Exclusive
20
min

Nie potrafię robić niczego, co nie dotyczy Ukrainy

Na początku inwazji Margarita Korowina kupowała jedzenie dla swoich emerytowanych sąsiadów w rodzinnym Kijowie. Dziś jest jedną z założycielek organizacji pozarządowej, która organizuje wydarzenia społeczne i kulturalne w Berlinie i promuje tam kulturę ukraińską. Jest też asystentką Franka Wilde, niemieckiego projektanta, aktywisty i wielkiego przyjaciela Ukrainy

Ksenia Minczuk

Margarita Korowina podczas jednego z antyrosyjskich protestów w centrum Berlina z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy, 2024 r. Zdjęcie: Archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

5 tysięcy euro haraczu za dach nad głową

Rankiem 24 lutego zadzwoniła do mnie siostra: „Wojna się zaczęła”. Odłożyłam słuchawkę, wyjrzałam przez okno, a tam korek na wszystkich czterech pasach jezdni. Mieszkałam wtedy z mamą. Siostra powiedziała, że mnie zabiorą, ale mamy już nie mogą. Nie mogłam jej zostawić samej, więc odmówiłam wyjazdu – wspomina Margarita Korowina.

W naszym sąsiedztwie było coraz mniej ludzi. Po kilku dniach okolica opustoszała i zostali tylko samotni emeryci. Zaczęłam im pomagać. Za swoje oszczędności kupowałam im jedzenie. Moim zadaniem było zdobycie chleba dla mamy, dla mnie i dla sąsiadów. W tamtym czasie w „Silpo” [ukraińska sieć supermarketów – red.] wydawali tylko po bochenku na klienta, szukałam więc po całej okolicy. Wierzyłam, że wojna wkrótce się skończy.

Puste półki w „Silpo” tuż po wybuchu wojny na pełną skalę, marzec 2022 r.

Założyłam konto na TikToku, by rozmawiać z Rosjanami. Pytałam ich, dlaczego nas zaatakowali, czego chcą od Ukrainy. Wygadywali najróżniejsze bzdury, często agresywne. To był mój eksperyment społeczny, by przeciwstawić się twierdzeniu, że „nie wszyscy Rosjanie są tacy”. Potem te rozmowy publikowałam.

W pierwszych miesiącach inwazji moje konto stało się wiralowe. Niektórzy brali te moje materiały i montowali z nich filmy dla swoich kanałów na Telegramie. Były filmy, które zyskiwały nawet milion wyświetleń w ciągu jednego dnia.

A potem zostałam zbanowana.

Latem 2022 roku zdałam sobie sprawę, że moje oszczędności się kończą, a nie mam żadnych dochodów. Biuro, w którym pracowałam przed wojną, zostało zamknięte. Musiałam szybko znaleźć jakieś rozwiązanie.

Jako że w Kijowie było już wtedy dość spokojnie, podjęłam trudną decyzję: wyjeżdżam do Barcelony, bo tam jest centrala naszej fundacji. No i moja siostra mieszkała już w Hiszpanii. Pojechałam tam z nadzieją, że znajdę się wśród ambitnych, zmotywowanych i aktywnych ludzi – lecz na miejscu zobaczyłam coś zupełnie innego: w hiszpańskim biurze, jak w jakimś urzędzie, wszyscy pracowali od 9 do 15, a potem zmykali do domu. Nie mogłam się połapać, o co w tym chodzi. Wyjechałam do Berlina na kilkudniowy wolontariat – i już zostałam.

W Berlinie nie miałam nikogo, ale odkryłam, że jest tu ogromna, kreatywna ukraińska społeczność

Ukraińskie flagi są wszędzie: na urzędach, uniwersytetach, ratuszach i balkonach kamienic. Kiedy zobaczyłam, jak wielkie jest to wsparcie dla Ukrainy, byłam zdumiona.

Moją przeprowadzkę do Niemiec mogę porównać do sytuacji, w której człowiek po kontuzji na nowo uczy się chodzić i mówić. Wydaje ci się, że jesteś dorosła, ale okazuje się, że możesz tyle co dwuletnie dziecko. Przez długi czas czułam się jak jakaś dysfunkcyjna część społeczeństwa. Teraz jestem już na etapie akceptacji.

Berlin 2022. Start

Ogromnym problemem w Berlinie są mieszkania. Miałam szczęście, że nie mieszkałam na Tegel. To niedziałające już lotnisko, na którym z namiotów zrobiono obóz dla uchodźców. Przechodzili przez niego prawie wszyscy, którzy przyjechali z Ukrainy. Korzystając z programu pomocy ukraińskim uchodźcom, przez pierwsze dwa miesiące mieszkałam u młodej niemieckiej rodziny. Równocześnie szukałam mieszkania dla siebie.

Znalezienie zakwaterowania w przepełnionym Berlinie to wielka sztuka, więc najlepiej sprawdzają się tutaj sieci społecznościowe (poczta pantoflowa). Ukraińcy stworzyli kanały na Telegramie i tak odkrywali lokalne zasoby – ten sposób znajdowania mieszkań działa lepiej niż szukanie ich drogą oficjalną. Korzystają też jednak z usług pośredników w obrocie nieruchomościami. Jednak to korupcyjny schemat. Pośrednicy często żądają od tysiąca do 5 tys. euro „prowizji”, która nie jest uwzględniona w umowie. W rzeczywistości to łapówka w gotówce tylko za prawo do wynajmowania mieszkania. Ale ludzie są gotowi zapłacić każde pieniądze, by tylko mieć umowę najmu. Otwarte oglądanie mieszkania w Berlinie oznacza kolejkę na 100 osób. Płacisz pośrednikowi tylko za to, by być na jej początku. Swoje mieszkanie znalazłam sama, rozmawiając różnymi z ludźmi. Ciągle wszystkich pytałam, czy o jakimś nie słyszeli.

Niemcy to zupełnie inny świat. Myślałam, że tu będzie postęp, technologia, tymczasem wszystko tutaj trwa długo, jest niezrozumiałe i panuje straszna biurokracja. To był dla mnie szok. Wiem, że Niemcy też są z tego niezadowoleni.

Co Ukraińcy przywieźli do Berlina

Ksenia Minczuk: – Trudno było zaadaptować się w Niemczech?

Margarita Korowina: – W Berlinie dość szybko poznałam ciekawych ludzi, zaczęliśmy się spotykać i tworzyć projekty. Czułam, że tu są zasoby, które pomogą mi zrobić wiele pożytecznych rzeczy dla Ukrainy. Nie potrafię robić niczego, co nie wiąże się z wolontariatem lub Ukrainą. Kiedy cały czas myślisz o wojnie w domu, mało dbasz o inne rzeczy.

Wyobraź sobie tylko: tu, w Berlinie, widziałam ludzi z Mariupola, którzy wciąż noszą klucze do swoich ukraińskich mieszkań – chociaż tych mieszkań już tam nie ma

Jeśli chodzi o adaptację Ukraińców w Berlinie, mam porównanie – z Barceloną, Paryżem, Lizboną. Kijów miał szczególne relacje z Berlinem jeszcze przed wojną, więc nic dziwnego, że wiele postaci kultury, artystów i aktywistów przeniosło się właśnie tutaj. Dziś Berlin jest jak przedłużenie Złotej Bramy i Podola [Złota Brama – średniowieczna brama wjazdowa do kijowskiego grodu Jarosława. Padół – zabytkowa i administracyjna dzielnica Kijowa; tak też nazywa się pobliski teatr – red.]. Wydarzenia tutaj z łatwością przyciągają ukraińską muzykę, jedzenie i produkty. Otrzymaliśmy nawet propozycję zorganizowania w Berlinie „Bazaru odwagi” – lecz stworzyliśmy podobny format o nazwie „Motanka”.

W legendarnej windzie z Frankiem Wilde

Ukraińcy w Berlinie są tym, co mnie tu trzyma: aktywni ludzie, którzy niestrudzenie utrzymują Ukrainę w obiegu informacyjnym, walczą z kłamstwem, mówią o ukraińskiej kulturze i historii, krzyczą o przemocy, której doświadczył nasz naród ze strony Sowietów, otwierają oczy „zatroskanym” i niezbyt świadomym Europejczykom na fakt, że wojna jest bardzo blisko, a Rosja jest kolonizatorem, imperialistą i terrorystą.

W Niemczech jest też wielu imigrantów z Ukrainy, już zintegrowanych i dobrze znających lokalne nastroje. Większość tych osób zajmuje kierownicze stanowiska w ukraińskich organizacjach, instytucjach kulturalnych, ambasadzie itp.

W ciągu ostatnich trzech lat w Berlinie otwarto kilka ukraińskich restauracji, salonów kosmetycznych i galerii, lecz najważniejszym wektorem są organizacje pozarządowe. Nasi ludzie nie sprowadzili tu swoich firm, bo Niemcy nie są najbardziej sprzyjającym miejscem dla przedsiębiorców. Za to przywieźli swoje inicjatywy społeczne i charytatywne. Chodzi o kulturę, politykę i informację.

W 2023 r. zarejestrowaliśmy organizację pozarządową o nazwie Mizelium, zrzeszającą Niemców, Gruzinów i Ukraińców o podobnych poglądach. Zgodnie z prawem Ukraińcy nie mogą bowiem założyć własnej organizacji w Niemczech – członkami takiej organizacji muszą być Niemcy.

Czym się zajmujecie?

Na początku gromadziliśmy pomoc humanitarną i wysyłaliśmy ją do Ukrainy. Potem zajęliśmy się organizacją festiwali, koncertów i warsztatów, by przybliżyć Europejczykom ukraińską kulturę i uczynić ją modną.

Uczę się niemieckiego i niedługo zdam egzamin B2. Planuję zdobyć granty na nasze projekty kulturalne.

Naszą główną ideą jest pokazanie, jak wielka jest różnica między kulturą ukraińską i rosyjską. W końcu wielu Niemców ich nie rozróżnia

Mój niemiecki przyjaciel powiedział kiedyś, że nie wiedział, że na wschód od Polski jest jeszcze jakiś kraj poza Rosją.

Druga rocznica rosyjskiej inwazji w Berlinie, 2024 r. Zdjęcie: Shutterstock

Największy festiwal ukraińskiej kultury w Europie

Opowiedz nam o projektach w Berlinie, w które byłaś zaangażowana. Dlaczego to dla Ciebie ważne?

W 2023 roku zorganizowaliśmy „Motankę”, największy festiwal kultury ukraińskiej w Europie. Rok wcześniej uruchomiliśmy jego pilotażową wersję. Wybraliśmy podziemną lokalizację, mało znaną nawet berlińczykom – miejsce, w którym mieszkają hippisi: rzeka, jurty, bar zrobiony z desek, mała scena. Wystawę zorganizowaliśmy w garażu dla łodzi.

Rok później zorganizowaliśmy już festiwal na wielką skalę.

Było 6 pięter z różnymi formatami: muzyka, kino, wystawa, pop-up market z ukraińskimi markami, jedzenie, dyskusje o kulturze i polityce. W ciągu trzech dni odwiedziło nas około 10 000 osób

Zaproponowaliśmy współpracę Ukraińcom działającym w sferze kultury w Berlinie i wszyscy się zgodzili. Nie spodziewaliśmy się takiego odzewu, ale byliśmy szczęśliwi. Lokalizację dostaliśmy za darmo. W Niemczech istnieje program dla organizacji non-profit, w ramach którego możesz otrzymać dotację. Nam przyznano 100 tysięcy euro.

Nazwałabym Berlin centrum decyzyjnym. Dzieje się tu wiele ważnych politycznie rzeczy.

Teraz, w 2024 roku, ukraińskie działania informacyjne są wciąż dość intensywne, ale chciałbym zobaczyć większe zaangażowanie. Bo na przykład na protestach i wiecach jest coraz mniej ludzi.

Jest wydarzenie o nazwie Cafe „Kijów”, które ma charakter polityczny. Ostatnio wzięli w nim udział Ursula von der Leyen, Witalij Kliczko i nasi ambasadorowie. Były dyskusje panelowe, pokaz filmu „20 dni w Mariupolu” i wystawa „Jolka”, którą mieliśmy na Majdanie w 2014 roku – przy wejściu ustawiła się kolejka. Pierwsze wydarzenie odbyło się w miejscu zwanym „Restauracją Moskwa”. W dniu wydarzenia ta nazwa została symbolicznie zakryta banerem z napisem „Cafe Kijów”.

Politycy przychodzą na to wydarzenie, by podkreślić swój proukraiński image

Stworzyliśmy „Motankę” jako kontrapunkt dla „Cafe Kijów”. By przyciągnąć ludzi, którzy odkryli Ukrainę mimochodem. Dzięki współpracy z lokalnymi artystami, markami i muzykami udało się nam zjednoczyć publiczność i dyskretnie zaangażować tysiące berlińczyków, pokazując im kreatywną stronę Ukrainy bez zniechęcania tematem wojny.

Festiwal Kultury Ukraińskiej „Motanka 2023” w Berlinie

W stanie, w którym byłam przez ostatnie 3 lata, Frank Wilde był prawie przez całe swoje życie

Jak Niemcy postrzegają dziś to, co ukraińskie?

Do 1989 roku Berlin był podzielony murem, więc wschodnia część miasta nadal bardzo różni się od zachodniej, widać to nawet w wynikach wyborów. Związek Radziecki i rosyjska polityka są tutaj romantyzowane. Nawet pokolenie, które nie żyło w czasach ZSRR, z jakiegoś powodu odczuwa sentyment do tamtego życia. Dlatego stosunek tych ludzi do tego, co ukraińskie, z pewnością nie jest pozytywny.

Dzięki przyjaznym stosunkom z Angelą Merkel Rosja głęboko zakorzeniła się w umysłach Niemców. Ludzie „spoza polityki” tęsknią za nią, ponieważ za jej rządów kebab kosztował 3,50 euro, a teraz kosztuje 8. A gaz był tańszy

Są Niemcy, którzy wciąż czują się „przyparci do muru” z powodu II wojny światowej. Z tego powodu druga fala nazizmu po cichu narasta i już wychodzi z podziemia. Partia AfD, która chce wysiedlić wszystkich imigrantów, zyskuje na popularności. To prorosyjska partia, która gra na emocjach Niemców [główne tezy ideologiczne AfD dotyczą sprzeciwu wobec integracji europejskiej i imigracji – red.].

Jednak w Niemczech dyskryminacja ze względu na narodowość jest prawnie zabroniona; jest to zapisane w konstytucji. Dlatego żaden Niemiec nie pozwoliłby sobie na nią w sposób otwarty.

Ale jest też wielu świadomych Niemców, którzy interesują się Ukrainą, przychodzą na ukraińskie demonstracje, przemawiają na nich i wspierają je.

Pierwszy festiwal kultury ukraińskiej „Motanka 2022”

Od ponad 2 lat współpracujesz z Frankiem Wilde, projektantem i przyjacielem Ukrainy. Co jest dla Ciebie najważniejsze w tej współpracy?

Dowiedziałam się o Franku, kiedy siedziałam w schronie przeciwbombowym w Kijowie. Gdy już byłam w Berlinie, spotkałam go na jednym z wydarzeń poświęconych Ukrainie. On chodzi na wszystkie takie wydarzenia. Kiedy robiliśmy pierwszą „Motankę”, zaproponowałam mu zorganizowanie własnej aukcji. Zgodził się i przekazał część dochodu na potrzeby Ukrainy.

Zaoferowałam mu pomoc w PR i komunikacji. Teraz jestem jego menadżerką na zasadzie wolontariatu.

Frank odegrał kluczową rolę w moim pobycie w Berlinie. To bardzo mądry człowiek. W stanie, w którym ja jestem od trzech lat, on jest prawie przez całe swoje życie. On zawsze walczy. We współpracy z Frankiem kieruję się wdzięcznością. Chcę mu się odwdzięczyć w imieniu wszystkich Ukraińców za to, co dla nas robi.

Z Frankiem Wilde, gdy przyjechał w odwiedziny do mamy Margarity, do Kijowa

Marzę o ożywieniu wioski mojej babci

Co sprawia, że nie przestajesz działać? O czym marzysz?

Bardzo dobre pytanie. Wciąż żyję moimi przedwojennymi marzeniami. Mam daczę w regionie Sum, którą zawsze bardzo kochałam. Mieszkała tam moja babcia, zawsze było tam przytulnie i wesoło. Kiedy zmarła, kupiliśmy dom w pobliżu. Dorastając widziałam, jak wieś się zmienia. Zaczęła podupadać, ponieważ wiele osób wyjeżdżało. Już wtedy miałam marzenie, by ją ożywić.

Kiedy była kwarantanna z powodu COVID, pojechałam tam na miesiąc.

Zobaczyłam, że ludzie nie mają nic do roboty ani żadnej rozrywki. Zaczęłam myśleć o tym, jak to zmienić

Zorganizowałam wynajem sali w lokalnym domu kultury, by stworzyć przestrzeń dla młodych ludzi. Planowałam też zorganizować wiejskie rekolekcje dla mieszkańców – zabrać ich na przejażdżkę wozem, nauczyć, jak pasać gęsi i krowy, zorganizować wiejską imprezę rave. A też znaleźć babcie, które robią na drutach, haftują lub robią coś ciekawego własnymi rękami i pomóc im to sprzedać. Ręcznie robione produkty są teraz bardzo popularne. Założyłam nawet konto dla tej wioski. Ale przyszła wojna.

Jednak zawsze, gdy czuję się smutna lub zniechęcona, otwieram laptopa i zapisuję pomysły na moją wioskę. Teraz to mój sposób na odreagowanie.

Margarita z babcią

Zdjęcia: prywatne archiwum bohaterki i Instagram

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, pisarka, podcasterka. Uczestniczka projektów społecznych mających na celu rozpowszechnianie informacji na temat przemocy domowej. Prowadziła własne projekty społeczne różnego rodzaju: od rozrywki po film dokumentalny. W Hromadske Radio tworzyła podcasty, fotoreportaże i filmy. Podczas inwazji na pełną skalę rozpoczęła współpracę z zagranicznymi mediami, uczestnicząc w konferencjach i spotkaniach w Europie, aby rozmawiać o wojnie na Ukrainie i dziennikarstwie.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Dom Ukraiński Przemyśl Ihor Horków

Dom Ukraiński w Przemyślu to miejsce, o którym nie wspomina się podczas turystycznych wycieczek po mieście. W ciągu ostatnich kilku lat byłam na paru takich wycieczkach i za każdym razem zauważałam, że lokalni przewodnicy pomijają kwestię Ukraińców, choć są oni jedną z kluczowych społeczności w mieście. Społecznością, która pozostawiła po sobie dziesiątki architektonicznych i historycznych artefaktów.

Ponadto ukraińska społeczność Przemyśla jest często określana przez miejscowych jako „prawosławna”, choć nie jest to określenie precyzyjne. W latach 60. XIX wieku, kiedy Przemyśl zaczął się dynamicznie rozwijać dzięki budowie fortecy [Twierdza Przemyśl, podówczas trzecia największa twierdza w Europie – red.], mieszkało tu zaledwie 10 tysięcy osób. Do 1910 roku liczba mieszkańców wzrosła do 56 tysięcy. Wśród nich 12,3 tys. było Ukraińcami, w większości wyznania grekokatolickiego.

Dom Ukraiński stoi w centrum miasta, przy ulicy Kościuszki 5. Ten modernistyczny budynek wzniesiono w latach 1903-1904 z inicjatywy dr. Teofila Kormosza, prawnika i członka lokalnej społeczności ukraińskiej. Ihor Horkiw, obecny kierownik Domu Ukraińskiego, wyjaśnia, jak i dlaczego to miejsce stało się dla Ukraińców kluczowe.

Niebo nie tak niebieskie, trawa nie tak zielona

Halyna Halymonyk: Z tego, co wiem, historia Pańskiej rodziny jest bezpośrednio związana z historią Domu Ukraińskiego w Przemyślu. I w pewnym stopniu odzwierciedla historię wielu Ukraińców, którzy mają swoje korzenie na południowo-wschodnich ziemiach Polski.

Ihor Horków: Rodzina moich dziadków została deportowana podczas akcji „Wisła”, którą przeprowadzono pod hasłem „ostatecznego rozwiązania problemu ukraińskiego w Polsce” – w ramach porozumienia między komunistycznymi rządami ZSRR i Polski – wraz ze 150 tysiącami innych Ukraińców z Łemkowszczyzny, Chełmszczyzny, Nadsania i Podlasia. Wcześniej, bezpośrednio po II wojnie światowej, około pół miliona Ukraińców zostało deportowanych z terenów dzisiejszej południowo-wschodniej Polski do sowieckiej Ukrainy, z której w przeciwnym kierunku wywieziono większość ludności polskiej. W 1947 roku kolejnych 150 000 Ukraińców zostało deportowanych do zachodniej i północnej części Polski, na tak zwane „ziemie odzyskane”.

W ten sposób prokremlowski rząd komunistycznej Polski chciał wymazać ukraińską tożsamość i spolonizować Ukraińców. Surowo zabroniono im powrotu na ziemie, które były ich ojczyzną

Jednak na zachodnich ziemiach Polski nie widzieli dla siebie przyszłości, bo nie było tam „ukraińskiego życia”: żadnej grupy teatralnej, żadnego czasopisma, żadnej cerkwi, żadnej szkoły. Czasami dotarcie do najbliższej cerkwi zabierało cały dzień – a po dwugodzinnym nabożeństwie kolejny dzień upływał im na wędrówce powrotnej.

Ukraińcy to naród bardzo przywiązany do ziemi. W nowym miejscu wszystko było dla nich inne: niebo nie tak błękitne, trawa nie tak zielona, słońce nie grzało tak mocno.

Mimo zakazu, szukali sposobu, by wrócić do domu. Przemyśl, w którym były Dom Ukraiński i cerkiew, stał się dla nich mitycznym miastem, dającym nadzieję na odrodzenie ukraińskiego życia społecznego. Zaczęli więc tam napływać, ukradkiem albo podstępem, i meldować się w okolicznych wsiach. By poczuć ducha „ukraińskiego życia”.

Czy ta idea przyświecała budowie Domu Ukraińskiego w Przemyślu?

W czasie gdy on powstawał, w całej Galicji był boom na wznoszenie takich domów. Ukraińcy budowali domy ukraińskie, Polacy – polskie. Ludzie chcieli się jednoczyć, ale w odrębnych społecznościach. Ukraińcom zajęło to dużo czasu, dlatego ich dom w Przemyślu powstał znacznie później niż inne. Został zbudowany ze zbiórek lokalnej społeczności i okolicznych wsi, które były w większości ukraińskie, a także przy wsparciu ukraińskiej diaspory.

Ten dom miał stać się symbolem zmartwychwstania Ukrainy-Rusi, która powstanie jako niepodległe państwo na mapie Europy. Nawet kopułę zbudowano, jak dla cerkwi. Fasada została ozdobiona niebieskimi i żółtymi ornamentami, a w sali teatralnej są ornamenty odnoszące się do różnych regionów Ukrainy.

Dom Ukraiński w Przemyślu

Społeczność ukraińska w Przemyślu miała rozwiniętą świadomość obywatelską i ukraińskocentryczną mentalność. W odrodzeniu ukraińskości Przemyśl odegrał niezwykle ważną rolę. To właśnie to miasto ukraiński historyk Mychajło Hruszewski nazwał „głównym ośrodkiem ukraińskiego życia na zachodniej granicy”. To tu po raz pierwszy wykonano pieśń „Ukraina jeszcze nie umarła”, która później stała się hymnem państwowym, a we wsi pod Przemyślem urodził się i został pochowany kompozytor Mychajło Werbycki. Iwan Franko recytował tu zaś swój proroczy poemat „Mojżesz”.

8 i 9 marca, czyli w urodziny i imieniny Tarasa Szewczenki?, ukraiński biznes w Przemyślu wprowadził dni wolne, które wypełniały wydarzenia kulturalne i edukacyjne

Nic dziwnego, że Ukraińcy w Polsce, których prokremlowscy komuniści chcieli pozbawić tożsamości, szukali miejsc, gdzie mogliby poczuć się Ukraińcami bez strachu, gdzie byłoby „ukraińskie życie”.

Co w tym czasie działo się z Domem Ukraińskim w Przemyślu?

W 1947 r. cały majątek społeczności ukraińskiej, podobnie jak majątki innych społeczności, został znacjonalizowany. Po śmierci Stalina zaczęła się w Polsce odwilż. W 1956 r. rząd komunistyczny przyznał mniejszościom narodowym prawo do tworzenia własnych stowarzyszeń. Białorusini, Ukraińcy i inne mniejszości miały po jednym takim stowarzyszeniu.

Tyle że Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne było w pełni nadzorowane przez polskie władze komunistyczne: donosy, kontrola wypowiedzi i poglądów. Jednak, nawet działając w tej formie, pomogło ono Ukraińcom ożywić swoją społeczność – głównie dzięki działalności kulturalnej. Była grupa teatralna, było pismo „Nasze Słowo” i centrum języka ukraińskiego.

Przez lata społeczność ukraińska w Przemyślu apelowała do lokalnych władz o zwrot budynku, lecz bezowocnie. Przez trzy pokolenia, by zachować budynek, wynajmowano część pomieszczeń. Na początku to był jeden pokój, potem dwa, trzy, sala teatralna, piętro nad nią… Ukraińcy dbali o ten dom, starali się ocalić go od zniszczenia i zapomnienia.

1 procent kosztów, 100 procent tożsamości

Pamięta Pan dzień, w którym po raz pierwszy przyszedł do Domu Ukraińskiego?

Urodziłem się w północnej Polsce, ale moja rodzina dużo słyszała o Domu Ukraińskim w Przemyślu. Rodzice dbali o to, bym miał świadomość, że jestem Ukraińcem, obywatelem polskim ukraińskiego pochodzenia. W domu mówiliśmy po ukraińsku, chodziłem do ukraińskiej szkoły. Dlatego zawsze czułem szczególny związek z tym miejscem, a przeprowadzka do Przemyśla była dla mnie świadomą decyzją.

Po raz pierwszy zobaczyłem Dom Ukraiński w 2007 roku. W tym czasie były w nim mieszkania komunalne, otwarto tu nawet publiczną toaletę. Stan obiektu był okropny.

Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne istniało do 1989 roku. Zostało zlikwidowane z powodu bliskich związków z reżimem komunistycznym i zastąpione przez Związek Ukraińców w Polsce. Zgodnie z polską ustawą mniejszościami narodowymi są te mniejszości, które mieszkają w Polsce co najmniej od 100 lat.

A Ukraińcy byli we wschodniej Polsce zawsze. Całkowita ich asymilacja była i jest niemożliwa, o czym świadczy m.in. to, że w spisie powszechnym z 2011 roku ukraińską tożsamość narodową zadeklarowało więcej osób niż w spisie z 2002 roku

Porozumienie w sprawie przekazania budynku udało się osiągnąć dopiero w 2011 roku: Związek Ukraińców w Polsce odkupił go od gminy za symboliczny 1 procent wartości. Decyzja ta wiązała się ze zwrotem Polakom Domu Polskiego we Lwowie.

Później społeczność ukraińska zebrała 6,5 mln zł z prywatnych darowizn i dotacji na remont budynku, którego całkowity koszt oszacowano na 12,5 mln zł. Prace zaczęliśmy od sali teatralnej, bo chcieliśmy, by jak najszybciej można było organizować w niej wydarzenia kulturalne i integracyjne.

Ale to miejsce służy nie tylko na rzecz społeczności ukraińskiej. Jest przestrzenią dialogu międzykulturowego i przełamywania stereotypów. Bo nikt nie powinien być zamknięty we własnej bańce kulturowej.

Czy to prawda, że lokalne władze często ignorują przyjazne gesty ze strony Domu Ukraińskiego?

Przemyśl to miasto o skomplikowanej historii.

Niemal wszyscy politycy wykorzystują wątek ukraiński podczas kampanii wyborczych, nie wyciągając wniosków z błędów popełnionych w przeszłości

A że wybory są zawsze, wydaje się, że to niekończący się proces. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by przezwyciężyć stereotypy i uprzedzenia wobec Ukraińców. Jednak wielu politykom łatwiej jest grać na emocjach wyborców, wskazując jakiegoś wroga. Często tematy historyczne są wykorzystywane jako grunt do manipulacji.

Jak z tym walczymy? Mówimy o faktach, na przykład o wkładzie Ukraińców w polski system emerytalny i podatkowy. Kiedy w Przemyślu wybuchły protesty rolników, skupiliśmy się na stratach poniesionych przez polskich przedsiębiorców z powodu blokowania granicy.

Zapraszamy polską społeczność do udziału we wszystkich naszych wydarzeniach, nasze drzwi są zawsze otwarte. To jedyny sposób na budowanie wspólnoty ukraińsko-polskiej.

Na ścianie Domu Ukraińskiego widnieje napis: „Nie ma wolnej Ukrainy bez wolnej Polski, nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”. Ukraińscy i polscy politycy oraz społeczności po obu stronach granicy muszą zdać sobie z tego sprawę

Inni odchodzą, my zostajemy

Zarazem Dom Ukraiński w Przemyślu zawsze był miejscem wsparcia dla Ukraińców, nie tylko tych w Polsce. Zwłaszcza po wybuchu wojny na pełną skalę.

Tak, zawsze byliśmy po stronie Ukrainy we wszystkich próbach, przez które przechodziła. Kiedy był Euromajdan, a później Rewolucja Godności, Ukraińcy w Polsce i Polacy zbierali pomoc humanitarną. Kiedy Ukraina, kierowana przez ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza, zakazała importu artykułów humanitarnych, dzieliliśmy je na małe partie, wwozililiśmy do Ukrainy pojedynczymi samochodami i rozwoziliśmy po kraju.

Przed wojną zebraliśmy się, by pomyśleć, w jaki sposób Dom Ukraiński w Przemyślu może pomóc Ukraińcom. Opracowaliśmy plan pomocy. Wolontariusze, którzy na dworcu kolejowym w Przemyślu pomagali ukraińskim uchodźcom dostać się do właściwego pociągu, autobusu czy udzielali informacji, byli ukraińskimi i polskimi wolontariuszami z naszego Domu.

Byliśmy dobrze przygotowani, mieliśmy opracowane precyzyjne protokoły udzielania pomocy.

Sala teatralna, w której występowali ukraińscy i polscy twórcy – Sołomija Kruszelnicka, Łesia Kurbas, Oksana Zabużko, Olga Tokarczuk, Andrzej Stasiuk – została przekształcona w tymczasowy hostel z 24 łóżkami

Potem dostawialiśmy kolejne łóżka: 50, 80... W sumie w ciągu sześciu miesięcy przyjęliśmy około 5000 osób, zapewniając im zakwaterowanie i wyżywienie.

Sala teatralna przekształcona w schronisko dla uchodźców, 2022 r. Zdjęcie: Adam Jaremko

Dom Ukraiński w Przemyślu zorganizował ponad 1000 dni dyżurów wolontariuszy na dworcu kolejowym. Nasi wolontariusze pomagali kobietom z dziećmi nosić walizki, zajmowali się logistyką. Przygotowywaliśmy pakiety niezbędnych informacji, które można było przekazywać uchodźcom w 100 sekund – także te, które pomagały unikać oszustów i złodziei. Pracowaliśmy również w pokoju dla matek z dziećmi.

Za tym wszystkim stał zespół Związku Ukraińców w Polsce – polscy i ukraińscy wolontariusze, którzy byli gotowi do pracy w dni powszednie i święta

Dzięki wsparciu sponsorów udało nam się wyremontować część budynku, w którym obecnie działa schronisko dla uchodźców. To dom dla osób, które potrzebują tymczasowego schronienia, by odetchnąć i zdecydować, dokąd dalej pójść. Otwarto również schronisko dla osób niepełnosprawnych, przewidziane do krótkoterminowego zakwaterowania – od dwóch do trzech miesięcy. Trafiający tu ludzie borykali się z trudnościami już przed wojną, a teraz potrzebują dodatkowego czasu na dostosowanie się i powrót do zdrowia.

Naszym celem było pomóc tym ludziom zaplanować przyszłość: znaleźć pracę, szkołę dla dzieci, kursy językowe. Fakt, że po dwóch lub trzech miesiącach mogą już sobie sami poradzić, że odzyskali kontrolę nad swoim życiem, jest dla nas największą nagrodą.

Dzięki różnym programom grantowym mogliśmy np. organizować wizyty lekarskie w schronisku i pomoc psychologiczną. Teraz ze względu na zawieszenie wsparcia z USAID [Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego, likwidowana obecnie przez administrację Donalda Trumpa – red.] niektóre programy, w tym pomoc psychologiczna, musiały zostać ograniczone. Szukamy sposobów, by czymś to zastąpić, ponieważ społeczność ukraińska w Polsce jest zajęta zbieraniem funduszy głównie dla frontu. Wiele organizacji wycofuje się z pomocy, choć zapotrzebowanie na nią nie zniknęło. Nasza organizacja nadal pomaga Ukraińcom w wielu sprawach: tłumaczeniach, organizacji pogrzebów, wsparciu kobiet, które mają urodzić dziecko.

Mamy więcej pracy, bo gdy inni odchodzą, my zostajemy – jako jedni z nielicznych
Przez ponad 1000 dni inwazji wolontariusze z Domu Ukraińskiego byli osobami pierwszego kontaktu dla Ukraińców przyjeżdżających na dworzec kolejowy w Przemyślu. Zdjęcie: Adam Jaremko

Coraz częściej pojawiają się opinie, że część uchodźców wojennych może pozostać w Polsce na zawsze. Jaka powinna być polityka Polski w zakresie integracji Ukraińców?

Państwo nie powinno wykluczać z tego procesu organizacji pozarządowych, które mają wieloletnie doświadczenie w pracy integracyjnej. Odkąd Dom Ukraiński w Przemyślu wznowił swoją działalność, zorganizowaliśmy dziesiątki polsko-ukraińskich wydarzeń. U nas jest miejsce dla wszystkich mieszkańców Przemyśla, nie tylko Ukraińców.

Nie budujemy muru wokół naszej społeczności, ale otwieramy drzwi. Tylko dzięki stałym kontaktom osobistym i otwartej przestrzeni kulturalnej możemy zbudować prawdziwy most porozumienia. To właśnie takie inicjatywy jak nasza udowadniają, że integracja nie jest asymilacją, ale współistnieniem, w którym każdy zachowuje swoją tożsamość, stając się częścią czegoś większego.

Zdjęcia: archiwum Domu Ukraińskiego w Przemyślu

20
хв

Ihor Horków: – Nie budujemy muru. Otwieramy drzwi

Halyna Halymonyk
prawa kobiet na świecie elżbieta korolczuk

Jak wskazuje najnowszy raport UN Women, w 2024 roku co czwarty kraj na świecie odnotował regres w obszarze praw kobiet, a w Unii Europejskiej około 50 milionów kobiet nadal doświadcza wysokiego poziomu przemocy seksualnej i fizycznej – zarówno w domu, w pracy, jak i w miejscach publicznych

Z dr hab., prof. UW Elżbietą Korolczuk, socjolożką, aktywistką, badaczką rozmawiamy o aktualnej sytuacji praw kobiet na świecie, w Polsce i Ukrainie, oraz o tym, co jeszcze możemy zrobić, aby chronić i wspierać prawa kobiet, które znowu są narażone na wykluczenie, czy przemoc.

Wpływ Kościoła

Olga Pakosz: – Pani Profesor, co oznacza regres praw kobiet? 

Elżbieta Korolczuk: – Oznacza to, że w wielu krajach zahamowany został proces wyrównywania szans, a w innych sytuacja kobiet uległa pogorszeniu. 

Oczywiście, nigdy nie było tak, że wszyscy uczestnicy życia publicznego, nawet w krajach liberalnych, akceptowali równość płci

Zawsze istniały grupy, które sprzeciwiały się prawom kobiet – reprodukcyjnym, prawu do aborcji, antykoncepcji czy równości płci w życiu politycznym. Jednak w krajach demokratycznych panowała zgoda, że powinniśmy dążyć do pełnoprawnego uczestnictwa kobiet w życiu społecznym i politycznym. Grupy, które się temu sprzeciwiały, pozostawały na marginesie życia publicznego. Dziś poglądy antyrównościowe przesuwają się do centrum debaty publicznej i – w zależności od kraju – przybierają różne formy.

Na przykład w Afganistanie, gdzie w różnych momentach XX wieku wprowadzano przepisy poprawiające sytuację kobiet, dziś nie mają one żadnych praw. Fundamentaliści doprowadzili do tego, że nie mogą pracować, nie mogą same wychodzić z domu, nie mogą się uczyć. Nie mogą uczestniczyć ani w życiu publicznym, ani w polityce, większość też doświadcza przemocy – są dane pokazujące, że może to dotyczyć nawet 85% Afganek

A w takich Stanach Zjednoczonych, w których przez wiele lat polityczny mainstream podzielał przekonanie, że prawa kobiet są oczywistą częścią demokracji, dokonuje się zamach zarówno na demokrację, jak na prawa kobiet.

Jedno i drugie ma związek z rosnącym znaczeniem ruchów antygenderowych i konserwatywnych, które często są powiązane z organizowaną religią – zarówno z chrześcijaństwem, jak i z islamem, a także z ortodoksyjnym judaizmem, który również nigdy nie był przyjacielem kobiet.

A jak to wygląda w Polsce? Mamy już prawie dwa lata od zmiany władzy. Dlaczego więc, mimo wcześniejszych obietnic, nie podjęto żadnych działań, by rozwiązać prawnie choćby kwestię aborcji? 

Po pierwsze dlatego, że obecna klasa polityczna – i to nie tylko w Polsce, ale też w wielu innych krajach – jest znacznie bardziej konserwatywna niż większość społeczeństwa. Po drugie, sprawy dotyczące praw kobiet czy praw mniejszości wciąż znajdują się pod silnym wpływem instytucji religijnych.

Akcja „Aborcja! Tak!” w Warszawie, 2024 r. Zdjęcie: Witold Jarosław Szulecki/East News

W Polsce obserwujemy wyraźny kulturowy konflikt: kraj bardzo szybko się laicyzuje – młodsze pokolenia odchodzą od religii instytucjonalnej i w ogóle od wiary – a mimo to spora część wyborców, głównie starszych, to nadal osoby głęboko religijne. Kościół jako instytucja polityczna wciąż odgrywa ogromną rolę – zarówno na poziomie krajowym, jak i lokalnym. Często biskupi są faktycznymi uczestnikami lokalnego życia politycznego. Duże znaczenie ma też ekonomiczna pozycja Kościoła – to wciąż jeden z największych właścicieli majątku w kraju.

Czy zmiana prezydenta może coś faktycznie zmienić?

Czy możemy zaufać politykom? To pytanie, które zadaje sobie wiele osób. Obietnice padały już dwa lata temu, przy okazji wyborów parlamentarnych, ale jak pokazują badania, duża grupa młodych kobiet, które w 2023 roku głosowały na obecną koalicję, dziś czuje się rozczarowana i sfrustrowana. W kampanii mobilizowano tę grupę wyborczyń m.in. obietnicami dotyczącymi praw reprodukcyjnych, wsparcia finansowego w kwestiach związanych z aborcją i równością osób LGBT. Jak na razie koalicja nie spełniła tych obietnic. Jak to będzie wyglądało w praktyce po wyborze prezydenta – zobaczymy.

Obawiam się, że mamy do czynienia z lekceważeniem wyborczyń: najpierw coś się obiecuje, żeby pozyskać poparcie, a potem się tego nie realizuje

Taka strategia nie tylko zniechęca konkretne grupy wyborców, ale wywołuje też szersze poczucie rozczarowania demokracją jako systemem. Pytanie, na ile politycy są tego świadomi i czy rozumieją długofalowe koszty takich działań.

Jako socjolożka nie mam wielkich oczekiwań. Ale jako obywatelka mam nadzieję, że partie rządzące w końcu się przebudzą – i że zmiana prezydenta zaowocuje przynajmniej rozwiązaniem tak podstawowych spraw, jak zakaz aborcji, czy równouprawnienie osób LGBT.

Czas, gdy znikają wolności

Jak obecnie wygląda sytuacja kobiet w Ukrainie, jeśli chodzi o ich prawa? 

Wojna – jak każdy kryzys – zawsze negatywnie odbija się na społeczeństwie. Oczywiście z jednej strony na mężczyznach, bo to oni głównie giną na froncie albo ponoszą różne koszty związane z byciem żołnierzem. Ale jednocześnie cały ciężar podtrzymania życia codziennego spada na kobiety. Chodzi nie tylko o pracę zawodową, ale też wszystkie działania związane z utrzymaniem życia rodzin, społeczności, z codziennym funkcjonowaniem ludzi. Do tego w ukraińskiej armii jest dużo kobiet, które niosą podwójny ciężar.

Ukrainka wśród ruin domu po rosyjskich ostrzałach w Mikołajowie, 2 sierpnia 2022 r. Zdjęcie: Kostiantyn Liberov/AP/Associated Press/Eastern News

Wojna oznacza też zawieszenie normalnej walki politycznej, a to z kolei sprawia, że trudno jest grupom mniejszościowym zawalczyć o swoje prawa. Bo jednostkowe prawa czy prawa konkretnych grup znikają w tym koszmarze obrony przed atakującą Rosją. 

Widać jednak, że politycznie Ukraina dąży do integracji z Europą a to otwiera możliwości wprowadzania rozwiązań równościowych. Warto porównać Ukrainę i Gruzję – dwa państwa postsowieckie, które miały podobne punkty wyjścia. O ile Ukraina bardzo mocno poszła w kierunku integracji europejskiej – co stało się jednym z elementów konfliktu – i w związku z tym podjęła wiele działań, jak choćby ratyfikacja konwencji stambulskiej czy ochrona praw kobiet i mniejszości, to Gruzja podążyła w przeciwnym kierunku. Zbliżyła się do Rosji, także poprzez kwestie religii, ograniczeń wobec organizacji pozarządowych, a także silnego wpływu Kościoła Prawosławnego.

Gruziński rząd zmierza do ograniczenia praw mniejszości, szczególnie osób LGBT, co jest też częścią szerszego procesu ograniczania praw społeczeństwa obywatelskiego i przestrzeni dla oddolnych ruchów. To pokazuje, że mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko kwestie światopoglądowe czy kulturowe – stosunek do równości to element pewnych geopolitycznych decyzji podejmowanych przez państwa. Tak jak w przypadku Polski czy innych krajów, które wchodziły do Unii Europejskiej – ten proces był powiązany z przyjęciem przynajmniej części zobowiązań dotyczących równości. I to oczywiście ma znaczenie dla konkretnych rozwiązań, które dane państwo wprowadza, choć różnie bywa z efektami.

Podczas akcji protestacyjnej w Tbilisi, 18 kwietnia 2024 r. Zdjęcie: VANO Shlamov/AFP/Eastern News

Czy brakuje w Ukrainie jakichś ustaw, rozwiązań prawnych, które wspierałyby prawa kobiet? Czy chodzi tu wyłącznie o kryzys związany z wojną?

Chcę wyraźnie powiedzieć, że nie jestem specjalistką od Ukrainy – trzeba o to zapytać same Ukrainki. Ale myślę, że to złożona kwestia. Z jednej strony pytanie brzmi: na ile instytucje są otwarte na głosy mniejszości, w tym oczywiście kobiet? Na ile rzeczywiście reprezentują grupy, które w społeczeństwie są w jakiś sposób słabsze? Z drugiej strony, problemem jest też sposób wdrażania tych przepisów, czyli np. kwestia ochrony przed przemocą – jedna z najbardziej podstawowych spraw.

Jeśli nie mamy tej ochrony, to wiadomo, że obywatelki nie mają równych praw

Jeżeli nie mają ich we własnym domu, ani na ulicy, to trudno mówić o równym dostępie do praw np. w polityce. No i teraz pytanie – czy państwo, które przechodzi przez tak głęboki kryzys: wojenny, ekonomiczny, infrastrukturalny, jest w stanie skutecznie zapewnić kobietom ochronę przed przemocą? Myślę, że musimy się tego domagać, ale jednocześnie to ogromnie trudne zadanie.

A jak to wygląda w Polsce? Czy u nas obowiązuje dobre prawo?

Tak, w wielu sferach obowiązują całkiem niezłe przepisy, ale często nie są właściwie implementowane. Przykładem mogą być zmiany wprowadzone w lutym tego roku – dotyczące definicji gwałtu.

Przepisy mówią teraz, że gwałtem jest każda sytuacja naruszenia granic w sferze seksualnej bez wyraźnej zgody. Czyli teoretycznie nie ofiara ma już udowadniać, że powiedziała „nie”, tylko sprawca powinien wykazać, że otrzymał zgodę

Ale nie mamy żadnej szerokiej kampanii informacyjnej w tej sprawie. Większość ludzi nawet nie wie, że coś się zmieniło. Nie mamy odpowiednich programów edukacyjnych. Brakuje szkoleń dla policji i prokuratury, które umożliwiłyby skuteczne wdrażanie nowych przepisów. 

Takie sprawy powinny znaleźć się na pierwszych stronach gazet.

Sufrażystka Suzanne Maureen Swing trzyma tabliczkę z napisem: „Demokracja musi zacząć się w domu”, 1917 r., USA. Zdjęcie: mediadrumworld.com/Media Drum/East News

Prawa kobiet nie są dane raz na zawsze

Kiedyś Stany Zjednoczone były wzorem, jeśli chodzi o walkę o prawa kobiet i realizację tych praw. A co teraz? Sufrażystki przewracają się w trumnach? 

Mam nadzieję, że Stany Zjednoczone staną się nie tylko przykładem na to, że można zniszczyć coś, co niby już zostało wywalczone, ale również nauczy, jak to naprawdę utrzymać. Warto podkreślić, że w porównaniu z Polską, Ukrainą i większością krajów wschodnioeuropejskich, prawa kobiet w USA zostały zagwarantowane dość późno, w momencie, kiedy większość kobiet w Europie Wschodniej już pracowała i miała pewną niezależność finansową.

W Polsce kobiety uzyskały prawo do aborcji w 1953 roku, a w Stanach federalne prawo do przerywania ciąży wprowadzono dopiero w połowie lat 70.

Choć jeszcze na początku lat 60. i 70. kobiety musiały walczyć o dostęp do legalnych aborcji w ciągu ostatnich pięciu dekad Stany wytworzyły wizerunek kraju, w którym prawa mniejszości i kobiet są bardzo zaawansowane

Jednak ta walka o równość zawsze była intensywna, a przeciwnicy równości nigdy nie pozostawali bierni. Dziś główną różnicą jest to, że elity polityczne – część z nich – stały się niezwykle konserwatywne, a system ochrony praw na poziomie federalnym zaczyna się rozpadać. W szczególności odnosi się to do decyzji Sądu Najwyższego, który podważył przepisy chroniące prawo do aborcji na poziomie federalnym, jak choćby decyzję dotyczącą Roev. Wade.

Te zmiany pokazują, jak ważne jest, by cały czas pilnować równości. Prawa kobiet nie są dane raz na zawsze. Pokazuje to również związek pomiędzy prawami kobiet i prawami mniejszości a demokracją. Z jednej strony, w krajach niedemokratycznych bardzo wyraźnie widać erozję praw kobiet, które najczęściej są grupą, której prawa są odbierane. Gdy tworzy się sztywną hierarchię władzy, kobiety zazwyczaj zajmują niższą pozycję. 

Z drugiej strony, krytyka praw kobiet często służy za pretekst do atakowania demokratycznych wartości i instytucji. Atakowanie równości płci jest dziś wykorzystywane przez ruchy antydemokratyczne, które mobilizują społeczeństwo, wzbudzając strach i przekonując ludzi, że zarówno równość płci, jak i demokracja poszły za daleko. Przykładem może być kampania Trumpa przeciwko Kamali Harris, która była przedstawiana jako rzeczniczka osób trans, a kwestie związane z finansowaniem operacji zmiany płci w więzieniach były wykorzystywane do mobilizacji wyborców a jednocześnie do ośmieszenia liberalnej demokracji.

Strategia populistów prawicowych polega na tym, żeby obśmiać kwestie równościowe, pokazać je jako coś absurdalnego i coś, co zagraża samym kobietom, a przy okazji mobilizować ludzi przeciwko demokracji jako takiej
Demonstracja wspierająca prawa kobiet w Afganistanie, Londyn, 8 marca 2024 r. Zdjęcie: HENRY NICHOLLS/AFP/Eastern News

Co my, zwykłe kobiety, możemy teraz zrobić w Polsce i Ukrainie, żeby bronić swoich praw?

Moim zdaniem wiemy to od sufrażystek – po pierwsze, praw nam nikt nie da, musimy je wywalczyć, a kiedy je wywalczymy, musimy ich bronić.

To jest trochę jak w małżeństwie. Zazwyczaj jest tak, że jeśli przyjmiemy na siebie wszystkie obowiązki, a nie będziemy się domagać swoich spraw, to ta druga strona nam nie pomoże i sama z siebie nie da nam praw, które nam się należą

Tak samo jest w życiu politycznym.

To kwestia głosowania, wspierania organizacji pomagających kobietom, ale także tych organizacji, które wychodzą na ulicę, osób które się mobilizują. To kwestia wspierania konkretnych kobiet, które działają na rzecz innych kobiet, jeśli my same czujemy, że to nie jest dla nas. To kwestia wspierania konkretnych polityczek, ale też pociągania ich do odpowiedzialności, sprawdzania, co robią, na jakiej zasadzie, wyrażania swojej opinii. To jest coś, czego nigdy nie powinnyśmy odpuścić. Czy to będzie na Facebooku, czy w debacie, czy w miejscu pracy.

Myślę, że wciąż żyjemy w bardzo dobrym miejscu, w którym możemy mieć swój głos

Nie jesteśmy w Afganistanie, tylko w miejscu, gdzie możemy ten głos mieć i możemy go używać.

Myślę, że musimy wykonać ten wysiłek, przyzwyczaić się do tego, żeby aktywność polityczna była po prostu częścią naszego życia, a nie jakimś marginesem, który pojawia się tylko na przykład przy głosowaniu, albo w ogóle nie, bo wtedy rezygnujemy z możliwości zmiany świata. 

Są kobiety, które są przeciwko migracji albo prawu do aborcji. Oczywiście mają do tego prawo, ale niestety nie działają ani na swoją rzecz, ani na rzecz swoich sióstr, koleżanek, córek itd. Nikt nie musi robić aborcji, ale w świecie, w którym kobietom się jej zabrania, to zwykłe kobiety zapłacą za ten zakaz swoim życiem, zdrowiem, komfortem psychicznym. I na taki świat po prostu nie powinniśmy się godzić.

20
хв

Elżbieta Korolczuk: – Nie możemy godzić się na świat, w którym kobiety tracą prawa

Olga Pakosz

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukrainiec nad Renem: język, wsparcie, praca, przyszłość

Ексклюзив
20
хв

Wolontariuszka Iryna Razin: „Niespokojni ludzie są zawsze nadaktywni. Czasami nawet pytają mnie: „Czy jest jakiś sposób, żeby cię wyłączyć?”

Ексклюзив
20
хв

Jak Vitsche Berlin walczy z rosyjską propagandą w Niemczech

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress