Exclusive
20
min

Wiceprezydentka Warszawy: Przybysze z Ukrainy nie powinni pracować poniżej swoich kompetencji

Mówimy o tym, co działo się z polskimi dziećmi w czasie pandemii. Ale spójrzmy na dzieci z Ukrainy: najpierw doświadczyły pandemii, a teraz przechodzą przez wojnę i totalny kryzys. One bardzo potrzebują naszej pomocy, więc zrobimy wszystko, by w Warszawie miały szansę na normalny rozwój – mówi Adriana Porowska, wiceprezydentka Warszawy ds. polityki społecznej.

Jędrzej Dudkiewicz

11.03.2022, Warszawa. Uchodźcy z Ukrainy w związku z wojna rozpoczętą w Ukrainie przez Rosje. Zdjęcie: Adam Burakowski/REPORTER

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Jędrzej Dudkiewicz: Jak Warszawa radzi sobie z pomaganiem osobom, które przyjeżdżają do nas od początku inwazji Rosji na Ukrainę?

Adriana Porowska: Biorąc pod uwagę skalę wyzwania, dzięki wsparciu obywatelskiemu na różnych poziomach – zarówno finansowemu, jak organizacyjnemu – bardzo dobrze. Nie było przecież żadnego planu, strategii, panował ogromny chaos. W zasadzie można powiedzieć, że poradziła sobie genialnie, bo tylko geniusz jest w stanie działać w chaosie. Jednocześnie nie chciałabym, by coś takiego kiedykolwiek się powtórzyło. To lekcja nie tylko dla Warszawy, ale dla całego kraju. Musimy tego typu sytuacje przewidywać i mieć przygotowane różne rzeczy, w tym wytyczne dla wolontariuszek i wolontariuszy.

Mam wśród znajomych wiele aktywistek i aktywistów, którzy łączyli się w większe grupy, tworzyli sieci, dzięki czemu pomoc była sprawniejsza. Organizacje pozarządowe, inicjatywy nieformalne i samorząd zdają sobie sprawę, że jeżeli przyjedzie do nas więcej kobiet z dziećmi, konieczne będą mieszkania, szkoły, wsparcie finansowe, językowe oraz pomoc w znalezieniu pracy.

Co się Twoim zdaniem udało, a co wciąż wymaga poprawy?

Odpowiem jako obywatelka. Na początku było bardzo dużo hurraoptymizmu, wszyscy cieszyli się, że mogą coś zrobić i jakoś pomóc. W tej chwili mierzymy się z coraz bardziej otwartą falą niechęci wobec osób z Ukrainy, na przykład w szkołach. To ogromne wyzwanie, tym bardziej że duża część dzieci uczyła się zdalnie, a wkrótce to się zmieni. Będziemy sprawdzać, ile dzieci dołączy do polskiego systemu edukacji, bo takie działanie wymusza znowelizowana ustawa o pomocy osobom z Ukrainy.

Mamy też wciąż nie do końca załatwioną kwestię nauki języka polskiego, zwłaszcza wśród dorosłych. Badania pokazują, że duża część tych ludzi nie wróci już do Ukrainy – zostaną w Polsce, a po zakończeniu wojny do kobiet dołączą ich mężowie. Jest też inny problem: z jednej strony będziemy mieli do czynienia z podwyższaniem kwalifikacji niektórych osób, z drugiej – z koniecznością certyfikowania kwalifikacji innych.

Bardzo ważne jest, by nikt nie pracował poniżej swoich kompetencji, by nauczycielka była nauczycielką, a pielęgniarka pielęgniarką

To spore wyzwanie, któremu sprostanie nie jest wyłącznie sprawą samorządu.

Adriana Porowska. Zdjęcie: materiały prasowe

W związku z wejściem w życie nowelizacji ustawy o pomocy osobom z Ukrainy jeszcze więcej ludzi będzie szukać mieszkania, wielu będzie szukało dla siebie miejsca w punktach zbiorowego zakwaterowania. Czy dla Warszawy to będzie problem?

Raporty o tym, co dzieje się w miejscach zbiorowego zakwaterowania, dostaję kilka razy w tygodniu. Pracownicy Biura Pomocy i Projektów Społecznych m.st. Warszawy są w stałym kontakcie z ludźmi wojewody i chociaż czasami trudno szybko dowiedzieć się, czy ktoś nie zmienił miejsca pobytu, to sytuacja jest pod kontrolą. Wiemy, kto w tych miejscach przebywa, czy dzieci są już w polskiej szkole, czy uczą się zdalnie i będą potrzebowały dodatkowej pomocy, by dostać się do państwowej placówki.

W dużo trudniejszej sytuacji są osoby, które znajdują się poza miejscami zbiorowego zakwaterowania – bo często nie wiedzą, do kogo się zgłosić po informacje i pomoc. Nie mają szybkiego dostępu do wyspecjalizowanej kadry, która po tych dwóch latach rozumie już, jak działa system i co ma do zaoferowania, a do tego potrafi porozumiewać się w obu językach. Ludzie, którzy są poza systemem, mają kłopot z aklimatyzacją. Bardzo często są to nastolatki.

Czy największym wyzwaniem nie będzie właśnie to, że w nowelizacji ustawy wypłatę świadczeń 800+ oraz „Dobry start” powiązano z obowiązkiem szkolnym? Poza system edukacji jest wiele dzieci z Ukrainy, które w najbliższym czasie mogą chcieć do niego wejść, a to wywoła sporą presję na szkoły. Co chcecie z tym zrobić?

Nikt nie wie, ile dokładnie ukraińskich dzieci uczy się zdalnie i jak wiele z nich będzie chciało uczyć się w warszawskich szkołach.

Na pewno chcemy im stworzyć taką możliwość – by mówiły po polsku, miały polskie koleżanki i kolegów, a za kilka lat mogły iść na polskie uczelnie, potem pracować i czuć się w naszym kraju dobrze

Zamykanie dzieci w domach nie jest dobre dla ich rozwoju i psychiki.

Moim zdaniem te zmiany były konieczne. Sama znam kilkoro dzieci, których umiejętności społeczne wyraźnie się obniżyły w rezultacie nauki zdalnej. To jest straszne. Mówimy o tym, co wydarzyło się z polskimi dziećmi w czasie pandemii, ale spójrzmy na dzieci z Ukrainy: najpierw doświadczyły pandemii, a teraz przechodzą przez wojnę i totalny kryzys. One bardzo potrzebują naszej pomocy, więc zrobimy wszystko, by w Warszawie miały szansę na normalny rozwój.

Adriana Porowska na Dworcu Zachodnim. Biuro na dworcu. Zdjęcie: archiwum prywatny

Będzie więcej pieniędzy na zatrudnienie np. nauczycielek i nauczycieli języka polskiego jako obcego? A może więcej osób, które mogą zapewnić wsparcie psychologiczne?

To bardziej pytania do pani wiceprezydent Renaty Kaznowskiej, która nadzoruje Biuro Edukacji, ale nowelizacja ustawy wręcz narzuca konieczność zatrudniania asystenta kulturowego, kontaktującego się z dziećmi, które wejdą do systemu edukacji. Bardzo liczymy tu na ekspercką pomoc organizacji pozarządowych.

O konkretnych liczbach będzie można mówić dopiero wtedy, gdy dowiemy się, ile dzieci trafi do polskich szkół. To samo dotyczy zajęć dodatkowych, rozszerzania istniejących już programów wsparcia w integracji itp., prowadzonych też przez NGO-sy. Jestem z nimi w kontakcie, wiem, że są gotowe, więc myślę, że wspólnie sobie poradzimy.

Macie pomysł, jak radzić sobie z lękami społecznymi związanymi np. z tym, że klasy w polskich szkołach mogą być jeszcze bardziej przepełnione? Albo z głosami w rodzaju: „Ukraińcy zabierają nam pracę”?

Mamy bardzo dużo obaw związanych ze stygmatyzacją nie tylko osób pochodzących z Ukrainy, ale też przyjeżdżających do nas z innych miejsc. Nie ma co ukrywać: Europa brunatnieje, a Europejczycy coraz bardziej obawiają się imigrantów. Musimy więc podjąć wiele działań, które pokażą, że nie ma czego się bać, że to tacy sami ludzie jak my. Projektów integrujących środowiska polskie i ukraińskie w Warszawie jest bardzo dużo. Warto je rozwijać i tworzyć nowe.

Trzeba też tak projektować polityki publiczne, by nie wyróżniały, jakiej grupie pomagamy. Teraz mamy do czynienia z ustawą dotyczącą szczególnej grupy ludzi w szczególnej sytuacji, więc budżet na działania na ich rzecz jest wydzielony. W przyszłości byłoby idealnie, gdyby mama borykająca się z np. problemami wychowawczymi mogła otrzymywać taką samą pomoc niezależnie od tego, czy urodziła się w Polsce, w Ukrainie, czy w Gruzji. Oczywiście konieczna jest jakaś znajomość języka, ale z tym można sobie poradzić dzięki osobie pomagającej z tłumaczeniem.

Gdy wszyscy są traktowani tak samo, znika narracja o jakichś „specjalnych przywilejach”, a to przekłada się na integrację społeczną
Biuro na dworcu. Zdjęcie: archiwum prywatny

Czy Warszawa jest gotowa na przyjazd kolejnej dużej liczby ludzi z Ukrainy, gdyby sytuacja na froncie się pogorszyła?

Tak i nie. Tak, bo bardzo wielu rzeczy się przez ostatnie dwa lata nauczyliśmy, zobaczyliśmy, że możliwe jest zbudowanie dużego centrum wsparcia w ciągu kilku dni. Różne rzeczy mamy przećwiczone, jeśli chodzi o zarządzanie kryzysowe, wiemy, co gdzie jest potrzebne, żeby prawidłowo działało. Mamy też o wiele większe doświadczenie w tworzeniu interdyscyplinarnych zespołów.

Nie, ponieważ pieniędzy samorządu może nie wystarczyć, by ze wszystkim sobie poradzić. Jeśliby wydarzyło się to, o czym mówisz, potrzebowalibyśmy mocnego wsparcia nie tylko ze strony rządu, ale całej Europy. Jako Polska jesteśmy najbliżej Ukrainy, czyli kraju, który tak naprawdę broni naszych granic. Ukraina potrzebuje wsparcia militarnego, a Polska potrzebuje pomocy w zaspokojeniu potrzeb tych, którzy uciekli do niej z terenów objętych wojną.

 

Adriana Porowska wieloletnia prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, członkini zarządu Strategii 2050. Jako zastępczyni prezydenta Warszawy odpowiada za sprawy społeczne, komunikację społeczną oraz współpracę z organizacjami pozarządowymi. Nominowana do nagrody "Portrety siostrzeństwa" Sestry.eu

No items found.

Dziennikarz freelancer. Współpracuje z portalem NGO.pl, Wysokimi Obcasami, Dziennikiem. Gazetą Prawną. Publikował lub publikuje w Miesięczniku Znak, Newsweeku, Onecie, Krytyce Politycznej i Magazynie Kontakt.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
Ukraińcy pomagają Amerykanom z Los Angeles dotkniętym pożarem

Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.

Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.

Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:

– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.

Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.

W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.

Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.

Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.

Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.

Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.

– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.

Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.

Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.

Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.

Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa

20
хв

Barszcz dla pogorzelców. Jak Ukraińcy pomagają ofiarom katastrofy w Los Angeles

Ksenia Minczuk

Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.

– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.

Ukraińska kawiarnia „Krajanie” na obrzeżach Tokio

To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.

Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.

Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.

Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych

Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.

– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.

Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.

Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami

– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.

Chociaż Japończycy z natury są ostrożni wobec wszystkiego, co nowe, bardzo polubili ukraińską kuchnię

Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.

To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.

– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.

Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.

Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.

W kawiarni Japończycy mogą skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw

W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).

Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni

Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.

Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat

„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.

Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.

Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością

– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.

Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.

– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.

Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy

– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.

Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.

Natalia Kowalewa (z lewej) i Natalia łysenko
20
хв

Jak Ukraińcy rozkochali Japończyków w barszczu i diduchu

Darka Gorowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Dzieciom z ADHD trzeba pokazywać ich supermoce

Ексклюзив
20
хв

Jak to jest być „mamą pingwina”

Ексклюзив
20
хв

„Mamo, jestem psem”. Kim są quadrobersi i czy to bezpieczne

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress