Exclusive
20
min

Ołeksandra Matwijczuk: Musimy przywrócić ofiarom ich imiona

Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla i szefowa Centrum Wolności Obywatelskich Ołeksandra Matwijczuk opowiada o świecie, w którym prawo nie działa, o współpracy z rosyjskimi obrońcami praw człowieka, więźniach Kremla i książce, którą podarowała papieżowi

Irena Tymotiewycz

Ołeksandra Matwijczuk. Zdjęcie: Right Livelihood

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Papież i niewidoczne cierpienie

Irena Tymotiewycz: W maju, podczas swojej ostatniej wizyty w Watykanie, wręczyła Pani papieżowi książkę Stanisława Asiejewa „Świetlana Droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku”. Dlaczego właśnie tę książkę? Co Pani sądzi o stanowisku papieża w sprawie wojny Rosji przeciw Ukrainie, że „osiągnięty pokój jest lepszy niż niekończąca się wojna”?

Ołeksandra Matwijczuk: Książka Stanisława Asiejewa, dziennikarza, pisarza, byłego więźnia DRL [quasi-państwowego podmiotu, samozwańczo utworzonego przez prorosyjskich separatystów na terytorium niektórych obwodów regionu donieckiego w Ukrainie, tymczasowo okupowanym przez Federację Rosyjską – red.] robi ogromne wrażenie. Obozy koncentracyjne są wyraźnym znakiem rosyjskiej okupacji: aby utrzymać kontrolę nad terytorium, Rosja terroryzuje ludność cywilną. Do obozów często trafiają najbardziej aktywni społecznie ludzie: nauczyciele, księża, przedstawiciele zawodów twórczych.

Niektórzy ludzie mogą myśleć w paradygmacie „wojna jest tak straszna, że okupacja jest lepsza, bo przynajmniej ludzkie cierpienie jest mniejsze”.

Dokumentujemy zbrodnie wojenne od 10 lat i wiemy, że okupacja jest taką samą wojną, tylko w innej formie. Nie zmniejsza ludzkiego cierpienia, lecz czyni je niewidocznym

To nie tylko zmiana jednej flagi na inną. To zaginięcia, porwania, gwałty, masowe deportacje, wymazywanie tożsamości, przymusowa adopcja dzieci, obozy filtracyjne i masowe groby. Nikt nie twierdzi, że pokój jest lepszy od niekończącej się wojny. Ale pokój i rosyjska okupacja to zupełnie różne pojęcia. To był główny temat dyskusji w Watykanie i mojego spotkania z papieżem.

Jakie narracje o Ukrainie słyszy Pani podczas wizyt w Europie i USA? Czy wpływ rosyjskiej propagandy jest tam skuteczny?

Te narracje zawsze były obecne, ale przez jakiś czas nie mówiło się o nich głośno. Minęły jednak dwa lata i znów je słyszymy. Jednymi z głównych są: „Po co pomagać Ukrainie?”, „Ukraina to skorumpowany kraj”, „Cała pomoc dla Ukrainy jest rozkradana”. Te tezy opisują rzeczywiste problemy, tyle że są wyolbrzymieniem.

Z drugiej strony zmuszają nas one do zademonstrowania realnych kroków, które zmniejszają przestrzeń dla korupcji.

Możemy powtarzać, że walczymy nie tylko dla siebie. Ale kraj, który jest okradany podczas inwazji na pełną skalę, nie będzie budził sympatii – mimo wszystkich racjonalnych argumentów, które za nim przemawiają

Dlatego musimy rozwiązywać problemy, które mamy, by rosyjska propaganda nie rozdmuchiwała ich do monstrualnych rozmiarów.

Jednocześnie ważne jest budowanie horyzontalnych więzi międzyludzkich, przede wszystkim ze społeczeństwami obywatelskimi w różnych krajach. Czasami widzę u Ukraińców taką, napędzaną zmęczeniem, emocję: „Nie rozumiecie, że jeśli teraz nie powstrzymamy Putina, to on pójdzie dalej, a Europa będzie musiała zapłacić najwyższą cenę?”... Ta emocja jest zrozumiała, ale musimy być cierpliwi i wciąż na nowo wyjaśniać rzeczy, które dla nas są oczywiste od wielu lat, ale nie są oczywiste dla społeczności międzynarodowej.

Ołeksandra Matwijczuk w Hadze podczas dyskusji na temat rosyjskich zbrodni wojennych, Holandia, 23 lutego 2023 r. Fot: Peter Dejong/AP/East News

Jedną z kwestii omawianych na szczycie pokojowym w Szwajcarii w dniach 15 i 16 czerwca był powrót jeńców wojennych. Czy scenariusz wymiany jeńców według zasady”: „wszyscy za wszystkich” jest realistyczny?

Ukraińscy jeńcy w Rosji dzielą się na dwie kategorie: jeńców wojennych i cywilów. Międzynarodowe prawo humanitarne stanowi, że państwa mogą przetrzymywać jeńców wojennych do zakończenia działań wojennych. Są one jednak zobowiązane do zagwarantowania im szeregu praw określonych w Konwencji Genewskiej. Kiedy spojrzy się na to, co jest zapisane w tej konwencji, i porówna to z tym, co faktycznie się dzieje, te gwarancje brzmią jakby pochodziły z kosmosu. Tortury, przemoc seksualna, brak opieki medycznej, przetrzymywanie w nadludzkich warunkach... Pojawia się pytanie: Jak ochronić te istnienia do momentu uwolnienia? Właśnie dlatego nasz kraj, opinia publiczna, a zwłaszcza krewni tak intensywnie promują ideę wymiany już teraz, zamiast czekać na koniec wojny.

Drugą grupą są cywile. Tylko w naszych bazach danych znajduje się około 4000 wniosków od krewnych osób nielegalnie przetrzymywanych przez Federację Rosyjską. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym nie powinni oni w ogóle być więźniami, ale Rosja nie dba o międzynarodowe prawo humanitarne. Mechanizm ich powrotu jest jeszcze bardziej skomplikowany, ponieważ nie może być wymiany. Muszą zostać uwolnieni poza wymianą. W tej sytuacji ważne jest upublicznienie tego problemu w celu zorganizowania międzynarodowej presji na Rosję.

Prawa człowieka i bezprawie

Czy Ukraina powinna traktować rosyjskich jeńców wojennych w taki sam sposób, w jak Rosjanie traktują naszych?

Ukraina różni się od Rosji, ponieważ nasza cywilizacja walczy z barbarzyństwem. W związku z tym staramy się przestrzegać Trzeciej Konwencji Genewskiej. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża i misje ONZ mają dostęp do rosyjskich jeńców wojennych.

Rosja może sobie pozwolić na brutalne łamanie praw człowieka, ponieważ jej sojusznicy i tak nie zmienią swojego stosunku do niej

Kto może się temu przeciwstawić? Korea Północna, kraj będący obozem koncentracyjnym, który tysiącami dostarcza Rosji pociski? A może Iran, gdzie kobiety są zabijane i gwałcone, jeśli nie chcą nosić hidżabu? Takie kraje nie przejmują się tym, co robi reżim Putina. Ale my, kraj walczący o demokrację, mamy odpowiednich partnerów. I nie możemy sobie pozwolić na rzeczy, których dopuszcza się Rosja, ani ze względu na wartości, ani ze względów czysto praktycznych.

Mariana Czeczeliuk, 24-letnia policjantka z Mariupola, zwolniona z rosyjskiej niewoli w ramach wymiany więźniów, 31 maja 2024 r. Zdjęcie: AP/East News

W rosyjskiej niewoli przebywa Maksym Butkewycz, Pani kolega, działacz na rzecz praw człowieka i dziennikarz [zaciągnął się do ukraińskich sił zbrojnych w pierwszych dniach inwazji na pełną skalę - red.]. Ma Pani z nim kontakt?

Przez długi czas nie było żadnych informacji od niego ani o nim. Teraz jesteśmy w kontakcie – przynajmniej wiemy już, gdzie jest i jaki jest jego stan. Jak Pani pewnie zauważyła, bardzo ostrożnie dobieram słowa, bo ten kontakt jest bardzo kruchy i istnieje obawa, by Maksymowi nie stała się jakaś krzywda.

Często można odnieść wrażenie, że na Zachodzie więcej uwagi poświęca się aresztowanym obrońcom praw człowieka z Rosji czy Białorusi niż ukraińskim więźniom. Jak sobie z tym radzić?

Wydaje mi się, że jest to raczej błędne postrzeganie rzeczywistości. Niedawno odbyłam kilka wyjazdów zagranicznych, podczas których mówiłam o stosunku Rosji do schwytanych i nielegalnie więzionych cywilów z Ukrainy. Wspominałam też o moim przyjacielu, rosyjskim obrońcy praw człowieka, który pracował z nami nad rozwiązaniem tego problemu –  71-letnim Olegu Orłowie, współprzewodniczącym Centrum Praw Człowieka Memoriał. Został uwięziony za artykuł, w którym nazwał reżim Putina faszystowskim. I nikt, na żadnej międzynarodowej platformie, o tym nie wiedział. Wydaje się, że świat wie tylko o kilku znanych więźniach: liderze rosyjskiej opozycji Aleksieju Nawalnym, białoruskiej aktywistce Marii Kolesnikowej czy białoruskim opozycjoniście Siarhieju Cichanouskim.

Ukraińskie, rosyjskie i białoruskie rodziny więźniów borykają się z tym samym problemem. I nie mamy mechanizmów prawnych, które gwarantowałyby jego rozwiązanie. Musimy zastanowić się, jak połączyć siły i pomóc sobie nawzajem

Walczymy wspólnie ze złem, które po raz kolejny próbuje zaznaczyć swoją obecność w naszej części świata.

Jeśli chodzi o współpracę, Centrum Swobód Obywatelskich jest jednym z kluczowych członków międzynarodowej platformy The Civic Society, która obejmuje również rosyjskie organizacje praw człowieka. Czy dialog z nimi przynosi jakieś korzyści?

Na co dzień współpracujemy z naszymi rosyjskimi kolegami zajmującymi się prawami człowieka. Dzięki nim, między innymi, otrzymujemy informacje o Maksymie Butkewyczu i tysiącach innych spraw w naszej bazie danych. Korzystamy z osobistych kontaktów, które nawiązaliśmy w Rosji, by się dowiedzieć, gdzie znajduje się więzień, wysyłać mu wiadomości, lekarstwa lub zapewnić prawnika. To nie wpłynie na „wyrok”, ale prawnik jest łącznikiem między więzioną osobą a światem zewnętrznym. Daje jej poczucie, że nie została zapomniana i inni nadal o nią walczą.

A wszystko to jest często możliwe tylko dzięki naszym rosyjskim kolegom zajmującym się prawami człowieka, którzy często trafiają za kratki za tę działalność. Ich liczba maleje.

Dlatego to nie jest kwestia dialogu – my pracujemy razem. W rzeczywistości kontynuujemy tradycję lat sześćdziesiątych w ZSRR: walczymy o wolność i godność ludzką w warunkach, w których prawo nie obowiązuje. I budujemy horyzontalne więzi, niewidoczne dla naszych własnych społeczeństw, które pomagają nam osiągnąć pewne rezultaty.

„Musimy pomyśleć o tym, jak połączyć siły i pomóc sobie nawzajem”. Zdjęcie: Centrum Swobód Obywatelskich

System, który nie działa

Jako przedstawicielka swojej organizacji jest Pani pierwszą laureatką Nagrody Nobla z Ukrainy i prawdopodobnie pierwszą laureatką Pokojowej Nagrody Nobla, która zaapelowała do społeczności międzynarodowej o dostarczenie broni dla obrony jej kraju. Jak ta społeczność reaguje na takie apele?

Jest to do pewnego stopnia oksymoron i najwyraźniej nie tego oczekuje się od kogoś, kto poświęcił swoje życie obronie praw człowieka. Prawami człowieka zajmuję się od ponad 20 lat i bardzo dobrze znam ich standardy. W ramach ONZ, OBWE, Rady Europy czy Unii Europejskiej itp. Istnieją narzędzia, które można by wykorzystać w sytuacjach takich jak obecna.

Tyle że teraz te narzędzia nie działają. Jeśli pomacham konwencją genewską przed rosyjskim czołgiem, to go nie zatrzymam. W chwili gdy rozmawiamy, nasi obywatele są torturowani, gwałceni i zabijani. Bez względu na to, ile dziesiątek raportów napiszemy, nie poprawi to ich sytuacji.

To, że ja, obrończyni praw człowieka, nie mogę polegać na mechanizmach prawnych i muszę mówić, że Ukraina potrzebuje broni, nie jest moim problemem. To problem świata, w którym cały międzynarodowy system pokoju i bezpieczeństwa nie jest w stanie powstrzymać rosyjskich okrucieństw

Jakie widzi Pan sposoby na wzmocnienie i zreformowanie tego systemu?

To ważne pytanie. Chociaż powiedziałam, że teraz prawo nie działa, wierzę, że to sytuacja tymczasowa. Jestem również przekonana, że jest to nasza historyczna misja: przywrócenie rządów prawa poprzez użycie legalnej siły. Jednocześnie musimy zmienić ten system, aby był skuteczny. Nie chodzi tylko o ochronę ludzi w Ukrainie, ale także w Iranie, Syrii, Nikaragui, Afganistanie czy innych krajach, w których łamane są prawa i wolności.

Ten system pokoju i bezpieczeństwa, który miał dać każdemu, niezależnie od miejsca zamieszkania, gwarancje bezpieczeństwa i ochrony, został stworzony po II wojnie światowej przez zwycięskie państwa. Ustanowiły one dla siebie nieuzasadnione przywileje. Na przykład prawo do weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, które sprawiło, że organ ten stał się dysfunkcyjny i w rzeczywistości został sparaliżowany. ONZ nie jest w stanie odpowiedzieć na wyzwania, które pojawiły się od początku inwazji Rosji na pełną skalę.

Teraz wszystko zależy od tego, czy dany kraj ma broń nuklearną, czy jest członkiem potężnego sojuszu wojskowego, czy ma duże rezerwy ropy i gazu. Jeśli tak, reszta będzie przymykać oko na łamanie przez niego praw człowieka.

Nowy system powinien dawać pierwszeństwo prawom człowieka i wolnościom przed PKB i wielkością kraju. Problem polega jednak na tym, że obecnie po prostu nie ma chęci reformowania obecnego systemu.

Kiedy rozmawiam z politykami z różnych krajów i przedstawicielami organizacji międzynarodowych, nie widzę energii ani chęci do szukania złożonych odpowiedzi na złożone pytania
„Nowy wymiar sprawiedliwości powinien nadać priorytet nie wielkości PKB i wielkości kraju, ale prawom człowieka i wolnościom”
Zdjęcie: Centrum Wolności Obywatelskich

Problem odwrotu od demokracji i popularności prawicowych poglądów wśród młodych ludzi jest dziś szeroko dyskutowany na świecie. Jak Pani ocenia ten trend?

To problem globalny. Nie chodzi tylko o to, że w krajach autorytarnych poziom wolności został zredukowany do poziomu celi więziennej. Chodzi również o to, że nawet w krajach demokratycznych coraz więcej ludzi zaczyna uważać wolność za coś oczywistego. Są to ludzie, którzy odziedziczyli system demokratyczny po swoich rodzicach. Ludzie, którzy nigdy o niego nie walczyli, którzy nie znają prawdziwej ceny demokracji i wolności. Wymieniają je więc na obietnice wyborcze populistów lub na własną wygodę. Widać to nawet w statystykach.

Około 80% ludzi na świecie żyje w zniewolonych lub tylko częściowo wolnych społeczeństwach. Ludzie, którzy mają przestrzeń wolności, są mniejszością na Ziemi. I jeśli nadal będziemy tracić kolejne wyspy wolności, ludzkość będzie zagrożona

Centrum Swobód Obywatelskich otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla między innymi za dokumentowanie rosyjskich zbrodni wojennych i gromadzenie zeznań ofiar agresji. Od nas dzisiaj zależy, czy świadectwa tych ludzi nie będą tylko statystykami, czy ich głosy zostaną usłyszane na całym świecie?

Musimy przywrócić tym ludziom ich imiona. W każdym kryzysie praw człowieka, który obejmuje ogromną liczbę ofiar, ludzkie życia zamieniają się w liczby. Dokumentowanie wszystkiego, co się dzieje, jest niezwykle ważne. Dla historii, dla zachowania pamięci narodowej, dla rozpowszechniania prawdy – zwłaszcza w obliczu potężnej rosyjskiej machiny dezinformacyjnej. Jednak równie ważne jest prowadzenie dochodzeń, ustalenie losu każdej osoby i postawienie winnych przed wymiarem sprawiedliwości.

Dochodzenia i w ogóle cały system sądowniczy są bardzo kosztowne. Zbadanie, co stało się na przykład z nieznanym rolnikiem, wymaga wielu zasobów. Ale to jest sposób na przywrócenie ludziom ich imion i podkreślenie, że życie każdego człowieka ma znaczenie.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktorka, fotografka. Od 2022 roku zajmuje się sprawami społecznymi i kulturowymi związanymi z wojną w Ukrainie.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz
abotak aborcja warszawa polska klinika

Lokalizacja kliniki AboTak nie jest przypadkowa. To właśnie przy ulicy Wiejskiej znajduje się nie tylko Sejm, ale także siedziba Platformy Obywatelskiej i Kancelaria Prezydenta RP, czyli te miejsca na politycznej mapie Polski, w których zapadają najważniejsze dla kraju decyzje. Dlatego bojowniczki o prawo kobiet do aborcji, jak oświadczyły na konferencji prasowej podczas otwarcia kliniki, postanowili „zagarnąć kawałek tej ulicy dla siebie”.

Od teraz każdy, kto potrzebuje aborcji, informacji lub po prostu wsparcia, może tu przyjść.

– To centrum siostrzeństwa – mówią aktywistki. – Siostrzeństwo jest potrzebne i cenne zawsze, ale szczególnie dziś, gdy politycy nadal blokują zmiany w prawie aborcyjnym

Odłożona została nie tylko ustawa liberalizująca aborcję, ale także zmiany, które podczas kampanii wyborczej nazywano „minimalnymi”. Mowa o dekryminalizacji aborcji, czyli zmianach w kodeksie karnym, zgodnie z którymi osobie pomagającej w aborcji nie groziłoby już więzienie. W Polsce kobiety nie są ścigane za nielegalną aborcję, ale już pomoc w aborcji jest przestępstwem. Za przeprowadzenie nielegalnej aborcji lekarzom grozi do 3 lat więzienia. To prawo ich paraliżuje.

W Polsce aborcja jest legalna w dwóch przypadkach: gdy jest wynikiem czynu zabronionego, jak gwałt czy kazirodztwo, oraz gdy stanowi zagrożenie dla zdrowia i/lub życia kobiety. W tym drugim przypadku aborcja jest trudna do przeprowadzenia właśnie dlatego, że pomocnictwo podlega karze. Lekarze często odmawiają przerwania ciąży, nawet jeśli jest konieczna ze względu na zagrożenie dla płodu czy matki, powołując się na tzw. klauzulę sumienia. W minionych latach kilka kobiet zmarło dlatego, że lekarze odmówili przerwania ciąży na późnym etapie, mimo że stanowiła ona bezpośrednie zagrożenie dla ich życia.

Do października 2020 r., w ramach tak zwanego kompromisu aborcyjnego z 1993 r., aborcje z powodu wad płodu, w tym zagrażających jego życiu (poronienie), były uznawane za legalne. Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny także je uznał za nielegalne.

Od tego czasu według Ministerstwa Zdrowia RP liczba legalnych aborcji w Polsce spadła dziesięciokrotnie. W 2021 roku odnotowano 107 aborcji, gdy w 2020 roku – 1076. Tyle że oficjalne statystyki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

ADT szacuje, że co roku Polki dokonują ponad 100 000 aborcji

W ubiegłym roku Aborcyjny Dream Team pomógł około 50 tysiącom kobiet uzyskać dostęp do aborcji farmakologicznej, która jest najczęstszą metodą przerywania niechcianej ciąży.

Działaczki ADT podkreślają, że klinika AboTak będzie miejscem, w którym nie tylko będą domagać się dostępu do aborcji, ale także przeprowadzać ten zabieg. Obecnie ośrodek oferuje aborcję medyczną (przy użyciu pigułek), a kobietom, które potrzebują aborcji chirurgicznej, pomaga znaleźć odpowiednią placówkę za granicą, zorganizować transport, a w szczególnych przypadkach także wsparcie finansowe. Ośrodek oferuje również bezpłatne testy ciążowe i porady medyczne.

Natalia Broniarczyk podkreśla, że ADT pomaga każdemu, kto potrzebuje pomocy w dostępie do aborcji.

– Codziennie zgłaszają się do nas nie tylko Polki, ale także kobiety z Ukrainy. Od początku wojny na pełną skalę ponad 3000 kobiet z Ukrainy dokonało aborcji z naszą pomocą – mówi. I dodaje, że ADT nie jest jedyną organizacją, w której ludzie mogą uzyskać pomoc. Wiele osób zwraca się też do Martynki, organizacji założonej przez ukraińskie kobiety.

Martynka została założona 19 dni po rozpoczęciu wielkiej wojny w Ukrainie. W ciągu trzech lat działalności otrzymała około 4000 próśb o pomoc, a liczba ta podwoiła się w ciągu ostatniego roku. To sprawy związane z przemocą i handlem ludźmi.

Jeśli potrzebujesz rozmowy lub porady, przyjdź na Wiejską 9. Jesteśmy tu dla każdej z was. Nie jesteś sama – zapewniają założycielki ośrodka.

20
хв

AboTak – w Warszawie otwarto pierwszą w Polsce klinikę aborcyjną

Anna J. Dudek
Wpływ Ukraińców na polską gospodarkę

Polska pomoc dla Ukrainy

Kancelaria Prezydenta RP podała, że Polska przeznaczyła na pomoc Ukrainie równowartość 4,91% PKB, z czego 0,71% PKB wydano na wsparcie Ukrainy, a 4,2% PKB na pomoc ukraińskim uchodźcom. Informacja ta została natychmiast podchwycona przez krytyków polskiej polityki wobec Ukrainy.

W komunikacie nie sprecyzowano, co składa się na te wskaźniki. Kwota pomocy wojskowej (15 mld zł) została szczegółowo opisana. Same koszty dotyczące ukraińskich uchodźców od 2022 r. szacowane są na 88,73 mld zł, ale liczba ta nie jest potwierdzona przez żadne inne źródło. Miarodajny niemiecki instytut IfW Kiel, który od początku wojny prowadzi szczegółowe wyliczenia międzynarodowej pomocy dla Ukrainy, oszacował całkowity koszt polskiej pomocy (zarówno zbrojnej, humanitarnej, jak finansowej) na 5 mld euro (nieco ponad 20 mld zł).

Polski Instytut Ekonomiczny wyliczył również osobno pomoc dla uchodźców z Ukrainy: w 2022 r. było to 15 mld zł, a w 2023 r. 5 mld zł. Nie ma jeszcze danych za 2024 r., ale już wiadomo, że kwoty będą niższe. Weźmy na przykład taką pozycję wydatków jak płatności na dzieci „800+”: w 2024 r. skorzystało z niej 209 tys. z 400 tys. ukraińskich dzieci. Wydatki na opiekę medyczną również spadają: w 2024 roku z opieki medycznej w Polsce skorzystało 525 000 Ukraińców, podczas gdy w 2023 roku – 802 000.

Liczby mówią same za siebie. Ukraińcy to nie tylko odbiorcy pomocy, ale także aktywni uczestnicy rynku pracy, konsumenci i podatnicy, którzy znacząco wzmacniają polską gospodarkę.

Handel: równowaga gospodarcza na korzyść Polski

Od 2021 roku, zgodnie z raportem Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), Polska zwiększa eksport towarów do Ukrainy. Już w 2023 r. wolumeny wzrosły o 80%, a nadwyżka handlowa wzrosła z 2,1 mld euro do 7,1 mld euro

Wojna była ważnym czynnikiem wzrostu polskiego eksportu. W 2024 r. Polska wyeksportowała do Ukrainy towary o wartości 56 mld zł (ok. 12,7 mld euro), czyli o 5 mld zł więcej niż w roku poprzednim. Kluczowymi sektorami napędzającymi ten wzrost są paliwa, sprzęt wojskowy, maszyny i produkty motoryzacyjne.

Jeśli chodzi o dobra konsumpcyjne i artykuły spożywcze, to również widać ożywienie. O ile wcześniej nie było wątpliwości, co Ukraińcy powinni przywieźć z Polski w prezencie: ubrania, buty, sery, alkohol, rękodzieło – teraz sytuacja się zmieniła. Bo większość znanych polskich produktów można już łatwo znaleźć w ukraińskich supermarketach.

Wojna uczyniła z Polski kluczowego partnera logistycznego Ukrainy. Przychody z samych tylko dostaw sprzętu wojskowego do Ukrainy osiągnęły w 2024 roku prawie 10 mld zł, czyli dwukrotnie więcej niż w 2023 roku.

Ten wzrost podkreśla znaczenie Ukrainy jako partnera handlowego, który jest siódmym co do wielkości rynkiem zbytu dla polskiego eksportu, wyprzedzając Stany Zjednoczone i Hiszpanię. Według analityków Banku Gospodarstwa Krajowego ukraińska migracja miała największy wpływ na wzmocnienie więzi handlowych między obu krajami.

Ukraina otworzyła swoje drzwi dla polskich producentów pomimo blokady granic, embarga na zboże i prób rozgrywania wątków pamięci historycznej przez niektórych polityków. Zarazem osłabiona wojną Ukraina otrzymuje znacznie mniej.

Blokada granicy polsko-ukraińskiej, 2022 r. Zdjęcie: Filip Naumienko/Reporter/East News

Według p.o. dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), Pawła Słowskiego, „integracja Ukrainy z Unią Europejską i rozwój infrastruktury pozwolą Polsce uzyskać większe korzyści ekonomiczne z handlu z Ukrainą”.

Wpływ uchodźców na polską gospodarkę

Tutaj liczby są jeszcze bardziej imponujące. 78% dorosłych Ukraińców w Polsce jest zatrudnionych. Stanowią oni 5% (zarówno migranci zarobkowi, jak osoby posiadające status ochrony czasowej) wszystkich osób pracujących w Polsce.

Według raportu Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) w 2024 r. ukraińscy migranci przymusowi zasilili Narodowy Fundusz Zdrowia i Fundusz Ubezpieczeń Społecznych kwotą 15,21 mld zł. Kwota ta znacznie przewyższa koszty ponoszone przez państwo polskie na wsparcie socjalne dla dzieci i opiekę medyczną dla Ukraińców posiadających status ochrony czasowej.

BGK podaje, że za każdą złotówkę otrzymaną na dziecko w ramach polskiego programu 800+ Ukraińcy wpłacili do polskiego budżetu 5,4 zł

Ukraińcy stali się częścią polskiego rynku pracy, zwłaszcza w branży budowlanej, transporcie, usługach, logistyce itp. Wypełniają krytyczne luki. Ukraińskie kobiety, które stanowią większość uchodźców, często podejmują prace, których sami Polacy nie chcą wykonywać, i pracują w sektorach, w których tradycyjnie pracowali mężczyźni, jak magazyny czy przetwórstwo mięsa.

Ukraińska migracja przyczynia się do wzrostu polskiego PKB. Według badań BGK mówimy o rocznym wzroście PKB Polski o 0,5-2,4 proc.

Leszek Balcerowicz, były wicepremier, minister finansów i wieloletni prezes Narodowego Banku Polskiego, jest przekonany, że „gdyby nie uchodźcy, produkt krajowy brutto Polski byłby o 7 proc. niższy”.

Jest też faktem, że w 2023 r., po serii ataków niektórych polskich polityków na ukraińskich uchodźców i zablokowaniu ukraińsko-polskiej granicy, nastąpił masowy exodus Ukraińców z Polski, głównie do sąsiednich Niemiec.

Polski Instytut Ekonomiczny przypisuje spadek wzrostu gospodarczego w drugim kwartale 2023 r. o 0,2-0,3 punktu procentowego właśnie wyjazdom Ukraińców

I nie chodzi tu już tylko o pracowników fizycznych. Od lat na polskim rynku brakuje nauczycieli, lekarzy, inżynierów, pielęgniarek i opiekunów osób starszych. Według tegorocznego Barometru Zawodów, który określa zapotrzebowanie na określone profesje, 29 ze 168 zawodów można uznać za deficytowe, z czego 13 to zawody wymagające wysokich kwalifikacji. Ukraińcy posiadają te kwalifikacje.

Przedsiębiorczość i inwestycje: Ukraińcy tworzą miejsca pracy

Według PIE w 2024 r. co ósmy nowy przedsiębiorca w Polsce był pochodzenia ukraińskiego. Od stycznia 2022 r. do czerwca 2024 r. w Polsce powstało około 59 800 firm założonych przez Ukraińców.

Ukraińcy transportują produkty, otwierają salony kosmetyczne, restauracje i firmy IT. Według PIE ukraińskie firmy działają głównie w następujących sektorach: budownictwo (23% ukraińskich firm), informacja i komunikacja (19%) oraz inne usługi (12%). Ukraińcy podejmują ryzyko, pracują w nowym środowisku, rozumieją polskie przepisy, systemy księgowe i podatkowe, by uniezależnić się od pomocy społecznej i móc utrzymać swoje rodziny.

Pomimo wojny polski biznes również inwestuje w Ukrainie. Od jej początku inwestorzy ze 100 krajów założyli w Ukrainie ponad 3 tys. firm. Według publicznego portalu Opendatabot Polacy zajmują wśród nich trzecie miejsce (7,3%), wyprzedzając Niemców, Amerykanów i Brytyjczyków. Ponad połowa polskich firm jest zarejestrowana we Lwowie.

Otwarcie sklepu „Ukrainoczka” z ukraińskimi towarami w Lublinie, 2025 r. Zdjęcie: Jan Rutkowski/Reporter

Konsumpcja i turystyka: Ukraińcy wydają pieniądze w Polsce

Podczas gdy przedwojenni migranci koncentrowali się na wysyłaniu swoich zarobków do domu, migranci wojenni wydają to, co zarobili, w Polsce. Badanie przeprowadzone przez Grupę Progress pokazuje, że realne zarobki ukraińskich uchodźców wahają się od 3 300 do 5 500 PLN netto, choć większość Ukraińców oczekuje wyższych stawek.

Głównym powodem jest to, że Ukraińcy wydają około 66% swoich zarobków na czynsz, media, internet, telefon i paliwo. Na czym oszczędzać.

Około 80% respondentów twierdzi, że na żywność wydają 1,5-2 tys. zł miesięcznie. Często ze względu na niskie zarobki Ukraińców w Polsce rodziny uchodźców są zmuszone wydawać pieniądze przysłane przez mężów i rodziców z domu

– Zdecydowałam się na powrót do Ukrainy, kiedy po raz kolejny podniesiono nam czynsz – mówi moja przyjaciółka Zoja. – Ciężko było znaleźć pracę z dwójką małych dzieci, moje wydatki na nie wynosiły 1600 złotych, a sprzątając zarabiałam 2300. Czynsz został podniesiony do 2850 zł, plus media. I co, głodować?

Kolejnym elementem wpływu Ukraińców na polską gospodarkę jest turystyka z Ukrainy i podróżowanie do różnych krajów UE przez Polskę. Ukraińcy podróżują do Unii głównie przez trzy punkty: Kiszyniów (Mołdawia), Budapeszt (Węgry), ale ponad połowa ruchu pasażerskiego przypada na granicę ukraińsko-polską. W Polsce ukraińscy turyści kupują żywność, nocują w hotelach i kupują bilety na lotniskach w Krakowie, Katowicach i Warszawie.

Tylko w trzecim kwartale 2024 r. przyniosło to Polsce 2,2 mld zł, stając się stabilnym bodźcem dla lokalnych gospodarek, zwłaszcza w regionach przygranicznych.

Wniosek: razem jesteśmy silniejsi

Polska udzieliła znaczącego wsparcia Ukrainie i jej uchodźcom, ale odnotowała zwrot z tej inwestycji we własną gospodarkę. Ukraińscy migranci nie tylko wypełnili luki na rynku pracy, ale także przyczynili się do wzrostu polskiego PKB, zapłacili więcej podatków, niż otrzymali w ramach świadczeń socjalnych i opieki zdrowotnej, rozwinęli przedsiębiorczość i wydali pieniądze w Polsce jako konsumenci i turyści, tym samym przynosząc korzyści polskim firmom i całej gospodarce.

Polska i Ukraina mogą stworzyć partnerstwo, które przyniesie korzyści nie tylko ich gospodarkom, ale także społeczeństwom. Dalsza integracja Ukrainy z UE może jeszcze bardziej wzmocnić tę więź, zapewniając zrównoważony wzrost obu krajom.

20
хв

Jak Ukraińcy wpływają na polską gospodarkę: fakty i liczby

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

"Będę o niej mówił <<Liza>>". Przełomowe uzasadnienie wyroku w sprawie śmierci Elizawiety

Ексклюзив
20
хв

Kwitne Queer, czyli Inni w Berlinie

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress