Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Tydzień temu w Polsce odnotowano 3 162 nowych przypadków Covid, a 5 grudnia liczba ta wynosiła 4 175. Lekarze nie widzieli takich danych od ponad ośmiu miesięcy
Nowa odmiana Covid, Pirola, szaleje na całym świecie. Zdjęcie: Shutterstock
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Polska zajmuje ósme miejsce w Europie pod względem liczby zachorowań na koronawirusa (stan na 6 grudnia). Najwięcej zachorowań odnotowano we Francji. Polskie Ministerstwo Zdrowia podkreśla, że w rzeczywistości pacjentów może być więcej niż pokazują oficjalne statystyki, ponieważ nie wszystkie osoby zgłaszają wyniki testów do placówek medycznych.
- Według moich obliczeń każdego dnia możemy mieć w Polsce 20-30 tysięcy nowych pacjentów z Covid. Codziennie robię około 20 testów i co trzeci jest pozytywny. Powiedzieć, że oficjalne wyniki są niedoszacowane, to mało" - mówi Wyborczej Michał Matiaszczyk, lekarz rodzinny z Łodzi.
W Polsce, a także w innych krajach europejskich, rejestrowany jest nowy szczep Covid, znany jako JN.1. Lekarze i eksperci ostrzegają, że jest on bardziej zaraźliwy, ma wiele mutacji i może powodować ciężkie formy choroby.
- Ten typ koronawirusa ma najwięcej mutacji w białku adhezyjnym ze wszystkich swoich poprzedników. Naukowcy monitorują patogen, aby sprawdzić, czy stanowi on większe zagrożenie dla ludzi niż inne szczepy. Największym problemem jest to, że nie można kontrolować czegoś, co jest tak zaraźliwe" - powiedziała Sky News profesorka Clare Bryant.
Lekarze zauważają również, że powrót do zdrowia po zakażeniu nowym szczepem Covid może potrwać dłużej niż wcześniej. Ostrzegają również przed możliwym wzrostem liczby pacjentów w okresie świątecznym. Najczęstszymi objawami infekcji są katar, ból głowy, zmęczenie, kichanie i ból gardła, a rzadziej podrażnienie oczu i wysypka na ciele.
Od 6 grudnia w Polsce można zaszczepić się przeciwko Covid-19. Szczepienia są dobrowolne i bezpłatne.
A co z Ukrainą?
Liczba zachorowań rośnie również w Ukrainie. Ograniczenia kwarantanny mogą zostać nałożone w regionach Tarnopola, Żytomierza i Czerniowiec z powodu przekroczenia progu epidemii. W sumie od początku sezonu epidemicznego ponad milion Ukraińców zostało zarażonych koronawirusem i grypą.
"Zachorowalność na Ukrainie rośnie, zgodnie z przewidywaniami. Chociaż szczyt spodziewany był w listopadzie. Dwa tygodnie temu mieliśmy ponad 10 000 potwierdzonych przypadków tygodniowo. Kilkadziesiąt osób zmarło, głównie wśród hospitalizowanych" - mówi immunolog Fedir Lapiy.
Obecnie na Ukrainie krąży ponad 13 szczepów Covid. Wszystkie wykryte mutacje są odchyleniami od szczepu Omicron. Obejmuje to jego podgatunki Eris i Pirola. Liczba przypadków wśród dzieci wzrosła, podkreśla Lapiy:
- Jest na to racjonalne wytłumaczenie - dzieci chodzą do szkoły, do przedszkoli i oczywiście kontaktują się ze sobą. I nie chodzi tylko o Covid, ale także grypę i SARS, i to właśnie przez dzieci wirus najczęściej dostaje się do rodzin.
Jak zapobiec chorobie:
1) Przestrzegaj tak zwanej "etykiety kaszlu"
Podczas kaszlu lub kichania należy zakrywać nos i usta chusteczką jednorazową. Jeśli jej nie masz, kaszl lub kichaj w łokieć lub przykryj się ubraniem.
2) Dbaj o czystość rąk
Wiele infekcji wirusowych układu oddechowego przenoszonych jest przez brudne powierzchnie. Dlatego często myj ręce wodą z mydłem lub używaj środków antyseptycznych zawierających co najmniej 60% alkoholu. Nie dotykaj również oczu, nosa ani ust brudnymi rękami.
3) Właściwe stosowanie masek medycznych
Jeśli masz objawy choroby, noś maseczkę, aby chronić inne osoby przed infekcją. Jeśli jesteś zdrowy, a wokół Ciebie znajdują się osoby chore, noś maskę. Czyli najlepiej noś maseczkę zawsze.
- Kiedy chirurg idzie na operację, zakłada maskę, aby uniknąć zakażenia rany chirurgicznej" - wyjaśnia immunolog Fedir Lapiy.
4) Unikaj zatłoczonych miejsc i zachowaj dystans.
Unikaj zatłoczonych miejsc, takich jak koncerty i wydarzenia sportowe. Dotyczy to zwłaszcza osób należących do tzw. grup ryzyka.
5) Czyść powierzchnie i przedmioty, których często dotykasz
Dotyczy to na przykład pilotów do telewizorów, telefonów komórkowych i klamek do drzwi. Zaleca się ich częste i dokładne czyszczenie
6) Szczepienia
Lekarze radzą, aby nie zaniedbywać szczepień. Szczepienia zalecane są przede wszystkim osobom z osłabionym układem odpornościowym lub współistniejącymi chorobami, a także osobom starszym po 60. roku życia. Dodatkowo należy zaszczepić się przeciwko grypie. Można podać dwie szczepionki jednocześnie. Lekarze przewidują nowy szczyt zachorowań na Covid i grypę późną zimą, i wczesną wiosną.
Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Dr Rafał Szmajda - lekarz, psychiatra dzieci i młodzieży. Specjalizuje się w leczeniu i terapii ADHD, zaburzeń zachowania, spektrum autyzmu. Na co dzień pracuje w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym w Łodzi.
Anna J. Dudek: Do Rzecznika Praw Obywatelskich trafiła petycja rodziców dzieci z ADHD. Pismo dotyczy możliwości ubiegania się o orzeczenie kształcenia specjalnego dla tych dzieci, które mają zdiagnozowany zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Obecnie o takie orzeczenia mogą ubiegać się rodzice dzieci ze spektrum autyzmu i niepełnosprawnościami różnego typu. Jak Pan ocenia tę petycję?
Dr Rafał Szmajda: Myślę, że takie działanie ma głęboki sens. Dzieci z ADHD to dzieci ze szczególnymi potrzebami, więc możliwość kształcenia specjalnego umożliwi im naukę według potrzeb, na przykład w mniejszych grupach, częściowo w zindywidualizowanej ścieżce, w innym tempie pracy.
Dzieci z ADHD myślą bardzo szybko i działają impulsywnie, ale tempo pracy szkolnej mają wolniejsze, mogą uczyć się wolniej
To dlatego, że o wiele bardziej niż dzieciom neurotypowym przeszkadzają im bodźce zewnętrzne. Grupa dzieci jest zawsze głośna, więc podczas pracy w 30-osobowej klasie dziecko z ADHD będzie korzystało mniej niż rówieśnik, który nie ma takich "rozpraszaczy". Jeśli będzie możliwość utworzenia mniejszych grup, takim dzieciom będzie łatwiej. Dostosowanie klas, szkół, systemu nauczania do potrzeb wszystkich dzieci ma głęboki sens. Nie oznacza to, że każde dziecko powinno być nauczane indywidualnie, bo to niekorzystne dla samego pacjenta i obciążające dla systemu. Jednak praca w mniejszych grupach i dostosowanie się do potrzeb dzieci ma głęboki sens.
Pokutuje pogląd, że dzieci z ADHD "przeszkadzają", są niegrzeczne, a na dodatek zaniżają poziom. Jak to jest?
Ludzie są różni. Dzieci to też ludzie i też są różnie. W całej grupie pacjentów z ADHD mamy dzieci funkcjonujące intelektualnie na bardzo wysokim poziomie, które dobrze radzą sobie w szkole i później, zapamiętują, dużo wynoszą z lekcji. Mamy też takie, które, choćby emocjonalnie, są trochę za swoją grupą rówieśniczą, a w kontakcie mogą sprawiać wrażenie młodszych o rok czy dwa w stosunku do swojego wieku - tym bardziej że ADHD często współistnieje z innymi zaburzeniami rozwojowymi. Jeśli chodzi o tę "niegrzeczność", to tak: dzieci z ADHD są głośne, impulsywne, wiercą się, słowem: nie są "idealnymi" dziećmi do polskiej szkoły, w której głównie się siedzi i przepisuje coś z tablicy.
Takie dziecko jest "wyłuskiwane" przez nauczyciela, bo przecież odstaje od grupy - neurotypowych dzieci, które siedzą w tych ławkach i przepisują. Tymczasem dziecko z ADHD wierci się, maże w zeszycie, odpowiada nie pytane, nie przestrzega zasad, mówi dużo głośniej i zdarza się, że rzuci coś wulgarnego.
I uwaga w dzienniczku gotowa. Ja zresztą tak anegdotycznie czasami proszę rodziców o taki dzienniczek uwag, który pokazuję potem studentom, żeby zrozumieli, o co chodzi. Tych uwag rzeczywiście jest bardzo wiele w przypadku nadruchliwego dziecka.
A czy nie byłoby fajnie, gdyby na przykład zamiast zapisywania negatywnych uwag nauczyciele wpisywali pozytywne?
To jest szczególnie polecane do pracy właśnie z dzieciakami z ADHD, bo one cały czas, na każdym etapie swojej edukacji, a w ogóle może i życia, doświadczają ciągłego strofowania, ciągłych takich porażek.
Jak już się zepnie w sobie i odrobi tę pracę domową, to okazuje się, że to była praca domowa sprzed tygodnia. I znowu porażka, i znowu lipa, i jeszcze wszyscy się śmieją, że generalnie to dziecko jest gapa i odrobiło nie tę pracę domową, co trzeba. Dlatego pozytywne wzmocnienia, supermoce to bardzo ważna kwestia, bo takie dziecko ze szkoły po iluś tam uwagach przychodzi i słyszy - tym razem od rodziców: znowu masz bałagan w pokoju, nie posprzątałeś, znowu nie wziąłeś worka na kapcie, dlaczego nie umyłeś jeszcze zębów - i tak dalej. Ciągle ktoś o coś się czepia, więc te dzieciaki poczucie własnej wartości mają zazwyczaj zaniżone absolutnie. Trzeba im więc pokazywać te ich supermoce, żeby miały szansę na prawidłowy rozwój i zdrową samoocenę.
Z obserwacji terapeutów, ale też ze statystyk wynika, że kiedy ADHD jest niezdiagnozowane lub niezaadresowane, często koreluje w późniejszym życiu z depresją czy zaburzeniami lękowymi.
Rzeczywiście, w około 30 proc. taka sytuacja może się wiązać właśnie z zaburzeniami z tej sfery depresyjno-lękowej. Kolejne 30 proc. to ryzyko uzależnienia, następne - ryzyko wystąpienia kwestii związanych z zachowaniami antyspołecznymi czy przestępczością. Przy niewłaściwie zaopiekowanym ADHD istnieje wysokie ryzyko, że pacjent pójdzie w jedno z tych zaburzeń lub w kilka naraz, bo one się wzajemnie nie wykluczają. Co trzeci będzie miał problemy depresyjno-lękowe, co trzeci z kolei będzie miał problemy z jakimś uzależnieniem, a następny co trzeci - na przykład kłopoty z różnymi antyspołecznymi zachowaniami. Nie oznacza to oczywiście, że już na pewno zostanie kryminalistą, tylko że na przykład wda się w jakąś bójkę i z tego powodu będzie miał problemy prawne. Bo jeżeli ktoś ma tak wysoki poziom impulsywności, to wdać się w bójkę to jest naprawdę chwila. Widzimy to też wśród naszych pacjentów na oddziałach.
A propos impulsywności: natknęłam się taki adekwatny, wydaje mi się, cytat na temat funkcjonowania dzieci z ADHD: "Mają mózg, jak rakieta, a hamulce od roweru".
Absolutnie się z tym zgadzam.
Mózg jak rakieta mają, jak każdy z nas, ale rzeczywiście większość z nas ma lepsze hamowanie
A jeżeli myślimy o takich neurobiologicznych podstawach, to faktycznie ADHD to przede wszystkim deficyt hamowania, bo u tych osób pobudliwość jest na odpowiednim poziomie, właściwie w normie. Natomiast to hamowanie jest na kiepskim poziomie i dlatego tak szybko przerzucają uwagę z miejsca na miejsce. To zależy od pobudzenia.
Nie potrafią utrzymać uwagi na jednym temacie, ponieważ to zależy od hamowania. Dlatego często wtrącają się do czyjejś wypowiedzi, nie mogą ustać w kolejce, nie są w stanie wytrzymać i mówią, zanim ktoś dokończy pytanie. Generalnie są niecierpliwe i się wiercą.
Ale to nie jest tak, że ich mózgi są szybsze od mózgów tych dzieciaków, które nie mają problemu z ADHD.
Czy dzieci obierają sobie jakieś strategie przetrwania? Bo wydaje się, że każde sobie jakieś obiera - żeby nie odstawać od grupy, jakoś sobie poradzić, na przykład w szkole czy w grupie rówieśniczej? Dlatego niektóre kogoś udają kogoś, podlizują się, imitują...
Te dzieci ciągle mają poczucie, że doświadczają jakichś porażek. Na przykład koledzy wyśmiewają się z chłopca, że jest gapowaty, więc on idzie w agresję. Bo przecież nikt mu nie powie, że jest gapą, jeśli wszyscy będą się go bali. To jest jedna z opcji.
Druga jest taka, że dzieciak będzie naśladował wszystkie zachowania grupy. Więc lgnie do tej grupy, nawet jeśli ona zachowuje się niewłaściwie.
Czasami u dziecka pojawia się też taka motywacja, że "skoro wszyscy mi mówią, że ja jestem taki niegrzeczny, to ja wam dopiero pokażę, co to znaczy być niegrzecznym".
I rzeczywiście wtedy mamy problemami z zachowaniem - widzimy, jak te dzieci potrafią być "niegrzeczne".
Mówiliśmy o supermocach. Czy z ADHD wiążą się jakieś wyjątkowe cechy lub predyspozycje?
Generalnie tak, bo to zazwyczaj są ludzie, którzy mają mnóstwo energii. Ona, owszem, może być ukierunkowana na "przeszkadzanie" na lekcji - ale też na sport czy muzykę. To są dzieci, które nigdy się nie męczą, więc może być tak, że dopiero po treningu piłki nożnej, tenisa czy judo wraca do domu o 20 i się wycisza. Ci ludzie mają "gadane", potrafią zjednywać sobie innych, mają fajną energię w kontaktach.
Śmieję, że pacjent z ADHD może i nie będzie urodzonym księgowym, ale urodzonym handlowcem, zagadującym i reklamującym różne rzeczy - jak najbardziej
A artystą? Czy ADHD wiąże się z kreatywnością?
Tak. To ludzie, którzy zwykle mają wiele zainteresowań i zajęć, co może być zarówno pozytywne, jak negatywne. Z jednej strony to dzieciaki o szerokich horyzontach, które interesuje wiele spraw. Z drugiej - mogą być postrzegane jako takie, które mają słomiany zapał, bo dopiero co grały w piłkę, teraz grają szachy, a później jest tenis, pływanie czy puzzle. Z ADHD wiąże się także zjawisko nazywane w literaturze "hiperfocusem". To zdolność maksymalnego i długiego skupienia uwagi na czymś, co w danym czasie czy w danej chwili budzi zainteresowanie.
Czyli: jeżeli coś mnie "jara", coś ma dla mnie duży ładunek emocjonalny i sprawia mi radość, to mogę to robić godzinami - i wtedy nie widać zaburzeń uwagi. Ktoś kiedyś powiedział, że ADHD jest głównie zaburzeniem czynności nudnych. Trudno, żeby wszystkie lekcje w szkole były ciekawe. Ale jeżeli moim konikiem będzie język angielski, to choćby nie wiem co, będę z tego angielskiego dobry. Miałem pacjentów, dla których takim konikiem była matma - zawsze piątki, poziom niemal na olimpiadę. Miałem też zapalonego historyka, który w czwartej klasie podstawówki znał i rozumiał historię na poziomie liceum. To może być zarówno historia, jak piłka nożna.
Warto znaleźć coś, na co dziecko ma ten "hyperfocus" - i to rozwijać. Mówimy o takich wyspach kompetencji: może z matmy czy z polskiego nie jest najlepsze, ale za to najlepiej pływa, najlepiej biega albo gra w piłkę.
To nie są "łatwe" dzieci. Czy ich wychowywanie i wspieranie wymaga od rodziców szczególnych kompetencji? Bo można prosić takie dziecko o umycie zębów czy założenie butów piętnaście razy, a ono nie zareaguje. Albo nie słyszy, albo jest pochłonięte w tym czasie czymś innym.
Ono realnie może nie słyszeć, ale nie dlatego, że ma jakkolwiek jest problem ze słuchem. Problem w tym, żeby ta informacja przebiła się przez ten cały szum informacyjny.
O ADHD mówimy także jako o zaburzeniu selektywności bodźców, które polega na tym, że z całego tego szumu informacyjnego ciężko jest dziecku wyłowić konkretną informację - że np. mama do niego mówi. Po drugie, nawet jeśli dziecko zacznie już robić to, o co je prosiliśmy, to w dowolnym momencie może się rozproszyć i zająć się czymś innym. A w nas rośnie frustracja, bo znowu coś, o co prosiliśmy, jest niezrobione. Natomiast u dziecka, któremu znów ktoś przeszkadza, przerywa jakąś jego aktywność, może dojść do wybuchu negatywnych emocji. I znowu mamy deficyt hamowania, rakietę z hamulcami od roweru. Wtedy meble potrafią latać po domu, bo niby jak dziecko ma sobie z tym poradzić?
Istnieją specjalne grupy wsparcia dla rodziców dzieci w spektrum autyzmu i z ADHD, bo zachowanie cierpliwości i okazywanie zrozumienia przy jednoczesnym stawianiu granic i konkretnych wymagań może być wyczerpujące. Jak ci rodzice mogą być ze swoim dzieckiem, wspierać się, wzmacnia, po prostu sobie radzić?
To, co zawsze działa, to stały plan dnia. To podstawowa kwestia, przy czym taka rutyna działa lepiej w przypadku młodszych dzieci. Trudniej będzie z nastolatkiem, który przeżywa kryzys adolescencji - a zawsze tłumaczę rodzicom, że dzieciaki z ADHD przeżywają go do sześcianu.
Wstajemy o 8., myjemy zęby, jemy śniadanie, ubieramy się, wychodzimy do przedszkola czy szkoły - i tak dalej.
Potem o 18 odrabiamy lekcje, o 19 czytamy czy oglądamy bajkę albo robimy cokolwiek innego.
Dzieci z ADHD o wiele lepiej funkcjonują w sztywnej strukturze dnia
Dajemy im też tylko jedno zadanie naraz. Bo jeśli poprosimy, żeby najpierw się ubrało, potem umyło zęby, a potem posprzątało zabawki, to zęby może umyje, ubierze się może do połowy, ale już na wykonanie trzeciego zadania nie ma szans.
Poza tym jego uwagę trzeba przywołać. Gdy w danej chwili wydajemy jedno polecenie: "chodź tu do mnie, popatrz na mnie, teraz idziesz wyrzucić śmieci", a dodatkowo prosimy, by powtórzyło, co ma zrobić, to pójdzie i te śmieci wyrzuci.
Chwilą wytchnienia dla rodziców czy opiekunów bywa tablet bądź telefon. Włączamy bajkę czy grę - i już, spokój. Jak to działa na dzieci z ADHD?
ADHD wiąże się z wyższym niż w populacji ogólnej ryzykiem uzależnienia, które nie dotyczy, jak zwykliśmy to sobie wyobrażać, tylko alkoholu czy narkotyków, ale też internetu, korzystania ze smartfona, gier komputerowych czy mediów społecznościowych.
Dzieci z ADHD bardzo to chłoną, dostają też szybkie poczucie gratyfikacji, bo to jest to jedna z niewielu rzeczy, na których one mogą się absolutnie skupić. Tam ta uwaga jest bowiem stale bombardowana i stymulowana.
Do tego dochodzi adrenalina związana z tym, jak się gra i rywalizuje z innymi. I jest to niebezpieczeństwo, że taki człowiek, doznający frustracji w życiu realnym, przeniesie się do świata online, bo tam ma szybszą, łatwiejszą gratyfikację. I tam nikt go w kółko nie strofuje.
Kiedy należy włączyć leczenie farmakologiczne?
Ani diagnozy, ani leków nie należy się bać. Generalnie zasada jest taka, że nawet jeżeli jest diagnoza, to najpierw wprowadzamy szereg oddziaływań pozafarmakologicznych. Chodzi tu chociażby o kwestie związane z tym ustalonym planem dnia, o których była mowa wcześniej. To jedna z najprostszych interwencji, która poprawia funkcjonowanie takiego młodego człowieka. Jeżeli ta bateria interwencji psychospołecznych okazuje się nieskuteczna, powinny wkroczyć leki.
Leki powinny też wkroczyć wtedy, gdy pacjent zaczyna rozwijać powikłania ADHD, czyli na przykład zaburzenia opozycyjno-buntownicze. Mamy z nimi do czynienia wówczas, gdy przez co najmniej sześć miesięcy występuje utrwalony wzorzec buntowania się, sprzeciwiania normom społecznym dorosłych, wybuchy złości, złośliwość, mściwość.
W przypadku rozwijania się tego typu powikłań albo powikłań typu: "poszedł do pierwszej klasy podstawówki i po trzech tygodniach już go chcą wyrzucić" włączenie leków jest jak najbardziej wskazane.
Ale rodzice leków się boją.
Myślę, że wynika to z braku rzetelnej informacji i nieporozumienia związanego z tym, że najpopularniejszy i najskuteczniejszy lek w Polsce, metylofenidat, jest uważany za lek narkotyczny. Owszem, mechanizm jego działania jest podobny, natomiast podstawowa różnica jest taka, że on nie powoduje euforii, a wzmaga koncentrację, skupienie się. Dzięki temu w 90% jest skuteczny. Leków nie trzeba się bać, bo one bardzo znacząco mogą poprawić funkcjonowanie dzieci i młodzieży.
1 czerwca 2024 roku ruszył program bezpłatnych szczepień przeciw HPV. Przeznaczony jest dla dzieci i młodzieży od 9. roku życia do 14 r. życia (dla dzieci, które jeszcze nie ukończyły 14 lat). Skąd ten wiek? Specjaliści podkreślają, że szczepionki są najskuteczniejsze zanim dziecko miało kontakt z wirusem, a zatem przed inicjacją seksualną - wirus przenosi się drogą płciową.
„Od teraz można szczepić dziewczynki i chłopców po ukończeniu 9 roku życia aż do ukończenia 14 roku życia, jednak będziemy chcieli ten program dalej rozszerzać. Szczepienie jest dobrowolne i bezpłatne, ale ostateczna decyzja należy do rodziców” – mówiła ministra zdrowia Izabela Leszczyna podczas konferencji prasowej. „Rozpoczynamy program szczepień przeciw wirusowi HPV w szkołach podstawowych. To ważna akcja zdrowotna i edukacyjna”, dodała ministra edukacji Barbara Nowacka. Podkreśla również rolę rodziców i dyrektorów szkół w realizacji tego programu – „Apelujemy do rodziców, by zapisywali swoje dzieci na bezpłatne i bezpieczne szczepienia, które będą się odbywać w szkołach.”
Wirus HPV (Human Papillomavirus) to jeden z najbardziej rozpowszechnionych wirusów na świecie. Występuje ponad 150 typów HPV, a kilkanaście jest szczególnie niebezpiecznych, ponieważ są wysoce onkogenne. Czyli: mogą powodować raka. Wszystkie przypadki raka szyjki macicy są poprzedzone przewlekłą infekcją HPV, ale to nie jedyny nowotwór złośliwy związany z tym wirusem. Może on wywoływać także raka odbytu, pochwy, sromu, prącia, przestrzeni ustno-gardłowej oraz okolic głowy i szyi. Zetknie się z nim 80 proc. aktywnych seksualnie ludzi, zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Długo pokutowało przekonanie - błędne - że HPV to szczepionka dla dziewczynek i kobiet, a to dlatego, że ten wirus wiązany jest przede wszystkim z rakiem szyjki macicy. To czwarty pod względem częstości występowania nowotworem złośliwym u kobiet na świecie. Co roku na świecie diagnozuje się ponad 600 tys. kobiet, ponad połowa z nich umiera. W Polsce rokrocznie prawie trzy Każdego roku umiera ponad 340 000 kobiet, a liczba nowych zachorowań oceniana jest na ponad 600 000. Ponad 80% wszystkich zachorowań występuje w krajach rozwijających się.
W Polsce każdego roku prawie 3000 kobiet dowiaduje się, że ma raka szyjki macicy. Jednak szczepić trzeba także chłopców, bo celem jest nie tylko chronienie poszczególnych osób, ale także zatrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa w populacji
Pediatra dr Katarzyna Zych-Krekora: Od 2024 roku w Polsce realizowany jest powszechny program szczepień przeciwko wirusowi HPV, obejmujący również dzieci. Dzieci w wieku od 9 do 14 lat mogą otrzymać szczepionkę całkowicie bezpłatnie w ramach kampanii szkolnej. Dla starszych dzieci, program umożliwia darmowe szczepienia od września ubiegłego roku szczepionkami Cervarix (dwuwalentną) lub Gardasil 9 (9-walentną). Te szczepionki skutecznie chronią przede wszystkim przed rakiem szyjki macicy, ale także przed innymi nowotworami związanymi z wirusem HPV, takimi jak rak odbytu, sromu i pochwy.
Lekarka dodaje, że szczepionki przeciwko HPV są uznawane za bezpieczne, a działania niepożądane ograniczają się głównie do reakcji miejscowych w miejscu wstrzyknięcia. - Poważne działania niepożądane występują rzadko. Badania wykazały, że szczepionka jest najbardziej skuteczna, gdy podawana jest w młodym wieku – w grupie 9–14 lat skuteczność wynosi od 74% do 93%, a w grupie 15–18 lat od 12% do 90% - wyjaśnia. Doświadczenia krajów, w których od lat stosuje się programy szczepień przeciw HPV wskazują, że odnotowano ponad 90%-skuteczność w zapobieganiu przetrwałym zakażeniom HPV, stanom przedrakowym szyjki macicy, pochwy i sromu oraz kłykcinom u kobiet oraz stanom przedrakowym prącia, odbytu i kłykcinom u mężczyzn.
Do 2014 roku 64 kraje wdrożyły programy szczepień przeciwko HPV, jednak zasięg szczepień pozostaje niski – tylko 1,4% kobiet na całym świecie otrzymało pełną dawkę szczepionki. Co istotne, program obejmuje także 50-proc. refundację szczepienia dla dorosłych. Dr Zych-Krekora: Program szczepień HPV dotyczy także dorosłych kobiet, jednak dla nich szczepienia są odpłatne. Ministerstwo Zdrowia zaleca, by osoby w wieku od 9 do 26 lat, które nie zostały wcześniej odpowiednio zaszczepione, rozważyły szczepienie. Dla osób do 45 roku życia, szczepienie można rozważyć po konsultacji z lekarzem. W przypadku kobiet już zakażonych wirusem HPV, szczepionka może przynieść korzyści, chroniąc przed innymi typami wirusa, z którymi nie miały wcześniej kontaktu. Ważne jest jednak, że szczepionka nie leczy istniejących zakażeń, lecz zapobiega kolejnym infekcjom innymi typami wirusa. Ekspertka podkreśla, że dla kobiet, które zostały wcześniej zaszczepione, nie ma potrzeby ponownego szczepienia po urodzeniu dziecka.
Dodaje, że szczepionka może być korzystna nawet w przypadku istniejącego zakażenia, gdyż może wspomóc układ odpornościowy w walce z wirusem, co przyczyni się do szybszej remisji zakażenia
Powszechny program szczepień przeciw HPV realizuje założenia i cele Narodowej Strategii Onkologicznej na lata 2020-2030. Uzupełnia bezpłatny program szczepień ochronnych dla dzieci i młodzieży o szczepienie, które chroni przed chorobami wywołanymi przez HPV.
Jak zapisać dziecko na szczepienie? Informację można uzyskać w przychodni (POZ - gabinety Podstawowej Opieki Zdrowotnej) i w szkole.
Dr Rafał Szmajda - lekarz, psychiatra dzieci i młodzieży. Specjalizuje się w leczeniu i terapii ADHD, zaburzeń zachowania, spektrum autyzmu. Na co dzień pracuje w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym w Łodzi.
Anna J. Dudek: Do Rzecznika Praw Obywatelskich trafiła petycja rodziców dzieci z ADHD. Pismo dotyczy możliwości ubiegania się o orzeczenie kształcenia specjalnego dla tych dzieci, które mają zdiagnozowany zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Obecnie o takie orzeczenia mogą ubiegać się rodzice dzieci ze spektrum autyzmu i niepełnosprawnościami różnego typu. Jak Pan ocenia tę petycję?
Dr Rafał Szmajda: Myślę, że takie działanie ma głęboki sens. Dzieci z ADHD to dzieci ze szczególnymi potrzebami, więc możliwość kształcenia specjalnego umożliwi im naukę według potrzeb, na przykład w mniejszych grupach, częściowo w zindywidualizowanej ścieżce, w innym tempie pracy.
Dzieci z ADHD myślą bardzo szybko i działają impulsywnie, ale tempo pracy szkolnej mają wolniejsze, mogą uczyć się wolniej
To dlatego, że o wiele bardziej niż dzieciom neurotypowym przeszkadzają im bodźce zewnętrzne. Grupa dzieci jest zawsze głośna, więc podczas pracy w 30-osobowej klasie dziecko z ADHD będzie korzystało mniej niż rówieśnik, który nie ma takich "rozpraszaczy". Jeśli będzie możliwość utworzenia mniejszych grup, takim dzieciom będzie łatwiej. Dostosowanie klas, szkół, systemu nauczania do potrzeb wszystkich dzieci ma głęboki sens. Nie oznacza to, że każde dziecko powinno być nauczane indywidualnie, bo to niekorzystne dla samego pacjenta i obciążające dla systemu. Jednak praca w mniejszych grupach i dostosowanie się do potrzeb dzieci ma głęboki sens.
Pokutuje pogląd, że dzieci z ADHD "przeszkadzają", są niegrzeczne, a na dodatek zaniżają poziom. Jak to jest?
Ludzie są różni. Dzieci to też ludzie i też są różnie. W całej grupie pacjentów z ADHD mamy dzieci funkcjonujące intelektualnie na bardzo wysokim poziomie, które dobrze radzą sobie w szkole i później, zapamiętują, dużo wynoszą z lekcji. Mamy też takie, które, choćby emocjonalnie, są trochę za swoją grupą rówieśniczą, a w kontakcie mogą sprawiać wrażenie młodszych o rok czy dwa w stosunku do swojego wieku - tym bardziej że ADHD często współistnieje z innymi zaburzeniami rozwojowymi. Jeśli chodzi o tę "niegrzeczność", to tak: dzieci z ADHD są głośne, impulsywne, wiercą się, słowem: nie są "idealnymi" dziećmi do polskiej szkoły, w której głównie się siedzi i przepisuje coś z tablicy.
Takie dziecko jest "wyłuskiwane" przez nauczyciela, bo przecież odstaje od grupy - neurotypowych dzieci, które siedzą w tych ławkach i przepisują. Tymczasem dziecko z ADHD wierci się, maże w zeszycie, odpowiada nie pytane, nie przestrzega zasad, mówi dużo głośniej i zdarza się, że rzuci coś wulgarnego.
I uwaga w dzienniczku gotowa. Ja zresztą tak anegdotycznie czasami proszę rodziców o taki dzienniczek uwag, który pokazuję potem studentom, żeby zrozumieli, o co chodzi. Tych uwag rzeczywiście jest bardzo wiele w przypadku nadruchliwego dziecka.
A czy nie byłoby fajnie, gdyby na przykład zamiast zapisywania negatywnych uwag nauczyciele wpisywali pozytywne?
To jest szczególnie polecane do pracy właśnie z dzieciakami z ADHD, bo one cały czas, na każdym etapie swojej edukacji, a w ogóle może i życia, doświadczają ciągłego strofowania, ciągłych takich porażek.
Jak już się zepnie w sobie i odrobi tę pracę domową, to okazuje się, że to była praca domowa sprzed tygodnia. I znowu porażka, i znowu lipa, i jeszcze wszyscy się śmieją, że generalnie to dziecko jest gapa i odrobiło nie tę pracę domową, co trzeba. Dlatego pozytywne wzmocnienia, supermoce to bardzo ważna kwestia, bo takie dziecko ze szkoły po iluś tam uwagach przychodzi i słyszy - tym razem od rodziców: znowu masz bałagan w pokoju, nie posprzątałeś, znowu nie wziąłeś worka na kapcie, dlaczego nie umyłeś jeszcze zębów - i tak dalej. Ciągle ktoś o coś się czepia, więc te dzieciaki poczucie własnej wartości mają zazwyczaj zaniżone absolutnie. Trzeba im więc pokazywać te ich supermoce, żeby miały szansę na prawidłowy rozwój i zdrową samoocenę.
Z obserwacji terapeutów, ale też ze statystyk wynika, że kiedy ADHD jest niezdiagnozowane lub niezaadresowane, często koreluje w późniejszym życiu z depresją czy zaburzeniami lękowymi.
Rzeczywiście, w około 30 proc. taka sytuacja może się wiązać właśnie z zaburzeniami z tej sfery depresyjno-lękowej. Kolejne 30 proc. to ryzyko uzależnienia, następne - ryzyko wystąpienia kwestii związanych z zachowaniami antyspołecznymi czy przestępczością. Przy niewłaściwie zaopiekowanym ADHD istnieje wysokie ryzyko, że pacjent pójdzie w jedno z tych zaburzeń lub w kilka naraz, bo one się wzajemnie nie wykluczają. Co trzeci będzie miał problemy depresyjno-lękowe, co trzeci z kolei będzie miał problemy z jakimś uzależnieniem, a następny co trzeci - na przykład kłopoty z różnymi antyspołecznymi zachowaniami. Nie oznacza to oczywiście, że już na pewno zostanie kryminalistą, tylko że na przykład wda się w jakąś bójkę i z tego powodu będzie miał problemy prawne. Bo jeżeli ktoś ma tak wysoki poziom impulsywności, to wdać się w bójkę to jest naprawdę chwila. Widzimy to też wśród naszych pacjentów na oddziałach.
A propos impulsywności: natknęłam się taki adekwatny, wydaje mi się, cytat na temat funkcjonowania dzieci z ADHD: "Mają mózg, jak rakieta, a hamulce od roweru".
Absolutnie się z tym zgadzam.
Mózg jak rakieta mają, jak każdy z nas, ale rzeczywiście większość z nas ma lepsze hamowanie
A jeżeli myślimy o takich neurobiologicznych podstawach, to faktycznie ADHD to przede wszystkim deficyt hamowania, bo u tych osób pobudliwość jest na odpowiednim poziomie, właściwie w normie. Natomiast to hamowanie jest na kiepskim poziomie i dlatego tak szybko przerzucają uwagę z miejsca na miejsce. To zależy od pobudzenia.
Nie potrafią utrzymać uwagi na jednym temacie, ponieważ to zależy od hamowania. Dlatego często wtrącają się do czyjejś wypowiedzi, nie mogą ustać w kolejce, nie są w stanie wytrzymać i mówią, zanim ktoś dokończy pytanie. Generalnie są niecierpliwe i się wiercą.
Ale to nie jest tak, że ich mózgi są szybsze od mózgów tych dzieciaków, które nie mają problemu z ADHD.
Czy dzieci obierają sobie jakieś strategie przetrwania? Bo wydaje się, że każde sobie jakieś obiera - żeby nie odstawać od grupy, jakoś sobie poradzić, na przykład w szkole czy w grupie rówieśniczej? Dlatego niektóre kogoś udają kogoś, podlizują się, imitują...
Te dzieci ciągle mają poczucie, że doświadczają jakichś porażek. Na przykład koledzy wyśmiewają się z chłopca, że jest gapowaty, więc on idzie w agresję. Bo przecież nikt mu nie powie, że jest gapą, jeśli wszyscy będą się go bali. To jest jedna z opcji.
Druga jest taka, że dzieciak będzie naśladował wszystkie zachowania grupy. Więc lgnie do tej grupy, nawet jeśli ona zachowuje się niewłaściwie.
Czasami u dziecka pojawia się też taka motywacja, że "skoro wszyscy mi mówią, że ja jestem taki niegrzeczny, to ja wam dopiero pokażę, co to znaczy być niegrzecznym".
I rzeczywiście wtedy mamy problemami z zachowaniem - widzimy, jak te dzieci potrafią być "niegrzeczne".
Mówiliśmy o supermocach. Czy z ADHD wiążą się jakieś wyjątkowe cechy lub predyspozycje?
Generalnie tak, bo to zazwyczaj są ludzie, którzy mają mnóstwo energii. Ona, owszem, może być ukierunkowana na "przeszkadzanie" na lekcji - ale też na sport czy muzykę. To są dzieci, które nigdy się nie męczą, więc może być tak, że dopiero po treningu piłki nożnej, tenisa czy judo wraca do domu o 20 i się wycisza. Ci ludzie mają "gadane", potrafią zjednywać sobie innych, mają fajną energię w kontaktach.
Śmieję, że pacjent z ADHD może i nie będzie urodzonym księgowym, ale urodzonym handlowcem, zagadującym i reklamującym różne rzeczy - jak najbardziej
A artystą? Czy ADHD wiąże się z kreatywnością?
Tak. To ludzie, którzy zwykle mają wiele zainteresowań i zajęć, co może być zarówno pozytywne, jak negatywne. Z jednej strony to dzieciaki o szerokich horyzontach, które interesuje wiele spraw. Z drugiej - mogą być postrzegane jako takie, które mają słomiany zapał, bo dopiero co grały w piłkę, teraz grają szachy, a później jest tenis, pływanie czy puzzle. Z ADHD wiąże się także zjawisko nazywane w literaturze "hiperfocusem". To zdolność maksymalnego i długiego skupienia uwagi na czymś, co w danym czasie czy w danej chwili budzi zainteresowanie.
Czyli: jeżeli coś mnie "jara", coś ma dla mnie duży ładunek emocjonalny i sprawia mi radość, to mogę to robić godzinami - i wtedy nie widać zaburzeń uwagi. Ktoś kiedyś powiedział, że ADHD jest głównie zaburzeniem czynności nudnych. Trudno, żeby wszystkie lekcje w szkole były ciekawe. Ale jeżeli moim konikiem będzie język angielski, to choćby nie wiem co, będę z tego angielskiego dobry. Miałem pacjentów, dla których takim konikiem była matma - zawsze piątki, poziom niemal na olimpiadę. Miałem też zapalonego historyka, który w czwartej klasie podstawówki znał i rozumiał historię na poziomie liceum. To może być zarówno historia, jak piłka nożna.
Warto znaleźć coś, na co dziecko ma ten "hyperfocus" - i to rozwijać. Mówimy o takich wyspach kompetencji: może z matmy czy z polskiego nie jest najlepsze, ale za to najlepiej pływa, najlepiej biega albo gra w piłkę.
To nie są "łatwe" dzieci. Czy ich wychowywanie i wspieranie wymaga od rodziców szczególnych kompetencji? Bo można prosić takie dziecko o umycie zębów czy założenie butów piętnaście razy, a ono nie zareaguje. Albo nie słyszy, albo jest pochłonięte w tym czasie czymś innym.
Ono realnie może nie słyszeć, ale nie dlatego, że ma jakkolwiek jest problem ze słuchem. Problem w tym, żeby ta informacja przebiła się przez ten cały szum informacyjny.
O ADHD mówimy także jako o zaburzeniu selektywności bodźców, które polega na tym, że z całego tego szumu informacyjnego ciężko jest dziecku wyłowić konkretną informację - że np. mama do niego mówi. Po drugie, nawet jeśli dziecko zacznie już robić to, o co je prosiliśmy, to w dowolnym momencie może się rozproszyć i zająć się czymś innym. A w nas rośnie frustracja, bo znowu coś, o co prosiliśmy, jest niezrobione. Natomiast u dziecka, któremu znów ktoś przeszkadza, przerywa jakąś jego aktywność, może dojść do wybuchu negatywnych emocji. I znowu mamy deficyt hamowania, rakietę z hamulcami od roweru. Wtedy meble potrafią latać po domu, bo niby jak dziecko ma sobie z tym poradzić?
Istnieją specjalne grupy wsparcia dla rodziców dzieci w spektrum autyzmu i z ADHD, bo zachowanie cierpliwości i okazywanie zrozumienia przy jednoczesnym stawianiu granic i konkretnych wymagań może być wyczerpujące. Jak ci rodzice mogą być ze swoim dzieckiem, wspierać się, wzmacnia, po prostu sobie radzić?
To, co zawsze działa, to stały plan dnia. To podstawowa kwestia, przy czym taka rutyna działa lepiej w przypadku młodszych dzieci. Trudniej będzie z nastolatkiem, który przeżywa kryzys adolescencji - a zawsze tłumaczę rodzicom, że dzieciaki z ADHD przeżywają go do sześcianu.
Wstajemy o 8., myjemy zęby, jemy śniadanie, ubieramy się, wychodzimy do przedszkola czy szkoły - i tak dalej.
Potem o 18 odrabiamy lekcje, o 19 czytamy czy oglądamy bajkę albo robimy cokolwiek innego.
Dzieci z ADHD o wiele lepiej funkcjonują w sztywnej strukturze dnia
Dajemy im też tylko jedno zadanie naraz. Bo jeśli poprosimy, żeby najpierw się ubrało, potem umyło zęby, a potem posprzątało zabawki, to zęby może umyje, ubierze się może do połowy, ale już na wykonanie trzeciego zadania nie ma szans.
Poza tym jego uwagę trzeba przywołać. Gdy w danej chwili wydajemy jedno polecenie: "chodź tu do mnie, popatrz na mnie, teraz idziesz wyrzucić śmieci", a dodatkowo prosimy, by powtórzyło, co ma zrobić, to pójdzie i te śmieci wyrzuci.
Chwilą wytchnienia dla rodziców czy opiekunów bywa tablet bądź telefon. Włączamy bajkę czy grę - i już, spokój. Jak to działa na dzieci z ADHD?
ADHD wiąże się z wyższym niż w populacji ogólnej ryzykiem uzależnienia, które nie dotyczy, jak zwykliśmy to sobie wyobrażać, tylko alkoholu czy narkotyków, ale też internetu, korzystania ze smartfona, gier komputerowych czy mediów społecznościowych.
Dzieci z ADHD bardzo to chłoną, dostają też szybkie poczucie gratyfikacji, bo to jest to jedna z niewielu rzeczy, na których one mogą się absolutnie skupić. Tam ta uwaga jest bowiem stale bombardowana i stymulowana.
Do tego dochodzi adrenalina związana z tym, jak się gra i rywalizuje z innymi. I jest to niebezpieczeństwo, że taki człowiek, doznający frustracji w życiu realnym, przeniesie się do świata online, bo tam ma szybszą, łatwiejszą gratyfikację. I tam nikt go w kółko nie strofuje.
Kiedy należy włączyć leczenie farmakologiczne?
Ani diagnozy, ani leków nie należy się bać. Generalnie zasada jest taka, że nawet jeżeli jest diagnoza, to najpierw wprowadzamy szereg oddziaływań pozafarmakologicznych. Chodzi tu chociażby o kwestie związane z tym ustalonym planem dnia, o których była mowa wcześniej. To jedna z najprostszych interwencji, która poprawia funkcjonowanie takiego młodego człowieka. Jeżeli ta bateria interwencji psychospołecznych okazuje się nieskuteczna, powinny wkroczyć leki.
Leki powinny też wkroczyć wtedy, gdy pacjent zaczyna rozwijać powikłania ADHD, czyli na przykład zaburzenia opozycyjno-buntownicze. Mamy z nimi do czynienia wówczas, gdy przez co najmniej sześć miesięcy występuje utrwalony wzorzec buntowania się, sprzeciwiania normom społecznym dorosłych, wybuchy złości, złośliwość, mściwość.
W przypadku rozwijania się tego typu powikłań albo powikłań typu: "poszedł do pierwszej klasy podstawówki i po trzech tygodniach już go chcą wyrzucić" włączenie leków jest jak najbardziej wskazane.
Ale rodzice leków się boją.
Myślę, że wynika to z braku rzetelnej informacji i nieporozumienia związanego z tym, że najpopularniejszy i najskuteczniejszy lek w Polsce, metylofenidat, jest uważany za lek narkotyczny. Owszem, mechanizm jego działania jest podobny, natomiast podstawowa różnica jest taka, że on nie powoduje euforii, a wzmaga koncentrację, skupienie się. Dzięki temu w 90% jest skuteczny. Leków nie trzeba się bać, bo one bardzo znacząco mogą poprawić funkcjonowanie dzieci i młodzieży.
Sestry wraz z ekspertami od przeciwdziałania dezinformacji przeanalizowały najczęstsze rosyjskie narracje w Ukrainie, Polsce, Niemczech i innych krajach Europy, to, jak te wiadomości są formatowane dla różnych odbiorców, gdzie najczęściej spotyka się rosyjską propagandę, jak odróżnić destrukcyjne treści i czy osiągają one swój cel.
Konstruowanie rzeczywistości
Propaganda zawsze próbuje skonstruować alternatywną rzeczywistość i stara się uczynić ją tak prostą, jak to tylko możliwe, wyjaśnia Lidia Smoła, profesorka w Kijowskim Instytucie Politechnicznym:
– Podam przykład: od tygodni krąży teza, że Trump zakaże dostarczania broni do Ukrainy. A Trump swoimi ekstrawaganckimi wypowiedziami daje podstawy do różnych interpretacji. Ta narracja, te ramy przekazu o dostawach broni dla Ukrainy, są stale wypełniane nowym wkładem informacyjnym.
To zaczyna wstrząsać społeczeństwem, a ono mówi: „To już koniec – przyjdzie Trump i będzie po nas”
Podstawowym celem Rosjan, kontynuuje Lidia Smoła, jest podział i demoralizacja:
– Chcą zdemoralizować tę część ukraińskiego społeczeństwa, która zajmuje się wolontariatem. Chcą sprawić, by ci ludzie pomyśleli, że nie ma sensu tego robić. Chcą zdemoralizować tych, którzy są na froncie, siać niezgodę za pomocą komunikatów typu: „Podczas gdy wy prowadzicie wojnę, oni bawią się na tyłach”. Innymi słowy, chcą wywołać konflikt między tymi, którzy walczą, a tymi, którzy są na tyłach. A także tymi, którzy wyjechali, a tymi, którzy pozostali w Ukrainie.
Rosja jest nie tylko aktywna, ale metodycznie analizuje wszystkie punkty bólu istniejące w Ukrainie
Propaganda dla Polski
Jeśli chodzi o Polskę, to głównym celem rosyjskiej propagandy jest dziś tworzenie atmosfery strachu, negatywnych emocji i dezinformacji, zaznacza dr Sonia Horonziak, dyrektorka Programu Demokracja i Społeczeństwo Obywatelskie w Instytucie Spraw Publicznych:
– Odbywa się to głównie poprzez rozpowszechnianie w internecie fake newsów, stylizowanych na autentyczne informacje prasowe. Dotyczą one głównie zaangażowania Polski w wojnę w Ukrainie, sytuacji na granicy oraz sytuacji wewnętrznej w kraju.
Strategicznym celem rosyjskiej propagandy w Polsce jest doprowadzenie do sytuacji, w której dominować będą nastroje nawet nie prorosyjskie, ale wobec Rosji neutralne, a także nastroje antyamerykańskie i antyeuropejskie – mówi Michał Marek, kierownik Zespołu Analiz Zagrożeń Zewnętrznych w NASK:
– Głównym celem Rosji jest wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej i NATO, tak aby nie było w niej wojsk i baz naszych zachodnich partnerów
Ale po drodze do tego celu realizują też mniejsze cele. Na przykład stymulują nastroje antyukraińskie, by Polska i polski rząd zmniejszyły swoje wsparcie dla Ukrainy.
Czy im się to udaje? Michał Marek uważa, że nie do końca. Ale udaje im się dolewać oliwy do ognia w kwestiach, które najbardziej irytują zarówno Ukraińców, jak polityków.
Techniki propagandowe
„Przestańcie wspierać Ukrainę” – to od jakiegoś czasu główna rosyjska narracja w Niemczech, mówi Lea Frühwirth, starsza badaczka w Niemieckim Centrum Monitoringu, Analiz i Strategii (CeMAS):
– Może to przybierać różne formy, np. stwierdzeń o zagrożeniach ze strony ukraińskich uchodźców lub o tym, że dalsze wspieranie Ukrainy zagraża niemieckiej gospodarce. Regularnie monitorujemy również treści, które sugerują, że wspieranie Ukrainy naraża Niemców na bezpośrednie ryzyko wojny.
Znakiem rozpoznawczym prorosyjskich treści jest to, że główny ich temat koncentruje się na Ukrainie i tworzeniu określonego obrazu konfliktu, by odstraszyć ludzi od wspierania Ukrainy – kontynuuje Lea Frühwirth. Jest też nacisk na atakowanie obecnego niemieckiego rządu, co zbiega się z celem Rosji, jakim jest powolna destabilizacja sytuacji w Ukrainie.
W ostatnich tygodniach Rosja stosuje na ukraińskim polu informacyjnym taktykę, którą można nazwać „męczeniem materiału”. Rosjanie mają nadzieję, że wyczerpane psychicznie i emocjonalnie społeczeństwo ukraińskie w pewnym momencie zaakceptuje fakt zamrożenia wojny i zgodzi się na utratę terytorium, zaznacza prof. Lidia Smoła. Rosyjska propaganda próbuje przerzucić całą odpowiedzialność za wojnę wyłącznie na ukraińskie władze – choć i do nich jest wiele pytań, bo brak wysokiej jakości komunikacji, brak publicznej i przejrzystej dyskusji na ważne tematy daje rosyjskiej propagandzie pole do działania.
– I Rosja nad tym pracuje – mówi prof. Smoła. – Gdyby system komunikacji strategicznej na szczeblu rządowym działał prawidłowo, gdyby media nie starały się szybko wypełnić przestrzeń informacyjną prowokacyjnymi i manipulacyjnymi nagłówkami, ale były zdeterminowane, by informować opinię publiczną w zrównoważony sposób, sytuacja mogłaby wyglądać inaczej. No i jest również problem z tym, co mówią eksperci.
W dzisiejszych czasach każdy może nazwać się ekspertem, a to całkowicie niweluje znaczenie ekspertyzy jako takiej
Sonia Horonziak zauważa, że w polskiej przestrzeni informacyjnej manipulacje i fake newsy są najczęściej powielane w Internecie, zwłaszcza w głównych portalach społecznościowych, a także przez skrajnie prawicowe serwisy. Często te informacje początkowo wywołują silne emocje, przedstawiają polski rząd w skrajnie negatywnym świetle i akcentują wydarzenia, które mają bardzo negatywny wpływ na polskie społeczeństwo.
– Rozpowszechniane wiadomości często łączą częściowo prawdziwe informacje lub zdjęcia, ale nadają im fałszywy kontekst – mówi Horonziak. – Widzimy na przykład autentyczne zdjęcie, tyle że jest ono związane z zupełnie innym niż opisywane w tekście wydarzeniem z przeszłości.
Rośnie też rola sztucznej inteligencji w tworzeniu coraz bardziej wyrafinowanych fałszywych zdjęć lub filmów przedstawiających określone wydarzenia lub osoby, najczęściej ze świata polityki
Jeśli chodzi o strukturę, kampanie dezinformacyjne takie jak „Sobowtór” są dobrze zbadane i zwykle przebiegają według tego samego schematu. Są więc dość łatwe do zidentyfikowania, ocenia Lea Frühwirth:
– Na przykład jeśli w moim kanale wiadomości pojawiłaby się jakaś strona informacyjna, która wygląda jak strona znanej niemieckiej gazety, ale rozpowszechnia tylko jednoznacznie prorosyjskie materiały, z miejsca stałabym się ostrożna.
Kanały wpływu
Istnieje kilka kanałów fałszywej komunikacji, dodaje Lea Frühwirth. Po pierwsze, dochodzi do prób wypełnienia przestrzeni informacyjnej dezinformacją na tematy interesujące Rosję. Wydaje się jednak, że są one bardziej skoncentrowane na ilości wiadomości niż na ich jakości:
– Aby można było manipulować, treści nie muszą nawet zawierać jawnych kłamstw. Zwykłe akcentowanie jednej części problemu i pomijanie drugiej lub przedstawianie się źródła treści jako „obywatel Niemiec wyrażający zaniepokojenie” (gdy w rzeczywistości to bot), również wprowadza w błąd. Z drugiej strony, istnieją też lokalni prorosyjscy influencerzy, którzy powtarzają typowe dla Kremla kwestie. Zwykle nie możemy powiedzieć, jaka jest ich motywacja – mogą być opłacani, ale mogą też po prostu sami wierzyć w to, co piszą.
Wojna przeciwko Ukrainie jest jednym z tematów wykorzystywanych codziennie przez twórców fałszywych wiadomości. Tak wynika z raportu SCIENCE+, największej sieci dziennikarskiej przeciwdziałającej dezinformacji w Europie Środkowej. W 2024 r. nie dodano żadnych nowych kluczowych narracji dezinformacyjnych, a już istniejące zostały dostosowane do bieżących wydarzeń. Raport dokumentuje manipulacje dotyczące zagrożenia wojną z Rosją, dzielenie społeczeństw ze względu na ich stanowisko w sprawie Ukrainy i tworzenie mitu konfliktu między „Zachodem” a „Wschodem”. Narracje te były częścią zmasowanych ataków na demokratyczne wybory na Słowacji, w Bułgarii, Mołdawii i Rumunii.
Najczęstszym celem dezinformacji są ludzie młodzi. Większość z nich nie akceptuje tradycyjnych mediów i czerpie informacje od mało wiarygodnych influencerów. To sprawia, że częściej popierają polityków radykalnych lub populistycznych.
Przykładem jest Rumunia, gdzie Trybunał Konstytucyjny unieważnił wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich po tym jak prezydent Klaus Iohannis odtajnił dane wywiadowcze. Wykazały one, że Rosja zorganizowała tysiące kont w mediach społecznościowych dla promowania radykalnego prorosyjskiego polityka Calina Georgescu za pośrednictwem TikToka i Telegrama.
W 2025 roku w Polsce odbędą się wybory prezydenckie. Michał Marek jest przekonany, że Rosja z pewnością będzie chciała mieć na nie wpływ:
– Ale w naszej obecnej sytuacji w Polsce scenariusz rumuński jest mało prawdopodobny. Oni nie będą w stanie poważnie wpłynąć na te wybory.
Prorosyjscy agenci mogą mieć wpływ, jeśli chodzi o wybory parlamentarne. Ale gdy mówimy o wyborach prezydenckich, nie przeceniałbym ich możliwości
Taktyka, markery, skuteczność propagandy
Propaganda ma tendencję do wywoływania skrajnych emocji, wyjaśnia Sonia Horonziak:
– Trzeba sobie zadać pytanie: „Dlaczego nie usłyszałem tej informacji z telewizji publicznej czy radia?”. Po drugie, powinieneś weryfikować informacje w różnych oficjalnych źródłach – najczęściej nie są one w żaden sposób potwierdzone. Niektóre sieci społecznościowe dodają również informacje o kontekście danej informacji, co może wpływać na jej postrzeganie, dlatego zawsze warto szukać dodatkowego kontekstu.
Popularne narzędzia rosyjskiej propagandy obejmują agresywną retorykę, groźby, zastraszanie i szantaż nuklearny. Podczas tzw. orędzia na koniec roku prezydent Rosji powtórzył tezę, że nie ma systemów obrony powietrznej zdolnych do zestrzelenia rakiety „Oriesznik”. Według Putina nawet systemy obrony przeciwrakietowej dostępne w Polsce i Rumunii nie przechwycą tego pocisku. Istnieje jednak pewien odsetek ludzi w Polsce, którzy są pod wpływem rosyjskiej propagandy i mogą traktować takie groźby poważnie, a inne rosyjskie narracje uważają za prawdziwe, podkreśla Michał Marek.
– Generalnie wydaje się, że polskie społeczeństwo się tego nie obawia – ocenia ekspert. – Wyraźnie widać, że przez dużą część Polaków wojna w Europie między NATO a Rosją jest postrzegana jako realna. Jednak same pogróżki, np. dotyczące „Oriesznika”, nie są tym, w co my, Polacy, masowo wierzymy. Rosjanie straszą nas od wielu lat – i uderzeniami nuklearnymi, i tym, że bez rosyjskiego gazu zamarzniemy na śmierć.
Nowe pogróżki są więc postrzegane przez większość jako nowy straszak. Szczerze mówiąc, skuteczność takiej rosyjskiej propagandy nie jest zbyt wysoka
Krytyczne myślenie
Jednak jak ocenia Lea Frühwirth, każdy może dać się nabrać na propagandę:
– Ludzkie przetwarzanie informacji jest niedoskonałe. Wszyscy musimy więc ustanowić podstawowy poziom świadomości i krytycznego myślenia. Aby być na bieżąco z tym, co dzieje się na świecie, radziłabym korzystać z wiarygodnych i renomowanych mediów, które przestrzegają standardów dziennikarskich. Z drugiej strony media społecznościowe to infosfera, w której musimy być przygotowani na możliwość bycia narażonymi na treści wprowadzające w błąd. Jeśli zauważysz, że coś nagle wywołuje w tobie nadmierne emocje, powinieneś zrobić krok do tyłu i trzeźwo to ocenić, by nie przyczyniać się do dezinformacji.
Rosyjska propaganda zazwyczaj dzieli świat na „czarny” i „biały”, „obcy” i „nasz”. I stara się narzucić ten podział Ukraińcom, wywierając presję na ich emocje przez wszystkie te wizualizacje, publikowanie filmów z zabitymi ukraińskimi wojskowymi itp. – zauważa Lidia Smoła.
– Sygnałem, że masz do czynienia z propagandą, jest to, że jesteś zachęcany do podejmowania impulsywnych, emocjonalnych działań. Na przykład wchodzisz na media społecznościowe i widzisz zdjęcie nieznajomego, który zwraca się do ciebie z emocjonalną prośbą: „Proszę, polub to, bo jadę na front”. A potem widzisz tysiące polubień pod takimi wiadomościami. Dlaczego? Bo ludzie chcą czuć się zaangażowani w coś ważnego i rzadko myślą o tym, jak takie strony są wykorzystywane i co jest za ich pośrednictwem udostępniane.
Dlatego ważne jest, by krytycznie oceniać zasoby i nie dać się zmanipulować wezwaniom do natychmiastowego działania
Dla Ukrainy ważny jest również czynnik przygnębienia, stale podsycany przez wrogich propagandystów. Ogromne znaczenie ma tu teza o niezwyciężoności Rosji, zaznacza Lidia Smoła:
– To działa jak huśtawki emocjonalne: od euforii do depresji, kiedy ludzie piszą: „Wszystko stracone, nie możemy wygrać, Rosja wygrywa”. W takich sytuacjach zawsze zadaję sobie pytanie: „Gdzie była Rosja w 1922 roku z tą swoją potężną i wyszkoloną armią – a gdzie jest teraz?”.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Możliwość zawarcia małżeństwa online to ważne wsparcie dla żołnierzy i ich rodzin. W ciągu dwóch i pół roku wojny ukraiński system rejestracji małżeństw ewoluował w usługę, która nie ma odpowiedników na świecie.
Wyły syreny, my byliśmy szczęśliwi
W lutym 2023 r. w państwowym serwisie Diia, ukraińskim odpowiedniku polskiego programu mObywatel, wprowadzono możliwość złożenia wniosku o rejestrację małżeństwa online.
Słowo „formalność”, którym przed wojną często określano zawieranie małżeństw w Ukrainie, nabrało nowego znaczenia. Pobranie się w czasie wojny wzmacnia więzi i zaufanie między partnerami, a kobiecie zapewnia korzystny status prawny w przypadku zranienia lub śmierci małżonka-żołnierza. Pozwala jej być z mężem, jeśli znajdzie się na intensywnej terapii, podejmować decyzje dotyczące jego leczenia czy ubiegać się o spadek, jeśli umrze.
Iryna i Danił pochodzą z Pierwomajska w obwodzie mikołajowskim.
– Już na naszym pierwszym spotkaniu Danił powiedział mi, że zostanę jego żoną – wspomina Iryna. – Kiedy jechałam do Pokrowska, by go odwiedzić, czułam, że mi się oświadczy. Idąc przez tę część miasta, która przetrwała ataki Rosjan, dotarliśmy do parku. Wtedy uklęknął i poprosił mnie o rękę. Rozległo się wycie syren, ale my już prawie ich nie słyszeliśmy – tak byliśmy sobą zauroczeni i szczęśliwi, że jesteśmy razem.
Iryna powiedziała: „tak”, lecz ślub musiał poczekać. Danił rzadko opuszczał linię frontu. W ciągu 2,5 roku wojny widzieli się tylko pięć razy – podczas jego krótkich urlopów lub gdy Iryna odwiedzała go w najbliższym mieście frontowym
Postanowili złożyć przez Internet wniosek o zawarcie małżeństwa – na stronie Diia taka opcja była dostępna. Irina wypełniła formularz, a Danił potwierdził wniosek e-mailem, gdy tylko złapał dostęp do sieci.
Wybrali datę ceremonii w urzędzie stanu cywilnego i zapłacili 1100 hrywien (około 105 zł) opłaty skarbowej. Siostra pana młodego specjalnie przyjechała na ten dzień z zagranicy, jednak do ślubu nie doszło – dowódca nie dał Danile przepustki. Sytuacja na froncie była bardzo trudna, liczył się każdy człowiek...
– Daniło jest oficerem i ma pod komendą żołnierzy, więc się nie kłócił, chociaż do końca liczyliśmy na cud – mówi Iryna. – Złożyliśmy więc podanie po raz drugi. Wybraliśmy nowy termin – i czekaliśmy.
Słabość starego systemu
Miłość Iryny i Daniły to długa historia. Poznali się, gdy mieli po 16 lat (teraz mają po 30). To już ich trzecia próba związania się na stałe.
– Za pierwszym razem byliśmy młodzi i naiwni – wspomina Iryna. – Potem znowu zaczęliśmy się spotykać, ale i tym razem nie wyszło. Byłam wtedy w długotrwałym związku, ale on nie przyniósł mi szczęścia, często wspominałam Daniłę. Po raz trzeci spotkaliśmy się dwa lata temu. Od pierwszych dni inwazji Daniło bronił Ukrainy. Wojna bardzo go zmieniła. Stał się odważny, odpowiedzialny i kompetentny. Zawsze był miłością mojego życia.
Przy drugiej próbie ożenku za Daniłą wstawił się u dowódcy cały jego pluton. Dostał 10-dniowy urlop.
– Uroczystość nie była wielka. Pojechaliśmy do Odessy, mieliśmy tam ładną ślubną sesję zdjęciową, a potem wróciliśmy do Pierwomajska i się pobraliśmy. Jedynymi gośćmi byli rodzice mojego narzeczonego, mój brat i mama. Taty nie było, bo też broni Ukrainy.
Historia Iryny i Daniły ilustruje słabość starego systemu – konieczność wypuszczania żołnierzy na ślubne przepustki często dezorganizowała pracę ich dowódców na froncie. Władze uznały więc, że aplikacja Diia powinna umożliwiać żołnierzom zawieranie małżeństw zdalnie, za pośrednictwem internetowej transmisji wideo.
Przytuliłam ją, żeby nie płakała
Wszystko, co trzeba w takim przypadku zrobić, to wysłać wniosek za pośrednictwem aplikacji Diia, poprosić partnera/partnerkę o zgodę i wybrać datę ceremonii, która odbędzie się online. Urzędnik stanu cywilnego poświadcza zgodę, a nowożeńcy podpisują akt małżeństwa za pomocą podpisu elektronicznego.
Jak informuje Waleria Kołomiec, wiceministerka sprawiedliwości Ukrainy ds. integracji europejskiej, w ciągu pierwszych trzech miesięcy od uruchomienia usługi zdalne śluby zawarło prawie 1500 par. Wśród nich było dwoje ludzi z Kałusza, miasta w obwodzie iwanofrankiwskim.
– Delikatnie ją przytuliłam, żeby nie płakała – mówi nam pracowniczka urzędu stanu cywilnego w Kałuszu.
– Ta młoda i piękna kobieta trzymała w ręku telefon i nie mogła oderwać wzroku od ekranu. A jej ukochany, silny mężczyzna w wojskowym mundurze, mówił, że ją kocha i nigdy by nie pomyślał, że poślubi ją przez telefon
Jak się pobrać przez telefon
Cały proces zawierania małżeństwa – od złożenia wniosku do ceremonii ślubnej – odbywa się online. Partner lub partnerka otrzymuje powiadomienie (oświadczyny), na które musi odpowiedzieć w ciągu 14 dni. Funkcja ta jest dostępna dla każdego pełnoletniego obywatela i obywatelki Ukrainy pod warunkiem, że:
* posiada zweryfikowany numer podatkowy,
* używa swojego dowodu osobistego lub paszportu w Diia,
* nie jest w innym związku małżeńskim (lub ma wpis o rozwodzie w urzędzie stanu cywilnego).
Możliwość ta nie dotyczy jednak par, w których choćby jedna osoba jest obywatelem nie tylko Ukrainy, ale także innego kraju.
Rozwód za oświadczyny
W pierwszych dniach działania nowej funkcji użytkownicy postanowili przetestować aplikację – i znaleźli wiele błędów technicznych. Na przykład niektóre pary, które były już małżeństwem, mogły ponownie wysyłać sobie nawzajem propozycje zawarcia związku. Zdarzyło się też, że jeden z użytkowników wysłał kilkanaście oświadczyn do różnych kobiet i otrzymał kilka pozytywnych odpowiedzi.
Natalia Sawinowa, doktorka prawa, podzieliła się z nami ciekawą historią. Otóż jej klientka zobaczyła w telefonie męża oświadczyny, które wysłał do innej kobiety za pośrednictwem aplikacji Diia. Zrobiła więc zrzut ekranu i złożyła pozew rozwodowy. Ma nadzieję, że dzięki temu dowodowi sąd pozwoli jej rozwieść się szybko, bez ustanawiania okresu umożliwiającego ewentualne pojednanie.
W pierwszych dniach działania aplikacji Ukraińcy wystosowali w sieci aż 416 000 oświadczyn. Liczba pozytywnych odpowiedzi wyniosła 49 282.
Po pierwszych 24 godzinach dostępności aplikacji Ukraińcy musieli rezerwować daty ślubu już z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Przeciążona aplikacja zawieszała się, nie przyjmowała podpisów cyfrowych i nie przesyłała dokumentów
Od Instagrama do ślubnego kobierca
Ołena i Jurij z Kijowa chcieli wziąć ślub na wiosnę, ale on nie mógł dostać przepustki. Oświadczył się więc podczas rozmowy wideo, zamówił pierścionek i wysłał go kurierem. Ślub wzięli za pośrednictwem Diia.
– Forma, w której się pobraliśmy, jest logiczną kontynuacją tego, jak zawarliśmy ze sobą znajomość – mówi Ołena. – Zaczęło się od tego, że Jurij zasubskrybował mój blog kulinarny na Instagramie i polubił wszystkie moje przepisy. A później zdecydował się zaprosić mnie na randkę.
Pomimo problemów technicznych, nieufności niektórych ludzi wobec innowacji cyfrowych i obaw o bezpieczeństwo danych, nowa usługa to dowód, że nawet w najtrudniejszych warunkach Ukraińcy znajdą sposób, by być razem, zakładać rodziny i je chronić
<frame>W pierwszym roku inwazji w Ukrainie nastąpił gwałtowny wzrost liczby małżeństw – o 4% w porównaniu z ostatnimi latami przedwojennymi. Jednak w 2023 r. ten trend gwałtownie osłabł: nowych małżeństw było już 16% mniej. Ich lwia część jest zawierana w regionach, które toczą się działania wojenne, w szczególności w obwodzie charkowskim.
W zachodniej Ukrainie nowych małżeństw jest o 20% mniej. <frame>