Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
W Krakowie powstają mieszkania socjalne dla ukraińskich uchodźców
W Polsce działa 12 agencji najmu socjalnego, które pomagają ukraińskim uchodźcom w wynajmie mieszkań za minimalną cenę, z dodatkowym finansowaniem ze strony państwa lub organizacji międzynarodowych. Wkrótce w Krakowie zostanie otwarta 13. – Społeczna Agencja Najmu SAN. Chociaż wnioski będą przyjmowane na początku 2025 roku, kilka wyremontowanych mieszkań jest już gotowych na przyjęcie Ukraińców
Przekazanie kluczy do nowych mieszkań socjalnych. Zdjęcie: Ksenia Minczuk
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Osiem wyremontowanych mieszkań dla uchodźców zostało przekazanych Krakowowi przez Habitat for Humanity Poland. Organizacja realizuje projekt SAN, w ramach którego mieszkania zostaną przekazane osobom najbardziej potrzebującym.
Remont tych mieszkań kosztował około 900 tys. zł. Koszty pokryły rząd Szwajcarii i Agencja ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) w ramach projektu „Działania na rzecz integracji społecznej i ekonomicznej, wzmocnienia i dostępu do budownictwa socjalnego dla uchodźców”. W wyniku tej współpracy cztery mieszkania zostaną wynajęte mieszkańcom Krakowa, a pozostałe cztery uchodźcom z Ukrainy. Koszt takiego wynajmu jest znacznie niższy niż rynkowy.
Maria Klaman, wiceprezydentka Krakowa, powiedziała, że mieszkania będą przekazywane na zasadzie najmu komunalnego:
– Zasoby mieszkaniowe w Krakowie są niewielkie: do miasta należy ich zaledwie 3%. To najniższy odsetek wśród dużych polskich miast. Ceny najmu w Krakowie rosną i ustępują tylko Warszawie, dlatego sytuacja z mieszkaniami socjalnymi jest u nas trudna. Decyzja o utworzeniu Społecznej Agencji Najmu w Krakowie ma zapaść w przyszłym roku, ale chcę wszystkich zapewnić, że będziemy mocno wspierać politykę mieszkaniową w Krakowie poprzez programy społeczne.
?Philippe Leclerc, dyrektor generalny UNHCR na Europę, uważa, że takie przedsięwzięcia są teraz szczególnie ważne dla ukraińskich uchodźców. Bo pierwszym problemem, z którym się borykają, jest brak mieszkań:
– Dlatego zdecydowaliśmy się dołączyć do tego projektu. Działa on już w niektórych krajach europejskich i jest dostosowany do realiów każdego z nich, ponieważ każdy kraj ma swoją specyfikę. Ważne jest zrozumienie wymagań i wyzwań, bo tylko w jedności poprawa życia jest możliwa. Widzimy, że taka jedność działa: dziś Kraków otrzymał 8 wyremontowanych mieszkań dla osób, które bardzo tego potrzebują.
Jak wziąć udział w programie i otrzymać mieszkanie socjalne
Jak wziąć udział w programie i otrzymać mieszkanie socjalne
Marcin Maryl, dyrektor programowy Habitat for Humanity Poland, uważa, że agencje najmu społecznego są szczególnie ważną inicjatywą w nowych realiach.
– Zajmujemy się budownictwem społecznym od ponad 10 lat. Pierwszy projekt pojawił się w Warszawie. Koszty mieszkań są dziś dość wysokie i wielu osób nie stać na takie kwoty. Agencje społeczne pomagają ludziom, którzy trafili do nowego kraju.
Zasady uczestnictwa w programie mieszkań socjalnych określa urząd danego miasta. W Krakowie warunki nie zostały jeszcze sprecyzowane, ale miejmy nadzieję, że stanie się to do końca roku.
W Warszawie, by wziąć udział w programie, trzeba spełnić następujące kryteria:
1. potwierdzenie przekroczenia granicy po 24 lutego 2022 r.;
2. pobyt wnioskodawcy w strefie działań wojennych przed przyjazdem do Polski (mapa stref wojennych jest aktualizowana na podstawie informacji z otwartych źródeł).
Wnioskodawcy muszą również należeć do jednej z następujących grup:
1. samotny rodzic/opiekun z dzieckiem lub dziećmi, który jest w stanie i chce pracować lub znalazł pracę;
2. rodzina wielodzietna z co najmniej jedną osobą dorosłą, która jest w stanie i chce pracować lub znalazła pracę;
3. gospodarstwo domowe, w którym osoba z niepełnosprawnością mieszka z niepełnosprawnym opiekunem;
4. gospodarstwo domowe składające się z osób niepełnosprawnych w wieku emerytalnym (60+).
Zdjęcia: Bogusław Świerkowski & Habitat for Humanity
Dziennikarka, pisarka, podcasterka. Uczestniczka projektów społecznych mających na celu rozpowszechnianie informacji na temat przemocy domowej. Prowadziła własne projekty społeczne różnego rodzaju: od rozrywki po film dokumentalny. W Hromadske Radio tworzyła podcasty, fotoreportaże i filmy. Podczas inwazji na pełną skalę rozpoczęła współpracę z zagranicznymi mediami, uczestnicząc w konferencjach i spotkaniach w Europie, aby rozmawiać o wojnie na Ukrainie i dziennikarstwie.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Los Angeles płonie. Pożary w stanie Kalifornia są jednymi z największych w historii regionu. Ogień objął obszar 12,5 tysiąca hektarów, zmuszając setki tysięcy ludzi do ewakuacji. Zginęło co najmniej 25 osób, spłonęło ponad 10 tysięcy budynków. Strażacy pracują bez wytchnienia, lecz najpotężniejsze pożary nie zostały jeszcze w pełni opanowane.
Tragedię spowodowało samoczynne zapalenie się lasu po długiej suszy, swoje zrobił też huraganowy wiatr. Zewsząd płynie wsparcie dla osób dotkniętych przez katastrofę, powstają inicjatywy wolontariackie. W pomoc włączają się również Ukraińcy. Sestry rozmawiały z przedstawicielami ukraińskiej społeczności w Kalifornii, którzy pracują w jednym z centrów wolontariackich w pobliżu Los Angeles.
Ołeksandra Chułowa, fotografka z Odesy, przeprowadziła się do Los Angeles rok temu. Mówi, że kiedy wybuchły pożary, wciąż pojawiały się kolejne wiadomości o tym, ile osób straciło swoje domy. Ukraińcy natychmiast zaczęli się organizować:
– Aleks Denisow, ukraiński aktywista z Los Angeles, szukał wolontariuszy do pomocy w dystrybucji ukraińskiej żywności wśród poszkodowanych – mówi. – Posiłki są przygotowywane przez Ukrainki z organizacji House of Ukraine w San Diego. Przygotowały już ponad 300 litrów barszczu ukraińskiego i około 400-500 krymskotatarskich czebureków. Zebraliśmy się z naszymi przyjaciółmi i postanowiliśmy przyłączyć się do tej inicjatywy.
Rozwoziliśmy jedzenie w okolicach tej części miasta, w której doszło do pożarów. Na obóz dla wolontariuszy udostępniono nam duży parking. Było nasze jedzenie, był duży ukraiński food truck z Easy busy meals – serwowano z niego pierogi. Inni rozdawali ubrania, pościel, produkty higieniczne itp. Każdy robił, co mógł. Naszym zadaniem było nakarmienie ludzi. Zaczęliśmy o 10.00 i skończyliśmy o 20.00.
W sumie było nas około 30. Panią, która smażyła chebureki przez 10 godzin bez odpoczynku, w pełnym słońcu, żartobliwie nazwaliśmy „Generałem”. Jak przystało na prawdziwą Ukrainkę, wzięła sprawy w swoje ręce i przydzieliła każdemu z nas zadanie. To silna, lecz zarazem miła kobieta.
Rozdaliśmy około 1000 talerzy barszczu. Obszar, na którym działaliśmy, był dość rozległy, więc chodziliśmy po nowo utworzonym „centrum pomocy” z głośnikiem, przez który informowaliśmy, że mamy pyszne ukraińskie jedzenie – za darmo. Na początku miejscowi trochę obawiali się jeść nieznane im potrawy, ale kiedy spróbowali, nie mogli przestać. Czebureki bardzo im zasmakowały, przypominały im lokalne danie empanadas. Ustawiła się po nie bardzo długa kolejka.
Anna Bubnowa, wolontariuszka, która uczestniczyła w inicjatywie, napisała: „To była przyjemność pomagać i proponować ludziom nasz pyszny barszcz. Wszyscy byli zachwyceni i wracali po więcej”.
Aleks Denisow, aktor i aktywista, jeden z organizatorów pomocy mieszkańcom Los Angeles dotkniętym kataklizmem, mówi, że społeczność ukraińska w południowej Kalifornii jest liczna i aktywna. Dlatego była w stanie szybko skrzyknąć wolontariuszy, przygotować posiłki i przybyć na miejsce.
Na swoim Instagramie Aleks wezwał ludzi do przyłączenia się do inicjatywy: „Przynieście wodę i dobry humor. Pomóżmy amerykańskiej społeczności, która przez te wszystkie lata pomagała społeczności ukraińskiej”.
– Wielu Ukraińców, jak ja, mieszka na obszarach, z których ewakuowano ludzi – lub na granicy z takimi obszarami – mówi Aleks. – Trudno nam było się połapać, co się naprawdę dzieje. To było tak podobne do naszej wojny i tego żalu po stracie, który odczuwamy każdego dnia. To Peter Larr, Amerykanin w trzecim pokoleniu z ukraińskimi korzeniami, wpadł na ten pomysł, a my wdrożyliśmy go w ciągu zaledwie 24 godzin.
Niestety mieliśmy ograniczone możliwości, więc musieliśmy podziękować wielu osobom, które chciały pomagać wraz z nami. Amerykanie byli niesamowicie wdzięczni i wręcz zachwyceni naszym jedzeniem. Rozmawiali, dzielili się swoimi smutkami i pytali o nasze.
Naszego barszczu, pierogów, chebureków i innych potraw spróbowało 1000, a może nawet 1500 osób. Jednak wiele więcej było tych, którzy podchodzili do nas, by po prostu porozmawiać, zapytać o wojnę w Ukrainie, o nasze życie, kulturę.
Lokalni mieszkańcy masowo opuszczają niebezpieczne obszary, powodując ogromne korki na drogach. Pożary ogarnęły już 5 dzielnic miasta, wszystkie szkoły są zamknięte. Już teraz ten pożar został uznany za najbardziej kosztowny w historii. Swoje domy straciło też wiele hollywoodzkich gwiazd, m.in. Anthony Hopkins, Mel Gibson, Paris Hilton i Billy Crystal.
Zdjęcia publikujemy dzięki uprzejmości Ołeksandry Chułowej i Aleksa Denisowa
Starszy dżentelmen na rowerze zatrzymuje się przy kawiarni „Krajanie” na obrzeżach Tokio. Wchodzi do środka, kłania się, wyjmuje z portfela banknot o największym nominale, 10 tysięcy jenów (2700 hrywien), wkłada go do słoika z ukraińską flagą, ponownie się kłania i w milczeniu wychodzi.
– O mój Boże, on spróbował naszego barszczu wczoraj na festiwalu! – wykrzykuje Natalia Kowalewa, przewodnicząca i założycielka ukraińskiej organizacji non-profit „Krajanie”.
To właśnie dzięki jedzeniu na wielu festiwalach, które są w Japonii niezwykle popularne, miejscowi nie tylko dowiadują się o Ukrainie od samych Ukraińców, ale także chętnie im pomagają. W ciągu ostatnich 2,5 roku w tej skromnej kawiarni i na imprezach charytatywnych organizowanych przez „Krajan” zebrano prawie 33 miliony hrywien (3,3 mln zł). Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę domów w Buczy i Irpieniu, zakup leków, generatorów prądu, karetek pogotowia i pojazdów ewakuacyjnych do Ukrainy.
Przed inwazją w 127-milionowej Japonii mieszkało zaledwie 1500 Ukraińców. Jednak w 2022 r. ten kraj, tradycyjnie zamknięty dla obcokrajowców, wykonał bezprecedensowy ruch, przyznając zezwolenia na pobyt kolejnym 2600 Ukraińcom. To trzykrotnie więcej niż liczba uchodźców ze wszystkich innych krajów w ciągu ostatnich 40 lat.
Uchodźcom z Ukrainy zapewniono zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne i wynagrodzenie wystarczające na utrzymanie. Ponadto ponad stu ukraińskim studentom, którzy uczą się japońskiego lub kontynuują naukę na uniwersytetach, umożliwiono naukę bezpłatną.
Japonia organizuje również rehabilitację fizyczną i psychiczną dla ukraińskich żołnierzy i opłaca zakładanie im protez bionicznych
Dla ukraińskich imigrantów Japończycy byli niezwykle serdeczni . Gdy do Komae, 83-tysięcznego miasta w prefekturze Tokio, przybyła Ukrainka ubiegająca się o azyl, lokalna społeczność zapewniła jej m.in. ogród warzywny – bo Japończycy dowiedzieli się, że Ukraińcy uwielbiają uprawiać warzywa w ogródkach. Stało się tak, mimo że większość japońskich domów ogródków nie ma, ponieważ ziemia tam jest bardzo droga.
– W maju 2022 r. burmistrz Komae zorganizował nawet ukraiński festyn – mówi Natalia Kowalowa. – Wszyscy zostali poczęstowani barszczem, było też pudełko na datki. Za te pieniądze „Krajanie” byli później w stanie uruchomić projekty wolontariackie, także w Ukrainie. Idąc za przykładem Komae, inne japońskie miasta też zaczęły organizować podobne imprezy. Zaczęliśmy prowadzić wykłady, ponieważ wielu Japończyków poprosiło nas o wyjaśnienie, dlaczego wybuchła ta wojna. „Jesteście braterskim narodem” – mówili, a my opowiadaliśmy o głodzie, represjach, historii Krymu. Japończycy są pełni troski, współczują i chcą pomóc.
Rodzina Natalii mieszka w Kraju Kwitnącej Wiśni od ponad 30 lat. Z zawodu jest nauczycielką. Uczyła w japońskiej szkole i wraz z mężem założyła ukraińską szkołę niedzielną „Dżerelce” [Źródło – red.] – oraz „Krajan”. W 2022 roku postanowiła bez reszty poświęcić się działalności społecznej i wolontariackiej.
Japonia to kraj festiwali. „Krajanie” reprezentują swoją ojczyznę na różnych takich wydarzeniach w całym kraju niemal co tydzień, a czasem nawet 5-6 razy w miesiącu. Rozdają ulotki, współpracują z lokalnymi mediami, częstują Japończyków barszczem i gołąbkami
– Droga do japońskiego serca wiedzie przez jedzenie – mówi Natalia. – Bo jedzenie to ich największa rozrywka i ulubione zajęcie. Na festiwalach jesteśmy jedynymi, którzy prezentują coś z zagranicy, reszta to jedzenie japońskie. Na początku myślałam, że nasze dania będą dla miejscowych zbyt ciężkie. W przeciwieństwie do kuchni japońskiej, my gotujemy długo i jemy dość tłuste potrawy. Ale nie – im to smakuje. Zazwyczaj ostrożnie podchodzą do wszystkiego, co nowe, ale kiedy już spróbują, szczerze to doceniają. W zeszłym roku niechętnie próbowali ukraińskiego jedzenia na festiwalach, ale w tym są już kolejki: „Byliście tu w zeszłym roku! Chcemy zamówić jeszcze raz, tak nam zasmakowało”.
Natalia wspomina, jak niedawno „Krajanie” wzięli udział w festiwalu o trzystuletniej historii w tokijskiej dzielnicy Asakusa. Podeszła do nich japońska rodzina, kobieta dużo wiedziała o Ukrainie. Powiedziała, że ugotowała już barszcz ukraiński według przepisu z Internetu, nawet pokazała zdjęcie. A żegnając się, zakrzyknęła: „Chwała Ukrainie!”.
To właśnie po jednym z takich festiwali pewna 80-letnia Japonka podeszła do Ukraińców i zaproponowała im otwarcie kawiarni w lokalu, którego była właścicielką. Na początku bez czynszu, a potem – w miarę możliwości.
– Oczywiście na początku nic nam nie wychodziło, ale z czasem zaczęliśmy sobie radzić – wspomina Natalia Łysenko, wiceszefowa „Krajan”.
Przyjechała do Japonii 14 lat temu – i wyszła tu za mąż. Szukała ukraińskiej szkoły dla swojej córki i tak poznała Natalię Kowalową, założycielkę szkoły „Dżerelce”. Dziś nadzoruje pracę kawiarni, choć jej głównym zajęciem jest nauczanie angielskiego w japońskiej szkole.
Napływowi Ukraińcy natychmiast zaczęli szukać pracy, choć nie mówili po japońsku. Dlatego kawiarnia od razu ustaliła priorytety: zatrudni osoby ubiegające się o azyl, nawet jeśli nie są profesjonalnymi kucharzami. I tak nawet te Ukrainki, które nigdy wcześniej nie gotowały, po pracy w kawiarni zaczęły uszczęśliwiać swoje rodziny domowym jedzeniem.
W menu znajdziesz barszcz, gryczane naleśniki, pierogi z pikantnym i słodkim nadzieniem, a także naleśniki, racuchy, kotlet po kijowsku i zestawy obiadowe. Ciasto z dżemem jagodowym jest niezwykle popularne, szczególnie na festiwalach. Ceny są ukraińskie: pierogi – 700 jenów (160 hrywien), naleśniki – 880 jenów (200 hrywien), barszcz ukraiński – 1100 jenów (260 hrywien).
Buraki kupują od lokalnych rolników, kaszę gryczaną można dostać w sklepie Ukrainki, która importuje ją z Europy. Koperek pochodzi od innej Ukrainki, która uprawia go specjalnie dla tej kawiarni
Robią też własny smalec, a zamiast kwaśnej śmietany używają japońskiego jogurtu bez dodatków. Warto również wspomnieć o doskonałym wyborze ukraińskich win, które nawet w ukraińskich restauracjach nieczęsto są oferowane. Jest więc „Beykush”, jest „Stakhovsky”, „Biologist”, „Fathers Wine”, są miody pitne „Cikera”. Wszystko importowane z drugiego krańca świata przez dwie firmy.
Kawiarnia „Krajanie” działa od prawie dwóch lat. Znajduje się daleko od centrum Tokio, nawet nie w pobliżu stacji metra. Ale ludzie przychodzą tu nie tylko z sąsiednich dzielnic – przyjeżdżają także z innych miast i regionów, czasem oddalonych o setki kilometrów. Raz nawet przyjechali w czasie tajfunu! Japończycy chcą spróbować egzotycznej kuchni, ale także wziąć udział w organizowanych tu wydarzeniach.
„Krajanie” marzą o ukraińskim centrum w Japonii, założyli już zresztą mały ośrodek kulturalny – właśnie w kawiarni. Co miesiąc odbywają się tu wystawy fotograficzne, warsztaty i wykłady w języku ukraińskim i japońskim: jak malować w stylu petrykiwki [Petrykiwka to osiedle w obwodzie dniepropietrowskim, które słynie z malowideł z motywami roślinnymi i zwierzęcymi – red.], jak robić ukraińską biżuterię i diduch [ukraińska dekoracja świąteczna ze słomy – red.]. Czasami nawet Ukraińcy są zszokowani. Niektórzy mówią, że musieli przyjechać aż do Japonii, by nauczyć się robić symbole ukraińskiego Bożego Narodzenia.
Kuchnia kawiarni przygotowuje również dania do degustacji na festiwalach. By wziąć udział w takich wydarzeniach, musisz najpierw dostarczyć organizatorom plan pomieszczenia, w którym będziesz gotować, a także listę wszystkich produktów – bo na przykład latem gotowanie potraw z mlekiem jest zabronione. Kuchnia „Krajan” uczestniczyła też w przygotowaniu potraw na przyjęcie z okazji Dnia Niepodległości w Ambasadzie Ukrainy w Japonii.
Osobną pracą są kulinarne kursy mistrzowskie dla Japończyków. Cieszą się ogromną popularnością
– Kuchnia w kawiarni jest na to za mała, dlatego tanio wynajmujemy kuchnie miejskie, przygotowane do prowadzenia zajęć kulinarnych – zaznacza Natalia Łysenko. – W tym miesiącu zorganizujemy trzy takie wydarzenia, każde dla 20 osób. Oznacza to, że 60 Japończyków będzie mogło ugotować sobie nasz barszcz we własnym domu. Wybór dań na kursy mistrzowskie jest różnorodny: pierogi, zrazy, naleśniki, kapuśniak, grochówka z grzankami, faszerowana papryka, sałatka z buraków i fasoli. Rozpoczęliśmy również współpracę z kawiarnią „Clare & Garden”. Ten lokal w stylu angielskim został otwarty przez Japonkę na dziedzińcu jej domu i zaprasza Ukraińców na ukraiński lunch dwa razy w miesiącu.
Najnowszą innowacją jest dostarczanie jedzenia przez Uber Eats. Yuki Tagawa, menedżerka ds. obsługi klienta, przyszła do kawiarni, by omówić szczegóły współpracy. Mówi, że zrobiła to z własnej inicjatywy. Chce, by Japończycy nie tylko próbowali nowych potraw, ale też bardziej zainteresowali się Ukrainą – poprzez jedzenie.
– Kuchnia ukraińska ma bardziej wyraziste smaki niż japońska – wyjaśnia Yuki Tagawa. – Czuję w niej smak warzyw, np. pomidorów czy kapusty. Ogólnie rzecz biorąc, te smaki są zupełnie inne, bo podstawą kuchni japońskiej jest bulion rybny dashi, pasta miso lub sosy, które mają specyficzny smak. Wiem, że większość Japończyków, którzy nigdy wcześniej nie próbowali ukraińskich potraw, mówi, że mieli o nich zupełnie inne wyobrażenie. Nie sądzili, że aż tak przypadną im do gustu.
Dla tych, którzy chcą zagłębić się w ukraińską kuchnię, „Krajanie” we współpracy z Instytutem Ukraińskim przetłumaczyli książkę „Ukraina. Jedzenie i historia”. Opowiada o przeszłości i teraźniejszości kuchni ukraińskiej, przedstawia przepisy na dania, które każdy może ugotować, lokalne produkty i specjały Ukrainy
– Praca nad tłumaczeniem była ciekawa, lecz niełatwa – mówi Natalia Kowalowa. – Po pierwsze, chcieliśmy, by nazwy były jak najbardziej zbliżone do ukraińskiego brzmienia. Po drugie, nie wszystkie produkty można kupić w japońskich sklepach. Bo gdzie tu znaleźć rjażenkę [ukraiński napój powstały w wyniku fermentacji mleka – red.]? To była najtrudniejsza część: opisanie niezbędnych produktów, dostosowanie ich do realiów Japonii, zastąpienie ich podobnymi smakami.
Część dochodu ze sprzedaży książki, a także ze wszystkich działań „Krajan” przeznaczana jest na projekty wolontariackie na rzecz Ukrainy.
Sofiia Tuholukova: Po pierwsze i najważniejsze: jestem dumną Ukrainką. A poza tym jestem artystką i studiuję prawo.
Gdy miałam 16 lat, wybuchła rewolucja na Majdanie. Nie mogłam tylko oglądać jej w telewizji, założyłam zespół muzyczny w rodzinnym Dniprze – rosyjskojęzycznym mieście w środkowej Ukrainie. Chodziło o ożywienie ukraińskiej tożsamości i kultury. Braliśmy na warsztat ukraińskie pieśni i nadawaliśmy im nowy, świeży charakter.
Ku mojemu zaskoczeniu ludzie to pokochali – stare pieśni uderzyły w czułą strunę. Graliśmy na festiwalach, nawet zauważono nas w szkole. To było wspaniałe, że komuś spodobała się muzyka śpiewana w języku ukraińskim, o którym mówiono, że to „język biedy”. Niby niewiele, ale trochę zmieniliśmy swoim graniem w postrzeganiu ukraińskiego. Bardzo jestem z tego dumna.
Zgłosiłam się do programu FLEX – dziesięciomiesięcznej wymiany dla młodzieży z krajów postsowieckich do USA. Mimo ograniczonego angielskiego udało mi się opowiedzieć o moim muzycznym projekcie. I dostałam się! Byłam dumna, bo znalazłam się w 2 procentach tych, których przyjęto. Myślę, że przeważył mój patriotyzm, nie tylko w słowach, ale i w działaniu. I wyjechałam do USA, a to zmieniło moje życie.
Ale wróciłaś do Europy.
Po powrocie z USA złożyłam podanie do amerykańskiej szkoły z internatem w Szwajcarii. Skończyłem studia w Szwajcarii, a następnie wyjechałam do Belgii na studia licencjackie. Początkowo chciałam zostać dyplomatką, więc wybrałem Belgię, centralny ośrodek europejskiej polityki i dyplomacji.
Belgia jednak nie wypaliła. Kobiecie w Brukseli jest trudno ze względu na wysoki wskaźnik przestępczości i nie czułam się bezpiecznie. Po czterech miesiącach przerwałam studia i wróciłam do Szwajcarii.
To był rok rosyjskiej inwazji na pełną skalę. Czułam, że moje życie się rozpada
Byłam z powrotem w Szwajcarii, bez pewności co dalej, nie mogłam wrócić do Ukrainy z powodu wojny.
Kiedy wybuchła wojna cała maja szkoła zebrała pieniądze na pomoc Ukrainie. Grałam na koncertach charytatywnych dla ukraińskich dzieci. Udało nam się również wydostać z Ukrainy moją mamę, kuzyna i kuzynkę - dołączyli do mnie. Dwóm innym rodzinom pomogliśmy przedostać się do Niemiec.
Aplikowałam na 18 amerykańskich uczelni. Pierwszą ofertę dostałam z New York University w Abu Dhabi, gdzie teraz studiuję.
Czy reszta Twojej rodziny nadal jest w Ukrainie?
Mój kuzyn wrócił do Ukrainy, mama została w Szwajcarii.
Jak żyje się młodemu człowiekowi, gdy jego rodzina jest rozsiana po całym świecie?
Świat jest pogrążony w chaosie. Trudno to ogarnąć rozumem, że ta wojna ciągle trwa.
Ale ważne jest, aby wspierać naszych starszych rodziców, gdziekolwiek się znajdują. Myślę o mojej mamie, która przed wojną zawsze mieszkała w Ukrainie. Jej angielski byłkiepski, ale powiedziałam jej: „Jestem z Tobą w tej podróży do dobrego życia w Szwajcarii”.
Jako jedynaczka czuję wielką odpowiedzialność za mamę. Wiedziałam, że wyjadę dalej na studia, więc wymyśliłam, że stworzę dla niej społeczność, w której będzie czuła oparcie.
Przedstawiłam ją różnym znajomym. Gotowałyśmy ukraińskie pierogi, vareniki i obdarowywaliśmy nimi ludzi w dowód wdzięczności za pomoc. A było za co dziękować. Ludzie byli niezwykle pomocni, robili wszystko, żebyśmy nie pogrążyły się w rozpaczy, przypominało nam to, że na końcu ciemnego tunelu jest światło.
Namówiłam mamę, żeby nauczyła się angielskiego. Teraz płynnie mówi po angielsku i uczy się francuskiego, bez którego nie da się żyć w szwajcarskiej wiosce. Ma 45 lat i wciąż chce się uczyć.
Czasy są traumatyczne, ale życie się nie kończy. To jest moje przesłanie dla ukraińskich kobiet, z których większość wychowała się w tradycyjnych społecznościach, gdzie wszystko kręciło się wokół mężczyzn. Teraz są na uchodźstwie, z dziećmi, ale bez partnera.
I to jest wielka zmiana.
I tu, na zachodzie, jest wiele możliwości, wiele otwartych drzwi. Mówią dziewczynom: sprawdź, jakie uczelnie w kraju, w którym jesteś dają ci możliwość skorzystania z bezpłatnych kursów w dziedzinie, która Cię interesuje. Nie bój się z nich skorzystać, bez względu na to, czy masz 45, czy 65 lat. Pomoże ci to zintegrować się, otworzyć na nowych znajomych, również spoza środowiska ukraińsko, czy rosyjskojęzycznego. A takie relacje są niezbędne.
Studiujesz prawo. Czy myślisz, że może Ci się przydać w kontekście Ukrainy i jej przyszłości?
Oczywiście. Wybrałam prawo, bo nie mogłam zrozumieć, jak to się stało, że sprawy doszły do punktu, kiedy nasze prawa jako ludzi przestały istnieć. Teraz to mój obowiązek, żeby pomóc Ukraińcom domagać się swoich praw, które Rosja tak brutalnie chce nam odebrać. Musimy je znać, żebyśmy byli odpowiedzialnymi, zaangażowanymi obywatelami, którzy kształtują przyszłość kraju.
Jak radzi sobie Twoja rodzina?
Właśnie w Ukrainie urodził się mój kuzyn. On i cała rodzina żyją w ciągłym zagrożeniu, ciągle lecą na nich bomby.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie chcą wyjechać, dla mnie bezpieczeństwo jest najważniejsze. Ale oni mi mówią: Jesteśmy rodziną, skoro nie możemy wyjechać wszyscy, zostaniemy tutaj.
Jest wiele takich rodzin. I ja to rozumiem. Wyobraź sobie, że pracujesz całe życie, tworzysz rodzinę, budujesz dom – nie da się ot tak po prostu odejść z takiego miejsca.
Smuci mnie, że Ukraina, która była dla mnie symbolem wolności i oporu, stała się miejscem, gdzie dochodzi do niesprawiedliwości.
Walczą biedni, bogaci żyją nietknięci – albo mają pieniądze, żeby się wykupić ze służby albo dawno wyjechali za granicę. To frustrujące.
Wyobraź sobie, ze jesteś młodym mężczyzną w Ukrainie, idziesz do supermarketu, a tu zatrzymuje się autobus, każą Ci wsiadać i jedziesz na front. Nie pozwolą Ci nawet pożegnać się z rodziną.
Czy w ten sposób naprawdę walczymy o wolność i demokrację? To rozdzierające serce. Koszt ludzkiego życia, który płacimy każdego dnia, jest nie do zniesienia.... To musi się skończyć.
O jakiej Ukrainie marzysz?
O unikalnym państwie, które jest pomostem między Wschodem i Zachodem. Silne między Rosją i Europą Zachodnią. Państwie, w którym wszyscy chcieliby żyć.
Zobacz, nas Słowian łączy tak wiele, historia, kultura, religia. Ludzie to czują. Kiedy się poznałyśmy zaraz nawiązałyśmy więź, zrozumiałyśmy się. Czuję się z Tobą dobrze, nie muszę przed Tobą niczego udawać.
Wiele osób na Zachodzie tego nie rozumie. Często jesteśmy postrzegani jako zbyt surowi, szczerzy, dosadni.
Więc nasza siła leży w naszej współpracy. Musimy siebie wzajemnie słuchać, wspólnie pokonywać trudności i trzymać się szacunku oraz braterstwa.
Jakie nadzieje wiążesz z Ojczyzną?
Ukraina przetrwa jeśli zbuduje prawdziwie odporną, samowystarczalną gospodarkę. Musimy zidentyfikować unikalne zasoby, które uczynią nas stabilnymi i niezależnymi. I na nie postawić.
Nasze rolnictwo jest już ogromnym atutem - ukraińska pszenica jest wszędzie, od francuskich rogalików po inne podstawowe produkty na całym świecie. Chcę jednak, byśmy wyszli poza rolnictwo, byśmy znaleźliinne sektory, w których możemy się wyróżnić i stać się niezbędni światu. Mam nadzieję, że osiągniemy punkt, w którym nie będziemy stale zależni od pomocy z zewnątrz tylko po to, aby przetrwać.
Na poziomie społecznym mam nadzieję, że znajdziemy sposoby na uzdrowienie i ponowne połączenie, pomimo ogromnej traumy i gniewu, które wielu z nas odczuwa.
Marzę o Ukrainie, w której ten gniew nie jest tłumiony, ale kierowany na odbudowę, na wzmocnienie naszych społeczności, na jedność, która jest jeszcze silniejsza niż wcześniej
A w szerszej skali, mam nadzieję na stabilne, dyplomatyczne relacje z naszymi sąsiadami, w tym z tymi, w tym z tymi, z którymi mamy trudną historię. Rozumiem frustrację i gniew - jestem jej częścią.
Ale na poziomie osobistym zawsze zadaję sobie pytanie: Co mogę zrobić z tą energią? Jak mogę ją konstruktywnie wykorzystać? Wierzę, że jako naród musimy wykorzystać całą naszą inteligencję i zasoby, aby zbudować silną gospodarkę. Znaleźć sposoby, w których nasze interesy mogą być nawet zbieżne z interesami innych, w tym z Rosją. Jeśli uda nam się osiągnąć punkt, w którym będziemy mieli coś wartościowego do zaoferowania, będziemy mieli większą przewagę. Ponieważ ostatecznie wojna toczy się o władzę i zyski - ale dlaczego walutą miałoby być ludzkie życie? Mam nadzieję, że uda nam się zbudować coś tak silnego, że będziemy negocjować z pozycji siły, a nie desperacji.
Jak wzmocnić państwo ukraińskie?
Choćby inwestując w system opieki zdrowotnej, bo to nam zapewni odporność.Silna infrastruktura zdrowotna jest tak samo istotna dla naszego bezpieczeństwa narodowego jak dobre wojsko, ponieważ zapewnia obywatelom bezpieczeństwo i dobre samopoczucie,
W pewnym momencie wygramy tę wojnę. Pytanie brzmi, jakiego rodzaju kraj będziemy mieli po niej? Musimy nadal rozwijać naszą opiekę zdrowotną, edukację, IT i inne sektory gospodarki, aby Ukraina była nie tylko odporna na zagrożenia zewnętrzne, ale także silna i kwitnąca od wewnątrz.
Chodzi o zbudowanie kraju, który będzie w stanie utrzymać się samodzielnie, niezależnie od tego, co nas spotka.
Na świecie jest teraz tak trudny czas, w którym łatwo jest zostać w tyle i po prostu leżeć w łóżku, dygotać ze strachu. Smutno mi, gdy widzę, jak łatwo jest czuć się pokonanym w takich czasach.
Moim celem jest przekazanie tej wiedzę z powrotem do Ukrainy, aby pomóc ludziom zobaczyć, że możemy pracować mądrzej, więcej i lepiej, aby zbudować kraj, w którym naprawdę chcemy żyć.
Zacznijmy od skupienia się na własnych dzielnicach - naszych ulicach, ogrodach, miastach. To mój ostateczny cel: zainspirować do lokalnych zmian, które przerodzą się w coś znacznie większego
Zdecydowanie się z tym zgadzam, ponieważ mam podobne odczucia, jeśli chodzi o Polskę. Chcę pracować, aby uczynić ten kraj lepszym miejscem.
Mam wielu przyjaciół, którzy przyjechali do Polski, niektórzy ruszyli dalej, a inni zostali, w tej podróży jest tyle odwagi. Nie każdyUkrainiec jest idealny, ale jestem wdzięczna za tę więź między nami, miedzy Polakami i Ukraińcami. Wierzę, że możemy się rozwijać razem i wspierać.
Z finansowanego przez rząd Łotwy programu bezpłatnego zakwaterowania co miesiąc korzysta 630 Ukraińców. Wsparcie to przysługuje im przez pierwsze trzy miesiące pobytu w kraju. Wcześniej zajmowali pokoje hotelowe, jednak niedawno w odrestaurowanym budynku dawnego akademika w Rydze otwarto dom dla ukraińskich uchodźców, w którym mogą przebywać nawet dłużej, bo do 120 dni. Założenie jest takie, że w tym czasie ukraińscy imigranci będą w stanie znaleźć zakwaterowanie na wynajem długoterminowy.
Oficjalne statystyki pokazują, że na Łotwie oficjalnie zatrudnionych jest tylko 9 tysięcy ukraińskich uchodźców. Ukrainki, z którymi rozmawiałyśmy, twierdzą jednak, że pracuje ich znacznie więcej. To możliwe, ponieważ statystyki uwzględniają tylko pracowników najemnych, a wielu Ukraińców pracuje jako osoby samozatrudnione lub właściciele firm.
Z 700 euro pensji 400 idzie na czynsz
– Wszyscy Ukraińcy, których znam na Łotwie, pracują – mówi Elyzaweta Rusnak z Irpienia, która przeprowadziła się do tego kraju w marcu 2022 r. – Bo bez pracy tu nie przetrwasz. Na Łotwie nie ma wysokich świadczeń socjalnych ani możliwości otrzymywania pieniędzy podczas nauki języka lub w okresie integracji. Wsparcie finansowe jest dostępne tylko dla niektórych kategorii osób, a jego kwota jest dość niska. Nie wystarcza nawet na wynajęcie mieszkania.
Kiedy Elyzaweta przybyła do Rygi, było wielu ludzi chętnych do pomagania Ukraińcom. Uchodźcy zatrzymywali się w hotelach i mieszkaniach Łotyszy.
– W okresie gdy Ukraińcy przebywali w hotelach, otrzymywali jednorazowe wypłaty w wysokości około 700 euro na osobę, a potem po 200 euro miesięcznie – mówi. – W ciągu trzech miesięcy musieli sobie znaleźć jakieś lokum na wynajem. Na Łotwie o to nietrudno, bo właściciele nie wymagają umowy o pracę, gwarancji ani historii kredytowej tak długo, jak masz pieniądze na opłacenie czynszu (chociaż zdarzało się, że miejscowi nie chcieli wynajmować Ukraińcom). Główną przeszkodą są koszty wynajmu.
Po przyjeździe zatrzymałam się z dzieckiem u krewnych. W trakcie poszukiwania przeze mnie mieszkania lokale, w których wcześniej czynsz wynosił 300 euro, podrożały do 350. Pomoc państwa w opłaceniu czynszu jest możliwa tylko w niektórych przypadkach, na przykład jeśli dana osoba jest niepełnosprawna. Możesz uzyskać pewną rekompensatę (ale nie pokryje ona kosztów wynajmu), jeśli udowodnisz, że miesięczny dochód twojej rodziny nie przekracza 500 euro.
Niektórzy Ukraińcy otrzymują takie wsparcie, lecz większość moich znajomych jest samowystarczalna
Nie musiałam szukać zatrudnienia na Łotwie, ponieważ mam możliwość kontynuowania pracy online na rynku ukraińskim – jestem trenerką i mentorką w zakresie zarządzania czasem, planowania i osiągania celów. Mam więc dochód i stać mnie na czynsz.
Wynajęcie jednopokojowego mieszkania na osiedlu w Rydze kosztuje dziś około 400 euro miesięcznie, a w centrum miasta o 100-150 euro więcej. Ceny żywności w 2022 roku były prawie dwukrotnie wyższe niż w Ukrainie. Teraz są niemal takie same, bo u nas wszystko podrożało. Na Litwie są niższe.
Płaca minimalna na Łotwie wynosi 700 euro. Nie jestem pewna, czy można tu przeżyć za takie pieniądze, zwłaszcza jeśli musisz coś wynająć. Transport publiczny dla Ukraińców jest nadal darmowy.
Gdy masz etat i dziecko, nie masz czasu na kursy
Niektóre z moich ukraińskich znajomych pracują w usługach (sprzątanie w hotelach, supermarketach, kawiarniach). Inne, jak ja, prowadzą własną działalność gospodarczą. Trenerzy, psychologowie, logopedzi – część nadal pracuje online w Ukrainie, inni weszli już na lokalny rynek. Wiele zależy od poziomu znajomości języka łotewskiego. Zdarza się, że pracodawca zatrudnia Ukraińca z kiepskim łotewskim, a ten poducza się go, już pracując. Na Łotwie wiele osób zna angielski i rosyjski, więc z większością Łotyszy można się porozumieć.
Nasi ludzie, którzy pracują w usługach, noszą plakietki z napisem: „Jestem z Ukrainy” – by miejscowi byli bardziej wyrozumiali, gdy pracownik nie potrafi powiedzieć czegoś po łotewsku
Łotewski jest dość skomplikowany, zupełnie inny niż ukraiński czy angielski. Istnieją bezpłatne kursy językowe, ale są to trzygodzinne zajęcia trzy razy w tygodniu. Mój harmonogram pracy nie pozwala uczęszczać na nie. Większość naszych dziewczyn mówi to samo: jeśli masz dzieci i pracujesz na pełny etat, nie masz czasu na kursy. Uczę się więc języka na własną rękę. Pomaga mi mój syn, który poszedł w tym roku do pierwszej klasy.
Do niedawna myślałem, że z moim poziomem łotewskiego nigdy nie będę w stanie pracować tutaj jako trenerka. Myliłam się – przychodzi już do mnie kilka Łotyszek. Organizuję również szkolenia i wydarzenia dla ukraińskich kobiet w Rydze. Staram się pomóc dziewczynom wyłączyć swój „tryb gotowości” i zacząć planować przyszłość, nawet jeśli to jest tylko najbliższa przyszłość.
Niespieszni Łotysze nie lubią zmian
Wiele rzeczy tutaj wydaje się być podobnymi do tych w Ukrainie, choć jednocześnie są zupełnie inne. System bankowy, system opieki zdrowotnej – wszystko to na początku było dla nas szokiem.
Nigdy nam się nie znudzi zaskakiwanie miejscowych lekarzy składem naszych domowych apteczek czy sposobami na samoleczenie. Tutaj ludzie nie diagnozują się sami ani nie decydują, kiedy wziąć antybiotyk – od tego jest lekarz. Kiedy potrzebowałam USG, nie czekałam pół roku na wizytę w publicznym szpitalu. Poszłam do prywatnej kliniki, gdzie mogłam zostać przyjęta w ciągu 1-2 tygodni. Tyle że za taką wizytę musisz zapłacić 50-80 euro.
Na początku myślałam, że Łotysze i my jesteśmy mentalnie do siebie podobni. Ale to nie do końca prawda. Ukraińcy zwykle dość szybko otwierają swoje dusze na nowych ludzi, podczas gdy Łotysze są bardziej zamknięci i chłodni. Nawet jeśli dobrze dogadujesz się z daną osobą, nie powinnaś oczekiwać, że szybko zostaniecie przyjaciółmi. Wśród Łotyszy jest wielu spokojnych, niespiesznych ludzi, którzy nie lubią zmian. Widać to wyraźnie w zespołach, w których oni i Ukraińcy pracują razem.
Podczas gdy Ukraińcy nieustannie wymyślają coś nowego, Łotysze zazwyczaj opierają się zmianom i chcą, by wszystko zostało po staremu
Mówią: „To działa dobrze, po co cokolwiek zmieniać, po co ryzykować?” Większość ludzi tutaj nie spieszy się z wychodzeniem ze swojej strefy komfortu. Czasami myślę, że w tym podejściu coś jest. Może trochę wolniejsze tempo też by się nam przydało?
Moje tempo zwalnia nad morzem. Mam blisko do Jurmały, gdzie morze jest prawie zawsze zimne, lecz piękne, podobnie jak reszta natury. Jesień i zima są tu zazwyczaj szare i ponure, o trzeciej po południu jest już ciemno. Ale morze i piękno wokół nas to rekompensują.
Bez łotewskiego nie licz na pracę umysłową
– Dla mnie atmosfera na Łotwie jest przyjemna pod każdym względem – mówi Ołena Syryczenko z Kijowa, która od wiosny 2022 r. mieszka w Rydze z córką w wieku szkolnym. – Podoba mi się, że wśród Łotyszy jest wielu kreatywnych ludzi. Uwielbiają śpiewać, tańczyć i cieszyć się życiem. Sama odnalazłam się tutaj w kreatywności.
Ołena jest nauczycielką języka i literatury ukraińskiej. Chociaż nie znała łotewskiego, udało się jej znaleźć pracę w miejscowej szkole. Później założyła Art Lab, organizację, która pomaga ukraińskim dzieciom integrować się poprzez sztukę.
– Kiedy córka poszła do tutejszej szkoły, wychowawczyni jej klasy, dowiedziawszy się, że też jestem nauczycielką, postanowiła mi pomóc – i szkoła zatrudniła mnie jako asystentkę nauczyciela – wyjaśnia Ołena. – Moim zadaniem było pomaganie uczniom z Ukrainy w adaptacji, a także prowadzenie lekcji ukraińskiego, które stały się dla nich nieobowiązkowymi zajęciami pozalekcyjnymi.
Nawet mój brak znajomości łotewskiego (choć się go uczę) nie był problemem, bo do pracy potrzebowałam ukraińskiego. Miałam trochę szczęścia, ponieważ znam ukraińskich nauczycieli, którzy długo nie mogli znaleźć tu pracy. Jeśli praca nie jest związana z Ukrainą i Ukraińcami i jest to praca umysłowa, to w większości przypadków poziom języka łotewskiego powinien wynosić co najmniej C1.
Ta moja pierwsza łotewska szkoła uruchomiła projekt wspierania ukraińskiej młodzieży. Razem z uczniami dziewiątej klasy postanowiliśmy wystawić sztukę teatralną. To był początek naszego teatru amatorskiego, a później organizacji Art Lab, która pomaga ukraińskim dzieciom integrować się na Łotwie. Wystawiamy przedstawienia, do których dołączyły już zarówno ukraińskie dzieci z innych szkół, jak Łotysze. Teraz przygotowujemy kolędę i szyjemy kostiumy.
Nie pracuję już w szkole, w której zaczynałam: ukraińskie dzieci mieszkają na Łotwie od prawie trzech lat, więc uważa się, że powinny już nauczyć się łotewskiego
Teraz jestem zatrudniona w Międzynarodowej Szkole Ukraińskiej w Rydze.
Podobnie jak Elyzaweta, Ołena nie pobiera żadnych świadczeń socjalnych od państwa.
– Mówią, że rodziny o niskich dochodach otrzymują jakąś pomoc, jednak w moim przypadku nie było czegoś takiego – zaznacza Ołena. – W pierwszej pracy otrzymywałam 670 euro miesięcznie, z czego za wynajem pokoju w akademiku, w którym mieszkaliśmy, płaciłam 300. Państwo uznało moje dochody za wystarczające.
Łotwa jest dość biednym krajem, więc musisz polegać tylko na sobie. Wiem, że niektórzy Ukraińcy, którzy nie potrafią znaleźć roboty, idą na giełdę pracy. Jednak tam miesięczna wypłata wynosi nieco ponad sto euro. Przeżycie za te pieniądze jest nierealne. Myślę, że tym, co najbardziej martwi Ukraińców na Łotwie, są właśnie sprawy materialne.
Nowe zasady dla uchodźców
W zeszłym tygodniu łotewska Saeima [Sejm – red.] zmieniła ustawę o wsparciu dla ukraińskich uchodźców. Wzrosła kwota miesięcznych świadczeń socjalnych dla grup szczególnie wrażliwych (emeryci, osoby niepełnosprawne): dorośli otrzymają teraz 377 euro, a dzieci 264 euro (wcześniej było to odpowiednio: 343 euro i 240 euro).
Zdecydowano również, że zezwolenia na pobyt, które dają Ukraińcom prawo do życia i pracy na Łotwie, będą teraz wydawane na trzy lata, a nie na dwa. Wprowadzono również zmiany w przepisach dotyczących ukraińskich lekarzy. Zdecydowano, że po trzech latach pobytu na Łotwie Ukraińcy, którzy chcą kontynuować pracę w tym kraju jako lekarze lub farmaceuci, muszą udowodnić, że znają łotewski na poziomie B1 lub wyższym.
Według łotewskiego urzędu statystycznego liczba Ukraińców w tym kraju stale rośnie. Stopniowo wzrasta również liczba tych, którzy zostali oficjalnie zatrudnieni. Większość Ukraińców na Łotwie pracuje w przemyśle, hotelarstwie, gastronomii oraz handlu. Znaczna część z nich wykonuje jednak prace wymagające niskich kwalifikacji, jak sprzątanie, praca w kuchni czy załadunek. Zasada bezpłatnego zakwaterowania przez pierwsze 120 dni nadal obowiązuje, a władze obiecują zapewnić dach nad głową wszystkim nowo przybyłym Ukraińcom.
W Gruzji trwają pokojowe protesty społeczne przeciwko sfałszowaniu wyborów parlamentarnych, po których rządząca prorosyjska partia Gruzińskie Marzenie ogłosiła się zwycięzcą. Międzynarodowi obserwatorzy zgłaszali przypadki przekupstwa i zastraszania wyborców, natomiast prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że „Rosja wygrała w Gruzji”, która najpierw zajmując część tego kraju, a potem zmieniając jego politykę i rząd na prorosyjski.
Gruzińskie władze sporządzają już listy tak zwanych „zagranicznych agentów”, wśród których znajdują się organizacje ukraińskie. Przyjęcie podobnej ustawy w Rosji doprowadziło do legalizacji represji wobec społeczeństwa obywatelskiego. W odpowiedzi Unia Europejska zawiesiła proces integracji europejskiej Gruzji, a Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na osoby „odpowiedzialne za podważanie demokracji” w tym kraju.
Prorosyjska partia gra na strachu
– W ciągu tych dwóch lat, które spędziłam w Tbilisi, ani ja, ani moje dzieci nigdy nie spotkaliśmy się ze złym nastawieniem do nas lub do innych Ukraińców – mówi kijowianka Switłana Wysznewska. – Wielu Gruzinów nie popiera partii rządzącej. To ludzie o proeuropejskich poglądach, mówiący po angielsku i wykształceni w Europie. Z moich obserwacji wynika, że większość młodych ludzi w Tbilisi jest właśnie taka. Starsze pokolenie ma inne poglądy, ale też nie powiedziałbym, że kocha Rosję.
Powodem, dla którego starsi głosowali na partię rządzącą, był strach przed wojną. Nigdy nie widziałam tak brudnej kampanii wyborczej, jak ta prowadzona przez partię rządzącą. Jej billboardy przedstawiały zdjęcia ukraińskich miast zniszczonych przez Rosjan, a obok nich zdjęcia odbudowanych stadionów i dróg w Gruzji. Główne przesłanie brzmiało: głosujcie na nas, jeśli chcecie pokoju, inaczej będzie tak, jak jest teraz w Ukrainie. Gruzini dobrze pamiętają wojny w swoim kraju, bo dotknęły one niemal każdą rodzinę. I bardzo się boją, że to może się powtórzyć. Populacja Gruzji jest mniejsza niż przedwojennego Kijowa, natomiast terytorium całego kraju jest mniej więcej wielkości naszego obwodu odeskiego. Dlatego Gruzini mówią: „Jesteśmy mali, u nas nie ma komu walczyć”. Partia prorosyjska grała na tym strachu.
Rosjanie są w Gruzji, ale na szczęście rzadko ich spotykam. Pracuję jako koordynatorka w organizacji pomagającej Ukraińcom, więc mój krąg społeczny składa się z Ukraińców i Gruzinów. Miałam szczęście, że szybko znalazłam pracę, która nie wymagała znajomości gruzińskiego: organizacja potrzebowała kogoś z wykształceniem psychologicznym i językiem angielskim, a ja szukałam właśnie czegoś takiego. Oczywiście znajomość gruzińskiego byłaby przydatna, ale to trudny język, zupełnie inny niż ukraiński czy angielski. W Tbilisi są darmowe kursy językowe, jednak na co dzień używam angielskiego, który większość Gruzinów rozumie. Wśród starszego pokolenia są tacy, którzy znają rosyjski.
Dzieci Switłany chodzą do miejscowej szkoły i przedszkola. Jej najstarsza córka uczy się w języku ukraińskim.
– Aby pracować lub zapisać swoje dzieci do szkoły czy przedszkola, Ukraińcy nie muszą ubiegać się o żadne statusy, jak w krajach UE – mówi Switłana
– Początkowo mogli przebywać w Gruzji przez rok, potem okres ten został przedłużony do trzech lat. Jednak nawet po upływie tego okresu możesz wyjechać z Gruzji i ponownie do niej wjechać już następnego dnia.
Szkoły i przedszkola są bezpłatne. Moja córka uczy się w ukraińskim sektorze szkoły gruzińskiej. Takie sektory pojawiły się po wybuchu wojny na pełną skalę w Tbilisi i Batumi, gdzie mieszka większość Ukraińców. Edukacja odbywa się w języku ukraińskim i trwa 12 lat. Dobroczyńcy, których nazwisk nie znamy, nadal płacą za transfer dzieci do tych szkół w Tbilisi – bez względu na to, gdzie mieszka ukraińskie dziecko, autobus zawiezie je do szkoły. Co więcej, ten ukraiński sektor dał wielu naszym nauczycielom możliwość znalezienia pracy.
Nie otrzymuję żadnych zasiłków od państwa. Gruzja jest biednym krajem, nie ma programów wsparcia społecznego, jak Unia. Wynagrodzenia są niskie, średnio to 1000 – 1200 lari (350 – 420 euro). To wystarczy na jedzenie, ale już nie na czynsz (w Tbilisi ceny wynajmu jednopokojowego mieszkania zaczynają się od 300 euro). Obywatele Gruzji mogą ubiegać się o pewne świadczenia i dotacje.
Jeśli chodzi o Ukraińców, to są tacy, którzy otrzymują pomoc od pozarządowych organizacji międzynarodowych. Przeważnie jest ona dostępna dla emerytów, osób z dziećmi poniżej 18. roku życia lub osób niepełnosprawnych.
Ta pomoc jest jednak niewielka – około 100 euro miesięcznie na osobę. Wspomniane organizacje mogą również pomóc w opłaceniu rachunków za media lub kuponów na ubrania dla dzieci. Jednak po uchwaleniu w Gruzji niesławnej ustawy o zagranicznych agentach pojawiło się pytanie, czy organizacje międzynarodowe będą mogły kontynuować swoją działalność w Gruzji.
Gruzini uczą się ukraińskiego, Rosjanie lekceważą gruziński
– Na początku inwazji istniało wsparcie dla ukraińskich uchodźców na szczeblu państwowym – mówi Kateryna Kozak, szefowa młodzieżowej organizacji Ukraińców w Gruzji „Switanok” [świt]. – Ukraińcy, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, byli umieszczani w hotelach i mogli w nich przebywać za darmo przez kilka miesięcy, aż do rozpoczęcia sezonu turystycznego. Koszty ich pobytu rekompensowało właścicielom hoteli państwo. Po rozpoczęciu sezonu turystycznego i opuszczeniu hoteli Ukraińcy otrzymali pomoc finansową: 340 lari (około 100 euro). Jednak ponieważ nie jest to nawet połowa kosztów wynajmu w miastach takich jak Tbilisi czy Batumi, wielu Ukraińców wyjechało do innych krajów.
Gwałtowny skok cen wynajmu jesienią 2022 r. był spowodowany napływem Rosjan, którzy opuścili Rosję w związku z ogłoszoną wtedy mobilizacją. Wśród nich było wiele dobrze sytuowanych osób
Niestety w Gruzji nadal jest wielu Rosjan – co nie zaskakuje, jeśli wziąć pod uwagę prorosyjski kurs partii rządzącej. Nie znam jednak żadnego Gruzina, który byłby prorosyjski. Moi gruzińscy znajomi uważają, że wybory zostały sfałszowane, i chodzą na protesty, także z ukraińskimi flagami. Znam nawet takich, którzy uczą się ukraińskiego. Niektórzy lokalni pracodawcy wciąż piszą do „Switanoka”, że chcą zatrudniać Ukraińców.
A Ukraińcy pracy potrzebują. Główną przeszkodą w jej znalezieniu jest bariera językowa. Chociaż większość ludzi tutaj rozumie angielski, bez znajomości gruzińskiego masz niewiele opcji. Dlatego większość Ukraińców pracuje w budownictwie lub rolnictwie. Nasza organizacja pomaga w znalezieniu zatrudnienia. Czasami łatwo znaleźć pracę, ale człowiek nie wie, jak napisać CV lub list motywacyjny – i wtedy przychodzimy na ratunek. Zapewniamy również Ukraińcom możliwość zdobycia pewnych umiejętności, dzięki którym mogą coś zarobić, jednocześnie promując ukraińską kulturę. Uczymy na przykład haftowania koszul przy zastosowaniu tradycyjnych ukraińskich technik. Takie ręcznie robione koszule są w Gruzji wysoko cenione.
– W Gruzji ci, którzy mają własny biznes, na przykład restauracje, nieruchomości do wynajęcia lub jakiś kreatywny projekt, zarabiają dobre pieniądze – mówi Maria, która po wybuchu wojny przybyła do Batumi, a obecnie mieszka w Tbilisi. – Możesz także pracować online na rynku innego kraju, co sama robię. Jestem rekruterką IT, pracuję na rynku ukraińskim i europejskim.
Wynajem domu w Gruzji jest znacznie tańszy niż w UE, a mając zarobki unijne możesz tu normalnie żyć. Byłoby znacznie gorzej, gdybym miała pracować w Gruzji, bo w większości branż pensje są tu niskie. Mój znajomy, który w Ukrainie pracował jako dyrektor artystyczny i próbował znaleźć podobną pracę w Gruzji, był zszokowany, gdy oferowano mu 300 – 500 dolarów miesięcznie. Tym bardziej że ceny żywności są tu 30 procent wyższe niż w Ukrainie.
Na początku mieszkałam w Batumi. W przeciwieństwie do Tbilisi tamtejsze ceny, nawet w przypadku długoterminowego wynajmu mieszkań, zależą od pory roku – wynajmujący ostrzega cię z wyprzedzeniem, że latem czynsz będzie wyższy. W Batumi byłam bardzo podminowana z powodu obecności Rosjan, których spotykasz tam na każdym kroku. Raz byłam świadkiem, jak rosyjska dziewczynka zapytała swoją matkę: „Dlaczego ten znak nie jest napisany rosyjskimi literami?”. Matka odpowiedziała: „Nie zwracaj na to uwagi”, nie wyjaśniając nawet, że napis jest po gruzińsku, bo są w Gruzji.
Byłam szczęśliwa, że przeprowadziłam się do Tbilisi. Tam też mieszkają Rosjanie, ale poza swoją społecznością są niewidoczni
Ukraińskie flagi i napisy w języku ukraińskim widać w całej stolicy. Jest duże wsparcie ze strony miejscowych i atmosfera pewnego luzu. Tutaj nawet jeśli nie masz akurat pracy i nie wiesz, jak opłacisz czynsz za kilka miesięcy, to nie panikujesz, tylko... jedziesz w góry. Tak właśnie robią Gruzini. Jadą i mówią sobie: „Jakoś się ułoży”. Tutejsza przyroda jest niesamowicie piękna, a takie wycieczki naprawdę pomagają się zrestartować.
W Gruzji nikt cię nie urazi, nikt nie zmusi cię do nauki języka czy pracy na lokalnym rynku. Tutaj nie jesteś częścią zbiurokratyzowanego systemu, jak na przykład w Niemczech. Ale możesz polegać tylko na sobie. Są więc zarówno plusy, jak minusy.
W pewnym sensie gruziński system opieki zdrowotnej jest podobny do ukraińskiego: nie ma kolejek i łatwo dostać się do specjalisty. Wizyta u lekarza w prywatnej klinice może kosztować około 100 lari (35 euro). Badania będą droższe – ostatnio za cały pakiet badań zapłaciłam około 200 euro. Ale przy płacy minimalnej prywatne kliniki są mało przystępne cenowo.
W Gruzji nie kupisz wielu europejskich towarów firmowanych przez marki, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Ukrainie
Możesz zamówić je online, ale dostawa jest droga. Usługi kosmetyczne też są tu bardzo drogie, ponieważ koszt kosmetyków zależy od kosztu dostawy. W supermarketach jest za to wiele rosyjskich produktów. Wydawało mi się, że w Batumi było ich nawet więcej niż gruzińskich, co także wynika z polityki partii rządzącej. Ukraińcy w Gruzji są bardzo zaniepokojeni tą polityką. Na razie mamy prawo tu mieszkać, ale z racji tego, że władze nie ukrywają swojej prorosyjskiej postawy, nigdy nie wiadomo, czego spodziewać się jutro.