Exclusive
20
min

Kwitne Queer, czyli Inni w Berlinie

„W Niemczech Ukraińcy mają zapewnionych darmowych tłumaczy, tyle że większość z nich to homofobiczni Rosjanie. Postanowiliśmy więc chronić przed tym naszą społeczność queer”

Ksenia Minczuk

Loki von Dorn i Maryna Usmanowa – założycielki jedynej organizacji queerowej dla Ukraińców w Europie Zachodniej. Zdjęcie: Ołena Kwasza

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

„Tęczowe symbole” – dla Rosjan sygnał do poniżania, znęcania się, gwałtów i mordowania

– Przed inwazją byłam współzałożycielką i dyrektorką organizacji „Insza” [Inna – red.] w Chersoniu – mówi Maryna Usmanova. – Od 2014 roku chroni ona prawa kobiet i członków społeczności LGBT+. Organizowaliśmy akcje informacyjne, szkolenia dla policji i władz lokalnych, działaliśmy na rzecz otwarcia schroniska dla ofiar przemocy domowej.

Maryna Usmanowa. Zdjęcie: FB
Podczas okupacji przewoziliśmy ludzi z regionu Chersoń. Udało się usunąć ponad 300 osób: przedstawicieli społeczności LGBT, aktywistów, dziennikarzy, żony wojska. Dla tych, do których śmierć była podobna

Organizacja charytatywna „Insza” i zespół organizacji pozarządowej „Prożektor” [Reflektor – red.] wspólnie udokumentowali zbrodnie wojenne przeciwko osobom LGBT+ na okupowanym, a potem wyzwolonym terenie obwodu chersońskiego. Zdarzały się przypadki brutalnych nadużyć ze strony rosyjskich wojskowych. Dla nich „tęczowe symbole” (w telefonach czy na tatuażach) to sygnał do poniżania, znęcania się, gwałtów i mordowania.

Według raportu „Prożektora” rosyjscy żołnierze nagminnie atakują osoby należące do społeczności LGBT+. Istnieją dowody, że zmuszali mężczyzn do rozbierania się, sprawdzali ich smartfony pod kątem aplikacji randkowych dla osób tej samej płci i dotkliwie ich bili.

Ołeksij został zatrzymany w punkcie kontrolnym, wepchnięty do furgonetki i przewieziony do tymczasowego aresztu tylko za to, że był osobą LGBT+. W areszcie najpierw go pobili pobity. Potem przynieśli mu czerwoną sukienkę i zmusili do jej założenia. W tej sukience został zabrany na przesłuchanie przez oficera FSB. Rosjanom nie spodobały się odpowiedzi Ołeksija, więc wpisali go na specjalną listę i pozostawili w areszcie. Wpisanie na tę listę „pozwalało” strażnikom go bić, torturować elektrowstrząsami, zmuszać do jedzenia ukraińskiej flagi itp.

W areszcie często dochodziło do przemocy seksualnej. Nie było żadnej opieki medycznej, więźniowie byli karmieni raz dziennie i tylko ci, którzy „zasłużyli” na prysznic, mogli z niego skorzystać. Strażnicy zmuszali zatrzymanych do aktów seksualnych – to był warunek zgody na prysznic. Ołeksij był przetrzymywany przez 64 dni. Zanim go zwolnili, każdego ranka przez 10 dni z rzędu musiał śpiewać rosyjski hymn. Strażnicy obserwowali go przez lornetkę z innego budynku, by mieć pewność, że to robi.

Takich przykładów jest wiele.

–  Część społeczności LGBT+ nadal mieszka w Chersoniu, ale działa tam już „Insza” – kontynuuje Marina Usmanowa. – Otrzymaliśmy na przykład dotację na dostarczenie do miasta rowerów: Chersoń ma problem z transportem publicznym, a poruszanie się po mieście pieszo jest niebezpieczne. Kupiliśmy więc rowery, przywieźliśmy je do miasta i rozdaliśmy tym, którzy ich potrzebowali. Inną naszą inicjatywą jest ocalanie dzieł sztuki. Udało nam się uratować wiele cennych eksponatów.

Jednak pobyt w Chersoniu był dla mnie zbyt niebezpieczny i musiałam wyjechać. W mieście działałam jako aktywista, zapraszano mnie do telewizji i radia, a adres naszej organizacji był adresem domu, w którym mieszkałam. Nie było trudno więc namierzyć mnie jako działaczkę LGBT+. Poza tym przed inwazją centrum kryzysowe prowadziło kampanię, którą reklamowały billboardy z moją twarzą. A jeśli wpiszesz w Google: „Chersoń LGBT”, dostaniesz wiele informacji na mój temat.

Jak się później dowiedziałam, szukali mnie. Gdybym więc nie wyjechała, nie rozmawiałabym teraz z tobą

Każdy potrzebuje swojej społeczności, zwłaszcza Ukraińcy

– Do Berlina dostaliśmy się „przez Australię”. Nasz przyjaciel aktywista z Chersonia, który przeprowadził się do Australii dawno temu, pomógł nam znaleźć ludzi w Berlinie, którzy zgodzili się nam pomóc.

Zostaliśmy zakwaterowani w komunie anarchistycznej. Było nas siedmioro, plus kot i pies. Wszyscy mieszkaliśmy w jednym pokoju przez 8 miesięcy, ale to nie była najgorsza opcja. Jesteśmy bardzo wdzięczni, anarchiści to święci ludzie (śmiech).

Zaczęliśmy spotykać innych aktywistów i pewnego dnia razem z Lokim von Dornem zdecydowaliśmy, że stworzymy własną organizację.

Teraz społeczność Kwitne Queer liczy ponad 100 członków. Jesteśmy jedyną organizacją queerowych Ukraińców w Europie Zachodniej. Spotykamy się mniej więcej raz w tygodniu, omawiamy plany, organizujemy dyskusje, wykłady, grupy wzajemnego wsparcia, gramy w „Mafię” i wspólnie obchodzimy święta. Dziś każdy potrzebuje własnej społeczności, zwłaszcza Ukraińcy.

W zespole Kwitne Queer jest pięć osób: Kiryło Kozakow, Maryna Usmanowa, Loki von Dorn, Gala Kornienko i Mariana Polewikowa. Wszyscy przyjechali do Berlina z powodu wojny. Zdjęcie: archiwum prywatne

Zdarza się, że przyjeżdżasz do miejsca, które wydaje się przyjazne dla ludzi takich jak ty, a potem słyszysz nieprzyjazne pytania o politykę: „Dlaczego wasz Zełenski jest w stanie wojny z Rosją?”. I często zadają je nie Rosjanie, ale ludzie z Kazachstanu czy Azerbejdżanu. Po podobnych pytaniach trudno uznać taką społeczność za własną.

Jednym z naszych ważnych projektów jest „Twój friendli tłumacz”. Każdy z nas musi od czasu do czasu kontaktować się z lekarzami, agencjami rządowymi, urzędami pracy itp., lecz większość Ukraińców nadal nie mówi po niemiecku. Jak więc wytłumaczyć np. ginekologowi, że choć ktoś ma brodę, ma też pochwę? Jest wiele spraw, w których nie da się być skutecznym bez tłumacza.

Ogólnie rzecz biorąc, w Niemczech istnieją fundacje charytatywne, które zapewniają bezpłatnych tłumaczy, na przykład Caritas. Tyle że, po pierwsze, to organizacja religijna. A po drugie, zapewniają Ukraińcom tłumaczy, którzy w większości są Rosjanami, bo w Niemczech Rosjan jest wielu. No i nie możesz sam wybrać tłumacza, bo to usługa bezpłatna.

Wyobraź więc sobie, że osoba transpłciowa idzie do ginekologa w towarzystwie homofobicznej, ukrainofobicznej babci, która jest tłumaczką. Byłam kiedyś u terapeuty w towarzystwie właśnie takiej osoby. Powiedziała mi, że „wszyscy Ukraińcy to banderowcy” – i tak dalej, zgodnie z listą znanych rosyjskich narracji

Dlatego wymyśliliśmy rozwiązanie: osoba idzie do lekarza, dzwoni do naszego ukraińskiego tłumacza przez Telegram, a on tłumaczy przez zestaw głośnomówiący. Mamy już pięcioro takich specjalistów, a doświadczenie pokazuje, że ta opcja jest znacznie wygodniejsza niż to, co oferują lokalne organizacje charytatywne. Ta usługa jest wśród nas bardzo popularna.

Jednym z moich marzeń i celów jest posiadanie własnego schroniska lub mieszkania socjalnego, queerowego hostelu. W Berlinie jest ogromny problem z mieszkaniami, od czasu do czasu ludzie lądują na ulicy. Potrzebują bezpiecznego miejsca, by przetrwać ciężkie chwile lub okresy przerwy między zakwaterowaniem.

Burmistrz Berlina Kai Wegner (w środku, w białej koszuli i dżinsach) z Ukraińcami na CSD Pride. Zdjęcie: genderstream.org

Każdego roku bierzemy udział w Berlin Pride, jednej z największych parad równości w Europie. Ołeksij Makiejew, ambasador Ukrainy w Niemczech, dołącza wtedy do ukraińskiej grupy i wygłasza przemówienie. W zeszłym roku Kai Wegner, burmistrz Berlina, przemawiał z naszej ciężarówki.

Czy w Berlinie są jakieś problemy z homofobią? Na poziomie prawa wszystko jest w porządku, ale na poziomie osobistej komunikacji – nie zawsze. Niemcy rozumieją, że homofobia jest zła, że pokazuje cię jako osobę co najmniej niewykształconą. Tyle że w Berlinie Niemcy nie stanowią już nawet połowy populacji. Jest wielu ludzi z innych krajów, którzy przywieźli ze sobą swoją homofobię.

Wybrałem Berlin, bo czułem się tu bezpiecznie

Loki von Dorn, osoba niebinarna, obrońca praw człowieka, aktywista i aktor, mówi:

– Jeszcze przed inwazją złamałem nogę. To było dość poważne złamanie, z odłamkami kości. Kiedy więc zaczęła się wojna, z powodu tej mojej nogi nie mogłem dołączyć do obrony terytorialnej ani nawet do sztabu wolontariuszy – nie zostałem przyjęty. W marcu w końcu przeszedłem operację i wszczepiono mi implant, by można było poskładać kość. W tym czasie nad Dnieprem latały rosyjskie samoloty. Leżałem tam, myśląc, że nie zdążę się nawet ukryć, jeśli Rosjanie zaczną bombardować.

Pod koniec maja zdecydowałem się wyjechać. Do Niemiec, bo miałem tam wielu przyjaciół – chociaż ostatecznie to nie oni mi pomogli, ale nowi znajomi. Wybrałem Berlin, ponieważ jest najbardziej przyjazny dla osób queer. Czuję się tu bezpiecznie. Berlin przypomina mi moje ulubione miasta w Ukrainie: trochę Dniepru, trochę Odessy, trochę Kijowa.

Loki von Dorn: „W Niemczech jest głos dla każdego. Niestety także dla Rosjan. Dlatego ważne jest, byśmy mieli własną, ukraińską społeczność”. Archiwum prywatne

Nie miałem pieniędzy, nie znałem języka, przygotowanie dokumentów zajęło dużo czasu, a mieszkanie miałem tylko na miesiąc. W ciągu pół roku osiem razy zmieniałem dach nad głową, czasami spałem na podłodze. Ale mimo to szybko się przystosowałem i od razu zacząłem szukać jakiegoś zajęcia.

Kreatywnym profesjonalistom trudno znaleźć pracę w Berlinie, bo każdy tutaj jest artystą. Nie jesteś tu konkurencyjny, bo bardzo wielu ludzi wygląda, jak ty

Jako profesjonalny aktywista szukałem czegoś dla siebie przede wszystkim w tym kierunku. Marynę Usmanową znałem jeszcze z Ukrainy, a w Berlinie chodziłem na wydarzenia, które organizowała dla ukraińskiej społeczności queer. Pewnego dnia, to było pod koniec 2022 roku, postanowiliśmy stworzyć organizację dla Ukraińców, którzy znaleźli się tutaj z powodu wojny.

W lutym 2023 roku rozpoczęliśmy proces rejestracji Kwitne Queer. Napisaliśmy statut, złożyliśmy dokumenty, lecz dopiero w sierpniu 2024 roku przyznano nam oficjalny status organizacji non-profit; wcześniej działaliśmy jako wolontariusze. Bardzo trudno zarejestrować organizację non-profit w Niemczech. Wciąż czekamy na zgodę na założenie naszego konta, bez którego nie możemy otrzymywać dotacji i wydawać z nich pieniędzy.

Naszą główną misją jest wspieranie równych szans i integracji queerowych Ukraińców w Niemczech, ułatwianie im interakcji. Wszyscy potrzebujemy wsparcia. Bo czasami nie możesz zgadnąć, na jakiej podstawie jesteś dyskryminowany: czy dlatego, że jesteś queer, czy dlatego, jesteś uchodźcą – a może dlatego, że jesteś Ukraińcem.

Niedawno zostaliśmy uroczyście przyjęci do Sojuszu Organizacji Ukraińskich. Co ciekawe, obejmuje on między innymi Ukraiński Kościół Prawosławny. Nie zgłosili sprzeciwu. Wraz z innymi organizacjami Sojuszu dzielimy pomieszczenie, w którym możemy organizować nasze wydarzenia.

Do momentu publikacji tego artykułu Kwitne Queer oficjalnie otrzymało niemieckie konto bankowe, dotację od jednego z berlińskich centrów dzielnicowych i uruchomiło oficjalną stronę internetową.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, pisarka, podcasterka. Uczestniczka projektów społecznych mających na celu rozpowszechnianie informacji na temat przemocy domowej. Prowadziła własne projekty społeczne różnego rodzaju: od rozrywki po film dokumentalny. W Hromadske Radio tworzyła podcasty, fotoreportaże i filmy. Podczas inwazji na pełną skalę rozpoczęła współpracę z zagranicznymi mediami, uczestnicząc w konferencjach i spotkaniach w Europie, aby rozmawiać o wojnie na Ukrainie i dziennikarstwie.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Zakładnicy kampanii wyborczej

23 stycznia opozycyjna Konfederacja złożyła w Sejmie projekt ustawy o zmianie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy.

– A potem wydarzenia potoczyły się z prędkością światła – mówi ukraiński prawnik Wasyl Ilnycki. – Pomysł ograniczenia dostępu do 800+ spodobał się siłom politycznym, które łącznie mają 80% miejsc w Sejmie. To rzadka sytuacja, gdy „wszystkie gwiazdy ustawiły się w jednej linii”, niezależnie od poglądów politycznych, a wszystkie kluczowe postacie w polskiej polityce poparły pomysł, by cudzoziemcy ze statusem „UKR” otrzymywali świadczenia socjalne tylko wtedy, gdy mieszkają, pracują i płacą podatki w Polsce.

– Wyborca nie będzie zagłębiał się w szczegóły, że Ukraińcowi ze statusem „UKR” zostanie ograniczony dostęp do zabezpieczenia społecznego – ale jeśli otrzyma kartę pobytu, to nie. Najważniejsze jest to, że w wiadomościach pojawiło się słowo „Ukrainiec”. W ten sposób każda partia stara się zadowolić swoich wyborców – dodaje Ilnycki.

Prawo do otrzymywania 800+ ma być zarezerwowane tylko dla tych Ukraińców, którzy mieszkają na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z dzieckiem, oficjalnie pracują lub prowadzą działalność gospodarczą w Polsce, płacą podatki i inne składki do polskiego budżetu.

Jeśli Ukrainiec otrzymuje 800+, ale nie spełnia choćby jednego z tych warunków, po wejściu w życie ustawy wypłaty zostaną mu wstrzymane. Dotyczy to wniosków złożonych od 01 lutego 2025. Jeśli jednak wnioskodawca będzie w stanie ponownie spełnić wszystkie wymagania w późniejszym terminie, świadczenia zostaną wznowione.

Rafał Trzaskowski. 2022. Fot: Wojciech Olkuśnik/East News

Mowa liczb

Według stanu na 14 stycznia 2025 r. w Polsce przebywało prawie 400 tys. ukraińskich dzieci poniżej 18. roku życia z PESEL-em oznaczonym „UKR”. Jednak według Aleksandry Gajewskiej, sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w 2024 r. świadczenie 800+ było wypłacane tylko na 209 000 (według ZUS na 292 000). Oznacza to, że nie wszystkie dzieci, które uciekły przed wojną, otrzymały w Polsce pomoc.

Według danych opublikowanych przez polski rząd 23 stycznia 2025 r. 78% ukraińskich uchodźców jest oficjalnie zatrudnionych w Polsce. Według ZUS w 2024 r. na wypłaty dla ukraińskich dzieci wydano 2,8 mld zł, a w samym 2023 r. (dane za 2024 r. nie są jeszcze dostępne, ale liczba ta będzie wyższa) Ukraińcy wpłacili do budżetu państwa polskiego 15 mld zł w podatkach i składkach na NFZ i ZUS

Czy z tej różnicy nie da się zapewnić ukraińskim matkom, które nie mogą pracować, wspomnianych 800 złotych dopłaty?

Według ZUS Ukraińcy są największą grupą cudzoziemców płacących składki ubezpieczeniowe w Polsce. Na koniec listopada 2024 r. płaciło je około 800 tys. Ukraińców.

Ale to nie wszystko. Dane ZUS nie uwzględniają przecież tych Ukraińców, którzy pracują na podstawie umowy o dzieło. A od tego typu umów cywilnoprawnych nie odprowadza się składek na ubezpieczenie społeczne.

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w reakcji na projekt ustawy oświadczył, że z nieszczęśliwych ukraińskich matek, których dzieci chodzą do szkoły, a które nie mogą pracować, nie będzie robił zakładników kampanii wyborczej.

Dlaczego w Polsce są ukraińskie uchodźczynie, które nie pracują?

Odpowiedź jest prosta: bo większość z nich to samotne matki wychowujące niepełnosprawne dzieci lub dzieci w wieku przedszkolnym. One nie mogą pracować, jeśli harmonogram pracy nie jest elastyczny, zaś w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby bezpłatnie zaopiekować się dziećmi, jeśli np. zachorują. A pensja takich kobiet zwykle ledwo wystarcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb.

Pod koniec 2024 r. napisałam artykuł badawczy pt. „Uchodźcy wojenni w Polsce: między domem a bezdomnością” do trzeciego tomu książki „Wojna w Ukrainie” pod redakcją prof. Stanisława Stępnia. Analizuje ona problemy adaptacji, integracji i wyzwań, przed którymi stanęli uchodźcy wojenni z Ukrainy w Polsce. W tym celu nagrałam ponad sto wywiadów z Ukrainkami w wieku od 25 do 75 lat, które przyjechały do Polski z powodu wojny. Były to wyznania uchodźczyń, w których podkreślały, że zgodziły się opowiedzieć o swoim życiu w Polsce tylko dlatego, że mnie znały. Wiedziały, że też jestem uchodźczynią, a więc uznały, będę w stanie je zrozumieć i nie skrzywdzić.

W trakcie naszych rozmów zobaczyłam, jak przejawia się tak zwany „czynnik milczenia” uchodźców. Oznacza on, że aby przetrwać w nowym środowisku, uchodźcy wojenni są gotowi milczeć w odpowiedzi na obelgi i nie wyrażać swojego stanowiska. Mówiły: „W domu w takiej sytuacji walczyłybyśmy, ale tutaj milczymy”

Przejawy „czynnika milczenia” uchodźczyń można wyraźnie dostrzec w ich opowieściach o pracy. Zwłaszcza jeśli są to kobiety z grup szczególnie wrażliwych – samotne matki wychowujące dzieci niepełnosprawne, dzieci w wieku przedszkolnym i szkoły podstawowej. To kobiety, które boją się utraty pracy, ponieważ potrzebują jej, by przetrwać. Na przykład jeśli dzieci uchodźczyń często chorowały, kobiety te zgadzały się pracować dłużej za niższe wynagrodzenie – albo były gotowe wziąć winę na siebie, jeśli w pracy pojawiały się problemy lub konflikty nie z ich winy.

Kraków 2022. Zdjęcie: Beata Zawrzel/Reporter

„Przez ostatnie półtora roku pracowałam w niepełnym wymiarze godzin – powiedziała 33-letnia Maria z obwodu sumskiego. – Pozwolono mi pracować 7 godzin zamiast 8, ale musiałam sprzątać kilka pomieszczeń o powierzchni 2500 mkw. Tymczasem osoby, które pracowały tam w pełnym wymiarze godzin przez 8 godzin, sprzątały nie więcej niż 1300 mkw. Oznacza to, że pracowałam za dwie osoby, a płacono mi o połowę mniej. Ale nie narzekałam, bo taki grafik był dla mnie ważny. We wrześniu moja siedmioletnia córka zaczęła ciągle chorować: ból gardła, zapalenie płuc, grypa, COVID. W końcu musiałam zrezygnować z pracy, żeby zająć się dzieckiem. Teraz znów szukam pracy”.

40-letnia Ołena Jacenko z obwodu charkowskiego: „Z zawodu jestem księgową. W Polsce najpierw pracowałam na kasie w sklepie. Czasami klient podchodził i głośno mówił coś obraźliwego, gdy słyszał mój ukraiński akcent. W takich przypadkach zawsze milczałam. Potem pracowałam jako pomoc kucharza w przedszkolu. Myślałam, że jeśli będę miała mniej kontaktu z ludźmi, będzie mi łatwiej. Ale miałam pecha, bo zespół był uprzedzony do Ukraińców. Często płakałam, ale i tam milczałam. W końcu nie wytrzymałam i odeszłam. Jeśli do wiosny nie znajdę pracy, przeprowadzę się do Ukrainy, z sześcioletnią córką i ośmioletnim synem. Nasza wioska leży w obwodzie charkowskim”.

„Przez ponad dwa lata pracowałam w niepełnym wymiarze godzin w firmie świadczącej usługi w zakresie kształtowania krajobrazu i sprzątania – wspominała z kolei Natalia z obwodu chersońskiego. – Na zimę ludzie są tam zwalniani. Zwykle pracowaliśmy na ulicy, a nasi koledzy rozmawiali ze sobą po rosyjsku, bo w zespole byli Białorusini i Gruzini. I często zdarzało się, że przechodnie krzyczeli na nas: ‘Jedźcie na swoją Ukrainę, nie bierzcie naszych 800+!’.

Poza 800+ nigdy nie otrzymałam żadnej innej pomocy socjalnej. To zasiłek na dzieci, które uratowałam od śmierci

Właścicielka mieszkania powiedziała mi, że mogę napisać podanie do MOPS-u, bo mam niskie dochody i w związku z tym mogę dostać dopłatę do obiadów w przedszkolu.

A tam, ni stąd, ni zowąd, jak gdybym złamała prawo, pracowniczka socjalna zapytała: ‘Dlaczego pani nie pracuje? Gdzie jest pani mąż? Dlaczego nie wraca pani do domu?’.

Odpowiedziałam: ‘Pracuję, ale zarabiam za mało, nie mogę pracować na pełen etat, bo jestem tu sama z dwójką dzieci w wieku przedszkolnym. Mój mąż zaginął ponad dwa lata temu, kiedy Rosjanie zajęli nasze miasto Oleszki, w lewobrzeżnej części obwodu chersońskiego. Później miasto zostało zalane w wyniku wysadzenia przez Rosjan elektrowni wodnej w Kachowce. Więc teraz nie mam dokąd wracać’.

Pracowniczka powiedziała, że powinnam wrócić w przyszłym tygodniu, ponieważ osoba, która zajmuje się tymi sprawami, jest na wakacjach. Ale nigdy więcej tam nie poszłam. Znów szukam pracy”.

Wsparcie nie może się skończyć, dopóki trwa wojna

W Polsce od 2022 roku realizowanych jest wiele projektów mających na celu integrację uchodźców z polskim społeczeństwem. Na przykład w Olsztynie na programy wsparcia i integracji przeznaczono setki tysięcy złotych z funduszy unijnych, budżetu państwa i budżetów regionalnych. Przez prawie trzy lata pieniądze te były wydawane na kursy języka polskiego, wykłady na temat polskiej kultury, literatury, historii, edukacji i medycyny itp. Organizowano także wydarzenia rozrywkowe w języku polskim, kupowano dla Ukraińców bilety do kina, teatrów i muzeów. Jednak pracujące Ukrainki zwykle w tych spotkaniach nie uczestniczyły, bo odbywały się one w godzinach pracy. Z tej pomocy korzystały głównie osoby z grup wrażliwych. Czyli te, które prawdopodobnie zostaną zmuszone do opuszczenia Polski, jeśli stracą jedyną pomoc socjalną na wychowanie dzieci, czyli 800+.

A ja mam pytanie: Po co przez prawie trzy lata wydawano pieniądze na integrację uchodźców z polskim społeczeństwem, skoro teraz tych ludzi wrzucono do kategorii „wyłudzacze zasiłków”?
Zajęcia dla ukraińskich uchodźczyń i dzieci w Olsztynie. Zdjęcie: Tetiana Bakocka

Uproszczenia i stereotypy są niebezpieczne, ponieważ nie uwzględniają ważnych wyjątków. Uchodźcy to osoby poszukujące pracy, uczące się, zdobywające nowe kwalifikacje, a także ludzie należący do grup szczególnie wrażliwych. Projekt ustawy o zmianie warunków wypłacania 800+ dla ukraińskich uchodźców nie mówi nic o takich osobach jak:

  • dzieci pod opieką emerytów;
  • dzieci rodziców niepełnosprawnych;
  • przewlekle chore dzieci wymagające stałej opieki;
  • dzieci niepełnosprawne;
  • dzieci wychowywane przez samotnych rodziców (w szczególności po śmierci polskiego małżonka, który od dłuższego czasu legalnie pracował w Polsce).

Zamiast epilogu

Ja również należę do wrażliwej grupy uchodźców – „wyłudzaczy zasiłków”. Jestem wdową po poległym żołnierzu samotnie wychowującą dwójkę dzieci. 4 sierpnia 2022 r. mój mąż, Rusłan Choda, dowódca plutonu zwiadowczego, zginął w akcji podczas ostrzału rosyjskiej artylerii w obwodzie chersońskim. Jego ciało pozostało na okupowanym terytorium. Wtedy nasze dzieci, 11-miesięczna Myrosława i 11-letni Mychajło, uchodźcy wojenni w Polsce, stały się także półsierotami.

Wyjechałam z Ukrainy, bo rosyjskie czołgi stały u bram mojego domu w obwodzie mikołajowskim. Zaczęłam legalnie pracować we wrześniu 2022 roku, gdy tylko moje najmłodsze dziecko skończyło roczek. W ciągu ostatniego roku miałam pięć umów o pracę. Teraz pracuję na podstawie umowy o dzieło. I pracuję nie dlatego, że chcę otrzymywać 800+, chociaż bez tych pieniędzy byłoby mnie i moim dzieciom znacznie trudniej przeżyć.

Opowieść o ojcu, który zginął na wojnie, Olsztyn, 2025. Zdjęcie: Tetiana Bakocka

Wyczerpujące procedury biurokratyczne mające przyspieszyć proces odzyskania ciała mojego męża trwały półtora roku. Dopiero w lutym 2024 roku otrzymałam fragmenty jego ciała i akt zgonu. Nadal nie otrzymałam nie tylko pomocy państwa w związku ze śmiercią mojego męża, ale nawet decyzji o jej przyznaniu. Jak więc z takim doświadczeniem mogę liczyć na pomoc społeczną w innym kraju?

Każdy kraj dba przede wszystkim o własne interesy (choć ukraińscy uchodźcy dbają również o polską gospodarkę). Ale nie wiem, co powiedzieć synowi żołnierza poległego na wojnie, gdy pyta: „Mamo, zawsze mówiłaś, że ta wojna nie toczy się tylko o terytorium. Że Ukraińcy oddają życie, by żyć w normalnym kraju, w demokratycznym społeczeństwie. Za europejskie wartości, które przecież są uniwersalne. Ale czym te wartości są, skoro tak łatwo przymknąć na nie oko, gdy chodzi o wybory?”.

20
хв

Sprawa 800 plus dla Ukraińców, czyli o europejskich wartościach

Tetiana Bakocka

Poranek. W zimowej Warszawie jest minus 5, ale masz wrażenie, jakby było minus 10. W pobliżu ambasady Ukrainy, przy ulicy Malczewskiego, kilka rodzin z małymi dziećmi. Dorośli szukają czegoś w telefonach, trzymając dzieci za kołnierze na oblodzonym chodniku. Ich dezorientacja znika, gdy tylko zauważają Namiot Wsparcia, z napisami w ojczystym języku. Tutaj na pewno znajdą pomoc.

Teren przed Konsulatem Ukrainy w Warszawie, 10 marca 2022 roku. Zdjęcie: Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl

To miejsce przed konsulatem sporo pamięta. Gdy wybuchła wielka wojna, ulicę zalała fala zdezorientowanych Ukraińców. Polacy zdali wtedy swój najważniejszy egzamin, z człowieczeństwa i empatii, zmieniając się w wielką ekipę ratunkową. Zjednoczył się Mokotów, na ratunek przyszła Warszawa, skrzyknął się cały kraj.

Dzięki pomocy Andrija Deszczycy, ówczesnego ambasadora Ukrainy w Polsce, przed ukraińskim konsulatem na Malczewskiego stanął Namiot Wsparcia. Początkowo to był namiot wojskowy, w którym ludzie mogli schronić się przed deszczem albo upałem, zjeść zupę czy kanapkę, wypić herbatę, otrzymać produkty higieniczne, a w razie potrzeby także odzież i inną pomoc. Był nawet kącik dla dzieci, z książkami i zabawkami.

Punkt pomocy w pobliżu konsulatu. Zdjęcie: „Humanitarni”

Później, gdy długa lista ośrodków pomocy dla Ukraińców zmniejszyła się do zaledwie kilku, Namiot Wsparcia pozostał jednym z ostatnich punktów pomocy.

Od tego czasu wsparcie znalazło w nim 100 000 ukraińskich uchodźców. I kolejni wciąż ją tu znajdują.

Cezary i Jowita

– Przede wszystkim przychodzą do nas ludzie w potrzebie, niepełnosprawni, starsze kobiety i mężczyźni. Nie tylko Ukraińcy. To miejsce, w którym mogą porozmawiać, wypłakać się, wiedząc, że zostaną wysłuchani – mówi Cezary Czarnecki. Dwa lata temu trzon Namiotu Wsparcia zorganizował się w fundację „Humanitarni”, a on został jej szefem.

Pan Cezary jest nauczycielem i działaczem ekologicznym, zaangażowanym w ochronę dzikiej przyrody, rzek i lasów. Kiedy zaczęła się inwazja, odłożył swoje sprawy na dalszy plan i włączył się w pomoc Ukraińcom.

– Będę to robił przynajmniej do końca wojny – mówi z przekonaniem.

Cezary Czarniecki i Jowita Malczewska. Zdjęcie autorki

Obok niego stoi Jowita Malczewska, druga osoba w fundacji. Jest aktywistką food-sharingu, członkinią społeczności, która ratuje jedzenie nieoddane przez sklepy do banków żywności. Była też wolontariuszką w domach dziecka, pomagała zwierzętom.

– Luty 2022 roku był dla mnie takim szokiem, że wszystko, czym żyłam wcześniej, stało się nieważne – wspomina. – Przez pierwszy tydzień słuchałam wiadomości i płakałam. A potem powiedziałam sobie: „Przestań, weź i zrób coś”. Tak zostałam wolontariuszką

„Humanitarni” nie otrzymują wsparcia finansowego od lokalnych władz. Działają dzięki darowiznom od osób prywatnych, kilku zaprzyjaźnionych firm i małych kawiarni, które dzielą się chlebem i ciastkami. Transport i gotowanie zapewniają na własny koszt. Prąd i wodę mają z ambasady – bezpłatnie. Ale za kawałek ziemi, na którym stoi teraz nowy, bardziej niezawodny, plastikowy namiot, płacą 800-1100 złotych miesięcznie do kasy samorządu dzielnicy Mokotów.

Chciałbyś tak żyć?

Rozmawiamy przy stoliku w namiocie. Kawa w papierowym kubku szybko stygnie.

Drzwi nie pozostają długo zamknięte: starsze kobiety wchodzą i biorą ciastka – niektóre jedzą je na miejscu, popijając herbatą, inne zabierają ze sobą. Wygląda na to, że są tu stałymi gośćmi.

Codziennie namiot odwiedza średnio czterdzieści osób w potrzebie – także ci, którzy przyjeżdżają do ambasady załatwić jakieś sprawy.

Cezary Czarnecki pamięta, że trzy lub cztery miesiące po wybuchu wielkiej wojny prywatna pomoc dla ukraińskich uchodźców zaczęła maleć, a trzon grupy wolontariuszy się rozpadł. A potem można było tu i ówdzie usłyszeć groźby, że namiot trzeba zlikwidować. Bo przecież Ukraińcy „już nieźle sobie radzą”:

– Jest taka narracja w polskim społeczeństwie. Ale proszę spojrzeć na tę panią, która właśnie przyszła. Jest mało prawdopodobne, żeby była samodzielna – ze względu na wiek, chorobę. Wielu takich ludzi żyje tylko dzięki pomocy, którą otrzymują w różnych ośrodkach.

– Ciekawe, czy ci, którzy mówią, że tacy ludzie mogą sami sobie poradzić, chcieliby tak żyć: stać w kolejkach po paczkę ryżu czy zupę? – pyta retorycznie pani Jowita
Dla wielu osób nawet rogaliki są cennym wsparciem. Zdjęcie autorki

Gdy tak rozmawiamy, ktoś znów wchodzi do namiotu, bierze ciastko, dziękuje nam i wychodzi. Zupełnie jak Nadia z Zaporoża, która nazywa namiot „domem słodyczy”. Teściowa i kilku innych starszych krewnych mieszkają z nią w miejscu tymczasowego zakwaterowania. Rogaliki, które stąd zabiera, są dla nich.

– W domu robimy kanapki, a wieczorami idziemy kupować chleb; od noszenia go bolą plecy – mówi pan Cezary. – Namiot jest otwarty od wtorku do piątku. W poniedziałki nie, bo musimy się wyspać i ogarnąć swoje sprawy. Nie mieliśmy ani jednego dnia urlopu.

Choć w namiocie są grzejniki, moje stopy marzną w zimowych butach.

Miło tu przyjść na kubek ciepłej zupy, zamienić kilka słów, lecz trudno wyobrazić sobie poświęcenie ludzi, którzy pracują tu przez cały rok, w każdej pogodzie

Ktoś to musi robić

Wśród organizacji, które wspomogły działalność Namiotu Wsparcia, są Fundacja LION, World Central Kitchen czy Polskie Stowarzyszenie Osób z Niepełnosprawnościami Intelektualnymi.

W czerwcu 2023 r. „Humanitarni” wysłali pomoc poszkodowanym w wyniku powodzi – po zniszczeniu przez Rosjan zapory w Nowej Kachowce. Teraz zamierzają wysłać 300 kg karmy do prywatnego schroniska w obwodzie kijowskim, w którym przebywa 150 psów. Ale trudno znaleźć przewoźnika.

Przez długi czas 30 świeżych domowych zup dla Namiotu Wsparcia sponsorował codziennie Bar Jedzonko. Teraz znów jest duże zapotrzebowanie na ciepłe jedzenie, bo pora roku zimna. Na zaspokojenie go wystarczyłoby 2500-3000 zł miesięcznie.

Chociaż „Humanitarni” proszą o pomoc organizacje charytatywne i zaprzyjaźnione firmy, środki na swoją działalność pozyskują głównie z wpłat na zrzutka.pl. Jedyną pomocą materialną, jaką otrzymali w tym roku, były prezenty przygotowane przez dzieci ze szkoły w Piasecznie.

Zaapelowali też do władz Warszawy, przesyłając im prezentację, w której szczegółowo opisali, jak i dla kogo pracują.

Mieli nadzieję, że zostaną włączeni do jednego z miejskich programów. W odpowiedzi dostali uprzejmy list: wasza praca jest ważna. I tyle

– A niechby tak urzędnicy zamienili się z nami miejscami na miesiąc, postali sobie w tym zimnie, zobaczyli, jak woda zamarza w naczyniach. Niechby popatrzyli na te kobiety, które nie mają już domu i nie mają do czego wracać – mówi z goryczą Cezary Charniecki. – My dajemy tym ludziom trochę więcej niż herbatę. Dajemy im nadzieję.

Gorąca herbata i słodki poczęstunek czekają na każdego, kto przyjdzie do namiotu. Zdjęcie: „Humanitarni”

Mimo to „Humanitarni” zachowują optymizm i planują dalsze działania. Tyle że w Namiocie Wsparcia brakuje fachowych rąk do pracy.

– Moglibyśmy tu organizować polsko-ukraińskie spotkania integracyjne, ale brakuje nam młodych, aktywnych ludzi – mówi Czarniecki. – Takich jak ci, którzy czasem protestują pod ambasadą Rosji. Chciałbym, żeby byli tu młodzi ludzie, żeby ktoś nas zastąpił choćby przez dwie godziny w tygodniu.

Chciałbym tu kogoś, kto by podał herbatę starszej pani i zapytał, jak się czuje, bo podawanie herbaty to też zajęcie

Wiele osób mówi mi: „Co robisz? Nie masz z tego nic, tylko długi. Komu pomagasz?”. Tyle że każda kolejna osoba, która tak mówi, przekonuje mnie, że robię dobrze, bo ktoś musi to robić. Wszyscy ci ludzie mają czyste niebo nad głowami. Nie wiedzą, że za kilka lat możemy być w takiej samej sytuacji. I wtedy to my będziemy szukać pomocy, ale możemy jej nie otrzymać.

20
хв

Dajemy ludziom więcej niż herbatę. Dajemy im nadzieję

Olga Gembik

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

"Będę o niej mówił <<Liza>>". Przełomowe uzasadnienie wyroku w sprawie śmierci Elizawiety

Ексклюзив
20
хв

Ołeksandra Matwijczuk: Musimy przywrócić ofiarom ich imiona

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress