Exclusive
20
min

Siostro, nie idź na Majdan w nocy

Moja wyobraźnia rysowała najbardziej przerażające obrazy: Ostap porwany i torturowany w zimnej piwnicy. Albo zabrany do lasu, pobity i pozostawiony na mrozie. Albo został zabity, a jego ciało wrzucono do Dniepru. Albo, albo, albo...

Lesia Wakuliuk

Lesia i Ostap Wakuliukowie. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Podczas Majdanu poplecznicy Wiktora Janukowycza porwali mojego brata. Dziesięć lat później wciąż pamiętam ten telefon w środku nocy od jego kolegi z klasy, Romana.

- Śpisz? Nie wiem, jak ci to powiedzieć...

- Mów, Roma, nie przeciągaj! Co się stało?

- Wracaliśmy z Majdanu do akademika, kiedy zaczęli nas gonić jacyś mężczyźni w samochodach. Złapali Ostapa i innych naszych, połamali im ręce i zapakowali do samochodu. A mnie cudem udało się uciec w tym całym chaosie...

Skoczyłam jak oparzona, złapałam książkę telefoniczną i zaczęłam ją wertować tam i z powrotem, gorączkowo myśląc do kogo zadzwonić. To było jak sen - mój sen, który miałem tydzień wcześniej. Kijów. Noc. Jest zima. Księżyc świeci, jakby wkręcono w niego sto żarówek. Ostap i ja jesteśmy ścigani przez bandytów. Są głupi. I przerażający. Jest ich wielu. Uciekamy ulicą, która pnie się w górę. Nasze stopy ślizgają się na zamarzniętym chodniku. Coraz trudniej biec. Nasi prześladowcy są coraz bliżej.

- "Schowaj się za domem", mówi zdyszany Ostap, "odwrócę ich uwagę.

- "Nie" - zaprotestowałam.

- "Lepiej będzie, jeśli złapią mnie samego", nalega Ostap, "wtedy będziesz mogła wezwać pomoc.

Zza rogu domu widzę, jak wielcy mężczyźni chwytają Ostapa i ciągną go. Stoję z telefonem i nie wiem, do kogo zadzwonić po pomoc.

Między mną a Ostapem jest 10 lat różnicy. Jestem jego starszą siostrą. Pracowałam już w Kijowie jako dziennikarka. On przyjechał do stolicy studiować aktorstwo. Był studentem trzeciego roku. "Zaopiekuj się nim" - poinstruowała mnie mama na długo przed jego pierwszym dniem na uniwersytecie. I okazało się, że ani się obejrzałam...

Ostap Vakuliuk (w zielonym szaliku) z kolegami z klasy na Majdanie Niepodległości w 2013 r. Zdjęcie: archiwum prywatne

Ale Ostap, który miał wtedy 21 lat, nie mógł się powstrzymać przed pójściem na Majdan. Ja też nie mogłam się powstrzymać. Byliśmy tam od pierwszego dnia. I każdy z nas, podobnie jak wszyscy inni, którzy przyszli pokojowo protestować, miał tę samą sprawę do załatwienia: zaprotestowanie przeciwko odmowie podpisania przez Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.

Wiedziałam, że tak się stanie... Dziennikarze zawsze jako pierwsi wyczuwają kierunek, w którym zmierza rząd. Janukowycz, gdy tylko został prezydentem, zaczął zwracać go na Wschód, a raczej z powrotem do Związku Radzieckiego, który był 100 razy bardziej zrozumiały i bliższy jego duchowi. A w sowieckiej przeszłości nie było mowy o wolności słowa, czy ludzkiej godności, więc reżim Janukowycza je zniszczył.

W nocy 30 listopada 2013 r. policja pobiła studentów na Majdanie Niepodległości. Fot: Viktor Drachev/AFP/East News

Попід ранок 30-го листопада 2013 року Янукович наказав розігнати Майдан, де в наметах залишалася молодь. Сотні людей, переважно студентів, були жорстоко побиті і заарештовані. Остап міг бути серед них, але його тоді врятувало заняття з «Майстерності актора» в університеті. Його викладав авторитарний викладач, який не любив тих, хто запізнюється чи не з’являється на пару, а тим паче тих, хто ходить на Майдан. Він вважав Януковича прекрасним президентом, а Путіна — ще кращим. Тому 30-го листопада мій брат пішов із Майдану Незалежності раніше, щоб наступного дня не запізнитися на заняття.

Dało mi to jeszcze większą pewność, że trzeba coś zrobić z tym reżimem. Poszłam na Majdan.

"Nie idź na Majdan w nocy", poprosił mnie Ostap, "bo zamiast trzymać Majdan, będziemy myśleć o tym, jak cię bronić". Tego wieczoru, 19 stycznia, posłuchałam mojego młodszego, dorosłego brata. A w środku nocy 20 stycznia obudził mnie telefon od jego przyjaciela. Ta noc zostanie później nazwana "krwawym chrztem", ponieważ władze miały nadzieję, że jeśli nie pałki, to armatki wodne w środku ostrej zimy z pewnością złamią godność protestujących.

Moja wyobraźnia podsuwała najbardziej przerażające obrazy: Ostap i jego przyjaciele zostali porwani i są torturowani w jakiejś ciemnej, zimnej piwnicy. Albo zostali zabrani do lasu, pobici i pozostawieni na mrozie. Albo zostali zabici, a ich ciała porzucone gdzieś w Dnieprze. Albo, albo, albo, albo...

Odrzuciłam te myśli, zadzwoniłam i napisałam do wszystkich: moich kolegów z różnych kanałów telewizyjnych, radia i gazet, posłów, rzecznika praw obywatelskich, przyjaciół, którzy mieli kontakty w policji. Wszystko, co miałam, to kilka ujęć z kamer monitoringu na stacji benzynowej, gdzie uprowadzono Ostapa i innych studentów Uniwersytetu Karpenko-Karego. Na tym czarno-białym, niemym nagraniu mogłam rozpoznać kilka tablic rejestracyjnych samochodów.

19 stycznia 2014 r., po przyjęciu "dyktatorskich ustaw" z 16 stycznia, konfrontacja na Majdanie zmieniła się z pokojowej w gwałtowną. Zdjęcie: Shutterstock

Dzięki tym numerom znalazłem grupę studentów. Trafili na posterunek policji po drugiej stronie Kijowa. Zostali porwani przez funkcjonariuszy Departamentu Dochodzeń Kryminalnych. Zgodnie z prawem karnym przyjętym 16 stycznia 2014 r., przyszli aktorzy, reżyserzy i dźwiękowcy zostali oskarżeni o terroryzm i ekstremizm. Groziło im za to od 8 do 15 lat więzienia. "To nic takiego! Oni są jeszcze młodzi. Mają przed sobą całe życie" - zareagował na wiadomość o Ostapie nauczyciel aktorstwa i zwolennik Janukowycza.

W tym czasie na komisariacie zebrali się dziennikarze i studenci z Uniwersytetu Karpenko-Karego, prawnicy, przedstawiciel Rzecznika Praw Obywatelskich i członek parlamentu. Z powodu szumu, jaki zrobiłem wokół porwania mojego brata, poplecznicy Janukowycza nie mieli innego wyjścia, jak tylko wypuścić bezpodstawnie zatrzymanych chłopców. Najpierw wypuścili Ostapa. Potem mieli wypuścić resztę. Ale coś poszło nie tak... Najpierw otrzymałem telefon z komisariatu: "Proszę, oddaj brata" - powiedział bezduszny głos w słuchawce. Następnie odebrałam telefon od mojego prawnika, który nakazał mi, żebym pod żadnym pozorem nie zabierała brata na komisariat. A potem zadzwonił poseł, który zasugerował, że lepiej nie zabierać Ostapa do akademika ani do mojego domu i powiedział tajemniczo, "zabierz brata na wakacje do jakiegoś pięknego kraju". Za wcześnie było na odpoczynek... Potem walka o bezpieczeństwo brata i uwolnienie pozostałych studentów zaczęła się od nowa. Znowu telefony do kolegów dziennikarzy, aby przypomnieć im, że studenci Karpenko są przetrzymywani. Odetchnąłem z ulgą, gdy Ostap zadzwonił z lotniska w Warszawie i poinformował, że wszystko jest w porządku, że nikt go nie ścigał ani nie zatrzymał. Ale nawet wtedy była to bardzo krótka przerwa...

Wydawało się, że porwanie mojego brata było najgorszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się podczas Majdanu. Ale reżim Janukowycza, który ostatkiem sił trzymał się władzy, z każdym dniem stawał się coraz bardziej brutalny. Potem przyszły pierwsze ofiary śmiertelne: Jednym zastrzelono, innych torturowano. Miesiąc później doszło do strzelaniny na ulicy Instytutowej. A potem nadszedł "krwawy czwartek". Tam, na ulicy Instytutowej, od kuli snajpera zginął między innymi człowiek z małego miasteczka Chodorów w obwodzie lwowskim, skąd pochodzimy, Roman Tochyn. Jeszcze w Polsce Ostap nieustannie oglądał transmisję z Placu Niepodległości. Roman Tochyn był ojcem dziewczyny, z którą przyjaźnił się od dzieciństwa. "Wracam, Lesiu", szlochał Ostap do telefonu, "Nie mogę po prostu patrzeć, jak władze rozprawiają się z protestującymi na Majdanie". Ledwo ubłagałam go, by został.

A potem było jak w filmie ze szczęśliwym zakończeniem. Majdan zwyciężył. Ostap nauczył się polskiego od podstaw. Dostał się na Uniwersytet Śląski w Katowicach, by studiować produkcję filmową i telewizyjną. Niespodziewanie spotkał Krzysztofa Zanussiego. Zaprosił go, by spróbował swoich sił w filmie fabularnym, który zamierzał nakręcić. I tak Ostap zagrał jedną z głównych ról w filmie "Eter".  

Я ніколи не запитувала брата, як йому було самому в іншій країні, що він відчував, чого йому бракувало. Мені здавалося, що йому б міг позаздрити кожен. Та коли журналістка після прем’єри стрічки в Україні поцікавилася в Остапа, якими були його перші місяці польської невизначеності, він не стримався і розплакався. Так я дізналася, що Остап, живучи в прекрасній європейській Варшаві, де нема Януковича, беркутівців, де ніхто тебе не лупцює і не викрадає за те, що ти з мирним протестом виходиш із синьо-жовтим прапором у центр міст, він не відчував жодної радості. А думка про те, що, не дай Бог, Майдан програє, а відтак, він ніколи не зможе повернутися в рідну країну, гнітила ще більше.

Ostap Wakuliuk wystąpił w filmie Krzysztofa Zanussiego "Eter". Zdjęcie: Evgeny Kraws

W końcówce  filmu "Eter" Taras grany przez Ostapa, który zostaje ranny podczas pierwszej wojny światowej, mówi, że wszystko w życiu ma sens. Rewolucja godności, która przydarzyła się Ukraińcom 10 lat temu, zdecydowanie miała sens! Pokazała, że mamy godność i nie chcemy wracać do Związku Radzieckiego. I że jesteśmy gotowi walczyć o nasz wybór nie tylko z wrogiem wewnętrznym, ale i zewnętrznym.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka telewizyjna, dziennikarka, scenarzystka, felietonistka. Studiowała dziennikarstwo na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Była specjalną korespondentką krajowych kanałów telewizyjnych, w tym korespondentką kanału Inter TV w Warszawie. Pracowała jako prezenterka w kanałach informacyjnych TV Channel 24, Pryamyi i Ukraine 24. Podczas inwazji na pełną skalę dołączyła do zespołu kanału Espresso TV, gdzie prowadziła maraton informacyjny poświęcony wojnie Rosji z Ukrainą. Również w czasie pełnej inwazji zaczęła komentować wydarzenia w Ukrainie w polskich stacjach telewizyjnych i radiowych. Jest współpracowniczką Gazety Wyborczej i Wysokich Obcasów. Jest współautorką scenariusza filmu dokumentalnego "Kvitka Tsysyk Kvitka. Głos w jednym egzemplarzu" (2013), który zdobył kilka nagród, a także scenariusza do projektu dokumentalnego "10 dni niepodległości" (2021). Była głosem programu Ukraine Speaks (ukraiński kanał telewizyjny), a jako wolontariuszka projektu Talking Books czyta książki z programu szkolnego dla dzieci niedowidzących. W ramach projektu żony prezydenta Ukrainy Oleny Zelenskiej, mającego na celu wprowadzenie ukraińskojęzycznych audioprzewodników, jej głos można usłyszeć w audioprzewodniku po zamku w Edynburgu.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Bilet do pułapki. John Bolton o negocjacjach z Rosją i ich konsekwencjach dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Ексклюзив
20
хв

O czym rozmawiała "koalicja chętnych" w Paryżu. Najważniejsze wnioski

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress