Exclusive
20
min

Polski wolontariusz wśród kierowców na granicy: - Nie pomagam Ukraińcom ani Polakom. Pomagam ludziom

Im dłużej granica jest zablokowana, tym więcej butelek szampana odkorkowuje się w Moskwie – mówi Dawid Dechnert, który pomaga kierowcom

Natalia Żukowska

Dawid Dechnert z darami dla kierowców   Foto: archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Blokada granicy przez polskich przewoźników trwa już od ponad trzech tygodni. 6 listopada rozpoczęli strajk na trzech punktach kontrolnych – Korczowa-Krakowec, Hrebenne-Rawa-Ruska i Dorohusk-Jahodyn. Jednak od 23 listopada ruch ciężarówek jest zablokowany na czwartym punkcie kontrolnym: Medyka-Szehyni. Głównym postulatem polskich przewoźników jest zniesienie tzw. ruchu bezwizowego dla przewoźników wprowadzonego w ubiegłym roku przez Unię Europejską. Zgodnie z nim ukraińscy przewoźnicy nie powinni uzyskiwać zezwoleń na przewozy dwustronne i tranzytowe do krajów UE. Według wstępnych szacunków Federacji Pracodawców Ukrainy bezpośrednie straty ukraińskiej gospodarki z powodu blokady przejść granicznych na granicy polsko-ukraińskiej przekroczyły już 400 mln euro. Nie chodzi jednak tylko o szkody gospodarcze, ale także o ludzkie życie. W kolejce zginęło już dwóch ukraińskich kierowców. Ludzie czekają na odblokowanie granicy w strasznych warunkach: na mrozie, bez jedzenia i wody, pryszniców i toalet. I tym razem byli Polacy, którzy ruszyli z pomocą ukraińskim kierowcom. Jednym z nich jest Dawid Dechnert. Wcześniej dostarczał pomoc do domów dziecka w Ukrainie, ale teraz dostarcza pomoc Ukraińcom, którzy są zablokowani na granicy.

Natalia Żukowska: Dawid, kiedy i dlaczego zdecydowałeś się pojechać na granicę, żeby pomóc kierowcom?

Dawid Dechnert: Prawie trzy tygodnie temu dowiedziałem się o blokadzie granicy z mediów społecznościowych. Widziałem wielokilometrowe kolejki ciężarówek, kierowców w trudnych warunkach, a kulminacją była śmierć pierwszego kierowcy na granicy [11 listopada kierowca ciężarówki, który utknął w kolejce z Polski na Ukrainę. – red., zmarł na atak serca]. Temat ten nie jest popularny w polskiej przestrzeni medialnej – o blokadzie mówi się niewiele. Postanowiłem więc sam pojechać i zobaczyć, co się tam dzieje i czego ludzie potrzebują. I zacząłem pomagać.

NŻ: Czego potrzebują kierowcy w pierwszej kolejności?

DD: Kierowcy przede wszystkim chcą wracać do domu. Następnie wziąć prysznic. Niektórzy z nich stoją w kolejce na granicy od ponad trzech tygodni. Jeśli mówimy o potrzebach materialnych, to przede wszystkim potrzebują wody, chleba i czegoś do niego, np. pasztetów czy dżemów. Kiedyś przywieźliśmy czekoladę. Staraliśmy się dać każdemu po tabliczce. Kierowcy potrzebują również gotowych obiadów. A także zwykłych chusteczek nawilżanych, które mogą teraz przynajmniej trochę zastąpić prysznic. Mężczyźni też potrzebują papierosów, ale ich nie przywieźliśmy. Rozmowa z kierowcami zmotywowała mnie do pomocy w przyszłości. Wiele osób mówi: "Ach, to jest Polak, który pomaga Ukraińcom!". Zawsze odpowiadam: "Nie pomagam Ukraińcom ani Polakom. Pomagam ludziom".

Raz w tygodniu wolontariusz jedzie do ukraińskich i polskich kierowców, którzy są blokowani przez strajkujących. Foto: archiwum prywatne

NŻ: Czy pomoc, którą przynosicie, wystarczy dla wszystkich?

DD: Podczas naszej podróży 26 listopada do punktu kontrolnego Dorohusk-Yahodyn przejechaliśmy obok całej kolejki. Każdy, kto do nas przychodził i chciał skorzystać z pomocy, otrzymywał ją. Starczyło dla wszystkich. I bardzo mnie to ucieszyło. Tym razem jednak mieliśmy aż cztery samochody z pomocą. W rozmowie z kierowcami pojawił się kolejny problem: brak internetu i słaba komunikacja mobilna. Bycie odciętym od świata jest bardzo trudne. Kierowcy nie mogą nawet rozmawiać ze swoimi bliskimi. I tu niestety nie możemy pomóc.

NŻ: Skąd bierzecie pieniądze na zakup niezbędnych towarów dla kierowców?

DD: Ogłosiłem zbiórkę pieniędzy w mediach społecznościowych. I ludzie zaczęli się dorzucać. Jak się okazało, 80% stanowili Ukraińcy mieszkający w Polsce. Teraz mamy 36 tys. zł na pomoc. Na początku myślałem, że wszystko mogę zrobić sam – wezmę przyczepę, wsiądę za kierownicę samochodu i pojadę. Jednak natychmiast podeszło do mnie dwóch Ukraińców i zaoferowało swoją pomoc. I na pierwszą wycieczkę pojechaliśmy razem Jeden z nich był lekarzem. I to było świetne, bo wśród zablokowanych kierowców było wielu z bólem gardła, katarem i problemami żołądkowymi. Oczywiście, ich stan jest konsekwencją warunków, w jakich są zmuszeni przebywać. Wokół pola. Jeden sklep znajduje się tylko w pobliżu granicy. Warunki sanitarne są okropne. Nie ma gdzie się umyć, toalet jest niewiele – niektóre są w odległości kilometra od siebie.  Dieta jest niezbilansowana. Oczywiście wszystko to wpływa na stan zdrowia.

NŻ: Ile pieniędzy już wydaliście na pomoc?

DD: Na dziś nasze koszty wynoszą około 20 tys. zł. Razem mamy 36 tysięcy. Następnym razem dostarczymy pomoc w przyszłym tygodniu (po 4 grudnia). Nie wiem jeszcze, czy pojadę sam, czy poproszę wolontariuszy, którzy zgłosili się do pomocy.

Dawid Dechnert przywozi na granicę najpotrzebniejsze rzeczy, których potrzebują kierowcy. Foto: archiwum prywatne

NŻ: Ilu wolontariuszy Ci pomaga?

DD: W sumie jest ich pięciu – czterech Ukraińców, którzy zgłosili się do pomocy, i mój polski przyjaciel, przedsiębiorca z Katowic. Razem ze mną pomaga sierocińcom w Ukrainie. Koleżanka pomogła mi kupić przyczepę, przelewa dużo pieniędzy. Jestem jej za to bardzo wdzięczny.

NŻ: Dawid, jak często jeździsz na granicę?

DD: Mieszkam pod Warszawą, czyli około 300 kilometrów od granicy. Dlatego jeżdżę raz w tygodniu. Przekraczam granicę, najpierw jadę do polskich kierowców, którzy są po stronie ukraińskiej, potem wracam do Polski i rozdaję pomoc ukraińskim kierowcom.

Ukraińscy kierowcy stoją w kolejce na polu. Nie ma tam sklepów, kawiarni i nie ma możliwości umycia się. Foto: archiwum prywatne

NŻ: Jak wygląda sytuacja z polskimi kierowcami po stronie ukraińskiej? Ilu ich jest? O czym oni mówią?

DD: Jadę tylko na punkt kontrolny Dorohusk-Jahodyn. Polscy kierowcy na terytorium Ukrainy mają znacznie lepsze warunki niż ukraińscy kierowcy na terytorium Polski. Chociaż, oczywiście, stanie w kolejce przez tak długi czas jest niewygodne. Polskie ciężarówki nie stoją w polu, a to jest najważniejsze. Jest tam duży parking, na którym faktycznie się zatrzymali. Teren jest strzeżony. Stamtąd do granicy ustawia się kolejka – może nawet kilometr. W pobliżu znajdują się sklepy i bary. Mają Internet. Normalne toalety. Warunków po prostu nie da się porównać. Kiedy tam pojechaliśmy, okazało się, że nikt tak naprawdę nie potrzebuje naszej pomocy.

NŻ: Każdy człowiek ma swoją własną historię. Który z nich zrobił na Tobie największe wrażenie?

DD: Historia każdego kierowcy sprowadza się do jednego: każdy chce jak najszybciej wrócić do domu i do normalnych warunków życia. Nie rozmawialiśmy z nimi o sprawach osobistych. Więcej o ich potrzebach. Dla mnie to trochę tragiczna historia, kiedy w XXI wieku ludzie marzą o prysznicu i powrocie do domu. W Polsce niby mamy demokrację, Konstytucja gwarantuje godność każdemu, a tu co widzimy?

NŻ: Co chcą osiągnąć polscy kierowcy, którzy popierają blokadę?

DD: Kiedy dostarczałem pomoc, ciekawie było rozmawiać z tymi, którzy blokują granicę. Rozpoznali mnie — dzięki mojemu TikTokowi. Na początku nie chcieli ze mną rozmawiać. Później jednak dali się zaprosić na kawę. Pierwszym argumentem jest to, że polscy kierowcy po ukraińskiej stronie również czekają w kolejkach. Drugim, że Ukraińcy podróżują do Europy na korzystniejszych warunkach. Uważam, że ten rynek powinien być kontrolowany, a ceny wyrównane, aby każdy miał równe szanse. Ale o tym powinni decydować politycy na poziomie krajowym. Oczywiście blokada ta wpłynie na zaopatrzenie Ukrainy, która potrzebuje stałych dostaw (pomoc humanitarna, leki, żywność, paliwo), zwłaszcza w czasie wojny. Ukraińskie szlaki morskie są teraz odcięte i oczywiście nic nie przejdzie przez Białoruś i Rosję. Albo Polska, Węgry, albo Słowacja pozostaną. Władze węgierskie, jak państwo wiedzą, nie są zbyt przychylne Ukrainie. A teraz Słowacy mają też antyukraińskiego premiera Roberta Fico.

Wolontariusz jest pewien, że odblokowanie granicy nastąpi dopiero po utworzeniu nowego rządu. Foto: archiwum prywatne

NJ: Dlaczego, Pana zdaniem, polskie władze reagują tak wolno [w momencie nagrywania wywiadu okazało się, że minister infrastruktury RP Andrzej Adamczyk wysłał list do swojego ukraińskiego odpowiednika Ołeksandra Kubrakowa i wezwał do spełnienia żądań polskich protestujących. – red.]?  

DD: Polskie władze mają teraz inne problemy, przede wszystkim z utworzeniem nowego rządu. Zagraniczne media piszą, że rząd Morawieckiego jest rządem "zombie", bo wkrótce odejdzie. Ci politycy nie znaleźli zaufania wśród ludzi. Opozycja okazała się silniejsza. "Konfederacja" stojąca za blokadą to populistyczna siła polityczna. Jej przedstawiciele wykorzystują fakt, że zwykli ludzie potrzebują pomocy. Demonstracyjnie krzyczą: "Patrzcie, pomagamy przedsiębiorcom!", "Patrzcie, Ukraińcy, odbierają polskim przedsiębiorcom możliwość zarabiania". Wiadomo, że Konfederacja jest partią o poglądach antyukraińskich. Ich głos nie jest głosem wszystkich Polaków. Niewiele jest osób, które wspierają ich działania. Blokada granicy ma pomóc Rosji. Im dłużej trwa, tym więcej szampana odkorkowuje się w Moskwie. Swoją drogą, podczas rozmowy z kierowcami, niektórzy mówili mi: "Słuchaj Dawid, wśród polskich protestujących są przedsiębiorcy, którzy w większości pojechali do Rosji. A ja kiedyś dla nich pracowałem. Mieli tam swoje interesy. W tej chwili nie pracuję dla nich, ponieważ nie płacą za swoją pracę".  

NJ: Jak udaje Ci się łączyć pracę z wolontariatem?

DD: Byłem przedsiębiorcą, ale postanowiłem zmienić swoje życie. Teraz studiuję prawo, na 4 roku pracuję w kancelarii adwokackiej. Mam troje dzieci. Muszę przyznać, że nie jest łatwo pogodzić rodzinę, pracę i wolontariat. W tej chwili zastanawiam się nad stworzeniem jakiegoś fundamentu, który by to ułatwił.

NŻ: Jak myślisz, kiedy skończy się blokada granicy?

DD: Mam nadzieję, że Unia Europejska odpowie na tę blokadę. Bo niestety, dopóki nie powstanie nowy polski rząd, nie ma szans na rozwiązanie tej kwestii. Politycy muszą usiąść do stołu negocjacyjnego i w końcu znaleźć kompromis.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Pochód opiekunek, Warszawa, pracownice i pracownicy domowe

Ulicami Warszawy, współorganizowane wspólnie przez Stowarzyszenie Pedagogów Teatru oraz Komisję Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej, przeszły – 13 i 14 kwietnia – dwa Pochody Opiekunek z Ukrainy.

– Chcemy lepszych warunków – od umów o pracę, po czas wolny od obowiązków. Kiedy czytałam postulaty, założonego 200 lat temu, pierwszego związku zawodowego pomocy domowej w Polsce, to w zasadzie są one takie same, jak nasze. To pokazuje, jak niewiele się zmieniło. Obecnie pracujemy albo na umowach śmieciowych, albo w ogóle bez nich. Nie zawsze jest to wina tego, że ktoś nie chce dać nam umowy o pracę – osoby starsze często nie mają rodziny i przez niską emeryturę nie są w stanie tego zrobić. Chciałybyśmy, żeby powstał program socjalny, który wspomoże biedniejsze osoby poprzez np. odprowadzanie przynajmniej części składek. Ulży im to finansowo i da możliwość zatrudnienia opiekunki, a nam da ubezpieczenie i pozwoli na skorzystanie z ochrony zdrowia na NFZ. Są też oczywiście nieuczciwi pracodawcy i z nimi też walczymy. Mamy sukcesy, bo gdy nasz związek zawodowy interweniuje, zwykle robią oni krok w tył i wypłacają wynagrodzenie. To jeden z wielu powodów, dla których warto do nas dołączyć – mówiła Rusłana Pobereżnyk, przewodnicząca Komisji Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej.

„Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia,ubezpieczeń, prawa do odpoczynku”

W trakcie przemarszu z głośników było słychać nie tylko utwory skomponowane przez opiekunki we współpracy z artystką Magdaleną Sowul, ale też uczestniczki niosły megafony – stworzone przez Martę Romankiw – dzięki którym zgromadzeni mogli usłyszeć wypowiedzi także tych opiekunek, które nie mogły dotrzeć na pochód.

– Jesteśmy opiekunkami i troszczymy się o dzieci, osoby starsze, chore, zależne. Nasza praca jest niezbędna, ale wciąż niewidoczna i nieuregulowana. Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia, ubezpieczeń, prawa do odpoczynku. Chcemy też szacunku do siebie i tego, co robimy. Pomagamy waszym bliskim, a wy nas niekiedy traktujecie, jak niewolnice. Żądamy godnego traktowania i odpowiednich wynagrodzeń, bo obecnie nie wystarczają one często nawet na miesiąc – mówiła jedna z nich.

– Osoba starsza, która mieszka sama, bez nas nie byłaby w stanie funkcjonować. Często potrzebuje pomocy przy wstaniu z łóżka, z jedzeniem, ubraniem się, nie mówiąc już o sprzątaniu, zrobieniu zakupów czy innych obowiązkach. Dzięki nam nie tylko może zostać w swoim domu, ale też dostaje od nas dużo ciepła, wsparcia, podniesienia na duchu. Za to jej dzieci mogą normalnie pracować. To odpowiedzialna i momentami stresująca praca, a bywa, że trudna psychicznie, gdy osoba, którą się opiekujemy umiera. Tym bardziej powinno się nas docenić – podkreślała uczestniczka pochodu. – Gdybyśmy nie przyszły do pracy nawet przez kilka dni z rzędu, to może nie byłby to koniec świata, ale stworzyłoby to ogromne problemy dla rodziny, która sama musiałaby się zająć bliską osobą – dodała inna.

– Bardzo denerwuje mnie, że są tak duże różnice w pensjach opiekunek polskich i ukraińskich. Pracodawcy bardzo chętnie szukają tych drugich, bo płacą im o wiele mniej

Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy. To niesprawiedliwe. Chcemy mieć zapewnione podstawowe prawa, naprawdę nie domagamy się nie wiadomo czego…  – słychać było z głośników.

– Nasza praca naprawdę jest ciężka, często wymaga wstawania w nocy, bycia czujnym niemal 24 godziny na dobę. Oddajemy swój czas innym ludziom i brakuje nam wolnego. A musimy odpoczywać, bo nie jesteśmy maszynami. Tymczasem wiele opiekunek z Ukrainy pracuje bez dnia wolnego. Nawet na spotkania naszej komisji związkowej przychodzą na dwie godziny, a potem muszą od razu wracać do pracy. Tak dłużej być nie może – tłumaczyła uczestniczka pochodu.

„Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy”

Na zakończenie drugiego Pochodu Opiekunek z Ukrainy, członkinie związku zawodowego wręczyły petycję przedstawicielkom Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej:

„Szanowna Pani Ministro,

zwracamy się do Pani jako Komisja Pracownic i Pracowników Domowych, działająca w ramach Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Od kilku lat zrzeszamy osoby pracujące w sektorze opieki domowej. Nasza praca jest niepewna, a mimo to często niewidzialna, bardzo ciężka i nieuregulowana. Dlatego założyliśmy związek i dlatego upominamy się o działania rządu na rzecz poprawy naszej sytuacji.

Wnosimy o podjęcie prac nad systemowymi zmianami w obszarze zatrudnienia opiekunek. Obecnie większość z nas pracuje bez umów, poza systemem prawnym i zabezpieczeń socjalnych. W sektorze opieki nad dziećmi państwo już wdrożyło rozwiązania umożliwiające formalizację zatrudnienia, z dopłatami do składek i ułatwieniami w legalnym zawieraniu kontraktów. Dzieci postrzegane są jako nadzieja społeczeństwa, jego przyszłość, dlatego państwo chce im zapewnić to, co najlepsze. Ale starość to również przyszłość, nasza wspólna przyszłość. Apelujemy o

- stworzenie jasnych ram prawnych dla zatrudnienia opiekunek w prywatnych gospodarstwach domowych;

- wprowadzenie zachęt i ułatwień dla pracodawców zawierających legalne umowy;

- umożliwienie osobom wykonującym prace opiekuńcze dostępu do systemu ubezpieczeń, świadczeń i ochrony prawnej;

- instytucjonalne wsparcie w zakresie kontroli warunków pracy oraz przeciwdziałanie przemocy i wyzyskowi.

Nie chcemy już funkcjonować w szarej strefie, niewidoczne, pozbawione ochrony, zmuszone do pracy w warunkach niepewności i przemocy, przemęczenia i strachu, bez możliwości zabezpieczenia podstawowych potrzeb.

Z poważaniem,

Komisja Pracownic i Pracowników Domowych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza”.

Zdjęcia: Jędrzej Dudkiewicz

20
хв

„Bez nas wasze domy nie funkcjonują”: pochód ukraińskich opiekunek w Warszawie

Jędrzej Dudkiewicz
Olena Vaidalovych Romowie

Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę społeczność romska w Polsce powiększyła się z 20 000 do 80 000 osób. Zarówno w Ukrainie, jak w Europie Romowie wciąż spotykają się z dyskryminacją i uprzedzeniami.Olena Vaidalovych, Ukrainka romskiego pochodzenia, jest jedną z działaczek na rzecz praw człowieka, które od lat bronią praw Romów.

Stereotypy na temat Romów dotykały Ołenę już od dzieciństwa. To zmotywowało ją do walki o prawa mniejszości i pracy nad zmianą nastawienia społeczeństwa do Romów. Po wybuchu wojny na pełną skalę przeniosła się do Warszawy, gdzie kontynuowała swoją działalność. Dziś wraz z polską fundacją W Stronę Dialogu pomaga Romom z Polski i Ukrainy.

Ołena wśród ludzi, o któych prawa walczy

Kiedy coś ginęło, patrzyli na mnie

– Rodzice są Romami – mówi Ołena. – Moje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza w czasach szkolnych. Poza domem często spotykałam się z dyskryminacją i zastraszaniem. Do dziś pamiętam żarty, które mnie nie śmieszyły. ?

Często mówili do mnie: „Przepowiedz nam przyszłość”, „Powróż z ręki”. Kiedy coś gdzieś zniknęło, zawsze obwiniali mnie. Bo jestem Romką. To wszystko było bardzo przykre. Próbowali też wykluczać mnie z zajęć szkolnych. Byłam zdana na siebie. Mimo tego wszystkiego uczyłam się bardzo dobrze, chciałam być prymuską. Myślę, że niektórzy nawet mi tego zazdrościli.

Mówił taki na przykład: „Jak Romka może mieć lepsze stopnie ode mnie? Przecież Romowie nie potrafią czytać ani pisać”

Każde dziecko mniej zdeterminowane niż ja poddałoby się. Jestem dumna, że się nie poddałam. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że mnie wspierała i zawsze powtarzała: „Jesteś mądra, nie jesteś gorsza od innych. Możesz robić wszystko, co chcesz”. To dawało mi siłę i motywowało do działania.

Natalia Żukowska: Co dla Ciebie oznacza bycie Romką?

Ołena Wajdałowycz: To moja rodzina, język, kultura i tradycje, które mamy.

W kulturze romskiej najważniejszą rzeczą jest szacunek dla starszych. Nie ma czegoś takiego jak niesłuchanie ich. Oni zawsze mają ostatnie słowo

Na przykładzie mojej rodziny mogę powiedzieć, że nasze dziewczyny bardzo poważnie podchodzą do małżeństwa i zakładania rodziny. Wychowano mnie w przekonaniu, że musisz świadomie wybierać partnera. I budować związek tylko po upewnieniu się, że to jest osoba, z którą chcesz spędzić życie.

Jakie stereotypy na temat Romów pokutują w Ukrainie i w Polsce?

Inni ludzie są wobec Romów stronniczy. Istnieją różne stereotypy: pozytywne, negatywne i neutralne. Na przykład wiele osób uważa, że Romowie nie chcą pracować i kradną. To negatywne stereotypy. Do pozytywnych zaliczyłabym pogląd, że wszyscy Romowie tańczą i śpiewają, chociaż to nieprawda. Innym jest to, że wszyscy Romowie mają dar przewidywania przyszłości, co też nie jest prawdą. Nie można uogólniać i wyciągać wniosków na podstawie tych kilku osób, które znasz. W rzeczywistości inni wiedzą bardzo mało o Romach.

Przed wybuchem wojny na pełną skalę w Ukrainie istniało 16 romskich grup dialektalnych. Różnią się tradycjami i poziomem integracji ze społeczeństwem. Romowie różnią się także wyglądem. Czasami mówią mi, że nie wyglądam jak Romka. Niektórzy uważają, że Romowie muszą mieć ciemniejszą skórę, oczy i włosy. Ale to też nie jest prawdą.

Nie tylko Ukraińcy, ale także Polacy niewiele wiedzą o społeczności romskiej. Niedawne badania przeprowadzone w Polsce wykazały, że 72% Polek i Polaków nie zna ani jednej osoby ze społeczności romskiej

Niewiedza rodzi szkodliwe stereotypy. Znalazło to odzwierciedlenie w kampanii społecznej „Poznajmy się”, zainicjowanej przez fundację W Stronę Dialogu. Staramy się obalać stereotypy, bo mają one negatywny wpływ na naszą liczną społeczność. Rada Europy podaje, że w Europie żyje od 10 do 12 milionów Romów – a może nawet więcej. Nie można mierzyć tych wszystkich ludzi tą samą miarą.

Kampania społeczna zainicjowana przez fundację W Stronę Dialogu

Skąd wzięły się stereotypy na temat Romów? Dlaczego inni ludzie w nie wierzą?

Te stereotypy mają głębokie podłoże historyczne. Romowie pojawili się w Europie w XI-XII wieku i niemal natychmiast stali się obiektem podejrzeń, ponieważ mówili nieznanym językiem (romani), mieli własne tradycje, muzykę, wyróżniali się wyglądem, często podróżowali. A to budziło strach. Już w średniowiecznej Europie byli prześladowani i mieli zakaz osiedlania się w miastach.

W niektórych krajach Romowie byli nawet fizycznie piętnowani – naznaczano ich ciała. Na terytorium współczesnej Rumunii byli zniewoleni przez 500 lat, aż do XIX wieku

Podczas II wojny światowej nazistowski reżim zamordował ponad pół miliona Romów. Ten akt ludobójstwa nie został jeszcze odpowiednio uznany w przestrzeni publicznej.

Historyczne traumy odcisnęły głębokie piętno na pamięci społeczności romskiej i publicznym postrzeganiu Romów. Należy jednak pamiętać, że stereotyp to uproszczenie, mechanizm samoobrony przed skomplikowaną rzeczywistością. Spójrzmy głębiej i zapytajmy siebie: „Co tak naprawdę wiem o tej osobie? Czego konkretnie się boję?”. Nie idealizuję społeczności romskiej. Wszyscy jesteśmy różni i nikt nie może mówić za wszystkich. Tak, są sytuacje, gdy ktoś robi coś złego. Ale ważne jest, aby nie zastępować indywidualnej odpowiedzialności odpowiedzialnością zbiorową.

Dla większości ludzi Romowie są jak kosmici

Kiedy wpadłaś na pomysł, by zająć się przełamaniem stereotypów otaczających społeczność romską?

Jeszcze w szkole. Widziałam, że moi romscy rówieśnicy przechodzą przez to samo co ja. Pamiętam, jak pewna dziewczynka bawiła się z nami na placu zabaw, a jej matka podeszła do niej, zabrała ją od nas i zabroniła jej się z nami bawić. Zapamiętam ten bolesny moment do końca życia. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę, by romskie dzieci przechodziły przez coś takiego. Z jakiegoś powodu dla większości ludzi Romowie są jak kosmici. A my jesteśmy Ukraińcami romskiego pochodzenia, naszą ojczyzną jest Ukraina. Tysiące Romów na ochotnika broni Ukrainy na froncie. To, że mamy ciemniejsze włosy i inne zwyczaje, nie czyni nas gorszymi.

Z koleżanką Noemi Łakatosz

Jesteś najmłodszą Romką, która (w wieku 20 lat) przemawiała na Forum ONZ ds. Mniejszości. Co chciałaś powiedzieć światu?

Nie chciałam przemawiać jak działaczka na rzecz praw człowieka, która wydaje jakieś zalecenia. Chciałam, by moje przesłanie dotknęło ludzkich serc. Był rok 2018, a właśnie wtedy 24-letni Rom zginął z rąk prawicowych radykałów w Ukrainie. Powiedziałam, że świat powinien na to zareagować, a osoby zaangażowane w zbrodnię powinny zostać ukarane zgodnie z prawem Ukrainy.

Jak się postrzega społeczności romskie w Europie?

Dziś możemy mówić o ewolucji i zmianie opinii w społeczeństwie. I to jest dokładnie to, o co nam chodzi w fundacji W Stronę Dialogu. Staramy się zmieniać negatywne opinie o społeczności romskiej w Polsce. A to, co robimy tutaj, rozszerzamy na inne kraje.

Prowadzimy kampanie informacyjne, współpracujemy ze znanymi czasopismami. To, że jestem pierwszą Romką, która pojawiła się na okładce znanego polskiego magazynu „Wysokie Obcasy”, jest krokiem naprzód. Inne media również opowiedziały historie romskich kobiet, które odniosły sukces. W ten sposób stopniowo zmieniamy niesprawiedliwe opinie na temat Romów.

Działamy też na polu edukacji, dając romskim dzieciom możliwość uczenia się bez barier. Pomagamy w znalezieniu zatrudnienia, współpracujemy z przedsiębiorstwami. Staramy się, aby Romowie w Polsce byli niezależni ekonomicznie, potrafili się integrować i osiągnąć stabilizację. Bardzo ważne jest dla nas, by czuli się tu bezpiecznie.

Kim są członkowie waszego zespołu?

Jedną ze współzałożycielek naszej fundacji jest dr Joanna Talewicz, Polka romskiego pochodzenia. Drugą jest dr Małgorzata Kołaczek, która ma duże doświadczenie w pracy ze społecznością romską. Od 2012 roku Joanna i Małgorzata prowadzą szkolenia edukacyjne dla policji, dziennikarzy i nauczycieli.

Po wybuchu wojny na pełną skalę w Ukrainie wielu Romów przyjechało do Polski. W 2022 roku Komisja Europejska podała, że około 100 000 Romów opuściło Ukrainę i wyjechało do innych krajów. Spotkaliśmy się z dyskryminacją uchodźców pochodzenia romskiego. Na przykład kiedy udaliśmy się do schronisk, do których trafiali uchodźcy, zobaczyliśmy, że Ukraińcy pochodzenia romskiego zostali oddzieleni od innych. Koordynatorzy w tych schroniskach powiedzieli, że w ten sposób starają się uniknąć napięć. Ponadto zauważyliśmy, że ci „lepsi” Ukraińcy mieli bardziej komfortowe warunki – łóżka, fotele. Natomiast tam, gdzie byli Ukraińcy pochodzenia romskiego, mogło nie być nic. Widziałam dzieci śpiące na kartonach, choć była zima. Z tym właśnie walczymy.

Ołena podczas wystąpienia na warszawskiej konferencji zorganizowanej przez OBWE

Kto pomaga finansowo Twojej fundacji?

Duża część naszych projektów została sfinansowana przez rząd USA. W związku z decyzją administracji Trumpa o zamrożeniu funduszy na programy pomocowe przechodzimy teraz przez bardzo trudny okres. Bo co się stanie, jeśli nas zabraknie? Dzieci, które wspieramy, zostaną bez dodatkowej pomocy. Młodzi ludzie, którymi się opiekujemy, nie będą mieli możliwości rozwijania swoich zainteresowań. Kobiety, które inspirujemy, stracą szansę na lepszą przyszłość. Nie będzie kolejnych kampanii na temat społeczności romskiej, nasze postulaty nie dotrą do ministerstw i polityków. Mamy jednak nadzieję, że dzięki dobrym ludziom i sponsorom będziemy kontynuować nasze działania na rzecz praw człowieka, które prowadzimy od 13 lat.

Wierzę w dobrą przyszłości Romów

Jakiej pomocy potrzebują teraz romscy uchodźcy w Polsce? Z jakimi problemami się do was zgłaszają?

Teraz koncentrujemy się na integracji społecznej romskich uchodźców z Ukrainy, którzy pozostali w Polsce. Skupiamy się także na pomocy polskim i rumuńskim społecznościom romskim w Polsce przede wszystkim w zakresie edukacji, zatrudnienia, kwestii prawnych, pomocy psychologicznej itp. Współpracujemy również z władzami lokalnymi i rządem oraz lobbujemy na poziomie międzynarodowym. Chcemy, aby politycy i dyplomaci brali pod uwagę potrzeby społeczności romskiej.

Romowie z Ukrainy są takimi samymi ludźmi, jak inni Ukraińcy. Chcą dla siebie jak najlepiej

Rozumieją, że aby odnieść sukces w życiu, potrzebują edukacji i pracy. Jedynym problemem jest, że nie zawsze to wykształcenie mogą zdobyć. Na przykład zdarzało się, że odmawiano nam zapisania romskich dzieci do szkoły. Słyszeliśmy, że nie ma miejsc. Oczywiście nie możemy stwierdzić, czy to prawda, czy nie. Ale jeśli romskie dziecko nie zostanie przyjęte do szkoły, nie pozostawiamy tego jako prywatnego problemu rodziny.

Kontaktujemy się z administracją szkoły, wyjaśniamy normy prawne, szukamy zrozumienia, a w razie potrzeby angażujemy prawników i władze oświatowe.

Jeśli chodzi o zatrudnienie, to i tu pojawiają się problemy. Romowie są zatrudniani, lecz z przeszkodami. Bardzo trudno im też wynająć mieszkanie. Raz pomogliśmy pewnej rodzinie, w której Romka pracowała dla międzynarodowej organizacji.

Kiedy negocjowaliśmy czynsz przez telefon, wszystko było w porządku. Gdy przyszliśmy na spotkanie, odmówiono nam. I tak przez cztery miesiące. Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są, ponieważ boją się dyskryminacji

Jeśli jakiejś rodzinie nie wynajęto domu tylko ze względu na jej pochodzenie etniczne, pomagamy jej prawnie, rozmawiamy z właścicielem domu, czasami zwracamy uwagę opinii publicznej za pośrednictwem mediów. Ale zawsze staramy się to robić poprzez dialog, a nie konfrontację. To jedyny sposób, by zmienić coś na głębokim poziomie i na długi czas.

Romowie, którzy znaleźli w Polsce schronienie przed Rosjanami

Kim są ludzie, którym pomagacie?

Na początku rosyjskiej inwazji nastąpił bardzo duży napływ uchodźców. Opowiem pewną historię. Była kobieta, której córka zmarła w Ukrainie. Ta kobieta została z ośmiorgiem wnucząt, z których jedno było niepełnosprawne. Widzieliśmy, że bardzo dobrze dogadywała się z innymi Romami, którym pomagaliśmy w schronisku, więc zaproponowaliśmy jej pracę. Pracuje z nami już prawie trzy lata. Takie przypadki, gdy nasi podopieczni stają się naszymi współpracownikami, nie są odosobnione.

Często ludzie trafiali do nas bez dokumentów. Tracili je podczas ucieczki przed bombardowaniem albo gubili gdzieś w pośpiechu. Nie było łatwo zalegalizować ich statusu. Bali się, nie wiedzieli, czy jutro będą mieli co jeść i gdzie spędzić noc. Pomagaliśmy im.

Patrząc tych ludzi trzy lata temu i teraz, widzę ogromną różnicę. Dziś są zintegrowani ze społeczeństwem, mówią po polsku, większość jest zatrudniona. Bardzo się z tego cieszę.

Wiem, że otrzymujesz wiele wiadomości od romskich dziewczyn. O czym piszą?

O swoich pragnieniach i marzeniach. Chcą budować karierę, dostać się na uniwersytety, próbują się odnaleźć. Ale piszą do mnie także młodzi chłopcy. Mój siostrzeniec powiedział kiedyś, że bardzo ważne jest dla niego, by mieć jakiegoś mentora.

Przez wieki społeczność romska była odizolowana, bała się dyskryminacji i prześladowań – ale to nas nie złamało. Młodzi ludzie są teraz bardziej otwarci. Wielu Romów odnosi sukcesy zawodowe. Pracują w Komisji Europejskiej, Radzie Europy, OBWE, ONZ, współpracują z rządem, są doskonałymi specjalistami, naukowcami, nauczycielami i lekarzami. Są wykształceni, znają języki obce. Patrząc na nich, wierzę w dobrą przyszłość Romów.

Zdjęcia: archiwum prywatne Oleny Vaidalovych

20
хв

Olena Vaidalovych: – Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są. Boją się dyskryminacji

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Umowa Trumpa o ukraińskich złożach: szansa czy pułapka

Ексклюзив
20
хв

Ołena Gergel: – Wojna nauczyła mnie żyć teraźniejszością

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress