Exclusive
20
min

Trump kontra Harris, czyli bez paniki

Wołodymyr Jelczenko, ukraiński dyplomata: „Trump jest bardzo wyrazistą i nieprzewidywalną osobą. Dlatego Rosja powinna spodziewać się bardzo nieprzyjemnych niespodzianek z jego strony”

Maryna Stepanenko

5 listopada Stany Zjednoczone wybiorą nowego prezydenta. Zdjęcie: ROBERTO SCHMIDT/AFP/Eastern News

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Podczas gdy zmęczona kampanią wyborczą Ameryka rozpoczyna głosowanie, świat z niepokojem oczekuje, kto stanie na czele najpotężniejszego kraju na Ziemi. Stawka jest wyższa niż kiedykolwiek – z wojną w Ukrainie, napięciami na Bliskim Wschodzie i rosnącymi zagrożeniami ze strony tak zwanej „osi zła”.

Kto stanie na czele USA: Donald Trump czy Kamala Harris? I jak polityka każdego z nich wpłynęłaby na Ukrainę i świat? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań udzielił nam Wołodymyr Jelczenko, były ambasador Ukrainy w Stanach Zjednoczonych (2019-2021), stały przedstawiciel Ukrainy przy ONZ (1997-2001, 2015-2019) oraz ambasador Ukrainy w Rosji (2010-2015).

Maryna Stepanenko: To była trzecia kampania prezydencka Donalda Trumpa i pierwsza Kamali Harris. Podczas niej razem z Amerykanami doświadczyliśmy pełnego spektrum emocji. Jednak najbardziej pamiętne momenty to te związane z kandydatem Republikanów. Zamach na jego życie, porównania Trumpa do Hitlera, a nawet jeden z jego ostatnich żartów, ten ze śmieciarką. Czy to wszystko dodało mu punktów poparcia?

Wołodymyr Jelczenko: O dziwo – tak. Z własnego doświadczenia wiem, że Amerykanie lubią kowbojów, twardych facetów, a w oczach wielu Amerykanów Trump jest prawdopodobnie uosobieniem tych cech. To dlatego został już kiedyś wybrany na prezydenta – bo dla wielu jest swojskim, zrozumiałym facetem, który nie mówi zbyt mądrych rzeczy. Z nim wszystko jest bardzo proste, a to właśnie lubi przeciętny Amerykanin.

Dlatego ma ogromne poparcie wśród zwykłych ludzi, którzy nie są szczególnie zanurzeni w polityce zagranicznej czy w innych poważnych sprawach. Oni muszą mieć wszystko wyjaśnione bardzo prostym językiem. I właśnie to robi Trump. To jest jego baza poparcia.

A jak wytłumaczyłby Pan ten fenomen, że elektorat Trumpa nie reaguje na żadne negatywne rzeczy, które pojawiają się na jego temat? W końcu jest pierwszym kandydatem na prezydenta w historii, który ma na koncie szereg postępowań karnych. Dlaczego jego zwolennicy są tak impregnowani, bez względu na wszystko?

Trudno to wyjaśnić. Być może chodzi o rozłam w amerykańskim społeczeństwie, który rozpoczął się wraz z pierwszą kampanią prezydencką Trumpa. Obrażono ludzi z niższej klasy, którzy nie ufają władzom. I być może teraz łatwiej ich przekonać, że wszystkie te prześladowania Trumpa są niesprawiedliwe, oparte na nieprawdzie itp.

Z drugiej strony wydaje mi się, że przeciętny Amerykanin jest zmęczony biurokracją, tym, co Trump często nazywa „Waszyngtonem” albo „waszyngtońskim bagnem”

To znaczy rządem, który zdaniem przeciętnych Amerykanów jest skorumpowany i wydaje się dbać tylko o siebie, a nie o nich.

Na kontynencie europejskim jesteśmy świadkami tych samych procesów. Dlatego zarówno skrajna prawica, jak skrajna lewica od czasu do czasu zdobywają dodatkowe głosy w Niemczech czy we Francji. Wydaje mi się, że jest to rodzaj globalnego trendu: ludzie nie są zadowoleni ze sposobu, w jaki działa ich rząd. Właśnie to obserwujemy teraz w Ameryce.

Chociaż jest w tym pewien paradoks, ponieważ według najnowszych informacji, które widziałem, teraz, w czwartym kwartale 2024 r., Stany Zjednoczone odnotowują najwyższy wzrost gospodarczy – do 3%. To bardzo znaczący wskaźnik. Z drugiej strony pojawiło się znacznie mniej nowych miejsc pracy, niż oczekiwano.

Oznacza to, że administracja Bidena miała nadzieję, że oprócz wzrostu gospodarczego nastąpi również spadek bezrobocia – tyle że ono nie maleje, a może nawet rośnie. Dlatego niektórzy Amerykanie nie są zadowoleni z krajowej polityki gospodarczej administracji Bidena, co również przysparza zwolenników Trumpowi.

Kamala Harris od początku swojej kampanii podkreśla, że nie jest Bidenem, próbując zdystansować się od administracji, dla której wciąż pracuje. Jakie są jej mocne i słabe strony?

Odpowiedź na to pytanie jest dość trudna. Po pierwsze, bo nie znam jej osobiście.

Po drugie, trudno wyciągać takie wnioski, nie będąc w USA. Odnoszę jednak wrażenie, że Amerykanie nie znają jej wystarczająco dobrze. Mimo że jest wiceprezydentką Stanów Zjednoczonych, a to naprawdę stanowisko nr 2 w Ameryce, była znacznie mniej widoczna, niż mogłaby, powiedzmy, na antenie, w mediach społecznościowych, w przestrzeni publicznej. Tak to widzę z zewnątrz. Może się mylę, ale myślę, że wielu Amerykanów nie do końca rozumie, kim ona jest i co może zrobić jako prezydentka.

Jelczenko: "Amerykanie nie znają zbyt dobrze Harris". Zdjęcie: Jacquelyn Martin/Associated Press/Eastern News

Nawiasem mówiąc, Nikki Haley, która była jedną z republikańskich kandydatek, a którą osobiście znam z czasów gdy była ambasadorką USA przy ONZ, jest bardzo dobrze znana wielu Amerykanom, ponieważ potrafi się promować.

To jest to, czego moim zdaniem brakuje pani Harris. I dlatego zgarnęła tę część poparcia, którego zabrakło Bidenowi po tym jak wycofał się z wyścigu prezydenckiego, ale na tym w zasadzie wzrost jej notowań się zatrzymał.

Być może Harris mimo wszystko nie trafiła do serc zwykłych Amerykanów

Losy wyborów rozstrzygną się w siedmiu tzw. swing states: Pensylwanii, Nevadzie, Wisconsin, Michigan, Karolinie Północnej, Georgii i Arizonie. Sondaże pokazują, że Trump i Harris dosłownie depczą sobie po piętach, a różnica między nimi wynosi czasami mniej niż 1 procent. Co będzie decydujące w tych regionach?

W historii amerykańskich wyborów polityka zagraniczna nigdy nie znajdowała się na szczycie agendy. Zawsze to była druga dziesiątka priorytetów – po terroryzmie, bezrobociu, sytuacji gospodarczej, reformach edukacji i opieki zdrowotnej, aborcji i religii.

Obecnie sytuacja jest dość interesująca, ponieważ liczą się dwie bardzo ważne kwestie. Pierwsza to wojna Rosji z Ukrainą, druga to sytuacja na Bliskim Wschodzie, czyli wsparcie USA dla Izraela.

I tu mamy paradoks. Polega on na tym, że w tych kilku stanach, o których mówimy, w obu obozach – Republikanów i Demokratów – są ludzie, którzy nie popierają własnego kandydata właśnie dlatego, że nie podoba im się jego stanowisko w sprawie Ukrainy czy Izraela.

Według moich informacji to około 25% wyborców, czyli miliony głosów, ponieważ mówimy o gęsto zaludnionych stanach z dużą liczbą wyborców. Tak więc te 25%, jeśli mówimy o obozie republikańskim, to ludzie, którzy głosowali [w prawyborach, w przedwyborczym wewnątrzpartyjnym wyścigu o prawo do zostania kandydatem Partii Republikańskiej lub Partii Demokratycznej – red.] za Nikki Haley. A głosowali na nią tylko dlatego, że miała bardzo proukraińskie i proizraelskie stanowisko. Ta grupa wyborców uważa retorykę, którą słyszą od Trumpa, a zwłaszcza od jego kandydata na wiceprezydenta J.D. Vance'a, za antyukraińską.

Nawiasem mówiąc, w stanach wahających się mieszka wielu etnicznych Ukraińców i Polaków. Nie są to oczywiście miliony, ale to duża liczba. I ci ludzie będą głosować przede wszystkim na podstawie stanowiska kandydata w sprawie Ukrainy – zarówno Ukraińcy, jak Polacy

Jednocześnie mieszka tam wielu Żydów, którym nie podoba się, że Biden nie zajmuje w pełni proizraelskiego stanowiska. Są też tacy, którzy chcieliby widzieć jego większe wsparcie dla Palestyny nie dlatego, że są za Hamasem, ale dlatego, że nie podoba im się to, co Izrael robi w Strefie Gazy.

Oznacza to, że miliony wyborców, którzy mogliby wpłynąć na wynik wyborów, a którzy powinni poprzeć kandydata Republikanów, ze względu na retorykę mogą przejść do Demokratów.

Jełczenko: "Jeśli Trump przegra, zakwestionuje wyniki wyborów". Zdjęcie: Julia Demaree Nikhinson/Associated Press/Eastern News

Z drugiej strony, te same miliony głosów mogą przejść od Demokratów do Republikanów – ponieważ nie podoba im się obecna polityka Demokratów wobec Ukrainy i Izraela.

I na tym moim zdaniem polega paradoks: nigdy wcześniej wyniki wyborów prezydenckich w USA nie decydowały o kwestiach polityki zagranicznej. A teraz mogą stać się czynnikiem decydującym.

W 2020 r. Trump próbował odwrócić wynik wyborów w Georgii, jednym ze stanów wahających się. Czy powinniśmy się spodziewać, że w tym roku podejmie próbę zmiany wyników na większą skalę?

Jestem tego absolutnie pewien. Jeśli przegra, jest całkiem jasne, że powtórzy scenariusz sprzed czterech lat: zakwestionuje wyniki. Są już tego pierwsze oznaki.

Na przykład Kongres USA dyskutuje nad republikańskim wnioskiem w wielu sądach, w tym w stanie Georgia, o usunięcie z list wyborców osób, które budzą wątpliwości co do ich uprawnień do głosowania – to znaczy uchodźców, nielegalnych imigrantów, jak uważają, i ogromnej liczby osób, które nie mają amerykańskiego obywatelstwa. Niektóre z tych osób mają Zieloną Kartę, inne mają pewien status, który pozwala im głosować w niektórych stanach, w tym w Georgii.

Republikanie uważają, że skoro ci ludzie zostali zaakceptowani przez amerykańskie władze i pozwolono im pozostać w USA, to będą głosować na Demokratów. A to im się nie podoba.

Z punktu widzenia „czystości prawnej” być może to sprawiedliwe. To znaczy przyznanie prawa do głosowania osobom, które nie są obywatelami USA, wygląda raczej wątpliwie. Ale z drugiej strony, wszystko to jest zapisane w amerykańskim prawie, więc nie ma tu nic nielegalnego.

Pojawiają się więc ważne pytania, które mogą się stać podstawą przyszłych procesów sądowych i odwołań.

Chciałbym też dodać, że niektórzy prorepublikańscy eksperci uważają, że głosowanie korespondencyjne i wcześniejsze głosowanie umożliwiają pewne naruszenia. Mówią, że trudno policzyć te głosy, że możliwe jest napełnianie urn wyborczych i tak dalej.

Jednak amerykański system sądowniczy jest na tyle rozwinięty, że jestem absolutnie pewien, iż wszystkie te problemy rozwiąże, chociaż może to opóźnić ogłoszenie ostatecznych wyników. Tak jak stało się cztery lata temu

Na ile prawdopodobne są masowe zamieszki na tle wyników wyborów?

Nie wykluczam, że nich dojdzie, ale jestem głęboko przekonany, że amerykańskie służby wyciągnęły wnioski z wydarzeń sprzed czterech lat i do tego nie dopuszczą.

Bardzo dobrze pamiętam czas, kiedy się wszystko zaczęło. Pracowałem wtedy w Waszyngtonie jako ambasador. Policja i inne organy ścigania były wówczas nieco zdezorientowane. Nie mieli do czynienia z sytuacją, w której tłum ludzi szturmował Kongres USA. Jestem jednak pewien, że tym razem tak nie będzie.

Jak będzie wyglądała polityka zagraniczna w czasie ewentualnej prezydentury Trumpa – a jak, jeśli wygra Harris? Czy w którymś z tych przypadków powinniśmy spodziewać się bardziej agresywnych kroków? Mam na myśli nie tylko amerykańskie zaangażowanie w zakończenie wojny, którą Rosja rozpętała przeciwko Ukrainie.

Szczerze mówiąc, po prezydenturze pani Harris nie spodziewam się żadnych zmian. To będzie kontynuacja polityki, przynajmniej zagranicznej, która była prowadzona przez prezydenta Bidena.

Jeśli to Trump zostanie prezydentem, mogą być niespodzianki. Z jednej strony Ukraińcy bardzo obawiają się, że zainicjuje jakąś prorosyjską politykę, zmusi Ukrainę do zawarcia pokoju z Rosją, odda jej ukraińskie terytoria – taką teorię słyszymy już od kilku miesięcy. Ale nie jestem tego taki pewien. Trump jest wyrazistą i nieprzewidywalną osobą, dlatego Rosja powinna spodziewać się bardzo nieprzyjemnych niespodzianek z jego strony. A te jego oświadczenia, że może osiągnąć porozumienie z Putinem w ciągu jednego dnia, pójdą na marne po pierwszej próbie skontaktowania się z przywódcą Kremla.

Nie mam natomiast absolutnie żadnych wątpliwości, że Trump okaże się koszmarem dla Chin. Pamiętam jego ostatnią prezydenturę, kiedy naprawdę poważnie dokręcił śrubę w polityce wobec Chin. Ponadto, choć już o tym zapomnieliśmy, lecz sam Trump nam to przypomniał w niedawnym przemówieniu na jednym z wieców, to on zatrzymał Nord Stream, absolutnie skorumpowany rosyjski projekt, w który było zaangażowanych wielu polityków z Niemiec, Francji i innych krajów Europy Zachodniej.

To Trump swoim dekretem nałożył bardzo surowe sankcje na firmy zaangażowane w Nord Stream. A potem ten projekt umarł, wszyscy o nim zapomnieli. Nawiasem mówiąc, kiedy Biden został prezydentem, zniósł wszystkie te ograniczenia i sankcje. Projekt nie został wznowiony, ale jednak. To o czymś świadczy.

Tak więc jeśli Trump wygra, możemy zobaczyć bardzo nieoczekiwane, bardzo nieprzyjemne działania przeciwko Rosji, Chinom i na Bliskim Wschodzie. Nie lekceważyłbym więc pozytywnych rzeczy, które świat może zobaczyć, jeżeli to zostanie wybrany na prezydenta.

Z drugiej strony są też pewne negatywne rzeczy, takie jak jego stosunek do NATO, groźby wycofania USA z tego bloku itp. Tyle że podczas swojej prezydentury twardymi oświadczeniami Trump zmusił największe europejskie państwa członkowskie NATO do wydawania 2% PKB lub więcej na zbrojenia.

Rezultatem była pomoc wojskowa, którą otrzymujemy od tych krajów, ponieważ zaczęły więcej wydawać i wznowiły produkcję wojskową w ramach NATO. To zwiększyło ich zdolności militarne, co potem pośrednio zaowocowało w kontekście pomocy wojskowej dla Ukrainy.

Nie byłbym więc absolutnym pesymistą, jak niektórzy ludzie, którzy uważają, że wybory Trumpa będą dla Ukrainy katastrofą.

Nie wiem, jak będzie, ale mam nadzieję, że skutek może być odwrotny

Powiedział Pan, że polityka zagraniczna Harris będzie przypominała tę za prezydentury Bidena. Ale czy powinniśmy mieć nadzieję, że jeśli kandydatka Demokratów wygra, to podejmie bardziej zdecydowane decyzje na naszą korzyść?

Myślę, że możemy i powinniśmy mieć taką nadzieję – bo co innego można zrobić? Postawiłbym to pytanie inaczej, bo tu nie chodzi o politykę na korzyść Ukrainy.

Naprawdę mam nadzieję, że polityka Harris czy Trumpa nie ma dla nas większego znaczenia, ponieważ to nie my będziemy decydować, tylko Amerykanie. Mam jednak nadzieję, że polityka każdego z nich wobec Rosji będzie znacznie ostrzejsza. Tego właśnie brakuje obecnej administracji – i potencjalnej przyszłej administracji.

Bo jeśli spojrzymy na prezydenturę Trumpa z perspektywy czasu, to powinniśmy być mu wdzięczni za to, że to za jego kadencji, jeszcze przed inwazją Rosji, Ukraina zaczęła otrzymywać pierwszą poważną broń. Albowiem wcześniej, kiedy prezydentem był Obama, nie otrzymaliśmy nic poza namiotami i kilkoma hełmami.

Jednocześnie było wiele rzeczy, które Trump i Biden mogli zrobić, by solidnie dokręcić śrubę Rosji. Mam na myśli poważne wzmocnienie reżimu sankcji, poważną izolację Rosji. To jest to, co prezydent Ronald Reagan zrobił z byłym Związkiem Radzieckim. To była bardzo twarda polityka, która pomogła zdusić ZSRR i stworzyć zupełnie inną sytuację geopolityczną na świecie.

Mam więc nadzieję, że ktokolwiek zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych, wybierze znacznie ostrzejszy kurs wobec Rosji. Wsparcie dla Ukrainy może być mniejsze lub większe, ale nie to jest najważniejsze.

Najważniejsze jest umieszczenie Rosji w miejscu, w którym powinna być

Los członkostwa Ukrainy w NATO zależy bezpośrednio od woli Stanów Zjednoczonych. Czy po wyborach powinniśmy spodziewać się nowych działań w tym kierunku?

Myślę, że tak. Ale jeśli Demokraci pozostaną u władzy, będzie to łatwiejsze, ponieważ nie dojdzie do zmian personalnych, a obecna polityka będzie kontynuowana. Zarazem jednak polityka, którą widzimy dziś ze strony administracji Bidena w kwestii NATO – Ukraina, nie jest polityką proaktywną.

Jeśli wygra Trump, powinniśmy spodziewać się długiej przerwy – kilkumiesięcznej, a być może nawet dłuższej – do czasu aż nastąpią zmiany personalne i wszyscy jego ludzie znajdą się na swoim miejscu. Dopiero wtedy polityka zagraniczna, w tym stosunek nowej administracji do członkostwa Ukrainy w NATO, zacznie nabierać kształtu.

Jelczenko: "Mam nadzieję, że przyszły prezydent USA, ktokolwiek nim zostanie, rozwiąże kwestię zapewnienia Ukrainie broni dalekiego zasięgu". Zdjęcie: CHRISTIAN MONTERROSA/AFP/Eastern News

Niestety nie będzie szybkich zmian, ponieważ od dłuższego czasu trwają wahania, czy zaprosić Ukrainę do NATO, czy nie – czy jesteśmy gotowi, czy nie. Nic nowego w tej materii się nie dzieje.

Choć trzeba przyznać, że istnieją też nasze wewnętrzne problemy. Dopóki nie zostaną rozwiązane, nikt nie będzie zadowolony z naszej obecności w NATO. Mam na myśli przede wszystkim kwestię korupcji i reform wewnętrznych, czego nie można w nieskończoność zwalać na wojnę.

Podsumowując: myślę, że w najbliższej przyszłości nie zobaczymy żadnych negatywnych ani pozytywnych zmian. Musimy być cierpliwi.

Wszyscy jesteśmy bardzo zaniepokojeni palącymi kwestiami wojskowymi, takimi jak pozwolenie Ukrainie na użycie amerykańskiej broni dalekiego zasięgu na terytorium Rosji. W przypadku którego prezydenta prawdopodobieństwo uzyskania takiego pozwolenia byłoby większe?

Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie rozumiem, dlaczego to pozwolenie nie zostało jeszcze udzielone. Mamy północnokoreańskich żołnierzy, którzy są prawie na froncie. Nie wiem, jakie inne czerwone linie Rosja musi jeszcze przekroczyć, aby Zachód w końcu zrozumiał, że nie można po prostu wyrażać głębokiego zaniepokojenia – i że trzeba w końcu położyć temu kres.

Tutaj, jak sądzę, niewiele będzie zależeć od zmiany – lub nie – administracji. Będzie to wymagało… nie wiem, czego jeszcze. Z wyjątkiem użycia broni nuklearnej, które zasadniczo zmieniłoby nastawienie naszych zachodnich partnerów do wojny.

Nie mogę więc odpowiedzieć na to pytanie.

Bardzo chciałbym mieć nadzieję, że przyszły prezydent USA, ktokolwiek nim zostanie, w końcu rozwiąże tę kwestię. Bo czas ucieka, nic się nie zmienia, a my żyjemy pod szahidami każdej nocy i każdego dnia

Inauguracja 47. prezydenta USA odbędzie się 20 stycznia, więc mamy jeszcze prawie trzy miesiące prezydentury Joe Bidena. Czego Ukraina powinna się spodziewać w tym czasie?

Spodziewałbym się, że prezydent Biden, jako że nie ma nic do stracenia politycznie ani wyborczo, w końcu zatwierdzi decyzje w co najmniej dwóch kwestiach. Pierwszą jest zaproszenie Ukrainy do NATO, choć nie oznacza ono członkostwa z dnia na dzień. Będzie to jednak bardzo ważny krok.

Druga to pozwolenie na użycie amerykańskiej broni do uderzania w głąb terytorium Rosji. Jeśli Joe Biden nie zatwierdzi tej decyzji, to pomimo naszej wdzięczności za całą pomoc udzieloną podczas jego prezydentury, pozostanie on w sercach i umysłach Ukraińców jako słaby amerykański prezydent.

Jeśli to zrobi, będzie przynajmniej na równi z takimi postaciami jak Reagan czy Bush junior, który w 2008 roku w Bukareszcie podjął decyzję o objęciu Ukrainy planem działań na rzecz członkostwa w NATO. Francja i Niemcy zablokowały tę decyzję, ale przynajmniej amerykańskie stanowisko było jasne.

Biden jeszcze tego nie zrobił, choć mógł zrobić 15 razy.

Naprawdę mam nadzieję, że w ciągu tych miesięcy, które mu pozostały, znajdzie odwagę spojrzeć poza horyzont i pozostawić po sobie wspomnienie jako o naprawdę wybitnym amerykańskim polityku. Nie tylko w odniesieniu do Ukrainy, ale także w kontekście globalnym

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Konferencja rozpoczęła się od ostrych ataków na UE ze strony wiceprezydenta USA J.D. Vance'a, który ostrzegł, że Europejczycy muszą wziąć większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo własne i Ukrainy. Jednocześnie administracja Trumpa chce osiągnąć trwały pokój, a nie ponowną wojnę za kilka lat. Ale główne pytanie, jakim kosztem, pozostaje bez odpowiedzi. Na konferencji prasowej w Monachium Wołodymyr Zełenski zauważył, że z Białego Domu dochodzą silne, ale różne sygnały. To, zdaniem ukraińskiego prezydenta, pokazuje, że Waszyngton nie ma gotowego planu. Czy możliwe jest osiągnięcie porozumienia z Rosją? Dlaczego "pokój w każdych okolicznościach ” jest koncepcją nie do przyjęcia nie tylko dla Kijowa, ale także dla Europy? Jakie są gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy?

Czerwone linie Ukrainy

Ukraina nigdy nie zaakceptuje porozumień zawartych za jej plecami i bez jej udziału, powiedział Volodymyr Zelenskyy podczas swojego wystąpienia na konferencji bezpieczeństwa. Publiczność zareagowała na to stwierdzenie oklaskami. Również w Monachium Wołodymyr Zełenski podkreślił, że jest gotowy do negocjacji z Putinem dopiero po uzgodnieniu stanowisk ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską. A to nie wszystkie czerwone linie, które nakreślił Zełenski. W Monachium odmówił również podpisania projektu umowy, która dałaby USA dostęp do ukraińskich metali ziem rzadkich. Kijów generalnie nie odrzuca takiej możliwości, ale Zełenskij nalega, aby wszelkie umowy dotyczące wydobycia i wykorzystania zasobów strategicznych były bezpośrednio powiązane z zapewnieniem Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa przez Stany Zjednoczone.

W Monachium Wołodymyr Zełenski powiedział, że Ukraina potrzebuje „zdecydowanego wsparcia” ze strony Stanów Zjednoczonych. Zdjęcie: OPU

Rdzeniem wszelkich gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, według Zelenskyy'ego, powinno być członkostwo w NATO, a ta kwestia, jak podkreślił ukraiński prezydent, pozostaje na stole, mówiąc, że jeśli Ukraina nie otrzyma członkostwa w Sojuszu, to powinny istnieć warunki, które pozwolą na zbudowanie innego NATO - właśnie w Ukrainie. Zelenskyy oskarżył również sojuszników o bycie na smyczy rosyjskiego przywódcy: „najbardziej wpływowym członkiem NATO wydaje się być Putin”.

Kto zasiądzie przy stole negocjacyjnym?

Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa odbyła się na tle bezpośrednich kontaktów między Waszyngtonem a Moskwą. 15 lutego sekretarz stanu USA rozmawiał telefonicznie z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych. Departament Stanu oświadczył, że rozmowa była kontynuacją rozmowy Trumpa z Putinem z 12 lutego. Marco Rubio powtórzył zaangażowanie prezydenta Trumpa w zakończenie wojny w Ukrainie. Urzędnicy omówili również możliwość potencjalnej współpracy w wielu innych kwestiach dwustronnych.

Europa powinna być zaangażowana w negocjacje z Rosją, mówią jednym głosem europejscy przywódcy, ale wydaje się, że Amerykanie nie spieszą się z ich zaproszeniem. Przynajmniej, jak powiedział Keith Kellogg, specjalny wysłannik Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, podczas ukraińskiego lunchu, przy stole negocjacyjnym będzie dwóch protagonistów i jeden mediator - przedstawiciele Ukrainy, Rosji i Stanów Zjednoczonych.

Zełenski: „Chcemy osiągnąć silny, trwały pokój, a nie taki, w którym Europa Wschodnia znów znajdzie się w stanie konfliktu za kilka lat”. Zdjęcie: OPU

Nadszedł czas, aby Europa znacznie zwiększyła swoje wsparcie dla Ukrainy, a nie tylko domagała się miejsca przy stole, które jeszcze nie istnieje, mówi Kristi Raik, dyrektor Międzynarodowego Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie (ICDS):

Głównymi priorytetami dla Europy w tej chwili powinno być wysyłanie bardzo jasnych sygnałów o zwiększeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, zrozumienie, jaki będzie europejski wkład po osiągnięciu zawieszenia broni i jak zapewnić Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa. Oczywiście bardzo ważna jest praca nad próbą uzyskania jednolitego podejścia ze strony USA i Europejczyków. Jest to bardzo trudne, a komunikaty, które napłynęły od amerykańskich przywódców w ostatnich dniach, są naprawdę sprzeczne.

Kiedy porównamy wypowiedzi prezydenta Trumpa, wiceprezydenta J.D. Vance'a, sekretarza obrony Hughesa i specjalnego przedstawiciela ds. Ukrainy Keitha Kellogga, widzimy, że wszyscy oni wysyłają różne komunikaty.

Historyczne podobieństwa

W przeddzień konferencji w Monachium ministrowie obrony państw NATO spotkali się w Brukseli w dniach 12-13 lutego. Przemówienie sekretarza stanu USA Pete'a Hagela wywołało spore poruszenie po tym, jak stwierdził, że Ukraina nie może oczekiwać powrotu do granic z 2014 roku, ani nie może oczekiwać przystąpienia do NATO. Wielu europejskich obserwatorów zwróciło uwagę na podobieństwa do porozumień monachijskich z 1938 roku, kiedy to Wielka Brytania i Francja ugięły się pod żądaniami nazistowskich Niemiec i zezwoliły na aneksję części Czechosłowacji.

Kontekst historyczny ma wpływ, ale oceny powinny być tak trzeźwe, jak to tylko możliwe, mówi Bohdan Ferens, politolog międzynarodowy. „Wszystko już się wydarzyło, Trump doszedł do władzy w Stanach Zjednoczonych, a teraz następuje częściowe przeformatowanie kierunku polityki zagranicznej USA. Jest to sytuacja pełna wyzwań:

— Wyzwania są związane z faktem, że kraje europejskie nie bardzo wiedzą, co teraz robić. A czynnik Trumpa pomaga im się zmobilizować. Być może nawet bardziej niż agresja Rosji na pełną skalę. Drugą kwestią jest poziom współpracy transatlantyckiej w ramach NATO. Wszyscy rozumieją, że przy podejściu Trumpa jest mało prawdopodobne, abyśmy mogli w pełni polegać na gwarancjach wojskowych Stanów Zjednoczonych. Ponadto kwestie takie jak wojna rosyjska, Putin, Moskwa i chęć Trumpa do wejścia w jakiś format negocjacji nie są komunikowane z Europą, a Bruksela jest ogólnie napięta, delikatnie mówiąc.

W końcu architektura bezpieczeństwa europejskiego zależy przede wszystkim od tego, co ostatecznie zostanie osiągnięte w trakcie tych negocjacji.

Monachijskie oświadczenia Vance'a i europejska armia

Stany Zjednoczone w Monachium reprezentował wiceprezydent Vance, którego przemówienie składało się głównie z ataków na UE, mówiąc, że nie martwi się już Rosją czy Chinami, ale zagrożeniem od wewnątrz - odejściem Europy od wartości demokratycznych. Ponadto doradził Europejczykom, aby więcej myśleli o własnym bezpieczeństwie, ponieważ Ameryka skupi się na innych zadaniach.

J.D. Vance powiedział w Monachium, że głównym zagrożeniem na świecie nie są Chiny czy Rosja, ale z samej Europy. Zdjęcie: THOMAS KIENZLE/AFP/Eastern News

Jednak wbrew oczekiwaniom, J.D. Vance nie powiedział nic o rosyjskiej agresji i poświęcił niewiele uwagi kwestiom bezpieczeństwa międzynarodowego w ogóle. Pomimo tego, że obserwatorzy spodziewali się usłyszeć w przemówieniu Trumpa plany zakończenia wojny w Ukrainie. Sam Trump nazwał przemówienie Vance'a w Monachium „najbardziej błyskotliwym przemówieniem w historii”.

„Bądźmy szczerzy: nie możemy wykluczyć, że Ameryka może powiedzieć Europie »nie« w związku z wyzwaniami, przed którymi stoi” - powiedział z mównicy w Monachium Wołodymyr Zełenski. Jego zdaniem Europa potrzebuje własnej armii, mówiąc, że nadszedł czas na stworzenie europejskich sił zbrojnych. Nie będzie zjednoczenia armii narodowych i generalnie powinniśmy być ostrożni z takimi sformułowaniami, powiedział polski minister spraw zagranicznych. Niemniej jednak, zdaniem Radosława Sikorskiego, Unia Europejska z pewnością powinna rozwijać własne zdolności obronne.

Vance podczas spotkania z Zełenskim. Zdjęcie: OPU

Pokój dzięki sile

Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa pokazała kilka rzeczy. Najważniejszą i najbardziej niebezpieczną jest to, że słowo i koncepcja zwycięstwa zniknęły z agendy, mówi ekspert wojskowy, emerytowany podpułkownik armii brytyjskiej Glen Grant:

„Nie można osiągnąć pokoju z Putinem w drodze negocjacji. To człowiek, który zniszczył swój własny kraj, wyrównując Straszne z ziemią i zabijając dziesiątki tysięcy niewinnych Rosjan. Całkowicie zniszczył Mariupol, mimo że miasto to było rosyjskojęzyczne. Już toczy wojnę z Zachodem i przygotowuje się do coraz większego zniszczenia.

Jeśli nie zostanie pokonany, poczeka, pozwoli słabym zachodnim politykom i społeczeństwom wrócić do zwykłego życia, piwa, McDonald's, nart i lodów, a potem wróci silniejszy niż kiedykolwiek

Ukraina potrzebuje pokoju poprzez siłę, powiedziała w Monachium przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, stwierdzając, że jeśli Rosja nie zostanie zmuszona do pokoju, państwa autorytarne odniosą wrażenie, że mogą najeżdżać sąsiednie kraje i naruszać granice ustanowione przez prawo międzynarodowe bez konsekwencji. Według przewodniczącej Komisji Europejskiej teza ta jest podzielana po obu stronach Atlantyku. Przypomniała również, że Europa zainwestowała już 134 miliardy euro we wsparcie Ukrainy i jest gotowa do dalszej pomocy.

Ursula von der Leyen w Monachium. Zdjęcie: THOMAS KIENZLE/AFP/Eastern News

Rosja próbuje teraz zaprezentowac się jako silniejsza niż jest w rzeczywistości, powiedziała Kristi Raik, szefowa Międzynarodowego Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie (ICDS):

Jeśli koszt wojny dla Rosji wzrośnie, rosyjskie zasoby ulegną dalszemu wyczerpaniu, a Rosja uzna, że naprawdę nie może osiągnąć nic więcej poprzez kontynuowanie wojny, wówczas istnieje szansa na zawieszenie broni. Ale zawieszenie broni musi być również poparte realną siłą i jasnymi zobowiązaniami, ponieważ Moskwa nie będzie negocjować w dobrej wierze i nie zaakceptuje pokoju, chyba że nie będzie miała innego wyjścia, a po drugiej stronie będzie potężna siła, która może powstrzymać ją przed ponownym atakiem”.

Wyzwania dla Europy

Monachium 2025 stało się rodzajem zimnego prysznica i oczywiste jest, że Europa powinna przygotować się na ostrzejszą rzeczywistość, mówi Bogdan Ferens, ekspert ds. międzynarodowych w . Jednak jego zdaniem, nawet pod rządami prezydenta Trumpa, Stany Zjednoczone nie są gotowe na utratę Europy, ponieważ nie jest to korzystne dla ich bezpieczeństwa narodowego i interesów gospodarczych:

Ale z perspektywy europejskiej, w kontekście kwestii bezpieczeństwa, Bruksela potrzebuje większej autonomii. Pytanie brzmi, jak to zapewnić. A to jest trudniejsze.


W przeddzień konferencji w Monachium ministrowie spraw zagranicznych UE odbyli pilne spotkanie w celu omówienia najnowszych oświadczeń administracji USA. Jak podsumował szef unijnej dyplomacji, Europa pozostaje silnie zjednoczona we wspieraniu Ukrainy i wzmacnianiu własnej obrony. „Wkrótce pojawią się nowe inicjatywy” - zapowiedział Kaja Kallas.
Musimy walczyć ramię w ramię z Ukrainą. Oznacza to nie tylko słowa wsparcia, ale obecność na ziemi, w powietrzu i na morzu - powiedział ekspert wojskowy, emerytowany podpułkownik armii brytyjskiej Glen Grant:

- „Otoczenie Trumpa ma wyraźne rosyjskie sympatie i jeśli nie będziemy działać, aby wygrać, szybko znajdziemy się w tym samym bałaganie, co Ukraina.

Data publikacji: 16.02.2025

20
хв

„Najbardziej wpływowym członkiem NATO wydaje się być Putin”: wyniki monachijskiej konferencji bezpieczeństwa dla Ukrainy, Europy i Stanów Zjednoczonych

Kateryna Tryfonenko

Przez pierwsze trzy tygodnie ponownej prezydentury Donald Trump urzędował w trybie turbo. Dziesiątki decyzji i dekretów, jeszcze więcej oświadczeń i długich wywiadów: zawładnął globalną przestrzenią informacyjną i wydaje się gotowy do podjęcia zdecydowanych działań.

Absolutnym priorytetem jego administracji jest zakończenie wojny w Ukrainie. Czy szybki pokój jest możliwy? A jeśli tak, to jak długo potrwa? Rozmawiamy Edwardem Lucasem, dziennikarzem, pisarzem i doradcą w Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA).

Wiosenny rozejm

Maryna Stepanenko: Według „The Independent” Donald Trump chce zakończyć wojnę w Ukrainie do wiosny. Realistyczny plan?

Edward Lucas: Nie sądzę, by nawet sam Trump wierzył, że uda mu się zakończyć wojnę do wiosny. Prawdopodobnie będzie w stanie rozpocząć negocjacje. Być może będzie w stanie zmienić obecne parametry wojny – ale jej nie zakończy.

Prezydent USA wielokrotnie powtarzał, że wywrze presję na Moskwę, w tym poprzez sankcje, jeśli Kreml odmówi negocjacji. Widzimy, że pierwsza groźba –  obniżenie ceny ropy – już zaczęła się materializować. Trump powiedział, że niższe ceny wpłyną na zdolność Putina do finansowania wojny. Jak skuteczne może być takie podejście, biorąc pod uwagę zdolność Rosji do dywersyfikacji eksportu surowców energetycznych, na przykład do Chin lub Indii?

Załamanie cen ropy to dobry pomysł, jeśli chodzi o zwiększenie presji ekonomicznej na Putina. Wątpię jednak, by był to czynnik decydujący. Myślę, że rosyjska gospodarka wykazała się niezwykłą odpornością zarówno pod względem fizycznej odporności na ukraińskie ataki na jej infrastrukturę, jak pod względem odporności eksportu, zdolności do zastąpienia importu i ogólnie radzenia sobie z sankcjami. Byłbym więc zaskoczony, gdyby niska cena ropy naftowej popchnęła Putina do stołu negocjacyjnego. Ale uważam, że to dobry ruch.

Czy strategia kija i marchewki, łącząca presję na Moskwę z ofertą negocjacji,  może zmusić Putina do ustępstw?

To możliwe, jeśli masz odpowiednią marchewkę i odpowiedni kij, ale nie jestem optymistą.

Myślę, że istnieje poważne niebezpieczeństwo myślenia życzeniowego. Całkiem możliwe, że Putin tak zirytuje Trumpa, a ten powróci do wspierania Ukrainy wszelką potrzebną bronią, wywrze prawdziwą presję na Rosję i umożliwi zadanie Kremlowi decydującej porażki na polu bitwy. Wszyscy bylibyśmy tym zachwyceni. Myślę jednak, że szanse na to są dość małe.

Bardziej prawdopodobne jest, że Ameryka będzie się dąsać, ale nie zmieni to zasadniczo sytuacji. Według mnie jest prawdopodobne, że Trump powie Europejczykom: „Jeśli tak bardzo martwicie się o Ukrainę, to sami naprawcie sytuację”. Oznacza to, że powinni oni zapewnić więcej pieniędzy i broni, zamiast jeździć do Stanów Zjednoczonych, oczekując, że Waszyngton rozwiąże wszystkie ich problemy.

To byłoby całkowicie zgodne ze światopoglądem Trumpa. On potrzebuje jednej dużej umowy w ciągu najbliższych kilku miesięcy, ponieważ chce zdobyć pokojową Nagrodę Nobla. I może to być umowa, która przynajmniej tymczasowo zakończy wojnę Rosji z Ukrainą

Ale może to być również porozumienie między Izraelczykami a dużymi państwami arabskimi, zwłaszcza Arabią Saudyjską. Szuka więc porozumienia na dużą skalę, lecz nie musi to być Ukraina. I myślę, że porozumienie pokojowe w Ukrainie będzie znacznie trudniejsze do osiągnięcia niż porozumienie na Bliskim Wschodzie.

9 lutego światowe media obiegła informacja, że Trump rozmawiał już przez telefon z Putinem o wojnie w Ukrainie. Zdjęcie: Ben Curtis/Associated Press/East News

Jakie są więc najbardziej prawdopodobne scenariusze, jeśli nowa administracja USA nie poczyni postępów w rozwiązaniu wojny w Ukrainie w ciągu najbliższych kilku miesięcy? Czy Waszyngton może stracić zainteresowanie?

Jeśli Trump nie uważa, że bezpieczeństwo europejskie jest ważne dla Ameryki, a myśli, że Europejczycy powinni sami o nie zadbać, to Ukraina jako kluczowa kwestia bezpieczeństwa europejskiego może wypaść z jego agendy.

Europejczycy będą musieli podjąć znaczne wysiłki, by uświadomić Trumpowi znaczenie Europy. Bo on postrzega ją raczej negatywnie i stara się wywierać na nią presję z powodów ekonomicznych i biznesowych

Czy można sobie wyobrazić, że Trump poprosi Kongres o kolejne 100 miliardów dolarów dla Ukrainy? Nie jest to niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne. Dlatego duże kwoty amerykańskiej pomocy dla Ukrainy w tym roku wydają się nierealne.

Jednocześnie Putin wierzy, że ma przewagę na polu bitwy, a Zachód traci jedność. Widzi stopniowy spadek morale w Ukrainie i nie jest w nastroju do negocjacji. Jeśli jest przekonany, że może wygrać militarnie, to dlaczego miałby negocjować?

Z drugiej strony w ostatnich wypowiedziach Putina słyszymy, że Rosja wydaje się być gotowa do negocjacji. Czy rosyjski prezydent ucieka się do pochlebstw wobec Trumpa, mówiąc o swoich „dobrych stosunkach” z obecnym prezydentem USA? Jakie sygnały Moskwa wysyła do Białego Domu?

Nie sądzę, by Putin był idiotą. Wie, jak ważne jest, by nie urazić Trumpa. Dlatego mówi, że jest gotowy do negocjacji.

Zarazem nie uważam, by Rosja widziała teraz potrzebę poważnych rozmów. Podejrzewam, że Putin usiądzie do stołu negocjacyjnego i powie: „Chcemy zdemilitaryzowanej Ukrainy. Chcemy gwarancji, że nigdy nie dołączy do NATO”. I jeszcze dwie lub trzy inne rzeczy, w tym włączenie tymczasowo okupowanych terytoriów do Rosji.

Czy Trump uzna to za nie do przyjęcia? Prawdopodobnie nie. Czy Ukraińcy uznają to za nie do przyjęcia? Prawdopodobnie tak. Czy Europejczycy będą gotowi wspierać Ukraińców w ich dalszym oporze? Być może tak, ale nie jestem pewien.

Tak czy inaczej myślę, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Zobaczymy, jakie będzie stanowisko negocjacyjne Putina, które z ukraińskiego punktu widzenia jest dość nierozsądne. A to nie to samo co początek prawdziwych negocjacji

Co może zrobić Ukraina

Trump powiedział, że jest gotowy na spotkanie z Putinem choćby dzisiaj. Czy istnieje zagrożenie, że los Ukrainy może zostać rozstrzygnięty za plecami Kijowa?

Zawsze istnieje ryzyko kolejnej Jałty. Trump może chcieć upokorzyć Europę i powiedzieć, że zdecydował o wszystkim – a inni będą musieli zaakceptować jego umowę.

Aby temu zapobiec, Ukraina i Europa muszą przemówić jednym głosem i jasno powiedzieć, że nie zaakceptują porozumienia między Trumpem a Putinem

Nawet jeśli USA ustąpią, Ukraina musi pokazać, że nadal chce walczyć. To samo w sobie wzmocni jej pozycję negocjacyjną. Istnieją jednak dwie rzeczywistości: manewry dyplomatyczne i sytuacja na polu bitwy. To, co dzieje się przy stole negocjacyjnym, zależy od tego, co dzieje się na froncie.

Ukraina słusznie prosi swoich partnerów o zagwarantowanie jej bezpieczeństwa, aby można było zapobiec ponownemu atakowi ze strony Rosji, jeśli zawieszenie broni zostanie osiągnięte. Biorąc pod uwagę bolesne doświadczenia memorandum budapesztańskiego, jak powinny wyglądać nowe gwarancje dla Ukrainy? I co może zagwarantować ich faktyczną realizację?

Oto kluczowe pytanie: czy prawdziwe zawieszenie broni jest możliwe i jak można zapewnić bezpieczeństwo i rozwój Ukrainy. Wymaga to silnych gwarancji wojskowych i gwarancji bezpieczeństwa, tyle że papierowe umowy nie działają. NATO nie jest gotowe na przyjęcie Ukrainy, a rozmieszczenie 40-60 tys. żołnierzy w celu monitorowania zawieszenia broni wydaje się nierealne.

Alternatywą byłoby dostarczenie Ukrainie zaawansowanej technologicznie broni, takiej jak rakiety Taurus lub Tomahawk. Ale to, czy Zachód jest naprawdę gotowy pozwolić Ukrainie na ich użycie według jej własnego uznania, jest poważnym pytaniem.

Moja pesymistyczna prognoza jest taka, że nastąpi zawieszenie broni, ale bez gwarantowanego bezpieczeństwa. Rosja przetestuje te gwarancje, one okażą się słabe, a sytuacja jeszcze się pogorszy

Oś zła

„Gdy Trump podpisze porozumienie pokojowe, rozpocznie się wyścig między Rosją a Zachodem, by przygotować swoje armie do następnego konfliktu” – pisze „The Times”. Biorąc pod uwagę sankcje gospodarcze i wyczerpanie zasobów z powodu trwającej wojny z Ukrainą – czy Rosja będzie w stanie konkurować z Zachodem w modernizacji swoich sił zbrojnych? Czy Kreml może znaleźć w tym celu wsparcie ze strony „nowej osi agresorów”?

Warto pamiętać, że Rosja ma gospodarkę porównywalną z włoską i zapłaciła straszną cenę za pierwsze trzy lata wojny. A mimo to przewidywania jej upadku gospodarczego okazały się myśleniem życzeniowym.

Putin wciąż ma wiele do poprawienia zarówno pod względem odporności gospodarczej, jak mobilizacji. I dopóki Rosjanie wierzą, że to jest egzystencjalna walka o przyszłość ich kraju, będą znosić ból i poświęcenia. Myślę, że Putin widzi również to, że Zachód jest nadal bardzo słaby, i ma teraz świetną okazję, by wykorzystać obecne sukcesy militarne w Ukrainie, pójść naprzód. A potem, po zawieszeniu broni, wrócić i zdławić resztki ukraińskiego oporu, wykorzystując te, obawiam się, słabe gwarancje bezpieczeństwa.

Ma również szansę zagrać z NATO, zagrać ze słabością północno-wschodniej flanki Sojuszu, zwłaszcza z krajami bałtyckimi, gdzie nadal nie mamy odpowiedniej obrony. Są plany, ale nie ma odpowiednich zdolności obronnych. To bardzo kuszący cel.

Nietrudno sobie wyobrazić, że do końca tego lub przyszłego roku Putin odniesie ogromne zwycięstwo w Ukrainie i zniszczy NATO. A to będzie warte ekonomicznego i każdego innego bólu, jaki takie zwycięstwo za sobą pociągnie.

Czy jest możliwe, że Trump wywrze presję na Chiny, by wpłynęły na Rosję w celu podpisania porozumienia z Ukrainą?

Chiny mają wyjątkową zdolność zarówno do wywierania presji, jak wspierania Rosji. Ale czy Pekin jest zainteresowany mediacją USA, po której Trump przypisze sobie całą zasługę? Być może – o ile to Pekin postawi na swoim.

Chiny nie mają jednak doświadczenia w międzynarodowej dyplomacji, które wskazywałoby na ich zdolność do zawierania dużych transakcji. Wolą, gdy kraje zachodnie proszą je o wpłynięcie na Rosję, bo to daje Pekinowi dodatkową dźwignię

Biorąc pod uwagę spory handlowe między USA i Chinami, jest mało prawdopodobne, że Xi Jinping będzie priorytetowo traktował wyświadczenie Trumpowi geopolitycznej przysługi w kwestii ukraińskiej.

Czy istnieje jakieś narzędzie do długoterminowego powstrzymywania Rosji?

Jedyną długoterminową nadzieją jest przekształcenie Rosji z imperium w państwo pokojowe. Jeśli tak się stanie, znacznie łatwiej będzie rozwiązać inne problemy. Ale dopóki Rosja pozostaje imperium, zagrożenia nie znikną.

NATO nie jest już skuteczną odpowiedzią – jest zbyt duże, zbyt powolne i zbyt podzielone. Potrzebujemy koalicji państw, które rozumieją zagrożenie i są gotowe powstrzymać Rosję w różnych regionach. Ten proces powinien rozpocząć się 10-15 lat temu. Teraz jesteśmy spóźnieni, a być może w ogóle jest już za późno.

NATO-wskie ćwiczenia STEADFAST DEFENDER-24. Zdjęcie: AA/ABACA/Abaca/East News

Czy koalicja chętnych państw może zapewnić Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa? Jeśli NATO nie wchodzi w grę, to czy kraje takie jak Wielka Brytania, Niemcy i Francja mogłyby, współpracując, rozmieścić wojska w Ukrainie, by zapobiec dalszej rosyjskiej agresji?

Koalicja sojuszników mogłaby teoretycznie rozmieścić wojska na Ukrainie jako środek odstraszający – ale co się stanie, gdy nadejdzie czas, by faktycznie ich użyć? Czy Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Polska są gotowe walczyć z Rosją z powodu blokady Odessy lub z nową rosyjską ofensywą?

To wątpliwe. Aby gwarancje były naprawdę wiarygodne, potrzebujemy 100 tysięcy żołnierzy, tak jak w Niemczech Zachodnich podczas zimnej wojny. Europa nie ma takich zasobów, trudno znaleźć nawet 10 tysięcy.

Europejscy sojusznicy i NATO po prostu nie mają możliwości zmobilizowania sił potrzebnych do obrony Ukrainy na masową skalę.

Mogliby bronić Ukrainy za pomocą nowoczesnej broni.

Teoretycznie mogliby umieścić broń jądrową na linii frontu w Ukrainie i powiedzieć: „Tak, to jest gwarancja”

Ale wiążą się z tym ogromne problemy polityczne i nie jestem pewien, czy są gotowi na takie ryzyko. A bez wystarczającej siły i gotowości do podjęcia ryzyka niezwykle trudno zapewnić naprawdę skuteczne gwarancje bezpieczeństwa.

Przyszłość Rosji Putina

Rosja rozpowszechnia narrację, że jej gospodarka jest odporna na zachodnie sankcje. UE twierdzi, że to nieprawda. Jak ocenia Pan sytuację wewnątrz Rosji? Jak długo jeszcze Moskwa może prowadzić wojnę z Ukrainą pod obecną presją sankcji?

Mamy tendencję do myślenia życzeniowego, jeśli chodzi o Rosję. Ona była w stanie zmobilizować swoje zasoby, aczkolwiek ogromnym kosztem dla własnej przyszłości. Jej gospodarka cierpi z powodu poważnych ciosów, kumulują się problemy w systemie finansowym, rośnie poziom złych kredytów w sektorze prywatnym. A mimo to Rosja nadal walczy.

Chcemy jej upadku, więc jesteśmy skłonni wierzyć, że to już się dzieje. Ale Rosja nadal znajduje sposoby na podtrzymanie wojny: otrzymuje drony od Iranu, pozyskuje wojska od Korei Północnej, omija sankcje za pośrednictwem Chin. Co więcej, wciąż ma niewykorzystane zasoby.

Przyszłe pokolenia Rosjan będą zmuszone płacić za imperialne awantury Putina, jednak w tej chwili Rosja nie znajduje się w ślepym zaułku. Prawdopodobnie będzie w stanie przetrwać co najmniej kolejny rok lub dwa. I nawet jeśli sytuacja stanie się krytyczna, Kreml znajdzie sposoby na dostosowanie się.

Czy Zachód wyczerpał swoją wyobraźnię w kwestii sankcji? A może nadal dysponuje potężnymi narzędziami, które nie zostały jeszcze wykorzystane?

Oczywiście, nie wykorzystaliśmy wszystkich możliwości. Zachód szuka takich sankcji, które uderzą w Rosję, ale nie zaszkodzą jemu samemu. Dlatego ograniczamy import ropy i gazu rurociągami, ale już nie gazu skroplonego. Blokujemy dostawy ropy naftowej, lecz nie produktów ropopochodnych. W rezultacie sankcje stwarzają trudności dla Rosji, ale otwierają także model biznesowy dla tych, którzy pomagają je obejść, od Rosjan po dealerów w Dubaju.

Nałożyłbym surowe sankcje wtórne, w szczególności na „flotę cieni”, bankierów, prawników i księgowych, którzy ułatwiają omijanie ograniczeń. Na przykład pozbawiłbym ich możliwości bezwizowego wjazdu do USA, Europy i Wielkiej Brytanii. Jeśli jesteś prawnikiem lub handlowcem w Dubaju i jesteś zaangażowany w programy obchodzenia sankcji, chcąc podróżować na Zachód, będziesz musiał stać w kolejce do konsulatów obok studentów, niań i osób ubiegających się o azyl.

Wygodne życie takich ludzi musi się skończyć

Wciąż istnieje wiele możliwości, ale brakuje woli politycznej. Putin to widzi. W efekcie Zachód jest zmęczony, przestraszony, rozproszony – a Ukraina płaci za to cenę. To sprawia, że jestem zarówno smutny, jak zły.

Jak może wyglądać gospodarka Rosji za 5-10 lat, jeśli międzynarodowa izolacja będzie się utrzymywać?

W dłuższej perspektywie Rosja w coraz większym stopniu stanie się wasalem Chin. Chińskie firmy wykupują jej aktywa niemal za bezcen, inwestując w strategiczne sektory, a rosyjska gospodarka w coraz większym stopniu koncentruje się na eksporcie do Chin. Więzi handlowe i inwestycyjne między tymi dwoma krajami tylko się zacieśniają. W końcu Rosja może stać się surowcowym dodatkiem do Komunistycznej Partii Chin. To nie jest przyszłość, którą Putin obiecał swoim rodakom.

Zdjęcie główne: Deposit/East News

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Szybki pokój po amerykańsku. Czy Trump ogra Putina?

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Melania: ulubiona żona Trumpa (spośród trzech)

Ексклюзив
20
хв

Pokojowy Trump w obliczu chaosu. Czy USA mogą znów stać się silne?

Ексклюзив
20
хв

Chiński syndrom, czyli po co Trumpowi Kanada, Grenlandia i Kanał Panamski

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress