gdzie Ukraina odzyskuje terytorium, Rosja wypłaca reparacje wojenne, zbrodniarze wojenni zostają osadzeni, Putin ląduje przed Trybunałem w Hadze, Ukraina się odbudowuje, a każde ze społeczeństw przechodzi przez wielopoziomowa rehabilitację polityczną, społeczną i kulturową; w sytuacji idealnej dołączamy jeszcze rehabilitację pamięci.
Piękny scenariusz, tylko… mało realny. Popatrzmy na z takim trudem wypracowane zawieszenie broni w Strefie Gazy. Pierwsza jego faza to 14 dni, i to te dni zadecydują co będzie dalej. W tak skomplikowanych sytuacjach spokój (bo nie mówmy o pokoju) jest bardzo kruchy, a to właśnie wypracowanie „stabilnego spokoju” jest zadaniem na drugą fazę zawieszenia broni.
Gdy idzie o Ukrainę, to nikt specjalnie nie ukrywa, że scenariusz na dziś to raczej negocjacje, gotowość na które już kilka razy ogłaszał prezydent Zełenski. W najgorszym razie mogą one prowadzić do zamrożenia konfliktu (dla Ukrainy mocno niekorzystne) oraz wprowadzenia pewnych elementów sprawiedliwego pokoju i odbudowy kraju. Z ukraińskiego punktu widzenia to również przyszłe członkostwo w UE i NATO, zamykanie kolejnych rozdziałów, przybliżające Ukrainę do wspólnot i sojuszy. Jednak w przypadku tej wojny negocjacje to nie będzie sprint, tylko maraton.
Nawet symboliczne pokonanie Rosji dla Trumpa byłoby zapewne niczym perła w koronie, ale era Trumpa to obszerniejszy temat, na który musimy patrzyć z wielu perspektyw. Zostając przy tej europejskiej, to na pewno czas, gdy – co zresztą mówił wielokrotnie Donald Tusk – „Europa musi stanąć na własnych nogach”, pozbyć się kompleksów i konsekwentnie budować swoją politykę, w tym politykę szeroko rozumianego bezpieczeństwa i obronności, w której gotowi będziemy sprostać tak starym jak i nowym rodzajom wojen.
*Dr Magdalena M. Baran - doktor filozofii, historyk idei, publicystka, redaktor prowadząca miesięcznik Liberté!; adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Zajmuje się problematyką wojny, etyką wojny, międzynarodowym prawem dot. wojny i pokoju, odbudową społeczeństw postkonfliktowych, filozofią polityki, etyką rządu. Autorka książek „Znaczenia wojny. Pytając o wojnę sprawiedliwą” (2018), „Oblicza wojny (2019), „Był sobie kraj. Rozmowy o Polsce” (2021). Członkini rady programowej „Igrzysk Wolności”. Prowadzi podcast „Jest sobie kraj”. Niebawem ukaże się jej najnowsza książka poświęcona etykom rządu.