Exclusive
20
min

„Tarcza” w Redzikowie: jak sprawić, by zestrzeliwała rosyjskie rakiety nad Ukrainą

Baza antyrakietowa w Redzikowie ma rolę odstraszającą, ale też ograniczone możliwości w przypadku potencjalnego zmasowanego ostrzału. Istnieje jednak pewne okno możliwości dla wykorzystania jej do obrony Ukrainy

Iwan Kyryczewski

Baza w Redzikowie. Zdjęcie: GERARD/REPORTER

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski ogłosił, że w ciągu najbliższych kilku tygodni powinna zacząć działać baza obrony przeciwrakietowej w pobliżu Redzikowa, 900 kilometrów od granicy z Ukrainą. Według niego baza ta będzie częścią „tarczy antyrakietowej” Sojuszu Północnoatlantyckiego i będzie zestrzeliwała nie tylko irańskie rakiety balistyczne lecące w kierunku Stanów Zjednoczonych, ale także rosyjskie rakiety lecące w kierunku Polski.

Minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski. Zdjęcie: ODD Andersen/AFP/East News

Po tym wystąpieniu władze Ukrainy zaczęły się zastanawiać, dlaczego z tej bazy nie będą zestrzeliwane również rosyjskie rakiety lecące nad ukraińskim terytorium. Jeśli jednak przyjrzymy się szczegółom, odkryjemy, że sprawa ma drugie dno.

Młot na rosyjskie pogróżki

Przede wszystkim należy szczegółowo wyjaśnić, jaką rolę ma pełnić baza pod Redzikowem i dlaczego jest ona tak ważna dla Polski. Bo jeśli powiemy, że to baza obrony przeciwrakietowej z systemem Aegis Ashore i że podobna jest w Rumunii, to tak, jakbyśmy nic nie powiedzieli.

Po pierwsze, bazę tę można nazwać „lądowym niszczycielem służącym do obrony przeciwrakietowej”, ponieważ do budowy Aegis Ashore wykorzystano te same elementy wyrzutni, systemów kierowania ogniem i stanowiska dowodzenia, które działają na amerykańskich niszczycielach typu Arleigh Burke

Okazuje się też, że o ile amerykańskie wojsko musiało specjalnie rozmieszczać swoje okręty z pociskami przechwytującymi na Morzu Śródziemnym, aby bronić Izraela przed irańskimi atakami, to w przypadku zagrożenia Polski nie byłoby potrzeby rozmieszczania okrętów US Navy na Bałtyku. Albowiem wszystko, co potrzebne, znajduje się już w bazie pod Redzikowem.

Baza w Redzikowie jest jednym z elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Zdjęcie: Jan Rusek/Agencja Wyborcza.pl

Cud techniki w aptekarskich dawkach

W tym miejscu pytanie, dlaczego system Aegis Ashore w pobliżu Redzikowa nie będzie również zestrzeliwać rosyjskich pocisków nad Ukrainą, może wydawać się bardzo uzasadnione. Tyle że odpowiedź na nie jest prosta.

Zacznijmy od tego, że NATO to nie tylko organizacja wojskowa, ale także biurokratyczna. Właśnie względy biurokratyczne mogą tłumaczyć to, dlaczego baza w Redzikowie, choć faktycznie została uruchomiona w grudniu 2023 roku, oficjalnie zacznie pracować na rzecz obrony Polski dopiero w ciągu najbliższych kilku tygodni. Ale to nie wszystko.

Po drugie, pocisk przechwytujący SM-3 jest nie tylko najpotężniejszy, ale także najrzadszy w swojej klasie. Bo amerykański przemysł wojskowy produkuje ich obecnie tylko 12 rocznie, a każdy może kosztować aż 25 milionów dolarów.

Z tego wynika, że w ciągu roku amerykański przemysł obronny może wyprodukować pociski wystarczające do zapełnienia zaledwie połowy silosów Redzikowa

A to z kolei oznacza, że „tarcza” ta będzie strzelać do rosyjskich rakiet zagrażających Polsce tylko w wyjątkowych przypadkach.

I tu pojawia się kwestia irytujących „czerwonych linii”.

Więzi z Polską równie ważne jak więzi z USA

Baza w Redzikowie ma więc raczej ograniczone możliwości, zwłaszcza jeśli chodzi o odpieranie zmasowanych rosyjskich ataków rakietowych na Ukrainę. Niemniej technicznie możliwe byłoby wykorzystanie jej przynajmniej do zestrzeliwania „Kindżałów”, najgroźniejszych rosyjskich pocisków – choćby nad Lwowem.

Myśliwce F-16 ukraińskich sił powietrznych nad systemem obrony Patriot. Zdjęcie: Efrem Łukacki/Associated Press/Eastern News

Ale by tak się stało, musimy uelastycznić format strategicznego dialogu między Ukrainą a Polską, biorąc pod uwagę obecne trendy w zakresie bezpieczeństwa. W dzisiejszym świecie, zamiast polegać wyłącznie na ponadnarodowych stowarzyszeniach, kraje wolą współpracować ze sobą bezpośrednio. Dobrym tego przykładem są dwustronne stosunki między Polską a Stanami Zjednoczonymi.

Dobre stosunki z Polską są równie ważne dla naszego kraju, jak dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Można by to połączyć w swego rodzaju trójkąt strategiczny, w którym bylibyśmy w stanie zaoferować Polsce, jako krajowi siostrzanemu, rozwijanie wspólnych projektów obronnych i bezpośrednią współpracę ze Stanami Zjednoczonymi w kwestiach bezpieczeństwa. A jest o czym rozmawiać.

Na przykład Ukraina może zaoferować Waszyngtonowi i Warszawie pokrycie część kosztów funkcjonowania bazy w Redzikowie, by chroniła ona również naszą przestrzeń powietrzną

Jako „bonus” – ponieważ Polska posiada część niezbędnej technologii dla systemu Patriot – możliwe byłoby zaangażowanie za pośrednictwem Stanów Zjednoczonych polskiego przemysłu obronnego jako starszego partnera do wzmocnienia ochrony ukraińskiego nieba.

Nowoczesne technologie stwarzają bezprecedensowe możliwości w zakresie bezpieczeństwa. Ale można to osiągnąć tylko poprzez konsekwentny dialog.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ekspert w agencji informacyjno-konsultingowej Defense Express, dołączył do zespołu w listopadzie 2020 roku. Obecnie koncentruje się na zagadnieniach technologicznych, wojskowych i wojskowo-przemysłowych związanych z inwazją Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Wcześniej, jako autor specjalistycznych publikacji, zajmował się specyfiką sektora energetycznego, transportowego i rolnego Ukrainy w kontekście zagrożenia militarnego ze strony Rosji.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
World Press Photo 2025 скандал

Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara.
Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka  ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.

Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo

Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę. 

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej. 

Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.

Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.

A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie. 

A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.

Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców. 

20
хв

Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny

Aldona Hartwińska

Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.

Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.

Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.

„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.

To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.

Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały

To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.

Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.

W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.

Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych

Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.

Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.

Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.

„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.

Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.

Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.

Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News

Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Nie będzie Norymbergi dla rosyjskich zbrodniarzy?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Bilet do pułapki. John Bolton o negocjacjach z Rosją i ich konsekwencjach dla Ukrainy

Ексклюзив
20
хв

Trump „w łóżku” z Putinem

Ексклюзив
20
хв

Era Trumpa: USA niszczą równowagę, Europa szuka przyczółka

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress