Exclusive
20
min

Nie potrafię robić niczego, co nie dotyczy Ukrainy

Na początku inwazji Margarita Korowina kupowała jedzenie dla swoich emerytowanych sąsiadów w rodzinnym Kijowie. Dziś jest jedną z założycielek organizacji pozarządowej, która organizuje wydarzenia społeczne i kulturalne w Berlinie i promuje tam kulturę ukraińską. Jest też asystentką Franka Wilde, niemieckiego projektanta, aktywisty i wielkiego przyjaciela Ukrainy

Ksenia Minczuk

Margarita Korowina podczas jednego z antyrosyjskich protestów w centrum Berlina z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy, 2024 r. Zdjęcie: Archiwum prywatne

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

5 tysięcy euro haraczu za dach nad głową

Rankiem 24 lutego zadzwoniła do mnie siostra: „Wojna się zaczęła”. Odłożyłam słuchawkę, wyjrzałam przez okno, a tam korek na wszystkich czterech pasach jezdni. Mieszkałam wtedy z mamą. Siostra powiedziała, że mnie zabiorą, ale mamy już nie mogą. Nie mogłam jej zostawić samej, więc odmówiłam wyjazdu – wspomina Margarita Korowina.

W naszym sąsiedztwie było coraz mniej ludzi. Po kilku dniach okolica opustoszała i zostali tylko samotni emeryci. Zaczęłam im pomagać. Za swoje oszczędności kupowałam im jedzenie. Moim zadaniem było zdobycie chleba dla mamy, dla mnie i dla sąsiadów. W tamtym czasie w „Silpo” [ukraińska sieć supermarketów – red.] wydawali tylko po bochenku na klienta, szukałam więc po całej okolicy. Wierzyłam, że wojna wkrótce się skończy.

Puste półki w „Silpo” tuż po wybuchu wojny na pełną skalę, marzec 2022 r.

Założyłam konto na TikToku, by rozmawiać z Rosjanami. Pytałam ich, dlaczego nas zaatakowali, czego chcą od Ukrainy. Wygadywali najróżniejsze bzdury, często agresywne. To był mój eksperyment społeczny, by przeciwstawić się twierdzeniu, że „nie wszyscy Rosjanie są tacy”. Potem te rozmowy publikowałam.

W pierwszych miesiącach inwazji moje konto stało się wiralowe. Niektórzy brali te moje materiały i montowali z nich filmy dla swoich kanałów na Telegramie. Były filmy, które zyskiwały nawet milion wyświetleń w ciągu jednego dnia.

A potem zostałam zbanowana.

Latem 2022 roku zdałam sobie sprawę, że moje oszczędności się kończą, a nie mam żadnych dochodów. Biuro, w którym pracowałam przed wojną, zostało zamknięte. Musiałam szybko znaleźć jakieś rozwiązanie.

Jako że w Kijowie było już wtedy dość spokojnie, podjęłam trudną decyzję: wyjeżdżam do Barcelony, bo tam jest centrala naszej fundacji. No i moja siostra mieszkała już w Hiszpanii. Pojechałam tam z nadzieją, że znajdę się wśród ambitnych, zmotywowanych i aktywnych ludzi – lecz na miejscu zobaczyłam coś zupełnie innego: w hiszpańskim biurze, jak w jakimś urzędzie, wszyscy pracowali od 9 do 15, a potem zmykali do domu. Nie mogłam się połapać, o co w tym chodzi. Wyjechałam do Berlina na kilkudniowy wolontariat – i już zostałam.

W Berlinie nie miałam nikogo, ale odkryłam, że jest tu ogromna, kreatywna ukraińska społeczność

Ukraińskie flagi są wszędzie: na urzędach, uniwersytetach, ratuszach i balkonach kamienic. Kiedy zobaczyłam, jak wielkie jest to wsparcie dla Ukrainy, byłam zdumiona.

Moją przeprowadzkę do Niemiec mogę porównać do sytuacji, w której człowiek po kontuzji na nowo uczy się chodzić i mówić. Wydaje ci się, że jesteś dorosła, ale okazuje się, że możesz tyle co dwuletnie dziecko. Przez długi czas czułam się jak jakaś dysfunkcyjna część społeczeństwa. Teraz jestem już na etapie akceptacji.

Berlin 2022. Start

Ogromnym problemem w Berlinie są mieszkania. Miałam szczęście, że nie mieszkałam na Tegel. To niedziałające już lotnisko, na którym z namiotów zrobiono obóz dla uchodźców. Przechodzili przez niego prawie wszyscy, którzy przyjechali z Ukrainy. Korzystając z programu pomocy ukraińskim uchodźcom, przez pierwsze dwa miesiące mieszkałam u młodej niemieckiej rodziny. Równocześnie szukałam mieszkania dla siebie.

Znalezienie zakwaterowania w przepełnionym Berlinie to wielka sztuka, więc najlepiej sprawdzają się tutaj sieci społecznościowe (poczta pantoflowa). Ukraińcy stworzyli kanały na Telegramie i tak odkrywali lokalne zasoby – ten sposób znajdowania mieszkań działa lepiej niż szukanie ich drogą oficjalną. Korzystają też jednak z usług pośredników w obrocie nieruchomościami. Jednak to korupcyjny schemat. Pośrednicy często żądają od tysiąca do 5 tys. euro „prowizji”, która nie jest uwzględniona w umowie. W rzeczywistości to łapówka w gotówce tylko za prawo do wynajmowania mieszkania. Ale ludzie są gotowi zapłacić każde pieniądze, by tylko mieć umowę najmu. Otwarte oglądanie mieszkania w Berlinie oznacza kolejkę na 100 osób. Płacisz pośrednikowi tylko za to, by być na jej początku. Swoje mieszkanie znalazłam sama, rozmawiając różnymi z ludźmi. Ciągle wszystkich pytałam, czy o jakimś nie słyszeli.

Niemcy to zupełnie inny świat. Myślałam, że tu będzie postęp, technologia, tymczasem wszystko tutaj trwa długo, jest niezrozumiałe i panuje straszna biurokracja. To był dla mnie szok. Wiem, że Niemcy też są z tego niezadowoleni.

Co Ukraińcy przywieźli do Berlina

Ksenia Minczuk: – Trudno było zaadaptować się w Niemczech?

Margarita Korowina: – W Berlinie dość szybko poznałam ciekawych ludzi, zaczęliśmy się spotykać i tworzyć projekty. Czułam, że tu są zasoby, które pomogą mi zrobić wiele pożytecznych rzeczy dla Ukrainy. Nie potrafię robić niczego, co nie wiąże się z wolontariatem lub Ukrainą. Kiedy cały czas myślisz o wojnie w domu, mało dbasz o inne rzeczy.

Wyobraź sobie tylko: tu, w Berlinie, widziałam ludzi z Mariupola, którzy wciąż noszą klucze do swoich ukraińskich mieszkań – chociaż tych mieszkań już tam nie ma

Jeśli chodzi o adaptację Ukraińców w Berlinie, mam porównanie – z Barceloną, Paryżem, Lizboną. Kijów miał szczególne relacje z Berlinem jeszcze przed wojną, więc nic dziwnego, że wiele postaci kultury, artystów i aktywistów przeniosło się właśnie tutaj. Dziś Berlin jest jak przedłużenie Złotej Bramy i Podola [Złota Brama – średniowieczna brama wjazdowa do kijowskiego grodu Jarosława. Padół – zabytkowa i administracyjna dzielnica Kijowa; tak też nazywa się pobliski teatr – red.]. Wydarzenia tutaj z łatwością przyciągają ukraińską muzykę, jedzenie i produkty. Otrzymaliśmy nawet propozycję zorganizowania w Berlinie „Bazaru odwagi” – lecz stworzyliśmy podobny format o nazwie „Motanka”.

W legendarnej windzie z Frankiem Wilde

Ukraińcy w Berlinie są tym, co mnie tu trzyma: aktywni ludzie, którzy niestrudzenie utrzymują Ukrainę w obiegu informacyjnym, walczą z kłamstwem, mówią o ukraińskiej kulturze i historii, krzyczą o przemocy, której doświadczył nasz naród ze strony Sowietów, otwierają oczy „zatroskanym” i niezbyt świadomym Europejczykom na fakt, że wojna jest bardzo blisko, a Rosja jest kolonizatorem, imperialistą i terrorystą.

W Niemczech jest też wielu imigrantów z Ukrainy, już zintegrowanych i dobrze znających lokalne nastroje. Większość tych osób zajmuje kierownicze stanowiska w ukraińskich organizacjach, instytucjach kulturalnych, ambasadzie itp.

W ciągu ostatnich trzech lat w Berlinie otwarto kilka ukraińskich restauracji, salonów kosmetycznych i galerii, lecz najważniejszym wektorem są organizacje pozarządowe. Nasi ludzie nie sprowadzili tu swoich firm, bo Niemcy nie są najbardziej sprzyjającym miejscem dla przedsiębiorców. Za to przywieźli swoje inicjatywy społeczne i charytatywne. Chodzi o kulturę, politykę i informację.

W 2023 r. zarejestrowaliśmy organizację pozarządową o nazwie Mizelium, zrzeszającą Niemców, Gruzinów i Ukraińców o podobnych poglądach. Zgodnie z prawem Ukraińcy nie mogą bowiem założyć własnej organizacji w Niemczech – członkami takiej organizacji muszą być Niemcy.

Czym się zajmujecie?

Na początku gromadziliśmy pomoc humanitarną i wysyłaliśmy ją do Ukrainy. Potem zajęliśmy się organizacją festiwali, koncertów i warsztatów, by przybliżyć Europejczykom ukraińską kulturę i uczynić ją modną.

Uczę się niemieckiego i niedługo zdam egzamin B2. Planuję zdobyć granty na nasze projekty kulturalne.

Naszą główną ideą jest pokazanie, jak wielka jest różnica między kulturą ukraińską i rosyjską. W końcu wielu Niemców ich nie rozróżnia

Mój niemiecki przyjaciel powiedział kiedyś, że nie wiedział, że na wschód od Polski jest jeszcze jakiś kraj poza Rosją.

Druga rocznica rosyjskiej inwazji w Berlinie, 2024 r. Zdjęcie: Shutterstock

Największy festiwal ukraińskiej kultury w Europie

Opowiedz nam o projektach w Berlinie, w które byłaś zaangażowana. Dlaczego to dla Ciebie ważne?

W 2023 roku zorganizowaliśmy „Motankę”, największy festiwal kultury ukraińskiej w Europie. Rok wcześniej uruchomiliśmy jego pilotażową wersję. Wybraliśmy podziemną lokalizację, mało znaną nawet berlińczykom – miejsce, w którym mieszkają hippisi: rzeka, jurty, bar zrobiony z desek, mała scena. Wystawę zorganizowaliśmy w garażu dla łodzi.

Rok później zorganizowaliśmy już festiwal na wielką skalę.

Było 6 pięter z różnymi formatami: muzyka, kino, wystawa, pop-up market z ukraińskimi markami, jedzenie, dyskusje o kulturze i polityce. W ciągu trzech dni odwiedziło nas około 10 000 osób

Zaproponowaliśmy współpracę Ukraińcom działającym w sferze kultury w Berlinie i wszyscy się zgodzili. Nie spodziewaliśmy się takiego odzewu, ale byliśmy szczęśliwi. Lokalizację dostaliśmy za darmo. W Niemczech istnieje program dla organizacji non-profit, w ramach którego możesz otrzymać dotację. Nam przyznano 100 tysięcy euro.

Nazwałabym Berlin centrum decyzyjnym. Dzieje się tu wiele ważnych politycznie rzeczy.

Teraz, w 2024 roku, ukraińskie działania informacyjne są wciąż dość intensywne, ale chciałbym zobaczyć większe zaangażowanie. Bo na przykład na protestach i wiecach jest coraz mniej ludzi.

Jest wydarzenie o nazwie Cafe „Kijów”, które ma charakter polityczny. Ostatnio wzięli w nim udział Ursula von der Leyen, Witalij Kliczko i nasi ambasadorowie. Były dyskusje panelowe, pokaz filmu „20 dni w Mariupolu” i wystawa „Jolka”, którą mieliśmy na Majdanie w 2014 roku – przy wejściu ustawiła się kolejka. Pierwsze wydarzenie odbyło się w miejscu zwanym „Restauracją Moskwa”. W dniu wydarzenia ta nazwa została symbolicznie zakryta banerem z napisem „Cafe Kijów”.

Politycy przychodzą na to wydarzenie, by podkreślić swój proukraiński image

Stworzyliśmy „Motankę” jako kontrapunkt dla „Cafe Kijów”. By przyciągnąć ludzi, którzy odkryli Ukrainę mimochodem. Dzięki współpracy z lokalnymi artystami, markami i muzykami udało się nam zjednoczyć publiczność i dyskretnie zaangażować tysiące berlińczyków, pokazując im kreatywną stronę Ukrainy bez zniechęcania tematem wojny.

Festiwal Kultury Ukraińskiej „Motanka 2023” w Berlinie

W stanie, w którym byłam przez ostatnie 3 lata, Frank Wilde był prawie przez całe swoje życie

Jak Niemcy postrzegają dziś to, co ukraińskie?

Do 1989 roku Berlin był podzielony murem, więc wschodnia część miasta nadal bardzo różni się od zachodniej, widać to nawet w wynikach wyborów. Związek Radziecki i rosyjska polityka są tutaj romantyzowane. Nawet pokolenie, które nie żyło w czasach ZSRR, z jakiegoś powodu odczuwa sentyment do tamtego życia. Dlatego stosunek tych ludzi do tego, co ukraińskie, z pewnością nie jest pozytywny.

Dzięki przyjaznym stosunkom z Angelą Merkel Rosja głęboko zakorzeniła się w umysłach Niemców. Ludzie „spoza polityki” tęsknią za nią, ponieważ za jej rządów kebab kosztował 3,50 euro, a teraz kosztuje 8. A gaz był tańszy

Są Niemcy, którzy wciąż czują się „przyparci do muru” z powodu II wojny światowej. Z tego powodu druga fala nazizmu po cichu narasta i już wychodzi z podziemia. Partia AfD, która chce wysiedlić wszystkich imigrantów, zyskuje na popularności. To prorosyjska partia, która gra na emocjach Niemców [główne tezy ideologiczne AfD dotyczą sprzeciwu wobec integracji europejskiej i imigracji – red.].

Jednak w Niemczech dyskryminacja ze względu na narodowość jest prawnie zabroniona; jest to zapisane w konstytucji. Dlatego żaden Niemiec nie pozwoliłby sobie na nią w sposób otwarty.

Ale jest też wielu świadomych Niemców, którzy interesują się Ukrainą, przychodzą na ukraińskie demonstracje, przemawiają na nich i wspierają je.

Pierwszy festiwal kultury ukraińskiej „Motanka 2022”

Od ponad 2 lat współpracujesz z Frankiem Wilde, projektantem i przyjacielem Ukrainy. Co jest dla Ciebie najważniejsze w tej współpracy?

Dowiedziałam się o Franku, kiedy siedziałam w schronie przeciwbombowym w Kijowie. Gdy już byłam w Berlinie, spotkałam go na jednym z wydarzeń poświęconych Ukrainie. On chodzi na wszystkie takie wydarzenia. Kiedy robiliśmy pierwszą „Motankę”, zaproponowałam mu zorganizowanie własnej aukcji. Zgodził się i przekazał część dochodu na potrzeby Ukrainy.

Zaoferowałam mu pomoc w PR i komunikacji. Teraz jestem jego menadżerką na zasadzie wolontariatu.

Frank odegrał kluczową rolę w moim pobycie w Berlinie. To bardzo mądry człowiek. W stanie, w którym ja jestem od trzech lat, on jest prawie przez całe swoje życie. On zawsze walczy. We współpracy z Frankiem kieruję się wdzięcznością. Chcę mu się odwdzięczyć w imieniu wszystkich Ukraińców za to, co dla nas robi.

Z Frankiem Wilde, gdy przyjechał w odwiedziny do mamy Margarity, do Kijowa

Marzę o ożywieniu wioski mojej babci

Co sprawia, że nie przestajesz działać? O czym marzysz?

Bardzo dobre pytanie. Wciąż żyję moimi przedwojennymi marzeniami. Mam daczę w regionie Sum, którą zawsze bardzo kochałam. Mieszkała tam moja babcia, zawsze było tam przytulnie i wesoło. Kiedy zmarła, kupiliśmy dom w pobliżu. Dorastając widziałam, jak wieś się zmienia. Zaczęła podupadać, ponieważ wiele osób wyjeżdżało. Już wtedy miałam marzenie, by ją ożywić.

Kiedy była kwarantanna z powodu COVID, pojechałam tam na miesiąc.

Zobaczyłam, że ludzie nie mają nic do roboty ani żadnej rozrywki. Zaczęłam myśleć o tym, jak to zmienić

Zorganizowałam wynajem sali w lokalnym domu kultury, by stworzyć przestrzeń dla młodych ludzi. Planowałam też zorganizować wiejskie rekolekcje dla mieszkańców – zabrać ich na przejażdżkę wozem, nauczyć, jak pasać gęsi i krowy, zorganizować wiejską imprezę rave. A też znaleźć babcie, które robią na drutach, haftują lub robią coś ciekawego własnymi rękami i pomóc im to sprzedać. Ręcznie robione produkty są teraz bardzo popularne. Założyłam nawet konto dla tej wioski. Ale przyszła wojna.

Jednak zawsze, gdy czuję się smutna lub zniechęcona, otwieram laptopa i zapisuję pomysły na moją wioskę. Teraz to mój sposób na odreagowanie.

Margarita z babcią

Zdjęcia: prywatne archiwum bohaterki i Instagram

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, pisarka, podcasterka. Uczestniczka projektów społecznych mających na celu rozpowszechnianie informacji na temat przemocy domowej. Prowadziła własne projekty społeczne różnego rodzaju: od rozrywki po film dokumentalny. W Hromadske Radio tworzyła podcasty, fotoreportaże i filmy. Podczas inwazji na pełną skalę rozpoczęła współpracę z zagranicznymi mediami, uczestnicząc w konferencjach i spotkaniach w Europie, aby rozmawiać o wojnie na Ukrainie i dziennikarstwie.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
portret, Natalka Panczenko, Euromajdan Warszawa, żółto-niebieska flaga

Ta rozmowa odbyła się na kilka dni przed tym, jak Natalia Panczenko padła ofiarą wielu wymierzonych w nią ataków medialnych i kampanii dezinformacyjnej zorganizowanej prawdopodobnie - jak podkreśla sama Panczenko - w jakiejś mierze przez rosyjskiej służby. Media podchwyciły fragment wywiadu, którego Panczenko udzieliła jednej z ukraińskich stacji. "Wzrastanie wrogości między Ukraińcami a Polakami jest już bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla Polski. Ponieważ na terytorium Polski zaczną się walki, bo na terytorium Polski rozpoczną się podpalenia sklepów, domów i tak dalej" - miała powiedzieć, co natychmiast podchwyciły prawicowe ugrupowania i media, choć nie tylko, bo w sprawie wypowiedział się także były premier Leszek Miller. "Jestem zdumiony, że tego rodzaju sformułowania ze strony ukraińskich aktywistów padają. Pani Panczenko powinna dziś już być w ABW i być przesłuchana, czy ma informacje, które mogą wskazywać na przygotowywanie jakichś zamachów, czy jest powiązana ze środowiskami, które chciałyby zakłócić w Polsce proces wyborczy. Powinna być deportowana" — powiedział na antenie Radia Zet.

Kiedy, po kilku dniach medialnej burzy i bezprecedensowej nagonki, głos zabrała sama zainteresowana, zaprzeczyła, jakoby miała wypowiedzieć te słowa. Dodała, że cała wypowiedź była dłuższa i została wyjęta z kontekstu, przy okazji zachęcając do zapoznania się z oryginalnym materiałem. W związku z nagonką na aktywistkę - która w Polsce mieszka od wielu lat i ma polskie obywatelstwo - powstał list poparcia.

"Z niepokojem obserwujemy, jak w czasie kampanii wyborczej niektórzy politycy próbują podsycać napięcia i wykorzystywać antyukraińską retorykę dla doraźnych celów politycznych. Bezpośrednim efektem tych działań jest nagonka na Natalię Panczenko, która stała się celem kłamliwej kampanii dezinformacyjnej. Jest to atak wymierzony przede wszystkim w społeczność ukraińską w Polsce, a co najstraszniejsze – w uchodźców i uchodźczynie wojenne z Ukrainy, którzy i które znaleźli w naszym kraju schronienie przed rosyjską agresją" - piszą sygnatariusze i sygnatariuszki listu. 

W tym kontekście słowa o populizmie, które  Natalia Panczenko wypowiedziała w czasie wywiadu, który właśnie publikujemy, brzmią szczególnie donośnie. 

Anna J.Dudek: Rząd wprowadza ograniczenia w zakresie przyznawania świadczenia 800 plus dla obywateli i obywatelek Ukrainy.  Do sprawy odniósł się prezydent Warszawy i kandydat na prezydenta Rafał Trzaskowski a także drugi z kandydatów, Karol Nawrocki. Jak pani ocenia ten krok?

Natalia Panczenko: To jest bardzo niebezpieczny trop i kierunek, w którym politycy zdecydowali się iść. I tutaj podkreślam, że nie tylko Trzaskowski i Nawrocki, ale także przedstawiciele innych partii. To szerszy problem, który pokazuje niebezpieczną tendencję. To sprawa, która bezpośrednio dotknie nie tylko tę grupę, która nie dostanie 800 plus, ale także polskiego społeczeństwa. Sięgając po populistyczną narrację, politycy otwierają puszkę Pandory, której skutków mogą już nie zatrzymać.

Dlaczego?

Ponieważ granie na emocjach w taki sposób nigdy nie kończy się dobrze, zwłaszcza, kiedy pomija się fakty. A fakty są takie: mieszkający w Polsce Ukraińcy przynoszą co roku do budżetu Polski ok. 15 miliardów złotych, zaś wypłata 800 plus dla tej grupy to ok. 2 mld zł

Więc Polska zyskuje na Ukraińcach co najmniej 13 miliardów, co oznacza, że tego problemu, nie ma. Został on sztucznie wykreowany pod kampanię wyborczą. Co zresztą potwierdziła Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreślając, że z danych wynika jednoznacznie, że ten problem - na który takie proponowane rozwiązanie miałoby odpowiadać - to jest problem nieistniejący, w związku z czym w jej resorcie nie toczą się żadne prace mające wprowadzić zmiany w zasadach wypłaty 800 plus. Podążanie tą drogą Natomiast jeżeli zaczną w to iść i nie zatrzymają się na czas, to może się nagle okazać, że jest za późno. Że już znaleziono kozła ofiarnego - Ukrainki i Ukrainców oraz ich dzieci - i rozbudzono do nich nienawiść w społeczeństwie.

W tym społeczeństwie mamy ogromną grupę obywatelek i obywateli Ukrainy, w tym uchodźczyń, które przyjechały tu w lutym 2022 roku i później. 

Szacuje się, że co dziesiąty mieszkaniec Polski to Ukrainiec. W każdej szkole i przedszkolu są ukraińskie dzieci, w każdej firmie pracują Ukraińcy. Jeżeli nastawić jednych przeciwko drugim, może naprawdę dojść do  sytuacji, które będą nieprzyjemnie i wręcz niebezpiecznie dla obu stron.

Z badań i sondaży wynika, że grunt na takie nastroje stał się podatny. Pomysł ograniczenia w dostępie do 800 plus dla Ukraińców popiera 80 proc. Polaków, a blisko 60 proc.  ankietowanych nie wyobraża sobie członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej i NATO bez rozwiązania kwestii zbrodni wołyńskiej. I to właśnie temat Wołynia stał się jedną z części trwającej kampanii prezydenckiej Karola Nawrockiego. Ten rodzaj populizmu działa, a solidarność Polaków wobec Ukraińców, ogromna na początku wojny, teraz wyraźnie się zmniejszyła. 

Zmniejszyła się i to jest normalne. To samo dokładnie obserwowaliśmy w 2014 roku, kiedy poparcie dla Ukrainy i solidarność były ogromne, a później w latach 2015-2016 roku to spadło. To jest normalne. Widać to też na innych przykładach (nie tylko ukraińsko-polskich relacjach). Przytoczę przykład z powodzianami. Nasza fundacja też robiła zbiórkę i jesteśmy nadal aktywnie zaangażowani we wsparcie ludzi, którzy ucierpieli wskutek powodzi. Kiedy przejechaliśmy w pierwsze dni powodzi, nasi wolontariusze nie mieli co tam robić, bo tak dużo było chętnych do pomocy. Kiedy podczas ostatnich wyjazdów nasza ekipa wolontariuszy tam była, to już oprócz nas i harcerzy nikt tym ludziom nie pomagał. I to nie dlatego, że już nie ma problemów, czy ci ludzie się uporali, czy ich mieszkania już są suche i odnowione. Absolutnie nie. Tylko dlatego, że ten temat już nie jest medialny, ludzie już zaczęli żyć swoje życie dalej i powodzianie tak naprawdę zostali sami ze swoimi problemami, podobnie jak ukraińscy uchodźcy. Wojna wciąż trwa. Na jej początku uchodźców, którzy przybywali w pierwszych tygodniach, witano z otwartymi ramionami – każdy chciał pomóc. Dziś, gdy taka sama kobieta z dzieckiem uciekająca od rosyjskich bomb do Polski spotyka się z zupełnie innym przyjęciem. Warto podkreślić, że obecnie Polska nie oferuje uchodźcom z Ukrainy żadnych specjalnych świadczeń socjalnych. „Zasiłki dla uchodźców”, o których tak głośno trąbi rosyjska propaganda i w które tak wielu ludzi bezrefleksyjnie wierzy, w rzeczywistości nie istnieją.

Dla wielu ukraińskich uchodźczyń jedyną realną formą wsparcia było 800+, którego teraz chce się ich pozbawić. Co więcej, to świadczenie przysługuje wszystkim uprawnionym cudzoziemcom, więc Ukraińskie uchodźczynie nie stanowią tutaj żadnego wyjątku

Jaki to będzie miało wpływ na ukraińską diasporę w Polsce?

Na diasporę nie będzie miało wpływu, z kolei na losy uchodźczyń wojennych i ich dzieci duży. Wyobraźmy sobie taką kobietę z dwójką lub trójką dzieci, mąż której jest na froncie albo nie daj Boże zginął, a ona nie może pracować, lub kobietę, która dopiero przyjechała do Polski nie zna jeszcze języka i ma ogromną traumę wojenną. I musi sobie poradzić. Takie osoby po prostu nie będą w stanie sobie w takich warunkach poradzić, więc pojadą albo dalej (jeśli będzie miała siłę), albo wróci tam, skąd wygnały ją bomby.

Ale tak sobie myślę, że duża część z tych osób tutaj zostanie. I teraz pytam o to, czy my się już nauczyliśmy razem żyć, szanować się wzajemnie, uczyć się od siebie, czy jeszcze musimy się dużo nauczyć? 

Ogromnie dużo musimy się nauczyć. Przede wszystkim chciałabym, żebyśmy w dyskusji operowali faktami, a nie lękiem i stereotypami. Weźmy to 800 plus. W Polsce pracuje 93 proc. Ukraińców, a tych, którzy przyjechali po wojnie - 78 proc. To jest bardzo wysoki wskaźnik aktywizacji zawodowej. Dla porównania, jeżeli bierzemy Polaków, to wśród Polaków pracuje tylko 56 proc. 

24.08.2022, Spotkanie na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. N/z: Rafał Trzaskowski. Zdjęcia: Piotr Molecki/East News Warszawa

Kto nie pracuje z tych ludzi?

Nie pracują uchodźczynie, które mają kilkoro dzieci, opiekują się dziećmi ze schorzeniami lub same borykają się z problemami zdrowotnymi. W związku z tym nie są w stanie podjąć pracy na pełny etat, więc szukają zajęcia dorywczego. Niestety, w Polsce często oznacza to brak stabilności – jeśli dziecko zachoruje, taka kobieta może zniknąć na kilka dni, a jeśli sama gorzej się poczuje, nie przyjdzie do pracy.

Pracodawca nie jest zainteresowany – podobnie jak w przypadku wielu Polek – i nie chce dać jej umowy, zatrudniając na czarno. Czy to jej wina? Nie. To wina systemu, w którym wszyscy funkcjonujemy. Sytuacja ta dotyczy nie tylko Ukrainek czy innych migrantów, ale także wielu Polek, które napotykają te same bariery na rynku pracy.

Tyle że o tym się nie mówi. W tej kampanii wyborczej uchodźcy – a wraz z nimi cała społeczność ukraińska – stali się wygodnym celem ataków i kozłem ofiarnym politycznych rozgrywek. Mam jednak nadzieję, że polskie organizacje broniące praw człowieka oraz prawdziwi liderzy polityczni nie pozostaną obojętni i nie pozwolą, by bezbronne ofiary putinowskich zbrodniarzy były cynicznie wykorzystywane do celów wyborczych.

Politycy lekcji nie wyciągnęli. A my, społeczeństwo?

Jesteśmy w trakcie nauki, cały czas się uczymy, ale nie mogę powiedzieć, że wiele się  już nauczyliśmy. Mówię i o Polakach, i Ukraińcach. Bo z migracją i generalnie z migrantami jest tak, że z jednej strony muszą być na to przygotowani migranci, ale z drugiej strony musi być też przygotowana strona przyjmująca. Kiedy przyjechałam do Polski w 2009, to w Polsce było mało migrantów i w ogóle obcokrajowców. Teraz jest coraz więcej. Myślę, że my jako polskie społeczeństwo cały czas jesteśmy w trakcie tego, żeby się uczyć ze sobą funkcjonować po prostu i widzieć w tym, że tu jesteśmy, plusy. I właśnie tutaj mi bardzo brakuje w Polsce takiego przywództwa. 

Mądrego przywództwa, przykładu? 

Brakuje polityków, którzy potrafiliby – i chcieliby – prowadzić merytoryczny dialog oparty na faktach i danych. A prawda jest taka, że Polska na migrantach zyskuje

Niestety, zamiast rzetelnie przedstawiać rzeczywistość, politycy wolą grać na emocjach, sięgać po populistyczne narracje i kierować się wyłącznie słupkami poparcia. Zamiast edukować i budować świadomą debatę, wybierają straszenie społeczeństwa i kreowanie sztucznych problemów, bo to po prostu łatwiejsze.

Koncentrujemy się na kobietach z oczywistych względów - jest ich tu najwięcej. Jeśli mówi się o mężczyznach z Ukrainy, to często krytycznie - jako o tych, którzy schowali się, uciekli przed poborem. Często - "stchórzyli". Co z facetami?

Odpowiedź jest bardzo prosta. I tutaj też są fakty. Ja ukończyłam kierunek nauk ekonomicznych, więc dla mnie wszystko jest bardzo proste i na wszystko mamy fakty i liczby. A fakty i liczby są takie, że do momentu, dopóki rozpoczęła się wojna na pełną skalę, w Polsce już mieszkało około 1,5 miliona Ukraińców. Niemała część to byli mężczyźni, którzy przyjechali tu do pracy, byli to więc migranci zarobkowi, którzy po prostu chcieli utrzymać rodziny. Mieszkają w Polsce 10, 15, 20, 30 lat. Nikt ich wcześniej nie zauważał, ale teraz mężczyzna, który mówi z ukraińskich akcentem, jest podejrzany. Wrócę do liczb. 

Proszę.

Od momentu, kiedy się zaczęła wojna na pełną skalę, z Ukrainy wyjechało około 7 milionów osób jako uchodźców. Szacuje się, że ok. 20 proc. z tej grupy to mężczyźni, reszta - kobiety i dzieci. Z kolej ukraińska strona podaje dane, które  mówią że wyjechało z Ukrainy i nie wróciło ok.300 tysięcy mężczyzn. Czyli to są te osoby, co złamały prawo. 300 tysięcy w skali 7 mln uchodźców - mniej niż 1%. To świadczy o tym, że szansa, że Ukrainiec, którego widzimy na ulicy, nielegalnie wyjechał z Ukrainy, jest znikoma, tym bardziej, że istnieją konkretne regulacje, kategorie, które determinują, kto może wyjechać z Ukrainy. 

Jacy mężczyźni mogą legalnie opuszczać Ukrainę?

Ojcowie trojga lub więcej dzieci. Wyjechać może mężczyzna, który sam jest chory lub choruje ktoś w jego rodzinie - ma wysoki stopień niepełnosprawności czy raka. Lub kiedy w rodzinie jest niepełnosprawność, lub kiedy jest jedynym opiekunem np. dziecka. Jest i kategoria mężczyzn, która ma dokumenty, z których wynika, że nie mogą iść na front. To są duże grupy mężczyzn. Mówienie o nich jako o tych, którzy oszukali, uchylają się od poboru to wpisywanie się w szeroko zakrojoną rosyjską dezinformację. Z drugiej strony nie mówi się o tych, którzy mieszkali w Polsce czy innym kraju przez całe lata, mieli tu pracę, życie, rodzinę, a kiedy wybuchła wojna, rzucili to wszystko i pojechali na front. Jak tylko się zaczęła wojna na pełną skalę, to rzucili wszystko i pojechali do Ukrainy, żeby bronić ojczyzny. Takich mężczyzn mamy setki tysięcy z całego świata. Ale nagonka trwa, byłam świadkiem kilku absurdalnych sytuacji. 

Jakich? 

Podczas jednego z wydarzeń organizowanych przez naszą fundację obecny był młody mężczyzna, Ukrainiec. Ktoś go agresywnie zapytał: Co ty tu w ogóle robisz? A to był ojciec dziewczynki, który przyjechał do Polski, żeby leczyć córkę, która chorowała na raka. Ze szpitala wyrywał się na demonstracje, żeby pokazać wsparcie ojczyźnie. Inny mężczyzna: przeszedł rosyjską niewolę, później został wymieniony, wrócił do Ukrainy, przeszedł wszystkie komisje i kontrole, został uznany za osobę, która więcej nie może iść na front. Przyjechał do swojej rodziny, która mieszkała w Polsce. I w jednym i w drugim przypadku ani jeden, ani drugi mężczyzna nie chcieli tłumaczyć, dlaczego oni są w Polsce. 

My to widzieliśmy, bo my znamy ich historię. Ale te przykłady pokazują, jak niektóre osoby są pochopne w ocenach.

Jak doświadczenie tej agresji, tej wojny - nie pierwsze przecież trudne w historii Ukrainy - zmieniło ten naród, zmieniło was?

Myślę, że przede wszystkim wyzwoliło siłę i determinację do walki, bo kiedy chcą ci zabrać to, co najważniejsze - to, kim jesteś, twoją tożsamość, udowadniając ci, że jesteś nagle Rosjaninem, kiedy od zawsze wiedziałeś, że ty i twoi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie są Ukraińcami - to wyzwala w tobie siłę do walki i nawet, co zresztą Ukraińcy udowodnili swoim przykładem, jesteś gotów za to umierać. Ja nie wiedziałam, że mam tyle siły, nie widziałam, że mając dwójkę malutkich dzieci będę w stanie robić tyle wszystkiego, jak robię dla zwycięstwa Ukrainy. Myślę, że wielu Ukraińców ma podobnie. Przecież w Ukrainie teraz na froncie walczą wszyscy:  kobiety, osoby w różnym wieku, różnych zawodów i ci, którzy jeszcze 10 lat temu czy nawet 5 lat temu, czy nawet 3 lata temu absolutnie nie pomyśleliby nawet, że pójdą na front. A dzisiaj to robią, bo rozumieją, dlaczego to robią. Wiemy, że walczymy o swój kraj, wiemy, że walczymy o siebie, przetrwanie  i jesteśmy gotowi do tego, żeby płacić za to najwyższą cenę. Na pewno nas to wzmocniło jako naród, na pewno nas to zjednoczyło jako naród i na pewno już komukolwiek na świecie będzie bardzo ciężko podważyć ukraińską tożsamość i to, że Ukraina jest państwem niepodległym. Naszym dzieciom i wnukom będzie już dużo łatwiej zrozumieć, kim są i nie błądzić tak, jak błądziło moje pokolenie i pokolenie moich rodziców. 

24.08.2022, Spotkanie na Placu Zamkowym w Warszawie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy. Zdjęcie: Karina Krystosiak/REPORTER

W Ukrainie wzrosła liczba osób, które popierają "kompromis". Chcą, by wojna się skończyła i otwarcie mówią, że trzeba w tyle celu oddać Rosji wschód. 

Oczywiście, że są ludzie, którzy tak myślą i wyrażają podobne opinie. Myślę, że to wynika z poczucia rozpaczy i bezsilności. Widzą, jak świat – zwłaszcza kraje partnerskie, które na początku deklarowały wsparcie „aż do zwycięstwa” – stopniowo się wycofuje. Pomoc uchodźcom maleje, dostawy broni słabną, a obietnice wsparcia coraz częściej pozostają tylko słowami. W takiej sytuacji niektórzy czują się porzuceni i dochodzą do punktu, w którym są gotowi zgodzić się na wszystko, byle tylko ta wojna się skończyła.

Partnerzy mogą mówić, mogą udawać zaangażowanie, mogą nawet częściowo pomagać – ale to nie oni płacą najwyższą cenę. To Ukraińcy codziennie chowają swoich bliskich, to Ukraińcom giną córki i synowie, to Ukraińcy od trzech lat żyją pod nieustannym ostrzałem rakiet i bomb. Oni mają prawo czuć się porzuceni przez świat i pytać: A może powinniśmy się poddać?

Są jednak i tacy, którzy wciąż mają determinację do walki i są gotowi walczyć dalej. Pytanie tylko – jak długo Ukraina będzie musiała zmagać się z obecną sytuacją w osamotnieniu? Czy Europa i jej partnerzy, którzy na początku jednoznacznie deklarowali wsparcie do zwycięstwa, rzeczywiście dotrzymają swojego słowa?

Bo jeśli zostawią Ukrainę samą, to nie ma realnych szans, by mogła wygrać z Rosją w pojedynkę. Tak samo jak żadne inne europejskie państwo nie wygrałoby tej wojny w samotności

Jakie są nastroje w Ukrainie po wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich?

Różne. Ludzie zawsze dzielą się na optymistów i pesymistów. Prawdą jest, że za czasów Bidena USA trzymały Ukrainę na takiej kroplówce, która pozwalała się nie poddawać, że nie była na tyle silna, żeby zrobić ofensywę i wygrać.  To oczywiście podtrzymywało Ukrainę, ale też  nie było w 100 proc. takim rodzajem wsparcia, jakiego Ukraina potrzebowała. Co do Trumpa: to jest jedna wielka niewiadoma.

Bardzo ciężko jest przewidzieć, jak to dalej się potoczy. Najpierw wszyscy napierali na Ukrainę, żeby Ukraina usiadła do rozmów, tylko zapomnieli, że do rozmów potrzeba dwóch stron co najmniej. Mam nadzieję, że już do wszystkim dotarło, ze Putin nie ma zamiaru z nikim rozmawiać. On nie chce żadnego pokoju; pytanie, co świat z tym zrobi. Rosja rozumie tylko język siły. Jeśli nie będziemy silni, to czekamy na Putina w kolejnych krajach europejskich, bo na Ukrainie na pewno się nie zatrzyma. To chyba już każdy rozumie. Tak samo jak mówiliśmy w 2014 roku, że Putin się nie zatrzyma na Krymie, tak samo dzisiaj mówimy, że się nie zatrzyma na Ukrainie.

20
хв

Kto chce nas skłócić?

Anna J. Dudek

Seks to nie multiwitamina

Kiedy my, uchodźczynie, zaczęłyśmy dyskutować o tym, czy wielomiesięczny brak fizycznej bliskości nie szkodzi organizmowi, okazało się, że niemal każda z nas ma za sobą doświadczenie wizyty u ginekologa, który zamiast fachowej pomocy proponował „dodanie do swojego życia więcej seksu” jako uniwersalnego „lekarstwa” na wszystkie choroby.

„Częściej niż dwa razy w tygodniu - a twój cykl menstruacyjny się poprawi”, "Regularne życie seksualne rozwiąże problemy z bólem skóry i piersi, a jeśli to nie pomoże, po prostu musisz mieć dziecko".

Nawet strona internetowa Ministerstwa Zdrowia Ukrainy stwierdza, że „stymulacja pochwy u kobiet może zablokować przewlekły ból pleców i nóg, zmniejszyć skurcze menstruacyjne, dyskomfort związany z zapaleniem stawów i bóle głowy”. Pojedyncze badanie jest cytowane jako dowód naukowy: mężczyźni, którzy uprawiają seks co najmniej dwa razy w tygodniu, są o połowę mniej narażeni na śmierć z powodu chorób serca niż ci, którzy prowadzą nieregularne życie seksualne. Nie jest więc jasne, kto kogo leczy.

Ginekolog Natalia Leliukh mówi, że kiedyś wytrwale szukała publikacji opartych na dowodach na to, że seks jest dobry dla zdrowia kobiet. Słyszała bowiem takie stwierdzenia od kobiet: „Jedna z moich przyjaciółek spotykała się z mężczyzną dla seksu, nazywając stosunki seksualne 'moimi multiwitaminami'. Cóż, specjalistka również nie znalazła niczego naukowo udowodnionego.

Opierając się na swojej praktyce medycznej i osobistym doświadczeniu, Natalia Leliukh twierdzi, że najgorsze szkody dla zdrowia można wyrządzić, uprawiając seks i nie czerpiąc z niego przyjemności.

Badania naukowe potwierdzają, że wysokiej jakości seks z ukochaną osobą poprawia nastrój, sen, pracę serca, poczucie własnej wartości, a nawet kolor skóry. Wzrasta poziom endorfin i oksytocyny. Czasami regularna satysfakcja seksualna może nawet opóźnić objawy menopauzy.

Jednocześnie nie ma jak dotąd dowodów na to, że abstynencja seksualna ma negatywny wpływ na zdrowie kobiet.

Innymi słowy, bez seksu ciało kobiety nie rozpadnie się, hormony nie zawiodą, a przedwczesna starość nie nadejdzie.

- Szczerze i staroświecko wierzę, że seks polega na zakochaniu się i intymności, a nie na zapobieganiu żylakom i krzywicy” - podsumowuje lekarka

Napięcie możesz rozładować i bez partnera

- „Strasząc kobiety chorobami wynikającymi z braku seksu, niektórzy lekarze próbują zwolnić się z odpowiedzialności” - mówi dziennikarka medyczna, biolog i promotorka zdrowego stylu życia Darka Ozerna - „Zamiast dogłębnej analizy przyczyn problemów zdrowotnych, przerzucają winę na samą kobietę: mówią, że to jej styl życia jest przyczyną. I radzą pilnie szukać partnera „dla zdrowia”, choć sytuacja może wynikać z pewnych przyczyn fizjologicznych”.

Victoria Burgo, ginekolog endokrynolog, jest przekonana, że kobieta może łatwo rozładować napięcie seksualne, jeśli je ma, masturbując się pod nieobecność partnera. I należy to nawet robić, aby napięcie się nie kumulowało.

Inną rzeczą jest to, że relacje z mężczyzną, partnerem, nie polegają na rozładowywaniu napięcia. A kiedy mówimy, że brakuje nam intymności, mamy na myśli głównie czułość, przyjemność z bycia pożądanym i uczucie ciepłego, rodzimego ciała obok nas.

Czynnik wojny i jego wpływ na libido

 „Jeśli pytasz mnie o seks, czy za nim tęsknię, to nie” - mówi moja 46-letnia przyjaciółka Kateryna S. Mieszka w Polsce z dwójką dzieci, jej mąż był okupowany, udało mu się stamtąd wydostać dopiero po roku, a teraz pracuje w jednym z najważniejszych przedsiębiorstw w Ukrainie.

Przede wszystkim brakuje jej tego wszystkiego, czym jest małżeństwo: bycia razem, zasypiania w swoich ramionach, „ja mówię, a on słucha”, wieczornych spacerów, wspólnego oglądania filmów, wspólnego gospodarstwa domowego, czułości.

Mężczyznom również tego brakuje, choć rzadziej to wyrażają, mówi Tasya Osadcha, psycholog, psychoterapeuta i doradca seksualny. I często, kiedy mężczyźni mówią, że chcą seksu, mówią też o tym świecie intymności i bliskości, a nie o nagim stosunku.

- Pomyślałabym, że namiętność opadła”, mówi Kateryna, ”ponieważ nie jesteśmy już młodymi kochankami. Nawet po rozstaniu nie wskakujemy od razu do łóżka. Jednak kiedy rozmawiam z moimi przyjaciółmi, którzy są 10-15 lat młodsi ode mnie, czują to samo. Kiedy idziemy na zakupy przed powrotem do domu, żartujemy, że musimy kupić tę uwodzicielską bieliznę, aby założyć ją na „randkę” z mężem. A potem śmiejemy się z siebie - ukraińscy mężczyźni nie są zaskoczeni bielizną.

Problem w tym, że długa rozłąka odciska piętno na intymnej sferze związku.

Kiedy ludzie nie mieszkają ze sobą przez długi czas, chemia, uczucie partnera, zdolność do osiągnięcia szczytu przyjemności podczas stosunku słabną lub zanikają.Potrzeba czasu, aby ponownie się do siebie przyzwyczaić.
Status uchodźcy, żony lub dziewczyny żołnierza jest rzeczywistością dla setek tysięcy ukraińskich kobiet. Zdjęcie: ROMAN PILIPEY/AFP/East News

- Po zdjęciach z Buczy moje libido całkowicie zniknęło, po prostu nie chcę już uprawiać seksu, jakby coś zostało wyłączone. I nie jestem jedyna - słyszę to także od moich przyjaciół” - mówi inna Ukrainka, Jewhenija.

„Jest to naturalna reakcja na silny stres związany ze słuchaniem o zbiorowych gwałtach, codziennych zgonach, ciągłym niebezpieczeństwie i niepewności co do przyszłości.

- Na początku inwazji na pełną skalę powszechne były dwie przeciwstawne reakcje: albo silnie zwiększone pożądanie seksualne, o którym wstyd było mówić, ponieważ „wszystko płonęło, a ja miałam seks tylko w głowie”, albo odwrotnie - gwałtowny i znaczny spadek libido. Aby się podniecić, kobieta potrzebuje poczucia spokoju i bezpieczeństwa, co jest trudne do osiągnięcia w sytuacji wojennej. Istnieją indywidualne osobliwości, ale przeważnie działa to w ten sposób” - mówi Tasya Osadcha.

Jednocześnie ekspertka zwraca uwagę na fakt, że w ciągu trzech lat wojny problemy z libido mogą mieć nie tylko przyczyny psycho-emocjonalne, ale także zależeć od bardzo konkretnych zaburzeń zdrowotnych.

- Depresja, zaburzenia lękowe, dysfunkcje tarczycy, cukrzyca - wszystko to może prowadzić do spadku popędu seksualnego. Warto poddać się badaniom kontrolnym, aby wykluczyć te czynniki lub leczyć zaburzenia.

Ponowne poczucie pożądania

Kobiety, z którymi rozmawiałam, twierdzą, że pragnienie intymności czasami powraca tak nagle i niespodziewanie, jak zniknęło na początku wojny na pełną skalę.

Najczęściej libido skacze w górę, gdy podstawowe codzienne kwestie zostają rozwiązane: znaleziono stabilną pracę, podpisano umowę najmu, nie trzeba myśleć o pieniądzach w każdej minucie i jest miejsce na osobisty komfort i prywatność.

Sport, jogging, spacery, joga i medytacja również pomagają przywrócić pożądanie, ponieważ zmniejszają stres i pomagają uwolnić endorfiny. Nie należy tego lekceważyć.

A kiedy pożądanie powraca, ale niemożliwe jest odwiedzenie partnera, na ratunek przychodzi komunikacja wideo i różne stymulatory seksualne - od ekscytujących słów po użycie wibratora lub womanizera, dzielą się kobiety.

Tasya Osadcha wyjaśnia, że podniecenie jest odruchem warunkowym, który powstaje w odpowiedzi na określone bodźce, ale jeśli nie otrzyma wzmocnienia, z czasem zanika. Żart „co nie działa, zanika” jest całkiem prawdziwy w odniesieniu do sfery intymnej. „Jeśli nie robimy nic, aby aktywować podniecenie seksualne, to naturalne, że libido spada, a nawet zanika” - wyjaśnia Osadcha.

Natura kobiecego podniecenia i orgazmu jest subtelna i kapryśna. Wojna stwarza kobietom jeszcze więcej przeszkód w ujawnianiu swojej zmysłowości. Zmysłowość można jednak zachować nawet podczas wojny, jeśli zadba się o siebie i swoje potrzeby.

Rozmowa z ukochaną osobą zamiast prac domowych

— „Nawet w ośrodkach dla uchodźczyń, akademikach i hostelach są łazienki i prysznice, w których można zachować prywatność” - kontynuuje Tasia Osadcha. „Jeśli kobieta dzieli z kimś przestrzeń, musi uzgodnić to z innymi kobietami w pokoju, aby każda miała czas na prywatność. Jeśli masz dzieci, kiedy są w szkole, z przyjaciółmi lub na spacerze, nie powinnaś chwytać za obowiązki domowe w tych wolnych chwilach. Powinnaś chwycić za telefon, aby spędzić czas ze sobą i swoim partnerem. Lub tylko dla siebie - jest to również przydatne i pomaga przywrócić zmysłowość.

Masturbacja, sexting (wysyłanie intymnych zdjęć, wiadomości o intymnej treści - red.) i zabawki erotyczne to rzeczy, które mogą podtrzymać ogień nawet na odległość.

Ale najważniejsze jest, aby więcej się komunikować. Rozmawiajcie ze sobą o swoich uczuciach, emocjach i codziennych drobiazgach przez telefon, wideo, listy lub wiadomości audio. Śmiejcie się, żartujcie, płaczcie razem. Każdego dnia. Flirtujcie, wspominajcie szczęśliwe chwile i planujcie przyszłe, oglądajcie razem filmy, słuchajcie tej samej muzyki, tańczcie i gotujcie „na odległość”. Utrzymuj więź emocjonalną. Jest to klucz do utrzymania relacji na odległość. To właśnie więź emocjonalna pomaga zmniejszyć poczucie samotności, które jest wrogiem w związku na odległość. Pamiętaj: to tymczasowe, ale musisz przez to przejść. I to właśnie więź emocjonalna wywołuje pasję i energię miłości - nie tylko do partnera, ale do samego życia.

Zdjęcia: Shutterstock

Data publikacji:

13.2.2025

20
хв

„Libido zniknęło po Buczy”: jak wojna i status uchodźcy wpływają na życie intymne ukraińskich kobiet

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Wolontariuszka Iryna Razin: „Niespokojni ludzie są zawsze nadaktywni. Czasami nawet pytają mnie: „Czy jest jakiś sposób, żeby cię wyłączyć?”

Ексклюзив
20
хв

Jak Vitsche Berlin walczy z rosyjską propagandą w Niemczech

Ексклюзив
20
хв

Po wojnie Ukrainę czeka boom gospodarczy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress