Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Po upublicznieniu tak zwanego planu byłych doradców Donalda Trumpa większość ukraińskich obserwatorów zaczęła komentować go wyłącznie z punktu widzenia nacisków na stronę ukraińską. Jego autorzy proponują bowiem ograniczenie lub wstrzymanie pomocy dla Ukrainy, jeśli przywódcy naszego kraju odmówią negocjacji z Federacją Rosyjską
Twórcy planu nie wyjaśniają jednak, w jaki sposób zmuszą prezydenta Rosji Władimira Putina do udziału w takich negocjacjach i co zaoferują mu w zamian za zakończenie wojny – zwłaszcza w sytuacji nieuznawania przez Ukrainę rosyjskiego statusu okupowanych terytoriów naszego kraju i dalszego uzbrajania się Ukrainy po zawieszeniu broni.
Ukraińcy również nie myślą o tym zbyt dużo, ponieważ nie mamy w zwyczaju poważnie zastanawiać się nad tym, czego naprawdę chce przywódca Kremla.
Z powodów, które są dla mnie całkowicie niejasne, wierzymy, że gdy tylko zaproponujemy prezydentowi Rosji negocjacje lub po prostu się na nie zgodzimy, Putin natychmiast przybiegnie na te rozmowy.
A ukraińskie władze, wyjaśniając, że Rosja celowo nie została zaproszona na pierwszy szczyt pokojowy w Szwajcarii, ale zostanie zaproszona na drugi „w celu ogłoszenia warunków”, tylko podsycają tę iluzję.
Ale ukraińskie oczekiwania są zrozumiałe: jesteśmy przyzwyczajeni do życia w świecie, w którym nie ma zwyczaju myśleć o intencjach i możliwościach przeciwnika lub wroga, i a priori zakłada się, że ten wróg będzie zachowywał się tak, jak chcemy. Nie jest jasne, jakie są oczekiwania doradców Trumpa. Bo nie 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych, który już dawno wyemigrował do własnej głowy i nie zamierza opuszczać swojego dziwacznego świata.
Trump zgromadził wokół siebie ludzi, którzy nie tylko myślą w stylu swojego klienta, ale też podzielają jego system wartości.
Donald Trump na wiecu wyborczym 22 czerwca 2024 r. Fot: Chris Szagola/AssociatedPress/East News
Warto w tym miejscu przypomnieć walkę między doradcami byłego szefa sztabu Białego Domu w okresie jego prezydentury, gdy głowa państwa zdecydowała się na zawarcie porozumienia z północnokoreańskim dyktatorem Kim Dzong Unem. Stosunkowo trzeźwo myślący doradcy amerykańskiego prezydenta, tacy jak John Bolton, próbowali uświadomić Trumpowi, że nie będzie w stanie osiągnąć porozumienia z Kimem. Tyle że on i ci, którzy się z nim zgadzali, byli przekonani, że przywódcę KRLD można przekupić i zmusić do porzucenia programu nuklearnego.
Jak wiadomo, wysiłki Trumpa zakończyły się niepowodzeniem
A sam Kim osiągnął swój cel: z prowincjonalnego przywódcy kontrolowanej przez komunistów części Półwyspu Koreańskiego stał się głową państwa, która spotyka się z samym prezydentem Stanów Zjednoczonych (jeśli przypomnimy sobie, że dziadek przywódcy KRLD musiał udać się do Moskwy i Pekinu, aby się tam pokłonić, zrozumiemy znaczenie tego zwrotu wydarzeń).
Czy Kim Dzong Un potrzebował pieniędzy od Trumpa? Cóż, na pewno nie za rezygnację z bomby, ponieważ „samowystarczalność” Korei Północnej w zakresie polityki i bezpieczeństwa jest podstawą jej ideologii dżucze. Według władz tego kraju zdecydowanie warto dla tej ideologii poświęcić standard życia ludności, zwłaszcza że ta ludność nie wybiera Kima – jest mu posłuszna.
I to jest główna różnica między światopoglądami Trumpa i Kima, Trumpa i Putina. 45. prezydent Stanów Zjednoczonych i jego doradcy żyją w świecie pieniędzy – także w wyborczym świecie pieniędzy. Trump, który chce zostać ponownie wybrany, zna wartość pieniędzy i bogactwa.
Kim i Putin żyją w świecie idei, choć są to idee schizofreniczne.
Dwaj przywódcy w jednym samochodzie. fото: 朝鮮通信社/Associated Press/East News
Dla kremlowskiego przywódcy idea przywrócenia Związku Radzieckiego jest ważniejsza niż wszystkie amerykańskie propozycje zniesienia sankcji – jeśli ich przyjęcie oznaczałoby rezygnację z inwazji na Ukrainę. Trump może wpłynąć na Zełenskiego, ale nie na Putina, ponieważ nie może zaoferować mu alternatywy dla imperialnej idei.
Jedyne, co zrobi kremlowski dyktator, to „zagra” z Trumpem, by wykorzystać jego polityczne iluzje do wzmocnienia własnej pozycji. A ta gra może kosztować Ukrainę utratę nowych terytoriów i kolejnych istnień ludzkich
Czy można więc zmusić rosyjskiego prezydenta nawet już nie do negocjacji, ale choćby do zawieszenia wojny? Oczywiście: poprzez stopniowe i uporczywe uszczuplanie zasobów Rosji, nasilanie uderzeń na jej terytorium, eliminowanie jej potencjału militarnego i gospodarczego – przy jednoczesnej współpracy z Pekinem w celu powstrzymania Putina przed uderzeniem nuklearnym na Ukrainę i zmniejszenia chińskiej pomocy dla Rosji. Przywódca Kremla (lub jego następca) może być zainteresowany zakończeniem wojny tylko wtedy, gdy jej kontynuacja wpłynie na stabilność i trwałość dyktatury czekistowskiej w Rosji.
W takim przypadku może pojawić się światełko w tunelu. Nie wykluczam jednak, że jeśli Donald Trump zostanie ponownie wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych, stanie się to dopiero po ostatecznym opuszczeniu przez niego Białego Domu.
Ukraiński publicysta, pisarz i znany dziennikarz, który od ponad 30 lat pracuje w demokratycznych mediach Europy Środkowo-Wschodniej. Jest autorem setek artykułów analitycznych w mediach ukraińskich, białoruskich, polskich, rosyjskich, izraelskich i bałtyckich. Jest prezenterem na kanale Espresso TV, ma własny kanał na YouTube i współpracuje z ukraińskimi i rosyjskimi serwisami Radia Wolna Europa. Prowadzi program "Drogi do wolności", poświęcony Ukrainie po Majdanie i przestrzeni poradzieckiej. Jest ona obecnie nadawana ze Lwowa jako wspólny projekt Radia Wolna Europa, "Nastojaszczeje Wriemia" i kanału Espresso TV.
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
Wybuchła burza komentarzy po ogłoszeniu tegorocznych zwycięskich fotografii w konkursie World Press Photo. W jednej kategorii bowiem znalazł się oprawca i ofiara. Na pierwszym zdjęciu, autorstwa Floriana Bachmeiera, jest sześcioletnia Anhelina, uchodźczyni z jednej z przyfrontowych wiosek niedaleko Kupiańska. Dziewczynka ma traumę spowodowaną wojną i cierpi na ataki paniki. Autor zdjęcia uwiecznił ją kilka chwil właśnie po takim ataku, który mógł być wywołały kolejnym rosyjskim bombardowaniem.
Ranny rosyjski żołnierz, który odniósł obrażenia w pobliżu miasta Bachmut, leży w szpitalu polowym urządzonym w podziemnej winnicy. Później amputowano mu lewą nogę i rękę. Donbas, Ukraina, 22 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Nanna Heitmann/Magnum Photos, dla The New York Times / World Press Photo
Drugie zdjęcie przedstawia rosyjski punkt stabilizacyjny, znajdujący się w podziemnej winiarni niedaleko okupowanego przez Rosję Bachmutu. Żołnierz ze zdjęcia został wcielony do armii wspieranej przez Rosję separatystycznej “Donieckiej Republiki Ludowej” dwa dni przed początkiem pełnowymiarowej inwazji. Gdzieś na polu boju, na terenach okupowanych przez Rosję, mężczyzna stracił rękę i nogę.
Agresor i zaatakowany to nie są takie same ofiary wojny
Z jakiegoś powodu uznano, że oba te zdjęcia można połączyć w jednym konkursie, w jednej, europejskiej kategorii. Że można postawić znak równości pomiędzy ofiarą, a oprawcą. Pokazać małe dziecko ze zniszczoną psychiką i tego, kto tę psychikę niszczy. Poprzez stylizację i symbolikę (nawiązanie do piety, zdjęcia Chrystusa z krzyża) stworzyć wrażenie, że obie osoby są ofiarami tej wojny, i obu stronom należy współczuć. Tymczasem to kolejny przykład normalizacji rosyjskich zbrodni, które, na rozkaz Putina, popełniane są w Ukrainie codziennie - zarówno na żołnierzach, jak i na ludności cywilnej.
Świat powoli daje przyzwolenie na udział rosyjskich artystów w życiu kulturalnym świata. Występy muzyków, rozgrywki sportowe, oscarowe filmy, udział w światowych konferencjach i debatach. A teraz, w prestiżowym konkursie fotografii prasowej, znalazł się rosyjski żołnierz. Leży w winiarni, prawdopodobniej tej, w jakiej produkowano słynne ukraińskie wino, lubiane na całym świecie, a która została zrównana z ziemią przez rosyjską artylerię. Jego cierpienie wzbudza współczucie. I zapominamy, kto jest tu agresorem.
Wiele osób, po wyzwoleniu z okupacji Buczy, mówiło: tego świat przecież Rosji nie wybaczy.
A później były odkryte masowe groby w lesie w Iziumie, żółta kuchnia w przepołowionym rosyjską rakietą bloku mieszkalnym w Dnipro, czy zasypywanie ukraińskich żołnierzy zakazaną przez Konwencję Genewską bronią fosforową. Dziś potężne bomby lotnicze, spadające na centrum Zaporoża, na nikim nie robią już wrażenia. Nocne ataki Szahedów na ukraińskie miasta traktowane są w kategorii kolejnego już “newsa z wojny”, która jest gdzieś daleko i nas przecież nie dotyczy. Tej nocy znowu zginęli niewinni ludzie.
A jurorzy konkursu World Press Photo stawiają znak równości między ofiarami i agresorami, idąc w sukurs rosyjskiej propagandzie.
Zmienia dyskurs społeczny, uczłowiecza działania nieludzi, którzy bezwstydnie i systematycznie, każdego dnia i nocy, mordują takie sześciolatki jak Anhelina, ich matki i ojców.
Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.
Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.
Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News
Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.
„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.
To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.
Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały
To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.
Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.
W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.
Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych
Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.
Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.
Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.
„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.
Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.
Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.
Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News
Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Rozmowy w Rijadzie, porozumienie w sprawie żeglugi na Morzu Czarnym, a obecne próby Białego Domu osiągnięcia rozejmu do 20 kwietnia – wszystkie te kroki tworzą iluzję postępu dyplomatycznego. Czy to rzeczywiście krok w kierunku pokoju, czy tylko kolejny manewr polityczny?
Mimo swoich deklaracji Rosja nadal atakuje ukraińską infrastrukturę energetyczną. Z drugiej strony Zachód rozważa złagodzenie sankcji wobec rosyjskiego sektora rolnego, choć Moskwa nie wykazała żadnych ustępstw. Wszystko to dzieje się na tle prób wykorzystania przez administrację Donalda Trumpa wojny do własnej gry geopolitycznej.
Czy Biały Dom ma jasną strategię, czy to tylko próba odnotowania „sukcesu” przed Wielkanocą? Czy dyplomacja staje się narzędziem łagodzenia sankcji, co byłoby na rękę Kremlowi? Rozmawiamy z Johnem Boltonem, amerykańskim politykiem, dyplomatą i doradcą Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego w latach 2018-2019.
Negocjacje: kto zyskuje więcej
Maryna Stepanenko: W zeszłym tygodniu w Rijadzie odbyła się kolejna runda negocjacji. Jak je Pan ocenia?
John Bolton: Udało się nam osiągnąć pewne porozumienia w sprawie zawieszenia broni na Morzu Czarnym w zakresie warunków, na jakich statki handlowe mogą swobodnie przepływać przez Morze Czarne bez narażania się na ataki. Statki handlowe nie mogą być wykorzystywane jako jednostki wojskowe. Myślę, że generalnie wróciliśmy do tego, o czym rozmawialiśmy z Turcją w 2022 roku.
To może być postęp, ale myślę, że Rosja jest tym zainteresowana tak samo jak Ukraina: by móc transportować część swoich produktów rolnych. Nie sądzę, by gwarantowało to postęp w doprowadzeniu do zawieszenia broni na lądzie lub bardziej kompleksowego zawieszenia broni, nie mówiąc już o finalnym rozwiązaniu.
Wysłannik prezydenta USA na Bliskim Wschodzie Steve Witkoff, sekretarz stanu USA Marco Rubio i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Mike Walz podczas rozmów w Arabii Saudyjskiej. Zdjęcie: Evelyn Hockstein/Associated Press/East News
Jesteśmy świadkami złamania przez Rosję obietnicy zaprzestania ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Co więcej, ataki nie tylko nie ustały, ale wręcz się nasiliły. Teraz mamy umowy zapewniające bezpieczną żeglugę na Morzu Czarnym i zapobiegające wykorzystywaniu statków handlowych do celów wojskowych. W jaki sposób USA mogą zagwarantować przestrzeganie przez Rosję umów, skoro wcześniej naruszała już ona umowy międzynarodowe?
Nie sądzę, by istniały jakiekolwiek gwarancje. Dlatego prezydent Zełenski tak mocno naciska na gwarancje bezpieczeństwa. On bardzo dobrze rozumie poczynania Rosji
Można uzgodnić niemal wszystko, ale rosyjski podpis nie powstrzyma trzeciej inwazji, jeśli Moskwa zdecyduje się ją rozpocząć.
Wiele z tych błędów zostało popełnionych w 2014 roku, co ostatecznie doprowadziło do drugiej inwazji Rosji. Ale szkody zostały już wyrządzone, a myślenie, że samo podpisanie dokumentu zapewni trwały pokój i stabilność, jest błędne – zwłaszcza jeśli porozumienie pozostawia pewne terytoria w rękach rosyjskich, co czyni je zasadniczo nieadekwatnym.
Stany Zjednoczone ogłosiły zamiar ułatwienia Rosji wznowienia eksportu produktów rolnych i nawozów, w szczególności poprzez obniżenie kosztów ubezpieczenia morskiego i rozszerzenie dostępu do portów i systemów płatności. Czy to nie jest sprzeczne z obecną polityką sankcji, zwłaszcza biorąc pod uwagę brak ustępstw ze strony Rosji w celu osiągnięcia prawdziwego pokoju?
Tak, myślę, że to oznaka złagodzenia sankcji, które dają Rosji więcej możliwości gospodarczych, niż miała wcześniej – bez wyraźnego uzasadnienia. Ukraina odniosła względny sukces w kwestii eksportu swoich produktów rolnych z Odessy przez Dardanele i Bosfor.
Nie jestem pewien, czy naprawdę skorzysta ona na tym porozumieniu. Daje ono pewne gwarancje, że statki nie będą celem ataków, ale w ostatecznym rozrachunku prawdziwym beneficjentem porozumienia czarnomorskiego może być Rosja.
Czy ta inicjatywa nie stanowi precedensu, w którym Moskwa mogłaby wykorzystać negocjacje dyplomatyczne jako narzędzie do złagodzenia sankcji bez zmiany swojej agresywnej polityki?
Krótkoterminowa strategia dyplomatyczna Rosji jest dość jasna: usunąć jak najwięcej ograniczeń i nacisków, kontynuując walkę. Zwłaszcza że Rosjanie uważają, że dynamika sytuacji na polu bitwy jest dla ich korzystna.
Ich głównym celem jest złagodzenie presji gospodarczej. Chociaż presja ta nie jest tak silna, jak mogłaby być, nadal jest na tyle znacząca, że dążą do jej złagodzenia
Prawdziwe pytanie brzmi: „Dlaczego Stany Zjednoczone miałyby zapewnić Rosji tę ulgę, skoro nie zmienia ona swojego zachowania?”. Jeśli nie poczyni znaczących ustępstw w sprawie zawieszenia broni lub nie wykaże prawdziwego zamiaru zakończenia wojny, nie ma powodu, by łagodzić presję. Jak dotąd nie pokazała ani jednego, ani drugiego.
Co stanie się z żeglugą na Morzu Czarnym? Zdjęcie: Ukrinform/East News
W co gra Rosja
Biały Dom dąży do zawarcia porozumienia o zawieszeniu broni do 20 kwietnia. W tym roku przypada wtedy Wielkanoc – zarówno dla katolików, jak prawosławnych. Czy Pana zdaniem administracja Trumpa ma konkretną strategię w tym zakresie?
Nie sądzę, by istniała konkretna strategia. W najlepszym razie Trump od stwierdzenia, że może zakończyć wojnę w jeden dzień, przeszedł do przeniesienia terminu na kwiecień. Prawdopodobnie do Wielkanocy pojawi się jakaś deklaracja postępu, aby mógł ogłosić sukces. Byłbym jednak bardzo zaskoczony, gdyby do tego czasu udało się uzgodnić pełne zawieszenie broni.
Moim zdaniem Kreml nie wierzy, że zawieszenie broni leży w jego interesie. Są gotowi grać z Trumpem, ponieważ już uzyskali od niego znaczące ustępstwa w kwestiach długoterminowych – bez pełnego przywrócenia suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, bez jej członkostwa w NATO i bez gwarancji bezpieczeństwa NATO. Rosjanie nie chcą ryzykować utraty tych korzyści. Dlatego choć mogą negocjować, nie ma realnych oznak, by zamierzali zmienić swoje długoterminowe cele.
Specjalny przedstawiciel USA Steve Witkoff za największą przeszkodę w zakończeniu wojny Rosji w Ukrainie uznał „status Krymu i czterech okupowanych przez Rosję regionów Ukrainy kontynentalnej”, nazywając to „słoniem w pokoju” w rozmowach pokojowych. Czy istnieją realistyczne scenariusze zwrotu tych terytoriów? Jakie instrumenty dyplomatyczne, wojskowe lub gospodarcze mogłyby się do tego przyczynić?
Myślę, że istnieją alternatywy, ale najprawdopodobniej oznaczałyby one przedłużanie się wojny. Kluczowym pytaniem jest to, czy Ukraina będzie w stanie kontynuować walkę, jeśli Stany Zjednoczone ponownie zawieszą wsparcie wojskowe. To dźwignia, którą dysponuje Trump.
Jeśli chodzi o Witkoffa, uważam, że jest on permanentnie narażony na rosyjską propagandę. To, o czym właśnie pani wspomniała, jest tego najlepszym przykładem
Te cztery regiony i Krym nie były jakimś wewnętrznym problemem. Były celem niesprowokowanej rosyjskiej agresji zarówno w 2014, jak w 2022 roku. Jeśli już, to są one problemem Rosji, a nie Ukrainy.
Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Mike Waltz przedstawił pomysł rozpoczęcia negocjacji w sprawie zamrożenia linii frontu „tam, gdzie ona się obecnie znajduje”. Jakie mogą być tego konsekwencje?
Cóż, jestem tym bardzo zaniepokojony. Jedną z głównych obaw, jakie mam w związku z zawieszeniem broni, jest to, że jeśli zostanie ono ogłoszone wzdłuż obecnych linii kontaktu, a negocjacje rozpoczną się w Genewie, Wiedniu lub nawet w Rijadzie, zawieszenie broni może szybko przekształcić się w faktyczną granicę.
Im dłużej negocjacje będą się przeciągać, tym bardziej Rosja będzie dążyć do umocnienia swojej obecności, tworząc struktury administracyjne na okupowanych terytoriach, integrując je ze swoim systemem zarządzania i traktując je tak, jakby były częścią Rosji.
W końcu Rosjanie zaczną twierdzić, że zwrot tych terytoriów jest niemożliwy. Dlatego uważam, że zawieszenie broni w tym kontekście stanowi poważne ryzyko dla Ukrainy
Kolejna inwazja: kto na celowniku?
Rosja dużo mówi o zresetowaniu stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Czy to realistyczne? Jakie są długoterminowe konsekwencje rosnącego zaufania Trumpa do Putina dla bezpieczeństwa USA i NATO?
Putin manipuluje Trumpem z niezwykłą łatwością, polegając na swoim wyszkoleniu w KGB i jasnym rozumieniu strategicznych interesów Rosji. W przeciwieństwie do niego Trump zdaje się nie dostrzegać żadnych istotnych amerykańskich interesów w tej sytuacji.
Jest gotów poświęcić interesy Ukrainy, ponieważ po prostu nie ma to dla niego znaczenia
Trump postrzega swoje relacje z Putinem jako osobiste, wierząc, że jeśli dogaduje się z rosyjskim przywódcą, to relacje amerykańsko-rosyjskie muszą być silne. Ale Putin nie postrzega tego w ten sposób. To zbyt uproszczone i naiwne podejście do polityki zagranicznej, w którym wszystko sprowadza się do dynamiki osobistej, jest dokładnie tym, co Putin wykorzystuje do osiągnięcia własnych celów kosztem Ukrainy.
Niedawno „Bild” opublikował artykuł, w którym stwierdził, że Rosja może zaatakować Litwę już tej jesieni. To możliwy scenariusz?
Z wojskowego punktu widzenia Rosja może próbować przeprowadzić taką operację, być może w celu zabezpieczenia korytarza do eksklawy kaliningradzkiej. Nie sądzę jednak, by to było prawdopodobne. Putin przygląda się kilku innym częściom byłego Związku Radzieckiego – Azji Środkowej, Kaukazowi i Mołdawii – gdzie może dostrzec możliwości przywrócenia rosyjskiej kontroli.
Jeśli doszłoby do zawieszenia broni w Ukrainie, sądzę, że wolałby zwrócić się przeciw tym regionom niż podejmować znacznie bardziej ryzykowny krok, jakim byłaby bezpośrednia inwazja na terytorium NATO
Ale jeśli Trump będzie nadal osłabiał NATO, Putin może w końcu uznać, że warto podjąć ryzyko.
Jak wycofanie się USA ze wsparcia dla Europy pod rządami Trumpa wpłynęłoby na równowagę sił w regionie? Czy UE będzie w stanie wypełnić tę próżnię bezpieczeństwa?
Uważam, że wycofanie się USA z NATO byłoby katastrofalnym błędem zarówno dla Stanów Zjednoczonych, jak Europy.
Nawet znaczne osłabienie Sojuszu miałoby poważne konsekwencje. Putin doskonale zdaje sobie z tego sprawę
Zachęcanie Trumpa do podjęcia kroków osłabiających, a nawet likwidujących NATO mogłoby przynieść Rosji długoterminowe korzyści. Ale Putin zdaje sobie również sprawę, że to okno nie będzie otwarte wiecznie – nie może liczyć na więcej niż kolejne cztery lata [rządów Trumpa]. Dlatego próbuje manipulować Trumpem, starając się wykorzystać dyplomację i wpływy polityczne, by osiągnąć to, czego rosyjskie wojsko nie zdołało w Ukrainie do tej pory osiągnąć.
Czy biorąc pod uwagę obecne napięcia między USA a Kanadą uważa Pan, że Kanada mogłaby zacieśnić współpracę z Europą w celu utworzenia sojuszu podobnego do NATO, ale już bez USA, w celu wzmocnienia bezpieczeństwa europejskiego?
Mogłaby spróbować to zrobić, ale byłby to poważny błąd – dla Kanady, dla Europy i dla wszystkich zainteresowanych. Jeśli Stany Zjednoczone wycofają się z NATO lub jeśli Europa faktycznie wypchnie z niego Stany Zjednoczone, będzie to wielki błąd. Pomimo szkód, jakie Trump już wyrządził i jakie może jeszcze wyrządzić, musimy przyjąć długoterminową perspektywę. Pozostało mu 46 miesięcy urzędowania, lecz stosunki bezpieczeństwa między Europą a Stanami Zjednoczonymi będą trwać przez dziesięciolecia. Podczas zimnej wojny jednym z kluczowych celów Rosji było podzielenie Zachodu, ale nigdy jej się to nie udało.
Teraz ryzykujemy, że to stanie się z nami. Ważne jest, byśmy do tego nie dopuścili
Z Trumpem nie będzie to łatwe, ale musimy pozostać skupieni na długoterminowym celu.
„Kulawa kaczka”, skandal i przyszłość Vance'a
Chociaż wskaźnik poparcia dla Trumpa jest najwyższy w historii, wynosi poniżej 50 procent, a niewielka większość wyborców (51%) nie pochwala jego pracy. W jakim stopniu społeczeństwo amerykańskie jest obecnie skupione na polityce Białego Domu wobec Ukrainy? Czy możliwe jest wywarcie presji społecznej na Trumpa, aby kontynuował pomoc wojskową dla Kijowa?
Uważam, że to wciąż możliwe. Notowania Trumpa spadają, ale od lat ludzie zauważają, że ma on coś, co często nazywa się „wysoką podłogą i niskim sufitem”. To oznacza, że jego notowania mają tendencję do utrzymywania się w wąskim przedziale.
Jednocześnie choć Trump jest nowo wybranym prezydentem, jest także „kulawą kaczką”, ponieważ nie może ubiegać się o trzecią kadencję. Oznacza to, że w drugiej kadencji jego notowania mogą spaść jeszcze bardziej niż w pierwszej. Zobaczymy, jak potoczą się wydarzenia, ale jego notowania obecnie stopniowo spadają. Jeśli niepewność związana z taryfami celnymi będzie nadal ciążyć na gospodarce, trend ten może się utrzymać.
Podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa był Pan jego doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Jaka była Pana pierwsza reakcja, gdy dowiedział się Pan o skandalu związanym z włączeniem Jeffreya Goldberga, redaktora naczelnego „The Atlantic”, do prywatnego czatu omawiającego amerykański atak wojskowy na Jemen? Co oznacza ten precedens?
To było naprawdę zdumiewające. Nie pojąć, dlaczego ktokolwiek miałby nawet pomyśleć o korzystaniu z niezabezpieczonego, pozarządowego kanału komunikacji. Signal z trudem może zastąpić wysoce bezpieczną sieć, którą rząd USA budował ogromnym kosztem przez wiele lat. Nikt nie zaproponował rozsądnego wyjaśnienia tej sytuacji – ponieważ, szczerze mówiąc, nie sądzę, by takie istniało. To poważne pytanie dla administracji Trumpa. Będziemy musieli poczekać i zobaczyć, czy to się skończy, czy nie.
Ale jedno jest pewne: kiedy wysocy rangą amerykańscy urzędnicy zachowują się tak beztrosko, zachęca to tylko przeciwników Ameryki do zintensyfikowania wysiłków szpiegowskich
Donald Trump i John Bolton. Zdjęcie: Atlantic Council
Czy J.D. Vance mógłby być kandydatem na następcę Trumpa w przyszłości? Co taka postać w Białym Domu oznaczałaby dla Ameryki, świata i globalnego bezpieczeństwa?
Nie jest pewne, czy on w ogóle otrzyma nominację Republikanów. Jego szanse będą w dużej mierze zależeć od tego, jak popularna będzie administracja Trumpa za dwa do dwóch i pół roku. Jeśli gospodarka pogrąży się w recesji z powodu ceł, zaszkodzi to wszystkim ludziom związanym z prezydenturą Trumpa.
Tymczasem choć w ciągu czterech miesięcy od wyborów Partia Demokratyczna nie wykazała dużego rozmachu, może wystawić silnego kandydata w 2028 roku. Nie ma gwarancji, że Vance zdobędzie nominację lub zostanie prezydentem.
Tylko dwóch wiceprezydentów USA zostało wybranych na prezydenta bezpośrednio po ich kadencji wiceprezydenckiej: George Bush w 1988 roku, a przed nim, na początku XIX wieku, Martin Van Buren.
Niektórzy wiceprezydenci wygrali wybory prezydenckie w późniejszym okresie swojej kariery, ale bardzo rzadko zdarza się, by zastąpili prezydenta, z którym pracowali.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Wiadomość o wycofaniu się USA z Międzynarodowego Centrum Badania Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie, w skład którego wchodzili prokuratorzy zbierający wstępne dowody zbrodni popełnionych przez Rosjan, spadła jak grom z jasnego nieba. Rzeczniczka Białego Domu Caroline Leavitt w nieśmiałym komentarzu stwierdziła, że… nic o tej decyzji nie słyszała.
Tak czy inaczej, wpisuje się to w logikę przedłużającego się miesiąca miodowego administracji Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. 47. prezydent USA wręcz pali się do zawarcia umowy z rosyjskim dyktatorem. Tak bardzo, że gotów jest przymknąć oko na fakt, że kwestie Ukrainy, irańskiego programu nuklearnego czy współpracy w zakresie syberyjskich minerałów będzie musiał załatwiać z prawdziwym zbrodniarzem wojennym.
Ciała cywilów na ulicy Jabłońskiej w Buczy. Zdjęcie: RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News
Kiedy chodzi o okupantów z Federacji Rosyjskiej, nie wierzę w przyzwoite sądy. Wierzę w likwidację. Przemyślaną i podstępną. W grudniu ubiegłego roku Ukraińcy odczuli pewną satysfakcję po tym jak w Moskwie zlikwidowano Igora Kiryłowa, generała, który wydał rozkaz użycia broni chemicznej przeciwko ukraińskim żołnierzom. Kiedy opuszczał swój dom, w pobliżu wejścia eksplodowała hulajnoga.
„Urzędnik był odpowiedzialny za użycie broni chemicznej na wschodnim i południowym froncie Ukrainy. Z powodu rozkazu Kiriłłowa od początku wojny na pełną skalę odnotowano ponad 4800 przypadków użycia amunicji chemicznej przez wroga” – napisała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy w jego nekrologu.
To na jego rozkaz okupanci zrzucali z dronów na punkty obrony Ukraińców amunicję z substancjami toksycznymi. Wielu żołnierzy trafiło do szpitala z poważnymi oparzeniami błon śluzowych i dróg oddechowych.
Likwidacja Kiryłowa była ciosem dla Putina znacznie cięższym niż zaoczne procesy, gdziekolwiek by one się nie odbywały
To po raz kolejny potwierdza, że to Rosjanie powinni bać się Ukraińców, Polaków, Litwinów – i wszystkich innych, w stronę których zwrócą swoje oczy i łapy – wszędzie. Na lądzie, na morzu czy w barach z alkoholem w pięciogwiazdkowych tureckich hotelach.
Polityczny stawka działań prezydenta Trumpa jest jasna. Jeśli zamierza odbywać zwycięskie spotkania z przywódcami Rosji, Iranu i Korei Północnej, z pewnością nie chce, aby zostali uznani za zbrodniarzy wojennych. W przeciwnym razie nie mógłby ściskać ich dłoni.
W otwartych źródłach można znaleźć informacje o tym, za co Stany Zjednoczone były odpowiedzialne w grupie, z której się wycofały: zapewniały pomoc logistyczną i pomagały naszym prokuratorom. Ale większość pracy spoczywa na ukraińskich ekspertach, których jest bardzo niewielu i którzy oprócz zbrodni wojennych badają też sprawy cywilne.
Jaki jest zakres tej pracy? Od początku inwazji na terytorium Ukrainy odnotowano ponad 150 000 rosyjskich zbrodni wojennych
Wszystkie te przypadki muszą zostać przynajmniej wniesione do jakiegoś sądu, by krewni torturowanych i zamordowanych otrzymali odszkodowanie i moralną satysfakcję. Pamiątkowy krzyż i drewniana kapliczka nie powinny być jedynymi śladami po ludobójstwie.
Dodajmy do tego jeszcze kilka nieprzyjemnych decyzji Stanów Zjednoczonych, które mogą tylko utwierdzić dyktatorów w przekonaniu, że „kto silny, ten ma rację”. Zaczęło się w lutym, gdy przedstawiciele USA na spotkaniu Core Group – krajów przygotowujących międzynarodowy trybunał dla Putina za jego zbrodnie wojenne w Ukrainie – odmówili nazwania Rosji „agresorem”. Co więcej, Waszyngton znienacka odmówił podpisania się pod oświadczeniem ONZ wspierającym integralność terytorialną Ukrainy i żądającym od Moskwy wycofania wojsk z okupowanych terytoriów.
Administracja Trumpa odmówiła też podpisania komunikatu G7 nazywającego Rosję „agresorem” w wojnie z Ukrainą z okazji trzeciej rocznicy wojny, przypadającej 24 lutego 2025 r.
„Europejscy urzędnicy obawiają się, że pochlebstwa pana Trumpa dla Putina mogą doprowadzić do tego, że rosyjski dyktator zostanie oszczędzony przed konsekwencjami swojej inwazji w ramach jakiegokolwiek porozumienia pokojowego” – napisała brytyjska gazeta „The Telegraph”.
Ostatnio na światło dzienne wypłynęła też inna sprawa. Otóż 43-letnia prokuratorka Jessica Aber, która prowadziła śledztwo w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych, została znaleziona martwa w swoim domu. Przed dojściem Trumpa do władzy była członkinią zespołu Departamentu Sprawiedliwości USA badającego zbrodnie wojenne Rosji w Ukrainie. Prowadziła też przeciwko Rosjanom szereg dochodzeń w sprawie cyberprzestępczości i prania pieniędzy.
Gdy świadkowie zbrodni wojennych umierają, a uprowadzone dzieci są poddawane przez Rosję praniu mózgu, niezwykle trudno zebrać informacje o zbrodniach wojennych. A każdy stracony dzień to szansa dla zbrodniarzy na uniknięcie odpowiedzialności, wygodne życie i zdobywanie nowych doświadczeń dla kolejnych aktów ludobójstwa w przyszłych wojnach.
Ratownicy podczas ekshumacji w rejonie Iziumu. Fot: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News
Może się zdarzyć, że po jakimś czasie, gdy rozmowy pokojowe zakończą się fiaskiem, USA zmienią swoje nastawienie do Putina i Rosji. Jeśli jednak Waszyngton wycofuje się gdzieś z gry, oznacza to tylko jedno: kraje europejskie muszą być bardziej aktywne i twarde. Bo rosyjscy „bohaterowie” tzw. specjalnej operacji wojskowej, którzy dziś publikują filmiki pokazujące zabijanie ukraińskich jeńców na Donbasie, jutro mogą nadawać gdzieś z nadbałtyckich lasów.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Brytyjski premier Keir Starmer wzywa, by nie pozwolić Putinowi na „gierki” z zawieszeniem broni w Ukrainie. Według niego Moskwa próbuje zyskać na czasie, więc Zachód nie powinien ograniczać presji, a raczej zwiększyć wsparcie dla Kijowa.
15 marca Starmer zorganizował internetowe spotkanie „koalicji chętnych”, a 20 marca europejscy dowódcy wojskowi omówią w Wielkiej Brytanii możliwość zorganizowania misji pokojowej w Ukrainie. Mocarstwa zachodnie przechodzą do „fazy operacyjnej” zapewnienia Ukrainie bezpieczeństwa, która obejmuje zarówno pomoc wojskową, jak nałożenie na Rosję surowszych sankcji.
Co oznacza ta nowa faza wsparcia dla Ukrainy? Czy misja pokojowa jest możliwa – a jeśli tak, to na jakich warunkach? Rozmawiamy z emerytowanym brytyjskim generałem Richardem Shirreffem, byłym zastępcą Naczelnego Dowódcy Sił Sojuszniczych w Europie.
Jedyny sposób: pokonać Rosjan
Maryna Stepanenko: Panie generale, jaką rolę mogą odegrać międzynarodowe siły bezpieczeństwa, które przystąpiłyby do „koalicji chętnych”? Jakich konkretnych kroków można oczekiwać od krajów europejskich, zwłaszcza od Wielkiej Brytanii?
Richard Shirreff: Jedyną rolą wartą omówienia jest powstrzymanie przyszłej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wyzwanie jest oczywiste: za pośrednictwem ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa Rosja już powiedziała, że nie zaakceptuje europejskich sił pokojowych w Ukrainie po zawieszeniu broni. Oznacza to, że Rosja powinna zostać zmuszona do ich zaakceptowania, a jedynym sposobem na to jest pokonanie Rosjan.
Rosja musi zrozumieć, że nigdy nie będzie w stanie osiągnąć swoich celów w Ukrainie, lecz tego przesłania brakuje w obecnych dyskusjach. Każda siła [którą zorganizuje Europa – red.] musi być w stanie przewyższyć siłę Rosji.
Siły liczące 30 000 żołnierzy, bez ciężkiego uzbrojenia, nie mają sensu
Potrzeba znacznej liczby żołnierzy, obrony powietrznej, precyzyjnych pocisków dalekiego zasięgu i wszystkich zdolności niezbędnych do walki z Rosją. To ogromne zadanie. Siły pokojowe muszą pokryć do 1200 kilometrów linii frontu, prowadząc rozpoznanie i nadzór. Cokolwiek mniejszego będzie nieskuteczne.
Dlaczego Wielka Brytania nie zaprosiła przedstawicieli państw bałtyckich na pierwsze spotkanie przywódców na początku marca? Doprowadziło to do incydentu dyplomatycznego. Czy te państwa powinny być zaangażowane w dyskusje, biorąc pod uwagę ich bezpośrednie zagrożenie ze strony Rosji?
Oczywiście, że należało je zaprosić. To był głupi błąd i prawdziwa zniewaga dla naszych przyjaciół w krajach bałtyckich.
Co jest potrzebne, by stworzyć i obsługiwać międzynarodowy kontyngent pokojowy bez udziału USA? Na ile skuteczne mogą być takie siły?
Potrzeba wiele. Przede wszystkim muszą to być siły zdolne do przewyższenia Rosjan. Potrzeba sił powietrznych i zasobów. Potrzeba precyzyjnych pocisków dalekiego zasięgu. Potrzeba dział szturmowych. Potrzeba HIMARS-ów. Potrzeba dowodzenia, kontroli i koordynacji. Potrzeba nadzoru satelitarnego, informacji, wywiadu. Potrzeba wielu rzeczy.
Operator dronów 3. Powietrznodesantowej Brygady Szturmowej na pozycjach w pobliżu linii frontu. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News
By te siły były naprawdę zdolne do walki, potrzeba wszystkich zdolności, które może zapewnić Ameryka, a także, oczywiście, obrony powietrznej. Europa ma niektóre z tych możliwości, lecz nie wszystkie. A to oznacza, że Europa musi wziąć się w garść i znaleźć sposoby na ich zabezpieczenie, jeśli chce być skuteczna.
Europa musi wziąć się w garść
Jakie są realne dźwignie nacisku na Moskwę, jeśli wziąć pod uwagę jej oświadczenia kategorycznie odrzucające możliwość stacjonowania w Ukrainie międzynarodowego kontyngentu?
Potrzebna jest europejsko-kanadyjska strategia mająca na celu zapewnienie Ukrainie środków do pokonania Rosji: sprzętu wojskowego, logistyki, amunicji i wsparcia dla reformy jej sił zbrojnych, by zmaksymalizować ich zdolności. Pierwszym krokiem jest zapewnienie Ukrainie zdolności do utrzymania linii frontu i powstrzymania postępów Rosji, która pomimo ogromnych strat postępuje centymetr po centymetrze.
Stany Zjednoczone przywróciły wcześniej wycofaną pomoc, w tym wywiadowczą, ale Europa musi pomóc Ukrainie w budowaniu własnej siły
Kluczowym krokiem są inwestycje. Ukraina wykazała się niezwykłą szybkością i sprawnością w opracowywaniu i pozyskiwaniu nowej broni. Finansowanie tych wysiłków będzie kluczowe. Ostatecznie jedyną drogą do pokoju jest pokonanie Rosji.
Jakich dźwigni wpływu można użyć, by to osiągnąć?
Jestem pewien, że może istnieć tak zwana dźwignia finansowa. Chciałbym również zauważyć, że Ukraina przedstawiła pomysł zawieszenia broni – zarówno w powietrzu, jak na morzu – jako potencjalny punkt wyjścia. Jednak zasadniczo nie wierzę, że Putin kiedykolwiek zrezygnuje ze swojego celu, jakim jest likwidacja Ukrainy jako państwa.
To pozostaje jego ostatecznym celem – to jest to, co go napędza. Rosja jest reżimem, który rozwija się dzięki wojnie, który utrzymuje się dzięki konfliktom. Jeśli Trump zaoferuje Putinowi korzystną dla niego umowę, która pozwoli mu ogłosić zwycięstwo i da mu czas na odbudowę armii, ten nieuchronnie podejmie kolejną próbę rozczłonkowania Ukrainy.
I to prowadzi nas z powrotem do krytycznej potrzeby stworzenia potężnych sił, by uspokoić i odstraszyć Moskwę.
Pożyteczny idiota Putina
Prezydent Trump wierzy, że porozumienie z Rosją może zapewnić Ukrainie trwały pokój. Czy istnieją jakieś historyczne lub wojskowe precedensy, sugerujące, że takie porozumienia mogą zostać wykorzystane przez Rosję do przegrupowania sił przed nową ofensywą?
Tak, istnieją. Trump oszukuje sam siebie, jeśli myśli, że bez porażki Rosji może osiągnąć zawieszenie broni, które doprowadzi do trwałego pokoju.
Był brutalny wobec waszego prezydenta. Wszyscy widzieliśmy ten pokaz nienawiści, chamstwa, niegrzeczności w Białym Domu kilka tygodni temu
Do tej pory domagał się od Ukrainy wszelkich możliwych ustępstw. A czego zażądał od Putina? Niczego. Wszystko na ten temat. Trump faktycznie „jest w łóżku” z Putinem i musimy się do tego przyzwyczaić.
Graham Stewart, członek brytyjskiego parlamentu, zasugerował, że Trump był przez dziesięciolecia przygotowywany przez służby wywiadowcze Kremla. Senat USA zastanawia się, czy obecny prezydent nie jest przypadkiem częścią kremlowskiej agentury. Jak Pan ocenia te rozważania?
Istnieje wiele solidnych dowodów, które sugerują, że jeśli Trump nie był faktycznym agentem Rosji, to przynajmniej był przez nią finansowany w latach 90. Co więcej, jego kampania wyborcza w 2016 roku była finansowana przez Rosję. Zarówno Putin, jak Trump o tym wiedzieli.
Wszystko to sprawia, że Trump ma zobowiązania wobec Rosji. Myślę, że sposób, w jaki się zachowuje, pokazuje, że jest przede wszystkim pożytecznym idiotą Putina.
Jak podejście Trumpa, który chce szybkich rozwiązań i stawia ultimatum, może wpłynąć na ogólny format negocjacji z Rosją?
Trump oszukuje sam siebie, jeśli myśli, że może osiągnąć trwały pokój. Bo Rosja nie jest gotowa na żadne ustępstwa, nie wycofała się ani na jotę ze swoich żądań „rozczłonkowania” Ukrainy.
Prawie miesiąc temu Donald Trump nagle zwolnił generała Charlesa Browna Jr. ze stanowiska przewodniczącego Połączonych Szefów Sztabów. Zwolnił także pięciu innych wysokich rangą urzędników Pentagonu, w tym admirał Lisę Franchetti, pierwszą kobietę na stanowisku Szefa Operacji Marynarki Wojennej. Jak takie decyzje wpływają na skuteczność operacyjną armii amerykańskiej i zaufanie wojska do cywilnego przywództwa?
Zdecydowanie nie pomagają prezydentowi. Starsi oficerowie sił zbrojnych USA zostali wybrani nie ze względu na ich preferencje polityczne, ale ze względu na zdolności wojskowe i osąd, zdolność do doradzania wyższym przywódcom politycznym. Tak właśnie działają demokracje.
Wyższe kierownictwo sił zbrojnych istnieje po to, by udzielać apolitycznych porad, a podejmowanie decyzji należy już do polityków. To nie politycy wyznaczają w armii ludzi, którzy wykonywaliby ich polityczne rozkazy. Nie jest to więc dobre dla morale amerykańskich sił zbrojnych i ich potencjału.
Potrzebny alternatywny system
Widzimy, że Europa i Stany Zjednoczone podążają przeciwnymi ścieżkami: Trump nalega na kompromisy, podczas gdy europejscy przywódcy rozumieją, że porażka Ukrainy oznaczałaby zagrożenie dla bezpieczeństwa UE. Czy możliwe jest stworzenie nowego formatu współpracy w zakresie bezpieczeństwa między Europą a Ukrainą, jeśli Stany Zjednoczone zdecydują się trwale ograniczyć swoje zaangażowanie w bezpieczeństwo tej drugiej?
Europa i Kanada muszą uznać, że Ameryka de facto zrezygnowała z przywództwa w wolnym świecie
Pod rządami Trumpa Stany Zjednoczone stały się bliższe Rosji niż Europie – praktycznie są towarzyszami podróży Putina.
Widzieliśmy to, gdy USA głosowały z Rosją i Koreą Północną przeciwko europejskiej rezolucji potępiającej rosyjską agresję w Ukrainie. Sygnały były jasne – nie tylko z Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, ale także od Putina, Trumpa, Vance'a i Hegsetha. Hegseth [Pete Hegseth, sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych – red.] wyraził się jasno: Ameryka nie będzie już gwarantem bezpieczeństwa Europy.
Rodzi to poważne pytania dotyczące istniejących struktur, w tym NATO. Europa i Kanada muszą teraz opracować alternatywny system bezpieczeństwa – być może oparty na NATO, ale z Ukrainą włączoną do równania. Potrzebne jest strategiczne i kreatywne myślenie.
Żadnych prokremlowskich kompromisów
Podczas negocjacji w Arabii Saudyjskiej Stany Zjednoczone zaproponowały całkowite zawieszenie broni, a następnie negocjacje w sprawie długoterminowego porozumienia pokojowego. Z kolei Ukraina chciała zawieszenia broni tylko w powietrzu i na morzu, a na lądzie – kontynuowania walk do czasu otrzymania gwarancji bezpieczeństwa. Jak Pan ocenia te dwa scenariusze? Co one dają – lub czym grożą?
Ukraina nigdy nie powinna zgadzać się na kompromisy wymagane przez Amerykę. Rubio [Marco Rubio, sekretarz stanu USA – red.] mówi, że Ukraina powinna oddać terytorium w zamian za pokój, ale w rzeczywistości oferuje oddanie Ukraińców w zamian za tymczasową przerwę w walkach.
Rubio oczekuje, że prezydent Zełenski odda pod rosyjską kontrolę wolnych obywateli Ukrainy mieszkających na terytoriach, które nie są obecnie okupowane przez Rosję. To jest nie do przyjęcia
Dlatego pozostaję przy swoim zdaniu: po prostu nie widzę, by to dokądkolwiek zmierzało.
Jakie powinny być realne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy ze strony USA, Europy i NATO, aby nie powtórzyła się historia z memorandum budapesztańskim?
Gdyby Ameryka nadal stała po stronie Europy i wspierała Ukrainę, jedyną gwarancją bezpieczeństwa, która naprawdę miałaby znaczenie, byłoby członkostwo Ukrainy w NATO. Ale biorąc pod uwagę zmianę kursu Ameryki, musimy rozważyć nowe ramy: europejsko-kanadyjsko-atlantycką organizację traktatową, zakotwiczoną w NATO. Sojusz ten powinien nie tylko zostać wzmocniony poprzez skuteczne funkcjonowanie bez Stanów Zjednoczonych, ale także zintegrować Ukrainę.
Osiągnięcie tego celu jest jednak ogromnym wyzwaniem. Wymaga najpierw pokonania Rosji, a następnie stworzenia wiarygodnego środka odstraszającego w Ukrainie. To najważniejsze kwestie do rozwiązania w ciągu najbliższych trzech do pięciu lat.
Europa musi znaleźć alternatywę dla Stanów Zjednoczonych. Zdjęcie: OPU
Większość będzie stać razem
Podkreśla Pan wagę współpracy w zakresie bezpieczeństwa między Europą a Kanadą. Jednak biorąc pod uwagę podziały w Europie, czy widzi Pan szansę na powstanie mniejszych, regionalnych sojuszy bezpieczeństwa, jeśli USA opuszczą NATO? Czy państwa bałtyckie mogłyby np. utworzyć własny pakt obronny albo czy Czwórka Wyszehradzka mogłaby utworzyć odrębny sojusz bezpieczeństwa? Czy fragmentacja NATO doprowadzi do powstania mozaiki mniejszych koalicji – czy też jest to mało prawdopodobne?
Jest bardzo prawdopodobne, że przyszły europejsko-kanadyjski system bezpieczeństwa będzie obracał się wokół „koalicji chętnych” – krajów, które są autentycznie zaangażowane w kolektywną obronę.
Kraje takie jak Węgry pod przywództwem Orbana, który pozycjonuje się jako kolejny pożyteczny idiota Putina, powinny zostać po prostu wykluczone. Jeśli odmawiają wniesienia wkładu w europejskie bezpieczeństwo, to niech sobie uschną
Jednak zdecydowana większość będzie stać razem. Można to już było zobaczyć na konferencji w Paryżu, w której wzięło udział około 20 krajów – nie tylko europejscy sojusznicy, ale także ich partnerzy, tacy jak Australia, Japonia, Korea Południowa, a nawet Irlandia. Kraje te uznają, że bezpieczeństwo europejskie jest ich wspólnym interesem. I że najlepszym sposobem na jego zapewnienie jest współpraca z krajami o podobnych poglądach.
Zdjęcie na okładce: AA/Abaca/Abaca/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji