Exclusive
20
min

Politycy i dziennikarze, osoby publiczne muszą w końcu odpowiedzieć na społeczne obawy Polaków - mówi Ada Tymińska, działaczka na rzecz praw człowieka

Ukraińcy i Polacy, którzy od początku inwazji na pełną skalę w Ukrainie zaczęli pisać nową kartę pomocy i ratunku we współczesnej ukraińsko-polskiej historii, wciąż przyglądają się sobie nawzajem. Ważne jest, aby na tej drodze nie wpaść w rozczarowanie, nie pozwolić, by pochłonęły nas stereotypy i stare urazy

Olga Gembik

Ośrodek dla uchodźców w Poznaniu. Marzec, 2022. Fot: Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

No items found.

Ada Tymińska, badaczka społeczna i działaczka na rzecz praw człowieka w Helsińskiej Unii Praw Człowieka w Polsce, która badała antyukraińską mowę nienawiści w polskich mediach społecznościowych, jest przekonana, że tylko dialog społeczny pozwoli na budowanie przyjaznych relacji między Ukraińcami i Polakami w Polsce.

Olga Gembik: Eskalacja sytuacji politycznej, zakaz importu ukraińskiego zboża, blokowanie granic, i to nie tylko dla obywateli Ukrainy - to wszystko sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, co tak naprawdę czują do nas Polacy. Czy mamy się czego obawiać?

Ada Tymińska: To trudne pytanie. Obserwuję to, co się dzieje. Rzeczywistość internetowa często pokrywa się z rzeczywistością, w której żyjemy, ale nie zawsze. W internecie głosy są bardziej zradykalizowane, znacznie bardziej odbiegają od ogólnego nastawienia Polaków do Ukraińców. Z drugiej strony w sieci można znaleźć wiele wypowiedzi, które możemy powiązać z rosyjską propagandą, trollami i botami. Napięcia społeczne, które mogą pojawiać się po polskiej stronie, to raczej obawy o sytuację gospodarczą, rynek pracy i dostęp do usług.

Poprzedni rząd (politycy PiS), skupiając się na pewnych procesach politycznych, zupełnie zapomniał o samym polskim społeczeństwie i ludziach mieszkających w Polsce. Nie było żadnej otwartości z jego strony na to, by wreszcie porozmawiać o ludziach z Ukrainy, którzy trafili do Polski - jaka jest ich przeszłość, jak powinno wyglądać nasze wspólne życie? To pole zostało całkowicie porzucone, więc przejęli je bardziej radykalni politycy, jak Krzysztof Bosak. W rezultacie niejeden polski obywatel - trochę zdezorientowany, a trochę przestraszony - powiedział sobie: "Oto ktoś, kto rozumie moje obawy". Natomiast nie było głosu z drugiej strony.

Nie ma nikogo, kto powiedziałby, że nowi ludzie nie zagrażają polskiemu społeczeństwu. Dlatego tę niszę zajmują radykalni politycy, którzy "żyją" tym tematem

OG: W raporcie "Granice nienawiści", który dotyczył nie tylko uchodźców z Ukrainy, ale także tych, którzy przekroczyli białorusko-polską granicę, napisano, że Polacy inaczej postrzegali ukraińskich uchodźców, a nawet kojarzyli ich ze sobą. Czy teraz coś się zmieniło?

AT: Do 2022 roku nastawienie do Ukraińców było różne. Wielu Polaków było jednak wrogo nastawionych, co wynikało m.in. z kwestii historycznych. Jednak luty 2022 roku był rewolucyjny i wszystko się zmieniło - przynajmniej na kilka miesięcy. Wszyscy zaangażowali się w pomoc Ukraińcom. Nastroje społeczne były wówczas bardzo pozytywne, a Polacy byli bardziej przychylnie nastawieni do Ukraińców niż do osób przekraczających granicę polsko-białoruską. Zakładam więc, że pojawiające się od czasu do czasu zmiany nastawienia nie wynikają z nienawiści, a jedynie z troski o własne dobro.

Wynika to również z faktu, że Polacy mają niski poziom zaufania do własnego państwa i pakietu usług, które państwo obsługuje. Chodzi o to, jak Polacy postrzegają swoje państwo i jak skuteczny jest rząd, jeśli chodzi o usługi publiczne. Dostęp do tych usług jest bardzo ograniczony: do lekarza trzeba czekać w długich kolejkach, trudno zapisać dziecko do przedszkola. Dlatego nagłe pojawienie się nowych ludzi powoduje poczucie zwiększonego zagrożenia.

Zatem jeśli nastawienie się zmieniło, to nie z powodu złej woli, ale z powodu braku działań ze strony państwa dla załagodzenia tych sytuacji
Były premier Mateusz Morawiecki na spotkaniu z wyborcami. Łomża, 4 października 2023 r. Fot: PiS

OG: Jaka jest rola wydarzeń, które miały miejsce w historii Polski i Ukrainy w pogorszeniu wzajemnych relacji? Czy rzeczywiście mogą one popsuć nasze relacje?

AT: Nie mogą, ponieważ wszystkie wydarzenia historyczne już się wydarzyły. Nie zniknęły i są ważne dla niektórych ludzi ze względu na ich historie rodzinne. Nie oznacza to jednak, że ci ludzie przenoszą swoją wrogość lub jakąś osobistą urazę na współczesnych mieszkańców Ukrainy. Przeszłość jest natomiast bardzo ważna dla radykalnej prawicy, ponieważ w każdym kraju opiera się ona na wydarzeniach historycznych i na nich buduje swoją politykę.

Bardzo łatwo można grać na takich tematach. Skrajni prawicowcy biorą te narracje, widzą, że wywołują emocje, wzbudzają sentymenty do naprawdę złożonej historii i w pewnym sensie wykorzystują je, by zyskać poparcie. Tutaj pojawia się pole dla odpowiedzialności polityków centrowych. Bo im większy opór polityczny wobec nacjonalistycznego przejęcia przestrzeni, tym mniejsza waga tego zjawiska.  

Tymczasem wiodące siły polityczne w Polsce boją się poruszać kwestie historyczne w obawie, że doprowadzi to do jakichś negatywnych konsekwencji, sprowokuje spadek poparcia itp. Dlatego bez walki oddają to pole ludziom, którzy są skrajnymi radykałami

Ten temat, biorąc pod uwagę silne emocje, jakie wywołuje po obu stronach, jest bardzo łatwy do wykorzystania w polityce. W Polsce zamyka się go w narracji "dobre versus złe", odwołując się do kontrowersyjnych obrazów ludzkiego bólu, które związane są z wydarzeniami historycznymi. Zdjęcia skrwawionych ciał, które nawet nie muszą być autentyczne, odwołują się do ludzkich emocji. To jest wykorzystywane przez grupy nacjonalistyczne.

OG: Wracając do raportu "Przyjdą i zabiorą: antyukraińska mowa nienawiści na polskim Twitterze" - jak powiedzieć ludziom, że nic im nie grozi?

AT: Prawidłowa odpowiedź jest taka, że to nie fantomowi "oni" stanowią problem. Państwo jest odpowiedzialne za udostępnienie tego wszystkim: zarówno tym, którzy są nowo przybyli, jak i tym, którzy mieszkają w Polsce od dłuższego czasu. Ulegając narracji "przyjdą i zabiorą", ludzie zwracają uwagę na objaw, a nie na przyczynę problemu. Przykładowo, problemy z dostępem do specjalistycznej opieki medycznej istniały jeszcze przed przyjazdem Ukraińców. Wynika to z faktu, że państwo jest w niektórych aspektach nieefektywne. Musimy więc lepiej wybierać siły polityczne.

Tymczasem nie widzę praktycznie żadnej kontrnarracji ze strony polityków. Wynika to z ogromnego strachu, że jeśli te tematy zostaną poruszone, okaże się, że ukryte nastroje społeczne są tak złe, że doprowadzi to do ich osobistej porażki. Jeśli jednak ta kwestia nie zostanie poruszona, pojawią się ci, którzy wyrażą problem za pomocą bardzo prostej, ale silnie antagonizującej narracji. To jest odpowiedź na "przyjdą i zabiorą".

Jeśli ktoś jest kategorycznie negatywnie nastawiony do innych, to jedna rzecz. Ale jeśli jest jeszcze miejsce na refleksję, to warto zadać sobie pytanie: Czy tego, kogo "mają zabrać", brakuje dopiero teraz, czy brakowało tego już wcześniej, np. w 2001 lub 2019 roku? Może okazać się, że nie ma żadnego logicznego związku między tym, że ktoś nie może znaleźć pracy, a tym, że  takim czy innym miejscu pracy pojawiają się nowi ludzie.

Politycy i dziennikarze, osoby publiczne - powinni w końcu zareagować na społeczne obawy Polaków i zacząć pracować nad poczuciem jedności wśród różnych mieszkańców Polski

OG: Jaki odsetek rosyjskich trolli i botów próbuje obecnie "robić pogodę" w polskiej przestrzeni internetowej?

AT: Trudno powiedzieć, bo badanie rosyjskiej propagandy w Internecie jest dość skomplikowane. Nie da się policzyć, ile tych botów jest i ile treści jest przez nie tworzonych lub prowokowanych. Kiedy pracowałam nad raportem o mowie nienawiści, zaobserwowałam tematy sztucznie przez kogoś tworzone. To były profile, które pisały na Twitterze o historii: masa postów w pseudo-neutralnym tonie opowiadających o Wołyniu w czasie wojny, publikujących zdjęcia cierpiących ludzi i ciał po torturach. Było tego dużo, głównie z pośpiesznie utworzonych profili. Związek między tymi historycznymi postami a aktywnością rosyjskich botów był bardzo wyraźny.

Potwierdzono już, że to rosyjski rząd wykorzystał tego typu historie na poziomie politycznym, by zasiać wrogość między Polską a Ukrainą

Nie ma w tym nic nowego, zmieniły się tylko wykorzystywane środki. Teraz te środki pozwalają lepiej działać. Niestety na tym poziomie władzom i organizacjom pozarządowym trudno jest kontrolować takie działania.

OG: Jak obecne wydarzenia wpłyną na dalsze relacje Polski i Ukrainy na szczeblu państwowym? Czy jest nadzieja na pogłębienie partnerstwa?

AT: Oczywiście. Polska jest członkiem Unii Europejskiej, a każde zbliżenie z UE będzie systematycznie komplikować narastanie jakiejkolwiek dyskryminacji. Dopóki obowiązują decyzje Rady Europejskiej w sprawie tymczasowej ochrony uchodźców, Polska nie może arbitralnie odmówić osobom z Ukrainy pobytu. Przed odpowiedzialnymi dziennikarzami i politykami jest zaś wiele pracy w budowaniu atmosfery wspólnoty, nawet jeśli mają wspólnych wrogów czy wspólne problemy.

Brakuje natomiast odpowiedzialnych polityków, którzy odpowiedzialnie poruszaliby temat migracji, odnosząc się do różnych kwestii i podejmując wyzwania związane z przyjęciem polityki migracyjnej w Polsce. Nawet skrajnie prawicowi nacjonaliści twierdzą, że tego brakuje. I choć media mają odpowiednią przestrzeń do dyskusji i szukają rozwiązania problemu, to środowiska polityczne już nie. Mam nadzieję, że nowe siły polityczne w Polsce zwrócą uwagę na tę kwestię.

No items found.

Redaktorka i dziennikarka. Ukończyła polonistykę na Wołyńskim Uniwersytecie Narodowym Lesia Ukrainka oraz Turkologię w Instytucie Yunusa Emre (Turcja). Była redaktorką i felietonistką „Gazety po ukraińsku” i magazynu „Kraina”, pracowała dla diaspory ukraińskiej w Radiu Olsztyn, publikowała w Forbes, Leadership Journey, Huxley, Landlord i innych. Absolwent Thomas PPA International Certified Course (Wielka Brytania) z doświadczeniem w zakresie zasobów ludzkich. Pierwsza książka „Kobiety niskiego” ukazała się w wydawnictwie „Nora-druk” w 2016 roku, druga została opracowana przy pomocy Instytutu Literatury w Krakowie już podczas inwazji na pełną skalę.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
fotografia dokumentalna, Katya Moskalyuk, kobiety, wojna rosyjsko-ukraińska

Większość ukraińskich fotoreporterów i fotoreporterek, których obserwuję w mediach społecznościowych dokumentuje wydarzenia na froncie. Ty zdecydowałaś się zrealizować kameralny projekt w domach kobiet, które na wojnie straciły bliskich. Jak dotarłaś do bohaterek „Alone”?

 Każdy artysta szuka swojego sposobu na opowiedzenie o tym, co dzieje się w Ukrainie. Temat samotnych kobiet interesował mnie niemalże od początku wojny, ale wiedziałam, że ze względu na to, że wychowuję córkę, nie pojadę na front. Długo zastanawiałam się, jak pokazać samotność i tęsknotę. Z jednej strony zależało mi na tym, żeby zdjęcia były prawdziwe, naturalne, z drugiej żeby nie były to typowe, pozowane portrety, trochę jak z kolorowych magazynów. Sposobem na to stały się spotkania w domu. Podczas zdjęć kobiety same, spontanicznie pokazywały mi przedmioty, pozostałe im po utraconych bliskich. Zazwyczaj były to fotografie mężów bądź partnerów, braci, przyjaciół, ale też ubrania i rzeczy osobiste, które uruchamiały wspomnienia, czasem nieoczekiwane gesty. Nie zapomnę, gdy Ivanna wtuliła się w mundur. Poczułam, że to jest ten trop, na którym zbuduję mój cykl.

"Poznałam Wołodię ponad pięć lat temu. On i jego przyjaciel, który również zginął na wojnie, wynajmowali ode mnie pokój. Mieliśmy dużą różnicę wieku - 16 lat. Jednak nigdy nie czułam się od niego starsza, był niezawodnym wsparciem dla mnie i moich dwóch starszych córek z poprzedniego małżeństwa. Wołodia uwielbiał obdarowywać mnie drogocenną biżuterią i pisał dla mnie wiersze. Wydrukowałam naszą korespondencję - jest tam tak wiele czułych słów" - mówi Ivanna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Coraz mniej jest osób, które nie straciły nikogo na froncie. W magazynie Sestry.eu publikowałyśmy już wiele tekstów o tym, jak trudno jest rozmawiać o wojnie z bliskimi. Aparat jest pretekstem, żeby fotografować na ulicy, ale żeby wejść do czyjegoś domu, trzeba go przekonać. Tobie to się udało i powstały niezwykle osobiste zdjęcia.

 Zaskoczyło mnie, że wszystkie te kobiety były mi bardzo wdzięczne, za możliwość podzielenia się ze mną swoją historią. Wiele z nich odzywało się do mnie po publikacji zdjęć mówiąc, jak bardzo było to dla nich ważne. Wzruszyłam się, gdy jedna z nich powiedziała, że do tej pory czuła się bardzo samotna, a po zdjęciach, gdy śledziła jak rozwinął się projekt „Alone”, samotność stała się nieco bardziej do zniesienia.

"Spędziłam z nim najlepsze pięć lat mojego życia. Wołodymyr był najlepszym, wyjątkowym i kochającym mężem" - mówi Ivanna. Jej mąż Wołodymyr Lemeszczuk zginął na wojnie 20 kwietnia 2022 r. pod Popasną w obwodzie ługańskim. Oficer zdołał ewakuować swoich rannych towarzyszy z pola bitwy, ale odniósł obrażenia zagrażające życiu. Miał zaledwie 23 lata. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"Mamy wiele zdjęć Wołodymyra na półce w domu. Obok zdjęć stawiamy świece. Kiedy je zapalamy, czujemy jego oddech" - mówi Ivanna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"Kiedy Wołodia zginął, nasza córka Wiktoria miała zaledwie dwa miesiące. Udało mu się odebrać nas ze szpitala i nigdy więcej nie zobaczył swojej córki. Zamiast tego Victoria zna swojego ojca tylko z moich opowieści i zdjęć" - mówi Ivanna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"Wołodymyr zginął w akcji, gdy jego córka Wiktoria miała zaledwie dwa miesiące. Udało mu się spotkać z nami w szpitalu i nigdy więcej nie zobaczył swojej córki" - mówi Ivanna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Które spotkanie było dla Ciebie szczególnie ważne?

 Każde życie jest ważne. Wysłuchałam wielu historii i wszystkie są dla mnie wyjątkowe. Oczywiście powtarzają się pewne motywy i gesty jak choćby oglądanie zdjęć, wiele kobiet robi sobie tatuaże związane z bliskimi, których straciły. Jednak historie, które za tym stoją są różne. Ciekawe było dla mnie, że większość kobiet nigdy wcześniej nie myślała o tatuażu. Angelina z Dnipro wytatuowała sobie na palcu znak obrączki, mający jej przypominać, że mąż jest zawsze przy niej.

Eva ma na ręce datę urodzenia i śmierci męża. To mi pomaga żyć z bólem po jego stracie” – powiedziała mi. Lyudmyla ma tatuaż z napisem „Zawsze obok Ciebie”, to słowa które mąż napisał jej na kartce papieru w notesie wyjeżdżając na wojnę.

Wszystkie tłumaczyły mi, że tatuaże sprawiają, że fizycznie czują obecność ukochanych osób na swojej skórze. Z tego samego powodu zachowują ich rzeczy, uniformy, T-shirty, żeby zapamiętać zapach.

Angelina z Dniepra. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Ewa. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Lyudmyła. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Jak wygląda sytuacja kobiet, które z powodu wojny nagle zostały same, na jaką pomoc mogą liczyć, jak próbują sobie pomóc?

 

W trudnej sytuacji są kobiety z małych miejscowości. One nie mają dostępu do profesjonalnej pomocy ponieważ w ich wioskach nie ma psychologa. Ale nie to mnie zaskoczyło. Część bohaterek zdjęć mówiła mi o poczuciu niezrozumienia i strachu przed rozmową z nimi. Bliscy i przyjaciele nie wiedzą, jak z nimi rozmawiać. Nie odnajdują się w tych sytuacjach, nie do końca wiedzą jak pomóc, o co zapytać. Jest też niedowierzanie, że tak bardzo można za kimś tęsknić i tak długo przeżywać stratę.

Zaskakujące jest to, że niektórym trzeba się tłumaczyć ze swoich głębokich relacji z ukochanym, że było się z kimś szczęśliwym i że rady typu „jesteś młoda, na pewno jeszcze sobie kogoś znajdziesz” wywołują złość

Moje bohaterki wspominały o wsparciu od rodzin kolegów ich mężów, którzy nadal są na froncie, ale też o oparciu w dzieciach. Wiele kobiet powtarza jak bardzo pomaga im w tym czasie to, że mają dzieci. Patrzenie na nie, bycie z nimi, zachowuje wspomnienie o utraconych partnerach. „Coś mi po nim zostało”-mówią. Więc dzieci nie tylko są sensem ich życia, ale też ogromnym wsparciem.

"Witalij był bardzo miły. Kiedy urodził się nasz syn, płakał ze szczęścia... Witalij poszedł na wojnę latem 2022 roku. Często towarzyszył ładunkom podróżującym koleją. Pewnego razu pobiegłam przez miasto na tory kolejowe, żeby mu pomachać. Witalij zginął w akcji 15 października 2022 r." - mówi Juliana. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Co mówią swoim dzieciom o wojnie, o tacie, który nie wróci?

 

Są różne sytuacje. Małym dzieciom trzeba wytłumaczyć, czym w ogóle jest wojna, starszym co wojna oznacza. Jedna z moich bohaterek ma trzy córki, w tym dwie z poprzedniego związku. Najmłodsza ma dwa latka i myśli, że nie ma taty, bo jest wojna, więc czeka aż wojna się skończy. Ale jej tata nie wróci i w którymś momencie matka będzie musiała jej to powiedzieć. Nie wie kiedy to zrobić. Jej siostry mają tatę.

Nie można nic nie mówić, odkładać rozmów, bo dzieci chodzą do szkoły i tam ze sobą rozmawiają, wprost zadają sobie pytania: dlaczego ty masz mamę i tatę, a ja nie. Teraz we Lwowie mamy mnóstwo osieroconych dzieci w szkołach, pracujemy nad tym, żeby uczniowie się integrowali. Mamy różne programy dla dzieci ze wschodniej i zachodniej Ukrainy. To jest trudne, aby znaleźć dla nich wspólną platformę komunikowania się i dzielenia problemami, skoro mają tak różne doświadczenia. Sama nie wiem jak to wyjaśnić córce, która ma rodziców. Ona też musi rozmawiać z dziećmi, które przeżywają stratę najbliższych.

"Nie masz pojęcia, jakim był ojcem. Mykoła stracił ojca bardzo młodo, był nawigatorem i zginął w Afryce. Zostawił też troje osieroconych dzieci. Jeden los dla dwojga, prawda?" - mówi Oleksandra. Teraz sama wychowuje trójkę dzieci. Jej mąż, Mykola Savchuk, zginął pierwszego dnia wojny na pełną skalę - 24 lutego 2022 roku, podczas misji. Zbombardował konwój rosyjskich pojazdów jadących w kierunku Kijowa. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"Nikt oprócz nas. Mój mąż zawsze to powtarzał. Zginął w kwietniu 2022 roku, w przeddzień Wielkanocy. Mój syn z poprzedniego małżeństwa bardzo tęskni za moim mężem, ponieważ był jego prawdziwym ojcem. Czas wcale nie leczy. Po prostu uczę się żyć z bólem, który nie mija" - mówi Olena. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"16 października to dzień urodzin matki mojego męża. Nasza druga córka urodziła się przez cesarskie cięcie. Zaproponowano mi harmonogram operacji i mogłam wybrać jeden z pięciu dni. Wybrałam 16 października. Pomyślałam, że wnuczka będzie wspaniałym prezentem dla babci i będziemy mogli razem świętować ich urodziny. I tak się stało. Mój mąż Igor zginął 16 października 2022 roku. W dniu urodzin mojej matki i córki, z dala od nich, chroniąc inne matki i dzieci w Ukrainie" - mówi Olesya. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Więc jak rozmawiasz z córką?

Katia ma 12 lat, nie jest już dzieckiem, ale nie jest jeszcze dorosła. To typowa nastolatka, czasem trudno do niej dotrzeć. Kiedy są alarmy staram się jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. „Nie bój się, to jest tam daleko. Przeżyjemy to wszystko.” - mówię. Teraz nie ma w sobie wielkiego strachu, ale nie wiem, co będzie później, za kilka lat, jak to się w niej odłoży. Nie wiemy, jak jej generacja będzie się tym problemem zajmowała w przyszłości, jak będzie przepracowywała temat wojny.

Historia pokazuje, że przekazujemy sobie takie traumy z pokolenia na pokolenie.

 Przez ostatnich 100 lat każdy z mojej rodziny żył podczas wojny. Moi pradziadkowie to pokolenie I wojny światowej, dziadkowie II, a teraz moi rodzice, ja i córka, jesteśmy świadkami wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Życie w ciągłym stanie wojny to wielka tragedia naszego kraju

Urodziłam się w 1982 roku w ZSRR, kraju, który dziś nie istnieje. Moja młodość przypadła na czas walki o niezależność Ukrainy. I właściwie tylko przez chwilę czułam, że żyję w nowym, wolnym kraju. Ledwo zaczęliśmy się oswajać z tą sytuacją, gdy zaczęły się rewolucje, najpierw pomarańczowa w 2005 roku, potem rewolucja godności w 2014, a teraz pełnoskalowa wojna. Żyję w permanentnym poczuciu braku bezpieczeństwa.

Rozważałaś wyjazd z kraju?

Rozumiem rodziny, które opuszczają Ukrainę, bo straciły wszystko, mają małe dzieci albo mieszkają bardzo blisko frontu. Dzwonią do mnie znajomi z zagranicy i pytają, czy myślę o przyszłości swojego dziecka. Co zamierzam zrobić, gdy wojna nie skończy się jeszcze przez kilka lat? Oczywiście mieszkając we Lwowie, mieście o wiele bezpieczniejszym od wschodniej Ukrainy, trochę inaczej na to wszystko patrzę. Choć tu też były ataki rakietowe, w których zginęli ludzie, są alarmy i bywa niebezpiecznie. Jednak nie jestem pewna, czy dla mojej córki byłoby lepiej, gdyby mieszkała zagranicą. Tutaj chodzi do szkoły, tutaj ma przyjaciół, jesteśmy razem w naszym domu, który zna od urodzenia.

Wolę być tutaj z naszymi ludźmi i wspólnie przeżywać, to co się dzieje w kraju. Trudno mi sobie wyobrazić pracę poza Ukrainą.

Jesteś bardzo związana ze Lwowem?

 Lwów stał się naszym rodzinnym miastem, choć historia moich przodków jest złożona. Mój pradziadek, który też był fotografem, pochodził z Rosji. Uciekł z niej po rewolucji w 1917 roku na Ukrainę. Swoją żonę, Polkę z Białegostoku poznał w pociągu. Zakochali się w sobie i pobrali, mój tata urodził się we Lwowie. Rodzina mojej mamy pochodzi z zachodniej Ukrainy. Moja babcia znała co najmniej siedem pokoleń przodków, którzy mieszkali w pobliżu miasta Olesko. Jednak moja mama też urodziła się we Lwowie. Prababcia miała na imię Kateryna, były prawdziwymi przyjaciółkami z moją matką. W związku z tym, kiedy się urodziłаm, moja mama od razu wiedziała, jak mnie nazwać. Moja córka też ma na imię Katіa. 

Jaką jesteś dziś mamą?

 Pozwalam Kati na prawie wszystko. Być może jestem nadopiekuńcza, ale z powodu wojny staram się być blisko córki, nawet w nocy. Zależy mi, żeby się rozwijała, żeby wiedziała, czego chce od życia i zawsze mogła powiedzieć, to co myśli. Gdy coś ją zainteresuje, gdy coś lubi robić, staram się to rozwijać. Teraz interesuje się sztuką, tworzy komiksy, więc uczestniczy w zajęciach indywidualnych.

Przed wojną dużo podróżowaliśmy. Uważam że, to najlepszy rodzaj edukacji

Masz wtedy szansę podejrzeć jak żyją inni i przekonać się, że ​​ludzie są bardzo różni. Opowiadam córce o mojej pracy, często fotografuję ludzi starszych czy rodziny wychowujące niepełnosprawne dzieci. Pokazuję jej te fotografie i teksty, dzielę się swoim doświadczeniem, żeby była tolerancyjna wobec innych ludzi. Katia chodzi do szkoły integracyjnej, tam słyszy to co my również chcemy jej przekazać: Nie jesteśmy tacy sami, świat jest różny. Zależy mi, aby umiała to przyjąć.

Widok z mojego okna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Fotografka Katya Moskalyuk. Zdjęcie: Katya Polivchak

Kateryna Moskaliuk jest dziennikarką i fotografką dokumentalną. Mieszka we Lwowie. Dokumentuje życie wewnętrznych przesiedleńców, wolontariuszy i świadków zbrodni rosyjskich okupantów. Jej prace były publikowane w Bloomberg Businessweek, The Ukrainians, Forbes Ukraine i innych. Jeśli chodzi o fotografię, Katia dorastała z nią: jej pradziadek był fotografem i artystą, który miał drewniany aparat na szklane płyty, jej babcia była architektem, a jej ojciec zawsze interesował się fotografią, mimo że pracował jako inżynier.

20
хв

Opowiadam córce o mojej pracy, pokazuję zdjęcia. Świat jest różny. Zależy mi, aby umiała to przyjąć

Beata Łyżwa-Sokół

Maria Burmaka, piosenkarka, producentka, Kijów - Lwów:

Kiedy nie ma prądu, znika też woda. Dlatego – ha-ha-ha – kupiłam karnet na siłownię w pobliżu mojego domu (a ceny rocznych karnetów są teraz fantastyczne). Siłownia, podobnie jak reszta centrum handlowego, działa na generatorach, a dla mnie liczy się nie tyle sport, co fakt, że mogę tam wziąć prysznic, umyć się i wysuszyć włosy każdego dnia o każdej porze. Mam dość wstawania o 5 rano, by umyć i ułożyć włosy!

Kupiłam też niezbyt mocną suszarkę i niezbyt mocną prostownicę do włosów na baterie. Najważniejsze, że jestem czysta, podobnie jak moje ubrania.

W domu ładuję pralkę do pełna i czekam na dogodny moment, aby włączyć ją na pełny cykl. Co do pogniecionych ubrań, to dziś już nikogo nimi nie zadziwisz; to wręcz trend.

Zabiegi w salonie kosmetycznym podczas nagłej przerwy w dostawie prądu. Zdjęcie: Kateryna Iwanowa

Anastazja Nowycka, ekonomistka, Kijów:

By się dowiedzieć, kiedy wyłączą prąd, korzystam z aplikacji „Cyfrowy Kijów”. Bardzo ważne jest, by naładować niezbędne urządzenia elektroniczne zawczasu. Moja lista obejmuje dwa laptopy, power banki, stację ładującą, lampę wielokrotnego ładowania, latarkę, e-booka i smartfon. Gdy te urządzenia są naładowane, można pracować do 8 godzin. A jeśli przerwy w dostawie prądu trwają dłużej, mogę iść do biura, przestrzeni coworkingowej albo do znajomych, którzy akurat mają zasilanie.

Przerwy w dostawie prądu nauczyły mnie kilku trików:

- raz dziennie nalewam gorącą wodę do termosu, dzięki czemu nie muszę szukać miejsca do podgrzania wody, by zaparzyć sobie kawę z mlekiem czy chińską herbaty;

- w zamrażarce trzymam pojemniki z lodem. Utrzymują niską temperaturę w lodówce, gdy nie ma prądu. Butelki z lodem stawiam na półkach z gotową do spożycia i łatwo psującą się żywnością;

- jeśli wiesz, kiedy wyłączą prąd, możesz zawczasu wykonać wiele prac domowych, jak gotowanie czy pranie. Albo – jeśli mieszkasz na wysokim piętrze – zrobić zakupy, kiedy dopóki jeszcze działa winda.

Młodzi mieszkańcy Kijowa na hulajnodze elektrycznej. 2024. Fot: Roman PILIPEY / AFP/East News

Regina Gusejnowa-Czekurda, prawniczka:

Mam szczęście: nie mam biura na 25. piętrze, ale na drugim. Utknięcie w windzie to mój największy strach, więc przestałam odwiedzać znajomych i chodzić do klientów, którzy mieszkają powyżej 5. piętra. Mam nadzieję, że się nie obrażą.

W mieście Browary, gdzie mieszkam, prąd jest odcinany na długie godziny, a co szczególnie nieprzyjemne – w nieokreślonych porach. Najdłuższa przerwa trwała ponad 8 godzin. Dobrze, że jest lato. W moim domu na prąd działa kocioł grzewczy i pompa wodna, więc kiedy nie ma prądu, nie ma też ogrzewania ani wody.

Podczas poprzednich przerw w dostawach prądu musiałam kupić piec opalany drewnem, tak zwaną burżujkę, oraz zasilacz bezprzewodowy z akumulatorem. Na szczęście w ciepłej porze roku nie ma problemu ogrzewania, a kwestię nieczynnej pompy rozwiązuję, robiąc zapasy wody. Trzymam ją wszędzie: w łazience do mycia i spłukiwania, na umywalce do mycia zębów i rąk, w kuchni do mycia naczyń. Aby przetrwać zimę, kupiłam już wózek na drewno opałowe i planuję zakup kolejnego akumulatora.

Sprzęt elektroniczny można również ładować w aptekach. Charków, 2024 rok. Fot: Genya SAVILOV / AFP/East News

Waleria N., specjalistka od poligrafii, Kijów:

Ten ciągły niepokój, który wywołuje we mnie wojna, potrafię rozładować tylko w jeden sposób: poprzez seks. Obecnie nie mam stałego partnera, więc pomagają mi gadżety. Niedawno zamówiłam w Internecie błyszczące, kosmiczne urządzenie do samodzielnej przyjemności! Jedyną jego wadą jest to, że nie pomyślałam o zasilaniu na baterie i kupiłam takie, które jest ładowane z gniazdka przez kabel. Kto wiedział, że przerwy w dostawie prądu mogą trwać dłużej niż 10 godzin dziennie?

Pech ciał, że któregoś szczególnie dla mnie trudnego dnia, gdy byłam zdenerwowana i zła, mój najbardziej niezawodny przyjaciel i partner w terapii antystresowej był rozładowany. Nie wytrzymałam. Pobiegłam do najbliższego oddziału Nova Post [największa ukraińska firma kurierska – red.], gdzie jest generator. „Czy mogę się tu naładować?” – zapytałam. „W zasadzie tak, ale tylko jeśli masz coś pilnego” – odpowiedzieli. Rozważyłam za i przeciw, po czym pokazałam pracownikowi poczty to, co miałam w torebce. Okazał się bardzo taktownym człowiekiem i nie zadał mi już kolejnego pytania. Ładowałam ten wibrator, stojąc tuż za starszą panią ze starą Nokią. Sterczałam tam z nim w ręku przez 45 minut. I cóż mogę powiedzieć? Po tej przygodzie staliśmy się sobie jeszcze bliżsi.

Robotnicy instalują panele słoneczne na dachu szpitala położniczego w Kijowie, 2024 r. Zdjęcie: Anatolii STEPANOV / AFP/East News

Anna Rodionowa, producentka, Warszawa - Kijów:

Przyjaciółka w Kijowie ma 6-miesięczne dziecko. Nie karmi go już piersią, więc konieczne jest regularne podgrzewanie pokarmu dla niemowląt. Kiedy pojawia się taka potrzeba, a nie ma prądu, przyjaciółka zabiera dziecko, torbę i idzie do Nova Post. Kiedy przyszła tam po raz pierwszy, personel pozwolili jej skorzystać z kuchenki mikrofalowej na zapleczu – by mogła od razu nakarmić córkę, zamiast zabierać podgrzane jedzenie do domu. A po wszystkim powiedzieli, że może wrócić w każdej chwili. Wyznała mi, że zalała się wtedy łzami.

Bez względu na to, kto akurat pracuje w oddziale Nova Post, odpowiedź zawsze brzmi mniej więcej tak: „Oczywiście, możesz skorzystać z naszej kuchni i nakarmić swoje dziecko. Wszystko ci pokażemy, pomożemy”. Ukraińcy są niesamowici, z takimi ludźmi człowiek nie boi się wojny.

Zaciemnienia w Kijowie mają też romantyczną stronę. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Igor Minczuk, Krzemieńczuk:

W Krzemieńczuku są harmonogramy wyłączeń, każde trwa zwykle 2-3 godziny. Mieszkamy na 9. piętrze, do pracy chodzimy pieszo. Moja córka wcześniej bała się wind, a teraz boi się jeszcze bardziej. Uprawiamy fitness: na zakupy chodzimy z plecakami, bo z nimi wygodniej jest na schodach. W domu mamy kuchenkę gazową, więc nie ma problemów z gotowaniem. Ale czasem jemy kolację przy latarkach – mamy zapas baterii.

Zauważyłem, że odkąd są przerwy w dostawach prądu, ludzie częściej wychodzą z domów, by się spotykać. Wiele osób spaceruje teraz po parkach, siedzi na ławkach, spędza razem czas. My robimy to samo. Kiedy nie ma prądu, staramy się gdzieś wyjść. Często jeździmy na daczę i gotujemy nad ogniskiem. To romantyczne.

Natalia Ryaba, dziennikarka serwisu Sestry.eu, Warszawa - Kijów:

Brak prądu przez wiele godzin to nowa rzeczywistość dla Ukraińców. Tydzień temu wróciłam z Warszawy do domu w Kijowie. Pociąg przyjechał około 23:00. Z dworca odebrał mnie mąż, jechaliśmy do domu pustymi, ciemnymi ulicami Kijowa.

Przed wejściem do bloku włączył latarkę w telefonie komórkowym i ostrzegł mnie: „Żadnych wind, nawet gdy jest prąd. Bo utkniesz!” Ciemny korytarz i w końcu – nasze drzwi. Otwieramy je, a mieszkanie wygląda jak świąteczny film Disneya. Ściany pokryte świątecznymi girlandami, pokoje oświetlone świecami zapachowymi. Zanurzyłam się w tej atmosferze, a moja dusza poczuła się radośnie i ciepło. Mąż i syn zaaranżowali to niesamowite piękno na mój przyjazd!

Zdjęcie: Natalia Ryaba

Następnego dnia spotkałam się z moją przyjaciółką w centrum Kijowa. Złota Brama, aleja Pejzażowa, Zejście Andrzeja, Padół. Oglądamy piękny zachód słońca, a na ulicach zapalają się wieczorne światła. Mój ulubiony bar na Padole nie jest w stanie pomieścić wszystkich młodych ludzi – część z nich siedzi na schodach, żywo rozmawiając i popijając zimne prosecco. Przez chwilę wydaje mi się, że nie ma wojny. Ale dochodzę do mojej dzielnicy i wracam do rzeczywistości: wszystkie domy są pogrążone w ciemności. Przez chwilę jest niesamowicie, potem księżyc wychodzi zza chmury.

Robię kilkanaście zdjęć i w pobliżu mojego domu orientuję się, że mimo braku oświetlenia plac zabaw jest pełen dzieci. Dziewczynki na huśtawkach, chłopcy na rowerach, wszędzie słychać dziecięcy śmiech. Jasny księżyc oświetla plac zabaw i dzieci, które nie chcą iść do domu, bo jest dopiero dziesiąta wieczorem, a to przecież wakacje. Nieważne, że nie ma prądu. Lato jest dla zabawy.

Kijów latem 2024 roku. Zdjęcie: Natalia Riaba

Maryna Romanenko, aktywistka ekologiczna, Mikołajów:

Przez cały czas słuchasz rytmu: nalot/odwołanie nalotu. W Mikołajowie ten rytm jest szalony ze względu na bliskość frontu. Teraz mamy przerwy w dostawach prądu. Na szczęście jest lato, więc łatwiej to znosić, bo wiesz, że dzieci nie będą głodne i nie zamarzną. „Mikołajówoblenergo” SA [jedna z głównych firm energetycznych na południu Ukrainy – red.] niezwłocznie informuje nas o godzinach przerw. Gdy prądu nie ma wieczorem, jest okazja, by porozmawiać z dziećmi, zwłaszcza gdy nie zdążyły naładować swoich telefonów. Często też wykorzystujemy ten czas na spacer. Może być ciemno, ale jesteśmy razem.

Mieszkaniec Kijowa gra na ulicznym pianinie podczas przerwy w dostawie prądu. Fot: Roman PILIPEY / AFP/East News

Nataliia Żukowska, dziennikarka Sestry.eu, Rzeszów – Kijów:

Moi rodzice mieszkają w małej wiosce Drabiw w obwodzie czerkaskim, 170 km od Kijowa i 400 km od linii frontu w Charkowie. Ludzie tam zazwyczaj budzą się o świcie. Wstają wraz ze słońcem, by rano nakarmić bydło i popracować w ogrodach, zanim zrobi się zbyt gorąco. Elektryczność w wiosce jest wyłączana tak jak w reszcie regionu. Moja matka mówi, że na początku mieli z tym problem, ale teraz już się przyzwyczaili i wszystko planują.

Brak prądu jest najbardziej odczuwalny wieczorem. Zamiast oglądania telewizji, mamy komunikację na żywo. Zamiast śledzić wiadomości, urządzamy w kuchni herbatkę przy świecach. I tak codziennie od godziny 20.00. Brak światła dał moim rodzicom możliwość spędzania ze sobą więcej czasu.

Wysłałam obojgu porządne power banki z Polski. Po jakimś czasie zadzwoniłam do mamy rano, a wieczorem do taty – ale ich telefony były wyłączone. Następnego dnia dodzwoniłam się – powiedzieli, że zapomnieli naładować. Wyznali, że mają wrażenie, jakby wrócili do czasu swoich pierwszych randek, kiedy byli tylko we dwoje. Mama mówi: „Znowu zaczęłam słyszeć tatę”. A tata przypomniał sobie, jak świetnie mu się z mamą rozmawia. Po co telefon, gdy najbliższa osoba jest tuż obok?

Zakochani spacerujący po  moście w Kijowie, 2024 rok. Zdjęcie: ROMAN PILIPEY/AFP/East News
20
хв

Ukraina: życie bez prądu

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Nie przegapić szansy. Jak Ukraina mogłaby stać się kluczowym graczem w UE

Ексклюзив
20
хв

Andreas Umland: Dopóki Scholz jest u władzy, Ukraina nie dostanie Taurusów

Ексклюзив
Szkoła bez domu
20
хв

„Mój dyplom spłonął wraz z domem w Mariupolu”. Jak ukraińskie nauczycielki odbudowują swe kariery w Polsce

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress