Olena Jaroszenko przez prawie 8 lat zorganizowała ponad pięćdziesiąt wesel dla żołnierzy. I wszystko to za darmo. Na pomysł wpadła w 2016 roku. Wolontariuszka z Zaporoża chciała wnieść więcej miłości i światła w życie podczas wojny. Tak właśnie narodził się jej projekt "Miłość zwycięża". Wspólnie z zespołem wolontariuszy pomagają żołnierzom wybrać obrączki i suknie ślubne oraz zorganizować ceremonię ślubną.
Tak się to wszystko zaczęło...
Z wykształcenia jestem menedżerką-ekonomistką, ale długi okres swojego życia poświęciłam KVN, czyli stand-upom, byłam członkinią ekipy KVN w Zaporożu. Ale oczywiście nie można pracować tak przez całe życie. Chciałam pomagać ludziom organizować wesela - tworzyć niezapomniane wakacje dla nowożeńców. I robię to od prawie 18 lat. Wspólnie z agencją ślubną stworzyłam szkołę dla koordynatorów, organizatorów i narzeczonych. Mieliśmy wielu klientów, a nasz biznes się rozwijał. Tak było do czasu wybuchu wojny w Ukrainie. 2014 rok zmienił nasze życie. Po ofensywie na Donieck w Zaporożu zaczęli pojawiać się pierwsi uchodźcy wewnętrzni. Nikt nie wiedział, jak im pomóc. Znaleźliśmy lokal i zorganizowaliśmy pierwsze centrum pomocy dla nich w mieście. Od września 2014 roku zaczęłam jeździć na front jako wolontariuszka, prawie co dwa tygodnie. Tak robiłam do 2020 roku.Drogi w kierunku Mariupola stały się moim domem. Liczba wojskowych wśród moich znajomych wzrosła. Dzielili się ze mną historiami ze swojego życia osobistego. Słyszałam często historie o ich pragnieniu zawarcia małżeństwa i wymarzonym ślubie. Wtedy postanowiłam pomóc spełniać marzenia o ślubach w czasie wojny. W 2016 roku narodził się nasz projekt "Miłość zwycięża". Skąd taka nazwa? Kiedy faceci wracali z wojny, zwłaszcza młodzi i nie mieli kotwicy, która by ich trzymała, zwykle wracali prosto na front. A kotwicą jest miłość. To ukochana kobieta, rodzina, dziecko.
W końcu miłość zwycięża nawet wojnę. Kiedy człowiek ma po co żyć, przejdzie przez ogień i piekło. I zrobi wszystko, by wrócić do domu.
Na początku pomagałam radami, a potem do mojego zespołu zaczęli dołączać inni wolontariusze - floryści, fotografowie, wizażyści. Pewien salon ślubny dał nam pierwsze 10 sukien, które wypożyczamy pannom młodym za darmo. Dziś mamy ich 80. Staramy się aktualizować naszą garderobę co miesiąc. Te suknie, które nie są u nas zbyt popularne, nie "umierają" - ulepszamy je. Jeśli styl jest przestarzały, oddajemy je do przedszkoli i pracowni teatralnych, gdzie żyją dalej. Otrzymujemy sukienki nawet z zagranicy. Czasami dostaję listy od żołnierek, które wychodzą za mąż lub ich krewnych, z pytaniem, czy możemy im jakoś pomóc. Robimy to nawet zdalnie. Panna młoda przesyła nam swoje wymiary, a my wybieramy kilka sukien ślubnych do wyboru. Zbieramy nawet ręczniki, ikony i kieliszki ślubne. Po ceremonii wszystkie suknie są zwracane. Po czyszczeniu chemicznym można ich dalej używać.
Pierwsze takie darmowe wesela robiłam dla przyjaciół. Potem byli to przyjaciele przyjaciół, a teraz zgłaszają się do nas ludzie z całej Ukrainy. Dokładnie tydzień przed inwazją na pełną skalę przeprowadziłam się do Chmielnickiego. Stacjonowała tam jednostka wojskowa mojego męża. No i oczywiście przeniosłam tam mój projekt "Miłość zwycięża". Teraz mam dwa zespoły, które organizują i prowadzą wesela - w Chmielnickim i Zaporożu.
Zespół podobnie myślących ludzi
Nie było łatwo zebrać zespół w Chmielnickim, ale okazało się możliwe. Wizażystka zgodziła się pomóc za darmo. Jest kilku fotografów i cukierniczka, która piecze torty weselne dla nowożeńców. Jeden z właścicieli lokalnej kawiarni zgodził się udostępnić bezpłatnie lokal na wesela, jeśli zajdzie taka potrzeba. Niestety, w Zaporożu niektóre firmy, które znacząco nam pomogły, zostały zaatakowane przez rosyjskie rakiety. Jeden z lokali już dwukrotnie.
Naszego projektu nikt nie wspiera finansowo. Zjednoczył jednak ludzi o podobnych poglądach. Każdy ma swój obszar odpowiedzialności. Jeśli ja jestem odpowiedzialna za pannę młodą, ubieram ją od początku do końca i wybieram sukienki. Wizażystki robią makijaż, fryzjerzy układają włosy, a fotograf robi niezapomniane zdjęcia. Z reguły staramy się robić wszystko przy minimalnych kosztach.
Przed inwazją na pełną skalę często organizowaliśmy ceremonie ślubne na linii frontu. Przykładowo, jeśli ślub odbywał się w Mariupolu, sama przyjeżdżałam, zabierałam wszystko, czego potrzebowałam i prowadziłam ceremonię. Często uroczystości odbywały się nad brzegiem morza. Jednak teraz znacznie trudniej jest organizować wesela na linii frontu, ponieważ panna młoda nie powinna tam pojechać. To zbyt niebezpieczne.
W Chmielnickim niewiele osób korzysta z naszych usług. Niewiele osób o nas wie. Poszłam nawet do kierownika urzędu stanu cywilnego i dałam mu moje wizytówki. Minął prawie rok, a oni nie zadzwonili ani razu. Miejscowi pytali: "Dlaczego robicie to za darmo, skoro możecie zarabiać na weselach?". Odpowiadałam pytaniem: "Czy macie kogoś na froncie?". Odpowiedź jest oczywista: "Nie". Łatwo sobie wyobrazić, z takimi ludźmi nie ma o czym rozmawiać.
Każdy ślub to wyjątkowa historia
Często pytają mnie, ile ceremonii ślubnych zorganizowałam dla wojska. Osobiście na pewno około pięćdziesięciu, a nie liczę nawet tych, w których pomagamy zdalnie. Przez te lata zdarzało się wiele różnych historii. Pewnego dnia, w moje urodziny, do biura w Zaporożu przyszła nieznajoma dziewczyna i powiedziała: "Mój narzeczony ma dzień urlopu, a w urzędzie stanu cywilnego powiedzieli nam, że możecie mnie przygotować do ślubu". No i udało się to zrobić. Jedna koleżanka wyprasowała welon, druga pobiegła do staruszek sprzedających kwiaty na przejściu dla pieszych i zrobiła bukiet panny młodej. Zrobiłyśmy makijaż kosmetykami, które miałyśmy w kosmetyczkach. Przygotowałyśmy pannę młodą w ciągu dwóch godzin.
Była też historia pary nowożeńców, którzy poznali się na Facebooku, na stronie Atoshni Dating. Przyszli do mnie, aby się pobrać. Pojawił się jednak problem - córka panny młodej z pierwszego małżeństwa nie zaakceptowała nowego męża swojej matki. Wpadliśmy więc na pewien pomysł. Kiedy nowożeńcy wymienili przysięgę i obrączki, powiedziałam: "Teraz pan młody oświadczy się innej dziewczynie". Goście są zszokowani. Pan młody zwraca się do córki swojej ukochanej, pada na kolano, daje jej łańcuszek z serduszkiem i mówi: "Proszę cię, zostań moją córką". Wszyscy płaczą, dziecko krzyczy: "Tak, zgadzam się". Co dzieje się później? Mają bardzo dobre relacje. Kiedy on wraca na urlop, mają swój zwyczaj: tylko we dwoje idą na lody.
Opowiadam wszystkim inną ciekawą historię. Ukraiński żołnierz cztery lata temu poznał w mediach społecznościowych dziewczynę z Rosji , śpiewając karaoke online. W 2018 roku przyjechała go odwiedzić. Dwa lata później postanowili się pobrać. Nie chciała pompatycznego ślubu, poprosiła tylko, żebyśmy zrobili z niej Ukrainkę. Nie ma takiego obrządku. Przyjechaliśmy więc do rodzimowierców (ruch religijny i ideologiczny skupiający się na odrodzeniu i wdrażaniu przedchrześcijańskich zasad światopoglądowych i praktyk religijnych we współczesnym życiu codziennym - red.) i wspólnie zaczęli ten obrządek wymyślać.Wesele, malowanie i poświęcenie zorganizowano w kościele w Chortycy. Ślub był udzielany przez kapelana wojskowego. Rodzice panny młodej oglądali ceremonię online, ale nic nie rozumieli, bo wszystko było po ukraińsku. Ojciec, były spadochroniarz z Pskowa, nie mógł tego znieść. Wstał i niemal natychmiast wyszedł. Potem zaczęliśmy smarować policzki i ręce panny młodej świętą ziemią z Chortycy i obmywać je wodą z naszego Dniepru. A potem powiedziałam: "Wyrzeknij się swoich korzeni i przyjmij Ukrainę do swojego serca. Obiecaj bronić jej swoim życiem". A ona odpowiedziała: "Obiecuję! Chwała Ukrainie!" Niestety, ta para nie miała szczęśliwego zakończenia. Rozstali się, ale dziewczyna została w Zaporożu.
Znam losy wielu par. Niestety, są też chłopaki i dziewczyny, którzy zginęli. Pewnego razu zwrócił się do nas żołnierz, który widział moje śluby na TikToku. Poprosił mnie, abym pomogła mu oświadczyć się dziewczynie. Miała szesnaście lat. Uczyła się na florystkę, więc zaprosiłam ją na kurs florystyczny. Jej rodzice wyrazili zgodę. Jednak niecały miesiąc później zginął. To było bolesne dla wszystkich.
I zdaliśmy sobie sprawę, że zorganizujemy jeszcze więcej takich wesel, ponieważ dla niektórych ludzi jest to jedyne wspomnienie, które będą mieli do końca życia. W końcu nie wiemy, co wydarzy się jutro<br>
70% - ukraińskie wesela
Podczas wojny preferencje Ukraińców uległy zmianie. Większość nowożeńców powraca do starych ukraińskich tradycji. Mężczyźni wolą na przykład mundury wojskowe lub wyszywankę od garniturów. Panna młoda piecze wieczorem bochenek jako symbol płodności, a pan młody, jak kozak, kroi go szablą następnego dnia. Jedną z ciekawostek jest to, że nowożeńcy chodzą pod ośmioma ręcznikami. Każdy z nich jest życzeniem dla pary. Dodałam też trochę od siebie: obsypujemy parę młodą barwionym ryżem. To niesamowicie piękne. Przed pierwszym pocałunkiem smarujemy usta miodem, aby życie było słodkie. Są to drobiazgi, ale sprawiają, że ślub jest bardziej szczery i rodzinny.
Wcześniej najbardziej bezcennym ujęciem na ślubie był moment, w którym pan młody po raz pierwszy widzi pannę młodą w sukni ślubnej, ale teraz jest to moment, w którym żołnierze składają przysięgę ślubną. Trochę to zmieniliśmy. Teraz wypowiadają następujące słowa: "Obiecuję być razem w radości i smutku, w chorobie i zdrowiu, w bogactwie i biedzie, w pokoju i na wojnie!".
No i właśnie, to jest niezapomniane. Kiedy ręce i usta dużego, pozornie brutalnego mężczyzny drżą, kiedy wypowiada każde słowo przysięgi ze łzami w oczach, zdajesz sobie sprawę, że jest to dla niego bardzo ważne - i są to najlepsze chwile w jego życiu.
Podczas wojny trzeba żyć, a nie odkładać go na później. Musisz się ożenić.
Ten jeden dzień, który dajemy parom, może być najlepszym dniem w ich życiu. Daje im to również siłę i inspirację, a ich rodzina jest gruntem pod nogami. To trzyma ich przy życiu.
Pracuj, aby wygrać
Mówię wszystkim, że żyję w kilku światach. Ludzie, którzy żyją tylko w cywilu, nie rozumieją wojska. Wojskowi, którzy są w stanie wojny, nie rozumieją cywilów. Ratuje mnie to, że potrafię połączyć te dwa światy.
Wojna, która zaczęła się w 2014 roku zmieniła moje zasady, wartości i priorytety - gdy zaczęli ginąć nasi pierwsi przyjaciele. Dziś ponad jedna czwarta mojego notatnika poświęcona jest tym, którzy odeszli. Kiedy idziesz przez cmentarz w Zaporożu, witasz się z prawie każdym grobem. To przerażające. Nigdy nie myślałam, że szelest flag może być tak przerażający. Idziesz, a one szeleszczą za tobą, jak skrzydła aniołów. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że wartości nie tkwią w futrach, diamentach czy luksusowych samochodach. Trzeba żyć teraźniejszością, cieszyć się relacjami z dziećmi. Uświadomiłam sobie, że przez osiem lat regularnych wyjazdów na front nie widziałam, jak moje dziecko dorasta. Dla mnie mój syn pozostał chłopcem w trzeciej klasie. A potem bum - i mam przed sobą jedenastoklasistę. Teraz staram się być z nim jak najczęściej.
Mamy dziś, ale nie wiemy, czy będziemy mieć jutro. Aby tak się stało, wszyscy musimy pracować, aby wygrać.
Naprawdę chcę, aby moje rodzinne miasto Zaporoże wróciło do normalności. Chcę wrócić do biznesu, który prowadziłam przed wojną. Naprawdę chcę, by moi przyjaciele wrócili żywi. Chcę żyć w odbudowanym europejskim kraju. Z dumą powiem, że kiedy mój syn miał do wyboru - pojechać do ojca do Brukseli, gdzie mieszka od wielu lat, albo zostać w Ukrainie - wybrał ojczyznę. Chcę również, aby każde dziecko, które straciło rodziców, znalazło rodzinę. Mam nadzieję, że prawo trochę się zmieni, a ja i moi przyjaciele chętnie przygarniemy dziecko, któremu wojna zabrała najdroższe osoby. Jestem pewna, że moglibyśmy dać mu tą zapomnianą miłość, ponieważ miłość wciąż zwycięża i daje nadzieję.
Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!