Exclusive
20
min

Małgorzata Wosińska, antropolożka: Powrót zaczyna się tam, gdzie człowiek wybiera życie. Nawet w miejscu masowych grobów

Do zniszczonych przez wojnę i opuszczonych ukraińskich miast życie w końcu wróci. Wraz z odbudowanymi dzielnicami powstaną miejsca pamięci, by zbrodnie i tragedie nie odeszły w zapomnienie. Na czym powinni skupić się ludzie zaangażowani w odbudowę? Jak będą wyglądały powroty do domu? I jak długo to wszystko będzie bolało?

Olga Gembik

Pomimo bólu i smutku, ludzie wracają do zniszczonych miast. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Pewnego dnia osoba, która opuściła Mariupol, Bachmut, Wołnowachę, Sołedar lub inne miasto zniszczone przez Rosjan, będzie chciała wrócić. Niektórzy będą czekać, aż ich ulice zostaną wyzwolone, odbudowane. Kupią bilet w jedną stronę i usiądą na walizkach, niecierpliwie czekając na spotkanie. Niektórzy mogą pomyśleć, że to niemożliwe, bo jak można wrócić do miejsca, w którym doświadczyło się żalu, bólu, było świadkiem strasznych wydarzeń lub straciło rodzinę?

Jednak natura ludzka jest taka, że i tak wrócimy – w rzeczywistości lub w naszych umysłach – aby przejść się znajomymi ulicami, dotknąć klamki czy przejść przez drzwi, które już nie istnieją. I te wspomnienia, które napotkamy, prawdopodobnie nas zranią. Od co najmniej dwóch lat wiele Ukrainek i Ukraińców zadaje sobie pytanie: jak wrócić do powojennych miast nie robiąc sobie krzywdy?

Rozmawiamy o tym z Małgorzatą Wosińską, doktor antropologii (w specjalizacji antropologia ludobójstwa) i psychotraumatolożką, która od ponad 15 lat zajmuje się konfliktami zbrojnymi.

Jej rodzina mieszkała w Warszawie od końca XIX wieku, ale po trudnych doświadczeniach II wojny światowej zdecydowała się wyjechać. Wspomnienia przesiedleń, Zagłady, obozów przejściowych i koncentracyjnych wywoływały rodzinny niepokój i lęk. Warszawa stanowiła dla rodziny krajobraz pamięci traumatycznej.

Małgorzata Wosińska, doktor antropologii, specjalizująca się w antropologii ludobójstwa, psychotraumatolog. Fot: Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl

Pomimo tego, a może właśnie dlatego, Małgorzata Wosińska osiedliła się w Warszawie – w 2017 roku. Mieszka na Muranowie – w dzielnicy, w której podczas wojny znajdowało się żydowskie getto, a która po wojnie została odbudowana z ruin i na ruinach. Historia jej rodziny jest najlepszym przykładem tego, że nie tylko architektura, ale także reintegracja ludzkiej pamięci mogą mieć moc uzdrawiającą.

Rozmawiamy o Mariupolu, choć mamy też na myśli inne miasta skoncentrowanego bólu: Buczę, Izium, Czasiw Jar, Marjinkę, Awdijiwkę. Powrót tam jest możliwy, a nawet konieczny, nawet jeśli miejsca i budynki stały się symbolami zbrodni i ludzkich tragedii.

CO MUSISZ WIEDZIEĆ PLANUJĄC POWRÓT DO DOMU?

Problemy związane z traumą i stratą nie znikają szybko, nie da się tego “zaplanować”, dopisać do listy postanowień noworocznych. Niektórzy ludzie potrzebują wielu lat – dwudziestu, a nawet trzydziestu – by przezwyciężyć traumę i nauczyć się żyć ze stratą. Niektórym nie uda się tego dokonać nawet u kresu życia. Jednakże, każda próba przezwyciężenia bólu, nawet najmniejsza, stoi po stronie życia i sprawczości człowieka.

Oczywiście, deokupacja miast ukraińskich pewnego dnia nadejdzie. W to wierzymy.  Ale problem pytań podstawowych dla zdrowia psychicznego, czyli takich jak: „czym jest bezpieczeństwo?”, „czym jest dom?”, „czym jest strata?” nie jest łatwy do rozwiązania, ponieważ dotyka znacznie głębszych warstw ludzkiej kondycji, niż  rozwiązania  geopolityczne. To zawsze będzie praca w procesie społecznym, rodzinnym, wewnętrznym – czy to za rok, czy za 20 lat.

Nawet jeśli dana osoba nie wróci (do Ukrainy), to pewnego dnia i tak Ukraina zapuka do drzwi, do serca. To będzie doświadczenie symboliczne, transformujące. Człowiek mieszkający w Wielkiej Brytanii, Norwegii czy w jakimkolwiek innym kraju prędzej czy później zapyta siebie: „Gdzie są moje korzenie?”, „Czego mi brakuje?".

Odpowiedź nie przychodzi od razu. Ale pewnego dnia zaczynamy szukać archiwów, które zawierają informacje o złożonej historii naszej rodziny – tak jak po II wojnie światowej, kiedy ludzie szukali (i –  tu dodam – wciąż szukają) śladów przeszłości, a kiedy odnajdują cudem zachowane archiwa mają poczucie, że odnaleźli skarb. Bez tego gestu (próby odnajdywania) nie będzie można żyć w spokoju, przeboleć utraty bliskich, utraty domu. Dla Żydów, którzy stracili swoje domy podczas wojny, tak jak moja rodzina, kwestia powrotu jest wciąż aktualna. A ten powrót – zaznaczam – nie oznacza tylko oswojenia przestrzeni “miasta”, miasteczka, wsi, ale i zaproszenie wypartych wspomnień.

CO TO ZNACZY POWRÓCIĆ?

Powrót nie zawsze jest radością. Bywa też smutkiem. W Polsce długo o tym nie rozmawialiśmy. Trauma psychologiczna, trauma jednostki przez ponad 80 lat była tematem tabu, albo była używana jako narzędzie polityczne. Paradoksalnie to właśnie gdy nastąpiła pełnowymiarowa inwazja na Ukrainę, gdy dużo słyszy się  o wojennej traumie i stratach “zwykłych” obywateli, uchodźców, stworzyła się przestrzeń na dopuszczenie także i polskich doświadczeń, które trwały w uśpieniu.

Należę do pierwszego pokolenia, które dorastało w wolnej Polsce, i wiele lat zajęło mi przepracowanie rodzinnej traumy. Wojna w Ukrainie pokazała mi, jak ważne jest mówienie o tych sprawach. I myślę, że spotkania Polaków i Ukraińców to nie tylko spotkania w duchu przyjaźni i pomocy, ale także pomaganie Ukraińcom w zrozumieniu polskich traum i na odwrót. To jest podwójna praca.

Wiele Ukrainek i Ukraińców, którzy przyjeżdżają do Polski jako uchodźcy, jest w stanie, który popularnie nazywa się „traumą wojenną”, czy też zespołem stresu pourazowego (PTSD). W Ukrainie ludzie z terenów okupowanych przeżywają doświadczenie wojny jeszcze dotkliwiej. Obserwuję jednak, jak szybko są w stanie przywracając do życia to, co jest im najbliższe: domy, ogrody. Odzyskują poczucie rzeczywistości i sprawczości zajmując się codziennością, sprzątając, odbudowując.

Przez wiele lat pracowałam z ofiarami wojny w Demokratycznej Republice Konga i ocalałymi z ludobójstwa w Rwandzie. Tym co mnie poruszyło było to, że pomimo tego iż tak trudno tam coś trwale odbudować i przywrócić stabilność, ludzie nadal chcą porządkować swoje życie.

Zauważam, że czasem jest to łatwiejsze dla ludzi, którzy prowadzą “tradycyjny” tryb  życia, są bardziej przywiązani do ziemi, religii, niematerialnego i materialnego dziedzictwa, czerpią siłę z poczucia wspólnoty sąsiedzkiej, potrzeby opieki nad zwierzętami i pracy fizycznej. Praca w polu, opieka nad żywym inwentarzem, uprawa roślin, pomoc sąsiadom – bycie w takiej roli umożliwia wyciszenie posttraumatycznych symptomów, ponieważ uwaga nie skupia się tylko na samym sobie. Utrzymanie uważności, pozostawanie w pozycji, którą popularnie nazywamy “byciem tu i teraz”, zainteresowanie się np. tym, że kury dobrze się chowają i znoszą jajka, jest wspierającą metodą, o której ludzie na Zachodzie niestety często zapominają.  

Żydzi, którzy udali się do Izraela po II wojnie światowej i pracowali na roli, w kibucach, z psychologicznego punktu widzenia postąpili praktycznie. Jednym z najlepszym sposobów na poradzenie sobie z traumą, na rozładowanie napięcia, jest aktywizacja ciała. Zdecydowanie,  doradzam, również Polkom i Polakom powrót do ogrodów. Jeśli się nie ma własnego, to można spróbować współtworzyć ogródek pod blokiem, lub kamienicą, albo popracować w “ogrodach społecznych”. Wspomoże to także umacnianie więzi sąsiedzkich, których, zwłaszcza w dużych miastach, nam coraz bardziej brakuje.

JAK NIE CZUĆ SIĘ WINNYM, ŻE JA ŻYJĘ, A KTOŚ INNY NIE?

Poczucie winy osoby pozostającej w roli świadka jest właściwie najtrudniejsze. Bycie ofiarą-ocalałym jest przerażające, dojmujące, ale są ludzie (również ocalali), którzy widzieli śmierć swoich bliskich, choć sami fizycznie nie zostali poszkodowani. Pierwszą reakcją człowieka na straszne wydarzenia jest zamknięcie oczu i odwrócenie wzroku. Mówię to poniekąd metaforycznie, bo można mieć oczy otwarte, ale nie widzieć, nie słyszeć w pełni. Taki stan zamrożenia nazywamy “dysocjacją”. To odruchowy mechanizm obronny, wskazujący, że dana osoba nie jest w stanie unieść sytuacji, w której się znalazła. Odwrócenie wzroku, czy też “zamrożenie” może przekształcić się w inną reakcję: człowiek jest przytłoczony poczuciem bezsilności, rozpaczy, wstydu. Tym, że nie był w stanie nic zrobić. Wszystko to skutkować może rozwinięciem się późniejszej  traumy strukturalnej, długotrwałą depresją – stanem, w którym człowiek staje się cichy na wiele lat. Życie ocalałych jest bardzo samotne, ponieważ trudno znaleźć kogoś, kto zrozumie ich historię i emocje.

Jak możesz sobie pomóc? Pierwszym krokiem jest rozmowa z osobami, które miały podobne doświadczenia. Dzięki poufnym rozmowom osoba poszkodowana uświadomi sobie, że nie jest sama. “Owszem, nic nie zrobiłam, ale nie mogłam nic zrobić, tak jak moja rozmówczyni. Ona też jest tym zaniepokojona”.

Dom zniszczony przez Rosjan w Irpinie w obwodzie kijowskim. Zdjęcie: Shutterstock

Dobrze jest spotykać się na terapii grupowej lub w grupie wsparcia z osobami z twojego miasta lub regionu. Wystarczy nawet godzina tygodniowo. Nie musisz opowiadać o swoim życiu a czasem w ogóle nie musisz nic mówić. Wystarczy, że usiądziesz z ludźmi, którzy mają podobne doświadczenia. Nawet kilka słów wypowiedzianych w takiej przestrzeni przez osoby, które rozumieją tę ciszę, może bardzo pomóc. W przeciwnym razie nieprzepracowana trauma, również ta wynikająca z poczucia winy, nie pozwoli ci powrócić do codziennego życia.

Zauważam, ludzie chętniej pomogą klasycznie pojmowanej ofierze. Bo to epickie, „filmowe”, a nawet w pewien sposób romantyczne. Czasem trudniej pomóc osobie, która również ocalała z wydarzeń wojennych, ale której rany i blizny są niewidoczne. Ludzie mają jednak tendencję dwuznacznego patrzenia na świadka wydarzeń traumatycznych. Boją się zbliżyć do jego wstydu i poczucia winy. Te emocje – dodam – są bowiem jednymi z najtrudniejszych emocjonalnie doświadczeń psychicznych.

Trauma bycia ofiarą, ale także świadkiem tragedii narodu i twoich bliskich, którą noszą w sobie Ukraińcy, wpłynie na przyszłe pokolenia. Aby nowe pokolenia były zdrowe, odporne, rodzice muszą pracować nie tylko z żałobą, ale też właśnie ze wspomnianym poczuciem winy i wstydu. I to będzie naprawdę trudne. Ale wierzę, że możliwe.

Czasami najlepszym powiernikiem jest psychoterapeuta, a czasami sąsiad, siostra lub ksiądz. Tu chodzi o to, by móc porozmawiać o swoim bólu w bezpiecznym, wspierającym środowisku. W najgorszej sytuacji są ludzie, którzy udają, że nic się nie stało lub że poradzą sobie sami. Ale to nieprawda. Każdy, kto doświadczył wojny, ma podatność na traumę.

Tak jak mówiłam wcześniej, w Ukrainie jest szansa na przepracowanie bólu w tradycyjny sposób: np. poprzez pracę w ogrodzie, w polu, ze zwierzętami, ale także śpiew, wspólne gotowanie czy rękodzieło artystyczne. Wiem, że Ukraińcy są bardzo mądrzy i będą w stanie wykorzystać wspomniane tradycyjne metody do przepracowania swoich doświadczeń. Być może pójdzie im lepiej niż nam w Polsce, która po II wojnie światowej utraciła swobodny dostęp do źródeł tradycji ludowej (piętno reżimu komunistycznego) a w konsekwencji porzuciła praktyki zbiorowego i spontanicznego przepracowywania trudnej pamięci i żałoby.

JAK RADZIĆ SOBIE Z LUDŹMI, KTÓRZY POZOSTALI?

Ludzie, którzy pozostali w zniszczonym Mariupolu, byli świadkami horroru, dehumanizacji. Ale mogą mieć więcej siły, niż nam się wydaje. Ci, którzy powrócą, będą z kolei innymi ludźmi niż dawniej, ale też innymi niż ci, którzy zostali. Zawsze będzie między nimi różnica doświadczeń, ale z pewnością będzie ich łączyć bliskość traumy.

Myślę, że czasami, paradoksalnie ci, którzy wracają, mogą mieć nawet więcej problemów emocjonalnych, bo te pojawić się mogą w związku z decyzją o wcześniejszym opuszczeniu swoich bliskich. Te emocje w zasadzie bazują na poczuciu winy. Takie osoby także będzie trzeba otoczyć opieką psychologiczną stwarzając bezpieczną przestrzeń dla rozmowy o powodach i konsekwencjach uchodźstwa i repatriacji.

Poszukiwanie bliskości, pomimo różnicy doświadczeń, jest niezwykle ważne. W bezpośrednim następstwie II wojny światowej osoby ocalałe z Holokaustu często chciały mieć bliskie relacje z ludźmi, którzy przeszli przez podobne doświadczenie. Nierzadko zawierały małżeństwa z osobami, które przeżyły np. obóz koncentracyjny, czy w inny sposób ocalały z Zagłady. Z czasem jednak potrzeba życia wśród ludzi o tym samym pochodzeniu etnicznym i współdzielonej pamięci zaczęła maleć. Możliwość większego wyboru oznacza, że tożsamość pourazowa została już ustabilizowana, a ludzie mają więcej wolnej, spontanicznej woli. Tutaj dodałabym tylko, że ludzie żyjący w swojej posttraumatycznej “osobności”, lub współdzielonej odrębności, unikają świata zewnętrznego niekoniecznie dlatego, że są do świata uprzedzeni. Oni po prostu z powodu swoich doświadczeń skupiają się na zupełnie innych sprawach. Jeśli ktoś nie popełnia samobójstwa żyjąc w piekle, czy po wyjściu z piekła, oznacza to, że wybrał życie i na różne (często niezrozumiałe dla postronnych) sposoby pielęgnuje swój wyobrażony, a jednocześnie realny, czujący i współodczuwający ogród wewnętrzny.

W Auschwitz, jednym z największych nazistowskich obozów koncentracyjnych, przebywał Viktor Frankl, wybitny  austriacki psychiatra, psychoterapeuta i założyciel tak zwanej trzeciej  szkoły wiedeńskiej, czyli logoterapii. Jest to forma psychoterapii, która polega na leczeniu duszy poprzez odnajdywanie sensu życia. Po wojnie Frankl prowadził własny gabinet. Przyjmował wielu byłych więźniów Auschwitz. Pytał ich: „dlaczego nie popełniłeś samobójstwa w Auschwitz? Przecież wszystko się rozpadało, twoja rodzina umierała”. Odpowiadali, że myśleli o tym, ale w ostatniej chwili słyszeli głos matki, ojca lub siostry mówiący: „Tak bardzo cię kocham”. Zrozumienie, że ktoś kocha stało się sensem ich życia, dało siłę do przetrwania. Książka pt. „Człowiek w poszukiwaniu sensu” Viktora Frankla jest właśnie o tym. Bardzo ją polecam.

CZY SĄ LUDZIE, KTÓRZY NIE POWINNI WRACAĆ – NA PRZYKŁAD, BY UNIKNĄĆ PONOWNEJ TRAUMATYZACJI?

Każdy ma szansę na przepracowanie swojej traumy i każdy może to zrobić. Gdybym powiedziała, że ktoś jest zbyt niestabilny psychicznie, zbyt zraniony emocjonalnie, odebrałabym mu szansę na powrót do równowagi. Potrzeba tylko wsparcia: czasem mniejszego, czasem większego.

Wyobraźmy sobie taką sytuację: żydowski noworodek z getta warszawskiego został cudem uratowany – wyniesiony za mur, oddany na wychowanie po aryjskiej stronie polskiej rodzinie, a następnie – już po wojnie – zabrany  do Stanów Zjednoczonych, dzięki adopcji przez rodzinę Żydów amerykańskich (niekoniecznie spokrewnioną). W okresie dorastania taki młody człowiek zaczynał rozumieć, że utrata więzi jest wielostopniowa, wieloetapowa. Że nawet, gdyby chciał, to nie ma oczywistego rozwiązania – jak i do kogo może powrócić. Zaczyna zadawać pytania: “gdzie są ludzie, którzy go uratowali?”, “Gdzie są biologiczni rodzice?”. Te pytania to są wyrwy pamięci biograficznej, których nie da się łatwo zapełnić. Ale może i dobrze. Pewnego dnia, już jako dorosła osoba, być może będzie chciał i będzie gotowy dowiedzieć się więcej: jak wyglądała jego mama, kim był jego tata. Zapragnie odszukać tych którzy uratowali życie, przejść się po rodzinnej ulicy. Ale równocześnie dowie się czym był Holokaust, jak skomplikowane były relacje polsko-żydowskie. Jeśli się nie “wystraszy”, zmierzy się z tą wiedzą. To paradoksalnie ten właśnie proces wspomagać będzie wzrost: duchowy, emocjonalny, intelektualny. Wyrwa się nie tylko zapełni, ale i zacznie stanowić żyzny grunt dla tego co “nowe”.

W psychologii nazywamy to procesem symbolizacji – nawet najtrudniejsze wspomnienie może zostać “opracowane” korzystnie dla podmiotu. Ale musisz wiedzieć, co opracowujesz. Innymi słowy: musisz dostrzec brak, wyrwę. Dlatego nie można powiedzieć, że osoba po traumie nie ma prawa do powrotu. Ma tym większe prawo do powrotu, aby uświadomić sobie co straciła. Bo tylko to pozwoli jej żyć w pełni. Konfrontacja ze stratą jest bardzo trudna, ale możliwa do uniesienia. To co naprawdę człowieka niszczy, to milczenie.

JAK POGODZIĆ SIĘ Z FAKTEM, ŻE MORDERCY MOGĄ POZOSTAĆ BEZKARNI, A ICH POTOMKOWIE BĘDĄ ŻYĆ GDZIEŚ W POBLIŻU?

Odpowiem w sposób nieoczywisty: po II wojnie światowej dzieci zbrodniarzy wojennych w Niemczech również nosiły ten ciężar. Ale zdarzył się mały cud (oczywiście tylko w niewielkiej części społeczeństwa, ale jednak). Dzieci oprawców, tak zwane „drugie pokolenie” były pierwszymi członkami lewicowych partii w Niemczech Zachodnich. Znam takich ludzi – pokolenie Niemców urodzonych pod koniec II wojny światowej czy na początku lat pięćdziesiątych, których rodzice byli nazistami. Byli to pierwsi, którzy otworzyli żydowskie muzea w Niemczech i przetłumaczyli żydowskie książki. Mierzyli się z poczuciem winy i wstydu. Chcieli coś zmienić, nie tyle w świecie, co przede wszystkim w sobie samych.

Ale musieli zapłacić za to cenę – skonfrontować się ze swoimi rodzicami, często oddzielić się, odizolować od swoich rodzin. Utrata kontaktu z najbliższymi to zresztą kolejna trauma. Jednak powojenne pokolenie poniekąd sobie poradziło. Dziś badania nad Holokaustem w Niemczech są na wysokim poziomie. Nie oznacza to jednak, że sprawy rodzinne są tam jakoś świetnie uregulowane. Biorąc jednak pod uwagę, że praca z traumą to proces, dobrą szansę na wydobycie się z pozycji traumatofilicznej mają tam kolejne pokolenia.

Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie to możliwe w przypadku Rosji.

Bucha w kwietniu 2022 r., a miasto w lutym 2024 r. fot: RONALDO SCHEMIDT i Sergei SUPINSKY/AFP/East News

Faktycznie dużym problemem (myślę już tu bezpośrednio o Rosji) są straumatyzowane dzieci oprawców. Niewielu terapeutów chce pracować z tymi, którzy stoją po stronie przemocy. Dzieci żołnierzy rosyjskich już mają lub będą miały traumę, ich życie zostanie zniszczone przez autoagresję i agresję ojca wracającego z frontu, przemoc domową, używki.

Ale by zapobiec złu, nie możesz odwracać od niego głowy. Aby wyjść z własnej traumy, człowiek musi stworzyć perspektywę, w której jest miejsce na dostrzeżenie oprawcy, który żyje w tobie. Trauma nie jest twoją winą, nie wynika z ciebie, ale jest w tobie, kolonizuje duszę i ciało, jest takim “cerberem” – oddziela od miłości, od życia w zgodzie z samym sobą w teraźniejszości. Zadaję sobie pytanie: czy jeśli pochylamy się nad bólem ofiar i świadków przemocy, to czy powinniśmy też myśleć o autodestrukcji którą niosą agresorzy wobec siebie samych i swoich najbliższych. Nie tu mam jasnej odpowiedzi.  

Ale jeśli ktoś mówi, że praca z traumą jest oczywista, bo dotyczy tylko ofiar, to nie mogę się z tym zgodzić. Jest dużo bardziej skomplikowana, bo dotyczy kolejnych pokoleń w rodzinach sprawców, w tym dzieci i wnucząt. Oczywiście – i chcę to podkreślić – w czasie wojny i zaraz po wojnie to ofiary i ich rodziny są dla nas na pierwszym miejscu. Jednak niezbędne jest także przepracowanie traumy agresora, ale jest to zapewne możliwe w dalszej perspektywie – co najmniej dziesięcioleci.

JAK POWINNA WYGLĄDAĆ ODBUDOWA?

Przetrwanie, jak już ustaliłyśmy, zawsze jest bolesne. Jeśli przeżyjesz, nie oznacza to, że od razu będziesz szczęśliwa / szczęśliwy. Rozpocznie się proces “odmarzania” (wychodzenia ze stanu dysocjacji) oraz proces symbolizacji – a ten związany jest z odczuciem bólu. Czasem towarzyszy mu autoagresja, generalna niezgoda, pozycja depresyjna. Symbolizacja oznacza tu, że dana osoba odczuwa emocje i nie ma w tym nic złego. Pytanie tylko, jak sobie poradzić, by taki stan nie przerodził się w społeczną i indywidualną katastrofę. Powtórzę po raz kolejny: musimy stworzyć przestrzeń, w której możesz płakać i wykrzyczeć ból. Lub chociażby wyszeptać. I nie powinna to być przestrzeń mediów społecznościowych, czy innego rodzaju przestrzeń publiczna. Praca z traumą, to proces intymny. Nawet jeśli dzieje się w grupie, w danej społeczności, to z zasady powinien być chroniony, osłaniany i oddzielany od zewnętrznych ocen, krytyki i medialnych oraz politycznych nadużyć.

I w tej perspektywie (intymności, bliskości) trauma staje się też mądrością, uczy. Cerbera bowiem można oswoić, udomowić, przemienić. Nic dziwnego, że starsi ludzie (czy może lepiej byłoby powiedzieć: “starszyzna”) wiedzieli, jak sobie z tym poradzić, i nie potrzebowali klasycznie pojmowanego terapeuty. Tradycyjne społeczności tworzyły przestrzeń, w której ludzie mogli się zwyczajnie wypłakać. We współczesnym świecie zachodnim tego z reguły brakuje.

W procesie odbudowy Ukrainy przestrzeń na żałobę będzie bardzo ważna. Myślę, że miejsca pamięci powstaną obok budynków mieszkalnych a żałoba będzie szła w parze z odbudową. To się może wydawać dziwne, prawda? Ludzie myślą, że najpierw trzeba opłakać, a potem budować coś nowego, ale ja uważam, że mierzenie się z żałobą może trwać całe życie, i jeśli jest to lekcja (w tym: dla przyszłych pokoleń) a nie autoagresja, to nic w tym złego.

Zadajesz sobie pytanie: „Jak to możliwe, by jednocześnie opłakiwać i odbudowywać?”. Myślę, że człowiek nie byłby w stanie się odbudować, gdyby nie zbliżył się do pozycji żałoby, gdyby nie zauważył “wyrwy, braku” o których wspominałyśmy. Największa zagadka psychotraumatologii jest taka, że zyskujesz siłę do życia, gdy masz dostęp do swojego bólu. Kiedy wydaje ci się że jesteś silny, a utrata nie istnieje, to często izolujesz się od swoich emocji. Taka siła jest jednak wyimaginowana –  zewnętrzna może tak, ale niekoniecznie wewnętrzna. Izolacja tak naprawdę odbiera realną energię i sprawczość. Wyimaginowana siła karmi cerbera, ale nie wspomaga uzyskania równowagi ocalałemu.

CZY ŻYCIE WRÓCI NA ULICE, NA KTÓRYCH BYŁY IMPROWIZOWANE POCHÓWKI?

Stanie się to naturalnie i bardzo szybko. Za rok, dwa, dzieci będą się bawiły piłką na tych ulicach i w tych miastach, które będą wystarczająco bezpieczne, aby żyć. Jestem pewna, że już tak się zresztą dzieje, pomimo iż wciąż mierzmy się z pełnoskalową agresją rosyjską w Ukrainie. Tak jak dzieci polskie bawiły  się na Muranowie, zaraz po II wojnie światowej, na byłym terenie żydowskiego getta w Warszawie. To normalne.

Najważniejsze jest to, że wieś czy miasto ma pomniki, grobowce, miejsca pamięci. Dobrze jest mieć izbę pamięci w domu kultury, gdzie ludzie mogą oglądać zdjęcia, wspólnie organizować wystawy, dopisać się do księgi pamiątkowej, zaplanować śpiewanie, tańce, czy modlitwy. Najważniejsze aby to, co wydarzyło się w danym mieście lub wiosce, nie zostało zapomniane.

Powinny istnieć przestrzenie dla spełniania dwóch potrzeb: zabawy i upamiętnienia. Dzieci na pewno będą uczyły się w szkole o tym, kto mieszkał w tym mieście, o co i przeciw komu walczyli Ukraińcy, a ich wiedzę wesprą pomniki. Nie chcemy, żeby dzieci bały się tej historii, ale żeby chciały ją zrozumieć. Aby chciały ją zrozumieć, musimy stworzyć miejsce, gdzie będą mogły przyjść, posłuchać, a potem pójść się pobawić. Musi być równowaga, balansowanie między przestrzenią życia i pamięci; czy inaczej: życia i śmierci.

Mężczyzna na wózku inwalidzkim patrzy na dom zniszczony przez rosyjską armię w Mariupolu. Fot: AFP/East News

W Europie Środkowo-Wschodniej mamy wiele upamiętnień (w tym miejsc śmierci realnej, jak byłe obozy koncentracyjne i Zagłady, czy groby masowe). Nie wiem czy powinnam o tym mówić, ale znam to z wieloletniego doświadczenia zawodowego – w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu trochę nam “zazdroszczą” możliwości empirycznego obcowania z tym co utracone. Zauważam, że osobiste dotknięcie miejsc pamięci lepiej pozwala przepracować rodzinną traumę. Możliwe jest wtedy poruszenie wypartych, lub zamrożonych fragmentów biografii, które jeśli nie zapisane w pamięci, to z pewnością obecne są w ciele. Muzea zbudowane na symbolach, operujące wystawami narracyjnymi nie do końca na to pozwalają. Warszawie udało się przenieść pamięć Zagłady w żywą przestrzeń miejską. Sacrum zderza się tu z profanum. Coś się porusza. Pielimy wspólnie muranowskie ogródki. Chodząc po Muranowie wiem, że chodzę po byłym getcie, ale moje kroki są pewne. Tylko tak niesiona może być pamięć. Ze świadomością gestu i ruchu.

NA CZYM POWINNI SKUPIĆ SIĘ POWRACAJĄCY UKRAIŃCY?

Musimy odejść od myślenia o wyzwoleniu, deokupacji i powrocie jako czymś romantycznym czy heroicznym. Ktoś będzie musiał wrócić do miast-ruin i wszystko posprzątać, rozminować, odbudować. Ktoś wróci do masowych grobów i będzie musiał się nimi zająć. Historia musi zostać zachowana i opowiedziana. Powrót nigdy nie będzie łatwy. Często oznacza rozczarowanie, ukazuje zmiany i różnice społeczne, rodzinne, o których wolelibyśmy nie wiedzieć, ale to jest właśnie część procesu – mówiłyśmy już o tym.

Najważniejszą rzeczą dla Ukraińców jest zbudowanie społeczeństwa opartego nie na roli ofiary, ale także zwycięzcy (bez względu na to jak długo miałaby trwać wojna). Myślę bowiem o zwycięzcy, który jest obecny na poziomie serca i duszy. Na zwycięzcy dnia powszedniego, który jest autorefleksyjny i wrażliwy. I dzięki temu – silny. Pozycja ofiary przekazywana przez trzy pokolenia, jak w Izraelu, nie jest najlepszym pomysłem. Podobnie z rolą cynicznego zwycięzcy, który rozlicza historię przegranych (a takie przypadki też przecież znamy).

Nie chodzi o zapomnienie kolonialnych postzależności. Chodzi o skupienie się na roli mądrego, silnego obywatela.

Wiele lat zajęło mi, by przestać myśleć o sobie jako o jednej z rzędu ofiar Holokaustu. Dlaczego ja, jako trzecie pokolenie, tak długo o tym myślałam? Ponieważ moja babcia i mama milczały przez ponad 70 lat. To nie jest ich wina. Tak potoczyły się losy historii. Ale uczymy się na błędach. I to dlatego tak bardzo chcę, abyście mówili głośno, wyraźnie, w możliwie bezpiecznych warunkach.

Powrót zaczyna się tam, gdzie człowiek wybiera życie. Nawet jeśli mieszkasz w miejscu, w którym jest masowy grób. Nawet jeśli twoi bliscy zginęli, nadal możesz być po stronie życia. Dlatego, też tak bardzo dziękuję Pani, że dała mi Pani głos. To jest – jak mówiłyśmy wcześniej – wzajemna praca i przyjaźń.

Olga Gembik, Małgorzata Wosińska

No items found.

Redaktorka i dziennikarka. Ukończyła polonistykę na Wołyńskim Uniwersytecie Narodowym Lesia Ukrainka oraz Turkologię w Instytucie Yunusa Emre (Turcja). Była redaktorką i felietonistką „Gazety po ukraińsku” i magazynu „Kraina”, pracowała dla diaspory ukraińskiej w Radiu Olsztyn, publikowała w Forbes, Leadership Journey, Huxley, Landlord i innych. Absolwent Thomas PPA International Certified Course (Wielka Brytania) z doświadczeniem w zakresie zasobów ludzkich. Pierwsza książka „Kobiety niskiego” ukazała się w wydawnictwie „Nora-druk” w 2016 roku, druga została opracowana przy pomocy Instytutu Literatury w Krakowie już podczas inwazji na pełną skalę.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Zełenski: „Oczekujemy aktywnej wspólnej pracy w duchu koncepcji „pokoju poprzez siłę”

Wołodymyr Zełenski podziękował Polsce i całemu polskiemu narodowi za nieustające wsparcie dla Ukrainy, pomoc obronną i szacunek dla Ukraińców.

Prezydent mówił o konsekwencjach dzisiejszego rosyjskiego ataku na ukraiński sektor energetyczny, w szczególności na obiekty energetyczne w obwodzie lwowskim. W odpowiedzi Polska wyraziła gotowość do dostarczania Ukrainie energii elektrycznej.

Podczas spotkania Zełenski i Tusk szczegółowo omówili kwestie pomocy obronnej, w tym dostaw i produkcji broni oraz związanych z tym inwestycji. Ukraina ma znaczące możliwości produkcji wszelkiego rodzaju dronów, wielu typów sprzętu i artylerii.

– Rozmawialiśmy również o możliwościach przybliżenia pokoju dla Ukrainy i całej Europy. Za pięć dni w Stanach Zjednoczonych odbędzie się inauguracja prezydentury Donalda Trumpa. Oczekujemy aktywnej wspólnej pracy w duchu koncepcji „pokoju poprzez siłę” – powiedział Zełenski.

Według niego Ukraina w ciągu najbliższych sześciu miesięcy Ukraina oczekuje wzmocnienia sankcji wobec Rosji i intensywnej współpracy w negocjacjach w sprawie przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej.

– Będziemy współpracować z Ukrainą i naszymi europejskimi partnerami, oczywiście w celu przyspieszenia procesu akcesyjnego – zapewnił z kolei premier Polski.

Zdjęcie: OP

Odpowiadając na pytanie o swoje oczekiwania wobec nadchodzącej administracji Donalda Trumpa Wołodymyr Zełenski powiedział, że spodziewa się, iż USA będą kontynuować politykę wzmacniania Ukrainy.

Zełenski stwierdził, że trwają prace nad treścią i formatem nadchodzącego spotkania, które odbędzie się po inauguracji. Nie wdawał się jednak w szczegóły ani nie podał daty spotkania. Stwierdził tylko, że najważniejszym oczekiwaniem jest teraz zakończenie wojny z silnymi gwarancjami bezpieczeństwa:

– Chcemy zakończyć [wojnę – red.] sprawiedliwym pokojem, a w tym celu musimy mieć pewność, że Rosja nie powróci z wojną przeciwko Ukrainie. Potrzebujemy silnych gwarancji bezpieczeństwa.

Według niego Ukraina obecnie uważa członkostwo w UE i przyszłe członkostwo w NATO za strategicznie silne gwarancje bezpieczeństwa.

Gwarancje te powinny również obejmować „poważne pakiety uzbrojenia i wsparcie dla naszej armii, których nie można zmniejszyć, gdy jesteś sąsiadem Rosji”

Zełenski zauważył, że Ukraina popiera rozmieszczenie kontyngentów niektórych krajów sojuszniczych na swoim terytorium jako potencjalną gwarancję bezpieczeństwa. Dodał jednak, że rozmieszczenie to nie może być jedyną gwarancją bezpieczeństwa. Oświadczył, że omówił już tę kwestię z partnerami bałtyckimi i zrobi to również z brytyjskim przywódcą.

Przed rozmieszczeniem zagranicznego kontyngentu opcją mogłoby być wysłanie do Ukrainy zagranicznych instruktorów z programem szkoleniowym.

Ponadto prezydent podkreślił, że Ukraina nie będzie bawić się w „gierki z komunikatami o redukcji” swojej armii:

– Nasza armia jest dziś jedyną gwarancją bezpieczeństwa. Sposób utrzymania dużej armii również jest częścią tych porozumień.

Zdjęcie: Biuro Prezydenta RP

Duda: „Najważniejszą kwestią są gwarancje bezpieczeństwa, które Ukrainie mogą zapewnić tylko kraje Sojuszu”

– Tak naprawdę tylko kraje NATO mogą dać Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa, a największą gwarancją byłoby przyjęcie jej do NATO – powiedział z kolei prezydent RP Andrzej Duda po spotkaniu z prezydentem Zełenskim. Dodał, że wierzy, iż Ukraina stanie się członkiem Sojuszu.

Na konferencji prasowej po wspólnym spotkaniu Duda zaznaczył, że kluczowymi tematami rozmów były aspiracje Ukrainy do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO.

Przypomniał, że w 2022 roku Ukraina otrzymała status kraju kandydującego do UE. – Mam nadzieję, że dzisiaj będziemy w stanie zrealizować wszystkie zadania, które stoją przed nami i Ukrainą w związku z jej pełnym przystąpieniem do UE tak szybko, jak to możliwe – dodał. – Natomiast z punktu widzenia Ukrainy najważniejsza jest kwestia gwarancji bezpieczeństwa, które tak naprawdę mogą być zapewnione Ukrainie tylko przez państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. Największą gwarancją bezpieczeństwa dla Ukrainy byłoby – i wierzę, że w najbliższej przyszłości będzie – członkostwo w NATO, czyli (...) gwarancje związane z artykułem 5.

Tusk: „Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej posunie naprzód kwestię akcesji Ukrainy do UE”

– Ukraina może liczyć na polskie wsparcie i pomoc. Fundamenty naszej przyjaźni i współpracy są oczywiste, bezwarunkowe i nie ulegną zmianie – powiedział Donald Tusk.

Podkreślił, że spotkanie z ukraińskim prezydentem odbywa się na początku polskiej prezydencji w Radzie UE. Według niego w relacjach Polski i Ukrainy „w czasie brutalnej wojny rozpętanej przez Rosję fundamenty naszej przyjaźni i współpracy są oczywiste, bezwarunkowe i nie ulegną zmianie”.

– Ukraina może liczyć na polskie wsparcie i polską pomoc. To jest także jedno z moich zadań, by pomagać i wspierać całą UE w obronie przed brutalną agresją Rosji – stwierdził

Podczas wspólnej konferencji prasowej z Zełenskim zaznaczył, że „niepodległa, suwerenna Ukraina, która sama decyduje o swoim losie, to nie tylko oczywista sprawiedliwość dziejowa, ale także bezdyskusyjny warunek bezpieczeństwa Polski i całej Europy”.

Premier RP oświadczył ponaddto, że polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej posunie naprzód kwestię przystąpienia Ukrainy do UE: – Będziemy współpracować z Ukrainą i naszymi europejskimi partnerami, by przyspieszyć proces akcesyjny.

Dodał, że po „działaniach biurokratycznych” rozmowy o wspólnych interesach będą prowadzone językiem konkretów, a nie sentymentów, bo w tej „wspólnocie interesów” każdy powinien umieć zadbać o swoje interesy. – Pomożemy Ukrainie, ale nadal będziemy bronić naszych interesów narodowych – podkreślił.

20
хв

Wołodymyr Zełenski spotkał się z Donaldem Tuskiem i Andrzejem Dudą

Sestry

Aneksja Kanady, zakup Grenlandii, zmiana nazwy Zatoki Meksykańskiej i przejęcie kontroli nad Kanałem Panamskim – to ostatnie pomysły amerykańskiego prezydenta elekta Donalda Trumpa, które niedawno przedstawił dziennikarzom. W kontekście niedawnej zapowiedzi dymisji premiera Kanady Justina Trudeau wydają się one szczególnie niepokojące. Sestry rozmawiają z gen. Rickiem Hillierem, byłym szefem kanadyjskiego sztabu obrony (2004-2008) i członkiem Rady Doradczej Światowego Kongresu Ukraińskiego – o tym, czy Kanada może stać się 51. stanem Ameryki i jak wsparcie Ottawy dla Ukrainy może się zmienić po wyborach.

Retoryka nacisku

Maryna Stepanenko: Czy ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa o chęci przyłączenia Kanady do Ameryki, a także jego pomysły dotyczące Grenlandii i Kanału Panamskiego stanowią realne zagrożenie – zwłaszcza biorąc pod uwagę istnienie „Czerwonego” Planu Wojennego [War Plan Red – aut.], który Stany Zjednoczone opracowały w latach 30. XX wieku i który obejmuje m.in. strategię przejęcia Kanady?

Rick Hillier: Prawdziwym zagrożeniem jest nasza niezdolność do zakomunikowania administracji Trumpa i innym Amerykanom, że Kanada jest bezcennym sojusznikiem, przyjacielem i partnerem Stanów Zjednoczonych. I że nasze kraje są razem silniejsze, gdy dzielimy wspólną strefę bezpieczeństwa oraz strefę gospodarczą i handlową. Nasza komunikacja w tej kwestii nie była jasna ani w słowach, ani w działaniach – dlatego musimy zrobić więcej w tym zakresie.

Czy postrzegam słowa Trumpa jako zagrożenie? Uważam, że jego podejście może wiązać się z ryzykiem gospodarczym i innymi problemami. Ale czy istnieje zagrożenie dla suwerenności Kanady? Nie. Od setek lat dogadujemy się z naszymi wielkimi przyjaciółmi, kuzynami i sojusznikami na południu. I nadal bez wątpienia będziemy to robić.

Trump zagroził, że Kanada stanie się 51. stanem Stanów Zjednoczonych. Zdjęcie: NICHOLAS KAMM/AFP/Eastern News

Do kogo skierowane są wypowiedzi Trumpa? I jaki sygnał wysyła on do krajów o imperialistycznych apetytach, w szczególności jeśli chodzi o Rosję i Chiny?

Po pierwsze, nie sądzę, by gdziekolwiek wysyłał imperialistyczne sygnały. Trump jest przede wszystkim biznesmenem. A po drugie – jest drapieżnikiem. On dobrze wie, że kiedy wnika w umysły ludzi i zmusza ich do dyskusji, dezorientuje swoich przeciwników i zyskuje przewagę. Teraz dąży do zmian gospodarczych na rynku północnoamerykańskim, w handlu między Kanadą a Stanami Zjednoczonymi. Chce zmniejszyć nierównowagę handlową, która dziś jest korzystna dla Kanady, i zwiększyć równowagę handlową – na korzyść obu krajów. Trump chce również, by Ottawa zrobiła więcej w kwestii bezpieczeństwa. Dlatego mówi, że Kanada stanie się 51. stanem – by, jak sądzę, wytrącić naszych przywódców z równowagi i uczynić ich być może nieco bardziej bezbronnymi. On może wykorzystać tę bezbronność, by zrobić to, co uzna za stosowne.

Kanada potrzebuje zmian

Rok temu powiedział Pan, że Kanadzie grozi „brak znaczenia” na arenie światowej. Czy nadal Pan tak uważa? Czy zmiana rządu po odejściu Justina Trudeau może zmienić sytuację?

Kanada już stała się nieistotna – to nie jest zagrożenie, to już się stało. Pamiętam, że w roku 2006, 2007 czy 2008, kiedy nasi politycy przemawiali na przykład w NATO, wszyscy słuchali. Obecnie w większości kwestii międzynarodowych Kanada nie jest nawet konsultowana. Musimy narzucać się w dyskusjach, by nas wysłuchano.

Staliśmy się w dużej mierze nieistotni. Jednym z powodów jest to, że pozwoliliśmy naszym siłom zbrojnym na dezintegrację. Nasza armia jest znacznie mniejsza, niż powinna być

Pozwoliliśmy, by nasze zdolności dyplomatyczne, nasza pozycja gospodarcza i finansowa pogorszyły się na wiele sposobów. Dlatego nasze wpływy na świecie znacznie się zmniejszyły – do tego stopnia, że prawdopodobnie nie jesteśmy istotni w kontekście większości incydentów, do których dochodzi obecnie na świecie.

Jak można to zmienić?

Przede wszystkim potrzebujemy zmiany rządu. Sondaże pokazują, że Kanadyjczycy są niezadowoleni ze stanu rzeczy w kraju. Potrzebujemy wyborów i zmiany rządu. Następnie musimy odbudować fundamenty narodu, filary państwowości, które zniszczyliśmy w ciągu ostatniej dekady.

Jednym z nich, ale tylko jednym, są kanadyjskie siły zbrojne. Musimy w nie mocno zainwestować. NATO ustaliło 2% PKB jako minimalny poziom inwestycji w siły zbrojne sojuszników. Musimy przekroczyć tę wartość.

Musimy też zmienić sposób, w jaki pozyskujemy sprzęt i zaopatrzenie potrzebne kanadyjskim siłom zbrojnym. Bo dziś pozyskiwanie nawet niewielkich elementów zajmuje lata, a czasem nawet dziesięciolecia. To niedopuszczalne

Celem kanadyjskich sił zbrojnych powinno być tworzenie wojowników, a nie zwolenników ideologii woke [ruch społeczny, który koncentruje się na podnoszeniu świadomości na temat kwestii rasowych, płci, nierówności społecznych i niesprawiedliwości, wzywając do zmian i wspierając prawa mniejszości – red.]. To wymaga fundamentalnych zmian, a one wymagają nowego rządu.

Potrzebujemy również nowej energii i siły na arenie międzynarodowej. Musimy odmłodzić nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, by przywrócić nasze wpływy. Jednocześnie musimy bardzo uważnie skupić się na tym, dokąd zmierzamy i gdzie będziemy kierować nasze wsparcie, bo nie możemy być wszystkim dla wszystkich.

Europa oczywiście pozostaje dla nas kluczowym obszarem, Ukraina pozostaje absolutnie ważnym obszarem. Kanada powinna nie tylko kontynuować jej wspieranie, ale w nadchodzących miesiącach i latach je podwoić.

Pana kraj jest obecnie piątym największym na świecie dostawcą pomocy wojskowej, gospodarczej i humanitarnej dla Kijowa. Czy powinniśmy spodziewać się zmian w tym względzie, biorąc pod uwagę nadchodzącą zmianę przywództwa w Ottawie?

Dużym wyzwaniem dla Kanady jest to, że 99% Kanadyjczyków nie rozumie, dlaczego inwestujemy miliardy dolarów we wspieranie Ukrainy w walce z Rosją.

Jednocześnie Kanadyjczycy borykają się z niewiarygodnie wysokimi cenami, astronomiczną inflacją, często mają trudności z utrzymaniem swoich rodzin, martwią się o pracę. Martwią się też o wpływ nowej administracji Trumpa na nasz kraj. Na tle tych problemów trudno im zrozumieć, dlaczego nadal wysyłamy do Ukrainy sprzęt wart miliardy dolarów.

Potrzebujemy więc przede wszystkim kampanii informacyjnej, przekazywania Kanadyjczykom argumentów przemawiających za wspieraniem Ukrainy za pośrednictwem wszystkich możliwych kanałów: tradycyjnych mediów, mediów społecznościowych, osobistych dyskusji i debat, przemówień
Wspólne szkolenie wojskowych polskich i kanadyjskich w Polsce. Luty 2024. Zdjęcie: Czarek Sokolowski/Associated Press/Eastern News

W wyniku 25. spotkania w Rammstein Kanada obiecała przekazać 440 milionów dolarów pomocy wojskowej, która zostanie wykorzystana na czeską inicjatywę zakupu amunicji, pocisków różnych kalibrów od kanadyjskiego przemysłu oraz wsparcie produkcji dronów w Ukrainie. Jak Pan ocenia wpływ pomocy wojskowej Kanady na zdolności operacyjne ukraińskich sił zbrojnych? Widzi Pan jakieś zmiany w dynamice wojny spowodowane tym wsparciem?

Nic, co Kanada może zapewnić, nie zmieni wyniku tej wojny. Kiedy działamy w pojedynkę, nasze możliwości są ograniczone. Tylko razem możemy coś zmienić. Kanadyjska produkcja amunicji jest nadal bardzo, bardzo ograniczona.

Jeśli chodzi o perspektywę rozwoju dronów, myślę, że to świetna sprawa. Czytałem, że Ukraina chce produkować od dwóch i pół do trzech milionów dronów rocznie. I jeśli kanadyjskie dolary pomogą jej w dalszym rozwoju krajowego przemysłu dronów, da to ukraińskim siłom zbrojnym jeszcze większe możliwości obrony przed rosyjskimi atakami.

Prawdziwa stawka pomocy Ukrainie

Co Pan sądzi o komunikatach płynących z Berlina? Podczas gdy Kanada ogłasza dodatkowe wsparcie, kanclerz Olaf Scholz blokuje nowy pakiet niemieckiej pomocy dla Ukrainy. Uważa, że „nie jest on krytycznie potrzebny”. Jak Ukraińcy powinni interpretować takie oświadczenia?

Nie powinniśmy być zaskoczeni, że Niemcy w wielu przypadkach niechętnie udzielają wsparcia wojskowego.

Jak powiedział mi jeden z moich przyjaciół żołnierzy, spędziliśmy ostatnie 75 lat na upewnianiu się, że Niemcy nigdy nie powtórzą chaosu II wojny światowej. A teraz prosimy ich, by nagle, z dnia na dzień, zmienili tę dynamikę i zaangażowali się w wojnę w bardzo bezpośredni sposób – zapewniając sprzęt i możliwości, które umożliwią jednej konkretnej stronie, Ukrainie, odniesienie sukcesu na polu bitwy.

To frustrujące, a czasem wręcz przygnębiające. Tyle że w demokracji musisz pracować, mieć pewność, że wyborcy rozumieją, dlaczego robisz to, co robisz

Wielokrotnie wspominał Pan o potrzebie organizowania kampanii informacyjnych, aby wyjaśnić ludziom Zachodu, dlaczego Ukraina potrzebuje pomocy w wojnie z Rosją. Może Pan wymienić kluczowe argumenty w tej sprawie?

Pierwszy argument podzieliłbym na dwie kategorie. Po pierwsze, to jest rodzaj pozytywnego wpływu strategicznego. Nie powinniśmy pozwalać dyktatorowi na brutalną inwazję na terytorium demokratycznego sąsiada, skoro podpisał on umowę [memorandum budapesztańskie – red.], która zobowiązała go do nieatakowania Ukrainy w zamian za oddanie przez nią z broni nuklearnej.

Nie możemy pozwolić, by społeczność międzynarodowa działała w taki sposób. Kanada zależy od stabilnego świata. Kiedy wszyscy mają się dobrze, nasz naród kwitnie – mamy dobre stosunki handlowe, dobre wyniki gospodarcze. Potrzebujemy tego rodzaju stabilności.

Jednocześnie nie powinniśmy pozwalać bezwzględnemu dyktatorowi na robienie tego, co chce on i jego siły zbrojne

Jeśli będziemy to tolerować i odmówimy wsparcia Ukrainie, to jaki sygnał wyślemy Chinom, które spoglądają na Tajwan? Jaki sygnał wyślemy Korei Północnej, która patrzy na południe, za 38. równoleżnik [wzdłuż tego równoleżnika przebiega granica między Koreą Północną a Południową – red]?

I jaki sygnał wyślemy Iranowi, który próbuje dozbroić swoich sojuszników w Jemenie, Libanie, Syrii i w Strefie Gazy? To byłyby absolutnie niewłaściwe sygnały. Powinniśmy wspierać Ukrainę jako element stabilności społeczności międzynarodowej.

Po drugie, wszyscy jesteśmy częścią Organizacji Narodów Zjednoczonych. A ONZ uchwaliła rezolucję dotyczącą „obowiązku ochrony”. Kiedy jeden kraj napada na inny kraj i jest to akt nielegalny w świetle prawa wojennego, mamy obowiązek wspierać napadnięty kraj. Kanada była jednym z państw, które doprowadziły do przyjęcia tej rezolucji. Oznacza to, że musimy pomagać Ukrainie.

Drugi argument jest korzyść dla Kanady.

Jeśli Rosjanie zajmą wschodnie regiony Ukrainy i zatrzymają je, jeśli zajmą centralną część wokół Kijowa i uczynią z niej kontrolowaną przez Rosję marionetkę, a następnie pogrążą zachodnią Ukrainę w niestabilności, będzie od 5 do 25 milionów ukraińskich uchodźców zmierzających na Zachód

Jest pani w stanie sobie wyobrazić, jaki wpływ miałoby to na Czechy, Słowację, Niemcy, Francję czy Kanadę? Trzeba więc wyjaśnić obywatelom krajów zachodnich, że takie koszmarne scenariusze są bardzo realne i właśnie to nas czeka, jeśli przestaniemy wspierać Ukrainę.

Niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział, że każdego dnia dochodzi do hybrydowych ataków Rosji na Morzu Bałtyckim. Jak NATO powinno reagować na te działania?

Po pierwsze, musimy zacząć wykorzystywać nasze siły morskie do odpędzania rosyjskich, a nawet chińskich statków od miejsc, w których układane są nasze rurociągi i linie kablowe. Nie powinniśmy pozostawiać tego przypadkowi. Po drugie, gdy dojdzie do takiego incydentu, musimy działać jak Finlandia: natychmiast rozmieścić siły morskie. Powinniśmy przejąć statki, które spowodowały szkody, a następnie zakazać tym statkom i ich załogom pływania w tym obszarze.

2025: prawdziwego pokoju nie będzie

W zeszłym roku, w przeddzień drugiej rocznicy rosyjskiej inwazji, powiedział Pan, że Ukraina przechodzi przez „najbardziej kruchy, najbardziej wrażliwy okres”. Za półtora miesiąca trzecia rocznica wybuchu pełnoskalowej wojny. Jak opisałby Pan obecną sytuację?

Prawie tak samo, jak opisałem ją rok temu: im dłużej trwa ta wojna, tym więcej ofiar śmiertelnych ponosi Ukraina i tym większe jest obciążenie dla jej gospodarki, państwa, ludzi. Mogę sobie tylko próbować wyobrazić morale ogromnej większości ludności, która była atakowana w takiej czy innej formie każdego dnia przez trzy lata, ten psychologiczny wpływ, jaki to na nią wywiera.

Kanada ogłosiła przyznanie Kijowowi pomocy wojskowej w wysokości 440 milionów dolarów. Zdjęcie: OPU

Ukraina była fenomenalna w swojej determinacji, by się bronić i nie pozwolić Putinowi wygrać. W historii nie znajdziemy lepszego przykładu odwagi, wytrwałości, nieustępliwości i zwykłej determinacji, by nie pozwolić dyktatorowi wygrać. Ale im dłużej wojna będzie trwać, tym większy będzie jej ciężar.

Jednocześnie od trzech lat mówimy, że Rosja nie może kontynuować wojny – a jednak nie widzimy żadnych zmian. Przewidywaliśmy upadek Moskwy, jej gospodarki, sił zbrojnych, sprzętu – lecz przez trzy lata nic się nie zmieniło. Zastanawiam się, czy czasem zdolność Rosji do kontynuowania tej walki nie jest większa niż Zachodu.

Nie sądzę, że powinniśmy spodziewać się teraz znaczących zmian. Mogą one nadejść po 20 stycznia, kiedy prezydent elekt Trump i jego administracja przejmą władzę w Stanach Zjednoczonych

Pozostaje jednak pytanie, co zamierzają zrobić. Być może pojawi się nowe podejście do wojny. Nie wiem jednak, jakie ono będzie.

Wołodymyr Zełenski powiedział, że jego spotkanie z Trumpem będzie jednym z pierwszych, jeśli chodzi o światowych przywódców, ponieważ kwestia zakończenia wojny jest jednym z priorytetów amerykańskiego prezydenta elekta. Z kolei Trump stwierdził, że jego zespół pracuje nad zorganizowaniem spotkania z Putinem. Czego Ukraina powinna spodziewać się w wyniku tych rozmów?

Trump chce zakończenia wojny. Jak to zrobić – to wielkie pytanie. Ukraina też chce zakończyć wojnę, uzyskać gwarancje bezpieczeństwa na przyszłość i odzyskać terytoria, które Rosja zajęła na wschodzie. Nie jestem pewien, czy wszystko to można osiągnąć bez rzeczywistego zwycięstwa.

Jeśli Waszyngton powie coś w stylu: „Nie będziemy już dostarczać wam broni, oddamy Rosji wschodnie regiony, zakończymy wojnę i zagwarantujemy pokój” – to pojawia się pytanie: kto to zagwarantuje? Wątpię też, by Kijowowi zaproponowano natychmiastowe członkostwo w NATO, ale nie wiem, jaka może być alternatywa.

Sądzę, że na Ukrainie i na prezydencie Zełenskim będzie wywierana ogromna presja, by można było wynegocjować jakiś rodzaj zawieszenia broni i być może pokoju z Rosją w dłuższej perspektywie.

Myślę, że najbliższe miesiące z pewnością będą trudne.

Na początku stycznia Ukraina rozpoczęła kolejną ofensywę w obwodzie kurskim. W tym samym czasie Rosja nasila swoją ofensywę na wschodzie. To przygotowanie do przyszłych negocjacji, które mogą mieć miejsce po inauguracji Trumpa?

Jestem pewien, że każda ofensywa Ukrainy i każda ofensywa Rosji – niezależnie od tego, kto je planuje i prowadzi – są obliczone na sukces w potencjalnych przyszłych negocjacjach.

Ukraińscy żołnierze z karabinem antydronowym zakupionym ze środków zebranych podczas koncertu charytatywnego w Toronto. Zdjęcie: Ukrinform/East News

Ze strategicznego punktu widzenia, z punktu widzenia Ukrainy, ofensywa w rejonie Kurska jest niewiarygodnie inteligentna. Czy jest ryzykowna? Tak, jest, bo wymaga wielu zasobów, które mogłyby zostać wykorzystane do obrony.

Ale najlepszą obroną jest dobra ofensywa. To jedna z tych rzeczy, które po stuleciach wojen pozostały aktualne.

Dlatego myślę, że to, co robi Ukraina, jest skuteczną ofensywą, która ma strategiczny sens

Widzi Pan jakieś warunki wstępne dla zakończenia wojny do końca 2025 roku?

Nie, nie widzę. Widzę potencjalne zawieszenie broni na pewien czas, w zależności od tego, co spróbuje zrobić administracja Trumpa. Ale to tylko potencjalne zawieszenie broni, a nie coś, co przekształci się w trwały pokój, który pozwoli Ukrainie rozpocząć odbudowę z przekonaniem, że nie będzie już musiała walczyć z Rosją.

Zdjęcie główne: VALENTYN OGIRENKO/AFP/East News

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Trump to drapieżnik. Kanadyjski generał o sytuacji Kanady i Ukrainy – i szansach na pokój

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukraina powinna stać się Izraelem Europy

Ексклюзив
20
хв

Julia Pawliuk: – Każda wymiana jeńców i każde negocjacje to operacja specjalna

Ексклюзив
20
хв

Nie uspokajajcie zła

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress