Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Jest kobiecą twarzą ukraińskiego teatru i kina. W czasach gdy niepodległość była największym ukraińskim marzeniem, w swoich rolach na dużym ekranie uosabiała siłę ducha, mądrość i seksualność ukraińskich kobiet, które sięgają aż do fundamentów historii narodowej – od hetmanatu po Ruś Kijowską. Historii, która dała Europie kilka królowych o ukraińskich korzeniach.
To właśnie ich wielkość prześwieca przez wszystkie role Natalii Sumskiej, od pierwszych wybitnych kreacji na dużym ekranie: Natalki w „Natalce Połtawce” (Ukrtelefilm, 1978), Chrystyny w „Dudarykach” i Marii w „Karmeluku” (Studia Filmowe im. O. Dowżenki Film Studio – 1980 i 1985).
We współczesnej Ukrainie Natalia Sumska jest główną aktorką Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego im. Iwana Franki. Od kilku pokoleń Ukraińcy przychodzą oglądać ją w roli Kajdaszowej w „Rodzinie Kajdaszów” według powieści Iwana Neczuja-Łewyckiego. 372 przedstawienia tej sztuki są teatralnym rekordem Ukrainy.
Jest wyrafinowaną Claire ze sztuki „Wizyta” (według „Wizyty starszej pani” Friedricha Durrenmatta), kochającą i ekscentryczną wdową Hortensją z „Greka Zorby” (rola nagrodzona Pektorałem Kijowskim) i pełną energii piosenkarką Florence Foster Jenkins z „Niezrównanej” (współczesnego angielskiego dramaturga Petera Quiltera).
Podczas gdy wielu ukraińskich aktorów, także teatralnych, po wybuchu wojny znalazło pracę w Europie, Natalia Sumska pracuje w Kijowie, dając przykład odporności nie tylko na scenie, ale i w życiu.
Z legendą ukraińskiej sceny rozmawiamy o pracy w teatrze w czasie wojny.
Oksana Szczyrba: W czasie wojny ukraińska kultura rozkwitła. Jak Pani to wyjaśni? I jak to wygląda w kontekście Pani pracy?
Natalia Sumska: Wojna to straszna, krwawa scenografia naszego życia. Oczywiście, istnieje opresja wśród żołnierzy na froncie i wśród tych cywilów, którzy cierpią z powodu nalotów. Dlatego w czasie wojny sztuka staje się prawdziwym wybawieniem dla Ukraińców.
Jak napisała Łesia Ukrainka w jednym ze swoich wierszy:
Jeśli przyjdzie smutek... lepiej zaśpiewać głośną pieśń, nie smutną, taką, żeby nieszczęście się zaśmiało. Wtedy pewnie odpędzisz strasznego potwora i twoje serce znów będzie spokojne
Teatr to wyjątkowa rzecz! Jest straszna wojna, a ludzie chodzą do teatru w Dnieprze i w Odessie, nawet Charkowie i w Sumach, gdzie codziennie jest straszny ostrzał.
Ludzie łakną cudu, a ten cud daje im radość duchowej komunikacji w teatrze. Rozrywka w barach i restauracjach jest męcząca, wyczerpująca. Ale kiedy dotykamy sztuki wysokiej, doświadczamy wspaniałych emocji, a potem opowiadamy o tym innym.
Dlatego księgarnie, targi książki i teatry są zatłoczone. I niech tak będzie, dopóki stawiamy czoło wrogowi. Bo przetrwanie w tej wojnie jest bardzo ważne.
Jak wojna zmieniła rzeczywistość teatru i wpłynęła na Pani pracę?
Od jej pierwszych dni myślałam tylko o tym, jak uratować moje dzieci i najcenniejsze rzeczy. Dzięki Bogu, mimo rosyjskich pocisków wystrzeliwanych w kierunku stolicy, teatr przetrwał. Po kilku dniach wszyscy trochę doszliśmy do siebie i zaczęliśmy szukać pracy – chcieliśmy być użyteczni. Teatr im. Iwana Franki był pierwszym teatrem otwartym w Ukrainie w czasie wojny – otworzył swoje podwoje i zaczął organizować spektakle.
Na początku baliśmy się pracować w naszej okolicy [teatr sąsiaduje z dzielnicą rządową Kijowa – red.]. Potem zostaliśmy przyjęci przez naszych przyjaciół i sąsiadów, kolegów z Chreszczatyka, z Teatru Łesi Ukrainki, w którym graliśmy dwa razy w tygodniu. W pobliżu znajduje się bardzo wygodny schron – stacja metra „Teatralna”. W maju wróciliśmy do naszego macierzystego teatru.
Teraz, gdy w czasie przedstawienia zawyją syreny, widzowie schodzą do schronu w metrze, a potem wracają i mają nawet czas, żeby kupić gdzieś kwiaty. Zdarzyło się, że [z powodu zagrożenia ostrzałem – red.] administracja odwołała spektakl, ale widzowie i tak wrócili godzinę później, mówiąc: „Ale my przychodzimy zobaczyć sequel!”. I co zrobisz? Jestem bardzo wdzięczna naszym niesamowitym ludziom.
We wrześniu rozpoczynamy 105. sezon teatralny. Mamy nowe kierownictwo, planujemy wiele zmian w repertuarze. Dopóki ci przeklęci wrogowie nie strzelają, ze wszystkim można sobie poradzić.
Ostatnio prezentowaliśmy nasze spektakle w Południowej Palmyrze [tak wielu Ukraińców nazywa Odessę – red.]. Trochę się baliśmy, ale graliśmy i przyzwyczailiśmy się do tego [w tamtym czasie Odessa była ostrzeliwana przez Rosjan – red.].
Jak wojna zmieniła Panią i Pani publiczność?
Byłam wierna swojej pracy przed wojną i jestem jej wierna teraz. Teatr pochłania mnie całkowicie i jestem za to wdzięczna.
Na moich spektaklach publiczność śmieje się, płacze, bije brawo i krzyczy. To jest wielkie szczęście dla aktora
Staram się dawać ludziom więcej radości. Podczas spektaklu „Rodzina Kajdaszewów” [sztuka oparta na klasycznym dziele literatury ukraińskiej, opowiadająca o życiu dwóch ukraińskich rodzin w XIX wieku – red.] komuś na widowni zadzwonił telefon, więc mówię: „Słyszysz, Karp, dzwon w cerkwi dzwoni!”. Ludzie się roześmiali, a winowajca szybciutko telefon wyciszył.
Gdy armia broni Ukrainy na froncie, teatr leczy i mobilizuje ludzi na tyłach – wspierając w społeczeństwie dialog, szukając odpowiedzi na najważniejsze pytania, poruszając aktualne tematy. Wojna zbliżyła do siebie wielu ludzi, choć niestety wielu też od siebie oddaliła. Mając na uwadze te wyzwania, podczas wojny zaprezentowaliśmy w Teatrze Franki premierę sztuki „Apartament dla cudzoziemców” w reżyserii mojego męża, Anatolija Chostikojewa. To ironiczna komedia o emigrantach, która mocno rezonuje z obecną sytuacją w kraju. Jak więc pani widzi, robię coś wyjątkowego. Teatr to sposób na życie, bez którego nie wyobrażam sobie siebie.
Co Panią najbardziej boli, a co daje Pani siłę?
Boli mnie moja okaleczona, oszukana Ukraina, płonę z żalu za tym straconym, pięknym pokoleniem, które mogło żyć i tworzyć. Zamiast tego ci ludzie leżą teraz w grobach pod flagami, a ich portrety z krótkimi biogramami bohaterów widnieją w centrach miast. I z każdym tygodniem jest ich więcej. Ci, którzy zasługują na życie w Ukrainie, teraz za nią umierają. A przecież teraz byłby czas, by nasza młodzież w pełni rozwijała swoje talenty.
Ale jak trafnie śpiewa nasz Taras Petrynenko: „Psim synom znów zachciało się wojny, oni łakną krwi!”
Ta wojna mnie zahartowała – w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie wierzę w najgorsze scenariusze, tylko w najlepsze. Bóg nie dopuści do najgorszego.
Łagodzę swój ból i uczę się od najlepszych. Biorę udział w wydarzeniach aktywistycznych. Spotkania z wojskowymi są dla mnie ważne, bo to wyjątkowi ludzie. A kiedy na spektaklach są żołnierze, czuję się podniesiona na duchu. Żaden z nas nie doświadczy w pełni horroru, z jakim mierzą się żołnierze. Szukam ich nagrań wideo, ich przemyśleń, wywiadów.
Bardzo ważna jest praca z układem nerwowym. My, aktorzy, potrzebujemy na scenie energii, więc musimy przygotować do tego nasz układ nerwowy, a nie energię marnować. Ważne, by się zrestartować. Na przykład tego lata, po raz pierwszy od początku wojny, spędziłam wakacje z rodziną nad naszą zaczarowaną rzeką Desną. Wcześniej to było niemożliwe, bo latały tam drony wroga. Wie pani, to był cud. Podziwialiśmy kaczki, bociany, które odlatywały po upalnym dniu, rozgwieżdżone niebo i ciszę – chociaż wariaci wciąż wystrzeliwują na nas swoje rakiety, w środku nocy albo nad ranem... I tak jakoś żyjemy.
Za rolę w sztuce „Trzy siostry”, opartej na dramacie Czechowa, przyznano Pani Pektorał Kijowski, jedną z trzech najwyższych ukraińskich nagród teatralnych. Jak dziś patrzy Pani na tę rolę?
Rzeczywiście, była taka sztuka, choć dotyczyła czegoś innego [niż tematyka dramatu Czechowa – red.]. W tamtym czasie w naszym teatrze pracował reżyser Andrij Żołdak i to on wystawił tę sztukę. „Trzy siostry” Żołdaka były ukraińskimi siostrami, represjonowanymi i zesłanymi na Syberię – więc to nie jest rosyjski klasyk, ale refleksja na temat rosyjskiej ekspansji kulturowej w Ukrainie. Na szczęście to się już skończyło. Przed wojną wystawialiśmy sztuki rosyjskich autorów, lecz po 24 lutego 2022 repertuar w ukraińskim teatrze zmienił się całkowicie. I tak powinno już zostać.
O czym Pani marzy?
Moim najcenniejszym marzeniem jest zachowanie państwa ukraińskiego. Chcemy, żeby nasze życie toczyło się dalej, chcemy, żeby rodziły się dzieci, żeby ludzie żyli w Ukrainie. O to wszyscy walczymy. Ta wojna nauczyła nas, aby zawsze być uzbrojonym. Tylko ogień i miecz mogą pokonać wroga i zapewnić nam mniej lub bardziej spokojną egzystencję. Moim ogniem i mieczem jest kultura, dlatego w tych trudnych czasach zapraszam wszystkich do teatru.
Ukraińska dziennikarka, gospodyni programów telewizyjnych i radiowych. Dyrektorka organizacji pozarządowej „Zdrowie piersi kobiet”. Pracowała jako redaktor w wielu czasopismach, gazetach i wydawnictwach. Od 2020 roku zajmuje się profilaktyką raka piersi w Ukrainie. Pisze książki i promuje literaturę ukraińską. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy i Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy. Autorka książek „Ścieżka w dłoniach”, „Iluzje dużego miasta”, „Upadanie”, „Kijów-30”, trzytomowej „Ukraina 30”. Motto życia: Tylko naprzód, ale z przystankami na szczęście.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!