Jędrzej Dudkiewicz: Jak Warszawa radzi sobie z pomaganiem osobom, które przyjeżdżają do nas od początku inwazji Rosji na Ukrainę?
Adriana Porowska: Biorąc pod uwagę skalę wyzwania, dzięki wsparciu obywatelskiemu na różnych poziomach – zarówno finansowemu, jak organizacyjnemu – bardzo dobrze. Nie było przecież żadnego planu, strategii, panował ogromny chaos. W zasadzie można powiedzieć, że poradziła sobie genialnie, bo tylko geniusz jest w stanie działać w chaosie. Jednocześnie nie chciałabym, by coś takiego kiedykolwiek się powtórzyło. To lekcja nie tylko dla Warszawy, ale dla całego kraju. Musimy tego typu sytuacje przewidywać i mieć przygotowane różne rzeczy, w tym wytyczne dla wolontariuszek i wolontariuszy.
Mam wśród znajomych wiele aktywistek i aktywistów, którzy łączyli się w większe grupy, tworzyli sieci, dzięki czemu pomoc była sprawniejsza. Organizacje pozarządowe, inicjatywy nieformalne i samorząd zdają sobie sprawę, że jeżeli przyjedzie do nas więcej kobiet z dziećmi, konieczne będą mieszkania, szkoły, wsparcie finansowe, językowe oraz pomoc w znalezieniu pracy.
Co się Twoim zdaniem udało, a co wciąż wymaga poprawy?
Odpowiem jako obywatelka. Na początku było bardzo dużo hurraoptymizmu, wszyscy cieszyli się, że mogą coś zrobić i jakoś pomóc. W tej chwili mierzymy się z coraz bardziej otwartą falą niechęci wobec osób z Ukrainy, na przykład w szkołach. To ogromne wyzwanie, tym bardziej że duża część dzieci uczyła się zdalnie, a wkrótce to się zmieni. Będziemy sprawdzać, ile dzieci dołączy do polskiego systemu edukacji, bo takie działanie wymusza znowelizowana ustawa o pomocy osobom z Ukrainy.
Mamy też wciąż nie do końca załatwioną kwestię nauki języka polskiego, zwłaszcza wśród dorosłych. Badania pokazują, że duża część tych ludzi nie wróci już do Ukrainy – zostaną w Polsce, a po zakończeniu wojny do kobiet dołączą ich mężowie. Jest też inny problem: z jednej strony będziemy mieli do czynienia z podwyższaniem kwalifikacji niektórych osób, z drugiej – z koniecznością certyfikowania kwalifikacji innych.
Bardzo ważne jest, by nikt nie pracował poniżej swoich kompetencji, by nauczycielka była nauczycielką, a pielęgniarka pielęgniarką
To spore wyzwanie, któremu sprostanie nie jest wyłącznie sprawą samorządu.
W związku z wejściem w życie nowelizacji ustawy o pomocy osobom z Ukrainy jeszcze więcej ludzi będzie szukać mieszkania, wielu będzie szukało dla siebie miejsca w punktach zbiorowego zakwaterowania. Czy dla Warszawy to będzie problem?
Raporty o tym, co dzieje się w miejscach zbiorowego zakwaterowania, dostaję kilka razy w tygodniu. Pracownicy Biura Pomocy i Projektów Społecznych m.st. Warszawy są w stałym kontakcie z ludźmi wojewody i chociaż czasami trudno szybko dowiedzieć się, czy ktoś nie zmienił miejsca pobytu, to sytuacja jest pod kontrolą. Wiemy, kto w tych miejscach przebywa, czy dzieci są już w polskiej szkole, czy uczą się zdalnie i będą potrzebowały dodatkowej pomocy, by dostać się do państwowej placówki.
W dużo trudniejszej sytuacji są osoby, które znajdują się poza miejscami zbiorowego zakwaterowania – bo często nie wiedzą, do kogo się zgłosić po informacje i pomoc. Nie mają szybkiego dostępu do wyspecjalizowanej kadry, która po tych dwóch latach rozumie już, jak działa system i co ma do zaoferowania, a do tego potrafi porozumiewać się w obu językach. Ludzie, którzy są poza systemem, mają kłopot z aklimatyzacją. Bardzo często są to nastolatki.
Czy największym wyzwaniem nie będzie właśnie to, że w nowelizacji ustawy wypłatę świadczeń 800+ oraz „Dobry start” powiązano z obowiązkiem szkolnym? Poza system edukacji jest wiele dzieci z Ukrainy, które w najbliższym czasie mogą chcieć do niego wejść, a to wywoła sporą presję na szkoły. Co chcecie z tym zrobić?
Nikt nie wie, ile dokładnie ukraińskich dzieci uczy się zdalnie i jak wiele z nich będzie chciało uczyć się w warszawskich szkołach.
Na pewno chcemy im stworzyć taką możliwość – by mówiły po polsku, miały polskie koleżanki i kolegów, a za kilka lat mogły iść na polskie uczelnie, potem pracować i czuć się w naszym kraju dobrze
Zamykanie dzieci w domach nie jest dobre dla ich rozwoju i psychiki.
Moim zdaniem te zmiany były konieczne. Sama znam kilkoro dzieci, których umiejętności społeczne wyraźnie się obniżyły w rezultacie nauki zdalnej. To jest straszne. Mówimy o tym, co wydarzyło się z polskimi dziećmi w czasie pandemii, ale spójrzmy na dzieci z Ukrainy: najpierw doświadczyły pandemii, a teraz przechodzą przez wojnę i totalny kryzys. One bardzo potrzebują naszej pomocy, więc zrobimy wszystko, by w Warszawie miały szansę na normalny rozwój.
Będzie więcej pieniędzy na zatrudnienie np. nauczycielek i nauczycieli języka polskiego jako obcego? A może więcej osób, które mogą zapewnić wsparcie psychologiczne?
To bardziej pytania do pani wiceprezydent Renaty Kaznowskiej, która nadzoruje Biuro Edukacji, ale nowelizacja ustawy wręcz narzuca konieczność zatrudniania asystenta kulturowego, kontaktującego się z dziećmi, które wejdą do systemu edukacji. Bardzo liczymy tu na ekspercką pomoc organizacji pozarządowych.
O konkretnych liczbach będzie można mówić dopiero wtedy, gdy dowiemy się, ile dzieci trafi do polskich szkół. To samo dotyczy zajęć dodatkowych, rozszerzania istniejących już programów wsparcia w integracji itp., prowadzonych też przez NGO-sy. Jestem z nimi w kontakcie, wiem, że są gotowe, więc myślę, że wspólnie sobie poradzimy.
Macie pomysł, jak radzić sobie z lękami społecznymi związanymi np. z tym, że klasy w polskich szkołach mogą być jeszcze bardziej przepełnione? Albo z głosami w rodzaju: „Ukraińcy zabierają nam pracę”?
Mamy bardzo dużo obaw związanych ze stygmatyzacją nie tylko osób pochodzących z Ukrainy, ale też przyjeżdżających do nas z innych miejsc. Nie ma co ukrywać: Europa brunatnieje, a Europejczycy coraz bardziej obawiają się imigrantów. Musimy więc podjąć wiele działań, które pokażą, że nie ma czego się bać, że to tacy sami ludzie jak my. Projektów integrujących środowiska polskie i ukraińskie w Warszawie jest bardzo dużo. Warto je rozwijać i tworzyć nowe.
Trzeba też tak projektować polityki publiczne, by nie wyróżniały, jakiej grupie pomagamy. Teraz mamy do czynienia z ustawą dotyczącą szczególnej grupy ludzi w szczególnej sytuacji, więc budżet na działania na ich rzecz jest wydzielony. W przyszłości byłoby idealnie, gdyby mama borykająca się z np. problemami wychowawczymi mogła otrzymywać taką samą pomoc niezależnie od tego, czy urodziła się w Polsce, w Ukrainie, czy w Gruzji. Oczywiście konieczna jest jakaś znajomość języka, ale z tym można sobie poradzić dzięki osobie pomagającej z tłumaczeniem.
Gdy wszyscy są traktowani tak samo, znika narracja o jakichś „specjalnych przywilejach”, a to przekłada się na integrację społeczną
Czy Warszawa jest gotowa na przyjazd kolejnej dużej liczby ludzi z Ukrainy, gdyby sytuacja na froncie się pogorszyła?
Tak i nie. Tak, bo bardzo wielu rzeczy się przez ostatnie dwa lata nauczyliśmy, zobaczyliśmy, że możliwe jest zbudowanie dużego centrum wsparcia w ciągu kilku dni. Różne rzeczy mamy przećwiczone, jeśli chodzi o zarządzanie kryzysowe, wiemy, co gdzie jest potrzebne, żeby prawidłowo działało. Mamy też o wiele większe doświadczenie w tworzeniu interdyscyplinarnych zespołów.
Nie, ponieważ pieniędzy samorządu może nie wystarczyć, by ze wszystkim sobie poradzić. Jeśliby wydarzyło się to, o czym mówisz, potrzebowalibyśmy mocnego wsparcia nie tylko ze strony rządu, ale całej Europy. Jako Polska jesteśmy najbliżej Ukrainy, czyli kraju, który tak naprawdę broni naszych granic. Ukraina potrzebuje wsparcia militarnego, a Polska potrzebuje pomocy w zaspokojeniu potrzeb tych, którzy uciekli do niej z terenów objętych wojną.
Adriana Porowska – wieloletnia prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, członkini zarządu Strategii 2050. Jako zastępczyni prezydenta Warszawy odpowiada za sprawy społeczne, komunikację społeczną oraz współpracę z organizacjami pozarządowymi. Nominowana do nagrody "Portrety siostrzeństwa" Sestry.eu
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!